Slołsity - MOK Kowary
Transkrypt
Slołsity - MOK Kowary
02 Slołsity Gazeta Kowarska Kwartalnik miejski / dodatek: Kurier Kowarski Pan Kupa o kupie wstydu Powrót Jamolady Galeria KowArt 2014 nr 2/2014 (53) ISSN 2300-2387 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY S L O Ł S I T Y / N A W S T Ę P I E Sportowy sierpień Jak w poprzednich latach, w połowie sierpnia odbędą się w Kowarach imprezy sportowe dla miłośników wysiłku fizycznego. W tym roku będą mogli w nich wziąć udział biegacze i kolarze. W piątek 15 sierpnia odbędzie się bieg i wjazd na przełęcz Okraj. Na obie imprezy można zapisywać się na miejskiej stronie internetowej. (red) Zasłane miasto W tym numerze publikujemy łozmowę z niecodziennym celebłytą. Na wywiad zgodził się Pan Kupa. Kiedyś pokazywał go nawet Teleexpłes. Dzięki temu telewidzowie dowiedzieli się, że Kowały to zasłane miasto. Do przeczytania wywiadu zachęcam szczególnie właścicieli psów. Czynię to w imieniu ofiał psich min. Pola minowe zastawione są na większości miejskich tławników. Ale nie tylko, na chodniku można też wdepnąć w niespodziankę, doświadczenie szczególnie nieprzyjemne latem, gdy po matce ziemi posuwa się w sandałach. Można więc śmiało powiedzieć, że w naszym mieście psy dupami nie tylko szczekają. Choć dopiero zaczyna się lato, już trwają przymiarki do wyborów samorządowych. Dotałliśmy do pierwszego kandydata na bułmistrza. W Kowałach po raz piełwszy o ten urząd będzie ubiegała się kobieta. Zgodziła się na wywiad dla naszego czasopisma. Zachęcam do lektuły. Jacek Kunikowski Dzień Matki i Dziecka Tegoroczny XI Festyn z Okazji Dnia Matki i Dziecka miał tradycyjne sportowe oblicze. Przed festynem odbyła się Orlik-Olimpiada. Młodzi sportowcy rywalizowali w konkurencjach lekkoatletycznych. Rozgrywano sprint, skok w dal, rzut piłeczką. Po zawodach na terenie przy Szkole Podstawowej nr 1 rozpoczął się festyn rekreacyjny. Najmłodsi świetnie bawili się na wesołym miasteczku, które przyjechało z Czech. Tradycyjnie już miejska impreza rozpoczęła się występem Kowarskiej Orkiestry Rozrywkowej. Następnie artystyczne umiejętności prezentowali wychowankowie przedszkola Pod Tęczowym Parasolem i uczniowie szkół podstawowych. Jedną z bardziej widocznych postaci festynu był Mirosław Górecki, burmistrz podczas imprezy grillował i rozdawał kiełbaski. Łącznie rozdanych zostało 700 porcji. Uczestnicy festynu mogli zdobyć wiedzę o lesie, bo jedno ze stoisk przygotowali pracownicy Nadleśnictwa „Śnieżka”. Natomiast ratownicy pokazywali jak udzielać pierwszej pomocy przedmedycznej. Na zakończenie odbyło się losowanie nagród. Główną był nowoczesny tablet. Atrakcyjne nagrody sprawiły, że losy rozeszły się błyskawicznie szybko. Dzięki ich sprzedaży udało się zebrać 900 złotych. Pieniądze te zostaną przeznaczone na zakup nagród do konkursów organizowanych przez nauczycieli Szkoły Podstawowej nr 1. (jk) Górecki w górskim Burmistrz Kowar Mirosław Górecki został prezesem Karkonoskiej Grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Funkcję pełni społecznie czyli nie pobiera za nią wynagrodzenia. Mirosław Górecki jest ratownikiem GOPR-u od lat osiemdziesiątych. (jk) SLOŁSITY GAZETA KOWARSKA / kwartalnik miejski W powiedzeniu można trafić kulą w płot. W Kowarach w płot udało się trafić chodnikiem. To kadr zupełnie jak z filmów Barei. Bramę kiedyś się dorobi. 2 Redakcja: Jacek Kunikowski (red. nacz.), Agnieszka Jakubik, Dariusz Kaliński, Zbigniew Piepiora, Andrzej Weinke, Mirosłw Górecki, Ewa Kubarko-Lewandowska (dział reklam) Współpraca: Jerzy Jakubów, Roman Tryhubczak, Robert Andrzejewski Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, 58-530 Kowary tel./fax: 75 718 25 77; e-mail: [email protected]; www.gazeta.kowary.pl Layout, skład komputerowy: Wojciech Miatkowski Autor foto na okładce: Wojciech Miatkowski Druk: APLA Łomnica Slołsity Gazeta Kowarska S Ratusz w pigułce W pracowni modelarskiej przy mysłakowickim Gminnym Ośrodku Kultury powstał model kowarskiego ratusza. Model wykonali młodzi adepci modelarstwa pod okiem Zbigniewa Draka. Będzie od służył osobom niewidomym, które będą brały udział w Warsztatach Terapii Zajęciowej. Dzięki temu niewidomi będą mieli wyobrażenia w jakim budynku w Kowarach urzęduje władza. Dla osób z dysfunkcją wzroku dotyk jest ważnym zmysłem. Pomaga choćby w czytaniu alfabetu Braila, zastępuje więc funkcje wzroku. (jk) L O Ł S I T Y / N A W S T Ę P I E Lemowisko Przełom maja i czerwca to czas imprez plenerowych organizowanych przez kowarskie szkoły. Pokazy straży pożarnej, możliwość spojrzenia na Kowary z wysokości kilkudziesięciu metrów (podnośnik), to tylko niektóre z atrakcji Lemowiska, po raz piąty zorganizowanego przez Zespół Szkół Ogólnokształcących w Kowarach. Impreza odbyła się w niedzielę 25 maja. Podczas festynu na scenie wystąpili uczniowie ZSO oraz goście, między innymi Kowarska Orkiestra Rozrywkowa. Organizatorzy zadbali tez o to, by dzieci w trakcie mogły przygotować prezenty na zbliżający się Dzień Matki. Powodzeniem cieszyły się przygotowane konkursy, upieczone przez nauczycieli ciasta i grillowane kiełbaski. (jk) Eurowybory w Kowarach W Kowarach, podobnie jak na całym Dolnym Śląsku, wybory do Europarlamentu wygrała Platforma Obywatelska. Nad Jedlicą oddano na nią 678 głosów (38,31%), drugie miejsce zajęło Prawo i Sprawiedliwość, który uzyskał 432 głosy (24,41%). Na „pudle” znalazło się jeszcze miejsce dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej – Unia Pracy, sojusz zdobył 278 głosów (15,71%). Frekwencja w Kowarach wyniosła 20,56% i była niższa niż średnia w kraju. (jk) 3 S L O Ł S I T Y / W Y W I A D Burmistrz w spódnicy? Rozmowa z Kamilą Pietraszek, wiceprzewodniczącą Rady Miejskiej w Kowarach Jacek Kunikowski – W naszym mieście wiadomości rozchodzą się lotem błyskawicy, czy rzeczywiście zamierzasz startować w wyborach samorządowych i mierzysz w urząd burmistrza? Kamila Pietraszek – Wiem coś o tej błyskawicy… (śmiech). A już całkiem poważnie – tak, wystartuję w wyborach samorządowych na stanowisko burmistrza Kowar. Cieszę się, że mogę to po raz pierwszy ogłosić oficjalnie właśnie na łamach Slołsity. J. K. – Niezależnie od wyników głosowania przejdziesz do historii, będziesz pierwszą w Kowarach kobietą ubiegającą się o to stanowisko, odkąd w Polsce zapanowała demokracja. Czy nie obawiasz się takiego wyzwania? K. P. – Nie znam kontrkandydatów, więc nie mogę zakładać, że wśród nich nie będzie innych kobiet. Na pewno jestem pierwszą kobietą (i chyba kandydatem w ogóle), która oficjalnie ogłosiła swój akces w nadchodzących wyborach. Emancypacja kobiet jest już tak naturalnym zjawiskiem, że obecność Pań w polityce to dziś nic nadzwyczajnego. Oczywiście start w wyborach to zawsze wyzwanie. Nie jest ono jednak ponad moje możliwości. Dlatego nie ma we mnie obaw. J. K. – Z tego co sobie przypominam jesteś pierwszą nad Jedlicą przedstawicielką swojej płci, która pełni rolę wiceprzewodniczącej Rady Miejskiej. Co Ciebie nauczyła czteroletnia praca w lokalnym samorządzie? Co było zaskoczeniem, gdy zostałaś radną? Jak zamierzasz wykorzystać ten czas doświadczeń? K. P. – Aktywna obecność w samorządzie dała mi bardzo wiele. Bycie radną unaoczniło mi, z jak dużą ilością problemów borykają się Kowarzanie. Uświadomiłam sobie, jak bardzo zaniedbane jest to miasto i ile trzeba poświęcić czasu, by je zmienić. Zaskoczyła mnie natomiast agresywna walka o władzę. Miałam wrażenie, że niektórzy radni zapomnieli po co tu są, że reprezentują mieszkańców, a nie samych siebie. Myślę, że cztery lata solidnej i uczciwej 4 pracy w radzie miasta to jeden z moich atutów. Wiem, że ta praca zaowocuje w przyszłości. J. K. – Zawsze zastanawiałem się, co kieruje ludźmi, którzy celują w bycie na lokalnym świeczniku. Wtedy człowiek z osoby prywatnej staje się personą publiczną. Jak jest w Twoim przypadku? K. P. – Jeżeli ktoś decyduje się na sprawowanie funkcji publicznej to niejako w sposób naturalny pozycjonuje swoją osobę na – jak to nazwałeś – lokalnym świeczniku. Oczywiście każde działanie jest wtedy obserwowane i recenzowane. Jeżeli jednak jesteś osobą transparentną i nie zmieniasz się pod wpływem władzy czy na potrzeby kampanii, to nie powinno stanowić to większego problemu. Tak jest właśnie w moim przypadku. J. K. – Prowadzisz własny biznes, czy starczy Ci czasu i energii na działalność publiczną? K. P. – Wiem ile czasu i energii trzeba poświęcić na działalność w samorządzie terytorialnym. Pracuję przecież na co dzień jako radna, przewodnicząca Komisji Ochrony Środowiska, Przemysłu, Handlu, Usług i Rolnictwa, członek Społecznej Komisji Mieszkaniowej, przedstawiciel Kowar w Zgromadzeniu Związku Gmin Karkonoskich, wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej, przedstawiciel Kowar z Izbach Rolniczych, wiceprzewodnicząca PO w Kowarach. Nie zajmowałabym się tym, gdybym nie była w stanie pogodzić tych wszystkich obowiązków z własną działalnością. Jak widzisz energii mam pod dostatkiem i wciąż stawiam sobie nowe wyzwania. Co ważne we wszystkim zawsze wspiera mnie rodzina. J. K. – Czy to prawda, że potrafisz obsługiwać traktor? K. P. – Tak, to prawda (śmiech). Jednak dzisiaj jazda ciągnikiem to bardziej obsługa komputera, niż maszyny rolniczej. Uczestniczyłam niedawno w pokazach nowoczesnego sprzętu rolniczego. Prowadziłam tam jeden z najnowszych ciągników marki Deutz Fahr. Jeśli ktoś będzie miał w przyszłości okazję przejażdżki jakimkolwiek z nowej generacji ciągników, to szczerze polecam. Myślę, że S już samo spojrzenie do jego wnętrza będzie negacją ciągle jeszcze funkcjonującego w naszym społeczeństwie stereotypu rolnika. J. K. – Kilka razy widziałem Cię na meczach kowarskiej Olimpii, który z nich utkwił Ci w pamięci? K. P. – Każde zawody z udziałem naszej drużyny dostarczają wiele emocji. Najbardziej utkwił mi jednak w pamięci mecz z zeszłego sezonu z Piastem Żmigród. Nigdy wcześniej nie widziałam na kowarskim stadionie tylu ludzi. Całe rodziny z dziećmi dopingowały Olimpię. Mieliśmy wtedy szansę na awans. To było coś pięknego. Mimo porażki miło wspominam te zawody. Mam nadzieję, że niebawem będziemy cieszyć się z upragnionego awansu, a