Świetlik FiReFlY - Świetlik w ciemności

Transkrypt

Świetlik FiReFlY - Świetlik w ciemności
Świetlik
w ciemności
FIREFLY
in the Darkness
Świetlik
w ciemności
FIREFLY
in the Darkness
Świetlik
w ciemności
FIREFLY
in the Darkness
JAKUB ĆWIEK
MAgdalena Babińska
Zuzi i Samkowi
– moim światełkom
zdolnym odgonić każdy mrok.
To dla Was, szkraby!
For Susie and Sammy
– my little lights
able to chase off any gloom.
This is for you, kiddos!
WSTĘP
Wyznaję zasadę, że gdy dziecko dorośnie do zadania pytania, dojrzało
też do odpowiedzi. Oczywiście nadal trzeba ją właściwie ująć, ale biada ci,
rodzicu, jeśli skłamiesz, wypaczysz odpowiedź czy zlekceważysz brzdąca
i jego dociekliwość. Zostanie ci to zapamiętane!
Staram się przygotowywać z wyprzedzeniem. Odpowiedzi na wiele tematów mam już w zasadzie przygotowane, czy to w formie baśni, czy całkiem
rzeczowych wyjaśnień. Co to znaczy umrzeć? Skąd się biorą dzieci? Czy
jest Bóg? Wiem, że dopóki nie będą drążyć zbyt głęboko, uda mi się choć
troszkę rozjaśnić im te kwestie.
Jednak kilka miesięcy temu przyszedł ten dzień – dostałem pytanie,
którego nie spodziewałem się wcale:
„Tato, a czemu ty lubisz Firefly?”
Nagle zdałem sobie sprawę, że wszystkie argumenty, jakich używam
w tym temacie na co dzień, przygotowane są dla dorosłych. Powiedziałem
więc, że muszę przemyśleć, jak to ładnie ująć. To nie wstyd, kiedy tata tak
robi – nauczyłem się tego od swojego ojca. Zrozumieją to, oczywiście pod
warunkiem, że rzeczywiście idziesz myśleć.
Ja poszedłem, a potem napisałem tę opowiastkę. Moim dzieciom się podobała, więc teraz oddaję ją Wam, żebyście sami ocenili, czy odpowiedziałem
dobrze, a może żebyście pokazali ją własnym dzieciom, gdy zadadzą Wam
to samo pytanie. Na pewno trochę dlatego, by przy okazji namówić Magdę
do wykonania cudownych ilustracji – bo uwielbiam jej prace.
Jeśli spodoba się Wam ta historia, jeśli uznacie, że jest fajna i coś warta,
pomóżcie za jej pomocą rozjaśnić Mrok innym szkrabom i przelejcie coś dla
fundacji KidsNeedToRead z dopiskiem „From the fireflies of the Valley”
(Od świetlików z Doliny). Dajcie, ile chcecie – siła Waszego światełka zależy
tylko od Was.
Z pozdrowieniami
por. Jakub Ćwiek,
Browncoats of Poland
6
PROLOGUE
I have a rule, that once a child is old enough to ask a question, then they’re
old enough for the answer. Naturally, this answer must be appropriately
phrased, but woe to you parent, if you lie, obfuscate or underestimate the
kid and their inquisitiveness. It shall be remembered!
I try to be prepared ahead of time. I have answers to many questions
practically ready, either in the form of a fairy tale or quite literal explanations. What happens when you die? Where do children come from? Is
there a God? I know, that as long as they don’t inquire too deeply, I’ll be
able to shed at least a little light on these matters for them.
A few months ago, however, came the day when I got a question I completely did not expect:
“Dad, why do you like Firefly?”
Suddenly, I realized, that all of the arguments I use to deal with the matter on a daily basis are meant for adults. I replied, therefore, that I need
to think about how to phrase it nicely. It’s no shame, when dad does this
– I learned that from my own father. They will understand, of course, as
long as you actually go and think about it.
I did, and then I wrote this little tale. My children liked it, so now, I give
it to you, to judge for yourselves if I answered well, and maybe, so you can
show it to your own children, when they ask you the same question. I also
did it to persuade Magda to create some of her wonderful illustrations –
because I love her work.
If you enjoy this story, if you decide that it is cool and worth telling, help
brighten the Darkness for other youngsters and donate to the KidsNeedToRead Foundation adding “From the fireflies of the Valley”. Give as much
as you wish – the strength of your light depends only on you.
With warmest regards,
Lt. Jakub Ćwiek,
Browncoats of Poland
7
Rozdział pierwszy
– w którym nadchodzi Mrok.
Chyba nikt w Spokojnej Dolinie nie spodziewał się Mroku. Nadszedł nagle,
zza gór, wykorzystując chwilową nieuwagę Słońca. Najpierw pożarł drzewa
rosnące u podnóży skał, a potem kęs za kęsem kolejne połacie jeszcze przed
chwilą zielonej łąki. Szedł niczym czarny ogień; wszystko, co zostawiał za
sobą, miało ciemnoszarą barwę popiołu.
Był potężny. Rozpięty na szczytach gór po obu stronach Doliny, sięgał od
nieba aż po ziemię, a tam, gdzie opadał, natychmiast cichły śpiewy, trele
i gwar, zastąpione najpierw alarmującym chrobotem świerszczy, potem
skrzekliwym jazgotem Wron.
Dało się wyłowić z tego krakania, że ptaszyska już czuły się nowymi panami świata. Już wiedziały, że teraz, pod osłoną nowego sojusznika, będą
mogły siać prawdziwy terror i postrach, bo nikt nie będzie wiedział, kiedy
nadejdzie kłap czarnego dzioba niosący równie czarną śmierć...
– Dość tego! – mruknął Kapitan.
Potrząsnął główką, wytrząsając z niej naraz wszystkie głupie i mroczne
myśli. Jeżeli miał walczyć z Mrokiem – a miał, wszak po to się tu zjawił –
za żadne skarby nie mógł wpuszczać go do własnej głowy! O nie, jego myśli
powinny być teraz pełne nadziei. Powinny być jasne jak...
Wygiął się, zakręcił w powietrzu i łypnął okiem na swój odwłok, świecący
teraz mocno jak jeszcze nigdy. Był Kapitanem Łąkowej Straży, więc nieraz
już korzystał z tego blasku, by pomagać, ale do tej pory jego światełko służyło wyłącznie owadom zagubionym wśród zbyt wysokich traw. Dziś miało
szansę uratować całą Spokojną Dolinę!
Oczywiście nie samo, bowiem tuż za Kapitanem unosiły się teraz w równych szeregach setki podobnych mu świetlików, które odpowiedziały na
wezwanie. Każdy z nich wznosił rozświetlony odwłok ku górze. Kapitan
uśmiechnął się smutno i pomachał do pierwszych szeregów, a potem znalazł
wyłom w równej linii i zajął miejsce pośród kolegów i koleżanek.
– Pamiętajcie, ciemność to tylko brak światła. Luka, którą wypełnimy
razem!
8
The First Chapter
in which the Darkness comes.
It seems nobody in Serenity Valley expected the Darkness. It came
suddenly, from beyond the mountains, taking advantage of the Sun’s momentary inattention. First, it devoured the trees growing at the base of the
rocks, then bite after bite, patches of the recently green meadow. It advanced like black fire; everything it left behind, had the dull-gray hue of ash.
It was enormous. Stretched out across the mountaintops on both sides of
the Valley, it reached from the sky to the earth, and where it fell, silence
fell too, birdsong and tweets and hubbub replaced first by the alarming
grating of crickets and then the screeching clamor of the Crows.
You could tell from their cawing that the birds already felt like the new
masters of the world. They knew already that now, protected by their new
ally, they will be able to spread real terror and fear, and nobody would know
when the clap of a black beak came, bringing a similarly black death…
“Enough!” muttered the Captain.
He shook his head, at once getting rid of all the silly and dark thoughts.
If he was to fight the Darkness – and he was, after all, that is what he
came here to do – there was no way he would let them enter his head! Oh
no, his thoughts should now be full of hope. They should be as bright as…
He arched his back, spun in the air and glanced at his abdomen, shining
brighter now than ever. He was a Captain of the Meadow Watch, and
had used his light many times for help, although until now it was only to
light the way for insects lost among the tall grass. Today, his light had
the chance to save the entire Serenity Valley!
Not by itself, of course, since just behind the Captain hovered hundreds
of similar fireflies in even rows, all those who responded to his call. Each
one raised its glowing abdomen in the air. The Captain gave a sad smile
and waved to the first rows and then, finding an opening in the even line,
he took his place among his friends.
“Remember, the Darkness is only the absence of Light. It is a hole which
we will fill, together!”
9
Pobrzękując cicho, armia maleńkich robaczków czekała, by zmierzyć się
z Mrokiem.
Nie czekały długo.
Ciemność już od pierwszych chwil starcia nie dała świetlikom najmniejszej
szansy. Mrok zaatakował równocześnie z każdej strony. W jednej chwili go
nie było, a zaraz potem był już wszędzie. Wślizgiwał się pomiędzy szeregi,
zasłaniał oczy i drwił szeptem do maleńkich uszek:
– Już tu jestem. Jestem tu, a ty mnie nie widzisz. Po co ci to światełko,
skoro i tak nie widzisz? No po co?
A może to tylko nerwowe brzęczenie maleńkich owadów, szum skrzydeł
Wron i cichy szelest trawy gdzieś w dole układały się w takie słowa?
Softly buzzing, the army of tiny bugs waited to challenge the Darkness.
They did not wait long.
Right from the start of the battle, the Darkness did not give the fireflies
the slightest chance. It attacked simultaneously from all sides. One moment it was not there and the next, it was everywhere. It slid in among
the ranks, covered eyes and whispered mockingly into tiny ears:
“Here I am, I am here and you can’t see me. What do you need that light
for if you can’t see anyway? Well, what for?”
Or maybe it was only the nervous buzzing of tiny bugs, the beating of
Crows’ wings and the quiet whispers of the grass which coalesced into
these words?
10
11
Tymczasem z oddali, to znów z bliska, to tu, to tam, raz za razem dobiegało
głośne pokrzykiwanie Kapitana, a potem znienacka rozbłyskiwało gdzieś
jego światełko. Śmiał się, drwił i lawirował między Wronami, zmuszając
je do gwałtownych zwrotów i zderzania się w powietrzu. Mogło się wtedy
zdawać, że fantastycznie się bawi, tańcząc w powietrzu i co raz nawołując
inne świetliki, by nie traciły nadziei i świeciły mocniej. Gdy się na niego
patrzyło, można było uwierzyć, że ta misja, to starcie z Mrokiem ma jeszcze
szansę się powieść...
...ale nie miało. W pewnej chwili Wrony, pikując w dół w szyku, wpadły
pomiędzy robaczki, pożerając w locie kilka najjaśniej świecących, a resztę
rozganiając na wszystkie strony. Osamotnionymi świetlikami zajął się
Mrok, jeszcze głośniej i natarczywiej szepcząc im do uszu swe pytania:
– Po co ci światło, gdy zasłaniam ci oczy? Po co światło, gdy wypełniam
już twoje serce?
Aż w pewnej chwili, gdy Kapitan odwrócił się w powietrzu po kolejnym
udanym zwodzie, dostrzegł, że w Dolinie nikt prócz niego już nie świeci.
Mrok zapadł wszędzie.
12
In the meantime, from afar, then from close by, here and there, time and
time again came the Captain’s loud calls and then the sudden flashes of his
light. He laughed, mocked and veered between the Crows, forcing them
to make sudden turns and crash into each other in midair. It might have
seemed like he was having a great time, dancing in the air and calling to
the other fireflies not to lose hope and to shine their lights even stronger.
When one looked at him, one could believe that this mission, this battle
with the Darkness still has a chance to succeed…
…but it did not. Suddenly, the Crows, diving down in formation, darted
in-between the fireflies, devouring some of the shiniest ones in midflight
and scattering the rest in all directions. The Darkness took advantage of
the now separated fireflies, whispering its questions louder and more insistently into their ears:
“What do you need light for, when I cover your eyes? What’s the light
for, if I already fill your heart?”
Until, at one point, when the Captain turned in the air after another
successful dodge and noticed, that nobody but him shines in the Valley
anymore.
Darkness fell everywhere.
13
Rozdział drugi
– z liściem, światełkiem i nadzieją.
– Fiuuu, jestem liściem na wietrze! Fiuu, fiuuu, juhuuuu! – zawołał Gąsienic, skacząc w ciemność.
Świetliczka stojąca nieopodal na gałęzi pokręciła głową z politowaniem.
– Na razie, kochanie, jesteś tylko bardzo głupią gąsienicą uczepioną tego
liścia! – krzyknęła. – I zaraz sobie zrobisz krzywdę!
Ale Gąsienic nic sobie nie robił z przestróg, tylko – balansując ciałem –
szybował liściem to w lewo, to w prawo, to w dół, to...
– Zobacz, jak się wznoszę. Jupiii!
– Właśnie nie widzę – westchnęła Świetliczka z rezygnacją. – Jest tak
ciemno, że ledwie widać własne palce, a ty...
– Nigdy nie jest za ciemno, by marzyć, moja droga – powiedział filozoficznie stojący obok rosły, afrykański Mrówek. – Tak mówi Święta Kora.
The Second Chapter
with a leaf, a light and a hope.
“Wee, I am a leaf on the wind! Wee, wee, freee!” shouted Caterpillar,
jumping into the dark.
Firefly who was standing nearby on a branch, shook her head with pity.
“For now, my dear, you’re only a very silly caterpillar clutching this
leaf!” – She shouted. “And you are going to hurt yourself!”
But Caterpillar paid her warnings no mind, and keeping his balance
glided on the leaf, to the left, to the right, up, down …
“Watch me soar! Yippee!” “I can’t look,” Firefly sighed resignedly. “It’s
so dark, that I can barely see my fingers, and you…”
“It’s never too dark to dream, my dear,” mused the sturdy African Termite standing beside her. “So it is written in the Holy Bark.”
14
15
– Phi, jakby korniki, które w niej ryły, wiedziały cokolwiek o lataniu
w Mroku – odparła.
Ona sama wiedziała na ten temat bardzo dużo. Wszak była tam wtedy,
gdy pod wodzą Kapitana wszystkie świetliki stanęły do ostatniej bitwy
z Mrokiem. To właśnie tam, nad Spokojną Doliną straciła wówczas
wszystkich przyjaciół, swoje światełko i nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek wzbije się w niebo. Wtedy po raz pierwszy i ostatni próbowała
latać w ciemności.
A teraz ten wariat, jej ukochany wariat Gąsienic szybował na liściu, choć
ciemno, że oko wykol, i darł się, jakby chciał tu ściągnąć wszystkie Wrony
świata.
– Jestem liściem na wietrze, umpa-umpa fiuuuu!!!
Nagle coś załopotało niezbyt wysoko nad ich głowami, a potem rozległo
się głośne „KRA” i ciemny kształt zapikował między gałęziami.
– Gąsienic, uważaj! – krzyknęła Świetliczka
Wiedziała, jednak, że to bez sensu. Co miał zrobić mały robaczek szybujący na liściu? Puścić się i spaść nie wiadomo jak nisko? Przyspieszyć bez
wiatru?
Zacisnęła małe piąstki i obejrzała na swoje mikre, od tak dawna nieruchome skrzydełka. Spróbowała nimi zamachać, ale nie była w stanie.
– Pchnij mnie! – krzyknęła do Mrówka. – Jak będę spadać, to polecę!
– Owszem, prosto w dół.
– Pchnij, mówię!
Zanim jednak Mrówek zdążył odpowiedzieć, pikująca Wrona minęła ich,
frunąc wprost na liść. I już, już, miała złapać siedzącego na nim Gąsienica,
gdy nagle zza drzewa wystrzeliło maleńkie światełko.
Było tak szybkie, że przecinało ciemność jasną smugą. Błyskawicznie
przeleciało nad liściem, a potem z cichym świstem popędziło dalej, tylko
odrobinę wolniej. Wrona natomiast złapała za liść i dumna ze zdobyczy
majestatycznie wzbiła się w górę.
Świetliczka jęknęła zrozpaczona, a gdy Mrówek położył jej rękę na ramieniu, strąciła ją z gniewem.
– Mogłeś mnie popchnąć! Gdybyś to zrobił...
– Nie byłoby was obojga, a ja byłbym mordercą – odparł Mrówek. –
Święta Kora mówi...
– A co korniki mogą wiedzieć o świecie? – rozległ się nagle głos z góry.
16
“Pah, as if termites, who tunnel in it, could know anything about flying
in the Darkness,” she replied.
She however, knew a great deal about the subject. After all, she was
there when, under the Captain’s command all the fireflies fought in the last
battle with the Darkness. And it was there, above Serenity Valley, where
she lost all her friends, her light and the hope that she could ever soar into
the sky again. That was the first and last time she tried to fly in the dark .
And now that lunatic, her beloved Caterpillar was gliding on a leaf,
despite the dark, and yelling loud enough to bring all the Crows of the
world here.
“I am a leaf on the wind, oompah-oompah wee!!!”
Suddenly, something flapped not far above their heads, then a loud
“CAW!” sounded and a dark shape dove down between the branches.
“Caterpillar, watch out!” Shouted Firefly.
She knew, however, that it was pointless. What could a small bug gliding
around on a leaf do? Let go and fall who knew how far? Go faster without
wind?
She clenched her tiny fists and looked back at her frail, long-unused
wings. She tried to flap them, but wasn’t able to.
“Push me off!” She shouted to Termite. “If I fall, I’ll fly!”
“You’ll fall, alright, straight down.”
“Push me off, I say!”
Before Termite could answer, the diving Crow passed them, flying straight at the leaf. It was just about to catch Caterpillar sitting there, when
suddenly a tiny light shot out from behind a tree..
It was so fast that it streaked through the dark like a bolt of light. It
dashed over the leaf and then with a quiet swoosh, it streaked on, only
a little slower. The Crow, however, grabbed the leaf and proud of its catch,
majestically rose in the air.
Firefly moaned in despair and when Termite put his hand on her shoulder, she shook it off angrily.
“You could’ve pushed me off! If you had…”
“We would both be gone and I would be a murderer ,” Termite replied.
“The Holy Bark says…”
“And what could termites possibly know about the world?!” A voice suddenly sounded from above.
17
W tej samej chwili tuż nad ich głowami rozjarzyło się światełko. Kapitan Świetlik opadł powoli na gałąź, trzymając w ramionach Gąsienica.
– To chyba twoje, żołnierzu? – powiedział, kładąc liściowego pilota
u stóp ukochanej.
Świetliczka przez moment zaniemówiła, mrugając tylko nienawykłymi
do światła oczami. Gdy w końcu udało jej się wycedzić słowo, wyszeptała:
– Kapitan? Pan żyje? I wie pan, że ja... Pan mnie pamięta? – nie mogła się wysłowić.
Kapitan Świetlik pokręcił głową z rozbawieniem.
– Nie muszę cię pamiętać, żeby wiedzieć, że tam byłaś. Jesteś świetlikiem i nie świecisz, czyli musiałaś być w Dolinie. Co do mnie natomiast,
żyję i zdałem sobie sprawę, że ocaliłem światełko, ale przegrałem walkę. Więc teraz tak sobie latam... i psocę. A ty, widzę, znalazłaś sobie
kompanów? Panie Mrówko.
– Ojcze – poprawił Mrówek.
Było ciemno, więc uznał, iż Kapitan po prostu nie zauważył jego stroju,
typowego dla kapłanów Świętej Kory. Okazało się jednak, że Świetlik
po prostu nie lubił się takim słowem zwracać do obcych.
– Tatę ma się jednego – wyjaśnił. – Pamiętam mojego i na pewno nie
był Mrówką. A pan, panie Gąsienicu...
Liściowy pilot podniósł się, przeczesał blond szczecinkę na łebku,
następnie uśmiechnął łobuzersko i wyciągnął rękę:
– Pan Gąsienic to mój dziadek i zupełnie nie ta bajka. Miło pana poznać, Kapitanie. Moja piękna żona wiele mi o panu mówiła.
– Tak? – zdziwił się Kapitan. – A co takiego na przykład?
– No wszystko. – Gąsienic wzruszył całym ciałem. – O Łąkowej Straży,
o tym że nigdy nie zostawił pan nikogo bez pomocy, nigdy nie stracił
nadziei i zawsze, nieważne jak było źle, miał pan jakiś plan, żeby było
lepiej. Miał pan nadzieję.
Kapitan westchnął i przez chwilę wpatrywał się w skryte za koronami drzew niebo, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał. Wreszcie
powiódł wzrokiem po owadziej kompanii i powiedział:
– No dobra, właściwie teraz też mam. I nadzieję, i plan. Chodźcie,
pokażę wam.
18
At that same moment, just above their heads a little light twinkled on.
Captain Firefly slowly settled on the branch, holding Caterpillar in his arms.
“I believe this belongs to you, Soldier?” He said, laying the leaf pilot at
his beloved’s feet.
Firefly was speechless for a moment, blinking her eyes unaccustomed to
the light. When she was finally able to utter a word, she whispered:
“Captain? You’re alive? And you know, that I…you remember me?” She
had trouble finding her words.
Captain Firefly shook his head in amusement.
“I do not need to remember you to know that you were there. You are
a firefly and you do not shine, so you must have been in the Valley. As for
me, I am alive and I realized that I saved the light, but lost the fight. And
so, now I just fly around and…misbehave. And you, I see, have found some
company. Mister Termite.”
“Father,” Termite corrected him,
It was dark, so he just assumed that the Captain simply did not notice
his outfit, typical for the priests of the Holy Bark. It turned out that the
Captain simply did not like to address strangers in such a manner.
“You only have one Father,” he explained. “I remember mine and I’m
sure he wasn’t a termite. And you, Mister Caterpillar…”
The leaf pilot stood up, ran his hand through his blond crew cut and
smiling roguishly put out his hand:
“Mister Caterpillar is my grandfather and he is a different story entirely. It is nice to meet you, Captain. My beautiful wife has told me a lot
about you.”
“Is that so?” Said the Captain, surprised. “And what might that be for
example?”
“Well, everything.” Caterpillar shrugged his entire body. “About the Meadow Watch, about how you never left anybody in need of help, that you
never lost hope, and no matter how bad things got, you always had a plan
to make things better. That you had hope.”
The Captain sighed and for a moment gazed at the sky hidden by treetops, like he was seriously considering something. At last, he looked over
the company of insects and said:
“Alright, well, actually, I have one now. Hope and a plan. Come on, I’ll
show you.”
19
Rozdział trzeci
– w którym Kapitan ujawnia swój plan, a Gąsienica
znowu chce latać.
Kapitan poprowadził całą kompanię w górę drzewa. Mimo swojego
światełka nie był tego dnia zbyt dobrym przewodnikiem, bo co chwilę zapominał, że tylko on potrafi latać, a Gąsienic nawet ze skakaniem miał nie
lada problem. Poza tym strasznie się na wszystkich denerwował, nazywał
ich guzdrałami, a raz czy drugi nawet krzyknął coś donośnie, zupełnie nie
bacząc na to, że mógł w ten sposób ściągnąć uwagę Wron.
Kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby wreszcie, po dłuższym
czasie nie dotarli do celu, którym była... kupka liści przywiązana do gałęzi
niemal na samym wierzchołku drzewa. Świetliczka nie kryła rozczarowania.
– To już? – zapytała. – O to chodziło? Po to tyle szliśmy i...
– Psst, kochanie! – Gąsienic pochylił się do ucha żony i szeptał cicho. –
Może on jest z tego dumny, może to ten, no... kolekcjoner. Pozwól mi mówić,
dobrze?
Nie czekając na odpowiedź, wyprostował się, przyczesał włosy i cmoknął
z uznaniem.
– Niezła kupka, Kapitanie, muszę przyznać – stwierdził. – To tam z dołu
to liść akacji? No, no, musi z daleka, po tej stronie Doliny przecież akacje
nie rosną. Miałem takiego znajomego z innego drzewa, dla zabawy żonglował larwami, i on...
– Kochanie... – Świetliczka spróbowała wejść mu w zdanie, ale Gąsienic
raz zdobytego głosu nie oddawał łatwo.
– No co? – mruknął, wzruszając całym ciałem. – To były jego larwy i mógł
sobie nimi żonglować. Na tym polega ojcostwo.
– Kochanie...
– Nie żadne „kochanie”, tylko jak my będziemy mieć dzieci, to też myślę...
Oż ty, kropla na kwiatku!
Dopiero wtedy zobaczył to, na co chciała mu zwrócić uwagę żona. Przez
cały jego wywód Kapitan męczył się z odwiązywaniem linek i rozplątywaniem supłów, aż wreszcie szarpnął, pociągnął i kupa liści opadła, odsłaniając
prawdziwy powód, dla którego się tu znaleźli.
20
The Third Chapter
in which the Captain unveils his plan and Caterpillar
wants to fly again.
The Captain lead the entire group up the tree trunk. Despite his light,
he was not a very good guide that day because every few minutes he would
forget that only he could fly, while Caterpillar even had trouble jumping.
