Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Jacek Dukaj Wroniec Wydawnictwo Literackie Kraków 2009 oprawa twarda 248 stron cena 39, 90 zł 222 Bajka, powieść grozy, fantastyka, groteska, przygoda, horror? Stan wojenny, o którym tak dawno nic nie pisano, nagle zostaje wzięty na warsztat przez wybitnego prozaika i jawi się w zupełnie nowym świetle. Jacek Dukaj udosłownił grozę i absurd systemu, opisując stan wojenny z perspektywy małego chłopca, któremu Wroniec zabrał tatusia, mamusię, siostrzyczkę, wujka i babcię, i który razem z Opornym sąsiadem naiwnie i heroicznie próbuje przeciwstawić się potędze systemu i uratować rodzinę ze szponów złowrogiego ptaszyska. Ale bajkowa fabuła to jeszcze nic. Powieść pełna jest aluzji, podtekstów, wielopiętrowych odniesień do dylematów tych i tamtych czasów. Dla Adasia, jak i dla tysięcy innych dzieci, stan wojenny rozpoczął się obrazem „brzydkich panów” w telewizji zamiast dobranocki. Gadające głowy bez przerwy recytowały swoje formułki w telewizorach, Milipanci rozmnożyli się na ulicach, teren patrolowały Suki, Złomoty i czujne szpice Szpicli. Wroniec porywał do siebie ludzi. Zabrał też i rodzinę Adasia, który odtąd musiał uciekać i ukrywać się z Panem Betonem, potężnym gabarytowo przedstawicielem klasy robotniczej. Obrazy Polski roku 1981 zdają się być niemal dosłownie uchwycone z poziomu wybujałej wyobraźni małego chłopca, który mocno wierzy w zasady, które rządzą bajkami − nie ma zła, którego nie da się pokonać dobrem, a wyobraźnia jest kluczem otwierającym wszystkie drzwi. Przepustka, czyli zwykła kartka papieru z imieniem Adasia, którą chłopiec sam sobie sporządził na maszynie do pisania swojego ojca, wystarcza do wylegitymowania się po Godzinie Kruka, innych pałują na śmierć za brak dokumentów. Jednak świat dorosłych przerasta chłopca, jest olbrzymi, niezrozumiały, nielogiczny, pełen pułapek i absurdów, które Adaś naiwnie próbuje poukładać sobie w głowie. Ludzie stoją w kolejce przed zamkniętym sklepem i wrastają w ziemię, zupełnie dobrowolnie i świadomie zapuszczają korzenie, wykłócają się nawet o miejsce swojego wegetowania. Inni poruszają się po ulicach ukradkiem, ze wzrokiem wbitym w ziemię, blisko szarych murów, nie reagują na pytania, są martwi. Każda czynność staje się bezuczuciowa, bezwiedna, bezrefleksyjna. Każda czynność rządzi się osobnymi regułami, staje się podsystemem. Każda czynność jest przez ten system monitorowana. Dlaczego ludzie mu ulegli, zrutynieli i zszarzeli? Może za sprawą Maszyny-Szarzyny? Czy to ona sprawia, że ludzie na ulicy są bez koloru, nijacy, wyblakli i pozbawieni duszy? Czy ludzi z przebitym przez pióro Wrońca sercem da się uleczyć? Czy naprawdę przed systemem nie ma ucieczki? A co, jeśli pochłonie najbliższych? Adaś, chłopiec o nieskażonym sercu, czystym umyśle i wrodzonej dobroci, jako jedyny potrafi skutecznie oprzeć się Wrońcowi. Jest niemal niezniszczalny, „wyszedł spod Maszyny-Szarzyny i nic”. Wisi nad nim magiczna aura, chroni go niewidzialna moc, jak Harry’ego Pottera, Alicję w Krainie Czarów, Małego Księcia i innych bohaterów. Po mieście prowadzi go konspiracyjna U-Lotka, dzięki której lata nad dachami i szpicami Szpicli. Intuicyjnie odróżnia dobro od zła i rozumie też, że ci wszyscy zszarzali ludzie nie są źli, a jedynie chorzy, bo uwiódł ich Wroniec. Nawet sam Wroniec, choć jest źródłem nieszczęść narodu, nie jest esencją zła. Grudniowa Warszawa nie jest więc czarno-biała. Jej kolory rozciągają się między szarością a jaskrawością. Najbardziej kolorowi są Cinkciarze, którzy „robią Interesy z Wrońcem i dają Cynk”. Kolorowi