mecze III ligi rozgrywane będą już na wyremontowanym stadionie. J. K. – W przeszłości Kowary zasłynęły z brutalnych kampanii wyborczych, nie obawiasz się męskich łokci w wyścigu wyborczym? K. P. – Liczę się z tym, że niektórzy zaczerpną z makiawelistycznego repertuaru środków. Mam jednak nadzieję, że mieszkańcy w swoim wyborze kierować się będą racjonalnymi przesłankami. Chciałabym, żeby wygrał najlepszy pomysł na Kowary, a nie pusta retoryka. Żeby ważne było to, co do tej pory zrobiło się dla mieszkańców, a nie tylko to co zapowiada się, że zrobi. J. K. – Skoro się decydujesz na walkę w wyborach, znaczy, że to miasto lubisz. Co w Kowarach Ci się podoba? K. P. – Mieszkam tu od urodzenia i chociażby dlatego jestem związana z Kowarami. Jest to piękne miasto z wielkim potencjałem, który - mam wrażenie - nie do końca jest wykorzystany. Rzadko wyjeżdżam z Kowar. To raczej do mnie przyjeżdżają znajomi. Tak ich, jaki i mnie, zawsze urzeka piękno tutejszego krajobrazu. J. K. – I dla przeciwwagi, co Cię męczy? K.P. – Hmm… Może nie udzielę odpowiedzi na to pytanie, żeby nikogo nie urazić? J.K. – Jest aż tak źle? K. P. – Na pewno może być lepiej. Potrzebne są jednak zmiany na wielu płaszczyznach. Mam wrażenie, że w Kowarach załatwienie prostej sprawy urasta do rangi nierozwiązywalnego problemu. Czuję, że istnieje jakaś bariera, która uniemożliwia rozwój tego miasta. Męczy to mnie i przedsiębiorców, z którymi rozmawiam. Ale też zwykłych mieszkańców. J. K. – Celowo nie pytałem o wizje miasta, o program wyborczy, bo Slołsity nie jest partyjnym organem. Jaka jest Kamila Pietraszek prywatnie? K. P. – Zatroskaną panią domu, kochającą żoną i matką dwójki wspaniałych dzieci. J. K. – Pracujesz jako rolnik. To w Kowarach (i nie tylko) dość nietypowy zawód, jak on może pomóc w pracy ewentualnego burmistrza? K. P. – Współczesny rolnik spędza tyle samo czasu w „papierach” co na polu. Tak samo musi dbać o plon jak i o formalności. Pisanie projektów, wniosków o dotację do Unii Europejskiej, rozliczenia księgowe, et cetera… to mój chleb powszedni. Bardziej czuję się dzisiaj szefem firmy, biurem projektowym, czy księgową niż rolnikiem. Jest to doświadczenie bezcenne w pracy samorządowca. Uważam, że najpierw trzeba wykazać się kreatywnością i pracowitością w działalności prywatnej, by ubiegać się o zarządzanie własnością publiczną. J. K. – Dziękuję za rozmowę. K. P. – Ja również dziękuje. Z Kamilą Pietraszek rozmawiał Jacek Kunikowski L O Ł S I T Y / W Y W I A D REKLAMA OFERUJEMY: • usługi księgowe – podatkowa księga przychodów i rozchodów, ryczałt, księgi rachunkowe, rozliczenia VAT, • usługi kadrowo-płacowe, rozliczenia z ZUS, • pomoc w założeniu firmy, • sporządzanie wniosków o dotacje z Urzędu Pracy, • sporządzanie wniosków do PFRON o refundację składek ZUS oraz dofinansowanie do wynagrodzeń niepełnosprawnych, • PITy – roczne zeznania podatkowe. siedziba firmy 58-500 Jelenia Góra ul. Drzymały 33/1a [email protected] www.rachunkowe24.eu tel: 530 840 540, tel: 75 76 575 92 5 S L O Ł S I T Y / R O Z M A I T O Ś C I Zagadka rozwiązana W jednym z ostatnich numerów naszej gazety próbowaliśmy rozwiązać zagadkę jednego z symboli przeszłości. Chodzi o głaz, który leży z lewej strony asfaltowej drogi przy rowie melioracyjnym, idąc drogą do Leśniczówki „Jedlinki” (Tannenbaude). Na głazie widnieje napis: „Hegemeister Herrmann Tannenbaude 1906–1929” W wolnym tłumaczeniu na język polski napis z głazu brzmi: „Leśnik Hermann Jedlinki 1906–1929”. Przypomnijmy: określenie Hegemeister odnosi się bardziej do „opiekuna lasu” niż leśnika, jednak ciężko jest ten wyraz przetłumaczyć dosłownie. Zagadkę udało się przypadkiem rozwiązać Robertowi Andrzejewskiemu. Podczas spaceru z żoną Anią i synem Kubą, natrafił na inny głaz przy murze „Starego Cmentarza”. Obiekt pozostał poza obszarem nekropolii, gdyż prawdopodobnie został przewrócony przez „kowarskich pionierów”, którzy wznosili ogrodzenie cmentarza. Udało się nam odczytać na nim napis następującej treści: „Hegemeister August Herrmann 18.8.1864 – 5.5.1932”. Po analizie obu badanych obiektów, można wysnuć następujące przypuszczenie. August Herrmann urodzony w 1864 roku pracował w lesie i być może mieszkał w Leśniczówce „Jedlinki” (Tannenbaude). Głaz przy drodze do Leśniczówki Jedlinki prawdopodobnie poświęcono, aby upamiętnić jego pracę, którą ukończył na trzy lata przed swoją śmiercią. Robert Andrzejewski, Zbigniew Piepiora REKLAMA 6 Rotarianie w Przedwiośniu W sobotę 14 czerwca w Centrum Usług Medycznych i Profilaktyki Zdrowotnej „Przedwiośnie” odbyło się uroczyste otwarcie Parku Integracyjnego Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej. To pierwszy etap budowy ścieżki zdrowia. Inwestycja była możliwa do realizacji dzięki hojności Rotary Club Jelenia Góra – Cieplice. Otwarcie ścieżki zdrowia stało się okazją do rotariańskiej uroczystości. Na Przedwiośniu wstęgę przecinały pospołu Małgorzata Czajkowska i Elżbieta Zakrzewska, obie panie są rotariankami. Ufundowany przez darczyńców sprzęt kosztował ponad 50 tysięcy złotych. – Pomoc społecznościom lokalnym jest jednym z celów działalności rotarian – mówi Tadeusz Płuziński z jeleniogórskiego Rotary Club – Zwłaszcza, gdy inwestuje się w ochronę zdrowia. Uroczystość w Przedwiośniu była okazją do rotariańskiego spotkania. Trzech z nich Mieczysław Ligęza, Adam Czajkowski i Tadeusz Płuziński otrzymało odznakę Paul Harris Fellow, to najwyższe wyróżnienie klubowiczów. Dwa dni po uroczystości w „Przedwiośniu” działalność rozpoczęła nowoczesna sala rehabilitacyjna. Jej koszt to milion złotych, środki na wyposażenie zostały pozyskane z PFRON-u (Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). Wśród zakupionego sprzętu jest między innymi wart 150 tysięcy złotych laser rehabilitacyjny. Promień świetlny urządzenia operuje do 12 centymetrów, poza Kowarami w Polsce są jeszcze tylko dwa takie aparaty. W ośrodku wciąż trwa remont. Zakończenie robót planowane jest na wrzesień. (jk) S Przygraniczna współpraca W ostatni czwartek czerwca można było słyszeć w Kowarach wystrzały. Z najstarszej broni palnej strzelał Piotr Batog, miłośnik historii z uwzględnieniem średniowiecznego oręża. Prezentował on również broń białą, oraz protoplastę łuku, czyli miotacz oszczepów. – To bardzo stara broń, znana jeszcze przed wynalezieniem łuku – mówi Piotr Batog ze Środy Śląskiej – używana ona była jeszcze podczas polowań na mamuty. Miotacz jest godny swojej nazwy, urządzenie strzały posyłało daleko z dużą siłą, choć w Kowarach żadnego mamuta nie było w zasięgu pocisków. Piotr Batog prezentował również replikę średniowiecznego warsztatu kowalskiego, wytwarzano w nim wszelkie niezbędne do życia metalowe przedmioty. Prezentacja średniowiecznych sprzętów odbyła się podczas polsko-czeskiego festynu. Kowarzanie mogli postrzelać z łuku i zobaczyć, a nawet dotknąć broń białą. Uczestnicy festynu mieli okazję spróbować smakołyków przygotowywanych wedle średniowiecznych przepisów. Wzięciem cieszył się robiony tradycyjnym sposobem chleb. Impreza była zorganizowana w ramach projektu „Promocja Szlaków na Polsko-Czeskim Pograniczu” i była dofinansowana ze środków Unii Europejskiej. Partnerem Kowar było czeskie miasto Zaclerz. (jk) Wakacje z nagrodami Z wakacji cieszą się wszyscy, uczniowie i nauczyciele. Dodatkowy powód do radości mają nagrodzeni uczniowie, 10 miesięcy trudu zostało wymiernie nagrodzone. Z okazji zakończenia roku szkolnego burmistrz Mirosław Górecki wręczał nagrody finansowe dla najlepszych uczniów. W „jedynce” otrzymał ją Łukasz Schmidt, w Szkole Podstawowej nr 3 im. Józefa Gielniaka nagrodzony został Norbert Tackowiak, a najlepsze wyniki w nauce gimnazjum osiągnęła Sandra Jaciubek. Nagrodzeni zostali również młodzi sportowcy. – Uważam, że trzeba doceniać zdolną młodzież, która ceni sportowy tryb życia – mówi radny Adam Bierowski z komisji Sportu Turystyki i Współpracy z Zagranicą Rady Miejskiej – jako rada corocznie składamy się na nagrody dla najlepszych sportowców. W Szkole Podstawowej nr 1 nagrodzeni zostali: Alan Winiarski i Katarzyna Jaworska, którzy otrzymali również po medalu Sportowca Szkoły Podstawowej nr 1. Jak nas poinformował Dariusz Woźniak, nauczyciel wychowania fizycznego, Alan Winiarski wyróżniał się w grach zespołowych, a Katarzyna Jaworska odnosiła sukcesy w biegach przełajowych. Nagrodzonym przez radnych gimnazjalistą został Krzysztof Miklaszewski, miłośnik siatkówki. W liceum docenione zostały sportowe osiągnięcia Iwony Lipki. Uczennica jest między innymi kapitanem szkolnej drużyny siatkówki. Wraz z koleżankami reprezentowała szkołę w finale strefy jeleniogórskiej szkół ponadgimnazjalnych w siatkówce plażowej. W minionym roku szkolnym reprezentowała ona szkołę również w licznych zawodach lekkoatletycznych. (jk) L O Ł S I T Y / K U L T JESTEŚ GŁODNY? ZADZWOŃ! OBIADKI NA TELEFON JUŻ OD 10 ZŁ Z DOWOZEM tel. 691 084 400, 669 460 073 U R A SALA W KOWARACH NA 50 OSÓB ORGANIZUJEMY PRZY WSPÓŁPRACY Z MIEJSKIM OŚRODKIEM KULTURY BANKIETY – SPOTKANIA OKOLICZNOŚCIOWE – IMPREZY FIRMOWE – SZKOLENIA NAGŁOŚNIENIE – DOSTĘP DO INTERNETU – FLIPCHART – ŚWIATŁO DZIENNE – ZACIEMNIENIE SALI – EKRAN – PROJEKTOR – MIKROFON UROCZYSTOŚCI RODZINNE PRZY WSPÓŁPRACY Z SALĄ ZABAW PLAYLAND ZABAWY Z ANIMATOREM UROCZYSTOŚCI DLA DZIECI KLASOWE DYSKOTEKI – SPOTKANIA – KARAOKE [email protected] / [email protected] www.catering-karpacz.pl / www.cateringkarpacz.pl tel. 691 084 400 / 605 874 414 Zapraszamy również na imprezę, której jesteśmy współorganizatorem: 7 S L O Ł S I T Y / S A M O R Z Ą D Centrum Wczesnej Profilaktyki Zdrowotnej w Kowarach W kwietniu br. została zakończona rewitalizacja inwestycji pod nazwą Centrum Wczesnej Profilaktyki Zdrowotnej w Kowarach. Zadanie dofinansowane było ze środków Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego na lata 2007–2013. Co to za inwestycja i do kogo jest skierowana? Projekt przewidywał zagospodarowanie zabytkowego budynku, należącego do kompleksu Szkoły Podstawowej nr 1 w Kowarach, który ostatnio nie był użytkowany, ponieważ uniemożliwiał to stopień dewastacji obiektu. Planowane prace obejmowały m.in.: częściową