What’s more, he got very angry with everybody, called them laggards, and
once or twice he even gave a hearty shout, completely unmindful that he
could attract the attention of the Crows by doing so.
Who knows how this would have ended, if at last, after quite some time,
they did not reach their destination, which was…a clump of leaves tied to
a branch almost at the top of the tree. Firefly did not hide her disappointment.
“Is this it?” She asked. “Is this what we came for? All that way for this…”
“Hush, darling!” Caterpillar leaned over to his wife’s ear and whispered
quietly. “Maybe he’s proud of this thing, maybe he’s one of those… collectors. Let me talk to him, ok?”
Without waiting for her reply, he straightened up, smoothed down his
hair and smacked his lips appreciatively.
“That’s quite a clump, Captain, I gotta hand it to you,” he remarked. That
one on the bottom, is that an acacia leaf? Well, well, that must be from far
away, acacias don’t grow on this side of the Valley. I used to know this guy
from another tree, he used to juggle larvae for fun, and he…
“Darling…” Firefly tried to cut in, but Caterpillar was not so easily silenced once he got started.
“What?” He mumbled, shrugging his entire length. “They were his larvae
and he had a right to juggle them. That’s what fatherhood is all about.”
“Darling…”
“Don’t ‘Darling’ me, cause when we have kids I also think… What the
dewy daffodil?!”
He finally took notice of what his wife had been trying to point out all
along. During that whole speech, the Captain was struggling to untie ropes
and untwist knots, until finally, he jerked on a rope, pulled hard, and the
21
Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak najprawdziwsza Wrona pozbawiona skrzydeł i piór. Miała natomiast dziób i ziejące czernią oczodoły,
a także kadłub w kształcie na tyle ptasim, na ile tylko pozwalała na to
kora, z której go uformowano. Gdyby nie światełko Kapitana, naprawdę
można by się pomylić i uznać, że to to śpiący ptak. Na szczęście nikły blask
rozwiewał wątpliwości.
– To mój KRUK – powiedział Kapitan. – Zacząłem go budować z myślą
o tym, że chcę się znowu czuć bezpieczny tam w górze. Przecież nie pozwolę,
by ktoś, a zwłaszcza te ptaszyska, zabrał mi moje niebo.
– Twoje niebo, synu? – zdziwił się Mrówek. – Przecież Święta Kora mówi
wyraźnie, że...
– Już mówiłem, panie Mrówku, że nie jest pan moim ojcem – odciął się
Kapitan. – A co do kory, to...
– Tak, wiem – westchnął z rezygnacją Mrówek. – Co korniki mogą wiedzieć o lataniu?
– No właśnie.
whole clump of leaves fell, uncovering the real reason why he had brought
them there.
At first glance it looked like a very real Crow but without wings and
feathers. It had a beak, however, and gaping, black eye sockets and a body
resembling a bird’s, as close as the bark that it was fashioned from allowed.
If not for the Captain’s light, one could truly mistake it for a sleeping bird.
Thankfully the faint glow dispelled any doubts.
“This is my RAVEN,” the Captain said. “I started building it with the
idea that I want to feel safe again, up there. After all, I will not permit
anyone, especially these horrid birds to take my sky from me.” “Your sky,
son?” Termite questioned. “The Holy Bark clearly states that…”
“I’ve said this before, Mister Termite, you are not my father,” countered
the Captain. “And as far as bark is concerned, well…”
“Yes, I know ,” Termite sighed in resignation. “What do termites know
about flying?”
“Precisely.”
22
23
Gąsienic tymczasem podpełzł do KRUKa i zaczął mu się przyglądać. Najpierw dziobowi, potem uważnie całemu kadłubowi, z dołu, z boku, wreszcie
z góry. Na koniec, przez ziejący czernią oczodół wśliznął się do środka i już
stamtąd zawołał:
– Juhuuu, ale fajnie! Są nawet krzesełka i drążki, a to na pewno... auu!
Rozległ się łoskot, a potem poruszyły się dwie gałązki na bokach kadłuba.
W górę i w dół, zupełnie jakby zastępowały skrzydła.
– Nic ci nie jest, kochanie? – zapytała Świetliczka.
Przez chwilę nie było odpowiedzi, ale w końcu Gąsienic wypełzł z oczodołu
i zasalutował.
– Panie Kapitanie, melduję, że jak pan szuka pilota tego czegoś, to właśnie
go pan znalazł. Jestem najlepszym pilotem w całej Dolinie.
Świetliki i Mrówek wymienili spojrzenia i cała trójka westchnęła niemal
równocześnie. Wszyscy widzieli już przecież „Liścia na wietrze” w prawdziwej akcji.
– Kapitan cię usłyszał, kochanie – powiedziała w końcu Świetliczka. –
Jesteś najlepszy i będziesz pilotem, tylko stamtąd zejdź.
– Właściwie... – Kapitan podniósł rękę, by zaprotestować, ale zaraz ją
opuścił zrezygnowany. – Właściwie to i tak bez znaczenia. Nie polecimy, bo
KRUK nie ma skrzydeł. Mówiąc szczerze, zupełnie nie mam na nie pomysłu.
– Za pozwoleniem, Kapitanie – Mrówek skubnął wąsa – dokąd właściwie
chciałeś tym lecieć? Bo powiedziałeś, że z początku budowałeś go, by wrócić
na niebo... ale z tonu wnioskuję, że potem ci się zmieniło.
Kapitan pokiwał głową, po czym ją zadarł i wskazał palcem na złote
punkciki porozrzucane na nieboskłonie.
– Do nich – powiedział. – Do tych świetlików, które nie usłyszały
pierwszego wezwania. Zobaczcie, jak ich tam dużo! Gdyby ściągnąć je tu
wszystkie naraz, kto wie, może udałoby się znowu stanąć do boju i tym
razem przegonić Mrok i Wrony na dobre! A wtedy wróciłaby jasność,
a nasze świetliki z Doliny znowu by się naładowały nadzieją i zaczęły
świecić.
Wzruszona Świetliczka dyskretnie otarła łzę z policzka i zerknęła na swój
ciemny kuperek. Och, jak marzyła, by znowu rozjaśniał, choć na chwilkę.
Ale zupełnie nie potrafiła go do tego zmusić.
Tymczasem Kapitan wciąż krążył po gałęzi podekscytowany, niższe ręce
zaplótłszy na plecach, wyższymi machając i wygrażając niebu.
24
Caterpillar, in the meantime, crawled up to the RAVEN and started
checking it out. First the beak, then the entire body, from below, from the
side and finally from the top. In the end, he crawled inside through the
gaping, black eye socket and shouted from within:
“Yee-haw, this is awesome! It even has seats and levers and this is definitely a…ouch!”
There came a crash from inside, and then two little twigs moved on the
sides of the body. Up and down, just as if they were supposed to be wings.
“Are you alright, darling?” Firefly inquired.
There was no answer for a while, but then Caterpillar crawled out of
the eye socket and saluted.
“Captain, Sir, if you’re looking for someone to pilot this thing, then you’ve
just found him. I’m the finest pilot in the entire Valley.”
The fireflies exchanged glances with Termite and all three of them
sighed almost at the same time. They had all seen, after all, ‘The Leaf on
the Wind’ in action.
“The Captain heard you, my darling,” Firefly said finally. “You are the
best and you’ll be a pilot, just get down from there.”
“Actually…” The Captain raised his hand in protest, but quickly lowered
it, resigned. “Actually, it doesn’t matter anyway. We won’t fly, because the
RAVEN doesn’t have any wings. And honestly, I have no idea how to get
around that.”
“With your permission, Captain,” Termite tugged on his mustache,
“where exactly did you want to fly this? Because you said, that at first you
were building it to return to the sky…but from your tone, it sounds like
you later changed your mind.”
The Captain nodded, then looked up and pointed at the blinking, golden
points strewn across the sky.
“To them,” he said. “To those fireflies, who didn’t hear the first call to
arms. Look how many there are! If only we could get them down here, all
at once, who knows, maybe we could get up and fight again and this time
– chase away the Darkness and the Crows for good! And then, light would
return, and our Valley fireflies would get their hope back and they would
shine once again.”
Firefly, deeply moved, discretely wiped a tear off her cheek and glanced
at her darkened rear end. Oh, how she dreamed that it would shine again,
even for a moment. But she was completely unable to make it do that.
25
– Och, poleciałbym ja do tych dezerterów, do każdego z osobna i tak długo
przekonywał, że wszyscy by się zgodzili. A potem wrócilibyśmy tutaj jako
armia i... ech, gdybym tylko potrafił wznieść się tak wysoko.
Usiadł i oparł głowę na rękach, łokcie na kolanach.
– Albo gdybym wymyślił, jak zrobić te skrzydła, żeby były z jednej strony
cienkie i lekkie, a z drugiej wytrzymałe...
Przez chwilę cała trójka siedziała w milczeniu, zastanawiając się, co tu
teraz zrobić. Nie dało się ukryć, że wizja wezwania świetlików i ostatecznego przegonienia ciemności podobała się wszystkim. Dlatego też nikt nie
chciał jej zbyt łatwo porzucać. No ale te skrzydła...
Wreszcie dołączył do nich Gąsienic. Wyszczerzony w uśmiechu, dziarsko
wczołgał się na środek gałęzi, wziął się pod boki i zawołał:
– Ej, co jest? Co tak siedzicie jak wronie przysmaki? Lecimy tym cudem,
czy nie?
Świetliczka pokręciła głową i w kilku słowach wyjaśniła mężowi, w czym
problem. Ten machnął łapką.
– E tam, żaden kłopot. Takie skrzydła to oczywiście tylko z pajęczyny.
Pająki robią dzisiaj takie cuda, że mucha nie siad... to znaczy siada, ale... –
Potrząsnął głową. – Wiecie o co mi chodzi, nie? Mocne, lekkie, wytrzymałe.
W sam raz na skrzydła!
Kapitan, gdy to usłyszał, zadarł głowę i w jednej chwili jego przygaszone
światełko znów rozjaśniało. Poderwał się na nogi, doskoczył do Gąsienica
i go uściskał.
– To jest plan! – stwierdził. – Pajęczyna. Dużo pajęczyny, która da piękne,
wielkie skrzydła i...
– Jest tylko jeden problem – wtrącił się milczący dotąd Mrówek. – Żeby
zdobyć pajęczynę, musisz iść do pająków. A to nigdy nie były miłe stwory.
Teraz na dodatek, odkąd jest ciemno, wszystkie one przeniosły się do...
Poszycia.
– No i? – Kapitan wzruszył ramionami. – Co jest nie tak z Poszyciem?
To nie było mądre pytanie. Każde z nich bowiem doskonale wiedziało,
że wszystko.
26
Meanwhile, the Captain continued pacing excitedly along the branch,
his lower arms clasped behind his back, his upper arms waving and threatening the sky.
“Oh, I would fly to those deserters, to each and every one, and I’d convince
them for so long, that they’d all agree. And after that, we would return as
an army and…ah, if only I could fly so high.”
He sat down and put his head in his hands, elbows resting on his knees.
“Or if I could just figure out how to make those wings, so that they’re
light on the one hand and strong and durable on the other…”
The three of them sat silently for a moment, wondering what could be
done now. There was no doubt that the idea of calling down the fireflies
and chasing out the Darkness once and for all was to everyone’s liking.
That’s why nobody wanted to give up on it just yet. But those wings…
Finally, Caterpillar joined them. Grinning broadly, he briskly crawled
to the middle of the branch, put his hands on his hips and shouted:
“Hey, what’s the matter? Why are you just sitting there like a bunch of
Crow treats? Are we gonna fly this beauty or not?”
Firefly shook her head and in a few words explained to her husband the
nature of the problem. He just waved his hand dismissively.
“Whatever, that’s no problem. Wings like that can, of course, be only
made of spider web. You wouldn’t believe what spiders are making these
days. No fly can…well, we can fly but...” He shook his head. “You guys
know what I mean, right? Tough, light, durable. Perfect for wings!”
When the Captain heard this, he raised his head and in an instant his
dimmed light was bright again. He jumped to his feet, hopped over to Caterpillar and hugged him.
“That’s it!” He exclaimed. “Spider web. Lots of spider web, which will
become beautiful, giant wings and…”
“There’s just one problem,” Termite, who had so far been silent, interrupted him. “To get spider web, you have to go see the spiders. And they
have never been nice creatures. What’s more, now, since it’s been dark,
they’ve all moved down to the… Underbrush
“So?” The Captain shrugged. “What’s wrong with the Underbrush?”
That was not a smart question. Because each and every one of them
knew, what was wrong with the Underbrush – everything.
27
Rozdział czwarty
– z pająkami.
Każdy pająk od urodzenia umie pleść pajęczynę. Ale takiej, jaką tworzył
Smutny, żaden z jego pobratymców zrobić nie potrafił. Bo i też nie chodziło tu wcale o zwykłą pajęczynę z nici, tylko o mocną, pewną oraz łapiącą
wszystko i wszystkich sieć znajomości i kontaktów. Jeszcze zanim zszedł do
Poszycia – krainy tuż nad ściółką, gdzie nawet w czasach Jasności rządził
wieczny półmrok, a owady nie były dla siebie miłe – Smutny zawsze wiedział
wszystko o swoich znajomych i ich otoczeniu. Wiedział, czego komu potrzeba,
czym można postraszyć, a czym skusić, skupował przysługi, płacił groźbami
i wyciągał obietnice.
Wszyscy się go bali, wielu dla niego pracowało, ale też nikt, nawet najstarsi znajomi, nie chciał się z nim przyjaźnić. Stąd zresztą wzięło się jego
przezwisko, które tak naprawdę, w swej długiej wersji brzmiało: „Smutny
mały król na swej pustej pajęczynie”.
To nie do końca była prawda, bo Smutny nigdy nie był sam. Zawsze towarzyszyły mu jego dwa pajęcze zakapiory: długonogi Topik i brodacz Kudłaty.
Ale co to była za obecność, skoro jeden nic tylko dłubał źdźbłem w zębach,
a drugi oszukiwał w układaniu pasjansa?! Jedyne momenty, kiedy na coś się
przydawali, to gdy trzeba było postraszyć dłużnika albo groźnie wyglądać podczas biznesowej muchy na dziko z innym, równie eleganckim biznesmenem.
Tym właśnie był Smutny we własnych oczach. Biznesmenem. Nie od parady
wszak nosił taki fajny kapelusz.
Akurat pucował jego rondo ściereczką, rozsiadłszy się wygodnie na środku
pajęczyny, gdy nagle liście tuż przed nim rozchyliły się i wyfrunął zza nich
Kapitan Świetlik. Właściwie to przeleciał ciśnięty z dużą siłą, w ogóle nawet
nie rozkładając skrzydeł, i wplątał się między lepkie, świetliste nici tuż pod
nogami Smutnego.
Pająk wzdrygnął się lekko i bez pośpiechu wspiął nieco wyżej. Następnie
ruchem głowy wskazał Kudłatemu, żeby coś zrobił ze Świetlikiem. Ten zrobił.
Podszedł i przyłożył mu z piąchy.
– Nie, mszycowy móżdżku! – krzyknął Smutny. – Chciałem, żebyś go rozplątał.
28
The Fourth Chapter
with the spiders.
Every spider is born with the ability to spin spider webs. But a web such
as the kind Gloomy could spin, no other spider could make. Because this
wasn’t just any web made of threads, but instead, a strong, sure and all-encompassing web of contacts and connections. Even before he had come down
to the Underbrush – a land just above the forest floor, a semi-dark place
even during the times of Light, where insects were never nice to each other
– Gloomy knew everything about his acquaintances and their surroundings.
He knew who needed what, how to terrify someone, how to lure another, he
bought favors, paid in threats and extorted promises.
Everyone was afraid of him, many worked for him, but nobody, not even his
oldest associates wanted to be friends with him. That’s where his nickname
came from and in its full, unabbreviated version it was really: “Gloomy little
king in his empty spider web”.
This wasn’t completely accurate because Gloomy was never alone. He was
always accompanied by his two spider henchmen: long-legged Diver and
bearded Hairball. Some company they were, however, since one constantly
picked his teeth with a blade of grass and the other cheated even at solitaire?!
The only times they were useful were when a debtor had to be scared or they
had to look dangerous at a wild-fly business sit-down with another, equally
elegant businessman.
And that’s exactly what Gloomy was in his own eyes. A businessman. After
all, he didn’t wear his fancy hat for kicks.
He was in the process of shining the hat’s brim with a cloth, comfortably
sprawled in the middle of the spider web, when just in front of him, the leaves parted and Captain Firefly flew from behind them. Actually, he flew as
if thrown with great force, not even unfolding his wings, and got tangled up
in the shiny, sticky strands of web right at Gloomy’s feet.
The spider flinched slightly and unhurriedly climbed a little higher. Then,
with a nod, indicated that Hairball ought to do something with the Captain.
And he did. He came over and punched him with his fist.
“No, you gnat-brain!” Gloomy shouted. “I wanted you to untie him.”
29
Kudłaty tylko rozłożył włochate odnóża i zrobił głupią minę.
– To nie można było powiedzieć? – spytał. – Ostatni raz to... – spróbował
ruchem głowy powtórzyć gest szefa – ...znaczyło „walnij mu”.
– Bo ty, Kudłaty, głupi jesteś i nie rozumiesz, że język się zmienia – mruknął Topik gdzieś z końca pajęczyny. – Szefie, iść po wodę i ocucić? Ukatrupić?
Czy co?
Smutny już miał odpowiedzieć, kiedy nagle liście znowu się rozchyliły i do
środka z impetem jeszcze większym niż wcześniej Kapitan wleciał wielki
Chrabąszcz. Pajęczyna naprężyła się, gdy w nią uderzył, zatrzeszczała, ale
nic nie pękło. Wielki owad zawisł na srebrnych nitkach i znieruchomiał.
– To chyba dobrze wróży skrzydłom KRUKa, nie sądzisz? – zapytał Mrówek,
wychylając się zza liścia i zacierając ręce. – Wytrzymałe te nitki.
Pełznący za nim Gąsienic pokręcił głową z uznaniem.
– Stary, to było niesamowite. To korniki nauczyły cię takich haziaaa chwytów? – Zamachał rękami. – Szast prast i wielki Chrabąszcz... o, Pająk! To ten
pająk, Mrówek?
– Dla takiego łachmyty, pan Pająk – prychnął pogardliwie Smutny.
Nałożył kapelusz i zszedł po pajęczynie do Kapitana. Po drodze minął pojękującego Chrabąszcza, spojrzał prosto w jego wytatuowany pyszczek i syknął:
– Tyle razy mówiłem. Wyrzucasz na zewnątrz, a nie wrzucasz do środka.
No i... zwalniam cię, łazęgo.
Kapitan tymczasem zdążył już oprzytomnieć i nawet pospiesznie wygrzebać
się z lepkiej sieci.
– No dobra, bo chyba nie najlepiej zaczęliśmy naszą znajomość, panie Pająk – stwierdził, odklejając srebrną nitkę od płaszczyka. – Jestem Kapitan
Świetlik i...
– Wiemy, kim jesteś, no nie, szefie? – warknął Kudłaty.
Smutny ponownie zdjął kapelusz, obrócił go w palcach i uniósł głowę.
– Tu w Poszyciu wielu jest takich, co ciągle o tobie gadają – powiedział. –
O tym, jak ich prowadziłeś, jak zawsze mówiłeś, że będzie dobrze. Dajesz im
nadzieję, Świetlik. A ja nie lubię, gdy robactwo ma nadzieję. Mniej się wtedy
boją.
Przysunął się nieco bliżej i wyprostował odnóża tak, by choć przez moment
górować nad Świetlikiem. Nic to jednak nie dało, wciąż był mniejszy. Posłał
więc Kapitanowi tylko groźne spojrzenie i cofnął się o parę kroków.
– Dlatego nie chcę cię tutaj, Świetlik, choć nie powiem, twoje światełko
trochę by mi się... – rozejrzał się po skąpanej w półmroku pajęczynie – tego,
no... przydało.
30
Hairball just spread his furry appendages and looked sheepish.
“You couldn’t just tell me?” He asked. “Last time this…” He tried to imitate
his boss’s head gesture, “…meant ‘smack him’.”
“Because you, Hairball, are stupid and do not understand that body language changes,” Diver mumbled from somewhere at the end of the web. “Boss,
you want me to go get some water and revive him? Whack him? Or what?”
Gloomy was about to answer, when suddenly the leaves parted again and
from among them, even faster than the Captain, tumbled out a huge may
bug. The spider web flexed under the impact, creaked, but held. The huge
insect hung on the slivery threads and stopped moving.
“This bodes well for the RAVEN’s wings, don’t you think?” Asked Termite,
peeking out from behind the leaf and rubbing his hands together. “These
threads are quite tough.”
Caterpillar, who was crawling behind him, nodded his head in appreciation.
“Man, that was amazing. So did the termites teach you those ha-yah moves?” He waved his arms. “One, two and the huge may bug flew…oh, a spider!
Is this the spider, Termite?”
“That’s Mister Spider to such lowlife,” Gloomy snorted derisively.
He put on his hat and climbed down the spider web to the Captain. Along
the way he passed the moaning may bug and looking directly into his tattooed mug hissed:
“I told you so many times. Throw them out, not throw them in. And also…
you’re fired, loser.”
Meanwhile, the Captain regained his composure and even managed to
quickly extricate himself from the sticky net.
“Alright then, maybe we didn’t start off on the right foot, Mister Spider,” he
stated, pulling a tacky silver thread from his coat. “I’m Captain Firefly and…”
“We know who you are, right, Boss?” Hairball growled.
Gloomy removed his hat again, twirled it in his fingers and raised his head.
“Around here, in the Underbrush, there are folks who talk about you all the
time,” he said. “About how you lead them, always tell them that everything
would be alright. You give them hope, Firefly. And I do not like vermin to
have hope. That makes them less afraid.”
He moved a little closer and straightened his appendages so that he could
look at Firefly from above, even if just for a moment. It did not work, however,
he was still shorter. So he sent the Captain a ferocious glare and backed up
a few steps.
31
Przez chwilę coś rozważał, ale wreszcie machnął odnóżem i skinął głową na
Topika i Kudłatego. Tym razem obaj załapali w lot i podbiegli jak najszybciej
mogli.
Na widok Kudłatego robiącego groźną minę, Gąsienic aż się zatrząsł i odruchowo rozejrzał za żoną, ale przypomniał sobie, że zostawili Świetliczkę
na czatach.
– Chodźmy stąd, Kapitanie – wyszeptał. – Ich jest trzech, a my sami. Nic
tu po nas.
Kapitan co prawda nie należał do tych, którzy się tak łatwo poddają, ale
z miny Smutnego wyczytał, że najpewniej i tak nic dziś nie wskóra. Machnął
więc ręką, odwrócił się i już mieli ku uldze Gąsienicy zniknąć za liśćmi, gdy
nagle przemówił Mrówek:
– Panie Pająk, nie lubi pan Kapitana, ale przecież jest pan biznesmanem,
prawda?
“That’s why I don’t want you around here, Captain Firefly, although, I gotta admit, your little light would be…” He looked around the semi-darkened
spider web, “well, very…useful.”
He considered something for a moment, but finally waved an appendage
and motioned to Diver and Hairball. This time they both understood and
came running as fast as they could.
Seeing Hairball make a vicious face, Caterpillar shook all over and instinctively looked around for his wife, but remembered that they left Firefly
as a lookout.
“Let’s get out of here, Captain,” he whispered. “There is three of them and
we’re alone. We better scram.”
To be honest, the Captain wasn’t one to give up easily, but from Gloomy’s
expression he could see that, most likely, he wouldn’t accomplish anything
today. He waved his arm, turned, and they were about to disappear behind
the leaves, to Caterpillar’s relief, when suddenly Termite spoke up:
“Mister Spider, you do not like the Captain, but you are a business man,
are you not?”
32
33
Smutny w jednej chwili napęczniał z dumy.
– Poznałeś po kapeluszu, co?
– Tak, to najnowszy trend mody wśród komarów finansjery – skłamał
niechętnie Mrówek. – Co by pan jako biznesmen powiedział na taki interes:
my panu przynosimy światło, mocne, jasne, wyraźne i bez ognia, którym
można się poparzyć, a pan nam da za to tyle pajęczyny, ile zapragniemy?
Co pan na to?
Pająk obejrzał się i najpierw powiódł wzrokiem po swych ośmionogich
kompanach, a potem przyjrzał się uważnie Kapitanowi, Gąsienicowi i Mrówkowi. Wreszcie westchnął i przejechał odnóżem po czole.
– Niech będzie – stwierdził wreszcie i wrócił na swoje miejsce na środku
pajęczyny. – Ale jeśli znowu będziesz dawał robalom nadzieję, Kapitanie...
Świetlik wzruszył ramionami. Co prawda, nie za bardzo wiedział, o co
chodziło Mrówkowi z jego propozycją, ale umiał robić dobrą minę do każdej
gry. I doskonale wiedział, co w tym momencie odpowiedzieć Smutnemu.
