F ilozofia - Roman Tokarczyk
Transkrypt
F ilozofia - Roman Tokarczyk
Księga życia i twórczości tom IV FILOZOFIA * Księga życia i twórczości * tom IV FILOZOFIA Księga pamiątkowa dedykowana Profesorowi Romanowi A. Tokarczykowi pod redakcją Zbigniewa Władka, we współpracy z Jerzym Stelmasiakiem, Włodzimierzem Gogłozą i Krzysztofem Kukurykiem Wydawnictwo Polihymnia Lublin 2013 Redakcja Zbigniew Władek, Jerzy Stelmasiak, Włodzimierz Gogłoza, Krzysztof Kukuryk Projekt okładki Jerzy Durakiewicz Skład i redakcja techniczna „Bez Erraty” Zbigniew Dyszczyk © by Roman Tokarczyk Okładka płyt na podstawie projektu Jerzego Durakiewicza ISBN 978-83-7847-096-0 Nagranie/powielenie płyt Wydawnictwo Muzyczne Polihymnia sp. z o.o. ul. Deszczowa 19, 20-832 Lublin, tel./faks 81 7469717, www.polihymnia.pl Roman Andrzej Tokarczyk Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego – sekretarza Stanisława Mikołajczyka (Teresa Astramowicz-Leyk) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Filozofia Spis treści Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru (Marek Bankowicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej (Tomasz Barankiewicz) . . . 41 Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” (Zbigniew Blok) . . . . . . . . . . 52 Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki (Zdzisław Brodecki, Aleksandra BrodeckaChamera, Olga Hołub-Śniadach) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 71 Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji (Krystyna Chojnicka) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera (Ewa Czerwińska-Schupp) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89 Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej (Andrzej Dróżdż) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym (Kazimierz Dziubka) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 119 Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii” oraz Floriana Znanieckiego „nauki o kulturze” (Teodor Filipiak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 Przewrót majowy 1926 roku i jego konsekwencje (Jan Jachymek) . . . . . . . . . . . 199 Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post (Wojciech Kaute) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 206 Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu (Jerzy J. Kolarzowski) . . . . . . . . 222 Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa (Jerzy Koperek, Adam Koperek) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 232 Między nuncjaturą a prymasostwem (Marceli Kosman) . . . . . . . . . . . . . . . . . 241 Koncepcja reizmu Tadeusza Kotarbińskiego (ks. Stanisław Kowalczyk) . . . . . . . . 251 O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera (Marek Maciejewski) . . . . 258 Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment (Jerzy Oniszczuk) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 273 7 Zmienność dziejowa polskiej kultury politycznej a wyzwania współczesności (Eugeniusz Ponczek) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 296 O potrzebie renesansu myślenia filozoficznego we współczesnym świecie (Halina Promieńska) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 320 Russian Paradox: Putin Against Democracy and Russia (Arthur R. Rachwald) . . . . 328 Zagadnienie praw obywatelskich w materiałach konstytucyjnych powojennej Polskiej Partii Socjalistycznej (Stefan Stępień) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 337 Architektonika świata wartości (Stefan Symotiuk) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 353 Łamanie umowy społecznej (Piotr Szreniawski) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 364 Współczesne oblicza nowolewicowej rewolucji polityczno-kulturowej (Agnieszka Walecka-Rynduch) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 370 Ochrona tożsamości narodowej państw członkowskich w porządku prawnym Unii Europejskiej (Izabela Wróbel) . . . . . . . . . . . . . . 385 Błąd polityczny jako przedmiot analizy politologicznej (studium przypadku) (Piotr Zaborny) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 413 U podstaw stawania kultury europejskiej. Wartości religijne, teoretyczne i polityczne (Andrzej L. Zachariasz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 425 Po co prawnikom filozofia? (Kamil Zeidler) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 439 Warunki konsolidacji polskiej demokracji (Waldemar Żebrowski) . . . . . . . . . . . 447 Informacje o autorach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 468 Spis treści Wykaz nazwisk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 469 8 Niniejszy tom Filozofia jest częścią Księgi życia i twórczości jako Księgi pamiątkowej dedykowanej profesorowi Romanowi A. Tokarczykowi. Pozostałe tomy otrzymały tytuły: Człowiek, Twórczość, Biojurysprudencja, Prawo. Autorzy tomu Filozofia dedykują profesorowi Romanowi A. Tokarczykowi teksty mające ze swój przedmiot bardzo różnorodne z wielu względów zagadnienia. Wszystkie te teksty jednak mieszczą się w ramach najszerzej pojmowanego pojęcia „filozofia”, które też zostało przyjęte jako tytuł niniejszego tomu. Zważając na istnienie dość już wyraźnie wyodrębnionych działów filozofii, teksty włączone do niniejszego tomu należą do filozofii ogólnej, filozofii moralności, filozofii religii, filozofii prawa, filozofii polityki, filozofii kultury i historii filozofii. W ostatecznym rozrachunku sensu filozoficznego nabierają nawet teksty, których tytuły wskazują na ich przede wszystkim historyczny, polityczny albo prawny charakter. Ze względu na współwystępowanie w wielu wspomnianych tekstach treści należących do różnych działów filozofii, nie zostały one pogrupowane w odpowiednich jej działach. Pozostawiamy to percepcji czytelników. Każdy tekst zasługuje na wyróżnienie. Nie przeczy temu ułożenie ich w niniejszym tomie w kolejności alfabetycznej nazwisk ich autorów i współautorów. Filozofia Wstęp Komitet Redakcyjny 9 Filozofia Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego – sekretarza Stanisława Mikołajczyka Teresa Astramowicz-Leyk Instytut Nauk Politycznych, UWM Olsztyn Witold Zygmunt Kulerski od początku pobytu na emigracji współpracował ze Stanisławem Mikołajczykiem przywódcą Stronnictwa Ludowego, urzędującym wiceprzewodniczącym Rady Narodowej1, ministrem polskiego rządu, jego wicepremierem 1 Ponieważ parlament, pochodzący z wyborów z listopada 1938 roku, w których nie uczestniczyła opozycja, znajdował się pod władzą sanacji, Prezydent Władysław Raczkiewicz 2 listopada 1939 r. rozwiązał Sejm i Senat. Podejmując tę decyzję Raczkiewicz uzasadniał, że wyłonione w 1938 roku izby parlamentu „nie zadośćuczyniły potrzebom Państwa” (a miały m.in. wypracować stanowisko w sprawie ordynacji wyborczej do Sejmu i Senatu). E. Duraczyński, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej 1939–1945, [w:] E. Duraczyński, R. Turkowski, O Polsce na uchodźstwie 1939–1945. Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1997, s. 10. Zanim pojawiła się inicjatywa utworzenia Rady Narodowej, zgłaszano inne propozycje. I tak generałowie Lucjan Żeligowski i Józef Haller uważali, że prezydent działający na mocy konstytucji z kwietnia 1935 r. ma olbrzymi zakres władzy i trzeba zdemokratyzować podejmowane przez niego decyzje, proponowali utworzenie Rady Narodu Polskiego. Otoczenie prezydenta Raczkiewicza opowiedziało się za utworzeniem Rady Stanu. Miałaby ona składać się z 15 osób mianowanych przez prezydenta na wniosek premiera (z prawami kooptacji nowych członków uzyskujących zgodę wszystkich członków Rady). Z kolei należący do Stronnictwa Ludowego Zygmunt Nagórski 23 listopada 1939 r. przedłożył premierowi autorski projekt dekretu o utworzeniu Rady Rzeczypospolitej. Według tej propozycji Rada miała być organem doradczym prezydenta i rządu z możliwością wydawania opinii wiążących, a nie jedynie doradczych. Jednak żadna z tych nazw nie spotkała się z uznaniem większości ugrupowań tworzących władze na uchodźstwie i w wyniku przeprowadzonych konsultacji przyjęto nazwę Rada Narodowa. Zapowiedź powołania tego ciała padła w przemówieniu radiowym prezydenta 30 września 1939 r. Według mówcy Rada Narodowa miała być ciałem opiniodawczym, składającym się „z najgodniejszych obywateli znajdujących się na Zachodzie i reprezentujących wszystkie kierunki myśli politycznej”. Ibidem, s. 13. Podczas posiedzenia Rady Ministrów 1 grudnia 1939 roku premier Władysław Sikorski powiedział, że nazwa Rada Narodowa „nawiązuje do tradycji powstania kościuszkowskiego […] i nie będzie sprzeczna z zamiarem powołania w jej skład Żydów i Ukraińców”. Ibidem, s. 13. Potwierdził też, że Rada Narodowa nie będzie miała inicjatywy ustawodawczej. Wicepremier Stanisław Stroński zaproponował odejście od tytułów marszałka i wicemarszałka, zastępując je tytułami przewodniczącego i wiceprzewodniczącego. Dekret o powołaniu Rady Narodowej z podpisami prezydenta i premiera miał datę 9 grudnia 1939 r. i ogłoszono go w „Dzienniku Ustaw” z 11 grudnia 1939 r. Dekret o powołaniu Rady był krótki i zawierał jedynie 15 artykułów. W artykule 1 uzasadniano, że „Na czas trwania wyjątkowych okoliczności wywołanych wojną” powołuje się to ciało, będące organem doradczym prezydenta i rządu RP. To prezydent RP miał zwoływać, otwierać i zamykać sesję RN (art. 2). Kolejny artykuł określał kompetencje RN, która miała wydawać opinię, „we wszystkich wniesionych przez Rząd na jej sesje sprawach”, szczególnie w sprawie budżetu państwowego. Rada mogła też wyrażać swoje opinie „w postaci wniosków dotyczących potrzeby wydawania odpowiednich dekretów i rozporządzeń”. Na mocy art. 4 RN na wniosek rządu oraz z własnej inicjatywy mogła „opracowywać zagadnienia przyszłego ustroju państwa, zwłaszcza ordynacji wyborczej do Izb Ustawodawczych”. Rada miała składać się z co najmniej 12, a najwyżej 24 członków, mianowanych przez Prezydenta RP na wniosek Prezesa Rady Ministrów (art. 5). Siedzibą RN miała być siedziba rządu RP, chociaż na wniosek premiera, prezydent RP mógł poprzez stosowne zarządzenie wyrazić zgodę na odbycie posiedzenia także w innych 11 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... 12 i premierem. Był jego sekretarzem i z rekomendacji Mikołajczyka pełnił funkcję sekretarza biura Rady Narodowej2, a w tzw. drugim składzie Rady Narodowej był pełnoprawnym jej członkiem3, a nawet pełnił funkcję sekretarza Rady Narodowej. Towarzyszył Mikołajczykowi w wielu spotkaniach i rozmowach politycznych, zarówno na terenie Francji, jak i podczas pobytu w Londynie. Często miał jego upoważnienie do reprezentowania stanowiska Stronnictwa Ludowego i samego Mikołajczyka w rozmowach z różnymi środowiskami politycznymi państw, na terenie których przebywały polskie władze emigracyjne. Kulerski miał częsty i bezpośredni kontakt zwłaszcza z brytyjskimi środowiska politycznymi. Dlatego też jego opinie, choć spisane po latach, wydają się autentyczne, nie pozbawione realizmu. Odnosząc się do kwestii odbioru Polski i Polaków przez Brytyjczyków Kulerski podkreślał, że Polacy na terenie Wielkiej Brytanii cieszyli się niewątpliwie sympatią, zwłaszcza po upadku Francji, gdy Polska chociaż słaba militarnie i pokonana na swoim terenie, była aktywnym sojusznikiem Wielkiej Brytanii i chociaż niewielkimi siłami, jednak walczyła na lądzie, a wojsko polskie ewakuowane z Francji strzegło wybrzeży wysp brytyjskich, nie mówiąc już o udziale w bitwie powietrznej o Wielką Brytanię. Te sojusznicze działania z lat wojny sprawiały, że zapominano Polsce zachowania w czasie kryzysu czechosłowackiego. „Nie mówiąc o całym szeregu posunięć na terenie międzynarodowym, którymi przeciętni mieszkańcy Anglii się nie interesowali. [...] Polska była odległym, dalekim krajem dla znakomitej większości Anglików, którzy nie bardzo się orientowali, gdzie Polska leży [...]. Niewątpliwie, Polacy cieszyli się sympatią. Ale wśród kół, które poważniej zajmowały się sprawami polityki, istniała w moim odczuciu sytuacja, w której prawo obywatelstwa miały dwa kierunki: kierunek stawiający w przyszłości na Niemcy i kierunek stawiający w przyszłości na Sowietów, w ramach oczywiście podstawowej i zasadniczej w minionym okresie polityki Wielkiej Brytanii polegającej na dążeniu do stworzenia czy zachowania na terenie kontynentu europejskiego słynnej równowagi sił, czyli nie dopuszczenia do tego, aby którekolwiek wielkie mocarstwo, czy wielkie państwo, czy grupa państw zdobyła zdecydowaną przewagę nad resztą”.4 miejscach (art. 6). Z grona członków Rady miał pochodzić przewodniczący i dwóch wiceprzewodniczących oraz sekretarz. Rada miała pracować na podstawie opracowanego przez nią regulaminu. Dekret zakazywał łączenia funkcji członka Rady z funkcją ministra i podsekretarza stanu. Członkami Rady nie mogli tez być urzędnicy, funkcjonariusze państwowi oraz wojskowi pozostający w służbie czynnej. Członkowie rządu mogli brać udział w posiedzeniach Rady Narodowej, ale bez prawa głosowania (art. 12). Prezydent RP na wniosek Prezesa Rady Ministrów mógł rozwiązać RN w umotywowanym zarządzeniu (art. 13). Dekret Prezydenta Rzeczypospolitej z 9 grudnia 1939 r. o powołaniu Rady Narodowej [RP], [w:] E. Duraczyński, R. Turkowski, op. cit., s. 207–208. 2 Umowa o pracę nosiła datę 1 kwietnia 1940 r. i była podpisana na okres próbny, który wynosił 3 miesiące. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (dalej: IPMS), A. 5/74, Umowa o pracę, k. 102. Od 1 lipca 1940 (już w Londynie) Kulerski pełnił nadal obowiązki sekretarza Biura Rady Narodowej. Mikołajczyk podpisał kolejną umowę z Kulerskim, która nosiła datę 30 maja 1941 roku. IPMS, A. 5/74, Umowa o pracę, k. 104–106 . 3 26 stycznia 1942 roku Kulerski podpisał deklarację, że przyjmuje nominację na członka Rady Narodowej RP. IPMS, A. 5/72, Deklaracja, k. 1. Dokument mianowania na członka Rady Narodowej RP, podpisany przez Prezydenta RP W. Raczkiewicza i Prezesa Rady Ministrów W. Sikorskiego nosił datę 3 lutego 1942 roku. IPMS, A. 5/72, k. 2. Poniżej odręczna informacja Kulerskiego, że otrzymał dokument wraz z dekretem o powołaniu Rady Narodowej i Regulaminem obrad Rady. 4 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego udzielona synowi Wiktorowi Kulerskiemu (juniorowi) – w zbiorach autorki, s. 158. „[...] bardzo wybitny brytyjski polityk, lord Cecil6, jeden z bardzo wybitnych działaczy tego Towarzystwa i członek Izby Lordów, doskonały mówca i bardzo wpływowy na terenie Wielkiej Brytanii człowiek. Na zebraniu tym muszę powiedzieć, że dębiałem. Jeden mówca po drugim występował z oskarżeniem, czy atakiem na traktat wersalski, tak że odnosiłem wrażenie, że to spotkanie w gruncie rzeczy jest poświęcone oskarżeniu i potępieniu traktatu wersalskiego jako głównie odpowiedzialnego za wybuch II wojny światowej, że to był traktat niesprawiedliwy, krzywdzący Niemców niesłychanie, że to był traktat potępienia godny, że to był traktat, z którego nieomal całe zło się zrodziło”.7 Filozofia W szczególnej pamięci Kulerskiego utkwiło jedno z zebrań Unii Stowarzyszeń Ligi Narodów5, któremu przewodniczył: Taka interpretacja stosunków międzynarodowych oburzyła Kulerskiego i spowodowała jego wystąpienie. „Oburzony do głębi tego rodzaju stawianiem sprawy i niedostrzeganiem żadnych po prostu dobrych stron traktatu, poprosiłem o głos i w sposób dość ostry i gwałtowny zacząłem traktatu bronić wskazując na to, że nikt tutaj nie wspominał o tym, że przecież dzięki traktatowi liczne grupy narodowe, które były poddane obcej władzy, zniewoleniu, które były pozbawione swoich praw, niepodległości, tę niepodległość odzyskały, że to przywróciło w jakiś sposób pewne poszanowanie dla zasady względnej sprawiedliwości na terenie Europy, że to był traktat, który zniszczył faktyczne źródło wojny poprzedniej, a mianowicie imperializm i swego rodzaju europejski kolonializm, który zniósł pewne niesprawiedliwości, z którymi różne narody pogodzić się nie mogły i nie chciały, co było przyczyną fermentu i zamieszania i jak każda niesprawiedliwość musiała być źródłem niepokoju, tarć, zatargów, a koniec końców przyczyną najgłębszą wybuchu wojny. W trakcie mojego przemówienia przerwano mi. Przewodniczący tej części zebrania, Belg, którego nazwiska nie pamiętam, zaczął mi przerywać i koniec końców zapytałem: – Czy na tym zebraniu wolno tylko potępiać traktat wersalski, a nie wolno bronić go, wykazywać jego dobrych stron? Po ostatnim przerwaniu, gdy ciągnąłem dalej obronę traktatu, po prostu odebrano mi głos. Stwierdziłem, że widocznie chodzi o to, aby tylko potępić, a nie przedstawić [...] drugiej strony medalu. Ale musiałem oczywiście przerwać. Zyskałem sobie tylko tym wystąpieniem poklask, ale tylko polskiej grupy i wyłącznie polskiej grupy reprezentowanej na tym zebraniu. Było to dla mnie bardzo charakterystyczne i bardzo znamienne, dlatego że Towarzystwo Przyjaciół Ligi Narodów skupiało w swoich szeregach bardzo licznie dość wpływowych i znaczących polityków, działaczy mniejszego kalibru na terenie Wielkiej Brytanii, przede wszystkim w kołach brytyjskich. To był jeden z dzwonków alarmowych wskazujących na sytuację, jaka panuje w gruncie rzeczy podskórnie, nie na powierzchni, w kołach mających jakieś znaczenie polityczne w Wielkiej Brytanii”.8 O stosunku części brytyjskiej opinii publicznej do sprawy Niemiec świadczy także inne zebranie, z udziałem Kulerskiego, poświęcone sprawie niemieckiej. Głównymi mówcami byli Niemiec pochodzenia żydowskiego Walter Loeb i Brytyjczyk pochodzenia żydowskiego Wiktor Golantz9 wpływowy wydawca na terenie Wielkiej Brytanii, związany z Labour Party. 5 We wspomnieniach Kulerski mówił, że było to zebranie Międzynarodowego Towarzystwa Przyjaciół Ligi Narodów, względnie grup narodowych tego Towarzystwa funkcjonujących na terenie Wielkiej Brytanii. Chodzi jednak o Unię Stowarzyszeń Ligi Narodów, która rozpoczęła swoją działalność w 1919 roku. W 1924 roku liczyła już 45 sekcji narodowych, w tym Polskie Stowarzyszenie Przyjaciół Ligi Narodów. Co roku odbywały się kongresy popularyzujące idee Ligi Narodów. 6 Robert Cecil. 7 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 174–175. 8 Ibidem, s. 175–176. 9 Chodzi o Victora Gollancza – brytyjskiego pisarza, publicystę i wydawcę o poglądach socjalistycznych pochodzenia żydowskiego. 13 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... „W spotkaniu tym Walter Loeb bardzo logicznie, konsekwentnie przedstawił rozwój, podłoże i istotę militaryzmu niemieckiego, podczas gdy Wiktor Golantz bardzo ostro Loeba atakował za – jego zdaniem – błędne stawianie sprawy, niesłuszne potępienie militaryzmu niemieckiego i za chęć jakoby zniszczenia Rzeszy Niemieckiej. Jego zdaniem, utrzymanie Rzeszy Niemieckiej jako silnej jednostki na terenie kontynentu europejskiego jest bezwzględnie konieczne. To że Walter Loeb, uchodźca z terenu Niemiec, autor wielu publikacji obnażających istotę militaryzmu niemieckiego, mógł być w taki sposób atakowany w czasie wojny przeciwko temu hitlerowskiemu państwu toczonej, było dla mnie wręcz rewelacyjne. Z tym, że nie chodzi mi tutaj o to, żeby policyjnymi zarządzeniami uniemożliwiać, przeciwstawiać się poglądom Golantza, ale chodzi mi o to, że wśród grona uczestniczących w tym spotkaniu nie znalazły się głosy w odpowiedni sposób broniące Loeba i przeciwstawiające się poglądom Golantza”.10 Kolejna sprawa dotycząca brytyjskiej opinii publicznej w sprawie Niemiec związana była z udziałem Witolda Kulerskiego w spotkaniu, w którym uczestniczył poseł Izby Gmin, który „[...] w sposób bardzo umiejętny bronił Niemiec w tym sensie, że wypowiadał się za tym, aby przypadkiem nie rozbić Niemiec, nie ograniczyć ich samodzielności, ich zdolności do rządzenia się i gospodarowania absolutnie według ich własnych życzeń i poglądów, co rzecz jasna, niosło w sobie groźbę odrodzenia militaryzmu czy hitleryzmu nawet, agresywności Rzeszy niemieckiej. Nie przypominam sobie już dzisiaj, czy miała być wtedy uchwalona jakaś rezolucja, czy też nie, w każdym razie czułem się zmuszony i w tym wypadku wystąpić z tezami przeciwnymi do tez głoszonych [...]. Przypominam sobie przede wszystkim to, że szczególny nacisk wtenczas kładłem na sprawy wychowania, szkolnictwa w przyszłych Niemczech, sprzeciwiając się poglądom, że należy Niemcom zostawić całkowicie wolną rękę od samego początku, bez jakichkolwiek ograniczeń, bez jakichkolwiek zastrzeżeń, tak ażeby prace nad wychowaniem nowego społeczeństwa, owego narodu niemieckiego pozostawić całkowicie i bez reszty w rękach Niemców. Zwracałem przy tym uwagę, że przecież po długich latach rządów partii hitlerowskiej i wychowania w duchu ściśle nacjonalistycznym, szowinistycznym, trudno spodziewać się, żeby kierunek wychowania w nowych Niemczech poszedł w stronę demokracji, tolerancji, w stronę możliwości pokojowego współżycia z innymi narodami. W każdym razie udało mi się odwrócić nastroje panujące na sali”.11 Oponent postawił Kulerskiemu zarzut, że ten wykorzystał nastroje wojenne, wystąpił w sposób emocjonalny, zagrał na emocjach i dzięki temu udało mu się przeciąg nąć nastrój zgromadzonych w pożądanym przez polskiego ludowca kierunku. „Miał pan zadanie ułatwione – mówił – panuje wojna, istnieją stany rozdrażnienia, irytacji, a nawet chęć zemsty. Ten czas jednak przeminie i zobaczy pan, że po wojnie nastroje opadną, zmieni się sytuacja, zobaczy pan, że jednak znowu moje poglądy będą górą. Okazało się, że bez Niemiec nie możemy budować trwałego porządku na terenie kontynentu europejskiego. Bez Niemiec nie może być jakiegoś ładu na terenie Europy, a zrazilibyśmy sobie Niemcy, jeżeli będziemy ich traktować w podobny sposób, jak potraktowani zostali w traktacie wersalskim. Nie może być mowy o traktacie zemsty”.12 O proniemieckim nurcie wśród Brytyjczyków, z którymi zetknął się Stanisław Mikołajczyk podczas pobytu w Oxfordzie napisał Witold Kulerski w sowich wspomnieniach pisanych pod presją oficerów ministerstwa bezpieczeństwa publicznego podczas Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 176–177. Ibidem, s. 177. 12 Ibidem, s. 178. 10 11 14 Filozofia odbywania kary więzienia w grudniu 1950 roku. Mikołajczyk miał się tam zetknąć z grupą wpływowych osób, które występowały na rzecz zakończenia wojny przez zawarcie pokoju z Niemcami pod warunkiem, że te opuszczą Francję, Belgię, Holandię, Danię i Norwegię, a także zrezygnują ze swych roszczeń kolonialnych. Grupa „oxfordzka” miała mieć swoje wpływy nawet w parlamencie angielskim. Mikołajczyk poprzez swoją pracę na terenie Oxfordu chciał przeciwdziałać tej sprzyjającej Niemcom atmosferze.13 O tych faktach jednak Kulerski nie wspomina w swoich wspomnieniach zebranych przez jego syna. Trudno więc określić na ile ta informacja jest prawdziwa. Przedstawione przez Kulerskiego zdarzenia miły obrazować „podskórny nurt proniemiecki na terenie Wielkiej Brytanii”.14 Odnośnie nurtu prosowieckiego wśród Brytyjczyków, Kulerski zauważył, że po ataku Rzeszy Niemieckiej na Związek Radziecki, nurt prosowiecki stał się jawny, wyraźny i zrozumiały. Sekretarz Mikołajczyka dostrzegał sympatie Churchilla dla Polaków, którzy potrafią być wielcy i wspaniali w chwilach klęski i nikczemni w chwili tryumfu czy powodzenia. [Churchill] powiedział to w związku z udziałem Polski w rozbiorze Czechosłowacji, w związku z poparciem wyrażonym przez Becka dla separatystycznych dążności Słowaków i następnie w związku z ultimatum postawionym w chwili śmiertelnego zagrożenia Czechosłowacji i odebrania Czechosłowacji Zaolzia, czym niejako przystąpili do spółki z Hitlerem. Mimo tych faktów, także i innych, jak szybkie uznanie zaboru Abisynii przez Włochów, uznanie zaboru Mandżurii przez Japonię, wypowiedzenie traktatów mniejszościowych, poparcie dla generała Franco, a więc dla organizacji faszys towskiej, mimo tych różnych faktów Churchill lubił Polaków, miał sympatię dla Polski, ale przecież był premierem Wielkiej Brytanii i zmuszony był mieć przede wszystkim na uwadze interesy brytyjskie, a interesom brytyjskim bez wątpienia służył każdy akt zwiększający zdolność oporu Związku Radzieckiego w starciu z hitlerowską Rzeszą. Wszelka pomoc, przede wszystkim materialna, udzielana Związkowi Radzieckiemu, oszczędzała krwi brytyjskiej, oszczędzała życie żołnierzy angielskich, a więc było w interesie Wielkiej Brytanii, ażeby ze wszech miar popierać zbrojny wysiłek Sowietów w rozpoczynającej się rozprawie między nimi a Rzeszą hitlerowską. Te same względy odegrały rolę bodaj decydującą u wielu innych polityków i działaczy brytyjskich, z tym jednak, że u wielu z nich bynajmniej nie było sympatii dla Polski, dla Polaków, którą w jakimś stopniu wyczuwało się u Churchilla. Był na terenie Wielkiej Brytanii dość ostry podział na tych, którzy ze względu na konieczności i wymogi polityczne i wojenne sprzyjali prosowieckiej polityce oraz tych, którzy z mniej lub więcej ideologicznych względów podbudowali argumentację brytyjskiej racji stanu, a równocześnie żywili ideologiczną niechęć do Polski i Polaków. Mówiąc o ideologicznej niechęci do Polaków, mam na myśli bardzo rozpowszechnioną na terenie Wielkiej Brytanii tezę o Polsce jako krajów landlordów, czyli wielkich właścicieli ziemskich, obszarników z jednej strony, a nędzy chłopskiej i proletariackiej z drugiej. Podczas gdy Rosję sowiecką malowali ci sami ludzie jako kraj autentycznej, rzetelnej, prawdziwej demokracji, sprawiedliwości i równości. U bardzo wielu innych panował pogląd, ze Polacy to fantaści, ludzie nieodpowiedzialni, kierujący się różnymi zachciankami czy marzeniami, romantycy w najgorszym tego słowa znaczeniu, niezdolni ani myśleć, ani działać rozsądnie i logicznie, ludzie niebezpieczni, nieobliczalni, na których trudno budować, opierać jakichś bardziej trwałych zamierzeń”.15 13 Nr 239, 1954, b.m. – Wspomnienia więzienne Witolda Kulerskiego dotyczące działalności w SL oraz osoby Stanisława Mikołajczyka, [w:] Stanisław Mikołajczyk w dokumentach aparatu bezpieczeństwa, t. 1: Działalność w latach 1945–1947, oprac. W. Bagiński, P. Byszewski, A. Chrzanowska, F. Dąbrowski, F. Gryciuk, J. Mysiakowska-Muszyńska, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2010, s. 744. 14 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 178. 15 Ibidem, s. 179–180. 15 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... Opinię o Polsce i Polakach wśród społeczeństwa brytyjskiego i jego elit kształtowali także Polacy przebywający na emigracji. Nie bez echa przechodziły ich publiczne wystąpienia. W pamięci Kulerskiego utkwiło przemówienie Adama Ciołkosza z Polskiej Partii Socjalistycznej, który pozostawał w opozycji nie tylko do Sikorskiego, ale nawet do lidera socjalistów Hermana Liebermana. Witold Kulerski, jako współpracownik Mikołajczyka popierał politykę Sikorskiego i pozostawał w bliskich relacjach z Liebermanem. Niewątpliwie był wyczulony na opinie przeciwników politycznych. Nic więc dziwnego, że w jego pamięci utkwiła kontrowersyjna wypowiedź Ciołkosza, który przemawiał w jednym z uniwersytetów brytyjskich: „Po zakończeniu referatu odczytanego wobec zebranych zainteresowanych tymi sprawami studentów i wykładowców uniwersytetu, bodaj pierwsze pytanie, jakie padło ze strony słuchaczy było, czy mówca zdaje sobie sprawę z tego, że to co powiedział stoi w jaskrawej sprzeczności z geografią, [...] że jest jakby wezwaniem rzuconym geografii, na co Ciołkosz odpowiedział: »Będziemy walczyć z geografią«”.16 Kulerski, niechętny Ciołkoszowi mówił z przyganą: „Można tak powiedzieć, oczywiście, ale jeżeli chce się przekonać audytorium angielskie, audytorium uniwersyteckie, to chyba nie jest najlepszy sposób do zyskania sobie choćby tylko sympatii, nie mówiąc już o poparciu, a przecież to o co powinniśmy się byli starać na terenie Wielkiej Brytanii, to poparcie, zyskanie zrozumienia dla naszych potrzeb i spraw. Trzeba zresztą generalnie powiedzieć, że na ogół wystąpienia polskie bywały raczej niefortunne. Nie mówię tu o wystąpieniach polityków, ambasadorów, oficjalnych przedstawicieli, ale zachowaniu i wystąpieniach poszczególnych prywatnych ludzi. Z jednej strony Polacy chętnie afiszowali się swoją polskością w przekonaniu, że na terenie Wielkiej Brytanii cieszą się wielką popularnością, wielką przyjaźnią. Przyjaźń tę okazywano im niewątpliwe na każdym kroku, ale zbyt łatwo brali te objawy za objawy autentycznych i rzeczywistych nastrojów, zwłaszcza że znakomita większość Polaków żyła na terenie Wielkiej Brytanii jakby w pewnego rodzaju getcie polskim. Wielu, nawet bardzo wielu nie usiłowało poznać naprawdę języka angielskiego i wejść w środowisko brytyjskie, w jakiś rozsądny sposób w tym środowisku działać. Polacy trzymali się osobno, tam gdzie występowali wśród Brytyjczyków, rzecz jasna odbijali od otoczenia, wyróżniali się w nim swoim zachowaniem, swoją niemożnością nawiązania bliższego kontaktu. Charakterystyczne np. jest dla mnie to, że taki Mackiewicz, który z zajadłością niesłychaną pisywał w polskich pismach o polskich prawach, o polskich interesach politycznych, o polskiej racji stanu, o potrzebach Polski i z tąż zajadłością potępiał rządy i Sikorskiego, i Mikołajczyka za rzekome zaprzedawanie interesów Polski, równocześnie szczycił się tym, że nigdy języka angielskiego się nie nauczył i nigdy wśród Anglików działać nie próbował. Że jego działalność mogła być szkodliwa, to zupełnie inna sprawa, ale przecież w jakiś sposób należy dążyć do tego, ażeby oddziaływać na swojego jedynego w danym momencie, w danej sytuacji sojusznika. Tego Mackiewicz ani wielu innych jemu podobnych nie czynili”17. Według Kulerskiego Polacy nie znali i nie rozumieli mentalności brytyjskiej. Miało to zilustrować przykład wystąpienia sekretarza Mikołajczyka podczas zebrania członków brytyjskiej Izby Gmin w trakcie którego powiedział m.in., że Polacy nie mają pretensji o to, że Wielka Brytania nie przyszła nam z bezpośrednią pomocą natychmiast po wybuchu wojny 1 września. Kulerski uważał, że Wielka Brytania mimo wszystko 16 16 17 Ibidem, s. 180–181. Ibidem, s. 181–182. „Po moim przemówieniu wielu Anglików, wielu posłów Izby Gmin podchodziło do mnie z zażenowaniem gratulując mi przemówienia z jednej strony, a z drugiej tłumacząc się, że bardzo ładnie, że to powiedziałem, ale że oni zdają sobie sprawę, że jednak rzeczywiście nie wywiązali się ze swoich zobowiązań, nie zrobili tego, co robić powinni byli, że bardzo im wstyd, że bardzo im żal, że bardzo im głupio. Gęsto się tłumaczyli, a raczej tłumaczyli rządy brytyjskie i reakcję brytyjską. Widać u nich było szczere i gruntowne zażenowanie”.18 Filozofia w pewnym sensie spełniła swoje zobowiązanie przez to, że unicestwiła kalkulacje niemieckie na to, by zrobić z najazdu i rozbioru Polski odosobniony incydent lokalny bez szerszych konsekwencji. Jego zdaniem Wielka Brytania razem z Francją występując zbrojnie i wypowiadając wojnę Rzeszy hitlerowskiej umiędzynarodowiły faktycznie wojnę polsko-niemiecką, czego nie spodziewał się Hitler. To wystąpienie Kulerskiego ze strony polskiej spotkało się z niesłychanie gwałtownymi potępieniami. Oponenci Kulerskiego dziwili się, że jak on mógł coś podobnego powiedzieć, że powinien był wytknąć Brytyjczykom ich bezczynność przez długi okres czasu, że należało im wytknąć to, że nie zrobili tego co obiecywali, że nie dali pomocy, którą dać mogli, że powinni byli na Bałtyk wpłynąć ze swoją flotą, że powinni ze swoim lotnictwem dopomóc. Kulerski oddalał te zarzuty mówiąc: „[...] trzeba było przecież zdawać sobie sprawę z tego, że tego wszystkiego Anglicy zrobić w gruncie rzeczy nie mogli, ale nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, że gdybym ja w ten sposób wystąpił, oczywiście skutek byłby wręcz odwrotny. Anglicy mogliby się całym szeregiem tego typu argumentów bronić, a jeżeli by się nie bronili, to milcząco mimo wszystko byliby uznali, że tego rodzaju wymagania są, względnie były, nierealne, że Polacy powinni byli sobie zdawać sprawę z tego, jak w rzeczywistości sytuacja wygląda. Charakterystyczne i zabawne w tym wszystkim było to, że jedynym spośród Polaków, który nie przyłączył się do chóru potępień przeciwko mnie, był właśnie poseł Schwarzbart, przedstawiciel mniejszości żydowskiej w Radzie Narodowej, który po zebraniu również złożył pewnego rodzaju gratulacje i mówi: »Zręcznie pan ich podszedł i zmusił do tego, by się sami tłumaczyli«. On jednak zrozumiał, że to jest właściwe podejście do całej sprawy. A co w tym jest zabawne, to że ja mówiłem szczerze, bynajmniej nie miałem zamiaru uprawiać wielkiej gry dyplomatycznej czy politycznej. Uważałem po prostu, że była taka sytuacja, że istotnie o przysłaniu pomocy lotniczej do Polski mowy być nie mogło, o wysłaniu floty brytyjskiej na Bałtyk mowy być nie mogło, że to wszystko są zupełnie nierealne rzeczy, a do uderzenia od Zachodu nie byli gotowi, wyraźne było, że ani Anglia, ani Francja w gruncie rzeczy nie były przygotowane do prowadzenia tej wojny natychmiast. Więc ja mówiłem szczerze, a wyszło na to, że grę socjotechniczną, że z jakimś bardzo wielkim obliczeniem politycznym w ten sposób wystąpiłem. To jest najzabawniejsze. Ale ten incydent z drugiej strony dopomógł mi do szybkiego zrozumienia sposobu reagowania Brytyjczyków i lepszego dostosowania się w innych wypadkach i w innych wystąpieniach do ich sposobu rozumowania i do ich mentalności. Starałem się wchodzić jak najgłębiej w koła brytyjskie i z Brytyjczykami jak najwięcej rozmawiać. Starałem się ich poznać i odpowiednio do ich mentalności rozumować i argumentować”.19 Wraz z atakiem Niemiec na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku wytworzyła się nowa sytuacja międzynarodowa. Zmieniła się kwestia sprawy polskiej w Wielkiej Brytanii, która w świetle wydarzeń zeszła na dalszy plan. Premier Sikorski na posiedzeniu Rady Ministrów w dniu 25 czerwca wydał polecenie Augustowi Zaleskiemu, 18 19 Ibidem, s. 182. Ibidem, s. 183–184. 17 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... 18 „by pracował nad zasadami porozumienia polsko-radzieckiego oraz podjął stosowne kroki wobec rządów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych »w celu zasadniczego uzgodnienia naszej polityki wobec Sowietów«”.20 Początek negocjacji polsko-radzieckich miał miejsce 5 lipca 1941 roku i rozpoczęło go spotkanie Sikorskiego z Iwanem Majskim – ambasadorem radzieckim w Londynie. W rozmowie polski premier domagał się uznania Traktatu Ryskiego, unieważniającego układy Związku Radzieckiego z Niemcami z 23 sierpnia i 28 września 1939 roku, przywrócenia stosunków dyplomatycznych i utworzenia w Związku Radzieckim armii polskiej. Sikorski poruszył także „kwestię losów uchodźców, zesłańców, więźniów i jeńców wojennych.”21 Jak ustalił Eugeniusz Duraczyński, ambasador Majski poinformował, że jego rząd nie uznaje granicy sprzed września 1939 roku, ale proponował, by dyskusję na ten temat przełożyć na inny czas. Sikorski przystał na tę propozycję, domagając się jednak unieważnienia przez ZSRR układów z Rzeszą z sierpnia i września 1939 roku. Stanowisko Sikorskiego potwierdza protokół sporządzony przez Alexandra Cadogana – podsekretarza stanu Foreign Office, w którego biurze odbywała się rozmowa polskiego premiera z radzieckim ambasadorem. Podczas pierwszej rozmowy między Sikorskim i Majskim przyjęto także inne warunki przyszłego traktatu. Ustalono, że zostaną przywrócone normalne stosunki dyplomatyczne między obu krajami (polskim ambasadorem w ZSRR miał zostać profesor Kazimierz Bartel); Polska będzie współpracować w walce przeciwko Niemcom; w ZSRR miałaby powstać polska armia (na statusie odpowiadającym pozycji Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii), a w przypadku gdyby Związek Radziecki nie chciał dopuścić wojska polskiego do walk z Niemcami na jego terytorium, to rząd polski ewakuuje armię na Bliski Wschód lub do Anglii (chociaż Sikorski opowiedział się za wspólną walką wojska polskiego z Armią Czerwoną przeciwko Niemcom); Związek Radziecki zwolni polskich jeńców wojennych i więźniów politycznych.22 Duraczyński podkreślał: „Negocjacje odbywały się przy bardzo dużej aktywności Anglików, a nawet ich wyczuwalnej presji. Churchill i Eden byli niewątpliwie zainteresowani w możliwie najszybszym unormowaniu stosunków polsko-radzieckich i nie zdradzali skłonności do uwzględnienia, respektowania i obrony naczelnego założenia polityki polskiej: nienaruszalności terytorium Rzeczypospolitej, co na wschodzie Polski oznaczało przywrócenie status quo ante bellum”.23 Na sprawę polską politycy brytyjscy patrzyli przez pryzmat stosunków angielsko-radzieckich, a nie „zobowiązań moralno-politycznych” wobec Polski.24 Już 11 lipca ambasador Majski otrzymał od swego rządu nowe zalecenia. ZSRR potwierdzał w nich, że przyszła Polska będzie odbudowana w granicach etnograficznych, 20 E. Duraczyński, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej 1939–1945, [w:] E. Duraczyński, R. Turkowski, op. cit., s. 67. 21 Układ Sikorski–Majski. Wybór dokumentów, wybór, oprac. i wstęp E. Duraczyński, Warszawa 1990, s. 22. 22 Ibidem, s. 22–23. 23 Ibidem, s. 23. 24 Ibidem. Filozofia ale władze Związku Radzieckiego przystawały na propozycję polskiego premiera, by sprawę dopracowania wspólnego stanowiska dotyczącego granic przyszłego państwa polskiego, pozostawić do rozstrzygnięcia w przyszłości.25 Właśnie tego dnia z inicjatywy ministra Anthony Edena doszło do spotkania premiera Sikorskiego, ministra Augusta Zaleskiego i Majskiego.26 Majski podkreślał, że to Eden, sympatyzujący ze stanowiskiem radzieckim, był szczególnie aktywny podczas tego spotkania, namawiając strony do podpisania układu polsko-radzieckiego. Układ miałby, zdaniem Edena, duże znaczenie w świecie, zwłaszcza dla Stanów Zjednoczonych.27 Ambasador radziecki: „[...] powtórzył tezę o Polsce w granicach etnograficznych, przy czym zauważył, iż ogłoszenie tej zasady może być odłożone, jednakże Rząd Polski musi znać stanowisko radzieckie”.28 Sikorski, uznając warunki radzieckie za niewystarczające, powrócił do żądań uznania granicy ryskiej i zwolnienia polskich jeńców wojennych i więźniów politycznych. W dniu 12 lipca Sikorski występując przed Radą Narodową przedstawił złożoność układu z Moskwą. Przypomniał, że Churchill w przemówieniu z 22 czerwca 1941 roku nawet nie wspomniał o Polsce, za to Związek Radziecki traktował jak alianta Wielkiej Brytanii. Sikorski jednoznacznie opowiedział się za pozytywną umową z Sowietami.29 Urzędujący wiceprzewodniczący Rady Narodowej Stanisław Mikołajczyk opowiedział się za szybkim dokończeniem negocjacji. Politykę rządu Sikorskiego popierał także inny przedstawiciel Stronnictwa Ludowego, Władysław Banaczyk (pochodzący z Wielkopolski), który na posiedzeniu Rady Narodowej przekonywał, że sukces Rosji „[...] daje 50% pewności, że państwo polskie w ograniczonych rozmiarach mogłoby istnieć, a naród polski mógłby przetrwać, jakkolwiek wsączono by mu idee sprzeczne z podłożem idei narodu polskiego, to jednak naród polski przetrwałby”.30 Warto podkreślić, że wraz z podpisaniem 30 lipca 1941 roku układu Sikorski–Majski „wznowiono stosunki dyplomatyczne, zwolniono pozostałych przy życiu jeńców i represjonowanych, zaczęło powstawać wojsko”.31 Układ Sikorski–Majski przyniósł unieważnienie układów z 23 sierpnia 1939 roku i 28 września 1939 roku, które przyczyniły się do rozbioru Polski. Na mocy układu z 30 lipca rząd polski otrzymał obietnicę poprawy sytuacji ludności polskiej w ZSRR oraz możliwość tworzenia polskiego wojska. Z kolei rząd radziecki nie musiał składać deklaracji o przywróceniu granicy ryskiej i pozyskiwał lepsze stosunki z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Ponadto poprawie uległa ocena Związku Radzieckiego w opinii publicznej Zachodu. Przeciwko polityce rządu Sikorskiego wystąpili członkowie Stronnictwa Narodowego. Ibidem, s. 24–25. W założeniu miały to być rozmowy polsko-angielskie, ale Eden nalegał na zaproszenie również ambasadora ZSRR. 27 Minister Zaleski podkreślał, że Churchillowi najprawdopodobniej zależało na przekonaniu części nieprzychylnej brytyjskiej opinii publicznej do Sowietów. Układ Sikorski–Majski..., s. 25. 28 Ibidem. 29 E. Duraczyński, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej..., s. 69–70. 30 Ibidem, s. 72. 31 Ibidem, s. 73. 25 26 19 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... 20 Z rządu ustąpili Kazimierz Sosnkowski, August Zaleski i Marian Seyda, którzy opowiadali się za wpisaniem do układu granicy ryskiej, biegnącej między Polską, a ZSRR przed wojną. Z kolei z Rady Narodowej wystąpił Tadeusz Bielecki. Powstały wówczas kryzys zakończył się sukcesem Sikorskiego, który po konsultacjach powołał w skład rządu Stanisława Mikołajczyka (został ministrem spraw wewnętrznych i wicepremierem), Hermana Liebermana (jako ministra sprawiedliwości) i Karola Popiela (jako ministra). Kierownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych został Edward Raczyński (który zachował stanowisko ambasadora w Zjednoczonym Królestwie), a stanowisko ministra bez teki otrzymał ludowiec Stanisław Kot (później został ministrem sprawiedliwości).32 Nominacje te poprzedził list Mikołajczyka do premiera Sikorskiego z 1 września 1941 roku. Przyszły wicepremier wśród warunków przezwyciężenia kryzysu i ewentualnego swojego udziału w rządzie opowiedział się za natychmiastowym rozwiązaniem Rady Narodowej i powołaniem nowej.33 Według Kulerskiego, część emigracji polskiej nie rozumiała, że Polska musi szukać porozumienia ze Związkiem Radzieckim. „Konieczność porozumienia polsko-sowieckiego doskonale rozumiał Sikorski, rozumiał także Mikołajczyk. Rozumiał także Lieberman. […] Wówczas też, przy pomocy Brytyjczyków, rozpoczęły się rozmowy Sikorski–Majski, na temat porozumienia polsko-sowieckiego […]. Strona sowiecka raczej chyba tylko dla oka i pozornie wykazywała gotowość do porozumienia się ze stroną polską. Sikorski zdawał sobie sprawę z tego, a w każdym razie liczył się z tym, że czas nie będzie grał na naszą korzyść, a przeciwnie, będzie utrudniał pertraktacje. Wiadomo było, że Zachód będzie robił wszystko, co w jego mocy, ażeby jak największą pomoc Sowietom okazać i udzielić, gdyż to umożliwiało oszczędzanie krwi żołnierza zachodniego […]”.34 Chociaż w innym miejscu swoich wspomnień Kulerski zauważał, że w kołach polskiej emigracji politycznej nikt otwarcie nie negował konieczności zawarcia porozumienia ze Związkiem Radzieckim, wysuwano jednak żądania, które traktat powinien zawierać, a co do których niemożliwe było znalezienie porozumienia z Sowietami. Przede wszystkim domagano się potwierdzenia w umowie traktatu ryskiego. Brak stosownych zapisów w układzie Sikorski–Majski spowodował oburzenie u części polskiej opinii. „Dla mnie uderzające było jedno, że ci, którzy najgorliwiej i najżarliwiej występowali w obronie interesów Polski, równocześnie [...] z miejsca zastosowali w stosunku do układu Sikorski–Majski interpretację niekorzystną dla Polski. Sformułowanie, które sprowadzało się do unieważnienia paktu Ribbentrop–Mołotow zostało przyjęte z miejsca jako niewystarczające, zostało przyjęte z miejsca jako uchylenie się Rosji od potwierdzenia polskości kresów wschodnich oraz Lwowa i Wilna, a więc Polacy właściwie pierwsi zinterpretowali tę umowę jako coś, co nie stwarza powrotu do status quo ante. Polacy pierwsi wysunęli tezę, że anulowanie układu Ribbentrop–Mołotow i podziału Polski 32 Szerzej zob.: E. Duraczyński, Rząd polski na uchodźstwie 1939–1945. Organizacja. Personalia. Polityka, Warszawa 1993, s. 105–128; idem, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej..., s. 74-75; R. Turkowski, Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej 1939–1945, [w:] Władze RP na obczyźnie podczas II wojny światowej, red. Z. Błażyński, Londyn 1994, s. 413–415. 33 3 września 1941 r. prezydent wydał zarządzenie o rozwiązaniu Rady, która działając 18 miesięcy, zebrała się na 43 posiedzeniach plenarnych, trwających łącznie 69 dni. E. Duraczyński, Rada Narodowa…, s. 75. 34 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 158 . Sekretarz Mikołajczyka zarzucał przeciwnikom układu Sikorski–Majski, że byli pozbawieni poczucia odpowiedzialności dostarczając argumentów nie tylko Rosjanom, ale i niektórym nieprzychylnym sprawie polskiej kołom brytyjskim i amerykańskim. Uważał, że przeciwnicy układu ze Związkiem Radzieckim w większym stopniu kierowali się nienawiścią do Sikorskiego i chęcią obalenia jego rządu, aniżeli interesem Polski.36 Do najpoważniejszych przeciwników polityki Sikorskiego zaliczył przedwojenny obóz sanacyjny. Dodawał jednak, że współpracowali z nimi socjaliści (w osobach Adama Ciołkosza, Lidii Ciołkoszowej i Adama Pragiera), a także niektórzy spośród Stronnictwa Pracy i ludzie ze Stronnictwa Narodowego. Filozofia między Rosję i Niemcy nie przywraca stanu, który panował przed zawarciem tego traktatu. A więc interpretowali [...] jeszcze przed Sowietami, umowę Sikorski–Majski jako potwierdzającą później wysuwaną przez Sowietów tezę o tym, że nie ma mowy, żeby anulowanie umowy Ribbentrop–Mołotow można było interpretować jako powrót do stosunków polsko-sowieckich panujących przedtem”.35 „Rej tu wodził Bielecki. Ze szczególnym zacietrzewieniem występował Mackiewicz. Charakterystyczne było współdziałanie Bielecki–Mackiewicz, tych dwóch, którzy pozostali na terenie Francji [...], kiedy władze i wojsko polskie ewakuowały się z Wielkiej Brytanii. Byli tacy ludzie w Stronnictwie Ludowym, do nich zaliczał się w pierwszej linii Kuncewicz37, Nagórski38 i niektórzy inni, których potrafili przeciągnąć na swoją stronę. Występowali przeciwko tej umowie ludzie tacy, jak [...] Zygmunt Nowakowski [...]”.39 Kulerski uważał, że przeciwnicy układu mieli na uwadze tylko kwestie granicy wschodniej, Lwowa i Wilna, a nie myśleli o ludziach zesłanych na Syberię, „[...] kiedy można ich było ratować”.40 A przecież, zdaniem Kulerskiego: „Ta umowa, z tym sformułowaniem, które niesłusznie moim zdaniem interpretowano jako wyrzeczenie się polskich granic wschodnich, Wilna i Lwowa, ta umowa dawała możliwość wydobycia ludzi z łagrów sowieckich i z zesłania, z Sybiru”.41 Przebywający w różnych kręgach brytyjskiego społeczeństwa sekretarz Mikołajczyka wspominał, że na terenie Wielkiej Brytanii istniały dwa kierunki. Jeden, jawny, zauważalny czyli prosowiecki, a drugi utajony, nie występujący otwarcie kierunek proniemiecki. „Polska i sprawa Polski w sposób wyraźny stała się tym, czym była od początku w gruncie rzeczy. Stała się sprawą i zagadnieniem marginalnym na tle układania stosunków czy to ze Związkiem Radzieckim, czy z Niemcami. Nie mówię o Niemczech hitlerowskich rzecz jasna, pod tym wzglę- Ibidem, s. 163. Ibidem, s. 164. 37 Jerzy Kuncewicz. 38 Zygmunt Nagórski. 39 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 165. 40 Ibidem. 41 Ibidem, s. 166. 35 36 21 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... dem mimo wszystko istniało dość jednolite stanowisko na Zachodzie, że to jest coś straszliwego, coś okropnego, z czym pogodzić się nie można jednak”.42 22 Po latach w swoich wspomnieniach Kulerski, broniący polityki Sikorskiego i Mikołajczyka mówił, że zastanawiająca była ta jednolita i narastająca, często jadowita opozycja w stosunku do polityki Sikorskiego, a później oczywiście także w znacznie silniejszej mierze w stosunku do Mikołajczyka.43 Mówił: „Chyba jasne jest dla każdego, że w dzisiejszym świecie, tak jak w przeszłości, jeśli się chce prowadzić coś przypominającego w pewnym stopniu przynajmniej politykę zagraniczną, jeśli się chce w jakiej mierze przynajmniej, w jakimś stopniu uczestniczyć w międzynarodowych rozgrywkach, trzeba dysponować jakąś siłą. Elementami tej siły są rzecz jasna liczebność danego narodu, jego poziom cywilizacyjny i kulturalny, jego poziom techniczny i związany z tym, a może przede wszystkim, potencjał gospodarczy, a w ślad za nim potencjał militarny. W dalszej mierze sojusze i przymierza z innymi państwami. Jak wiadomo [...] rząd polski utracił praktycznie biorąc wszystkie elementy [...], pozostał jedyny element sojuszu, przymierza. W tej sytuacji był to element niezmiernie słaby [...]. Z sojuszników praktycznie biorąc pozostała już tylko Anglia, a ta, jak wiadomo, w stosunku do granic wschodnich Polski i stosunków polsko-radzieckich nie zajmowała takiego bardzo twardego i zdecydowanego stanowiska. Dysponował więc rząd polski na emigracji niesłychanie słabym elementem siły. Przy tym Polacy musieli się ubiegać o poparcie tego sojusznika, bardzo często musieli się starać o to, ażeby on coś w jego sprawie zrobił, musieli tłumaczyć, przekonywać, argumentować, no a chyba trudno starać się o to, ażeby nakłonić sojusznika do udzielenia mu poparcia mówiąc: będziemy walczyć z geografią. Nie można szukać poparcia prezentując się jako szaleniec, co było tylko może najskrajniejszym i najbardziej emocjonalnym po prostu ujęciem ogólnego, przeważającego na terenie emigracji nastawienia, powiedziałbym w cudzysłowie, romantycznego”.44 Stanowisko reprezentowane przez opozycyjne środowiska polskiego rządu daleko odbiegało, zdaniem Kulerskiego, od trzeźwego, realistycznego rozumowania, którym kierowali się Anglicy. Znakomita większość emigracji, zapatrzona była, jego zdaniem, jedynie w sprawy polskie, jedynie w interes państwa polskiego i narodu polskiego, przez opozycję pojmowanego prymitywnie. Opozycja nie chciała przyjmować innej argumentacji. 42 Ibidem, s. 229. Odnośnie nastrojów proniemieckich wśród rożnych kręgów społeczeństwa brytyjskiego Kulerski twierdził, że wyczuwalna była atmosfera napięcia, jakby wyczekiwania, jakby część Brytyjczyków uważała, że możliwe jest jakieś porozumienie z Niemcami i dlatego nie chcieli zrażać do siebie Niemców jako całości. Zdaniem sekretarza Mikołajczyka „[...] być może liczono na jakiś przewrót, na jakąś rewolucję, na jakiś zamach stanu w Niemczech, który umożliwi porozumienie się, lub jakaś inna sytuacja, która umożliwiła porozumienie i pokój. [...] Nie mówię tu rzecz jasna o Churchillu i bliskich mu osobach w jego gabinecie, ani o Edenie, ani o szeregu innych odpowiedzialnych politykach, mówię o czymś, co ja osobiście miałem wrażenie, że odczuwam ogólnie biorąc w odniesieniu do jakichś kół bliżej nieokreślonych, ale istniejących. Przecież należy pamiętać o tym, że prasa, cały szereg organizacji politycznych, społecznych na terenie Anglii bynajmniej nie reprezentowało linii wyznaczonej przez rząd, a zwłaszcza przez jego premiera”. Ibidem. 43 Niestety w zachowanych wspomnieniach więziennych stanowisko swojego lidera i przyjaciela Stanisława Mikołajczyka oceniał negatywnie. Pisał, że z chwilą wypowiedzenia wojny przez Niemcy Związkowi Radzieckiemu Mikołajczyka cechowała daleko posunięta ostrożność, oraz że unikał on formułowania swoich opinii. Ci, którym obca była podejrzliwość, nabierali przekonania, że lider ludowców na emigracji popiera politykę Sikorskiego. Kulerski napisał, że propozycja porozumienia między rządem londyńskim, a ZSRR nie budziła u Mikołajczyka entuzjazmu, uzasadniając ją nie interesem narodu polskiego i nawiązaniem stosunków sąsiedzkich Polski na nowo, ale koniecznością dostosowania polityki polskiej do oczekiwań Anglii i Ameryki. Nr 239. 1954, b.m. – Wspomnienia więzienne Witolda Kulerskiego..., s. 752. 44 Relacja Witolda Zygmunta Kulerskiego..., s. 230–231. Filozofia „Nie dostrzegali oni nawet tego, że ów sojusznik, na którego liczyli i od którego żądali, ażeby bezwzględnie i bezapelacyjnie stanął całkowicie i bez żadnych zastrzeżeń po stronie Polski, po stronie ich żądań i wymagań, nie dostrzegali, że ten sojusznik sam był już niesłychanie osłabiony, niezwykle wyczerpany i musiał myśleć o tym, ażeby i sił swoich i środków jak najbardziej oszczędzać. Nie zdawali sobie sprawy z tego, nie rozumieli, nie dostrzegali tego, że Wielka Brytania była bardzo bliska zupełnego bankructwa. Po prostu żądali i uważali, że mają do tego absolutne prawo, aby Wielka Brytania całkowicie po ich stronie stanęła [...]”.45 Witold Zygmunt Kulerski uważał, że część opozycji Sikorskiego i Mikołajczyka liczyła na powtórzenie się sytuacji z I wojny światowej, kiedy to Niemcy pokonały Rosję, a same zostały pokonane przez Zachód. Zwolennicy takiego rozwiązania mieli nie dostrzegać odmienności sytuacji w latach II wojny światowej. Stawiał im zarzut, że nie zastanawiali się nad ewentualnym rozwojem zdarzeń, które mogłyby doprowadzić do tego, że tzw. oś Rzym–Berlin–Tokio „[...] stanie się bardzo realną rzeczywistością pod względem terytorialnym, pod względem ciągłości ogromnego masywu terytorialnego, geopolitycznego, dysponującym olbrzymim potencjałem militarnym i gospodarczym, że ten kolos, który mógłby się zrodzić ze zwycięstwa Rzeszy hitlerowskiej nad Związkiem Radzieckim i nad zniknięciem tego Związku z powierzchni, ten kolos może się okazać tak groźny, tak potężny, że nie będzie już siły, która go będzie w stanie powalić. Względnie, że jeżeli nawet siły takie się znajdą, to zanim one zostaną zmobilizowane i zanim będą mogły tego kolosa rozgromić minie tak długi okres czasu, a polityka hitlerowska prowadzona w stosunku do terytoriów na wschód od Rzeszy niemieckiej położonych zbierze tak straszliwe żniwo, że z narodu polskiego może przetrwałyby jakieś nieliczne ślady”.46 Niektórzy przeciwnicy polskiego premiera, zdaniem ludowca, nie byli tak zaślepieni, żeby nie widzieć ewentualnych zagrożeń, ale „[...] podsycali nastroje przeciwko Sikorskiemu i przeciwko porozumieniu ze Związkiem Radzieckim, przeciwko polityce Sikorskiego, dążąc do zapewnienia sobie bazy na okres powojenny, który im zamknie drogę do powrotu do kraju i zmusi do pozostania na emigracji. Sądzę, że byli ludzie, którzy tymi rachubami kierowani dążyli do tego, ażeby uniemożliwić sytuację, w której nie mieliby patriotycznego argumentu dla uzasadnienia swojego pozostawania na Zachodzie, pozostawania, trwania na emigracji”.47 Kulerski uważał, że przed Sikorskim stały dwie ewentualności. Mógł zgodzić się na podpisanie układu tak, jak po dość długich negocjacjach (z udziałem Anglików) został sformułowany. A przy dorzecznej, rozsądnej prawnej interpretacji przywrócić status quo sprzed umowy Ribbentrop–Mołotow. Tym samym otworzyć sobie możliwość ratowania choćby części tylko tych Polaków, tych obywateli polskich, którzy zostali wywiezieni z terenów wschodnich Polski w głąb Związku Radzieckiego, a przy korzystnych warunkach międzynarodowych zapewnienie sobie także możliwości odbudowy Polski niepodległej. I ewentualność druga – mógł odmówić swojego podpisu pod tym układem, przy umotywowaniu swojej odmowy argumentami prawnymi, które jakoIbidem, s. 231–232. Ibidem, s. 232. 47 Ibidem, s. 232–233. 45 46 23 Teresa Astramowicz-Leyk, Stosunek Brytyjczyków do Polski, Związku Radzieckiego i Niemiec we wspomnieniach Witolda Zygmunta Kulerskiego... by wymagały innego sformułowania porozumienia, wymagałyby jawnego, otwartego, zdecydowanego, jasnego potwierdzenia traktatu ryskiego wynegocjowanego po dwuletnich pertraktacjach z pokonaną wówczas przez Polskę Rosją Sowiecką. W opinii ludowca, odmawiając swojego podpisu Sikorski i cały rząd polski na emigracji zostałby na Zachodzie okrzyczany jako nierozumny, nierealny, nietrzeźwy i co za tym idzie niewątpliwie zostałby odcięty od możliwości jakiegoś mniej lub więcej skutecznego działania na arenie międzynarodowej. „Istniałby, wegetowałby, ale istniałby tylko formalnie, natomiast jakichkolwiek rzeczywistych wpływów byłby pozbawiony. Nie należy bowiem sądzić i przypuszczam, że nikt chyba tego nie czyni, żeby te jednostki polskie, które istniały w siłach lądowych, morskich i powietrznych stanowiły taką siłę, która by mogła w jakiś sposób wpłynąć na działania polityczne państw uwikłanych wówczas w ten straszliwy światowy konflikt. Tego jednak w żaden sposób znakomita część emigracji nie chciała dostrzegać i nie chciała uznawać. [...] przecież rej wodzili na emigracji ludzie poprzedniego, przedwrześniowego reżimu, którzy różnymi drogami, przez placówki dyplomatyczne Polski byli kierowani i z Rumunii, i z Węgier, i z innych terenów na Zachód, najpierw do Francji, a potem do Anglii”.48 Kulerski podkreślał, że w Londynie ukazywało się mnóstwo pism i pisemek, czasopism także, które zgodnie atakowały Sikorskiego i jego politykę. Ukazywały się także ulotki, broszury, różne listy otwarte, które podniecały atmosferę, podburzały społeczeństwo emigracyjne i utrudniały jak najbardziej premierowi prowadzenie jego polityki. „Co gorsze, to i w niektórych ze stronnictw uczestniczących w tej koalicji rządowej prowadzona była intensywna kampania, intensywna akcja przeciwko tej polityce. [...] pod płaszczykiem sprzeciwu nie przeciwko samej zasadzie porozumienia z Sowietami, [...] ale przeciwko takiemu właśnie sformułowaniu, które nadano temu porozumieniu, ignorując przy tym fakt, że inne sformułowanie było niemożliwe”.49 Kulerski dodawał: „Może się jeszcze ktoś dziwić, że ta opozycja w stosunku do Sikorskiego nie tylko była tak duża, ale że było tyle druków różnego rodzaju, czasopism, wydawnictw skierowanych czy to przeciwko Sikorskiemu czy polityce Sikorskiego, ale niestety tak było. Skąd oni czerpali środki i możliwości ku temu, trudno mi powiedzieć, nie wiem, ale rząd polski emigracyjny nie miał żadnej możliwości zapobiegania temu, nie miał żadnej możliwości prowadzenia jakiejś cenzury, bo cenzura praktycznie biorąc w ogóle nie istniała, z wyjątkiem spraw bezpośrednio militarnych. Więc ani rząd polski bezpośrednio, ani rząd brytyjski wpływu na te rzeczy nie miały i zapobiegać tej dzikiej rzeczywiście kampanii przeciwko Sikorskiemu prowadzonej, przeciwko jego polityce [...], nie mógł wpłynąć, nie mógł przeciwdziałać”.50 Trudno nie zgodzić się z twierdzeniem Kulerskiego, że w miarę jak przeciągały się pertraktacje, stanowisko Rosji stawało się coraz twardsze. Wynikało to z tego, że coraz bardziej upewniała się, że rzeczywiście może liczyć na jak najdalej idącą pomoc ze Ibidem, s. 233–234. Ibidem, s. 234. 50 Ibidem, s. 235–236. 48 49 24 51 Ibidem, s. 234. Filozofia strony Zachodu. „Rosja czuła się coraz pewniejsza i coraz mniej skłonna była podpisywać porozumienie z Sikorskim”.51 Z relacji Witolda Zygmunta Kulerskiego wynika, że brytyjska opinia publiczna, wśród której przyszło działać Polakom z różnych ugrupowań politycznych, była zróżnicowana. Wyraźnie dostrzegał jednak podskórny nurt proniemiecki i otwarty nurt prosowiecki. Wraz z rozwojem sytuacji na frontach II wojny światowej sprawa polska przestawała się liczyć. Polacy coraz wyraźniej stawali się klientami Zachodu. Podpisanie układu z Moskwą mogło pomóc władzom brytyjskim w zmianie nastawienia części własnego społeczeństwa do Związku Radzieckiego. Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru Marek Bankowicz Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru Katedra Współczesnych Systemów Politycznych Instytut Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego 26 Lee Kuan Yew, twórca niepodległości Singapuru i wieloletni premier tego kraju (od czerwca 1959 r. do listopada 1990 r.), to w Polsce polityk prawie zupełnie nieznany. A szkoda, bowiem człowiek, o którym nieskory zazwyczaj do pochlebstw i komplementów londyński „The Times” napisał w grudniu 1984 roku, że jest „najsprytniejszym politykiem doby powojennej w świecie”1, musi być osobowością wielkiego formatu. Lee Kuan Yew urodził się 16 września 1923 roku. Jego rodzina, wywodząca się z północnych Chin, żyła już wówczas w Singapurze od przeszło 100 lat. Największym pragnieniem dziadka było, aby Lee – który od wczesnego dzieciństwa ujawniał duże zdolności – kształcił się i został kiedyś „równym każdemu Anglikowi”.2 Rodzina nie szczędziła więc środków na jego edukację. Lee ukończył prestiżową szkołę singapurską – Raffles College, i myślał o podjęciu zagranicznych studiów, kiedy do Singapuru zawitała zawierucha wojenna. 15 lutego 1942 roku słynna twierdza singapurska, uchodząca za fortecę nie do zdobycia, po krótkotrwałym oblężeniu skapitulowała przed Japończykami. Premier brytyjski Winston Churchill nazwał to wydarzenie „największą klęską w historii brytyjskiej armii”.3 Lata japońskiej okupacji 1942–1945 były dla mieszkańców Singapuru tragicznym doświadczeniem. Rządy Japończyków, uważających się za wyzwolicieli Azjatów, szybko okazały się nieporównanie gorsze niż brytyjski kolonializm. W tym trudnym okresie ukształtowała się świadomość polityczna Lee Kuan Yew. Miał on sobie wówczas przyrzec, iż celem jego życia będzie uwolnienie Singapuru od obcych rządów i kolonialnej dominacji.4 Po wojnie nie podjął jednak natychmiast działalności politycznej, lecz wyjechał na studia do Anglii. Początkowo kształcił się w Londynie, a potem w Cambridge. W 1949 roku uzyskał dyplom z zakresu prawa. Wyniki egzaminacyjne, jakie osiągnął na wydziale prawa uniwersytetu w Cambridge, należały do najlepszych w historii tego kierunku. Ale, co ciekawe, jeszcze lepsze o kilka punktów wyniki od Lee miała pochodząca również z Singapuru Chinka Kwa Geok Choo. 30 września 1950 roku Kwa została żoną Lee Kuan Yew. Państwo Lee mieli trójkę dzieci: dwóch synów – Lee Hsien Loonga (ur. 1952) i Lee Hsien Yanga (ur. 1957 rok), oraz jedną córkę – Lee Wei Ling „The Times”, 5.12.1984. A. Josey, Lee Kuan Yew: the Struggle for Singapore, London 1974, s. 26. 3 „Mirror” (Singapore), 15.2.1989, s. 8. 4 A. Josey, Lee Kuan Yew…, s. 2. 1 2 Ibidem, s. 5. Singapore Yearbook 2005, Singapore 2006, s. 33; Ong Chit Chung, The Singapore General Election, „Journal of Southeast Asian Studies”, 1975, vol. 1, s. 61–86. 7 Cyt. za Singapore. An Illustrated History 1941–1984, Singapore 1985, s. 157. 8 Zob. M. Turnbull, A History of Singapore 1819–1975, Singapore–Oxford–New York 1985, s. 271. Filozofia (ur. 1955).5 Najstarszy syn poszedł w ślady ojca i odziedziczył jego temperament polityczny. W 1986 roku został członkiem rządu, a w 2004 roku – premierem Singapuru. Po powrocie do Singapuru w 1951 roku Lee Kuan Yew podjął pracę jako doradca prawny kilku związków zawodowych. Prawdziwą karierę polityczną rozpoczął w 1954 roku, kiedy to znalazł się w gronie założycieli Partii Akcji Ludowej (People’s Action Party – PAP). Partia ta rozpoczęła działalność pod hasłami likwidacji kolonializmu oraz ustanowienia niepodległych Malajów, obejmujących również Singapur. W kwietniu 1955 roku odbyły się wybory do lokalnego parlamentu singapurskiego. Partia Akcji Ludowej wystawiła czterech kandydatów, z których trzech uzyskało mandat. Wśród wybranych był również Lee Kuan Yew. Od tego momentu jego autorytet polityczny nieustannie rósł, podobnie jak siła kierowanej przezeń partii. Kolejne wybory, z 30 maja 1959 roku przyniosły już Partii Akcji Ludowej spektakularne zwycięstwo. Zdobyła ona 43 miejsca w parlamencie Singapuru (na 51) i 53,4% wszystkich głosów.6 3 czerwca Lee Kuan Yew jako lider zwycięskiej formacji otrzymał misję utworzenia rządu. W dwa dni później nowy gabinet został zaprzysiężony. Pierwszą decyzją Lee Kuan Yewa było zwolnienie z więzień osób aresztowanych w latach 1956 i 1957 za wystąpienia antykolonialne. W tym czasie Singapur nie posiadał jeszcze samodzielności politycznej, dysponował jedynie autonomią wewnętrzną, a Lee Kuan Yew obejmując władzę nie taił, że jego celem jest „doprowadzenie do końca kolonializ mu oraz ustanowienie za pomocą środków pokojowych i z odrzuceniem rewolucyjnej przemocy zjednoczonych, niepodległych, demokratycznych, niekomunistycznych i socjalistycznych Malajów”.7 Od samego początku rząd Lee Kuan Yewa napotykał na poważne problemy społeczne i polityczne. W latach wcześniejszych życie w Singapurze upływało pod znakiem konfliktów, strajków oraz demonstracji. Pilnym zadaniem stawało się zatem zaszczepienie niezbędnej dyscypliny społecznej, przywrócenie prawa i porządku, a także podjęcie wysiłków zmierzających do podniesienia stopy życiowej społeczeństwa. Lee Kuan Yew, realizując program poszukiwania oszczędności i kierując się zasadą „taniego rządu”, niebawem poważnie zredukował uposażenie ministrów, parlamentarzystów oraz urzędników państwowych. Krok ten był zgodny z jego naczelną zasadą, której później przez lata także dochowywał wierności, że wszelka aktywność polityczna winna być rozumianą w duchu konfucjańskim służbą, wymagającą surowych warunków i gotowości do poświęceń. Nowy gabinet starał się pielęgnować dumę narodową mieszkańców Singapuru oraz poczucie łączności z wielowiekowymi tradycjami kultury azjatyckiej. Szerokim echem w świecie odbił się zakaz rozpowszechniania wielu zachodnich filmów i publikacji, które Lee Kuan Yew uznał za szkodliwe dla azjatyckiej tożsamości.8 Młody gabinet Lee Kuan Yew – średnia wieku jego członków wynosiła 37 lat, a sam premier liczył ich sobie 36 – szybko wykazał się nadspodziewanymi zdolnościami ad5 6 27 Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru 28 ministracyjnymi i organizacyjnymi, demonstrując też autentyczną wolę rozwiązania wielu problemów społecznych. Przeprowadzono reformę systemu edukacyjnego, zakładającą powszechność szkolnictwa na szczeblu podstawowym. W celu koordynowania prac zmierzających do uporania się z nabrzmiałym kryzysem mieszkaniowym rząd powołał w lutym 1960 roku specjalną radę budownictwa mieszkaniowego i rozwoju (HDB), pod której patronatem tylko w ciągu pięciu lat zbudowano 51 tys. mieszkań, czyli przeszło dwukrotnie więcej niż w okresie ostatnich 30 lat administracji kolonialnej.9 Innym ważnym problemem był wysoki poziom bezrobocia. Zlikwidowanie tego zjawiska wymagało podjęcia szerokiej akcji industrializacyjnej, zaktywizowania lokalnych przedsiębiorstw i przyciągnięcia inwestorów zagranicznych. Fundamentalnym zadaniem, jakie stawiał przed sobą Lee Kuan Yew, było całkowite uwolnienie Singapuru od brytyjskiej kurateli. Owo zamierzenie pragnął on urzeczywistnić poprzez połączenie Singapuru z Malajami. Przywódca singapurski nie brał jeszcze wtedy pod uwagę możliwości zakładającej niepodległość samego Singapuru, gdyż uważał to za nierealne z punktu widzenia ekonomicznego.10 We wrześ niu 1963 roku, po wygraniu rozpisanego w tej sprawie referendum, Lee Kuan Yew zrealizował swój plan – Singapur zerwał wówczas ostatnie więzy łączące go z Wielką Brytanią i został autonomicznym stanem nowego organizmu politycznego, jakim była Malezja. Lee Kuan Yew zapowiedział, że przekształci Singapur w „Nowy Jork Malezji, przemysłową bazę zamożnego i sprawiedliwego społeczeństwa”.11 Bardzo szybko jednak rzeczywistość okazała się zupełnie odmienna od oczekiwań singapurskiego premiera. Niemal od początku stosunki pomiędzy Singapurem a rządem Malezji były dalekie od przyjaznych. Mnożyły się konflikty finansowe, handlowe, a nawet polityczne. Singapur połączywszy się z Malezją, znalazł się w nowym dla siebie środowisku politycznym. Władza w państwie spoczywała w rękach Malajów, którzy obawiali się, że chińska większość w Singapurze może kiedyś zagrozić ich pozycji. Zapowiedź uczestnictwa Partii Akcji Ludowej w ogólnokrajowych wyborach w 1964 roku została odebrana przez rząd malezyjski jako przejaw politycznej arogancji i otwarte wyzwanie rzucone Malajom. Uznano, że ambicją Lee Kuan Yew jest zmobili zowanie wszystkich żyjących w kraju Chińczyków oraz przejęcie dzięki nim władzy. W rezultacie takiej oceny rząd centralny podjął ostrą kampanię przeciwko partii Lee Kuan Yew. On sam z kolei nabrał przekonania, że władze zamierzają rozbić jego ugrupowanie, a następnie zlikwidować autonomię Singapuru. Stałe napięcia doprowadziły do gwałtownych zamieszek na tle rasowym w Singapurze w lipcu i wrześniu 1964 roku. Podczas tych zamieszek zginęło 35 osób, a 563 odniosły obrażenia.12 Podczas sesji parlamentu Malezji 27 maja 1965 roku radykałowie malajscy domagali się aresztowania Lee Kuan Yew jako „wroga państwa”, który „próbuje przekształcić Singapur w jeszcze jeden Izrael i ciemiężyć muzułmanów”.13 9 s. 1–3. A. K. Wong, S. H. K. Yeh (eds.), Housing a Nation. 25 Years of Public Housing in Singapore, Singapore 1985, Lee Kuan Yew, The Battle of Merger, Singapore 1961, s. 166. Cyt. za M. Turnbull, A History..., s. 286. 12 Singapore Yearbook 1991, Singapore 1992, s. 29. 13 M. Turnbull, A History…, s. 291. 10 11 Filozofia Gdy opadły emocje, przywódcy malajscy i singapurscy, oceniwszy sytuację, doszli do przekonania, że w zaistniałych okolicznościach najlepszym rozwiązaniem będzie wyjście Singapuru z Malezji. To, co dotychczas było dla Lee Kuan Yew niewyobrażalne – niepodległy Singapur – stawało się zatem faktem. 9 sierpnia 1965 roku ogłoszono – równocześnie w Singapurze i stolicy Malezji Kuala Lumpur – że Singapur uzyskuje pełną niepodległość państwową. Dokument zatytułowany „Proklamacja Singapuru”, podpisany przez Lee Kuan Yewa, stwierdzał co następuje: „[...] od dzisiaj, tj. od 9 sierpnia 1965 roku, po wsze czasy Singapur będzie suwerennym, demokratycznym i niepodległym państwem, ufundowanym na zasadach wolności i sprawiedliwości oraz zawsze poszukującym dobrobytu i szczęścia swojego narodu w bardziej sprawiedliwym i równym społeczeństwie”.14 Międzynarodowe uznanie dla nowego państwa przyszło dość szybko. Pierwszymi krajami, które nawiązały oficjalne stosunki dyplomatyczne i polityczne z Singapurem były Malezja, Wielka Brytania, Australia, Nowa Zelandia i Stany Zjednoczone. Pod koniec września Singapur był już uznawany przez 41 państw.15 21 września Singapur wstąpił do Organizacji Narodów Zjednoczonych, stając się jej 117 członkiem.16 Od momentu dojścia do władzy w 1959 roku w jeszcze kolonialnym Singapurze aż do proklamowania niepodległości w 1965 roku, Lee Kuan Yew musiał na płaszczyźnie wewnątrzpolitycznej zacięcie walczyć o władzę z komunistami. Były to bowiem lata, gdy komunizm w Azji wykazywał olbrzymią dynamikę działania i odnosił sukcesy polityczne na taką skalę, że mogło się wydawać, iż wcześniej czy później cały ten kontynent znajdzie się w rękach wyznawców Marksa i Lenina. Lee Kuan Yew nader szybko uświadomił sobie, że z komunizmem walczyć trzeba jego własną bronią, zatem na przemoc odpowiadać przemocą, a politycznej centralizacji przeciwstawiać inną centralizację. Niektórzy utrzymują, iż Partia Akcji Ludowej, czyli formacja polityczna Lee Kuan Yew, wykorzystała w zakresie własnej organizacji wewnętrznej i metod działania wiele technicznych wskazówek, jakich Lenin udzielał komunistom, pragnąc ich przekształcić w kierującą się jedynie zasadą politycznej skuteczności „partię nowego typu”. Perfekcyjny w każdym swoim posunięciu i posiadający wszechstronną wiedzę Lee Kuan Yew z pewnością czytał książkę Lenina Co robić? – ów makiaweliczny z ducha i litery podręcznik zdobywania władzy, i dlatego nie był tak bezbronny w starciu z komunizmem, jak wielu innych przeciwników tej ideologii w Azji i nie tylko zresztą tam. Niepodległa Republika Singapuru powstała w momencie, kiedy Lee Kuan Yew miał już za sobą wygraną batalię z komunistami o władzę nad krajem. Partia Akcji Ludowej na początku w większym stopniu niż partią była ruchem narodowym, zorientowanym na walkę z kolonializmem. Tego rodzaju szeroka formuła skupiła pod sztandarami partii różnorodne środowiska polityczne, w tym lewicowych radykałów, a nawet komunistów. W połowie 1961 roku członkowie radykalnego skrzydła Partii Akcji Ludowej wystąpili z ostrą krytyką Lee Kuan Yew. Konflikt rychło Proclamation of Singapore, Prime Minister Office, Singapore Dated the 9th Day of August, 1965. Zob. P. Trolliet, N. de Mitry, L’Économie de Singapour, Paris 1979, s. 17. 16 Singapore Facts and Pictures 1991, Singapore 1992, s. 13. 14 15 29 Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru 30 objął wszystkie struktury partii. W obliczu zaistniałej sytuacji Lee Kuan Yew wystąpił w parlamencie z wnioskiem o wotum zaufania dla rządu. Był to krok nieco ryzykowny, niemniej w wypadku zwycięstwa Lee Kuan Yew mógł odzyskać inicjatywę polityczną. Po uzyskaniu parlamentarnej aprobaty natychmiast przystąpił do zwalczania swoich oponentów i usunął z partii 16 lewicowych członków ścisłego kierownictwa. Rozwiązał też 14 komitetów lokalnych partii, które stanowiły twierdzę lewicy.17 Gdy przywódcy komunistycznego skrzydła uznali, że nie będą w stanie przejąć kontroli nad całą Partią Akcji Ludowej, podjęli decyzję o założeniu nowego ugrupowania politycznego. 15 sierpnia 1961 roku „wielka schizma” – by użyć określenia amerykańskiego znawcy problematyki singapurskiej Thomasa J. Bellowsa – dopełniła się ostatecznie, ponieważ właśnie tego dnia radykalni dysydenci zarejestrowali nową partię polityczną – Front Socjalistyczny (Barisan Sosialis – BS).18 Dalsza praca rządu Lee Kuan Yew znalazła się pod wielkim znakiem zapytania. Jego frakcja zdołała, co prawda, utrzymać w swych rękach przywództwo partyjne, lecz większość struktur niższego szczebla znalazła się pod wpływem komunistów. Po rozłamie aż 35 spośród wszystkich 51 komitetów lokalnych Partii Akcji Ludowej przeszło en bloc w szeregi Frontu Socjalistycznego. Podobnie uczyniło 80% zwyczajnych członków partii. Jednakże 70% członków kadrowych, to znaczy mających prawo wybierania władz partyjnych, pozostało lojalnych wobec Lee Kuan Yew i właśnie opierając się na nich rozpoczęto odbudowę partii.19 Do próby sił między rządem Lee Kuan Yew a komunistyczną opozycją doszło podczas wyborów rozpisanych na 21 września 1963 roku, a więc w kilka dni po wejściu Singapuru do Malezji. Lee Kuan Yew umiejętnie prowadził kampanię wyborczą, wskazując na osiągnięcia rządu w dziedzinie spraw społecznych oraz eksponując ogólną sprawność administracji i jej uczciwość. Równocześnie podkreślał, że opozycja „pragnie zbudować Radziecką Republikę Malajów”.20 Argumentacja ta głoszona z niezwykłą konsekwencją i dynamizmem przekonała Singapurczyków. Nie bez znaczenia były też pewne środki administracyjne i represyjne zastosowane przez Lee Kuan Yew w walce z komunistami. Premier Singapuru sięg nął do metod, jakimi w stosunku do swych oponentów posługiwali się zwykle właśnie komuniści. W Singapurze doszło zatem do unikalnej na skalę światową sytuacji. W walce o władzę komuniści, będący mistrzami represji, znaleźli swojego pogromcę. Oto w kilka miesięcy przed wyborami z polecenia Lee Kuan Yew przeprowadzono tzw. Operation Cold Store, w której wyniku aresztowano ponad 100 polityków komunistycznych i lewicowych. Represje objęły połowę członków centralnych władz Frontu Socjalistycznego, w tym jego lidera, Lim Chin Sionga.21 Akcję ową Lee Kuan Yew uzasadnił tym, że aresztowani zamierzali przeprowadzić serię nielegalnych antyrządowych demonstracji. Singapore. An Illustrated..., s. 191. T. J. Bellows, The People’s Action Party of Singapore: Emergence of A Dominant Party System, New Haven 1973, s. 41. 19 Zob. A. Josey, Lee Kuan Yew…, s. 175 oraz Pang Cheng Lian, The People’s Action Party, Singapore 1971, s. 15. 20 Singapore. An Illustrated..., s. 156. 21 Zob. C. M. Turnbull, A History…, s. 281. 17 18 Zob. T. J. Bellows, The People’s Action Party…, s. 51. Ibidem. 24 Zob. na ten temat M. Bankowicz, System polityczny Singapuru, Kraków 2005, s. 101–163. 25 Zob. Lee’s Legacy. A Survey of Singapore, „The Economist”, 22 November 1986, s. 10. 26 T. Geiger, F. M. Geiger, The Development Progress of Hong Kong and Singapore, Hong Kong 1975, s. 14–19. Filozofia Ostatecznie partia Lee Kuan Yew wygrała wybory, zdobywając 46,9% głosów, co zapewniło jej 37 miejsc w 51-osobowym Zgromadzeniu Ustawodawczym. Zdziesiątkowany Front Socjalistyczny uzyskał 32,9% głosów, co dało mu jednak tylko 13 miejsc w parlamencie. Ostatni mandat przypadł kandydatowi niezależnemu.22 Wybory z 1963 roku i wydarzenia je poprzedzające przekreśliły rachuby komunistów na zdobycie władzy w Singapurze i położyły podwaliny pod trwałą dominację polityczną Partii Akcji Ludowej. Mogła ona, jak pisał T. J. Bellows, „skonsolidować swoją władzę i zachować ją przez dziesięciolecia; ta perspektywa została jasno nakreślona”.23 W niepodległym Singapurze nikt już nie był w stanie zagrozić w sensie politycznym Lee Kuan Yewowi. Dominacja jego partii w życiu publicznym kraju jest do dzisiaj absolutna i osiąga rozmiary nieznane gdzie indziej na świecie, system zaś polityczny, odwołujący się w aspekcie formalnym do modelu brytyjskiego, cechuje wyjątkowa wprost stabilizacja i uporządkowanie.24 Mimo wielopartyjności oraz konkurencyjnych wyborów partie opozycyjne mają kłopoty z dostaniem się do parlamentu. W okresie rządów Lee Kuan Yew swój największy sukces odnotowała opozycja w 1984 roku, wprowadzając do parlamentu dwóch własnych reprezentantów, z tym że pochodzili oni z dwu różnych partii.25 Odsetek głosów oddawanych na Partię Akcji Ludowej wahał się od 84,4 w 1968 do 61,8 w 1988 roku, sam zaś Lee Kuan Yew w swoim okręgu wyborczym zawsze uzyskiwał rekordowe zwycięstwa nad rywalami i nigdy nie odnotował wyniku gorszego niż 80%. Dodajmy w tym miejscu, że już po odejściu Lee Kuan Yew ze stanowiska premiera, w wyborach przeprowadzonych w 2011 roku opozycja uzyskała najlepszy w swej historii rezultat, wprowadzając do parlamentu sześciu depu towanych (na 87). Rzecz jasna, ten wynik również w niczym nie zagrażał rządom Partii Akcji Ludowej. Jak zauważają Theodore i Francis M. Geigerowie, nadzwyczaj mocna pozycja Partii Akcji Ludowej stanowi konsekwencję równoczesnego zaistnienia trzech zjawisk: po pierwsze – charakteryzującej tę partię zdolności efektywnego oddziaływania na społeczeństwo; po wtóre – jej dbałości o podnoszenie poziomu życia ludności i sukcesów w budowie nowoczesnego państwa dobrobytu; po trzecie – długotrwałego pozostawania u steru władzy jednego człowieka, Lee Kuan Yew, co w oczach społeczeństwa przywiązanego do chińskiej tradycji konfucjańskiej wzmacnia legitymizację systemu.26 Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze powszechna w krajach Trzeciego Świata instytucjonalizacja dominacji politycznej rządzącego ugrupowania. W Singapurze scentra lizowany i dobrze skoordynowany aparat państwowy, w dużym stopniu tożsamy z aparatem partyjnym, ułatwia kontrolowanie i penetrowanie zachowań społecznych oraz zapewnia skuteczne przeciwdziałanie wpływom opozycji. Zaznaczyć wypada, że dominacja polityczna leży w samej filozofii Partii Akcji Ludowej. Partia ta uważa się za twórcę niepodległego Singapuru, odniosła później szereg budzących uznanie w świe cie spektakularnych sukcesów społecznych i gospodarczych, w wyniku czego jakby 22 23 31 w ogóle nie przewidywała możliwości przegrania wyborów i odejścia od władzy. Jak nieco żartobliwie napisał przywoływany już tu „The Times”: „Gdy mowa o wyborach powszechnych w Singapurze, pytanie nie polega na tym, kto zwycięży, lecz przede wszystkim na tym, kto pozostanie w opozycji”.27 Trzeba jeszcze powiedzieć i to, że sukcesy polityczne formacji Lee Kuan Yew nie wypływają ze stosowania przez nią przymusu w stosunku do wyborców, ani też nie są wynikiem jakichś fałszerstw wyborczych. Z drugiej wszakże strony przesadne byłoby twierdzenie, że ugrupowania opozycyjne posiadają identyczne możliwości działania co partia rządząca. Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru „Partia hegemoniczna – jak nad wyraz eufemistycznie pisała singapurska politolog Chan Heng Chee w jednym ze swoich opracowań – nie widzi potrzeby dostarczania tej samej struktury możliwości swoim konkurentom”.28 32 W Singapurze istnieje nawet prawne ograniczenie konkurencyjności politycznej. Zdelegalizowana jest mianowicie partia komunistyczna, gdyż jej ideologia – jak powiadał Lee Kuan Yew – wroga jest naturze ludzkiej i naturze państwa, bowiem „zmierza do gwałtownego obalenia zasad parlamentarnych i broni politycznej przemocy”.29 Władze kilkakrotnie, w latach 1968, 1970 i 1987, podejmowały akcje represyjne przeciwko rzeczywistym lub domniemanym – jak utrzymywała większość światowych mass mediów – komunistom. W 1987 roku przejściowo aresztowano 22 osoby za to, że działając z ramienia nielegalnej Komunistycznej Partii Malajów (CPM), dążyły do „obalenia rządu i ustanowienia państwa marksistowskiego w Singapurze”.30 Ich działalność miała polegać na infiltracji niektórych instytucji Kościoła katolickiego i rozpowszechnianiu tam idei teologii wyzwolenia; zdaniem rządu teologia ta była „marksiz mem artykułowanym w języku teologicznym”31 i tym uzasadniano akcję represyjną. Metody zastosowane przez rząd Lee Kuan Yew spotkały się z krytyczną oceną prasy światowej. Specyfika polityczna Singapuru czyni z tego kraju jedyną w swoim rodzaju „demokrację bezalternatywną” bądź – jeśli ktoś woli takie określenie – „autokrację wysoce oświeconą”, gdy zważy się na pewną dozę autorytaryzmu obecną w polityce Lee Kuan Yew i jego następców. Wypada jednak podkreślić fakt, że system polityczny Singapuru, trwale opanowany przez PAP, działa sprawnie i efektywnie, tworząc dogodne instytucjonalne warunki dla rozwoju ekonomicznego kraju. Polityczna niezmienność władzy państwowej i brak rzeczywistych alternatyw politycznych nie są rezultatem represji i zastosowania dyktatorskich metod rządzenia, a rządowa administracja singapurska uchodzi za wzór kompetencyjności i uczciwości, funkcjonując niczym, jak ujął to kie„The Times”, 5.12.1984. Chan Heng Chee, Political Parties, [w:] J. S. T. Quah, Chan Heng Chee, Seah Chee Meow (eds.), Government and Politics of Singapore, Singapore–Oxford–New York 1985, s. 147. 29 Cyt. za A. Josey, Lee Kuan Yew..., s. 232. 30 „Mirror”, 1.7.1988, s. 9. Zob. ponadto Amnesty International Report 1988, London 1988, s. 179. 31 S. Rajaratnam, Is God a Liberation Theologian?, „Speeches. A Bimonthly Selection of Ministerial Speeches” (Singapore), July–August 1987, s. 63. 27 28 Filozofia dyś trafnie japoński autor Takeo Oka, „szwajcarski zegarek”.32 Singapur zaliczany jest też od lat do grona najmniej skorumpowanych państw świata. Lee Kuan Yew ustąpił z funkcji premiera 28 listopada 1990 roku. Drugim premierem w dziejach tego państwa został Goh Chok Tong, sprawujący urząd w latach 1990– 2004, a potem na stanowisku szefa rządu zasiadł Lee Hsien Loong – syn Lee Kuan Yew. Po odejściu z urzędu premiera Lee Kuan Yew objął specjalnie dla niego utworzone stanowisko ministra seniora, które miało zagwarantować mu kontynuację wpływów politycznych i zwierzchnią rolę w procesie decyzyjnym w państwie, przy jednoczesnym odciążeniu go z zadań natury administracyjnej. W 2004 roku tekę ministra seniora objął Goh Chok Tong, zaś Lee Kuan Yewowi przypadła nowa funkcja – ministra mentora. W 2011 roku Lee Kuan Yew zapowiedział opuszczenie stanowiska rządowego, ale jak na razie to nie nastąpiło. () Lee Kuan Yew z konsekwencją nie tolerującą półśrodków usiłował urzeczywistnić w warunkach Singapuru surowe społeczeństwo rygoryzmu etycznego. Rygoryzm ten w jego przekonaniu winien się łączyć z dobrobytem społecznym. Intelektualnym mistrzem Lee Kuan Yew był Konfucjusz, do którego nauk i wskazań chętnie sięgał. Zapytany kiedyś o swój światopogląd polityczny przywódca Singapuru odpowiedział: „Jestem nowoczesnym konfucjanistą, czyli nowocześnie realizuję starożytną chińską filozofię”.33 Podobnie jak Konfucjusz, Lee Kuan Yew uważał, iż doskonalenie osobiste następuje poprzez doskonalenie zasad współżycia społecznego. Ład życia społecznego staje się niezbędnym warunkiem ładu uniwersalnego. Tradycja konfucjańska zakłada również przenoszenie cnót właściwych dla życia rodzinnego do aktywności publicznej. Dlatego też Lee Kuan Yew żywił przekonanie, że silny, sprawny, sprawiedliwy i oparty na autorytecie rząd powinien działać na rzecz ludu w taki sposób, w jaki rodzice opiekują się dziećmi. Ideałem politycznym Lee Kuan Yew był pewien wariant systemu paternalistycznego, mogącego pochwalić się rzeczywistymi osiągnięciami, a co za tym idzie – akceptowanego przez społeczeństwo. Najlepiej tendencję tę wypowiedział nie sam Lee Kuan Yew, lecz jego bliski współpracownik i, przypomnijmy, w latach 1990–2004 roku premier Singapuru, Goh Chok Tong, mówiąc: „Prawica, lewica – co to ma znaczyć? Jesteśmy pragmatykami. Zapewniamy stanowcze kierowanie. Tak jak rodzice. Singapur jest demokracją dyktatorialną, paternalistyczną i dobroczynną”.34 Zdaniem Lee Kuan Yew rząd będący „najwyższą formą kultury”35, winien sprawować arbitralną hegemonię polityczną w interesie ekonomicznym i społecznym obywateli, zapewniając im opiekę, mieszkania, pracę i wykształcenie. T. Oka, Stability in Asia, „Foreign Affairs” 1984, No 3, s. 667. Cyt. za Chan Heng Chee, The Dynamics of One Party Dominance. The PAP at the Grass-Roots, Singapore 1976, s. 230. 34 Cyt. za O. Todd, Singapour: la ville-île-État, „Le Point”, 3.12.1984, s. 80. 35 Cyt. za A. Josey, Lee Kuan Yew..., s. 116. 32 33 33 Lee Kuan Yew twierdził, że społeczeństwo nie interesuje się teoriami i ideologiami, zaś rzeczywisty problem polityczny sprowadza się do tego, czy życie ludzi polepsza się, czy pogarsza. W konsekwencji polityka musi służyć dobru wszystkich obywateli, unikać ideologizacji oraz cechować się pragmatyzmem, mającym zapewnić społeczeńs twu dobrobyt i ekonomiczną funkcjonalność. Jedynym weryfikatorem polityki rządu jest to, czy potrafi on zagwarantować sukcesy ekonomiczne i wysoką stopę życiową. Jeśli tak – rząd uzyskuje najlepszą legitymizację i jego pozycja nie powinna być kwestionowana. W rezultacie takiego stylu myślenia Lee Kuan Yew zawsze opierał swą politykę nie na ideologii, lecz na pragmatycznej skuteczności.36 Konfucjańską proweniencję miał także inny pogląd Lee Kuan Yew, zgodnie z którym zadanie polityka sprowadza się do poszukiwania swoistej doskonałości społecznej. Człowiek osiąga wyzwolenie tylko i wyłącznie poprzez doskonalenie otaczającej go rzeczywistości społecznej, czyli inaczej mówiąc, poprzez należyte wykonywanie przypisanych mu obowiązków. „Musimy żyć – twierdził Lee Kuan Yew – w świecie takim, jakim go zastaliśmy. Jest to wszelako świat niedoskonały, który może być ulepszany w wyniku ciężkiej pracy”.37 Albo ta sama myśl sformułowana nieco inaczej: Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru „Skupiając się na produktywności uczynimy dzisiaj lepszym od wczoraj, a jutro lepszym od dziś. To jest droga do dobrobytu i bezpieczeństwa”.38 34 Posługując się taką właśnie strategią, której rdzeniem był pragmatyzm i umiejętność rozwiązywania zadań ekonomicznych, Lee Kuan Yew i jego współpracownicy wprowadzili Singapur w XXI wiek. Identyfikacja z konfucjanizmem nasiliła się w myśli politycznej Lee Kuan Yew po jego zerwaniu z obozem światowej socjaldemokracji. W pierwszym okresie swej działalności politycznej Lee Kuan Yew często nazywał się „staromodnym socjalistą”, który „wierzył i wciąż wierzy, że fundamentalną przesłanką socjalizmu jest równość szans dla każdej jednostki, bez względu na status jej ojca lub matki czy bogactwo. Wszyscy powinni mieć taką samą szansę dobrej opieki zdrowotnej, dobrego wykształcenia i dobrego życia”.39 Niekiedy w enuncjacjach Lee Kuan Yew pojawiała się sugestia wypracowania jakiegoś modelu „trzecioświatowego socjalizmu”, adekwatnego dla społeczeństw afrykańskich i azjatyckich. Lee Kuan Yew uznał, że w Singapurze, dla którego istnienia niezbędny jest szybki rozwój ekonomiczny, najlepszym rozwiązaniem będzie połączenie wolnorynkowych metod gospodarowania i własności prywatnej z inter wencjonizmem państwowym. Zastosowanie przez Partię Akcji Ludowej metod socjalS. S. Bedlington, Malaysia and Singapore. The Building of New States, Ithaca–London 1978, s. 226–227. Cyt. za A. Josey, Lee Kuan Yew..., s. 93. 38 Lee Kuan Yew, The Will to Improve Constantly, „Speeches. A Bimonthly Selection of Ministerial Speeches”, September–October 1986, s. 6. 39 Cyt. za Chan Heng Chee, Political…, s. 159. Por. również Lee Kuan Yew, Socialism and the Realities of Life, Singapore 1967, s. 1–6. 36 37 Filozofia demokratycznych w sytuacji singapurskiej zaowocowało więc „kapitalizmem odpowiednio obsługiwanym”.40 Instytucjonalnym wyrazem identyfikacji partii Lee Kuan Yew z socjaldemokracją było jej uczestnictwo w Międzynarodówce Socjalistycznej. W połowie lat siedemdziesiątych XX wieku podniosły się jednak w środowisku Międzynarodówki głosy krytyczne wobec singapurskiej partii rządzącej. Zarzucono jej i osobiście Lee Kuan Yewowi hołdowanie merytokratycznym i elitarystycznym wzorcom, brak tolerancji w stosunku do oponentów politycznych, a także niedostateczne przywiązanie do idei praw człowieka. Niektórzy argumentowali, że głoszone przez Partię Akcji Ludowej koncepcje „kategorycznie wykluczają to, aby mogła ona nadal nazywać się partią socjaldemokratyczną”.41 Ze swej strony partia singapurska wyraziła oburzenie mnożącymi się pod jej adresem oskarżeniami, wzywając do ich odwołania. Gdy to nie nastąpiło, w maju 1976 roku Lee Kuan Yew wycofał Partię Akcji Ludowej z Międzynarodówki Socjalistycznej. Uzasadniając tę decyzję, powiedział: „Zmniejszyliśmy ubóstwo, zwalczyliśmy bezrobocie i analfabetyzm. Zażegnaliśmy zwątpienie, naszej ludności zwróciliśmy godność i dumę. Stworzyliśmy społeczeństwo równych, które jest lepsze i sprawiedliwsze niż to odziedziczone po Brytyjczykach. Moi koledzy i ja nie mamy zamiaru za to przepraszać”.42 Polityka Lee Kuan Yew zawsze zawierała pewną dozę autorytaryzmu i cechowała ją niechęć do słuchania głosów krytycznych, które – w obliczu ekonomicznym sukcesów kraju – przywódca Singapuru traktował jako propagandę bez pokrycia. Poza tym Partia Akcji Ludowej miała i ma wysoką samoocenę. Ustawicznie twierdzi, iż jest jedyną siłą polityczną na scenie singapurskiej dysponującą koherentną filozofią polityczną i społeczną oraz posiadającą wyczucie potrzeb i aspiracji społeczeństwa, które jej metody w pełni aprobuje, bowiem spełniają one oczekiwania lepszego życia. Jeśli nawet są w pewnym sensie autorytarne, to jest to – jak lubił powiadać Lee Kuan Yew – „dobroczynny autorytaryzm” lub „demokratyczna merytokracja”43, niezbędne w warunkach młodego oraz wielorasowego państwa, przechodzącego proces szybkiej industrializacji. Po zerwaniu z Międzynarodówką Socjalistyczną Lee Kuan Yew jakby starał się wyciszać wątki socjalistyczne w ideologii politycznej swojej partii. Modny kiedyś socjalizm nie był zbyt często przywoływany i ustąpił miejsca konfucjanizmowi. Demokracja zajmowała wysoką, aczkolwiek nie absolutną, pozycję w światopoglądzie politycznym Lee Kuan Yew. „Będąc demokratą – pisał jego biograf Alex Josey – Lee Kuan Yew twierdzi, że każdy obywatel musi mieć prawo wyboru takiego rządu, jakiego pragnie. Ma on nadzieję, że demokracja parlamen- Goh Keng Swee, The Economics of Modernization, Singapore 1972, s. 129. Chan Heng Chee, Political…, s. 158. 42 Cyt. za C. V. D. Nair (ed.), Socialism that Works: The Singapore Way, Singapore 1976, s. 148. 43 A. Josey, Lee Kuan Yew…, s. 202. 40 41 35 tarna oparta na wzorze brytyjskim i odpowiednio przystosowana do wymagań Singapuru utrzyma się przy życiu”.44 Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru Istota demokratycznego systemu politycznego wyraża się zatem w prawie społeczeństwa do decydowania, kto będzie tworzył rząd. Niemniej jednak Lee Kuan Yew stale podkreślał, że demokracja parlamentarna w Azji i w ogóle w Trzecim Świecie funkcjonuje tylko wtedy, gdy rządząca partia dysponuje wyraźną większością. Jeżeli rząd jest słaby i nie posiada wyraźnej przewagi w parlamencie lub też gdy ma charakter koalicyjny, to wówczas taki ustrój polityczny szybko upada, a władzę najczęściej przejmuje wojsko. Demokracja parlamentarna w tych krajach nader rzadko się sprawdza, gdyż zazwyczaj opozycja wykazuję niezdolność do działania w obrębie struktur konstytucyjnych. Opozycja nie przeciwstawia się rządowi i partii dominującej poprzez formułowanie alternatywnych programów politycznych i grę parlamentarną, lecz kwestionuje same instytucje państwa. Ocena taka powodowała, iż dla Lee Kuan Yew demokracja posiadała wartość niejako użytkową, nie była natomiast celem samym w sobie. Demokracja to dopiero środek, który w pewnych warunkach może doprowadzić do osiągnięcia celu, a tym nadrzędnym celem zawsze powinna być stabilność państwa oraz dobrobyt społeczeństwa. Lee Kuan Yew był fanatykiem politycznego purytanizmu i głosił potrzebę urzeczywistniania rygorów etycznych w polityce. 36 „Gdy władca – nauczał wszak Konfucjusz – na urzędy wynosi prawych, a oddala od siebie nieprawych, wówczas lud staje się uległy. Gdy zaś wynosi on na urzędy nieprawych, a oddala od siebie prawych, wówczas lud uległy nie będzie”.45 Przywódca singapurski drobiazgowo przestrzegał tego wskazania swego mistrza. Dla Lee Kuan Yew korupcja była niczym anatema, a niemoralny polityk musiał zostać potępiony i wyrugowany ze społeczeństwa. Osobliwością singapurską jest urząd państwowy o nazwie Biuro Badania Praktyk Korupcyjnych (CPIB), który działa w ramach osobistego sekretariatu premiera. Istnienie tego biura jest oczywiście konsekwencją wyznawanego przez Lee Kuan Yew poglądu, że warunkiem wstępnym należytego funkcjonowania państwa jest uczciwość sprawujących władzę. Hasła mówiące o uczciwości od lat były obecne w wokabularzu politycznym Lee Kuan Yew, który nie wahając się używać surowych metod, przekształcił Singapur w modelowe społeczeństwo uczciwości.46 Temu celowi właśnie służyło wspomniane biuro. Miało ono za zadanie – a cel ten zachowuje aktualność i dzisiaj – wyszukiwanie wszelkich przejawów korupcji w Singapurze, zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym. Biuro to posiada nawet własną komórkę badawczą, która zajmuje się naukową analizą zjawiska korupcji i przygotowuje na ten temat wykłady dla urzędników państwowych wszystkich szczebli. Metody działania i znaczenie Biura Badania Praktyk Korupcyjnych najlepiej zilustruje następujące wydarzenie. Otóż Ibidem, s. 103. Aforyzmy chińskie, Warszawa 1977, s. 9. 46 Zob. J. S. T. Quah, Administrative and Legal Measures for Combating Bureaucratic Corruption in Singapore, Singapore 1978, s. 20. 44 45 Filozofia 14 grudnia 1986 roku popełnił samobójstwo ówczesny minister rozwoju narodowego Teh Cheang Wan. Minister dowiedział się, że kilka dni wcześniej biuro ds. korupcji wszczęło przeciwko niemu śledztwo. Miał on rzeczywiście nieczyste sumienie, bowiem – jak się okazało – pobrał od pewnych przedsiębiorstw amerykańskich łapówki w wysokości około 400 tys. dolarów USA za ułatwienie inwestowania w Singapurze. Strach przed Biurem Badania Praktyk Korupcyjnych i stojącym za nim Lee Kuan Yewem był tak duży, że minister Teh postanowił pozbawić się życia.47 Fakt ten – z pewnością przygnębiający w swojej wymowie – przekonuje jednak o niezwykłym wręcz rygoryzmie obowiązującym w życiu publicznym Singapuru i ascetycznym stylu realizowanego przez Lee Kuan Yew przywództwa politycznego. Dodajmy jeszcze, że w marcu 1985 roku Lee Kuan Yew doprowadził do usunięcia ówczesnego prezydenta Singapuru Chengary Naira, ponieważ doszedł do przekonania, iż ten ma skłonność do nadużywania alkoholu.48 Wymiaru legendy nabrało też wydarzenie, które miało miejsce w 1959 roku, bezpośrednio po zaprzysiężeniu po raz pierwszy Lee Kuan Yew na premiera. Złożył on wówczas wizyty wszystkim członkom swojej rodziny i oznajmił im, że nie mogą liczyć z jego strony na więcej, niż pozostali obywatele kraju. Podobno premier nigdy nie sprzeniewierzył się wspomnianej deklaracji. () Dzieło Lee Kuan Yew – niepodległy Singapur, jest znacznie bardziej znane od niego samego. A to głównie z powodu olbrzymich sukcesów ekonomicznych, które spowodowały, że to miniaturowe państwo — o terytorium wielkości 692 km2 (co odpowiada jednej trzeciej obszaru Londynu) i ponad 5-milionowej ludności – na scenie międzynarodowej osiągnęło wyjątkową pozycję. Brytyjski naukowiec Robert Gilpin zauważył, że Singapur jest „jedynym miastem-państwem, które przetrwało we współczes nym świecie”.49 W tym sensie może on zostać uznany za spadkobiercę starożytnych greckich polis oraz średniowiecznych włoskich republik miejskich. Zdaniem Gilpina wszystkie pozostałe współczesne miasta–państwa – jak na przykład Andora, Liechtenstein, Monako czy San Marino – są uzależnione od swoich większych sąsiadów w zakresie polityki zagranicznej, obronności, bezpieczeństwa wewnętrznego i finansów, a zatem nie są samodzielnymi organizmami politycznymi. Singapur jako jedyny wśród nich cieszy się pełną suwerennością. Lee Kuan Yew był wyjątkowo czuły na punkcie suwerenności swego państwa. To on spowodował, że Republika Singapuru uznała za swoją naczelną wartość polityczną samą zasadę suwerenności państwowej. Bodaj żadne inne państwo z taką stanowczoś cią i mocą nie podkreśla własnej suwerenności na niwie konstytucyjnej. Singapur poprzez suwerenność wręcz zdefiniował własną państwowość. „Singapur – czytamy w art. 1 konstytucji – jest suwerenną republiką”.50 Co więcej, jedna, dość obszerna część konstytucji została w całości poświęcona ochronie suwerenności państwa. Poprzez owo konstytucyjne przywiązanie do zasady suwerenności państwowej Lee Kuan Yew Zob. „Singapore Bulletin”, April 1987, s. 5 oraz Asia 1988 Yearbook, Hong Kong 1988, s. 224. Zob. Asia 1986 Yearbook, Hong Kong 1986, s. 228. 49 R. Gilpin, War and Change in World Politics, Cambridge 1984, s. 109. 50 The Constitution of the Republic of Singapore, art. 1 ust. 3. 47 48 37 Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru 38 chciał odrzucić trwającą od dziesiątków lat tradycję polityczną, w ramach której Singapur ustawicznie występował jako terytorium zależne i niesamodzielne, z natury rzeczy poddane zewnętrznej kontroli, wszelka zaś myśl o jego ewentualnej niezależności uchodziła za niemożliwą bądź utopijną. Wspomnieliśmy już o sukcesach ekonomicznych Singapuru. Sukcesy te są założonym przez Lee Kuan Yew celem, który zawsze był realizowany z żelazną konsekwencją. Singapur jest cenionym w świecie partnerem handlowym i gospodarczym. Trudno uwierzyć, ale wielkość jego obrotów handlowych z zagranicą do początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku była w skali roku taka sama jak wielkość obrotów miliardowych Chin. Stabilność polityczna kraju, skuteczna i uczciwa administracja, solidna waluta i brak inflacji powodują, że Singapur stał się dogodnym miejscem inwestycji przemysłowych i lokaty kapitału, urastając do rangi jednego z największych w świecie centrów bankowo-finansowych – obok Nowego Jorku, Londynu, Zurychu, Hongkongu i Tokio. Singapur to także oaza wydajności i profesjonalizmu. Według analiz, od początku lat osiemdziesiątych XX wieku pracownicy singapurscy zawsze zajmują jedno z pierwszych miejsc w świecie pod względem wydajności i jakości pracy. Już w roku 1988 Singapur awansował do grona 20 najbogatszych krajów świata, jest też najbogatszym po Japonii państwem Azji. Dochód narodowy na głowę mieszkańca przekracza 52 tys. dolarów USA i tym samym nie tylko należy do najwyższych w Trzecim Świecie, lecz przewyższa poziom takich krajów europejskich jak Wielka Brytania, Francja, Hiszpania, Włochy czy nawet Niemcy.51 Singapur ze swoim wzrostem gospodarczym, wynoszącym w okresie niepodległego bytu państwowego przeciętnie około 7% w skali rocznej, należy do grona najszybciej rozwijających się państw globu. Takie tempo wzrostu powoduje, że co 14–15 lat ulega podwojeniu cały produkt narodowy. Singapur zgromadził też imponujące rezerwy walutowe, które przekraczają 60 mld dolarów USA. Wszystkie te sukcesy dały Lee Kuan Yewowi asumpt do twierdzenia, że jego państwo stanowi modelowy przykład „państwa doskonałości” (State of Excellence). Lee Kuan Yew był zawsze wyjątkowo wrażliwy na sprawy społeczne. Zaraz po przejęciu władzy oznajmił, iż pierwszoplanowym zadaniem jego polityki będzie zapewnienie każdemu Singapurczykowi pracy i mieszkania. Rzeczywiście dotrzymał danego słowa. Singapur jest bodaj jedynym krajem Trzeciego Świata – a i gdzie indziej trudno byłoby odnaleźć podobny przypadek – uwolnionym od zmory bezrobocia i głodu, braku mieszkań, braku szkół oraz braku opieki medycznej. Lee Kuan Yew miał w świecie zaprzysięgłych krytyków, ale również oddanych admiratorów. Krytycy podnosili autorytaryzm jego polityki, zaś admiratorzy akcentowali imponującą kondycję ekonomiczną i społeczną Singapuru, a także stabilność oraz efektywność zastosowanych tam rozwiązań politycznych. Dokonajmy krótkiego przeglądu stanowisk. Dla Erharda Haubolda, publicysty „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Singapur pod rządami Lee Kuan Yew stanowił przykład bezdusznej dyktatury: „Wyznawca konfucjanizmu stojący u steru nowoczesnego przemysłowego państwa nie pozwala oświeconemu i zamożnemu stanowi średniemu na zadawanie pytań. W ciągu ostatnich 30 lat premierowi Lee Kuan Yewowi nie udało się zbudować stabilnego systemu pluralistycznego – zakładając, 51 The World in 2012, London 2012, s. 106–110. Często też, zważywszy na surowość władz singapurskich i Lee Kuan Yew osobiście, nazywano Singapur „państwem garnizonowym”53. Dla przeciwwagi wszakże należy jasno powiedzieć, iż na temat tego dalekowschodniego państwa formułowano również opinie entuzjastyczne. Olivier Todd z paryskiego „Le Point” nie wahał się stwierdzić, że Singapur pod rządami Lee Kuan Yew „dokonał większego postępu niż jakiekolwiek państwo czy miasto naszej planety”.54 Nieżyjący już były prezydent USA Richard Nixon powiedział kiedyś: Filozofia że istotnie tego pragnął. Coraz więcej ludzi uskarża się na »paraliżującą jałowość życia umysłowego«, na bezkrytyczny ton artykułów prasowych, na surowość, z jaką traktuje się każdego, kto ośmieliłby się skrytykować na forum parlamentu lub poza nim »Lee-Way«, czyli drogę i koncepcje Lee Kuan Yew”.52 „Fakt, że przywódca o takim rozmachu i skali wizji jak Lee Kuan Yew nie może działać w szerszym wymiarze, stanowi nie dającą się ocenić stratę dla świata”.55 W pewnych międzynarodowych środowiskach politycznych pojawił się nawet swego czasu pomysł powołania Lee Kuan Yew na stanowisko sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych.56 Sam Lee Kuan Yew nie był tym zainteresowany, czemu wielokrotnie dawał wyraz. Odnieść można nieodparte wrażenie, iż postawienie w odniesieniu do Singapuru zarzutu o otwarcie dyktatorskim charakterze panującego tam systemu politycznego było zabiegiem przesadnym. Nigdy bowiem partia Lee Kuan Yew nie znalazła się w konflikcie z większością społeczeństwa, a wręcz przeciwnie – aprobatę tej większości uzyskiwała w przeszłości i uzyskuje nadal. Autorytaryzm i paternalizm Partii Akcji Ludowej najwyraźniej odpowiada woli społeczeństwa, które sądzi, że tylko taki styl przywództwa politycznego gwarantuje realizację celów ekonomicznych i społecznych. Poważnym nieporozumieniem jest to, co można nazwać europocentryczną perspektywą patrzenia na Singapur i politykę jego wieloletniego przywódcy, co uzewnętrznia się przekonaniem, że tamtejsze społeczeństwo myśli i reaguje zgodnie z europejskimi, zachodnimi, wyobrażeniami oraz oczekiwaniami. W porównaniu z zachodnimi demokracjami liberalnymi system polityczny Singapuru uchodzić mógłby co najwyżej za jakiś gatunek demokracji licencjonowanej. Tymczasem dla filozofii Dalekiego Wschodu i wychowanego w jej duchu społeczeństwa demokracja jest bardziej pojęciem ideologicznym niż rzeczywistym. Towarzyszy temu skłonność do hierarchizmu oraz specyficzna koncepcja państwa jako scentralizowanej struktury zajmującej pierwszoplanowe miejsce na arenie życia społecznego. Lee Kuan Yew nigdy nie twierdził, że kierowane przez niego państwo jest demokracją typu zachodniego. Wręcz przeciwnie, zawsze podkreślał jego odrębność. „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, 10.9.1988. Zob. np. Asia 1989 Yearbook, Hong Kong 1989, s. 14. 54 O. Todd, Singapour..., s. 79. 55 „The Economist”, 30.5.1987, s. 91. 56 R. Shapleu, Southeast Asia – Before and After, „Foreign Affairs” (April) 1975, s. 549 i A. Josey, Lee Kuan Yew…, s. 103. 52 53 39 „Kiedy – lubił powtarzać – wolny rynek konkurencyjnych idei jest urzeczywistniany w krajach nowo uprzemysłowionych, kończy się to nieszczególnymi rezultatami”.57 Singapur w opinii Lee Kuan Yewa jest państwem, które nie zmierza do demokracji tout court, lecz do demokracji konfucjańskiej, a celem tak rozumianej demokracji jest poszukiwanie pragmatyzmu, harmonii, dobrobytu i ostatecznie nawet doskonałości, nie zaś rywalizacja polityczna i konflikt idei. Wedle Lee Kuan Yew świat współczesny potrzebuje nie tyle demokratycznych bohaterów, co przywódców potrafiących wczuć się w potrzeby swoich społeczeństw. „Heroiczne postacie – mówił – niekoniecznie są najlepsze do rozwiązywania problemów współczesnego świata. Idealny przywódca musi zależeć od społeczeństwa, w którym przyszło mu działać”.58 Ostatecznym celem polityki jest służenie wzrostowi gospodarczemu. Każda ideologia przynosząca inne uzasadnienie jest nielogiczna. A tak naprawdę liczy się tylko zmiana i umiejętność dostosowania się do zmiennych okoliczności. Marek Bankowicz, Konfucjański paternalizm Lee Kuan Yewa: przypadek Singapuru „Nasze koncepcje – pouczał Lee Kuan Yew – muszą zmieniać się wraz ze zmieniającymi się warunkami. Nie mogą one odrzucać konkretu. Nasze idee nie mogą być określane przez dogmat i ideologię. Nasz cel musi być stały – najwyższe dobro dla jak największej ilości ludzi”.59 40 Wypada postawić w tym miejscu pytanie: Co różni demokrację konfucjańską ustanowioną w Singapurze przez Lee Kuan Yewa od demokracji typu zachodniego? Zasadnicze różnice sprowadzają się do trzech punktów. Demokracja konfucjańską, po pierwsze – nie przecenia wartości jaką jest wielopartyjność, po drugie – zakłada raczej konsultacyjną, a nie konkurencyjną funkcję wyborów, oraz po trzecie – ceni podejmowanie decyzji politycznych w drodze consensusu, nie zaś walki. Lee Kuan Yew – pierwszy Chińczyk spoza Chin, który stanął na czele państwa mimo całej kontrowersyjności, w pełni zasłużył sobie na miano męża stanu. Stworzył państwo sukcesu gospodarczego, a z rozmaitych społeczności etnicznych zbudował naród świadomy swej tożsamości. To mógł uczynić jedynie polityk wybitny, potrafiący trafnie oceniać rzeczywistość, rozwiązywać problemy i wytrwale dążyć do założonych celów. 57 Lee Kuan Yew, Why Singapore Disallows Foreign Press to Interfere in Domestic Politics, „Speeches. A Bimonthly Selection of Ministerial Speeches” (March–April) 1988, s. 10. 58 Cyt. za „Singapore Bulletin”, October 1989, s. 4. 59 Lee Kuan Yew, National Day Rally Speech, “Speeches. A Bimonthly Selection of Ministerial Speeches”, July – August 1984, s. 9. Tomasz Barankiewicz Filozofia Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej Katolicki Uniwersytet Lubelski Niniejszy tekst stanowi rozwinięcie hasła encyklopedycznego Etyka urzędnicza – funkcje, w: M. Domagała, A. Haładyj, S. Wrzosek (red.), Encyklopedia prawa administracyjnego, Warszawa 2010, s. 283 Od około trzech dekad w literaturze światowej nastąpił wyraźny rozwój badań nad etyką w administracji publicznej. W tym czasie wielu badaczy podjęło intensywne i pogłębione studia nad etyką administracyjną. Także praktycy zgłaszają coraz częściej potrzeby opracowania zbiorów dobrach praktyk, prowadzenia szkoleń i budowania infrastruktury etycznej administracji.1 W Polsce jednym z autorów, który jako pierwszy uwyraźnił zakres przedmiotowy współczesnej etyki urzędniczej, wskazał na jej rolę i znaczenie, główne regulacje w wybranych państwach i zasady praktyczne, jest właśnie Profesor Roman Tokarczyk.2 W niniejszej publikacji warto więc nawiązać do tej części bogatego dorobku naukowego Jubilata. Problematyka etyki administracji publicznej jest złożona i może być rozpatrywana z różnych punktów widzenia. Niemniej w literaturze przedmiotu nadał dość rzadko zwraca się szczegółową uwagę na zróżnicowanie funkcji etyki w całokształcie działań administracji publicznej. Oczywiście jakakolwiek próba podania pełnego katalogu takich funkcji zawsze pozostanie przedmiotem dyskusji. Niniejsza próba ma charakter sprawozdawczo-projektujący, wykorzystuje narzędzia filozofii teoretycznej, etyki, teorii i filozofii prawa. Systematycznie wyróżnić można następujące funkcje współczesnej etyki w administracji publicznej: 1) konfidencyjna, 2) kognitywna, 3) prewencyjna, 4) motywacyjna, 5) perfekcjonistyczna, 6) integracyjna i 7) ochronna. Zakładam też, że etyka służby publicznej nie jest celem samym w sobie, nie służy tylko poczuciu indywidualnej uczciwości osoby pełniącej funkcję publiczną, lecz jest narzędziem pożądanej jakości trybów i sposobów jej działania w demokratycznym państwie prawa. KILKA UWAG WSTĘPNYCH W realizacji służby publicznej przestrzeganie zasady praworządności jest warunkiem koniecznym, ale nie wystarczającym, stąd w żaden sposób nie wyczerpuje prawa do dobrej administracji. Przeciwdziałanie korupcji, zwiększenie zaufania społecznego 1 2 T. Cooper (ed.), Handbook of Administrative Ethics, New York 2001, s. iii. R. Tokarczyk, Etyka prawnicza, Warszawa 2005, s. 257–286. 41 Tomasz Barankiewicz, Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej 42 do organów władzy, zasada jawności procesu decyzyjnego i transparentność w służbie publicznej stają się dzisiaj w krajach UE i na całym świecie podstawowymi standardami oczekiwanego funkcjonowania administracji. W tym kontekście powstaje pytanie, jakie są podstawowe funkcje etyki w administracji publicznej? Na czym polega ich osobliwość w stosunku do funkcji norm prawnych? Jakie funkcje standardów etycznych są szczególnie znaczące w rozwiniętym społeczeństwie demokratycznym? Pojawiają się też pytania praktyczne, czy etyka administracyjna pomaga w codziennej pracy, czy też stanowi kolejny katalog obowiązków krępujący postępowanie urzędnika? Niestety w Polsce i na świecie problematyka etyki administracyjnej zdominowana została walką z korupcją. Synonimem etyki w administracji stało się przeciwdziałanie korupcji i zasada „nie biorę”. Tymczasem budowanie etosu służby publicznej to złożony i mozolny proces angażowania wielu czynników i narzędzi poprawy jakości działania urzędów, od tworzenia dobrego prawa po takie uniwersalne zasady, jak fides (wiara, zaufanie), humanitas (człowieczeństwo w relacjach z innymi), honestas (uczciwość, przyzwoitość) itp. Mam nadzieję, że systematyczne wyróżnienie wielu różnych funkcji standardów etycznych administracji pozwoli uzyskać szersze spojrzenie na rolę i znaczenie tzw. miękkich wartości w realizacji prawa od dobrej administracji. Ponadto należy mieć na względzie fakt, że owe funkcje standardów etycznych są ściśle powiązane z ewolucją funkcjami współczesnej administracji publicznej, w której przechodzi się od klasycznych działań władczych (porządkowo-reglamentacyjnych) do funkcji świadczącej (ochrona zdrowia, opieka społeczna, kultura, oświata, komunikacja miejska), funkcji zarządzania majątkiem publicznym oraz funkcji zarządzania rozwojem w sferze gospodarczej, społecznej i przestrzennej. Odpowiednio etyka administracyjna musi obejmować całokształt nowych działań administracji publicznej. Dodajmy do tego jeszcze dwie uwagi. Współczesna administracja publiczna działa w sposób coraz bardziej wyspecjalizowany i zawodowy.3 Jej pracownicy muszą postępować w sposób profesjonalny, tzn. powinni wykazywać wysoki stopień fachowości, wiedzy, kompetencji, ale także z profesjonalizmem integralnie związane jest respektowanie standardów etyki zawodowej. Dzisiaj o tych kwestiach nie można myśleć już w inny sposób. Ponadto, współczesna etyka administracji publicznej wykracza poza podejścia tradycyjne. Etyka ma charakter ujęcia postpozytywistycznego (post-positivist research approches to administrative ethics)4, które respektuje wiele różnych źródeł normatywnych oraz związków prawa i moralności. W praktyce zaś nie chodzi tylko o budowanie określonych stanów świadomościowych, w znaczeniu: powinienem postępować zgodnie z określonymi pragmatykami urzędniczymi. W wielu krajach w nowym podejściu do etyki administracyjnej (New Ethics for Public Administration) podkreśla się rolę konkretnych narzędzi, jak przeprowadzanie okresowych ocen pracowniczych, obowiązek oświadczeń majątkowych, informowanie o wolnych miejscach pracy, jawność zamówień publicznych, przeprowadzanie audytu, oświadczenia o równoległym 3 G. B. Adams, Administrative Ethics and the Chimera of Professionalism: The Historical Context of Public Service Ethics, [w:] T. Cooper (ed), Handbook…, s. 291–308. 4 H. G. Fredericson, J. D. Walling, Research and Knowledge in Administrative Ethics, [w:] T. Cooper (ed.), Handbook…, s. 49–50. FUNKCJA KONFIDENCYJNA Przede wszystkim respektowanie przez funkcjonariuszy publicznych standardów etycznych administracji publicznej ma istotny wpływ na budzenie i ochronę zaufania obywateli do organów władzy. Ta tradycyjna funkcja, chociaż inaczej dzisiaj rozumiana, ma charakter fundamentalny. Zakładamy, że na zasadzie „refleksu społecznego” (ang. reflex – odbijać, odzwierciedlać), kategorią tą posługuje się dzisiaj angielski socjolog A. Giddens, jeśli organ będzie prowadził postępowanie w sposób zgodny z obowiązującym prawem, bezstronny, rzetelny, obiektywny, niedyskryminujący, sumienny, to uruchomiony zostaje proces wzmacniania więzi zaufania społecznego w stosunku do osób pełniących służbę publiczną. Życie każdej wspólnoty, w tym wspólnoty politycznej, opiera się na określonych trwałych relacjach, więziach społecznych, m.in. więzi zaufania społecznego. W ostatnim czasie szczególnie w kontekście globalnego kryzysu finansowego i gospodarczego kategoria zaufania, jako tzw. miękka wartość społeczna, wzbudziła szczególne zainteresowanie teoretyczne i praktyczne, a także jak się okazuje, żywe zainteresowanie na gruncie etyki w administracji publicznej. Poszukuje się dzisiaj odnowienia wiara w ludzi i odnowienia zaufania społecznego do instytucji publicznych, poprzez ponowną refleksję nad procedurami i takimi wartościami, jak uczciwość, prawdomówność, rzetelność. Zaufanie interpersonalne jest rodzajem relacji społecznej, zaś przypuszczalnie u podłoża współczesnych kryzysów znajduje się właśnie ów kryzys zaufania.5 Zaufaniem społecznym zajmują się dzisiaj szeroko socjolodzy, psycholodzy, filozofowie prawa i przedstawiciele etyk zawodowych (N. Luhmann, P. Selznick, A. Giddens, U. Beck, P. Sztompka, J. Osiński, B. Kudrycka, J. Oniszczuk, T. Stawecki). W Polsce funkcja konfidencyjna zasad ogólnych postępowania administracyjnego została wyrażona w art. 8 KPA. Jednak od 11 kwietnia 2011 r. obowiązuje w Polsce nowelizacja KPA i dotyczy ona między innymi art. 8. Art. ten otrzymał brzmienie: „Organy administracji publicznej prowadzą postępowanie w sposób budzący zaufanie jego uczestników do władzy publicznej”6, zmieniając dotychczasowy zapis: „Organy administracji publicznej obowiązane są prowadzić postępowanie w taki sposób, aby pogłębiać zaufanie obywateli do organów państwa oraz świadomość i kulturę prawną obywateli”.7 W uzasadnieniu projektu nowelizacji wyjaśnia się, że celem zmiany jest dostosowanie treści art. 8 KPA do demokratycznego systemu władzy państwowej RP. Postępowanie administracyjne, jak się podkreśla, nie może bowiem służyć celom wychowawczo-edukacyjnym, lecz ochronie wolności i praw obywateli.8 5 T. Stawecki, Prawo i zaufanie. Refleksja na czas kryzysu, [w:] J. Oniszczuk (red.), Normalność i kryzys. Jedność czy różnorodność, Warszawa 2010, s. 115. 6 Ustawa z dnia 3 grudnia 2010 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania administracyjnego oraz ustawy – Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (Dz.U. z 2011 r., nr 6, poz. 18). 7 Ustawa z dnia 14 czerwca 1960 r. – Kodeks postępowania administracyjnego (Dz.U. z 2000 r., nr 98, poz. 1071 z późn. zm.). 8 Druk sejmowy nr 2987 z 16 kwietnia 2010 r.. Filozofia zajmowaniu stanowisk, informacje o zaciąganych kredytach, monitorowanie przyjmowanych prezentów. Dane te są najczęściej upubliczniane. 43 Trzeba zauważyć, że chociaż w art. 8 KPA na miejsce jednego wyrażenia metaforycznego wprowadza się inne wyrażenie metaforyczne, to jednak podkreśla się obecnie mocniej, iż zaufanie, które stanowi wartość naturalną człowieka, nie jest tworzone, czy „budowane”, lecz powinno być ono przez organ instytucjonalnie chronione. W tym też wyraża się istotna różnica między zwykłym zaufaniem interpersonalnym, a zaufaniem instytucjonalnym (zdepersonalizowanym). Ten drugi rodzaj zaufania powinien tworzyć systemowe (instytucjonalne) warunki dla wzmocnienia zaufania pierwotnego, zaufania jako relacji społecznej. Tomasz Barankiewicz, Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej FUNKCJA KOGNITYWNA 44 Przedstawiona wyżej funkcja konfidencyjna zakresowo ograniczona została do standardów postępowania administracyjnego. Może to rodzić błędne przekonanie, że etyka administracji publicznej wyczerpuje się w obszarze podejmowania decyzji administracyjnej. Tak jednak nie jest. Procedura administracyjna to tylko ten fragment działalności organów administracji, gdy dochodzi do wydania lub wykonania aktu administracyjnego.9 Standardy etyczne administracji, należy to wyraźnie podkreślić, odnoszą się do całokształtu działań administracji publicznej. Stąd też system etycznych standardów proceduralnych dotyczy nie tylko procedury administracyjnej, pewnego wycinka działań administracji, ale ma charakter, można powiedzieć, holistyczny, tzn. obejmuje wszystkie działania organów administrujących. Ale obok standardów proceduralnych istotną rolę odgrywają również standardy wzorca osobowego urzędnika, jak uczciwość, uprzejmość, życzliwość, nieposzlakowana opinia. Co więcej, istnieją również określone standardy kultury organizacyjnej administracji, zasady moralnoś ci społecznej i ogólnoludzkiej.10 Wszystkie te normy przenikają działania osób pełniących funkcje publiczne. Pracownik nie można być np. uczciwym tylko w jednym zakresie powierzonych zadań, a w innym być nieuczciwy, ulegać pokusie korupcji, stronniczości, nierównego traktowania interesantów. Wskazany wyżej holistyczny charakter etyki administracyjnej musi opierać się na elemencie kognitywnym, tzn. poznaniu, wiedzy i świadomości naczelnych wartości, powierzonych zadań i misji administracji publicznej. Innymi słowy, dobrym urzędnikiem będzie ten, który jest świadomy wartości służby publicznej, powierzonych zadań, własnej roli i miejsca w strukturze organizacyjnej, a także skutków własnych działań lub nie podjęcia działania. Ponadto dobrym urzędnikiem będzie ten, który jest zdolny działać odpowiedzialnie, elastycznie i z zaangażowaniem, a nie tylko w sposób „mechaniczny”, formalnie wykonując prawo i polecenia przełożonego. Działania etyczne zawsze powiązane są istotnie ze sferą poznawczą. Dyspozycje i zdolności mają charakter umiejętności, z których nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Inaczej jest w przypadku czynów moralnych, te wynikają ze świadomości sprawcy. Wymiar ten uwypuklany był przez wszystkich znaczących teoretyków moralności, szczególnie Arystotelesa 9 M. Wierzbowski, Postępowanie administracyjne na tle innych dziedzin prawa, [w:] idem (red.), Postępowanie administracyjne – ogólne, podatkowe, egzekucyjne i przed sądami administracyjnymi, Warszawa 2008, s. 2. 10 J. M. Martinez, Public Administration Ethics for The 21st Century, Oxford 2009, s. 125. Filozofia i św. Tomasza z Akwinu podkreślali rolę sfery poznawczej, ze względu na racjonalistyczną epistemologię i antropologię. I. Kant posługując się kategorią „dobrej woli” miał na myśli fakt, iż wolna wola musi kierować się określonym dobrem wskazanym przez sferę poznawczą (rozum). W XIX i XX w. obok neokantyzmu i utylitaryzmu w metaetyce dominował jednak emotywizm, co niestety doprowadziło do traktowania sfery moralnej, jako całkowicie subiektywnej, nieracjonalnej i znajdującej się poza zasięgiem systematycznych dociekać naukowych. Na gruncie teorii prawa stanowisko emotywizmu głosili pozytywiści prawniczy. Dzisiaj na funkcję kognitywną etyki zawodowej wskazują reprezentanci odrodzonej etyki cnót (E. Anscombe, A. MacIntyre, R. Hursthouse, D. Rasmussen, R. Audi). Generalnie pojawienie się etyki cnót w drugiej połowie XX w. w obszarze dyskursu moralnego potraktować można jako jedno ze zjawisk przełomowych w uprawianiu etyki, w tym właśnie etyki zawodowej. R. Audi podkreśla, iż posiadanie określonej cnoty, w naszym przypadku będzie to np. uczciwość, uprzejmość, rzetelność i sumienność urzędnika, wymaga zrozumienia przez podmiot pola cnoty, „nie można bowiem utrafić w cel bez poczucia, gdzie się on znajduje lub co jest niezbędne, by go osiągnąć”.11 Dodajmy więc od siebie, że w odpowiedzi na pytania, jak postępować, jak dobrać środki, by działać na rzecz naczelnych wartości służby publicznej, sprawca musi dysponować określoną wiedzą, zaś wiedza ta musi wypełnić pewne konieczne minimum, dające urzędnikowi rozumienie osobliwego pola służby publicznej, celu i środków działania. Można też powiedzieć na koniec, że wiedza etyczna i refleksja moralna w obszarze administracji publicznej stanowi swoiste ukoronowanie wiedzy i doświadczenia w tym zakresie, zwłaszcza, że administracja, jako „konstrukcja” nośna życia społecznego nabiera dzisiaj coraz większego znaczenia. FUNKCJA PREWENCYJNA Najogólniej funkcja działań prewencyjnych sprowadza się do zapobiegania różnego rodzaju patologiom we współczesnej administracji publicznej. Patologie te występować mogą w relacjach: 1) urzędnik – obywatele i społeczeństwo, 2) urzędnik – urząd, 3) między sferami władzy publicznej oraz między organami, 4) w związku z dysponowaniem środkami publicznymi i majątkiem publicznym.12 Przede wszystkim jednak skutki owych patologii w sferze publicznej odczuwają niestety zwykli obywatele. W każdym władczym stosunku do drugiego człowieka tkwi niebezpieczeństwo użycia siły, lub pojawienia się zachowań związanych z butą, arogancją i cynizmem. W codziennej praktyce spotkania z urzędnikami pozostawiają często niesmak i lęk przed kolejnymi wizytami w urzędzie. Klientów nie tyle martwią długie terminy, procedury, czy absurdalne przepisy, co postawa i spotkanie z urzędnikiem. Często mimo własnej uprzejmości i uśmiechu ze strony klienta urzędu tak trudno zdobyć sobie przychylność i wymaganą przecież ustawowo uprzejmość urzędnika lub urzędniczki.13 Dlatego 11 R. Audi, Etyka cnót w teorii i praktyce, [w:] N. Szutta (red.), Współczesna etyka cnót: możliwości i ograniczenia, Warszawa 2010, s. 40. 12 Zob. P. J. Suwaj, D. R. Kijowski (red.), Patologie w administracji publicznej, Warszawa 2009, s. 8-9. 13 Art. 24 ust. 2 pkt 5 ustawy z dnia 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych (Dz.U. nr 223, poz. 1458 z późn. zm). 45 Tomasz Barankiewicz, Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej 46 też jedną z podstawowych funkcji etyki w tym obszarze jest przeciwdziałanie patologiom w różnego rodzaju relacjach. Funkcja działań prewencyjnych ma dwa wymiary: negatywny i pozytywny. Pierwszy polegać będzie na skutecznym systemie pociągania urzędników do odpowiedzialności (karnej, cywilno-materialnej, dyscyplinarnej, społecznej). W współczesnej administracji publicznej debata wokół odpowiedzialności organów wykracza poza tradycyjny obszar odpowiedzialności prawnej, w tym dyscyplinarnej urzędników, kierując się ku standardom odpowiedzialności społecznej i etycznej.14 Co więcej, odpowiedzialność etyczna nie sprowadza się jedynie do odpowiedzialności opartej na winie, co charakterystyczne dla prawa. Aktywny urzędnik bierze odpowiedzialność już przed przystąpieniem do działania. W tym kontekście przywołać należy amerykański model administracji responsywnej, tzn. administracji „słuchającej i odpowiadającej”, dostosowanej do rozwiniętego społeczeństwa demokratycznego. Powiedzmy, że upada tutaj tradycyjna koncepcja odpowiedzialności ex post. Stąd też ważny jest drugi wymiar funkcji prewencyjnej - pozytywny, gdy mając urzędnik świadomość wartości służby publicznej i powierzonych zadań podejmuje działania w społecznie oczekiwany. W tej kwestii w np. USA proponuje się działanie według zasady „Washington Post”, która nakazuje funkcjonariuszowi tak uzasadnić decyzję lub postępować, jakby treść decyzji lub jego postępowaniem miały stać się tematem pierwszej strony poczytnego dziennika. W Polsce np. często powtarza się zasadę „traktuj innych tak, jak sam chciałbyś być potraktowany”. Prewencyjny wymiar pozytywny to jednak przede wszystkim przeprowadzanie dobrej rekrutacji i selekcji pracowników, planowanie i finansowanie systemu szkoleń. Tego rodzaju działania, wymienione tu jedynie przykładowo, wpływają na jakość standardów administrowania. Niemniej w różnych modelach współczesnej etyki urzędniczej przyjmuje się koncepcję komplementarną, tzn. łączy się prewencyjny wymiar negatywny i pozytywny. Natomiast nie jest dobrym rozwiązaniem rozbudowywanie jedynie systemu pociągania do odpowiedzialności prawnej, głównie karnej i cywilnomaterialnej. Podejście pozytywne wskazuje m.in. na rolę motywacji, co omówimy niżej. FUNKCJA MOTYWACYJNA Funkcja motywacyjna odnosi się do wewnętrznej struktury osobowości urzędnika. Stąd też o ile funkcja prewencyjna ma raczej charakter zewnętrzny i doraźny, to funkcja motywacyjna dotyczy w naszym przypadku internalizacji systemu wartości służby publicznej, zespołu motywów, pobudek, intencji wpływających na odpowiednie zachowania urzędnika, jego wytrwałość w pracy, zaangażowanie, równowagę sfery psychicznej i kierunek podejmowanych działań. Motywacja jest powiązana z innymi elementami struktury osobowości. Stąd też stanowi swoiste „paliwo” dla pożądanych w administracji publicznej cech charakteru, jak uczciwość, rzetelność, uprzejmość, 14 B. Kudrycka, Stan przygotowań administracyjno-prawnych do wprowadzania europejskich standardów odpowiedzialności społecznej funkcjonariuszy publicznych, {w:} W. Gasparski (red.), Europejskie standardy etyki i społecznej odpowiedzialności biznesu, Warszawa 2003, s. 106-138. Filozofia sumienność, lojalność, zdolność do podejmowania odpowiedzialności. Stanowi też ważny czynnik w codziennych kontaktach z klientami i współpracownikami. W związku z funkcją motywacyjną powstają dwa podstawowe pytania. Jaki jest główny etyczny motyw działań urzędnika? Skąd czerpać motywacje do codziennej pracy? W pierwszym przypadku, podstawowym motywem z punktu widzenia etyki urzędniczej będzie poczucie służebnej funkcji w stosunku do obywateli i społeczeństwa. Nie będziemy jednak szerzej tutaj podejmować tej kwestii. Natomiast w drugim przypadku, chociaż motywacja tkwi zasadniczo w ideałach służby publicznej, to ze względu na wymiar empiryczny (socjologiczno-psychologiczny) motywację czerpać należy z tworzenia dobrej atmosfery w pracy (budowania dobrego zespołu), osobis tej uprzejmości, otwartości, a także np. skłonności do humoru, czy unikania postawy malkontenta i krytykanta. To banalna prawda, ale urzędnik dobrze zmotywowany funkcjonuje lepiej i potrafi zrobić więcej. Często brak odpowiedniej higieny psychicznej prowadzi do zjawiska tzw. wypalenia zawodowego. Refleksja etyczna podpowiada, że należy dbać o zdrowie psychiczne w środowisku zawodowym. W okresie PRL znane było zjawisko określane jako anomia sovietica objawiające się zanikiem poczucia moralnego znaczenia, wartości wykonywanej pracy. Etosy zawodowe w latach 1948–1989 uległy znacznej erozji lub destrukcji. Problematyka motywacji urzędniczej (zarządzanie motywacją) stanowić może ważny obszar dla badań psychologicznych w administracji.15 Według M. Kosewskiego, w codziennej praktyce urzędniczej najważniejsza jest tzw. motywacja godnościowa. Niezwykle ważnymi czynnikami wpływającymi na zachowania jest wzajemny szacunek, poczucie własnej wartości i traktowanie z należytą godnością (wartością) innych.16 Przywołany autor traktuje etos urzędniczy z punktu widzenia zarządzania motywacją jako zaspokajanie potrzeby godności. Zasadniczo w zarządzaniu motywacją na myśli mamy motywy pozytywne działania urzędników. Niekiedy jednak ustawodawca i przełożony może posługiwać się bodźcami motywacji negatywnej. Postępowanie dyscyplinarne, kara, lęk przed utratą pracy, czy negatywną oceną społeczną stanowią pewne bodźce motywujące od strony negatywnej do bardziej odpowiedzialnej pracy w zakresie powierzonych zadań. FUNKCJA PERFEKCJONISTYCZNA Funkcja perfekcjonistyczna etyki wiąże się z procesem stałego dążenia do doskonalenia zawodowego, tak w wymiarze indywidualnym, jak i w wymiarze organizacyjnym. Warto w tym miejscu przypomnieć jednak, za E. Anscombe17 i A. MacIntyrem18, którzy doprowadzili w XX w. do odrodzenia etyki cnót, że ojcem etyki w ujęciu perfekcjonistycznym jest Arystoteles. W okresie filozofii nowożytnej i współczesnej pojęcia charakterystyczne dla arystotelizmu w etyce właściwie zanikły lub zostały zniekształcone. Dzisiaj natomiast chętnie powraca się właśnie do pojęcia cnoty, dążenia 15 W Polsce badaniami psychologicznymi zajmuje się m.in. M. Kosewski. Zob. idem, Etos pracowniczy w urzędach państwowych i samorządowych, „Służba Cywilna” 2003/2004, nr 7. s. 67–108. 16 Ibidem, s. 72–80. 17 E. Anscombe, Modern Moral Philosophy, „Philosophy” 1958, nr 33, s. 1–19. 18 A. MacIntyre, After Virtue, London 1981 (Dziedzictwo cnoty, tłum. A. Chmielewski, Warszawa 1996). 47 Tomasz Barankiewicz, Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej do osobowej doskonałości i formacji osobowości jednostki. Dla nas perfekcjonizm umożliwia spojrzenie na etykę administracyjną z punktu widzenia podmiotu, który stopniowo usprawnia cechy określonego typu charakteru urzędnika, osobowo-moralnego wzorca urzędnika. Potocznie przez perfekcjonizm rozumiemy dążenie do stanu doskonałości, modyfikowanie czegoś, poprawianie wyników, ulepszanie, dążenia do tego, co w danych warunkach najlepsze. W tym ogólnym sensie za istotę perfekcjonizmu uchodzi po prostu samo stopniowe dążenie do stanu doskonałości. Nas natomiast interesuje perfekcjonizm w znaczeniu właściwym, jako określone stanowisko w refleksji moralnej. W ścisłym znaczeniu odwołanie się do perfekcjonizmu uwypukla dwa ważne składniki moralności: 1) podmiotowość sprawcy, 2) stopniowalność danych sprawności moralnych.19 O ile inne nurty etyczne (neokantyzm, utylitaryzm) w swoich rozważaniach uwzględniają głównie przedmiotowe kryteria działania, jak zasady, reguły i wartości, to etyka cnót koncentruje się właśnie stałych sprawnościach podmiotu i ich doskonaleniu. Perfekcjonizm postuluje różne formy samodoskonalenia poprzez np. eliminowanie niskich pobudek, a nabywanie i kształtowanie zachowań pożytecznych, powszechnie cenionych. Kształtowanie się cech charakteru człowieka, postrzega się też jako pewien złożony i wieloetapowy proces. W przypadku etyki urzędniczej zwraca się uwagę na takie etapy procesu doskonalenia zawodowego, jak: 1) wejście w rolę zawodową, 2) dojrzewanie osobowościowe i zawodowe, w którym wyróżnić można właśnie stopnie, czy etapy wtajemniczenia zawodowego, 3) opanowanie sztuki danego zawodu, 4) pełnienie wobec innych roli mistrza, dzielenie się doświadczeniem i wychowywanie następców. Trudno wyobrazić sobie dążenie do realizacji określonych przedmiotowych zadań (wartości) bez uzdolnienia sprawności podmiotu, jego cech charakteru, siły woli i motywacji. Z tego też względu nie można redukować pragmatyk urzędniczych do katalogu bezosobowych obowiązków.20 Perfekcjonizm w administracji publicznej ma jednak także swój wymiar organizacyjny i instytucjonalny. W tym znaczeniu perfekcjonizm zakłada, iż obok indywidualnych (subiektywnych) predyspozycji i dążeń do samorozwoju zawodowego, istnieją też uwarunkowania obiektywne (instytucjonalne), np. uregulowane w ustawach, deklarowane w kodeksach etyki, czy zasady wynikające ze standardów dobrej organizacji. Z podejściem instytucjonalnym wiąże się ściśle podejście systemowe. Zakładamy, że liczne patologie nie są jedynie rezultatem błędów konkretnych ludzi, lecz źle funkcjonującego systemu, całej infrastruktury etycznej administracji. Z wymiarem instytucjonalnym wiążą się takie konkretne narzędzia, jak zarządzanie zasobami ludzkimi (ZZL), określony system szkoleń, budowanie infrastruktury etycznej, tworzenie dobrego prawa. W polskiej administracji publicznej rzeczone elementy najmocniej rozbudowane zostały w przypadku zawodowej służby cywilnej. J. Jaśtal, Etyka cnót a perfekcjonizm etyczny, [w:] N. Szutta (red.), Współczesna etyka cnót…, s. 148. J. S. Luke, D. W. Hart, Charakter and Condact in the Public Service, [w:] T. Cooper (red.), Handbook…, s. 529-554.. 19 20 48 Jak wskazują badania socjologiczne, proces zaszczepiania wspólnych wartości, określenie misji danej grupy społeczno-zawodowej, posługiwanie się wspólnymi symbolami, znacząco wpływa, z jednej strony, na wyodrębnienie się danej grupy zawodowej w stosunku do innych grup tego rodzaju, z drugiej zaś strony, umożliwia identyfikację i zawodowe dojrzewanie jednostki.21 Grupa zawodowa dobrze zintegrowana charakteryzuje się dążeniem do współpracy, tworzenia dobrego zespołu i większą życzliwością w relacjach interpersonalnych. Zawodowa grupa dobrze zintegrowana wpływa też pozytywnie na poczucie wartości jej członków. W otoczeniu zewnętrznym grupa tego rodzaju cieszy się uznaniem, a pracownicy nie muszą ukrywać faktu, gdzie pracują. Nie bez przyczyny stopień dezintegracji grupy mierzy się ilością przestępstw i naruszeń prawa.22 Jeśli zatem w administracji publicznej toleruje się rozliczne patologie, to rzuca to cień na korpus administracji jako pewną grupę zawodową, którą można w takim przypadku postrzegać jako grę różnych układów, powiązań, grupę uwikłaną we wzajemne interesy, a nie nastawioną na powierzone zadania publiczne. Dzisiaj wprowadzane standardy etyczne, w formie kodeksów lub soft law świadczą o rosnącej roli profesji urzędniczej i postępującej zarazem integracji. Mówiąc o funkcji integracyjnej etyki wskazać można, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, na: 1) etykę reguł oraz 2) wzorce osobowe, pracowników, którzy stali się profesjonalistami i cieszą się autorytetem. W pierwszym przypadku chodzić będzie o określony system deklarowanych wartości, których internalizacja i świadomość pozwala tworzyć poczcie wspólnej misji administracji publicznej. Ale niezwykle doniosły w każdym środowisku zawodowym jest także wzorzec profesjonalisty, czyli w naszym przypadku urzeczywistniony wzór osobowy urzędnika. Mistrz, osoba doświadczona, ciesząca się autorytetem w naturalny sposób gromadzi wokół siebie innych, zwłaszcza tych, którzy dopiero zdobywają doświadczenie zawodowe. Mistrz i profesjonalista pełni ważną rolę integracyjną w środowisku zawodowym urzędników. W codziennej praktyce stanowi punkt odniesienia w przyjętych sposobach wykonywania zadań. Niestety w Polsce, ale i w Europie duży nacisk kładzie się na standardy proceduralne i etykę reguł administracji publicznej, nie zaś na etykę wzorca osobowo-moralnego urzędnika. Należy podkreślić, że jest to zasadnicza różnica w stosunku do etyk profesjonalnych proponowanych w obszarze anglo-amerykańskiej kultury administracyjnej. Filozofia FUNKCJA INTEGRACYJNA FUNKCJA OCHRONNA Warto wskazać jeszcze funkcję ochronną etyki w administracji publicznej. Przede wszystkim prawo i standardy etyczne, wyrażone w ustawach i kodeksach, mają również za zadanie chronić tego funkcjonariusza, który postępuje w sposób zgodny z uznanymi standardami. A contrario nie może być tak, że funkcjonariusz publiczny, wykorzystujący stanowisko cieszy się swoistą nietykalnością. Niestety praktyka życia 21 22 P. Sztompka, Socjologia, Kraków 2002, s. 392–393. , s. 188. 49 Tomasz Barankiewicz, Funkcje etyki we współczesnej administracji publicznej codziennego ujawnia liczne przykłady obsadzania stanowisk „swoimi ludźmi”. Zdarza się też, że urzędnicy pracujący profesjonalnie, ale w sposób politycznie neutralny, obiektywny i bezstronny są traktowani nieufnie i w konsekwencji zwalniani. W Polsce proces kształtowania się profesjonalnej służby publicznej jest nadal bardzo powolny. Trudno w praktyce stosować trywialną już dzisiaj prawdę, że jakość kadr administracji stanowi swoistą wartość dodaną w całokształcie jej działań. Funkcja ochronna ma jednak wiele różnych wymiarów praktycznych. Na przykład, tam gdzie prawo pozostawia urzędnikowi tzw. lukę normatywną, by działać elastycznie, może on zawsze powołać się, w przypadku zarzutów, na zasady i standardy, jak interes publiczny, słuszny interes obywatela, czy gospodarność i racjonalność. Świadomość wartości służby publicznej pozwala także rozwiązywać dylematy moralne i liczne sytuacje konfliktowe w urzędzie. W ramach funkcji ochronnej, ze względu na poruszany już wyżej aspekt etyki cnót, etyka urzędnicza pozwala w trudnych sytuacjach zachować postawę cywilnej odwagi w realizacji powierzonych zadań lub tego, co słuszne. Etyka cnót jako cech charakteru pozwala wytworzyć swoistą „drugą naturę”, która wyznacza pożądane postępowanie w sytuacjach złożonych i trudnych. Jeszcze inny wymiar funkcji ochronnej to ogólna kultura osobista urzędnika. Uprzejmość połączona z asertywnością urzędnika pomaga często załatwić sprawę, w której klient szuka konfrontacji z urzędnikiem lub jest po prostu pieniaczem często odwiedzającym urzędy. Jeśli natomiast urzędnik wybierze strategię „zobaczymy kto tu wygra”, to nierzadko mały problem rozwija się w poważną sytuację konfliktową. 50 UWAGI KOŃCOWE Wyjście poza tradycyjne sposoby myślenia o administracji publicznej skłania niejako automatycznie do wyjścia poza dotychczasowe sposoby rozumienia funkcji etyki w administracji publicznej. Funkcje te nie mogą mieć jedynie charakteru negatywnego (głównie funkcja prewencyjna). Mocny akcent należy postawić także na funkcjach pozytywnych, szczególnie zaś, idąc za wskazaniami współczesnej etyki cnót, funkcji perfekcjonistycznej, która wskazuje na aktywność, kreatywność pracownika i w sposób istotny wiąże się z dążeniem do profesjonalizacji administracji publicznej. Budowanie etosu administracji to nie tylko walka z korupcją, rozbudowywanie systemów odpowiedzialności karnej i dyscyplinarnej. Wskazane funkcje, w ujęciu sprawozdawczo-projektującym, stanowią pewną syntezę poszukiwania dróg ku nowej etyce w administracji publicznej. Nowe podejście nie zakłada: 1) ani monizmu normatywnego (ustawowa inkorporacja standardów etycznych), ani nawet dualizmu (ustawy i kodeksy etyczne), lecz zmierza się dzisiaj, w ujęciu postpozytywistycznym etyki administracyjnej, w kierunku pluralizm źródeł standardów etycznych (wartości uznawane w danym społeczeństwie, wartości ogólnoludzkie, zawodowe deklarowane standardy kodeksowe, standardy kultury organizacyjnej, standardy wyrażone w ustawach i rozporządzeniach); 2) wskazuje się też na konkretne narzędzia poprawy jakości funkcjonowania administracji, jak oceny pracownicze, oświadczenia majątkowe, oświadczenia o innych miejscach pracy, Filozofia itp.; 3) dużego znaczenia nabrała kwestia społecznej odpowiedzialności administracji publicznej oraz jej tzw. responsywność; 4) istotne stały się także procedury monitorujące, jak np. audyt; 5) do kanonów współczesnych standardów zaliczana jest przede wszystkim jawność postępowania administracji publicznej i jej transparentność. Innymi słowy, społeczeństwa w dobie tzw. późnej nowoczesności (U. Beck) ze względu na różne formy „ryzyka wytworzonego” muszą lepiej monitorować procesy zarządzania w sferze publicznej, stąd też odwołanie się do norm moralnych jako regulatorów relacji społecznych. 51 Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” Zbigniew Blok Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu W ostatnich kilkudziesięciu latach kategoria tożsamości stała się kategorią używaną przez różne dyscypliny naukowe i stąd utraciła swoje pierwotne, psychologiczne i socjologiczne znaczenie. Stała się kategorią używaną w językoznawstwie, nauce o zarządzaniu, zoologii i wielu innych naukach, w tym także w politologii. Tożsamość zyskała taką popularność, iż stała się częścią języka potocznego z wszelkimi tego konsekwencjami znaczeniowymi. Jej niejasność i nieostrość nie przesądziła wszakże o zaniku eksplanacyjnej wartości tej kategorii.1 I stąd najprawdopodobniej ciągle obserwujemy próby wykorzystania tej kategorii do opisu czy analizy coraz to bardziej odmiennych pól badawczych. Warto więc zwrócić uwagę na jej najogólniejsze znaczenie. Tożsamość to poszukiwanie sensu na podstawie pewnego atrybutu lub zbioru atrybutów, któremu bądź którym przypisujemy pierwszeństwo przed innymi źródłami sensu.2 Przy takim zdefiniowaniu tożsamości musimy się zgodzić z tym, że istnieje wielość tożsamości, bowiem różne mogą być atrybuty bądź zbiory atrybutów, którym możemy przypisywać pierwszeństwo. Tożsamości nie da się sprowadzić do roli czy do układu ról, bowiem te organizują funkcje, podczas gdy tożsamość organizuje sens. Zatem funkcje czy zbiory funkcji nawet wyodrębnione według kryteriów, którym przypisujemy pierwszeństwo nie stanowią istoty tożsamości – ta bowiem bardziej powiązana jest symboliczną identyfikacją celów działania czyli z sensem. W tym znaczeniu koncepcja tożsamości może być wykorzystana nie tylko do odpowiedzi na pytanie kim jest człowiek czy zbiorowość ludzka, lecz również do odpowiedzi na pytanie czym jest dana dyscyplina naukowa, jaki jest jej status ontologiczny, status epistemologiczny czy metodologiczny? Zgadzając się ze stwierdzeniem, iż tożsamość jest konstruowana, a zarazem, że ten konstrukt może być użyteczny poznawczo musimy być świadomi, iż przy jego konstruowaniu badacze będą posługiwali się częściowo odmiennymi kryteriami czy atrybutami. Stwarza to miejsce do wielu typów tożsamości. Z punktu widzenia naszych rozważań za użyteczne uznać należy dwa rodzaje tożsamości: tożsamość odtworzeniową – powstaje z obserwacji i analizy tego czym była i tego czym jest politologia oraz 1 52 2 R. Szwed, Warianty tożsamości, [w:] Odmiany tożsamości, Lublin 2010, s. 9. M. Castells, Siła tożsamości, Warszawa 2008, s. 22. 3 J. Woleński, Spór o status metodologiczny nauki o polityce, [w:] Metodologiczne i teoretyczne problemy nauk politycznych, red. K. Opałek, Warszawa 1975, s. 42 i n. Filozofia tożsamość projektowaną – powstała z propozycji, z wizji badaczy, koncepcji użyteczności czy funkcjonalności politologii. W nawiązaniu do tych rodzajów tożsamości, o tożsamości dyscypliny naukowej możemy stwierdzić bądź jaka ona była dotąd, bądź jaką powinna być, jak powinien być zdefiniowany jej przedmiot, jakimi sposobami możemy go najlepiej poznać i jak tak zdefiniowane przedmioty i metody badawcze pozostają do innych przedmiotów i metodologii. Drugą ważną dla tego opracowania typologią tożsamości dyscypliny naukowej jest jej podział na: tożsamość przedmiotową, tożsamość metodologiczną, tożsamość wynikającą z historii rozwoju dyscypliny. Ograniczone rozmiary tego opracowania nie pozwalają na pełne przedstawienie wszystkich tych rodzajów tożsamości. Więcej uwagi poświęcimy tożsamości przedmiotowej, natomiast bardziej ogólnie scharakteryzujemy dwie ostatnie. Tożsamość metodologiczna zakłada, że istnieją swoiste wypracowane przez daną dyscyplinę naukową metody, które dodatkowo są stosowane li tylko przez tę dyscyplinę i jako takie rozstrzygają o charakterze badań. Przykładowo, zastosowanie „metody psychologicznej” jednocześnie determinuje psychologiczny charakter badań, „metody socjologicznej” – socjologiczny charakter badań, a „metody politologicznej” – politologiczny charakter badań. Praktyka badawcza i historia nauk społecznych zaprzeczyła temu założeniu. I nawet jeżeli jakaś metoda powstała w ramach praktyki badawczej konkretnej dyscypliny to niemal automatycznie została przejęta przez inne dyscypliny, bowiem przedmiot badań nauk społecznych, jeżeli nawet do końca nie jest wspólny tzn. niepodzielny, to z pewnością przedmioty te wzajemnie się przenikają, krzyżują, tworzą sieci nierozerwalnych powiązań. Jak stwierdził J. Woleński, z metodologii ogólnej bynajmniej nie wynika, że teorie naukowe muszą się różnić stosowanymi metodami czy technikami badawczymi. Autor ten wyróżnił dwie grupy metod naukowych: metody uzasadniające, metody heurystyczne. Metody uzasadniające muszą mieć charakter empiryczny. Oznacza to, że wszystkie one posługują się dedukcją, tzn. z ogólnych założeń wyprowadza się logiczne konsekwencje, które poddaje się empirycznym testom po to, aby je zweryfikować, to jest albo potwierdzić, albo sfalsyfikować. Trudno byłoby założyć, że formułowanie hipotez o zjawiskach politycznych miałoby się odbywać według odmiennych reguł niż w pozostałych naukach. Podobnie jest też z metodami heurystycznymi, które prowadzą do nowych odkryć – trudno jest orzec co prowadzić może do olśnienia, a skoro tak to nie należy oczekiwać jakiś stałych reguł dokonywania odkryć w danej dziedzinie. Zdaniem J. Woleńskiego, używanie słowa „specyficzne” w odniesieniu do metody teorii polityki jest nieuzasadnione.3 53 Metody powstają do rozwiązywania konkretnych problemów, a nie z inspiracji całej dyscypliny naukowej i dlatego, jak słusznie stwierdza T. Klementewicz, zawsze posiadają charakter ultradyscyplinowy. Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” „Politolog na przykład nie może szukać jednej, własnej, zastrzeżonej dla siebie metody badań skoro interesują go podstawy prawne funkcjonowania sfery publicznej (dogmatyka prawnicza) i ideologie polityczne (hermeneutyka), rozpowszechnione postawy wobec polityków i instytucji (metoda reprezentacyjna połączona z techniką kwestionariuszową) czy gra polityczna (warsztat historyczny, reguły interpretacji źródeł)”.4 54 O tym, że przypisywanie jakiś metod jednej tylko dziedzinie nauki jest nierealne przekonuje nas też dzieło N. Machiavellego. Politykę traktował on jako samodzielną dziedzinę, nie dającą się zredukować do innych dziedzin publicznej aktywności, a której poznanie opiera się na wiedzy o człowieku i na historii. Przy czym skoro natura człowieka jest niezmienna, a historia się powtarza, co zakładał Machiavelli, to możliwe jest formułowanie prawidłowości na ten temat. Zdaniem J. Szackiego, w metodologii u Machiavellego daje się zauważyć powtarzający się schemat rozumowania: hipoteza, fakty historyczne za, fakty historyczne przeciw i teza jako wynik porównania. Ta metoda badań jest bardzo podobna do tej, którą od XVI w. zaczęto stosować do badania zjawisk świata przyrody i która z czasem stała się podstawową metodą nauk przyrodniczych i ścisłych.5 B. Krauz-Mozer potrzebę zachowania wysoce zróżnicowanych praktyk badawczych w nauce o polityce uzasadnia następująco: politologia jest dziedziną o zróżnicowanym warsztacie badawczym uwarunkowanym hybrydową metodologią właściwą tej dyscyplinie. Korzysta z wielu różnych i równouprawnionych metod generowanych przez zbieżny lub odmienny zestaw aksjomatów filozoficznych, co należy uznać za jej zaletę, a nie wadę. Poza tym o doborze metod decydować winien głównie kontekst badania, albo inaczej cele, które badacz ma zamiar osiągnąć, a te najogólniej są ustalane na poziomie metanauki. Uznanie pluralizmu metodologicznego badań politologicznych jest równoznaczne z uznaniem interdyscyplinarnego charakteru politologii.6 Wbrew temu, w literaturze politologicznej spotkać można publikacje, które sugerują możliwość istnienia odrębnej metodologii politologicznej czy metod badań politologicznych. Zwolennikiem istnienia, a właściwie ciągłego powstawania metody politologicznej jest np. A. Chodubski, który twierdzi, że jej istotą jest stosowanie pojęć i teorii politologicznych do wyjaśniania badanych zjawisk oraz że „w nowoczesnym pojmowaniu politologia jest dyscypliną nauk humanistycznych mającą wyraźnie określoną swoją odrębność.”7 T. Klementewicz, Rozumienie polityki. Zarys metodologii nauki o polityce, Warszawa 2010, s. 30. Porównaj także P. Ścigaj, Granice politologii jako wyznacznik tożsamości dyscypliny, „Athenaeum Polskie Studia Politologiczne” 2010, vol. 26, s. 37. 5 J. Szacki, Użytki historii w doktrynie politycznej Machiavellego, [w:] N. Machiavelli, Paradoksy losów doktryny, red. A. Tomasiak-Brzost, Warszawa 1973, s. 144. 6 B. Krauz-Mozer, Metodologia politologii w perspektywie pluralistycznej, [w:] Demokratyczna Polska w globalizującym się świecie. I Ogólnopolski Kongres Politologii, Warszawa 2009, s. 159. 7 A. J. Chodubski, Wstęp do badań politologicznych, Gdańsk 2004, s. 117. 4 J. Muszyński, Podstawy teorii i praktyki polityki, Toruń 2007, s. 243–244. J. B. Buttolph-Johnson, H. T. Reynolds, J. D. Mycoff, Metody badawcze w naukach politycznych, Warszawa 2010, s. 65 i n. 10 J. Woleński, Spór..., s. 34. 11 V. Lowndes, Instytucjonalizm, [w:] Teorie i metody w naukach politycznych, red. D. March, G. Stoker, Kraków 2006, s. 89. 12 A. W. Jabłoński, Teorie politologiczne w nauce anglosaskiej, Wrocław 1991, s. 10 i n. 13 Ibidem, s. 14. Filozofia Za istnieniem metodologii politologii czy nauk o polityce (nauk politycznych) opowiada się też J. Muszyński, który stwierdza, iż dzięki niej możliwe jest badanie konkretnych obszarów polityki – jej przedmiotów i podmiotów w tym także układów na styku jej z innymi dziedzinami życia społeczeństwa.8 Są to stanowiska raczej wyjątkowe i zdecydowanie nie podzielane przez większość polskich politologów. Oryginalnych argumentów przemawiających za istnieniem tożsamości nauki o polityce dostarcza nam historia tej dyscypliny. Aż do lat 20. XX wieku refleksją o polityce zajmowano się w ramach badań filozoficznych, prawniczych, historycznych bądź ekonomicznych z wszelkimi tego konsekwencjami.9 To właśnie do tego okresu nawiązują zwolennicy pluralistycznego pojmowania politologii, bowiem do dnia dzisiejszego nauki polityczne w pewnym stopniu dziedziczą te trudne do unifikacji postawy badawcze.10 Sytuację odmieniło pojawienie się szkoły instytucjonalnej, która wyróżniała się realnością badań „maszynerii rządowej”, decyzji rządowych i ośrodków wpływu. Te ostatnie instytucje nie zawsze pokrywały się z modelem konstytucyjnym czy normatywnym. Podejście instytucjonalne do tego stopnia dominowało w naukach politycznych, że wręcz utożsamiano instytucjonalizm z politologią.11 Szkoła ta, mimo iż była krytykowana za zbyt wąskie pojmowanie polityki, za pominięcie wszystkich elementów pola polityki, które nie przybrały charakteru instytucjonalnego trwała aż do połowy XX w., a w Wielkiej Brytanii przetrwała aż do momentu jej odrodzenia w postaci neoinstytucjonalizmu. Ważną rolę w zdefiniowaniu pola polityki odegrała powstała w latach 30. XX wieku, założona przez Ch. Merriama i H. Lasswella, Szkoła Chicagowska. Za centralną kategorię politologiczną Merriam uznał „władze”, a Lasswell „wpływ”.12 Ponadto Lasswell rozwinął badania nad władzą elit politycznych. Szkoła ta (Chicago School) była z kolei krytykowana za zbyt szerokie ujmowanie pola polityki. To z kolei było inspiracją do powstania kolejnej szkoły nazwanej szkołą procesu grupowego, która politykę zinterpretowała jako obszar działania grup interesów, jako proces wzajemnego dostosowania się interesów grupowych w systemie. W odróżnieniu od szkoły instytucjonalnej, szkoła ta położyła akcent na rodzaj aktywności, a nie na rodzaj instytucji, w której aktywność miała miejsce. Szkoła procesu grupowego przyjęła, że u podstaw procesu politycznego leży założenie o konfliktowym i kooperatywnym charakterze działań grupowych w dowolnej społeczności zainteresowanej swoim istnieniem.13 Kolejną propozycję zdefiniowania pola polityki przedstawiła szkoła funkcjonalna, która wyszła z założenia, że polityka jest jedną z funkcji systemu społecznego i że sko8 9 55 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” ro nie udało się wyodrębnić pola polityki to należy skoncentrować się na wyznaczeniu granic polityki, a granicami polityki są zakresy realizacji celów istotnych dla społeczeństwa. Według tej szkoły w realizacji celów istotnych dla społeczeństwa uczestniczą różne podmioty aktywności społecznej, a więc partie, grupy nacisku, agendy rządowe, jednostki itd. Najwybitniejszy przedstawiciel podejścia funkcjonalnego D. Easton zdefiniował system polityczny jako mechanizm realizacji dwóch funkcji: autorytatywnego podziału wartości, pozyskania społecznego poparcia dla tak dokonanego podziału.14 Za niezwykle inspirujące należy uznać propozycje szkoły decyzyjnej, która – jak to wynika z jej nazwy – za proces polityczny uznaje mechanizm podejmowania decyzji grupowych. Zwróciła ona uwagę na to, że proces podejmowania decyzji rządowych nie da się sprowadzić do wyboru racjonalnego. Według R. Hilmana, sprawdzianem słuszności podjętej decyzji jest zakres poparcia jakim decyzja cieszy się wśród wpływowych kręgów społecznych, a mniej ważne jest to czy spełnia ona wymogi racjonalności.15 W połowie lat 50. XX wieku pojawił się ruch behawioralny inspirowany logicznym pozytywizmem. Jego popularność w świecie nauk społecznych wiązać należy z atrakcyjnie brzmiącym założeniem, że możliwe i celowe jest zbliżenie się do nauk przyrodniczych, których „naukowości” nikt nie podważał. Duży akcent na teorię empiryczną oraz wyjaśnianie przyczynowe był równoznaczny z preferowaniem obserwacji i pomiaru zmysłowo poszczególnych działań.16 To z kolei oznaczało drastyczne pominięcie wszelkich danych subiektywnych jako zmiennych w analizie naukowej. Behawioralizm nie spełnił pokładanych w nim nadziei i nie zagroził wcześniejszym szkołom myślenia politycznego. Wprost przeciwnie, spowodował powrót do nich i zachęcił do krytycznej refleksji nad nimi, co zaowocowało nowymi przemyśleniami w postaci: neoinstytucjonalizmu, neobehawioralizmu, neomarksizmu oraz przyczyniło się do zmodyfikowania teorii racjonalnego wyboru, teorii interpretacjonistycznych czy teorii normatywnych. Historia nauki o polityce dowodzi, iż można ją sprowadzić do dwóch stadiów rozwoju. Pierwsze stadium polegało na mnożeniu szkół politycznego myślenia na bazie odmiennie definiowanej polityki i odpowiednim do tego dobieraniu metod badawczych. Akcentowano różnice między szkołami, a krytyczna refleksja nad nimi zachęcała do formułowania nowych propozycji czyli powstawania nowych szkół. Żadna jednak szkoła nie potrafiła wyznaczyć pola polityki, które mogłoby zostać zaakceptowane przez inne szkoły. Stąd dominowała krytyka zewnętrzna konkurencyjnych teorii. W drugim stadium rozwoju nauki o polityce poszczególne szkoły skupiły się na krytycznej refleksji, nad własnymi założeniami, teoriami, definicjami i podejściami badawczymi. Starano się zrozumieć innych i przenieść na grunt własnych teorii to co było atrakcyjne w krytyce zewnętrznej. Nastąpiło pewne zbliżenie i świadomość konieczności wzajemnych zapożyczeń oraz większy stopień tolerancji, a nawet przekonanie do sensowności pluralistycznego pojmowania przedmiotu i metodologii. Z. Blok, Teoria polityki studia, Poznań 1999, s. 86. A. W. Jabłoński, Teorie..., s. 21. 16 L. Porębski, Behawioralny model władzy, Kraków 1996, s. 26 i n. 14 15 56 17 18 J. B. Buttolph-Johnson, H. T. Reynolds, J. D. Mycoff, Metody..., s. 67. J. Nocoń, Między tradycją a modernizacją, Bydgoszcz 2010, s. 32. Filozofia Można więc przyjąć, iż idea pluralizmu w nauce o polityce nie pojawiła się przypadkowo, nie zyskała uznania w sposób nagły i niespodziewany, nie była efektem jakiegoś olśnienia lecz wynikiem długiego historycznego rozwoju tej dyscypliny, której początki sięgają przełomu XIX i XX w. W okresie tym toczono ostre spory, wzajemnie oskarżając się o świadome wypaczanie konkurencyjnych poglądów, a nawet o dyskryminacje przeciwników, ale już od początku lat 80. XX wieku zapanował rozejm. Obecny okres uznać należy za „eklektyczny”, co oznacza, że mimo nadal aktualnego podziału na empirystów, interpretacjonistów i konstruktywistów strony wydają się żyć we względnej harmonii.17 Wydaje się, że w ustanowieniu swoistego pax Romana w naukach społecznych ważną rolę odegrali postpozytywiści, których wkład w dokonywanie przełomu na wiedzę naukową porównywany jest z wpływem pozytywizmu czy z tzw. rewolucją behawioralną. Pięć zasadniczych aksjomatów postpozytywimu jest podzielanych przez ciągle rosnącą rzeszę badaczy społecznych w tym także przez politologów. Aksjomaty postpozytywizmu: 1. Rzeczywistość jest wielowymiarowa. 2. Między badaczem a wiedzą będącą przedmiotem badania zachodzą wzajemne zależności. 3. Formułowane twierdzenia zachowują ważność kontekstowo i temporalnie ograniczoną. 4. W procesie wyjaśniania nie jest możliwe ostateczne oddzielenie przyczyn od skutków. 