przebudowę pomieszczeń, wymianę stolarki okiennej i drzwiowej, wymianę pokrycia dachowego, prace renowacyjne elewacji, modernizację instalacji wodociągowej i kanalizacyjnej, modernizację instalacji elektrycznej i grzewczej oraz zagospodarowanie terenu wokół Centrum. Istotą projektu było utworzenie w Kowarach instytucji pod nazwą Centrum Wczesnej Profilaktyki Zdrowotnej – nowoczesnego i profesjonalnego miejsca zajmującego się profilaktyką i terapią wad rozwojowych i dysfunkcji. Z Centrum korzystać będą mogły dzieci ze szkół podstawowych w Kowarach. W ramach rewitalizacji powstały liczne gabinety m.in. sala terapii ruchowej, sala logopedyczna, sala muzykoterapii, sala ludoterapii i dramatoterapii, pokój terapii psychologicznej. Budynek przyszłego centrum przed rewitalizacją 8 Zadanie dofinansowane ze środków Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Dolnośląskiego na lata 2007–2013; Priorytet IX:„Odnowa zdegradowanych obszarów miejskich na terenie Dolnego Śląska (Miasta); Działanie 9.1 „Odnowa zdegradowanych obszarów miejskich w miastach powyżej 10 tysięcy mieszkańców”. S Gabinety są przystosowane dla osób niepełnosprawnych. Fundusze na wyposażenie gabinetów i sal pochodzą również ze środków unijnych. Centrum pozwoli na wczesne wykrywanie oraz likwidację wad rozwoju psychicznego dziecka, wad wymowy czy mikrodeficytów powodujących problemy w nauce. Konieczne jest zatem zapewnienie dzieciom w wieku szkolnym profesjonalnej profilaktyki oraz terapii, w szczególności tym, których rodzice ze względów ekonomicznych nie mogą pozwolić sobie na profilaktykę i terapię prywatną, co pogłębia wykluczenie społeczne i powoduje pogłębianie wad i dysfunkcji rozwojowych u dzieci. Całkowita wartość projektu to: 2 232 228,12 PLN, całkowite wydatki kwalifikowane projektu wynoszą 2 157 050,12 PLN, wkład Unii Europejskiej: 1 242 460,87 PLN, czyli dofinansowanie z Unii Europejskiej wyniesie prawie 58% wydatków kwalifikowanych. Wydatki Miasta Kowary na ten cel: 914 589,25 PLN. Beneficjentem projektu jest oczywiście Miasto Kowary. Tekst, foto: Marta Weinke Podziękowania i wyrazy uznania dla Pana Janusza Piepiory i Miejskiej Służby Ratowniczej w Kowarach za sprawną i skuteczną pomoc w transporcie ciężkiego łóżka medycznego koniecznego do leczenia. Redakcja Slołsity, Jerzy Zoń L O Ł S I T Y / S A M O R Z Ą D Wędrówki Konia Tradycjusza – Przewodnik po Kowarach i Vrchlabi Miasto Kowary powoli kończy realizację projektu pn. „Wzmacnianie przyjaźni szkół z miast Kowary i Vrchlabi”. Wisienką na przysłowiowym torcie, a zarazem końcowym działaniem jest wydanie przewodnika stworzonego dla dzieci i z myślą o dzieciach. Zapraszamy serdecznie do zabawy z naszym Konikiem Tradycjuszem. Zwiedzajcie Kowary, odwiedzajcie turystyczne atrakcje miasta zbierając przy tym odciski specjalnych stempelków. Nasz czworonożny bohater pozostawił w Kowarach 9 pieczątek – każdą w innym miejscu, którą teraz musicie sami odnaleźć. Podążajcie jego śladem, by zdobyć tytuł „Najlepszego Przyjaciela Konika Tradycjusza”. Wczytajcie się w nasz przewodnik, rozwiążcie wszystkie łamigłówki i krzyżówki, poszukajcie wskazówek. Odwiedźcie również czeskie miasto Vrchlabi, w którym także nie brakuje atrakcji. Po zebraniu odpowiedniej liczby odcisków stempli, każdy uczestnik zabawy ma szansę otrzymać w nagrodę upominek – foto-puzzle. Zabawa wciąż trwa, więc tych którzy nie wzięli jeszcze w niej udziału serdecznie zapraszamy do kowarskiej Informacji Turystycznej po odbiór bezpłatnych folderków. Projekt pn. „Wzmacnianie przyjaźni szkół z miast Kowary i Vrchlabi” współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu państwa za pośrednictwem Euroregionu Nysa. S L O Ł S I T Y / ? ? ? ? ? Start galerii W kwietniu została otworzona pierwsza nad Jedlicą galeria. Nie chodzi o sklep z ciuszkami z markowymi metkami, a galerię sztuki z prawdziwego zdarzenia. KowArt, bo tak nazywa się przedsięwzięcie mieści się w Miejskim Ośrodku Kultury. Pierwsze prace znalazły nabywców jeszcze przed oficjalnym otwarciem. Na pniu sprzedały się akwarele Stanisława Kanonowicza. Poza obrazami można zakupić sztukę użytkową, między innymi szklane ozdoby Beaty Grzesiak wykonane w technologii fusingu. Rzeźby oferuje Werner Pietrzyk, a witraże Renata Abramowicz. Kilku rękodzielników wystawia w galerii swoje dzieła wykonane w technice haftu krzyżykowego. Galeria jest otwarta również na innych twórców, którzy zechcą eksponować w niej swoje prace. Ceny wahają się od 20 złotych do 18 tysięcy, bo tyle życzy sobie za obraz Krystyna Matusiak. Galeria udostępnia kontakt do autorów prac i ceny można negocjować z samymi artystami. Teraz kowarscy nowożeńcy będą mogli otrzymać w prezencie ślubnym obraz z galerii sztuki, a nie siedem mikserów z galerii… handlowych. Warto pamiętać, że oryginalny prezent na dłużej zapada w pamięci obdarowanego. (jk) Jamolada – Adaśko i Gracuś, czyli połowa składu zespołu Rącze Jelonki Powrót Jamolady Podróże w czasie są możliwe i nie trzeba do tego wielkich nakładów finansowych, naukowych autorytetów, ekspertów od nowych technologii. P rzekonać się o tym można było w piątek 2 maja w Miejskim Ośrodku Kultury. Odbył się tam koncert w klimatach bluesowych. Na plakatach zajawiony był jako Jamolada. Była to reaktywacja imprezy, która po raz pierwszy odbyła się prawie ćwierć wieku temu. Doczekała się ona profilu na facebooku, którzy prowadzą dawni bywalcy Jamolady. Wrzucają głównie zdjęcia, które dziś mają wartość archiwalną. Jamolada, to od początku impreza muzyczno-towarzyska. Nazwę wzięła od jam session, który każdorazowo kończył koncert zaproszonych kapel. Tak było i tym razem. Napisać wypada kilka słów o historii. Ćwierć wieku temu grupa zaprzyjaźnionych ludzi postanowiła zorganizować taki koncert, na jaki sami chcieliby pójść. O imprezie powiadomili grono znajomych. Stąd obowiązująca do dziś konieczność pokazania wejściówki uprawniającej do zakupu biletu. Pomysł okazał się strzałem w przysłowiową „10”. Od pierwszej edycji Jamolada gromadziła grono sympatyków, którzy do dziś z sentymentem wspominają klimat wspólnej zabawy i nie mają nic przeciwko temu, by go kontynuować. Impreza znana była nie tylko w Kowarach. Na koncerty przyjeżdżała publiczność od Kamiennej Góry, do Zgorzelca. Kiedyś odbywała się raz w miesiącu, teraz to koncert okolicznościowy. (jk) 10 Muzyka przed ratuszem W sobotę 26 lipca na schodach kowarskiego ratusza będzie można posłuchać pieśni operowych. Wzorem poprzednich lat odbędzie się impreza z cyklu Muzyczny Ogród Liczyrzepy. Miasto Kowary jest współorganizatorem koncertu. W Kowarach wystąpią młodzi śpiewacy, ale jak pokazuje doświadczenie poprzednich lat, wielu z nich trafia do znanych światowych oper. (jk) Zabrakło punktów Nie udał się awans kowarskiej Olimpii do III ligi dolnośląsko-lubuskiej. Kowarzanie zakończyli rozgrywki na trzecim miejscu ligowej tabeli, a awansowały dwie drużyny z czuba tabeli. Pewnym pocieszeniem dla kibiców jest fakt, że podczas letnich miesięcy remontowane są trybuny na kowarskim stadionie. Na inwestycję budżet przewiduje 400 tysięcy złotych. Od nowego sezonu kibice będą dopingować kowarskich piłkarzy z odnowionych trybun. (jk) S L O Ł S I T Y / P O W I E W Ś W I A T A Gościnne wystawy Artystki z Kowar zaprezentowały swoją twórczość daleko poza granicami miasta. W łaścicielka pałacu Nowy Dwór Janina Pernak de Gast swoją wystawę miała w Paryżu, wernisaż odbył się 17 czerwca. Malarka swoje obrazy zaprezentowała w Bibliotece Polskiej, która znajduje się w pobliżu katedry Notre Dame. Kuratorem wystawy była żona byłego prezydenta RP Jolanta Kwaśniewska. Janina Pernak de Gast z zawodu jest lekarzem, zajmuje się uśmierzaniem bólu. Malarstwo jest dla niej uśmierzaniem bólu duszy. W Paryżu zaprezentowała kolekcję portretów. Biblioteka Polska w Paryżu to najstarsza instytucja polska poza granicami kraju. Od 1853 mieści się ona na Wyspie św. Ludwika przy Quai d'Orléans. Hafciarka Krzysztofa Kaczorowska współtworzyła dzieło, które można było oglądać w sali wystawowej Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi. Tam odbył się pokaz monumentalnego hafciarskiego dzieła pt. „Jan III Sobieski pod Wiedniem”. Jego współautorką jest Krzysztofa Kaczorowska. Stworzone za pomocą hafciarskich nici dzieło jest repliką obrazu Jana Matejki i zostało wykonane w skali 1:1. Jego wymiary wynoszą 458 x 894 cm. Dzieło składa się z 9,5 miliona krzyżyków, użyto nici w 220 kolorach. Krzysztofa Kaczorowska wykonała jeden z pięćdziesięciu fragmentów obrazu. Nad repliką pracowało blisko 80 hafciarek z całego kraju koordynowanych przez Fundację Wspierania Kultury, Sztuki i Tradycji Rękodzieła Artystycznego im. Św. Królowej Jadwigi w Częstochowie. Okazją do tak gigantycznego przedsięwzięcia była rocznica bitwy pod Wiedniem. (jk) Prowansalska GRA nad Jedlicą Anna Szulia i Bartosz Burgielski Rozgrywki turnieju bule Zwycięzcy turnieju bule REKLAMA zo - stali pierwszymi nieoficjalnymi mistrzami Kowar w bulle. To gra, która szczególnie popularna jest na południu Europy. Zawody odbyły się w niedzielę 15 czerwca, podczas Muzycznego Powitania Lata. W turnieju wzięło udział 16 dwuosobowych ekip. Rywalizacja była prowadzona systemem pucharowym. Zwycięzcy pokonali kowarskiego olimpijczyka w bobslejach Dawida Kupczyka. Muzyczne powitanie lata obfitowało również koncerty. W sobotę na terenie ośrodka „Przedwiośnie” zagrał zespół Los Bandidos. W niedzielę na scenie przy ul. Jagiellończyka pojawili się: Kowarska Orkiestra Rozrywkowa, Los Bandidos i D.N.A. (jk) Już w lipcu otwarcie filii w Kowarach porady prawne | postępowania sądowe | obsługa prawa firm ul. Szkolna 2 (budynek MOK) tel. 661 162 812 www.KancelariaKrygowski.pl Prawo jest zawsze po Twojej stronie 11 S L O Ł S I T Y / W Y W I A D Nie lękajcie się... chodzić po trawnikach Kupa wstydu Rozmowa z Panem Kupą. Kowarzaninem, którego zauważył nawet Teleexpress, gdy zdecydował się on rozwiązać problem porównywalny do kwadratury koła. Nasz bohater wymyślił sobie, że można właścicieli psów nauczyć sprzątać odchody zwierząt, które wyprowadzają na spacery. Kowarskie pojemniki na psie kupy – takie kiedyś były Pan Kupa w