– To nie ja daję nadzieję – odparł. – To właśnie światło.
Położył rękę na liściu i odgiął go nieco.
– Będziemy z powrotem lada moment, więc szykuj sieci.
– O to możesz być spokojny, Kapitanie – wyszeptał pająk, krzywiąc się
w paskudnym uśmiechu. – Zupełnie spokojny.
34
Gloomy puffed up with pride instantly.
“You could tell by the hat, right?”
“Yes, it’s the latest fashion among the mosquitos in finance,” Termite lied
reluctantly. “What would you, as a businessman, say to such a business
proposal: we bring you light, clear, bright, shiny and free from fire which
can burn you, and you in return, deliver to us as much spider web as we
need? What do you say?”
The spider turned around and eyed his eight-legged companions, then
carefully studied the Captain, Caterpillar and Termite. Finally, he sighed
and wiped an appendage across his forehead.
“It’s a deal,” he proclaimed and returned to his place in the middle of
the spider web. “But if you start giving the bugs hope again, Captain…”
The Captain shrugged. In truth, he didn’t exactly know what Termite
had in mind when he made the deal, but he could play along if needed. And
he knew precisely what to say to Gloomy at that very moment.
“It’s not me who gives them hope,” he replied. “It’s actually the Light.”
He grabbed the edge of a leaf and bent it back a little.
“We’ll be back in no time, so get those spider webs ready.”
“You can rest assured of that, Captain,” whispered the spider, grimacing
in a malicious smile. “Rest assured.”
35
Rozdział piąty
– w którym Kapitan wdaje się w bójkę.
Poszycie nigdy nie było bezpiecznym miejscem dla zwykłych robaczków,
a odkąd nad Doliną zapanował Mrok, zrobiło się tam jeszcze straszniej.
Żuczki gnojarze lepiący swoje śmierdzące interesy, dżdżownice trzęsące
podziemiem, śliskie ścieżki ślimaków, a nad tym wszystkim jeszcze pająki plotące swoje sieci. Poszycie było jak wielka papierowa chustka do
nosa, którą złapano za cztery rogi i każdy ciągnął w swoją stronę. Cały
czas wszystko było straszliwie napięte i wystarczyła niewielka kropla
wody na środek, by porwało się na strzępy.
Nie lada odwagą musiał się wykazać ktoś, kto chciałby choć przemykać tamtejszymi ścieżkami wśród traw, od schronienia do schronienia.
Przechadzanie się tamtędy z wypiętą piersią, dumnie i w blasku światła
było w zasadzie szaleństwem. Z całej czwórki kroczącej teraz główną
ścieżką Poszycia jedynie Gąsienic zdawał sobie z tego sprawę.
– Wiecie, co nam zrobią, jak nas złapią? – pytał co chwila.
– Kto właściwie ma nas złapać, kochanie? – zapytała w końcu Świetliczka.
– No wiesz... szkodniki.
– Jesteś gąsienicą, skarbie. Sam jesteś szkodnikiem.
– No tak, ale...
Nie dokończył, bo nagle Kapitan idący dotąd w zamyśleniu z przodu,
zatrzymał się i odwrócił.
– Dobra, wielebny Mrówo – powiedział – myślę, że odeszliśmy już wystarczająco daleko, byś mógł zdradzić nam swój świetny plan. No chyba,
że to była tylko sztuczka, by wyrwać nas z łap pająków?
Mrówek również przystanął. Następnie cofnął się o krok, ustępując
miejsca dżdżownicy, która sunęła pod ziemią, znacząc powierzchnię
szeroką bruzdą.
– To nie był żart ani sztuczka – powiedział z właściwym sobie spokojem. – Naprawdę widziałem takie światełko. Wyglądało trochę jak
mała kłoda, ale jak nacisnąć na sęk, świeciło mocniej niż twój odwłok,
Kapitanie.
36
The Fifth Chapter
in which the Captain picks a fight.
The Underbrush was never a very safe place for common bugs to
begin with, but now, since the Darkness ruled over the Valley, it got
even more terrifying. Dung beetles going about their smelly business,
earthworms shaking the underground, slippery snail trails and above
all that, the spiders spinning their sticky webs. The Underbrush was
like a huge paper tissue, grabbed by its four corners and stretched in
each direction. It was constantly tense and it would take only a drop of
water for the whole thing to be torn apart into shreds.
One would have to be very brave indeed, just to dash along the paths
through the grass, from shelter to shelter.
Taking a stroll there, chest puffed out, proudly and in broad daylight
would be utter madness. At the moment, of the foursome marching along
the main path of the Underbrush, only Caterpillar was fully aware of
that.
“Do you have any idea what they’ll do to us if they catch us?” He asked
repeatedly.
“Who exactly, is supposed to catch us, darling?” Firefly finally inquired.
“You know…pests.”
“You’re a caterpillar, my precious. You are a pest.”
“True, but…”
He didn’t finish, because suddenly, the Captain, who was walking
along, lost in thought, stopped and turned around.
“Alright, Reverend Termite,” he said, “I think we are far enough away
so that you may unveil your excellent plan to us. Unless, that was only
a trick, meant to help us escape the spiders’ clutches?”
Termite also stopped. Then he took a step back to let an earthworm
slither past, crawling through the dirt and making a deep furrow in
her wake.
“It was neither a joke nor a trick,” he replied in his usual calm manner. “I really did see such a light. It looked a bit like a small log, but
37
– Wystarczająco, by odgonić Mrok? – zaciekawiła się Świetliczka, ale
Mrówek tylko pokręcił głową.
– Wątpię, by cokolwiek świeciło wystarczająco – stwierdził. – No, może
oprócz wiary obecnego tu Kapitana.
Skłonił się przy tym lekko, jakby z szacunkiem, ale uśmieszek na jego
wąsatej buźce zdawał się mówić coś zupełnie innego. Gąsienic, który jako
jedyny zobaczył ten grymas, przypomniał sobie, że mówienie z takim
uśmiechem nazywa się owocowo – „aronia”, czy jakoś tak.
Kapitan jednak słabo znał się na owocach, więc słowa Mrówka przyjął
z radością i zatarł ręce.
– No więc może moja wiara w połączeniu z tym światłem coś zdziała –
stwierdził. – A jeśli nie, oddamy je Smutnemu i dostaniemy pajęczynę.
Wtedy zbudujemy skrzydła dla KRUKa, polecimy w niebo i ściągniemy
świecące świetliki. A wtedy...
Obiema prawymi piąstkami uderzył w otwarte lewe dłonie.
– Spuścimy Mrokowi taki łomot, że zaraz mu się rozjaśni! Dalej, wielebny Mrówku. Gdzie jest to światełko?
– Na Drzewie Wron.
Nagle zapadła cisza. Chociaż nie, to nie do końca prawda. Po prostu
Kapitan zaniemówił, a Gąsienic spijający akurat wodę z pobliskiej łodyżki prychnął głośno i się zakrztusił. Klepnięty w plecy przez małżonkę
przeprosił grzecznie i dopiero wtedy zamilkł.
Kto wie, jak długo trwałoby to milczenie, gdyby nagle kilka gałęzi wyżej ktoś nie odchylił liścia i nie zawołał pięknym, ale pełnym oburzenia
głosem:
– Ostatni raz proszę, Karaluchu. Opuść mój dom. Nie życzę sobie
twojego towarzystwa!
Cała czwórka zadarła głowy i dostrzegli w półmroku jedną z najpiękniejszych modliszek, jakie zdarzyło im się oglądać. Nawet Kapitan,
którego serce całe oddane było sprawie światła, zadrżał leciutko i zagwizdał z uznaniem.
Modliszka jednak nawet ich nie zauważyła. Wciąż wpatrywała się we
wnętrze swojego domku, z którego powoli gramolił się rosły karaluch.
Na głowie miał zrobioną z jesiennych liści kolorową czapkę, ale oprócz
niej wyglądał naprawdę, naprawdę groźnie.
– E tam, zara nie chcesz. Zara, że nie życzysz. Wiesz, co mówią na
Poszyciu o modliszkach, mała? Że...
38
if you pressed on the knag, it shone even brighter than your abdomen,
Captain.”
“Bright enough to chase away the Darkness?” Piped up Firefly, but
Termite only shook his head.
“I doubt anything can shine so bright,” he declared. “Well, except
maybe the faith of the Captain here.”
He took a small bow then, as if in respect, but the little smile playing
on his mustachioed face seemed to say something entirely different.
Caterpillar, who was the only one to spot this hidden smile, remembered that speaking while smiling this way was called “ironing”, although
what that had to do with wrinkled clothes, he could not figure.
The Captain, however, knew little about fabric care so he was pleased
by Termite’s praise and rubbed his hands together.
“So, maybe my faith combined with this light could do something,” he
declared. “And if not, we’ll give it to Gloomy and get our spider webs.
Then we will build the wings for the RAVEN, fly into the sky and call
down the shining fireflies. And then…”
He smacked both his right fists into both of his open left palms.
“We will give the Darkness such a beating, that he will start to shine
himself! Go on, Reverend Termite, where is this light?”
“On the Tree of Crows.”
Suddenly, it was silent. Well, that’s not entirely accurate. The Captain
was simply speechless, while Caterpillar, who was just sipping water
from a nearby stem, snorted loudly and choked. Smacked on the back
by his wife, he apologized politely and then finally fell silent.
Who knows how long the silence would have lasted, if suddenly, someone a few branches higher did not pull aside a leaf and call out in
a beautiful, but outraged voice:
“I implore you for the last time, Cockroach. Leave my home. I do not
want your company any longer!”
All four of them craned their necks and could see in the dim light one
of the most beautiful praying mantises they had ever seen before. Even
the Captain, whose heart was wholly devoted to the cause of the Light,
shivered slightly and whistled in appreciation.
Mantis, however, paid them no heed. She continued to peer inside her
little home, from which slowly emerged a large cockroach. On his head
39
– ...urywają głowy beznadziejnym podrywaczom – dopowiedziała Modliszka. – No już, idź sobie i nie przychodź więcej, bo...
To był błąd. Karaluch, który do tej pory był skory do wyjścia, gdy
usłyszał groźbę, w jednej chwili się wyprostował. Szczerząc podrapaną
gębę, zapytał zadziornie:
– Bo co?
– Bo ja! – zawołał Kapitan.
Wzbił się w powietrze, raz-dwa wylądował na gałęzi tuż przy Karaluchu i zacisnął ręce w piąstki.
– Pani sobie nie życzy twojego towarzystwa – powiedział, a jego światełko nagle zajaśniało mocniej. – Modliszka czy nie, to, co robale mówią
to jedno, a jej zdanie to...
Nie zdążył dokończyć, bo Karaluch nagle zamachnął się i pacnął Kapitana prosto w czoło. Świetlik zamigotał i upadł, ale szybko przetoczył
się po gałęzi i poderwał na nogi. W samą porę, by uniknąć kolejnego
potężnego ciosu.
was a cap made of colorful autumn leaves, but besides that, he looked
really, really menacing.
“Yeah, yeah, whatever. Right, you don’t wanna. You know what they
say about Mantises in the Underbrush? That they…”
“That they rip off the heads of hopeless flirts,” countered Mantis. “Go
on now, go, and don’t come back here, or else…”
That was a mistake. Roach, who was inclined to leave until then,
reared up the moment he heard a threat. Opening his scratched mug
wide, he demanded querulously:
“Or else what?”
“Or else me!” Shouted the Captain.
He flew up fast and landed by Roach with his fists clenched.
“The lady does not want your company,” he said, and his light suddenly
shone more brightly. “Mantis or not, what the bugs say is one thing,
and what she says is…”
He did not finish, because suddenly, Roach took a powerful swing
and smacked him right in the forehead. Captain Firefly flashed and fell
40
41
– No dalej, świecący robaczku – prowokował go Karaluch. – Bijesz się
gorzej, niż dziewczyna, której bronisz... auu!
W tym samym momencie dostał przez głowę od Modliszki i zatoczył
się lekko. Kapitan wykorzystał ten moment, by wyprowadzić solidnego
haka z podlotem. Karaluch utrzymał z trudem równowagę, ale następny
cios, już z góry, powalił go na ziemię. Wielki robak wylądował na plecach,
bujając się jak kołyska na swym pancerzu.
– Dobry jesteś, Świetliku – mruknął. – A teraz szybko, pomóż mi
wstać, nim przylecą wrony. W końcu świecisz tak mocno, że na pewno
już nas zauważyły.
Kapitan otrzepał ręce.
– A pójdziesz już sobie i zostawisz tę panią w spokoju?
Karaluch zakołysał się w zamyśleniu.
– Zostawić mogę, nawet ten... przeproszę. Ale jeśli by się dało, wolałbym z wami zostać. Dawno nie przebywałem w świetle. No i teraz to
chciałbym się raczej raz dwa schować gdzieś blisko.
Kapitan popatrzył w dół na swoją pogrążoną w ciemności drużynę,
a następnie na Modliszkę.
Po namyśle pokiwała lekko głową.
– Wejdźcie – powiedziała, mocniej odchylając liść. – Wszyscy. Ale Karaluch siedzi w kącie.
42
down, but he rolled along the branch and quickly jumped to his feet.
Just in time to duck away from another powerful blow.
“Come on, shining bug,” taunted Roach. “You fight worse than the girl
you’re defending…ouch!”
At that moment he got hit over the head by Mantis and staggered
a bit. The Captain took advantage of the moment to land a solid flying
hook. Roach kept his balance with difficulty, but the next blow, from
above this time, brought him to the ground. The big bug landed on his
back, rocking back and forth on his carapace like a cradle.
“You’re good, Firefly,” he grunted. “And now, quick, help me up, before
the Crows come. After all your light is so bright, they’ve surely noticed
us by now.”
The Captain wiped his hands.
“And will you go away and leave the lady alone?”
Roach rocked back and forth, considering.
“I can leave her alone, I can even, you know…apologize. But if it’s OK
with you, I’d prefer to stay with you guys. Been a long time since I saw
the light. And now, I would sort of like to hide real quick, somewhere
nearby.”
The Captain looked down at his team, standing there in near darkness,
then looked at Mantis questioningly.
After a moment of thought, she nodded slightly.
“Come in,” she said, pulling the leaf farther to the side. “All of you.
But Roach sits in the corner.”
43
Rozdział szósty
– gdzie wszyscy piją herbatę, a Karaluch siedzi w kącie.
W Dolinie mawiało się czasem, że jeżeli jakieś zmartwienie jest tak wielkie, iż nie jest go w stanie rozwiać zapach i smak herbaty parzonej przez
Modliszki, to znaczy, że to naprawdę wielki problem. I jeżeli w tym powiedzeniu była choć krztyna prawdy, to Kapitan i jego drużyna byli w nie lada
kłopotach. Wciąż bowiem siedzieli z nosami na kwintę, mimo iż gospodyni
zaparzyła zdecydowanie najlepszą herbatę, jaką miała.
Była to mieszanka drobnych listków przywianych kiedyś z wiatrem,
a następnie ususzonych razem z pączkami dzikiej róży, sproszkowanymi jagodami i drobinką brzozowej kory dla smaku. Parzona na wolnym
ogniu na najczystszej rosie sprowadzanej w tym celu z drugiego końca łąki
pachniała cudownie. A podana w żłobionych kryształach cukru smakowała
jeszcze lepiej.
The Sixth Chapter
in which everyone has tea and Roach sits in the corner.
It was sometimes said in the Valley, that if your problem was so serious
that it could not be resolved by the scent and flavor of tea brewed by Mantises, then that meant your problem was truly big. And if there was even
a tiny bit of truth in that saying, then the Captain and his team were in
very serious trouble indeed. Because they were still sitting around moping,
even though the hostess had brewed the best tea that she had.
It was a mixture of dainty leaves blown in on the wind , then dried along
with buds of wild roses, powdered berries and a pinch of birch bark for flavor.
Brewed over a slow flame in the clearest dew water brought especially for
this purpose from the opposite side of the meadow, it smelled wonderful.
And served in cut sugar crystals it tasted even better.
44
45
Modliszka podała napój wszystkim, nawet Karaluchowi, który rzeczywiście siedział w kącie i tylko łypał na wszystkich spod swej zabawnej,
liściastej czapki. Poczęstowany wyprostował się jednak i nawet wycedził
ciche „dziękuję”, a potem jeszcze cichsze „przepraszam”.
Modliszka przyjęła przeprosiny, ale nie pozwoliła mu zająć miejsca przy
stole. Sama natomiast w końcu usiadła przy blacie z sęku dokładnie naprzeciw Kapitana i uśmiechnęła się smutno.
– Widzę, że coś pana trapi, Kapitanie Świetliku – powiedziała. – Czy to
coś, w czym mogę pomóc?
Świetlik pokręcił głową.
– Obawiam się, że nie, chyba że masz Wronich przyjaciół, bo... auu! Za co?
– Bo to niegrzeczne. – Gąsienic zrobił mądrą minę. – Takie instytucje
w ogóle!
– Insynuacje, kochanie – poprawiła Świetliczka. – Ale tak, Kapitanie, to
rzeczywiście było niegrzeczne.
Modliszka wzruszyła ramionami i odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk.
– Zdarza się najlepszym – odpowiedziała. – Nie, Kapitanie. Nie mam i nie
zamierzam mieć znajomych pośród Wron. Ale chętnie wysłucham waszej
opowieści, bo czasami rozwiązania problemów przychodzą z najbardziej
nieoczekiwanej strony. Wystarczy, że ktoś spojrzy na nie z boku.
Mina Świetlika mówiła, że nie był specjalnie przekonany, ale herbata
wciąż parowała z jego kryształku, w domu Modliszki było przyjemnie,
a przecież bez planu i tak im się nigdzie nie spieszyło. Zaczął więc opowiadać.
Mówił o wszystkim: o bitwie, o szybującym Gąsienicu, KRUKu i wizycie u Smutnego. Mówił prosto, bez przechwalania się i ubierania historii
w ładne słówka, ale i tak z jego opowieści aż bił blask przygody, tak więc
gospodyni słuchała z zainteresowaniem, a nawet troszeczkę z podziwem.
Gdy wreszcie Kapitan skończył, wstała, by dolać sobie herbaty.
– To rzeczywiście poważny kłopot, moi drodzy – oceniła. – Ale myślę, że
jednego sobie nie przemyśleliście.
– Czego? – zapytał Mrówek.
– Co Smutny zrobi ze światłem. Przecież nie wykorzysta go do niczego
dobrego, prawda?
Gąsienica podrapał się po blond czuprynie, wyraźnie nie rozumiejąc.
– Światło, to światło, nie? Jest dobre i już, bo jak go nie ma, to jest ciemno.
Na te słowa jednak Mrówek pokręcił głową.
46
Mantis served tea to everyone, even Roach, who was actually sitting in
the corner, peering at everyone from beneath his silly leaf cap. When he
was handed his tea, he sat up straight and even mouthed a quiet “thank
you”, and after that, and even quieter “sorry”.
Mantis accepted the apology, but she would not let him sit at the table.
She sat at the tabletop directly across from the Captain and smiled sadly.
“I see something is troubling you, Captain Firefly,” she said. “Is it something that I can help you with?”
The Captain shook his head.
“I’m afraid not, unless, you have some friends among the Crows, because…ouch! What was that for?”
“Because that was rude.” Caterpillar made a wise face. “Such institutions, really!”
“Insinuations, darling,” corrected Firefly. “And yes, Captain, that really
was rude.”
Mantis shrugged and moved an unruly lock of hair aside.
“Happens to the best of us,” she countered. “No, Captain, I do not have
nor do I intend to have friends among the Crows. But I will gladly listen to
your story, because solutions to problems sometimes come from the most
unexpected places. It’s enough, sometimes, that one looks at them from
the side.”
The Captain’s expression said that he was not especially convinced,
but the tea was still steaming in his sugar crystal, it was cozy in Mantis’s
home, and after all, without a plan, they were in no hurry anyway. So he
started explaining.
He talked about everything: the battle, Caterpillar’s leaf gliding, the
RAVEN, the meeting with Gloomy. He spoke plainly, without bragging or
using fancy words to tell the story and still, his tale practically crackled
with adventure , and so their hostess listened attentively, even with a bit
of admiration.
When the Captain finally finished, she got up to pour herself some more
tea.
“This really is serious trouble, my dears,” she judged. “But I reckon you
didn’t think about one thing.”
“And what’s that?” Asked Termite.
“What will Gloomy do with the light. After all, he won’t use it to do any
good, will he?”
47
– Światło nie jest ani dobre, ani złe – stwierdził – podobnie jak Święta
Kora, którą studiuję i z której próbuję czerpać mądrość i wiedzę. To tylko
zjawisko czy przedmiot. Narzędzie. A my decydujemy, jak ich użyć.
– Otóż to! Światło można wykorzystać, dając owadom nadzieję prawdziwą
albo fałszywą – dodała Modliszka. – Ta pierwsza czyni wolnym i dodaje
sił, a druga...
Nie było potrzeby kończyć myśli. Wszyscy przy stole, a nawet Karaluch
w kącie, wyobrazili sobie bowiem nagle te wszystkie biedne owady oddające ostatni okruch jedzenia Smutnemu za choćby odrobiną blasku. Choćby
jeden promyczek rozjaśniający mrok.
I choć wiedzieli, że ich sprawa jest słuszna, a pajęczyna naprawdę potrzebna, nagle jednocześnie uznali, że taka cena za nią byłaby zbyt wysoka.
Kapitan westchnął ciężko i znużony rozmasował czoło.
– Czyli co? Musimy wymyślić coś zupełnie innego dla KRUKa. Skoro
pajęczyna odpada...
– Wcale nie – odezwał się nagle Karaluch.
Chociaż zrobił to niepytany i z kąta, pozwolili mu dokończyć myśl:
– Kiedyś, gdy jeszcze pracowałem dla jednego takiego żuka gnojarza,
on powiedział mi dwie zasady. „Nigdy nie oszukuj uczciwego owada”, tak
brzmiała pierwsza.
– A druga? – zapytała Świetliczka.
– Oszukując oszusta, by pomóc innym...
– ...spłacasz jego dług! – zawołał Gąsienic wesoło.
Jednak nikt z zebranych nie podzielał jego wesołości. Owady patrzyły
tylko po sobie, zastanawiając się, czy rzeczywiście można robić tak, jak
powiedział Karaluch. Jak przystało na opowieść rodem od żuka gnojarza...
nie pachniało im to ładnie.
W końcu jednak głos zabrał Mrówek:
– A powiedzcie mi, co by było, gdybyśmy oszukali go tylko na chwilę,
a potem dopełnili obietnicy? Bo jak sobie przypominam, Święta Kora mówi
jasno, że oszustwo jest złe, ale w takim przypadku...
Nikt nie odpowiedział, wszyscy natomiast zaczęli myśleć gorączkowo,
nawet Karaluch i Modliszka, którzy jeszcze chwilę temu zupełnie obcy,
teraz już czuli się częścią drużyny.
W pewnej chwili Kapitan, który był raczej owadem czynu niż myśli, wyszedł na chwilę, by polatać w kółko. Chciał, aby zimne powietrze wolne od
48
Caterpillar scratched his blond thatch, obviously not comprehending.
“Light is light, right? It’s good and that’s that, because when it’s gone,
it’s dark.”
Hearing those words, Termite shook his head.
“Light is neither good nor bad,” he declared, “just as the Holy Bark, which
I study and from which I try to draw wisdom and knowledge. It is only
a phenomenon or a thing. A tool. And we decide how to use it.”
“Exactly! Light can be used to give bugs hope, real or false,” added Mantis.
“The first one makes you free and empowers you, and the other…”
She did not need to finish her thought. Everyone at the table, even Roach
in the corner, imagined suddenly all those poor little bugs giving Gloomy
their last crumb of food for even the tiniest flash of light. Just one little
beam to keep the dark at bay.
And even though they knew their cause is just, and that they really
needed to have the spider webs, suddenly they all decided that the price
would be too high.
The Captain sighed heavily and wearily rubbed his brow.
“So what now? We have to invent something completely different for the
RAVEN. Since the spider web is out…”
“Not so fast,” Roach spoke up suddenly.
Even though he spoke out of turn and from the corner, they let him finish
his thought:
“Once, when I still used to work for this dung beetle, he told me two rules.
‘Never cheat an honest insect’, that was the first.”
“And the second rule?” Inquired Firefly.
“Cheating a cheater to help others…”
“…you pay off his debt!” Caterpillar called out happily.
None of the others shared in his merriment, however. The insects looked
at each other and wondered, if you really could do what Roach said. As any
story coming from a dung beetle… something smelled foul here.
In the end, it was Termite who broke the silence.
“Tell me, what would happen, if we cheated him only for a moment, and
then kept our promise? Because as far as I recall, the Holy Bark clearly
states, that cheating is wrong, but in such a case…”
Nobody answered, everyone, however, started thinking frantically, even
Roach and Mantis, who until a few moments before were total strangers,
now felt like part of the team.