5. Badanie naukowe jest zawsze aksjologicznie zaangażowane.18 Aksjomaty te stały się rodzajem busoli dla tych, którzy zdecydowali się odejść od starych podejść badawczych, a także dla tych, którzy poszukują nowych nurtów badań społecznych i nowych imperatywów w politologii. W literaturze najwięcej uwagi poświęcono jednak temu, jak wyodrębnić zjawiska i procesy polityczne spośród zjawisk i procesów społecznych, czyli pytaniom o tożsamość przedmiotową nauki o polityce. Oryginalne stanowisko zaprezentował J. Woleński, który w gruncie rzeczy zdyskwalifikował to pytanie – wyszedł bowiem z założenia, że pojęcie „dyscypliny naukowej” jest nietożsame z pojęciem „teorii”. Rozważania nad dyscypliną naukową są użyteczne dla klasyfikacji nauk, a pojęcie teorii przy analizie funkcji nauki. Autor zakwestionował sens twierdzenia, że warunkiem autonomiczności (tożsamości dyscypliny naukowej) jest posiadanie własnego przedmiotu różnego od innych dyscyplin. Gdyby tak miało być, to musielibyśmy wydzielić ponad 4 tysiące dobrze rozdzielnych części w ogólnym przedmiocie badań, bowiem tyle, jak obliczyli naukoznawcy, wyodrębniono dyscyplin naukowych. A przecież nie jest to zbiór zamknięty, bo stale powstają nowe dyscypliny. Co więcej, nawet gdyby zadowolić się tym, że każda dyscyplina zajmuje się jakimś specyficznym aspektem rzeczywistości to i tak trudno byłoby wyróżnić ich dużo więcej niż 4 tysiące. 57 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” 58 Nie na wiele zdadzą się zabiegi uzupełnienia kryteriów wyodrębnienia dyscyplin o specyficzność metodologiczną, bowiem ta przysługuje jedynie całym grupom dyscyplin, bowiem ewentualne różnice między dyscyplinami dotyczą jedynie technik badawczych, a nie metod. Zdaniem J. Woleńskiego, wyodrębnienie dyscyplin naukowych dokonuje się przez uwzględnienie wielu czynników. Wśród nich autor wyróżnił 4 grupy: historię i tradycję uprawiania nauki, potrzeby natury praktycznej, organizację kształcenia studentów i organizację badań.19 Postawić zatem należy pytanie o to, czy w ogóle istnieje szansa wyodrębnienia zbioru zjawisk i procesów politycznych, skoro coraz większą akceptację zyskuje teza, iż przedmiotowo metodologiczną swoistością odznaczają się całe dziedziny wiedzy. Przedmiotem nauk humanistycznych jest człowiek jako istota społeczna oraz społeczeństwo ludzkie, a osobliwą metodą nauki o człowieku jest interpretacja humanis tyczna.20 Akceptacja tej tezy mogłaby być końcem rozważań na temat niniejszego opracowania i zaprzestaniem stawiania pytań pochodnych, wynikających z hipotezy o istnieniu tożsamości przedmiotowej nauki o polityce. Proponuję jednak nie przerywać tej refleksji z kilku ważnych powodów. Przede wszystkim należy odnotować, iż nie wszyscy autorzy zrezygnowali z próby wydzielenia zjawisk i procesów politycznych, nawet podzielając pogląd o obiektywnych przesłankach uzasadniających jedność przedmiotu nauk społecznych zwanych także naukami humanistycznymi. Przykładowo W. Szostak stwierdził, że zjawiska polityczne można wyodrębnić jedynie względnie w oparciu o drugorzędne kryteria oraz że posiadamy intuicyjną znajomość tych kryteriów polityczności, które wystarczają do działań praktycznych. W oparciu o cztery kryteria: czasu, sfery, płaszczyzny oraz sposobu wyrażania W. Szostak scharakteryzował kategorie zjawisk, które składają się na przedmiot badań nauki o polityce.21 Próba ta nie jest pozbawiona mankamentów, ale przede wszystkim należy wskazać na wysoce abstrakcyjny charakter tych cech – tak abstrakcyjny i tak ogólny, że budzi to uzasadnione wątpliwości czy są one wystarczające do wyodrębnienia zjawisk politycznych. Z pewnych słabości zdaje sobie sprawę sam autor bowiem pisze, że przedstawione kategorie nie obejmują bardziej złożonych zjawisk i procesów politycznych jak np. ideologie, doktryny, programy, które oprócz wiedzy zawierają wartości i normy. Ponadto autor pominął kategorię otoczenia zjawisk politycznych – otoczenia zewnętrznego (przyrodniczego) i otoczenia wewnętrznego (humanistycznego). Mimo tych zastrzeżeń, W. Szostak nie kwestionuje możliwości bardziej precyzyjnego określenia i wyodrębnienia nauki o polityce.22 Nie podzielając do końca optymizmu W. Szostaka pozwolę sobie kontynuować refleksję nad tożsamością przedmiotową nauki o polityce z innych powodów. Otóż mając świadomość, iż przedmiot badań w naukach społecznych ma w dużym stopniu charakter polimorficzny wyrażający się wielowymiarowością, wieloaspektoJ. Woleński, Dyscyplina naukowa a teoria naukowa, „Zeszyty Naukoznawstwa” 1981, nr 1–2, s. 3 i n. T. Klementewicz, Spór o model metodologiczny nauki o polityce, Warszawa 1991, s. 52. 21 W. Szostak, Zarys teorii polityki dla studentów nauk politycznych, Toruń 2007, s. 18. 22 Ibidem, s. 19. 19 20 23 24 J. Nocoń, Problem granic dyscyplinarnych w politologii, „Athenaeum” 2012, vol. 26, s. 51 i 59. Z. Blok, O polityczności, polityce i politologii, Poznań 2009, s. 9 i n. Filozofia wością i wielopoziomowością analizy, dostrzegam jednak sens zajmowania się tożsamością przedmiotową, ale nie z myślą o końcowym sukcesie tego przedsięwzięcia co ze względu na efekty uboczne tych poszukiwań. Otóż specjalizacja i wynikająca z tego fragmentaryzacja badań w warunkach powstającego społeczeństwa informacyjnego stała się koniecznością. Stąd pewna delimitacja dziedzin badań naukowych jest wymogiem organizacyjnym i dydaktycznym. Ale przede wszystkim przyczynia się ona do bardziej merytorycznego, oryginalniejszego, bardziej obiecującego poznawczo stawiania pytań o istotę i charakter polityki, o miejsce politologii w strukturze nauk społecznych oraz o rangę czy zakres wyjaśnień dokonywanych przez politologów. Już chociażby z tych powodów nie należy zaniechać refleksji nad tożsamością przedmiotową nauki o polityce, bowiem w procesie konceptualizacji badań i ich interpretacji najistotniejsze staje się rozumienie rzeczywistości, które w części opiera się na kulturowo wyznaczonych determinantach. Politolog zatem za każdym razem przystępując do konceptualizacji swych badań i wyznaczając ich cele oraz hipotezy sam na własny chociażby użytek musi zakreślić granice politologii.23 Inny ważny powód uzasadniający refleksję nad tożsamością przedmiotową nauki o polityce wynika z tego, iż klasa tak zwanych zjawisk i procesów politycznych nie jest zbiorem zamkniętym. Innymi słowy, polityka nieustannie powiększa swój zakres merytoryczny, który jest bardzo zróżnicowany i nie zawsze poddaje się poznaniu empirycznemu. Nauka o polityce nie może zatem zrezygnować z uwzględnienia takich elementów rzeczywistości politycznej jak normy, wartości, mity, stereotypy, symbole, bo to zakłamywałoby rzeczywisty obraz polityki. Stale też obserwujemy przemieszczanie się zjawisk i procesów społecznych z jednej klasy do drugiej, a zatem zjawiska dotąd marginalne dla polityki stają się jej kwintesencją i odwrotnie.24 Dla badacza polityki refleksja nad tym co jest aktualnie jej jądrem, a co marginaliami oraz jak będą postępowały zmiany w poszczególnych polach polityki ma istotne znaczenie i musi być włączona do procedur badawczych. Ogólnie rzecz biorąc, refleksja nad tożsamością może być ukierunkowana bądź to na: badanie istoty i zakresu pola polityki, bądź to na badanie nad politycznością. Badania nad polem polityki koncentrowały się dotąd nad uzasadnieniem trzech stanowisk: istnieje możliwość wyodrębnienia klasy zjawisk i procesów politycznych, klasy względnie jednorodnej, a nawet w pełni jednorodnej i w dodatku wyodrębnionej według cech istotnych, przedmiot politologii nie jest „bytem” dającym się wyodrębnić, a tym bardziej nie stanowi klasy zjawisk i procesów jednorodnych, o tożsamości przedmiotowej nie rozstrzyga to, czy istnieje możliwość wyodrębnienia i przypisania, w dodatku na wyłączność jakiegoś „bytu” konkretnej dziedzinie lecz decydują o tym inne elementy, na przykład relacje czy atrybuty. 59 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” 60 O możliwość wyodrębnienia własnego przedmiotu i własnej metodologii najbardziej przekonani byli przedstawiciele politologii preteoretycznej, zwanej też politologią tradycyjną. Koncentrowała się ona na uogólnieniu doświadczeń wyrażanych w języku naturalnym, to znaczy w języku uprawiania polityki oraz na wypracowywaniu dyrektyw optymalizacyjnych realizacji celów politycznych. Politologia tradycyjna formułowała pozorne teorie drogą polepszania, a czasami tylko poprzez zmianę teorii wcześniej sformułowanych. Nieudane próby wyodrębnienia własnego pola badań politologicznych spowodowały jedynie uaktualnienie sporu między zwolennikami pluralistycznej a zwolennikami monistycznej nauki o zjawiskach politycznych.25 Nadzieje na wyodrębnienie klasy zjawisk i procesów politycznych miał w swoim czasie A. Bodnar. Stwierdził on, że polityka jest sferą życia społecznego, która w szczególny sposób odzwierciedla procesy zachodzące w innych, poza politycznych dziedzinach życia, a z drugiej strony jest przez te dziedziny w znacznej mierze uwarunkowana. Za podstawowe czynniki determinujące pole polityki Artur Bodnar uznał takie makrostruktury jak ekonomika i struktura społeczna26, bowiem założył że: polityka jest skoncentrowanym odbiciem ekonomiki, o charakterze polityki decyduje stratyfikacja społeczna czyli podział na klasy społeczne, o zakresie i kształcie polityki decyduje świadomość społeczna, a dokładniej świadomość polityczna grup panujących, sprawujących władzę oraz wysoko usytuowanych w strukturze społecznej. Zaletą tej koncepcji było umieszczenie pola polityki w kontekście innych makrostruktur społecznych, co było inspiracją do odkrywania wielu nowych relacji i różnego rodzaju determinant. Druga grupa koncepcji charakteryzuje się tym, że nie traktuje polityki jako samodzielnego bytu, czyli kwestionuje jej substancjonalny charakter. M. Karwat i O. Cetwiński stwierdzili, że polityka nie posiada własnej substancji i pod tym względem wydaje się różnić od prawa, moralności, systemów religijnych, sfery technologii produkcji, sfery nośników informacji, gospodarki czy pedagogiki. Polityka nie posiada własnej, jednorodnej substancji, podobnie jak władza, która wbrew pozorom nie jest treścią i źródłem polityki lecz tylko narzędziem. Polityka w rzeczywistości jest niesamoistna, ma rację bytu jedynie pod warunkiem, że pojawią się wymagające rozwiązania, konkretne zadania społeczne: zadania ekonomiczne, kulturowe czy technologiczne.27 Politykę według tych autorów można sprowadzić do sterowania układem społecznym, czyli do funkcji kontrolno-interwencyjno-regulacyjnych, w stosunku do zależności między gospodarką, kulturą, prawem i... samą polityką, a zarazem stosunku do wzajemnych relacji między interesami partykularnymi oraz między nimi a interesem ogólnospołecznym, dobrem wspólnym. W dodatku polityka nie jest sama w stanie wytworzyć kryteriów niezbędnych do dokonywanych i narzuconych społeczeństwu wyborów. Kryteria te polityka zmuszona jest czerpać z określonej ideologii. T. Klementewicz, Spór o model..., s. 49–50. A. Bodnar, Ekonomika i polityka. Podstawowe zależności, Warszawa 1978, s. 21–22. 27 O. Cetwiński, M. Karwat, Podmiot jako homeostat systemu społecznego, [w:] B. Kaczmarek (red.), Metafory polityki, Warszawa 2001, s. 17. 25 26 28 M. Karwat, Syndromatyczny charakter przedmiotu nauki o polityce, [w:] Demokratyczna Polska w globalizującym się świecie. I Ogólnopolski Kongres Politologii, Warszawa 2009, s. 174 i 185, 29 P. Sztompka, Analiza systemowa w naukach politycznych. Próba rekonstrukcji, [w:] Metodologiczne i teoretyczne…, s. 88. 30 M. Jacyno, Iluzje codzienności. O teorii socjologicznej Pierre’a Bourdieu, Warszawa 1997, s. 53. 31 P. Bourdieu, L. Wacquant, Zaproszenie do socjologii refleksyjnej, Warszawa 2001, s. 79. Filozofia Przedmiot badań politologicznych ma charakter syndromatyczny bez względu na to jak go będziemy definiowali, czy to bardziej ramowo jako określoną dziedzinę czy sferę życia społecznego, czy to w formie mniej lub bardziej skonkretyzowanej jako na przykład wybory bądź decyzje czy działania. Tylko niewiele, zdaniem M. Karwata, jest takich zjawisk, które w analizach politologów mogłyby uchodzić za samoistne, jednoznaczne, jednolite w swych formach występowania, jednorodne pod względem rodowodu, podłoża lub cech konstytutywnych, identyfikacyjnych. Można więc wnioskować, że M. Karwat nie widzi możliwości wyodrębnienia jednorodnej klasy zjawisk czy procesów politycznych. Ewentualnie, jeśli już byłoby to możliwe, to byłyby to zbiory albo nieliczne, albo wręcz jednoelementowe. Stwierdza on bowiem, że większość tak zwanych zjawisk społeczno-politycznych w jakimś stopniu nie tylko blisko styka się ze sobą, ale co więcej krzyżuje się ze sobą i wzajemnie przenika, czego nie oddają w pełni umowne rozgraniczenia i kwalifikacje. Toteż posługiwanie się pojęciem „klasa zjawisk”, gdy obok siebie zmuszeni jesteśmy badać władzę, autorytet, wpływ nie jest uzasadnione. W politologii dość często, jako zjawiska jednorodne traktowane są zjawiska, które mają status „typu” a nie „klasy”.28 Do trzeciej grupy koncepcji pola polityki proponujemy zaliczyć te, które traktują pole polityki jako specjalnie wyodrębniony zbiór interakcji lub ról społecznych.29 W tej grupie na szczególne potraktowanie zasługuje koncepcja pola polityki Pierre’a Bourdieu. Według niego, pole polityki jest częścią przestrzeni społecznej (pola społecznego), w której ponadto wyróżnił on pole naukowe, pole artystyczne, pole religijne i pole ekonomiczne. Pole społeczne nie jest zwykłą sumą składających się na nie części, ale swoistą jakością, którą tworzą relacje obiektywne, a nie subiektywne więzi między podmiotami, a właściwie pomiędzy współzależnymi częściami, a więc to co naprawdę istnieje w świecie społecznym. Relacyjność pola oznacza analizę strukturalnych właściwości procesu konstruowania oraz tworzenia opozycji, której „ostateczny kształt zależy właśnie od sieci relacji między polami i od uformowanych przez pole, w taki sam sposób, różnic”.30 Pole oznacza zatem konfigurację lub sieć obiektywnych relacji między pozycjami. Z kolei pozycje osób i instytucji wynikają z ich aktualnego lub potencjalnego miejsca w strukturze dystrybucji różnych rodzajów władzy czy kapitału. Osoby bądź instytucje, które posiadają więcej władzy czy kapitału, mają ułatwiony dostęp do specyficznych korzyści, o które toczy się „gra” w danym polu społecznym.31 Określenie ścisłych granic pola nie jest możliwe, bowiem granice te są ruchome, dynamiczne i zmienne pod wpływem walk toczonych o poszerzenie obszaru stosowanej prawomocności, na przykład naukowej wobec politycznej i odwrotnie. Zakres pola jest zmienny również dlatego, że jest on ściśle związany z kapitałem symbolicznym, który może oddziaływać na poszerzenie pola nawet wtedy, gdy po- 61 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” chodzi z zupełnie innego pola. Kapitał symboliczny pochodzący z innego pola, gdy zostanie uznany za kapitał w danym polu, zostaje utożsamiony z władzą, z siłą i jako taki nadaje „bytom” sensu, społecznego znaczenia i racji. Dzięki tym mechanizmom, przykładowo kapitał symboliczny w postaci określonego tytułu bądź pełnionej funkcji, ukształtowany na polu naukowym może uzyskać tę samą „władzę”, „siłę” czy skuteczność na polu politycznym. Obszar pola stanowi zatem dynamiczną przestrzeń ścierania się sił, których relacje dominacji lub podległości identyfikuje się jako walkę o byt, o sens i prawomocne narzucanie innym odpowiednich treści i znaczeń. Zakres pola nie zależy tylko od obszaru działania określonych osób i instytucji, jego granice sięgają tam, gdzie zaznaczają się właściwe efekty.32 Pole polityki, jak już wspomniano, jest częścią pola społecznego i posiada okreś loną strukturę, której elementami są: partie polityczne, grupy, stowarzyszenia oraz jednostki. Pole polityki jest autonomiczną dziedziną życia społecznego, która jest wyznaczona siecią zależności zachodzących między jego elementami. Każde pole posiada własne podpola, i tak podpole polityki jest częścią pola władzy, z kolei np. podpole instytucji jest częścią pola polityki itd. Każde podpole ma własną logikę, własne zasady działania i prawidłowości. Jednostki pozostają w związkach z wieloma polami z tej racji, że w tym samym czasie zajmują różne pozycje w pozostałych polach społecznych. Przynależność jednostek do różnych pól zależy od posiadanego przez nie habitusu, który ją motywuje, a atrakcyjność określonego pola dla jednostki zawsze jest związana ze strukturą jej kapitału globalnego. Jednostka jest nierozerwalnie związana ze swym habitusem oraz kapitałem. Pole polityki zaznacza swoją osobliwość oraz granice poprzez szczególny rodzaj kapitału symbolicznego, który wytwarza oraz poprzez walki o wpływy w innych ważnych polach.33 P. Bourdieu traktuje politykę jako specyficzną formę społecznej rzeczywistości, jako zbiór pól administracyjnych i biurokratycznych, w których przebiega walka o władzę pojmowaną jako „możliwość regulowania określonej sfery praktyk”. Państwo w tej koncepcji jest „zbiorem pól sił, gdzie rozgrywają się walki, a których stawką jest monopol na prawomocną przemoc symboliczną czyli możliwość tworzenia i narzucania w obrębie narodu, czyli w granicach kraju, wspólnego zbioru norm przymusowych jako uniwersalnych i powszechnie stosowanych.34 Polityka więc to taki układ pól, na których toczy się walka o pozyskanie „kapitału państwowego”, czyli kapitału ekonomicznego, militarnego, kulturowego, prawnego i symbolicznego w postaci autorytetu, prestiżu, władzy, po to aby narzucić własne reguły gry, aby uprawomocnić własne wizje rzeczywistości i aby uzyskać monopol w tym zakresie. Własną koncepcję niejednorodnego pola polityki zaprezentował też autor tego opracowania. Przy założeniu o niejednorodności pola polityki, polityka może być M. Jacyno, Iluzje…, s. 55. P. Bourdieu, Propos sur le champ politique, Presses Universitaires de Lyon 2000. 34 P. Bourdieu, L. Wacquant, Zaproszenie…, s. 98. 32 33 62 Z. Blok, Koncepcje strukturyzacji pola polityki, [w:] Demokratyczna Polska..., s. 231 i n. P. Kaczorowski, Polityczność jako sposób egzystencji podmiotu zbiorowego. Koncepcja Carla Schmitta, [w:] Koncepcje polityki, red. W. Wesołowski, Warszawa 2009, s. 195 i n. Filozofia zarazem: różnym bytem ontologicznym, metodą działania, swoistym instrumentem, może mieć wymiar realny bądź mityczny, może być obiektem dającym się zaobserwować jak i nie poddającym się temu procesowi. Według tej koncepcji, zjawiska i procesy polityczne kreowane są przez te typy aktywności, które decydują o warunkach egzystencji całych społeczeństw. Za szczególnie ważne rodzaje aktywności uznano: działalność gospodarczą czyli społeczeństwo gospodarujące, działalność państwową czyli społeczeństwo państwowe, działalność socjalizacyjną czyli społeczeństwo ideowe, działalność zrzeszeniową czyli społeczeństwo obywatelskie. W nowoczesnych społeczeństwach coraz większego znaczenia nabierają nowe typy aktywności wygenerowane przez postęp w informatyce i komunikacji oraz przez zmianę istoty i charakteru konsumpcji. Wraz z rozwojem tych form aktywności powstają odpowiednie społeczeństwa: społeczeństwo informacyjne i społeczeństwo konsumpcjonistyczne. Uwzględniając rodzaje aktywności społecznej i zachodzące między nimi relacje zostały wyodrębnione następujące rodzaje pól polityki: pole polityki I stopnia, pole polityki II stopnia, pole polityki III stopnia oraz rdzeń polityki (więcej na ten temat w publikacji z Kongresu Politologii 2009).35 Niepowodzenia w określeniu przedmiotowej czy metodologicznej tożsamości nauki o polityce zwróciły uwagę badaczy na szanse, jakie tkwią w zdefiniowaniu polityczności. Za klasyka rozpoznawania „polityczności” uznawany jest w literaturze politologicznej Carl Schmitt. Polityczność według Carla Schmitta jest kategorią pierwotną względem polityki, bowiem polityczność jest podstawą, jest fundamentem, który nie przemija i który się utrzymuje. Na tym fundamencie działają podmioty zbiorowe np. państwo, nie będące bynajmniej jedynym podmiotem polityki. Jeżeli tak się stało, że państwo zmonopolizowało politykę, to było to efektem zbiegu pewnych okoliczności. A mianowicie tego, że pewna grupa zainteresowana w monopolu państwa na politykę zyskała tak dużą przewagę nad innymi grupami, żywotnie powiązanymi z innymi podmiotami zbiorowymi. Poszukując kryterium wyodrębnienia obszaru działań politycznych C. Schmitt doszedł do wniosku, że kryteriami do tego wyodrębnienia są: „przyjaciel” i „wróg”. Polityczność wynika ze struktury zasadniczego podziału na „my” i „oni”. Naturę spraw politycznych określa podział na „wrogów” i „przyjaciół” podobnie jak dziedzinę moralności określa podział na „dobro” i „zło”, dziedzinę sztuki podział na „piękno” i brzydotę” czy dziedzinę gospodarki podział na to co przynosi „zysk” i to co przynosi „stratę”. Kategorie „wróg” i „przyjaciel” zostały przez C. Schmitta uznane za te, które decydują o polityczności. A to z kolei jest kluczem do poznania istoty polityki. Podział na „wrogów” i „przyjaciół” ma charakter egzystencjalny w odróżnieniu od podziałów: dobro–zło, piękno–brzydota, korzyść–strata, które mają charakter rzeczowy czyli „przedmiotowy”.36 35 36 63 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” 64 Podział na wrogów i przyjaciół uzależniony jest bowiem od sytuacji. Decyzje o wyborze wroga czy przyjaciela zależą od wielu elementów sytuacyjnych i czasowych.37 Politycy nie zawsze mają tego świadomość. Najczęściej wydaje im się, że ten podział ma charakter aksjomatu, że jest czymś niejako danym z góry a priori a nie, że jest on w gruncie rzeczy efektem ich własnego zdefiniowania. Pojęcia wróg–przyjaciel są pojęciami jak najbardziej realnymi, to znaczy są obdarzone egzystencjalnym, życiowym znaczeniem, nie są metaforami i nie należy w nich upatrywać jakiś sensów symbolicznych czy przenośni. Czy nam się to podoba, czy nie, podział na my–oni i będący tego konsekwencją podział na wrogów i przyjaciół jest rzeczą obiektywną i nie można go w sposób sensowny zanegować – wielokrotnie twierdził C. Schmitt. W polityce liczą się podmioty zbiorowe a nie jednostkowe. Są one tworem historii, a więc działają w przestrzeni nieokreślonej, niejednoznacznej i nic nie gwarantuje ich przetrwania. „Istnieją dzięki sobie samym, dzięki własnej zdolności, autokreacji i utrzymania się w bycie”.38 Walka z wrogiem politycznym jest walką egzystencjalną, walką z innym podmiotem zbiorowym czyli bytem wykreowanym przez inną zbiorowość zainteresowaną negacją naszego bytu. Negacja cudzego bytu przybiera czasami drastyczne formy, takie jak: powstania, rewolucje czy wojny (domowe lub między nacjami). Otwarta zbrojna walka jest ostateczną konsekwencją relacji „my–oni” i jest sposobem rozładowania politycznego napięcia. Wojna nie jest celem polityki ani nie jest jej istotą. Jest natomiast ekstremalnym sposobem obrony własnego sposobu życia.39 Nie ma podmiotów zbiorowych, które same przez się są podmiotami politycznymi. Dowolny podmiot zbiorowy staje się podmiotem politycznym i przestaje nim być w konkretnych warunkach, to znaczy staje się podmiotem politycznym gdy uzna, że to co go konsoliduje jest tak ważne, że warto i należy bronić tego jak własnego życia. Z powyższych rozważań na temat koncepcji polityczności C. Schmitta wynikają pewne wnioski co do istoty zjawisk i procesów politycznych, czyli materii polityki. Polityka jest sferą swoistą autonomiczną, ale to nie znaczy, że jest bytem niezależnym, że materialnie różni się od gospodarki, kultury, wojskowości czy techniki. Polityka nie istnieje samodzielnie ale zawsze wespół z czymś innym, jest nadbudową czegoś. Jest czymś narosłym nad czymś. Czyli występuje jako metapłaszczyzna. Ale ta metapłaszczyzna ma własną autonomię, własną logikę i jest samoistna wobec innych dziedzin, mimo że nie jest dziedziną naturalną, tzn. istniejącą obiektywnie, ale dziedziną sztuczną, czyli wykreowaną. Polityka jest dziedziną nierozerwalnie powiązaną z konfliktem, ale C. Schmitt uzupełnia tę wiedzę o to, z czego te konflikty wynikają i co jest ich przedmiotem, jak one przebiegają, jaką rolę odrywają w nich podmioty zbiorowe i indywidualne.40 Postawić należy pytanie, na ile koncepcja polityczności C. Schmitta jest atrakcyjna w objaśnianiu istoty polityki we współczesnych czasach, dla których charakterystycz37 F. Ryszka, O tym co polityczne. Przyczynek do rozważań i semantyki polityki, [w:] Prawo i polityka, Warszawa 1988, s. 158 38 P. Kaczorowski, Polityczność..., s. 201. 39 Ibidem, s. 202. 40 Ibidem, s. 204–205. R. Tokarczyk, Współczesne doktryny polityczne, Warszawa 2008, s. 65. Ch. Mouffe, Polityczność, Warszawa 2008, s. 28. 43 U. Beck, A. Giddens, S. Lash, Modernizacja refleksyjna. Polityka tradycyjna i estetyka w porządku społecznym nowoczesności, Warszawa 2009, s. 8–14. Filozofia ne są procesy globalizacji i kurczenia się sfery sprzyjającej funkcjonowaniu państw narodowych. Państwa narodowe w swoim czasie posiadały monopol na politykę. Globalizacja powoduje, że ten monopol nie jest możliwy do utrzymania i mimo że państwa narodowe starają się go zachować wszelkimi „siłami”, to kryzys państw narodowych wydaje się być nieunikniony. Konkurencyjna względem koncepcji C. Schmitta jest koncepcja polityczności zawarta w ideologii i doktrynie liberalnej. Z natury rzeczy musi być ona polemiczna wobec idei „antagonizmu” oraz wobec idei o rozstrzygającej roli podmiotów zbiorowych, które są podstawowe w koncepcji C. Schmitta. Tak daleko idąca redukcja roli podmiotów indywidualnych nie da się pogodzić z ideą, że jednostka za pomocą swego rozumu samodzielnie decyduje o własnych losach i że realnie istnieją jedynie tylko byty jednostkowe.41 Liberalizm, mimo że dostrzega pluralistyczny charakter świata społecznego to jednak nie może zakładać, że rozliczne konflikty z tego wynikające nie dają się racjonalnie rozwiązać. Liberalizm zakłada więc zupełnie coś innego, a mianowicie możliwość powstania harmonijnych i bezkonfliktowych całości społecznych. I tym samym musi być polemiczny wobec polityczności antagonistycznej. Według Ch. Mouffe, można dziś wyodrębnić dwa główne liberalne paradygmaty: paradygmat agregatywny – ujmujący politykę jako budowanie kompromisu między rywalizującymi w obrębie społeczeństwa siłami. Polityka zbliżona jest tutaj do mechanizmu rynkowego; paradygmat deliberacyjny – według niego sposobem na uzyskanie racjonalnego i moralnego konsensusu w polityce jest debata, a więc polityka upodabnia się w tym wypadku do moralności.42 Rozmiary tego opracowania zmuszają do dokonania pewnych wyborów, stąd dokonamy pewnego przeskoku do współczesności i odniesiemy się, też bardzo ogólnie, do dwóch koncepcji. Do koncepcji U. Becka „społeczeństwa ryzyka” oraz koncepcji „społeczeństwa posttradycyjnego” A. Giddensa. Według U. Becka, wiele zmian czy decyzji, które mają największy wpływ na nasze życie nie pochodzi już ze sformalizowanego systemu politycznego. Przyszłość bowiem w niewielkim stopniu jest ekstrapolacją przeszłości. Nowoczesne społeczeństwo podkupuje swoje formacje klas, warstw, zawodów, ról płciowych, rodziny nuklearnej itd. oraz dotychczasowe formy naturalnego postępu techniczno-ekonomicznego. Współczesny rozwój społeczny nie potrzebuje rewolucji, bo zmiana społeczna jest niewidoczna a zarazem immanentna i nie wynika bynajmniej z kryzysu, ale ze wzrostu (gospodarczego, technicznego), który potrafi rozpętać burzę i popchnąć społeczeństwo przemysłowe ku nowej epoce.43 Powstaje „społeczeństwo ryzyka”, które m.in. wyraża się w tym, że dotychczasowe instytucje monitorujące, kontrolujące i obronne tracą możliwość kontroli ryzyka 41 42 65 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” ekonomicznego, politycznego i jednostkowego. Tracą też na znaczeniu związki zawodowe i partie. W społeczeństwie ryzyka, podstawowego znaczenia nabierają konflikty związane z dystrybucją odpowiedzialności za skutki wywołane przez megatechnologię nuklearną czy chemiczną, przez modyfikacje genetyczne czy przez zanieczyszczenie środowiska. Przestają natomiast być ważne konflikty związane z dystrybucją dóbr.44 W tych nowych warunkach „politykę” zastępuje „subpolityka”. Polityczna erozja instytucji (parlamentów, partii, związków zawodowych) doprowadza do ich dysfunkcjonalności ale nie wywołuje to chaosu, bo bezładowi aparatu rządowego towarzyszy aktywność innych podmiotów. Następuje nieinstytucjonalny renesans polityczności. Wraz z rozwojem subpolityki, polityczna konstelacja społeczeństwa przemysłowego staje się niepolityczna. A to co było niepolityczne w epoce uprzemysłowienia nabiera charakteru politycznego. „Polityka determinuje politykę otwierając przed nią nowe możliwości i ją wzmacnia”.45 W epoce „społeczeństwa ryzyka” i epoce „subpolityki” wiele problemów uważanych za prywatne, takich jak styl życia czy dieta, wyszło ze sfery intymności i stało się problemami politycznymi kreując „politykę ciała”. Egzystencjalne kwestie filozoficzne dotyczące życia i śmierci stają się problemami politycznymi, przedmiotem obrad, bowiem jednostki boją się powierzyć owe decyzje ekspertom czy logice rynku. W tej sytuacji należy przystąpić do budowania forów, na których wypracowywano by konsensus w sprawie form kooperacji pomiędzy ekspertami, politykami, przedsiębiorcami i obywatelami. W nowej nowoczesności znika pewność, a pojawia się ambiwalencja i sceptycyzm co do posiadania racji. Nie ma więc sensu pojmowania świata w kategoriach wroga bądź przyjaciela, co wyklucza też możliwość pojawienia się relacji antagonistycznych i co jest również powodem zakwestionowania władzy nadrzędnej.46 A. Giddens wychodzi z założenia, że nowoczesność radykalnie przekształca charakter życia społecznego. Globalność próbuje ułożyć się z indywidualnością natury ludzkiej. Tożsamość jednostki jest zatem kształtowana zarówno przez czynniki zewnętrzne, globalne, jak i czynniki związane z działalnością jednostkową. Społeczeństwo posttradycyjne nie oznacza, iż ład i porządek dokonuje się w nim wyłącznie za sprawą wiedzy, racjonalności, z całkowitym pominięciem tradycji. Zmienia się jedynie rola tradycji, zwiększa się jej podatność na szybsze zmiany, a to za sprawą typowej dla nowej nowoczesności podatności na refleksje, na rewizję twierdzeń, hipotez czy opcji. Niepewność i konieczność wybierania powoduje, że szczególnego znaczenia nabierają takie pojęcia jak zaufanie i ryzyko. Społeczeństwo posttradycyjne to takie, które zredukowało wiele starych rodzajów ryzyka, ale które jest narażone na zupełnie nowe jego rodzaje. Podobnie jest też ze zróżnicowaniem społecznym. Stare podziały zostają znoszone, a pojawiają się nowe. Szczególnego znaczenia nabiera pojęcie „stylu życia”. Na początku ery nowoczesnej nastąpiła emancypacja człowieka od dogmatycznych nakazów religii i od tradycji. Polityka emancypacji stawiała sobie dwa cele. Pierwszy to Ibidem, s. 18. Ibidem, s. 34 i n. 46 Ch. Mouffe, Polityczność..., s. 56. 44 45 66 A. Giddens, Nowoczesność i tożsamość, Warszawa 2010, s. 281. Ibidem, s. 285. 49 Ibidem, s. 290–291. 50 Ch. Mouffe, Polityczność..., s. 64. Filozofia dążenie do uwolnienia się od wcześniejszych praktyk czy uprzedzeń, a drugi to zniesienie nieuprawnionej dominacji jednych jednostek i grup nad innymi.47 W późniejszej fazie ery nowoczesnej pojawia się „polityka życia”. I tak, o ile polityka emancypacji jest polityką szans życiowych to polityka życia jest polityką stylu życia. „Jest to polityka samorealizacji w refleksyjnie uporządkowanym środowisku”.48 A zatem, w zaawansowanym stadium nowoczesności to co osobiste staje się polityczne. Ciało i świadomość są wzajemnie powiązane. W tym związku ciało staje się coraz mniej uległe w stosunku do świadomości. Na etapie zaawansowanej nowoczesnoś ci, ciało, refleksja nad nim, staje się elementem debat i walk w obrębie polityki życia.49 Polityka wkracza w nowe sfery, w nowy typ regulacji, ale zarazem decyzje osobiste wpływają na sprawy globalne. Polityka życia wnosi nowe elementy do polityki. Przede wszystkim politycznego charakteru nabierają problemy stylu życia. Muszą być one przedmiotem zainteresowania instytucji politycznych jak i przedmiotem debat i sporów politycznych. Te nowe elementy pola polityki często przekraczają kompetencje państw narodowych głównie w zakresie ryzyka na wielką skalę. Ponadto te nowe elementy polityki często są uwikłane w dylematy moralne do tego stopnia, że polityka musi otworzyć się na moralność. Podsumowując tę krótką prezentację koncepcji U. Becka i A. Giddensa można stwierdzić, iż obaj autorzy podobnie postrzegają rzeczywistość i kierunki jej przeistaczania się, chociaż odmiennie nazywają te procesy (subpolityką i polityką życia). Obaj są zgodni co do tego, że indywidualizm staje się główną przyczyną zaniku tożsamości zbiorowych i że stanowi to rdzeń refleksyjnej nowoczesności. Na etapie refleksyjnej nowoczesności antagonistyczny model polityki staje się bezużyteczny i należy go odrzucić.50 Zdefiniowanie „polityczności” takie, aby uzyskała ona dużą akceptację, nawet w ramach jednej dyscypliny jest przedsięwzięciem bardzo trudnym.. Przykładowo, w politologii niemal na równi akceptowane są sądy o erozji instytucji politycznych, o kurczeniu się polityki, jak i te, które orzekają o instytucjonalnym czy nieinstytucjonalnym rozwoju polityki. Swój udział w tworzeniu zamętu pojęciowego mają też sami politycy, którzy często słabo wyposażeni w wiedzę politologiczną, szczególnie w okresie kampanii wyborczych, obiecują, że po wygraniu wyborów przestaną oni uprawiać politykę. Można więc sądzić, że z polityką czy polityzacją wiążą wyłącznie negatywne cechy zarządzania i kierowania społecznościami. Należałoby zatem szybko pozbawić ich mandatu, bowiem bliżej im do anarchizmu niż do działań mających na celu ochronę i rozwój społeczności. Zresztą sama nauka też mnoży problemy definicyjne. Wystarczy przytoczyć poglądy H. Arendt, która za apolityczne uznaje wszelkie reguły, zarówno dobre jak i złe, jeżeli tylko pochodzą one zewnątrz, a mają rządzić ludzkim działaniem. Za polityczne zaś uznaje te kryteria osądu, które nie są przekazywane z góry, lecz pochodzą z ludzkiej 47 48 67 wielości. Politykę wyprowadza Arendt ze specyficznej, własnej koncepcji społeczeństwa, które jest według niej zespołem jednostek świadomie i racjonalnie regulującym swe wzajemne relacje.51 W moim przekonaniu, zdefiniowanie „polityczności” wymaga uprzedniego przyjęcia pewnych założeń co do natury człowieka. Od lat filozofowie starali się rozszyfrować naturę człowieka formułując przy tym różne stanowiska, które można umieścić na linii między: Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” człowiek jest z natury „zły” 68 człowiek jest z natury „dobry” Najczęściej akceptowane jest stanowisko, iż człowiek z natury „zły” czy z natury „dobry” może się zmienić, przynajmniej czasowo, pod wpływem pewnych warunków bądź działań. Historia ludzkości dostarcza nam ogromnej liczby przykładów, które są interpretowane jako potwierdzenie lub zaprzeczenie „dobrej” bądź „złej” natury człowieka. Przykładowo, chrześcijańska wizja natury człowieka wychodzi z założenia, że konieczność życia społecznego tkwi zarówno w formie naturalnego popędu psychicznego i w obiektywnej potrzebie wzajemnej, międzyludzkiej pomocy. Czyli, że w naturę człowieka wbudowane jest pragnienie miłości, które sprawia, że ludzie lubią żyć razem, we wspólnocie oraz że są stworzeni do bezinteresowności. Miłość i wynikająca z miłości bezinteresowność są zatem koniecznymi elementami pełnego rozwoju osoby ludzkiej. Nauka społeczna Kościoła dostrzega też, że ludzie chcą żyć razem, bowiem to wynika z ich „interesów”, którymi się też kierują. Subiektywne odczucie interesu przez jednostki powoduje, iż niezbędna jest władza, która skutecznie kierowałaby wszystkich ku dobru wspólnemu.52 Z zupełnie odmiennych założeń wychodzi Z. Freud, który przekonuje, że istota ludzka w swych dyspozycjach popędowych posiada sporą dozę skłonności do agresji. W rezultacie człowiek jest zdolny do wyładowania agresji wobec innych, do wykorzystania ich w charakterze darmowej siły roboczej, do seksualnego wykorzystania innych bez ich zgody, do zawładnięcia cudzego mienia, do upokarzania, do zadawania bólu, do dręczenia, a nawet pozbawienia kogoś życia.53 Różnice w pojmowaniu natury człowieka znajdują swoje odzwierciedlenie również na poziomie doktryny. T. Hobbes przyjął pogląd, że człowiek w swym naturalnym stanie jest bestią i że jedynie poprzez zmuszenie go do przestrzegania prawa i porządku społecznego możemy okiełznąć jego agresję wynikającą z naturalnego instynktu. Odmienne założenie przyjął J. J. Rousseau – jego koncepcja „szlachetnego dzikusa” oparta została na założeniu, że człowiek z natury jest istotą łagodną i dobrą i że to właśnie życie w społeczności wyzwala w ludziach wrogość i agresywność z racji istnienia restrykcji społecznych.54 H. Arendt, Polityka jako obietnica, Warszawa 2007, s. 124–126. P. Mazurkiewicz, Polityka jako roztropna troska o dobro wspólne: Koncepcje polityki w katolickiej nauce społecznej, [w:] Koncepcje polityki..., s. 108. 53 Z. Freud, Pisma społeczne, Warszawa 1998, s. 101. 54 E. Aronson, Człowiek istota społeczna, przekł. J Radzicki, Warszawa 2006, s. 236. 51 52 55 56 Ibidem, s. 241. Por. Z. Blok, O polityczności..., s. 31 i n. Filozofia Można wydaje się przyjąć, że agresywność jest immanentną cechą jednostki ludzkiej wynikającą z instynktu, którą jednak można redukować bądź wzmacniać przez tworzenie odpowiednich warunków i świadome działania. Agresywności czy wrogości jako fundamentów „złej natury człowieka” nie należy traktować wyłącznie negatywnie. Mają one bowiem pewne cechy, które są podstawą ocen pozytywnych, na przykład w oddziaływaniu na charakter ewolucji ludzkości czy ze względu na podtrzymywanie gatunku ludzkiego.55 W „polityczności” dopatruję się genezy biologiczno-psychologicznej, natomiast „polityce” przypisuję genezę społeczną. W ten sposób „polityczność” byłaby genetycznie wcześniejsza jako atrybut natury człowieka i cecha zachowań jednostki ludzkiej w relacjach z innymi ludźmi. Polityczność zatem nie wymaga żadnego stopnia zorganizowania społecznego. Może realizować się bez jakiejkolwiek społeczności czy poza nią, dotyczy bowiem relacji człowiek–człowiek, jednostka a inne jednostki. „Polityka” zaś pojawia się na pewnym etapie rozwoju gatunku ludzkiego, na etapie kiedy okazuje się on zdolny do organizowania się w zbiorowości, których powstanie i rozwój uzależniony jest od stopnia ich zorganizowania, od zdolności zapewnienia minimum ładu i porządku społecznego w relacjach między jednostkami ludzkimi, między częściami niejednorodnej społeczności, w relacjach z innymi zbiorowościami. Polityczność jako cecha natury ludzkiej, która jest dziedziczona, oznacza zdolność jednostki ludzkiej do postrzegania zagrożeń, ale też i pewnych szans wynikających z takich cech natury ludzkiej jak: agresja, egoizm, żądza podporządkowania sobie innych, uleganie silniejszym itd. W miarę rozwoju gatunku ludzkiego rosną też zdolności ludzkie w postrzeganiu „wrogów” i „przyjaciół”, w postrzeganiu i rozumieniu konfliktów i konsensusu dzięki socjalizacji i kulturze przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Dziedziczenie i kultura zatem to dwie drogi rozwoju polityczności jednostek, które zgłaszają zapotrzebowanie na coraz to bardziej wyrafinowane i skuteczne organizowanie ładu i porządku społecznego, czyli na szeroko rozumianą „politykę”. Polityka zatem pojawia się na bardziej zaawansowanym etapie rozwoju gatunku ludzkiego, kiedy ludzie szczególnie przywódcze jednostki uświadomią sobie, że ich los zbiorowy zależy od umiejętności, od zdolności samoorganizowania się, od wypracowania skutecznych mechanizmów i instrumentów zapewniających ład i porządek społeczny. Społeczna historia ludzkości wyraża się w przechodzeniu od zbiorowości małych do globalnych, od organizacji prostych, nieskomplikowanych do organizacji biurokratycznych, zarządzanych przez wysoko wyspecjalizowane instytucje czy grupy zawodowe, przez profesjonalistów i zawodowych polityków. W miarę rozwoju skali organizowania się społeczności rośnie zapotrzebowanie na politykę. Im większy stopień zorganizowania się i im większa zbiorowość tym większe zapotrzebowanie na politykę, to znaczy na instytucje i mechanizmy kreowania ładu społecznego.56 „Polityczności” podobnie jak „ekonomiczności” nie traktuję jako pojęć pochodnych od rzeczowników „polityka” czy „gospodarka”, lecz jako odrębne pojęcia gene- 69 Zbigniew Blok, Drogi poszukiwania tożsamości „nauki o polityce” tycznie wcześniejsze. Ekonomiczność pierwotnie przysługiwała działaniom jednostek ludzkich i oznaczała zdolność do minimalizowania wysiłków przy realizacji celów i jako taka była głęboko osadzona w naturze człowieka. Z czasem na etapie powstania „gospodarki” stała się cechą działań zbiorowych, zorganizowanych, a później zinstytucjonalizowanych. Polityczność i ekonomiczność to pojęcia pierwotnie służące do opisu zachowań jednostkowych, natomiast „polityka” czy „gospodarka” to pojęcia związane z organizacją i funkcjonowaniem zbiorowości, a konkretnie z ładem społecznym i z ładem wytwórczym nastawionym na lepsze zaspokajanie potrzeb. 70 Zdzisław Brodecki, Aleksandra Brodecka-Chamera, Olga Hołub-Śniadach Uniwersytet Gdański Filozofia Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki Prof. dr hab. Zdzisław Brodecki, kierownik Katedry Prawa Europejskiego i Komparatystki Prawniczej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Zob. między innymi: Europa Sędziów, Warszawa 2007; Wymiar idei, [w:] Europa Urzędników, Warszawa 2009 Aleksandra Brodecka-Chamera kończy pisanie pracy doktorskiej Ekonomiczna analiza prawa. Studium z teorii i filozofii prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego Dr Olga Hołub-Śniadach, Katedra Prawa Europejskiego i Komparatystki Prawniczej Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, autorka pracy doktorskiej Idea wspólnoty prawa Myśli prof. Romana Tokarczyka zawarte w wielu jego znakomitych publikacjach inspirują prawników kilku pokoleń. Ukazują one bogactwo za którymi kryje się paradoks autonomii: jedności prawa, etyki, filozofii i polityki. Autorzy niniejszego tekstu nie pretendują do przedstawienia pogłębionej analizy tego paradoksu i poszukiwań jego dialektycznej syntezy. Ich uwaga koncentruje się na ukazaniu tylko jednej strony medalu, czyli tego, co scala prawo, etykę, filozofię i politykę w jedną całość. Każdy z autorów spojrzał na to zagadnienie przez pryzmat własnych zainteresowań: kodu kultury prawnej zbudowanego w oparciu o humanitaryzm, efektywność i sprawiedliwość, ekonomicznej analizy prawa, wspólnoty prawa. Myśli zostały uporządkowane według schematu: Wspólny fundament (człowiek w czasoprzestrzeni) Jedność rynku i kultury Zjednoczeni w różnorodności ( jedność idei, wielość kultur) WSPÓLNY FUNDAMENT – CZŁOWIEK W CZASOPRZESTRZENI Refleksję nad jednostką i jej miejscem w społeczeństwie zaczęli antyczni Grecy. To oni uczynili człowieka zdolnym do stania się świadomym samego siebie. Sofistom zawdzięczamy hasło „człowiek jest miarą wszechrzeczy”.1 Dla Platona i Arystotelesa antyindywidualistyczna jednostka była niejako wtopiona w organizm państwowy, a obywatele byli utożsamiani z państwem2. Pojawienie się pojęcia człowieka jako J. Szacki, Historia myśli socjologicznej, Warszawa 2006, s. 22. „W demokracji ateńskiej państwo i obywatel stanowili jedność. Obywatele byli członkami wspólnoty, której symbolem była ich wolność, a drugiej strony stanowili części składowe państwa, rządzili nim” – E. Styliniadis, 1 2 71 Zdzisław Brodecki, Aleksandra Brodecka-Chamera, Olga Hołub-Śniadach, Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki 72 „członka rodzaju ludzkiego”, a więc uczynienie istoty ludzkiej przedmiotem refleksji jako odrębnym bytem zawdzięczamy stoikom. Jurysprudencji rzymskiej przypada wyodrębnienie ius, czyli obszaru, w którym jednostka ma swobodę działania w stopniu dozwolonym i chronionym przez prawo. Owo ius mieści się we współczesnym pojęciu „prawo podmiotowe”3. Pozycję jednostki przez wieki determinowało „usytuowanie się” wobec pewnej społeczności. Relacja między jednostką a społeczeństwem stanowi przedmiot zainteresowań socjologii, której przedstawiciele reprezentują dwa skrajne stanowiska: nominalistyczne i realistyczne. Nominaliści, najogólniej mówiąc, wychodzą z założenia, iż istnieje tylko jednostka, a społeczeństwo, jak to określił Herbert Spencer, „jest tylko zbiorową nazwą dla pewnej grupy jednostek”; realiści zaś twierdzą, iż społeczeństwo jest zbiorem jednostek, tworzących całość, której nie można zredukować do prostej sumy składowych.4 W Europie dominuje humanizm, stawiający jednostkę w centrum zainteresowania. Triumf indywidualizmu sprzyjał upodmiotowienie jednostki. Upodmiotowienie jednostki sprzyja również budowania „my” czy to na poziomie lokalnym, krajowym czy w końcu ponadnarodowym. W Europie od ponad 50 lat jesteśmy świadkami budowania tego typu wspólnoty. Jednostka partycypacyjna w Unii bierze pośrednio udział w sprawowaniu władzy, wywiera wpływ na procesy decyzyjne, posiada pewne uprawnienia kontrolne. Prawo unijne uczyniło jednostkę równoprawnym podmiotem relacji zachodzących wewnątrz systemu. Na wspólnotę można patrzeć, jako na gwaranta pewnych dóbr o charakterze wspólnym takich jak zapewnienia dobrobytu, bezpieczeństwa, pokoju i poszanowaniu praw podstawowych. Unia Europejska jest przykładem wspólnoty, która wyrosła na wspólnym dziedzictwie kulturowym i wspólnych wartościach i jako wspólnota o charakterze ponadnarodowym ma do wypełnienia pewne cele, które mogą być osiągnięte tylko w ramach pewnego „my”. Współczesna państwa nie są już w stanie samodzielnie spełniać istotnych potrzeb swoich obywateli takich jak bezpieczeństwo wewnętrzne, stabilność pieniądza, ochrona przed terroryzmem czy klęskami żywiołowymi funkcje te wypełniają co wzmacnia budowanie wspólnoty. Prawdziwa wspólnota wymaga konsolidacji bardzo wielu czynników, jednym z nich jest budowanie prawdziwego społeczeństwa, które łączy wiara we wspólne wartości i rządy prawa. Może być to wspólnota w rozumieniu komunitaryzmu uniwersalnego, czyli wspólnota wszystkich ludzi powiązanych ze sobą więzami solidarności i wspólnego dziedzictwa.5 Szczególną rola w budowaniu tej wspólnoty przypadła prawu. Prawo ma ogromny potencjał w jednoczeniu ludzi, w szczególności, gdy brakuje innych czynników takich jak język czy historia.6 Oczywiście nie można sprowadzić wspólnoty tylko do języka prawnego, pozostawiając na boku społeczne mechanizmy rządzące wspólnotą. Wpływ antycznej cywilizacji greckiej na rozwój praw człowieka, [w:] Prawa człowieka: geneza, koncepcja, ochrona, red. B. Banaszak, „Acta Universitatis Wratislaviensis” 1993, nr 1588, s. 21. 3 K. Sójka-Zielińska, Jednostka a państwo w dziejach europejskiej kultury politycznej, [w:] Prawa stają się prawem. Status jednostki a tendencje rozwojowe prawa, Warszawa 2006, s. 166. 4 Zob. K. Wielecki, Podmiotowość w dobie kryzysu postindustrializmu. Między indywidualizmem a kolektywizmem, Warszawa 2003, s. 23 i n. 5 Zob. L. Morawski, Główne problemy współczesnej filozofii prawa. Prawo w toku przemian, Warszawa 2005, s. 176. 6 A. Bogdandy, Podstawowe zasady prawa UE (II), EPS, wrzesień 2009, s. 7. 7 s. 19. Filozofia W „prawie Wszechświata” kryteria terytorialne przestają mieć istotne znaczenie, są zastępowane przez kryteria funkcjonalne. Efektem dokonującej się przemiany jest podział działalności człowieka we Wszechświecie na earth-oriented i space-oriented7, względnie podział przestrzeni na physical space i e-space. Działalność skojarzona na ziemię: (earth oriented, physical space) wiąże się z władztwem terytorialnym, a to tradycyjnie powiązane jest z suwerennością. Klasyczne rozumienie suwerenności, według którego władza suwerenna wykonywana jest na pewnym geograficznie określonym terytorium, w sposób niepodzielny i ciągły, niezależnie od czynników zewnętrznych (czyli nie podlegając żadnym ograniczeniom ze strony tych czynników), wymaga redefinicji. Przede wszystkim nie odpowiada już ono w żaden sposób realiom współczesnego świata, ogarniętego procesami globalizacji, integracji oraz ekspansji praw człowieka.8 Jak słusznie zauważył Roman Kwiecień, zmianie podlega nie sama natura suwerenności, ale funkcje, które suwerenność sprawuje9, co najpełniej obrazuje koncepcja „suwerenności jako odpowiedzialności”10 czy koncepcja przechodzenia od prawa państw do prawa ludów.11 Działalność skupiona na kosmosie (space oriented) określają trzy podstawowe zasady: zasada wolności przestrzeni kosmicznej, zasada niedopuszczalności zawłaszczenia przestrzeni kosmicznej i zasada pokojowego wykorzystywania przestrzeni kosmicznej. Zasada wolności przestrzeni kosmicznej nie oznacza dowolności poczynań w przestrzeni pozaatmosferycznej i ciał niebieskich.12 Traktat z 1967 r. o zasadach Zob. K. Myszona-Kostrzewa, Nawigacja satelitarna w świetle prawa międzynarodowego, Warszawa 2011, 8 Na temat wpływu praw człowieka na nowe znaczenie paradygmatu suwerenności zob. J. Zajadło, „Państwo i Prawo” 2005, nr 9, s. 34–50. Autor w swoim artykule porusza między innymi kwestię konfliktu pomiędzy suwerennością i prawami człowieka w kontekście sprawiedliwości międzynarodowej. Oba pojęcia nie poddają się jednoznacznej ocenie. Zdaniem Jerzego Zajadły „sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy zaczynamy poszukiwać związków i zależności między tymi pojęciami”. 9 R. Kwiecień, Teoria i filozofia prawa międzynarodowego. Problemy wybrane, Warszawa 2011, s. 123. Bardzo trafnie ujął to Wojciech Pięciak, pisząc, iż „suwerenność jest nie tylko wartością, ale też narzędziem do zapewnienia wspólnocie narodowej i obywatelskiej z jednej strony wolności i demokracji, a z drugiej bezpieczeństwa, pojmowanego nie tylko jako bezpieczeństwo zewnętrzne, od obcej agresji, ale też wewnętrzne, traktowane szeroko jako stabilność ekonomiczna, warunki dla budowy dobrobytu i pomyślności”. Zob. W. Pięciak, Randka z rzeczywistością, „Tygodnik Powszechny” 2011, nr 51. 10 Koncepcja ta wywodzi się z raportu ONZ The Responsibility to Protect, Report of the International Commission on Intervention and State Sovereignty (grudzień 2001), przyjętego następnie w formie rezolucji w 2005 roku. Owa nowoczesna idea zakłada, iż w przypadku gdy państwo nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, obowiązek działania przechodzi na społeczność międzynarodową, co oznacza, iż społeczność taka otrzymuje legitymizację do działania w każdej sferze wewnętrznej, jeśli państwo nie działa dla dobra ludności. Na R2P składają się trzy etapy: odpowiedzialność za prewencję, za działanie oraz za odbudowę. Ta ciekawa koncepcja jest niewątpliwie dowodem na wzrost znaczenia praw człowieka i dowodem na to, iż suwerenność może być postrzegana jako wartość prawna tylko wówczas, gdy respektuje prawa i potrzeby człowieka. Więcej na ten temat zob.: P. Zajadło-Węglarz, Odpowiedzialność za ochronę [hasło w:] M. Balcerzak, S. Sykuna, Leksykon ochrony praw człowieka. 100 podstawowych pojęć, Warszawa 2010, s. 293; T. Widłak, Społeczność międzynarodowa. Analiza filozoficzno-prawna (dysertacja doktorska), Gdańsk 2010, s. 205–208. 11 Ową tezę Lech Morawski zaprezentował podczas konferencji „Zjednoczeni w różnorodności”, która odbyła się w grudniu 2010 roku w Warszawie. Autor wygłosił referat Tożsamość europejska a narodowa i wskazał na konieczność rozróżnienia dwóch sfer w dyskusji o suwerenności: przestrzeni publicznej ze wspólnotą terytorialną jako suwerenem i przestrzeni prywatnej z jednostką jako suwerenem. 12 Zob. W. Szlawski, Prawo kosmiczne a dozwolone wykorzystywanie przestrzeni kosmicznej, [w:] Manfred Lachs – wybitny prawnik świata, red. Z. Galicki, T. Kamiński, K. Myszona-Kostrzewa, Warszawa 2011, s. 429–446. 73 Zdzisław Brodecki, Aleksandra Brodecka-Chamera, Olga Hołub-Śniadach, Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki 74 działalności państw w zakresie badania i wykorzystywania przestrzeni kosmicznej łącznie z Księżycem i innymi ciałami niebieskimi zobowiązuje do eksploatacji naturalnych zasobów ciał niebieskich z myślą o „wspólnym dziedzictwie ludzkości”13 oraz do prowadzenia działalności w Kosmosie wyłącznie w celach pokojowych.14 Wydaje się, że nawigacja satelitarna jest jedynie zwiastunem współpracy międzynarodowej państw w badaniu i eksperymentalnym wykorzystaniu przestrzeni kosmicznej i początkiem dynamicznego rozwoju działalności gospodarczej prowadzonej na orbicie geostacjonarnej. We współczesnym świecie nie da się zapomnieć, iż obok przestrzeni rzeczywistej mamy przestrzeń wirtualną, która rządzi się odmiennymi prawami. Coraz większe zainteresowanie tym obszarem wynika z stale zwiększającego się zasięg internetu oraz rosnącej pozycji sieci w grupie liczących się mediów. Internet wzbudza zainteresowanie nie tylko pojedynczych użytkowników, ale również agend rządowych i przedstawicieli administracji, którzy uznają przestrzeń internetu za możliwe pole interwencji państwowej.15 Współcześnie przestrzeń wirtualna staje się płaszczyzną kreowania nowej społeczności powiązanej ze sobą poprzez przynależność do portali społecznościowych. Zjawisko kurczenia się świata jest efektem coraz bardziej powszechnego stosowania sygnałów satelitarnych. To dzięki nim funkcjonuje dziś łączność telefoniczna, przeprowadzane są transakcje finansowe i działają sieci elektroenergetyczne. Wszelkie rozważania dotyczące kształtowania się pewnej jedności oprócz wymiaru przestrzennego powinny mieć określone ramy czasowe. Budowanie jedności jest możliwe tylko wówczas, gdy działamy w poszanowaniu i pamięci przeszłych pokoleń przy równoczesnym dbaniu o interesy pokoleń przyszłych. Ten swoisty „kontrakt z przyszłością”, który współczesne pokolenia powinny brać pod rozwagą, działając tu i teraz zamyka się w zasadzie zrównoważonego rozwoju, która stanowi platformę dla komunikowania się i kooperacji w duchu solidarności, uwzględniając potrzeby rynku i społeczeństwa. Koncepcja ta zakłada taki model życia społeczeństwa, którego realizacja prowadzi do zaspokojenia potrzeb pokoleń żyjących obecnie a jednocześnie nie odbywa się kosztem przyszłych pokoleń. Podczas gdy jedni uważają koncepcje zrównoważonego rozwoju za jedyną w pełni wykrystalizowaną alternatywną koncepcje rozwojową, drudzy nie widzą szans na jej urealnienie.16 Jest to koncepcja wielowymiarowa gdyż obejmuje kilka aspektów: aspekt społeczny, aspekt ekonomiczny, aspekt ekologiczny, aspekt kulturowy. Aspekt społeczny odnosi się do nowego pojmowania rozwoju i nowej wizji społeczeństwa, aspekt ekonomiczny odnosi się do bardziej efektywnej alokacji zasobów i właściwego zarządzania tymi zasobami, aspekt ekologiczny 13 Interesujące wywody na ten temat snuje P. Durys w artykule Zapobieganie wyścigowi zbrojeń w przestrzeni kosmicznej, [w:] Wykorzystanie…, s. 41–52. 14 Na ten temat zob. m.in. Ł. Kułaga, Przestrzeń kosmiczna – jako wspólne dziedzictwo ludzkości. Kontrowersje wokół Porozumienia regulującego działalność państw na Księżycu i innych ciałach niebieskich, [w:] Wykorzystanie…, s. 25–40. 15 J. Hofmokl, Internet jako nowe dobro wspólne, Warszawa 2009, s. 76. 16 Por. J. Ciechanowicz-McLean, Moja filozofia i wykładania prawa ochrony środowiska, GSP, t. XVIII/2007, s. 197. Autorka przywołuje wypowiedź M. Damohorskiego, który porównuje zrównoważony rozwój do potwora z Loch Ness, każdy o nim mówi ale nikt go niw widział. J. Ciechanowicz, która w swoich pracach badawczych koncentrowała się intensywnie na tematyce zrównoważonego rozwoju, w przytoczonym artykule zauważa, iż „staje się coraz bardziej sceptyczna w kwestii możliwości urealnienia koncepcji zrównoważonego rozwoju”. Filozofia wiąże się z rozszerzeniem granic wydolności Ziemi poprzez ograniczenie konsumpcji materialnej i stosowanie czystych technologii. Koncepcja ta wskazuje na potrzebę zmiany dotychczasowych systemów wartości, które z jednej strony przyczyniły się do powstania i rozwoju cywilizacji przemysłowo-technicznej, a z drugiej strony doprowadziły do kryzysu ekologicznego. W chwili obecnej rozwój zrównoważony jest jednym z priorytetów Unii Europejskiej, wynika to z preambuły do Traktatu o Unii Europejskiej oraz zostało potwierdzone w Strategii Europa 2020. Stały rozwój opiera się na demokracji, praworządności oraz poszanowaniu praw podstawowych. Jak wskazuje D. Pyć zasada ta ma charakter bardzo złożony, gdyż niejako spina klamrą w jedną całość grupę zasad przewodnich, do których zalicza się zasady: otwartego i demokratyczne społeczeństwa, ochrony praw podstawowych, sprawiedliwości wewnątrzpokoleniowej i międzypokoleniowej, udziału obywateli w procesie podejmowania decyzji oraz prawie do informacji, zasadę dialogu społecznego; spójności i koordynacji polityk; integracji polityki; wykorzystania najlepszej dostępnej wiedzy, ostrożności, zanieczyszczający płaci.17 JEDNOŚĆ RYNKU I KULTURY Relacje między prawem a kulturą (Law and Culture) wiążą się ściśle z empirycznymi metodami nauk społecznych, z kulturą prawną jako elementem „filozofii kultury”. Dla pierwszej generacji socjologów amerykańskich w Chicago procesy badane przez teorię funkcjonalną były w ostatecznym rachunku odbiciem określonych interakcji miedzy ludźmi. Makroświatem społecznym zainteresował się Max Weber, którego definicja socjologii była w dużej mierze zgodna z amerykańską szkołą interakcjonizmu. Metodologia Webera podkreśla potrzebę zrozumienia makrostruktur i makroprocesów „na poziomie znaczenia”.18 Nowe elementy do rozwoju badań nad prawem i kulturą wniosła fenomenologia filozofa Edmunda Husserla, która była czymś więcej niż orgią subiektywizmu19. To fenomenologia europejska zadała pytania: Co jest realne? Co w rzeczywistości istnieje w świecie? Połączenie teorii działania Maxa Webera z radykalną fenomenologią Husserla i amerykańskim interakcjonizmem przyczyniło się do wyeksponowania „zasobów wiedzy” jako układu odniesienia lub orientacji, za pomocą której ludzie mogą interpretować wszelkie zdarzenia zachodzące w trakcie nieustannego podejmowania działań praktycznie zorientowanych na otaczający ich 17 Zob. D. Pyć, Zasada zrównoważonego rozwoju, [w:] Europa Sędziów, pod red. Z. Brodeckiego, Warszawa 2007, s. 280–281, oraz Komunikat Komisji: Platforma działania, COM(2005)658 końcowy. 18 „Funkcjonalizm a duch Webera” – to zwrot użyty przez Turnera, który świadczy o przenoszeniu poglądów Webera na grunt amerykański. Zarówno Karol Marks, jak i Max Weber uznawali rewolucje społeczne za skutek głębokiej nierówności społecznej, które sprzyjały mobilizacji mas podporządkowanych, dążących do starcia z rządzącymi. Karol Marks, [w:] B. Russell, Dzieje filozofii Zachodu i jej związki z rzeczywistością polityczno-społeczną od czasów najdawniejszych do dna dzisiejszego, przeł. T. Baszniak, A. Lipszyc i M. Szczubiałka, Warszawa 2000, s. 885–894. 19 Fenomenologia narodziła się w XIX wieku, a właściwy rozkwit uzyskała w kolejnym stuleciu. Na początku nowej drogi znalazło się dzieło Husserla Badania logiczne (1900). Fenomenologia ukazywała w krzywym zwierciadle, podobnie jak wcześniej twórczość Fryderyka Nietzschego, Oswalda Spenglera, a później także Henri’ego Bergsona, kryzys cywilizacji mieszczańskiej i liberalnych nadziei. R. Palacz, Edmund Husserl – w poszukiwaniu czystej świadomości, [w:] Klasycy..., s. 265–271. 75 Zdzisław Brodecki, Aleksandra Brodecka-Chamera, Olga Hołub-Śniadach, Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki 76 świat. Obecnie można stwierdzić, że proces interakcji jest chyba najlepiej zrozumianym wymiarem uniwersum społecznego. Linia łącząca punkty „rynek i kulturę” (Economics and Culture) jest mniej widoczna. Nie można jednak zapominać o poglądach Collinsa (teorii rytuałów interakcyjnych) czy też Bergera (teorii stanów oczekiwań) oraz wielu przedstawicieli sieciowych teorii emocji – takich jak: teoria solidarności grupowej czy teoria emocji i zaangażowania. Godne wyeksponowania są też ewolucjonistyczno-interakcjonistyczne teorie emocji Hammonda (teoria maksymalizacji afektu) i Turnera (ewolucyjna teoria przyczyn). Ta ostatnia zmierza do „reorganizacji mózgu” celem wytworzenia większych zdolności do mobilizacji energii, harmonizowania reakcji, nakładania sankcji, posługiwania się kodami moralnymi, nadawania wartości i wymiany, podejmowania decyzji. Do tych teorii nawiązują propagatorzy „kultury rynku”.20 Kompleksowa analiza wzajemnych relacji między rynkiem a kulturą i prawem stała się możliwa dzięki ewolucyjnej wizji natury ludzkiej i korzystaniu z różnych modeli matematycznych. Współczesne prawo służy realizacji „kooperatywnego potencjału” tkwiącego w naturze ludzkiej. Godny wnikliwych studiów jest problem „przełożenia” owych ewolucyjnych analiz na konkretne rozwiązania polityki prawa nie tylko w krajowej skali, ale również w skali ponadnarodowej i międzynarodowej. U podstaw tego przełożenia znajdują się teorie ewolucji Herberta Spencera, Émile’a Durkheima21 i Charlesa Darwina22, którzy jako pierwsi przedstawili długoterminowe procesy his toryczne, skoncentrowane wokół zwiększającego się zróżnicowania struktur i kultur społecznych. W ostatnich latach pojawiły się w socjologii nowe teorie ewolucyjne. Na uwagę zasługują zawłaszcza koncepcje ukazujące mezospołeczne perspektywy ekologii człowieka.23 Przygotowują one nas do zrozumienia idei zrównoważonego rozwoju, która eksponuje zasadę jedności celu. Realizacja tej zasady wymaga jednolitej struktury instytucjonalnej oraz przemawia za integracją porządku prawnego. W poszukiwaniu „wspólnego mianownika” zwraca się baczną uwagę na podstawowe zasady wymiany, które inspirowały wielu znanych amerykańskich socjologów do korzystania z idei zaczerpniętych z utylitarystycznej ekonomii i behawioryzmu psychologicznego. Na uwagę zasługuje podejście dialektyczne, akcentujące fakt, że w powstających w efekcie wymiany naciskach integracyjnych pojawiają się siły opozycji i potencjalnego konfliktu. Wśród podstawowych zasad wymiany – w ślad za Bronis ławem Malinowskim i Claude’em Lévi-Straussem – promuje się zasady: racjonalności, wzajemności, sprawiedliwości, użyteczności krańcowej i nierównowagi. Coraz częś20 Refleksje na temat rynku w teoriach kultury zawarte są wielu artykułach. Niezwykle interesujące są rozważania W. Jachera (Funkcje kultury w strukturze rynku, s. 67–71) i J. R. Sobczyka (Historia naturalna homo oeconomicus – od narodzin po cywilizacyjny kryzys współczesności, s. 140–145), [w:] Kultura a rynek, red. S. Patrycki, Lublin 2008. 21 Durkheim bardziej precyzyjnie niż Spencer przedstawił związek pomiędzy Darwinowską ideą ewolucji przez dobór naturalny a ewolucją społeczną. J. H. Turner, Analogia bioekologiczna – Durkheim, [w:] Struktura..., s. 92–94. 22 Do poglądów Darwina nawiązuje Wojciech Załuski w swej ewolucyjnej filozofii prawa, uznając model Darwinowski za jeden z modeli genezy prawa Ewolucyjna...,s. 94–95. 23 Makropoziomowa teoria ekologiczna Hawleya, teorie ekologii miasta, teorie ekologii organizacji, teoria ekologiczna Hannan i Freemana oraz teoria ekologiczna McPhersona wnikliwie przedstawia J. H.Turner Struktura..., s. 112–137. Filozofia ciej twierdzi się, że rozumowanie w kategoriach give and take wywiera dominujący wpływ na integrację w każdej ze skal. Ten tok myślenia potwierdza sieciowe ujęcie wymiany Emersona, który skupił się na formie stosunków między aktorami. Poglądy wybitnych socjologów przygotowały grunt dla ekonomii neoklasycznej, która – podobnie jak jej poprzedniczka – postrzega społeczeństwo jak zintegrowaną całość, w której „zachowania rynkowe, wartości kulturowe i otoczenie instytucjonalne” są ze sobą nierozerwalnie związane. Neoklasyczna teoria ekonomiczna opiera się na założeniu, że ludzie przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji porównują oczekiwane koszty i zyski. Ta analiza wywodzi się z założeń o procesach podejmowania decyzji (mikroekonomia), ale łatwo przechodzi do rozważań na poziomie mezo i makro (makroekonomia), cały czas opierając się jednak na założeniach o warunkach, w jakich podejmowane są decyzje indywidualne. W tych warunkach rodzi się nowa „filozofia kultury rynku”, która wywiera dominujący wpływ na rozwój prawa. Dla zrozumienia tej filozofii ważne jest podkreślenie, że ewolucyjny rozwój filozofii odbywa się nie według linii prostej, lecz po spirali. U jej podstaw znajduje się rynek. Ewolucja „od rynku poprzez kulturę do(filozofii) prawa” eksponuje ekonomię jako praźródło wszelkich zmian. ZJEDNOCZENI W RÓŻNORODNOŚCI (JEDNOŚĆ IDEI, WIELOŚĆ KULTUR) Według Konfucjusza podstawą porządku i ładu społecznego były obyczaje, których przestrzeganie jest podstawą egzystencji każdego człowieka, najwyższym celem, któremu służy przestrzeganie obyczajów jest zaś dobro każdego człowieka. Konfucjusz respektował ludzką indywidualność i wierzył w zdrowy rozsądek jednostki, ale jednocześnie twierdził, że człowiek jest jedynie elementem wielkiej struktury społecznej. Podstawową jednostką tej struktury jest nie człowiek jako taki, ale rodzina, a ludzie nie są bezinteresownymi, indywidualnymi jednostkami o niezależnej pozycji w społeczeństwie, ale są rodzinnie i społecznie powiązani ze sobą.24 Konfucjusz kładł nacisk na relacje międzyludzkie nie zaś na indywidualizm jednostek. Te relacje zbudowane są na postępowaniu zgodnie z obyczajami. W konfucjanizmie każdy pełni jakąś rolę w społeczeństwie i te role decydują o jego tożsamości. Konfucjusz wyróżnił fa, które polega na rządzeniu „za pomocą ustaw” oraz li, które motywuje człowieka do posłuszeństwa wewnętrznym zasadom. Postępując zgodnie z obyczajami człowiek nie dopuszcza do powstawania sporów prawnych, zatem fa nie jest potrzebne.25 Takie myślenie wynikało z prostego założenia, iż człowiek jest z natury dobry i nie trzeba go wychowywać przez fa, czyli system kar i nagród narzucony przez władzę państwową. Kultura zachodu, wywodząca się w dużej mierze z filozofii Arystotelesa, zakłada iż prawo jest tym, co spaja państwo i pozwala na funkcjonowanie jednostek w ramach pewnych zorganizowanych społeczności. Prawo w tym systemie staje się instrumentem w rękach ustawodawcy, który za pomocą przepisów prawnych reguluje różne sfery życia codziennego, podpowiada mu jak postępować. Takie prawo normuje „wycinki” życia jednostki nie normuje zaś życia całego społeczeństwa, tak jak ma to miejsce 24 25 F. Ruiping, Reconstructionist Confucianism Rethinking morality after the West, Hong Kong 2010, s. 29. A. Kość, Prawo a etyka konfucjańska w historii myśli prawnej Chin, Lublin 1998, s. 84. 77 Zdzisław Brodecki, Aleksandra Brodecka-Chamera, Olga Hołub-Śniadach, Jedność prawa, etyki, filozofii i polityki 78 w przypadku li. Różnica pomiędzy kulturą Wschodu a kulturą Zachodu wynika głównie z tego, iż w tej pierwszej grupa społeczna jest ważniejsza od jednostki26, z kolei kultura zachodnia skoncentrowana jest na jednostce. Jednostka tworzy pewne struktury takie jak państwa czy wspólnoty, ale ich głównym celem jest ochrona praw i wolności jednostki. Można by sobie zadać pytanie, co łączy te dwa światy, gdzie się one spotykają? Wydaje się, że takim ogniwem jest dobro wspólne. Zarówno Konfucjusz jak i Arystoteles wyrażali pogląd, iż jednostka winna się podporządkować dobru wspólnemu. Najbardziej klasyczna definicja dobra wspólnego, czyli łacińskiego bonum commune27 zakłada, iż dobro wspólne jest „podstawowym czynnikiem życia społecznego, motywujące działania społeczne osób tworzących daną społeczność. Dobro takie jest rzeczywistym celem każdego człowieka i zarazem całej społeczności”.28 Najczęściej dobro wspólne utożsamiane jest z wartością i pewnym pożądanym stanem rzeczy, do których powinni dążyć wszyscy członkowie społeczności.29 Klasyczne dobro wspólne powinno znajdować się w centrum wszelkich działań, musi być środkiem i celem jednocześnie. Prawo zaś musi sprzeciwiać się takim formom indywidualizmu, które koncentrują się tylko na jednostce, zaniedbując dobro wspólne. Prawo we współczesnym wielokulturowym świecie jest nośnikiem trzech uniwersalnych idei: humanizmu, efektywności i sprawiedliwości. W obecnych czasach dużo mówi się o zjawisku globalizacji, które to zjawisko nie ominęło sfery prawa. Procesy globalizacyjne w prawie doprowadziły do zmiany w spojrzeniu na system prawa. Piramidalny system Kelsena ustępuje miejsca nowym teoriom takim jak sieciowy model prawa30 czy koncepcji The New Global Law.31 Procesy integracyjne oraz próby ujednolicania zasad prawa ustrojowego, ma26 Por. H. Nakamura, Systemy myślenia ludów Wschodu. Indie. Chiny. Tybet. Japonia, pod red. P. Wiener, Kraków 2005, s. 30–31, 396–400. 27 Pojęcie commons zostało wdrożone do systemu prawa przez prawo rzymskie, które rozróżniało res publicea, res communis, res universitatis. 28 M.A. Krąpiec, Dobro wspólne, [hasło w:] Powszechna encyklopedia filozofii, t. II, Lublin 2001. Por. M. Piechowiak, Prawnonaturalny charakter klauzuli dobra wspólnego, [w:] W poszukiwaniu dobra wspólnego. Księga jubileuszowa prof. M. Zielińskiego, red. A. Choduń, S. Czepita, Szczecin 2010, s. 605–609. 29 Takie stanowisko odnajdziemy w społecznej nauce Kościoła katolickiego. Można tu wskazać między innymi na encyklikę Rerum novarum Leona XIII oraz naukę Jana Pawła II. Uznaje się, iż dobro wspólne jest obok zasady pomocniczości i solidarności jedną z podstawowych zasad katolickiego nauczania społecznego. Zasada dobra wspólnego według katechizmu Kościoła katolickiego składa się z trzech elementów: poszanowania osoby ludzkiej, dobrobytu społecznego i pokoju rozumianego jako trwałość i bezpieczeństwo sprawiedliwego porządku. Zob. więcej: A. Paprocka, Pojęcie dobra wspólnego w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej na tle nauki społecznej Kościoła katolickiego, „Przegląd Prawniczy Uniwersytetu Warszawskiego” (czerwiec) 2008, s. 208–224. 30 System sieciowy opisany przez W. Cyrula i B. Brożka został pierwotnie opisany przez F. Osta, który stoi na stanowisku, iż hierarchiczne i linearne relacje pomiędzy normami prawa są stopniowo zastępowane przez cyrkularną lub zapętloną hierarchię norm. Według tej koncepcji pluralizm porządków prawnych w tym samym obszarze nie oznacza równoczesnego istnienia równorzędnych norm, ale oznacza, iż kilka systemów prawnych koegzystuje w tym samym momencie. Każdy z tych koegzystujących systemów może zachować swoją autonomiczność, ale nie oznacza to wyłączenia relacji pomiędzy tymi systemami. Zob. więcej, W. Cyrul, B. Brożek, Globalny system prawa, [w:] Studia z filozofii prawa, red. J. Stelmach, Kraków 2003, s. 95–106. 31 R. Domingo, tworząc system prawa światowego, zilustrował ten system jako trójwymiarowy wielobok, którego podstawę stanowi ludzkość, jego boki odpowiadają kolejno: sprawiedliwości, racjonalności, przymusowi, solidarności, uniwersalności, horyzontalności i subsydiarności. Na szczycie tej figury znajduje się jednostka wraz z przypisanymi do niej wartościami: godnością, równością i wolnością. R. Domingo, The New Global Law, Cambridge 2010, s. 147–149. Filozofia terialnego i procesowego świadczą o tym, iż poszukiwanie wspólnych idei jest nadal niezwykle aktualne. Wynika z tego, iż prawo jako element kultury32 może przejąć kontrolę nad ewolucją społeczną. Nie można jednak zapominać o idolu naszych czasów, czyli o rynku. To on jest gwarantem pokojowego współistnienia, jak słusznie zauważył Max Weber i to procesy zachodzące na rynku stały się katalizatorem budowania społeczeństwa globalnego. Zbudowanie silnego społeczeństwa obywatelskiego o zróżnicowanej tożsamości kulturowej jest zadaniem, wydawałoby się, prawie niewykonalnym, w szczególności gdy brak jest faktycznego poczucia wspólnoty. W społeczności niejednorodnej kulturowo, językowo czyli takiej jaką jest na przykład Unia Europejska – zdaniem Habermasa – jedyną płaszczyzną porozumienia może stanowić prawo. Jego zdaniem tylko dyskurs regulowany prawem, oparty na otwartości wobec wszystkich podmiotów oraz przedmiotów dyskusji, zakładający równouprawnienie wszystkich uczestników i wolny od przymusu zapewnia właściwą legitymizację społeczną.33 Przyjęcie prawa jako podstawy fundamentu wspólnoty jest jakby naturalną konsekwencją faktu, iż w europejskim kręgu kulturowym prawo już od czasów antycznego Rzymu pełniło doniosłą a czasem wręcz wiodącą rolę w kształtowaniu ładu społecznego. Współcześnie coraz częściej możemy spotkać się z tezą, iż w ramach tworzenia nowego systemu doszło do odwrócenia tradycyjnego porządku i suwerenność została przypisana prawu. Prawo stało się elementem integrującym rynek i kulturę. Z przedstawionych rozważań wynika, że walory naukowe kryją się nie tylko w rozważaniach poświęconych autonomii prawa, etyki, filozofii i polityki, ale również w rozważaniach poświęconych jej przeciwieństwu, czyli jedności prawa, etyki, filozofii i polityki z myślą o uniwersalnych ideach. Każdy z tych punktów widzenia powinien być wzięty pod uwagę w czasach, które zmuszają do budowy pomostów myślowych między Wschodem i Zachodem. 32 Ściślej: prawo jest tworem kultury – w znaczeniu historycznym (civitas), duchowym (cultura) i ideologicznym (idea). Zob. Z. Brodecki, M. Konopacka, A. Brodecka-Chamera, Komparatystyka kultur prawnych, Warszawa 2010, s. 20. 33 Zob. S. Konopacki, Sfera publiczna Unii Europejskiej w świetle debaty nad konstytucją europejską, [w:] Sfera publiczna, kondycja, przejawy, przemiany, red. J. P Hudzik i W. Woźniak, Lublin 2006, s. 333–334. 