akcji – znakuje psie kupy Akcja kupa 2009 r. 12 Slołsity – Czy tytuł Pan Kupa brzmi dumnie? Pan Kupa – Wiem, że brzmi durnie. Ale ręce opadają, że w XXI wieku trzeba podejmować takie działania, zajmować się tak gównianymi sprawami. Głupio mi było pryskać sprayem psie gówna, tylko po to, by właściciele zwierzaków zwrócili uwagę, że jest to problem. Może, gdyby taki jegomość finezyjnie się poślizgnął i utaplał świąteczną marynarką w kupce psiaka, to by może zmusiło do myślenia, ale ono ponoć nieprzyzwyczajonym szkodzi. S. – Skoro jest problem, to trzeba szukać rozwiązania, jaką Pan proponuje drogę? P. K. – Drogę bez psich gówien pod butami. S. – Czyli? P. K. – Polska słynie z nierozwiązywalnych problemów. Co ciekawe, inne kraje sobie radzą z rozwiązywaniem ich doskonale. U nas jakoś to nie wychodzi. S. – Więc gdzie sedno niemocy? P. K. – Myślę, że w ludzkiej mentalności. Wciąż tkwimy w przeświadczeniu, że to co poza własnym kątem, poza prywatnym podwórkiem jest niczyje. Czyli można pozwolić psu walić kupsztala na chodniku, na trawniku, byle nie we własnym miesz- S kaniu, czy na swoim podwórku. Nikt przecież nie zostawi w domu nieposprzątanego na dywanie cuchnącego klocka. Dużo łatwiej taką sierotę porzucić w przestrzeni publicznej, anonimowej, aż się chce rzec bezpańskiej. Brak jest świadomości, że to przestrzeń wspólna. Źle, kiedy nie pachnie ona, a zapodaje ostatecznie przetrawionymi produktami przemiany materii. S. Może na chwilę porzucimy śmierdzące tematy, dla przeciwwagi przejdziemy do sztuki, jaki jest Pana ulubiony aktor? P. K. – Zdecydowanie Marek Kondrat, to co wyczyniał on w „Dniu Świra”, walcząc z właścicielką pozbawionego produktów przemiany materii psa, było doskonałe. Ja, jako Pan Kupa chylę czoła, pełen szacun dla aktorskiego kunsztu. S. – Więc to znowu powrót do cuchnącego tematu..... P. K. – Bycie Panem Kupą zobowiązuje do żelaznej dyscypliny i konsekwencji. S. – Więc uczyć, karać, zawstydzać za przeproszeniem gówniarzy? P. K. – Wow, dobre określenie.... Doświadczenia innych krajów mówią, że najskuteczniejsze są szykany, kosztowne mandaty. One potrafią działać jak niewidzialna ręka, usuwająca pozostałości spaceru z psem. S. – Może w naszym mieście uda się znaleźć jakieś pozytywne przykłady? P. K. – Jest taki godny podkreślenia. Park Miniatur i Zabytków Dolnego Śląska można zwiedzać z czworonogiem, „zapominalscy” mogą tam otrzymać stosowne torebki, na niestosowną zawartość. To naprawdę edukacyjne działanie. Szkoda, że skierowane jest ono głównie do turystów, bo to oni, a nie miejscowi są klientelą parku miniatur. S. – Tak sobie o psich odchodach rozmawiamy, ale czy to naprawdę, aż taki problem? P. K. – Tu niech przemówi statystyka, każdy pies robi średnio dziennie dwie kupki. Wystarczy to pomnożyć przez ilość zwie rzaczków. Problem najłatwiej dostrzec, gdy wiosną wychodzą spod śniegu zakonserwowane przez mróz odchody. S. – Niektórzy twierdzą, że kupa jest ekologiczna, sama się rozłoży, a foliowa torebka rozkłada się przez tysiąclecia… P. K. – Powiem tak, jedni szukają sposobów inni wymówek. Nikt nie zmusza to foliowych woreczków, bo można korzystać z papierowych. Psia kupa nie jest też nawozem dla trawnika, a już zupełnie nie nawozi betonowego chodnika. To nie tylko pro- L O Ł S I T Y / W Y W I A D Akcją zainteresowała się TV – relacje pokazały Teleexpress i Panorama – akcja kupa 2009 blem estetyczny. Mało kto o tym mówi, ale psie odchody to siedlisko naprawdę niebezpiecznych dla zdrowia pasożytów. S. – Właściciel psa spacerujący z pupilem i woreczkiem na kupę wzbudza sensację, tak jest na pewno w Kowarach…. P. K. – A powinno być akurat odwrotnie… Z drugiej strony nie ma zbyt wielu pojemników na odchody, a nie każdy lubi wędrować z kupą w woreczku. S. – I nikt nie lubi trafić na kupną (choć bezpłatną) niespodziankę…. Dziękuję za rozmowę. Inspiracją do wywiadu były poranne sceny z kowarskich osiedli, gdy właściciele psów wyprowadzają swoich pupili na poranny spacer. Z Panem Kupą uciął pogawędkę Jacek Kunikowski 13 W W W. S M K - K O WA R Y . P L S T O WA R Z Y S Z E N I E M I Ł O Ś N I K Ó W K O WA R KURIER KOWARSKI Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej nr 2 (118), rok xxiii fot. Aleksandra Wiącek z wystawy Ja… Kowarzanin, Polak, Europejczyk K U R I E R K O W A R S K I KRONIKA SMK Europiknik 2014 Europiknik 2014 1 maja – Gmina Miejska Kowary, Stowarzyszenie Miłośników Kowar i Miejski Ośrodek Kultury zorganizowały Europiknik. Impreza odbyła się przy współudziale kowarskich szkół i przedszkoli oraz miejscowych stowarzyszeń. Europiknik rozpoczął się o godz. 10.00 konferencją w MOK. Godzinę później spod Domu Kultury ruszyła barwna parada państw unijnych. Na czele szła Kowarska Orkiestra Rozrywkowa, za nią uczennica ZSO w Kowarach w stroju symbolizującym Europę, a dalej dzieci i młodzież reprezentujące poszczególne państwa Unii Europejskiej, stowarzyszenia kowarskie i pozostali kowarzanie chcący wziąć udział w paradzie. Kolorowo poprzebierani uczestnicy, niosąc flagi, tabliczki z nazwami państw członkowskich, baloniki i kwiaty, przemaszerowali ulicami – Górniczą, Sienkiewicza, Matejki, 1 Maja pod Ratusz. Główne uroczystości rozpoczęły się odegraniem hymnu narodowego i wypuszczeniem gołębi pocztowych. Obchody dziesiątej rocznicy wejścia do Unii Europejskiej otworzył Burmistrz Kowar Mirosław Górecki. W imprezie brali udział nasi przyjaciele z Czech. Wręczyli oni Burmistrzowi oraz kierownikowi Biura Promocji Miasta Kowary Bartoszowi Lipińskiemu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Vrchlabi. 2 Część artystyczną prowadzili Halina Młodkowska i Marek Mikrut z SMK. Dzieci i młodzież szkolna pięknie prezentowali się na scenie, a każdy z uczestników dostał słodki prezent. Przy budynku Stowarzyszenia Miłośników Kowar można było nabyć książkę za przysłowiową złotówkę oraz zobaczyć 2 wystawy fotograficzne: „Ja… Kowarzanin, Polak, Europejczyk” – wystawa przygotowana przez Szkolne Koło Fotograficzne w ZSO. Autorką zdjęć jest Aleksandra Wiącek. Wystawa zbiorcza prezentująca najważniejsze wydarzenia z ostatniego dziesięciolecia oraz dwudziestoletnią działalność SMK. Poszczególne elementy zatytułowane były: „Mam 10 lat”, „Nowi mieszkańcy Kowar”, „20 lat SMK”, „500-lecie miasta”, „1 Maja 2004–2014”, „Kowarskie Uranalia”, „Zlot duchów w Kowarach”. Wyjątkowo pięknie przygotowane były szkoły, każda na swoim stoisku prezentowała 9 wylosowanych państw Unii Europejskiej. PKPS, Koło Emerytów, Koło Seniorów, CUMiPZ „Przedwiośnie” wabiły zapachem ciast i placków ziemniaczanych, Koło Gospodyń z Podgórzyna serwowało pierogi i naleśniki, Olaf Patyk z „Komuszka” proponował piwo, żurek i gołąbki, a zrzeszenie kibiców pn. „Twierdza Kowary” stoisko klubu sportowego Olimpia Kowary w kolorach biało-zielo- nych przyciągało najmłodszych kibiców futbolu. Do Kowar przyjechali również członkowie zaprzyjaźnionego stowarzyszenia z niemieckiej gminy Schönau-Berzdorf. Zespół taneczny „Olivier” z Czech zaprezentował się w strugach deszczu (który niestety często ostatnio towarzyszy kowarskim imprezom). Młodzi tancerze z Vrchlabi zatańczyli do muzyki znanych światowych przebojów. Na Starówce nie zabrakło również stoisk artystów i rękodzielników. Były m. in. panie z Jawora z haftem matematycznym, Zjawiskowa Manufaktura z Wałbrzycha z płóciennymi zabawkami, miody z Mysłakowic i Legnicy, ręcznie malowane szkło z Wilkowa, z Jeleniej Góry wyroby regionalne, z Opola biżuteria, a miejscowi artyści pokazali hafty, grafikę, obrazki na łupkach, liściaki, szkło artystyczne i wiklinę papierową. Imprezę zakończył składanką popularnych piosenek zespół „Wrzosy” z Kowar. Organizatorzy dziękują wszystkim uczestnikom za tak liczny udział w Europikniku i paradzie unijnej. Mamy nadzieję, że spotkamy się w podobnych okolicznościach i składzie znów za rok. Tekst: Barbara Sokołowska, zdjęcia: Jerzy Wroński Redakcja: Katarzyna Borówek-Schmidt, Gabriela Kolaszt, Grzegorz Schmidt, Leszek Pohoski, Stanisław Kanonowicz, Jerzy Sauer Korekta: Anna Szablicka Współpracują: Wiesława Adamiec, Jarosław Kotliński, Adam Walesiak Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected] Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, Kowary K U R I E R 4 czerwca – na zebraniu Stowarzyszenia Miłośników Kowar gościli Andrzej i Dawid Kupczykowie. Panowie dzielili się wspomnieniami z udziału w olimpiadach sportowych. Olimpijczycy otrzymali od członków SMK dyplomy oraz zdjęcia. Spotkanie uświetnił koncert Fryderyka Pacaka. 25 czerwca – odbyło się walne zebranie sprawozdawczo-wyborcze. Przedstawiamy skład nowego zarządu: przewodniczący: Gabriela Kolaszt wiceprzewodniczący: Jerzy Wroński sekretarz: Halina Młodkowska C I E K A W O S T K I K O W A R S K I skarbnik: Ireneusz Kwiatosz członek zarządu: Eugeniusz Kaleta komisja rewizyjna: przewodniczący: Barbara Sokołowska członkowie: Bogumiła Donhefner, Janina Janota W lipcu Stowarzyszenie Miłośników Kowar zachęca do zobaczenia wystawy fotograficznej Pana Jerzego Sauera: „Kotlina Jeleniogórska z lotu ptaka”. Zdjęcia prezentowane będą w Domu Tradycji Miasta Kowary przy ul. Górniczej 1. Wtorki, czwartki i soboty w godz.: 11:00– 15:00. P R Z Y R O D N I C Z E Wizyta olimpijczyków w SMK K O W A R I O K O L I C Kowarski tulipanowiec ma swojego następcę Najcenniejszym obiektem dendrologicznym w naszym mieście jest park zlokalizowany przy ul. Jeleniogórskiej w obrębie budynków służby zdrowia. Na niewielkiej powierzchni zgromadzono szereg egzemplarzy drzew rodzimych, jak również pochodzących z innych regionów klimatycznych. Wystarczy wymienić różne gatunki klonów, kasztanowce, buki, choinę kanadyjską, sosnę żółtą, limbę, dęby czy jesion amerykański. Najcenniejszym niewątpliwie rarytasem dendrologicznym jest tulipanowiec amerykański (Liriodendron tulipifera). Nazwę swą zawdzięcza oryginalnym kwiatom podobnym do tulipanów. Kwitnie on na początku lipca, choć trudno dostrzec kwiaty wśród liści na wysokim drzewie. Występuje w południowo-wschodnich Stanach Ameryki Północnej. Rośnie w dolinach rzek i na wilgotnych skłonach gór wchodząc w skład wielogatunkowych lasów liściastych. Osiąga w swej ojczyźnie 