49
oparów herbaty ochłodziło jego głowę. Najwyraźniej pomogło, bo gdy wrócił,
miał już gotowe rozwiązanie.
– Mrówek ma rację – powiedział, biorąc się pod boki. – Gdy wszędzie
będzie jasność, światełko Smutnego nikomu nie zrobi krzywdy. Nie może
go tylko dostać wcześniej. Ale musi mu się wydawać, że dostał, żeby dał
nam pajęczynę. Czyli musimy albo wejść na Wronie Drzewo, żeby zdobyć
świecący patyk, albo...
Zrobił pauzę, akurat wystarczająco długą, by zdążyć się uśmiechnąć do
Modliszki. I wystarczającą, by znowu ośmielić Gąsienica, który wciął się
i dokończył za niego:
– Zrobić własny, zasilany światełkiem Kapitana! Tak!
Poderwał się i klasnął w ręce, ale zaraz usiadł z powrotem i zmarszczył
czoło.
– Tylko jak mamy to niby zrobić? – zapytał.
– Znam kogoś, kto nam pomoże – stwierdziła Modliszka.
50
And then, the Captain, who was more an insect of action than one of
contemplation, went outside to fly around in circles for a while. He wanted
the chilly air, free of the tea fumes, to clear his head. Apparently it helped,
because when he came back inside, he had a solution ready.
“Termite is right,” he said, hands on hips. “When light is everywhere,
Gloomy’s little light won’t harm anybody. He just can’t get it earlier. But he
needs to think he got it, so that he gives us the spider webs. So we either
have to climb the Tree of Crows to get the shining twig, or…”
He paused, just long enough to smile at Mantis. And long enough to encourage Caterpillar again, who jumped in and finished his sentence for him:
“Build our own, powered by the Captain’s light! Yes!”
He jumped up and clapped, but then sat back down immediately, and
frowned.
“But how exactly are we going to do that?” He asked.
“I know someone who’ll help us,” declared Mantis.
51
Rozdział siódmy
– w którym okazuje się, że muszki bywają przydatne.
Na dużym kawałku kory, który służył za drzwi, napisano Muchanik.
Choć nikt z załogi – nawet Modliszka, która ich tu przyprowadziła – nie
miał pojęcia, co to właściwie znaczy, wszyscy musieli przyznać, że napis
ozdobiony kolorowymi kwiatkami robił właściwe wrażenie i nastrajał bardzo
pozytywnie. Choć Kapitan nie był przekonany, czy właśnie tego szukają.
– Nie wyglądają jak drzwi do domku kogoś, kto mógłby nam pomóc –
stwierdził, unosząc jedną brew i nerwowo podrygując czułkami. – A jeśli to
tylko marnowanie czasu, to chciałbym zauważyć, że nie mamy go za dużo.
Modliszka pokręciła głową.
– Strasznie jesteś nerwowy, Świetliku – odparła – a moja przyjaciółka to
mucha owocówka, one czasem mają takie sentymenty. Lubią ładne i słodkie
rzeczy. No i oczywiście owoce. Ale zna się na rzeczy.
The Seventh Chapter
in which it turns out that fruit flies can be useful.
Someone wrote MechFly on the large piece of bark that served as the
entrance. Nobody on the crew – not even Mantis, who had brought them
here – had any idea what exactly that sign meant, but they all agreed that
adorned with little colorful flowers, it made a good first impression and
gave off a positive vibe. The Captain, however, wasn’t convinced that this
was actually what they were after.
“This does not look like the door to the house of someone who could help
us,” he declared, raising an eyebrow and nervously wiggling his antennae.
“And if this is just a waste of time, then I would like to remind you that
we do not have a lot of it.”
Mantis shook her head.
“You’re terribly frazzled, Captain Firefly,” she retorted, “and my friend
is a fruit fly, they are sometimes sentimental. They like sweet and pretty
things. And fruit, of course. But she knows her stuff.”
52
53
– Czyli na robieniu światełek? – upewnił się Gąsienic, jednocześnie sprawdzając, czy kwiatki na kawałku kory pasowałyby mu do koszuli.
– Po prostu na rzeczy – odpowiedziała Modliszka, wzruszając ramionami.
– Czy też raczej: na rzeczach. No już, gotowi?
Nie czekając na odpowiedź, zapukała w kawałek kory.
Otworzyła im drobna, wesoła muszka w ogrodniczkach z barwionego
babiego lata. Spodnie całe miała ubabrane żywicą, a jej twarz umorusana
była sadzą tak bardzo, że gdyby owocówka stała teraz w ciemności, widać
byłoby tylko jej oczy.
– O, witam cię, Modliszko. Właśnie o tobie myślałam! – zawołała wesoło.
– Zrobiłam ci nowe świeczki i... o, a co to za kompania?
– Wyjaśnię ci, jak nas wpuścisz – odparła Modliszka. – Ostatnio niedobrze jest stać dużą owadzią grupką pod gołym niebem. Czasy są mroczne,
a niebo pełne wron.
– Moje niebo... – mruknął Kapitan pod nosem, ale na tyle cicho, że nikt
nie usłyszał.
Owocówka uniosła głowę, by spojrzeć w górę, po czym westchnęła i ustąpiła miejsca w drzwiach.
– No dobrze, wchodźcie – powiedziała. – Tylko niczego nie dotykajcie.
Zwłaszcza ten Gąsienic, bo on mi wygląda na dotykacza.
– Co masz na myśli? – nastroszyła się Świetliczka.
– Pewnie to, że... – zaczął Gąsienic pojednawczo, ale żona nie dała mu
dokończyć.
– Kochanie, czy byłbyś łaskaw się nie odzywać, gdy cię bronię? – zapytała,
po czym zrobiła jeszcze groźniejszą minę i wzorem Kapitana wzięła się pod
boki. – No słucham, szanowna Muszko. Co miałaś na myśli?
Ale Owocówka machnęła tylko ręką i wyszczerzyła się w uśmiechu.
– Mniejsza z tym, chodźcie, bo mi tam na dole truskawka gnije. A wielka
jest tak, że... wszyscy się najemy.
– O, truskawka! – zawołał Gąsienic i popełzł korytarzem najszybciej jak
się dało.
Świetliczka, która nagle już nie miała kogo ani czego bronić, westchnęła
tylko, potrząsając głową, i powoli ruszyła jego śladem. Potem ich śladem
podążyła reszta drużyny, a na samym końcu, zamknąwszy uprzednio drzwi,
do tunelu weszła Muszka w ogrodniczkach.
54
“She knows about making lights?” Caterpillar assured himself, checking
at the same time, if the flowers on the bark door would match his shirt.
“Just stuff,” replied Mantis, shrugging. “Or things, rather. OK then,
ready?”
Not waiting for an answer, she knocked on the piece of bark.
A dainty, cheerful fruit fly opened, in overalls made of dyed gossamer yarn.
Her pants were all covered with tree sap and her face was so grimy with
soot that if she were standing in the dark, only her eyes would be visible.
“Oh, welcome, Mantis. I was just thinking about you!” She called out
cheerfully. “I made you fresh candles and… oh, who is this with you?”
“I’ll explain when you let us in,” replied Mantis. “Lately, it’s a bad idea
to stand outside in a large group of insects. Times are dark and the sky is
full of crows.”
“My sky…” Muttered the Captain, but quietly enough so that no one
heard him.
Fruit Fly raised her head to look up, then sighed and stepped aside.
“Fine then, come inside,” she said. “Just don’t touch anything. Especially
that Caterpillar, he looks like a toucher to me.”
“What do you mean by that?” Bristled Firefly.
“Probably the fact, that…”Caterpillar started in a conciliatory tone, but
his wife did not let him finish.
“Darling, would you mind not speaking when I’m defending you?” She
asked, then she proceeded to make an even more ferocious face and like
the Captain, she put her hands on her hips. “Well, I’m listening, Miss Fly.
What did you mean by that?”
But Fruit Fly only waved her hand dismissively and grinned from ear
to ear.
“Doesn’t matter, come on in, or my strawberry will spoil down there. And
it’s big enough, so…we can all share.”
“Ooh, strawberry!” Exclaimed Caterpillar and crawled down the hallway
as fast as he was able.
Firefly, who suddenly did not have anyone or anything to defend, sighed
while shaking her head and slowly followed in his footsteps. The rest of
the crew followed and at the very end, having first shut the door, Fruit Fly
entered the tunnel in her overalls.
55
W pewnej chwili zamykające pochód dziewczyny szły podziemnym tunelem zupełnie same, bo wszyscy – w tym skuszony soczystą truskawką Gąsienic – byli już daleko, daleko z przodu, pewnie nawet u celu. Świetliczka
szła nieco z przodu, a Muszka za nią, podśpiewując cicho jakąś melodyjkę,
tak wesołą, że nastrój udzielił się im obu. Szły więc tak w rytm, niemal
tanecznym krokiem i po chwili nawet ciemność tunelu przestała być taka
straszna.
Doszły właśnie do zakrętu, gdy nagle Owocówka przestała śpiewać i zapytała:
– Hej, koleżanko, a potrafiłabyś jeszcze jaśniej?
Świetliczka nie zrozumiała, odwróciła się więc tylko, szukając oczu muszki w ciemności tunelu. Okazało się, że mogła dostrzec nie tylko oczy, lecz
także całą sylwetkę, bo w korytarzu panował żółtawy półmrok.
– Co jaśniej? – zapytała. – I skąd to światełko?
– No właśnie o to pytam – odparła Owocówka. – To ty tak świecisz, a ja
pytam, czy mogłabyś nieco jaśniej, bo...
Nie skończyła, gdyż Świetliczka nagle się obejrzała, by spojrzeć na swój
odwłok, i ten niemal natychmiast zgasł. W tunelu zapanowała ciemność
prawie tak wielka jak smutek, który na nowo wlał się w serce pani Gąsienicowej.
– Musiało ci się zdawać. Nam obu musiało – stwierdziła tylko smutno
i ruszyła dalej tunelem.
Ale Owocówka już wiedziała swoje.
Muszce historię opowiadali już wszyscy, na wyrywki. Najwięcej oczywiście Gąsienic, który najchętniej przedstawiał te kawałki historii, w których
osobiście nie brał udziału. Jak sam twierdził, to dlatego, że miał do nich
odpowiedni dystans, choć wszyscy już się troszkę domyślali, że to dlatego
iż był odrobinę zazdrosny o bitewne opowiastki Kapitana i Świetliczki.
Wolał je przedstawić po swojemu, by nie wydawały się innym aż takie
super i romantyczne.
Gdy skończyli, grzecznie pomijając epizod z bójką, żeby nie robić przykrości Karaluchowi, który od tamtej pory zachowywał się przecież grzecznie,
Owocówka pokiwała głową i stwierdziła przytomnie:
56
At one point, the two girls, who were at the end of the group, were walking along the underground tunnel all by themselves because everyone
– including Caterpillar drawn by the juicy strawberry – were far ahead
in front, maybe even at their destination. Firefly was a few steps in front,
while Fruit Fly walked behind her, quietly humming some cheerful tune,
so cheerful, that both of them were in a joyful mood. And so they walked
in step, almost dancing and after a moment, even the dark of the tunnel
ceased to be so scary.
They had just reached a bend, when suddenly Fruit Fly stopped singing
and asked:
“Hey, girlfriend, could you be a little brighter?”
Firefly didn’t understand, so she just turned around, searching for Fruit
Fly’s eyes in the darkness of the tunnel. It turned out that she could make
out not just her eyes, but her entire figure, because the tunnel was dimly
illuminated by a weak, yellowish twilight.
“Be brighter, how?” She inquired. “And where is this light coming from?”
“That’s what I was asking, actually,” replied Fruit Fly. “You’re the one
shining and I was asking if you could shine a little brighter, because…”
She didn’t finish because Firefly twisted around rapidly to look at her
abdomen, which almost immediately dimmed. The tunnel was filled with
darkness almost as deep as the sadness, which once again poured into the
heart of Mrs. Caterpillar.
“You’re just seeing things. Both of us are,” she decided sadly and walked
on down the tunnel.
But Fruit Fly knew better.
Fruit Fly heard the story from everyone, told piece by piece. Of course,
Caterpillar told most of it, especially the parts in which he did not personally participate. He maintained that it was because he could distance
himself from them, although everyone suspected it was because he was
just a little jealous of the Captain and Firefly and their battle stories. He
preferred to present them himself, so the others wouldn’t find them so
wonderful and romantic.
57
– A teraz jesteście tu, bo potrzebujecie tuby, która po wciśnięciu przycisku
będzie świecić odwłokiem Kapitana, tak? W ten sposób chcecie oszukać
Smutnego, wziąć od niego pajęczynę, zbudować do końca KRUKa i polecieć
do odległych świetlików? Dobrze zrozumiałam?
– Niedobrze – mruknął Gąsienic – bo nie powiedziałaś, że to ja będę
pilotem.
Ale Muszka zlekceważyła jego słowa, wpatrując się na przemian to w Kapitana, to znów w Modliszkę.
–Tak – potwierdził Świetlik– – taki jest nasz plan.
– A Smutny nie będzie zdziwiony, kiedy nagle się okaże, że nie będzie
cię, Kapitanie, podczas wymiany? Jak zamierzacie to wytłumaczyć takiemu
podejrzliwemu pająkowi jak on?
Tu zasępili się wszyscy, bo rzeczywiście nikt jakoś wcześniej o tym nie
pomyślał. A przecież jeżeli było na tym świecie stworzenie bardziej podejrzliwe, skłonne do wietrzenia spisków i snucia wydumanych teorii na
podstawie drobnych szczegółów niż pająk, to tylko... inny pająk.
Kiedy wszyscy już byli przekonani, że to ostatecznie kładzie ich plan,
Muszka zniknęła pośród sterty złomu i po chwili wynurzyła się z niej,
niosąc wielką belę sreberka. Rzuciła ją przed siebie na ziemię i sapnęła
głośno.
– Na szczęście jest jeszcze jedno rozwiązanie, które przed chwilą widziałam w tunelu. – Popatrzyła na Świetliczkę i uśmiechnęła się wesoło.
– Wygląda na to, że ktoś tu tylko musi uwierzyć w siebie. A my potem
wzmocnimy tę wiarę.
– No doobra – westchnął Gąsienic. – Mogę ja.
– Nie chodzi o ciebie.
Modliszka najwyraźniej podchwyciła i spojrzenie i myśl Owocówki, bo
również zerknęła na Świetliczkę. Patrzyły tak na nią obie, aż wreszcie
zrezygnowana żona Gąsienica machnęła ręką zrezygnowana.
– No dobra, niech będzie, że spróbuję – powiedziała.
Owocówka zatarła ręce.
– Jak słodko – stwierdziła. – To co, drużyno, huzia na truskawkę, a potem do roboty?
Wszyscy przystali na to z ochotą.
58
When they were finished, having politely omitted the fist-fight episode
so as not to hurt Roach’s feelings, who, after all, had been behaving well
since then, Fruit Fly nodded and declared astutely:
“And now you’re here because you need a tube, which, after a button is
pushed, will shine thanks to the Captain’s abdomen, right? And this is how
you plan to cheat Gloomy, get his spider webs, finish building the RAVEN
and fly to the far off fireflies? Did I understand correctly?”
“Not exactly,” muttered Caterpillar, “because you didn’t say that I’ll be
the pilot.”
But Fruit Fly ignored him, looking in turns at the Captain and at Firefly.
“Yes,” the Captain confirmed. “That is our plan.”
“Won’t Gloomy be surprised that you’re not there at the exchange, Captain? How do you propose to explain that to a really suspicious spider like
him?”
At that, everyone glumly realized that, actually, nobody had thought of
that before. And, truly, if there was a creature in this world more suspicious,
more prone to sniffing out conspiracy and making imagined inferences based on the smallest details than a spider, it could only be… another spider.
When all were convinced that this completely ruins their plan, Fruit Fly
disappeared among a pile of junk and in a moment reappeared carrying
a huge roll of aluminum foil. She dropped it on the floor and huffed loudly.
“Luckily, there is another solution, one that I just saw in the tunnel.”
She looked at Firefly and smiled merrily. “Looks like someone just needs
to believe in herself a little. And then we’ll strengthen that faith.”
“Alright,” sighed Caterpillar. “I’ll do it.”
“I didn’t mean you.”
Mantis apparently noticed Fruit Fly’s look and understood her thinking,
because she too, looked over at Firefly. The two of them regarded her this
way, until Caterpillar’s wife resignedly waved her arm.
“OK, fine, I’ll give it a try, I guess,” she said.
Fruit Fly rubbed her hands together.
“Shiny!” she declared. “So, team, let’s go munch that strawberry, and
then we’ll get to work?”
Everyone eagerly agreed.
59
Rozdział ósmy
– w którym wszyscy pracują, Mrówek mądrze mówi,
a Kapitan błyska... także sprytem.
Może to przez tę truskawkę. Albo za sprawą podnoszącej na duchu mowy
Kapitana pełnej takich słów, jak: wolność, światło i szczęście. A może dlatego, że Muszka wymyśliła każdemu zadanie, które do niego pasowało?
Trudno powiedzieć, ale cokolwiek to było, zadziałało fantastycznie. Niemal
wszystkie robaczki pracowały z szerokimi uśmiechami, a czasem nawet
podśpiewywały.
Kapitan z Karaluchem walcowali brzozową korę, a potem zwijali ją
w tubę. Modliszka szykowała żywiczne barwniki, by ją później pomalować,
a Mrówek rzeźbił sęk do włączania światła. Nieco dalej siedziała Owocówka
i do stożka o ściętym czubku przyklejała od wewnątrz srebrną folię. Na
pytanie, po co, powiedziała tylko:
– Już mówiłam, głuptasy.
Jedyną, która nie cieszyła się z przydzielonego jej zadania, była Świetliczka. Stała w kącie, oglądała się co chwilę na swój odwłok i próbowała
nim zaświecić. Nie wychodziło jej to zupełnie, a siedzący nieopodal Gąsienic
wcale nie pomagał.
– Kochanie, możesz mi właściwie powiedzieć, co tam robisz? – zapytała
wreszcie poirytowana.
Jej mąż wzruszył całym sobą.
– No jak to co, sprawdzam, czy świecisz – odparł. – Takie dostałem zadanie. I nie ukrywam, jest bardzo przyjemne, bo lubię patrzeć na...
Świetliczka nie dała mu dokończyć:
– Chcesz powiedzieć, że ze wszystkich zadań, jakie mogli ci przydzielić,
kazali ci się gapić akurat na mnie? Zaraz pogadam z Muszką i...
Przerwała, dostrzegając nagle błagalne spojrzenie Owocówki. Jej oczy
mówiły wyraźnie: „Tylko nie każ mi znowu szukać dla niego pracy”. Świetliczka westchnęła.
– No dobra, przyznaj się, co już zepsułeś?
Raz jeszcze Gąsienic wzruszył całym sobą.
– Ta żywica była za lepka – odparł. – A poza tym ja jestem stworzony do
innych rzeczy. Na przykład do latania. O!
60
The Eighth Chapter
in which everyone works, Termite speaks wisely and the
Captain shines… with intellect also.
Maybe it was because of the strawberry. Maybe thanks to the uplifting
speech the Captain gave, full of words like: freedom, light and happiness.
Or maybe it was because Fruit Fly found each of them a task that matched
their skills? It’s hard to say, but whatever it was, it worked magically.
Almost all the bugs worked with big smiles on their faces and sometimes
they even hummed.
The Captain and Roach flattened out birch tree bark and then rolled it
up into a tube. Mantis prepared dyes made from resin to paint the tube
later, while Termite carved a knag into a switch for turning the light on.
Fruit Fly sat not far off and glued shiny foil to the inside of a cone with its
top cut off. When asked why, she said only:
“I told you dummies already.”
The only one who was not happy with her assigned task was Firefly.
She stood in the corner, turning to look at her abdomen from time to time,
attempting to make it shine. It was not working at all, and Caterpillar,
sitting nearby, wasn’t helping in the least.
“Darling, could you tell me, what exactly are you doing over there?” She
finally demanded, irritated.
Her husband shrugged his entire self.
“What do you mean, what am I doing. I’m checking if you glow,” he replied. “I was assigned this task. And I must admit, it is quite pleasant,
because I like to look at…”
Firefly did not let him finish:
“Are you trying to tell me that of all the jobs they could give you, they
asked you to stare at me in particular? Let me talk to Fruit Fly and…”
She stopped, suddenly catching Fruit Fly’s imploring look. Her eyes were
clearly saying: “Just don’t make me find him another task”. Firefly sighed.
“Okay, tell me, what did you break already?”
Caterpillar shrugged his entire self once again.
“That resin was too sticky,” he retorted. “And besides, I’m meant for other
things. Flying, for example. So there!”
61
I tyle z nim było rozmowy, więc dla spokoju Świetliczka machnęła ręką
i wróciła do ćwiczeń. Raz czy drugi coś tam nawet błysnęło, ale nie miała pewności, czy to ona, czy raczej refleks z małej świeczki odbijający się
w sreberku z obciętego stożka. Poza tym wiedziała dobrze, że takie błyski
to za mało, jeśli mają przekonać Smutnego.
Wreszcie świecący patyk był gotowy. Wyglądał, że „ho-ho”, a jeśli wierzyć
Gąsienicowi, to nawet że „o ja ciebie!” – elegancko pomalowany na czarno
za wyjątkiem przycisku barwy złotego, jesiennego liścia. Obcięty stożek
przymocowany był na stałe do tuby i pomalowany z zewnątrz na ten sam
kolor, tak że nikt nawet nie wiedział, gdzie kończyła się jedna część, a zaczynała druga. Na koniec Muszka poszła gdzieś w daleki kąt magazynu
i spomiędzy różnych szpargałów wyciągnęła ostrożnie cieniutką matową
membranę w kształcie koła, o średnicy w sam raz pasującej do podstawy
obciętego stożka.
– To specjalny materiał zrobiony z niteczek pochodzenia kokonowego –
wyjaśniła zapytana.
Mówiła to przedrzeźniając naukowców, więc wszyscy się uśmiali, choć
tak naprawdę ani trochę nie przypominała mola z tytułem profesorskim.
– Taki materiał znakomicie rozproszy światło, a przy okazji zakryje... no,
naszą tajemnicę. Zresztą zobaczcie.
Raz dwa zamocowała membranę i rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć:
„voilà!”. (Bo to się właśnie, według obytych ze światem ślimaków, mówi,
gdy się zrobi fajną sztuczkę, a wszyscy patrzą z rozdziawionymi buziami,
myśląc: „Jak ona to zrobiła?!”).
Wtedy Mrówek podszedł do Kapitana i coś mu przez chwilę szeptał,
dyskretnie wskazując na Świetliczkę. Kapitan pokiwał, a zaraz potem
wyprostował się, swoim zwyczajem wziął pod boki i powiedział:
– Ta, no, tradycja nakazuje, żebyśmy, zanim do środka wsuniemy żołnierza, przetestowali to coś na dowódcy. Zatem powiedz mi, Muszko, co mam
robić, żeby nasz patyk zadziałał.
Owocówka obeszła patyk, po czym pokazała otwór na końcu tuby.
– Musisz, Kapitanie, wejść tutaj – powiedziała. – Ale tyłem, tak, żebyś
mógł wsunąć odwłok do stożka. Gotowy?
62
And that was that, so to keep the peace, Firefly just shrugged and
returned to her exercises. Once or twice something actually glowed for
a moment, but she couldn’t be sure if it was her or just a reflection from
the small candle bouncing off the sliver foil on the cut-off cone. Besides,
she was certain, that such flashes would be too weak to convince Gloomy.
At last, the glow-stick was ready. It looked “oh-wow!”, if you believed Caterpillar or even “shiny!” – painted an elegant black, except for the switch
which was the color of a golden, autumn leaf. The cut-off cone was attached
to the tube and painted the same color on the outside in such a way, that
you could not tell where the two pieces were joined. Finally, Fruit Fly went
rummaging in a far corner of her warehouse and from piles of stuff she
carefully pulled out a thin membrane shaped like a circle, with a diameter
that fit the end of the cut-off cone perfectly.
“This is a special fabric woven from strands of silk cocoons,” she explained when asked.
She said this in a voice that mimicked scientists, so everyone burst out
laughing, even though she did not in the least resemble a bookworm with
an academic degree.
“Such a fabric will diffuse the light perfectly, as well as hide…well, our
secret. See for yourselves.”
She quickly attached the membrane and spread her arms as if to say:
“Voilà!”. (Because, according to worldly snails, that is what you ought to say
when showing a neat trick, as everyone watches, mouths agape, thinking:
“How did she do that!”).
That’s when Termite came over to the Captain and whispered something
to him, while pointing at Firefly. The Captain nodded, then stood up straight and as was his custom, put his hands on his hips, and said:
“Yeah, well, tradition dictates, that, before placing a soldier inside, we
should test this thing on the commander. So tell me, Fruit Fly, what do
I do, to make our glow-stick work?”