są również Oporni, czyli Pozycjoni- Oporni, czyli Pozycjoniści, „palą papierosy, piją herbatę i wzdychają”. ści. „Palą papierosy, piją herbatę i wzdychają”. Strukturę opozycji najwyraźniej widać w scenie w kościele, gdzie Pan Beton, Pan Oporniejszy, ksiądz i staruszek spierają się o metody walki. „Narodem całym”, czy „duszą i sercem”, „siłą, kupą na czołgi, armaty”, czy „z dziadami, pradziadami, z duchami dziadów”? Żaden z nich nie wierzy jednak w zwycięstwo. Adaś ma swoją koncepcję walki. Ma z sobą podręczną Amerykę, która koloruje ludzi i żłobi głupawe uśmieszki na ich twarzach, przez co Wojacy-Wroniacy i Milipanci stają się bezbronni. Ameryka działa jednak ze zmiennym natężeniem i nie zawsze jest skuteczna. Chmara czarnych kruków, zwiastunów zła i mroku, jest na nią zupełnie odporna. Podróż Adasia prowadzi go przez szarą rzeczywistość, ulice, martwe miasto, przez Podziemia, aż po straszliwą Wieżę Wrońca. Każdy aspekt życia w PRL zostaje więc skarykaturowany. Najwyraźniejszy jest obraz wnętrza Partii. Wyostrzone figury Członków „plenią się na plenum”, piją wódkę, szczerzą zębiska, potężnie rzygają „alkohochlikami” i „rechoczą kruczo”. W Wieży Wrońca każdy Członek sunie bezmyślnie ze stosami Dokumentów i Gazet przenosząc je z miejsca na miejsce, „zczytuje książki na szaro” lub przekazuje straszne tajemnice Wrońcowi. Nikt nie zwraca uwagi na pałętającego się tam Adasia. Wieża opiera się na bezsensie i dehumanizacji, jakby każdy z elementów miał wbite w serce lub w mózg krucze pióro, które programuje maszynę, człowieka systemu. Kontroluje pracę, postrzeganie, reorganizuje wartości. Fantastyczna i surrealistyczna wizualizacja ówczesnej rzeczywistości świetnie przemawia do wyobraźni, uczuć i wspomnień, a język przekazu i sama jego treść – do intelektu. W sen o stanie wojennym wprowadza partyjna nowomowa w dziwaczny sposób zestawiona z ogólną konwencją opowiadania na dobranoc. Co trudniejsze słowa, zasłyszane i zniekształcone przez dziecko, pisane są z wielkich liter. Kompressje 223 224 Czy Wroniec jest książką dla dzieci? Dukaj nie stroni od przemocy i okrutnych opisów zbrodni na zwykłych Bywatelach. Jest krew, pałowanie, wymyślne tortury ujęte w kolaż wizyjnych metafor tak, że balansują na granicy jawy i snu. „Adaś słyszał jęki ludzi trawionych przez GAZ. Wyobrażał sobie w przerażeniu, jak to wygląda. Lepkie jęzory GAZu ogarniają ofiarę – ofiara je wdycha, ofiara je połyka – GAZ rozpuszcza nieszczęsnego przechodnia razem z ubraniem. Ta szarość w powietrzu to właśnie szarzy przechodnie: połknięci i przetrawieni przez GAZ do GAZowej postaci. Cały GAZ składa się z trupich smug. Adaś z krzykiem strącał i odklejał od siebie wilgotne macki” (s. 50). Przy tak bogatej formie, mnóstwie konwencji i chwytów istnieje zagrożenie przekombinowania, przesadzenia, przyćmienia treści formą. Na szczęście Dukaj nie trzyma się jednej konwencji. Czy początek „dawno dawno temu...” wymaga zakończenia „...i żyli długo i szczęśliwie”? Oniryzm usprawiedliwia zdanie „to nie zdarzyło się naprawdę”? Fantastyka usuwa ramy racjonalności? Tak naprawdę wyjaśnienia są zbędne. Temat jest drażliwy, świeży, bolesny i poważny. Jak o nim pisać, by nie pogłębiać ran? Jak mówi sam Dukaj: „Czekamy z założonymi rękoma, aż zbiorowa podświadomość Polaków sama przetrawi stan wojenny. Moim zdaniem stan wojenny jako fakt kulturowy trzeba zrobić” („Gazeta Wyborcza”, 3 listopada 2009 r.). Ambitny plan. Czyżby obraz surrealistycznego horroru, miasta opanowanego przez potwory systemu miał stać się tym pamiętanym przez pokolenia i oddziałującym na potomków? Czyżby