50 m wysokości. Posiada regularną i szeroką koronę i pień pokryty głęboką, bruzdowaną korowiną. Tulipanowiec był jednym z pierwszych drzew przywiezionych do Europy (1663 r.). Ze względu na oryginalne liście i kwiaty rozprzestrzenił się w wielu krajach Europy Zachodniej i Środkowej. Za największy w Polsce tulipanowiec uważany jest rosnący w Śledziejowicach koło Wieliczki. Ma on ponad 200 lat, 4,30 m obwodu i 31 m wysokości. Nasz egzemplarz sprawia rzeczywiście imponujące wrażenie. Ma blisko 30 m wysokości. Pień na wysokości pierśnicy mierzy 3,80 m w obwodzie, wyżej rozgałęzia się na 3 grube konary. Niegdyś sądziłem, iż opisywany egzemplarz tulipanowca amerykańskiego jest jedynym przedstawicielem tego gatunku w Kowarach. Niedawno spacerując wzdłuż rzeki Jedlicy, na wysokości ulicy Waryńskiego, doznałem miłego zaskoczenia. Na posesji nr 10, tuż przy budynku rośnie młody egzemplarz tulipanowca o wysokości około 10 m. Jest dobrze wyeksponowany i ładnie się prezentuje z intensywnie zielonymi, charakterystycznymi liśćmi. Zapewne jeszcze nie zakwita, bowiem ma dopiero około 20 lat. Obecnie jako młode drzewo ma korzystne warunki rozwoju. Jednak z upływem lat będzie mu za ciasno. Jest to bowiem drzewo dla dużych parków miejskich, które należy sadzić pojedynczo w miejscach szczególnie eksponowanych, w pobliżu reprezentacyjnych budynków, nad stawami, itp. Najlepiej wyglądają drzewa na dużych trawnikach z nisko ugałęzioną, szeroka koroną. Leszek Pohoski 3 K U R I E R K O W A R S K I / T R O P E M P R Z O D K Ó W TROPEM PRZODKÓW Powrót do Schmiedebergu Znam tylko jedną drogę od stacji, a właściwie od przystanku Znów sypano proszek o specyficznym zapachu. Ulice, pobocza autobusowego do centrum Kowar... Zawsze, gdy wysiadam z au- i rowy były białe. Biel w wiosennym słońcu powodowała złudzetobusu, zatrzymuję się i podziwiam górskie szczyty. Brzmi to nie, iż owe grząskie ulice i place oprószone są śniegiem. Tymczamoże banalnie, ale tak jest. Mogę powiedzieć, że to rytuał. Mijam sem synowie Franciszka i Luizy podejmują pracę. Karol Edward stację kolejową, kino ,,Orzeł”, stare kamienice, w których toczy zatrudnił się w fabrycznej straży ogniowej. Mój pradziadek Maksię życie kolejnych pokoleń kowarzan. Zatrzymuję się na mostku symilian jako młodociany pracownik został spinerem, następnie przy św. Nepomucenie, który niezmiennie „pilnuje porządku” tej tkaczem. Najstarszy, Stanisław – majstrem tkackim. części miasta i nawet czasami mu się to udaje... Tak toczyło się życie tkacza ze Schmiedebergu przeplatane maMinęło już dwadzieścia pięć lat, odjówkami w sokulskim lesie i odpokąd Franciszek wyjechał ze Schmieczynkiem nad rzeką Pisią, chrzcidebergu. W tym czasie wiele się nami, które wyprawiano najczęściej zmieniło. Wspólnie z Luizą pracujesienią lub wiosną. Fabryka, w któją w żyrardowskiej fabryce. Praca rej spędzali gros czasu, była najtrzyzmianowa nie była łatwa i wywiększą w Europie. Posiadała 21 248 magała wiele poświęcenia. Jako wrzecion przędzalniczych i 2028 pracownicy otrzymali mieszkanie krosien mechanicznych. Zatrudniaw nowym domu na osiedlu Nowy ła 8000 pracowników. I pewnie nic Świat. Pieniądze zarobione w pracy nie zmąciłoby spokoju Franciszka wystarczały na skromne życie. Wyi jego rodziny, gdyby nie wydarzechowywali trzech synów: Stanisłania, które miały miejsce w kwietniu wa, Karola Edwarda i Maksymilia1883 roku. Na dwa tygodnie przed na, który był moim pradziadkiem. wypłatą w kantorze głównym wyFranciszek postanowił powrócić do wieszono informację o zmniejszezawodu mularza. Osada fabryczna niu płac szpularkom. Pensje korozkwitała, potrzebowano specjabiet ledwo starczały na przeżycie. listów, którzy znali się na murarZmniejszenie ich oznaczało znaczce. Tak więc budował solidne domy ne pogorszenie i tak trudnych wawzorem niemieckich miasteczek. Po runków bytowych. Nowe pensje sezonie pracował w fabryce. Tak roledwo wystarczały na opłatę czynbiła część pracowników, która w faszu. Na przeżycie i utrzymanie nie brykach pracowała dorywczo lub pozostawało prawie nic. 23 kwietsezonowo. Żyrardów w niedługim nia 1883 r. kobiety podjęły strajk. czasie wzbogacił się o dwadzieścia Luizę i Franciszka – jak zwykle – domów z czerwonej cegły postawiorano budzi gwizd fabryki. Śpieszą nych na solidnym, kamiennym funsię do pracy, jeszcze nie wiedzą, że damencie. Właściciele fabryki otwodziś fabrykę i całe miasto ogarnie Rodzina Brunecker (siostra Franciszka Helge wyszła za mąż rzyli w pobliskich Radziejowicach za Augusta Bruneckera) głucha cisza, wśród której będzie cegielnię, z której transportowano słychać strzały kozackiego wojska budulec. Stawiano nowe świątynie (jedną nich na wzór katedry i krzyki rannych robotników. Pierwsza stanęła szpularnia, pow Kolonii), nowe domy, w których każdy z mieszkańców posiadł tem tkalnia, bo tkacze nie mieli przędzy. komórkę na opał i węgiel oraz strych do suszenia bielizny. MieszPadły pierwsze strzały, zginęło troje młodocianych pracownikania były przeważnie jedno lub dwuizbowe. Po wodę należało ków w wieku od 15 do 19 lat. W tej sytuacji tkacze poparli żąchodzić do pobliskiej pompy, co było dość uciążliwe, zwłaszcza dania szpularek i przyłączyli się do strajku. W związku z nasiw zimie. Do każdego domu przynależą sławojki. Kąpiele miesz- lonymi wystąpieniami robotników dyrekcja zakładów przystała kańców odbywały się w specjalnie wybudowanej łaźni, obok któ- na większość postulatów, a nawet sam Karol August Dittrich zarej znajdowała się pralnia. Izby oświetlane były lampami naf- czął chodzić do robotników, rozdając im kartki ze swoimi propotowymi. Sama osada miała niewiele oświetlenia, bo zaledwie zycjami. Przyrzekł skrócenie czasu pracy o godzinę, wycofanie parę latarni gazowych zlokalizowanych w centralnej części mia- się ze zmniejszenia stawek szpularkom, otwarcie tanich fabryczsta. Na co dzień mieszkańcy borykali się z epidemiami chorób, nych sklepów, zapewnienie rannym w czasie starć odpowiedniektóre dziesiątkowały mieszkańców. Po kolejnej epidemii chole- go zajęcia do końca życia, wyprawienie wspaniałego pogrzebu ry chorych mieszkańców umieszczano w specjalnie wybudowa- ofiarom. Zagwarantował, że strajkujących nie zwolni i zapłaci im nym w tym celu baraku cholerycznym zlokalizowanym niedaleko za czas, gdy protestowali, natomiast wyrzuci z pracy najbardziej cmentarza. Na szczęście, tym razem epidemia ominęła rodzinę. znienawidzonych nadzorców. Swoje obietnice spełnił… 4 K U R I E R K O W A R S K I I znów przyszedł maj. Duszny zapach bzów w przydomowych ogródkach usypia zmęczonych mieszkańców. Jednak Franciszek nie śpi, nie może zasnąć. Bladym świtem biegnie do szpitala fabrycznego. Jego Luiza jest poważnie chora. Nie pomogły zioła starej zielarki, lekarstwa też nie dały spodziewanych rezultatów. Przy matce czuwają synowie, dziś kolej na najstarszego, Stanisława. Niestety, trudna młodość i wyczerpująca praca nie dają szans na wyzdrowienie żony i matki. Żałośnie zawodzi gwizdek fabryczny, żegnając swoją robotnicę, nie obudzi jej ze snu, niech śpi spokojnie... 12 maja 1886 roku pogrążeni w smutku synowie z ojcem towarzyszą matce w ostatniej drodze. Jest najstarszy Stanisław Pohl z żoną, Karol Edward i osiemnastoletni Maksymilian, mój pradziadek. Żegnają matkę na żyrardowskim cmentarzu ewangelickim... Franciszek wraca kasztanową aleją, która wytycza główny trakt fabryczny. Jego synowie są już samodzielni, pracują. Każdy z nich zdobył fach, mają gdzie mieszkać, nie muszą opuszczać domu w poszukiwaniu pracy, tak jak niegdyś on musiał opuścić Schmiedeberg. Maksymilian poznał Annę i planują na Wielkanoc ślub. Ania to dobra dziewczyna, jej brat wraz z ojcem prowadzą zakład stolarski w pobliskim Mszczonowie. Franciszek idzie wśród młodych kasztanowców i wspomina Luizę. Tutaj w zagajniku opodal stacji chodzili na tańce i zabawy. Ogarnia go tęsknota... Może tak miało być? Być może jest w tym jakiś misterny plan. Słyszy stukot nadjeżdżającego pociągu. Powracają wspomnienia podróży z rodzinnego domu. A może warto byłoby wrócić do Schmiedebergu? Jeszcze raz zobaczyć góry, przyjaciół i siostry? Ma 55 lat, a wydaje się, jakby przyjechał tu wczoraj... Franc bierze głęboki oddech i biegnie, biegnie co sił w nogach w stronę stacji. Gwizd lokomotywy obudził w nim młodego chłopaka, tego samego, który wyruszył ze Schmiedebergu do Żyrardowa w poszukiwaniu lepszego życia. Być może i tym razem będzie miał szczęście? Posłowie Opowieść o Franciszku ze Schmiedebergu wydarzyła się naprawdę. To ja, jego praprawnuczek, dostałem w spadku stary zegar, który wisi w mojej sypialni. Zaciekawiony jego historią postanowiłem odnaleźć Schmiedeberg. Podczas podróży spotkałem Gertrudę, która opowiedziała mi swoją historię o tęsknocie za Jelenią Górą i beztroskim dzieciństwie. Nie wiem, co stało się z Franciszkiem, bo na pewno nie zmarł w Żyrardowie. Nie znalazłem na ten temat dokumentów i nie odkryłem jego grobu. Być może wyjechał po śmierci żony w Sudety? To chyba zostanie jego tajemnicą. Wszystkie opisane osoby żyły naprawdę. Nie wszystkich mogłem spotkać, dlatego odszukałem dokumenty, które opisują wydarzenia i historie, w których brali udział. Syn Franciszka, Maksymilian, dochował się z Anną Karoliną piątki dzieci: najstarsza była Alfreda Zofia – z zawodu tkaczka, potem Karol Józef – tkacz koronek, Aleksandra – z zawodu tkaczka, Paweł i mój dziadek, Emil. Po wybuchu pierwszej wojny część ewangelików z Żyrardowa została zesłana na Syberię. Aby temu zapobiec, Maksymilian ochrzcił dzieci w kościele ewangelicko-reformowanym (reformowani uznawani byli przez ludność za Czechów). Postanowił też nieznacznie zmienić nazwisko z Helge na Helie, co odkryli niemieccy urzędnicy podczas drugiej wojny. Niemcy ponownie zmienili nazwisko na Helge, jednak siostra dziadka, / T R O P E M P R Z O D K Ó W Aleksandra, pobiegła do magistratu i zażądała wyjaśnień. Zapytała urzędnika: ,,Kto nam spaprał tak to nazwisko?”