Fruit Fly walked around the stick then pointed out the opening at the
end of the tube.
“You must enter through here, Captain,” she said. “But backwards, so
that you can slide your abdomen into the cone. Ready?”
63
Kapitan, zamiast odpowiedzieć, zajął miejsce i, pomagając sobie wszystkimi czterema rękami, sprawnie wsunął się do środka.
– Gotowe – zawołał po chwili dudniącym głosem. – Co teraz?
– Teraz ja zakryję otwór z tej strony pokrywką z czapeczki żołędzia, Kapitanie, a ty, jak tylko Karaluch przyciśnie przycisk, zaświecisz najmocniej
jak potrafisz, dobrze? A wy wszyscy ustawcie się z przodu i patrzcie, co się
dzieje.
To powiedziawszy, Muszka zakryła wylot tuby pokrywką, urywając tym
samym w połowie pytanie Kapitana, skąd on niby ma wiedzieć, kiedy ktoś
naciśnie przycisk. Następnie skinęła na Karalucha, a ten oparł się na małym sęku. Z wnętrza tuby dobiegło stłumione jęknięcie, a potem... błysnęło
światło.
Mimo iż rozproszone przez membranę, i tak świeciło bardzo mocno. Dużo
mocniej niż normalnie odwłok Kapitana. Mrówek, który był mądry i dużo
wiedział, szybko wyjaśnił pozostałym dlaczego.
– Sreberko odbija światło i kieruje je we właściwą stronę – powiedział.
– Dzięki temu blask nie leci na wszystkich kierunkach, tylko dźga Mrok
dokładnie przed sobą.
Przerwał wyjaśnianie, gdy okazało się, że mówi właściwie tylko do Świetliczki, bo Muszka już to wiedziała, Kapitan siedział w tubie, a Karaluch
z Gąsienicem urządzili sobie zabawę w robienie dziwnych cieni. Wygrał
Karaluch, bo miał większe ręce i w pewnym momencie zrobił za ich pomocą
tak wielką Wronę, że Gąsienic ze strachu prawie się schował w swej koszuli,
niczym ślimak w skorupie.
A potem nagle światło zgasło i Owocówka pomogła Kapitanowi wyjść
z patyka.
– No! – zawołał Świetlik, otrzepując płaszczyk i posyłając Świetliczce wymowne spojrzenie. – A teraz twoja kolej, moja droga. Pakuj się do środka.
– Tylko Kapitanie, że ja... – chciała zaprotestować wywołana, ale pod
ciężarem świetlikowego spojrzenia skapitulowała. – No dobrze.
Podeszła do tuby, wsunęła się nogami i odwłokiem, a potem, jak wcześniej
Kapitan, wpełzła do środka cała, pomagając sobie rękami.
– Gotowe! – zawołała przytłumionym głosem, a wtedy Świetlik skinął
na wszystkich dyskretnie, przeszedł w kąt pokoju i po cichu wydał instrukcje, co mają teraz robić. Następnie wrócił bliżej tuby i powiedział
głośno:
64
Instead of answering, the Captain got into position and using all four
hands, skillfully slid into place.
“Ready,” he called out after a moment in a booming voice. “Now what?”
“Now I’ll cover the opening with this acorn cap, Captain, and you, as soon
as Roach pushes the switch, will shine as bright as you can, OK? And all
of you stand at the front and watch what happens.”
Having said that, Fruit Fly covered the tube opening, cutting of the Captain’s question about how is he to know when someone pushes the switch.
She then motioned to Roach, who leaned on the small golden knag. From
inside the tube came a muffled groan, and then…the light flashed on.
Despite being diffused by the membrane, it still glowed very brightly.
Much more so than the Captain’s abdomen normally did. Termite, who
was wise and knew a lot, quickly explained this to the others.
“The shiny metal foil reflects the light and bounces it in the proper direction,” he declared. “Thanks to that, the glow does not disperse in all
directions but stabs the Darkness directly in front.”
He stopped explaining, when it became apparent that he’s only speaking
to Firefly, because Fruit Fly knew this already, the Captain was in the tube
and Roach and Caterpillar were playing a game of weird shadow casting.
Roach won, because he had bigger hands and at one point used them to
make a Crow so huge, it scared Caterpillar and almost made him hide
inside his shirt like a snail in his shell.
And then the light turned off and Fruit Fly helped the Captain crawl
out of the glow-stick.
“There!” Shouted the Captain, dusting off his coat and looking at Firefly
meaningfully. “And now it’s your turn, my dear. Get inside.”
“But Captain, I…” She wanted to protest, but capitulated under the weight of the Captain’s gaze. “Fine then.”
She approached the tube, slid her legs and abdomen inside like the Captain did before, and crawled further with the help of her hands.
“Ready!” She called out in a muffled voice, and then, the Captain motioned to everyone discretely, walked to the corner of the room and quietly
issued instructions for what they were to do now. He then returned to the
tube and loudly said:
“All right then, we are closing the cover, Roach, take your position.
Excellent, hands on the switch. Now!”
65
– Dobrze, zatem zamykamy pokrywę, Karaluch na swoje miejsce. Świetnie, ręce na przycisk. Teraz!
– Jest, świeci! Brawo! Brawo! – zawołał Gąsienic, choć wcale nie świeciło,
ani odrobinkę. Zaraz jednak do jego okrzyków dołączył Kapitan, mówiąc:
– Od razu widać dzielnego żołnierza. Kiedy ja to robiłem, to również
świeciło tak mocno?
Mrówek, świadom, że już drugi raz łamie zakaz Świętej Kory odnośnie
kłamania, westchnął tylko i mruknął do siebie:
– Ech, a co korniki mogą o tym wiedzieć.
A potem już głośno dodał:
– Ależ skąd, Kapitanie! To światło aż razi! Jest tak mocne, że...
– ...ho- ho? – podpowiedział Karaluch.
– ...ja ciebie? – zaproponował Gąsienic.
– Tak. – Mrówek zgodził się z oboma. – I jeszcze trochę! Ojej, tu jest jasno
jak... przed nadejściem Mroku.
“There, it glows! Bravo! Bravo!” Shouted Caterpillar, even though it did
not glow at all, not even a little bit. The Captain immediately joined in,
shouting:
“There’s a good soldier. When I was doing it, did it glow just as bright?”
Termite, aware that he’s breaking a Holy Bark prohibition regarding
lying for the second time, only sighed and mumbled to himself:
“Eh, what do termites know about it anyway.”
But out loud he added:
“No way, Captain! This light is blinding! It is so bright, it’s…”
“…oh-wow?” Prompted Roach.
“…shiny?” Proposed Caterpillar.
“Yes.” Termite agreed with them both. “And then some! Wow, it’s so
bright here, like…before the coming of the Darkness.”
66
67
I nagle stała się rzecz dziwna i niesłychana. Bo oto świecący kij, dotychczas spowity ciemnością, nagle się rozjarzył. Z początku tylko odrobinkę,
zaraz jednak coraz mocniej i mocniej, aż wreszcie świecił tak jasno, że nagle
słowa Mrówka przestały być kłamstwem.
Wtedy wszyscy zaczęli klaskać, gwizdać i pokrzykiwać z radości, a Kapitan zaplótł dwie pary rąk na piersi i powiedział:
– Wygląda na to, że się udało i jesteśmy gotowi. Dawać tu tego pająka!
68
And all of a sudden, something strange and wonderful happened. The
glow-stick, dark until a moment ago, suddenly glowed. A little at first,
then more and more, until finally it glowed so bright, that Termite’s words
ceased to be lies.
That’s when they all started clapping, whistling and shouting with happiness, and the Captain clasped two pairs of hands on his chest and said:
“Looks like it worked and we’re ready. Let’s go get that spider!”
69
Rozdział dziewiąty
– w którym Smutny przez chwilę jest gentlemanem,
ale potem już nie.
Trzeba przyznać Smutnemu, w pierwszej chwili zachował się jak prawdziwy gentleman. Gdy drużyna w komplecie zjawiła się w jego kryjówce
z tubą (i ukrytą w niej Świetliczką), pająk nie tylko zszedł z pajęczyny, ale
nawet ukłonił się, uchylając kapelusza zarówno Modliszce, jak i Muszce.
Zaraz też przegonił Kudłatego, który na widok Owocówki zaczął się ślinić
i nerwowo przebierać odnóżami.
– Ta pani jest naszym gościem! – zawołał. – Gości nie wypada zjadać,
nawet gdy pachną tak słodko. Co nie, Topik?
Siedzący u szczytu pajęczyny Topik przestał dłubać w odnóżu drzazgą
i zszedł nieco niżej, by tym gorliwiej i wyraźniej pokazać, że zgadza się
z szefem.
– Otóż to, szefie. Otóż to – powiedział. – A już zwłaszcza wtedy, gdy taki
słodki gość jest w towarzystwie haziaaa Mrówki i Modliszki. One przecież
urywają głowy, gdy...
– Dość! – przerwał Smutny.
Minął obie panie, przemknął koło Gąsienicy i Mrówka, po czym przystanął
przy świecącym patyku. Z udawanym znawstwem postukał w tubę.
– Chyba najwyższa pora, żebyśmy przeszli do interesów, czyż nie, panie
Świetlik?
– Tak naprawdę to jest Kapitan Świetlik – poprawił pająka Gąsienic,
a gdy nikt nie zareagował na jego słowa, machnął ręką i zrobił głupią minę.
Smutny raz jeszcze postukał w tubę, odwrócił się przodem do Kapitana
i zawadiacko zsunął melonik bardziej na czoło.
– Wygląda solidnie i zaraz sprawdzę, czy świeci – powiedział. – Ale powiedz mi, cóż właściwie miałoby mnie powstrzymać przed zabraniem wam
tego świecącego kija ot tak i odprawieniu was z kwitkiem?
Świetlik podrapał się z tyłu głowy i przez moment naprawdę wyglądał,
jakby się zastanawiał. Zaraz jednak uśmiechnął się i odparł:
– Po pierwsze: przyzwoitość. Jesteś przecież biznesmenem w szykownym
kapeluszu, prawda? A po drugie... Karaluch?
70
The Ninth Chapter
in which Gloomy is a gentleman for a moment, but later
he isn’t.
You have to give Gloomy some credit, at first, he acted like a true gentleman. When the team showed up in his hideout bearing the tube (with
Firefly hidden inside), the spider not only descended from his web, but
even bowed, tipping his hat to both Mantis and Fruit Fly. He also quickly
chased away Hairball, who, as soon as he saw Fruit Fly, started drooling
and nervously rubbing his appendages.
“This lady is our guest!” He shouted. “It is unseemly to eat guests, even
if they smell so sweet. Isn’t that right, Diver?”
Diver, sitting at the top of the web, stopped picking his fang with a splinter and moved a bit lower, to seem even more eager to agree with his Boss.
“Absolutely, Boss. Absolutely,” he agreed. “Especially if such a sweet
guest is in the company of harrumph Termite and Mantis. After all, they
rip off heads, when…”
“Enough!” Gloomy interrupted.
He walked by the ladies, slinked past Caterpillar and Termite, and then
paused be the glowing stick. With feigned expertise, he tapped on the tube.
“I think it’s high time we talked business, don’t you agree, Captain?”
“Formally, this is Captain Firefly,” corrected Caterpillar, but when nobody
reacted, he shrugged and made a sheepish face.
Gloomy tapped on the tube one more time, turned to face the Captain
and roguishly pushed his hat lower on his forehead.
“Looks solid and I’ll check if it shines in a moment,” he declared. “But
tell me, what’s actually stopping me from just taking this glow-stick from
you and sending you packing?”
The Captain scratched the back of his head and for a moment, he really
seemed to be in thought. However he smiled right away and replied:
“Firstly: decency. You are, after all, a businessman in a fancy hat, are
you not? And secondly…Roach?”
Hearing those words, the insect wearing the funny colorful hat that
stood next to the Captain, violently shot out his arm, slamming a huge fist
71
Na te słowa stojący obok Kapitana owad w zabawnej kolorowej czapce
gwałtownie wyprostował rękę, trafiając olbrzymią pięścią prosto w twarz
Kudłatego. Ten poleciał na pajęczynę i ugrzązł pośród lepkich nitek.
– Ej, za co?! – jęknął oburzony.
– Poglądowo –wyjaśnił spokojnie Mrówek. – Kapitan właśnie stara się
wykazać, że przemoc zawsze rodzi przemoc i to nie jest fajne.
– Aha – mruknął Kudłaty.
Choć nadal go bolało, poczuł nagle dumę, że przydał się do pokazania
czegoś tak ważnego.
Tymczasem Kapitan podszedł do świecącego patyka i położył rękę na
przycisku.
– To jak, panie Smutny? – zapytał. – Ubijamy interes, czy mam zabrać
to cudo i dać je w prezencie komuś innemu? Na przykład spragnionym
światła owadom Poszycia?
Słysząc te słowa, pająk aż się skrzywił. Raz dwa poprawił melonik, odsunął się od tuby i zaplótł przednie odnóża.
– Jeżeli to coś działa, dostaniesz pajęczynę. Nawet troszkę więcej, żeby
starczyło na sukienki dla pań. – Mrugnął do Modliszki i Muszki, ale żadnej
z nich ta propozycja nie przypadła do gustu.
Owocówka wydawała się wręcz oburzona samym pomysłem przystrajania
jej – było nie było muchy – w pajęczynę. Na szczęście jednak zatrzymała
swoją złość dla siebie.
Kapitan odczekał jeszcze moment, dla lepszego efektu, po czym wcisnął
przycisk. Niemal natychmiast w kryjówce zrobiło się jasno. Pajęcze nitki
lśniły teraz jakby skąpane w kroplach świeżej rosy, Topik nieco przestraszony mrużył oczy w kącie, a sam gospodarz na moment wstrzymał oddech.
– Oto światło! – zawołał Kapitan. – Jak widzisz, działa, więc bądź teraz
łaskaw...
Nie udało mu się dokończyć, bo nagle Smutny podbiegł szybko – a miał
przecież osiem nóg, to naprawdę sprzyja szybkiemu bieganiu – do krawędzi swej kryjówki i mocno szarpnął za zwisającą luzem nitkę pajęczyny.
Wcześniej nikt z przybyłych nie zwrócił na nią uwagi, ale, jak się zaraz
okazało, była ona połączona z liśćmi składającymi się na daszek nad pajęczyną. Gdy pająk szarpnął za nitkę, liście rozsunęły się nagle, pokazując
skąpany w mroku kawałek nieba.
– Teraz! – wrzasnął Smutny i niemal w tej samej chwili w kierunku pajęczyny zapikowała pierwsza Wrona.
72
straight into Hairball’s face. Hairball went flying into the spider web and
landed twisted in the sticky threads.
“Hey, what was that for?!” He stammered indignantly.
“Attitude adjustment,” Termite explained mildly. “The Captain is trying
to show that violence always begets more violence and that is not cool.”
“I see,” Hairball mumbled.
And even though it still hurt, he suddenly felt proud that he had been
useful in explaining something as important as that.
Meanwhile, the Captain walked up to the glow-stick and rested his hand
on the switch.
“So, Mister Gloomy?” He inquired. “Are we going to do business or shall
we take this wonder and give it to somebody else? The light-starved insects
of the Underbrush, for example?”
Upon hearing these words, the spider grimaced. Then, he quickly adjusted
his bowler, moved away from the tube and folded his front appendages.
“If this thing really works, you will get your spider webs. Even a little
extra, so the ladies can make dresses.” He winked at Mantis and Fruit Fly,
but neither one looked pleased by the offer.
Fruit Fly even seemed outraged by the very idea of dressing her – she
was a fly, after all – in a spider web. Luckily however, she kept her resentment to herself.
The Captain waited another moment for effect, and then he pressed
the switch. Almost immediately the hideout became bright. The spider
web strands shone as if basking in fresh dew drops, Diver, squinted in the
corner slightly startled, and the host himself, held his breath in wonder.
“Behold the light!” Shouted the Captain. “As you can see, it works, so if
you would be so kind and…”
He was not able to finish, because suddenly, Gloomy swiftly ran up –
and since he had 8 legs, he could move very quickly indeed – to the edge
of his hideout and strongly pulled on a loose thread of spider web hanging
there. Nobody on the team noticed it earlier, but, as it soon turned out, it
was attached to leaves which made a sort of roof over the spider web. When
the spider jerked the line, the leaves suddenly parted, revealing a patch
of night sky.
“Now!” Screamed Gloomy and almost at that very instant, the first Crow
dived towards the spider web from above.
73
Owady natychmiast rozpierzchły się na wszystkie strony, za wyjątkiem
Gąsienica, który całym swym tłustym ciałkiem przywarł do tuby, krzycząc
do zamkniętej w środku Świetliczki, że jej nie opuści. Nie miał jednak szans
ani sam, ani nawet do spółki z Kapitanem, Karaluchem i Mrówkiem, którzy, stłumiwszy pierwszy odruch paniki, rzucili się, by chronić świecący
patyk. Gdy pierwsza Wrona, dużo przecież większa i silniejsza od wszystkich maleńkich robaczków razem wziętych, najpierw złapała tubę w dziób,
a potem potrząsnęła nią gwałtownie, w górę, w dół i na boki, rozlecieli się
na wszystkie strony, boleśnie obijając o ściany albo przyklejając do strzępów porwanej pajęczyny.
– Nie bój się, ukochana! – zdołał jeszcze zawołać zrozpaczony Gąsienic,
widząc, jak Wrona rozpościera skrzydła. – Wytrzymaj i nie gaś światełka,
żebym mógł cię po nim odnaleźć!
A potem ptak w asyście dwóch innych rozkrakanych towarzyszy wzbił
się w niebo, i z patykiem w dziobie pofrunął w Mrok.
The bugs immediately scattered in all directions, all except for Caterpillar, who hugged the tube with his whole plump body, while shouting
to Firefly, hidden inside, that he would not leave her. However he did not
stand a chance, not by himself and not even together with the Captain,
Roach and Ant, who, after their initial panic, threw themselves forward
to try and save the glow-stick. When the first Crow, much bigger and
stronger than all the little bugs put together, initially grabbed the tube in
her beak and then shook it up and down and side to side, they were flung
aside, painfully crashing into the walls or getting stuck in the shreds of
the torn spider web.
“Have no fear, darling!” Caterpillar shouted desperately, seeing the Crow
spread its wings. “Hold on and keep shining, so I can find you!”
And then, assisted by two other cawing comrades, the Crow rose to the
sky with the glow-stick in her beak and flew off, into the Darkness.
74
75
Rozdział dziesiąty
– w którym Kapitan prosi o pomoc.
Jeżeli komuś się wydawało, że Gąsienic usiądzie w kącie i będzie płakał
i rozpaczał, to był w straszliwie wielkim błędzie. Owszem, uronił parę łez,
raz czy drugi pociągnął nosem i przetarł go rękawem koszuli, ale potem
zacisnął obie piąstki, po czym odwrócił w stronę drużyny, a zwłaszcza Kapitana.
– No, Świetliku – powiedział bardzo poważnie, zupełnie jak nie on – to
był twój pomysł, by wsadzić tam do środka moją kochaną. Więc teraz pomożesz mi ją odbić. Wszyscy pomożecie, zrozumiano?!
Mówił tak głośno, stanowczo i z taką siłą, że wszyscy, prócz kapitana i zadowolonych z siebie pająków, pokiwali głowami. W pewnej chwili przeniósł
też wzrok na Smutnego i pogroził mu zaciśniętą pięścią.
– A z tobą policzę się potem, zdrajco – burknął. – Wchodzić w układy
z ptakami? No wiesz?! Można sobie być pająkiem, ale trzeba być też owadem!
– Właściwie to pająki nie są do końca... – zaczął wyjaśniać Mrówek, ale
potem machnął ręką.
Bo czy to ważne w tych okolicznościach, czy Smutny był owadem, czy nie?
Na pewno był zdrajcą i wronim sługusem, przez którego właśnie porwano
Świetliczkę. I choć Mrówek nie pamiętał do końca, co o takich mówiła Święta
Kora, to na pewno nic dobrego. Korniki też nie lubiły Wron.
Tymczasem Kapitan Świetlik nerwowo przechadzał się po kryjówce.
Zachowywał się przy tym, jakby zupełnie nie słyszał pełnego samozadowolenia rechotu pająka ani pokrzykiwania Gąsienica. Dolne ręce zaplótł na
plecach, prawą górną piąstką stukał się po zmarszczonym czole i dreptał
tam i z powrotem, myśląc intensywnie, jakim to jest fatalnym przywódcą.
W końcu była to już kolejna w jego życiu walka z Mrokiem i Wronami,
którą przegrał. Kolejna, w której stracił świetlika!
Chodził tak tam i z powrotem, kilka kroków i obrót, a potem znowu kilka
kroków. Coraz szybciej i szybciej, coraz bardziej nerwowo. Zatrzymał się
dopiero, gdy na jego drodze stanął Mrówek.
– Czego chcesz?! – warknął Kapitan. Niegrzecznie, ale w zaistniałych
okolicznościach można mu to było wybaczyć.
76
The Tenth Chapter
in which the Captain asks for help.
If anyone thought, that Caterpillar would just go sit in the corner and
collapse crying and despairing, they would be making a horrible mistake.
He did indeed shed a few tears, sniffled once or twice and wiped his nose
with the sleeve of his shirt, but then, he clenched his little fists and turned
to look at the team, especially the Captain.
“Well, Captain Firefly,” he said gravely, not at all like his usual playful
self, “it was your idea to put my beloved inside that thing. So now you’ll
help me get her back. You’ll all help, understood?!”
He said this so firmly and loudly, that, with the exception of the Captain
and the contented spiders, everyone else nodded. At one point he also turned
his gaze onto Gloomy and threatened him with his tightly clenched fist.
“I will get you for this later, traitor,” he growled. “Plotting with birds?
How could you?! One might be a spider, but one must always be an insect
too!”
“Actually, spiders are not exactly…” Termite started to explain, but then
just let it slide and shrugged.
Because, was it so important, under these circumstances, whether Gloomy was an insect or not? He was surely a traitor and a Crows’ minion, and
thanks to him, Firefly had just been abducted. And even though Termite
could not recall what exactly the Holy Bark had to say about such creatures, he was certain it was nothing good. Termites did not like Crows either.
In the meantime, Captain Firefly was nervously pacing around the
hideout. He acted as if he was completely unaware of the self-satisfied
guffawing of the spider or Caterpillar’s shouted remarks. His lower arms
were clasped behind his back and he was tapping his wrinkled brow with
his upper right fist, and walking here and there, lost in grim thoughts
about what an awful leader he was. After all, this had been yet another
battle with the Darkness and the Crows that he had lost. Another battle
in which he had lost a Firefly!
He walked to and fro, a few steps, turn, then a few steps more. He walked
faster and faster, getting more and more agitated. He stopped only when
Termite stood in his path.
77
I to właśnie zrobił Mrówek. Wybaczył. A potem powiedział:
– Kapitanie, wiem, że czujesz się odpowiedzialny za to, co się stało.
I słusznie, bo gdy jest się przywódcą, to właśnie po to, by czasem myśleć,
co złego może się stać, i temu zapobiegać.
– Myślisz, że tego nie wiem? – oburzył się Świetlik. – Doskonale wiem,
że to moja wina i gdyby nie ja, nic by się nie stało. Gdybym powiedział, że
to zły pomysł, gdybym się nie zgodził...
– Ale się zgodziłeś – Mrówek położył mu rękę na ramieniu – a żaden
z nas nie zaprotestował i teraz dobrze mówi Gąsienica. Wszyscy musimy
znaleźć rozwiązanie, a nie myśleć, kto z nas zawiódł bardziej.
– Ale przecież nie damy rady! – Kapitan rozłożył ręce. – Z całej naszej
drużyny tylko ja i Muszka potrafimy latać, a Drzewo Wron jest tak wysoko!
W życiu się tam nie dostaniemy!
Z oddali dobiegł go cichy jęk Gąsienica, którego mocno zabolał ten kapitański brak wiary. Mrówek natomiast tylko westchnął i już, już miał coś
powiedzieć, ale ubiegła go Modliszka. Przytuliła się do Kapitana i szepnęła
mu do ucha:
– Może i sami nie. Ale wiesz, jak to jest: gdy nie możesz już zrobić czegoś
sam...
– ...poproś o pomoc – dodała Muszka Owocówka, stając obok.
Gąsienic podpełzł do niej, a za nim wyrósł Karaluch w swej zabawnej
czapce.
– Pomyśl, ile dobrego zrobiłeś przez całe swoje życie, Kapitanie – powiedział Mrówek. – Ilu owadom pomogłeś swoim światełkiem i słowem otuchy,
w ilu serduszkach rozpaliłeś nadzieję. Naprawdę nie masz się dziś do kogo
zwrócić?
Świetlik dyskretnie otarł łzę. Mam, pomyślał. Chyba mam.
Wyprostował się i powiedział już mocnym, stanowczym głosem:
– Muszka, Modliszka, Mrówek! Biegnijcie, lećcie przez całe Poszycie!