79 Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji Krystyna Chojnicka Krystyna Chojnicka, Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji Uniwersytet Jagielloński 80 W literaturze naukowej istnieją tysiące prac poświęconych problemom inteligencji jako grupy czy też warstwy społecznej i nieustannie powstają nowe. Temat ten aktualny jest od czasów pojawienia się tej kategorii społecznej, czyli mniej więcej od dwustu lat. Powszechnie panuje słuszny pogląd, że ojczyzną inteligencji są Rosja i Polska.1 Polska dziewiętnastowieczna – znajdująca się pod zaborami, a więc podzielona, w której ludność żyła w różnych realiach społecznych i ekonomicznych, poddana obcym wpływom kulturowym. Rola, jaką na ziemiach polskich odgrywała owa inteligencja jest niewątpliwa i ogromna i dotyczy to również kolejnych etapów historii: Polski po odzyskaniu w 1918 r. niepodległości, w czasach wojny i pod rządami partii komunistycznej, jak i w latach postkomunistycznej transformacji. Nieodmiennie dyskusja na ten temat stanowi zasadniczy element niekończącej się debaty o polskiej tożsamości. Podobnie można powiedzieć o zagmatwanych losach inteligencji rosyjskiej, rozgrywających się pomiędzy antycarską opozycją i antykomunistycznym oporem, połączonymi niekiedy z nieudanymi próbami pogodzenia się z panującą rzeczywistością. Jednocześnie nie ma dotychczas zgody co do podstawowej kategorii, jaką jest sama definicja inteligencji, a w związku z tym nieustalone pozostają również granice tego zjawiska społecznego. Definicja taka, zadowalająca dla wszystkich, zapewne nigdy nie powstanie i nie jest to na gruncie nauk społecznych szczególnie wyjątkowe. Nie znaczy to jednak, że nie ma sensu formułowanie kolejnych propozycji dotyczących tego problemu. Problem ze zdefiniowaniem zjawiska inteligencji polega na tym, że ani socjologia, ani żadna z innych nauk społecznych nie jest do końca właściwa dla opisania fenomenu inteligencji. Jednocześnie wiele opracowań odwołuje się właśnie do socjologicznej definicji tej grupy. Opiera się ona na dwóch podstawowych kryteriach obiektywnych, takich jak wykształcenie i rodzaj wykonywanej pracy. Inteligencja jest to więc „klassa umysłowa”2, a zalicza się do niej tych, którzy na tle reszty społeczeństwa dysponują ponadprzeciętnym wykształceniem i jednocześnie czynią z niego użytek, jako ze źródła zatrudnienia i zdobywania dochodów. Metoda socjologiczna, badając sposób życia inteligencji rekonstruuje jej system wartości i tym samym, w następnej kolejności, odtwarza inteligencki etos. Taka obiektywna metoda nie daje jednak bynajmniej 1 Jest po pogląd najpowszechniejszy, lecz nie jedyny. Mannheim poszukiwał korzeni inteligencji w Niemczech, współcześnie niektórzy badacze dopatrują się występowania zjawiska inteligencji w zrewoltowanych Stanach Zjednoczonych lat 60. XX w. i w nowo powstałych niepodległych państwach dawnego tzw. Trzeciego Świata 2 Określenia tego użyła autorka książki pionierskiej w historii polskich badań socjologicznych nad inteligencją, Ryszarda Czepulis-Rastenis, „Klassa umysłowa”. Inteligencja Królestwa Polskiego 1832–1862, Warszawa 1973. Dzieje inteligencji polskiej do roku 1918, t. 1–3, red. J. Jedlicki, Warszawa 2008. M. Micińska, Inteligencja na rozdrożach 1864–1918, Warszawa 2008, s. 41. Autorka zalicza zresztą do grona inteligencji księży, a nawet – z pewnym wahaniem – oficerów. Filozofia precyzyjnej odpowiedzi na pytanie: co to jest inteligencja i kogo można nazwać inteligentem. Przedmiot jej badań zakreślony jest bowiem zbyt szeroko. Wyraźnie jest to zauważalne przy lekturze trzytomowej panoramy losów polskiej inteligencji, wydanej przed kilkoma laty pod redakcją Jerzego Jedlickiego.3 Przykładowo, w trzecim tomie tego wydawnictwa autorka rekonstruuje obraz środowisk, w jakich żyła i pracowała inteligencja w drugiej połowie XIX w., oraz w latach poprzedzających powstanie Polski odrodzonej, i w efekcie przyjętej przez nią metody przekonać się możemy, że pomiędzy poszczególnymi opisywanymi grupami występują często istotne odmienności. Są one znacznie większe, aniżeli łączące te grupy podobieństwa. Zostały więc zaprezentowane środowiska wielkomiejskie, w których elita mieszkańców, wykształconych i najczęściej skoligaconych ze sferami przemysłowymi, bądź ziemiańskimi, żyje „na szerokiej stopie”, dysponując nie tylko gruntownym wykształceniem, nierzadko zdobywanym na renomowanych zachodnich uniwersytetach, lecz i rozległymi koneksjami towarzysko-rodzinnymi. Jeżeli ludzie ci podejmują działalność zarobkową, a szczególnie społeczną, to jest ona zamierzona na wielką skalę i wsparta niemałymi funduszami, obejmująca szeroki krąg osób. Co ważniejsze, członkowie tych elit podejmują także działalność twórczą jako fundatorzy instytucji publicznych czy autorzy dzieł naukowych lub literackich. Nie sposób przyrównać ich do inteligencji, zarówno wielkomiejskiej czy małomiasteczkowej, jak i wiejskiej, żyjącej często na granicy ubóstwa, w izolacji tak od miejscowej społeczności, jak również od najnowszych trendów intelektualnych. Dla tych przedstawicieli inteligencji udział w konsumpcji dóbr kultury okupiony bywał często rezygnacją z najbardziej podstawowych potrzeb – jedzenia czy opału, a dodajmy, że i współcześnie obydwa te światy nie mają ze sobą wiele wspólnego.4 Refleksje Jedlickiego na temat inteligencji są niezwykle celne i inspirujące. Ujawniają one cały bezmiar trudności, na które natrafić można omawiając problem inteligencji. Za szczególnie cenną uznać należy konstatację, że „Inteligencja (podobnie jak na przykład naród) od początku konstytuuje się w wyniku […] (historycznej) debaty i poprzez nią”. Jednak czy naprawdę oznacza to, jak pisze autor, że historyk, który „tkwi niejako w środku problemu, który studiuje” powinien „iść za słowem, pojęciem, dyskursem”, choć jest świadom, że „nie ustabilizuje tą drogą przedmiotu naszego zainteresowania”. „Ustabilizowanie” definicji inteligencji, przed którym ostrzega Jerzy Jedlicki jest, jak sądzę, absolutną koniecznością. „Ustabilizowanie” w sensie nazwania, diagnozy, zakreślenia granic zjawiska, sprzeciw wobec pogodzenia się z nieustanną zmiennością desygnatów nazwy, jako że grozić to może przeoczeniem momentu, w którym jedno zjawisko przekształca się w inne, lub zbliżają się ku sobie dwie różne rzeczywistości, dwa odmienne światy. Sądzę, że jeżeli nie „ustabilizujemy” w maksymalnie możliwym stopniu pojęć inteligencja i intelektualiści, prawda, że niekiedy przenikających się i nieostrych, nie podamy katalogu pewnych trwałych cech, jakimi można je określać, skazani będziemy na uznanie ich za zjawiska tożsame. Pozostanie wówczas tylko odpowiedzieć na proste pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi – dlaczego funkcjonują dwa różne terminy, skoro zjawisko ma być tożsame? Autorzy wielu opra3 4 81 Krystyna Chojnicka, Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji 82 cowań, wydają się, pomimo wcześniej przyjętych założeń, nie do końca przekonani o tożsamości inteligencji i intelektualistów. Przykładem może służyć również omawiane tu opracowanie pod redakcją Jedlickiego. Występuje w nim bowiem rozróżnienie na „inteligencję odtwórczą” i „inteligencję twórczą”, które uznać można za podobne z podziałem na inteligencję i intelektualistów. Ważniejsze w tym przypadku jest jednak to, że rozróżnienie inteligencji twórczej i odtwórczej wyraźnie wskazuje na fakt, iż sami autorzy tego opracowania odczuwają potrzebę dalszego dopracowania definicyjnego zbyt szerokiego zjawiska społecznego. Nie są w tym bynajmniej odosobnieni. Klasycznego rozróżnienia dokonał w polskiej literaturze socjologicznej Jan Szczepański, który podzielił inteligencję na: twórczą, ekspertów, kierowników życia politycznego i gospodarczego, oraz pracowników administracji. Jednak podział taki może socjologowi wiele powiedzieć o poziomie życia materialnego, sposobie spędzania czasu, czy rodzaju wykształcenia członka jednej z wymienionych grup, nic natomiast nie wyjaśni na temat samej istoty bycia przez nią inteligentem. Jeżeli więc mamy zastrzeżenia do definicji warstwy inteligenckiej, jaka jest formułowana przez socjologów, pozostaje nam posłużyć się metodą mniej naukową i nie tak precyzyjną, lecz, śmiem twierdzić, lepiej oddającą istotę zjawiska. Jest to metoda polegająca na zbudowaniu apriorycznego modelu inteligencji; apriorycznego w znaczeniu dość umiarkowanym, bowiem skojarzonego z podstawową wiedzą historyczną i literacką. Szczególnego podkreślenia wymaga w tym przypadku częste odwoływanie się do źródeł literackich, stanowiących jedno z zasadniczych źródeł poznania losów inteligencji.5 Celuje w tym, jak wiadomo, literatura rosyjska.6 Ten portret inteligencji, zbiorowy i indywidualny, powstawał dzięki twórczej pracy artystów – intelektualistów. Ta konstatacja wydaje się niezwykle istotna w świetle naszych dalszych rozważań. Na razie jednak spróbujemy w najogólniejszym zarysie przedstawić katalog inteligenckich cech i wartości przez inteligentów wyznawanych, a przynajmniej tych spośród nich, które przydatne nam będą dla dalszych rozważań. Otóż dla zdefiniowania inteligencji zasadnicze znaczenie mają dwa terminy: samoświadomość i środowisko. Jak to ujął Jerzy Jedlicki pisząc o inteligencji: „Jej »istnienie« jest nieodłączne od – jakby powiedział Mochnacki – uznania się w jestestwie swoim, od samoświadomości i od poszukiwania dla siebie nazw”.7 Mówiąc wprost, nie można być inteligentem nieświadomie, nie przyjmując na siebie z pełną odpowiedzialnością świadomości relacji, ja zachodzą pomiędzy inteligencją a resztą społeczeństwa. O przynależności do inteligencji decyduje pewien splot okoliczności, na który składa się subiektywna samoocena i obiektywna pozycja społeczna, tradycja kulturowa, moment historyczny i więź pokoleniowa, wyznawane wartości oraz przekonania polityczne, 5 Zupełnie odmienny punkt widzenia, aniżeli przyjęty przez mnie, prezentuje J. Jedlicki, który deklaruje, że nie może „przyjmować z góry żadnych idealizujących warunków definicyjnych”, bowiem „nie etos tworzy i określa inteligencję, lecz inteligencja współtworzy kulturę moralną i horyzont umysłowy swojej epoki”, w: Dzieje inteligencji, t. 1, s. 12. Sądzę, że nic nie stoi na przeszkodzie uznaniu, że zachodzą tu wpływy wzajemne i etos inteligencji, stanowiąc na pewnym etapie element kultury moralnej i horyzontów umysłowych w znacznej mierze tworzy postawy i system wartości przedstawicieli kolejnych pokoleń lub odłamów tej grupy. 6 Patrz K. Chojnicka, Rodowód literacki inteligencji rosyjskiej, Kraków 1992. 7 J. Jedlicki, O czym się mówi, gdy mówi się o inteligencji, [w:] Inteligencja, tradycja i nowe czasy, red. H. Kowalska, Kraków 2001, s. 12. 8 Dzieje inteligencji polskiej, t. 1, s. 9. Filozofia z tym, że na pierwszy plan wysunąć by należało bezwzględnie samoocenę. Inteligent świadomie przyjmuje swoje powołanie i związane z nim obowiązki. Bo bycie inteligentem najczęściej opisywane bywa jako służba, jako świadome i dobrowolne nałożenie na siebie pewnych zobowiązań, aby nie powiedzieć – misji do spełnienia. Misji różnie zresztą pojmowanej i formułowanej. To właśnie wspólne poczucie zadań do spełnienia sprawia, że tworzy się pomiędzy przedstawicielami inteligencji, a mówiąc ściślej, pomiędzy jej grupami, szczególna więź. Oparta jest ona na równie unikalnym splocie poczucia wyższości nad ogółem społeczeństwa, wraz z równoczesnym imperatywem służenia mu w celu odkupienia swojej uprzywilejowanej, realnie lub najczęściej – nie, pozycji. Inteligencja identyfikowana jest jako grupa, jej etos, jej samoświadomość, jej system wartości dotyczy całej warstwy lub przynajmniej jej znaczącego odłamu, nie zaś poszczególnych jednostek. Nie mnożąc przykładów, ograniczymy się tylko do wskazania, że w literaturze polskiej podobną, „etosową” definicję inteligencji formułowali Stanisław Brzozowski, czy Florian Znaniecki, zaś w rosyjskiej na koncepcji tej oparte zostało fundamentalne fundamentalne dzieło poświęcone historii inteligencji autorstwa Iwanowa-Razumnika. Na tle ogółu społeczeństwa inteligencja nie zajmuje ani w minionych latach nigdy nie zajmowała pozycji elity. Nie oznacza to, że o statusie inteligenta decyduje wykluczenie społeczne i życie w nędzy, jednak można chyba sformułować twierdzenie, że bycie inteligentem nie jest równoznaczne z wejściem na drogę sukcesu zawodowego, towarzyskiego czy finansowego. Na wszystkich etapach dziejów inteligencji nie traci aktualności określenie, jakie nadał jej Dymitr Pisariew: „myślący proletariat”. Jerzy Jedlicki, odwołując się do opinii pojawiających się w literaturze już w połowie wieku XIX, pisał: „»inteligencja w pojęciu polskim« to strażnicy narodowej pamięci, propagatorzy idei narodowych i socjalnych, rewolucyjnych bądź zachowawczych…”. Ale już z dalszą częścią tego zdania zgodzić się nie mogę, a brzmi ona: „…twórcy literatury i sztuki niekoniecznie najwyższego lotu, za to koniecznie wzorotwórczej, mobilizującej, albo pocieszycielskiej”.8 Tu bowiem, moim zdaniem, przebiega linia podziału pomiędzy inteligentami a intelektualistami. Aby dokonać precyzyjniejszej charakterystyki aksjologicznego oblicza inteligencji, konieczne jest znaczne ograniczenie liczby osób, które do szeregów inteligencji zaliczymy. Uważam, że definicja zbyt szeroka może nie pozwolić na uchwycenie istoty zjawiska, jakim jest inteligencja, rozmyć je i tym samym odebrać jej walory poznawcze. Tak więc, uprzedzając dalsze rozważania, warto w tym miejscu powiedzieć, co moim zdaniem inteligencją nie jest. Zadeklarujmy od razu, że nie będziemy identyfikować inteligencji z ogółem wykształconej populacji kraju, z pracownikami umysłowymi czy z klasą średnią, a nade wszystko zasadnicze rozróżnienie przeprowadzić należy pomiędzy inteligencją a intelektualistami. Przy tym jednakże zastrzeżeniu, że możliwe jest, iż poszczególni przedstawiciele inteligencji będą intelektualistami, wysokiej rangi przedstawicielami administracji, artystami, członkami elit finansowych czy towarzyskich. Będą nimi jednak nieco poza swoim inteligenckim statusem. Jak się przekonamy możliwa będzie także sytuacja odwrotna, kiedy to intelektualista weźmie na siebie zadanie zrealizowania inteligenckich wartości. 83 Krystyna Chojnicka, Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji 84 W planie kulturowym inteligencja jest grupą kształtującą etykę społeczną i dysponującą kapitałem kulturowym, lecz poszczególni jej przedstawiciele nie tworzą nowych idei artystycznych, politycznych, filozoficznych czy naukowych. To zagwarantowane jest dla intelektualistów i artystów. Zadanie, jakie spełnia inteligencja, to odtwórcza konsumpcja ich wytworów, poddanie ich weryfikacji i coś, co określa się niezbyt dobrze brzmiącym terminem – upowszechnianie. Daniel Bell pisał w tym przypadku o inteligencji jako „kulturalnej masie”, nie tworzącej, lecz organizującej „rynek idei”.9 Inteligencja nie jest twórcza jako warstwa, bowiem twórczość jest z istoty swej indywidualna (abstrahując oczywiście od jej złożonych inspiracji). Konsekwencją tego właśnie faktu jest smutna dla wielu konstatacja, że przeznaczeniem inteligencji nie był i nie jest indywidualny sukces. Z właściwymi intelektualistom cechami, takimi jak dążenie do sukcesu, elitaryzm czy działalność twórcza Jerzy Mikułowski-Pomorski wiąże jeszcze jeden, pokrewny rys charakterystyczny. Chodzi o różnice, jaką obie grupy przypisują swojemu zawodowemu powołaniu. Dla intelektualisty priorytetem będzie perfekcyjne wykonywanie podjętych zadań, podczas gdy inteligent nie pozostanie obojętny na ich społeczne konsekwencje, w wymiarze politycznym, gospodarczym, czy narodowym.10 Istnieją liczne opracowania naukowe, których autorzy podzielają stanowisko, iż nieodzowne i celowe jest dokonanie rozróżnienia pomiędzy intelektualistami a inteligentami. W literaturze polskiej postąpił tak Józef Chałasiński, autor, który już w latach 40. swoimi pracami wywołał pierwszą burzliwą dyskusję o inteligencji polskiej po drugiej wojnie światowej. Dla tego socjologa głównym elementem definiującym inteligencję jest środowisko, nie można jej sobie wyobrazić „bez pewnego rodzaju inteligenckiego skupienia […] formy życia zbiorowego inteligentów”.11 Dla dokonania dystynkcji pomiędzy intelektualistami a inteligentami odwołał się Chałasiński do Mannheima i przyznał intelektualistom funkcję moderatorów w konfliktach społecznych, którzy sprawiają, że „…konflikty społeczne przenoszą się w sferę intelektualną, a intelektua liści stają się podniosłym czynnikiem rozwiązywania tych konfliktów”.12 Wydaje się więc, że w przypadku Chałasińskiego trzon definicji wyróżniającej intelektualistów sprowadzić można do wysunięcia na plan pierwszy zdolności tworzenia przez nich paradygmatów dotyczących problemów społecznych i jednostkowych. Zauważmy, że nie jest to szczyt ich możliwości – jak się przekonamy inni autorzy wyznaczają intelektualistom znacznie ambitniejsze zadania i surowo rozliczają ich z niewykonania tych zadań. Chałasiński podkreślił dążenie intelektualistów do podkreślania ciągłości historycznej swoich dokonań, łączności z osiągnięciami myśli ludzkiej sięgającymi aż starożytnych Aten. Jednocześnie autor twierdzi, że tak współcześnie, jak i w odległej historii charakterystyczne jest związanie przedstawicieli środowisk intelektualnych z różnymi siłami społecznymi, a interesami klasowymi i ośrodkami władzy politycznej. Ta więc próba zdefiniowania grupy intelektualistów, jak i wiele innych, wskazują na to, iż występuje tu szczególna dwoistość. Intelektualista, poszukiwacz prawdy w jej 9 Wg J. Mikułowski-Pomorski, Inteligencja wobec nowych czasów, [w:] Inteligencja, tradycja i nowe czasy, Kraków 2001, s. 243. 10 Ibidem, s. 248. 11 J. Chałasiński, Przeszłość i przyszłość inteligencji Polskiej, Warszawa 1997, s. 48. 12 Ibidem, s. 101. I. Berlin, Rosyjscy myśliciele, Warszawa 2003, s. 123. Inteligencja wobec nowych czasów, s. 249. 15 J. Kozielecki, Intelektualiści – miejsce na ziemi, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1989, s. 6. Filozofia najczystszym, filozoficznym znaczeniu, przewodnik inteligencji, dokonując „zdrady” przekształca się w sprzedajnego sługę możnych tego świata, kierującego się jedynie rachunkiem własnych korzyści. W odróżnieniu od intelektualistów, inteligencja jest zjawiskiem społecznym o znacznie krótszej historii i funkcjonuje jako wyodrębniona warstwa społeczna, tworząca – jak wskazano wyżej – własne środowisko, które Chałasiński określa zresztą pejoratywnie, mianem „getta inteligenckiego”. Wywód Chałasińskiego dotyczący intelektualistów, który zresztą sformułowany został na marginesie głównego nurtu jego rozważań, a więc dość skrótowo, można podsumować następująco: intelektualistów charakteryzuje ciągłość kulturowa, ich domenę stanowi twórczość w szerokim ujęciu tego słowa, a zarazem pozostają oni w ścisłym związku, jaki łączy ich z innymi grupami i klasami społecznymi i reprezentowanymi przez nie interesami. Z kolei inteligencja to zjawisko temporalne, którego powstanie (jak i ewentualny koniec historii) wyznaczają okoliczności dziejowe. Inteligencja pozbawiona jest przymiotu podejmowania działań twórczych i wykorzeniona, obca wszelkim tradycyjnym grupom społecznym i obcość tę kultywująca dzięki tworzeniu własnego systemu wartości, swoistych kanonów zachowań i kodów porozumiewania się. Również Isaiah Berlin wyrażał sprzeciw wobec utożsamiania intelektualistów i inteligencji. Jego argumenty powtarzały zresztą znane nam już elementy definicyjne. Berlin pisał o inteligencji rosyjskiej XIX w. w ten oto sposób: „Nie należy mylić inteligencji z intelektualistami. Ta pierwsza uważała się za wspólnotę, której nie łączyło tylko zainteresowanie ideami – byli zakonem, świeckim kapłaństwem oddanym szerzeniu, niczym ewangelii, określonych postaw życiowych”.13 Pokrewne stanowisku Chałasińskiego refleksje odnajdziemy także w pracach badacza przepływów międzykulturowych, Jerzego Mikułowskiego-Pomorskiego, który pisze: „Intelektualiści są silnie związani ze swoim inteligenckim zapleczem, dopóki nie pojawi się atrakcyjna i konkurencyjna klientela na ich usługi”.14 Rozumieć to należy jako podkreślenie dążeń intelektualistów do osiągnięcia indywidualnego prestiżu i znaczenia, jak również i to, że dokonują tego za cenę wiązania się z siłami politycznymi, a więc dokonują słynnej „zdrady klerków”. Kolejny autorytet, tym razem z dziedziny psychologii, Józef Kozielecki ogranicza jeszcze definicję intelektualisty, stosując wąskie kryterium działalności twórczej. Jego zdaniem za intelektualistę uznać można tego, czyja twórczość „…rozwija ogólną wiedzę o człowieku i który tworzy podstawowe wartości humanistyczne”, jest „nosicielem nowej prawdy o ludzkich sprawach”, a ponadto wiedzę swoją „włącza w publiczny obieg”, stając się przez to osobą znaną ogółowi. Oznacza to tym samym, że „intelektualistą nie jest ani uczony zajmujący się tylko badaniem szczurów, ani ekspert od budowy mostów, ani nauczyciel trudzący się przekazywaniem wiedzy młodym”.15 Jerzy Mikułowski-Pomorski określa intelektualistów jako „szczególną grupę zawodową”, a jako ich cechę zasadniczą wymienia to, że „są na ogół świadomi swego talentu, pozycji, jaką ona im daje, oraz szczególnych wymogów, jakie stwarza mistrzowskie uprawianie ich zawodów”. Tym samym autor na plan dalszy odsuwa właściwe innym autorom ekspo13 14 85 Krystyna Chojnicka, Inteligent czy intelektualista. Próba określenia wzajemnych relacji 86 nowanie elementu twórczości jako głównego kryterium odróżniającego inteligencję od intelektualistów. Zgadza się natomiast z Chałasińskim, kiedy pisze, że zasadniczą wagę ma stosunek obu grup do władzy. Inteligencja najczęściej pozostaje w opozycji do władzy, podczas gdy intelektualiści równie często „korzystają z jej ochrony”.16 Mikułowski-Pomorski zaznaczył tym samym subtelnie to, co znalazło bardziej dobitny wyraz w słynnych Intelektualistach Paula Johnsona, kolejnego autora, obwiniającego intelektualistów o „zdradę”, tym razem zdradę głoszonych przez siebie zasad moralnych, popełnianą w imię własnych korzyści, które prowadzą znaczą część elit intelektualnych na drogę sojuszu z aktualną władzą polityczną. Mikułowski-Pomorski zwraca uwagę na stanowisko Roberta K. Mertona, zdaniem którego dokonuje się wyraźny podział, jako że część intelektualistów służy władzy, część zaś „orientuje się na swoją inteligencką publiczność”.17 Należy sądzić, że w przypadku tych drugich przyjmują oni na siebie kolejną rolę społeczną – rolę inteligenta. Aby sprecyzować pojęcie „intelektualista” niezbędne wydaje się odwołanie do wspomnianego wyżej terminu klerk, którego współczesne rozumienie daleko odbiega od niegdysiejszych konotacji i zbliża się do określenia: profesjonalista – biurokrata, nie zaangażowany ideowo. Historycznie określenie to oznaczało studiującą osobę duchowną, następnie rozciągnięte zostało na ogół osób wykształconych, uczonych. Wyraźnie więc było to słowo, które nawiązywało do wykształcenia (oświecenia), o czym świadczyć może jego źródłosłów (claire – jasny, oczywisty, zrozumiały). Popularność temu terminowi przyniosła w pierwszej połowie XX w. książka Juliena Bendy.18 Pisząc o zdradzie klerków Benda krytykował klerków –uczonych i filozofów za coraz bardziej wyraźne zaangażowanie polityczne (zarówno po stronie prawicy, jak i lewicy). Oceniał tę zdradę jako istotne zagrożenie dla cywilizacji Zachodu i przyczynę współczesnego kryzysu ogarniającego Europę, w której bieżące interesy polityczne wyparły wszelkie trwałe wartości. Bardzo ciekawie przedstawia problem bendowskiej „zdrady” Leszek Augustyn, dokonując porównania tej koncepcji z krytyką inteligencji, jakiej dokonano w Rosji w początkowych latach XX w., jeszcze zanim ukazała się słynna praca Bendy, w równie znanym, komentowanym i wpływowym almanachu Vechi (Drogowskazy).19 Oczywiście, porównanie takie jest niezwykle ciekawe, chociażby z uwagi na prawicowy kontekst obydwu krytycznych publikacji. Jeżeli jednak założymy odrębność inteligencji i intelektualistów, to przy lekturze pracy Augustyna jednak staje się problem przedmiotów badań i stąd rodzi się pytanie, czy można je ze sobą porównać. Otóż Benda dokonał opisu zdrady klerków, czyli intelektualistów, podczas gdy Drogowskazy za swój cel obrały wskazanie błędnych dróg, po których poruszała się rosyjska inte16 J. Mikułowski-Pomorski, Etos warstw społecznych. Inteligencja. Między państwem a samodzielnym wyborem, s. 1, www.ipsir.uw.edu.pl 17 Ibidem. Należy także zwrócić uwagę na interesującą konstatację Mikułowskiego-Pomorskiego, że we współczesnej Polsce pozycja inteligencji, w związku z zachodzącymi przemianami ekonomicznymi, oddali się od pozycji intelektualistów i dystans pomiędzy tymi grupami będzie się zwiększał, co spowoduje również, że coraz bardziej odmienne będą interesy obu tych grup. 18 La trahison des clercs, 1927 (wyd. polskie – fragmenty: Zdrada klerków, „Krytyka Polityczna” 2002, nr 1). 19 Wiechowcy, klerkowie i pytania o prawdę, „Sofia” 2007, nr 7. Ibidem, s. 125, autor nawiązuje do analizy dwudziestowiecznej „grupy filotyrańskich intelektualistów” dokonanej w pracy Marka Lilla’ego Reckless Mind (Lekkomyślny umysł. Intelektualiści w polityce, Warszawa 2006), uznając ją za dzieło, które „w sposób rzec by można „wiechowsko-bendowski” podsumowuje niektóre przygody dwudziestowiecznych intelektualistów z polityką”. 20 Ibidem, s. 250. Dalej autor relacjonuje daleko idące teorie, że dominacja intelektualistów w kulturze Zachodu może mieć związek z właściwym jej indywidualizmem, podczas gdy wschodnioeuropejska kultura, bliższa ideałom wspólnotowości, stanowi naturalne środowisko dla rozwoju inteligencji. Wpływ na to rozróżnienie miałaby mieć także większa stabilność państw kultury Zachodu, pozwalająca ich elitom na oddanie się poszukiwaniom Prawdy. Filozofia ligencja. W tym drugim przypadku nie ma mowy o „zdradzie”, bowiem inteligencja rosyjska, zdaniem autorów Vechow, już od chwili wyodrębnienia się z ogółu społeczeństwa wzrastała w oparciu o błędnie przyjęte założenia, opierające się na absolutyzowaniu postulatów politycznych i socjalnych. Do stanu takiego, zdaniem Bendy, intelektualiści zachodniej Europy doszli dopiero w wyniku swoistej degrengolady, nazwanej przez niego mianem „zdrady”. Czy jednak nie za daleko posuniemy się w interpretacji tych stanowisk twierdząc, że intelektualiści, zdradzający swe posłannictwo, dokonali tym samym akcesu w szeregi inteligencji? W odniesieniu do współczesnej polskiej rzeczywistości problem „zdrady klerków” skomentował Andrzej Walicki. Dokonał mianowicie, w zasadniczej zgodzie z ustaleniami Bendy, podziału inteligencji okresu transformacji postkomunistycznej na „elitę czynu – inteligencję zaangażowaną” i „elitę poznania – inteligencję klerkowską”. Rozróżnienie takie, choć wydaje raczej teoretyczne, nawiązuje wprost do bendowskiego ideału klerka, który z olimpijskiego dystansu spogląda na zmagania ludzi czynu, dokonując ocen w imię niezmiennych zasad, bowiem dla klerka najważniejsza jest „lojalność wobec idei” a nie właściwa inteligencji „lojalność wobec własnej grupy.” Jeżeli przyjmiemy wcześniejsze założenie, że inteligent nie może funkcjonować poza wartościami ukształtowanymi przez środowisko, zdecydowanie zakwalifikować musimy klerków (tych, którzy nie dokonali opisanej przez Bendę „zdrady”) do grona intelektualistów – ludzi idei. Klerk, zdaniem Bendy, występować winien zawsze jako rzecznik sprawiedliwości, prawdy i rozumu, które to wartości potraktowane zostały statycznie, bezinteresownie i racjonalnie. W wypadku odstępstwa intelektualistów – klerków od służenia tym wartościom podlegają oni surowemu osądowi, a osąd ów wydaje nie kto inny, jak inteligencja, grupa zapatrzona dotychczas w intelektualną elitę i przez nią inspirowana. Jak podsumowuje te relacje Jerzy Mikułowski-Pomorski: „[…] zdrada klerków dokonuje się poprzez zerwanie więzi pomiędzy intelektua listami a inteligencją”. Jednak dla naszych potrzeb najważniejsza wydaje się konstatacja, uczyniona przez tego autora w nawiązaniu do problemu „zdrady klerków”, która podsumowuje różnice pomiędzy inteligencją a intelektualistami. Dotyczy ona celu podejmowanych przez te grupy działań. Podkreślić należy, że podział ów jest oparty o idealizujące założenie, że intelektualiści wypełniają swoje powołanie nie dopuszczając się „zdrady”. Otóż w przypadku inteligencji jest to dążenie do celów moralnych, szczególnie do sprawiedliwości, natomiast dla intelektualistów – dążenie do prawdy. Innymi słowy twórczość intelektualna, lub artystyczna może, lecz nie musi być nacechowana wartościami etycznymi. Ten podział na poszukiwaczy cnoty i poszukiwaczy prawdy, jak pisze Mikułowski-Pomorski dzieli platońską jedność Dobra i Prawdy i, możemy dodać, skoro brak Mędrców Doskonałych, istnieje konieczność oddania ich zadań różnym podmiotom – intelektualistom i inteligentom.20 87 Oczywiście, ponieważ każdy członek społeczeństwa pełni w nim szereg ról, intelektualista: uczony, artysta, klerk, niezaangażowany ideowo profesjonalista, technokrata, czy też biurokrata, może również pełnić rolę właściwą inteligentowi, jednak może to czynić niejako na marginesie uprawiania swojej zasadniczej profesji. Jak już bowiem wspominałam, pojęcia te przenikają się wzajemnie. Każdy może podać z wywodzący się własnej obserwacji i dotyczący każdej epoki przykład intelektualisty obojętnego na problemy społeczne, który dążąc do indywidualnego sukcesu woli raczej związać się z władzą, aniżeli zniżać się do przyziemnych problemów społecznych. I odwrotnie, wielu jest takich, a odnaleźć ich możemy szczególnie w epokach zrywów narodowych i przełomów społecznych, którzy swoją twórczą pasję poświęcali misji społecznej, czyniąc tak z wewnętrznej potrzeby i łącząc się w tym ze środowiskami inteligenckimi. Ewa Czerwińska-Schupp Filozofia Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera Instytut Filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu WPROWADZENIE Niniejsze rozważania mają na celu ukazanie wpływu kantyzmu i marksizmu w myś li etycznej i religijnej Maxa Adlera (1873–1937), najwybitniejszego filozofa z kręgu austromarksizmu, profesora Uniwersytetu Wiedeńskiego.1 Szczególną uwagę przy tym zwrócimy na przyjęte przezeń podstawy epistemologiczne, bowiem to właśnie one zdominowały poddawane analizie obszary filozofii. Oba pola problemowe – etyka i religia – są u Adlera wzajemnie powiązane, dlatego chcielibyśmy także krótko ukazać stosunek pomiędzy etyką a religią oraz religią i filozofią. Świadomie rezygnujemy z rekonstrukcji idei przewodniej przedstawianej myśli etycznej i religijnej, mianowicie z próby powiązania etycznych i religijnych kategorii z socjalistycznymi w celu uzasadnienia prawomocności socjalizmu. Adlera ujęcie etyki i religii jest zrozumiałe wyłącznie na gruncie jego całkowitego systemu filozoficznego.2 Ramy artykułu wykluczają przedstawienie systemu, tytułem wprowadzenia ograniczę się do zasygnalizowania jego zasadniczych elementów składowych. System Adlera był marksizmem, jednakże specyficznie pojmowanym marksizmem. Splatały się w nim wątki zaczerpnięte z klasycznej filozofii niemieckiej, z neokantyzmu, normatywizmu oraz z pozytywizmu, naturalizmu i empiryzmu. Ten założony eklektyzm filozoficzny nadał teorii Adlera postać wyjątkową wśród istniejących interpretacji marksizmu.3 O jej wyjątkowości przesądza dominacja perspektywy antynaturalistycznej i antypozytywistycznej wobec ujęć wyrosłych z inspiracji pozytywizmu czy scjentyzmu, znajdująca wyraz m.in. w ciągłym dążeniu do przezwycięża1 Na ten temat wypowiadałam się w minionych latach kilkakrotnie, m.in. w książce Nurt mediacji. Austromarksizm i jego recepcja w Polsce, Poznań 1991 oraz w artykułach Postęp w dziejach a socjalizm, Uwagi na kanwie historiozofii Maxa Adlera, „Studia Filozoficzne” 1987, nr 6; Filozofia religii Maxa Adlera, „Nowa Krytyka” 1993, nr 4; Max Adlers Auffassung der Freiheit des Individuums, der Freiheit der Menschheit und des Sozialismus, [w:] P. Juchacz, R. Kozłowski (Hrsg.), Freiheit und Verantwortung, Dia-Logos, Bd. 1, Frankfurt am Main 2002; Max Adler jako apostoł wolności kolektywnej, [w:] A. Jamroziakowa, E. Jeliński, Wokół ideałów i wartości. Księga pamiątkowa ku czci Seweryna Dziamskiego, Poznań 2006. Stąd w tym artykule obecne są fragmenty już publikowanego tekstu, który dla potrzeb tego artykułu uległ przepracowaniu. 2 Refleksja etyczna M. Adlera jest rozproszona w jego licznych pracach, m.in. Kausalität und Teleologie im Streite um die Wissenschaft, Wien 1904; Marxistische Probleme, Stuttgart 1913; Die Staatsauffassung des Marxismus. Ein Beitrag zur Unterscheidung von soziologischer und juristischer Methode, [in:] Marx – Studien 4/2, Wien 1922; Politik und Moral, Leipzig 1918; Das Soziologische ins Kants Erkenntniskritik, Wien 1924. Filozofii religii poświęcił Adler dwie prace: Über einen kritischen Begriff der Religion, Wien 1913 i Das Soziologische... 3 Adler reprezentował w marksizmie nurt zwany humanistycznym, który rozstrzygającą rolę w procesie społecznym przypisywał czynnikom związanym z ludzką aktywnością społeczno-ideologiczną. 89 Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera 90 nia czystej empirii, w poszukiwaniu sensu-wartości w świecie faktów, w podkreślaniu odrębności świata przyrodniczego i społecznego, eksponowaniu roli podmiotowości w procesie historyczno-społecznym. Wśród wymienionych przeze mnie źródeł filozoficznych systemu Adlera wyróżnić należy marburską wersję neokantyzmu i marksizm. Inspiracja neokantowska zaowocowała oparciem nauk społecznych na transcendentalnych podstawach, sięganiem po kryteria naukowości wypracowane przez filozofię kantowską oraz poszukiwaniem uzasadnienia dla działalności praktycznej w apriorycznym świecie wartości. Nie mniej ważną rolę w systemie Adlera odegrał marksizm, zwłaszcza marksowskie pojęcie „społecznej istoty człowieka”. Szczególne doniosłe znaczenie miało przy tym włączenie pod wpływem marksizmu do analizy świadomości na miejsce kantowskiej „powszechnej ważności tego co subiektywne”, aspektu transcendentalno-społecznego. Opierając się na nim, Adler wypracował w 1904 roku w polemice z neokantystą Rudolfem Stammlerem podstawową kategorię swego systemu filozoficznego: aprioryczne uspołecznienie ludzkiej świadomości (sozial a priori), którą konsekwentnie wprowadził w obszar refleksji etyczno-historiozoficznej i religijnej.4 Za jej pośrednictwem usiłował nadać wymiar społeczny indywidualistycznie – jego zdaniem – pojmowanym ideom Kanta i dowieść kolektywistycznego charakteru kantowskiej myśli etycznej i religijnej. Dla Adlera pojmowania etyki i religii podstawowe znaczenie miały dwa z przyjmowanych przezeń założeń epistemologicznych. Zgodnie z pierwszych z tych założeń, powszechna ważność subiektywności jest założona w transcendentalnej formie świadomości, tj. „w świadomości w ogóle”, co oznacza, że aprioryczne ponadindywidualne formy świadomości przejawiają się w poszczególnej świadomości jednostkowej w ten sam sposób i stąd są wspólne wszystkim indywiduom, co przesądza o ich powszechnym i obowiązującym charakterze. Założenie drugie sprowadzić można do przyjęcia przesłanki o apriorycznym uspołecznieniu każdej świadomości jednostkowej i pełnienie przez owo uspołecznienie funkcji ogniwa integrującego wielość podmiotów. Jak dalece te dwa założenia teoriopoznawcze rzutowały na Adlera wykładnię etyki i religii spróbujemy pokazać w dalszych rozważaniach. Stwierdźmy już w tym miejscu, że nadały one nowy sens kantowskich kategoriom etycznym i religijnym: postulaty Wolności, Dobra Najwyższego, Nieśmiertelności, Boga przekształciły się u Adlera w ogniwo zespalające rozum teoretyczny i praktyczny – świat przyrodniczy i etyczny, konieczność i wolność, stały się zasadą konstytutywną ludzkiego działania w sensie globalnym na rzecz postępu moralnego i historycznego oraz rozwoju w sferze kultury. 4 Pojęcie to oznaczało u Adlera transcendentalne uspołecznioną świadomość jednostkową, wewnętrzne uspołecznienie natury ludzkiej wynikające nie z uczestnictwa indywiduum w życiu społecznym, lecz ze wspólnych ludziom apriorycznych form życia duchowego. W tym ujęciu wieź społeczna wyraża duchowy związek podmiotów dany w świadomości indywidualnej i konstytuuje się wewnątrz doświadczenia jednostkowego. Zbyteczną wydaje się uwaga, że wprowadzone przez Adlera pojęcie człowieka uspołecznionego nie ma nic wspólnego z wykładnią tej kategorii w marksizmie. Dla Marksa człowiek uspołeczniony był zawsze całokształtem stosunków społeczno-ekonomicznych swej epoki i zmieniał się wraz ze zmianą tych stosunków. Rozważania etyczne Adlera ukonstytuowane na symbiozie systemów filozoficznych Kanta i Marksa nie są przejrzyste, choć jasna jest ich intencja. Filozofowi chodziło o przezwyciężenie subiektywizmu etyki Kantowskiej i dowiedzenie jej społecznego charakteru oraz wykazanie, że antycypuje ona ideały socjalistyczne, a tym samym przesądza o prawomocności nadejścia nowego ustroju. Stąd Adler w swej refleksji nad moralnością położył nacisk na ukazanie dwóch wzajemnie sprzężonych procesów: 1) niesprzecznego włączenia woli subiektywnej w wolę solidarnej wspólnoty przy wykorzystaniu kategorii apriorycznego uspołecznienia, oraz 2) przekształcania powinności/obowiązku w rzeczywistość dzięki działaniu kolektywnemu. Uprzedzając dalsze rozważania stwierdźmy, że wprowadzenie przezeń kategorii apriorycznego uspołecznienia w obszar etyki miało szczególne konsekwencje. Po pierwsze – prowadziło do przyznania etyce jako apriorycznej formie świadomości statusu powszechnej ważności, po drugie – pozwalało na rozważanie pojęć etycznych jako kategorii łączących jednostkę ze wspólnotą ludzką i na traktowanie ich jako kategorii społecznych.5 W koncepcji Adlera podstawowym pojęciem refleksji nad zjawiskami moralnymi jest wolna wola. W obszarze etyki mówi się o jej szczególnym przejawie, o „woli etycznej” utożsamionej z wolnością. Za Kantem Adler przyjął w punkcie wyjścia założenie o istnieniu powszechnej wolnej woli. Wola ta jest koniecznością ludzkiej egzystencji wyprowadzoną z przyrodzonego człowiekowi dążenia do wolności. Ale wola z transcendentalno-społecznego punktu widzenia da się zrozumieć jedynie jako przejaw apriorycznej woli społecznej w świadomości jednostkowej. Pojęcie to – jak zauważa R. Rudziński: Filozofia MYŚL ETYCZNA MAXA ADLERA „[...] ma oznaczać a priori konieczną formę świadomości społecznej, dzięki której normy moralne nakładają na jednostkę zobowiązania w imieniu kolektywnego podmiotu”.6 Toteż gdy Adler mówi, że idea wolności jest koniecznym rezultatem woli, to wiąże z nią transcendentalnie pojętą podmiotowość. Dążenie do wolności nie jest tu pojmowane jako dążenie poszczególnego „ja” , lecz ludzkiej świadomości w ogóle. Już nie chodzi o wolność dla mnie, lecz o takie pojęcie wolności , które na mocy założeń Adlerowskiej epistemologii jest wspólne wszystkim podmiotom myślącym i realizuje się w ich relacji ze światem. Stąd interpretuje Adler proces samookreślenia się woli wychodząc nie od jednostek, ale od kolektywu. Autonomia woli zakłada zatem wolność woli kolektywnej. Adlerowska wolna wola to na wzór kantowski wola obowiązku. Włączając do swych rozważań aspekt transcendentalno-społeczny powie filozof, iż warunkiem spełnienia dobrej woli jednostki jest idea woli niesprzecznej, to jest takiej woli, w której akty woli nieskończonej ilości podmiotów są zgodne. Kontynuując tę myśl, można za Adlerem 5 Adler nie posunął się tak daleko, by przyjąć marksowskie postrzeganie etyki jako formy świadomości społecznej stanowiącej wytwór warunków życia społecznego. Nie mógł tego uczynić, gdyż konsekwentnie, w myśl przyjętych idealistycznych założeń, uznał, że uspołecznienie transcendentalne poprzedza uspołecznienie empiryczno-historyczne. 6 R. Rudziński, Ideał moralny a proces dziejowy w marksizmie i neokantyzmie, Warszawa 1975, s. 178. 91 powiedzieć: wola jednostki jest tylko wówczas wolna, jeśli wyraża podporządkowanie powszechnej normie. Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera „Wolność indywidualna – pisze Adler – jako wolność jednostki, jako uczucie monady (atomu) jest pojęciem paralogicznym, koniecznym złudzeniem jednostki. Pojęcie wolności musi oznaczać podporządkowanie woli jej własnej zasadzie, co nie może się w świadomości indywidualnej przejawiać inaczej jak tylko jako podporządkowanie normie, która nie da się pomyśleć indywidualistycznie, lecz wykracza poza indywiduum, włączając je niesprzecznie w system nieokreślonej wielości indywidualnych podmiotów woli”.7 92 Na gruncie koncepcji Adlera można mówić wręcz o paradoksie wolności: tylko afirmacja celów ogólnych przesądza o wolności subiektywnej wyboru; będąc z natury uspołecznionym, człowiek nie może wykroczyć poza społecznie usankcjonowaną skalę wartości. Powyższe wywody wskazują na integralny związek wolności i autonomii moralnej z przynależnością jednostki do ludzkości stanowiącej wspólnotę solidarną. Uzasadniają one także myśl o zbieżności woli subiektywnej i celowości zbiorowej, gdyż wartościowania tkwiące u podłoża jednostkowej woli moralnej nabierają charakteru uniwersalnego właśnie dzięki przynależności indywiduum do wspólnoty. Społeczna istota świadomości moralnej zawiera w sobie ogólnoludzki ideał moralny i jest nim jedność ludzkiej woli jako woli podmiotu zbiorowego. Na tę jedność składają się uniwersalne wartości: dążenie do sprawiedliwości, równości, wolności, dobra itp., istniejące w każdej świadomości jednostkowej i zbiorowej. W rozumieniu Adlera jego koncepcja wolności woli miała stanowić próbę pogodzenia sporu determinizmu i indeterminizmu w kwestii uwarunkowań ludzkiego działania. O jej niepowodzeniu przesądza fakt, że przyjęte założenia wskazywały na pozorność wolności zarówno w świecie zjawisk, jak i w odniesieniu do wyborów jednostkowych. Dla Kanta „człowiek noumen” był wolny, Adlerowski „człowiek uspołeczniony” był włączony w formalny charakter zbiorowego działania. I rzeczywiście Adler dowiódł w kręgu przyjętych przesłanek, że wolność podlega procesowi determinacji. I chociaż sam nie postrzegał tego zdeterminowania jako bezwzględnego podporządkowania obiektywnym prawom i traktował je jako rezultat współuczestnictwa w życiu społecznym, w istocie wolność jednostkowych wyborów etycznych w tym ujęciu została zanegowana. Warto w tym momencie wspomnieć o ważnej dla dalszych rozważań kwestii. Na płaszczyźnie etycznej filozof nie respektował do końca wynikającego z własnej epistemologii zjednoczenia przyrody i moralności. W odniesieniu do etyki zgadzał się z neokantystami, iż powinność, która kieruje się ku wartościom, należy traktować jako odrębną sferę wobec bytu. U źródeł tego sądu tkwiło głębokie przekonanie filozofa o jakościowej różnicy obu sfer rzeczywistości, przyrodniczej i społecznej, wynikającej z aksjologicznego wymiaru ludzkiego bytu. Antyscjentyzm prezentowanego stanowiska znalazł wyraz w twierdzeniu o zasadniczej odrębności procesu przyrodniczego od procesu społecznego, którego istota polega na aktywnej, wartościującej postawie czło7 M. Adler, Die Staatsauffassung des Marxismus..., s. 139, nieco dalej pisze też: „wolność w sensie autonomii woli jest pojęciem z konieczności społecznym”, ibidem, s. 256. Idem, Kausalität und Teleologie..., s. 431. Idem, Das Soziologische..., s. 185. 10 Twierdzenie to Adler kierował przeciwko popularyzowanej przez K. Kautsky’ego naturalistycznej interpretacji faktu społecznego i wartości. Wbrew Kautsky’emu dowodził swoistej natury prawidłowości etycznej, która prawomocność sądów wartościujących wiąże wyłącznie z postawą praktyczną człowieka, ze sferą powinności podporządkowaną nie przyczynowym prawom rozwoju przyrodniczego, lecz ludzkiej idei doskonałości. 11 M. Adler, Das Soziologische..., s. 245. 12 Ibidem, s. 258.. Filozofia wieka wobec świata. Adler pisząc, iż człowiek z natury „jest istotą praktyczną, chcącą i stawiające cele”8 nawiązywał świadomie do idei, którą można odnaleźć w pismach koryfeuszy filozoficznej myśli niemieckiej – Herdera, Kanta, Hegla, Marksa – mianowicie, do zasady samorealizacji człowieka, czyniąc ją w wymiarze jednostkowym i społecznym podstawową cechą człowieka jako istoty społecznej. Różnicując byt przyrodniczy i społeczny Adler twierdził, że świat przyrody od świata ludzkiego oddziela przede wszystkim to, „że pierwszy stanowi kompleks zdarzeń niecelowych, w nim także życie człowieka jest konglomeratem procesów. Świat człowieka zaś nie tylko jest bezładnym gromadzeniem, nie składa się ze zdarzeń i procesów, lecz jest nieustannym wartościowaniem”.9 Starą myśl Pascala i Spinozy o zróżnicowaniu obu światów sprowadził Adler do następujących twierdzeń: natura rządzi się obiektywnymi prawidłowościami, jest doskonała sama w sobie, posiada swój immanentny cel, ale nie daje odpowiedzi na pytanie o kierunek i cel rozwoju. Przyrodzie obce jest bowiem wszelkie wartościowanie. Nie zna też indywiduum i próżno w niej szukać odpowiedzi na pytanie o los jednostki. Tak więc najistotniejsze z punktu widzenia człowieka cele i wartości, nierozerwalnie związane z jego istnieniem, nie dają się rozwiązać w świecie fenomenalnym. Zatem zgodność obu porządków (prawidłowości przyrodniczej i prawidłowości etycznej) nie może mieć podstawy empirycznej.10 Adler podtrzymał więc w kantowski dualizm obu światów: skończonej, doskonałej, posiadającej w sobie cel przyrody, i niedoskonałej, nieskończonej, stawiającej wciąż człowiekowi nowe zadania do realizacji na drodze postępu ku wolności, moralności. Zauważmy jednakże, że dualizmu przyrody i moralności Adler nie utrzymał konsekwentnie, jego myśl etyczną (i zapowiedzmy: religijną) zdominował problem przezwyciężenia opozycji obu światów, który to problem zapowiadały przyjęte przezeń założenia teoriopoznawcze. Otóż wedle Adlera osiągnięcie przez moralność analogicznego do świata przyrody stanu doskonałości należy na gruncie etyki rozumieć jako pełne zespolenie szczęścia i etyczności, co Kant wprowadził w obręb swej filozofii pod pojęciem dobra najwyższego (używając tego pojęcia zamiennie z ideę celu ostatecznego, Boga, Królestwa Rozumu). Za Kantem uznał Adler, że idea dobra najwyższego istnieje jako aprioryczna forma świadomości, jak i to, że wyznacza ona ostateczny cel działania moralnego. Człowiek kierując się wolą wyprowadzoną z przyrodzonego człowiekowi dążenia do wolności, z natury zmierza ku dobru. Etyka – pisze Adler – „uobecnia człowiekowi ideę, wedle której dobro musi być jego gwiazdą przewodnią, a podążając za nią nadajemy całemu życiu charakter rozwoju polegającego na walce dobra ze złem. Zwycięstwo dobra jest prawem moralnym, koniecznością etyczną, tylko dzięki tej idei życie nasze ma cel”.11 W uzupełniającym te wypowiedź stwierdzeniu: „moralne prawa prowadzą do boskiego ustawodawstwa”12, nietrudno spostrzec bliski związek łączący 8 9 93 perfekcjonistyczny wątek tej filozofii moralnej z myślą chrześcijańską. Adler wprawdzie nie twierdzi wprost, że gwarancją moralności jest Bóg, ale i taka interpretacja jego myśli jest, jak sądzimy, mu bliska. MYŚL RELIGIJNA MAXA ADLERA Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera Krytyczno-poznawcze pojęcie religii 94 Myśl religijna Adlera – analogicznie jak u Kanta – wieńczy jego system filozoficzny.13 Wyrosła ona z niezgody filozofa na: 1) odziedziczoną po racjonalistach Oświecenia wiarę w zmierzch uczuć religijnych pod wpływem „potęgi rozumu”, 2) dogmatyczne ujęcia religii absolutyzujące przyjmowanie określonych założeń ontologicznych jako podstawę wobec świata, 3) upowszechnianą, głównie pod wpływem Karola Kautsky’ego, metodę genetyczną w badaniach zjawisk religijnych, 4) ujmowania przez klasyków marksizmu religii jako produktu wyobcowania czy „opium ludu”. Szczególny sprzeciw Adlera budziło przeświadczenie Marksa i Engelsa o konieczności obumarcia religii w wolnym od sprzeczności ekonomiczno-społecznych nieantagonistycznym społeczeństwie przyszłości. Dla niego bowiem – i to przekonanie dzielił z przedstawicielami klasycznej filozofii niemieckiej, poczynając od Hegla a na Kancie kończąc – istniał inny podstawowy typ alienacji, a wynikający z ograniczenia jednostkowej wolności w poddanym przyrodniczej konieczności świecie. Możliwość zniesienia alienacji mającej źródło w opozycji natury i moralności upatrywał właśnie w religii, traktując ją jako konieczny, nieredukowalny składnik ludzkiego istnienia. Osobiście głęboko przekonany o trwałości potrzeb religijnych i ich czysto formalnym charakterze Adler pragnął w religii odkryć jej sens pozytywny, niezależny od form historycznych, nieprzemijający i powszechnie ważny. Chociaż intencje Adlera były bliskie Kantowi, poddał on założenia kantowskiej filozofii religii istotnej modyfikacji. Za niekwestionowaną zasługę kantowskiej filozofii religii uznał Adler zerwanie z dogmatycznymi ujęciami religii i zrozumienie jej jako zjawiska świadomości. Transcendentalny punkt widzenia pozwala, zdaniem filozofa, dotrzeć do istoty religii, odkryć, iż „[...] religia już nie jest jednostronnym objawieniem, które spływa na ludzi żądając od nich wiary za wszelką cenę, [...], już nie jest religia czymś obcym wobec nas, lecz jest naszą własną duchową istotą, przeżytą z określonego punktu widzenia, nigdzie gdzie indziej się nie ujawnia, niż w naszym duchu”.14 13 Adler połączył w niej dwa aspekty: teoretyczny i polityczny. Z jednej strony przedłużył nią zapoczątkowaną na gruncie etyki dyskusję wokół kontynuowanego przez marburczyków „ruchu powrotu do Kanta”, w tym sporu o stosunek marksizmu do epistemologii i etyki Kanta, z drugiej strony, eksponując w swym pojmowaniu religii jej antydogmatyzm i antyinstytucjonalność włączył się w prowadzoną przez socjaldemokrację walkę z wpływami Kościoła i Partii Chrześcijańsko-Społecznej. W walce tej chodziło socjaldemokratom przede wszystkim o reformę oświaty, rozdział Kościoła od państwa i prywatność religii. 14 M. Adler, Das Soziologische..., s. 185. 15 Znaczenie religii historycznych wiązałoby się jedynie z rozwojem ludzkiej kultury. Bowiem nie tylko historia, ale i religia w jej obecnych i minionych postaciach jest postępem w drodze do wolności. Wspaniałym przykładem jest tu, zdaniem Adlera, chrześcijaństwo, które przyniosło postęp w uświadomieniu wolności. Filozofia Cóż oznacza sformułowanie Adlera, iż „religia jest naszą duchową istotą”? Zbyt prosta i naiwna byłaby tu odpowiedź wskazująca na duchową egzystencję jako źródło uczuć religijnych czy też upatrującą w owych uczuciach dopełnienia ludzkiej egzystencji. Myśl Adlera o duchu pojednanym z nasza istotą jest, jak spróbujemy pokazać, mocno zakorzeniona w przyjętych przezeń założeniach epistemologicznych. Za Kantem powtórzył Adler wprawdzie, ze świadomość religijna jest określoną, nieredukowalną do innych, formą świadomości i to właśnie jest wspólne tzw. religiom historycznym. Lecz wiążąc z osobą Kanta odkrycie istoty religii nie potrafił pogodzić się: 1) z przyjmowaną przez Kanta autonomią form świadomości (teoretycznej, etycznej, estetycznej, religijnej), 2) z indywidualizmem – w jego ocenie – kantowskiego ujęcia zjawiska religii. Pod wpływem marksizmu włączył do analizy świadomości religijnej – analogicznie jak miało to miejsce na gruncie etyki – aspekt transcedentalno-społeczny, oparty na omówionych we wstępie założeniach epistemologicznych. Zabieg ten zaprowadził go w prostej linii do sformułowania wykraczającego poza myśl Kanta, i dodajmy poza myśl Marksa (religia formą świadomości społecznej i produktem podłoża historycznego), określenia religii, zgodnie z którym religia jest szczególną formą apriorycznie uspołecznionej świadomości, owego ducha dla nas. Tak zdefiniowanej religii 1) przysługuje status powszechnej ważności – pojęcia religijne są wprawdzie rezultatem subiektywnie odczuwanych potrzeb, ale sama potrzeba ma naturę aprioryczną, jest powszechna i konieczna, 2) wskazanie na związek religii z transcendentalnym uspołecznieniem pozwala rozważać pojęcia religijne jako kategorie łączące jednostkę ze wspólnotą ludzką. Są zatem kategoriami społecznymi. Należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt wprowadzonego przez Adlera krytyczno-poznawczego pojęcia religii. Dotyczy on bezpośrednio problemu realności religii, pośrednio zaś wiąże się z kwestią istotną dla dalszych rozważań: relacją natury (bytu) i ducha (świadomości). Pozostając w kręgu własnych przesłanek epistemologicznych, zgodnie z transcendentalnym punktem wyjścia, Adler wszelką realność wyprowadzał z regulatywności myślenia konstytutywnego, tj. wspólnego wszystkim podmiotom myślącym. W świetle przyjętej epistemologii nie można mówić o opozycji natury i ducha, gdyż analogicznie jak u marburczyków, realność jest prawidłowością świadomości, a jedynym bytem jest byt pomyślany (skonstruowany pojęciowo). Real ność religii jest – wedle Adlera – dana w jedności transcendentalnej świadomości. Konsekwentnie wobec własnych ustaleń Adler znacznie mniejszą wagę niż Kant przywiązywał do religii historycznych. Historyczny punkt widzenia w odniesieniu do religii, obok krytycznego, ma jego zdaniem, rację istnienia tylko dla potrzeb studiów nad historią rozwoju świadomości religijnej, niczego nie wyjaśnia w kwestii istoty religii. Religiom historycznym odmówił więc Adler najistotniejszej, w jego ocenie, właściwości przysługującej krytycznemu pojęciu religii, mianowicie zdolności łączenia obu światów: naturalnego i etycznego, zjednoczonych dzięki transcendentalno-społecznej strukturze podmiotu.15 95 Religia jako pojęcie praktyczne – znaczenie „przeżycia” Już dotychczasowe uwagi sugerują, w jakim obszarze ludzkiej aktywności mieści się religia. Adler usytuował ją, analogicznie jak Kant, w sferze świadomości praktycznej: Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera „[...] religia nigdy nie może mieć realności teoretycznej, lecz tylko praktyczną, [...] religia nie jest bowiem żadną wiedzą o świecie i dlatego musi się pozbyć często głęboko ukrytej postaci teoretycznej”.16 96 W świetle filozofii krytycznej Adler nie miał wątpliwości, że pojęcia religijne nie są empiryczne ani substancjalne. Próżno więc byłoby poszukiwać ich realności na gruncie nauki. Adler powiązał pojęcia religijne (Boga, Nieśmiertelności) i kategorie religijne (wiary, przeżycia) z praktycznym działaniem człowieka. Sądził przy tym, że religia jest tą dziedziną ludzkiej aktywności, w której najpełniej realizuje się prymat rozumu praktycznego nad teoretycznym.17 Lecz Adler znacząco zmodyfikował myśl Kanta o włączeniu religii w obszar praktycznego rozumu. Kantowską dychotomię wiedzy i wiary podtrzymał jedynie w punkcie wyjścia. W dalszych szczegółowych rozważaniach na temat religii usiłował na jej gruncie przezwyciężyć antynomię teoretycznego i praktycznego rozumu. Adler był wprawdzie przeświadczony, że religii nie sposób ująć w postaci wiedzy, w czym był zgodny z pierwotną orientacją prokantowską, pisząc „wiara tam znajduje swe miejsce, gdzie nie tyle nie mogę wiedzieć, ale o czym wiedzieć nie potrzebuję”18, lecz nie zgadzał się z Kantem, by dało się ją ograniczyć tylko do moralności. Rozumował następująco: ludzka działalność łączy elementy obiektywne i subiektywne, przyczynowość i wolność, a więc wykracza poza czysto pojmowane doświadczenie teoretyczne i praktyczne. Na określenie obszaru, w którym jednoczą się oba typy doświadczenia, Adler wprowadził pojęcie „przeżycia” (Erlebung – używając go zamiennie z pojęciem „doświadczenia rozumiejącego” albo wiary) jako trzeci typ doświadczenia. Ten rodzaj doświadczenia nie jest doświadczeniem sensu stricto, nie należy do świata fenomenalnego, ponieważ „my sami jesteśmy czymś więcej niż przyrodą, jesteśmy przede wszystkim duchem, który całą przyrodę jako czyste pojęcie zawiera w sobie”.19 Erlebung jest formą jedności świadomości, najwyższym , jak to określał Adler, „stopniem myślowego świata”, w którym ginie przepaść pomiędzy wiedzą a wiarą (obie są formami tej samej świadomości), przyczynowością i wolnością, światem racjonalnym i irracjonalnym. Przeżycie umożliwia odkrycie prawdy o całościowo pojmowanym doświadczeniu, którego nie da się ująć w porządku naturalnym czy moralnym, odsłania prawdziwy charakter religii „jako dążenia do jedności, które poszukuje niesprzecznego ujęcia rozumu i przyrody, człowieka i świata”.20 Religia jest zatem – jak trafnie formułuje Peter Heitel – syntezą doświadczenia teoretycznego i praktycznego, M. Adler, Das Soziologische..., s. 190. Ibidem, s. 206. 18 Ibidem, s. 235. 19 Ibidem, s. 236. 20 Ibidem, s. 207. 16 17 21 P. Heitel, System und Ideologie. Der Austromarxismus im Spiegel der Philosophie M. Adlers, Wien–München 1967, s. 354. Stawiając zagadnienie genezy wyobrażeń religijnych Adler poddał analizie tzw. religie kosmologiczne i naturalne. Wszystkie kosmologiczne religie, budujące modele oparte na relacji pomiędzy Bogiem-Stwórcą a światem, jego dziełem, uznał za wytwór prenaukowego myślenia o rzeczywistości, a ujmując ściślej, za niemające nic wspólnego z nauką ani z religią. Religie naturalne natomiast odkrywają cechy ludzkie w tym co boskie, „świętość” w zjawiskach przyrody, stąd wedle Adlera – jak pisze dalej P. Heitel – już religia naturalna czyni zwrot od Boga jako hipotezy przyrody do Boga usytuowanego we wnętrzu moralnego sumienia i odkrywa istotę religii jako praktyczne samookreślenie się człowieka – ibidem, s. 352. Adler odrzucając przyrodnicze i społeczne źródła religii odnalazł je, w czym zgodny był z orientacją kantowską, w psychologicznej stronie natury człowieka, w jego dążeniu do samookreślenia się wobec przyrody oraz wobec Całości nieuchwytnej w procesie poznania, a wyrażającej się w ideach religijnych i kategoriach wiary. 22 Człowiek wedle Adlera – jak pisze wspomniany już P. Heitel – przyjmuje czysto teoretycznie ideę Boga. U podstaw wyobrażenia Boga tkwią dwa motywy: motyw samookreślenia się człowieka wobec przemożnej totalności przyrody i życzenie odnalezienia stałego punktu oparcia w totalności poznania, które na drodze empirycznej nie potrafi być zaspokojone. Por. P. Heitel, op. cit., s. 351. Filozofia jednością przyrody i ducha, przyrody i moralności, przyczynowości i wolności21 (do tej kwestii wrócimy). W tym miejscu należy nawiązać do Adlera ujęcia pojęć religijnych, by wskazać na istotną różnicę, jaką spotyka się na gruncie jego koncepcji w stosunku do filozofii Kanta. Występuje ona wówczas, gdy Adler usiłuje wyjaśnić charakter pojęć i kategorii religijnych, wprowadzając konsekwentnie do ich analizy aspekt transcendentalno-społeczny, przenosząc tym samym punkt ciężkości z podmiotu indywidualnego na podmiot kolektywny i wiążąc kategorie i pojęcia religijne z działaniem zbiorowym. Adler twierdził mianowicie, ze człowiek (na gruncie omawianej koncepcji zawsze pojmowany gatunkowo) jako istota wolna i rozumna pragnie odnaleźć się w otaczającym świecie, znaleźć w nim punkt oparcia. W tym poszukiwaniu odwołuje się do pojęcia Boga, już nie jako bytu transcendentnego wobec świata, lecz jako siły działającej w świecie, absolutnego porządku świata i stara się w tym porządku umiejscowić, by osiągnąć spokój i ukojenie. Pojęcie Boga jest zatem pojęciem postulowanym w sensie kantowskim.22 Jest koniecznym składnikiem świadomości, którego treść i sens są subiektywne, gdyż odnoszą się do subiektywnego przeżycia (doświadczenia religijnego). Subiektywności tej nie należy jednak – w myśl epistemologii Adlera – rozumieć jako dowolności, jej powszechna ważność jest założona w transcendentalnej formie świadomości (całościowy sens świata dany w religii jednostka odkrywa jako sens tożsamy dla wszystkich podmiotów myślących, tożsamość sensu jest gwarantowana przez ponadindywidualne formy świadomości). Formą urzeczywistnienia postulatu Boga jest wiara i wola. Wiara to nic innego jak szczególny rodzaj apriorycznie uspołecznionej świadomości. Stąd nie jest zbiorem dowolnych wyobrażeń i sądów, lecz powszechną formą świadomości umożliwiającą doświadczenie religijne. Wola z kolei z transcendentalno-społecznego punktu widzenia da się zrozumieć jedynie jako przejaw woli społecznej w świadomości jednostkowej. Toteż, gdy Adler mówi, że idee Boga, Nieśmiertelności są koniecznymi rezultatami woli, to wiąże z nimi transcendentalnie pojętą podmiotowość. Dążenie do Boga nie jest już pojmowane jako dążenie poszczególnego „ja”, lecz ludzkiej świadomości w ogóle. Już nie chodzi o Boga dla mnie, lecz o takie pojęcie Boga, które na mocy założeń Adlera epistemologii jest wspólne wszystkim podmiotom myślącym i realizuje się w ich relacji ze światem. W ten sposób doszedł Adler do istotnej kwestii dla praktycznego rozumienia religii, mianowicie 97 Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera 98 „uczłowieczenia religii”. Na gruncie jego filozofii religii „uczłowieczenie” należy rozumieć w dwojakim sensie: 1) postrzegając religię jako wytwór apriorycznie uspołecznionej świadomości, 2) jako proces samookreślenia się gatunkowo pojętego człowieka w świecie jako istoty rozumnej.23 Proces ten jest możliwy tylko dlatego, że religia jednoczy w samym człowieku dwa światy: świat przyrodniczy i świat etyczny. Religia zgodnie z etymologią słowa (w starym znaczeniu Verbindung) oznacza związek. Wszystkie religie historyczne poszukiwały związku pomiędzy człowiekiem a światem zewnętrznym. Twierdząc, że religia w krytycznym ujęciu odkrywa inny typ związku – mianowicie związek tkwiący w samym człowieku, łączący w nim przyrodę i wolność – Adler przypisał religii zdolność przezwyciężenia antynomii praktycznego rozumu, sprzeczności pomiędzy przebiegiem przyrody a wartościowaniem. W odpowiedzi na jakże istotne pytanie: co przemawia za syntetyczną właściwością religii i dzięki jakiemu rodzajowi doświadczenia możemy tę właściwość odkryć, skoro wyklucza możliwość poznania doświadczenie teoretyczne i doświadczenie praktyczne, Adler pozostając wierny swym założeniom epistemologicznym wskazuje na Całość (Totalność) jako obiekt religii, którą odkrywa doświadczenie religijne, tak zwane przeżycie, czyli wiara. Religijna wiara narzucona prze wolę rozumowi staje się na gruncie omawianej koncepcji czynnikiem uporządkowania w świecie i nosicielką sensu życia. Adler był głęboko przekonany, że ludzkie życie straciłoby sens bez wiary w Boga, w Nieśmiertelność. Wprowadzając w obręb swych dociekań przejęte z filozofii krytycznej pojęcie Boga twierdził: „[...] w nim wyraża się stosunek jedności obu światów, w których my wszyscy żyjemy, świata przymusu przyrodniczego i świata autonomicznego prawa moralnego [...] Tak wyrasta obok czysto teoretycznego pojęcia poznania przyrody i obok czysto moralnego pojęcia wartościowania pojęcie religii jako wiary w harmonię obu i konieczność tej harmonii”.24 W pojęciu Boga jako harmonii człowieka i świata wyraźnie unaocznia się różnica ujęcia Kanta i Adlera. Kant, a za nim Fichte, przypisał Bogu własność bycia kryterium wartościowania moralnego czy też warunku działania moralnego. Adler powiązał to pojęcie z wartościowaniem samego życia w aspekcie indywidualnym i zbiorowym. Etyka i religia jako podstawa wiary w postęp społeczny Rozważania Adlera wytyczają wyraźną linię: etyka–religia–postęp społeczny (myśl etyczna i religijna przenikają się, a jednoczącym je ogniwem jest pojęcie dobra najwyższego). W odpowiedzi na pytanie o zasadniczy czynnik rozwoju społecznego, Adler pozostał wierny idealistycznym założeniom swego systemu (idealizmu obiektywnego) 23 Adler pisał: „już Kant uczłowieczył religię i to w o wiele głębszym sensie, niż to widoczne u Feuerbacha. Ponieważ u Kanta religia okazuje się równocześnie nie tylko realnością psychologiczną, lecz [...] swoistą, zapośredniczoną wobec myślenia, realnością praktyczną: jest to »uczłowieczenie«, w którym świadomość religijna (i jej postacie) nie zyskuje ani realności ani obiektywności” – M. Adler, Das Soziologische..., s. 196. 24 Ibidem, s. 395. Ibidem, s. 256. Adler pisał: „idea celu ostatecznego wiąże się przeto z ideą ludzkości, albo inaczej mówiąc są to idee tożsame, jeśli ideę ludzkości rozpatrujemy w jej aspekcie dynamicznym. Idea celu ostatecznego jest ideą ludzkości w jej postępowym ruchu, w jej ukierunkowaniu na cel, w jej koniecznym rozwoju [...]. Wiara rozumu praktycznego Kanta w Boga jest w gruncie rzeczy niczym innym jak wiarą w możliwość rozwoju ludzkości” – ibidem, s. 401. 27 Ibidem, s. 246. Filozofia i linii wypracowanej przez klasyczną filozofię niemiecką. Czynnikiem napędowym procesu społecznego jest idea. Przenosząc ten rdzennie heglowski wątek na grunt etyki i religii Adler doszedł do wniosku, że jest nią idea Boga jako celu ostatecznego. Zauważmy, że dla Adlera pozostawanie w paradygmacie kantowskim ważne było jako punkt wyjścia, najistotniejszy dlań był punkt dojścia: do praktyki ideologicznej wymierzonej przeciwko instytucjom kościelnym i ruchom klerykalnym. Nawiązując do marksowskiej myśli o ludzkiej aktywności skierowanej ku światu zewnętrznemu usiłował w oparciu o pojęcie celu ostatecznego zbudować pomost łączący etykę i religię Kanta z marksizmem. W tym celu zmodyfikował treść analizowanego pojęcia, twierdząc: „idea najwyższego dobra nie konstytuuje etyki, nie jest pojęciem etycznym, lecz jest pojęciem określającym kierunek działania”.25 Filozof uzasadnił myśl o zbieżności dążenia do celu ostatecznego i wiary w nieustanny postęp ludzkości następująco: dążenie do celu ostatecznego jest koniecznym kierunkiem rozwoju ludzkości, gdyż wyrasta z najgłębszej ludzkiej potrzeby pojednania się ze światem i poczucia sensu Całości. Wynika także z moralnej istoty człowieka, z jego prawa do wolności. Jest postulatem wprowadzonym przez Kanta jako „Królestwo rozumu”, który musimy przyjąć, jeśli chcemy znaleźć odpowiedź na pytanie o sens ludzkich działań, o naszą podstawę samookreślenia się wobec przyrody. Człowiek wierzy w jedność i sensowność świata, ta wiara dodaje mu pewności, kieruje jego działaniem. Idąc dalej tym tokiem myślenia Adler postawił znak równości pomiędzy ideą celu ostatecznego a ideą ludzkości w jej dziele tworzenia świata i nadawaniu mu sensu.26 Zakorzenił więc Adler postęp w świadomości etycznej i religijnej i był przeświadczony, że związek między ideą Boga i ideą postępu oddaje społeczną treść etyki i religii. Odnosząc postęp moralny do rozwoju człowieka i ludzkości Adler dał wyraz swemu optymistycznemu przeświadczeniu, iż człowiek przekształcając świat i siebie zawsze świadomie dąży do doskonałości. Lecz tak jak Kant, zdawał sobie sprawę z faktu, że dobra najwyższego nie sposób urzeczywistnić w świecie empirycznym. Zwłaszcza choroba, śmierć stawiają pod znakiem zapytania ludzką możność osiągnięcia stanu pełnej symbiozy doskonałości i szczęścia. Wedle Adlera świadomość niespełnienia nie powinna rodzić, jak zdaje się sugerować Kant, postawy pesymizmu czy rezygnacji, lecz – zgodnie z sugestią Marksa – dostarczać impulsu na rzecz likwidacji wszelkich przeszkód, w tym społecznych, uniemożliwiających człowiekowi harmonijny rozwój. Z wprowadzoną perspektywą marksowską pojawia się u Adlera wizja takiego etapu rozwoju ludzkości, w którym ludzie „osiągnęliby najwyższą doskonałość swej duchowej istoty, łącząc z nią zarazem najwyższą pomyślność materialną”.27 Dla Adlera takim stanem był socjalizm, z którym wiązał on, jak wielu lewicujących intelektualistów jego doby, moralne odrodzenie człowieka, realizację ideału wolności i nadzieję na urzeczywistnienie najwyższych ludzkich możliwości. W nim właśnie „królestwo Boga stanie się królestwem ludzkości”. Tym samym dokonał Adler przejścia od myśli etycznej i re25 26 99 Ewa Czerwińska-Schupp, Kantyzm i marksizm w myśli etycznej i religijnej Maxa Adlera ligijnej do teorii rozwoju społecznego. W prezentowanym ujęciu świadomość etyczna i religijna stały się niezbędnym elementem postawy afirmacji socjalizmu. Ten wątek teorii Adlera pominiemy. Dodajmy, że Adler był głęboko przekonany o tym, że cele, które wyznacza Kantowski imperatyw moralny są zbieżne z celami i wartościami socjalizmu. Dane przez niego uzasadnienie tego sądu jest mgliste i nieprzekonywujące. Na gruncie koncepcji Adlera natomiast interesująco przedstawia się powiązanie idei wolności i doskonałości z kategorią postępu. Pojęcie postępu wiązał filozof tylko ze światem człowieka, przyrodzie właściwy jest rozwój. Sam postęp w dziejach zależy od aktywnej i wartościującej postawy podmiotu, opierającej się na samowiedzy jednostki. Przyjęta przez niego teoria apriorycznych form świadomości społecznej przenosiła, jak wskazywałam, celowość z płaszczyzny indywidualnej w obszar historii. O dokonywanych wyborach przesądza wola, więc to ludzie kierujący się własną skalą wartości, a nie obiektywne prawidłowości, rozstrzygają o kierunku rozwoju społecznego.28 Wedle Adlera jest nim dążenie do wolności i doskonałości, w rozumieniu doskonalenia siebie i gatunku. Ten punkt widzenia na zagadnienie postępu w historii znacząco dzielił jego poglądy od poglądów współczesnych mu marksistów. Ich prace podkreślały istotną dla postępu rolę nauki, techniki, procesów związanych z powstawaniem nowych sił wytwórczych czy kształtowaniem się nowych stosunków ekonomicznych, które dla Adlera pełniły wobec wartości etycznych rolę wtórną. 100 Przyszłość religii Wprowadzone przez Adlera na gruncie religii pojęcie Całości wyłoniło pytanie o stosunek religii i filozofii oraz o przyszłość religii. W swych wcześniejszych pracach Adler opowiadał się za dualizmem nauki i tradycyjnie rozumianej filozofii, z uwagi na jej aspiracje metafizyczne i aksjologiczne. Jego próba – jak i Kanta – unaukowienia filozofii, czyli pozbawienia jej zgodnie z paradygmatem scjentyzmu przesłanek ontologicznych i zdolności wartościowania nie powiodła się. W Das Soziologische... zmodyfikował więc znacznie swój stosunek do filozofii krytycznej. Przyznał, że nie jest ona w stanie uniknąć pytania o „sens i wartość Całości, której częściami sami jesteśmy”29, co kieruje ją w stronę religii. Uznanie sensu świata rodziło pytanie tylko pozornie odległe od postawionego: czy sens świata jest sensem nadanym czy też jego własnością immanentną? W sporze o genezę sensu Adler zajął stanowisko bliskie wykładni marksistowskiej. Odwołując się do własnej deterministycznej wizji przyrody i swej koncepcji woli, skłonny był sądzić, że człowiek w kontakcie z przyrodą modyfikuje jej kierunek rozwoju zgodnie z własnymi celami i wartościami, aczkolwiek nie dowolnie (nadal 28 Ta koncepcja swoistości rozwoju społecznego, której elementem jest wartościowanie, wskazuje na wyraźną odrębność stanowiska Adlera od marksowskiego ujęcia omawianej problematyki. Marks uzasadniał pojęcie rozwoju dialektyką obiektywnych sprzeczności historycznych, Adler kategorie rozwoju interpretował aksjologicznie. Zgodnie z nią jednym z głównych źródeł rozwoju są rozpowszechniające się w społeczeństwie wartości etyczne, a nie sprzeczności interesów ekonomicznych. 29 Ibidem, s. 436. Filozofia w mocy pozostają założenia odnośnie woli). Zdaniem Adlera, nic bardziej nie odsłania przedmiotowej tożsamości religii i filozofii jak zagadnienie sensu ludzkiego działania. Przyszłości miał być właściwy stan, w którym linia dzieląca religię i filozofię będzie słabnąć, aż do momentu jej zaniku. Ten moment interesował Adlera szczególnie. Zagadnieniem teraz zasadniczym stała się kwestia przyszłości religii. Osobisty stosunek Adlera w tej sprawie wyrażał się w postawie afirmacji religii i przekonaniu, że schyłku wiary religijnej nie należy oczekiwać, ani sobie życzyć. Pozostając w kręgu swej własnej teorii, twierdził, że w społeczeństwie przyszłości obumrze religia jako zabobon, dogmatyczna teologia czy system zinstytucjonalizowanych form kultu. Pozostanie jednakże wiara filozoficzna jako szczególna postać religii.30 ZAKOŃCZENIE Adler wystąpił przeciwko błędnej, jego zdaniem, identyfikacji etyki i religii w kantyzmie. Prowadziła ona do tezy, że religia jest fundamentem moralności. Aspekt ten wykorzystywał Kościół, przeciwko któremu Adler się zwrócił. W świetle jego ustaleń religia nie stanowi uzasadnienia etyki, nie dostarcza jej sankcji moralnej, religia ukazując nas sobie jako część rozumnej Całości dostarcza odpowiedzi na pytanie o konieczny cel i kierunek ludzkiego rozwoju. Adlera myśl etyczna i religijna może budzić różne oceny, jednego jej wszakże odmówić nie sposób: nowatorstwa i głębokiego humanizmu, które bezsprzecznie wyróżniały Adlera koncepcję na tle interpretacji problematyki etycznej i religijnej wśród współczesnych mu marksistów czy neokantystów. I dziś może fascynować próba wprowadzenia transcendentalno-społecznego aspektu do myśli Kanta i Marksa, po to, by powiązać aprioryczne wartości etyczne i religijne z działaniem zbiorowym. Można zarzucić Adlerowi, że opcja pełnej afirmacji przez jednostkę celów ogólnospołecznych niebezpiecznie zbliżała jego stanowisko do stanowisk żądających bezwzględnego podporządkowania interesu partykularnego interesowi wspólnoty. Z całą pewnością nie było to intencją autora. Bowiem nigdzie w swych licznych pracach nie uwzględniał Adler możności przerodzenia się socjalizmu w ustrój oparty na wszechwładzy aparatu państwowego i przynoszący nowy typ zniewolenia. Jego wizja socjalizmu jako ustroju etycznej doskonałości budziła jednakże dyskusję i wątpliwości w gronie socjaldemokracji i wśród mu współczesnych środowisk naukowych.31 Zarysowana w etyce i filozofii religii Adlera perspektywa historyczna zdaje się jednak w części potwierdzać prognozę autora. Ta uwaga dotyczy przeświadczenia o skłonności ludzkiego rozumu do poszukiwania punktów oparcia w otaczającym świecie i uciekania się do metafizyki i wiary wszędzie tam, gdzie rozum czuje się bezradny. 30 Ta myśl oddawała głębokie przekonanie Adlera, że socjalistyczne stosunki społeczne nie naruszą trwałości potrzeb religijnych, wręcz je pogłębią, sprowadzając je do sfery czysto podmiotowej. W konsekwencji zbyteczne staną się wszelkie instytucje i struktury kościelne, co wyzwoli społeczeństwo od wpływu Kościoła na oświatę, wychowanie, rozwój kultury. 31 Nie wszyscy czytelnicy i słuchacze rozumieli wywody Adlera, z uwagi na ich hermetyczność i trudny język filozoficzny. Adler jako wykładowca porywał słuchaczy, ale wielu z nich opuszczało salę w trakcie wykładu. Zdarzało się, że na sali siedziało trzech słuchaczy, a nawet jeden. 101 () Dziękuję najserdeczniej Panu Prof. dr Romanowi Tokarczykowi za słowa otuchy po śmierci Męża, za podarowane wspaniałe książki i za trwającą lata przepiękną w formie i pełną wytworności korespondencję. Mój artykuł mówi o nadziei, dobru i szczęściu. Niech one Panu Profesorowi stale towarzyszą. Poznań, 13 maja 2012 r. Ewa Czerwińska-Schupp Andrzej Dróżdż Filozofia Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej Uniwersytet Jagielloński UCIĄŻLIWE REALIA SPOŁECZNE Panuje opinia, że jakobinizm włoski nie pojawiłby się nigdy bez rewolucji francuskiej. Włosi nie mieli burżuazji „bogatej, ambitnej i sfrustrowanej”, która gotowa byłaby przemocą zdobyć dla siebie władzę i przywileje.1 W każdym państwie zaalpejskim, a zwłaszcza w Piemoncie i w Królestwie Neapolu, na wieść o zburzeniu Bastylii uaktywniały się grupy wolnomularzy2, identyfikujących powtarzane w lożach od pół wieku hasła wolności, równości i braterstwa z konkretnym wezwaniem hrabiego Mirabeau do walki z tyranią. We Włoszech brakowało jednakże zarówno treści społecznych, sprzyjających wybuchowi rewolucji, jak i modalności podejmowanych działań, tj. dynamiki akcji politycznych, ideologicznych lub kulturalnych.3 Augustine de Baurruel (1741–1820) w Historii jakobinizmu utrwalił legendę, jakoby to masoneria doprowadziła do wybuchu rewolucji francuskiej. Dzisiaj nikt z his toryków nie odważyłby się twierdzić, że był to czynnik najważniejszy, tym niemniej pozostaje faktem, że w lożach wolnomularskich oczekiwano nadejścia nowych czasów pod znakiem powszechnej wolności i braterstwa. Przewodzący masonom neapolitańskim Raimondo di Sangro, hr. Sansevero w opublikowanej mowie L’Étoile flamboyante, ou la societé des francs-maçons considérée sous tous les aspects (1745) stwierdził, że wyczerpały się siły „arystokracji krwi”, uzasadniającej swe istnienie zasługami przodków, więc wyrastająca z wolnomularstwa nowa arystokracja opierać się będzie jedynie na cnotach, uzdolnieniach i zasługach.4 W przeddzień rewolucji we Francji wolnomularstwo w Neapolu należało do najliczniejszych, najstarszych i najlepiej zorganizowanych w Europie.5 Mimo usiłowań królowej Marii Karoliny, promującej model wiedeński masonerii, Neapolitańczykom bliższe były cele Wielkiego Wschodu Francji, masonów francuskich. Z chwilą zburzenia Bastylii, przewagę zdobyły w Neapolu radykalne tendencje, kojarzone z działalnością Filipa Orleańskiego i hrabiego Mirabeau. W dwa lata F. Furet, Prawdziwy koniec rewolucji francuskiej, przekł. B. Janicka, Kraków 1994, s. 28. G. Santato, Il Giacobinismo italiano: utopie e realtà fra Rivoluzione e Restaurazione, Padova 1990, s. 28. 3 Ibidem, s. 30. 4 E. Chiosi, Lo spirito del secolo. Politica e religione a Napoli nell’etâ dell’illuminismo, Napoli 1992, s. 54. 5 A. Dróżdż, Wolnomularstwo neapolitańskie w drugiej poł. XVIII wieku, „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica” 2009, nr 8, s. 73–92. 1 2 103 później, pod wpływem wolnomularzy z Marsylii, ks. Antonio Jerocades przekształcił miejscowe loże w kluby polityczne. W końcu XVIII wieku, pod oświeceniowymi rządami Habsburgów w Lombardii i w Toskanii w monarchiach włoskich nic nie zapowiadało wzrostu niezadowolenia społecznego, ale dla większości reformatorów neapolitańskich, zniecierpliwionych z powodu stagnacji politycznej, istniejący porządek nie był do zaakceptowania. Hasła rewolucyjne, a potem republikańskie, dla ludu pozostawały jednak niezrozumiałe, a dochodzące z Francji wieści o terrorze, grabieżach i prześladowaniach Kościoła wywoływały zrozumiały sprzeciw. Skutki braku społecznej akceptacji dla ideałów republikańskich okazały się tragiczne dla włoskich republikanów, gdy w 1799 roku armia francuska wycofała się z większości terenów zaalpejskich. W ćwierć wieku później Carlo Botta, uczestnik spisku jakobinów piemonckich, nazwał „biednymi utopistami” tych wszystkich, w tym także i siebie, którym wydawało się, że z pomocą Francuzów stworzą nową arystokrację ducha.6 Wytknął im ślepy zapał i brak krytycyzmu wobec tragicznych wydarzeń, towarzyszących rewolucji: Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej „[...] utopiści nie zerwali się z głębokiego snu, ale trwali w błogostanie; nie tłumaczyli nieprawidłowości we Francji, przeciwnie, potępiali je, ale szacowali, że w krótkim czasie ustaną, żeby zrobić miejsce najszczęśliwszej republice”.7 104 Z podobnymi obserwacjami wystąpił również Vincenzo Cuoco wkrótce po upadku Republiki Neapolitańskiej, autor Saggio storico sulla rivoluzione napoletana del 1799 (Milano 1801). Zapóźnienia cywilizacyjne południowych Włoch sprawiły, że ks. Antonio Genovesi (1713–1769) uwarunkował skuteczność idei reformatorskich od pierwszoplanowego zadania poprawy bytu warstw najuboższych. W jednym z listów z 1764 roku napisał: „Dopóki chłopi będą spać na gołej ziemi i jeść chwasty i uważać się za niewolników, nie da się oczekiwać żadnej poprawy. Chłop angielski jest bardziej wykształcony i bardziej staranny w pracy od francuskiego, bo jest gospodarzem. Chłop francuski jest nim bardziej niż neapolitański z tego samego powodu i neapolitański bardziej niż polski”.8 Od lat siedemdziesiątych uczniowie Genovesiego organizowali w różnych prowincjach Stowarzyszenia Rolnicze, nazywane także „patriotycznymi”, których celem było szerzenie oświaty, uczenie nowych technik i kultury rolniczej. „Genovesi nauczył ich wielu rzeczy: zrozumienia olbrzymiego dystansu, jaki dzielił uczonych od masy chłopskiej, którą porównywał do Hotentotów afrykańskich, dając swoim uczniom pod re6 C. Botta, Storia d’Italia dal 1789 al 1814, Parigi, Baudry, 1837, t. 1, s. 141. O utopiźmie włoskich jakobinów, wynikającym z niezrozumienia własnej sytuacji społecznej, pisał Delio Cantimori. Patrz: idem, Utopisti e riformatori italiani 1794–1847, Sansoni, Firenze, s. 16–17. 7 C. Botta, op. cit., s. 141. 8 „Finche dormiranno a terra nuda, e mangeranno gramigne, e si riputeranno schiavi, non é da aspettare di veder miglioria. Il contadino Inglese é piú savio e piú diligente del Francese, perche’ é piú padrone. Il Francese lo é piú del Napoletano per la medesima ragione, ed il Napoletano piú del Polacco”. A. Genovesi a Leonardo Cortese w liście z 1 września 1764 r., w: Lettere Famigliari, [w:] A. Genovesi, Scrittori classici di economia: Continuazione degli Opuscoli economici, Milano 1804, t. X, s. 330–331. Dzisiaj ocenia się, że to właśnie postulaty ekonomiczne stały się główną treścią włoskiego oświecenia, gdyż wymagały gruntownej przebudowy porządku gospodarczego i społecznego. Niedostateczne efekty tych wysiłków unaocznione zostały z perspektywy ostatniego dziesięciolecia. W roku 1783 roku trzykrotnie zatrzęsła się ziemia w Kalabrii, powodując śmierć 70 tys. ludzi, zwłaszcza w wyniku epidemii na zrujnowanych terenach. „Wikariusz generalny na Kalabrię”, książę Francesco Pignatelli, na poratowanie w biedzie poszkodowanych dostał ze skarbu państwa zaledwie 100 tys. dukatów, podczas gdy podróż pary królewskiej, Ferdynanda IV Burbona i jego żony, Marii Karoliny Habsburg-Lotaryńskiej w odwiedziny do jej brata, Wielkiego Księcia Toskanii, Leopolda II Habsburga, kosztowała dziesięć razy tyle.10 Pod rządami Leopolda I Toskania zdobyła opinię najbardziej oświeconej monarchii włoskiej, gdyż zniesiono tam wewnętrzne opłaty celne i pańszczyznę, przeprowadzono reformę katastralną i sądowniczo-prawną (Kodeks Leopolda), corocznie podawano do publicznej wiadomości stan finansów państwa. Monarcha dbał o rekultywację nieużytków, budowę dróg i regulację rzek, zakazał stosowania tortur, a nawet kary śmierci (wprowadzona na nowo w 1790 r.).11 Podczas wizyty we Florencji, król Neapolu musiał słuchać uszczypliwych uwag szwagra, Leopolda I, że nie dba o dobrobyt swoich poddanych i ogranicza się jedynie do konfiskowania majątków kościelnych. Politykę kościelną Ferdynanda IV wspierali księża regaliści lub filojanseniści, jak Giuseppe Cestari, Andrea Serrao, Domenico Forges Davanzati czy Marcello E. Scotti, autor napastliwej broszury Della monarchia universale dei papi (1789). Wszyscy oni niebawem stali się zwolennikami rewolucji. Mądra polityka wewnętrzna Leopolda II zaskarbiła mu szacunek poddanych, co stało się widoczne w czasie rewolucji francus kiej, gdyż w przeciwieństwie do Piemontu i Królestwa Neapolu, rządzonych metodami policyjnymi, w Toskanii nie zawiązywały się spiski jakobinów, a opór ludu wobec Francuzów był szczególnie silny. Filozofia fleksję, że nie tylko niesprawiedliwość bywa groźna, ale również niesienie reform bez wcześniejszego obdarowania chłopów odpowiednia kulturą”.9 TERROR POLICYJNY ODPOWIEDZIĄ NA SPISKI JAKOBINÓW12 Skutki przystąpienia Królestwa Neapolu do koalicji antyfrancuskiej, a potem niespodziewana klęska wojsk pruskich pod Valmy (21 września 1792 r.), dały się niebawem odczuć także w Neapolu. Policja dokonywała aresztowań na podstawie błahych donosów i rzekomych agentów francuskich zamykano bez wyroku sądu w lokalnych 9 F. Venturi, Introduzione, [w:] Riformatori napoletani, a cura di F. Venturi, ed. Schientifiche, t. V, [w:] Illuministi italiani, t. 1–5, Milano–Napoli 1962, s. 34. 