Specjaliści wyróżniają cztery typy niebezpiecznych kierowców

Transkrypt

Specjaliści wyróżniają cztery typy niebezpiecznych kierowców
WYSOKIE OBROTY – dodatek do Gazety Wyborczej
Czwartek – 8 stycznia 2004r. str. 10-11
Specjaliści wyróżniają
cztery typy niebezpiecznych
kierowców: „agresorów”,
„wychowawców”,
„zalęknionych” i grupę
„słodkich idiotek
(idiotów)”. Z Andrzejem
Markowskim,
wiceprzewodniczącym
Stowarzyszenia
Psychologów
Transportu w Polsce,
rozmawia Filip Wasilewski
4 F.W. -
Miałem mało czasu, spieszyłem się na spotkanie z Panem, a tu na rondzie stoi
jakaś ofiara i boi się wjechać na tory, chociaż na horyzoncie nie ma żadnego tramwaju.
= A.M - Możliwe, że trafił pan na kierowcę z grupy zalęknionych. Paraliż decyzyjny
w sytuacji hipotetycznego zagrożenia to typowe zachowanie takich osób. Brak im
minimum pewności siebie pozwalającej na podejmowanie - niezbyt trudnych przecież
- decyzji. Tacy kierowcy czują potrzebę podporządkowania się autorytetom, także
w normalnym życiu.
4 F.W. - Zatrąbiłem. To dobrze?
= A.M
- W zasadzie nie powinien pan, bo jest pan przypadkową osobą na jego
drodze. Zatrąbić mógłby policjant, bo policjant to dla niego autorytet. Pan, tr ąbiąc, tak
naprawdę mówi do niego: „Zjeżdżaj, ofiaro”. Oznajmia mu pan, że jest gorszy. A on
nie chce po raz kolejny być gorszy. Pod wpływem tak silnych emocji może podjąć
błędną decyzję. Może ruszyć, nie dostrzegając nadjeżdżającego tramwaju.
4 F.W. - Ale on zareagował i wjechał na tory. Czyli trąbienie pomogło.
= A.M - Jeżeli zwróci pan uwagę zalęknionemu kierowcy tak, że on nie odczuje
tego jako nagany - to w porządku. Co się wtedy dzieje? Pan trąbi, on się odwraca,
ale zamiast wściekłego faceta wymachującego pięścią widzi uprzejmy gest proszący
o ustąpienie miejsca. Jeżeli odbierze pański gest jako pomoc, a nie strofowanie,
to wtedy ułatwia mu pan podjęcie decyzji. Tak naprawdę podejmuje ją pan za niego.
4 F.W.
- Jestem trochę „wychowawcą”?
= A.M - Nie w pejoratywnym znaczeniu. Wadą kierowcy typu „wychowawca” jest to,
że on się dowartościowuje przez ciągłe udowadnianie na drodze innym, że są gorsi.
To zresztą bardzo „polska” kategoria, rzadziej występująca na Zachodzie.
A zalęknieni kierowcy są niebezpieczni nie dlatego, że blokują ronda. Oni próbują
przełamywać swoje lęki właśnie w samochodzie. Nie potrafią realnie ocenić sytuacji
i prowadzą szybko w niebezpiecznych miejscach, a tam, gdzie można pojechać
dynamiczniej, bez uzasadnienia hamują, powodując oczywiste zagrożenie dla innych
pojazdów. To nadmierne asekuranctwo jest silniejsze od nich. A popchn ąć ich
do działania może wyłącznie ktoś silniejszy. Bo są przyzwyczajeni, że zawsze
za nich decydowano.
4 F.W. - Czyli pomogłoby mruganie światłami przez radiowóz?
= A.M - Tak, chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że on mrugania światłami nie
widzi w ogóle, bo osoby lękowe mają klapki na oczach. Takie osoby często nie
dostrzegają znaków drogowych ważnych z punktu widzenia bezpieczeństwa.