Znajdźcie wszystkie zgasłe Świetliki i inne owady, które kiedykolwiek
słyszały moje imię. Każdy, kto umie zaplatać pajęcze nitki, a nie jest zdradzieckim pająkiem, jest nam potrzebny w trymiga.
Owady zasalutowały i pognały w mrok, a wtedy Kapitan odwrócił się do
Gąsienica i Karalucha.
– Wy dwaj pędźcie na drzewo i uwolnijcie KRUKa. Nie patrz tak, Karaluchu, tłumaczyłem przecież, co to! Doróbcie mu tymczasowe skrzydła
78
“What do you want?” Growled the Captain. It was rude, but under the
circumstances one could forgive his momentary lapse of manners.
And that was exactly what Termite did. He forgave. And then he said:
“Captain, I know that you feel responsible for what happened. And
rightfully so, because when you are a leader, you sometimes must think
ahead and try to prevent bad things from happening.”
“You think I don’t know that?” Exclaimed the Captain, incensed. “I know
perfectly well it’s all my fault, and that if it weren’t for me, nothing would
have happened. If only I had said it was a bad idea, if only I hadn’t agreed…”
“But you did agree,” Termite put a hand on his shoulder, “and none of us
protested, and now Caterpillar is right. We must find a solution together,
not just agonize over who is more to blame.”
“But we can’t do it!” The Captain spread his arms. “From our team, only
me and Fruit Fly can fly, and the Tree of Crows is so high! We’ll never get
up there!”
He heard Caterpillar’s quiet moan from afar, the Captain’s own lack of
faith greatly pained the insect. Ant, by contrast, only sighed and was about
to say something, but Mantis beat him to it. She hugged the Captain and
whispered in his ear:
“Maybe we can’t do it by ourselves. But you know how it is: when you
can’t do it alone anymore… “
“…ask for help,” added Fruit Fly, standing next to her.
Caterpillar crawled up to her and Roach appeared just behind him in
his funny cap.
“Just think of all the good that you’ve done in your life, Captain,” said
Ant. “How many insects you’ve helped by shining your light and speaking
words of comfort, how many little hearts you filled with hope. You really
don’t have anyone to turn to today?”
Captain Firefly discretely wiped at a tear. I do, he thought. I think I do.
He straightened out and said in a voice that was again strong and firm:
“Fruit Fly, Mantis, Termite! Run, fly throughout the Underbrush! Find
all of the burned-out fireflies and all the other insects, who’ve ever heard
my name. We need everyone who can weave spider webs and is not a traitorous spider, and we need them now!”
The insects saluted and took off into the dark, and then the Captain
turned to Caterpillar and Roach.
79
z liści, takie słabe, nie nadające się do latania, ale na tyle dobre, żeby bez
uszkodzeń poszybował do nas w dół. Da się zrobić?
– Umiem latać na liściach – stwierdził Gąsienic – więc raz-dwa będziemy
z powrotem. I Kapitanie...
– Tak?
– Przed chwilą tak krzyknąłem, bo byłem zdenerwowany, ale bardzo
dziękuję, że mi pomagacie odzyskać żonę. Bardzo ją kocham i...
Kapitan poklepał go po ramieniu.
– Jesteście moją załogą, pilocie. Więc nie rozmawiajmy już o tym więcej,
bo to oczywiste, że sobie pomagamy. Jasne?
– Tak jest! - Gąsienic zasalutował.
Pozwolił, by Karaluch wziął go na plecy, i razem wybiegli z kryjówki.
Kapitan odczekał jeszcze chwilę, po czym odwrócił się, zaciskając ręce
w piąstki.
“You two run up the tree and release the RAVEN. Don’t look at me that
way, Roach, I already explained what it is! Attach some temporary wings
made of leaves, poor ones, not meant for real flying, but just good enough
to glide it down here to us. Can you do that?”
“I know how to fly on leaves,” declared Caterpillar, “so we’ll be right
back. And Captain…”
“Yes?”
“I shouted like that a minute ago because I was upset, but I’m really
grateful that all of you are helping me get my wife back. I love her very
much and…”
The Captain patted him on the shoulder.
“You’re part of my crew, pilot. So let’s not talk about this anymore, because helping each other is goes without saying. Clear?”
“Yes, Sir!” Caterpillar replied and saluted.
He let Roach put him on his back and together they ran out of the hideout.
The Captain waited for a moment, then he turned around, clenching
his fists.
“And now, spider,” he said through gritted teeth, “you’ll pay for all this…
with the spider web you promised.”
80
81
– A teraz, pająku – wycedził przez zaciśnięte zęby – zapłacisz mi za to
wszystko... obiecaną pajęczyną.
W jednej chwili zadowolonemu z siebie Smutnemu zrzedła mina. Przestraszony rozkazał nawet Topikowi i Kudłaczowi, by spuścili Kapitanowi
łomot, ale Świetlik rozprawił się z nimi raz dwa i dalej sunął do przodu
z tym samym groźnym wyrazem twarzy. Z tymi samymi piąstkami prawych
dłoni uderzającymi w otwarte lewe.
– To nie było nic osobistego – stwierdził wreszcie pająk. – To był tylko
biznes.
– Tak – zgodził się Kapitan. – I teraz tylko chcę go dokończyć. Dawaj
nitki pajęczyny!
Wreszcie Smutny machnął odnóżem z rezygnacją i poprowadził Świetlika do magazynu. Gdy chwilę później w kryjówce zaroiło się od wszelkich
owadów, było już z czego tkać KRUKowi skrzydła.
82
In a moment, the smug look of satisfaction disappeared from Gloomy’s
face. Terrified, he ordered Diver and Hairball to beat the Captain up, but
he quickly overpowered them and continued to advance with the same ferocious expression. And with his right two fists slapping into his left two
palms.
“It wasn’t personal,” the spider said at last. “It was just business.”
“Yes,” the Captain agreed. “And now, I just want to finish it. Hand over
the spider webs!”
At last, Gloomy waved his appendage with resignation and walked the
Captain to the warehouse. When a moment later, the hideout filled with
all sorts of insect helpers, they finally had something to weave the wings
for the RAVEN.
83
Rozdział jedenasty
– z mądrością Świętej Kory, pomocnymi owadami, Niespodzianką od Żuków i... lądowaczem.
W Świętej Korze, którą tak uważnie studiował Mrówek, napisano, że
złego owada najłatwiej poznać po tym, że wszem wobec opowiada tylko
o swoich dobrych uczynkach. Dobrego poznaje się po tym, że o jego dobrych
uczynkach opowiadają inni, a on, zamiast mówić, wciąż rozmyśla, co mógł
zrobić lepiej.
Być może rzeczywiście Korniki ryjące w korze nie znały się na wszystkim, ale tu miały całkowitą rację. A ilość owadów mówiących o Kapitanie
i chcących mu się odwdzięczyć za jego pomoc przerosła najśmielsze oczekiwania. Nagle bowiem okazało się, że Poszycie to wcale nie takie złe miejsce,
że gdy dać wszystkim robaczkom wspólny cel, potrafią się zebrać i razem
pracować, rozmawiać a nawet podśpiewywać.
Widząc to, Gąsienic z każdą chwilą stawał się weselszy, a Kapitan już
nawet nie chował darowanej mu przez Modliszkę chusteczki, tylko raz za
razem ocierał wilgotne oczy, szepcząc „dziękuję” do każdego przechodzącego
owada.
Skrzydła z pajęczyny – lekkie, elastyczne i mocne – powstały naprawdę
bardzo szybko i zaraz też zamontowano je na KRUKu. Do środka konstrukcji wniesiono też jakieś wielkie, śmierdzące pakunki z liści, ale co to
było dokładnie, tego nie wiedział nikt oprócz Muszki Owocówki, Karalucha
i Żuczków Gnojarzy, którzy chichotali na samą myśl o tym, jaka z tego
będzie fajowa niespodzianka.
W końcu, gdy wszystko było gotowe, załoga w składzie: Gąsienic, Karaluch, Muszka i Modliszka wgramoliła się do drewnianego ptaka. Świetlik
stał jeszcze przez chwilę na dziobie KRUKa i machał wszystkim zebranym,
jednocześnie dziękując za pomoc, a Gąsienic złapał za stery i dla próby
zamachał skrzydłami, wzbudzając tym powszechną owację.
Następnie Kapitan wlazł przez ptasi oczodół na pokład i powiedział:
– No dobra, teraz trzeba im chyba powiedzieć, żeby trochę nas popchnęli,
prawda?
84
The Eleventh Chapter
with wisdom from the Holy Bark, helpful insects, a surprise from the Beetles and… the lander.
It was written in the Holy Bark, which Termite studied so assiduously,
that a bad insect is easiest recognized by the fact that all he talks about
are all his good deeds. A good one is known by the fact, that it is others who
talk about his good deeds, and he, instead of talking, constantly wonders
about what he could do better.
Maybe it was true, that termites which mostly tunneled in tree bark
did not know much about anything, but in this case, they were absolutely
right. And the number of insects extolling the Captain’s good deeds and
wanting to show their gratitude for his help, exceeded their wildest expectations. Because suddenly it turned out, that the Underbrush is not such
a bad place after all, that if you give all the bugs a common goal, they can
come together and work well with each other, talk and even sing songs.
Seeing this, Caterpillar was becoming happier with every passing moment, and the Captain had even stopped hiding the hanky that Mantis gave
him, but instead used it to wipe his teary eyes while whispering “thank
you” to every passing insect.
The spider web wings – light, elastic and strong – were indeed made
very quickly and immediately attached to the RAVEN. Some large, stinky
clumps made of leaves were also brought into the body of the structure,
but what they were exactly, nobody knew, except Fruit Fly, Roach and the
Dung Beetles, who burst into giggles every time they thought about what
a neat surprise this would be.
At last, when everything was ready, the crew consisting of: Caterpillar,
Roach, Fruit Fly and Mantis scrambled into the wooden bird. The Captain
spent a moment more standing on the beak of the RAVEN and waving to
all those gathered, thanked them for their help, and Caterpillar grabbed at
the rudders and test flapped the wings, causing an outburst of applause.
Then the Captain crawled aboard through one of the eye sockets and
declared:
“OK then, now we should tell them to give us a little push, right?”
85
Wtedy wyjaśniła się tajemnica niespodzianki, jaką szykowała Muszka.
Owocówka złapała Świetlika za rękę i poprowadziła go na tył statku, gdzie
kazała wcześniej zbudować specjalną, bardzo szczelną ściankę z listewek
i liści poprzeplatanych pajęczyną.
– Poprosiłam o pomoc Żuczki, żeby zrobić nam napęd, Kapitanie – wyjaśniła. – Oni dali swoje kulki łajna, żeby te w zamkniętym pomieszczeniu
produkowały wybuchowy gaz. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to ten gaz
właśnie, zapalony i pod ciśnieniem, da nam odrzut prawie pod samo Drzewo Wron.
Kapitan podrapał się po głowie. Brzmiało to naprawdę fajnie, a jak każda
fajna rzecz, musiało mieć jakiś haczyk. Dlatego też zapytał:
– A jeśli nie pójdzie dobrze?
– No cóż... – Muszka zamrugała i beztrosko wzruszyła ramionami. – Wtedy
KRUK się zapali i przez chwilę zrobi się tu jasno.
A potem, nie czekając na reakcję Kapitana, poszła po ogień, a także
uprzedzić Gąsienicę, że startują.
Oczywiście chwilkę to trwało, zanim naprawdę, naprawdę byli gotowi,
bo choć Żuczki ostrzegały jak mogły, nikt w kryjówce ani myślał za daleko
odsunąć się od KRUKa. Wszyscy chcieli być blisko, gdy ten wzbije się w powietrze. Dlatego też zapanował powszechny harmider, zebrane w pomieszczeniu chrząszcze i karaluchy próbowały pełnić rolę służb porządkowych,
komary, ćmy i jeden stuknięty motyl krążyły wokół kadłuba, a mrówki
robiły zbiorowe zadymy, ilekroć ktoś nadepnął jedną z nich. A że wpychały
się niemal wszędzie, pretekstów do przepychanek było co niemiara.
W końcu Kapitan wychylił się raz jeszcze przez oczodół, ponownie podziękował wszystkim i poprosił, by się jednak odsunęli, a wtedy w jednej
chwili kryjówka opustoszała i nareszcie można było startować.
Świetlik upewnił się, czy wszyscy są gotowi, a potem dał Muszce sygnał,
by odpaliła odrzut.
Potem było już tylko: BUM! ZIUUUUUT, AAAAAAAAAA! i cichnące
w oddali oklaski i wiwaty. Siła odrzutu była tak duża, że robaczki na pokładzie niemal przykleiły się do ścian, wszystkie za wyjątkiem Gąsienica,
który przebierał sterami raz-dwa, raz-dwa, zmuszając KRUKa do machania
skrzydłami.
Czy się bał? A jakże! Ale był też niezwykle podekscytowany tym, że
wreszcie może latać, a do tego tak wysoko i szybko. No i leciał uratować
ukochaną, a to przecież czyniło z niego bohatera. Wszyscy to wiedzieli!
86
That’s when the secret surprise that Fruit Fly prepared was unveiled.
She took the Captain by the hand and lead him to the rear of the structure, where earlier she had a special, very tight hatch built from twigs and
leaves, and held together by spider web silk.
“I asked the Beetles for help in making a propulsion drive for us, Captain,” she explained. “They gave us some dung balls, so that in a tightly
sealed space they could make an explosive gas. If everything goes right,
then this gas when pressurized and then ignited, will propel us almost all
the way to the Tree of Crows.”
The Captain scratched his head. It sounded really cool, but like every
cool thing, there had to be a hook. That’s also why he asked:
“And if everything doesn’t go right?”
“Oh well…” Fruit Fly blinked and unconcernedly shrugged her shoulders. “Then the RAVEN will burst into flames and for a moment, it will
be bright around here.”
And then, without waiting for a reaction from the Captain, she went to
get fire, and to let Caterpillar know that they are about to take off.
Of course, it took a few moments, before they were really and truly ready,
because, even though the Beetles kept warning as best they could, nobody
in the hideout wanted to move away from the RAVEN. Everyone wanted
to be close to see it take off. That’s why a general mob scene ensued, the
gathered may bugs, and roaches attempting to act as security guards, while
mosquitoes, moths and one crazy butterfly kept circling around the fuselage, and ants attacked in packs as soon as someone stepped on any one
of them. And since they kept bugging everyone, there were lots of pretexts
for fist fights and shoving matches.
Finally, the Captain once again leaned out of the eye socket, thanked
everyone one last time and asked that they stand back, and then the hideout emptied out in an instant and they could take off at last.
Captain Firefly made certain that everyone was ready, and then gave
Fruit Fly the signal to fire the jet drive.
After that, it was just: BOOM! ZOOOT, AAAAA! and the diminishing
sounds of cheering and clapping. The thrust of the jet was so powerful,
that the bugs on board were almost plastered to the walls, all except Caterpillar who pumped the rudders one-two, one-two, thereby making the
RAVEN flap its wings.
87
Żeby sobie ktoś jednak nie pomyślał, że pilotowanie to tylko frajda. Skrzydła z pajęczyn, choć wytrzymałe, nadal były podatne na potarganie o małe
gałązki, między którymi trzeba było lawirować, a w dodatku wymagały
nieustannego ruszania sobą w górę i w dół, co kosztowało Gąsienicę bardzo
dużo wysiłku.
W dodatku blask odrzutu zwracał uwagę Wron, które czy to z gałęzi
swego drzewa, czy przelatując obok, przyglądały się uważnie swej nieco
topornej koleżance o dziwnym upierzeniu, jeszcze dziwniejszych skrzydłach
i płonącym ogonie. Jednak szczęśliwie dla załogi ptaki Mroku nie były za
mądre. Czy też raczej, mówiąc słowami Karalucha: „Były tak ciemne, jak
niebo, po którym latają”.
Gdy już byli koło drzewa, Gąsienica przywołał do siebie Kapitana. Ten,
sunąc na czworaka po chwiejnym pokładzie, dogramolił się z trudem w okolicę sterów.
– Pewnie chcesz wiedzieć, jak ci idzie? – zapytał, łapiąc się oparcia i stając na równe nogi. – No więc: świetnie! Rzeczywiście jesteś tak dobrym
pilotem, jak mówiłeś, Gąsienicu, i dzięki tobie zaraz będziemy na Wronim
Drzewie. Brawo!
Was he scared? And how! But he was also very excited that he could
finally fly, and so high and so fast too. What’s more, he was flying to save
his beloved, so that made him a hero too. Everyone knew that!
But one should not imagine that piloting is just pure fun. The spider web
wings, despite being resilient, were still prone to being shredded by small
twigs, between which one had to dodge, and on top of that, they had to be
constantly flapped up and down and that cost Caterpillar a lot of energy.
In addition, the blaze of the jet alerted the Crows, which carefully observed, from branches of their tree or by flying by, their slightly awkward
comrade with its strange feathers, even stranger wings and burning tail.
But, luckily for the crew, the birds of Darkness were not too bright. Rather,
in the words of Roach: “They were as dim, as the sky they flew in”.
When they got close to the tree, Caterpillar called for the Captain. With
much difficulty, he managed to crawl along the swaying fuselage and make
it to the rudder station.
88
89
Gąsienic wyszczerzył się w uśmiechu i wyprężył pierś dumny z usłyszanego komplementu. Zaraz jednak przypomniał sobie, co chciał powiedzieć,
i mina trochę mu zrzedła.
– Jest tylko mały problem, Kapitanie – powiedził. – Ja naprawdę jestem
świetnym pilotem, ale za to strasznie słabym lądowaczem!
To powiedziawszy, szybko szarpnął za jeden drążek, unikając tym samym uderzenia o gruby konar. Jednocześnie jednak sprawił, że do środka
KRUKa, przez oczodół wsunęła się cienka gałązka, mierząc swym ostrym
końcem prosto w fotel pilota.
Kapitan zareagował natychmiast, łapiąc Gąsienica za koszulę i odciągając
go na bok. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili, bo zaraz potem z pilota
byłby już tylko szaszłyk, w dodatku wcale nie przypieczony.
Oba robaczki przetoczyły się po podłodze, a tymczasem KRUK zawisł
na moment na tej cienkiej gałązce, a potem złamał ją, opadł na większą
poniżej i tam utkwił.
Gąsienica podniósł się, otrzepał koszulę i wzruszył całym sobą.
– A nie, jednak się pomyliłem – stwierdził. – Lądowaczem jestem równie
świetnym, jak pilotem.
W sumie trudno mu było nie przyznać racji, wszak cali i zdrowi znajdowali
się właśnie tam, gdzie chcieli dotrzeć. Na Wronim Drzewie.
90
“You probably want to know how you’re doing?” He asked, holding onto
a chair and scrambling to his feet. “Well: great! You really are as good
a pilot as you claimed, Caterpillar, and thanks to you, we’re almost at the
Tree of Crows. Bravo!”
Caterpillar grinned hugely and puffed out his chest with pride at hearing
the compliment. But he then remembered what he had wanted to say and
his smile faded somewhat.
“There’s just one small problem, Captain,” he said. “I really am a great
pilot, but I’m a terrible lander!”
Having said that, he jerked on one of the rudders to avoid slamming
into a thick tree trunk. By doing so, he also caused a thin, long twig to
poke into the RAVEN through one of the eye sockets, its sharp end aimed
straight at the pilot’s seat.
The Captain reacted instantly, pulling Caterpillar aside by the shirt.
He did this at literally the last possible moment, because otherwise the
pilot would’ve been skewered like a shishkebab, and not even a roasted
one at that.
Both bugs rolled on the floor, while in the meantime, the RAVEN hung
on this thin twig for a moment, and when it broke, it fell on a branch below
and got stuck there.
Caterpillar got up, dusted off his shirt and shrugged his entire body.
“Well, I was wrong, after all,” he declared. “I’m just as great a lander
as I am a pilot.”
All in all it was hard to argue his point, since they were right where they
wanted to be, and in one piece. They were at the Tree of Crows.
91
Rozdział dwunasty
– a w nim coś, na czym zna się Karaluch, a także niekoniecznie pusta dziupla.
Trudno powiedzieć, czy to drzewo zawsze wyglądało tak paskudnie, czy
uczyniły je takim Wrony, ale z pewnością było to obecnie najstraszliwsze
i najpaskudniejsze miejsce w całej Dolinie. Miało mnóstwo powykręcanych
gałęzi wyglądających jak łapy i zakończonych ostrymi szponami wyschniętych gałązek. Sęki i dziuple układały się na kształt wykrzywionych przeraźliwie, wściekłych twarzy zatopionych w pniu. Siedzące wszędzie Wrony
były niczym te dziwne narośle jak huba albo jemioła, tyle że oczywiście dużo
bardziej przerażające i nikt ani myślał się pod nimi całować.
Dość szybko okazało się, że wylądowali KRUKiem zdecydowanie za nisko,
toteż drużyna Kapitana Świetlika miała ogromny kawał drogi przed sobą, by
wspiąć się na tam, gdzie – jak podejrzewali – Wrony chowały swoje skarby.
Na całym drzewie mogło być tylko jedno takie miejsce: duże opuszczone
gniazdo niemal u samego wierzchołka, najgęściej otoczone śpiącymi ptaszyskami. Za sprawą swego umiejscowienia sprawiało co prawda wrażenie
twierdzy nie do zdobycia, ale tylko straszny głuptas mógłby uznać, że to
powstrzymałoby robaczkową misję ratunkową.
Pięły się więc robaczki cichutko i w rządku, w odstępach, by nie stanowić
dla Wron łatwego łupu. Przebierały nóżkami po pniu w całkowitej ciemności,
raz za razem przystając i nasłuchując, to znów kryjąc się między chropowatą
korą, ilekroć poczuły chłodny powiew wywołany trzepotem skrzydeł. Na
czele sunął Gąsienic, zaraz za nim Karaluch, Modliszka, Muszka i Mrówek. Kapitan zamykał pochód. Nie dlatego, że się bał iść z przodu. Wręcz
przeciwnie, w razie czego był gotów szybko oderwać się od drużyny, wzbić
w powietrze i, świecąc, ściągnąć na siebie nieprzyjaciół. Choć w głębi serduszka miał głęboką nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
Akurat przycupnęli na szerokiej gałęzi mniej więcej w połowie drogi. Daleko w dole rozległo się najpierw głośne krakanie, potem nerwowy trzepot
wielu par skrzydeł, stukanie dziobów i wreszcie donośny trzask. Karaluch
wychylił się, by spojrzeć w dół.
– Wrony znalazły KRUKa – powiedział. – Właśnie strąciły go z drzewa.
92
The Twelfth Chapter
and in it, something, that Roach knows much about, and
also a not necessarily empty tree-hollow.
It’s hard to say whether this tree always looked so awful, or whether it
was the Crows which made it look this way, but nowadays, it was definitely the most horrible and most hideous place in the entire Valley. It had
many twisted branches which looked like paws and ending in sharp talons
of dried twigs. Knags and hollows took the shapes of horribly twisted, furious faces sunken in the trunk. The Crows, perched all over, looked like
those strange growths of fungus or mistletoe, except, of course, much more
scary and certainly, nobody would ever think of kissing under them.
It soon became apparent that they definitely landed the RAVEN too low,
and so, the Captain’s team had quite a long trip before them, to climb to
where – they suspected – the Crows hid their treasures. On the whole tree
there could only be one such place: a big, abandoned nest almost at the very
top, tightly enclosed by a circle of sleeping birds. Thanks to its location,
it seemed like an inaccessible fortress, but only a complete dummy could
think that this would stop the bug rescue mission.
And so the bugs climbed up quietly and in single file, spaced out, so as
not to present easy targets for the Crows. They moved up the trunk in
complete darkness, stopping from time to time, listening or hiding in the
cracks in the bark, whenever they felt a cool breeze caused by the beating
of wings. Caterpillar crawled in front, just behind him was Roach, Mantis,
Fruit Fly and Termite. The Captain brought up the rear. Not because he
was afraid to walk in front. Just the opposite, if need be, he was ready to
take to the air, away from the team, and draw the enemy to himself by
the glow of his light. In his heart of hearts, however, he had a fervent wish
that this would not be necessary.
They were just taking a breather on a wide branch about half-way to the
top. Far below, a loud cawing sounded, followed by the nervous flapping of
many wings, the clacking of beaks and finally a resounding crash. Roach
leaned out to look down.
93
Modliszka, słysząc to, przysunęła się do Kapitana, objęła go mocno i szepnęła:
– Bardzo mi przykro, Kapitanie. Ale może znajdziemy inny sposób, żeby
dostać się do tych świetlików na górze.
– W tej chwili to nasze najmniejsze zmartwienie – stwierdził Mrówek,
wznosząc rękę. – Zobaczcie.
Wskazał wysoko na koronę Wroniego Drzewa, gdzie śpiące ptaszyska,
zaalarmowane krakaniem zwiadowców, właśnie budziły się ze snu. Nagle
mrok zaroił się od ciekawskich ptasich spojrzeń, a powietrze stało się jeszcze
chłodniejsze za sprawą dziesiątek łopoczących skrzydeł.