10 P. Colletta, Storia del reame di Napoli: dal 1734 sino al 1825, t. 2, Paryż 1835, s. 118–122. 11 G. Baldasseroni, Leopoldo ii, granduca di Toscana, e i suoi tempi, memorie, San Antonino 1871, s. 563–564. 12 Bibliografia przedmiotowa na temat spisku jakobinów (1794–1795) oraz powstania Republiki Neapolitańskiej dostępna jest pod hasłem: http://www.repubblicanapoletana.it/P.htm [aktualizacja: 1.07.2012]. Pełniejszy opis literatury wykorzystanej w niniejszej pracy znajduje się w: A. Dróżdż, Książki i rewolucja. Ks. Antonio Marini – neapolitański jakobin i jego biblioteka, Kraków 2004 , s. 5–158. 105 Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej 106 więzieniach albo w twierdzach Tremiti lub na Lampedusie. Francuzi w pościgu za Prusakami dotarli aż do Frankfurtu, a równocześnie wkroczyli do Sabaudii, zajęli Niceę i ważny port w Oneglii na wybrzeżu liguryjskim, które szybko stały się przyczółkami dla włoskich spiskowców; sukcesy wojenne zachęciły ich również do ostrzegawczej demonstracji siły przed królową Marią Karoliną, oskarżaną w Paryżu o knucie intryg międzynarodowych przeciwko Francji. Na wieść, że z Nicei płynie eskadra 50 francus kich okrętów wojennych, królową ogarnęła rozpacz, zwłaszcza że szpiedzy przynosili jej broszury o treściach rewolucyjnych i twierdzili, ze w samej tylko stolicy królestwa może być nawet 50 tys. zorganizowanych jakobinów gotowych obalić monarchię. Zagrożenie wydawało się realne, gdy w połowie grudnia u wejścia do portu ustawiła się w szyku bojowym eskadra 13 okrętów pod rozkazami admirała Latouche-Tréville. Nie bacząc na przewagę swoich okrętów i dobrze wyposażonego wojska Ferdynand IV zaakceptował wszystkie żądania Latouche’a i obiecał wysłannikowi Konwentu, że jego państwo zachowa neutralność polityczną wobec Francji. Po kilkunastu godzinach okręty admirała Latouche’a odpłynęły, ale gwałtowna burza zmusiła je do powrotu i wymiany części masztów w dokach Castellamare. Spowodowało to, że od 23 grudnia 1792 roku, przez pięć tygodni przymusowego pobytu w Neapolu, republikańscy oficerowie i marynarze nawiązywali znajomości z chętnymi kontaktu sympatykami rewolucji, a 12 stycznia admirał Latouche zaprosił na swój okręt flagowy 80 miejscowych „patriotów”, jak mówili o sobie organizatorzy jakobińskiego Stowarzyszenia Patriotycznego, m.in. poeta Antonio Jerocades, Carlo Lauberg i Annibale Giordano. Płomienne przemówienia i wznoszone toasty na rzecz rewolucji pozostawiły niezatarte wspomnienie w umysłach miejscowych patriotów, pragnących obalenia monarchii. Publicysta polityczny, Vincenzo Cuoco, choć sam był zwolennikiem republiki, z ironicznym dystansem traktował patetyczne gesty swoich towarzyszy. W Eseju historycznym o rewolucji neapolitańskiej pomniejszał znaczenie Stowarzyszenia Patriotycznego, zarzucając miejscowym jakobinom, że w potopie słów zapominali o konkretnych problemach strategicznych, a zwłaszcza o dotarciu do ludu i uczynieniu z niego sojusznika w walce z monarchią. Podjęte zobowiązania Ferdynanda IV sprawiły, że na jakiś czas ustał terror policyjny wobec rzekomych wrogów monarchii. Patrioci wyciąg nęli z tego faktu błędne wnioski, osłabiwszy przyjęte zasady konspiracji. Ścięcie Ludwika XVI było wstrząsem dla monarchów w całej Europie. Król Neapolu przywrócił poprawny charakter w relacjach z Piusem VI, a niedawni zwolennicy regalizmu, na czele z ministrem Carlo De Marco, uznani zostali wraz z masonami za osoby szkodzące interesom monarchii.13 Od tego czasu księża janseniści i regalisci zradykalizowali swe poglądy, wypatrując nadejścia republiki opartej na ideałach ewangelicznych. Stowarzyszenie Patriotyczne założone w miejsce lóż wolnomularskich weszło w etap przyspieszonej demokratyzacji, gdyż przyjmowało do swych szeregów niesprawdzonych mieszczan, a nawet lazzaronów – jednych nakłaniając argumentami, innych pieniędzmi. Kluby jakobinów zorganizowane były głównie w klasztorach, np. na Capodimonte, w klasztorze św. Marty, dwa kluby w klasztorze św. Seweryna, 13 Por. A. Dróżdż, Kler neapolitański w 1799 roku wobec kwestii pozyskania ludu dla Republiki Partenopejskiej, „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica” (VII), red. K. Polek i J. Gołębiowski, Kraków 2008, s. 48–75. Filozofia w klasztorze Matki Bożej Miłosierdzia na wzgórzu Caponapoli, w domu modlitwy, przy ulicy Toledo, czy w domu medytacji ojca Berarducciego. W tym ostatnim działali zarówno przedstawiciele ludu, których sprowadził Vincenzo Galiani, jak i warstw wyższych z hrabią Pasquale de Laurentisem na czele. W spisku dominowała szlachta tytularna i mieszczaństwo, ale byli też reprezentanci arystokracji rodowej, a – co najważniejsze – przybywało biedoty. Od 1793 r. kluby zakładano nie tylko w miastach Kampanii, ale nawet w dalekiej Foggi, Palermo i w Messynie – miastach drugich co do wielkości, a nawet w małych miejscowościach, jak Campobasso w górach Abruzzo, dokad idee rewolucyjne zanieśli ksiądz Domenico Tata i Domenico di Gennaro, czy w malutkim Rossano, w sercu Kalabrii, gdzie założycielem klubu jakobinów był Luigi Polopoli. Większość klubów wywodziła się z lóż masońskich, które od początku lat siedemdziesiątych były wzorowo zorganizowane. Ponieważ patrioci mieli informatorów wśród policji Luigiego di Medici, królowa Maria Karolina kazała Luigiemu Custode zorganizować odrębną policję, bezpośrednio jej podlegającą. 29 sierpnia 1793 r. Custode włamał się do ambasady francuskiej skąd wyniósł tajne dokumenty z nazwiskami patriotów neapolitańskich. Stosowane przez niego metody przyniosły niebawem efekty, bo jego policja rozpracowała ważną część siatki jakobinów. Pewność siebie doprowadziła patriotów do zguby, bo 12 grudnia 1793 roku skruszony jakobin, ksiądz Pierre Nicola Patarino, złożył donos na członków Stowarzyszenia Patriotycznego i na potwierdzenie swych słów dostarczył policji Luigiego de Medici skradziony Emmanuelowi De Deo egzemplarz Konstytucji jakobińskiej. De Deo i jego najbliżsi współpracownicy zostali aresztowani, ale dalsze aresztowania ruszyły dopiero po trzech dniach, co pozwoliło wielu jakobinom zamazać ślady winy lub uciec za granicę. Po pierwszych aresztowaniach Sekcja Deputowanych Stowarzyszenia Patriotycznego zadecydowała, że Carlo Lauberg wyruszy do Francji, żeby nawiązać kontakt z Konwentem i zaapelować do Robespierre’a o wsparcie wojskowe dla zaplanowanej w Neapolu rewolucji. Razem z nim uciekło kilkanaście innych osób. Nieuchronność konfrontacji spowodowała przyspieszenie działań. Jakobini wyszli z ukrycia i niemal na oczach policji podburzali lud przeciwko królowi. Nieostrożnie przyjmowali do klubów ludzi prosto z ulicy, bez sprawdzania ich pochodzenia, i organizowali głośne uczty z pominięciem najprostszych zasad konspiracji. Kierował nimi Andrea Vitaliani, przewyższajacy Lauberga żarliwością i radykalizmem, ale ustępujący doświadczeniem, znajomością reguł konspiracyjnych i zrozumieniem własnych słabości; nie brał pod uwagę faktu, że lazzaroni, czyli najuboższa część ludu Neapolu, szacowani na ponad 30 tysięcy, byli przywiązani bezgranicznie do swego „króla Nochala”, jak pieszczotliwie go nazywali od wielu lat. Pod koniec lutego 1794 r. Klub Centralny ogłosił rozwiązanie się Towarzystwa Patriotycznego z powodu rozbieżności stanowisk. W to miejsce powstały dwa kluby, liczące ok. 300 rewolucjonistów: Lomo, od słów Libertá o Morte, broniący republiki konstytucyjnej, oraz dwukrotnie liczniejszy, radykalny Romo, tj. Repubblica o Morte. Oba kluby ustaliły datę wybuchu rewolucji na 30 marca 1794 roku. W tym dniu oddziały jakobinów miały zdobyć w mieście trzy fortece, spalić arsenał, wymordować rodzinę królewską, skłonić lazzaronów, aby przyłączyli się do walki po ich stronie. Zaplanowany przez patriotów spisek miał szanse powodzenia, bo uczestniczyły w nim 107 Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej 108 osoby, mające bezpośredni dostęp do króla: żołnierze z jego ochrony, nadworny lekarz, ks. Nicolo Pacifico, oraz ks. Francesco Conforti, jego osobisty teolog. W połowie roku 1793 płk Mario Pignatelii, hrabia Strongol, przekształcił loże oficerów w kluby jakobinów, obecne nawet w Gwardii Przybocznej Ferdynanda IV i w jego Korpusie Królewskim, gdzie jakobinom przywodzili książę Giuliano Colonna i hrabia Nicola Fiani di Torremaggiore. Zdaniem Vincenza Cuoco, w 1799 roku Republika Partenopejska by przetrwać najtrudniejsze chwile, potrzebowała 30 mln dukatów. Spiskowcy z 1794 r. nie mieli nawet ułamka procenta tej kwoty. W połowie marca, stojący na czele obu klubów Andrea Vitaliani, żeby zdobyć pieniądze na większe zakupy broni, planował nawet dokonać kilku napadów rabunkowych na bogatych kupców. Nie doszło do tego, bo 24 marca, na podstawie zebranych donosów policja aresztowała 82 jakobinów. W trakcie śledztwa Pietro de Falco i Annibale Giordano obciążyli zeznaniami 250 osób, spośród których 58 spiskowcom udało się uciec do Francji, gdzie zasilili środowisko włoskich jakobinów. W połowie kwietnia potężna erupcja Wezuwiusza spowodowała, że na przedmieścia Neapolu spłynęła rzeka lawy, niszcząc po drodze Torre del Greco, liczącą 13 tys. mieszkańców. Część księży z Piazza Mercato wykorzystała to nieszczęście by oskarżyć masonów i jakobinów jako winnych obrazy Boga. 25 kwietnia samorzutnie zgłosił się na policję ksiądz Cornacchia i wydał jakobinów służących w Korpusie Królewskim i w Gwardii Przybocznej, wśród których aż 27 obciążyło zeznaniami inne osoby. Nie wszyscy aresztowani przyznali się do uczestniczenia w spisku, a pozostałym udało się uciec za granicę. W tym samym czasie policja Wiktoria Amadeusza III, króla Sardynii, aresztowała kilkudziesięciu jakobinów piemonckich, oskarżonych przez Carla Bottę, jednego z uczestników spisku. Główni organizatorzy przygotowywanego przewrotu, Giovanni Chantel, Francesco Junod i Giovanni De Stefanis, zamierzali uśmiercić rodzinę królewską Savoia i przejąć władzę w Turynie jeszcze przed wkroczeniem wojsk francus kich. Ponieważ dowody ich winy były niepodważalne, Chantel i jego towarzysze zostali powieszeni, a innych, w tym samego Bottę, wtrącono do lochów. Podobny los spotkał jakobinów neapolitańskich, bo w publicznej rozprawie na śmierć przez powieszenie skazani zostali Vincenzo Vitaliani, Vincenzo Galiani oraz adwokat Emmanuel De Deo, a 1 1 3 skazano na ciężkie więzienie. Terror policyjny niespodzianie pojawił się na nowo 5 marca następnego roku, gdy król Ferdynand ogłosił amnestię dla przestępców politycznych pod warunkiem, że zadenuncjują swoich dawnych towarzyszy. Nowa komisja śledcza, na czele z sędzią Pietro Vannim, torturami wymuszała zeznania na oskarżonych, więc więzienie Regia Vicaria zapełniło się kolejnymi aresztowanymi spośród członków Stowarzyszenia Patriotycznego. Wśród 34 oskarżonych znaleźli się m.in.: adwokat Francesco Mario Pagano, ksiądz Antonio Jerocades, poeta Domenico Ciaia, Eleonora Fonseca Pimentai, Mario i Ferdinando Pianateli i wielu arystokratów: Ettore Carafa, najstarszy syn księcia d’Andria, Gaetano Coppola, syn księcia Ganzano; Giuliano Colonna, młodszy syn hrabiego Stigliano; Gennaro Serra, trzeci syn księcia Cassano, Giuseppe Riario, syn hrabiego Corieto. Wśród aresztowanych przeważali uczeni uniwersyteccy, literaci i filozofowie, pogardzający despotycznym reżimem Ferdynanda IV. Filozofia Walka z jakobinami miała nie mniej dramatyczny przebieg na Sycylii, traktowanej przez lata jak kraj podbity, któremu można narzucać dodatkowe podatki. Zmienił ten stan wicekról Francesco Maria Venanzio d’Aquino, książę Caramanico (1738–1795), niegdyś ambasador we Francji i Wielki Mistrz masonerii neapolitańskiej, autor wielu reform, a od 1789 roku zwolennik rewolucji społecznej, i to nawet po ścięciu Lud wika XVI. W obawie, że Caramanico przekaże Francuzom porty sycylijskie i ogłosi oderwanie wyspy od Neapolu, został otruty 9 stycznia, po czym w wielu miastach sycylijskich zlikwidowano kluby jakobinów, zapewne zorganizowane za cichym jego przyzwoleniem, i oskarżono o zdradę stanu ponad czterdzieści osób. Najliczniejsze kluby działały w Palermo i w Messynie. Wśród głównych organizatorów spisku znaleźli się iluminista hr. Francesco Paolo di Biasi z Syrakuz, profesor Francesco Rossi z Uniwersytetu w Katanii, Giuseppe Ardizzone z Augusty. Przygotowywany spisek jakobinów sycylijskich mógł się udać, gdyż termin wybuchu rewolucji został uzgodniony z Francuzami, którzy na ten czas planowali wysłać do portu w Auguście eskadrę okrętów wojennych. Po krótkim procesie, 20 maja, di Blasi – jako szlachcic – został ścięty mieczem, a inni jego towarzysze, pochodzący z ludu, zginęli od topora. Publiczne procesy jakobinów, jako wrogów Boga i monarchii, tak głęboko utrwaliły się w świadomości ludu, że pięć lat później, zarówno w Republice Piemonckiej jak i w Republice Neapolitańskiej, gdy wybuchły powstania antyfrancuskie, chłopi z nizin i górale prowadzeni przez księży i zakonników wciąż pamiętali, że jakobini są wyjęci spod prawa, więc urządzali na nich polowania i mordowali jak zwierzynę bez cienia litości. IDEE UTOPIJNE WŁOSKICH PUBLICYSTÓW REPUBLIKAŃSKICH Części uciekinierów piemonckich i neapolitańskich udało się schronić w Onegli, gdzie miedzy majem 1794 r. a kwietniem 1795 r. Philippe Buonarroti (1761–1837) z rozkazu gen. Bonaparte sprawował urząd komisarza. Buonarroti oczekiwał zjednoczenia Włoch w postaci egalitarnej republiki komunistycznej chłopów i rzemieślników. Zakładał absolutną równość wobec prawa, włącznie z posiadaniem i dystrybucją dóbr miedzy obywateli; chciał realizacji nowego ładu urbanistycznego („Nie będzie stolicy, nie będzie wielkich miast”14) oraz masowego i obowiązkowego szkolnictwa – podpory systemu. Zgodnie z poglądami Robespierre’a dozwalał istnienie kultu Istoty Najwyższej, ale tylko dlatego, że religia wzmacnia poczucie obywatelskiej więzi społecznej.15 Na straży „niewzruszalnych zasad” stać winno prawo i konstytucja republiki.16 W wyniku przewrotu z 9 thermidora roku II republiki (27 lipca 1794) Robespierre’a i jego najbliższych zwolenników skazano na gilotynę, a Buonarroti, podejrzewany o sprzyjanie terrorowi, został aresztowany na kilka miesięcy w maju następnego roku. Ogłoszony w połowie przez Sylvaina Maréchala Manifeste des Égaux spopularyzował poglądy Sprzysiężenia Równych, pragnących obalić władzę Dyrektoriatu i wprowaP. Buonarroti, Sprzysiężenie równych, t. I, przekł. A. Jeżewski, s. 204. Ibidem, s. 230. 16 Ibidem, s. 241. 14 15 109 dzić system komunistyczny. Po wyjściu z więzienia, Buonarroti przyłaczył się do Grakchusa Babeufa i stał się jednym z głównych przywódców tego ruchu. Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej Utopia radykalnego agraryzmu 110 Buonarroti wywarł znaczący wpływ na emigrantów włoskich, szukających schronienia w Onegli. Vincenzo Russo (1770–1799), uciekinier z Neapolu, zapoznał się z jego ideami w Mediolanie i w ich duchu napisał Pensieri politici (Roma 1798). Jak wszyscy utopiści ładu społecznego, Russo ulegał iluzji „dobrego prawa”, które miałoby magicznym ruchem, w sposób mechaniczny, zmienić ludzkie oczekiwania i mentalność. Nie różnił się w tym od innych pisarzy utopijnych swej epoki. Sądził, że społeczeństwo dobrze urządzone dzięki legislaturze republikańskiej nie będzie potrzebowało wojska, bo przestaną mu zagrażać wojny i wewnętrzne rozruchy; własność i prawo do jej dziedziczenia postrzegał w duchu Jana Jakuba Rousseau jako sprzeczne z naczelną ideą równości społecznej (s. 296) oraz podważające „podstawę demokracji” (s. 299). Był zwolennikiem anarchizmu agrarnego; zamierzał zlikwidować wszystkie rzemiosła, religię, handel, wojsko i administrację publiczną, aby w utopijnej republice chłopów-filozofów każdy obywatel wykonywał jeden tylko zawód. W tym celu proponował deportować całą ludność miejską na tereny niezamieszkałe, a miasta zburzyć. Wierzył, że dzięki zaludnieniu nieużytków produkcja rolna we Włoszech wzrośnie o dwie trzecie, co sprawi szybki wzrost demograficzny z 16 mln do 48 mln. Mieszkańców na całym Półwyspie Apenińskim. Ludzie samoistnie powinni się wyrzec zbędnych dóbr, jeśli wykraczaja poza granice rozsądku (s. 301). Na straży obyczajów republikańskich Russo chciał postawić cenzorów, których instytucja byłaby jedyną i najwyższą władzą państwową. Zgadzał się na tolerancję, ale pod warunkiem, że żadna sekta religijna nie będzie wywierała wpływu na jednostki (s. 368). Równie radykalne poglądy wygłaszał na temat historii i kultury. Twierdził, że „razem ze zburzeniem Bastylii rozpoczęła się nowa epoka, dlatego można i powinno się zniszczyć wszelkie ślady dawnej kultury wyrosłej pod rządami despotyzmu”.17 Utopia Russa była radykalnie antyintelektualna, inspirowana głównie pismami J. J. Rousseau.18 Chociaż przyznawał, że „niewiedza jest źródłem nieszczęścia”19, to nadawał temu twierdzeniu wyłącznie polityczną wymowę. Żądał, by dawną kulturę, wyrosłą na kłamstwie i niesprawiedliwości społecznej, zniszczyć całkowicie i bezpowrotnie, poczynając od spalenia książek: „Jakże chciałbym, aby płomienie w rozległym i absolutnym zniszczeniu oczyściły w końcu ziemię z żałosnej ignorancji, wznoszącej się tysiącami woluminów zapisanych przez teologów i prawników, i żeby przepadła wraz z nimi większość pomników minionego rodzaju ludzkiego. Zniweczona w nich zostanie wielowiekowa pamięć barbarzyństwa, zepsucia i niewolnictwa”.20 V. Russo, Pensieri politici, [w:] Giacobini italiani, cura di D. Cantimori e R. de Felice, Bari 1956, t. 1, s. 320. D. Cantimori, Utopisti e riformatori italiani 1794–1847, Sansoni, Firenze, s. 108. 19 V. Russo, Pensieri..., s. 322. 20 Ibidem, s. 324. 17 18 „Chciałbym, aby uczone zgromadzenie wybrało przede wszystkim z książek moralnych i politycznych jedynie rzeczy prawdziwe, aby je uporządkowano w grupy dobrze przemyślane, aby zostały językowo zredukowane do nowej formy rządzącej się prostota i filozofią”.21 Filozofia Z minionej epoki pozostałyby jedynie ogólnikowe wspomnienia na podstawie krótkich wypisów z najważniejszych dzieł, kolektywnie wybranych i opracowanych przez cenzorów. W radykalnych poglądach Russa, dają się rozpoznać wpływy historiofilozofii Giambattisty Vico, odkrywającego w dziejach ludzkości mechanizmy samooczyszczania się i samoodradzania na coraz to wyższych poziomach kultury i cywilizacji. Również Russo wierzył, że w powstałej pustce, po zniszczeniu dawnej cywilizacji, muszą się narodzić nowe arcydzieła literatury. „Narodzą się nowi Homerowie i Wergiliusze, kiedy l u d z k o ś ć mniej osłabiona zepsuciem stanie się bardziej żywotna i radosna: kiedy wydawane nasze wyroki nie będą kwestionowane z powodu różnorodności prawa, a idee nie będą rozdzierane ideami wielu książek, w większości miernych albo złych, i wielu metod lub różnych systemów – absurdalnych i sprzecznych.22 Z komunistycznych poglądów Françoisa N. Babeufa i Philippe Buonarrotiego czerpał inspiracje także Enrico M. L’Aurora, urodzony w Rzymie autor broszury All’Italia nelle tenebre L’Aurora porta la luce (Mediolan 1796). Żądał likwidacji miast liczących więcej niż 30 tys. mieszkańców i oparcia gospodarki na uprawie roli i wykonywaniu prostych rzemiosł. „Miasto liczące 300 tys. mieszkańców przywłaszczyło sobie od Państwa 250 tys. obywateli, którzy – jeśliby zostali rozmieszczeni na obszarze Republiki, mogliby utworzyć 25 miast zaludnionych dziesięcioma tysiącami każde”.23 Przeciwnikom takiego myślenia, wysuwającym argumenty, że miasta zostały już wzniesione, odpowiadał, że można je zburzyć, a z uzyskanego budulca wznieść nowe wsie i miasteczka na terenach niezamieszkałych.24 Podobnie, zaproponował zburzyć twierdze i fortece. Wyniesioną z nich broń i materiały wybuchowe zaproponował umieścić w jakimś dużym kościele poza miastem, w którym byłyby obiektami muzealnymi na pamiątkę czasów barbarzyńskich, gdy służyły zabijaniu ludzi. Dostatek powinien być limitowany, a jeśliby ktoś się dorobił ponad miarę na handlu lub przemyśle, to będzie musiał przekazać różnice biednym.25 Nieużytki zostałyby sprawiedliwie rozdzielone miedzy biednych. Odpowiedni urzędnicy zapewnialiby biednym i chorym opiekę na koszt innych obywateli i państwa. Ibidem. Ibidem, s. 325. 23 E. M. L’Aurora, All’Italia nelle tenebre L’Aurora porta la luce, [w:] Giacobini, v. I., s. 180. 24 Ibidem, s. 186. 25 Ibidem, s. 187. 21 22 111 Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej Utopia Wielkiego Federalizmu 112 Idea federalizmu26, po której włoscy publicyści oczekiwali, że doprowadzi do zjednoczenia republik w jednym państwie, miała wielu zwolenników. Enrico M. L’Aurora wierzył, że republikańska Francja doprowadzi do zjednoczenia Włoch w systemie federacyjnym ośmiu departamentów (Rzym, Neapol, Toskania, Genua, Lombardia, Turyn, Parma z Modeną i Wenecja).27 W podobnych słowach wypowiadał się w tym samym czasie na rzecz federalizmu Piemontczyk, Antonio Ranza. W 1796 roku, w konkursie ogłoszonym przez francuskich zarządców Lombardii, na pytanie Quale dei governi liberi meglio convenga alla felicità d’Italia? odpowiedział propozycją nowego podziału terytorialnego Włoch w postaci federacyjnego związku 12. republik. Ranza rozwinął te idee rok później, w broszurze pt. Vera idea del Federalismo (Milano 1797), ale najobszerniej opracował kwestię włoskiego federalizmu Neapolitańczyk, Matteo A. Galdi (1765–1821), członek spisku w 1794 roku, przyjaciel Carla Lauberga i Giuseppa Abamontiego. W czasach przedrewolucyjnych należał do entuzjastów utopijnej komuny San Leucio, założonej z polecenia króla Ferdynanda IV. Na emigracji, we Francji, zbliżył się do jakobinów i uczestniczył w walkach z rojalistami tulońskimi. Galdi głosił konieczny egalitaryzm polityczny miedzy narodami, jako system stanowiący podstawę powszechnego federalizmu. Uprawiał „kosmografię polityczną”, w której przewidywał, że idee rewolucji francuskiej zostaną przejęte przez wszystkie narody Europy z Rosją włącznie.28 Jego poglądy znamionował radykalizm, czym wzbudzał nieufność Francuzów. Religia zastąpiona utopią cnót republikańskich Burżuazja francuska w walce o władzę najszybciej osiągnęła cel w relacjach z Kościołem, bezbronnym, skazanym na samowolę Konwentu. 17 XII 1789 r. wystawiono na licytację dobra kościelne, warte ok. 400 mln franków, a w dwa miesiące później skasowano zakony. Zlicytowane dobra zadowoliły kupujących i dostarczyły skarbowi państwa konieczne środki. Konstytucyjni biskupi niewiele się przejmowali zagrożeniami dla wiary. W końcu, w czasach terroru jakobinów zakazano wykonywania praktyk religijnych, a gdy renegat, ekskapucyn Chabot, nazwał Chrystusa pierwszym sansculotem i podeptał krzyż, nikt już nie ośmielił się zaprotestować.29 Usunięcie z kościołów francuskich Chrystusa, Matki Bożej i świętych kłóciło się z tradycją religijną we Włoszech i prowokowało do konfliktów na tle wyznaniowym, 26 W odpowiedzi na żywiołowe rozruchy chłopskie z przełomu 1789 i 1790 roku uzbrojeni wieśniacy z sąsiadujących ze sobą wsi uzbrojeni w piki i w strzelby urządzali święta federacji, podczas których zapewniali sobie wzajemny pokój i ochronę przed rabusiami. Por. M. Ozouf, Święto rewolucyjne 1789–1799, przekł. A. Siemek, Warszawa 2008, s. 55. 27 W 1796 roku Antonio Ranza w konkursie ogłoszonym przez francuskich zarządców Lombardii odpowiedział na pytanie Quale dei governi liberi meglio convenga alla felicità d’Italia?, proponując nowy podział terytorialny Włoch: federację 12 republik. Tę koncepcję polityczną rozwinął rok później w broszurze Vera idea del Federalismo (Milano 1797). 28 M. Galdi, Dei rapporti politico-economici fra le nazioni libere, [w:] Giacobini italiani, t. 1, s. 286–290 i 299. 29 J. S. Pelczar, Rewolucja francuska wobec religii katolickiej i jej duchowieństwa, Rzeszów 2005 s. 47. „[...] zostawmy teofilantropizm innym, a odnówmy chrześcijaństwo czyste i proste, ewangeliczne i apostolskie, w duchu »świętego braterstwa starożytnych chrześcijan«, bez nadrzędnej władzy papieskiej, panoszących się księży...31 Filozofia dlatego głoszony za Alpami teofilantropizm30 spotykał się z krytyką wielu publicystów. We Włoszech propozycje zreformowania Kościoła miały charakter umiarkowany i bardziej polityczny niż teologiczny. Antonio Ranza (1741–1801) proponował: Oczekiwał, że dzięki braterstwu i tolerancji religijnej, czego pilnowałaby instytucja zgromadzenia powszechnego (un’assemblea d’instituto universale) samoistnie znikną wszystkie konflikty wyznaniowe.32 Publicystów i polityków włoskich, zajmujących się kwestiami religii, łączyła walka z despotyzmem instytucji Kościoła, krytyka „ciemnego” kleru, odrzucenie dziwacznych kultów o rodowodzie pogańskim, a zwłaszcza dążenie do zlikwidowania dóbr kościelnych na rzecz państwa. Zdaniem Ranzy, dla poprawy poziomu religijności wystarczyłoby: „Zerwać z wyznaniem rzymskim i z celibatem, zacząć od przemiany moralnej w rodzinie i w otoczeniu, a wtedy chrześcijaństwo stanie się religią demokracji, zgodnie z oczekiwaniami Rousseau (Umowa społeczna..., p. 2, rozdz. 8)”. W kwestiach religii znacznie radykalniejsze poglądy głosili Melchiorre Gioia, Claudio Della Valle, Enrico M. L’Aurora czy Vincenzo Russo, zwolennicy religii naturalnej, ale w otoczeniu raczej nie znajdowali dostatecznego poparcia. Vinncenzo Russo, w ślad za krytyką religii wyrażoną przez Pierre’a Bayle’a w Myślach różnych o komecie (1682), widział w wyznaniu rzymskim usprawiedliwienie dla tyranii, wędzidło dla wiedzy i świadomości oraz źródło fanatyzmu, konkludując, że „jest dla człowieka zawsze czynnikiem obcym” (Ra religione e sempre un agente del tutto estraneo all’uomo). Sukcesy militarne i cywilizacyjne Ateńczyków, Spartan i Rzymian nie wynikały z ich dewocji, ale z męstwa i z siły rozumu, dlatego oczekiwał, że wyzwoleniu spod tyranii władzy towarzyszyć będzie wyzwolenie umysłów spod przemocy religijnej. L’Aurora widział we władzy papieskiej dziedzictwo imperatorów rzymskich. Domagał się zburzenia kościołów, aby na całym Półwyspie Apenińskim pozostało tylko 10 dużych świątyń pozbawionych jakichkolwiek wizerunków bóstwa i poświęconych świętom republikańskim. Każdego dnia odbywałyby się w nich nabożeństwa do cnót republikańskich, a dziesiątego na chwałę miłosierdzia Istoty Najwyższej, ukazywanej pod postacią chmury.33 W ten dzień obywatele podzieleni w zależności od wieku, różniący się 30 J. B. Chemin-Dupontès (1760–1852), pod wpływem biskupa konstytucyjnego, Claude’a Faucheta (1744– 1793) ogłosił w drugim roku republiki L’Alphabet républicain (an II), sorte de catéchisme de l’Être suprême et de la religion naturelle (1793), rozwinięty w Manuel des Théophilantropes, ou adorateurs de Dieu et amis des hommes (1797). przetłumaczony i rozpowszechniony później we Włoszech. J.B. Chemin-Dupontès, Manual dei teofilantrop, tłum. Gaspard de Grégory. Milano 1798. 31 G.A. Ranza, Paralelo tra il teofilantropismo ed il cristianesimo evangelico, „L’amico del popolo – Compilato dal repubblicano Gio. Antonio Ranza”, Messidoro VI (Mediolan, czerwiec–lipiec 1798) [w:] I giornali giacobini italianirivoluzionari, a cura di R. De Felice, Milano 1962,s. 223 32 Ibidem, s. 223. 33 E.M. L’Aurora, All’Italia..., s. 181-2 113 ubiorem i rekwizytami liturgicznymi, uczestniczyliby w długiej procesji i śpiewaliby hymny republikańskie. W sumie, kult Istoty Najwyższej spełniałby zadania propagandowe i edukacyjne dla ideałów republikańskich, a nie religijnych. Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej Utopia szkolnictwa republikańskiego 114 L’Aurora nazwał epokę przedrewolucyjną „wiekiem dzieciństwa i ignorancji”34, po której pojawić się musi epoka powszechnej dojrzałości politycznej. Utopijni publicyści włoscy, zajmujący się teorią teorią państwa, zawsze uzależniali osiągniecie celów politycznych od gruntownej przebudowy systemu edukacji. Cytowali pisma Rousseau, Helvetiusa, Gaetana Filangieriego, a zwłaszcza Plan d’Education Nationale (1793) Louis-Michela le Peletiera, w którym przenosił na państwo odpowiedzialność za finansowanie nauczycieli oraz ustalanie profilu kształcenia. Zdaniem tego teoretyka oświaty republikańskiej, państwo powinno zapewnić rodzicom specjalny deputat, gwarantujący im wyrównanie strat spowodowanych wysłaniem dzieci do szkoły. Korzystał z jego inspiracji Florentczyk, Girolamo Bocalosi, ogłosiwszy najważniejsze swe dzieło Dell’educazione democratica da darsi al popolo italiano (Milano 1796), uważane za najdojrzalszą wykładnię republikańskiego szkolnictwa we Włoszech. Bocalosi idea lizował znaczenie wychowania, wierząc, że człowiek jest istotą plastyczną, czym nie różnił się od innych utopistów, ale nie zgadzał się z celami wychowania naturalnego J. J. Rousseau (mimo że nazwał go „ojcem świętym demokratów”), gdyż nie służyłoby ono formowaniu cnót republikańskich. Twierdził, ze „w demokracji koniecznością jest, aby wszystkie dzieci wychowywane były w jednakowy sposób” (s. 39). Jego założenia edukacyjne podlegały konsekwentnym zasadom egalitaryzmu. Twierdził, że odpowiednimi metodami wychowawczymi uda się w sposób ostateczny „usunąć korzenie zła”.35 Szkoły prywatne szkodziłyby wychowaniu republikańskiemu, podatne byłyby na propagandę sekt i partii antydemokratycznych. Twierdził, że warunkiem harmonii społecznej jest edukacja powszechna i ustawiczna (necessaria all’armonia del pubblico interesse).36 Uważał, że dominujący interes republiki nakazuje rodzicom naturalnym oddawać dzieci do zakładów wychowawczych, w których szybciej wyrosłyby na obywateli świadomych cnót republikańskich.37 Katechizmu republikańskiego oraz praw człowieka i obywatela uczyłyby się na pamięć już w wieku 6 lat. Ich życie należałoby do republiki. Za unikanie chodzenia do szkoły byłyby karane pozbawieniem jedzenia i ubrania, a w ostateczności wygnaniem na odludzie. Z takich dzieci zdyscyplinowanych i wiernych ideałom wyrosłoby pokolenie „nowych ludzi z ciała i z ducha”: twardszych, odporniejszych, mądrzejszych, nieugiętych, odpornych na zmęczenie, „aby tyrani ginęli nie od żelaza, ale z samego lęku przed nimi”.38 Bocalosi oczekiwał, że obszar republiki zostanie pokryty siecią szkół gminnych (jedna na trzy tys. mieszkanców) dla dzieci w wieku 6–12 lat i gimnazjalnych (jedna Ibidem, s. 164. G. Bocalosi, Dell’educazione democratica da darsi al popolo italiano, [w:] Giacobini italiani, vol. II, s. 10. 36 Ibidem, s. 176. 37 Ibidem, s. 46. 38 Ibidem, s. 8. 34 35 Filozofia na 50 tys. mieszkańców), dla młodzieży 13–17 lat. Na każde 300 tys. ludności powinien przypadać jeden uniwersytet. Pełna edukacja wychowanków trwałaby 15 lat.39 W szkołach gminnych dzieci powinny się uczyć pisać, czytać, liczyć, znać katechizm republikański, historię tyranii, prawa człowieka oraz sztuki stosowane i gimnastykę. W gimnazjach powinny poznać filozofię nauki.40 Koszty utrzymywania szkolnictwa rozłożone byłyby między wszystkich obywateli. Za kształcenie biednych płaciliby bogatsi, a republika wynagradzałaby dobroczyńców „specjalnymi dyplomami”. Hasła emancypacji kobiet Rewolucja francuska nie zmieniła stereotypów w zakresie zrównania praw cywilnych kobiet i mężczyzn, w tym także prawa do zdobywania pełnej edukacji. We Francji radykalizm kobiet – jakobinek został utemperowany prawem z 1795, pozbawiającym je możliwości uczestniczenia w zgromadzeniach. Chociaż za Alpami nie obowiązywało tego typu prawo, to niewielu publicystów próbowało przełamać negatywne tradycje postrzegania kobiet jako „istot nieracjonalnych”41 i pozbawiania ich prawa do decydowania o własnym losie. Girolamo Bocalosi był w tym zakresie wyjątkiem. Oczekiwał, że wszystkie dzieci, bez względu na płeć, będą kształcone w identyczny sposób do 11 roku życia, a na wsi, córki chłopskie przynajmniej dwa razy w tygodniu będą uczęszczały do szkoły publicznej.42 Takie propozycje męska część jego czytelników traktowała jako całkowicie utopijne i niezgodne z porządkiem naturalnym, ale towarzyszyły im także inne wystąpienia. W roku 1797 miedzy Wenecją a Mantuą krążyły broszury w sprawie równości kobiet autorstwa Annetty Vadori La causa delle donne (Venezia 1797) i Caroline Airenti Lattanzi Schiavitů delle Donne (Mantua 1797), w których żądały przyznania kobietom prawa do kształcenia się, dziedziczenia majątków, rozwodów i zajmowania urzędów państwowych. Emancypacja kobiet była tematem niewygodnym, bo odsłaniała obłudę haseł rewolucyjnych. Annetta Vadori pisała: „Kobiety, w sumie, są równe mężczyznom, a nawet ważniejsze od nich ze względu na swą naturę, jak ważniejszy jest duch nad ciałem”.43 W większości republik włoskich kobiety w różnym zakresie uczestniczyły w budowaniu nowego ładu. Najwięcej z nich podjęło się tej roli w Neapolu: arystokratki Eleonora Fonseca Pimentel, aktywna w czasie spisku w 1794 roku, a w 1799 wydająca „Il Monitore di Napoli”, siostry Carafa: Maria Antonia, księżna Popoli, i Giulia, księżna Serra di Cassano, a wreszcie Luisa San Felice, dzięki której w połowie kwietnia 1799 roku zlikwidowano antyrepublikański spisek bankiera, Gerarda Bacchera i jego zwolenników. Świadectwa działalności publicznej „matek republiki” nie zostały jednak Ibidem, s. 172–173. Ibidem, s. 62. 41 Takie poglądy, czyniące z kobiet niewolnice mężczyzn, G. Bocalosi poddał krytyce, udowodniwszy, że wręcz przeciwnie, kobiety wielokrotnie dominowały wiedzą i cnotami charakteru. Ibidem, s. 197. 42 Ibidem, s. 200–202. 43 Anonima [Annetta Vadori], La causa delle donne, [w:] Giacobini, t. II, s. 462–463. 39 40 115 docenione w projekcie konstytucji Republiki Neapolitańskiej, autorstwa Francesca Maria Pagano, ani w żadnym innym dokumencie oficjalnym w tym okresie. WERYFIKACJA IDEAŁÓW I POLITYKI: TRAGICZNY LOS REPUBLIKI NEAPOLITAŃSKIEJ Andrzej Dróżdż, Utopie jakobinów włoskich w okresie pierwszej Republiki Francuskiej W 1795 roku z udziału w walkach koalicyjnych wycofały się Hiszpania i Toskania, zaakceptowawszy nowy porządek we Francji po 9 thermidora, tzn. po obaleniu terrorystycznych rządów Robespierre’a. Z walk wycofały się również Prusy, zajęte trzecim rozbiorem Polski. Ten stan rzeczy umożliwił Napoleonowi Bonaparte przeniesienie teatru działań wojennych za Alpy i zajęcie większość Sabaudii, dotąd pod rządami Wiktora Amadeusza, króla Sardynii. Patrioci włoscy z nadzieją przyjęli wojska republikańskie, bo wierzyli, że Francuzi wyzwolą ich spod tyranii, a wielu z nich marzyło nawet o zjednoczeniu Włoch w jedno państwo, dlatego tym większe spotkało ich rozczarowanie. 26 marca 1796 r. gen. Bonaparte z kwatery głównej w Nicei wydał słynną odezwę do żołnierzy, w której obiecał im, że będą uczestniczyć w awanturze wojennej, która, jeśli się zakończy zwycięstwem, da im bogactwa i sławę, jakich na oczy nie widzieli. Nie mówił w niej jak rewolucjonista, ale jak kondotier: 116 Żołnierze! Jesteście głodni, nadzy i bosi; rząd ma u was wielki dług, a nie może dla was nic zdziałać. Cierpliwość i odwaga, jaką okazujecie wśród tych skał, przynoszą wam zaszczyt. Nie przysparza to wam jednak chwały i nie okrywa was blaskiem sławy. Chcę was poprowadzić w najżyźniejsze równiny świata. Zawładniecie bogatymi prowincjami, wielkie miasta wpadną w wasze ręce. Znajdziecie tam chwałę, sławę i bogactwa. Żołnierze Armii Italii, czyżby miało zabraknąć wam odwagi i wytrwałości? Przebieg kampanii włoskiej odpowiadał zapowiedziom gen. Bonapartego. Zaledwie w ciągu miesiąca armia francuska podbiła cały Piemont, a król Sardynii został mianowany ambasadorem francuskim w Turynie. Miedzy kwietniem 1796 roku, a lutym 1798, gdy proklamowano Republikę Rzymską, powstało siedemnaście republik włoskich, całkowicie uzależnionych od decyzji Dyrektoriatu i komisarzy francuskich, przeważnie powstających, przekształcanych bądź likwidowanych za ich przyzwoleniem. Od tej reguły usiłowali się wyłamać patrioci neapolitańscy, lepiej zorganizowani i bardziej zdeterminowani w swych dążeniach niż jacykolwiek inni republikanie włoscy. Zanim Francuzi zdobyli miasto, 22 stycznia 1799 roku patrioci proklamowali powstanie Republiki Neapolitańskiej. Długa tradycja wolnościowych walk komunalnych sprzyjała zakorzenieniu się idei republikańskich w południowych Włoszech, ale francuskie wojska inwazyjne traktowały podbite Królestwo Neapolu głównie jako swoją zdobycz. Ich dowódca, gen. Championnet, mimo deklarowanej sympatii do Neapolitańczyków, obłożył stolicę ich Republiki podatkiem w wysokości 2,5 mln dukatów, a od prowincji zażądał 13 mln dukatów. Protestującym przedstawicielom Rządu Tymczasowego odpowiedział: „bieda zwyciężonym!”.44 Wolnościowa retoryka była w sprzeczności z grabieżami i kontrybu44 L. Bianchini, Della Storia delle finanze del Regno di Napoli, Napoli 1859, s. 334. 45 46 V. Cuoco, Rivoluzione Napoletana del 1799, Bari 1926, s. 346. C. de Nicola, Diario napoletano, Napoli 1905, s. 187. Filozofia cjami wojennymi. Za swoją chciwość Francuzi mieli wkrótce drogo zapłacić. 24 marca, licząc na nowe zyski, zerwali traktat pokojowy o neutralności zawarty w 1795 roku z Wielkim Księciem Toskanii, Franciszkiem II Habsburgiem, i swoim zwyczajem przystąpili do grabieży miast. Głównodowodzący Armii Włoskiej, gen. Barthélemy Schérer, przewidując kontruderzenie austriacko-rosyjskich wojsk koalicyjnych na Lombardię, zażądał od gen. Macdonalda wycofania wojsk z południa Włoch, co nastąpiło już 8 kwietnia. Republice Neapolitańskiej, pozbawionej własnego wojska, źle wróżył ów splot wydarzeń. W konsekwencji, kard. Fabrizio Ruffo, w imieniu Ferdynanda IV prowadzący z Kalabrii chłopską Armię św. Wiary i wspierany przez wojska tureckie i rosyjskie, przyspieszył działania przeciwko Republice. Wymarsz Francuzów z Neapolu podziałał stabilizująco na działania Rządu Tymczasowego. Mimo trudnej sytuacji militarnej i aprowizacyjnej republikanie neapolitańscy kontynuowali swe prace, upajając się wolnością, ograniczaną im do tej pory przez Francuzów. Uzbrojono milicję i wojsko, na co wcześniej Francuzi nie wyrażali zgody, wprowadzono szereg dekretów, a pod kierunkiem Francesca Mario Pagano, autora projektu Konstytucji Republiki Neapolitańskiej, Rząd Tymczasowy proklamował 25 kwietnia ustawę obalającą ustrój feudalny. Była ona głównie aktem formalnym, gdyż zaciskanie się wokół Neapolu pierścienia sanfedystów wróżyło rychły upadek Republiki. Ustawa antyfeudalna była heroicznym świadectwem woli patriotów neapolitańskich i wyznaczyła kierunek reform następnym pokoleniom. W nocy 13 czerwca 1799 r. oddziały sanfedystów (ok. 18 tys. Kalabryjczyków) i żołnierze pod rozkazami marszałka Antonia de Micheroux, wdarli się do Neapolu od strony mostu św. Magdaleny. Podczas gdy jedni walczyli z patriotami, inni w tym czasie rabowali domy i mordowali rzekomych jakobinów. Vincenzo Cuoco, uczestnik i świadek tych wydarzeń, opisał masakrę więźniów w okolicy mostu św. Magdaleny, koszmarne zabawy odciętymi głowami i jeszcze gorsze przypadki bezczeszczenia zwłok.45 W jego opinii, rewolucja musiała upaść, bo była pasywna; patrioci chcieli ją przeprowadzić bez ludu neapolitańskiego. Ich żarliwa ideowość spotkała się z niezrozumieniem ze strony ludu. Carlo de Nicola zanotował lakonicznie w swoim Diariuszu pod datą 14 czerwca: „ciała wielu zamordowanych jakobinów leżą na ulicach, inni są gnani pod most (św. Magdaleny), gdzie ich mordują po zadaniu tortur” albo „ogołoconych ze wszystkiego trzymają przy moście, w oborze dla krów”.46 Neapol stał się widownią anarchii, morderstw i grabieży. Za zdradę stanu karani byli najczęściej ludzie wykształceni, adwokaci, sędziowie, lekarze, księża i zakonnicy. Paradoksalnie, wśród zwolenników republikanizmu częściej bywali tzw. galantuomini, czyli dobrze urodzeni niż przedstawiciele ludu. Najdłużej, bo do 26 czerwca bronili się republikanie, którym udało się schronić w twierdzach Castel Nuovo i Castel dell’Ovo; warto wspomnieć, że komendantem tego ostatniego był pisarz utopijny, Enrico Michele L’Aurora. W dwa dni później, mimo układu L’Aurory z ministrem wojny Ferdynanda IV, kaw. Micheraux, na mocy którego republikanie mogliby bez przeszkód odpłynąć do Francji, admirał Nelson kazał wszystkich aresztować i uwięzić, co było dla nich równoznaczne z wyrokami skazującymi. Od połowy czerwca, w ciągu 15 miesięcy działania 117 królewskiej komisji śledzczej, skazano na śmierć 119 republikanów w Neapolu i 4 tys. w całym królestwie.47 Republika Neapolitańska, na równi z innymi republikami włoskimi, mogłaby ulec zapomnieniu, gdyby nie krwawe ofiary poniesione przez patriotów, gotowych złożyć życie za ideały demokracji. Jej okoliczności powstania i krótkotrwały rozwój zaprzeczyły wcześniejszym schematom. Po pierwsze, Dyrektoriat przeciwny był jej utworzeniu i nigdy nie uznał jej Rządu Tymczasowego. Zawdzięczała swój byt głównie zbiorowemu uporowi patriotów, niezachwianie dążących do celu. Po drugie, działalność lokalnych władz republikańskich nabrała rozmachu, gdy wojska francuskie wycofały się już z Neapolu, wezwane przez gen. Scherera do Lombardii. Dowodziło to, że republikanie neapolitańscy działali z własnej woli, a nie pod dyktando okupantów francuskich. Większość ekscentrycznych idei publicystów jakobińskich w tym czasie, jak choćby anarchicznego anarchizmu, pozostała tylko na papierze. Z niektórych jednak wyłoniły się projekty zmian reformatorskich, wykraczających poza obszar myślenia utopijnego. Spontaniczny upór patriotów neapolitańskich, żyjących nadzieją na zbudowanie nowego ładu społecznego, spowodował narodziny legendy, do której odtąd nawiązywać mieli wszyscy włoscy republikanie; ich dążenia były antycypowaniem nowych wartości i relacji społecznych, opartych na systemie demokratycznym. 47 V. Cuoco, Rivoluzione, s. 369-374; Giustino Fortunato, I Napoletani del 1799, Napoli 1987, s. 46. Kazimierz Dziubka Filozofia Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym Uniwersytet Wrocławski Paradoksem, ale też i znamiennym znakiem rozwijającej się od kilkudziesięciu stuleci refleksji naukowej nad różnymi aspektami życia ludzkiego jest to, że – jak powiadał Hegel – „to, co znane, nie jest jeszcze dlatego, że jest z n a n e, czymś poznanym”. A przecież same biografie najwybitniejszych w historii myślicieli i badaczy nie współtworzyły tylko nadzwyczajne chwile, wydarzenia czy przeżycia emocjonalne. Oprócz nich, rytmikę indywidualnego życia wyznaczały także stałe i zmienne kontrapunkty w postaci „zwyczajnych” spraw, zachowań czy reakcji. Kryteria referencyjne zwyczajnego i niezwyczajnego życia pozostają w znacznym stopniu obciążone subiektywnością i w tym też zapewne należy upatrywać źródło istniejącego do dzisiaj braku jednoznacznej, poddającej się uniwersalizacji definicji „zwyczajnego życia”. Nie tylko w wymiarze jednostkowym, ale też kulturowym i historycznym to, co dla jednego (jednych) uchodzi za zwyczajne, może być przez innego (innych) traktowane jako absurdalne lub niezwyczajne. Na treść pojęcia składają się zatem wyznaczniki konwencjonalne lub określone intuicyjnie obejmujące zespół czynności wykonywanych codziennie lub cyklicznie powtarzanych w pewnych, ustalonych okresach życia, jak np. rytuały czy obrzędy, ale też i odwrotnie – wszystko to, co może mieć charakter epizodyczny, cechować się kongruencją w stosunku do przyjętych kryteriów tzw. normalności lub czemu nadaje się marginalne (podrzędne) znaczenie. Z indywidualnego punktu widzenia „zwyczajność” może być synonimem przeciętności, banalności lub rutyny. Ale jest to pogląd prima facie. Wystarczy bowiem sięgnąć do definicji „zwyczajnego życia” Charlesa Taylora, by przekonać się, że żadne z tych określeń nie oddaje wielowymiarowości oraz senso- i wartościotwórczego znaczenia codziennych praktyk w procesach rozwojowych zachodzących na poziomie indywidualnym i zbiorowym. Zdaniem kanadyjskiego filozofa „zwyczajne życie” odnosi się do tych aspektów ludzkiego życia, które „wiążą się z produkcją i reprodukcją, to znaczy z pracą, wytwarzaniem rzeczy potrzebnych do życia i naszą płciowością, włączając w to małżeństwo i rodzinę”.1 Wskazując, że termin ten ma charakter „techniczny”, Taylor dookreśla zarazem desygnaty „zwyczajnego życia”. Łączą się one ściśle z apologetyką instrumentalnego rozumu, która zapoczątkowała techniczno-naukową i kulturową modernizację społeczeństw w XVIII i XIX wieku. Antyczna koncepcja „dobrego życia” ustępowała 1 Ch. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przekł. M. Gruszczyński i in., Warszawa. 2001, s. 391 (w formie skrótowej rozumienie „zwyczajnego życia” Taylor przedstawia na s. 26). 119 miejsca „technice” zwyczajnego życia. Jego rozmaite aspekty stały się od XIX w. przedmiotem systematycznych zainteresowań badaczy naukowych z kręgu folklorystów, archeologów, antropologów, etnologów, socjologów i psychologów. Upolitycznienie sformułowanych przez nich wniosków posłużyło w II połowie XX w. do radykalnej krytyki antycznego i modernistycznego projektu onto- i filogenetycznego rozwoju człowieka – z jednej strony oraz afirmacji „zwyczajnego życia” w jego choćby najbardziej nieuświadomionych, nieukształtowanych i stale wibrujących formach – z drugiej. Naszkicowanie ogólnych ram dyskursu biegnącego od apologii uniwersalnych idei do fascynacji każdego sposobu zwyczajnego życia wytycza linie argumentacji poniższych rozważań. Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym W KRĘGU ANTYCZNEJ KONCEPCJI ZOE I BIOS 120 Świat społeczny oglądany oczyma starożytnych filozofów i myślicieli politycznych nie był wytworem harmonijnych relacji między uczestniczącymi w nim jednostkami, ani też pewną całością zgodnie dążącą do wspólnego celu. Jednakże wbrew obserwowanym przez siebie faktom życia codziennego, ich systemy idei i poglądów wyrastały z i dążyły do transcendowania zwyczajnej rzeczywistości w stronę ekstralingwistycznego, rozcieńczonego za pomocą abstrakcyjnych zasad i wartości ładu społeczno-politycznego. Jeśli przyjąć, że ich stosunek do życia był zarazem stosunkiem do prawdy, to rodzi się pytanie o wartość życia zawartego w określonej prawdzie. Czy rozum każdego człowieka może dojrzeć prawdę w taki sam sposób, w jaki jego oczy widzą obiekty otaczającej go rzeczywistości? Gdyby tę tezę epistemologiczną przekuć w regułę ontologiczną, wówczas każdej odbitej w subiektywnej prawdzie formie życia należałoby przyznać tę samą wartość. Oznaczałoby to zburzenie hierarchii prawd i zrównanie statusu epistemologicznego podmiotów. Skutki takiego założenia byłyby podobne do tych, jakie w dziedzinie życia społecznego i ekonomicznego niósł ze sobą egalitaryzm, zaś w sferze stosunków władzy politycznej – demokracja. Z doświadczeń ustrojowych wypływała wszak całkiem realna obawa, że niekompetentny, pozbawiony arystokratycznych cnót demos łatwo przekształca się w zagrażający podstawom ładu politycznego ochlos. Widzieć i interpretować sprawy polityczne „po swojemu” to nie to samo, co wcielić się w rolę budowniczego ładu politycznego i uczynić ze swojego rozumu instancję odpowiedzialną za całość, a nie tylko za wybrany element konstrukcji politycznej.2 Na podstawie znajomości jakiegoś fragmentu rzeczywiści można co najwyżej wysnuć mniemania, które w opinii Sokratesa, nie będąc oparte na wiedzy, „są wszystkie licha warte” i „ślepe”.3 Mniemanie (doxa) bowiem cechuje brak usystematyzowanej wiedzy, przypadkowość opinii i poglądów. Jego korzenie sięgają przygodności codziennego doświadczenia. Dopiero w dialektycznym dyskursie, w którym kluczo2 Porównanie zadań politycznych władcy do zadań budowniczego służy Arystotelesowi za podstawę jego tezy o konieczności posiadania przez niego „pełni doskonałości etycznej” wyróżniającej go spośród innych, „zwykłych” ludzi. Zob. Arystoteles, Polityka, [w:] Dzieła wszystkie, t. 6, przekł., wstęp i komentarz L. Piotrowicz, Warszawa. 2001, ks. I, 1260a, s. 42. 3 Platon, Państwo. przeł. W. Witwicki. Kęty. 1999, 506B, s. 212. Ibidem, 532D, s. 240. Platon, Teajtet. przekł. i wstęp W. Witwicki, Kęty. 2002, 190A, s. 162. 6 Z przeciwstawienia zoe jako „nagiego życia” jego politycznie określonej formie w postaci „życia dobrego” (bios) Ge o rgio Agamben wyprowadza swoją głośną koncepcję homo sacer – przeklętego człowieka, którego prawo państwowe skazuje na byt pomiędzy tym, co ludzkie i tym, co nieludzkie, między przynależnością do kulturowo-politycznie zdefiniowanej wspólnoty i zarazem wykluczeniem z niej. Filozofia wą rolę odgrywa indywidualny intelekt (nous) mniemanie ulega transcendowaniu we właściwy pogląd (orthe-doxa). Żmudna praca umysłu idąca z parze z dyscypliną ciała stanowią warunek konieczny osiągnięcia usystematyzowanej, prawdziwej wiedzy (episteme) o formach (eidos). Dzięki niej możliwe staje się „oglądanie tego, co jest najlepsze pośród bytów”.4 Prawda wykuwa się więc w mowie wewnętrznej, będącej ruchem myśli, które nie są skierowane do kogokolwiek na zewnątrz, lecz „po cichu, do siebie samego”.5 Platońska parabola jaskini nie pozostawia wątpliwości, że życie-jako-takie oferuje człowiekowi jedynie refleksy prawdy o nim samym, stanowi tło akcji, której prawdziwej fabuły nie można zrozumieć przez pryzmat mniemania. Podsuwa ono bowiem człowiekowi interpretację celów życia, które wiodą go ku pozornej szczęś liwości. Odnajduje je bądź to po omacku, popychany labilną i kompulsywną w swej naturze strukturą popędów i pragnień, bądź też podąża za nimi w sposób rutynowy, kurczowo trzymając się utartych sposobów myślenia i działania (jak ślepiec znanych mu dróg). Stąd też, pospolitością naznaczone są te działania polityczne, których telos stanowi jedynie reaktywną odpowiedź na tok spraw bieżących, jakie narzuca każda forma życia (zoe), nie zaś tych, które rozumny człowiek może wieść w postaci „dobrego życia” (bios). Obie te formy życia zasadniczo różnią się od siebie. Zoe jest zespołem aktywności, które można uporządkować wedle „fizycznego” następstwa czasu (jak np. cykle życia). Chronologię tych aktywności wyznaczają dwa podstawowe punkty czasu właściwe dla każdego żywego organizmu, tj. narodziny i śmierć. Podstawowym zaś parametrem zoe jest intensywność, albowiem od niej zależy rozwój materialnych składników życia. Natomiast bios jest ekstensywnym, świadomie wybranym stylem i rodzajem przeżywania życia w sensie indywidualnym i zbiorowym. „Materia życia” staje się w bios tworzywem, któremu nous nadaje określoną formę pod względem etycznym i estetycznym.6 Episteme przypada w związku z tym rola głównego czynnika sprawczego w radykalnej rekonstrukcji uniwersum życia, które swoim zasięgiem obejmuje zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne warunki egzystencji człowieka. Kolejność ta nie jest przypadkowa, albowiem wyzwolenia się z pęt płytkiego i odtwórczego schematu poznawczego może się podjąć tylko ten, kto najpierw w kontemplacyjnej refleksji skierowanej do wewnątrz odnalazł „nadzwyczajne” właściwości bytu ludzkiego. Są one ukryte pośród zwyczajnych, pospolitych i typowych także dla innych ludzi doświadczeń. Podmiot musi wznieść się ponad „konieczności życia” i następnie wydobyć je na światło dzienne. To dzieło porównywalne tylko z dokonanym przez Boga aktem rozdziału między ciemnością i światłością. Z niekształtnego, próżnego i stojącego nad przepaścią życia wyłania się światłość tożsama z dobrem. Oparte na wolności samostanowienia sprawstwo człowieka nosi zatem znamiona czynu boskiego. Wyrasta on z rozważnego wyboru, którego właściwym przedmiotem i zarazem celem jest dążenie do przekroczenia czysto ludzkiego poziomu życia. Według Erica 4 5 121 Voegelina sens tej dyrektywy epistemologicznej w antropologii filozoficznej Arystotelesa polegał na tym, że: Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym „Człowiek może żyć w ten sposób jedynie wtedy, gdy jest więcej niż człowiekiem, gdy coś bos kiego jest w im rzeczywiście obecne. Ponieważ boską cząstką w złożonej naturze człowieka jest nous, życie intelektu jest boskie w porównaniu do życia na czysto ludzkim poziomie doskonałości praktycznych. Zatem musimy powstrzymać się od podążania za radą tych, którzy zalecaliby nam myślenie wyłącznie o rzeczach ludzkich, z uwagi na to, że jesteśmy ludźmi, oraz śmiertelnych, ponieważ jesteśmy śmiertelni. Naszym obowiązkiem – o ile to możliwe w życiu – jest uczynić siebie nieśmiertelnymi przez kultywowanie aktywności naszej najdoskonalszej części, którą można określić mianem lepszego czy prawdziwego ja”.7 122 Opozycja między tym, co lepsze i tym, co gorsze w „ja” leży u źródła dualizmu „jakości” życia, jakie może wieść jednostka. Symplifikacją byłoby jednak sprowadzenie złożonej struktury zależności i uwarunkowań między subiektywnością epistemologiczną a obiektywnym sposobem życia „ja” do znanej paremii, iż każdy jest kowalem swojego losu. Tego rodzaju wniosek wytrzymuje próbę krytyki dopóty, dopóki zdolność rozróżnienia jakości życia potraktuje się jako cechę potencjalną każdej rozumnej istoty. W ślad za sokratejskim indywidualizmem Platon przekonywał, że własna głupota nie zwalnia z odpowiedzialności za dokonane wybory. Wszak bowiem „dzielność nie jest u nikogo w niewoli. Kto ją ceni więcej lub mniej, ten jej dostanie więcej albo mniej. Winien ten, co wybiera. Bóg nie winien”.8 Z kolei Arystoteles w Etyce nikomachejskiej w projekcie bios politikos opowiadał się jednoznacznie, aby indywidualnie podchodzić do każdej sprawy i uwzględniać cechy jednostkowe, albowiem każdy „osiąga wtedy łatwiej to, co dla niego jest korzystne”.9 Semantyczne pokrewieństwo bios z ebion, czyli życiem według własnego planu (na swój sposób) wskazywałoby, iż w urządzonym podług tej zasady polis obywatel może wieść życie „piękne i szczęśliwe”. O „polityczności” obywatela świadczą jego kompetencje poznawcze, cechy intelektu i zestaw cnót. W przeciwieństwie do niego idiotes zadowala się doznaniami, które w sposób „fizyczny” dostarczają mu jego zmysły, a więc tym, co jest obecne „tu i teraz”, co leży w zasięgu jego wzroku (najważniejszego źródła postrzeżeń według Arystotelesa) i czego skutkiem jest proksymalny punkt widzenia spraw. Ograniczona znajomość „topografii” własnej natury nie może być usprawiedliwieniem błędnych wyborów, które skazują go na zwyczajne życie. Przekroczenie progu idionu oznacza wyjście z zacisza prywatności, owego Arendtiańskiego „cienistego wnętrza gospodarstwa domowego”, za którym rozpościera się sfera spraw publicznych i politycznych. Udział w rozstrzyganiu spraw dotyczących ogółu jest indywidualnym wkładem obywatela w tworzenie historii wspólnoty politycznej, jej zdolności rozwojowych w znaczeniu bios. Stąd też ten rodzaj aktywności starożytni uznawali za przejaw heroizmu i najwyższego poziomu cnoty, która w hołdzie dobra publicznego jest gotowa złożyć dobro prywatne. E. Voegelin, Arystoteles, tłum. M. J. Czarnecki, Biblioteka Teologii Politycznej, t. 3, Warszawa. 2011, s. 73. Platon, Państwo..., 617E, s. 334. 9 Arystoteles, Etyka nikomachejska, [w:] Dzieła wszystkie, t. 5, przekł., wstęp i komentarz D. Gromska, Warszawa. 2000, ks. 10, 1180b, s. 298. 7 8 Zob. Arystoteles, Polityka.... ks. I, 1259a-1260b, s. 41–44. J. Rancière, Na brzegach politycznego. przeł. I. Bojadżijewa i J. Sowa, Kraków. 2008, s. 51. 12 Por. J. B. Elshtain, Public Man. Private Woman. Women In Social and Political Thought, Princeton University Press, Princeton NJ. 1993, s. 19–54; idem, The risks and responsibilties of affirming ordinary life. [w:] J. Tully (red.), Philosophy in an age of pluralism. The philosophy of Charles Taylor in question, Cambridge University Press, Cambridge. 1994, s. 67–73. Filozofia Dostęp do świata zaszczytów, godności i szacunku nie został jednak otwarty dla wszystkich. Odnajdywanie w sobie boskich pierwiastków okazywało się procesem przebiegającym w ścisłej korelacji z obowiązującymi zasadami ontologii społecznej. Zgodnie zaś z nimi poszczególnym jednostkom (grupom) zostały wyznaczone zadania, jakie „z natury” mają one do spełnienia. Obiektywność zasad społecznych zderzała się więc z subiektywnym poczuciem „jakości” życia, co w praktyce prowadziło do ograniczenia lub odebrania wielu grupom społecznym prawa do zmiany warunków życia i samodzielnego ich określenia. Wśród kryteriów, które wymieniał Arystoteles w analizie grup mniej uzdolnionych pod względem cnoty i „składnika psychicznego” do władania sobą i innymi „wolnymi i równymi”, znalazły się m.in. płeć, wiek, status społeczno-ekonomiczny, rodzaj wykonywanych czynności zawodowych, a nawet pozycja polityczna.10 Schodząc w cień debat publicznych, grupy te – choć stanowiły części składowe miasta – egzystowały na obrzeżach polityczności. Jak zauważa Jacques Rancière konieczność pogodzenia polityki i polityczności z obecnością tych grup można opisać jako „polityczną redukcję tego, co społeczne (czyli dystrybucję bogactwa), oraz jako społeczną redukcję tego, co polityczne (czyli dystrybucję władzy i związanych z nią inwestycji wyobrażeniowych)”.11 Aby nie dopuścić do zagubienia esencjalistycznego pojmowania „tego, co polityczne”, które w demokracji bywa stale narażone na nieokreśloność i bezkształtność (apeiron), zaś w republice znajduje się pod nieustanną presją racjonalnej instrumentalizacji, sprawy oikos zostały odseparowane od spraw polis. Pomimo dostrzeganego przez niektórych filozofów (np. św. Augustyna) izomorficznego charakteru obu struktur, władza suwerenna (jak w doktrynie politycznej Bodina) ograniczała swój zasięg do progów domostw rodzinnych. Dokonana przez antycznych filozofów delimitacja granic „tego, co polityczne” ugruntowywała przekonanie o nadrzędności władzy politycznej wobec innych, niepolitycznych jej form. Podporządkowanie się ustanowionemu przez nią prawu jedności, ciągłości i pokoju społecznego ze strony wielości było świadectwem postawy politycznej (obywatelskiej). Jej zasady zostały zdefiniowane zgodnie z nakazami rozumu i cnoty. Ci, którzy „z natury” nie spełniali tego warunku byli skazani nie tylko na ekskluzję polityczną, lecz także na marginalizację społeczną i degradację kulturową. Ich „zwyczajne” życie nabierało znaczenia pejoratywnego, albowiem wykonywane przez nich czynności uznawano za nie wymagające głębokiej (abstrakcyjnej) wiedzy i wysokich kwalifikacji moralnych. Koncentrowały się one na realizacji pojedynczych zadań, których powtarzalność w cyklach produkcji i reprodukcji służyła podtrzymaniu życia jako takiego (zoe).12 Deontologizacja polityczności pogłębiała rozdźwięk między bios practikos a bios thereticos. W królestwie epistemologii ukierunkowanej na odkrywanie uniwersalnych, substancjalnych prawd rozważania nad „zwyczajnym życiem” schodziły na drugi plan, by dać tym sam wyraz wyższości spraw politycznych. Te zaś traciły kontakt z codzien10 11 123 ną rzeczywistością, stawały się sprawami, które rozumieli nieliczni i dlatego też tylko nieliczni mogli się nimi zajmować. Stosunek do świata rzeczy wytyczał perspektywę polityczną, a nawet więcej – humanistyczną, zgodnie z którą uwolnienie się od świata rzeczy nobilitowało jednostkę jako członka cywilizowanej społeczności. Za jej murami toczyło się „życie” umysłów zniewolonych ulotnymi żądzami i popędami, „nieokrzesanych i hałaśliwych” groszorobów (Henry D. Thoreau) nieustannie zajętych gromadzeniem bogactwa. Budzili ono nieufność, która w relacjach społecznych i wzajemnej komunikacji warunkowała zachowanie dystansu. Właściwości przestrzeni politycznej, jaką zajmowali ludzie miały w praktyce o wiele większy wpływ na jakość ich życia, aniżeli indywidualne cechy ich osobowości i intelektu bądź faktyczne zasługi i wkład w rozwój civitas. Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym MODERNISTYCZNY PROJEKT USZLACHETNIANIA CODZIENNOŚCI 124 Przesunięcie „dobrego życia” z peryferiów do centrum polis rozpoczęło się wraz z renesansową koncepcją vita activa. Zdaniem Pawła Kłoczowskiego celem filozofii określonym z perspektywy tej koncepcji nie była „kontemplacja przyrodzonego ładu natury, bo natura nie nosi w sobie żadnej normy, proporcji i harmonii. Celem filozofii ma być od tej chwili podbój natury, czyli podporządkowanie przyrody potrzebom ludzkim, a wszystkie nauki trzeba uporządkować zgodnie z tym celem ostatecznym. Najpierw trzeba odwrócić hierarchię między vita contemplativa i vita activa, a potem, w ramach vita activa, odwrócić hierarchię między działaniem i wytwarzaniem. Działanie ma sens, jeżeli pozwala opanować naturę, a naturę opanujemy, stosując adekwatną do naszych celów metodę”.13 Renesansowe projekty aktywnego życia będą wzorować się na ideałach i metodach edukacyjno-wychowawczych wypracowanych w antycznej Grecji (paideia) i Rzymie (kształcenie w duchu mores). Nie będą to jednak kopie bios politikos. Według Hannah Arendt w skład koncepcji vita activa wejdą nie tylko działania w sferze publicznej, lecz także czynności wykonywane w związku z pracą (labor) i wytwarzaniem (work).14 Cel kolonizacji życia toczącego się poza sferą publiczną pozostanie natomiast niezmieniony: chodzi o „humanizację” tych, których ciała i dusze są nieuformowane, ubrudzone (dosłownie i w przenośni) i skutkiem tego pozbawione harmonii i piękna.15 Budzą oni strach i przerażenie nie tylko z powodu swojego wyglądu i nieokrzesanego zachowania, ale przede wszystkim – ilości i różnorodności. Obie 13 P. Kłoczowski, Rewolucja kartezjańska, [w:] idem (red.), Dziedzictwo greckie we współczesnej filozofii politycznej, Kraków 2004, s. 51. 14 H. Arendt, Kondycja ludzka, przeł. A. Łagodzka, Warszawa. 2000, s. 11. 15 Ekskluzywizm aktywności publicznej udzielił się także samej Arendt. Wystąpiła ona przeciwko wyrokowi Sadu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, który w odpowiedzi na skargę o stosowanie segregacji rasowej w Little Rock w Arkansas nakazał przyjmowanie dzieci czarnych rodziców także do szkół dla białych. Orzeczenie to zostało porównane przez Arendt do pragnienia parweniuszki marzącej o zdobyciu towarzyskiego uznania w sferach, w które nie została wprowadzona. Opisując ten epizod Seyla Benhabib zauważa, że choć Arendt „nie udało się dokonać zasadniczego rozróżnienia między zagadnieniami publicznej sprawiedliwości, jak równy dostęp do wykształcenia, a kwestią społecznych preferencji, czyli kim są moi przyjaciele i kogo zapraszam na obiad”, to jednak, po interwencji czarnego pisarza Ralpha Ellisona, potrafiła ona zdobyć się na zmianę swojego stanowiska. Zob. S. Benhabib, Trzy modele przestrzeni publicznej, „Krytyka polityczna” 2003, nr 3, s. 78. 16 K. Held, „Mądry obywatel” u Machiavellego, [w:] B. Markiewicz (red.), Obywatel – odrodzenie pojęcia. Dokumentacja seminarium zorganizowanego przez Goethe Institut w Warszawie i Polskie Towarzystwo Filozoficzne, Warszawa 1993, s. 65. 17 N. Elias, O procesie cywilizacji. Analizy socjo- i psychogenetyczne, przekł. T. Zabłudowski i K. Markiewicz, Warszawa 2011, s. 128–129. 18 Ibidem, cz. II. 19 św. Augustyn, O Państwie Bożym, t. II, ks. XIV, rozdz. IV, przekł. W. Kornatowski, Warszawa 2003, s. 181. Filozofia te cechy Niccolò Machiavelli zawrze – w ślad Heraklitem i Platonem – w pojęciu vulgo, czyli wielkiej masy ludzi przeciętnych.16 Rzucającym się w oczy wyróżnikiem reprezentantów vulgo jest wulgarność zachowań i języka. Manifestuje się ona w nieuprzejmości okazywanej innym ludziom, pozbawionej subtelności prostocie wyrażania myśli i uczuć oraz używaniu dosadnych określeń językowych. Zachowania te noszą znamiona bezwstydu, jakim na podobieństwo biblijnego Adama (ho protos Anthropos) cechuje się dziecko. Naczelnym zadaniem renesansowych i oświeceniowych przywódców duchowych civilitas będzie przekształcenie owej anima candida, będącej „surową” (nieoznaczoną jeszcze) postacią życia, w szlachetną, pełną wdzięku i elegancji formę. W pieczołowitej rekonstrukcji procesu cywilizacji, jaki między XII i XVIII wiekiem przetoczył się przez Europę, Norbert Elias pokazał rozmaite sposoby kulturowego i politycznego „szlifowania” nawyków, zwyczajów i tych wszystkich rewirów zachowania ludzkiego, które „człowieka cywilizowanego” wprawiają w stan ukrywanego bądź nieukrywanego zażenowania, zawstydzenia i zakłopotania.17 Pomijając krytyczną ocenę zastosowanych przez niego metod badawczych oraz samej teorii cywilizacji, na uwagę zasługują zaczerpnięte z codziennych zachowań detale życia. W analizie autora O procesie cywilizacji składają się one na pewien całościowy obraz kultury budowanej na założeniu, iż civilitas musi znaleźć odzwierciedlenie w postawie civilis, będącej synonimem uprzejmości, ogłady obyczajowej, przystępności i gładkości manier. Widziane z tej perspektywy zachowania „zwykłych ludzi” (np. od niekontrolowanych wybuchów emocji, używania niestosownych słów i zwrotów oraz głośnego mówienia po ślinienie się, mlaskanie w trakcie posiłku bądź dłubanie w zębach lub w nosie)18, umacniały cywilizatorów w przeświadczeniu, że pozostawione samym sobie najprostsze, elementarne sposoby życia stanowią społeczne i polityczne zagrożenie cywilizowanego porządku. Jego „delikatne” właściwości są stale narażone na atak ze strony tych, którzy nie mając hamulców wewnętrznych (oprócz tych o podłożu instynktowno-popędowym) i zewnętrznych, będą dążyć zagarnięcia tego, czego po prostu chcą. W porównaniu ze świeckim nauczeniem dobrych manier o wiele większą siłą perswazji ukierunkowaną na pohamowanie zachowań kompulsywnych i braku umiarkowania rozporządzała religia chrześcijańska. Według antropologii filozoficznej świętego Augustyna dopiero wzniesienie się ponad życie zwrócone ku samemu sobie przestaje być życiem w kłamstwie, „nie dlatego, że sam człowiek jest kłamstwem […], ale dlatego, że człowiek został jako prawy stworzony tak, iżby żył nie podług siebie samego, lecz podług Tego, kto go stworzył, to znaczy, iżby czynił raczej Jego wolę niż swoją”.19 Bóg odgrywa więc rolę medium, które dopuszczając subiektywne wyobrażenie autonomii wolnej woli, określa ogólne warunki i kryteria, jakie winien spełnić człowiek zamierzający uczynić z niej narzędzie do przekształcania siebie i otaczającej rzeczywistości 125 Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym 126 społecznej i politycznej. Praktyczne konsekwencje tego poglądu otwierają przed człowiekiem dwa sposoby przeżywania własnego życia: albo według prawdy bożej albo też wbrew niej. Nikt nie jest wyłączony z tego kryterium, jak też nie ma takiej sfery życia, która by mu nie podlegała. Socjo- i psychokulturowymi aspektami transformacji chrześcijańskiego ideału w fakt społeczny zajął się jako pierwszy Max Weber. Zwaloryzowany przez niego powszedni sens życia pozwolił dostrzec w metodologiczny sposób mechanizmy i skutki wzajemnego przenikania się sfery subiektywności i obiektywności. Zrozumienie tego procesu jest możliwe tylko pod warunkiem, iż na osobowość człowieka spojrzy się jak na strukturę otwartą. Autonomia wewnętrzna ma zawsze charakter zrelatywizowany i zarazem współzależny w stosunku do świata zewnętrznego. W polu przecinających się faktów należących do sfery subiektywności epistemologicznej i ontologicznej z obiektywnymi faktami na płaszczyźnie epistemologicznej i ontologicznej należy poszukiwać genezy, sensu i egzystencjalnego znaczenia takich centralnych kategorii politycznych, jak np. władza, państwo, prawo, porządek, interes polityczny, racja stanu itd. Interpretacja ich treści na poziomie intersubiektywnych relacji dnia codziennego uruchamia społeczno-kulturową procedurę nadawania sensu subiektywnym przeżyciom (należności do świata zewnętrznego) oraz zajmowania wobec niego praktycznego stanowiska (zależności od świata zewnętrznego). W tej dynamice racjonalizacji przejawia się pewna regularność na poziomie mikrokultur. Chodzi tu o różnego rodzaju zwyczaje i obyczaje środowiskowe, przyzwyczajenia, wzorce pracy i spędzania czasu wolnego, sposoby reagowania, formy agresji i style komunikacji, metody i sposoby dochodzenia do porozumienia i kompromisu. Innymi słowy, regularności pozwalają spojrzeć na mikrokulturę (w tym także polityczną) jako względnie jednorodne pod względem typów myślenia i działania środowisko. To właśnie presja jednorodnych wzorców religijnych była dla Webera punktem wyjścia jego rozważań nad wzajemnym przenikaniem między etyką protestancką a kulturą kapitalizmu. Luterański Bóg ustanowił według Webera nową klasę „świętych”, których „odnajdziemy w twardych jak stal purytańskich kupcach owej dzielnej fazy kapitalizmu – i w niektórych jednostkach aż po dziś. Zarazem jako najlepszy środek do uzyskania tej indywidualnej pewności ukształtowała niestrudzona praca zawodowa. Ona i tylko ona rozwiewa wątpliwości religijne – i daje pewność stanu łaski”.20 W protestanckiej metodyce zbawienia czyn łączył się z ascezą. Z ich syntezy kształtowała się dyscyplina działania, które konsekwentnie zmierzało do obranego celu. W codziennym życiu zasada ta obowiązywała bez wyjątku wszystkie kręgi społeczne. Asceza wykluczała nie tylko ekscesywne formy życia, lecz także bezrefleksyjne oddawanie się praktykom, które służą bezwartościowym celom lub których usensowienie za pomocą języka staje się niemożliwe. Kierując uwagę ku codziennym praktykom (w tym także językowym) religijnym i zawodowym, Weber dowodził, że w nich tkwią źródła dwóch kluczowych dla kultury politycznej nowożytnego państwa i społeczeństwa metanorm, tj. ładu (ordnung) i prawa (recht). Aby nabrały one realnej mocy i znaczenia konieczne było wystąpienie trzeciego czynnika w postaci władzy (obrigkeit). 20 M. Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, przekł. J. Miziński, Lublin 1994, s. 79. 21 Zob. C. J. Olbromski, „Zaczarowana” jednostka w racjonalizującym się świecie Maxa Webera. Podmiotowość człowieka, w okowach procesu „odczarowania” świata, [w:] Z. J. Czarnecki (red.), Studia nad ideą podmiotowości człowieka, Lublin 1999, s. 124–125. 22 Zob. J. C. Félix-Brasdefer, Politeness in Mexico and the United States, Philadelphia 2008, s. 7–8. Z przedstawionych przez autora szczegółowych rozważań na temat etymologii i związków semantycznych wymienionych pojęć warto także odnotować, iż angielski termin courteous – jako zapożyczenie z języka starofrancuskiego (curteis) został po raz pierwszy użyty w 1275. Zob też: S. Filipowicz, Pochwala rozumu i cnoty. Republikańskie credo Ameryki, Kraków 1997, s. 198. Filozofia W sprawowaniu władzy najbardziej liczy się odpowiedzialność. Jej sens moralny sprowadza się do akceptacji ograniczeń, jakie samemu sobie narzuca indywidualny podmiot władzy.21 W postawie tej odbija się echo nie tylko zaadaptowanego do warunków gospodarki kapitalistycznej protestanckiego etosu pracy, lecz także obecnej w dyskursie publicznym od czasów średniowiecza i wyeksponowanej w dobie oświecenia, semantycznej korelacji takich pojęć, jak polityczność, uprzejmość i takt. Przykładem tego może być etymologia angielskiego terminu polite lub politeness, którego korzenie sięgają łacińskiego imiesłowu przymiotnikowego biernego – politicus. Ten zaś jest utworzony od czasownika polire oznaczającego bycie wytwornym (polished) lub grzecznym (smoothed). Zajęcie tych postaw było więc równoznaczne z kurtuazją (ang. courtesy, franc. courtoisie, niem. Hoflichkeit), której źródłosłów odsyła z kolei do uprzejmego i opanowanego zachowania na dziedzińcu (court).22 Pełne zrozumienie istoty, sensu i stylu polityki i polityczności wymaga w związku z tym osadzenia rozważań w kontekście kultury życia. „To, co polityczne” zawsze w jakiś mniej lub bardziej uchwytny sposób należy do i zależy od wyboru określonej opcji życia. Gdy wybór ten nie jest krępowany żadnymi regułami i zasadami, wówczas największym zagrożeniem staje się arbitralność. Zagrożenie to wzrasta, gdy górę nad wzajemnością i uprzejmością biorą repulsywne emocje i pragnienia. Stąd też Thomas Hobbes stawiał wysoko pośród cnót właśnie uprzejmość rozumianą jako trwała dyspozycja do podporządkowania się wartościom, zasadom i normom postępowania obowiązującym w danej społeczności. Bez tej gotowości do przystosowania się (przynajmniej w jakimś minimalnym zakresie) do oczekiwań grupy, nie jest możliwa stała kooperacja między ludźmi. Ślepy na wewnętrzne i kulturowe nakazy woluntaryzm jednostki może znaleźć ujście nie tylko w „niewłaściwych” formach towarzyskich, zachowaniach przy stole czy w sypialni, lecz co gorsza stać się przyczyną, gdy życie człowieka jest „samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”. Można sformułować tezę, iż modernistyczna koncepcja świata próbowała pogodzić z sobą przeszłość (tradycję, kulturę) z teraźniejszością (prawem pozytywnym, przemysłem, produkcją). Za pomocą kategorii rozumu starano się złączyć w jedną całość zasadę subiektywności (ucieleśnionej w indywidualnej autonomii działań) z zasadą obiektywności (reprezentowaną przez postęp naukowy i techniczny). Działanie obu tych zasad ogniskowało się na poziomie indywidualnego podmiotu. Swoje kompetencje do działania zdobywał on zarówno w bieżącej aktywności w sferze produkcji, wymiany i konsumpcji, jak też różnego rodzaju społecznych i kulturowych zapośredniczeniach neutralizujących negatywne skutki arbitralności. Poglądowi temu nadano charakter postulatywny o czym może świadczyć argumentacja Roberta von Mohla 127 – jednego z czołowych twórców państwa prawa (Rechtsstaat). W swojej Encyklopedii umiejętności politycznych pisał: „[...] organizacja państwa nie jest ani muzeum do przechowywania starożytności, ani zakładem edukacyjnym, lecz jest podwaliną zespolonego życia w formach, jakie dany stan oświaty pewnego ludu w teraźniejszości wywołuje. Skoro nie ma wątpliwości, iż różne są stopnie cywilizacji narodów, przeto rozum wymaga, ażeby organizacja zawsze owemu stopniowi odpowiadała […] prawo i roztropność nakazują zawsze dążyć do względnie, nie zaś do absolutnie najlepszej organizacji”.23 „Wewnętrzna uprzejmość duszy” stanowiła poświadczenie przynależności podmiotu do określonego kręgu kultury. Jej polityczno-prawne funkcje polegały na powstrzymywaniu rządzących i rządzonych od folgowania przygodnym namiętnościom i pragnieniom. Empiryczna znajomość ludzkich motywów działania i zachowań dostarczała aż nazbyt wielu dowodów na to, że tam, gdzie nie obowiązują uniwersalne normy prawa nakreślone zgodnie z wskazaniami rozumu praktycznego, swoje ujście znajdują dobre i złe nawyki wyniesione z praktyk życia codziennego. Słowem, rządy prawa wymagają ofiary z partykularności i jednostkowości. Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym POSTMODERNISTYCZNA AFIRMACJA ZWYCZAJNEGO ŻYCIA Lista filozofów, myślicieli, teoretyków i analityków fenomenu życia zwyczajnego, którzy poddali krytyce, a nawet zanegowali modernistyczne jego filary jest bardzo długa i obejmuje rozmaite dyscypliny nauki, kultury i sztuki. Kluczową rolę w zainicjowaniu prądów intelektualnych, które za cel postawiły demaskację i dekonstrukcję założeń normatywnych bios i civilité odegrały w zasadzie trzy systemy poglądów filozoficznych i społecznych. Pierwszym był bez wątpienia marksizm, który dokonał krytycznej analizy i oceny skutków obiektywnych praw ekonomii politycznej kapitalizmu oraz stworzonych na ich podstawie stosunków społeczno-politycznych. Poszczególne założenia filozofii Marksa można odnaleźć w koncepcjach zwyczajnego życia Michaiła Bachtina, Agnes Heller, Henri Lefebre’a, Jacquesa Rancière’a, Slavoja Żiżka i wielu innych przedstawicieli antymodernistycznie nastawionych myślicieli.24 Na drugi system poglądów składa się Freudowska interpretacja mechanizmów rozwoju osobowości, w której pole nieświadomości jest ustrukturyzowane pod wpływem stałej opresji ze strony kultury (cywilizacji). Obraz życia codziennego widziany oczyma Freuda oraz wyrosłych z jego poglądów przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej (dla których inspiracją był także marksizm) stanowił pasmo neurotycznych doświadczeń powstałych w wyniku tłumienia naturalnych popędów i instynktów i ich dostosowywania do wymogów kultury. Trzeci zaś system poglądów narodził się wraz ze zwrotem lingwistycznym, którego początki sięgają filozofii języka Wittgensteina, poststrukturalizmu Foucaulta, Barthesa i Lacana oraz hermeneutyki Ricoeura, Gadamera, Derridy, Merleau-Ponty’ego. R. von Mohl, Encyklopedia umiejętności politycznych, t. 1–2, przeł. A. Białecki, Warszawa 2003, s. 429. Szeroką prezentację i analizę poglądów niektórych z wymienionych teoretyków zawiera monografia M. E. Gardinera, Critiques of everyday life, London–New York 2000. 23 24 128 L. Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, przekł. i wstęp B. Wolniewicz. Warszawa 2000, cz. I § 116, s. 73. G. Vattimo, Koniec nowoczesności. przeł. M. Surma-Gawłowska, Kraków. 2006. s. 169. 27 M. Heidegger, Identyczność i różnica, przeł. J. Mizera, Warszawa. 