To naturalne, że nie zauważamy na przykład znaku zakazu zatrzymywania jeżeli nie
szukamy akurat miejsca do parkowania. Ale osobnik lękowy ma do tego stopnia
ograniczone postrzeganie, że nie widzi - choć to wydaje się nieprawdopodobne podwójnej ciągłej linii. On ją, rzecz jasna, ma przed oczyma, ale jest tak pochłonięty
manewrem wyprzedzania, że znaczenie tej podwójnej ciągłej linii zupełnie dla niego
zanika. Tylko tak da się wytłumaczyć niektóre wypadki.
4 F.W. - Wyprzedzanie na podwójnej ciągłej? Myślałem, że to domena wariatów.
= A.M - Oczywiście, oprócz zalęknionych kierowców, takie wykroczenia są typowe,
także dla 17-latków o cechach Mad Maxa. To kolejny typ niebezpiecznego kierowcy
agresora. Takich ludzi, w ich przekonaniu, nic nie ogranicza za kierownicą.
To oni decydują, co im wolno, a co nie. Nie są w stanie przyjąć, że ich też dotyczą
pewne normy ograniczające swobodę działania ze względu na bezpieczeństwo
drugiego człowieka. To dotyczy szczególnie młodych kierowców i bierze się
z poczucia niedowartościowania. Agresor ciągle musi potwierdzać, że coś znaczy.
To przypomina zachowanie szympansa walczącego o wyższą pozycję w stadzie.
Dlatego zresztą rolę agresora częściej przyjmują mężczyźni niż kobiety.
4 F.W.
… - które częściej bywają słodkimi idiotkami?
= A.M - Nie. Ta kategoria nie zależy od płci. Tym pojęciem określamy kierowców,
którzy udają, że nie rozumieją niektórych przyjętych zwyczajów albo przepisów
drogowych. Pewne przepisy po prostu ich nie dotyczą. Słodkim idiotą będzie
na przykład osobnik wbijający się z niewinną miną na czoło zakorkowanego pasa.
Oczywiście bez włączenia kierunkowskazu.
4 F.W. - Dlaczego za kierownicą tak mocno objawiają się nasze niezbyt dobre cechy?
= A.M - Ruch drogowy to jeden z niewielu obszarów działania człowieka, gdzie
faktycznie zapominamy o normach, które ograniczają nas w zwykłym życiu. Proszę
się zastanowić: czy czuje się pan jak przestępca, kiedy w terenie zabudowanym
jedzie pan 80 km/h zamiast 60?
Polacy na Zachodzie jeżdżą bezpiecznie, nie tylko ze strachu o własną kieszeń.
My po prostu czujemy się tam bezpiecznie.
Nagle konstatujemy, że nie musimy łamać przepisów.
4 F.W. - No, raczej nie, jeżeli pozwalają na to warunki i nie stwarzam zagrożenia ...
= A.M - Właśnie. A czy ukradłby pan 10 zł koledze, choćby bardzo bogatemu?
Nie, bo miałby pan poczucie, że zrobił pan coś złego. Tymczasem poczucie winy
nie występuje w ruchu drogowym. Jedziemy 80, a nie 60, i co z tego? Nie z łapał
nas policjant, nikogo nie przejechaliśmy, nikt nas nie widział.
To znaczy: MY możemy! Nie mamy wyrzutów sumienia. Przepisy ruchu drogowego
to jedyne normy przez nas tak regularnie kwestionowane, bo one s ą dla INNYCH,
dla kierowców mniej od nas sprawnych. Dlaczego lubimy kierować samochodem,
chociaż to zadanie wymagające ciągłego napięcia i koncentracji? Bo jesteśmy
przekonani, że jedynie w roli kierowcy mamy poczucie władzy nad rzeczywistością,
że kreujemy siebie. Wystarczy nacisnąć pedał gazu i już jesteśmy szybsi, silniejsi,
lepsi, sprawniejsi.