Kapitan poderwał się na równe nogi.
– Musimy się lepiej schować! – zawołał. – Szybko, zanim nas zobaczą!
Ale było już za późno, bo nagle zza pnia drzewa wyłoniła się nadlatująca
szybko Wrona, pędząc prosto na nich i rozdziawiając dziób.
– KRAAAAA! – zawołała, a brzmiało to jakby w jednej chwili pękły z trzaskiem wszystkie suche gałęzie świata. – KRAAA!
Kapitan natychmiast rozbłysnął światełkiem i uskoczył w bok, choć nie
na wiele się to zdało, bo już rozpędzony ptak nie był w stanie, choćby nawet
chciał, zmienić kierunku lotu na tak krótkim odcinku. Świetlikowi udało
się jednak skupić na moment wronią uwagę, a to wystarczyło, by Modliszka
uskoczyła niemal spod samego dzioba.
Tymczasem Karaluch doskoczył do cienkiej gałązki, naparł na nią i złamawszy ją w pół, zamachnął się ostrym końcem.
– No Wrono, zobaczymy, kto potrafi być większym łobuzem – mruknął
i ustawił się dokładnie na drodze ptaka, który, przedarłszy się przez plątaninę gałązek, oblatywał właśnie drzewo, by zaatakować ponownie.
Karaluch wzniósł swój długi patyk, chwycił go w połowie i czekał.
– Co robisz?! – krzyknął przerażony Gąsienic. – Przecież ona cię pożre!
– Spokojnie – odparł Karaluch i puścił oko do Modliszki. – Ty się znasz
na lataniu i lądowaniu, a ja się znam na...
Nie skończył, bo nagle Wrona pojawiła się tuż przed nim. Zakrakała tryumfalnie, ostatni raz przed uderzeniem machnęła skrzydłami i rozdziawiła
dziób.
Karaluch natomiast wymierzył, wziął zamach i cisnął gałązką, trafiając
prosto w oko ptaka. Następnie uskoczył zwinnie, przetoczył się na pancerzu
i poprawił przekrzywioną liściastą czapkę.
94
“The Crows found the RAVEN,” he announced. “They just pushed it off
the tree.”
Mantis, hearing that, moved close to the Captain, hugged him tight and
whispered:
“I’m so sorry, Captain. But maybe we can find another way to get to the
fireflies in the sky.”
“Right now, that’s the least of our concerns,” stated Termite, raising his
arm. “Look.”
He pointed high into the canopy of the Tree of Crows, where the sleeping
birds, alerted by the cawing of the lookouts below, were just waking up.
All of a sudden, the dark was full of inquisitive birds looking around and
the air became colder still, thanks to dozens of flapping wings.
The Captain leapt to his feet.
“We’ve got to hide better!” He called out. “Quickly, before they spot us!
But it was already too late, because suddenly, a quickly approaching
Crow appeared from behind the trunk, flying straight at them and opening
its beak wide.
“CAAAAW!” It screamed, and it sounded as if all the dried branches in
the world snapped at the same time. “CAAAAW!”
The Captain instantly switched on his light and dodged sideways, although this did little, since the speeding bird was not able to, even if it
wanted, change the direction of its flight on such a short distance. The
Captain was, however, able to distract the Crow for a moment, and that
was long enough for Mantis to barely duck the snapping beak.
Meanwhile, Roach leaped towards a thin twig, put his weight on it until
it broke off, and swung the sharp end around.
“Alright, Crow, we’ll see, who’s more of a tough guy ,” he muttered and
positioned himself directly in the path of the bird’s path, which, having
burst through a tangle of twigs, was flying around the tree to attack again.
Roach raised his long stick, grabbed it in the middle and waited.
“What are you doing?!” Exclaimed a terrified Caterpillar. “She’s just
going to devour you!”
“Relax,” Roach replied and winked at Mantis. “You know about flying
and landing, and I know about…”
He didn’t finish, because suddenly, the Crow was right in front of him.
It cawed triumphantly, flapped its wings one last time before the attack,
and opened its beak wide.
95
– Właściwie nie wiem, jak to się nazywa, ale się znam – stwierdził. –
A teraz chodźmy stąd, zanim ta jednooka zaalarmuje swoim krakaniem
całą resztę.
Jak powiedział, tak też zrobili, nie przejmując się już marszem w dużych
odstępach, tylko przebierając, czym tam każdy miał i mógł, byle jak najszybciej dostać się do jakiegoś bezpiecznego schronienia i przeczekać chociaż to
największe zamieszanie. Wiedzieli, że od tej pory Wrony i tak będą czujne,
ale skoro mogli wybierać między unikaniem wzroku Wron siedzących na
gałęzi, a takich już w locie, gotowych zaatakować w każdej chwili... No cóż,
w zasadzie nie było się nad czym zastanawiać.
W końcu Muszka znalazła jakąś małą dziuplę, która nie wyglądała tak
groźnie jak inne i na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie, jakby mogła
pomieścić ich wszystkich. Gdy jednak wsunęła do niej głowę, coś złapało
ją za ramię i wciągnęło do środka.
– Muszko! Co ci? – zawołał Kapitan.
Roach immediately took aim, swung his arm back and threw the twig,
hitting the bird straight in the eye. He then ducked aside nimbly, rolled
on his carapace and straightened his leafy cap.
“Actually, I don’t know what that’s called, but I know how to do it,” he
declared. “And now let’s get out of here, before one-eye here alerts all the
others by her cawing.”
They did exactly as he said, not caring about walking spaced out anymore, just hightailing it, so as to get to safety as quickly as possible and
wait out the biggest commotion. They realized that the Crows would be
vigilant from now on, but since they could now choose between avoiding
being spotted by Crows sitting on branches, or those in flight, ready to
attack at any moment… Well, there really wasn’t much to think about.
In the end, Fruit Fly found a little hollow, one that didn’t look as spooky
as the others, and at first glance seemed to be big enough to fit them all.
However, when she poked her head in, something caught her arm and
pulled her inside.
“Fruit Fly! What is it?” The Captain shouted.
96
97
Skoczył w jej kierunku, mocno rozpalając swoje światełko, ale zaraz przystanął i cofnął się, wyciągając przed siebie ręce w pokojowym geście. – Już,
już odchodzę, tylko nic jej nie rób.
Z dziupli wyłonił się elegancki, dystyngowany Truteń, w starannie wyprasowanych czarnych paskach nałożonych na ciemnożółte wdzianko. Czułki
miał zaczesane do tyłu według najnowszej owadziej mody, a jego pociągła
twarz wyrażała przede wszystkim zakłopotanie. Tak naprawdę wszystko,
zupełnie wszystko byłoby z nim w porządku, gdyby nie to, że przed sobą
ściskał właśnie Muszkę, przykładając jej do szyi ułamany kawałek ciernia
róży.
– Najserdeczniej was przepraszam, że tak grożę – powiedział niskim głosem – ale pomyślałem, że w tym miejscu i okolicznościach należyte okazanie
determinacji będzie po prostu... właściwe. A niestety nie mogę was przyjąć
do środka, ponieważ właśnie tam w dziupli zaległa moja kochana siostra
Pszczółka, okaleczona przez te... te...
Widać było wyraźnie, że walczy, by nie stracić nad sobą panowania, ale
i tak lśniące żądło na końcu jego odwłoka zadrżało nerwowo.
– Moja siostra uciekała z Roju wiele razy, bo zawsze była trochę inna –
mówił dalej. – Ale gdy ostatnio nie wróciła, a potem zapadła ta straszna
ciemność...
Wszyscy już wiedzieli, że opowieść Trutnia zapowiada się na bardzo
wzruszającą, ale ponieważ wciąż trzymał Muszkę, grożąc jej cierniem, nikt
go tak naprawdę nie słuchał. Kapitan z Mrówkiem i Karaluchem wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, Modliszka próbowała smutnych minek.
Wreszcie negocjacji z pasiastym podjął się Gąsienic.
– To wszystko ciekawe, co tam mówisz, ale masz naszą koleżankę, więc
ją wypuść, bo inaczej...
Podniósł obie ręce i bardzo wolnym gestem... położył je sobie na uszach.
A potem zawołał:
– Nana-nana-nana, wcale cię nie słyszę! Wcale cię nie słyszę! Ale widzę,
więc wypuść Muszkę! Nana-nana-na!
Trudno powiedzieć, na jaki efekt liczył takim zachowaniem, ale udało mu
się jedno: zaskoczony Truteń na moment opuścił cierń. W tym samym momencie Kapitan i Mrówek zaatakowali z obu boków, a Karaluch od frontu.
Kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nagle z maleńkiej dziupli
nie wychynęła Pszczółka. Była chuda, zmizerowana, a jej pomarańczowo-czarny kubraczek zdawał się z niej zwisać jak pusty worek. Oczy miała
98
He leaped after her, shining his light brightly, but stopped abruptly and
backed up, holding up his hands in a gesture of peace. “There, there, I’m
leaving, just don’t hurt her.”
An elegant and distinguished-looking Drone emerged from the tree-hollow, dressed in carefully pressed black stripes overlaying a dark yellow
vest. His antennae were combed back in the latest insect fashion, and his
elongated face showed mostly embarrassment. Actually everything, completely everything would’ve been fine about him, if not for the fact that he
was clutching Fruit Fly in front of him and holding a broken-off piece of
rose thorn to her neck.
“I’m most dreadfully sorry for threatening in this manner,” he said in
a low voice, “but I decided, that in this place and under these circumstances,
it would be most prudent to display an appropriate… level of determination.
Unfortunately, I cannot invite you inside, because my beloved sister Bee
is in there, resting, after being maimed by these… these…”
It was plain to see he was fighting not to lose control, but despite his
efforts, the shiny stinger at the end of his abdomen shook nervously.
“My sister escaped from the Hive on numerous occasions, she’s always
been a bit different,” he continued. “But when she did not return this time,
and then when this horrid Darkness fell…”
They all knew that the Drone’s tale would be very moving, but since
he still held on to Fruit Fly, threatening her with the thorn, nobody was
really listening to him. The Captain exchanged meaningful glances with
Termite and Roach, Mantis tried making sad faces. Finally, Caterpillar
took up the negotiations with the striped one.
“It’s all very interesting, what you’re saying, but you’ve got our friend,
so you better let her go, or else…”
He raised his hands and very slowly… placed them over his ears. And
then he shouted:
“Nana-nana-nana, I can’t hear you! I can’t hear you! But I see you, so
let Fruit Fly go! Nana-nana-nana!”
It’s hard to say what he was trying to achieve with this behavior, but he
managed to do one thing: the startled Drone lowered the thorn for a moment. In that same instant, the Captain and Termite attacked from both
sides, and Roach from the front. Who knows, how this would have ended, if
suddenly, from the small hollow, a Bee did not appear. She was emaciated,
haggard-looking and her orange and black vest seemed to be hanging off
99
podkrążone, czułki i włochaty kołnierzyk rozczochrane, a nade wszystko
brakowało jej skrzydełek.
– Braciszku, co się dzieje? – zapytała tak cicho, że z trudem odróżnili
jej słowa od szumu wiatru. – I czemu chcesz zrobić krzywdę tej Muszce?
Wygląda na miłą.
– Bo jest miła – powiedział Gąsienic, który od jakiegoś czasu już tylko
udawał, że nie słucha, ale słuchał i patrzył uważnie. – I sprytna, i ładna.
Znaczy nie tak ładna, jak moja Świetliczka, ale ładna i nie można jej tak
po prostu krzywdzić. To znaczy, jakby była brzydka, to też nie można, ale
ponieważ jest ładna...
Przerwał, spoliczkował się dwa razy i westchnął.
– Przepraszam. To z tęsknoty i ze stresu. Moja piękna żona jest uwięziona
w tym gnieździe, a my nie wiemy, jak się tam dostać i ją uratować.
Pszczółka powiodła wzrokiem po zebranych, spojrzała na brata, który
wyraźnie zwolnił uścisk i opuścił cierń. Popatrzyła na Karalucha, który
zatrzymał się w pół kroku z uniesioną ręką, Kapitana, który stał już niemal przy samym Trutniu i Mrówka, który... leżał, bo się potknął. Wreszcie
uśmiechnęła się smutno do Modliszki i powiedziała:
– To trzeba było zapytać Drzewa. Chodźcie, na co czekacie?
A potem zniknęła z powrotem w dziupli.
100
her like an empty sack. She had bags under her eyes, her antennae and
furry collar were in a tangle and most of all, she was missing her wings.
“Brother, what’s going on?” She inquired so quietly that they had trouble
distinguishing her voice from the sound of the wind. “And why do you want
to hurt this Fruit Fly? She looks nice.”
“That’s because she is nice,” said Caterpillar, who only pretended not
to listen, but actually, was listening and watching very closely. “And she’s
smart, and pretty. I mean, not as pretty as my Firefly, but pretty and you
simply cannot hurt her. I mean, if she was ugly, you couldn’t hurt her
either, but because she is pretty…”
He stopped, slapped his cheek twice and sighed.
“I’m sorry. It’s the longing and the stress. My beautiful wife is imprisoned
in that nest, and we don’t know how to get in there and save her.”
Bee looked at everyone in turn, looked at her brother who had visibly
loosened his grip and lowered the thorn. She looked at Roach who had
stopped in mid-stride with his hand raised, looked at the Captain, who was
standing almost right beside Drone and at Termite…who was sprawled
on the floor because he had tripped. Finally, she smiled at Mantis sadly
and said:
“You should’ve asked the Tree. Come on, what are you waiting for?”
And with that, she disappeared back in the hollow.
101
Rozdział trzynasty
– gdzie pojawia się niezręczność, a drzewa mówią
wierszem. Chyba...
W środku było ciasno, ale jakoś się pomieścili. Prawie wszystkim było
natomiast bardzo niezręcznie, ponieważ nie dość, że z powodu ciemności
co i rusz ktoś komuś właził na nogę, dawał łokciem kuksańca albo wpychał
palec w oko, to jeszcze ani Truteń nie wiedział jak się teraz zwracać do
Muszki, ani Kapitan czy Karaluch nie wiedzieli, jak się zachować wobec
kogoś, kogo chwilę wcześniej mało nie pobili. Trudno przecież po czymś takim mówić do kogoś „proszę pana” albo „drogi kolego” jak gdyby nigdy nic.
Najgorzej miał oczywiście Mrówek, który się potknął i teraz było mu
strasznie głupio, mimo pocieszeń Modliszki, że przecież nic się nie stało,
każdemu się zdarza i na pewno korniki mówiły coś w swej Korze o podnoszeniu się z upadku. Niestety nie miała na poparcie tych słów żadnych
cytatów.
The Thirteenth Chapter
in which things get awkward, and trees talk in rhymes.
Maybe…
It was quite tight inside, but they all managed to squeeze in somehow.
However, everyone was feeling quite awkward, because not only was it
dark, so they kept stepping on each other ‘s toes or elbowing one another
or poking each other in the eye, but in addition, Drone didn’t know how to
treat Fruit Fly now, neither did the Captain or Roach know how to treat
someone they almost beat up a moment ago. It was, after all, quite difficult to address someone as “Sir” or “buddy” after something like that, as
if nothing had ever happened.
102
103
Z dala od tego wszystkiego siedzieli sobie Gąsienic i okaleczona Pszczółka, którzy jako jedyni czuli się w miarę swobodnie. Może dlatego, że oboje
mówili, o czym chcieli, i żadne nie słuchało drugiego?
– Bo wiesz – mówił na przykład Gąsienic – w miłości nie chodzi o to,
czy masz czułki, świecący odwłoczek, czy taki fajny meszek na skórze jak
ja. No i różnice są fajne, i można się całe życie uczyć czegoś nowego, a nie
tylko to samo i to samo.
A na to Pszczółka odpowiadała:
– Mówi do mnie Drzewo, wcale nie pytane.
Mówi, co już było, mówi co się stanie.
Dwa słowa o Mroku, dwa o Kapitanie,
O blasku tylko jedno: „Nastanie”.
Na co Gąsienic:
– No właśnie ciągle muszę to wszystkim powtarzać. To nie wstyd, gdy
mężczyzna jest niski i trochę puszysty. Ważne, jaki jest i co potrafi. Bo ja
na przykład, wyobraź sobie, jestem pilotem ze specjalizacją lądowacz. Tak,
tak, droga pani. Najprawdziwszy lądowacz!
Wtedy Pszczółka zaklaskała z uciechą i stwierdziła, że Drzewo właśnie
powiedziało świetny żart. A potem nagle wstała i popatrzyła na te wszystkie
zakłopotane, ściśnięte w mroku robaczki i zapytała:
– Na co właściwie czekamy? Nie mieliśmy iść kogoś ratować?
Kapitan podrapał się po głowie.
– No właśnie miałem zapytać...
Ale nie dokończył, bo Pszczółka doskoczyła do swojego brata Trutnia
i złapała go za ręce. Przy okazji zerknęła na stojącą nieopodal Muszkę
i uśmiechnęła się do niej.
– Mój brat przeprasza, ale to straszny głuptas i tego nie powie.
– Hej! – oburzył się Truteń, ale jego siostra, nic sobie z tego nie robiąc,
dodała jeszcze:
– Bardzo mu się podobasz i chciałby ci opowiedzieć o owocach z dalekich
miejsc, które widział. Ale to nie teraz. Bo teraz musimy iść. Drzewo wzywa!
Pociągnęła brata w głąb dziupli wąskim, ciasnym przesmykiem, przez
który trzeba się było przeciskać bokiem, a Karaluch to nawet z wciągniętym brzuchem. Wreszcie przeszli do miejsca, które wyglądało jak kolejna
dziupla, tyle że w głębi drzewa. Była szersza niż tamta, a poza tym bardzo
wysoka. Tak wysoka, że choć Kapitan zapalił swoje światełko, a wszyscy
104
It was worst for Termite, who had tripped and now felt very embarrassed, despite Mantis’s assurances that it was nothing, that it could have
happened to anybody and that surely, termites had something to say in
the Holy Bark about getting up from a fall. Unfortunately, she didn’t have
any quotes to back up her words.
Caterpillar and the injured Bee sat away from the rest, and were the only
ones to feel somewhat relaxed. Maybe that was because both were talking
about what they wanted and not listening to what the other was saying?
“You know,” Caterpillar was saying for instance, “in love, it doesn’t
matter if you have antennae, a glowing abdomen or are fuzzy all over like
me. And differences are nice and you can learn something new all your
life, instead of the same old, same old.”
And Bee answered by saying:
“I did not ask, yet the Tree told me.
Told me what was, and what will soon be.
Of Darkness, and of Captain, spoke the Tree,
‘Light is coming,’ it said, ‘soon you will see’.”
And Caterpillar replied:
“Exactly, as I keep telling everyone. It doesn’t matter if a man is short
and a little fluffy. What matters is what he’s like and what he can do. Take
me for instance, I‘m a pilot specializing in landings, can you imagine? Yes,
yes dear lady. I am a lander, for real!”
Bee clapped her hands then, excitedly, and said that the Tree had just
told a great joke. And then she stood up and looked around at the uncomfortably packed bugs, crowding in the dark, and asked:
“What, exactly, are we waiting for? Weren’t we supposed to go rescue
someone?”
The Captain scratched his head.
“I was just about to ask about that…”
But he didn’t get to finish, because Bee leapt up to her brother Drone
and took his hands in hers. She also glanced at Fruit Fly who was standing
nearby and smiled.
“My brother apologizes, but he is a big dummy and will not say it.”
“Hey!” Drone burst out indignantly, but his sister would have none of
it and even added:
105
wytężali wzrok, patrząc w górę, nie widzieli sklepienia. Zdawało się, że
sięga ono samego wierzchołka.
– To drzewo jest puste w środku? – Modliszka nie kryła zaskoczenia.
Pszczółka prychnęła na nią, obróciła się w zwiewnym piruecie i dotknęła
wilgotnej ściany Drzewa.
– Wcale nie jesteś puste, Drzewo – powiedziała. – Puste to są niektóre
głowy.
Postukała się w swoją, by sprawdzić, a potem w brata, który zbył to wzruszeniem ramion i spojrzeniem z rodzaju: „Ma trochę fioła, no i co z tego”.
Tylko Karaluch rozejrzał się za czymś twardym, a gdy nie znalazł, zacisnął ręce w pięści.
– Mnie to nawet nie próbuj stukać w głowę, bo jak huknę!
– Raczej jak zahuczy – zaśmiała się Muszka, po czym uniosła się lekko
na swych małych skrzydełkach i wytężyła wzrok jeszcze mocniej. – Czy mi
się wydaje, Kapitanie, czy tam, dużo wyżej jest wyjście? Jeżeli rzeczywiście
jest ono tak wysoko, to by znaczyło...
– ...że bylibyśmy przy samym gnieździe – skończył za nią Mrówek. – Tak,
to byłoby naprawdę wspaniałe.
– Co za wspaniały zbieg okoliczności! – klasnęła w ręce Modliszka, na co
Mrówek pokręcił głową.
– Nie ma przypadków, moja droga. W Świętej Korze Korniki zapisały...
Pszczółka prychnęła jeszcze raz i doskoczyła do wielebnego, mrużąc oczy
i wykrzywiając gniewnie buzię.
– Kto słucha kornika, ten musi mieć bzika, a takich z bzikiem najlepiej
unikać! – wyrecytowała szybko.
A potem równie szybko dodała:
– Jak wielkim trzeba być głuptasem, by mówić o kornikach w środku
Drzewa? I to jeszcze tak chętnego do pomocy?
Tak tym wszystkim zaskoczyła Mrówka, że ten stał tylko, nie wiedząc,
co odpowiedzieć. W końcu więc głos zabrał Kapitan:
– Słuchajcie, przyjaciele. Nie ma czasu. Tam na górze czeka na nas
Świetliczka, a potem jeszcze nasza misja, choć zupełnie nie wiem, jak ją
wypełnimy bez KRUKa. – Jeszcze raz podrapał się po głowie, a drugą parą
rąk wziął pod boki. – Na razie musimy polecieć tam na górę i zakraść się
do gniazda. Trutniu, pomożesz mi z tym. Będziemy wynosić wszystkich po
kolei, bo przecież nie wszyscy potrafią latać...
106
“He really likes you and he’d love to tell you about fruit from faraway
lands that he’s seen. But not now. Because now we have to go. The Tree
is calling!”
She dragged Drone into the depths of the hollow, through a very narrow
pass, so narrow, you had to squeeze through sideways, and Roach even
had to suck in his stomach. When they finally got through, they reached
a place that looked like another hollow, but this one was deep inside the
trunk. It was wider than the first one and very high, as well. So high, in
fact, that even though the Captain shone his light, and all strained to see,
they could not make out the roof. It seemed to go all the way to the top.
“This tree is empty inside?” Mantis did not hide her astonishment.
Bee snorted and turned around in a twirl then touched the damp wall
of the tree.
“You’re not empty at all, Tree,” she said. “Certain heads are empty,
though.”
She tapped her own head to check, then her brother’s, who shrugged at
this and made one of those faces that say: “She’s a little nuts, so what?”
Only Roach looked around for something hard, but finding nothing, he
clenched his fists.
“Don’t even think about knocking on my head, or you’ll get a wallop!”
“You’re a wallop,” Fruit Fly laughed, then rose easily on her little wings
and tried even harder to see in the darkness above them. “Am I seeing
things, Captain, or is there an exit, way up there? If it really is up that
high, that would mean…”
“…we would come out right by the nest,” Termite finished for her. “Yes,
that would indeed be wonderful.”
“What a wonderful coincidence!” Exclaimed Mantis while clapping her
hands, to which Termite just shook his head.
“There are no coincidences, my dear. In the Holy Bark, the termites
have written that…”
Bee snorted once more and leapt up to Termite narrowing her eyes and
scrunching up her little face angrily.
“Perchance only silly-pants listen to termite rants!” She recited quickly.
And then, just as quickly, she added :
“How silly do you have to be to talk of termites inside a tree? And inside
a tree so willing to help, too?”
107
Przerwał, gdy usłyszał, jak Muszka burczy coś pod nosem, nagle zła na
swoje skrzydełka, przez które może polecieć sama, zamiast być wyniesioną.
Zupełnie nie rozumiał, o co jej chodzi, więc tylko wzruszył ramionami.
– Na początek wynosimy Karalucha i Mrówka, by w razie czego mogli
się obronić tam na górze, a dopiero potem Pszczółka, Gąsienic i pani Modliszka. Gotowi? No to już!
Jak polecił, tak zrobili. I choć niektórzy byli ciężcy jak Karaluch, inni
wiercili się jak Gąsienic albo grymasili niczym Modliszka – którą koniecznie musiał osobiście wynieść Kapitan – dość szybko i sprawnie udało całej
drużynie wydostać z drzewa i powoli ruszyć wzdłuż gałęzi prosto do otoczonego Wronami gniazda.