. Naziści byli podobno tym faktem oburzeni. Po drugiej wojnie światowej część rodziny wyjechała do Niemiec (Karol Józef wraz synem Gerardem do Recklinghausen w Zagłębiu Ruhry). Pozostali zostali w kraju. Część z nich brała udział w Powstaniu Warszawskim np. dzieci Alfredy Helie-Kapuścińskiej: Franciszka i Eugeniusz (zamordowany przez SB w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie). Siostra Aleksandra po wojnie opuściła Żyrardów i wyjechała na Ziemie Odzyskane do Drezdenka i tam zmarła. Dziadek Emil i jego brat Paweł zostali w Żyrardowie. Paweł do końca życia, czyli do 1989 roku mieszkał w mieszkaniu zakładowym, które Franciszek dostał po przyjeździe ze Schmiedebergu. Mój dziadek i jego rodzeństwo nigdy nie poznali Schmiedebergu. Dzięki sprzyjającym okolicznościom dotarłem do starych dokumentów i przeżyłem fascynującą przygodę. Zachęcony przez Państwa Stanisława i Lucynę Kanonowiczów postanowiłem napisać artykuł do „Kuriera Kowarskiego” z okazji 500-lecia miasta Kowary. Pragnę podziękować wszystkim, którzy pomogli mi w tej wędrówce w czasie. Serdeczne podziękowania składam: Państwu Kanonowiczom, bez których opowiadanie by nie powstało, Pani Gabrieli Kolaszt i jej krewnej, które tłumaczyły trudne staroniemieckie dokumenty, mojej mamie za dobre słowo, Anecie Uśniackiej za pomoc w skanach, mojemu bratu Błażejowi oraz Panu Mirosławowi Góreckiemu, burmistrzowi Kowar za podziękowanie, Gertrudzie oraz innym osobom, które spotkałem na swojej drodze. Rodzina Helge (Helie) była spokrewniona z rodzinami Braun, Brunecker i Kuntzel. Był kiedyś w Schmiedebergu dom z numerem 336, (dawniej nie wszystkie ulice w mieście miały nazwy), w którym mistrz szewski Vamil Braun robił najlepsze buty. Ów szewc poznał Johanę Renatę Helge i… Ale to już zupełnie inna historia... Tak kończy się moja opowieść o moim przodku... Co wieczór, gdy wracam z pracy i patrzę na wesoło migoczące gwiazdy, słyszę głos: „Udało ci się! Odkryłeś zagadkę, odnalazłeś mój Schmiedeberg”. Wtedy odpowiadam: „Tak, odnalazłem, bo przecież patrzę w to samo niebo, co Ty i Luiza. Mijam te same ulice i domy. A światło księżyca odbijające się w żyrardowskiej rzece jest takie samo jak to w Jedlicy szumiącej opowieść o tkaczu ze Schmiedebergu”. Patryk Toporek Autor artykułu Patryk Toporek na tle pomnika protestującej prządki w Żyrardowie. Redakcja Kuriera Kowarskiego składa serdeczne podziękowania Panu Patrykowi Toporkowi za pragnienie odkrywania historii przodków, a tym samym za propagowanie wiedzy o Kowarach. 5 K U R I E R K O W A R S K I Carita – Żyć ze szpiczakiem 25–27 kwietnia 2014 – Coroczne Spotkanie Członków Myleoma Patient Europe (MPE) w Madrycie W dniach 25–27 kwietnia w Madrycie odbyło się Coroczne Spotkanie Członków Myeloma Patient Europe (MPE) – zrzeszenia organizacji działających na rzecz pacjentów chorych na szpiczaka mnogiego w Europie. W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele organizacji z takich państw jak: Izrael, Serbia, Portugalia, Holandia, Turcja, Niemcy, Rumunia, Chorwacja, Wielka Brytania, Słowacja, Rosja, Finlandia oraz nowy członek MPE Polska. Wydarzenie złożone było z dwóch zasadniczych części – warsztatów Masterclass skupiających się na budowaniu potencjału organizacji pacjenckich oraz podsumowania roku 2013 i wyborów nowego Zarządu MPE. Warsztaty Masterclass składały się z czterech sesji interaktywnych wykładów, w trakcie których uczestnicy dzielili się doświadczeniami ze swoich krajów. Cykl otwarty został przez Magdę Rosenmooller (Niemcy), która poprowadziła zajęcia dotyczące pisania biznes planu jako narzędzia niezbędnego do skutecznej realizacji celów organizacji. Moderatorem sesji drugiej dotyczącej rozwoju programów pacjenkich był Hans Scheurer (Holandia) – wykład zaowocował żywą dyskusją na temat kanałów promocji organizacji pacjenckich. Kolejną, bardzo praktyczną dla organizacji i pacjentów część dotyczącą pisania planu rzecznictwa przedstawił Alexis Le Coutour (Francja). Prezes Wiesława Adamiec z Prezesem fińskiej Fundacji wspierającej osoby chore na szpiczaka 6 Ostatnia sesja poprowadzona przez Nedę Hormozi (Wielka Brytania) szczególnie przydatna dla przedstawicieli zarządu skupiała się na problemach związanych z zarządzaniem i odpowiednią motywacją członków organizacji. Dodatkowym elementem warsztatów była prezentacja Europejskiego Atlasu Dostępu do Leczenia – projektu, który na celu ma zwiększanie świadomości i poszerzanie możliwości leczenia dla pacjentów chorych na szpiczaka. Kolejnym etapem była prezentacja trzyletnich działań Fundacji Carita – Żyć ze Szpiczakiem, poprowadzona przez przedstawicieli Fundacji prezes Wiesławę Adamiec i wolontariuszkę Emilię Demczur. Odbyło się to w związku z oficjalnym przyjęciem naszej organizacji w poczet członków MPE. Prezentacja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem, co zaowocowało poszerzeniem sieci kontaktów i nowymi perspektywami do wspólnych działań międzynarodowych. Oczywiście znalazłyśmy czas z Emilią, aby pochodzić po Madrycie również nocą oraz zachwycać się architekturą tego miasta i ciepłym klimatem. Miłym wspomnieniem pozostaną wspólne kolacje w uroczych hiszpańskich tawernach, a smak zielonkawej oliwy, owoców morza i czarnej jak smoła espresso czujemy z Emmą do dziś. Na pewno tam jeszcze wrócimy. Wiesława Adamiec i Emilia Demczur Wolontariuszka Emilia Demczur oraz Prezes Wiesława Adamiec K U R I E R WIEŚCI Z LEMA Miło nam poinformować o sukcesie uczennicy kowarskiego Gimnazjum im. S. Lema w Kowarach. Marta Kozioł z klasy IIa zajęła pierwsze miejsce w IV Międzynarodowym Konkursie Plastyczno-Literackim „Polak – to brzmi dumnie” objętym honorowym patronatem Prezydenta Miasta Białegostoku. Spośród 294 nadesłanych prac z Polski i ośrodków polonijnych z całego świata najlepsza okazała się historia stworzona przez Martę. Gratulujemy serdecznie talentu, a nagrodzony tekst umieszczamy poniżej. „Mój anioł stróż” Od kiedy pamiętał, to zdjęcie zawsze stało na antycznej komodzie w pokoju babci. Przedstawiało młodą kobietę trzymającą w objęciach małą dziewczynkę. W domu traktowane było jak relikwia, zawsze na tym samym miejscu, w idealnie wypolerowanej ramce. Adam nie wiedział, kogo przedstawia fotografia, nigdy się tym nie interesował, jednak dzisiaj postanowił o to zapytać. – Kto jest na tym zdjęciu? – spytał i podszedł bliżej, by się mu przyjrzeć. – Ja – odpowiedziała sucho jego babcia, nie podnosząc wzroku znad krzyżówki – Czemu pytasz? – zapytała z przekąsem – Przecież historia to nuda, nieprawdaż? Nie znosił tego, na jedno jego pytanie następowało wiele kolejnych, na które nie było łatwo odpowiedzieć. Postanowił jakoś wybrnąć z tej sytuacji. – Mam na historię opisać jakieś stare rodzinne zdjęcie – skłamał – Pomyślałem, że to będzie w sam raz. Babcia zdjęła okulary i przyjrzała się mu uważnie, tak jakby wiedziała, że kłamie. – Jak już mówiłam, jestem na nim ja – przerwała, przetarła dłonią oczy, jakby chciała odwlec odpowiedź – i Irena – dokończyła. – Irena? To jakaś moja ciocia, tak? – Teoretycznie tak – odpowiedziała i wpatrzyła się w jakiś daleki punkt za oknem. Wyglądała, jakby była w tym pomieszczeniu tylko ciałem, a jej duch znajdował się w zupełnie innym miejscu. K O W A R S K I górze świtało. Czekała na nią młoda kobieta, która od razu ją przytuliła, wytarła jej zapłakane dziecinne policzki i nos, a potem zaprowadziła małą dziewczynkę do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek, gdzie zostało zrobione to zdjęcie. Przez kilka dni do niej przychodziła, po tygodniu znalazła rodzinę, chcącą przygarnąć żydowskie dziecko. Wtedy sześcioletnia Marysia nie zdawała sobie sprawy, ile Irena ryzykowała, teraz było już za późno, by jej dziękować. **** – Kim była? – zapytał Adam, wyrywając babcię z zamyślenia. – Była aniołem. – odpowiedziała kobieta bez namysłu. – Gdyby nie ona, nie byłoby tu ani mnie ani ciebie – dokończyła, po czym wyszła z pokoju. Chłopaka bardzo zaintrygowała tajemniczość na ogół wylewnej babci. Wyciągnął stare, pożółkłe zdjęcie z ramki i przeczytał podpis na jego rewersie: Irena Sendlerowa – mój anioł stróż. Marta Kozioł 13.06.2014 w JCK w Jeleniej Górze odbył się uroczysty finał konkursu historycznego „Ocalić od zapomnienia” zorganizowanego przez Jeleniogórski Oddział Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południow-Wschodnich. Celem konkursu było popularyzowanie tematyki kresowej wśród młodzieży. W konkursie brało udział 5 uczennic z klasy I LO im. St. Lema w Kowarach. Opiekę merytoryczną sprawowała p. Agnieszka Popis – nauczyciel historii. Konkurs zakończył się sukcesem uczennic: II miejsce – Katarzyna Kubiciel i Joanna Łukaszewicz, III miejsce – Anira Rokuszewska, wyróżnienia uzyskały: Anna Bukowska i Ewelina Gulak. Taki sukces nie byłby możliwy bez pomocy Bożeny Dudzińskiej, Anny Buchowieckiej, Marii Jaworskiej, Janiny Karkockiej i ojca Bogumiła Stachowicza. Osoby te zgodziły się podzielić swoimi wspomnieniami i przeżyciami z lat dzieciństwa i młodości. Za co bardzo dziękujemy. **** Pamiętała ten dzień tak, jakby to było wczoraj, rzadko do tego wracała, to było zbyt bolesne. Miała wtedy sześć lat, mimo to tamte wydarzenia i getto zostały w jej głowie do dziś. Jej mama długo płakała, potem ojciec nocą zaprowadził ją, w jak to mówił „ustronne miejsce”. Usunął właz od studzienki i sprowadził dziewczynkę na dół. Długo szli brudnymi, cuchnącymi kanałami, aż w końcu dostrzegła migające światło latarki. Ojciec mocno ją przytulił, a potem przekazał w ręce obcego mężczyzny. Szli jeszcze kawałek, po czym w końcu wydostali się z podziemi, na fot. T. Raczyński 7 K U R I E R K O W A R S K I / S P O R T Twierdza Kowary, fot. P. Pawlicki SPORT OoLee Olimpio, kocham Cię, Tobie oddam serce swe Złote swojej drużynie, serce, serce jedyne... Tak śpiewali kibice kowarskiej Olimpii w sezonie 2013/2014. To tylko jedna z wielu przyśpiewek, które pokazują miłość kibiców do swojego ukochanego klubu. Minął II sezon w IV lidze dla Olimpii Kowary. Po raz kolejny biało-zieloni walczyli o awans do III ligi dolnośląsko-lubuskiej. Kowarzanie ostatecznie zajęli 3. miejsce i zabrakło im jedynie 2 punktów, aby awansować. Na drodze do awansu klubu stanęła drużyna Karkonoszy Jelenia Góra. O ile KP Brzeg Dolny nie miał sobie równych i na kilka kolejek przed końcem zagwarantował sobie awans, o tyle Olimpia i Karkonosze musiały grać do