4 F.W. - Dlaczego w takim razie Niemcy częściej niż Polacy przestrzegają przepisów?
4
F.W. - Bo dla Niemców, Szwedów, Austriaków prawo jest czymś, co zwiększa
poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś zrobiliśmy ciekawy eksperyment. W dawnym
województwie leszczyńskim i na Podlasiu w pobliżu Tykocina badaliśmy, ilu
kierowców, którym zabrano prawo jazdy, mimo wszystko nadal jeździ. Wybraliśmy te
rejony, bo tam jest stosunkowo mało ludności napływowej. I cóż się okazało?
W woj. leszczyńskim za kółko wsiadało najwyżej dwóch na dziesięciu, na Podlasiu,
między Tykocinem, Surażem a Sokołami - wszyscy. No, chyba, że ktoś nie był
fizycznie w stanie kierować.
4 F.W.
Dziki Wschód i cywilizowany Zachód ?
= A.M - Tu Kongresówka, tam Wielkie Księstwo Poznańskie. Proszę pana, gdyby
Drzymała był z Suraża, to jego wóz już trzeciego dnia wylądowałby pod Tobolskiem.
A w zaborze pruskim prawo - choć dla zaborcy niewygodne - chroniło upartego
chłopa. To jest bardzo głęboko zakodowane. Niestety, w Polsce zwycięża jeszcze
przekonanie, że kto jest silniejszy, kto ma więcej władzy, ten ma większe prawa.
Takie „azjatyckie” pojmowanie równości (a raczej nierówności) wobec prawa odbija
się czkawką na naszym zachowaniu w ruchu drogowym. Z racji położenia
na
pograniczu
cywilizacyjnym
pokiereszowanymi.
jesteśmy
Europejczykami,
ale
takimi
trochę
Ruch drogowy to jeden z niewielu obszarów działania człowieka, gdzie faktycznie
zapominamy o normach, które ograniczają nas w zwykłym życiu.
Proszę się zastanowić: czy czuje się pan jak przestępcą,
kiedy w terenie zabudowanym jedzie pan 80 km/h zamiast 60?
4 F.W. -
Jednak za granicą jesteśmy w stanie jeździć jak tubylcy. Dlaczego?
= A.M - Właśnie. Polacy na Zachodzie jeżdżą bezpiecznie, nie tylko ze strachu
o własną kieszeń. My po prostu czujemy się tam bezpiecznie. Nagle konstatujemy,
że nie musimy łamać przepisów. I odwrotnie, jeśli Niemiec wjeżdża do Polski,
po pewnym czasie zaczyna jeździć jak my. Bo biała wrona w grupie czarnych
zostanie zadziobana. Przecież w Warszawie nie może pan jechać Trasą
Łazienkowską z prędkością 70 km/h, bo pana rozjadą. Tam się jeździ 90 albo 100,
bo po prostu taki tam jest obyczaj.
4 F.W. - Czy można spróbować dopasować konkretne modele aut do określonego typu
kierowcy?
= A.M - Raczej nie. Mamy jeszcze zbyt ubogie społeczeństwo. Marka samochodu
jest najczęściej u nas wynikiem przypadku, bo akurat na taki samochód nas sta ć.
4 F.W. – czyli nie możemy powiedzieć, że np. Renault Megane Coupé
jeżdżą
agresywni, a w Megane kombi stateczni?
= A.M - Doświadczenia tego nie potwierdzają. Takie pozornie logiczne wnioski
mogą być zupełnie mylne. Megane kombi to zresztą ciekawy przykład, bo to auto jest
często używane przez szalejących po kraju przedstawicieli handlowych bogatych
firm, czyli częstokroć przez przyszłych zabójców drogowych. Podobnie duża,
rodzinna Toyota Avensis kojarzy się z klasą i spokojem, a
tymczasem
wiem, że
wielu tych aut używają przedstawiciele firm farmaceutycznych. Nie można kojarzyć
nadwozia kombi z jadącym spokojnie autem rodzinnym. Zresztą u nas nie ma takiego
sztywnego schematu jak na przykład w USA. Tam samochód jest wyznacznikiem
statusu
społecznego.