2010, s. 39. Filozofia Teoretyczny i metodologiczny wysiłek wymienionych kierunków badawczych skupił się na krytyce systemowych rozwiązań nowoczesności oraz podważeniu logocentrycznego ujęcia kultury, której pojęcia, wartości i normy fałszowały obraz rzeczywistości za pomocą określeń metafizycznych, uniwersalnych i substancjalnych. Każdy z tych kierunków dostarczył argumentów przeciw rozważaniom nad skończoną, jednorodną i uniwersalną formą życia. Zasługi Marksa upatruje się przede wszystkim w jego radykalnej demistyfikacji kapitalistycznych mechanizmów eksploatacji człowieka przez człowieka, jego alienacji i autoalienacji duchowej oraz instrumentalizacji rozumu wprzęgniętego w służbę panowania kapitału nad pracą. Podobnie jak marksizm również psychoanaliza odwracała się od metafizyki, by zająć się codziennymi, realnymi w przekonaniu jej przedstawicieli problemami ludzi, dla których obcowanie z kulturą stanowiło źródło cierpień, deprawacji oraz różnego rodzaju nerwic i zaburzeń psychotycznych. O ile jednak Marks spoglądał na historię zmiennych form bytowania ludzi przez pryzmat zagregowanych kategorii socjoekonomicznych (np. stosunki produkcji, siły wytwórcze, klasa społeczna), to Freud zajął się podstawowym poziomem wzajemnych oddziaływań między życiem psychicznym jednostki a zdeterminowanymi przez kulturę i ekonomię warunkami jego rozwoju. Do Freudowskiej katharsis można z kolei porównać postulat Ludwiga Wittgensteina, aby zadaniem filozofii stało się sprowadzenie słów „[...] z ich zastosowań metafizycznych z powrotem do użytku codziennego”.25 Celem filozoficznego namysłu („odczarowywania świata” pojęć i zwrotów językowych) nie jest zgłębianie metafizycznych kwestii, będących „naddatkiem” wobec tego, co istnieje realnie. Pojęcia używane przez indywidualny podmiot w dyskursie wewnętrznym i w komunikacji interpersonalnej mają już określone znaczenie. Może ono utrudniać lub zniekształcać odczytanie subiektywnych myśli. Twórcza siła języka działa także w drugą stronę. Bywa, że artykulacja wewnętrznego języka prywatnego jest odbierana przez otoczenie społeczne jako wyraz nonsensu lub bezmyślności. I na tej podstawie dokonuje się oceny stanu umysłu podmiotu jako świadectwa jego obłąkania, szaleństwa lub głupowatości. Heglowska „obudzona świadomość subiektywności człowieka” obrała w ponowoczesności kierunek odwrotny od tego, który proponowała nowoczesność. Zwracając się ku samemu sobie, podmiot odnajduje w każdym akcie myślenia (Ge-Stell) rozbłyski Bycia interpretowanego w kategoriach wydarzenia (das Ereignis). Owo współprzynależenie (identyczność) czasu i bycia burzy ramy, które metafizyka nadała człowiekowi i byciu wprowadzając określenia przedmiotu i podmiotu. Wewnątrz tych ram zrodziło się samo pojęcie rzeczywistości.26 Wyjaśniając tę relację Martin Heidegger pisze, że człowiek „jest czymś bytującym”. Jako taki podobnie jak kamień, drzewo lub orzeł należy do całości bytu. Należenie znaczy tu jeszcze: podporządkowanie byciu. Lecz wyróżnik człowieka zasadza się na tym, że jako istota myśląca, otwarta na bycie, jest on przez bycie wystawiony, odnosi się do niego i w ten sposób mu odpowiada. Człowiek jest właściwie tym odniesieniem polegającym na odpowiadaniu i tylko nim jest.27 Uprzytomnienie sobie, że myśli są własnością myślącego (nikt nie może za nas 25 26 129 pomyśleć), zaś taką samą własnością jest jego bycie (nikt nie może żyć czy umrzeć za nas) otwiera drogę do samookreślenia jednostki (podmiotu). Jest ono nielinearnym czy złożonym z logiczno-sekwencyjnych układów procesem kształtowania się rozumu wewnętrznego. Jego „strukturę” – jeśli w ogóle takie pojęcie jest możliwe do zastosowania – tworzą prawdy, iluzje, fikcje, obrazy i informacje, które „zaczepiają się” w pamięci wskutek mediatyzacji doświadczenia. „To właśnie w takim świecie – stwierdza Gianni Vattimo – ontologia staje się faktycznie hermeneutyką, a metafizyczne pojęcia podmiotu i przedmiotu, albo wręcz rzeczywistości i prawdy-fundamentu, tracą wagę”.28 Ten zwrot w pojmowaniu właściwości „bytu” i „bycia” dokonuje się wraz z przesunięciem punktu ciężkości rozstrzygnięć dotyczących spraw życia z epistemologii na ontologię. W ślad za Paulem Feyerabendem, Richard Rorty przekonuje: Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym „[…] kto pragnie teorii poznania, ten pragnie przymusu – szuka »fundamentu«, któremu można bez reszty zaufać, zasad, których nie wolno przekroczyć, przedmiotów, które same się narzucają, przedstawień, którym nie można się oprzeć”.29 Podobnie, jak w starożytności reguły poznania narzuciły człowiekowi kanony „dobrego życia”, tak też w porządku zbudowanym na zasadach oświeceniowego racjonalizmu homogeniczna idea „cywilizacji” zmuszała jednostkę do opowiedzenia się albo za życiem „człowieka cywilizowanego”, albo „barbarzyńcy”. Za odrzuceniem heteronomii w sprawach dotyczących rozumienia życia zwyczajnego przemawiają dwa typy argumentów. Pierwszy, natury historiozoficznej i epistemologicznej wysuwa Charles Taylor, dowodząc: „Jedyna reguła rządząca historią to ta, że nie ma żadnej ogólnej reguły określającej jeden porządek motywacji, który byłby siłą sprawczą w każdym przypadku. Idee zawsze pojawiają się w historii jako część pewnych praktyk, nawet jeśli są to wyłącznie praktyki dyskursywne. Motywacje prowadzące do przyjęcia i upowszechnienia tych pakietów idei i praktyk mogą być różnorodne; w istocie nie jest nawet do końca jasne, czy posiadamy typologię takich motywacji (ekonomiczne kontra polityczne, kontra idealistyczne itd.), która zachowywałaby ważność na przestrzeni całej ludzkiej historii”.30 Oświeceniowa wiara w rozum i zbudowane na niej optymistyczne przekonanie, że w jego zasięgu leży „zaprojektowanie” przyszłości uwalniającej człowieka od strachu, poniżenia i niedostatku, legła w gruzach wraz z Auschwitz, zagrożeniem wojną nuklearną, katastrofą ekologiczną oraz utrzymującą się nadal (nawet w społeczeństwach bogatych) niepewnością i poczuciem braku bezpieczeństwa socjalnego wśród wielu grup społecznych i narodów. Zwodniczy okazuje się w związku z tym drugi typ argumentacji oświeceniowej obiecującej zmianę warunków egzystencji, wyeliminowanie nierówności i wykluczeG. Vattimo, Koniec nowoczesności.... s. 169. R. Rorty, Filozofia a zwierciadło natury, przeł. M. Szczubiałka, Warszawa 1994, s. 281. 30 Ch. Taylor, Nowoczesne imaginaria społeczne, przekł. A. Puchejda i K. Szymaniak, Kraków. 2010, s. 51. 28 29 130 „[...] ufność, jaką laicy pokładają w systemach eksperckich, nie jest […] po prostu kwestią wytwarzania poczucia bezpieczeństwa i pewności wobec niezależnego, danego świata zdarzeń. Mamy do czynienia z kalkulacją zysku i ryzyka w sytuacji, kiedy wiedza ekspercka nie ogranicza się do tego rachunku; w istocie, w wyniku ciągłego, refleksyjnego stosowania tej właśnie wiedzy, stwarzany jest też (lub odtwarzany) sam świat zdarzeń”.31 Filozofia nia poprzez podporządkowanie się systemom abstrakcyjnym. W istocie jednak gloryfikują one wiedzę ekspercką. Reprezentujący ją profesjonaliści dążą do skupienia wokół siebie rzesz laików mających poczucie własnej ignorancji i niekompetencji. Tymczasem, jak wyjaśnia Anthony Giddens: Jednostkom, którym w udziale przypadło „zwyczajne życie” pozostaje zatem albo bezkrytyczne i bezrefleksyjne kultywowanie zaufania do systemów abstrakcyjnych i eksperckich albo też – by użyć tu określenia Michela de Certeau – „wynajdywanie codzienności” dzięki „pochwyceniu w locie możliwości, jakie oferuje chwila”. Oznacza to porażkę idei rozumu technicznego i triumf ludzkiego sprytu. Z całą ostrością tendencje te ujawniają się w działaniach „słabszych”, którym zamiast strategii życia pozostają taktyki. Są one wyrazem sztuki polegającej na zastawianiu pułapek, uciekaniu się do podstępu lub sztuczek, obchodzeniu zakazów oraz wymyślaniu nieskończenie wielu innych, pomysłowych praktyk. „Słabsi” stają codziennie przed wyzwaniem radzenia sobie jakoś z życiem. Ich bytowanie eksterioryzuje się w taktykach doskonalenia swoich umiejętności. „Zwyczajność” jest tożsama z adaptacją polegającą na wykorzystywaniu, z całą ostrożnością, braków, jakie „poszczególne koniunktury ujawniają w nadzorze władzy właścicielskiej”.32 Kreatywność, jaką wykazuje indywidualny umysł ludzki i dynamizm osobowości przeczą zatem zuniformizowanym wzorcom socjalizacji i wychowania. Indywidualnych sposobów przeżywania życia nie można ani przekuć w uniwersalne standardy kultury, ani też zamknąć w jakieś sztywne zasady czy normy. Rozumiana w ten sposób podmiotowość staje się żywą ilustracją freudowskiej koncepcji cywilizacji jako źródła cierpienia. Jak zauważa w związku z tym Ulrich Beck indywidualizacja oznacza, że standardowa biografia staje się biografią wybraną, biografią „zrób to sam” (Ronald Hitzler) lub, jak mówi Giddens, „biografią refleksyjną”. Akty samokreacji nie muszą mieć wiele wspólnego z osobowością lub odwagą, a raczej z różnorodnymi możliwościami i wewnętrzną potrzebą przedstawiania owych wyborów i decyzji (własnych i cudzych) jako „jedności”.33 Refleksyjne projektowanie własnej biografii nie jest uwarunkowane ograniczeniami w postaci miejsca urodzin, zamieszkania czy pracy. Niewielki lub żaden wpływ wywierają na nią także odziedziczone z przeszłości wzorce myślenia i postępowania. Poczucie autonomii sprawia, że trajektorie indywidualnej tożsamości są popękane, pełne krzywizn i braku punktów stycznych. Treści poszczególnych składników tożsamości nie łączą się z sobą w żadne zbiór jednorodnych i wzajemnie przystawalnych elementów. Niemożność zastosowania ściśle określonych orzeczniA. Giddens, Konsekwencje nowoczesności, przekł. E. Klekot, Kraków 2008, s. 60. M. de Certeau, Wynaleźć codzienność. Sztuki działania, przekł. K. Thiel-Jańczuk, Kraków 2008. s. 37. 33 U. Beck, A. Giddens i S. Lash, Modernizacja refleksyjna. Polityka, tradycje i estetyka w porządku społecznym nowoczesności. przekł. J. Konieczny, Warszawa 2009, s. 29–30. 31 32 131 ków świadczy, iż jest to typ tożsamości podmiotowej in statu nascendi. Nie znaczy to jednak, że rosnąca niezależność podmiotu od czynników zewnętrznych prowadzi do formułowania przez niego planów życia całkowicie oderwanych od rzeczywistości. Zdaniem Giddensa jest wprost przeciwnie. Uważa on bowiem, że: Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym „Narrację tożsamościową trzeba kształtować, modyfikować i refleksyjnie podtrzymywać w kontekście gwałtownych zmian zachodzących w życiu społecznym w skali lokalnej i globalnej. Jednostka musi tak godzić na rozmaite sposoby zapośredniczone informacje ze sprawami lokalnymi, by połączyć w spójną w miarę całość swoje projekty na przyszłość i przeszłe doświadczenia. Jest to osiągalne jedynie pod warunkiem, że jednostka potrafi rozwinąć wewnętrzną autentyczność, czyli strukturę podstawowego zaufania, dzięki której obszar życia staje się całością na tle zmiennych wydarzeń społecznych”.34 132 Coraz bardziej dotkliwie odczuwalne w zwyczajnym życiu członków współczesnego „społeczeństwa ryzyka” negatywne skutki rozwoju techniki, nauki i przemysłu ugruntowują krytyczne nastawienie wobec idei konsensu jako sposobu i celu debaty publicznej zmierzającej do rozstrzygnięć o fundamentalnym znaczeniu egzystencjalnym i politycznym. Z wcześniejszych rozważań jasno wynika, że idea ta jest w oczach ponowoczesnych teoretyków i badaczy uważana za fałszywy konstrukt myślowy. Zamiast niego proponuje się – jako warunek zachowania porządku – ciągłe naruszanie, dekonstrukcję i krytykę. Najbardziej znanym przykładem jest derridiańskie pojęcie „różni” (différance). Zawiera ona argumenty, racje i myśli, które zostały zapowiedziane i przyrzeczone, a więc tego, co jest nieobecne w „istniejących” wypowiedziach, głównie w piśmie. Różnia usiłuje nazywać „zróżnicowanie czy bycie różnym w tych różnicach, ich »produkcję«, »siłę«, która podtrzymuje system jako zbiór w rozproszeniu, jego wytrzymałość”.35 „Różnia” nie jest tożsama z pojęciem różnicy sensów zauważalnych (dających się zlokalizować) w bieżących wypowiedziach. Wskutek opóźnienia czy przesunięcia w czasie jest ona antycypacją ukazującą w sposób dobitny, iż stosowanie słów i pojęć prowadzi do nieskończonej liczby przedstawień albo możliwych i niemożliwych warunków ich spełnienia. Zajmując takie stanowisko, Derrida pragnie rozwiać nadzieje na możliwość wykazania (nawet za pomocą różni) w jakiejś serii prób czy sporów logicznych ostatecznej prawdy zawartej w języku, „na końcu linearnej historii filozofii”.36 W żadnej koncepcja życia nie można wyeliminować pomyłki. Chociaż życie nie ma ustalonej i skończonej formy, nie jest też nicością; jawi się natomiast jako nieskończona możliwość gry, polegająca na ciągłej dekonstrukcji, zwłaszcza na poziomie języka. Derridzie wtóruje Jean-François Lyotard, który twierdzi: „Ciągłe wynajdywanie sposobów wyrazu, słów i sensu, które na poziomie mowy jest tym, co wywołuje ewolucję języka – sprawia wielką radość. Niewątpliwie jednak nawet ta przyjemność nie jest niezależna od pewnego poczucia sukcesu, wyrwanego jednemu, ale za to potężnemu adwersarzowi, jakim jest ustalony język, konotacja”.37 A. Giddens, Poza lewicą i prawicą. Przyszłość polityki radykalnej, przeł. J. Serwański, Poznań 2001, s. 94. G. Bennington, Jacques Derrida, przeł. V. Szydłowska-Hmissi, Warszawa 2009, s. 61. 36 Ibidem, s. 68. 37 J.-F. Lyotard, Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, przeł. M. Kowalska i J. Migasiński, Warszawa 1997, s. 45. 34 35 Filozofia Implementacji idei różnicy najpełniej ujawnia się w codziennych aktach przeżywania życia. Skoro nawet teoretycy demokracji spierają się między sobą o cechy definicyjne i desygnatywne demokracji, to cóż można powiedzieć o jej potocznym rozumieniu. Mnogość podtypów znaczeniowych demokracji (liberalna, deliberatywna, dialogowa, partycypacyjna, e-demokracja, pluralistyczna, proceduralna i wiele innych), form konstytucji i rządów oraz uwikłanie się idei równości politycznej z nierównością społeczno-ekonomiczną stwarza podatny grunt do kwestionowania powszechnego i sensotwórczego charakteru jej atrybutów definicyjnych. Jednoznaczną ocenę demokracji wystawia Georgio Agamben, który stwierdza: „[...] dopóki myśl zachodnia nie upora się z tym zawikłaniem i wynikającymi z niego dwuznacznościami, wszelka dyskusja na temat demokracji – zarówno rozumianej jako forma, jak i jako technika rządzenia – będzie zawsze jedynie czczą gadaniną”.38 Współczesny podmiot zamierza więc traktować swoje uczestnictwo w demokratycznej debacie publicznej w zgoła odmienny sposób od tego, który przyświecał antycznemu obywatelowi czy podporządkowującemu się normom prawa Weberowskiemu pobożnemu kupcowi. Ponowoczesny podmiot pragnie swoją partycypację polityczną wykorzystać jako narzędzie w dyskursywnej walce o znaczenia wydobyte wprost z interpretacji życia codziennego. Za jej pomocą dąży do odebrania wszystkim okolicznościom możliwości wpływu na kierunek swojego samorozwoju. Z takim postulatem wystąpił już w XIX w. twórca indywidualizmu ekspresyjnego Ralph Waldo Emerson, głosząc: „[…] prawdziwy człowiek nie przynależy do żadnego czasu czy miejsca, lecz jest sam centrum rzeczy”.39 Sens tej myśli znajduje w późnej nowoczesności odzwierciedlenie w imperatywie moralnym odnoszącym się do indywidualnych wyborów i decyzji. Zanurzając się w swoją codzienność współczesny podmiot – jak zauważa Zygmunt Bauman – kieruje się moralnością bez kodeksu etycznego. Podobnego zdania jest także Richard Rorty, który w „moralności bez zasad” upatruje postawę godną ochrony i pielęgnowania. Uważa on bowiem, że „[…] nawet gdyby typowy reprezentant liberalnej demokracji miał być nijaki, wyrachowany, małostkowy i niebohaterski, to przewaga ludzi tego pokroju może okazać się rozsądną ceną za wolność polityczną”.40 Tego typu sposoby ujmowania rzeczywistości leżą u podstaw ponowoczesnego ideału emancypacyjnego. W najogólniejszym sensie ma on stworzyć warunki do apodmiotowego pojmowania polityki. Jakiekolwiek próby trwałego powiązania pod38 Co dalej z demokracją? Agamben, Badiou, Bensaïd, Brown, Nancy, Rancière, Ross, Žižek, przekł. M. Kowalska, Warszawa 2012, s. 13. 39 R. W. Emerson, Szkice, seria 1, przekł. A. Tretiak, Wrocław 1994, s. 61–62. 40 R. Rorty, Pierwszeństwo demokracji wobec filozofii, [w:] idem, Obiektywność, relatywizm i prawda przekł. J. Margański, Warszawa 1999, s. 284. 133 Kazimierz Dziubka, Kategoria „zwyczajnego życia” w dyskursie polityczno-kulturowym 134 miotu władzy politycznej z konkretnym obiektem (w postaci monarchy, Boga, narodu, klasy lub choćby idei politycznej) są postrzegane jako sprzeczne z założeniem, iż nie można zobiektywizować powszechności, podobnie jak nie można zabsolutyzować partykularności. Na płaszczyźnie komunikacji interpersonalnej demokracja przybiera więc postać gry semantycznej, swobodnego poszukiwania adekwatnych do zaistniałej sytuacji form instytucjonalnych i normatywnych. W tego rodzaju praktykach należy dostrzegać jej oryginalność i zarazem przewagę nad innymi ustrojami politycznymi. Wyjście poza rutynowe i ceremonialne aspekty życia politycznego demokracji pozwala spojrzeć na władzę jako uprawomocnione działanie do stałego poszukiwania swojego oparcia w systemach wartości, norm i procedur. Zwyczajne życie wchodzi w bezpośredni, żywy kontakt z demokratycznymi elitami władzy w formie nieustannych ataków podejmowanych przez aktywnych członków i grupy społeczeństwa obywatelskiego. Domagają się oni uznania swoich subiektywnie określonych racji podmiotowych bez względu na to, jakiej dotyczą one sfery życia. Z tego też punktu widzenia koncepcja racjonalnej równowagi i „nakładających się konsensusów”, na której John Rawls zbudował swoją teorię sprawiedliwości, jest uważana za jeden z typowych przykładów liberalnego dążenia do brania w nawias konfliktów i różnorodności, które konstytuują sferę publiczną. Z praktyki, a nie z wyobrażenia demokracji Chantal Mouffe wyprowadziła jej postpolityczny, agonistyczny model. Francuska filozofka twierdzi, że „wizja polityki jako rozwiązywania problemów technicznych, nie zaś aktywnego angażowania obywateli korzystających ze swoich demokratycznych praw dzięki »agonicznej« konfrontacji spornych projektów hegemonicznych”, jest wyrazem „konsensualnego słownika”, za pomocą którego jego użytkownicy pragną zachować hegemonię instytucjonalną i symboliczną w sferze publicznej.41 Z liberalizmem Mouffe zgadza się w kwestii, że świat polityczny widziany oczyma jego codziennych uczestników (udziałowców) cechuje wielość różnych perspektyw i wartości, których pogodzenie „nie będzie nigdy możliwe wskutek ograniczeń narzucanych przez rzeczywistość”. Ale całkowicie nie zgadza się ona z liberalną interpretacją pluralizmu, zgodnie z którą „zebrane w całość wartości i perspektywy tworzą harmonijną i bezkonfliktową całość”.42 Przeznaczeniem demokracji pozostaje zatem stan permanentnej niepewności i tymczasowości prawd. Dzięki takiej perspektywie pojawią się o wiele szersze możliwości współ-bytowania ze sobą podmiotów. Ich aktywność, podobnie jak powoływanych przez organizacji i instytucji, ma być stymulowana jedynie przez prawdy warunkowe i sytuacyjne. Taki jest warunek rzeczywistego otwarcia prawdy politycznej na sprawy życia codziennego. Ujmowane z tej perspektywy Platońskie i Kantowskie „królestwo prawdy i celów” jawi się jako jedna z historycznych form manipulacji „kustoszy tradycji” bądź „naukowych autorytetów”. Paradoksalnie usuwa się ona w cień jaskini ustępując miejsca samodzielnym próbom dochodzenia celu i sensu życia. Każdy może na własną rękę poszukiwać szczęścia, doświadczać zwykłych ludzkich spraw w poczuciu „bezpieczeństwa ontologicznego” (Giddens). Propozycja życia w otwartych 41 s. 122. 42 Ch. Mouffe, Polityczność: przewodnik Krytyki Politycznej, tłum. J. Erbel, wstęp M. Gdula, Warszawa 2008, Ibidem, s. 25. Filozofia przestrzeniach możliwości jest niewątpliwie atrakcyjna i kusząca dla podmiotów odznaczających się palimpsestową strukturą osobowości (tożsamości) oraz kierujących się „głosem wewnętrznym”. Dopiero z perspektywy czasu będzie można ocenić, na ile te psychologiczne i lingwistyczne koncepcje transformacji życia udało się pogodzić z zasadami ekonomii, sprawiedliwości politycznej i ładu prawnego. Bez odniesienia się do tych zasad afirmacja zwyczajnego (jako-takiego) życia pozostaje jeszcze jednym życzeniem iluzorycznego zbawienia. BIBLIOGRAFIA Arendt Hannah, Kondycja ludzka, przekł. A. Łagodzka, Fundacja Aletheia, Warszawa 2000. Arystoteles, Etyka nikomachejska, [w:] Dzieła wszystkie, t. 5, przekł., wstęp i komentarz D. Gromska, PWN, Warszawa 2000. Arystoteles, Polityka, [w:] Dzieła wszystkie, t. 6, przekł., wstęp i komentarz L. Piotrowicz, PWN, Warszawa 2001. Augustyn św., O Państwie Bożym, t. II, przekł. W. Kornatowski, De Agostini Polska Sp. z o.o., Warszawa 2003. Beck Ulrich, Giddens Anthony i Lash Scott, Modernizacja refleksyjna. Polityka, tradycje i estetyka w porządku społecznym nowoczesności, przekł. J. Konieczny, PWN, Warszawa 2009. Benhabib Seyla, Trzy modele przestrzeni publicznej, „Krytyka polityczna” 2003, nr 3. Bennington Geofrey, Jacques Derrida, przekł. V. Szydłowska-Hmissi, Wydawnictwo Genesis, Warszawa 2009. Certeau de Michel, Wynaleźć codzienność. Sztuki działania, przekł. K. Thiel-Jańczuk. Wydawnictwo UJ, Kraków 2008. Co dalej z demokracją? Agamben, Badiou, Bensaïd, Brown, Nancy, Rancière, Ross, Žižek, przekł. M. Kowalska, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2012. Elshtain Jean Beathke, The risks and responsibilties of affirming ordinary life, [w:] J. Tully (red.), Philosophy in an age of pluralism. The philosophy of Charles Taylor in question, Cambridge University Press, Cambridge 1994. Elshtain Jean Bethke, Public Man. Private Woman. Women In Social and Political Thought, Princeton University Press, Princeton NJ 1993. Emerson Ralph Waldo, Szkice, seria 1, przekł. A. Tretiak, Toporzeł, Wrocław 1994. Félix-Brasdefer J. César, Politeness in Mexico and the United States, John Benjamins Publishing Company, Amsterdam–Philadelphia 2008. Filipowicz Stanisław, Pochwala rozumu i cnoty. Republikańskie credo Ameryki, Kraków 1997. Gardiner Michael E., Critiques of everyday life, Routledge, London–New York 2000. Giddens Anthony, Konsekwencje nowoczesności, przekł. E. Klekot, Wydawnictwo UJ, Kraków 2008. Giddens Anthony, Poza lewicą i prawicą. Przyszłość polityki radykalnej, przekł. J. Serwański, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2001. Heidegger Martin, Identyczność i różnica, przeł. J. Mizera, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2010. Held Klaus, „Mądry obywatel” u Machiavellego, [w:] Obywatel – odrodzenie pojęcia. Dokumentacja seminarium zorganizowanego przez Goethe Institut w Warszawie i Polskie Towarzystwo Filozoficzne, red. B. Markiewicz, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1993. Kłoczowski Paweł, Rewolucja kartezjańska, [w:] Dziedzictwo greckie we współczesnej filozofii politycznej, red. P. Kłoczowski, Ośrodek Myśli Politycznej, Księgarnia Akademicka, Kraków 2004. Lyotard Jean-François, Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, przekł. M. Kowalska i J. Migasiński, Fundacja Altheia, Warszawa 1997. Mohl von Robert, Encyklopedia umiejętności politycznych, t. 1–2, przekł. A. Białecki, Liber, Warszawa 2003. 135 Mouffe Chantal, Polityczność: przewodnik Krytyki Politycznej, przekł. J. Erbel, wstęp M. Gdula, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2008. Norbert Elias, O procesie cywilizacji. Analizy socjo- i psychogenetyczne, przekł. T. Zabłudowski i K. Markiewicz, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2011. Platon, Państwo, przekł. W. Witwicki, Wydawnictwo Antyk, Kęty 1999. Platon, Teajtet, przekł. i wstęp W. Witwicki, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2002. Rancière Jacques, Na brzegach politycznego, przekł. I. Bojadżijewa i J. Sowa, Korporacja Halart, Kraków 2008. Rorty Richard, Filozofia a zwierciadło natury, przekł. Michał Szczubiałka, Spacja, Fundacja Aletheia, Warszawa 1994. Rorty Richard, Pierwszeństwo demokracji wobec filozofii, [w:] idem, Obiektywność, relatywizm i prawda, przekł. J. Margański, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999. Taylor Charles, Nowoczesne imaginaria społeczne, przekł. A. Puchejda i K. Szymaniak, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010. Taylor Charles, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przekł. M. Gruszczyński i in., PWN, Warszawa 2001. Vattimo Gianni, Koniec nowoczesności, przekł. M. Surma-Gawłowska, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Universitas, Kraków 2006. Voegelin Eric, Arystoteles, tłum. Michał J. Czarnecki, Biblioteka Teologii Politycznej, t. 3, Fundacja Świętego Mikołaja, Warszawa 2011. Weber Max, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, przekł. J. Miziński, „Test”, Lublin 1994. Wittgenstein Ludwig, Dociekania filozoficzne, przekł. i wstęp Bogusław Wolniewicz, PWN, Warszawa 2000. Wolbromski Cezary Józef, „Zaczarowana” jednostka w racjonalizującym się świecie Maxa Webera. Podmiotowość człowieka, w okowach procesu „odczarowania” świata, [w:] Studia nad ideą podmiotowości człowieka, red. Zdzisław J. Czarnecki, Wydawnictwo UMCS, Lublin 1999. Filozofia Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii” oraz Floriana Znanieckiego „nauki o kulturze” Teodor Filipiak Uniwersytet Warszawski Duch mądrości jest przyjazny ludziom, Nie ukryje się przed nim człowiek, który głosi nieprawość [...] Początkiem mądrości jest bowiem szczere pragnienie, Aby poddać się wychowaniu; Przez dar wychowania w mądrości ludzie zyskują przyjaźń Boga. Z księgi mądrości […] Największą wszakże hańbą jest to, że rozum nie daje nam takiej pewności siebie, do jakiej właśnie prowadzi głupota. L.A. Seneka – Listy moralne do Lucyliusza ZAMIAST WSTĘPU: KULTURA JAKO ZŁUDNY OBRAZ POLITYKI? Gdy będziemy się jednak poważniej zajmować charakterystyką poglądów i analiz Maxa Webera, chcemy najpierw i warto zrobić to od razu na wstępie – poczynić następujące uwagi, a mianowicie – jaki ma sens zajmowanie się hic et nunc wartościami kultury politycznej, albo – czy politycy są wrażliwi na swoiste powiązanie idei zasad kulturowo-politycznych, szerzej, treści intelektualnych oraz dążeń społecznych oraz praktyki politycznej, czy też w końcu język kultury politycznej, który zawiera pewien system wartości oraz myślenia publicznego – może przez wychowanie i edukację wpajać ludziom organicznie określone obyczaje, zwyczaje, moralność, etykę itp., albo też czynimy to w sposób ograniczony zdając sobie sprawę ze względności tych idei oraz wartości, spod których potrafimy się zazwyczaj wyzwolić, a nawet nie uznawać opartych na nich ocen oraz norm postępowania jednostek i grup ludzkich, które cechuje zwłaszcza sfera polityczna. Same stosunki społeczne, jak i świadomość człowieka w jej różnych formach i postaciach nie załatwiają powyższych pytań i zagadnień, a są to pytania nader ważne dla życia indywidualnego i społecznego, pozostają one wszakże otwarte, niektóre zaś spośród nich spróbujemy podjąć w dalszych rozważaniach, które eksplikuje tutaj nauka o kulturze politycznej. Od razu można jednak stwierdzić, iż nie bez kozery badamy fundamentalne problemy kultury politycznej, pozbawionej wszakże w zestawieniu z polityką aspektu negatywności, gdyż w tych dziedzinach rozgrywają się właśnie procesy działalności obywateli i władzy, w ramach organizacji państwowej, a szerzej rzecz biorąc – w obrębie życia prywatnego i publicznego czło- 137 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 138 wieka, jak również w ramach określonego, zobiektywizowanego, systemu wartości – zwłaszcza w działalności duchowej i intelektualnej człowieka, jego zamierzeń, celów, uzdolnień, cech charakteru, słowem jego – wedle formuły Hegla – egzystencjalnego bytu dla innego człowieka. Czy taka penetracja naukowa, odcinająca się od „złych”, „pejoratywnych” i „nikczemnych” zachowań i mających nierzadko swoje miejsce w tradycji narodowej wystarcza? Z pewnością nie, lecz eksplikowany kierunek myślowy jest najwyraźniej słuszny i potrzebny, założenia zaś i poglądy, które zostaną tu uwyraźnione oraz argumentacja naukowa – świadczą o takim uwarunkowaniu, iż sprawa ma ważki aspekt praktyczno-polityczny; gdyż człowiek także uprawiający działalność „czysto” polityczną, jest nie tylko myślącym i racjonalnym, lecz nade wszystko powinien i musi również świadomie, rozumnie i odpowiedzialnie działać. Do przedstawionych wyżej stanowisk można odnieść – mutatis mutandis – pracę Catherine Lee Policing prostitution, 1856–86; Deviance, Surveillance and Morality, 2012, s. 256 [Polityka a przebiegłość w prostytucji, lata 1856–86; Oszustwo, Inwigilacja i Moralność 2012, s. 256]. W pracy tej autorka bardzo wyraźnie uwydatnia i analizuje następujące kwestie, jak np.: właściwe zaadoptowanie wzorów społecznych, demografia i historie rodzinne, problemy konsumpcji i zdrowia psychicznego obywateli, kwestie industrializacji w związku z obowiązującymi strukturami społecznymi i moralnymi, urbanizacja i (urban) miejskie otoczenie, czy wreszcie sprawy zatrudnienia i poglądy na mikrohistorię. Są to poglądy nie tylko czysto umysłowe ale stanowią w istocie rzeczy po dziś dzień realne kategorie socjologiczne i polityczne, które w powyższym dziele określają cały splot czynników ekonomicznych, społecznych oraz politycznych, jak również wzorów kulturowych i obyczajów ludzi. Autorka dowodzi przeto (demonstrates), iż XIX w. polityczną prostytucję można najlepiej zrozumieć, jeśli będziemy ujmować to zjawisko w szerokim i ścisłym kontekście zachowań społecznych, kontroli, urbanizacji itp. Te tradycyjne sprawy stają się jednocześnie dziś – być może jeszcze bardziej wyraźnymi, gdyż tu właśnie zachodzą szczególnie wyraźnie społeczne zmiany z których należy sobie zdawać w pełni sprawę, a o których była mowa w powyższej pracy. Kultura polityczna ma wszakże to do siebie, że kształtuje się i rozwija się wedle pewnego ważnego prawidła – kanonu, obowiązującego w danym przedmiocie oraz w danych warunkach czasowo-przestrzennych.1 Taki właśnie centralny kanon w analizowanym tu przez nas przedmiocie, zasadza się na wskazaniu formuły do jakiej należy dane zjawisko i z jakich komponentów się składa. Głównym – naszym zdaniem obiektem są tu: wzajemne relacje i korelacje władza państwowa – obywatele, powstające i kształtujące się wedle ogółu demokratycznych wartości i wzorów odnoszących się do stosunków politycznych, jak również dbałość o metody i środki merytoryczne oraz techniczne aspekty wykonywania władzy. Te główne kanony kultury politycznej tworzą i kształtują – w szerokim rozumieniu tego słowa – polityczną kulturę osobistą, kulturę intelektualną oraz kulturę współżycia zbiorowego. Wówczas w naszym rozumieniu pojawiają się określenia dodatkowe, które mogą wyznawać ludzie o różnych typach kultury politycznej, jak np., państwo narodowe albo etniczno-rasowe, państwo kulturowe i społeczne, państwo wodzowskie, państwo opiekuńcze, państwo militarystyczne itp. Podstawowy kanon kultury politycznej różni się od innych pojęć tym, że 1 Por. R. Scruton, Kultura jest ważna. Wiara i uczucie w osaczonym świecie, Poznań 2010, s. 77. Filozofia niemożliwy jest do zastąpienia i dlatego jego znaczenie zmienia się zależnie od danej sytuacji historycznej, tematyki i pojęć kultury politycznej oraz samego potencjału przemian. Możemy jednak wybrane kanony kultury politycznej „przyporządkowywać” określonym postawom, zachowaniom politycznym obywateli oraz metodom wedle których sprawowana jest władza. Dopiero takie przyporządkowanie pociąga za sobą możliwość ustalenia pojęć i kategorii: działania społeczne, kultura indywidualna, czy fakty społeczne, z takim rozumieniem wiąże się koniecznie interpretacja wzorów, postaw i zachowań w danym społeczeństwie. Ale też tak rozumiany kanon polityczny, zapewniający możliwość uczestnictwa ludzi w wartościach kultury politycznej, nie może jednak kształtować wszystkich innych dziedzin życia publicznego oraz działalności człowieka. Nie mniej jednak wyróżnienie kanonu kształtującego kulturę polityczną jest ważne i z tego względu, że poprzez ten centralny element obywatele wyróżniają określone powiązania w sferze politycznej, które łączą się z innymi ważnymi normami postępowania, np., wedle których sprawowana jest władza, i umożliwiają im w ten sposób sporządzenie własnej „mapy drogowej”, powiązanej w istocie rzeczy z oceną moralną i polityczną. W literaturze przedmiotu przedstawia się nieraz w sposób perwersyjny, według którego jednym z motywów krytyki kultury duchowej – może odnosić się to również do kultury politycznej – jest motyw kłamstwa, w tym mianowicie sensie, że kultura w szerszym pojęciu stwarza złudny obraz godnego ludzi społeczeństwa oraz polityki, które to zjawiska realnie nie istnieją. Przesłania ona więc materialne warunki oraz interesy jednostkowe i społeczne, z których wyrastają wszelkie narody cywilizacyjne oraz, że [tak pojęta kultura] podsuwa ludziom pociechę duchową i swoiste zadowolenie z otoczenia; pomaga zatem utrzymać przy życiu złą, niekiedy w formie ucisku politycznego – panowania ludzi nad ludźmi – ekonomiczną i produkcyjną determinację istnienia. Taka krytyka kultury mogłaby w istocie rzeczy domagać się sprowadzenia stosunków społecznych do ich materialnego podłoża, do kształtowania bezwzględnych układów ekonomicznych lub do interesów czysto finansowych i handlowych, między uczestnikami kultury w społeczeństwie liberalnym. Jest to więc myśl o kulturze w ogóle, także politycznej – pojmowana jako ideologia – to w konsekwencji prowadzi do innej obcej nam kultury; a gdyby radykalnie się tego trzymać, to: „[...] [wraz z] nieprawdą wytępiłoby się też całą prawdę, wszystko co choćby bezsilnie stara się wznosić ponad horyzont uniwersalnej praktyki; wszelkie »chimeryczne« marzenia o szlachetniejszym stanie oraz wartościach stałyby się bez wartości i przeszlibyśmy zatem bezpośrednio do barbarzyństwa, którego zapośredniczona forma tak nas razi w kulturze […]. Jeżeli za rzeczywistość materialną uważać świat wartości wymiennej na pieniądz, za kulturę zaś to, co nie chce uznać panowania wartości wymiennej, to wobec kłamstwa świata towarów nawet kłamstwo, które ten świat oskarża, jest już korektą i wartością. Okoliczność, że kulturze, także politycznej, dotąd nie wszystko się powiodło, nie usprawiedliwia potęgowania jej niepowodzeń. Ludzie, których [wiążą stosunki międzyludzkie, wzory i wartości kultury duchowej i politycznej], nie powinni ani przemilczać swoich materialnych interesów, ani też do nich redukować swego stosunku, lecz refleksyjnie włączyć je w obręb stosunku, swych wartości kulturowych i politycznych; i w ten sposób umieć poza nie wykroczyć”.2 2 Theodor W. Adorno, Minima Moralia, Refleksje z poharatanego życia, Kraków 1999, s. 46–48. 139 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 140 Jeśli szukamy odpowiedzi na powyższe pytania, to wchodzimy w dziedzinę działalności ludzkiej, praktykę człowieka, rozumianą jako proces zmiany czy przekształcania obiektywnej rzeczywistości społecznej – a tym samym kształtowania samego siebie oraz innych jednostek i grup, a zatem uczynienie z kultury politycznej nowego przedmiotu badawczego nie mieści się on w kategoriach postpolityki, ani też nie jest „sztuką dla sztuki”. Oto jest nasza odpowiedź na nasze wysunięte powyżej problemy i pytania, odpowiedź która wysuwa na doniosłe miejsce podstawowe aspekty nauki o kulturze politycznej, preferuje także standardy autokreacji warunków ludzkiej egzystencji a w konsekwencji autokreacji prawdziwego, rzeczywistego człowieka, który musi być takim również w praktycznej działalności społecznej, politycznej, moralnej i etycznej. O tym należy pamiętać i przypominać, choćby w celu edukacyjnym, że to o co nam idzie naprawdę to humanistyczne problemy człowieka i w tym przypadku poeta Edward Stachura wypowiedział piękne i głębokie myśli: Nie rozdziobią nas kruki Ani wrony, ani nic! Nie rozszarpią nas sztuki Polityki wściekłe kły […] Nie omami nas forsa Ani sławy pusty dźwięk. Nie znikniemy tak szybko, Jak sobie roi śmierć! Bo ziemia dla nas za płytka. Fruniemy w górze gdzieś. Poszukiwanie źródeł historycznych i współczesnych tych kategorii prowadzi również w istocie rzeczy do powiązania działalności człowieka z dziedziną polityki, mechanizmów władzy i społeczeństwa. Właśnie w sferze autokreacji człowieka zawarta jest myśl i idea, wartość kultury politycznej, czyli – innymi słowy – rozwiązania problemów z pogranicza relacji i korelacji władza–obywatele; i w tym właśnie kontekście ujawnia się głęboki sens kategorii polityki posiadającej zastosowanie w filozofii kultury politycznej w ogóle. Z tego względu poza naszymi ramami rozważań pozostaje sformułowana pewna koncepcja taniej popularności, „politycznej prostytucji”, które zalecano nieraz jako pewne sztuki semantyczne. KULTURA POLITYCZNA I METODY BADAWCZE: PROBLEM ŚRODKÓW I CELÓW Max Weber w fundamentalnym dziele Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej (koniec XIX i początek XX w.) – stworzył i zarazem rozwinął nowoczesną doktrynę socjologii, sformułował też podstawy badań metodycznych odnoszących się do podstawowych struktur społecznych, moralnych, etycznych i politycznych; a szczególne zaś miejsce w jego analizach zajmuje typologia ustrojów państwowych i mechanizmów władzy, jak również pokrewne zagadnienia powiązane z wymiarami panowania charyzmatycznego. Weber był zafascynowany zwłaszcza problemami socjologii rozumiejącej (Versehenden Sociologie) jako jej nowego pojmowania, różnego 3 4 M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo, Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002, s. 7. Ibidem, s. 7 Filozofia od terminologii stosowanej dotychczas w krajach Europy Wschodniej i Zachodniej, nawiązującej jednak do pojęć używanych poprzednio. Opis i kategoryzacja, jak również wartościowanie socjologii raz pokrewnych z nią problemów – przedstawionych przez Webera – stanowiły trwałe osiągnięcie w nauce ale zanim mogły zyskać szersze uznanie trzeba było opracować wiele kwestii i składników oraz wkomponować je do zakreślonych, obowiązujących ram teoretycznych i metod badawczych. Weber nie wyrywał tych spraw w kontekstu społecznego i kulturowego, ani też nie podejmował próby bezkrytycznego ich badania i porównywania. Ponieważ wyrażenie „socjologia rozumiejąca” występuje u Webera w różnych sensach i znaczeniach, to ważne i niezbędne jest w związku z tym ściślejsze wyjaśnienie ich treści, jak i wyróżnienie elementów stałych. Po pierwsze – o ile w procesach psychicznych oraz w sferze psychologicznej brak jest w części racjonalnych działań, albo nie mamy w ogóle do czynienia z dającym się rozróżnić działaniem, to o tyle w naukach społecznych (w socjologii, historii, teorii prawa i państwa, czy też w historii myśli polityczno-prawnej) – każda interpretacja zjawisk, faktów społecznych i działań ludzkich oraz ich znajomość, a także dążenie w tych naukach do oczywistości, i w konsekwencji do „rozumienia”, powinny za tym te ujęcia mieć charakter racjonalny. To znaczy, że w nauce badającej działania i zachowania ludzkie w sposób racjonalny jest przede wszystkim to, co jest w pełni i jednoznacznie intelektualnie zrozumiałe; ale ten stopień rozumiejącej nauki możliwy jest do osiągnięcia dzięki wczuciu (się) w działanie, wynika to bowiem z jego struktury uczuciowej, co też możemy w pełni „naśladowczo przeżywać”. To jest – jak się wydaje - centralny punkt każdej rozumiejącej nauki społecznej, który wiąże się z istotowym rozstrzygnięciem badanych problemów. „Zrozumieć w sposób racjonalny – pisze Weber – to znaczy: pojąć intelektualnie sens w sposób bezpośredni i jednoznaczny – możemy w najwyższym stopniu przede wszystkim te struktury sensu, których wzajemne stosunki mają matematyczny czy logiczny charakter”.3 Po drugie – jest wszakże alternatywa wyboru w stosunku do punktu pierwszego jako „rozumiejącej nauki” albo zatem ujmuje się nauki społeczne jako przedmiot badań stosując określone metody racjonalistyczne – wedle Webera – „intelektualnie zrozumiałe” zgodnie z zainteresowaniami i zdolnościami badacza, to mówimy wtedy o rozumieniu czegoś, w sensie „oczywistości” pozytywnej; albo też stosujemy metodę nazwaną „intelektualną interpretacją”. Tę metodę stosujemy wówczas, kiedy bardzo często nie wszystkie zjawiska i fakty społeczne oraz zachowania ludzi można zrozumieć z całkowitą oczywistością. Możemy je w prawdzie czasem lub nierzadko intelektualnie pojąć, ale „im radykalniej odróżniają się one od naszych własnych ostatecznych wartości, tym trudniej jest nam uczynić je zrozumiałymi” [...]. Wtedy, w zależności od przypadku musimy po prostu przyjąć je jako dane i starać się, na tyle, na ile jest to możliwe – intelektualnie zinterpretować, aby przez odwołania się do nich zrozumieć przebieg motywowanego przez nie działania”.4 Wchodzą tu jednak w grę subiektywne osądy i afekty, jak np. ambicja, zawiść, gniew, entuzjazm, nienawiść, mściwość itp., wywoływane przez nie racjonalne przy- 141 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 142 czyny, będące tym większą „emocjonalną rzeczywistością” im bardziej im ulegamy. Ale natężenie tych subiektywnych kategorii i naszych doświadczeń oraz odczuć przekracza nierzadko „całkowicie nasze własne możliwości badawcze” – potrafimy jednak dzięki wczuciu zrozumieć ich sens oraz intelektualnie oszacować ich oddziaływanie na kierunek, cele i środki działania” (s. 7). Takie ujęcie sprawy nazywanej emocjonalną rzeczywistością wiąże się ściśle ze statusem gnozeologicznym jednostki ludzkiej, stąd właśnie wypływa wniosek co do skali, rozmiarów zrozumienia powyższych kategorii, które możemy wprawdzie dość często „intelektualnie pojąć, ale bardzo często nie sposób ich zrozumieć z całkowitą oczywistością” (s. 7). Dotyczy to zwłaszcza „celów”, „wzorów” i „ wartości” ku którym może się kierować i pragmatycznie rzecz biorąc kieruje się działanie i postępowanie zwykłego człowieka, jak również, jeśli nie głownie – ludzi władzy. Czyli rozumiejące nauki społeczne jak na przykład socjologia, nauka o kulturze politycznej, teoria komunikacji oraz nauka o zachowaniu społecznym i politycznym – są dziedzinami badającymi osobowość ludzką, jak również funkcje i sfery działalności państwa oraz instytucji politycznych, które powiązane są z wartościami i funkcjami ludzkimi. Bada się zatem ich indywidualne i społeczne zrozumienie, a przede wszystkim zespół postaw, dyspozycji psychicznych i moralnych, poglądów politycznych, preferencji wyboru, zasad i reguł, lub skupiamy się na aktach wolicjonalnych – wszystkie te elementy są przedmiotem analizy jako historycznie zmienne, bowiem zmienne są kształtujące je warunki społeczne, tak jak zmienny jest czynnik ludzki. Tak więc rozumiejąca socjologia lub wyodrębniona obecnie nauka o kulturze politycznej, ocenianie i wartościowanie faktów, nie wymaga rezygnacji z naukowej obiektywności, a spory mogą natomiast dotyczyć skali ocen i interpretacji każdego zorientowanego działania celowego, które cechuje – gdy idzie o rozumienie środków i metod – najwyższy stopień oczywistości, lecz nie samej naukowej obiektywności, której przedmiotem badań i rozmyślań są jednostki, grupy ludzkie i społeczeństwa jako całości. W naszym bowiem dążeniu do wyjaśniania i rozumienia „czegoś” jako „dostateczną oczywistość”, nie unikniemy także błędów lub „mieszania problemów”, które nie są wprawdzie nam obce, ale które podlegają racjonalno-wyjaśniającej korekcie w dalszym procesie badawczym. Nie jest to natomiast powiedziane, że sprawa została rzeczywiście zamknięta – wręcz przeciwnie, jest ona nadal otwarta – tym bardziej, że „rozumiejąca nauka” podejmuje wyłaniające się ciągle nowe problemy badawcze, a nie zasklepia się w spekulacjach dogmatycznych, że ustawicznie dochodzi do formułowania nowych, ogólnych wniosków, płynących z wyników konkretnych badań w ramach nauk szczegółowych, jak na przykład teoria o zachowaniu czy, wyodrębniona obecnie Nauka o Kulturze Politycznej. Można zatem powiedzieć, że język socjologiczny i polityczny Maxa Webera obfitujący nierzadko w „modele”, „symbole” i „stereotypy” – odbiega w znacznym stopniu od jednoznaczności co ujawnia się zwłaszcza w różnych kręgach naukowych i środowiskach politycznych. W tych właśnie dziedzinach możliwe są różne skojarzenia intelektualne i empiryczno-emocjonalne, że trudno jest je w pełni dostrzec i analizować. Odnosi się to również do samego człowieka oraz obywatela, których percepcja jest różna – w zależności od systemu władzy państwowej, okoliczności w stosunkach 5 J.P. Vernant, Źródła myśli greckiej, Warszawa 1969, s. 109. Filozofia międzynarodowych, czy wreszcie od zewnętrznych uwarunkowań politycznych, ideologicznych i psychologicznych. Istotą tego ujęcia jest przeto spojrzenie na powyższe problemy, jak również na mechanizmy władzy i kultury politycznej przez pryzmat roli jaką one odgrywają nie tylko w samych strukturach instytucjonalnych lecz także w ich inicjatorskiej działalności; od której przecież zależy skuteczność rozwoju społecznego oraz gospodarczego – i to powinno być głównym kierunkiem badań nad kulturą polityczną i jej rolą w realizacji celów władzy i standardów społeczeństwa obywatelskiego. Tak więc język Webera nie jest w tym ujęciu jednoznaczny – może lepiej byłoby mówić o następujących relacjach: „rzeczywistość materialna i społeczna”, realne „działania ludzkie” w relacji do „ideału” lub „modelu”. Już w VI w. p.n.e. u wejścia do Akademii Platońskiej umieszczony był napis: „niechaj nie wchodzi tu nikt, kto nie jest geometrą i matematykiem”.5 Tak więc Platon badając strukturę kosmosu przyrodniczego i „kosmosu społecznego” uważał, że może tego dokonać tylko filozofia, którą poczytywał za najszlachetniejszą ze wszystkich nauk. Dlatego też – jak głosił napis – nie wolno nie było nikomu przystępować do tej dziedziny wiedzy, kto nie zajmował się przed tym geometryczno-matematycznym światem jako idealnymi formami. To właśnie matematyka i geometria były bowiem odpowiednimi modelami czyli wzorami kulturowymi, umieszczonymi w owym świecie „nieba – idei”, gdzie żadne myślowe wizerunki, żadne „cienie” z tego świata, lecz także w tym świecie (też dla tego świata); jak również żadna fizycznie zniszczalna materia; nie mogły stawać na przeszkodzie pojawieniu się wiecznego bytu „świata idei” – w którym matematyka i geometria stanowiły idealne formy, swoiste modele kulturowe, istniejące poza człowiekiem, poza światem ludzkim, które dopiero po „zstąpieniu” na ten rzeczywisty świat, mogą zostać przełożone na wzorce i modele utożsamione z ludzkimi strukturami umysłowymi, jak i nawet w pewnym stopniu do nich zredukowane. Znamienny jest jednak pod tym względem dla greckiej filozofii politycznej pogląd, iż człowiek jest nieodzowny od obywatela. Stąd w myśli greckiej w odróżnieniu od świata przyrody, który jest dziedziną jak gdyby „przybliżającą się” do doświadczeń ludzkich, do których więc nie stosuje się w sposób ścisły mentalny „rachunek człowieka”; właśnie inaczej jest w świecie faktów społecznych, gdzie łączność między matematyką-geometrią jako modelami empirycznymi i polityką istniała od początku cywilizacji greckiej. Należy też zauważyć, że sfera polityczna, ład społeczny według greckiej doktryny politycznej i prawnej – innymi słowy – „świat społeczny” winien poddawać się „mierzeniu”, a to znaczy, że powinny być w nim stosowane liczby, normy i miary, których w takim zakresie nie stosuje się do świata przyrody. Przeto związek między matematyką i polityką jest wytworem greckiej polis, miasta-państwa – czyli społeczności złożonej z obywateli. Po trzecie – spośród wielu potocznych sensów terminu „rozumiejąca nauka” należy tu wyróżnić – i to nas przede wszystkim interesuje – metodę socjologii rozumiejącej pojmowaną jako racjonalistyczną ale nie w znaczeniu racjonalistycznego „przesądu” postawionego przez Oświecenie na miejsce dogmatu i wiary w Opatrzność; ale 143 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 144 wyłącznie jako środek metodyczny, a więc utożsamiany z wiarą w faktyczną dominację racjonalności w życiu prywatnym oraz publicznym. Zarówno w przeszłości, a zwłaszcza w czasach nowoczesnych obserwujemy wzrost zainteresowań problematyką badawczą – metodologiczną, która – będąc ważny swoistym narzędziem – nakazuje zachowanie ostrożności w interpretacji zjawisk społecznych jak i uzyskiwanych wyników. Rzecz w tym, że prawidłowe pojmowanie metodologii nie może definiować – używając terminologii C. W. Millsa – samych problemów badawczych, ale powinna zasadzać się na wskazaniu i zwiększeniu wymogów wobec uczonych podejmujących okreśoną problematykę badawczą. Pamiętajmy wszakże, iż w dziedzinie nauk społecznych ujawniają się również poważne zagrożenia, przybierając charakter, postać antynaukowych i mistyfikatorskich elementów, które w obrębie takiego myślenia nie pozwalają w sposób sensowny badać praktycznych problemów polityki oraz określonych wartości oraz trwałych wzorów zachowań w stosunkach władza–obywatele. Otwarcie pisze o tym C.W. Mills wskazując na realne manipulacje i zmistyfikowaną nadbudowę polityczną. Wynikające stąd implikacje wychodzą z istoty rzeczy poza obręb samych nauk społecznych. W tym miejscu nie chodzi nam jednak o „prawo do błędu”, ale o podstawowe reguły procedury badawczej. „Bezładne przewartościowanie przechodzi społeczna rola nauki i jej znaczenie dla człowieka, jej powiązania militarne i komercyjne oraz jej znaczenie polityczne. Powszechnie odczuwa się, że ludzie nauki nie próbują już odmalować już rzeczywistości jak całości czy przedstawić jej jako prawdziwego zarysu losu człowieka. Ponadto nauka wydaje się wielu ludziom w znacznie mniejszym stopniu etosem twórczym i metodą na orientowanie się w świecie, aniżeli sama Naukowa Maszyneria, obsługiwaną przez techników a kontrolowaną przez ekonomistów wojskowych i polityków, którzy ani nie wcielają w życie zasad nauki ani nie uważają jej za etos czy metodę orientowania się w świecie. Tymczasem filozofowie, którzy przemawiają w imieniu nauki, często przekształcają ją w »scjentyzm«, starając się zaprezentować jego doświadczenie jako tożsame z doświadczeniem ludzkim. W związku z tym wszystkim wielu ludzi związanych z kulturą zaczęło sądzić, że »nauka« to fałszywy i pretensjonalny Mesjasz [...]. Ludzie pragną przede wszystkim poznać rzeczywistość historyczną i społeczną lecz często nie znajdują we współczesnej literaturze środków odpowiednich do jej poznania. Ludzi łakną faktów, szukają ich znaczenia, domagają się »wielkiej wizji«, w którą mogliby wierzyć i dzięki której mogliby rozumieć samych siebie. Ludzie chcą też wartości, wedle których mogliby się orientować oraz stosownych sposobów odczuwania i stylów artykułowania emocji, jak również nazewnictwa do swoich motywacji, działań i decyzji [...] Jasno i wyraźnie widać było wartości zagrożone, a uznawane przez wszystkich; równie widoczne wydawały się sprzeczności strukturalne, które stanowiły źródło zagrożenia tych wartości. Jednego i drugiego doświadczono powszechnie i głęboko – była to zatem era polityczna”.6 A zatem badania koncentrujące się na zjawiskach społecznych, postawach i zachowaniach politycznych oraz typach kultury politycznej, z istoty rzeczy wykraczają dziś daleko poza obręb wytłumaczeń pojmowanych w kategoriach naturalnego porządku, w klasie rzeczy materialnych i społecznych, porzucają tzw. „naturalistyczny dogmatyzm” na rzecz nowozdefiniowanej metody humanistycznej, bliskiej w istocie weberowskiej nauki o socjologii rozumiejącej, zasadzającej się na badaniu faktów społecznych, na których można oprzeć analizy, prognozy i uzyskiwane wyniki. Ten 6 C.W. Mills, Wyobraźnia socjologiczna, Warszawa, 2008 s. 60-68. „[...] sumując i porównując działania społeczne członków danej społeczności, które mają wpływ na przemieszczające się jednostki i grupy ludzkie – z symbolicznymi wrażeniami ich postaw oceniających i normatywnych [oraz wartości, postaw i wzorów kultury politycznej], badacz będzie w stanie zrozumieć i przewidzieć zachowanie ludności zamieszkującej dany obszar [jak badać i przewidzieć relacje i korelacje we wzajemnych stosunkach: władza–obywatele]. Musi jednak prowadzić swoje badania z całym obiektywizmem, metodami ściśle indukcyjnymi, [unikać redukcjonizmu], nie pozwalając przy tym aby jego własne przekonania i założenia, choćby nawet był zupełnie pewny ich słuszności, wpływały na jego pracę badawczą i osiągane rezultaty”.7 Filozofia właśnie „nurt humanistyczny” zdając sobie sprawę z ograniczoności poznawczych i ontologicznych, zapoczątkował, preferował oraz wzbogacił poważnie sam warsztat badawczy – Florian Znaniecki. Wedle którego Zajmując się jednak intensywnie realiami życia społecznego, oraz zachowań politycznych ludzi władzy i obywateli, błędem byłoby wyzbyć się własnych, deklarowanych i empitycznych wartości. Przeto badacz musi poniekąd wiedzieć „[...] dostatecznie dużo na temat porządku społecznego i prawnego danej zbiorowości, żeby zrozumieć – w kategoriach aktywnego doświadczenia mieszkańców [i własnych doświadczeń w życiu indywidualnym i publicznym], do których należą wartości przestrzenne, na obszar których wtargnął – jakie znaczenie ma dla nich ten porządek oraz wtargnięcie badacza”.8 WARTOŚCI I DZIAŁANIA WYZUTE Z SENSU Przyjmując te konstrukcje celowościowego i zobiektywizowanego działania możemy zastosować rozróżnienie między: 1. typem idealnym, rzutującym na charakter badań i rodzaj uzyskiwanych wyników, a służącym lub pozwalającym zrozumieć realne, ukształtowane przez wszelkiego rodzaju czynniki irracjonalne (np. błędy, fałszywe diagnozy, nieuprawnione wnioski), – działanie jako „odchylenie” od takiego modelu, typu, który cechuje się zachowaniem czysto racjonalnym. Ten pierwszy wyróżniony typ idealny ma właściwości metafizyczne, tzn. znajduje się poza światem fizycznym, nie mówi też nam nic o samej rzeczywistości społecznej, chociaż pomaga ją opisywać, badać i pozwala – wedle Webera – lepiej „zrozumieć realne oraz [...] racjonalne zjawiska i czynniki” (s. 7). 2. Drugie znaczenie „rozumiejącej socjologii”, szerzej – nauk społecznych i politycznych, w ogóle dotyczy analizowania konkretnych zasad [wartości], zjawisk, zachowań i procesów. Rozumienie tego punktu znajduje się też na terenie nauk społecznych, ale zjawiska i procesy mają tu charakter empiryczny, które można nazwać też historycznymi lub faktograficznymi. A zatem różnica między pierwszym a drugim punktem polega na metodzie, jak i na rodzaju uzyskiwanych wniosków, twierdzeń czy uogólnień; pierwszy – idealny typ (model) jest niezależny od konkretnych zachowań i zdarzeń, również od miejsca i czasu. Drugi – typ empiryczny odnosi się do konkretnych działań i zdarzeń. I rzecz nie polega tu wyłącznie na używaniu języka jak utrzy7 8 F. Znaniecki, Relacje społeczne i role społeczne, Warszawa 2011, s. 68. Ibidem. s. 73 [uwagi w nawiasie moje – T.F.]. 145 mywała to w swoim czasie doktryna „pozytywizmu prawniczego”. Z tego też powodu ważna jest następująca konstatacja: Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... „[...] a zatem zrozumiałe jest w nim [w drugim typie badań] odniesienie się do ludzkiego działania, jako do »środka« lub »celu«, który przyświecał działającemu lub działającym i ku któremu skierowali swe działanie. Tylko w tych kategoriach można zrozumieć takie obiekty”.9 146 A zatem wytyczane cele lub podejmowane środki w empirycznym działaniu ludzkim mogą być „wyzute z sensu”, w odróżnieniu od przyjętego idealnego typu lub modelu, których wyzuć z sensu nie można. Przy czym termin ten występuje z słownictwie Webera w następujących znaczeniach: „wyzuty z sensu” – nie oznacza tego samego pojęcia co „nie ludzki”, gdyż każde sztucznie wytworzone byty = artefakty lub błędy czy niegodziwości, można zinterpretować i zrozumieć tylko przez odwołanie się do tego sensu, jaki ludzkie działanie (mogące kierować się różnym celem) nadawało, lub chciało nadać, stworzeniu i zastosowaniu tego artefaktu. Dopiero bez odwołania się do niego pozostaje on całkowicie niezrozumiały. Powstaje tu wszakże zarazem i przyczynia się w poważnym stopniu do zachowania własnej identyczności; jest wreszcie fundamentem rozwoju, lepszej egzystencji i przetrwania w ogóle, jak i w sytuacjach kryzysowych – danych społeczeństw. Z tej kulturowej oraz aktualnie nowożytnej szansy należy nawet i powinno w pełni korzystać społeczeństwo obywatelskie w Polsce. W związku z powyższymi rozważaniami powstaje jeszcze następująca konstatacja: Weber przeciwstawia się tendencjom antyindywidualistycznym, oraz „zniszczenia” indywidualności na rzecz hegemonii wspólnoty czy jakiegoś bliżej nieokreślonego kolektywu. Dlatego wprowadza do swoich analiz pojęcia: a) intencjonalny sens faktów i zachowań, oraz b) rozumienie struktury sensu. Właśnie dlatego – dodajmy od siebie, że bogata problematyka indywidualizmu; standardy indywidualnej kultury politycznej są ważkimi elementami rozwoju oświaty, kultury duchowej oraz nauki, lecz także ogólnego postępu gospodarczego i społecznego, sprzyjają bowiem rozszerzeniu demokracji politycznej, jak i stają się zarazem elementem zwalczającym wszelkie przeszkody hamujące rozwój społeczeństwa obywatelskiego. W tym bowiem znaczeniu wartości kultury politycznej nie są celem samym w sobie, lecz realizują się zarazem w ich istnieniu. A w społeczeństwie demokratycznym, w Polsce po roku 1989, kultura polityczna realizuje się poprzez dalsze zaprzeczenie istnieniu „prawd absolutnych”, tzw. obiektywnych celowości, czy niewzruszonych podstaw i zasad, które także w nowożytnej epoce przypisują sobie politycy w ustrojach autorytarnych; czego też nie można w zasadzie wykluczyć ani wyeliminować z systemów demokratycznych. W tym sensie i w istocie tylko w takim znaczeniu można mówić o tym, że kultura polityczna tworzy się stopniowo i umacnia się wciąż na nowo, wraz z rozwojem demokratycznych stosunków w państwie i społeczeństwie. Opóźnianie się w tworzeniu i realizacji standardów kultury politycznej jest w istocie rzeczy powodowane przez pojawienie się manipulacji opinią publiczną, ideologii wyrażającej interesy i wartości partykularne, partyjności, kłamstwa itp. innymi słowy – w związku z występowaniem 9 M. Weber, Gospodarka i społeczeństwo..., s. 8. Filozofia w wysokim stopniu niekorzystnych zjawisk moralnych i politycznych, wszystkie te czynniki pociągają za sobą zahamowania w rozwoju demokracji i odpowiadającej jej kultury politycznej, zaś braki i niedostatki oraz błędy w tej dziedzinie powodują dysfunkcjonalność ustroju politycznoprawnego, która ujawnia się w połączeniu z obojętnością i wyobcowaniem wobec obywateli. Nasze omówienia prowadzą do oczywistej konkluzji, że brak wzorów i norm kultury politycznej w jednym miejscu społeczeństwa czy ludzkości bądź w jednej grupie społecznej, np. w kręgu elity politycznej lub szerzej – w kulturze obywatelskiej – ten brak jest w istocie zagrożeniem dla wszystkich obywateli dla społeczeństwa jako całości. W tej kwestii zasadne jest odwołanie się do filozofii Arystotelesa, który chce skonstruować model rozważnego człowieka, który może zasadnie uczestniczyć w debacie politycznej i etycznej; jest to dobry i dojrzały człowiek, który może być dopiero wtedy w pełni obywatelem, gdyż osiągnął bowiem wówczas wysoką rangę i kulturę człowieczeństwa. Tak więc te wartości dostarczają określonego kryterium postępowania, które w każdej klasie rzeczy materialnych, jak i w działaniach społecznych, moralnych i politycznych nazywane są Kaἰ kann mἐtron, tzn. są pożądaną miarą oraz normą, dotyczącą prowadzenia przez ludzi sporów i zachowań politycznych. „Bo każda trwała dyspozycja – pisze Arystoteles – rodzi swoisty pogląd na to, co moralnie piękne i przyjemne, a człowiek etycznie i politycznie wysoko stojący najbardziej może wyróżnia się tym, iż we wszystkim dostrzega to, co jest istotnie piękne i przyjemne – będąc jak gdyby wzorem ich i miarą”.10 A zatem człowiek jest w istocie rzeczy miarą i normą ale tylko wówczas gdy prawidłowo pojmuje i rozumie najbardziej to, co jest moralnie i politycznie piękne i przyjemne. W dużym studium poświęconym działaniom i zachowaniom człowieka Hannah Arendt wręcz stwierdza, że każda z jednostek ludzkich zachowuje swój własny styl mody, polityki itp., że postaw i działań człowieka nie można sprowadzić do mechanicznego powielania (małpowania) tych samych standardów, gdyż – dodajmy od siebie – powodowałyby one deformacje myślowe, jak i wypaczałyby sferę realnych zjawisk społeczno-politycznych. A zatem kopiowanie wzorów byłoby ideologią. Posłużmy się tutaj cytatem: „działanie byłoby zbędnym luksusem”, kapryśnym zakłócaniem powszechnych prawideł zachowania, gdyby ludzie byli dającymi się w nieskończoność powielać kopiami tego samego wzoru, a ich natura czy istota byłaby taka sama i równie przewidywalna jak natura czy istota jakiejkolwiek innej rzeczy. Wielość jest przeto warunkiem ludzkiego działania, ponieważ wszyscy jesteśmy tacy sami; tzn. jesteśmy ludźmi, w taki sposób, że nikt nigdy nie jest taki sam jak ktokolwiek inny – kto żył, żyje lub żyć będzie”.11 10 Arystoteles, Etyka Nikomachejska, Warszawa 1982, s. 89; (1113 a 30). Por. na ten temat także William T. Bluhm, The place of the „polity” in Aristotele’s theory of the ideal state, „The Journal of Politics” (November) 1962, vol. 24, No 4, s. 743 i n. Autor eksponuje termin polity, który może oznaczać administrację państwową, ustrój polityczny, również państwo, albo też społeczeństwo jako zorganizowaną władzę; czyli termin ten odnosi się do systemu politycznego jako poprawnie zdefiniowanego pojęcia, mogące spełniać warunek wewnętrznej harmonii czy zgody społecznej. Jednakże termin powyższy jest inny, niż pojęcie policy, oznaczające politykę czy określony kierunek, sposób postępowania w dziedzinie politycznej. 11 H. Arendt, Kondycja ludzka, Warszawa, 2000, s. 12. Przeto wniosek jest następujący: sfera działań politycznych jest – w najszerszym słowa znaczeniu – częścią niematerialnej kultury ogólnej i politycznej; lecz wówczas 147 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... () 148 Przeto – „rozumienie” demokratycznej kultury politycznej nie polega na metafizycznej spekulacji odnośnie absolutnej prawdy i wartości, na wytyczaniu absolutnych celów „teologicznych” lub celów wyłącznie obiektywnych, ale na badaniu działalności i zachowań elit politycznych oraz obywateli, na analizie ich funkcji i działań osobniczych oraz zbiorowych; polega wręcz na rozumieniu zadań i działań użyteczności społecznych. Ten nasz wybór interferuje wyraźnie z wartościowo twórczymi kryteriami rozumienia sensów, celu i działań w teorii Maxa Webera, a dotyczy to następujących sfer: 1) realnej, właściwej konkretnemu przypadkowi w nawiązaniu – jeśli istnieje taka potrzeba – do tradycji historycznych; 2) w sferze rozumienia zachowań przeciętnych i przybliżonych dotyczących badań indywidualnych i masowych; 3) Webera interesowało szczególnie rozumienie sensu problemów „idealnotypowych”, aby można było lepiej wyjaśnić ludzkie działania oraz sprostać wymaganiom racjonalności systemowej. Przy badaniu modelu władzy politycznej, jego twory idealne stanowiły „naukowy konstrukt będący elementem czystego typu pewnych powszechnych zjawisk [...] przedstawiających, jak przebiegałoby pewne określone ludzkie działania, gdyby było ściśle celowo racjonalne i niezakłócałyby go afekty i błędy oraz kierowałoby się jednoznacznie ku jednemu tylko celowi”.12 (Dodajmy przeto np. gospodarczemu, moralnemu lub politycznemu). Wróćmy jeszcze raz do problemu rozumiejącej socjologii, a także innych nauk społecznych i politycznych, w innym wszakże kontekście, bo tu właśnie nierzadko ujawniają się sprawy i okoliczności działań ludzkich, na które coraz częściej zwraca się uwagę; choćby w związku z problemem, że ani działania władzy, ani też postawy polityczne obywateli nie mogą być zawieszone w czasie ani w „próżni społecznej”. Stąd kwestie rozumienia rzeczywistości jako tworu działalności człowieka, szerzej – większych lub mniejszych grup ludzkich wysuwają się na czoło spraw związanych z aksomatyzacją idei oraz wartości. Ponieważ jednak z kolei rzeczywistość społeczna kształtuje człowieka i jego zachowania, to zrozumienie przez nauki społeczne – zwłaszcza przez naukę o kulturze – autokreacji człowieka, szerzej danej zbiorowości ludzkiej za pośrednictem praxis, w wymiarze indywidualnym i społecznym, ma bardzo doniosłe znaczenie. Można zatem z pełnym uzasadnieniem stwierdzić, że jednym z zadań nauki o kulturze politycznej jest „wartość” racjonalnego działania, chociaż nie tylko, a w pewnych okolicznościach to zadanie nie może być przede wszystkim zrealizowane [...]. Termin racjonalne zachowanie możemy wszakże określić jako „zorganizowane, tzn. iż każda czynność ma pewną funkcjonalną rolę w osiągnięciu ostatecznego celu. O tym, czy pewien szereg czynności jest funkcjonalnie racjonalny czy też nie decydują dwa kryteria: a) funkcjonalność organizacji ze względu na określony cel oraz b) konsekwencja logiczna danego układu działań z punktu widzenia obserwatora lub osoby w polityce, w działalności społecznej muszą ujawniać się określone wartości oraz wzory humanistyczne, a nie partykularne, ujawniać się także trwałe wzory postępowań w życiu publicznym. Takie ideały czy dyrektywy zachowań mogą być realizowane tylko w odpowiednim liberalno-demokratycznym porządku ustrojowo-prawnym, a jeśli taki system polityczny nie istnieje, to wtedy wartości te nie mają w pełni swego znaczącego. 12 M. Weber. Gospodarka i społeczeństwo..., s. 9. 13 K. Mannheim, Człowiek i społeczeństwo w dobie przebudowy, Warszawa 1974, s. 79–80. Filozofia trzeciej, starającej się do niego przystosować […]. Niemniej jednak każda czynność jest funkcjonalna racjonalnie ponieważ spełnia obydwa kryteria – jest zorganizowana ze względu na określony cel i – można dostosować się do niej, planując własne [osobnicze] działanie. O funkcjonalnej racjonalności zachowania [przeciętnych ludzi i elit politycznych] będziemy jednak mówić tylko wtedy, gdy o jakiejś formie organizacji [np. w armii] decydują ostatecznie plany określonej władzy, odległej od bezpośrednich wykonawców, ale również i wtedy, kiedy wypływa to z reguł utrwalonych tradycją oraz współczesnością. Wszakże o społeczeństwach tych można powiedzieć co najwyżej, że zazwyczaj nie są one zorganizowane racjonalnie w znaczeniu funkcjonalnym, ani też w zorganizowane w sposób doskonały”.13 Jakkolwiek jednak zachowania racjonalne uznajemy w przemysłowych i postprzemysłowych społeczeństwach za niezbędny i główny element we wzajemnych poczynaniach ludzkich, także – a nawet w coraz większym zakresie – w różnych dziedzinach życia publicznego, zwłaszcza relacjach władza – obywatele – nie oznacza to bynajmniej, a żeby racjonalność i wolność rozumu oznaczała w istocie wolność wyboru, chociaż nie zawsze zachowujemy się w sposób racjonalny ani też nie zawsze dokonujemy racjonalnego wyboru. Zwłaszcza człowiek współczesny, uwikłany w całokształt stosunków społecznych i politycznych, jak również w układy i mechanizmy władzy państwowej, także w interesowną politykę, mógłby posługiwać w coraz większym stopniu własnym rozumem i inteligencją. Wynikają stąd bardziej ważkie wnioski dla zachowania fundamentów demokracji i standardów kultury politycznej a postęp w tych dziedzinach – jak sądzą zwolennicy twardych rządów – nie może być uznany za całkiem beznadziejny. 1. W literaturze przedmiotu dostrzega się tendencję do stosowania w państwie coraz bardziej drastycznych metod panowania i akceptowania środków autorytarnej kultury politycznej, i to jest właśnie najlepszym dowodem na to, że dążenie do rzeczywistej a nie imitacyjnej demokracji, staje się niezbędna dla kształtowania opinii publicznej a nade wszystko dla sfer i metod działania samej władzy. Świadczy to też dowodnie o tym, że tendencje demokratyczne i wartości kultury politycznej są ustawicznie żywotne i ciągle odradzają się na nowo, w zagmatwanym politycznie i partyjnie w systemie nowoczesnego, szczególnie postmodernistycznego społeczeństwa. 2. Pozbycie się w definicji kultury – elementów demokratycznych, sięgnięcie do środków autorytarnej kultury politycznej, wszystko to wedle Mannheima, co łamie i narusza ład demokratyczny i funkcjonalny jest „funkcjonalnie irracjonalne”. Takie zakłócenia mogą być spowodowane nie tylko przez „irracjonalności substancjalne” (Hegel), jak np. gwałtowne wybuchy gniewu, niezadowolenia społecznego niezdyscyplinowanych jednostek i większych grup obywateli oraz „buntu oburzonych”, ale również przez działalność czysto intelektualną, która „nie harmonizuje z układem czynności będących przedmiotem uwagi”. Dobrym przykładem zakłócenia spowodowanego irracjonalnością substancjalną może być przypadek, kiedy ludzie prowadzący politykę w danym społeczeństwie zachowują się niezgodnie z przyjętym pierwotnie planem rozwoju kraju – udając jego realizację oraz imitując wartości demokratycznej 149 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... kultury politycznej. Niemniej jednak kalkulując racjonalnie i politycznie własne działania władzy oraz zachowania obywateli posługujemy się „metodą prób i błędów”, która nie zawsze prowadzi do najlepszych wyborów, stąd też może się ujawnić tendencja do analiz uproszczonych, gdyż metoda i procedury badawcze wpływają wszakże na wiarygodność uzyskiwanych wyników. 3. Ale znacznie gorzej jest jednak w kwestii koncentracji kapitału, jak i głównych kierunków monopolizacji władzy politycznej. Nic przeto dziwnego, że w epoce oświecenia elita władzy i jej kultura polityczna opierała swoje rządy i decyzje na ogólnych z reguły demokratycznych założeniach, dostępnych stosunkowym i licznym jednostkom i grupom społecznych. Natomiast w społeczeństwach industrialnych proces rządzenia a głównie konieczności merytoryczne14 i techniczne wykonywania władzy, jak i sam proces racjonalizacji wiążą się, wedle Mannheima ze wzrostem znaczenia wyspecjalizowanych ekspertów, o bardzo wysokich, ale równocześnie wąskich kwalifikacjach. Tak więc z praktycznych i teoretycznych względów wiedza o społeczeństwie, nauka o wartościach i standardach kultury politycznej, jak również możliwości podejmowania decyzji społecznych skupiają się w rękach wąskiego kręgu polityków, kierujących gospodarką, rozwojem oświaty, kultury itp., w rękach grupy administratorów i prawników. Fakty te ograniczają w istocie rzeczy komponenty „kultury obywatelskiej”, a w postawach obywateli ujawnia się brak sprecyzowanych kryteriów i ocen władzy i innych ludzi; w takich zaś warunkach rodzi się obojętność na sprawy publiczne, na cudze i własne problemy. Jest to wprost na odwrót, aniżeli ma być w założeniu „idealnego modelu” kultury politycznej. Sam model jednak jako twór idealny jest tylko pewną konstrukcją myślową okreś lającą właściwości i cechy jakie powinna spełniać, na przykład organizacja państwa lub struktura kultury politycznej, ze względu na sens i znaczenie – powtórzmy – określonych wartości i standardów. Poskładane „konstrukty”, czynniki lub elementy łącznie wzięte miały składać się na rozumienie i działanie racjonalnych mechanizmów społecznych i politycznych – w tym na działanie, realizowanie kultury politycznej jako „tworu rozumiejącego”. Oczywiście rzeczywistość społeczna mogła w mniejszym lub większym wymiarze odbiegać, od założonej konstrukcji typu idealnego, w niczym to jednak nie podważało wartości i sensu samych idealnotypowych form. Z drugiej jednak strony, te formy i „czyste” modele można pojmować jako swoiste odpowiedzi na wymogi realizowanego i praktycznego życia społeczno-politycznego, jako swoiste modele wedle których to życie miało być korygowane. Można się tu odwołać do badań Hansa-Georga Gadamera, który słusznie twierdzi, że nowoczesny rozum człowieka jest zagrożony właśnie pokusą polityczną czy amoralną – przeto więc refleksja etyczno-filozoficzna, jak również wzory i wartości kultury politycznej powinny przyjść mu z istotną pomocą. Właśnie z sensem imperatywu kategorycznego Kanta jest to, iż przedstawia w jasny sposób czystość decyzji moralnej i politycznej rozumu ludzkiego. Kantowski formalizm polega m.in. na tym, aby zapewnić postawom, zachowaniom indywidualnym i zbiorowym oraz decyzjom moralnym i społecznym „czystość rozumu”, tj. wobec wszelkich zakłóceń przez punkt widzenia złych skłonnoś ci oraz wadliwych interesów.15 14 150 15 Z. Brzeziński, Between two ages. America’s Role in the Technetronic Era, New York 1970, s. 65 i n. H.-G. Gadamer, Teoria – etyka – edukacja, Warszawa 2008, s. 130. „Analiza związków między nimi [tj. powyższymi elementami] a socjologią prowadzi wszakże do wniosku, że socjologia – aczkolwiek również wyspecjalizowana – jest podstawową nauką o kul- Filozofia Natomiast w sferze kultury politycznej, zaspokajającej lepiej i bardziej „potrzeby” ludzkich działań empirycznych, jak i ze zwiększeniem się różnych propozycji i programów politycznych oraz standardów jak i warunków własnego życia prywatnego, czy wreszcie – ze zwiększaniem się – samego rozwoju kultury politycznej – te konstrukcje modelowe i typy idealne są nie tylko coraz bardziej potrzebne, ale też stanowią o defektywności naszych działań ale zarazem też możliwości ich naprawy. Wśród tych czynników niebagatelną rolę odgrywa poziom metod i kryteriów weryfikacji sensu tworzenia idealnych typów, zrozumienia ich treści, jak i odczytania sensu jaki mają wywierać na publiczny charakter działalności społeczno-politycznej. Kiedy mówimy o „rozumieniu” kultury politycznej oraz o racjonalnym działaniu wedle „idealnotypowych” wzorów, to nad tym wcale nie prostym problemem nie można przejść do porządku dziennego, a zwłaszcza – powtórzmy – nie można przejść do wyodrębnionej obecnie nauki o kulturze politycznej. Jak wykazują doświadczenia i wymogi praktycznego życia prywatnego i publicznego w skomplikowanych, nowożytnych czasach, stosowana kultura polityczna jak również ta wyróżniona dziedzina wiedzy odgrywają już współcześnie ważną rolę – w przyszłości natomiast będzie to jedna z głównych ról, właśnie przez wskazanie na system i układ elementów wartości oraz standardów w życiu społecznym. Powtórzmy raz jeszcze: ten wpływ będzie ułatwiony przez rozszerzenie oświaty, informacji oraz kultury duchowej, jak i w ogóle nie może nie być bez niej możliwy, jednoznaczny ani oczywisty. A rola komponentów kultury politycznej ma przeważnie miejsce wówczas, kiedy w systemie wartości potrafimy wskazać na sprzyjające okoliczności lub występowanie pewnych zahamowań, które również mogą wyzwalać oddziaływanie idei i wzorów na stosunki społeczne. Badania kultury duchowej jak i politycznej, stanowią obszerny przedmiot zainteresowań zarówno teoretyków, jak i praktyków życia politycznego, są też penetracją prowadzoną w obrębie różnych nauk społecznych, prawnych i politycznych. Ale już funkcje tej kultury wymagają różnych refleksji, badań i analiz oraz decyzji o charakterze humanistycznym. Z tego powodu, że kulturę badają różne nauki to wydaje się przy pierwszym oglądzie, że nie mają one ze sobą wiele wspólnego odwołując się do ważkich analiz Floriana Znanieckiego, który niejako z definicji doszedł całkiem inną drogą do podobnych wyników jak Max Weber – wzbogacając socjologię o nowy wymiar badawczy tj. naukami o kulturze, w tym i politycznej. Dowodzą tego choćby takie pojęcia, świadomie używane przez Znanieckiego, jak np., „kultura rządzenia”, „monopol i standardy władzy”, „zachowania indywidualne i obywatelskie”, „postawy ludzkie”, „ład społeczny i prawny” [w odróżnieniu od naturalnego ładu faktów], praktyczne „zastosowanie nauk o kulturze”, czy w końcu „wzorce i normy zachowań władzy i przeciętnych obywateli”. Zatem w socjologicznym wyjaśnianiu tych problemów należy sięgać obszerniej i głębiej do „osobowościowych” działań jednostek i grup ludzkich, a więc do zachowań świadomych, ale też spontanicznych oraz intuicyjnych, jak i do czynności wolicjonalnych oraz poznawczych; dbając przy tym o normy jakości; w sposobie ich prezentacji, gdyż tylko wówczas uzyskujemy pewną wiedzę naukową. 