postać małego Adasia miała stanąć obok Kmicica, Zagłoby czy Skrzetuskiego? Jeśli tak miałoby być, to Wroniec ukazał się we właściwym momencie. Nie za wcześnie, by urazić pamięć, wystarczająco późno, by trochę pofantazjować. Stan wojenny istnieje póki co w świadomości młodych Polaków jako fakt jedynie historyczny, neutralny, obojętny. Wroniec może to zmienić. Wydaniu tej książki towarzyszyła wielka akcja medialna „Pamiętaj o 13 grudnia” skierowana już wyraźnie do najmłodszych. Wiedza idzie tu w parze z przekazem wrażeń i uczuć. Wszystko to podane jest bardzo atrakcyjnie. Książka jest pełna obrazków (genialna praca Jakuba Jabłońskiego), które doskonale odpowiadają tekstowi, wnoszą dodatkowy komentarz, uzupełniają mrok i zło. Jest i kilka piosenek: piosenka Przechodniów, piosenka Członka, piosenka Milipantów, piosenka Pozycjonistów. Proste, futurystyczne teksty mają oddawać ducha tamtych czasów i jednocześnie odpowiadać dziesiejszej estetyce. Stają się więc mostem między pokoleniami. A o to przecież chodziło. Barbara Moś Sławomir Sierakowski, Agata Szczęśniak (red.) Żałoba Seria publicystyczna, t. IV Wydawnictwo Krytyki Politycznej Warszawa 2010 218 stron miękka oprawa cena 29, 90 zł Podszedłem do lektury Żałoby z maksimum dobrej woli, na jaką umiałem się zdobyć. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że wypowiedzi składające się na tę książkę mogą trochę odbiegać od moich myśli. Jest to zbiór publikowanych na witrynie „Krytyki Politycznej” relacji z dziesięciu pierwszych dni po katastrofie pod Smoleńskiem oraz komentarzy do wydarzeń związanych z żałobą narodową po śmierci prezydenta. Wśród autorów dominują osoby identyfikujące się ze środowiskiem nowej lewicy, choć zdarzają się też wyjątki. Zabierając się za lekturę miałem nadzieję, że moje osobiste poszukiwanie znaczenia Smoleńska może zostać wzbogacone o jakiś inny punkt widzenia. Wszak lewica i prawica są kategoriami wtórnymi wobec poszukiwania sensu, podstawowej potrzeby człowieka. Szukając w Żałobie próby odpowiedzi na to podstawowe wyzwanie odnalazłem kapitulację i zastraszającą pustkę. W liczącej ponad 200 stron publikacji prawie żaden z autorów nie próbował nawet zmierzyć się z tym zagadnieniem. Żaden ze sztandarowych publicystów nowej lewicy nawet nie spróbował zaproponować interpretacji tego wydarzenia, która pozwalałby przekuć je w plan pozytywny. Przeważały natomiast trzy postawy. Najczęstszą i najbardziej komentowaną w mediach reakcją nowej lewicy na Smoleńsk był frontalny atak na polskie społeczeństwo. Polakom, którzy w ocenie publicystów „KP” niewłaściwie odpowiedzieli na tę tragedię, oberwało się za wiele rzeczy. Cezary Michalski krytykuje nas za uleganie symbolom, które nie pozwalają dostrzec jednostek: „Szanuję ludzi, nie szanuję symbolu. Szanuję każdą ofiarę Katynia, wtedy i teraz, każdego człowieka, który tam zginął. Nie szanuję Katynia jako symbolu polityki historycznej, polityki śmierci. Polityki historycznej, znów nie jako zwyczajnego obowiązku pamiętania […] ale jako metody politycznej zbudowanej na fascynacji śmiercią, a na poziomie strategii i taktyki polegającej na szantażowaniu się wzajemnie, budowaniu hierarchii ofiar, czynieniu z odpowiednio wymodelowanej pamięci historycznej maczugi w polityce wewnętrznej i zagranicznej” (s. 15). W podobnym tonie Maciej Gdula odnotowuje, że „żałoby po katastrofie pod Smoleńskiem uzmysławiają, że śmierć jest podstawowym kodem, w jakim Polacy rozumieją swoją wspólnotę narodową. Wobec śmierci są blisko siebie, nawet jeśli nie mają do tego przekonania. Śmierć przeżywamy Kompressje 225