końca. Ostatnia kolejka miała zdecydować, kto zagra w III lidze. Karkonosze zawitały w Bolesławcu i aby awansować, musiały wygrać z tamtejszym BKS-em, który tanio skóry nie zamierzał oddać, bo w razie przeagranej podzieliłby los wielu innych drużyn i następny sezon zacząłby w klasie okręgowej. Kowary grały u siebie z Piastem Zawidów, który już na kilka kolejek przed zakończeniem sezo- 8 nu był pewny spadku. Wiele osób już przed meczem dopisało naszej drużynie 3 punkty, ale jak się okazało, wcale to zwycięstwo nie przyszło nam tak łatwo. Kapitalny strzał oddał Zatylny i Kowary prowadziły 1–0. Na tę chwilę byliśmy w III lidze, ponieważ w meczu BKS-u z KSK utrzymywał się wynik bezbramkowy. Euforia biało-zielonych została szybko zakłócona, po tym jak nadeszła wiadomość z Bolesławca, że Karkonosze prowadzą 1–0. Bramkę strzelili z rzutu karnego, dla wielu niestety odgwizdanego w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. To był 5. karny dla jeleniogórzan w 3 ostatnich meczach, co nie wymaga dalszego komentarza. Wygrana Karkonoszy spowodowała, że to właśnie oni dołączyli do Brzegu Dolnego i awansowali do III ligi dolnośląsko-lubuskiej. Kowarom drugi rok z rzędu uciekł awans w samej końcówce. To był ciekawy, zacięty i trzymający w napięciu do końca sezon, w którym do samego końca ważyły się losy awansu i spadku. Sezon na pewno udany dla kowarskiej Olim- pii, która po raz kolejny udowodniła, że zawsze gra o najwyższe cele za sprawą swojego wspaniałego i fanatycznego managera. Awans może i uciekł, ale za to udało się obronić puchar OZPN. Olimpia pokonała w finale BKS Bolesławiec 2–1 i szykowała sie do półfinału pucharu Polski DZPN, w którym to miała się zmierzyć z drugą drużyną Zagłębia Lubin. W związku z tym, że mecz miał się odbyć 3 dni przed ważnym meczem z Piastem Zawidów o awans do III ligi, to rzecz jasna nie był on priorytetem dla naszego zespołu. Trener kowarzan postanowił, że na to spotkanie desygnuje do gry zawodników, którzy do tej pory zaczynali spotkania na ławce rezerwowych. Kowary ostatecznie przegrały ten mecz 1–3. Przegrana niczego nie ujmuje naszemu zespołowi, ponieważ zagraliśmy z mocnym trzecioligowcem i zobaczyliśmy, ile jeszcze jest pracy przed nami. Jak zawsze sporym zainteresowaniem cieszyły sie Derby naszego regionu pomiędzy Olimpią Kowary a Karkonoszami Jelenia Góra. Rywalizacja obu drużyn spowodowała, że te 2 mecze (najpierw w Jeleniej Górze, potem w Kowarach) obejrzało blisko 2000 osób. Kibice obu drużyn głośnym K U R I E R i fantastycznym dopingiem wspierali swoje ukochane kluby. Kowarscy fani wywiesili transparent z napisem ŁĄCZY KLUBY WSPÓLNA SPRAWA, WSPARCIE W DERBACH I ZABAWA. Odnosił się on do przyjaźni Olimpii Kowary ze Śląskiem Wrocław i Piastem Żmigród, czego dowodem było pojawienie się kibiców WKS-u i Piasta w Kowarach podczas derbowego meczu z Karkonoszami. Oprócz kibiców swoją obecnością na stadionie w Kowarach zaszczyciła nas trójka piłkarzy Śląska Wrocław – Paraiba, Gikiewicz i Ostrowski, którzy pozowali do zdjęć i rozdawali swoje zdjęcia z autografami miejscowym fanom. To była niezwykła promocja piłki nożnej w naszym mieście. Niektórzy zarzucali nam, że w drużynie nie gra żaden kowarzanin. Ale kto powiedział, że drużyny mają grać tylko i wyłącznie swoimi wychowankami? Faktycznie, drużyna w dużym stopniu jest zasilona zawodnikami z zewnątrz dzięki zaangażowaniu naszego managera. Są to wspaniali piłkarze, którzy grali w II i III lidze i chwała im za to, że zdecydowali się zagrać w kowarskiej Olimpii. Nikt chyba nie wyobraża sobie naszej dzisiejszej defensywy bez popularnego Smoka. Marcin Smoczyk to filar obrony, niejednokrotnie udowodnił, że jest pewnym punktem formacji obronnej, ale i pokazał też, że zdobywanie goli nie jest mu obce. Tym bardziej, że praktycznie zawsze były to bardzo ważne bramki dające korzystny wynik naszemu zespołowi. Do spółki z Mateuszem Hanem tworzyli zgrany i jeden z najlepszych duetów środkowych obrońców w IV lidze. Na bokach naszej defensywy grali Tobiasz Kuźniewski i Mateusz Kraiński, popularny Saper, który razem z Adrianem Nowińskim trafili do nas z Lotnika Jeżów Sudecki i byli istotnymi elementami w układance trenera w drodze o awans do III ligi. Tobiasz Kuźniewski był klasą samą w sobie, zawodnikiem grającym na równie wysokim poziomie. Niestety Tobi opuszcza nasz zespół po obecnym sezonie i wyjeżdża do Niemiec. Ważnymi postaciami w składzie Olimpii są także – Maciek Udod, Patryk Bębenek, Adrian Zieliński, Domian Chajewski, Robert Rodziewicz, Mateusz Zatylny i Marek Milczarek. Znany wszystkim kibicom Udi bądź Galacticos ten sezon do udanych chyba zaliczyć nie może. Częste kontuzje powodowały, że brakowało go w meczowym składzie, a jak już grał, to jako rezerwowy. Patryk Bębenek to ciekawy, młody, perspektywiczny i niezwykle waleczny zawodnik, co niejednokrotnie udo- wadniał na boisku, rządząc w środkowej strefie boiska. Zielu i Chajek przyszli do nas z drugoligowego Górnika Wałbrzych, zasilając nasze szeregi i wnosząc sporo nowej jakości w poczynaniach zespołu. O Mateuszu Zatylnym można by dużo napisać. Jest to fantastyczny młody zawodnik z bajeczną techniką, jakiej niejeden piłkarz z ekstraklasy mógłby mu pozazdrościć. Obecność Zatyla robi ogromną różnicę w grze Olimpii. Jego drybling, cudowne bramki dawały dużo radości kowarskim fanom. Robert Rodziewicz powoli tworzy już historię w klubie. Był filarem naszej formacji obronnej w okręgówce i w sposób znaczący przyczynił się do awansu Olimpii Kowary do IV ligi. Wyjechał do Poznania, ale zawsze, gdy przyjeżdżał do domu, zasilał drużynę rezerw kowarskiej drużyny. Aktualnie Bercik przebywa na miejscu i powoli wraca do łask obecnego szkoleniowca biało-zielonych i coraz częściej gra w pierwszej jedenastce czwartoligowej Olimpii. Mielczar, dla kibiców Maro, to kolejny świetny zawodnik, który zdecydował się na grę w Kowarach. Waleczny, zdolny piłkarz z nienaganną techniką sprawiał, że poziom gry naszej drużyny nieustannie wzrastał. W potrzebie nie opuścił nas także Emil Trynda. Tryndol powrócił po tym, jak zespół opuścił Gąsiorowski. To było dobre posunięcie manago, a Emil po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym goalkiperem i największym fachowcem w obronie rzutów karnych. Zdziwienie wśród fanów biało-zielonych wzbudził fakt ściągnięcia z Karkonoszy Marcina Krupy, który w tamtym czasie leczył się po poważnej kontuzji. Jak się okazało, to był bardzo dobry transfer. Gdy już Krupson doszedł do pełni sił, stał się pewnym punktem naszej drużyny. Z meczu na mecz grał coraz lepiej, regularnie strzelając ważne gole dla kowarskiej Olimpii. Wreszcie ci, których podobno w naszym zespole brak, kowarzanie. To właśnie jeden z nich zasługuje na największy szacunek. To on jest ikoną naszego klubu. To on od początku swojej przygody z futbolem związał się z Olimpią Kowary. Mowa oczywiście o Sebastianie Szujewskim, wszystkim znanym jako Łajo. Kim jest dla nas, pisać chyba nie muszę, bo tego nie da się ująć słowami. PANIE SEBASTIANIE, CHAPEAU BAS!!! Resztę dopowiedzcie sobie sami. Nie dał o sobie także zapomnieć w tym sezonie Jakub Szaraniec, który stał się pewnym zawodnikiem biało-zielonych. To młody i obiecujący piłkarz nieustannie podnoszący swoje już wysokie umiejętności. K O W A R S K I / S P O R T Oczywiście to wszystko nie miałoby sensu gdyby nie on. Tak, to trener naszej drużyny. Ur. 08.09.1986 r. Krzysztof Kapelan swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiał w drużynie Nysy Kłodzko na pozycji bramkarza. Szybko uznał, że jako piłkarz nie osiągnie najwyższego pułapu, więc postanowił realizować się jako trener. Mimo młodego wieku asystował trenerowi Smółce w klubach na poziomie drugiej ligi, a w przypadku MKS Kluczbork samodzielnie prowadził solidny drugoligowy zespół. Swoją przygodę rozpoczął jako asystent trenera w drugoligowych Czarnych Żagań w wieku zaledwie 24 lat, rok później asystował w MKS Kluczbork, by od maja samodzielnie prowadzić zespół, z którym zdobył 9 punktów na 12 możliwych. W lipcu 2012 r. został asystentem trenera Smółki w pierwszoligowym Ruchu Radzionków, jednak nie dane mu było zaistnieć w I lidze, bowiem Ruch wycofał się z ligi z powodów finansowych. Od września 2012 r. był pierwszym trenerem w trzecioligowej LZS Piotrówce występującej w grupie opolsko-śląskiej. Wielki szacunek, panie Trenerze! Kibice zawsze wierzyli i wierzą w Capello, który zostaje z nami na następny sezon. Obecność w IV lidze wymusza na nas także wymogi licencyjne. I tu, na nasze szczęście, po dwóch latach zabiegania o tę inwestycję, rozpoczęła się modernizacja Stadionu Miejskiego w Kowarach. W jej pierwszym etapie przebudowana zostanie trybuna i wymienione ogrodzenie boiska. Nowa widownia będzie miała 504 miejsca siedzące plus trzy dla osób niepełnosprawnych. Siedziska zostaną ułożone w czterech rzędach, z których będzie utworzonych siedem sektorów. Pięć po 80 miejsc oraz dwa po 52 miejsca. Siedziska mają być w kolorze zielonym, z białych zostanie utworzony napis OLIMPIA. Wysokość trybuny wyniesie 3,15 m. Jej łączna powierzchnia wraz z rozwiązaniami komunikacyjnymi wyniesie 1117 m2. Myślę, że wszyscy sympatycy piłki nożnej w Kowarach nie mogą się już doczekać kolejnego sezonu, w którym Olimpia na pewno znowu zagra o awans do III ligi dolnośląsko-lubuskiej i być może w końcu się to się uda, a my kibice będziemy mogli się cieszyć z tego awansu już na nowej trybunie... ARCZI (Artur Wrona) Z całego serca dziękujemy wszystkim osobom, które uczestniczyły w pogrzebie Doroty Labak (z domu Małkowiak). Mama oraz mąż z dziećmi 9 K U R I E R K O W A R S K I BYĆ 45+ B yć 45+ nie jest łatwo (rozumiem ten pobłażliwy uśmieszek odrobinę starszych). Dla większości ten kalendarzowy Rubikon staje się nie lada wyzwaniem. I to nie tylko fizycznym, bo przecież cudowne diety, kosmetyki, SPA, a nade wszystko moda pozwalają ukryć ten fakt głęboko przed innymi, ale niekoniecznie przed nami. My sami udajemy supermanów, chwalimy się talią osy i pozwalamy sobie na wyczyn, o których kiedyś nawet nie śniliśmy, bo albo a) nie mieliśmy na to kasy, albo b) nie mieliśmy czasu, bo zdobywaliśmy kasę. Ewentualnie