Galeria, centrum, center

Transkrypt

Galeria, centrum, center
marta smagacz
galeria,
centrum,
center
W polskich miastach, często wciąż szarych
i zaniedbanych, pojawiają się barwne przestrzenie. Jeszcze kilka lat temu kolorowe były jedynie
ich wnętrza wypełnione tysiącami produktów,
ale wielkie blaszane pudła i tak budziły emocje
mieszkańców, bo oznaczały możliwość wyboru.
A możliwość wyboru przywracała mieszkańcom-konsumentom „podmiotowość”: pozwalała obejrzeć, dotknąć, spróbować, kupić. Krytyczne głosy
na temat hipermarketów, bo o nich mowa, pojawiły
się bardzo szybko. Naukowy dystans w obserwacji
fenomenu hipermarketów zachowywali badacze
społeczni, dochodząc jednak do wniosków podobnych do tych, które kilka dekad wcześniej pojawiły
się w zachodnioeuropejskich i amerykańskich
analizach socjologicznych. Zwracano więc uwagę
na to, że przynależąc do rzeczywistości globalnej,
hipermarkety stanowią nowy typ przestrzeni, który
w opozycji do posiadającego tożsamość „miejsca”
jest „nieumiejscowioną przestrzenią”, „nie-miejscem” (Marc Augé), „przestrzenią przepływów”
(Manuel Castells). Te metaforyczne, niemal poetyckie określenia mają oddawać nie tylko globalną
homogenizację wzorów kultury konsumpcyjnej, ale
i sposób, w jaki hipermarkety są traktowane przez
ich użytkowników:
ludzie „przepływają” przez nie,
tak jak przemieszczają się przez lotniska czy autostrady. Nie traktują ich emocjonalnie, nie naznaczają
swoją obecnością.
fot.: archiwum galerii kazimierz
– o tożsamości współczesnego miejsca handlu
fot.: tomasz poziemski
równe możliwości i równe prawa,
przestrzeń, która jest dla nas ważna. Przeciwwagą
dla nieumiejscowionej przestrzeni hipermarketów
mogłoby być centrum miasta, dzielnica czy osiedle. Niestety rzadko tak się dzieje, bo przestrzeń
publiczna kurczy się, jest prywatyzowana (przez
komercję czy tzw. zamknięte osiedla) i ulega stopniowej degradacji, nie nadążając za społecznymi
oczekiwaniami.
Nadążają za nimi „nowe centra” handlowo-rozrywkowe, wobec których dotychczasowe kategorie
analityczne wydają się tracić swój eksplanacyjny
potencjał. Nieoczywista jest bowiem teza, że
są „przestrzeniami nieumiejscowionymi” czy „nie-miejscami”. Nieoczywista staje się ich funkcja
wyłącznie handlowa, choć nie trzeba być specjalistą
od marketingu, aby wiedzieć, że inwestorzy kierują
się interesem ekonomicznym. Prywatyzują miejską
przestrzeń, ale ich projektanci wydają się bardzo
świadomi potrzeb mieszkańców współczesnego
miasta. Czym różnią się te projekty od „tradycyjnych”
hipermarketów?
Po pierwsze, znajdują się nie na obrzeżach
miasta, a w śródmieściu lub w jego pobliżu. Inwestorzy wykorzystują przestrzenie i budynki, które
swoją świetność przeżywały w okresie prosperity
przemysłu, a które w warunkach gospodarki opartej
na kapitale miękkim utraciły znaczenie i uległy degradacji. Dawne zabudowania fabryczne, magazyny,
obszary pokopalniane przeznacza się więc na produkcję i konsumpcję marek, symboli i usług. Z tym
wiąże się druga cecha: centrum handlowe zaczyna
pełnić nowe funkcje,
symulując tradycyjne centrum miasta.
Staje się nie tylko miejscem rozrywki (kina, kręgielnie), ale deklaruje również możliwość realizowania
tych potrzeb, które od zawsze realizowaliśmy
w przestrzeni publicznej: na miejskim rynku, placu,
alei. Nowa jakość przestrzeni tworzy się poprzez
naznaczenie miejsca jako Galerii, Centrum, Center
fot.: marta smagacz
Udział jednostek w tej pozbawionej lokalnego
rysu przestrzeni ma negatywne konsekwencje dla
nich samych: wykorzenia, rodzi dylematy związane
z własną tożsamością, budzi poczucie zagubienia
i osamotnienia. Jak pisał Benjamin Barber, „świat
znajdujący się u progu przełomu tysiącleci staje
się coraz bardziej zatłoczony: za dużo w nim ludzi,
za wiele anarchii, za dużo wojen, za wiele zależności.
Dotknięci skutkami tego natłoku – poszukujemy,
często bezskutecznie, przyjaznych przestrzeni
do życia, wspólnego gruntu, gdzie możemy okazać
nasze odmienności czy swobodnie je zachować:
upatrujemy miejsc, w których możemy wspólnie
o sobie decydować, bez konieczności poddawania
naszej zróżnicowanej natury osobliwym nałogom
komercji i konsumeryzmu. Oto miejsce, którego
poszukujemy. Miejsce, które pozwala na pełnię ekspresji »ciebie« i »mnie«, »nas« i naszej wspólnoty;
miejsce, w którym abstrakt »my« odsłania ślady