151 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... turze, podobnie jak fizyka jest podstawową nauką o przyrodzie […]. Fakty badane przez nauki społeczne współcześnie określane są ogólnym terminem »kultura«”.16 152 Pamiętać przy tym należy, iż przedmiot badań kultury, także ludzkiej działalności zachowań, powiązań i relacji w dziedzinie władza – obywatele (tym zajmuje się nauka o kulturze politycznej), nie jest czymś statycznym, czymś co zostało sformułowane po wsze czasy. Wedle Znanieckiego przedmiot ten jest rozumiany i określony w sposób bardzo szeroki; wchodzi tu w grę przede wszystkim taka problematyka jak: religia, język, literatura, sztuka, zwyczaje, obyczaje, prawa podmiotowe i pozytywne, organizacje społeczne, technika wytwarzania, produkcja gospodarcza i wymiana towarowa, a także filozofia i nauka. Problematyka powyższa jest jedną z trudnych, ale i aktualnych zagadnień o charakterze socjologicznym, prawnym i politycznym zarazem. Jest to też problem o wiele bardziej złożony i zróżnicowany, aniżeli był dotychczasowo ujmowany, np. w swym klasycznym wyrazie, jakim była nauka o kulturze. Ona byłaby w jakimś stopniu bezradna wobec wszelkich współczesnych problemów społecznych, wobec postaw i orientacji, dotyczących sfery politycznej, występujących wśród członków systemu politycznego lub też wobec zasad i idei wedle których działają ludzie, którzy zmieniają rzeczywistość. Istota rzeczy polega tu na tym aby metodologicznie badać to, co konkretne w postawach i zachowaniach politycznych ludzi władzy i obywateli, aby wiedza o kulturze politycznej zajmowała się faktami społecznymi, oraz sądami wartościującymi jak powinna być wykonywana władza państwowa, jakie wzory są uznawane bądź preferowane w danym społeczeństwie, które definiują jak trzeba i należy postępować w życiu osobniczym i politycznym. I chociaż w tych sprawach Znaniecki nie wypowiada się expressis verbis, nie mniej jednak wykazuje bliższe zainteresowanie się powyższymi kwestiami czy elementami, według jego pojęć, „nauki o kulturze” – rozumianej nie w tradycyjny, węższy lecz szerszy sposób. Wedle niego wszakże zadaniem nauk o kulturze jest badanie zasad ładu, także – moim zdaniem – badanie w systemie porządku politycznego i prawnego następujących kwestii: środków represji, wychowania jednostek ludzkich i obywateli, ale większy nacisk pada na przestrzeganie norm i wartości życia społecznego, na profilaktykę i wdrażanie tych norm w życie praktyczne. Wtedy bowiem polityka nie byłaby już chaotycznym obrazem wielu poglądów, także partyjnych oraz dowolnych określeń, formułowanych wedle własnego uznania; ale byłaby bogatym całokształtem zobiektywizowanych systemów wartości i powiązanych z nimi oficjalnych instytucji polityczno-prawnych i społecznych. Jedno z zagadnień, które chcę tu szerzej zasygnalizować jest następującej treści: idzie nie tylko o udostępnienie, lecz również o szersze zastosowanie w budowanie pewnych wzorów i wartości kultury politycznej w system władzy państwowej oraz instytucji i urządzeń publicznych. Z czego wypływałyby nie tylko wnioski praktyczne w dziedzinie polityki lecz również i te wnioski, że wzory i standardy zmierzałyby możliwie do pełnego, sensownego organizowania życia zbiorowego i poszczególnych ludzi w tych instytucjach pracujących; wyrażałyby też dążenia, postawy i aspiracje społeczne, skierowane przeciw postępującej formalizacji i biurokratyzacji, pełniąc za16 F. Znaniecki, Nauka o kulturze, narodziny i rozwój, Warszawa 1971, s. 22 i 24. Filozofia razem swoistą kontrolę nad zachowaniami politycznymi, jak i będąc zasadami porządkującymi działania ludzi w tych instytucjach. Ta osobliwa „instytucjonalizacja” kultury politycznej zmniejszałaby też rozdźwięk między tym, co jest kulturowopolityczne – wedle Znanieckiego tym, co jest – uwzorowane w społeczeństwie, a w tym przypadku w instytucjach państwowych jako ustalona norma – a tym, co jest interesem aspołecznym, partykularnym, przezwyciężając tym samym świadomie elementy konserwatyzmu w psychice ludzkiej. Takim właśnie zadaniom poświęcone są fundamentalne analizy prof. Grzegorza Rydlewskiego zawarte w rozdz. Decydowanie w przestrzeni publicznej, wedle którego „[...] istnieją różne filozofie i logiki decydowania: logika oparta na preferowaniu zasad i wartości lub celów, albo też zakładająca równowagę między zasadami i wartościami oraz celami. W zależności od tego, którą z tych przesłane przyjmuje się jako podstawę dokonywania wyboru, zasadniczo zmienia się układ przedmiotowych i instytucjonalnych preferencji […]. Dziś natomiast zderzają się ze sobą wzorce wyrosłe w różnych warunkach odzwierciedlające różne poziomy oraz etapy rozwoju społecznego oraz gospodarczego. W odniesienie do spraw ważnych dla kultury politycznej można niekiedy mówić o swoistym imporcie obcych wartości kulturowych, który dokonuje się kosztem wartości i doświadczeń wchodzących w skład dziedzictwa narodowego”.17 Znaniecki uważa przeto, iż człowiek nie jest wytworem tout court natury ani też praw naturalnych, że człowiek koryguje i zmienia historycznie pod wpływem konkretnych okoliczności i warunków – swoje zachowania, postawy i publiczne, zmienia poglądy, oceny wartościujące, że w danych warunkach kształtuje się też charakter jednostki społecznej, stąd nie można akceptować danej raz na zawsze natury ludzkiej: „[...] jako badacz – socjolog, wyznaje Znaniecki, doszedłem przed laty do wniosku, iż socjologowie w praktyce mają zawsze jakąś koncepcje ładu kulturowego w badanej przez siebie dziedzinie; jest to ład związków między różnymi czynnościami oraz zachowaniami, które określamy jako »czynności społeczne«. A zatem nazwa »nauki o kulturze« będzie miała znaczenie, jeśli założymy istnienie uniwersalnej kategorii ładu kulturowego [oraz porządku publicznego i prawnego] obejmującego wszystkie swoiste łady, jakie zostały lub będą odkryte przez badaczy kultury […] Nowe ujęcie ładu musi mieć w sobie coś zasadniczo nowego coś, co odróżnia je od pojęcia zdroworozsądkowego”.18 Nie wolno tu niczego zakładać milcząco, a założenie, które należy wyraźnie eksplikować, to kierunek myślowy, bazujący na rozważaniach Znanieckiego w postaci: nowej nauki o kulturze politycznej, wydobywającej na jaw opisane wyżej problemy, nauki rozumiejącej (Weber), lecz również świadomie i rozumnie nauki przygotowującej ludzi do rozumnego działania. A zatem zasady i wartości kultury politycznej będą regulować coraz większą ilość problemów społecznych, regulować też coraz bardziej wzajemne relacje władza – obywatele; stosownie wszakże do ustawicznego rozwoju kultury w ogóle, cywilizacji, moralności i etyki, jak i zasad i wzorów demokracji oraz 17 G. Rydlewski (red. naukowa), Decydowanie publiczne. Polska na tle innych państw członkowskich Unii Europejskiej, Warszawa 2011, s. 21 i 45. Rydlewski nie schlebia też gustom aksjologicznym globalnych, ponadnarodowych korporacji gospodarczych, ale słusznie zwraca uwagę na znaczenie „lokalnych systemów wartości, które muszą być uwzględnione w budowie sfery publicznej oraz instytucji państwowych w poszczególnych państwach”. Por. idem, Rządzenie w świecie megazmian, Warszawa 2009, s. 71. 18 F. Znaniecki, Nauki o kulturze…, s. 22–23 [podkreśl. i uwagi moje – T.F.]. 153 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 154 humanitaryzmu. Nigdy przeto nie będziemy mieć zamkniętego katalogu wartości i wzorów zachowań politycznych lub też niezmiennych rodzajów legitymizacji władzy, lecz lista ich, również rozwijanie zachowań wedle rygorów ścisłości myślenia politycznego – będzie ustawicznie i merytorycznie uzupełniana. Przeto nauka o kulturze politycznej pozostaje ciągle zagadnieniem nowym, lecz i otwartym, a pytania nader ważne dla człowieka będą podejmowane w dalszych rozważaniach, jako eksplikujące, wyjaśniające tutaj wyróżnioną naukę o kulturze politycznej. W tym kontekście dostrzegamy też socjologiczną i społeczną doniosłość analiz przeprowadzonych przez Maxa Webera i Floriana Znanieckiego; na przykład mówi się nierzadko, że kultura polityczna z definicji polega na traktowaniu jednostki i grup ludzkich jako równych z natury podmiotów, także równych wobec porządku prawno-politycznego, dlatego bowiem posługujemy się kategorią „kultura obywatelska”, co znaczy, że wśród społeczeństwa nie mogą i nie powinny występować zróżnicowania w zakresie podstawowych praw i swobód politycznych; chociaż w rzeczywistości, w odniesieniu do zachowań i działań politycznych, jak i do stopnia partycypacji społecznej, istnieje konieczne zróżnicowanie polityczne w obrębie „gry” i działań sił politycznych w danym ustroju społeczno-gospodarczym, zróżnicowanie przejawiające się w biernych postawach, w małym zainteresowaniu polityką albo aktywnej partycypacji w życiu prywatnym i publicznym. Choćby różnorodność tych elementów świadczy o demokratyzmie lub nie kultury politycznej oraz akceptacji podstawowych wartości i wzorów zachowań, norm postępowania – charakterystycznych dla ustroju liberalno-demokratycznego. Teza, której tu bronimy jest następująca: należy właśnie odróżnić demokratyczną „kulturę obywatelską” od innych kultur (np. totalitarnej czy opartej na przesłankach rasowych), występujących nieraz w przednowoczesnych i współczesnych ustrojach, które określały społeczny i polityczny status człowieka-obywatela na podstawie ich przynależności narodowej, klasowej, religijnej bądź też etnicznej. Da się to między innymi wytłumaczyć tym, iż organizacja społeczeństwa i porządku publicznego; i co za tym idzie akceptacja uprawnień etnicznych lub religijnych, jak i uznanie na tej podstawie żądań, roszczeń, wyższości jednych ludzi nad drugimi bądź też uznania przywilejów, które wywodzą się z przynależności grupowej oraz rasowej – wszystkie te elementy znajdują się w ostrym konflikcie, w „wewnętrznej sprzeczności” z koncepcją społeczeństwa obywatelskiego; są one bowiem z natury nie do pogodzenia z liberalno-demokratyczną kulturą polityczną, w której obywatelstwo zajmuje ważne i pierwszorzędne miejsce. Empirycznie – nie zaś czysto formalnie i teoretycznie – rzecz biorąc, w każdym ustroju liberalno-demokratycznym instnieją i dopuszczane są do głosu różne subkultury polityczne (por. tabelę Kultura polityczna społeczeństwa jako całości), wyrażające pewne formy i postacie warstwowego i grupowego zróżnicowania społeczeństwa. Nie może być to wszakże „uprawnieniem” do specjalnych roszczeń lub przywilejów, gdyż one w demokracji są nie do utrzymania. Otóż można w tym kontekście zadać uzasadnione pytanie: czy zróżnicowanie w danym społeczeństwie subkultur politycznych, np. elity władzy, partyjnej subkultury, kultury opozycji – czy to zróżnicowanie pociąga za sobą ujemną sytuację lub szczególne utrwalające się cechy, znaki w obrębie modelu kultury politycznej społeczeństwa, bądź w węższym wymiarze, utrwalonych Filozofia wzorów „kultury obywatelskiej”, które to (zróżnicowanie) może przełożyć się na status obywatela w państwie i społeczeństwie? To znaczy, że pewne normy i zasady mogą powodować powstawanie nierównych praw politycznych, przy formalno-jurydycznej równości – praw odnoszących się na przykład do nierówności życiowych szans i perspektyw, bądź do wpływu na politykę władzy czy nierównego traktowania i szacunku obywateli, albo też ich prześladowania a nawet represji? Bo wtedy zróżnicowanie w obrębie kultury politycznej społeczeństwa jako całości, szerzej – czy zróżnicowanie w skali statusu prawnego i ekonomicznego, może prowadzić do powstania – uformowania, a nawet pewnej stygmatyzacji, obywateli „pierwszej”, „drugiej” lub nawet „trzeciej kategorii”? WYODRĘBNIONA NAUKA O KULTURZE POLITYCZNEJ Analizując współczesne wzory i wartości kultury politycznej trzeba odróżnić pojęcie tożsamości podmiotów politycznych jak np. jednostek, grup ludzkich, członków organizacji pozarządowych, samorządowych, partii politycznych itp. – od behawioralnie zorientowanego pojęcia: tj. roli społecznej i politycznej człowieka, roli przypadającej na dany okres historyczny naznaczonej jednak procesem indywidualizacji, czyli stawania się podmiotem społecznym. Rozumienie dziejów – wedle Hegla jest również w istotnym zakresie rozumieniem czasów nowożytnych.19 Mogą to być bowiem okoliczności gdzie rządy autokratyczne, bądź totalitarna kultura polityczna są od początku regułą ograniczającą lub wręcz eliminującą z pola widzenia demokratyczne prawa i wolności obywatelskie, eliminujące – zgodnie z naszymi zainteresowaniami – system wartości kultury politycznej. I to jest właśnie typowe dla tego rodzaju reżimów społecznych i prawnych. Ale wcale nie mniej groźnym ograniczeniem wolności człowieka są organizacje i ustroje o tradycjach demokratycznych, które tworząc różnego rodzaju zakazy, normy, instytucje prawno-polityczne itp., wpływają negatywnie na świadomość osobniczą i zbiorową, na sferę wolicjonalną i swobodne działanie człowieka. Innymi słowy o problemy publiczne, jak i indywidualne wartości człowieka trzeba także – jeśli nie głownie – umieć walczyć w warunkach demokratycznych. W literaturze przedmiotu oskarża się wtedy taki system politycznoprawny o odbieranie człowiekowi jego zakresu praw i wolności. Otwarcie mówiąc, nazywa się to oswajaniem człowieka przez władanie nad nim. Problem zasadza się bowiem na tym jak pokonać tego typu ograniczenia wolności i działalności człowieka, mające miejsce w organizacji lub formie rządów demokratycznych? Wstępne uwagi na ten temat znajdujemy w rozważaniach J. Tischnera: „Metoda mnożenia władania nad człowiekiem kwestionuje jego wolność, jego wierność, jego poczucie godności. Człowiek »posiadany« jest już człowiekiem utraconym. Jego bliskość nie daje szczęścia lecz napawa goryczą i wtrąca w beznadzieję. Mamy wprawdzie w pobliżu człowieka, ale czy potrafimy powiedzieć, po co go mamy? Im bardziej posiada się człowieka, tym trudniejsza do pokonania ściana dzieli bliskich posiadanych od bliskich posiadających”.20 19 20 Por. G.W. F. Hegel, Fenomenologia ducha, t. I, Warszawa 1963, s. 267 i n. J. Tischner, O człowieku – wybór pism filozoficznych, Wrocław–Warszawa–Kraków 2003, s. 209. 155 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 156 Istotne jest w tym kontekście pytanie, czy współczesna kultura polityczna może dać człowiekowi włączonemu w system zależności instytucjonalnych lub ideologicznych jakieś niezbędne rozwiązanie? Czy w sferze praktycznej można działać według całkowicie różnych zasad opisanych powyżej, które składają się na standardy zachowań wedle danej kultury politycznej. Jakie są wreszcie środki i metody weryfikacji treści i sensów deformacji politycznych i ideologicznych? Nad tymi problemami nie mogą przejść do porządku dziennego uczeni zajmujący się naukami społecznymi i politycznymi a zwłaszcza teoretycy badający, mający za przedmiot dociekań naukę o kulturze politycznej. Nie można też ignorować oraz nie doceniać „inżynierii społecznej” stosowanej w zakresie praw i zachowań politycznych. Weber uznający wartość „rozumiejącej socjologii”, odpowiedziałby z pewnością na powyższe pytania, iż warunkiem wyzwolenia człowieka od zależności instytucjonalnych i ideologicznych i od świadomych deformacji rzeczywistości i przeinaczania faktów społecznych – jest niezbędny przewrót, a nawet rewolucja w pozytywnym tego słowa znaczeniu w sposobie rozumienia i przeżywania wartości. Jest przeto niewątpliwe, ze wartości w sferze kultury politycznej posiadają cechę merytoryczną i dostarczają jednostkom i grupom ludzkim rozumienia i znaczenia sensów zachowań, stąd mówi się o ich ogólniejszych walorach; natomiast z rolami społecznymi ludzi, wedle Znanieckiego także z rolami społecznymi uczonych, powiązane są funkcje organizujące życie prywatne i publiczne. W pierwszym przypadku [rozumienia sensów działań] współczesne społeczeństwa nie poszukują wyjaśnień własnego funkcjonowania i organizacji poza obrębem ich samych, na przykład w procesie historii, w wyrokach najwyższej władzy ludzkiej lub boskiej. Dotykamy to jednej z ważnych, lecz nie zawsze dostatecznie akcentowanych cech kultury politycznej i zachowań ludzi według wyznaczonych przez tę kulturę standardów. Słusznie zwraca się uwagę na te problemy w literaturze przedmiotu, twierdzi się więc, iż kierunek działań i zachowań nadają uwewnętrznione wartości oraz przynależność ich do danych instytucji politycznych, prawnych i społecznych. Wedle Alaina Touraine’a: „[...] zachowania są więc w tym przypadku obdarzone sensem, aktorzy zaś to podmioty, które partycypują we właściwym Podmiocie [ściślej w demokratycznych projektach i instytucjach] oraz ich wartościach [...]. Nie istnieje zatem możliwość zerwania między dyskursem generalnym przez aktora dotyczącym jego samego – a procesem rozumienia sensu działań ludzi, w który zaangażowany jest dany obserwator [np. w postaci kontrolujących wyborców, opinii publicznej i rodzajów legitymizowanych instytucji]. Jeden i drugi odwołują się bowiem do wartości, nadających kierunek zachowaniom. Każdy z aktorów, także polityków jest zaś określony przez swojego ducha, co prowadzi do wydawania sądów moralnych i politycznych. Nie mogąc opisać bardziej szczegółowo stosunku społecznego, docieramy co najwyżej do typów zachowań lub charakterów i bardziej dogłębnie analizujemy konflikty i wartości ról indywidualnych oraz społecznych]”.21 Jeden z możliwych oglądów współczesnego społeczeństwa może być dokonywany przez pryzmat wzorów i wartości, innymi słowy – możemy mówić o tym, że rozwój dzisiejszego społeczeństwa jest wyznaczany przez ogólny model kulturowy a także w znacznej części przez model kultury politycznej, od którego, pod żadnym pozo21 A. Touraine, O socjologii, Warszawa 2010, s. 260–261 [uwagi w nawiasach moje – T.F.]. Filozofia rem, nie można odstępować. Na tym przeto gruncie przedmiotem badań wyodrębnionej obecnie nauki o kulturze politycznej stają się m.in. zadania wydzielenia tych zasad i wartości, które odnoszą się do systemu władzy politycznej, do każdej relacji władza – obywatele, jak i wyróżnienia kryteriów wedle których ocenia się zachowania polityczne elity władzy i prowadzoną politykę państwa, interesujące są też w tym przedmiocie zachowania władzy i obywateli oraz ich sens. Działania polityczne w skali państwowej oraz w stosunkach międzynarodowych nie charakteryzują się z reguły pełnym stopniem adekwatności wobec rzeczywistości społecznej, ani też wielką przewidywalnością, stanowisko takie zubaża jednak rozumienie procesów społecznych i politycznych, zwłaszcza wtedy, gdy przechodzimy od fazy postrzegania i oceny systemu politycznego w którym dominuje ład i porządek do nagłego formułowania tezy o jego dysfunkcjonalności lub o panującym chaosie, a nawet do pewnych aspektów anarchii. Stąd też współczesny system porządku publicznego w wymiarze państwowym, także międzynarodowym jest nierzadko „porządkiem” tylko w pojęciu formalnoprawnym, w którym istnieją niejednorodne byty i instytucje polityczne, układy ekonomiczne i społeczne, oraz interesy zawodowe, w których artykułują się różne konflikty nie znajdujące często wyrazu ogólnopublicznego lub państwowego. Nawiązując ponownie do poprzednich rozważań, chcemy w tym kontekście zauważyć, iż w nauce o kulturze politycznej wyodrębnia się współcześnie taki rodzaj stosunków między ludźmi, a zwłaszcza stosunków władza–obywatele, wyodrębnia się wartości i postawy ludzi władzy oraz zachowań politycznych przeciętnych obywateli, jak i ocen wartościujących, dotyczących dbałości o środki i metody technicznego oraz istotowego (merytorycznego) wykonywania i sprawowania władzy. Te bowiem elementy są motywem przewodnim instytucji politycznych, szerzej – społecznych oraz mają doniosły wpływ na kształtowanie się osobowości jednostki ludzkiej, jak i „człowieka władzy”, w tym celu aby nie wytworzyła się u niego tendencja do usprawiedliwiania wszystkich swoich decyzji, zwłaszcza wtedy, kiedy władza pozbawiona jest krytyki i kontroli. Tak wyodrębniony i w istocie jak się wydaje dostatecznie opisany przedmiot badań kultury politycznej może posłużyć także do zdefiniowania tej nauki – jako jednej z ważnych nauk społecznych. Nauka o kulturze politycznej różni się jednak na przykład od przedmiotu socjologii, która bada w sposób szerszy różne rodzaje stosunków gospodarczych i zachowań społeczno-politycznych. Stąd status, pozycja nauki o kulturze politycznej może być nazwana osobliwą, specyficzną, także w porównaniu z nauką o historii powszechnej, która bada różne konkretne wydarzenia w dziejach. Natomiast nauka o kulturze politycznej zajmuje się przede wszystkim penetracją prawidłowości behawiorystycznych, między różnymi stosunkami i postawami społeczno-politycznymi, jak i bada powiązania bądź podziały w relacjach i korelacjach władza – obywatele, które interferują z oddziaływaniem na sferę publiczną, gdyż neutralizm i scjentyzm w tej dziedzinie nie wydaje się możliwy do utrzymania. Z drugiej jednak strony ten swoisty przedmiot badań kultury politycznej może stawać się źródłem pewnych trudności, bądź nawet braku jasności, które wywodzą się nierzadko z doświadczalnych obserwacji i są coraz częściej określane jako nowy rodzaj badań społeczno-politycznych, należących do programów social research. Przeto nauka o kulturze politycznej wymaga systemu wartości i określonych założeń całościowych, tj. obejmujących zarówno realne i utrwalone relacje postaci stosun- 157 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... ków między władzą i obywatelami oraz wzory zachowań politycznych jako ważnych cech (standardów) kulturalnych określających w istotnym zakresie działania społeczne i prawne w społeczeństwie obywatelskim ale też nauka ta obejmuje badanie powiązań między wzorami i wartościami teoretycznymi jak i wzajemne stosunki między tymi kategoriami (wynika to z hierarchii wartości) – w odniesieniu do społeczeństwa jako całości, czy też do poszczególnych wyodrębnionych jego elementów wśród których wskazujemy na najważniejsze, tj. – jak już dowodziliśmy – na relacje i korelacje w dziedzinie władza – obywatele. Przeto w nauce o kulturze politycznej, w odróżnieniu od „operacji” w polityce, nie mogą istnieć analogie ponieważ nauka ta dowodzi bezzasadności dogmatów, biurokratycznych schematów oraz prymitywnych ujęć, naiwnie nieraz ujawniających się w sferze politycznej. Prawidłowe rozumienie koncepcji nauk społecznych stoi wedle C.W. Millsa: 158 „[...] w opozycji w stosunku do nauk społecznych jako zbioru biurokratycznych technik, blokujących badania społeczne przez swe »metodologiczne« pretensje, które napychają tę pracę obskuranckimi koncepcjami albo trywializują ją, każąc jej zajmować się nieistotnymi kwestiami, pozbawionymi związku z problemami o znaczeniu publicznym. Te blokady – obskurantyzm i trywialność – doprowadziły do kryzysu współczesnych badań społecznych, nie dając żadnej choćby najmniejszej wskazówki co do dróg wyjścia z tego kryzysu”.22 Należy w sposób następujący przeprowadzić typologię różnych uwarunkowań i powiązań, zależności kultury politycznej od poszczególnych elementów systemu społecznopolitycznego. Trzeba najpierw odnotować zależności kultury politycznej w systemie instytucjonalnym, nabierającym współcześnie wyjątkowego znaczenia. Uwzględnienie tej strony przedsięwzięć badawczych wyjaśnia kulturę i kwestie polityczne nie w schematach i kategoriach formalnych, lecz skupia się na wpływie systemowego ujęcia władzy, akcentuje też strukturyzację działań i zachowań politycznych, jak również pewne elementy organizacji i pracy rządu. W ten sposób unikamy zarzutu, iż instytucjonalizm (tradycyjny) zajmował się organami i agendami rządowymi w węższym bowiem znaczeniu. To jest za przedmiot badań przyjął formalnoprawne normy, reguły i struktury organizacyjne, nie brał zaś pod uwagę nieformalnych powiązań, zależności czy konwencji socjologicznych i politycznych pomijając zatem oficjalne, rzeczywiste struktury władzy – pojmowane w szerszym, społecznym znaczeniu tego słowa, dotyczące też pewnych ograniczeń celów i środków rządzenia. Dla wzorów i wartości kultury politycznej nie bez znaczenia jest to, że ludzie zachowują się też i działają, przede wszystkim, w instytucjach społecznych i politycznych, w których podejmowane są społecznie doniosłe decyzje i w grę wchodzą tu nie tylko stosunki międzyludzkie, ale również określone relacje między obywatelami a systemem władzy wchodzącym w szerszą strukturę społeczną. Dlatego możemy rozpatrywać tu zagadnienia kultury politycznej w kategoriach i podejściach instytucjonalnych; i takie podejście do kultury politycznej i do realnej polityki jest ważnym elementem wyjaśniającym: socjologicznie i politycznie większość zachowań politycznych obywateli i wyróżnionych elit władzy. Takie właśnie podejście instytucjo22 C.W. Mills, Wyobraźnia socjologiczna..., s. 71–72. Filozofia nalne przeciwstawiane jest z reguły – w literaturze przedmiotu – mitycznemu ujęciu w sferze epistemologii pojmowanej w dochodzeniu od fałszu do prawdy. Istotę instytucjonalizmu ujmowanego pod kątem widzenia kultury politycznej nazywa się bardziej adekwatnie „perspektywą organizującą i oceniającą” życie polityczne oraz reguły działania władzy. Wyróżniliśmy ten aspekt badawczy, ponieważ w postnowoczesnych społeczeństwach instytucje polityczne odgrywają nie tylko istotną rolę społeczną, lecz także stają się coraz bardziej autonomiczną, nierzadko również wyalienowaną strukturą, w procesie kształtowania stosunków politycznych oraz zachowań obywateli. Społecznie doniosłe jest również w tym kontekście rozważań – funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego, jak i utrwalanie się w świadomości ludzi różnych wzorów i wartości kultury politycznej, ich statusu, prestiżu i dokonywanych ocen, które w tym przypadku nie kłócą się z ujęciem instutycjonalnym. Takie bowiem podejście do badań obejmuje „[...] reguły, normy, procedury i formalną organizację władzy [ale się do niej nie ogranicza]; korzysta z instrumentów prawnych i wzorów kultury politycznej aby wyjaśnić komponenty dotyczące zarówno zachowań politycznych, jak i [niezbędną] skuteczność procedur demokratycznych [...]. Instytucje są zatem scenami, arenami, na których zmagają się różne siły społeczne, ale także [a nawet przede wszystkim] są one zbiorami, w których [realizują się wartości i wzory kultury politycznej] oraz standardowe procedury operacyjne i w pewnym stopniu strukturalne”.23 Dlatego rzecz jasna, mamy tu więc do czynienia z wartościami kultury politycznej i realną polityką w znaczeniu szerszego rozumienia tych terminów, aniżeli tylko formalnoprawne ustalenie wzajemnych związków, dotyczących podejmowania decyzji politycznych, wyboru reprezentantów społeczeństwa czy też realizacji określonego programu społecznopolitycznego. UWZOROWANA KULTURA POLITYCZNA Florian Znaniecki w swym ostatnio opublikowanym dziele słusznie stwierdza, iż celem badawczym jest społeczeństwo jako zbiorowość z całokształtem życia zbiorowego lecz też z koniecznym uwzględnieniem badań jego części, w zwłaszcza koncepcji systemów kulturowych i społecznych. Bardzo ważny dla naszych analiz jest rozdz. Uwzorowane kulturowo działania poprzez które są wypełniane obowiązki społeczne, w którym stara się uzasadnić naczelną tezę, iż współcześni badacze zwrócili uwagę na ten typ działań ludzkich, którym nadano nazwę społecznych, jest to jednak niewystarczające, gdyż większość z tych działań jest również „kulturowo uwzorowana”, musi 23 D. Marsh, G. Stroker, Teorie i metody w naukach politycznych, Kraków 2006, s. 91–93. Na bogate metody uprawiania nauki, lecz także aby jej uprawiania nauczać, przytacza się ważkie racje, zwłaszcza zaś w związku z socjologią, historią, także z historią myśli społecznej i politycznoprawnej oraz dodajmy: nauką o kulturze politycznej. Wyjaśniając dzięki stosowanej metodzie istotę i bieg zdarzeń. Teorie naukowe poddają się przeto pewnemu uporządkowaniu, jak i weryfikowaniu przez praktykę, lub modyfikowaniu czy też ograniczaniu pola badań. Stąd sugestie: rozumienie rzeczy, zjawisk, idei lub wartości w sensie poszukiwania jej genezy; poszukiwanie i próba dania odpowiedzi, co jest celem badawczym oraz jakie są jego sensy i znaczące elementy, czy wreszcie – metoda interpretacji, ale nie kojarzonej dowolnie lub nadinterpretacja badanych zjawisk i problemów. Por. np. Z. Rosińska, Obecność intuicji, [w:] Kultura i metoda, red. naukowa, J. Michalik, Warszawa 2011, s. 17-18. 159 więc dostosować się do określonych wzorów i norm. Jednak przedmiotami, których te działania dotyczą, nie są ani wartości ekonomiczne, ani instrumenty i produkty techniczne, ani też istoty boskie, ale są przede wszystkim idee filozoficzne i naukowe – są to ludzie. Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... „Niektóre z tych dziedzin dotyczą jednostek ludzkich inne zaś grup ludzi, a działanie społeczne może być podejmowane albo indywidualnie albo zbiorowo […] »socjologia humanistyczna jak również w czasach nowoczesnych wyodrębniona nauka o kulturze politycznej« mogą być zdefiniowane jako relacje międzyludzkie lub relacje społeczne, tzn. relacje między wzajemnie na siebie oddziałującymi jednostkami lub grupami ludzkimi”.24 160 Przeprowadzone wyżej rozważania nasuwają jednak pytania: co rzeczywiście oznacza pojęcie „kulturowo uwzorowane” działania; czy można w sposób naukowo uzasadniony rozważyć i określić kwestię tych działań; czy takie kulturowe uwzorowania członków danego społeczeństwa są i będą rzeczywiście możliwe? Trudno wszakże z góry wiedzieć jak to będzie wyglądać, z góry też nie można przesądzić nic na temat wartości i perspektyw rozwoju danych idei czy wzorów postępowania, ale biorąc pod uwagę konkretne zbiorowości można przeciwnie – mówić o bezwartościowości lub nawet szkodliwości tych zachowań politycznych, które nie spełniają swej roli ludzkiej i społecznej; bądź nie są zgodne z wymogami i postulatami demokratycznego i humanistycznego wychowania oraz kształtowania osobowości ludzi w społeczeństwie obywatelskim. Otóż uwzorowane kulturowo działania nie wyglądają w nowoczesnych, czy postnowoczesnych czasach na utopię kulturowo-polityczną; ale jedno jest wszakże pewne, takie wzory i kanony zapobiegają w sposób istotny patologicznym stanom politycznym i społecznym, gdyż również w warunkach dobrodziejstwa demokracji25 powstają nieodpowiednie społeczne zachowania ludzi władzy i obywateli a jeśli się na nie zezwoli, nie stanie się przeciw nim twarzą w twarz, to mogą one przekształcić się w antykulturę polityczną bądź w bierne posłuszeństwo obywateli autorytarnej władzy. Znaniecki wyróżnia tu np., takie zasady jak: to, co jeden człowiek czyni innemu może być „dobre”, „pomocne”, „pożądane”; albo też „złe”, „szkodliwe”, „niepożądane” z punktu widzenia drugiej osoby – pierwszy rodzaj interakcji nazywamy współdziałaniem społecznym, drugi zaś, konfliktem społecznym. I chociaż można bowiem w istocie rzeczy akceptować demokratyczne wzory kultury politycznej, to jednak niezależnie od ich uznawania lub negowania, nie można również tracić z punktu widzenia autokratycznych lub wręcz totalitarnych norm i wzorów. Wówczas też nie można przesądzać odpowiedzi jakiego wyboru mogą dokonać ludzie, którego oprócz nich, ani też za nich nikt dokonać nie jest w stanie. Z tych względów propozycja Znanieckiego jest nader ważna: działania jednostek i grup ludzkich muszą być wpisane w zdefiniowane wzory kulturowe, a – dodajmy od siebie – kultura polityczna musi być nieuchronnie uwzorowana. Istnieje przeto: „[duża] różnorodność tych uwzorowanych kulturowo funkcji […] Funkcje poetów, muzyków, polityków, malarzy, wiernych, prawników, reformatorów społecznych, uczonych oraz wynalazców F. Znaniecki, Relacje społeczne i role społeczne, Warszawa 2011, s. 19–20. Tak np. globalne korporacje gospodarcze i finansowe chroniąc swoje interesy wprowadziły do ACTA zestaw środków mogących zagrozić wolnościom demokratycznym oraz swobodom korzystania z nauki – naruszyły więc w ten sposób sferę praw człowieka i prywatności Internetu, jak i zakłóciły funkcjonowanie Sieci. 24 25 Filozofia nie tylko w oczywisty sposób wpisują się w bardzo odmienne wzory kulturowe, lecz np., funkcje poetów, [elity politycznej] lub powieścio- czy dramatopisarzy różnią się treścią a każda z tych jednostek ma swój własny styl postępowania; nie można też ignorować różnic między wykształceniem lub językami […] nie mniej w każdym przypadku działania te dotyczą pewnych wartości, a ich funkcją jest osiąganie rezultatów [analogicznie dzieje się w kulturze politycznej], które pomogą innym, mającym do czynienia z tymi samymi wartościami, i zrealizować swoje zamiary. Aby dane jednostki mogły osiągnąć takie rezultaty, ich działania muszą się wpisywać w zdefiniowane wzory kulturowe”.26 Ale nasuwa się pytanie: co zrobić, jak postępować, jeśli działania kulturowo uwzorowane są różne? A zatem możliwości wyboru też są różne to czy w takich warunkach można odwołać się do postulatu życzliwości powszechnej lub miłości bliźniego? Znaniecki twierdzi, że należy badać i wyjaśniać następujące problemy: i chociaż podstawowe zasady epistemologiczne, logiczne i metodologiczne są takie same dla wszystkich dziedzin to jednakże wzory kulturowe, jakimi kierują się specjaliści np., w dziedzinie astronomii, chemii, botaniki, zoologii, ekonomii, polityki, socjologii, antropologii społecznej oraz historii – znacząco się różnią między sobą. W tej ostatniej bowiem sytuacji można wyrazić w istocie następujące przekonanie, iż zwolennicy demokratycznej kultury politycznej rozumieją, że można osiągnąć i utrzymać jej standardy tylko poprzez pojmowanie społeczeństwa jako całości, poprzez ogólną stabilizację demokratycznych stosunków w państwie, poprzez poszerzanie rzeczywistej władzy obywateli, a nie tylko elity politycznej, nad podstawowymi instytucjami i funkcjami społeczeństwa; jak również poprzez zaspokojenie różnych dążeń ludzi w skali prywatnej i społecznej oraz w końcu – poprzez to, aby realizacja wzorów i wartości kultury politycznej przebiegała w wolnej konkurencji oraz przekonaniu, a jeśli będą naruszone podstawowe humanistyczne zasady, to wówczas niezbędna jest walka przeciwko tym, którzy „gwałcą” prawa człowieka oraz demokratyczną kulturę polityczną. PŁASZCZYZNY SPORU – PRZYJĘTY SYSTEM WARTOŚCI A SFERA POLITYCZNA Można zatem powiedzieć, że kultura polityczna jest funkcją społeczeństwa jako całości a istotą tej kultury są wartości, normy i standardy. Jeśli więc nie zaakceptujemy tego poglądu, to niemożliwe będzie zrozumienie jakie procesy gospodarcze i polityczne zachodzą w danym społeczeństwie, a zwłaszcza nie zrozumiemy tego, jak działają instytucje państwowe, a co za tym idzie – jakie są wartości i normy postępowania charakterystyczne dla władzy jakie zaś są w odniesieniu do obywateli. Ujmując rzecz globalnie można by powiedzieć, że dla właściwego, racjonalnego pojmowania stosunków społecznych i politycznych w danym społeczeństwie, w organizacji władzy państwowej, fundamentalne znaczenie ma maksymalne poznanie całokształtu przestrzeni publicznej [zwanej też nadbudową prawną i polityczną], a zwłaszcza wyodrębnioną z całości życia społecznego kulturą polityczną, nie tylko jako „ideą”, lecz także jej em26 F. Znaniecki, Relacje społeczne…, s. 387 i 390 [podkreślenia i uwagi w nawiasach moje – T.F.]. 161 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... pirycznym znaczeniem. Wpływ tej kultury na ludzi władzy, obywateli oraz na rozwój społeczny jest niewątpliwy i ma w historii różnorodną i bogatą egzemplifikację.27 Problem ten poruszają nie tylko teoretycy kultury lecz także sami politycy, dostrzegają w czasach współczesnych coraz bardziej „motoryczną przyczynę” zjawisk kulturowo-politycznych, jak i ocen wartościujących postawy i zachowania polityczne ludzi, gdyż nie są już obecnie wystarczające kalkulacje wywodzące się z interesów i układów partyjnych ale niezbędnym zjawiskiem, komponentem jest społeczny rezonans wartości i standardów kultury politycznej. Zbieżne z moim poglądem i pojęciami są rozważania A. Giddensa, który dowodzi, iż generalnie rzecz biorąc 162 „[...] istnieje różnica między nadawaniem sensu temu co ktoś robi, kiedy to robi, a nadawaniem sensu temu, jak inni nadają sens temu, co ktoś mówi bądź robi – komunikując się [...] kiedy aktorzy, politycy, bądź badacze społeczni zadają pytanie dlaczego (?) w związku z działaniami, to mogą oni pytać albo czym jest działanie, albo prosić o wyjaśnienie, dlaczego aktor czy polityk jest skłonny zachowywać się w dany sposób. Pytanie »dlaczego« możemy tak samo zadać w związku z wypowiedzią; jednak kiedy chcemy dowiedzieć się, dlaczego dana osoba powiedziała coś konkretnego, a nie dlaczego coś zrobiła – wówczas pytamy o intencję komunikacyjną. Wszakże próba przełamania starszych teorii znaczenia i w skupieniu się na funkcji instrumentalnej słów, niewątpliwie ma doniosłe konsekwencje”.28 Przeto w dłuższym okresie dziejów czynniki te będą odgrywały coraz bardziej ważką a nawet znakomitą rolę w prywatnych stosunkach międzyludzkich oraz w życiu publicznym – pociągając za sobą uchwytne „empiryczne” następstwa społeczne. Dotykamy tu jednego z trudnych problemów z dziedziny nauk społeczno-politycznych, jak i trudności odniesienia wartości kultury politycznej do rzeczywistości, do praktycznego ich uprawiania. Wydaje się, że nauka o kulturze politycznej, jak i jej wartości praktyczne, podlegają w istotnym zakresie podobnym a nierzadko tym samym procesom społecznym – wszakże nauka ma charakter bardziej ogólny i autonomiczny. Natomiast wartości oraz standardy kultury politycznej postrzegane i oceniane są z punktu widzenia ich skuteczności, w stosunku do zjawisk społecznych czy też zobiektywizowanych ustrojów politycznych, co w pewnym stopniu przesądza o funkcjonalności bądź dysfunkcjonalności tego ustroju lub jego elementów oraz instytucji. Poniekąd naturalnym zjawiskiem w przypadku wzorów kultury politycznej jest to, że daje ona efekty pozytywne, pod względem sprawności mechanizmów władzy, z tego względu, gdyż te wzory i normy nie są ograniczone schematami normatywnymi, są przeto mniej formalistyczne, dlatego mogą być one w większym stopniu autonomiczne w stosunku do systemu władzy państwowej i jej poszczególnych instytucji. Nie mogą być one wszakże niezależne od realnych posunięć, ani też wyabstrahowane od problemów demokracji. 27 Por. A.L. Kroeber, Istota kultury, Warszawa 2002; zwłaszcza rozdział Kultura rzeczywistości i kultura wartości, w którym autor twierdzi, że „formy i działania jako wyraźna część kultury, zmieniają się pod jej wpływem, a także pod wpływem tych samych czynników, które oddziałują na kulturę”, przeto pojęciowe rozróżnienie systemów kultury ludzkiej na „kulturę społeczną”, „kulturę rzeczywistości”, „kulturę wartości” – wydaje się posiadać istotny walor, gdyż mogą być uzasadnione przez odmienne zachowania i działania obywateli a zwłaszcza w odniesieniu do kultury politycznej elity władzy (s. 210–212). 28 A. Giddens, Nowe zasady metody socjologicznej. Pozytywna krytyka socjologii interpretatywnych, Kraków 2009, s. 73. Filozofia W literaturze przedmiotu zwraca się przeto baczną uwagę na to, że zachowania społeczne i polityczne powinno się wyjaśniać przez odniesienie do stosunków społecznych, a możemy rozumieć to określenie w sposób węższy, jako przejaw stosunków międzyludzkich. Ale wówczas wyjaśnienie tych kwestii nie może polegać wyłącznie na subiektywnym zrozumieniu ani sensu wartości, ani też działań ludzkich, jakich poszczególny człowiek nadaje swoim zachowaniom – w odniesieniu np., do istoty polityki, natury ludzkiej, sensu dziejów narodowych i uniwersalnych, lub zasadniczych potrzeb i interesów ludzkich. Zachowania indywidualne i społeczne są w istocie praktyką ludzi w danym systemie społecznym, także zbiorem obiektywnych sytuacji, a nie czysto subiektywnych dyspozycji, działań oraz decyzji. Ale działania ludzkie wpisują się w pewien „system wartości”, stąd możemy wywodzić, że nowoczesne społeczenstwo – chociaż w wysokim stopniu technokratyczne – okazuje się, że jest ukierunkowane przez pewien system wartości, w takim mianowicie stopniu, w jakim jego porządek prawny i ustrojowopolityczny, pozostaje pod znaczącą kontrolą modelu demokratycznego rządzenia, realizowanego w obrębie instytucji państwa oraz organizacji społecznych, samorządowych i obywatelskich. Stąd wedle Herberta Marcuse: „[...] prawda jest wartością, ponieważ Byt jest lepszy aniżeli Nie Byt, Nie-byt nie jest po prostu Nicością ale jest on potencjalnością Bytu i zagrożeniem dla Bytu – jest groźbą zniszczenia; zaś walka o prawdę jest walką przeciwko zniszczeniu, o ocalenie Bytu [...]. Prawda angażuje i wiąże ludzką egzystencję. Jest ona esencjalnie ludzkim projektem. Jeśli człowiek nauczył się widzieć i poznawać to, co rzeczywiście jest, będzie działał i zachowywał się zgodnie z prawdą. Epistemologia jako taka jest etyką a etyka jest epistemologią [ale i zarazem jest polityką]”.29 Jest to bowiem ujęcie niezmiernie pozytywne gdyż coraz większe obszary życia społecznego i politycznego muszą stawać się przedmiotem działań i decyzji odwołujących się do systemu wartości a w coraz mniejszym stopniu będą przyjmowane zasady, gry polityczne i manipulacje czysto werbalne – także pod względem politycznym. Możemy zatem powiedzieć – kultura polityczna jako taka jest wartością i etyką a także wartością – polityką, a wartości, etyka i polityka są z istoty rzeczy w powyższym ujęciu kulturą polityczną. Na ścisłość i precyzję semantyczną używanych pojęć i wyrażeń zwraca się dziś słusznie uwagę, ale nie należy wszakże ani szukać ani też znajdować w pojęciach więcej aniżeli jest w nich zawarty sens. Oczywiście pojęcia, kategorie mogą być w sposób różny nasycone treścią, choć nie zawsze w znaczeniu bezpośrednio dosłownym, gdyż w literaturze współczesnej zwraca się szczególnie uwagę na to w jaki sposób myślimy i na to czego doświadczamy w stosunkach międzyludzkich jak i to, co czynimy także na co dzień. Powyższe kwestie są w bardzo dużej mierze sprawą metafor, które stały się odrębnym przedmiotem badań i analiz G. Lakoffa i M. Johnsona. „Pojęcia, które kierują naszym myśleniem – piszą oni – nie są jedynie sprawą intelektu. Pojęcia te nadają kształt temu co postrzegamy, także temu jak dajemy sobie radę w otaczającym nas świecie 29 H. Marcuse, Myślenie negatywne: zwyciężona logika sprzeczności, „Studia Filozoficzne” 1984, nr 7(224), s. 158–159. 163 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... oraz jak w końcu odnosimy się do innych ludzi. W ten sposób nasz system pojęć odgrywa główną rolę w określaniu naszej codziennej rzeczywistości […]. A zatem nasz system pojęć ma w głównej mierze charakter metaforyczny [przybierający także kształt bardzo realny i zobiektywizowany]. W większości małych i większych spraw dnia codziennego myślimy i postępujemy mniej więcej automatycznie, według pewnych utartych wzorów. Nie jest jednak wcale oczywiste, jakie te wzory są. Badanie języka – to jeden ze sposobów aby, je wykryć. Ponieważ porozumienie się jest oparte na tym samym systemie pojęciowym, jakiego używamy wówczas, gdy myślimy i działamy, język jest przeto istotnym źródłem wiedzy o tym, jaki jest ten system [jaki jest również porządek publiczny i prawny, jakie są też sądy wartościujące dotyczące tego systemu oraz naszych postaw i zachowań politycznych, jakie są mechanizmy sprawowania władzy]. Opierając się głównie na danych językowych stwierdziliśmy, że większa część naszego codziennego systemu pojęciowego ma naturę metafor. Znaleźliśmy też sposób na to, aby zapoczątkować szczegółowe badania nad tym, jak metafory kształtują nasze postrzeganie, myślenie oraz działanie”.30 164 Niezbędne w powyższym zakresie wyjaśnienia semantyczne powinny z istoty rzeczy zapobiegać różnym nieporozumieniom i w istocie fatalnym manipulacjom ideologicznym, jakie zakradły się do naszego „języka politycznego” i potocznego; ale i przyczyniać się w ten sposób do właściwej interpretacji pojęć i różnych znaczeń. A to w konsekwencji pozwala lepiej zrozumieć stosunki społeczne i polityczne, lepszy jest też sam proces poznania naukowego, a nade wszystko poznania wzorów i wartości odnoszących się do instytucji politycznych i postaw w funkcjonującej kulturze obywatelskiej. Mówiąc o wzajemnych stosunkach władza–obywatele w XX-wiecznej nauce społecznej trzeba uczynić pewną uwagę dotyczącą – w sposób szerszy – rozumianych więzi społecznych. Zagadnieniem obecnej cywilizacji jest nie tylko nadmiar informacji, lecz również problem więzi społecznej, który – jako problem staje się osobliwą grą językową, a w nowoczesnym społeczeństwie, w którym współczynnik komunikacji staje się z każdym dniem bardziej oczywisty, lecz jednocześnie mało komunikatywny. Wedle Jean-François Lyotarda: „[...] aspekt językowy z pewnością nabiera nowej wagi i byłoby czymś powierzchownym redukować go do tradycyjnej alternatywy mowy manipulatorskiej [uniemożliwiającej w istocie rzeczy naukowe i potoczne rozumienie postaw i wyborów określonych wartości], bądź jednostronnego przekazu komunikatów z jednej strony politycznej elity lub swobodnej [wedle własnego uznania] ekspresji czy dialogu – z drugiej […]. Dlatego też we współczesnym języku politycznym tak ważne staje się niestety, to wytrącanie, wręcz dezorientacja przeciwnika, polegająca na tym, że pojawia się »posunięcie«, [nowa wypowiedź], którego przeciwnik nie oczekiwał”.31 W uzupełnieniu niniejszych rozważań trzeba dodać, że problem nie polega na tym, aby poznać naturę przeciwnika politycznego, ale na tym, by dowiedzieć się w jaką grę on gra. Oburzał się więc Einstein na samą myśl, że „Bóg gra w kości”. Gdyby – jeśli można wyobrazić sobie najwyższą Determinantę – grał w brydża to przypadki pierwotne, jakie napotyka nauka, należałoby złożyć na karb już nie bezwładu, ale sprytu, 30 G. Lakoff, M. Johnson, Metafory w naszym życiu, Warszawa 2010, s. 29–30 [podkreśl. i uwagi w nawiasie moje – T.F.]. 31 J. F. Lyotard, Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, Warszawa 1997, s. 61 i 63 [uwagi w nawiasach moje – T.F.]. Filozofia to znaczy na karb wyboru, który przypadkowo rozstrzyga między kilkoma możliwymi strategiami (s. 156). W naszych rozważaniach chodzi więc o podkreślenie, że język kultury politycznej ex definitione, nie może być mową manipulatorską choćby dlatego, że zawsze człowiek jest obecny we wzajemnych relacjach i to, co zachodzi, powstaje między ludźmi ich właśnie dotyczy; czyli język powszechny, jak i polityczny wymaga orientowania się na określone, autentyczne reguły i normy, o których mówiący i działający podmiot musi mieć dostatecznie dobre pojęcie.32 Jeśli więc analizujemy te same wzory i wartości kultury politycznej, które możemy jednak wyodrębnić w różnych okolicznościach czasowo-przestrzennych, to określone ich znaczenie rozumiemy w pewnym sensie analogicznie, gdyż korzystamy wówczas z pewnych zasobów nagromadzonej wiedzy, która ułatwia nam odpowiedź o co właściwie chodzi. Te właśnie semantyczne zakresy znaczeniowe powinny być wykorzystywane w dyskursie wielo- i międzykulturowym, lecz można też stwierdzić, że w sferze polityki wiedza na ten temat jest wciąż niedostateczna i to powoduje, że jest w małym stopniu wykorzystywana i stosowana, a to sprzyja przy pozostawaniu w obrębie własnych pojęć i koncepcji. WARTOŚĆ METAFOR ALBO WARTOŚCI KULTURY POLITYCZNEJ Reasumując – wartości i standardy kultury politycznej stają się w ten sposób istotnymi komponentami, elementami – i to nie jest tezą odkrywczą – ale w dalszym procesie one same mogą być uważane za ważne wykładniki układów politycznych i działań ustroju demokratycznego, będąc w tym przypadku swoistymi zasadami empirycznymi i rozumiejącej weberowskiej socjologii, a to wymaga już wyjaśnienia, jaka jest skala uczestnictwa określonych wartości [kultury politycznej] w stosunku do podstawowej wartości, za którą uznajemy władzę polityczną? Problem tu poruszony można dopiero rozważyć po przytoczeniu definicji władzy. Czy władza państwowa dotyczy stosunków, które są głęboko powiązane z relacjami ekonomicznymi, czy też dysponujemy w czasach współczesnych nieekonomiczną analizą władzy? W pierwszym przypadku władzy można by powiedzieć, że jest „ekonomicznie funkcjonalna” w tym mianowicie znaczeniu, że jej istotna funkcja polega na zabezpieczeniu określonych stosunków społecznych (produkcyjnych), powiązanych z rozwojem sił wytwórczych oraz zagwarantowaniu dominacji klasowej i sposobu przywłaszczania dóbr materialnych, czyli dostępu do tych dóbr, jak również – szerzej rzecz biorąc zaspokajania potrzeb społecznych w warunkach niedostatku lub obfitości dóbr, co powoduje społeczne konflikty i napięcia, albo też zanikanie poważnych przyczyn tych konfliktów społecznych. Wtedy możemy powiedzieć, że władza polityczna znajduje swój formalny model w procesie wymiany dóbr i ludzi, czy w gospodarczej cyrkulacji tych dóbr. Natomiast, jeśli używamy terminu „funkcjonalność ekonomiczna” władzy politycznej, to idzie nam o fundament, że władza „wspiera się na ekonomii” jako na swej historycznej racji bytu, czerpiąc z niej zasadę swej konkretnej formy i swojego aktualnego funkcjonowania”.33 32 33 J. Habermas, Działanie komunikacyjne i detranscendentalizacja rozumu, Warszawa 2004, s. 42 i n. M. Foucault, Trzeba bronić społeczeństwa, wykłady w College de France (1976 r.), Warszawa 1998, s. 26. 165 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 166 Nie mniej jednak to ekonomiczne pojmowanie władzy nie może oznaczać często wulgaryzację, wypaczanie lub determinizm (polityczny i ekonomiczny), gdyż władza zdobywa sobie wówczas względnie dużą niezależność od problemów gospodarczych i sięga do wzorów regulujących społeczne i międzyludzkie stosunki. A zatem w tym czysto ekonomicznym rozumieniu władzy – jej pojęcie i rola wartości politycznych są poniekąd ukryte, a elementy kulturowe nie odgrywają wtedy poważnego znaczenia. Władza zyskała sobie natomiast w tym przypadku nadrzędną wartość ekonomiczną a w konsekwencji i polityczną. Natomiast tworząca się, wprawdzie z pewnymi oporami, w Polsce kultura polityczna może pozostać na dłużej utrwalonym odniesieniem dla elit politycznych, zwykłych jednostek i grup ludzkich oraz obywateli – a także zrywanym nieraz w rozwoju historycznym – dziedzictwem i dorobkiem kulturowo-społecznym, może też wnosić nowe wartości i osiągnięcia do bieżących i perspektywicznych potrzeb sfery politycznej i do układów stosunków społecznych w wymiarze władza – obywatele. Oczywiście kształtuje się to w zależności od warunków historycznych, dorobku kultury w ogóle oraz od wzajemnych stosunków tych elementów, a to zależy z kolei nade wszystko od właściwego rozwoju kultury duchowej i materialnej w danym okresie czy w określonej epoce. Przeto kontekst historyczny danego społeczeństwa, także polskiego i polskiej państwowości zależy także – jeśli nie głównie od wartości kultury politycznej, od historii funkcjonowania mechanizmów władzy, instytucji naukowych, edukacyjnych, kulturowych itp. Te właśnie komponenty są bardzo ważnymi paradygmatami polskiej myśli społeczno – politycznej i prawnej. Dodajmy jeszcze i to, że żaden postmodernizm34, żadna współczesna „czysta” konstrukcja i dekonstrukcja nie mają w powyższych kwestiach „logistycznych uprawnień” ani też nie mogą być znaczącymi elementami. Jeśli więc za punkt wyjścia/także punkt dojścia bierzemy wzory kultury politycznej, dodajmy dla porządku rzeczy, także proces jej stosowania w życiu publicznym, to okaże się, że tak pojmowana kultura jest podstawowym standardem stosunków w życiu prywatnym i społecznym, także politycznym; kultura ta występuje we wszystkich narodach cywilizowanych tych właśnie, które uznają istnienie pewnego minimum wartości i wzorów za podstawę demokracji, wolności i porządku prawnego – obowiązującego wszystkich ludzi i obywateli a to jest bowiem zgodne z pojęciem prawdziwego humanizmu i demokracji. Wniosek – demokratyczna kultura polityczna zakłada ex definitione w relacjach państwo–obywatele wysoki stopień partycypacji i konsultacji społecznych, jak i kształtowanie społecznego charakteru człowieka a nie tylko afirmującego życie prywatne. ROZUMIEJĄCA KULTURA POLITYCZNA Jeśli zatem poszukujemy dalej źródeł rozumiejącej socjologii jak i innych nauk społeczno-politycznych to znajdujemy je, o czym była już częściowo mowa w literaturze weberowskiej, w odróżnieniu rozumienia bezpośredniego, oznaczającego inten34 Moje własne, bardziej szczegółowe omówienie tych problemów znajdzie czytelnik w publikacji: Kwestie społeczne na przestrzeni stuleci. Materiały z konferencji naukowej Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego: 6–7 listopad 1997 roku. Tekst pt. Dekonstruktywizm postmodernizmu – perspektywy i ograniczenia, Warszawa 1998, s. 132–148. Filozofia cjonalny sens zasad, działań i wypowiedzi – tj. w odróżnieniu – powtórzmy od rozumienia wyjaśniającego, które może oznaczać w istocie odtworzenie zrozumiałej dla nas „struktury sensu” a) jako racjonalnego pojęcia motywacji i b) jako odreagowania, nieraz w sposób irracjonalny swego oburzenia (por. ruch oburzonych) na takie lub inne działanie czy postępowanie społeczne bądź indywidualne, stąd wynika konsekwentny wniosek, który prowadzi już bezpośrednio do tego, że „dla nauki zajmującej się sensem działania »wyjaśnienie« oznacza ujęcie struktury sensu, do której ono przynależy, wedle swego subiektywnego sensu intencjonalnego, ale też dotyczącego zrozumiałych działań [...] które wiążą zwykle »intencję« w tym znaczeniu tylko z racjonalnym i celowo zamierzonym działaniem” (s. 9). Problematyka rozumiejących nauk społecznych w szerokim tego słowa znaczeniu zmierza do wyjaśnienia sensu działań i zachowań ludzi, mających swój sens subiektywny, wywodzący się z intencji człowieka, z jego osobowości i zdolności badawczej, z posługiwania się argumentami w dyskusji naukowej, jak również z czynnej roli intelektu itp. Albo inaczej rzecz ujmując: gdy np. mówię: intencjonalny sens działa i zachowań ludzi – to chce przez to wskazać, że wyjaśnienie tego znaczenia charakteryzuje się subiektywnością i indywidualnością, ale taka intencja i sens tego pojęcia nie przestają być ani oświeceniowo-racjonalne, ani też precyzyjne pod względem semantycznie używanych wyrazów ani wreszcie społecznie doniosłe. Te kategorie i powiązane z nimi problemy badawcze stanowią swoisty klucz do właściwego zrozumienia nauki o kulturze politycznej, której przedmiotem zainteresowań są między innymi pytania: jaki jest sens zachowań rządzących i obywateli, jakie są systemy wartości; czym, jakimi interesami należy kierować się w działaniach jednostki i zbiorowości, z jakimi konfliktami mamy do czynienia we wzajemnych relacjach: władza państwowa – obywatele. Jakie są interesy zwykłego człowieka w porównaniu z interesem społeczeństwa jako całości, czy słusznym jest ograniczenie prawa do indywidualności. Czy intencje i sensy – używając pojęć Webera indywidualnego działania przyczyniają się do postępu społecznego albo hamują rozwój, czy wreszcie ta indywidualność wzrasta z poziomem ogólnej i politycznej kultury społeczeństwa, czy też wystarczy też w tym przypadku odpowiedni poziom dobrobytu materialnego?! Bardzo ważna i doniosła jest odpowiedź teoretyczna na powyższe problemy ale ma również swe ogromne znaczenie praktyczne dla codziennych i perspektywicznych działań i ludzi władzy i przeciętnych obywateli. Jest to perspektywa nauki o kulturze politycznej, lecz także stosowanych, realizowanych wartości i standardów tej kultury – żeby w konsekwencji kultura polityczna elity nie była postrzegana jako walka o władzę, lecz „walka o rację” społeczne, gospodarcze i polityczne. W tym sensie możemy powiedzieć, że kultura polityczna otwiera szerokie i nowe perspektywy jak, spojrzenie na świat – i w tym tkwi właśnie największa jej wartość i doniosłość – Weber powiedziałby – „intencjonalna racjonalność”. Doświadczenia czasów tradycyjnych oraz nowożytnych wykazały wyraźnie, iż trzeba w życiu prywatnym i publicznym najpierw myśleć a potem działać wedle zasad i wartości społecznych. Wtedy bowiem unikniemy opinii obywatelskiej, iż jeśli ktoś jest dobry to zajmuje się normalną ekonomicznie pracą 167 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 168 a nie idzie do polityki. Zajmując się wreszcie tutaj ostatnim przypadkiem – przedstawimy różne sposoby i stopnie dochodzenia do prawdy; i to jest fundamentalne zadanie zarówno dla socjologii rozumiejącej, jak i dla wszelkich innych nauk społecznych i politycznych, zajmujących się działaniami i zachowaniami człowieka, a szczególnie w naszych zainteresowaniach, postawami i zachowaniami wedle Arystotelesa „człowieka polityczego”; uwikłanego w całokształt stosunków społecznych, politycznych i prawnych oraz dotyczących wzajemnych relacji i korelacji władza – obywatele, co jest właśnie ważnym przedmiotem dociekań nowej nauki o kulturze politycznej. Ta bowiem dziedzina wiedzy bada nie tylko i nie głównie, jak określa to Weber – struktury sensu, czy struktury instytucji, innymi słowy – jakieś absolutne urządzenia lub odpowiedni system porządku publicznego, ale nauka o kulturze politycznej koncentruje się na analizie przestrzeni (sfery) politycznej, postrzeganej od strony działających jednostek i grup ludzkich. Wedle Webera idzie tu o „rozumienie dzięki interpretacji sensownie zorientowanych działań”. Tu zresztą, w tej właśnie dziedzinie dokonywane są interesujące ustalenia: 1. Obecne, jak i przyszłe badania powinny koncentrować się „niepodlegających” rozumieniu faktów przyrodniczych i społecznych, które uznajemy zgodnie z pozytywizmem prawniczym za „zadane” i które trzeba brać pod uwagę. Jednakże w tym przypadku sytuacja różni się od tej z jaką mamy do czynienia w kwestii rozumiejącej nauki o zachowaniu lub rozważaniu praktycznego działania. W tej ostatniej sprawie nasze badania w przyjętej konwencji szerzej „rozumiejących” nauk społecznych odkrywają również „nie podlegające rozumieniu regularności szczególnych sensownych zachowań” – chociaż jak dotąd jest takich przykładów jest w życiu niewiele. 2. Niemniej jednak każda interpretacja zjawisk i działań dąży z istoty rzeczy „do oczywistości”, co nie jest wcale oczywiste z punktu widzenia odkrywania „struktury sensu”; i z tej właśnie racji owa oczywistość nie może „pretendować do bycia również trafną interpretacją przyczynową, pozostaje ona natomiast tylko szczególnie oczywistą przyczynową hipotezą”(s. 9). Z tego m.in. powodu dzieje się tak, iż bardzo często rzekome „motywy”, „działania”, czy „wsparcia kogoś” przesłaniają właśnie samemu działającemu rzeczywisty kontekst. Z reguły bowiem w kontekście zakorzeniony jest cel naszych działań i to w takiej mierze, iż nawet subiektywne szczere poglądy i zachowania mają tylko względną wartość. Po pierwsze – a po drugie zaś, należy brać pod uwagę „zewnętrzne przebiegi działań”, mające bardzo osobliwe cechy, często przeciwstawne takim okolicznościom, które wydają się nam podobne do zachowań determinowanych wewnętrznie. 3. Bardzo ważne wedle standardów „rozumiejącej kultury politycznej” lub rozumiejącej nauki o zachowaniu społecznym i politycznym jest to, iż w pewnych sytuacjach ludzie wystawieni są bardzo często na działanie sprzecznych, zwalczających się wzajemnie „popędów”, „motywów” i zachowań „zrozumiałych” oraz „niezrozumiałych”. Doświadczenie indywidualne i społeczne dowodzi przeto, że w „bardzo wielu przypadkach nie sposób wtedy oszacować, ocenić nawet w przybliżeniu – a nigdy z całkowitą pewnością – z jaką relatywną siłą przejawiają się zwykle w działaniu różne oraz równie dla nas zrozumiałe odniesienia sensowne (racjonalne), które zmagają się ze sobą, a także w walce z popędami, z rzekomymi motywami, jak również z działa- Filozofia niami irracjonalnymi. Dlatego właśnie rozumiejąca nauka o kulturze politycznej, jak i zrozumienie działań i zachowań politycznych ludzi sprawujących władzę oraz przeciętnych obywateli – ta dziedzina teorii jak i nauka stosowana mogą służyć w szczególnym wymiarze, szerzej i bardziej świadomej roli, jak i przedyskutowania miejsca kultury politycznej w całokształcie stosunków publicznych i budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Wymaga to wszakże niezbędnej i ustawicznej kontroli w odniesieniu do zrozumiałej interpretacji sensu przez konfrontacje jej z wynikami i skutkami, albo przez odniesienie do przewagi w faktycznym przebiegu działań. Ujmując wszakże rzecz od strony aksjomatyzacji norm, zasad i wartości, można by powiedzieć, że mamy tu do czynienia z regułami kultury politycznej, może lepiej – z regułami kulturowo-politycznymi, że odnajdujemy w nich elementy czy zabiegi zmierzające do powiększania partycypacji politycznej ludzi, do większego zainteresowania rzeczywistością polityczną, jak i do partycypacji w tych regułach i wartościach. Innymi słowy: przedmiotem badań nauki o kulturze politycznej są procesy i regularności zachowań, które „nie stają się naturalnie z tej racji mniej ważne, aniżeli socjologiczne fakty” (s. 11). Dlatego takie regularności działań i zachowań, które odpowiadają „zrozumiałemu sensowi intencjonalnemu (także rozumowemu) działaniu społecznemu są zrozumiałymi typami tego działania. Tylko takie racjonalne konstrukty, zrozumiałego z punktu widzenia sensu działania, które możemy zaobserwować w rzeczywistości, przynajmniej w dużym przybliżeniu – stanowią kulturowo-polityczne i socjologiczne typy realnych zjawisk” (s. 11). Rozważania niniejsze prowadzą więc do stwierdzenia, że w przyjętym powyżej przez Webera znaczeniu „socjologii rozumiejącej”, bardzo ważnym przedmiotem badań wchodzącym w zakres tej dziedziny wiedzy jest właśnie „sensowna struktura działania”; w odróżnieniu właśnie od niepewnego środka badawczego, jaki stanowi „eksperyment myślowy”, który zasadza się na wyłączeniu z wyobraźni człowieka poszczególnych elementów konkretnego łańcucha motywacyjnego i konstruowaniu, ściślej – czystej konceptualizacji, prawdopodobnej w tym przypadku w przebiegu działań, zachowań i czynów człowieka lub większych czy mniejszych grup ludzkich […]. Omówione w powyższych kilku kwestiach rozumienie (verstehende) odnoszące się naszym zdaniem do wszystkich nauk społecznych i politycznych, chociaż nie wyczerpuje wszystkich dyskutowanych problemów, jest raczej pewnym kwestionariuszem, niektórych ustaleń i dalszych pytań, stanowi jednak zarazem ważki wzrost zainteresowania nauką o kulturze politycznej, dla której rozumienie działań i zachowań prywatnych i publicznych, a zwłaszcza rozumienie mentalności społecznych i modeli intelektualnych elity władzy posiada nie tylko istotne specyficzne cechy, ale może odgrywać szczególnie doniosłą rolę w okresie budowania ustroju demokratycznego, sprzyjać wyższemu zakresowi partycypacji politycznej obywateli, zmniejszać technikę manipulacji oraz nasilenie się różnych celów doraźnych, także pomagać w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i demokratycznych stosunków w państwie. Również warto zwrócić uwagę – last but not least – na to, że toczy się walka o rzeczywistą kulturę indywidualną i umiejętność działania we własnych czynnościach do których dojrzało nowoczesne pokolenie zdolne do obiektywnej oceny zalet i wad gospodarczych, lecz również błędów popełnianych prze elity władzy, naruszając prze- 169 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 170 to ogólnie rozumiane i oficjalne wartości kultury politycznej. Unikanie tych „złych” przypadków i działań a poszukiwanie wzorów dobrych i pięknych wzbogaca ogólnonarodową kulturę polityczną, kształtuje też właściwości i cechy charakteru narodu; a to właśnie sprzyja stabilizacji stosunków społecznych i politycznych i prowokuje zasadnicze pytanie: czy takich działań i zachowań ludzkich, które są „wyzute z sensu” można w powyższej interpretacji nie tylko racjonalnie pojmować, rozumieć ich znaczenie, ale także, jeśli nie głównie, tego typu postępowania pomimo iż posiadają one cechy nieludzkie, można też usprawiedliwiać. Taka interpretacja byłaby w ostatecznym rachunku bardzo niebezpieczna i nieludzka zarazem, bo prowadząca do jakiejś metafizycznej istoty człowieka bądź koncepcji „nadczłowieka” głoszonej jak i realizowanej w reżimach totalitarnych i autorytarnych. Natomiast znaczenie terminu i działań „wyzute z sensu” – obrazują wszelkie te zachowania, które jako ożywione są pozaludzkie, lecz także ludzkie, pojęte jako procesy i stany z którymi „nie wiąże się żaden sens intencjonalny, o ile nie stają się »środkiem« lub »celem« działania, lecz stanowią wyłącznie jego pobudkę wspierają je bądź hamują”(s. 8). Podejmujemy zatem w tym przypadku działania wyzute z sensu, czyli poza ludzkie (lub też ludzkie?!), które są wyłącznie „czystym” środkiem pozbawionym sensu wolincjonalnego, także intencjonalnego znaczenia. Nasuwa się tu znowu istotne pytanie: czy tego typu działania i zachowania ludzkie są w ogóle możliwe? W interesującej nas bowiem dziedzinie wartości i standardów kultury politycznej odpowiedź musi być w istocie negatywna gdyż, dotykamy tu właśnie wyboru „wartości”, „treści” czy „sensu” naszych działań, które mają nie tylko charakter teoretyczny lecz również empiryczny; służą bowiem jako sposób stawiania i rozwiązywania ludzkich, humanistycznych problemów praktycznie doniosłych – także dla głębszego zrozumienia złożonej problematyki kultury politycznej. Dlatego m.in. wyodrębniona obecnie nauka o kulturze politycznej ma wyraźny charakter społeczny i demokratyczny, stąd w tej przestrzeni nie mogą istnieć ludzkie działania wyzute z sensu. Natomiast – takie jest przesłanie Webera – iż wyzute z sensu procesy działania, rzeczy, przedmioty obchodzą i stają się również przedmiotem nauk o działaniu, ale w wymiarze antykulturowym; wówczas badamy pobudki, środki, irracjonalne czynniki, które albo hamują właściwe zachowania, albo też wspierają działania ludzkie dobre i pożądane. Pewne ustępstwa w odniesieniu do modeli lub wzorów mogą zniekształcać główną linię argumentacji intelektualnej, jak i praktyczno-empirycznej; tym bardziej przeto, jeśli te „ustępstwa” dotyczą modeli kultury politycznej pojmowanej jako wartość dodatnią, a nawet jako „dobro samo w sobie”; mogą też zniekształcać analizę czy znajomość faktów społecznych oraz sposobów funkcjonowania naszej świadomości. Biorąc jednak na pewien czas w „nawias” powyższą tezę, można powiedzieć, że celem różnych modeli oraz wzorów kultury politycznej jest taka analiza, która idzie w kierunku „przykładania” modelu do zjawisk społeczno-politycznych; innymi słowy do zjawisk świata niematerialnego. Ale także przykładania do doświadczeń egzystencji człowieka i grup ludzkich, rozumianych nie jako niezmienne, lecz jako ulegające przekształceniom na skutek różnorodnych przyczyn i sił społecznych. Weber i Znaniecki byli tymi myślicielami, których świadomość wymogów badań systemowych była dostatecznie silna aby podjąć najważniejsze problemy społeczne, moralne czy religijne; a nade wszystko zmierzyć się z najbardziej istotnymi problemami, wynikającymi z podejścia i rozumienia polityki. Aby wszakże opracować w możliwie pełny sposób system założeń i działań polityki, konieczne jest przezwyciężenie uprawianej nierzadko aforystycznej metody i stylu w sferze politycznej, których nie da się wyjaśnić przy pomocy stosowanych aforyzmów: o czym była mowa poprzednio. Faktem jednak pozostaje, że nie można ulegać „opacznemu” rozpoznaniu sfery politycznej, ale wymaga ona stanowiska naukowego, wolnego od „ideologicznych” propagandowych, czysto partyjnych, bądź aforystycznych stylów. Dlatego m.in. proces rządzenia jest trudny i wymaga dużego doświadczenia zarówno w skali jednostki, grupowej jak i ogólnospołecznej. Na przykład Michał Bakunin rozumiał tą prawdę w zupełności twierdząc: Filozofia () „[w] życiu państw i narodów jest dużo warunków, praw niedopowiadających zwykłej mierze oraz że niejako z tego, co w życiu osobistym wydaje się nieprawością, ciężarem i okrucieństwem – staje się w dziedzinie wyższej polityki koniecznością”.35 Twierdzimy wszakże w naszych badaniach, że podstawą dobrych, pozytywnych zachowań człowieka jako jednostki, są jego zdolności poznawcze, wykształcenie, posiadana wiedza itp., które należy w człowieku rozwijać; że wyodrębniając różnorodne typy kultur politycznych, za najważniejszą uważamy indywidualną kulturę polityczną, stanowiącą w istocie rzeczy fundament obywatelskiej postawy, że taka osobowość traktuje system wartości, ustala cele do których zmierza jako swój „motor działania”, że świadomie, lecz nie dowolnie, do nich dąży, że wreszcie, ta kultura indywidualna idzie w parze z akceptowaniem kultury politycznej społeczeństwa w ogólności. Ale, że ten typ działalności człowieka uwarunkowany jest nie tylko osobowością, indywidualnością człowieka bądź jego charakterem lub światopoglądem ale także całokształtem życia społecznego a powoduje to m.in., że ludzie działają w zależności od konkretnych warunków i sytuacji, że – wedle Bakunina – istnieje dziedzina „wyższej polityki”, która też w sferze kultury indywidualnej, a przeważnie w kulturze politycznej elity władzy przybiera postać konieczności dziejowej, bez względu na indywidualną prawdziwość i szczerość pobudek i wartości politycznych oraz moralnych, którymi kieruje się dana jednostka ludzka; znacznie gorzej jest zaś w przypadku, jeśli tak postępują kierownicze grupy i elity polityczne, co wcale nie oznacza, że jest to następstwem teoretycznych i politycznych racji. 35 M. Bakunin, Pisma wybrane, t. 1, Warszawa 1965, s. 490–491. 171 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... KRYZYS FINANSOWO-GOSPODARCZY CZY KRYZYS WARTOŚCI KULTURY POLITYCZNEJ 172 Pisałem już wcześniej o wzajemnych zależnościach władzy państwowej i kultury politycznej, o których w istotnym sensie można – za Heglem – powiedzieć, że każde społeczeństwo, każdy naród ma taką władzę społeczną i polityczną na jaką go stać, jaką potrafi w ramach praw i swobód obywatelskich wybrać. Oczywiście eliminując z pola widzenia wszystkie negatywne aspekty władzy oraz wykonywane funkcje, akceptując natomiast podstawowe wzory i wartości, jak i zachowania typowe dla kultury politycznej w ogóle oraz dla funkcjonalności „kultury obywatelskiej” – także jako kultury „uczestniczącej” w ogólnym systemie społeczno-politycznym, jak również z jej cechami i wartościami, zgodnymi z założeniami i sposobem funkcjonowania modelu demokracji konsensualnej. Skutki takiego ujęcia mogą być bardzo doniosłe, zarówno w swym pozytywnym naświetleniu i działaniu, jak i w swej negatywności – zwłaszcza wtedy, gdy od rozważań teoretycznych przechodzi się do realności sprawowania władzy, a nie tylko jej posiadania, przechodzi się od teorii do praktyki politycznej, do realizacji wartości i idei. Powyższa teza jest ważna wówczas, gdy dokonujemy rozróżnień w sferze sprawowania władzy, a nie tylko jej posiadania; gdyż w pierwszym przypadku władza implikuje wykonywanie służby społecznej, przybliżając się najpełniej do pojęcia modelu jak i rozumienia władzy w znaczeniu par excellence – jako władzy o charakterze społecznym, spełniającym funkcje ogólnopubliczne, a nie tylko (władzy) będącej narzędziem panowania grupowego czy klasowego; władzy mającej w tym znaczeniu „wartość użytkową”. Stąd władza polityczna jest ważnym narzędziem budowania demokracji, choć nie zawsze skutecznym, często nie wystarczająco przejrzystym oraz z precyzyjnie określoną odpowiedzialnością. Taka funkcja władzy rzuca także „nowe światło” – zwłaszcza we współczesnych bardzo skomplikowanych warunkach i układach społeczno-politycznych – na kulturową koncepcję władzy. W literaturze przedmiotu zwraca się zwłaszcza uwagę na normy prawne i szerzej społecznie uznane, nie narzucone z góry, lecz mające cechy, wartości i formy ogólnokulturowe, oparte na tradycji, także na wzorach kultury politycznej. Stąd źródeł współczesnego kryzysu społecznego i ekonomicznego trzeba nieuchronnie poszukiwać w sferze świadomości ludzi władzy oraz w sferze kultury politycznej. To świadomość, ściślej – nieświadomość, elit władzy doprowadza do „kryzysu zaufania” […] , nie chodzi o zaufanie czysto fiskalne lub gospodarcze. Nie załatwi też sprawy oddłużenie banków, gwarancje dla depozytów, kary dla dyrektorów i uspołecznienie ryzyka, gdyż ryzyko jest tak naprawdę polityczne, konkretniej jest to ryzyko demokracji [i systemu wartości kultury politycznej]. Przeto żadne majstrowanie przy finansach, interwencje rządów, reformy banków, śmiałe oddłużenie czy słowa prezydentów i ministrów nie zrekompensują deficytu demokracji […]. Kryzys tzw. płynności jest kryzysem politycznym, a nade wszystko kryzysem kulturowo-społecznym; deficyt kredytu jest deficytem demokracji. Bo zaufanie jest kapitałem społecznym, umożliwiającym krążenie kapitału prywatnego, egzekwowanie różnych umów prawnych, dotrzymywanie obietnic poprzez kulturę polityczną elit oraz spełnienie oczekiwań obywatelskich.36 36 B. R. Barber, Państwo wobec kryzysu zaufania, „Gazeta Wyborcza”, 18–19 października 2008 r., s. 17. Filozofia Warto zatem głębiej zastanowić się nad tym twierdzeniem, gdyż wskazuje ono nie tylko na kompleks stosunków społecznych w szerokim tego słowa znaczeniu, ale w szczególności zawarte jest tu przesłanie o relacjach i stosunkach międzyludzkich, na które rozszerzają się przejawy „fetyszyzmu towarowego”, czyli tylko relacji rzeczowych towarów na rynku jako tzw. obiektywnych produktów działalności ludzkiej – bez podstaw subiektywizacji problematyki człowieka w jego stosunku do społeczeństwa, do innych ludzi jak i do władzy państwowej.37 Rzecz jasna, że te ogólne sformułowania nabierają ex definitione sensu „fałszywej świadomości”, dającej bardzo stronniczy i jednostronny obraz rzeczywistości. W takiej właśnie rzeczywistości społecznej – elity władzy polityczne i gospodarcze istnieją w poważnym stopniu „poza człowiekiem i poza rządem” i co ważniejsze kontrolują/lub nie państwo, finanse oraz środki produkcji i ich podział. Wypada natomiast zwrócić jeszcze raz uwagę na różnicę między normami prawnymi, zabezpieczonymi strukturami przemocy państwowej, od których odróżniamy normy moralne, etyczne i szerzej – społeczne wsparte sankcjami wolincjonalnymi, świadomością, tradycją i kulturą polityczną; czyli racjami pozbawionymi przemocy, ale uznającymi cele i środki społeczne, jak i działania władzy i obywateli, których zasadniczym elementem staje się mądrość społeczna i wartości kultury politycznej, które znajdują także swój wyraz w nagromadzonych w dziejach, w historii, wartościach kultury politycznej oraz we wzorach i funkcjonowaniu instytucji publicznych. Te elementy odgrywają już i będą w coraz większym zakresie odgrywać istotną rolę społeczną w nowoczesnej demokracji. Współcześni badacze kultury w ogóle, coraz częściej wypowiadają się na temat definicji kultury politycznej, której nadają znaczenie w zależności od zmian w nowoczesnym społeczeństwie, a niekiedy przyjmuje ona wspólny mianownik obejmując różne zagadnienia jedną nazwą, jako swoistą „pojęciowo-zbitką”. Z drugiej zaś strony w pojęcie kultury politycznej poszczególni badacze wkładają bardzo różne treści. Peter Reichel zwraca uwagę na to, że „[...] niezależnie od tego jak wąsko lub szeroko definiuje się kulturę polityczną oraz za pomocą jakich wskaźników (Indikatoren) pojęcie to może zostać »zoperacjonalizowane«, nie ulega przeto wątpliwości, że odnosi się ono do »subiektywnego wymiaru« polityki, do społeczno-psychicznego otoczenia danego systemu panowania. A konkretnie rzecz biorąc do: stosunków między państwem a obywatelami, ich tradycyjną bądź też aktualną świadomością polityczną partycypacją. Wszakże przez pojęcie »kultura polityczna«, powinny tu być zatem rozumiane, wskazywane (bezeichnet werden) charakterystyczne – ujawniające się w określonym czasie – wspólne dla danego społeczeństwa oraz/albo dużych społeczności – wzory orientacji i zachowań politycznych (politischen Orientierungs – und Verhaltensmuster)”.38 37 Wśród innych opracowań korzystałem również z pracy A. Schaffa, Marksizm a jednostka ludzka, Warszawa 1965, s. 126 i n. 38 P. Reichel (red.), Politische Kultur in Westeuropa. Bürger und Staadten in der Europäischen Gemainschaft, Bonn–Band 2009; Frankfurt/Main–New York 1984, s. 9. Natomiast ważny jest pogląd Reichela, że kultura polityczna jest dziedziną wyraźnie zaniedbaną, że nie została w pełni rozwinięta, dlatego też ciągle – jako sprawa otwarta – powinna być ustawicznym przedmiotem badań. „Wydaje się wszakże, iż pomimo całej polemicznej retoryki oraz mimo licznych kontrowersji dotyczących wartości fundamentalnych – z coraz większą akceptacją przyjmuje się w istocie możliwości praktycznego i szerokiego zastosowania analitycznej koncepcji kultury politycznej [das analitische Konzept der politischen Kultur] w życiu publicznym. W każdym bądź razie koncepcja 173 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 174 W powyższej definicji idzie nie tylko o często spotykany zabieg tak zwanej analizy semantycznej, nie tylko mamy tu do czynienia z ukazaniem elementów natury technicznej, ale z merytorycznymi problemami rozważanymi naukowo, które mogą być wykorzystane w działaniach praktycznych. Natomiast polityka, nie będąca formą kapitału społecznego i zaufania obywateli do władzy, nie będąca w tym zakresie szczególnym spoiwem, ale tylko polityką „konkurencji rynkowej”, konfliktów, egoizmów czy wręcz świadomych kłamstw – w tych bowiem kategoriach ujmowana polityka deformuje w istocie życie publiczne i indywidualne. Koncentrowanie się na tym szczeblu analizy, nie jest zawieszone w próżni, ale koncentruje się na wykazaniu ograniczoności takich „recept”, a w konsekwencji na ich stopniowym przezwyciężaniu, możliwych w wyniku naukowych badań, to jest właśnie zadaniem nauki o kulturze politycznej, pojmowanym także jako komponent wyznaczający skuteczność działań elit politycznych i obywateli, weryfikowanych w życiu praktycznym ze względu na ich prawdziwość, wykrywających tym samym różne fałszywe koncepcje i ideologie. Przede wszystkim idzie o to, gdzie w świecie społecznym, moralnym i politycznym ulokowany jest system władzy państwowej, jakie jest jego miejsce w społeczeństwie obywatelskim i jaka jest realność celów oraz funkcji władzy? Pytanie to jest tym bardziej ważkie chociażby dlatego, że działania i funkcje władzy wpływają na nasze życie „prywatne” i publiczne, lecz także dlatego, iż mechanizmy polityczne władzy wywołują w świadomości jednostek i grup ludzkich niezbędnie konieczne zmiany – w ścisłym powiązaniu z ich funkcjonalnym i dysfunkcjonalnym aspektem porządku społecznego i prawnego. Na uwagę w tym kontekście zasługuje zwłaszcza to, że najważniejsze objawy współczesnego kryzysu finansowego i gospodarczego dotyczą w szczególności zjawisk świadomości indywidualnej, zbiorowej i społecznej ludzi, pomniejszają zaś znaczenie wzorów i wartości humanistycznych, deformują także komercyjne stosunki między ludźmi preferując zatem wiedzę o środkach i technikach, które nie zabezpieczają w poważnym stopniu utrzymania wysokich norm i jakości w życiu społecznym. Faktem jednak pozostaje to, że zmniejsza się zakres kontrolowania się systemu politycznego i prawnego, zmniejsza się znacznie system wartości kultury politycznej na rzecz prawdopodobieństwa osiągania przez ten system założonych odgórnie celów, stylów i metod działania. A zatem wręcz preferowane są środki przymusu władzy, także „przymusu psychicznego” i mamy przeto do czynienia ze znakami odwrócenia wartościowania, w porządku politycznym i prawnym na skutek czego porządek ten nie zachowuje nierzadko elementarnych standardów i wartości politycznych oraz moralnych – czyli w dziedzinie ontologii oraz w sferze poznania pytamy ciągle co jest pierwotne, a co wtórne. Skrajnie światopoglądowo wypowiedział się na ten temat Mao Tse-tung: „siła polityczna władzy wyrasta z lufy karabinu”. Tak więc zagadnienie legalności i nielegalności bieżącej i perspektywicznej polityki staje się w postnowoczesności kwestią struktur przemocy, zasadą czysto taktyczną, do której w istocie nie można już dodać żadnych wartości humanistycznych i żadnych standardów kultury politycznej – w ogóle. ta w ostatnim, najnowszym czasie jest coraz częściej uwzględniana w badaniach historyczno-politologicznych Republiki Federalnej Niemiec, aniżeli to miało miejsce jeszcze przed około 10 laty”. Kultura polityczna jako „wartość” stwarza w pewnym sensie drugą rzeczywistość społeczną, która jest transcendentna wobec świata doczesnego, a jednocześnie kultura ta kształtuje ją i do niej przenika. Zarówno te wartości będące poza doświadczeniem, jak i świat doczesny pozostają względem siebie we wzajemnej relacji oraz w ich recepcji. Możemy przeto powiedzieć, iż kultura niematerialna w ogóle, lecz i polityczna jest wszakże – i to wynika z tego, że realizuje się ona w tworzeniu – tak pojmowaną obiektywizacją, jak również odbiciem struktury myślenia, wynikającej z procesów wolicjonalnych człowieka. Tym bowiem odbiciem myśli, formy jest świat przyrodniczy i społeczny tak, jak tym są idee, poglądy, wzory itp., których częste występowanie, ujawnianie ich większej całości konstytuuje rzeczywistość bytu świata realnego. Można by zatem stwierdzić, że w okolicznościach, warunkach, gdy sfera polityczna staje się dziś coraz bardziej sztuczną, wyalienowaną ze społeczeństwa, to w takiej sytuacji w kulturze politycznej przypadałoby w udziale zadanie obrony treści, sedna polityki pojmowanej jako służba społeczna, nie zaś jako system wartości partykularnych. Takie zadanie kultury politycznej, które w ten sposób staje się elementem nowatorstwa polityki, zakłada istnienie i realizację świadomości, wychowania ogólnego, także państwowego, obywatelskiego – które ma być prawdziwym kształtowaniem uobywatelnienia osoby, indywiduum. Jednakże edukacja ogólna która staje się coraz ważniejsza w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego oraz demokratycznego państwa, a zwłaszcza kształcenie pojmowane jako „wychowanie obywatelskie” – nie może być odczytywane jako proces odgórny, jakby było nam dane jako objawienie, że posiadamy już gotowe wykształcenie. To wszakże nie wystarcza, gdyż wtedy tworzy się sytuacja jakbyśmy w ogóle edukacji, wykształcenia nie mieli. Do tego potrzebna jest w istocie rzeczy świadomość, tj. zdobywanie kształcenia oraz wiedzy obywatelskiej przez własną pracę i odpowiednie działanie w polityce. Wtedy dopiero rozpoznajemy, że wychowanie, edukacja jest rezultatem ustawicznej pracy, jak i korzystania z dorobku tych, którzy byli przed nami. Tak więc kultura polityczna realizuje się w tworzeniu, jest ona wartością naszej epoki i tak pojęta rzeczywistość odpowiada też duchowi czasów współczesnych. Należy zwrócić z kolei uwagę, że po dziś dzień dominują w pojęciach o kulturze politycznej, jak też w studiach teoretycznych, pewne dążenia do kryteriów subiektywnych, rozumianych jako system postaw i wzorów, w których ludzie przypisują sobie dane pojęcia, reguły postępowania oraz dążą do ich subiektywizacji i takiego też wykonywania władzy. Jednakże w naszym ujęciu wzajemne stosunki obywatele – ludzie władzy, politycy, to nie tylko relacje jakie wyłącznie zachodzą między ludźmi oraz podkreślają dwuczłonowe miejsce człowieka dotyczące obecności drugiej jednostki ludzkiej; stosunku człowieka do innych ludzi. Wychodząc z tego założenia zawsze występuje w tych relacjach człon określany jako fakty społeczne, w szerszym rozumieniu rzeczywistość społeczna, mająca wpływ na motywację i zachowania ludzi; dotyczy też zjawisk w szerszym historycznym, jak i geograficznym zakresie. Nie można mianowicie wyłączyć z tego stosunku zdarzeń powstających między człowiekiem a produktami jego działalnoś- Filozofia PARTYCYPACJA W WARTOŚCIACH A FAKTY SPOŁECZNE 175 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 176 ci rzeczowej i społecznej, będących nie tylko „czystym produktem”, ale zarazem siłą sprawczą rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Rozważania powyższe są ważne i mam też dużą nadzieje, że w przyszłości nie będą tylko przedmiotem analizy metod i technik sprawowania władzy, ale również – jeśli nie nade wszystko – trwałości i mądrości władzy oraz badania substancji stosunków społecznych, a w sposób węższy pojmując: stosunki międzyludzkie i przejawy powiązań władza–obywatele, muszą być badane jako istotne elementy składowe kultury politycznej. Pojmując tą tezę obiektywniej sprawa wygląda tak, iż wartości i wzory tej kultury odnoszą się do wszelkich „produktów” działalności ludzkiej, zwłaszcza politycznej, ich stosunku do społeczeństwa, do innych ludzi, także do własnej osoby, lecz również dotyczą „rzeczowych” (w sensie przedmiotów obiektywizacji) faktów społecznych. Takie rozumowanie pod względem merytorycznym i logicznym jest uzasadnione w dziedzinie nauki o kulturze politycznej. Jeśli pytamy zatem, jak należy postępować w życiu publicznym, jakie wzory regulują społeczne i międzyludzkie stosunki, jakie są postawy polityczne obywateli lub, jaka jest kultura polityczna elity władzy, to w takich układach stosunków społecznych nie można ograniczać pojęcia „kultura polityczna” tylko do wartości moralnych i etycznych, ani też sprowadzać aktywności ludzi do partycypacji w tych wartościach. Wyróżnić tu trzeba całokształt wzorów i wartości kulturowych, społecznych i intelektualnych, jako doniosłej wagi czynników i faktów dostatecznie potwierdzonych przez historię i współczesność, a nie będących tylko sprawą dynamiki poszczególnego człowieka, mogącego sprzyjać różnym „dewiacjom” politycznym. Ale walka o wartości jest także ważkim elementem tych wartości. Natomiast problemy tradycji i współczesności kultury politycznej, ich odniesienie do praktyki jest wynikiem konfliktów społecznych oraz sporów między różnymi interpretacjami lub krytykami. Tak, jak tradycyjne poglądy i wartości kultury politycznej wyłaniają się z różnych porównań i dyskusji, tak też współczesne problemy tej kultury mają swe źródła w licznych stanowiskach i ocenach, w ludzkich dążeniach moralnych, politycznych lub etycznych – poszukujących nieraz zharmonizowania swoich zachowań, aby wypełnić osobiste, w części subiektywne, jak i ogólnopubliczne doświadczenia. Można też ująć powyższe rozważania tak: kultura polityczna jest swoistym produktem ocen i wartościowań, ciągłym porównywaniem dotyczącym stylów sprawowania władzy oraz określonych wyborów, postaw i zachowań elit władzy i obywateli, jak też podejmowanych decyzji – dodajmy które przez każde pokolenie dokonywane są na nowo. Jak w każdej dziedzinie wiedzy społecznej, tak i w socjologii, historii doktryn polityczno-prawnych, a zwłaszcza w interesującej nas tu nauce o kulturze politycznej – idzie wszakże o poszukiwanie takich zasad i wartości, które porządkują życie społeczne, i te porządkujące normy można rozszerzyć także na różne przejawy stosunków międzyludzkich. Zasady te porządkują również wytworzony przez ludzi chaos istniejący w zjawiskach i pojęciach w posługiwaniu się i w utrwalaniu mitów, poddając je prawom logicznego myślenia. Poprzez ukazywanie w sensie dodatnim, lecz także krytycznym wzorów i wartości kultury politycznej chcemy pełniej dostrzegać i poznawać istotę rzeczywistości społecznej, odkrywać jej nowe wartości i ideały, które odróżniałyby świadomość i kulturę narodów cywilizowanych, uznawałyby też ich egzystencję we współczesnym świecie, Filozofia od reżimów autorytarnych z ich typem kultury politycznej, w konsekwencji tylko jako instrumentu służącego do uzyskiwania biernego posłuszeństwa obywateli wobec panującego systemu społecznego. Tak więc „wartościami” które dopingują ludzi do korzystnych zachowań i działań nie mogą być wzory panujące w reżimach autorytarnych czy totalitarnych. Również dziś w literaturze przedmiotu wskazuje się słusznie na sposoby przezwyciężania katastrof modernizmu i jego postmodernistycznego dalszego ciągu, poprzez przywrócenie dawnych tradycji, prostoty u pokory. To skromne dzieło odnowy wydaje mi się znacznie ważniejsze aniżeli cały ten bełkotliwy wrzask odrzucenia. Przynosi ono „pożytek” tym, których zainteresowania i wykształcenia kieruje się ku sztuce „kulturze duchowej i politycznej”, ku literaturze i filozofii, ale także całej cywilizacji, do której ci ludzie należą i która opiera się zarazem na tysiącach mniej lub bardziej widocznych sposobów przekazywania wiedzy kulturowej i politycznej.39 () Społeczeństwo obywatelskie w Polsce, a przyjmując zaś węższe określenie, ustrój demokratyczny, charakteryzują się ciągle różnymi konfliktami społecznymi oraz odmiennymi kulturami politycznymi i tak zwanymi subkulturami. Ujmując natomiast sprawy od strony struktury społecznej, można by wskazać, że poszczególne klasy czy grupy społeczne, układy partyjne, jak np. prywatni właściciele, szerokie warstwy ludzi pracy, inteligencja, chłopstwo, itp., wytwarzają nie tylko specyficzne interesy ekonomiczne, ale też różne sposoby pojmowania zjawisk społecznych, oceny faktów, preferują też różne modele i wzory postaw i zachowań politycznych. Natomiast w sferze polityki warstwy powyższe mają własne wzorce jej rozumienia, uzasadniania faktów historycznych i współczesnych oraz kładą ogromny nacisk na odmienne środki i techniki wykonywania władzy, na podejmowane działania polityczne, które znajdują także swój wyraz w funkcjonowaniu instytucji polityczno-prawnych. Choćby z przeglądu powyższych zagadnień wynikają jednak uwagi odnoszące się do różnych typów kultury politycznej, w których ujawniają się odmienne poglądy, interesy i obszary konfliktów społecznych: poczynając od konserwatywnych, autorytarnych, liberalnych a na demokratycznych kończąc, te konflikty, różne wartości i odmienne normy postępowania występują także w tradycyjno-narodowej kulturze politycznej, w kulturze politycznej elity władzy, w „kulturze obywatelskiej” oraz w wyróżnionych, odrębnych subkulturach politycznych. W nich bowiem ujawniają się niekorzystne, nierzadko wręcz negatywne zjawiska polityczne, a to pociąga za sobą nieraz zahamowania w rozwoju systemu demokratycznego w Polsce. W takich warunkach bardzo trudno jest realizować kulturę polityczną społeczeństwa jako całości. A gdy nasilają się czy też wzrastają konflikty społeczne i polityczne, system demokratyczny może zostać zachwiany, wtedy zaś kultura polityczna przestanie być charakterystycznym elementem dla demokracji i nie będzie sprzyjać jej powodzeniu. Będzie zatem obcą postacią wobec systemu politycznego. Nie znaczy to jednak, że będzie ogólnie rzecz biorąc bezwartościowa, ale może być wykorzystywana jako umiejętność żonglowania interesem publicznym. W literaturze przedmiotu interesujące są 39 R. Scruton, Kultura jest ważna. Wiara i uczucia w osaczonym świecie, Poznań 2010, s. 12 i n. [podkreślenie i uwagi w nawiasie – moje T.F.]