pocieszaliśmy się, że mamy czas, że „jeszcze nie jest za późno”, jak śpiewało Stare Dobre Małżeństwo. Nagle po czterdziestce zaczyna nam się piekielnie spieszyć. Znajomi przesiadają się na coraz szybsze samochody lub motocykle, jeżdżą po bezdrożach quadami, wspinają się lub schodzą w głąb jaskiń. Udowadniają, że jeszcze nie jest z nimi tak źle, że to dopiero początek najlepszego. Z pewnością trochę w tym prawdy: nie oszukujmy się – gdy się miało tych lat kilkanaście lub nawet dwadzieścia parę, to nawet nie śniliśmy o własnych czterech kółkach, a kwestia paszportu pozostawała zawsze wielką niewiadomą. Gdy zresztą już ktoś wyjeżdżał, to najczęściej osłupieniu wielością produktów w zachodnich sklepach towarzyszyło przerażenie wysokością cen – dla nas była to przepaść często nie do pokonania. Teraz nie dziwią wakacje tu i tam, chociaż socjologowie zwracają uwagę, że współczesnemu turyście nie wystarcza już tylko być, trzeba też doświadczyć – niestety często tylko po to, aby zaimponować innym np. wrzucając fotki na fejs lub obwieszając ściany własnego mieszkania czy domu; ewentualnie by potwierdzić swoją młodość. Stąd pełno ofert off-roadów, raftingów, bungee jumpingów lub przynajmniej żeglarstwa po najdalszych akwenach lub windsurfingu i kitesurfingu. I dobrze, że ludzie chcą żyć pełnią życia; tym bardziej, że od jakiegoś czasu wszyscy wmawiają nam, że jesteśmy młodzi i do tych 67 lat dobiegniemy bez problemu i to w tak dobrej formie, by cieszyć się zasłużoną emeryturą, która być może nie starczy na wakacje pod palmami, ale będzie dostatnia. Zauważyć to można nawet w strukturze aktywnych programów do walki z bezrobociem. Jeszcze w latach 2005–2006 funkcjonowały programy obejmujące osoby określane eufemistycznie 45+; dzisiaj zostały zastąpione programem Aktywni 50+. Oznacza to, że zaledwie kilka lat wystarczyło, by uznać tych po czterdziestce za… młodych, a starość dostrzec dopiero w tych po pięćdziesiątce. A pamiętajmy, że do emerytury trzeba jeszcze będzie od 50 przepracować jeszcze 17 LAT! Nie zaskoczy mnie więc, że za lat parę trzeba będzie stworzyć program 60+. Jeżeli więc mówimy, że jesteśmy jeszcze po czterdziestce młodzi, to… mówimy prawdę – do emerytury zostaje nam jeszcze 27 lat pracy, gdy tymczasem (jeżeli przyjmiemy zasadę, że do pierwszej pracy idziemy w wieku ok. 20–25 lat) za nami dopiero lat 20 lub 15! System nie pozwala na żadne odstępstwa, chyba że jesteś żołnierzem, strażakiem lub górnikiem. Gdy obserwujemy zmęczonych sześćdziesięciopięciolatków na emeryturze, wierzyć się nam nie chce, że 67-letni wuefista 10 będzie fikać koziołki, a pani przedszkolanka będzie robiła „a my wszyscy bęc!” w kółku graniastym. Czy 67-letni spawacz będzie jeszcze dobrze spawał, a tokarz czy szlifierz potrafi precyzyjnie ustawić maszynę? Pewnie w wielu wypadkach tak, ale czy to powinno być regułą? W III kwartale 2013 r. wśród osób 55–64 lat pracowało zaledwie 41,3% osób. Inaczej – prawie 60% osób nie mogło lub nie potrafiło znaleźć pracy. Co będzie, gdy pierwsza grupa przyszłych emerytów zbliży się do swoich 65 lat? Czy ktoś się ze mną założy, że ostatnie lata przed emeryturą większość z nas spędzi na zasiłku i na poszukiwaniu pracy (ewentualnie pracując na czarno za psie pieniądze, bo ile można dać staruszkowi?)? Bo przecież wydajność i dochodowość będą u pracodawców znaczyły więcej niż „dojrzali, potrzebni, kompetentni” – jak głosi hasło programu rządowego. Jeżeli ktoś powie mi, że w Niemczech, Danii czy Szwecji pracuje w tym wieku ok. 60%, to zapytam o dostęp do opieki zdrowotnej, pomocy socjalnej, wysokości zarobków, ochronę stanowiska pracy. Jednym słowem – autobusy niemieckich turystów-emerytów to nie jest przypadek. Nasze miasto się starzeje. Jakoś nie udało się przełamać tendencji odpływu młodych do innych miast lub zagranicę. Nie widać też szczególnej troski o zapobieganie tej fatalnej w skutkach tendencji. Place zabaw dla dzieci – dobrze że są, ale regularne ich koszenie i naprawianie usterek pozostawiono chyba krasnoludkom. Opieka nad boiskami przekazana została szkołom, a równocześnie tnie się, ile się da, koszty obsługi, stąd jeden woźny jest od wszystkiego – od odśnieżania zimą poprzez koszenie latem do remontów większych i mniejszych. Kiedy mowa o animatorze sportu, który zadbałby o bezpieczeństwo w takich miejscach i zorganizował zajęcia – pojawia się wzruszenie ramionami i sakramentalne „za co?”. Program pomocy dla młodych w zakupie mieszkań lub budowie mieszkań nie istnieje. Wsparcie dla przedsiębiorców, ulgi, pomoc w rozbudowie, załatwianie najprostszych pozwoleń – to raczej przypomina wojnę, którą przedsiębiorca musi stoczyć z urzędnikami. Nie mówię już o poszukiwaniu nowych inwestorów i przygotowaniu dla nich terenów pod inwestycje. A przecież już we wnioskach w Strategii Rozwoju Miasta opracowanej na lata 2007–2013 podnoszono wątki problemów demograficznych i wsparcia konsultingowego dla przedsiębiorców (wystarczy wspomnieć, że dokument „Oferta Inwestycyjna gminy Kowary” powstał w 2007 roku – 7 LAT TEMU!). Nie udało się też stworzyć warunków do uruchomienia w mieście kształcenia zawodowego, a rewitalizacja zabytkowego centrum właściwie stoi lub leży – jej symbolem może być chociażby otoczenie fontanny z saniami – bardziej przypomina ono brazylijskie fawele niż centrum europejskiego miasta. Jakoś nie widać tłumu robiących sobie w tym miejscu pamiątkowe zdjęcia. A na stokach Podgórza nie spotkałem co prawda cietrzewia, ale ruchów inwestycyjnych również. W Strategii Rozwoju Kowar na stronie 24. dokumentu, we wnioskach czytamy, że Kowary na dziś są miastem ludzi młodych. Brzmi to nie jak prawda, ale jak postulat. Stąd ja, przedstawiciel pokolenia 45+, obiecuję być młodym jak najdłużej. Właśnie zapisałem się na XI. Przejście wokół Kotliny Jeleniogórskiej – 146 km grzbietami wokół Jeleniej Góry w 48 godzin. A jak będę jeszcze bardziej szalony, to wbiegnę 15 sierpnia na Okraj, licząc, że kategoria III i IV (od 40–49 lat i 50–59 lat) będzie reprezentowana proporcjonalnie do naszej liczby. W końcu stanowimy w tym mieście większość. Jarosław Kotliński K U R I E R B O S Y M K O W A R S K I O K I E M ZAKAZANA HISTORIA KOWARSKIEGO PRZEMYSŁU Z okazji jubileuszu 500 lat Kowar wydawnictwo „A-F-T” opublikowało dostojnie grubą i ciężką książkę pt. Dzieje Kowar. Zarys monograficzny do roku 2010. Opisania pięciu wieków kowarskiej historii podjęło się aż trzynastu specjalistów z różnych dziedzin, a całość zredagował pan Wiesław Wereszyński. Czasy najnowsze (lata 1945–2010) badał, między innymi, pan Ivo Łaborewicz. Nawet pobieżne przejrzenie jego artykułów ujawnia, że jest to autor wszechstronny. Z jednakową swobodą wypowiada się na temat administracji, tendencji wyborczych, demografii, rolnictwa, leśnictwa, kultury, oświaty, życia religijnego, pożarnictwa i naturalnych katastrof. A wszystko potwierdzone danymi statystycznymi, i to do drugiego miejsca po przecinku. Wiele miejsca poświęca także najnowszym dziejom kowarskiego przemysłu. Na stronach 592– 598 jest pełna nostalgii opowieść, jak Fabryka Dywanów i FAT przegrywały pojedynek z postępem technologicznym i zmianami geopolitycznymi, co wywołało strukturalne bezrobocie i skłoniło władze naszego pięknego miasta do wymyślenia nowej strategii rozwoju, opartej przede wszystkim na usługach turystycznych. Ilustracją tego postindustrialnego kataklizmu jest na stronie 596. zdjęcie komina FAT, podpisane, że „część jej dawnych pomieszczeń wynajmują obecnie małe firmy prywatne”. Każdy, kto ten tekst przeczyta, dowie się, że kowarski przemysł już nie istnieje. Jednocześnie na stronie 598. autor pokazuje tabelarycznie strukturę kowarskich podmiotów gospodarczych, z której wynika, że aż 180 z nich zajmuje się produkcją przemysłową. Co ci ludzie robią? Tego już się z tego artykułu nie dowiemy. Pan Łaborewicz napisał swój tekst na podstawie własnej interpretacji danych statystycznych i artykułów z „Nowin Jeleniogórskich”. Natomiast gdyby osobiście porozmawiał z ludźmi, którzy przejęli majątek dawnej FAT, dowiedziałby się, że kowarski przemysł nie tylko przetrwał, ale rozwijał się, i to znacznie dynamicznej, niż kowarskie szlaki narciarskie. W roku 2003 na terenie fabryki S. Musielski i J. Zakrzewski założyli firmę LAKFAM, która nie tylko przejęła 100% produkcji FAT, ale w niedługim czasie powiększyła asortyment o nowe modele maszyn i dodatkowo produkcję przemysłowych rurociągów i elementów do elektrowni atomowych. Zmodernizowała i znacznie powiększyła swój park maszyn. Na pozostałej części fabryki J. Ziemianek założył firmę HAGEMANN, która rocznie przerabiała 3000 ton stali, produkując części do zawieszeń kolei wielkich prędkości. Gdy- by Pan Łaborevicz oprócz kwerendy „Nowin Jeleniogórskich” poczytał numery „Forbesa” z tamtego okresu, dowiedziałby się, że HAGEMANN znalazł się w pierwszej setce polskich przedsiębiorstw. Gdyby poczytał „Puls Biznesu” dowiedziałby się, że LAKFAM otrzymał prestiżową nagrodę Gazele Biznesu. A to nie jedyne podmioty gospodarcze, które powstały na terenie dawnego majątku FAT. Razem produkują znacznie więcej i nowocześniej, niż ich poprzedniczka. Autor albo nie chce, albo nie umie tego zauważyć. Oprócz produkcji maszyn i urządzeń ze stali i aluminium, są wśród kowarzan producenci tworzyw sztucznych, aparatury elektronicznej, a nawet układów scalonych. O kowarskim przemyśle po roku 1989 można napisać obszerną monografię. Pan Łaborewicz poświęcił mu kilka stron i jedno zdjęcie. Celowo nie wymieniam więcej nazw i nazwisk – uważam, że powinien to zrobić pan Łaborewicz i opublikować w formie suplementu do swojego tekstu. Adam Walesiak 11
Podobne dokumenty
Sukces możliwy w Kowarach
We wtorek 29 października w „Gościńcu na starówce” otworzono wystawę „Sudety Zachodnie w fotografii Jacka Potockiego”. Autor fotografuje od ponad trzydziestu lat. Prezentowane zdjęcia to plon turys...
Bardziej szczegółowoGazeta Kowarska
W tym numerze niecodziennie potraktowaliśmy materiał o celebrycie. Jest nim nietuzinkowy człowiek, który choć wybrał drogę kapłaństwa, doskonale poradziłby sobie w wielu innych profesjach. W kwart...
Bardziej szczegółowo