prowadzące do ciebie i do mnie”. Takim miejscem,
o którym pisze Barber, powinna być przestrzeń
publiczna – przestrzeń, w której mamy
i uzupełnienie go nazwą regionu, miasta czy dzielnicy
(Silesia, Mokotów, Kazimierz). Funkcję zakorzeniającą pełni również architektura wpisująca się (w sposób mniej lub bardziej udany) w lokalny kontekst.
Wszystko to ma budować tożsamość miejsca, a więc
jego specyfikę i pamięć o przeszłości, oraz ułatwiać
identyfikowanie się z nim użytkowników. Wnętrze
symuluje przestrzeń publiczną, z jej ulicami, placami,
drogowskazami, ławkami, fontannami. Jeśli alejki,
to jak w Silesia City Center: Mysłowicka, Gliwicka,
Rybnicka. Jeśli obwarzanki w Galerii Kazimierz,
to sprzedawane tak, jak na ulicach Krakowa. Wreszcie, jeśli błądzić w galerii, to z przyjemnością, jak
w zbudowanym „na ludzką miarę” miasteczku. Zaprojektowana w ten sposób przestrzeń przypomina
opisywane przez Jeana Baudillarda symulakry: kopia
staje się tu oryginałem. Ale nowe centrum nie jest, jak
hipermarket, światem zamkniętym i odizolowanym
od otoczenia. Do wnętrza dociera światło naturalne,
a poprzez zagospodarowanie przestrzeni dookoła
fot.: tomasz poziemski
zacierane są granice obszaru.
10
W większości wypadków do głównego budynku
przylegają placyki z ławkami i dodatkowe pawilony
handlowe, ale na Śląsku pojawiła się też kaplica.
Nie podejmę się tutaj odpowiedzi na pytanie, czy był
to jedynie zabieg promocyjny, można jednak zakładać, że jest to zapowiedź rewolucyjnego poszerzenia
funkcji centrów tego typu.
Wszystkie te elementy mają budować wrażenie,
że znajdujemy się w miejscu publicznym, czyli takim,
do którego wszyscy mamy równe prawo. Ma to być
fot.: tomasz poziemski
jest stworzenie takiego modelu współpracy prywatnych inwestorów i instytucji publicznych, którego
celem byłoby dobro publiczne. Byłby to proces pracochłonny i wymagający dużego zaangażowania obu
stron, ale sprawa jest ważna, bo dotyczy na przykład
dzieci, dla których galeria handlowo-rozrywkowa staje się „ulicą XXI wieku”. To właśnie tu coraz częściej
spędzają czas wolny, również bez opieki dorosłych.
Tu młodzi ludzie uczą się „dorosłego” funkcjonowania
w tłumie, w grupie rówieśniczej, wśród innych anonimowych dorosłych. Zarządzający centrami widzą
interes w obecności dzieci i młodzieży, bo nawet
jeśli nie są „dobrymi konsumentami” dziś, to warto
ich „oswajać” – na jutro. Organizowane na terenie
nie tylko „moje miejsce”, jak reklamuje się jedna
z galerii, ale też „magiczne miejsce [...] spędzania
czasu na zakupach, rozrywce, pogawędkach w kawiarniach czy spotkaniach w restauracjach”. „Plac
Historyczny z zabytkowymi kamienicami będzie
miejscem koncertów, imprez rozrywkowych, pokazów i wystaw” – zapowiadają ci sami inwestorzy
w innym mieście.
Tego z konieczności krótkiego opisu fenomenu
nowych centrów handlowych nie zakończą wnioski bezdyskusyjne. O ile bowiem nie sposób nie
zgodzić się z badaczami, którzy zwracają uwagę
na niebezpieczeństwo wypierania „obywatela” przez
„obywatela-konsumenta”, utożsamiającego się
z przestrzenią o tyle, o ile może ją i zawarte w niej
dobra konsumować, to „obrażenie się” na centra
handlowe nie zmieni rzeczywistości społecznej.
Niezbędna jest refleksja nad nową przestrzenią.
Jest bardzo prawdopodobne, że jej użytkowników przyciąga nie tylko oferta handlowa, namacalne
dobra, luksus butików, ale również jej jakość: jest
i daje poczucie bezpieczeństwa. To także przestrzeń zglokalizowana, funkcjonująca jednocześnie
w dwóch wymiarach: globalnym i lokalnym (oswojonym, znaczącym). Świadomość walorów przestrzeni
centrów powinna być wskazówką dla tych, którzy
mają wpływ na zmiany w przestrzeni publicznej.
Jednocześnie warto rozważyć, czy przestrzeń
centrów i życie publiczne definitywnie oznaczają coincidentia oppositorum. Czy rzeczywiście niemożliwe
fot.: tomasz poziemski
uporządkowana, czytelna, czysta
11
galerii konkursy i imprezy dla szkół można postrzegać w kategoriach marketingowego chwytu, ale jeśli
zjawiska tego nie jesteśmy w stanie zahamować,
warto zastanowić się, czy atrakcyjnego potencjału
prywatnej przestrzeni nie należałoby wykorzystać
pro publico bono.
Polecamy:
Globalizacja i my. Tożsamość lokalna wobec
trendów globalnych, red. R. Piekarski, M. Graban,
Kraków 2003.

Podobne dokumenty