108
Termite was so shocked by this outburst that he just stood there, not
knowing what to say. Finally, it was the Captain who spoke:
“Listen, friends. There is no time. Firefly is waiting for us up there,
and then we still have our mission, although without the RAVEN, I have
no idea how we can accomplish it.” He scratched his head again and put
his other pair of hands on his hips. “For now, we have to fly up there and
sneak into the nest. Drone, you’ll help me with this. We will lift everyone
up there one by one, because not all of us can fly …”
He paused, when he heard Fruit Fly buzzing something under her breath,
suddenly angry at her wings and at being able to fly on her own instead of
getting carried. He didn’t understand this at all, so he simply shrugged.
“First, we will carry up Roach and Termite, in case they need to defend
themselves up there, and then Bee, Caterpillar and lady Mantis. Ready?
Let’s go then!”
They did just as he ordered. And even though some were heavy, like
Roach, others kept wriggling, like Caterpillar or fussing, like Mantis – who
the Captain insisted on carrying personally – the entire team managed to
exit the trunk, quickly and efficiently, and begin to slowly walk along the
branch leading straight to the nest, surrounded by Crows.
109
Rozdział czternasty
– w którym wiele się zmienia i nic nie zostaje takie samo.
Dużo czasu minęło nim Świetliczka, która wciąż jeszcze tkwiła w tubie
świecącego patyka, uporała się wreszcie z zatyczką z żołędzia, co wcale nie
było takie łatwe od wewnątrz. Ostrożnie wyczołgała się na wolność.
Szybko domyśliła się, gdzie jest. Już wcześniej zdała sobie sprawę, że to
nagłe szarpnięcie, a potem kołysanie i krzyki jej przyjaciół w oddali znaczyły, że porwały ją Wrony. Teraz więc nie mogła być nigdzie indziej, jak
tylko na ich Drzewie, pewnie na samym wierzchołku.
Rzeczywiście, gdy tylko udało się jej dojść do krawędzi gniazda, zobaczyła poniżej łapo-konary i szponiaste gałązki, wronie narośle i spowijające
wszystko kłęby Mroku, tu jeszcze gęstszego niż gdziekolwiek indziej.
Świetliczka westchnęła. Żeby tylko mój Gąsienic nie zrobił teraz czegoś
głupiego, pomyślała. A potem dotarło do niej, że cokolwiek się stanie, jej
ukochany był teraz z Kapitanem.
– Och, jakby ten był naprawdę mądrzejszy – powiedziała na głos, a potem
przykucnęła, nakrywając się gałązką, bo jedna z siedzących wokół gniazda
Wron obejrzała się zaniepokojona hałasem.
Gdy tak kucała sobie, czekając, aż ptaszysko spojrzy wreszcie w inną stronę, usłyszała wcale nie tak ciche PSSSSSYT, a potem JUP..., które miało
być pewnie JUPIIII, ale zamiast tego kończyło się siarczystym PLASK!
Z szybko bijącym sercem wychyliła się za krawędź gniazda... i wtedy ich
zobaczyła. Z przodu sunął Kapitan, za nim Modliszka i Muszka, Gąsienic
uciszany teraz przez Karalucha, nieznana Świetliczce para pszczół i wreszcie Mrówek. Przyszli tu, na szczyt Drzewa Wron, w samo serce Mroku,
żeby ją uratować!
Z tego szczęścia zapomniała zupełnie, że nie umie już latać. Rozpostarłszy
skrzydełka, wzniosła się ku górze. Na własne nieszczęście jednak zapomniała też zupełnie, że powinna kontrolować inny, niedawno odzyskany
talent – swoje światełko. Rozbłysnęła więc nagle i mocno tuż nad gniazdem.
Czujne Wrony zareagowały natychmiast.
110
The Fourteenth Chapter
in which a lot changes and nothing stays the same.
A lot of time passed before Firefly, who was still stuck inside the glow-stick, was able to remove the acorn cap from the end of the tube, which
was not at all easy to do from the inside. She carefully crawled free.
She quickly realized where she was. Even before, she was able to figure
out that the sudden jerking and swinging of the tube, the fading voices of
her friends, could only mean that she had been abducted by the Crows.
Therefore, now, she could be nowhere else but in their tree, probably at
the very top of it.
Indeed, as soon as she crept to the edge of the nest, she saw below the
arm-like branches with the talon-twig ends, growth-like Crows and the
all-enveloping Darkness, even denser here than anywhere else.
Firefly sighed worriedly. I just hope now my Caterpillar doesn’t do something stupid, she thought. And then she realized, that whatever happens,
her beloved was with the Captain now.
“Oh, as if that one was any smarter, really,” she said out loud, and then
crouched down, covering herself with a twig, because one of the Crows
sitting around the nest turned, alarmed by the noise.
When she was crouching there, waiting for the bird to look the other way,
she heard a not-so-quiet PSSSSST, then a YIP…, which was supposed to
be a YIPPEE, probably, but instead ended in a resounding SMACK!
Her heart racing, she leaned over the edge of the nest… and that’s when
she saw them. The Captain was in front, behind him Mantis and Fruit Fly,
Caterpillar who was now being quieted by Roach, a couple of bees she did
not know and finally Termite. They had come here, to the top of the Tree
of Crows, to the very heart of the Darkness, to rescue her!
Ecstatic, she completely forgot that she could no longer fly. Spreading
her wings she leaped up. What’s even more unfortunate was that she also
completely forgot to control her recently recovered skill – her light. She
flashed suddenly and brightly, just above the nest.
The watchful Crows reacted instantly.
111
Gąsienic nie posiadał się ze szczęścia, gdy zobaczył ukochaną, a kiedy
już wzniosła się ku górze, całkiem się biedaczek rozkleił. Chciał nawet
powiedzieć: „To moja żona, lata, choć nie jest pilotem!”, ale nie mógł, bo
Karaluch zatykał mu usta wielką ręką.
Wtedy właśnie, zupełnie nagle, odwłok Świetliczki rozbłysnął światłem.
Wrony zareagowały od razu, odwracając się gwałtownie i rozpościerając skrzydła. Rozległo się głośne KRAAAA z dziesiątek ptasich gardeł,
aż zadrżało powietrze, a potem zawiał wiatr i już większość ptaków była
w powietrzu. Te najbliżej gniazda celowały dziobami w biedną Świetliczkę,
która, przerażona, nie była w stanie zapanować nad własnym światełkiem
i zamiast coraz słabiej, świeciła coraz mocniej. To czyniło z niej doskonały
cel.
Kapitan, wiedząc już, co się święci, nie zastanawiał się długo. Rozbłysnął
najmocniej, jak potrafił, i poderwał się do lotu. Lawirując między ptakami,
wyleciał wprost nad gniazdo, złapał Świetliczkę w locie, objął ją w pasie
i z całej siły pacnął ją w tył głowy, pozbawiając przytomności. Strasznie mu
było z tego powodu przykro – nigdy jeszcze nie uderzył ani dziewczyny, ani
przyjaciela, a teraz przyszło mu to załatwić jednym ciosem – ale nie miał
wyboru, jeśli chciał wyłączyć jej światełko.
A potem, tłumiąc raz dwa własne, znów zawirował w powietrzu, unikając
jednego czy drugiego dzioba, po czym wylądował tuż przy swojej drużynie.
Położył nieprzytomną Świetliczkę na gałęzi i ponownie wzbił się w powietrze.
– Zabierzcie ją stąd i uciekajcie do drzewa! – rozkazał, na nowo rozbłyskając pełnym blaskiem. – Dowódcą jest teraz Mrówek, więc jego słuchajcie.
– A co z panem, Kapitanie? – zapytała Modliszka.
Świetlik uśmiechnął się i wziął pod boki.
– Odwrócę ich uwagę – odparł. – A potem... zamierzam zrobić trochę
zamieszania i zwrócić uwagę tych tam, wiecie, na górze.
To powiedziawszy, wzbił się w niebo i śmignął tuż koło pikującej właśnie
Wrony. Ta zagapiła się na niego i przez to zderzyła w locie z inną. Obie
poleciały w dół. W niemal całkowitej ciemności i pośród krakania udało się
robaczkom usłyszeć wesoły śmiech ich Kapitana.
– Pomogę mu – zaoferował się Truteń, ale Mrówek pokręcił głową.
– Jeśli mu się nie uda, wciąż będzie do wykonania jego misja – powiedział. – Wtedy się przydasz. Teraz tylko byś mu przeszkadzał.
112
Caterpillar was beside himself with happiness, when he saw his beloved, and when she flew up, the poor guy lost it completely. He even tried
to say: “That’s my wife, she’s flying, even though she’s not a pilot!”, but he
couldn’t, because Roach was covering his mouth with his huge hand.
And that’s when, taking them by surprise, Firefly’s abdomen flashed
brightly.
The Crows reacted at once, turning abruptly and spreading their wings.
A loud CAAAW sounded from dozens of bird throats, shaking the very air,
and then the wind blew and instantly, the majority of the birds took flight.
The ones closest to the nest aimed their fearsome beaks directly at poor Firefly, who, terrified, wasn’t able to control her light and instead of dimming
it, she kept shining brighter and brighter. This made her a perfect target.
The Captain, seeing what was going on, didn’t think long before taking
action. He shone his light as bright as he could, and took to the air. Dodging between the birds, he flew up directly over the nest, grabbed Firefly
in midair, and holding her by the waist, struck the back of her head, knocking her unconscious. He was very upset to have to do that – he had never
before hit a girl, or a friend, and now he did both with one blow – but he
had no choice, if he wanted to switch off her light.
And then, dimming his own light hastily, he twirled in the air, avoiding
one or two beaks aimed at him, and landed right by his team. He laid the
unconscious Firefly on the branch and again rose in the air.
“Get her out of here and run to the tree!” He ordered, once again shining
his light brightly. “Termite is in command now, so listen to him.”
“And what about you, Captain?” Asked Mantis.
Captain Firefly smiled and put his hands on his hips.
“I shall distract them,” he replied. “And then…I intend to make a bit of
a commotion and get the attention of those, you know, above.”
Having said that, he took off skywards and dashed right by a Crow that
dove at him. The Crow, distracted, gaped and thanks to that, crashed into
another bird in midflight. Both went tumbling down. In almost complete
darkness and amid the cawing of the Crows, the bugs could hear their
Captain’s merry laughter.
“I’ll help him,” offered Drone, but Termite shook his head.
“If he makes it, there will still be his mission to accomplish,” he stated.
“You can help then. You’d only get in his way now.”
113
Rzeczywiście, zmierzając w stronę dziupli, drużyna widziała doskonale
migające to tu to tam światełko i słyszała coraz bardziej wściekłe krakanie
Wron, a potem znów to głuche PAC, gdy ptaki zderzały się w locie. Dobiegał
ich także śmiech Kapitana.
– No dalej! – krzyczał Świetlik. – Wcale się was nie boję, pokraki! To moje
niebo i nie dam go sobie zabrać! To moje...
Nie dokończył, bo właśnie wtedy wielkie czarne ptaszysko, większe od
Wron i czarniejsze niż sam Mrok nagle wyleciało z najgęstszej ciemności,
kłapnęło dziobem i... pożarło Świetlika.
– Och nie! – zawołały jednocześnie robaczki wyglądające ze szczeliny
dziupli.
Modliszka odwróciła głowę i zaczęła płakać, wtulając się w pierś Karalucha, Gąsienic docisnął do siebie właśnie przytomniejącą żonę, a Mrówek
zesztywniałymi rękami objął Pszczoły i Muszkę. Choć cisnęły mu się na
usta słowa ze Świętej Kory, że wszystko ma swój cel i wszystko dzieje się
po coś, a nic bez przyczyny, to jednak nie był w stanie ich wymówić. Gardło
miał ściśnięte, a w oczach gromadziły się łzy.
Stali tak, szlochając i wsłuchując się w przerażające, tryumfalne krakanie
Wron. Mieli wrażenie, że słyszą też Mrok drwiący z nich i szepczący: „Widzicie? Tak kończą ci, którzy chcą ze mną walczyć. Jestem niepokonany”.
Tym razem jednak to nie wystarczyło, by złamać robaczki, bo...
– O, Kapitanie, mój Kapitanie – wyszeptał ni stąd, ni zowąd Karaluch.
– O, Kapitanie, mój Kapitanie – powtórzyła za nim Modliszka.
A potem te same słowa wypowiedzieli Truteń i Pszczółka, Muszka i Mrówek, Gąsienic i Świetliczka. Każde z nich mówiło coraz głośniej, a Drzewo
i dziupla wspomogły ich echem, tak że w pewnym momencie ich głośne
okrzyki na cześć dzielnego Świetlika stały się głośniejsze niż krakanie Wron.
I wtedy stała się rzecz niezwykła. Wielkie czarne ptaszysko, które pożarło
Kapitana, nagle sfrunęło nieco niżej i przysiadło na skraju gniazda. Zadrżało, jakby zaraz miało spaść i osunąć się w ciemność, a jego oczy rozbłysnęły
światłem. Ten sam blask wydobył się po chwili z wnętrza ptaka, gdy ten
rozdziawił na moment dziób. A potem nie wiedzieć czemu pióra zaczęły mu
jaśnieć i jaśnieć, aż od czubka łba po ogon ptaszysko stało się białe i lśniące.
114
And sure enough, while running towards the tree hollow, the team clearly
saw the blinking light flashing here and there, and heard the more and
more vicious cawing of the Crows, and then the loud SMACK, when the
birds would collide in flight. The Captain’s laughter could also be heard.
“Come on!” Shouted the Captain. “I’m not afraid of you, freaks! This is
my sky and I won’t let you take it from me! This is my…”
He didn’t finish, because right then, a huge, black bird, bigger than the
Crows and blacker than the Darkness itself, flew out of the deepest gloom,
snapped its beak and…devoured Captain Firefly.
“Oh no!” The bugs exclaimed in unison as they looked on from the hollow.
Mantis turned her head and started sobbing, burying her face in Roach’s
chest, Caterpillar hugged his coming-to wife even tighter, and Termite
put his numbed arms around the Bees and Fruit Fly. Even though words
from the Holy Bark were heavy on his tongue, wise words, that everything
happens for a reason, and everything has a purpose, and nothing happens
without cause, he wasn’t able to utter any of them. His throat was constricted, and his eyes glistened with tears.
They stood there, sobbing and listening to the triumphant cawing of
the Crows. They thought that they could almost hear the Darkness itself,
mocking them and whispering: “Do you see? This is what happens to those
who want to fight me. I am invincible.”
However this time that wasn’t enough to break the little bugs’ spirit,
because…
“Oh, Captain, my Captain,” Roach whispered suddenly.
“Oh, Captain, my Captain,” Mantis repeated after him.
And then, Drone and Bee and Fruit Fly and Termite, and Caterpillar,
and Firefly recited the same words. Each one louder than the one before,
while the Tree and the hollow assisted them with their echo, so at one
point their loud chants honoring the brave Captain became louder than
the cawing of the Crows.
And that’s when something amazing happened. The huge, dark bird
which had devoured the Captain flew a little lower and perched on the
edge of the nest. It shook, like it was about to fall and slide into the dark,
as its eyes shone with light. This same glow came from inside the bird
115
Bił teraz od niego tak niezwykły blask, że inne ptaki gubiły rytm lotu,
próbując skrzydłami zasłonić oczy.
– To KRUK! – wydarł się Gąsienic. – Kapitan ma teraz nowego białego
Kruka! On żyje! Ha, ha! Ależ świetny pomysł! Jak tylko wyleci na zewnątrz,
powiem mu, że jest tak sprytnym dowódcą, jak ja dobrym pilotem.
Zaczął tańczyć, ale ponieważ gąsienice nie są w tym za dobre, to tylko
kołysał się w lewo i prawo, podciągając łokcie do boków i zataczając rękami małe kółka. Robił tak do momentu, gdy Mrówek położył mu rękę na
ramieniu i powiedział:
– On nie wyleci. Kapitana, jakiego znamy, już nie ma.
Zaraz jednak uśmiechnął się smutno i dodał:
– Ale teraz niebo naprawdę należy do niego, patrzcie.
when it opened its beak for a moment. And then, for no apparent reason,
its feathers began to glow and shimmer and suddenly, the entire bird, from
head to tail became white and shining.
It shone so brightly now, that the other birds lost their flight path, trying
to cover their eyes with their wings.
“It’s the RAVEN!” Caterpillar bellowed. “The Captain has a new white
Raven now! He’s alive! Ha, ha! What a great idea! When he comes out, I’ll
tell him that he’s as good a leader as I am a pilot.”
He started dancing, but since caterpillars are not so good at it, he just
swayed left to right, raising his elbows up to his sides and moving his hands
in little circles. He did this until Termite put his hand on his shoulder and
said:
“He’s not going to come out. The Captain, as we knew him, is gone.”
Then he smiled ruefully and added:
“But now, the sky really does belong to him, look.”
116
117
Robaczki ponownie wychyliły się z dziupli i zobaczyły, jak Biały Kruk
wzbija się pod niebo i jedną za drugą przegania wszystkie Wrony od drzewa.
Gdy któraś nie chciała słuchać, dostawała stuka wielkim białym dziobem
w łeb, albo ostrym szponem w skrzydło. I choć inne ptaszyska próbowały
się zebrać razem, zaatakować wspólnie, Biały Kruk wirował w powietrzu,
wznosząc się i opadając niczym liść na wietrze. Z każdego starcia wychodził
zwycięsko, aż wreszcie na niebie nie została już ani jedna Wrona.
Wtedy usiadł na chwilę na krawędzi gniazda, drżąc z wysiłku. Nie lśnił
już tak mocno, jak jeszcze chwilę wcześniej, teraz wydawał się szary, a jego
oczy nie błyszczały już jasnym światłem. Zanim jednak wzbił się w ponownie, by tym razem odlecieć już na zawsze, odwrócił jeszcze łebek i mrugnął
do robaczków siedzących w dziupli.
To było jego: „Dziękuję”.
I: „Żegnajcie”.
118
The bugs again leaned out of the hollow and saw the White Raven taking
to the sky and one by one, chasing the Crows away from the Tree. When
one would not obey, it would get jabbed on the head by the great, white
beak or a sharp talon would rake its wing. And even though the other birds
were trying to pull together to attack him, the White Raven whirled in the
air, rising and falling like a leaf on the wind. He defeated all of them and
soon there was not a single Crow left in the sky.
He then rested for a moment on the rim of the nest, shaking with exhaustion. He didn’t shine as brightly as even a few moments ago, he seemed
gray now, and his eyes did not glow with as bright a light. Before he took
flight once more, though, this time to fly away forever, he turned his head
and winked at the bugs sitting in the tree-hollow.
That was his: “Thank you”
And: “Goodbye”.
119
Epilog
– który jest na koniec, ale niekoniecznie jest końcem.
Podobno po tych wydarzeniach przyjaciele Kapitana zeszli z drzewa i idąc
ramię w ramię przez wszystkie owadzie osiedla, opowiadali, co stało się na
Wronim Drzewie.
Podobno mówili o tym z taką pasją, a przy tym biła od nich tak wielka
siła, że gdziekolwiek trafili, rozpalali żar w owadzich sercach. Na nowo
rozbłyskiwały odwłoki świetlików, w Dolinie znów budziła się nadzieja.
Aż wreszcie wszystkie robaczki, zjednoczone razem, zaczęły krzyczeć tak
głośno, że ich głosy dotarły wysoko, wysoko, aż do dezerterów, ściągając
ich na pomoc.
I choć nie mogę mieć pewności, czy tak właśnie było, wiem jedno: byłem
właśnie w Spokojnej Dolinie.
Dziś świeci tam Słońce.
120
Epilogue
which is at the end, but is not necessarily the end.
Reportedly, after these events, the Captain’s friends descended from the
tree and walking arm in arm through all the bug villages, told the story of
what had happened at the Tree of Crows.
Apparently, they told the story with such passion, and they had such
power inside them, that wherever they went, they filled insects’ hearts with
a burning fire. Firefly abdomens glowed once more, and hope was waking
in the Valley once again. And finally, all the little bugs, united together,
started shouting so loud, that their voices reached high, high up to the
deserters, and called them down to help.
And even though I can’t be certain, that it happened exactly that way,
I know one thing: I was just in Serenity Valley.
Today, the Sun is shining there.
121
122
123
© Sławomir Okrzesik, Strop Studio
Jakub Ćwiek
Pisarz. Ojciec Samka i Zuzi, autor dwunastu książek oraz licznych opowiadań i tekstów publicystycznych. Jego najbardziej kojarzone serie to
„Kłamca” – opowieści o nordyckim bogu Lokim w uniwersum, w którym
przeplatają się rozmaite mitologie – oraz „Chłopcy” – historia Zagubionych
Chłopców, którzy podrośli, opuścili Nibylandię oraz założyli gang motocyklowy pod wodzą seksownej Dzwoneczek. Pomysłodawca i organizator
Rock&Read Festival – wielkiej trasy promocyjnej, popularyzującej muzykę
rockową, czytelnictwo oraz życie w Drodze. Znawca i fan popkultury, ogromny miłośnik serialu „Firefly”. Założyciel i porucznik Browncoats of Poland.
Writer. Father of Sammy and Susie, author of twelve books and numerous
short stories and articles. His best-known series are “Kłamca” (Loki – The
Liar) – stories of the Nordic god Loki in a world where different mythologies meet – and “Chłopcy” (Boys) – the tale of the Lost Boys who grew up,
left Neverland and started a motorcycle gang led by the sexy Tinkerbell.
Jakub is also the organizer of the Rock&Read Festival – a promotional tour
which is meant to popularize rock music, reading and life on the Road. An
enthusiast and expert on all things pop cultural, huge fan of the TV series
Firefly. Founder and lieutenant of the Browncoats of Poland.
Strona oficjalna / Official webpage:
www.jakubcwiek.pl
https://www.facebook.com/JakubCwiekOfficial
124
© Sebastian Babiński
Magdalena Babińska
Ilustratorka. Mama małej Matyldy, która stanowi dla niej niekończące
się źródło inspiracji. Ilustruje książeczki dla dzieci, gry i publikacje dla
najmłodszych, takie jak np. książeczki „Zgaduj z Czuczu”, czy gry do
www.ciufcia.pl (www.duckiedeck.com).Prywatnie fanka wszelakiej fantastyki i komiksów. Rysuje przygody swojej córki na rodzinnym blogu:
www.masebi.blogspot.com.
Illustrator. Mother of little Matylda, who is an unending source of
inspiration for her. Illustrator of children’s books, games and various
other children’s media, such as activity books like “Zgaduj z Czuczu”
(Guess with Czuczu) or games for www.ciufcia.pl (www.duckiedeck.com).
In private life she is a fan of all manner of fantasy&sci-fi and comics.
She draws and then shares her daughter’s adventures on their family
blog: www.masebi.blogspot.com.
Strona oficjalna / Official webpage::
www.dedodesign.pl
https://www.facebook.com/masebi
125
Świetlik w Ciemności
Firefly in the Darkness
© Copyright by Wydawnictwo Dobre Historie, 2013
© Copyright by Jakub Ćwiek, 2013
© Copyright for translation by Piotr Strzelecki, 2013
© Copyright for illustration by Magdalena Babińska, 2013
Autor/Author: Jakub Ćwiek
Ilustracje/Illustration: Magdalena Babińska
Przekład/English translation: Piotr Strzelecki
Redakcja/Edition: Tomasz Hoga
Redakcja tłumaczenia/Edition of translation: Anna Piotrowska
Korekta/Proofreading: Anna Tess Gołębiowska
Ilustracja okładkowa/Cover illustration: Magdalena Babińska
Projekt okładki, skład i łamanie/Composition: Rafał Szyma
Koordynator projektu ze strony Dobrych Historii/
Project coordinator for Dobre Historie: Jakub Wiśniewski
Koordynator projektu ze strony Browncoats of Poland/
Project coordinator for Browncoats of Poland: Anna Tess Gołębiowska
ISBN: 978-83-63667-87-0
Wydawnictwo Dobre Historie
ul. Harcerska 19A, 52-404 Wrocław
tel. 793 038 862 / 608 511 738
e-mail: [email protected]
Browncoats of Poland (Co-publisher)
e-mail: [email protected]
https://www.facebook.com/BrowncoatsOfPoland
https://twitter.com/BrowncoatsOf_PL
Wrocław 2013
Wydanie I
swietlikwciemnosci.pl
fireflyinthedarkness.com
Świetlik
w ciemności
Co może mały robaczek w starciu z prawdziwą ciemnością?
Niewiele, chyba że ma sprawdzonych przyjaciół i odwagę,
by zaryzykować wszystko.
Odnóża, skrzydełka i pancerzyki idą w ruch,
bo nadchodzi czas bohaterskich świetlików!
FIREFLY
in the Darkness
What can a little insect do, when faced with true darkness?
Not much, unless he has trusted friends,
and the courage to risk everything.
Get ready for some serious action,
when mandibles clash with exoskeletons
and the time of brave fireflies approaches!

Podobne dokumenty