Najpierw
jeździ
pan
Fordem,
kiedy
pan
awansuje
na kierownika, to Chryslerem, a prezes musi mieć Lincolna, żeby nie narażać się
na krzywe spojrzenia i niepotrzebne pytania. A czym pan je ździ?
4 F.W. -
Starym Volvo.
= A.M - I z pewnością czasem się zdarza, że wyprzedza pana „maluch”?
4 F.W. - Tak, nawet często.
= A.M - No właśnie. W USA ten „maluch” by pana nie wyprzedzał. Kierowca nie
miałby potrzeby pokazania panu, że jego „maluch” jest szybszy od pana starego
Volvo. A u nas ma. Typowy przykład: zbliżamy się do wsi i przede mną jedzie
„maluch”, zwalnia do 60 km/h. Ja jadę za nim Toyotą - najprawdopodobniej
przyspieszę i go wyprzedzę. Ale jeśli przede mną będzie jechał Mercedes klasy S
i zwolni do tych 60, to już go nie wyprzedzę, zgodzi się pan? A czym się pan kierował
przy wyborze samochodu?
4 F.W. - Dopasowaniem do charakteru. Jest częścią mnie. Jest bezpieczny, stateczny...
= A.M - ...odpowiedzialny, rzetelny?
4 F.W. - Tak. Nie jest bezawaryjny, ale to mnie nie interesuje. Dużo pali, ale to też nie
jest dla mnie zbyt ważne.
= A.M -
A, widzi pan. Wartości, które pan wymienił, są ważniejsze niż wady.
Pan zrobił z auta swój własny portret. Często wybieramy samochód, zwracając
uwagę na cechy, które pokazują, jakimi chcemy, żeby nas postrzegano. Osoba, która
jeździ Volvo, jest rzetelna, odpowiedzialna, nie zwraca uwagi na takie drobiazgi jak
paliwożerność, bo dla niej bezpieczeństwo jest zdecydowanie ważniejsze. A jeżeli
ktoś wybiera, powiedzmy, auto typu coupé, to dla niego nie jest wa żne
bezpieczeństwo,
tylko
pokazanie
swojego
nonkonformizmu,
oryginalności,
niezależności, zabłyśnięcie. Odbieramy go niezbyt poważnie, choć niekiedy mu
zazdrościmy.
4 F.W. - A co z nieustającą modą na auta terenowe?
Większość z nich nigdy nawet nie
zjedzie z asfaltu. Kto nimi jeździ?
= A.M - Myślę, że ludzie sukcesu, dla których jest to kolejny samochód w rodzinie,
potwierdzający
osiągnięcie
wysokiego
statusu.
Choć
bywa
też
inaczej.
Obserwowałem to zjawisko, będąc w Niemczech pod koniec lat 80. Dość dużo osób,
które znałem i miałem okazję obserwować, przesiadało się do aut terenowych.
To byli już dojrzali ludzie, tuż przed czterdziestką. Ale łączyła ich jedna cecha:
wszyscy mieli jakieś kłopoty w pracy. Bo często samochód stanowi podpórkę, rodzaj
szczudła, na którym się opieramy. Ci, u których jest wszystko w porządku, z udanym
życiem rodzinnym i zawodowym, nie potrzebują tego szczudła i mniejszą uwagę
zwracają na kompensującą funkcję samochodu.
Na szczęście jednak, niezależnie od modelu auta, wśród posiadaczy prawa
jazdy największą grupę stanowią kierowcy odpowiedzialni. Oni, niczym bezpieczna,
amortyzująca substancja, rozdzielają agresywnych. Potrafią powiedzieć sobie:
„mogę, ale nie muszę”. Cieszy ich wolność wybierania wspólnego bezpieczeństwa,
a nie wolność „od” przepisów, odpowiedzialności za siebie i innych.
Rozmawiał Filip Wasilewski