. 177 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 178 w tym aspekcie następujące uwagi, w których akcentuje się, że istnieje strukturalna i funkcjonalna jedność działalności i zachowań ludzkich, tj. zawodowa, rodzinna, towarzyska czy intelektualna. Przeto plan kulturalnego kształtowania życia ludzkiego jak i planowanie kultury politycznej powinny obejmować wszystkie te dziedziny. Trzeba więc za podstawę tego planu przyjąć najszerszą definicję kultury jako zespołu czynności i wytworów świadomej, racjonalne działalności człowieka. Nie można z góry a także celowo eliminować tych dziedzin kultury w ogóle, także politycznej oraz profesjonalnej lub technicznej [rozumiejąc to określenie w sposób szerszy]; nie można również wykluczyć z tych zakresów kultury życia zbiorowego, kultury osobistej i intelektualnej.40 Celowe wydaje się zatem przemyślenie wciąż na nowo planowej działalności kulturalnej, pojmowanej jako całokształt życia danego społeczeństwa, jak i realizację kultury politycznej, zorientowanej na poszczególne jednostki i grupy społeczne. Kwestia ta jest niewątpliwie ważna w społeczeństwie i państwie demokratycznym, gdyż instytucje polityczne w tym systemie nie zapewniają obywatelom pożądanego wpływu na kształtowanie życia publicznego. Dlatego też podniesienie jakości kultury politycznej, osobistej oraz poszczególnych jednostek i zbiorowości ludzkich jest bardzo ważnym czynnikiem, który dostarcza obywatelom możliwości uczestnictwa w wartościach politycznych i ogólnopublicznych. Wtedy możemy mówić o wysokiej kulturze politycznej, ponieważ powyższe problemy i postulaty wynikają także – są w pewnym stopniu określane – z istotnych funkcji i treści kulturowych w ogóle, jak i znaczącej roli kultury politycznej w procesach społecznych. Tak pojmujemy typ działań standardowych, podobnie można też traktować „typy idealne” jako pewne „modele analityczne”, których potrzeby społeczne i logistyczne mogą nierzadko stanowić stabilną konstrukcję w podejmowaniu działań, postaw i zachowań politycznych. () Dyskusja na temat wartości i reguł kultury politycznej, które mają zastosowanie w życiu publicznym nie jest ani werbalnym wydawaniem opinii bez weryfikacji tych wartości, ani też „czystą” abstrakcją bądź intuicją polityczną odwołujących się w zasadzie do tych wartości. W tej sytuacji nacisk trzeba położyć na krytyczną analizę kulturowego „modelu” mającego odniesienie do konkretnych zachowań w danym historycznym społeczeństwie. Wówczas pokazujemy nie tylko heurystyczną wartość wzorów i ogółu postaw ludzi, ale w rezultacie kultura polityczna – to dziedzina nauki i praktyki dojrzałych ludzi, gotowych do wykonywania określonych zadań społecznych, a także kultura ta tworzona przez ludzi dojrzałych jak również dla dojrzałych ludzi. Badanie modelowych czy doskonałych opisów rzeczywistości zachowań, działań politycznych wywołuje bowiem wiele trudności, mających też wiele wymiarów. Początki zarysowanej poniżej metody badawczej pochodzą historycznie rzecz biorąc od Platona i Arystotelesa. Możemy tu wskazać na niektóre: przeprowadzenie takiej analizy przez ludzi nauki i praktyki wymaga dobrej znajomości materii, którą się bada; 40 J. Szczepański, Uwagi o teoretycznych założeniach planowania kultury, [w:] Odmiany czasu teraźniejszego, Warszawa 1973, s. 433. Filozofia w życiu społecznym i politycznym ujawniają się różne modele oraz ich względy praktyczne, które mogą być w pełni „albo też dostatecznie” analizowane tylko wtedy, jeśli badacze posiadają odpowiednie kompetencje – można więc powiedzieć – że są w tej lub innej dziedzinie również doskonali; opisy badanej rzeczywistości społecznej, i osiągane rezultaty mogą być uznawane za prawdziwe jeśli jednostka lub zespoły badające potrafią je zweryfikować dzięki praktyce społecznej, lecz także – a może przede wszystkim – dzięki posiadanej, niemal doskonałej wiedzy fachowej; w końcu takie badania oraz ich weryfikacja, możliwe są wówczas jeśli badacz jest człowiekiem dojrzałym, to jest posiadającym rodzaj „modelowej doskonałości”; albo też jest w sposób dostateczny zaawansowany w kształtowaniu wzorów oraz wartości kultury politycznej w takim wszakże stopniu, aby mógł zrozumieć i opanować badane problemy. NORMY WIEDZY I NORMY WŁADZY Przyjmujemy tu empiryczne rozwiązanie – a nie wyłącznie jako hipotezę – które można określić jako sposób ujmowania relacji kultura polityczna – sfera polityki, przyjmowanej tak przede wszystkim od strony obywateli oraz opinii publicznej, a niekoniecznie zaś od strony instytucji władzy państwowej. Innymi słowy: postawy, wartości i wzory zachowań postrzegane od strony wzajemnych stosunków kultura polityczna – władza powinny dać się sprowadzić do ratio w kontekście zasad Oświecenia i humanizmu. Trzeba zgodzić się co do tego, że kontekst jest bardzo ważny (by nie powiedzieć centralny), gdyż nie przyjmuje się tutaj nierzadko akcentowanej perspektywy, w której akcent jest pokładany na instrumentalistycznym charakterze polityki, a także samych wzorów kultury politycznej. I to właśnie ten przypadek miałby oznaczać powrót do kultury autokratycznej – używanej często jako instrument uzyskiwania biernego posłuszeństwa obywateli; tzn. takiego systemu władzy, w którym „etatyzuje się” stosunki między kulturą polityczną elity a obywatelami, forsując często wymuszone i sztuczne zachowania, wskutek czego obywatele stają się przedmiotem a nie podmiotem budowy demokratycznych metod rządzenia a w konsekwencji budowy demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego. W literaturze przedmiotu można wyraźnie wyróżnić ostrzeżenie przed uwięzieniem własnego rozumu w pewnych wzorach oraz w opatrznej intelektualnej świadomości, co do pojęcia ich istoty. Można oczywiście z pewnym uzasadnieniem powiedzieć, ze nasze postępowanie w niektórych wypadkach nie jest wcale następstwem przyjętych wzorów i modeli, ani też następstwem teoretycznych racji „[...] wydaje się, że świat eksperymentu zawsze może stać się rzeczywistością będącą tworem człowieka, ta zaś zwiększy ludzką siłę tworzenia i działania dalej, niż ośmieliły się kiedykolwiek sięgnąć marzenia i wyobrażenia wszystkich minionych stuleci – niestety, zamyka nas ona z powrotem, tym razem z jeszcze większą siłą w więzieniu naszego własnego umysłu, w ograniczeniach i wzorcach, jakie sami stworzyliśmy […]. Wraz ze zniknięciem świata danego zmysłowo znika też świat transcendentny, a wraz z nim możliwość transcendowania świata materialnego w pojęciu i myśli. Nic dziwnego, że nowy wszechświat jest nie tylko »praktycznie niedostępny, ale wręcz nie do pomyślenia«, bowiem jakkolwiek go pomyślimy, jest błędny”.41 41 H. Arendt, Kondycja ludzka..., s. 312. 179 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 180 Myśl naszą można więc wyrazić bardziej poprawnie: umysł nasz, dając w istocie prawdziwy opis rzeczywistości, stwarza jednocześnie ograniczenia w postaci różnych wzorców, modeli i wartości, stąd nie wynikają automatycznie takie lub inne prawidłowe oceny i wartościowania, jeśli nie dadzą się zarazem sprowadzić do zweryfikowanych faktów społecznych. Wówczas stają się one wyłącznie w pełni nie-praktyczne i wtedy też grozi tendencja do subiektywizmu ocen oraz w zasadzie poszukiwane wartości i wiedza są bezużyteczne. Jednocześnie warto tu odnotować i pamiętać – na co do tej pory nie zwracano dostatecznej uwagi – iż przyjęcie fałszywego stereotypu czy modelu nie pomaga nam zrozumieć samej rzeczywistości społecznej, gdyż odwołuje się nie do tych zjawisk, które mają być analizowane. Z tego punktu widzenia opisany przedmiot staje się niejasnym, a przeto ani taki stereotyp, ani też model nie odpowiadają na pytanie dlaczego badana rzeczywistość jest taka a nie inna? Do powyższego poglądu można odnieść mutatis mutandis – rozważania Galileusza, który dowodzi, że w „naturze wszystkie prawdy współbrzmią, pomiędzy zaś fałszywymi pojęciami [lub pozycjami] oraz zjawiskami prawdziwymi istnieje dysonans […]. Jak można zatem utrzymywać, że mając do czynienia z dwoma stanowiskami, z których jedno jest z konieczności fałszywe, drugie zaś prawdziwe – przeto stanowisko fałszywe lepiej stosuje się do zjawisk naturalnych [i społecznych].”42 Z drugiej jednakże strony pojęcie właściwego modelu pomaga nam niewątpliwie w sprawach naukowych i politycznych, jakie się toczą wokół badanego przedmiotu bądź fragmentu rzeczywistości. Chociażby dlatego, że powoływanie się na istnienie różnych stereotypów i modeli myślenia jest m.in. uzasadnione nie tylko ich budowaniem przez różne kierunki i szkoły badawcze ale w istocie rzeczy spowodowane jest tym, iż w rzeczywistości społecznej można mówić i opisywać ją w bardzo odmienny sposób, skąd wywodzi się m.in. pojęcie „pluralizmu” idei i teorii, który nie musi wszakże prowadzić do relatywizmu; ale zastosowanie modelu do rzeczywistości jest w istocie problemem decyzji każdego poszczególnego badacza. O tym wyborze mogą natomiast decydować względy metody i teorii, jak i aspekty praktyczne. I dodajmy: nie idzie tu wyłącznie o posługiwanie się w naukach społecznych, prawnych lub politycznych zróżnicowanym językiem, jak uważali w swoim czasie przedstawiciele pozytywizmu prawniczego oraz neopozytywizmu, ale rzecz polega na tym, że przyjmuje się w badaniach pewne założenia, modele itp. nazywane w literaturze przedmiotu „wyjściowymi”, które mogą w pewnym stopniu rzutować na istotę prowadzonych badań i analiz; jak i na różne typy uzyskiwanych wniosków; które muszą być jednakże zweryfikowane przez praktykę społeczną lub polityczną. Okazuje się zatem, że tylko „czysto” opisowe analizy pozbawione – jak pisałem wyżej pewnych wyjściowych stereotypów czy modeli, albo innymi słowy: ogólniejszych zamysłów teoretycznych, mogą być powodem pominięcia ważnych, a nawet najważniejszych problemów badawczych, kosztem badań spraw marginalnych lub tylko przyczynkowych, takie właśnie niedostatki, mogą się ujawniać szczególnie mocno w badaniach kultury politycznej oraz sfery realnej polityki. Przyjmując zaś modele, jak 42 Galileusz, Fragmenty kopernikańskie, przekł. i komentarz T. Sierotowicz, Warszawa 2005, s. 29–30. Filozofia i ogólniejsze teoretyczne (wzory myślenia), wytyczamy i uzasadniamy jednocześnie kierunek poszukiwań, ale też przeprowadzamy zarazem eksperyment nazwany w nau kach społecznych i politycznych „organizowaniem” faktów i zjawisk politycznych; oraz formułujemy sądy wartościujące, a w naszym przypadku rzecz polega na tym jak powinna być sprawowana władza, jakie preferować wzory i modele zachowań oraz jak należy postępować w życiu politycznym. Idzie więc tu o te pojęcia i modele, które są przedmiotem kultury politycznej. Trzeba też zawsze pamiętać, że kiedy uzasadniamy potrzebę istnienia różnych stereotypów i modeli występujących w dziedzinie kultury politycznej to podkreślamy też, że punktem ich wyjścia i odniesienia są wzory i zasady, lub pewna ich liczba – przy równoczesnym wyłączeniu innych zasad i wzorów (np. fałszywych modeli, co jest pewnym ograniczeniem lub zawężeniem poszukiwań, nie zawsze jednak w pełni uzasadnionym). Mówiąc o takiej lub innej dyscyplinie naukowej, w zasadzie zaczynają się problemy z pytaniem – co to jest i jednocześnie dla kogo jest ta wiedza? Współczesna nauka o kulturze politycznej ułatwia nam w pewnym stopniu wyjaśnienie tego zadania. Wystarczy postawić taki problem, a okazuje się, że dostrzegamy, uświadamiamy sobie istnienie współczesnego konfliktu pomiędzy nauką o kulturze politycznej a filozofią polityczną, lub w szerokim interpretowaniu – politologią. W dzisiejszych czasach i złożonych sytuacjach politologia, jak i w pewnym zakresie filozofia polityczna stały się niemalże tożsame z ideologią i wbrew nierzadko własnym deklaracjom wspierają dziś skutecznie „problemy metaspołeczne”, a nie praktyczne kwestie; chociaż trudno byłoby powiedzieć, żeby z tego powodu utraciłyby one w ogóle swój charakter polityczny. W literaturze przedmiotu „politologia” nazywana jest mitem lub „bytem mitycznym”, ale też uznawana jest za ważną dziedzinę właśnie w społeczeństwie masowym. Zwróćmy jednak w tym kontekście uwagę, że z pewnością nauka o kulturze politycznej jest rozumiana w czasach dzisiejszych jako przeciwieństwo filozofii politycznej, a w konsekwencji – politologii. Biorąc pod uwagę znaczący rozwój nauk humanistycznych, stosunkowo łatwo jest twierdzić, że wymienione wyżej podziały, wyodrębniające np. filozofię klasyczną, nauki społeczne, naukę o kulturze duchowej i politycznej oraz politologię – podziały te są wynikiem podstawowego rozróżnienia dokonanego w dziejach historii na: filozofię, jako wiedzę o ogólnych prawach i tendencjach rozwoju, czy jako najwyższą formę wiedzy; oraz na poszczególne nauki społeczne, w nie tak dawnych zaś czasach z podziału tego wydzielono Naukę o Kulturze Politycznej. Jednakże komplikacja w powyższych problemach dotyczy dróg i metod odejścia od odpowiednich zasad i wartości, zwłaszcza od ich konserwatywno-tradycyjne strony oraz źródeł dehumanizacji problemów merytorycznych, aby można było „dopasować się” do nowych praktycznych form życia społecznego, aby też ważną funkcją polityki było wzajemne spajanie obywateli, także obywateli z władzą aby w końcu przestrzeń obywatelska nie była chora, ale stawała się ustawicznie ważkim centrum, obiektem politycznym; dobrem wspólnym wszystkich obywateli, aby nie mogła już dłużej należeć tylko do jednostek posiadających monopol na władzę i odgórne rozkazywanie. Na tym tle właśnie wciąż rodzą się kontrowersje i wciąż otwarta jest dyskusja na interesujące nas wymienione wyżej kwestie, na odmienne poglądy od naszych, na różne 181 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 182 nieraz niuanse i rozbieżności, jak i na zakładaną zgodność uczonych oraz polityków w sprawach najistotniejszych dla budowania polskiego społeczeństwa obywatelskiego. Nie będziemy próbowali sporządzać tu bilansu myśli oraz innowacji (know how), jak i odkryć u klasycznych przedstawicieli doktryn politycznych i prawnych, ale chcemy wymienić przynajmniej niektórych, być może najważniejszych z nich, którym zawdzięczamy intelektualne przewodnictwo, standardy naukowej obiektywności, wartościowanie różnych postaw ludzkich, badań i rozmyślań, opisów faktów społecznych w połączeniu z ich oceną. Natomiast klasyczni myśliciele sens uprawiania nauki łączyli z aktywną postawą społeczną, a nade wszystko z głębokim poczuciem odpowiedzialności, naukową procedurą sumiennego weryfikowania faktów, oczywiście na miarę społecznych i osobniczych potrzeb, nie zniekształcając ich, ani też nie przedstawiając tych faktów jednostronnie. I te właśnie metody badawcze oraz problemy – stały się trwałym dorobkiem ludzkiej wiedzy oraz nieodzownym komponentem naukowego etosu, jak i wizji społeczeństwa XX i XXI wieku. Nauka dla klasycznych przedstawicieli myśli społecznej i prawno-politycznej była całkiem czymś innym, aniżeli tylko „rodzajem swoistej fizyki i polityki”, lub też czystej „inżynierii społecznej” gdyż przedmiotem takiej nauki byli ludzie oraz „produkty” ludzkiej działalności, jak i przejawy stosunków międzyludzkich. Aby zdać sobie sprawę z powyższej sytuacji musimy dodać, iż badali oni jak funkcjonują instytucje społeczne i polityczne. I wszystkie te kwestie nie były zatem drugorzędne, tak jak przedstawiciele nauki w swej większości nie byli tylko „gabinetowymi uczonymi” ale głęboko wnikali w główne konflikty społeczne i polityczne, w spory ideowe swej epoki, a kierowali się zasadami humanizmu i otwartej wiedzy – uznając na równi wiedzę specjalistyczną, jak np. wiedza o kulturze politycznej. Wspomniana wyżej propozycja kultury politycznej oraz nauki o tej kulturze stawia, może być też postawiona w rzędzie tych nauk społecznych i prawnych, które rozpoczynały nowy okres badania problemów współczesności i postwspółczesnoś ci. Pomimo że sama dziedzina badań kultury politycznej nie należy jeszcze całkowicie do w pełni opracowanych i zaakceptowanych, nie mniej jednak wskazuje niezbędny kierunek badawczy nad ustrojami państwowymi i sferą polityki, chociaż sama ta nauka jeszcze boryka się z wieloma trudnościami, zwłaszcza w jej zastosowaniu do praktyki społecznej. Stąd bowiem dostrzec można w tej sferze badawczej pewne charakterystyczne przeplatanie się nowych trendów i zjawisk politycznych z tymi, które pozostają ciągle starymi nawykami lub tradycyjnymi zaszłościami. Nie zawsze jednak poprzez wychowanie, czy edukację można wpoić ludziom określone zwyczaje, postawy i wzory zachowań politycznych, lub też zasady moralnoś ci bądź dobre obyczaje. Kształcenie ma nierzadko zakres ograniczony i nie potrafimy zazwyczaj wyzwolić się ze starych nawyków i rutynowych sposobów działania, które miałyby nas nie obowiązywać na całe nasze życie prywatne i publiczne. Słusznie o tym pisze R. Koselleck, że: „[w] sferze instytucjonalnej warstwy wykształcone zdane były na państwo będąc jednym z jego nośników, ale nie wpływając bezpośrednio na jego politykę. Nie bez powodu wątpić przeto można, czy wcześniejsza parlamentaryzacja ustroju, a za tym bezpośrednia odpowiedzialność również tak Filozofia zwanych ludzi wykształconych – zapobiegłaby katastrofie I WŚ […]. W każdym razie kształcenie w dziejach Niemiec, nie przyczyniło się do stworzenia autentycznej kultury politycznej, która odpowiadałaby wyzwaniom społeczeństwa przemysłowego. Ta milcząca funkcja kształcenia zyskała ogromne znaczenie, gdy w roku 1918 załamało się tradycyjne państwo. Kształcenie straciło chronioną dotychczas państwowo i ekonomicznie przestrzeń wolności, musiało stać się także bezpośrednio polityczne, tzn. uczeni zaczęli włączać się za pośrednictwem partii w pracę parlamentu, a przez to również do polityki […], a kryzys ustrojowy zmuszający ich do zajęcia stanowiska był także kryzysem kształcenia”.43 Sprawy te były dość oczywiste w krajach europejskich, a zwłaszcza w Niemczech, gdzie udział ludzi w systemie kulturowo-politycznym inaczej przebiegał w Republice Weimarskiej i w hitlerowskim reżimie, w którym wartości i normy postępowania były totalnie kontrolowane przez państwo i partię, obywatele zaś byli ustawicznie mobilizowani, do akceptacji totalitarnej kultury politycznej, a w konsekwencji w ramach ograniczeń praw demokratycznych byli oni traktowani jako instrument służący do uzyskiwania biernego posłuszeństwa panującej ideologii i władzy państwowej. Ukształtował się zatem w Niemczech – totalitarny typ kultury politycznej, a jego pojawienie się w pełni wywierało skrajnie niekorzystny wpływ na całość zjawisk politycznych w państwie i społeczeństwie. Ważnych powodów kryzysu gospodarczego i politycznego należy szukać w dziedzinie polityki a nie w sferze kształcenia, czy edukacji. () Kultura polityczna jest z pewnego ludzkiego i społecznego punktu widzenia, także przy określonym ujęciu odrębnego systemu wartości, tj. „wartości celów” oraz „wartości środków” – programem walki z samym pragnieniem władzy, z hańbiącymi jej motywami oraz wykonywaniem, jak i z polityką będącą korelatami mistyfikacji i manipulacji. Chodzi tu bowiem nie tylko o konstatację zła społecznego i politycznego ale o poziom wiedzy zawarty w kulturze politycznej, który zabezpiecza utrzymanie reguł i norm warunkujących jakość rządzenia i sposobu realizacji elementów tej kultury, mających tworzyć w istocie strukturę polityczną po prostu ludzkich i demokratycznych społeczeństw. Problem ten wiąże się ściśle z pojęciem conditionis humanae, tj. przyjęciem założeń niejako z definicji przywiązujących do takiego ujęcia dużą wagę, gdyż warunkuje to dążenie do możliwie pełnego rozwoju osobowości oraz powoduje zainteresowanie zdobycia władzy i jej sprawowania – w oparciu o wysoką wiedzę i fachowe wykształcenie. Powyższe standardy pełnią tu rolę wartości zakresowo będących – można powiedzieć – samymi w sobie. Tak właśnie w swym dziele Polityka, kwalifikuje Arystoteles system wartości politycznych i etycznych jako filozofię „spraw ludzkich” i takie też sprawy odniesione są do oceny tych wartości. Podobnie ma się sprawa z polityką, będącą najbardziej kierowniczą sztuką w państwie, która nie może implikować zła, a tylko dobro, więc – logicznie dobro jest pod względem istotowym celem, a nie środkiem wszelkiego dążenia człowieka; jest też treścią każdego rządzenia ludźmi i państwem, jest też – używając słów Arystotelesa – celem dążenia człowieka ze względu na samo dobro, nie zaś na osiąganie korzyści materialnych i prestiż osob43 R. Koselleck, Dzieje pojęć. Studia z semantyki i pragmatyki języka społeczno-politycznego, Warszawa 2009, s. 163–164 [podkreśl. moje – T.F.]. 183 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 184 niczy lub zbiorowy, bądź też zajmowanie wysokiej pozycji w oficjalnych instytucjach władzy. Ciekawe jest jednak, że powyższe niemalże „banalne” stwierdzenia z tak ogromnym trudem stosowane są same w życiu społecznym, a tym nie mniej mają one praktyczne doniosłe znaczenie dla głębszego zrozumienia systemów wartości i reguł kultury politycznej. Analogiczną problematykę podejmuje także Pierre Macherey, przede wszystkim jedna pod kątem widzenia walki z absolutnymi normami, którym człowiek musi się bezwzględnie podporządkować, norm na gruncie których nie mogą się zarysować ogólne przesłanki i możliwości działań podmiotów politycznych. Przeciwnie zaś – jednostkę obywatela obowiązuje bezkrytyczne zdyscyplinowanie, który, staje się przedmiotem porządku politycznoprawnego. W ten sposób znika też pojęcie „wartościowego obywatela” korzystającego maksymalnie z przysługujących mu praw podmiotowych i możliwości udziału w demokratycznych metodach rządzenia. Sygnalizowana wyżej teza znosi tez intencjonalność, w poczynaniach i działaniach ludzi. Ten sens zdeformowanego ujęcia norm i reguł przesłania istotę procesów politycznych, społecznych i prawnych. Przeto wedle powyższego rozumienia prawo ani też reguły gry politycznej nigdy nie jawią się w postaci poszczególnych zaleceń, które podmioty miałyby napotykać na swej drodze – niczym drogowskazy lub przeszkody czy „zapory kulturowe” i które w sposób faktyczny kierowałyby ich losem, bez uwzględnienia ich własnej, spontanicznej intencjonalności. Także bez „produktywnego” charakteru norm i wartości politycznych. A przecież ta intencjonalność w działaniach i zachowaniach człowieka wyraża się w sposób powszechny w głębi nich samych, mianuje je podmiotami i przypisuje im normy działania, które podmioty te powinny uznać za własne. Dwie rzeczy mają w tym kontekście głęboki sens: „[...] z jednej strony, normy wiedzy [także swoiste wartości wiedzy o kulturze politycznej], wprowadzającej kryteria prawdy, której wartość może się opierać albo na restrykcji albo na konstutywności; a z drugiej strony – normy władzy, która przypisuje podmiotowi warunki jego własnej wolności wedle zewnętrznych reguł lub wewnętrznych praw. Problematyka normy [i wzorów kultury politycznej] łączy się też z różnicą między dwoma możliwymi formami poznania: jedną formą opierającą się na abstrakcyjnej siatce racjonalności, usytuowanej ponad obszarem rzekomo »przedstawianych« przez nią przedmiotów i wciskając je we własne ramy; oraz drugą – formą wiedzy, która wydaje się stanowić element konstytucji swojego własnego przedmiotu tj. sprawia, że przestaje on być tylko jej »przedmiotem«, stając się zarazem podmiotem. Wiedzy, której formę nadają par excellence nauki społeczne [także – jeśli nie głównie] – nauka o kulturze politycznej”.44 O PAŃSTWIE KULTURALNYM Zwróćmy także uwagę na niezbyt często spotykaną kulturową koncepcję państwa o której mówi się faktycznie jako o „państwie kulturalnym” nie posiadającym sensu werbalnego, ale chodzi po prostu o sferę treściową, która to konstrukcja jest brakującą w systemie politycznym. Jest ona obecnie w ogóle, lecz także dla nas szczególnie interesująca. Bliższe zainteresowanie tymi kwestiami znajdujemy u: Marca Fumaroli, występującego z propozycją, że: 44 P. Macherey, Siła norm – od Canguilhema do Foucaulta, Warszawa 2011, s. 85 i 91. Filozofia „[we] Francji naród miałby zostać stworzony przez państwo, a państwo kulturalne, nadmiernie rozwijające się od 1959 roku, miałoby tylko odnaleźć koryto wyżłobione dla niego przez ancien régime […] to tłumaczenie ma dużo uroku – jest jednak dziwaczne. Albowiem państwo kulturalne jeśli wychodzi z tego uszlachetnione to również traci tę nowoczesność, którą się chełpi jako czymś, co stawia je na czele narodów i pozwala mu wskazywać im drogi przyszłości. Dochodzi nawet do tego, że jako doktrynę formułuję ścisły rozdział tego, co należy do polityki do spraw umysłu […]. Pragnienia rozrywek i zastępczej religijności nie pozostawiono ludziom, aby poszukiwali po omacku: państwo je skanalizowało i zapewniło sobie środki, żeby ludzie – jeśli nie zaspokoić to przynajmniej zająć – z tym większą zuchwałością, że praktycznie nie ma żadnej konkurencji. Powołuje się na nie, w wielkim zgiełku; i na nie donosi: zagraniczny imperializm kulturalny, pieniądz jak król”.45 Sprawa komplikuje się jednakże w powyższym ujęciu, gdy dotyczy zasad wedle jakich działa władza państwowa oraz jaki porządek kulturalny chce wdrażać w życie publiczne? Jak się wydaje byłoby natomiast bardziej prawidłowe twierdzenie, aby problematykę, jak i samo pojęcie „państwo kulturalne” odwrócić, i wówczas można by mówić o słabości „kulturalnej koncepcji państwa”. Odwołać się można też do tych badań – o których pisałem poprzednio – że „państwo kulturalne” w swej funkcji formalizuje i biurokratyzuje twórczość i działania obywateli, a możliwość uczestnictwa w danym systemie kulturalnym staje się funkcją sytuacji i pozycji zajmowanej w strukturach władzy. A zatem odmienną kulturową koncepcję państwa, jak i odgrywanie różnych ról przez twórców i działaczy prezentuje F. Znaniecki, oparciem dla niego jest bowiem jednostka ludzka lub większe czy mniejsze grupy twórców. Czym w istocie rzeczy jest kultura polityczna, gdzie należy poszukiwać jej źródeł, w jaki sposób należy dziś bronić tej kultury przed „złą polityką”, manipulacją w sferze opinii publicznej oraz przed dehumanizacją życia społecznego? Podejmujemy próbę odpowiedzi na te pytania wskazując jednocześnie na stawiane jej „zapory” oraz logicznie wynikające z tego ujęcia pozytywne naświetlenie problemów ludzkiego życia politycznego, zachowań ludzi władzy i obywateli, jak i wyznaczenia stałych wartości i komponentów w tej dziedzinie – bez czego nie moglibyśmy zrozumieć naszych zachowań, zwłaszcza w okresie radykalnej przebudowy stosunków społecznych, w odmiennych wolnokonkurencyjnych warunkach kapitalizmu i posiadających też odmienną od naszej świadomość, psychikę i artykulację rzeczywistości politycznej. Proponuje się wtedy wolną grę rynkową, która narzuca też rynkowy mechanizm polityczny. W związku z tym charakterystyczne jest to mianowicie, że po „zimnej wojnie” ujawniły się pewne dekompozycje w sferze polityki mające ujemne skojarzenia dotyczące życia intelektualnego oraz wpływu na świadomość osób i elit rządzących. Nieco od innej strony wystąpiły podobne zjawiska w okresie transformacji władzy i gospodarki w krajach Europy Wschodniej – to stworzyło nie tylko nowe stosunki społeczne, lecz spowodowało też znaczącą modyfikację w ideach politycznych i moralnych, w sposobie myślenia oraz wychowania obywateli, którym wpojono – w sposób ograniczony – określone poglądy, obyczaje i oceny. Na tym tle daje się również ująć następujący problem: „wszechobecność ideologii i pasji politycznych oraz relatywna nieobecność poważnej myśli politycznej, rozumianej jako zdyscyplinowana i bezstronna refleksja nad wyraźnie politycznym doświadczeniem. Paradoksem tych szkół był fakt, 45 M. Fumaroli, Państwo kulturalne, religia nowoczesności, Kraków 2008, s. 140–141. 185 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 186 że zachęcały do politycznego zaangażowania […] w bezkształtną dyskusję o wyższych siłach historycznych, gospodarczych i lingwistycznych. Rezultat był taki, że polityczne działanie nasilało się, podczas gdy myśl i kultura polityczna zanikała”.46 Prowadzi to nieraz to formułowania skrajnych poglądów, jak np. że współczesna kultura polityczna jest w większym stopniu znakiem zapytania o spełnianiu jej ważkiej roli w życiu publicznym aniżeli faktem społecznym. Dalsza komplikacja dotycząca też problemu: czy kultura polityczna ma prawo bytu we współczesnej, postmodernistycznej epoce, jeśli określony system wartości sprowadza się do roli pewnego „produktu” dodanego do człowieka, a nie ujmuje się, nie analizuje się też jej od strony merytorycznej, to znaczy, co jest dobre, a co jest złe dla jednostki, grup ludzkich lub dla rozwoju społeczeństwa jako całości. Jakie są też zależności między szybkim, dynamicznym rozwojem danego społeczeństwa a wybieraniem różnych postaw i zachowań od egoistycznych poczynając a na altruistycznych postawach kończąc? Jakie przyjąć stanowisko wobec szybkiego postępu w dziedzinie techniki, biologii czy medycyny, jak w tym wypadku ułoży się życie człowieka, czy wobec niepewności egzystencji ekonomicznej i moralnej ludzi lepiej i wygodnej będzie akceptować wartości i normy heteronomiczne, którym człowiek powinien być „z góry” posłuszny, w pewnym sensie zwolniony od myślenia i kontemplacji; czy zostaną zaniechane obyczaje i tradycyjne poglądy, czy nasz umysł zostanie zamknięty dla racjonalnych twierdzeń itp.??? Jeśli ktoś pyta o sens kultury w ogóle, także politycznej, lub jaki cel należy sobie postawić w życiu prywatnym i publicznym, to odpowiedź może być albo taka, iż należy umieć wyrażać własne humanistyczne poglądy i opinie oraz racje za nimi przemawiające, albo też zrezygnować z wysokiej kultury politycznej, z własnych przekonań na rzecz odgórnego zwierzchnictwa. Ale wraz z postępem ogólnego poziomu oświaty i kultury, nasze działanie i zachowania w sferze stosunków międzyludzkich będą coraz bardziej charakteryzować się wiarą i zaufaniem w kulturę uniwersalną i polityczną. Takie właśnie działania w coraz większym zakresie stają się już obecnie – efektywnymi, są też skuteczną metodą walki z elementami antykultury politycznej. Jeśliby takich postaw i sposobów postępowania nie było, to należałoby je wymyśleć od nowa! Ten kontekst rozważań prowadzi – jak wynika z naszych analiz – do bardziej wnikliwej analizy rzeczywistości społecznej i politycznej, a dzięki temu do wyższego etapu rozwojowego kultury politycznej. Wskazujemy też na szkody wyrządzone przez antykulturę polityczną, jak i bronimy dążenia do prawdziwej oceny politycznej, do wprowadzenia edukacji w szkołach i uniwersytetach z nowego przedmiotu: nauka o kulturze politycznej. Byłaby to w poważnym stopniu obrona współczesnej cywilizacji przed antydemokratycznymi tendencjami, które stępiają świadomość indywidualną i zbiorową, natomiast autentyczna kultura polityczna potrafi przeciwstawić się zdecydowanie wstecznym kierunkom warstw i grup rządzących aparatem państwowym. A demokratyzm kultury politycznej, jej elementarne zasady są dziś bardziej potrzebne niż kiedykolwiek; stają się bowiem częścią szerszej świadomości politycznej i prawnej, swoistą samowiedzą obywatelską i wiarą w człowieka, także ważną zaporą przed uleganiem złudzeniom 46 M. Lilla, Koniec polityki, „Teologia Polityczna” 2006–2007, nr 4, s. 62. KULTURA POLITYCZNA JAKO DEMOKRATYZACJI DEMOKRACJI Wróćmy jeszcze do znaczenia kultury politycznej w życiu osobowym i publicznym, która może wydawać się oczywista, ale jest ciągle w stosunkowo słabym stopniu uświadamiana i na współczesnym poziomie rozwoju nie odgrywa też zasadniczej roli, a zasada trwałości jej wzorów nie obowiązuje z tą samą siłą, jak np.: reguły techniczne. Przeto autorytarne systemy polityczne, lecz także ustroje demokratyczne (wprawdzie w innym nieco wymiarze) bronią się przed wszelkimi demokratycznymi regułami kultury politycznej, które musiałyby pociągać za sobą nieuchronne zmiany w tych systemach, umożliwiające i sankcjonujące racjonalne metody w gospodarce i polityce. Z tych właśnie źródeł wynika opór reżimów autorytarnych bądź reżimów wodzowskich, przed przyjmowaniem lepszych reguł i zasad oraz skuteczniejszych (demokracja nie oznacza wcale słabości władzy) metod rządzenia. Ten opór wspomnianych wyżej struktur władzy może być wszakże większy, kiedy warunki zewnętrzne mają niejako naturalny wpływ na przeobrażenia wewnętrzne danego społeczeństwa i państwa; np., sytuacja społeczna w państwach Europy po II wojnie światowej. Ale jesteśmy też świadomi szybkich zmian w rozwoju kultury politycznej opartej na rosnącej ilości doniosłych i ważnych wartości w sferze zachowań i postaw politycznych ludzi, które są fundamentem legitymizowania władzy nie tylko w czasie wyborów, lecz także – jeśli nie głównie – w samym procesie sprawowania władzy. Tendencja ta będzie nieustannie wznosić się pionowo w górę, choć może być coraz stromiej – zwłaszcza w biurokratycznym utrwaleniu oraz kostnieniu (petryfikacji) form i procedur instytucjonalnych i prawnych. Wyobraźmy sobie, że usuniemy, zlikwidujemy w państwach europejskich prawa wolnościowe, swobody demokratyczne, że usuniemy z życia publicznego wartości kultury politycznej, że zniknie wraz z nią optymistyczny styl rządzenia, że instytucje polityczne będą funkcjonować tylko w oparciu o sztywne reguły biurokracji, że usuniemy nasze przekonania i swobodną wymianę opinii oraz edukację polityczną społeczeństwa, że w końcu, demokracja będzie funkcjonować w oparciu o „czyste” reguły techniczne – to wówczas Europa pozostanie tylko bezwolną grupą wykonawców i dysponentów swojej własnej woli, działających w konsekwencji wedle reguł rutynizacji, pozostanie w istocie machiną administracyjno-biurokratyczną wyzutą z wartości i standardów kulturowych, szerzej rozumiejąc to określenie, kierującą się jakimiś bliżej nie zdefiniowanymi stadnymi upodobaniami. Tak więc z samych siebie reguł technicznych – nie rodzi się demokracja, nie wynika też przywiązanie do wartości wolnościowych, od których zależy przecież przyszłość narodów cywilizowanych, przyszłość demokracji, wolności oraz porządku prawno-politycznego. W naszych analizach przyjmujemy, że wartości i normy kultury politycznej, a całościowo postrzegając jej strukturę – iż jest ona w sensie intelektualnym niezależna o warunków, wobec tego jest niezmienna w czasie i przestrzeni, zawiera też komponenty i standardy uniwersalne. Zakresowo sprawa wygląda tak, że idzie tu nie tylko Filozofia politycznym, a to jest właśnie realną wartością kultury politycznej oraz rezultatem znajomości tej kultury – wypływającymi niejako z fizycznej natury człowieka. 187 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 188 o zachowania (używając terminu angielskiego behavior) obywateli oraz mechanizmy działania władzy, ale idzie również o to, iż kultura polityczna i powiązane z nią kategorie pomagają w rozwoju demokracji, są nieodłącznie związane z procesem, który można nazwać demokratyzacją demokracji. To właśnie demokracja potrzebuje refleksji teoretycznej, lecz także ocen moralnych i etycznych, nie może być natomiast rozumiana jako system formalnych praw i obowiązków człowieka. Jest przecież doniosłym faktem, że niezależnie od różnic historycznych, kulturowych, a także rasowych, ludzie rozumieją się nawzajem i przeżywają analogiczne oceny etyczne i emocjonalne. W tych bowiem dziedzinach wielce pomocne są wartości i wzorce kultury politycznej, które wpływają na nasze zachowania, przyczyniają się także do prawidłowej artykulacji świata polityki, zakładając przez to szczególna rolę w aspekcie rozwoju demokracji, która nie może być ustanawiana za pomocą wyborów, powszechnego głosowania i porządku prawnego obowiązującego w konstytucji, nie może być też do tego sprowadzana. Dlatego określoną, ważną rolę odgrywa tu proces nazwany przez nas demokratyzacją demokracji, czyli – innymi słowy – musi zwyciężać w polityce, w budowaniu państwa rozumny porządek. Do tego należy też dodać coraz częściej przytaczane argumenty, że polityka to jest w istocie wartość i cele konkretne: państwowe, gospodarcze, to tworzenie dobrych podstaw w stosunkach międzynarodowych, to także demokratyczne relacje między narodem i państwem, jak również zakresy planowania w strukturach politycznych oraz w stosunkach władza – obywatele. Lecz polityka to również domena własnych postaw, własnych norm, ambicji i interesów; to też pokonywanie kolejnych szczebli na drabinie władzy państwowej. To są bowiem problemy z pogranicza polityki, moralności – kultury politycznej i w tym zakresie jedną z możliwych odpowiedzi jest akceptacja tej mianowicie wersji, że dla „długofalowej jakości polskiej polityki nader ważne jest to jaki jest stan mentalny, świadomościowy czy intelektualny elit rządzących i przywódców politycznych”.47 HISTORIA JAKO KULTUROWO-DUCHOWY FAKT W przeciwieństwie do tradycyjnego rozumienia historii jako nauki faktograficznej, zajmującej się tylko czystymi zdarzeniami i zjawiskami – główne kierunki badań we współczesnej epoce rozpatrują problemy historii, które mają wymiary kulturowo-duchowe. Dziś Cassirer zwraca w szczególności uwagę na tzw. historię kulturową charakterystyczną dla nowoczesnej postawy badawczej. Przedmiotem poznania są przeto „dzieła ludzkiej kultury a posiadają one nie tylko pojęciowo pomyślany, lecz także całkowicie określony, indywidualny i historyczny byt. Wewnętrzna struktura tego bytu jest jednak dostępna dla ludzkiego ducha, ponieważ on sam jest jej twórcą. Mit – język – kultura – religia oraz poezja: są obiektami które są właściwie dostosowane dla ludzkiego poznania. I to na nie właśnie w pierwszym rzędzie kieruje wzrok Vico, budując swoją »logikę«. Po raz pierwszy logika waży się wyjść poza obszar obiektywnego poznania, obszar matematyki i przyrodoznawstwa, aby zamiast tego ukonstytuować się jako logika kulturoznawstwa, języka, poezji czy historii […]. Historia jest więc rozważana tak, jak duchowy fakt, w żadnym razie zaś jako czysty ciąg zdarzeń. Perspektywa historyczna nie zo47 Por. M. Janicki, W. Władyka, „Polityka” 2012, nr 5, s. 19. W związku z powyższym ludzie kultury politycznej wierzą w racjonalny porządek społeczno-ustrojowy, jak i porządek prawny – widzą ich gwarancję w demokratycznej legitymizacji władzy, albo w prawach natury, odrzucają natomiast jego metafizyczne uzasadnienie. Swoje zadania indywidualne oraz publiczne traktują jako powołanie, jednocześnie zaś udoskonalanie swej osobowości a powierzone im wykonywanie funkcji społecznej realizują zgodnie z wysokimi zasadami kultury politycznej, z ideałami – w duchu których zostali wychowani i nadal będą rozwijać swoją osobowość, przeciwstawiając się otwarcie ujemnym zjawiskom w sferze polityki. Przeto typ człowieka o demokratycznej kulturze politycznej, przeciwstawia się człowiekowi biernemu, nie interesującemu się z istoty rzeczy polityką, ani też nie partycypującemu w sprawach publicznych, tylko zaś pasywnie przystosowującemu się do warunków materialnej i politycznej egzystencji, gdyż tak czy inaczej nie mogą one ulec zmianie. Wówczas wytwarza się poczucie braku stabilności, braku sensu istnienia i sensu tworzonego porządku społecznego, jak również wytwarza się bezsilność wobec obiektywnych faktów, co sprzyja powstawaniu niepewności osobistej i zbiorowej, a jedyną możliwością utrzymywania się w społeczeństwie jest całkowite podporządkowanie się dominującej w kulturze politycznej, co nie sprzyja rozwojowi demokratycznych stosunków w państwie oraz w relacjach władza – obywatele. Stąd właśnie Znaniecki kładzie duży nacisk na to, aby w życiu prywatnym i społecznym znaczącą rolę odgrywali „ludzie zabawy” aby obowiązywała zasada fair play, w stosunkach międzyludzkich, lecz nade wszystko w polityce, gdyż gwarantuje to, że ludzie sprawujący władzę nie będą się interesowali tylko układami politycznymi i partyjnymi oraz samymi mechanizmami władzy. Błędne byłoby zatem zwycięstwo myślenia wyrażane w kategoriach, iż to co dobre dla władzy – jest dobre również dla obywateli. Na przykład reforma emerytalna – rząd uznaje swoją rację i jeszcze dodatkowo twierdzi, że ją ma. Nawet bez złych intencji i zamiarów, polityczne elity rządzące usiłują nierzadko narzucić opinii publicznej rozwiązania polityczne, gospodarcze i społeczne – które uważają za najdoskonalsze i właśnie dlatego je preferują. Stąd, wydaje się z pozoru, dla politycznej elity jest nie do pomyślenia oraz nie do przyjęcia, aby jej dominująca kultura polityczna nie mogła być zrealizowana; nawet wówczas kiedy jest wyraźnie sprzeczna, wprost nie do pogodzenia z innymi politycznymi subkulturami, np., z kulturą inteligencji, z wytworzoną kulturą ludzi pracy, chłopstwa itp. Nie są to dla demokracji i odpowiadającej jej kultury politycznej sprawy błahe, nie mogą też grupy rządzące decydować jednoznacznie o oficjalnym kierunku polityki państwa i społeczeństwa jako całości, a poważne problemy społeczne, ekonomiczne i edukacyjne nie mogą w żadnym wypadku stać się tylko „parawanem”, który osłania podejmowanie ważnych decyzji politycznych, niezależnych od woli, wiedzy oraz kultury obywatelskiej wyrażonej w wyborach powszechnych, jako legitymizujących wyłonioną władzę. A skoro fakty świadczą o czymś wręcz 48 E. Cassirer, Logika nauk o kulturze, Kęty 2011, s. 37–39 [podkreśl. moje – T.F.]. Filozofia staje wyparta, jednak okazuje się, że horyzont historyczny nie może ukazać się swobodnie i w całej rozciągłości, jeśli nie powiąże się problematyki historycznej z semantyczną, aksjologiczną i kulturową. Nie wymaga się już jedynie historii rozwoju, lecz heglowskiej »fenomenologii ducha«”.48 189 przeciwnym – to tym gorzej dla faktów, a zwłaszcza załamują się wówczas wzajemne relacje i korelacje: władza–obywatele. Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... BIOPOLITYKA JAKO WAŻNY KOMPONENT KULTURY POLITYCZNEJ 190 Każdy istotny sens wartości kultury politycznej oraz ich wybór dokonuje się zawsze w obrębie określonych sytuacji i warunków lecz także wybieramy w szerszym „systemie wzorów i standardów”. Wybór taki opowiada się za tym, co jest dobre, społecznie i osobniczo słuszne, czy też użyteczne z punktu widzenia naszych celów lub nierzadko doraźnych interesów. Swobodna skala wyboru jest nieraz bardzo szeroka, stąd „dany wybór” nie wyklucza i nie przesądza też o tym, że możemy wybierać wartości przeciwne w stosunku do opisanych wyżej określeń. Takie też rozumowanie dotyczy dziś modnego tematu, który w sferze zachowań jednostek i grup ludzkich nie ogranicza się do świadomości, lecz charakteryzuje się szerszym rozumieniem zbiorowych istot ludzkich, określanych mianem biopolityki; tzn. – istot egzystencjalnie żywych, tj. tworzących daną zbiorowość, włączając w nią na przykład, problem zdrowia, zmniejszania się przyrostu naturalnego, edukację, higienę godziwego życia i konsumpcji, problemy etniczno-rasowe czy też po prostu egzystencjalne. W niniejszych rozważaniach wychodzę wszakże z założenia, że wspomnianych problemów nie da się oddzielić, nie tylko od świadomości indywidualnej oraz zbiorowisk ludzkich (co byłoby raczej tradycyjnym ujęciem XVIII-wiecznej kartezjańskiej filozofii), ale kwestie te stały się bardzo ważną częścią kultury politycznej, określanej jako kultury demokratycznej – pojmowanej w odróżnieniu od polityki – w sposób racjonalny. Dookreślając powyższą formułę chodzi w kulturze o racjonalność polityczną. Dlatego też, o czym była już poprzednio mowa, pojęcie „biopolityka” jest dziś również pewną istotną, akceptowaną wartością kultury politycznej i wnosi ono do tej dziedziny wiedzy nie tradycyjną moralistykę, lecz szerszy bilans wartości ogólnopublicznych i ogólnoludzkich oraz zjawiska gwarancji określonych praw materialnych i duchowych człowieka, praw których istnienie lub nieistnienie decyduje o panowaniu politycznym czy też o sposobach i metodach sprawowania władzy. Istotnym narzędziem w tej kwestii jest właśnie termin biopolityka, nie oparty tylko na pozytywistyczno-prawniczym przekonaniu, że wystarczy skodyfikować reguły nakazowe czy zakazowe aby ludzie postępowali dobrze lub szlachetnie: wtedy bowiem nie moglibyśmy dostrzegać „sytuacji konfliktowych”49, o których mówi właśnie koncepcja biopolityki, różniąca się od klasycznego liberalizmu tym, że nie można jej sprowadzić tylko do racjonalizacji sprawowania rządów – dążących w istocie do spotęgowania ich własnych efektów. Właśnie zasługą wydobycie tych problemów w całej swej ostrości jest biopolityka, która zwraca szczególną uwagę na praktykę społeczną, tzn. na określony sposób działania władzy i obywateli, zorientowany na takie a nie inne cele i wartości, będące ważnymi a być może najważniejszymi komponentami kultury politycznej oraz polegające na bieżącej odpowiedzialności i kontroli władzy oraz ciągłemu dokony49 Por. na ten temat: T. Filipiak, Konflikty i dylematy ludzi w świetle kultury politycznej, [w:] Kwestie społeczne na przełomie stuleci. Materiały z konferencji naukowej […] – 6–7 listopad 1997, Warszawa 1998, s. 118–229. Filozofia waniu korekt rządzenia. Sprawowaniu rządów musi towarzyszyć stała krytyka – i to jest nade wszystko bardziej istotne od postulatu optymalizacji rządzenia. Owa krytyka powinna dotyczyć nie tylko najlepszych, czy też najmniej kosztownych środków prowadzących do danego celu, lecz samej możliwości i zasadności postulowanych celów i metod rządzenia jako takich. Dodatkowo ujawniające się tu podejrzenie, że rządzi się zawsze zbyt wiele ustawicznie naprowadza nas na inne pytanie: do czego w takim razie i rozumowaniu potrzebne są rządy i instytucje państwowe???50 Określone wartości, wzory oraz motywacje ludzkie wiążą się z rozumieniem kultury politycznej jako nauki, badającej przede wszystkim te czynniki i postawy, które kształtują zachowania społeczne w relacji władza – obywatele oraz indywidualne działania nazywane przez nas „kulturą obywatelską” – te właśnie elementy są ważne i warte szczególnej uwagi, bo wyznaczają określone wzory zachowań i normy działania, jak również określają to, jak należy postępować w życiu prywatnym i politycznym. W odróżnieniu przeto od działalności ludzkiej w instytucjach władzy, partycypacjach w kulturze politycznej nie przynosi takich korzyści, jakie daje bliskość władzy. Zwróćmy także uwagę na krytykę dość rozpowszechnionego poglądu, jak to niektórzy autorzy sądzą, iż mamy do czynienia tylko z technikami postępu naukowego, lub technikami i środkami wykonywania władzy, uważanymi za swoiste „konieczności techniczne”. W istocie rzeczy oznacza to, że badacze pozbyli się „[...] swej politycznej odpowiedzialności czy też stali się nieświadomymi agentami cudzych projektów. Techniczna sprawność jest bowiem najłatwiejszą ale i najmniej ciekawą częścią filozofowania. Najważniejsza jest całościowa intencja badawcza […], wtedy społecznopolityczne rozumienie jest traktowane jako konieczny warunek wstępny rozumienia teoretycznego. Każda teoria, włączając w to teorię natury, jest konstrukcją a wartość i sens bytów teoretycznych jest pochodną woli człowieka. To klasyczna filozofia polityki z konieczności odwoływała się do rozważań nad »dobrem« oraz »sprawiedliwością«. Konsekwentnie przeto ta filozofia polityki ogranicza się do zwracania się do ludzi”.51 W ten sposób poznajemy decydujące znaczenie nie technik władzy i postępu, jak również technik manipulowania opinią publiczną w interesie opinii publicznej, lecz poszukujemy takich czynników, jak np.: wykształcenie, wiedza polityczna, wartości celów, indywidualne i demokratyczne postawy i orientacje wobec polityki itp.; wtedy dopiero można sensownie tłumaczyć niezbędność wyników i rezultatów badań nad kulturą polityczną – szerzej rzecz biorąc – nad postawami i zachowaniami politycznymi ludzi władzy i obywateli, nad świadomością społeczną. W dotychczasowej dyskusji w ustrojach polityczno-prawnych o porządku społecznym zbyt słabo jak dotąd uwzględniano problemy kultury politycznej; przeto powstaje uzasadnione pytanie rozumiane w sposób szerszy: w jakim miejscu i w jaki sposób filozofia polityki, w naszym pojęciu kultura polityczna, wkraczają do polityki demokratycznej i wpływają na jej rezultaty oraz, jak te dziedziny wiedzy powinny postrzegać siebie pod tym względem? Pytania także można wszakże mnożyć, ale istotne jest to, że odstępujemy w ten sposób od akademickiej dyskusji na ten temat i przechodzimy do konkretnych i realnych problemów polityki. John Rawls słusznie twierdzi, że niektórzy badacze nie lubiący formy 50 51 M. Foucault, Narodziny biopolityki, Warszawa 2011, s. 382–383. S. Rosen, Hermeneutyka jako polityka, Warszawa 1998, s. 165–168. 191 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... i stylu większości obecnej „akademickiej filozofii”, postrzegają ją jako próbę uniknięcia codziennej polityki demokracji i chcą uczynić ją zbędną – w sensie pojmowania jako wielką grę o politykę. W efekcie doszło tu w moim przekonaniu do pomieszania pojęć i związane z tym kłopoty wyjaśnia Rawls dowodząc, że znajomość prawdy, którą filozofia polityki upoważnia do kształtowania, a nawet do kontrolowania rezultatów polityki za pomoc perswazji, przekonywania do „wartości”, ale również do stosowania środków przymusu, jeśli jest to konieczne. Zasadniczym argumentem za tym pojęciem zgodnym z naszymi rozważaniami o kulturze politycznej – jest fakt, że: 192 „[wszelki] pogląd demokratyczny postrzega filozofię polityki jako część ogólnej kultury tła społeczeństwa demokratycznego, a nawet w wielu przypadkach pewne określone teksty stają się częścią publicznej kultury politycznej. Przeto filozofia polityki (w naszej terminologii – nauka o kulturze politycznej), jako takie mogą wnosić wkład w kulturę społeczeństwa obywatelskiego, w którym jej podstawowe idee oraz jej historia są omawiane i studiowane, a w określonych przypadkach historia ta może również wkraczać w publiczną dyskusję polityczną”.52 ZAMIAST WNIOSKÓW – DYLEMATY WYBORU, ALE ŻYJ WEDLE NORM I WARTOŚCI W skład kultury politycznej, jej oceny muszą wejść także różne: indywidualne i społeczne aspekty pracy ludzkiej, której poza człowiekiem nie potrafimy ani zsumować ani też dokonać pozytywnego bilansu. Oczywiście wskazane jest aby przytoczyć tu argumenty na rzecz racjonalnej pracy i działań człowieka wedle ujęć A. Świętochowskiego, opublikowanych w „Przeglądzie Tygodniowym” z 1882 roku (nr 34), pod znamiennym tytułem Praca i modlitwa: „Jest rzeczą niepodpadającą najmniejszemu zaprzeczeniu, że ogół nadużywa modlitwy jako […] głównej broni w walce z życiem jako podpory dla swego lenistwa duchowego – słowem używa tam modlitwy, gdzie powinien używać pracy. Gdybyśmy chociaż połowę tej energii i wytrwałości zużyli na pracę pozytywną, którą zużywamy na pobożne zajęcia, na dewocję; uchronilibyśmy się od większej części złego. Każdy zapewne z nas kocha swoje społeczeństwo oraz pragnie mu służyć, myli się jednak ten, kto sądzi, że inaczej służyć nie może jak przez pracę”. Otoczenie ekonomiczne i ustrojowo-polityczne może w zasadzie pomagać człowiekowi w osiąganiu działań pozytywnych, jak również negatywnych; może też tworzyć wymogi oraz oceny samych zachowań pozytywnych. Ale społecznie doniosłym jest tu wychowanie społeczeństwa jako całości – w najszerszym tego słowa znaczeniu – jak i poszczególnych jego części składowych. Ważną rolę odgrywają tu również wzory i wartości kultury politycznej, których taka lub inna konceptualizacja dokonuje się nie tylko w sferze mentalnej, świadomościowej, lecz także w postępowaniu praktycznym; dlatego uzasadnione jest wyróżnienie pojęcia „uczestnicząca kultura polityczna”. Wedle interpretacji potocznej, lecz także naukowej sprawą może najtrudniejszą (chociaż wydaje się prostą!) jest realizacja wzorów kultury politycznej, chociażby dlatego, iż pojawiają się konfliktowe sytuacje życiowe, albo też przez swoje działanie czy zaniechanie nie możemy osiągnąć wyznaczonych nierzadko trudnych celów życia. 52 J. Rawls, Wykłady z historii filozofii polityki, Warszawa, 2010, s. 48. Filozofia Pomocna w tym zakresie może być naukowa postawa określana wedle Znanieckiego jako „nadnormalna”. Tacy ludzie lub takie typy osobowości tworzą właśnie nowe wartości we wszystkich dziedzinach życia, zwłaszcza w kulturze zachowań politycznych; to są twórcy kultury w ogóle bądź reformatorzy, zaś ich cecha charakterystyczną jest koncentracja na zadaniach nie narzuconych z zewnątrz. Na przykład przez polityczne grupy rządzące, ale są to działania podejmowane przez obywateli samodzielnie, nieraz wbrew kulturze elity politycznej. Człowiek taki nie mieści się w spetryfikowanych strukturach, ani w ustalonych, utrwalonych na zawsze rolach społecznych. Taka otwarta osobowość będzie się stawać się coraz powszechniejsza w miarę ustawicznego zwiększania się poziomu oświaty, kultury i nauki; w miarę rozszerzania demokracji. Wtedy działania indywidualne i społeczne będą stawać się coraz bardziej efektywne i zarazem racjonalne – to jest bowiem skuteczny sposób walki z różnymi przesądami i konserwatyzmami. () Problematyką kultury prawnej nie zajmujemy się w niniejszych rozważaniach, gdyż jest ona zbyt złożona i ma wiele aspektów. Problem ten znalazł natomiast pełne rozwinięcie w fundamentalnej pracy prof. R. Tokarczyka Współczesne kultury prawne, w której autor omawia różne systemy kultury prawnej – rozumiejąc to określenie w szerokim znaczeniu tego wyrazu – a mianowicie: „każda kultura prawna ma swoje pomniki prawa, w których wyraża i utrwala prawo, są to pomniki architektoniczne, są to też główne postacie – duchowni, władcy, politycy, prawodawcy, prawnicy, sędziowie, adwokaci, radcy prawni, prokuratorzy, notariusze, komornicy, czy w końcu urzędnicy. Są to również znane formy prawa […] i przede wszystkim odpowiednie zachowania ludzi, regulowane prawnymi normami procesowymi. Prawo jest przeto wielowymiarowym fenomenem kultury oraz integruje bowiem w kulturową jedność to, co teoretyczne z tym, co praktyczne; jak i to, co duchowe z tym, co materialne a to, co jest prawne z tym, co jest pozaprawne”.53 Autor rozumiejąc szeroko aparat pojęciowy prawa nie ogranicza się tylko do definicji, lecz sięga również do pojęć pokrewnych bez których nie można sformułować odpowiedniej definicji, ani też zrozumieć samych problemów badawczych, które zawierają w sobie takie elementy nauki o kulturze prawnej, wiążące się np., z kolejnymi zagadnieniami: kultura i cywilizacja, kultura normatywna, wyodrębnienie kultur prawnych, ich komparatystyka oraz inne. Są to wszakże problemy centralne podejmowane w niniejszych rozważaniach. I można zatem stwierdzić, że nie jest zawsze dobra dyskusja na temat znaczenia używanych pojęć czy terminów zwłaszcza, gdy toczy się ona w oderwaniu od kontekstów, w czystym niejako stanie. Wtedy traci się z oczu problemy, które w badaniach pozytywnych odgrywają większą rolę. Wówczas okazuje się, że za problemami różnych definicji kryją się nierzadko bardziej interesujące zagadnienia współczesnej kultury politycznej i prawnej – podejmowane właśnie przez prof. Tokarczyka. 53 R. Tokarczyk, Współczesne kultury prawne, Kraków 2000, s. 11–12. 193 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 194 Dodajmy od siebie, że z kulturą prawną wiąże się szersze zjawisko, tj. że nie może być ona tylko wiązana ze spełnieniem usługowej funkcji, lecz normy i standardy tej kultury – której znajomość jest wciąż niedostateczna – są katalizatorem legitymizacji władzy we współczesnym państwie. Kultura prawna i polityczna jest przeciwna wobec wadliwego ustawodawstwa, jak również jej racje podważają zasadniczo niesłuszne decyzje władz, które prezentowane są przez elitę polityczną jako coś z góry zrozumiałego i akceptowanego. Kultura prawna i polityczna wywiera też istotny wpływ na kierowanie państwem oraz wskazuje na rzeczywiste środki uczynienia tego, aby prawo pozytywne było rezultatem działań racjonalnych. Z takimi wzorami kultury prawnej wiąże się też rosnąca rola legalności podejmowanych decyzji i działań instytucji państwowych jak również obywatelskiej działalności wymaganej od władz politycznych, jak również od obywateli. W zakresie badań kultury politycznej i prawnej mamy przeto do czynienia z jej wielostronnym oddziaływaniem na struktury władzy i postawy obywateli. Można w tym kontekście mówić o tym, iż porządek polityczny i prawny, jego organizacja wytwarzają nie tylko wzory racjonalnego działania ludzi, lecz również władza polityczna oraz jej instytucje obiektywizują się, stając się w ten sposób niezależną potęgą, która tworzy swoje własne normy i wartości przeciwstawiające się społeczeństwu jako całości, panujące nad nim; charakterystyczne zwłaszcza w odniesieniu do dzisiejszego świata w dobie kryzysu – oszustwa finansowego, co nie sprzyja udziałowi obywateli w wartościach kultury prawno-politycznej a które można by określić jako antykulturę polityczną. Ale też w sytuacji dzisiejszej prawdziwsza wydaje się demokratyczna kultura społeczeństwa, ujawniająca się niestety – jak dotąd – nie w skali masowej. Nie jest jednak wykluczone, że antykultura (politycznoprawna) może w jakimś stopniu umocnić się, co byłoby w konsekwencji społecznie bardzo szkodliwe. Natomiast wedle H. Arendt: „[...] znajdowanie już samych właściwych słów we właściwym momencie, całkowicie niezależnie od oficjalnej informacji czy przekazu, jaki mogą one nieść – jest już działaniem, tylko zwykła przemoc jest niema i z tego powodu ona jedna nie może być wielka […]. Człowiek polityczny istniejący poza polis, czyli poza społeczeństwem i państwem był oczywiście pozbawiony nie tylko samej zdolności mowy, lecz również sposobu życia w którym mowa i tylko mowa tworzyła sens, zaś naczelną troską wszystkich obywateli była możliwość rozmowy i działania”.54 Reasumując: uzasadnione są, jak wynika z całości naszych rozważań, następujące pytania, które nazywamy dylematami wyboru. I. Problematyka kultury politycznej ma niewątpliwie poważne znaczenie dla budowy i funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego jako całości, jak również dla poszczególnych jednostek ludzkich, jak również dla grup i klas społecznych. Jakie przeto można by tu sformułować zasady i niezbędne kryteria ogólne jak i dodatkowe, odnoszące się zwłaszcza do kultury politycznej? Czy wystarczy wyliczyć zasady humanistyczne, moralno-etyczne i demokratyczne, aby walczyć przeciwko „złym sprawom” i aprobować pozytywne oceny moralne, albo też godzić się w jakimś stopniu 54 H. Arendt, Kondycja ludzka..., s. 32–33. Filozofia z „mniejszym złem” lub nawet czynić „zło”? Jakie są motywacje działania ludzi, które aprobujemy czy też przeciwko którym się oburzamy (np. Ruch Oburzonych), jakie wyróżniamy wartości i kryteria w naszej własnej sprawie, czy angażujemy się politycznie dla własnych korzyści majątkowych i ekonomicznych, czy też zdobywamy wiedzę, aby poszerzyć nasz intelekt i troszczyć się tylko o własne dobra i interesy, co robimy zatem aby stanąć po stronie słusznej sprawy, jak i umieć też sformułować oceny negatywne [na przykład w przypadku postępowania karierowiczów]. II. Jeśli użyliśmy poprzednio formuły „funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego” to ważne jest pytanie, jakie są jego formy urzeczywistniania i czy różnice wynikają tylko z podziałów społecznych i klasowych? Współczesne bowiem różnice w podziałach społecznych wynikają także – jeśli nie głównie – z różnić posiadanej wiedzy, kultury duchowej i politycznej, i z umiejętności i posiadanych kwalifikacji, jak również wkładu intelektualnego i politycznego w życie społeczeństwa jako całości. Czy kryteria „przyzwoitości” obowiązują tylko w życiu osobistym, osobniczym a zawodzą natomiast wtedy, gdy przechodzimy na teren polityki, gdy badamy struktury świadomości zbiorowej? Nierzadko dokonujemy wyboru między dwoma złymi zasadami i złymi politykami. III. Albo też lepiej jest, aby nie mieć żadnych specjalnych wzorów oraz wartości i przypisywać sobie „szlachetność” postaw i intencji przyjmując jako zasadę „czystych rąk” – wedle której możemy nierzadko godzić się na złe postawy i na złe czyny, bądź na zwykłą asekurację i oportunizm. Czy musimy wybierać między kulturą polityczną a brutalizacją życia publicznego lub brutalizacją niektórych działań władzy państwowej? Albo wreszcie – według jakich kryteriów kwalifikować nasze postępowanie: czy z punktu widzenia celów obiektywnych, czy też uwzględniać subiektywne motywacje naszego działania, co może nas skłaniać do krańcowego relatywizmu. IV. Jest bowiem rzeczą znaną, że wzory i zachowania człowieka są w różnych warunkach niejednakowe. Jaki np., może być osąd moralny i polityczny w wypadku ludzi ideowo i moralnie opowiadających się za ustrojem ekonomicznym i politycznym w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej – nie ze względu osobistych korzyści ale ogólnej służby publicznej, czy ich postawy i intencje zasługiwałyby na pozytywną ocenę moralną i polityczną, czy też godne są potępienia moralnego i wymierzenia właściwej kary (np. różne procesy polityczne)? Choćby pobieżne zastanowienie się nad powyższą sytuacją może doprowadzić nas do wniosku, iż trzeba wybierać między nakazami realnej polityki, albo też nakazami moralności i „czystymi” wartościami kultury politycznej? Albo też czy można wyobrazić sobie jeszcze inne rozwiązanie, na przykład: jednym racjom politycznym i moralnym można przeciwstawić zarazem inne wartości i kryteria oraz oceny moralne i polityczne. Wówczas wybór i określone postępowanie byłyby wyborami miedzy różnymi wartościami i regułami politycznymi, etycznymi albo też moralnymi. V. Jaką zwłaszcza rolę w określaniu wzorów i zachowania ludzi odgrywają kryteria: materialne, ekonomiczne lub finansowe i czy one są wystarczające w kwestii dokonywanych wyborów politycznych, kulturalnych i moralnych? Rzecz jasna, że im bardziej we współczesnym świecie rola czynników materialnych staje się ograniczana – tym większe znaczenie mają wartości pozamaterialne. I tak np. aprobata społeczna i wysi- 195 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 196 łek obywateli na rzecz „dobra ogólnego”, zdobywania wiedzy, podnoszenia kwalifikacji w sferze kultury politycznej; albo również rzeczywiste zainteresowanie się polityką lub stopniem partycypacji na różnych szczeblach władzy politycznej; przy formalnie równych prawach obywatelskich, chociaż – dodajmy – że władza polityczna zawsze będzie rozdzielana nierówno, np. władza wykonawcza, parlamentarna, prezydencka itp. Analogicznie też występuje nierówny podział określonych wartości – w zależności od układów partyjnych, pozycji społecznych, kwalifikacji intelektualnych lub według kryteriów i przywilejów wynikających ze zakresu i stopnia posiadanej władzy. VI. Zakładamy, że standardy i wartości kultury politycznej lub – przyjmując definicje rozszerzającą – sfera polityczna i zasady moralne są nader czystymi zjawiskami w życiu prywatnym i politycznym. Zasadne jest przeto pytanie: jakimi regułami i wzorami trzeba się kierować, aby uznać nasze postępowanie za „dobre”, „moralne”, „wartościowe” itp. Albo też, czy norma kultury politycznej nakazująca „postępuj zgodnie z zasadami humanistycznymi”, albo „nie sprowadzaj pojęcia polityki do zysku”, gdyż w znaczeniu etycznym i społecznym pojęcie polityki, to nade wszystko „służba społeczna”. Czy te standardy w życiu społecznym dają się jednoznacznie przetłumaczyć na konkretne dyrektywy działania indywidualnego i publicznego? Albo też – może nasze postępowanie polityczne i moralne zależy od określonych stosunków społecznych i wymaga dopiero rozstrzygnięcia jakie mianowicie będzie nasze postępowanie w danej konkretnej sytuacji społecznej, moralnej i politycznej. Taką sytuację można nazwać „sytuacją dylematów” w kulturze politycznej lub też sytuacją dylematów w dziedzinie etycznej, społecznej i moralnej. [...] VII. Nowoczesne społeczeństwo obywatelskie nie może istnieć jako mechaniczne zjednoczenie jednostek ludzkich, w którym byłyby możliwe wszelkie reformy, wszelkie zmiany albo przekształcenia dokonywane tylko z woli władzy, nie zaś kultury politycznej, lub odgórnej decyzji pochodzącej bezpośrednio od samego społeczeństwa (np. referendum) – nie może wówczas takie społeczeństwo ani w ten sposób powstawać, ani też zmieniać się tak więc jakie wybierać kryteria działań dla człowieka, obywatela i ludzi władzy? Czy przyjąć kryterium korzyści materialnych, wzorów i wartości kultury politycznej; albo też działać według zasad moralnych i etycznych czy wreszcie kierować się prestiżem wiedzy albo władzy. Czy można dać z góry „blankietową zgodę” na oszustwo polityczne, na jawną i otwartą wrogość w stosunkach międzyludzkich oraz antykulturę polityczną – aby odnieść własne, choćby nawet pozorne sukcesy i utrzymać się przy władzy. Albo w końcu – czy zachowywać się w systemie ekonomicznym i politycznym według uznanych indywidualnych wartości życia politycznego, wyodrębniając w ten sposób typ indywidualnej kultury politycznej, tj. typ kultury jednostek oraz grup ludzkich w polityce. () Ta bowiem część rozważań, która jest numerowana od I–VII była początkowo pomyślana jako niektóre wnioski czy reasumpcja – właśnie tego rodzaju analizę próbowałem zastosować do całości wywodów zawartych w niniejszym tekście. Ale w rzeczywistości okazuje się, że możliwie pełna odpowiedź na powyższe pytania, czy – jak to Filozofia określiłem – „dylematy wyboru” wymagałaby w istocie rzeczy napisania nowej pracy, należałoby więc „odrobić nową lekcję”; w której wiele kwestii powinno zostać poddane analizie w następnych krokach naszych badań nad problemami kultury politycznej. Chodziłoby też o to w jaki sposób specyficzne problemy życia politycznego były lub zwłaszcza są w czasach nowoczesnych – tj. na gruncie technologii władzy i demokracji – jak są one formułowane, jakie są ich obecne aspekty oraz usztywnione mechanizmy władzy, i wreszcie – jakie powinny być kolejne badania oraz w innym nowym studium metody i środki ich poprawnego rozwiązywania. LITERATURA Adorno T. W., Minima Moralia, Refleksje z poharatanego życia, Kraków 1999. Arystoteles, Etyka Nikomachejska, Warszawa 1982. Arendt H., Kondycja ludzka, Warszawa 2000. Barber B. R., Państwo wobec kryzysu zaufania, „Gazeta Wyborcza” (Świąteczna), 18–19 października 2008. Bakunin M., Pisma wybrane, t. 1, Warszawa 1965. Bluhm W. T., The place of the „polity” in Aristotle’s theory of the ideal state, „The Journal of Politics” (November) 1962, vol. 24, Nr 4. Brzeziński Z., Between two ages. America’s Role in the Technetronic Era, New York 1970. Cassirer E., Logika nauk o kulturze, Kęty 2011. Gadamer H. G., Teoria – etyka – edukacja, Warszawa 2008. Galileusz, Fragmenty kopernikańskie, przekł. i komentarz T. Sierotowicz, Warszawa 2005. Giddens A., Nowe zasady metody socjologicznej. Pozytywna krytyka socjologii interpretatywnych, Kraków 2009. Filipiak T., Materiały z konferencji naukowej Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, 6–7 listopad 1997 roku. Tekst pt. Dekonstruktywizm postmodernizmu – perspektywy i ograniczenia, Warszawa 1998. Fumaroli M., Państwo kulturalne, religia nowoczesności, Kraków 2008. Foucault M., Trzeba bronić społeczeństwa, wykłady w College de France [1976 r.], Warszawa 1998. Foucault M., Narodziny biopolityki, Warszawa 2011. Habermas J., Działanie komunikacyjne i detranscendentalizacja rozumu, Warszawa 2004. Hegel G. W. F., Fenomenologia ducha, Warszawa 1963. Kroeber A. L., Istota kultury, Warszawa 2002. Koselleck R., Dzieje pojęć. Studia z semantyki i pragmatyki języka społeczno-politycznego, Warszawa 2009. Lakoff G., Johnson M., Metafory w naszym życiu, Warszawa 2010. Lee C., Policing prostitution, 1856–86; Deviance, Surveillance and Morality, 2012. Lilla M., Koniec polityki, „Teologia Polityczna” 2006–2007, nr 4. Lyotard J. F., Kondycja ponowoczesna. Raport o stanie wiedzy, Warszawa 1997. Mills C. W., Wyobraźnia socjologiczna, Warszawa 2008. Macherey P., Siła norm – od Canguilhema do Foucaulta, Warszawa 2011. Marsh D., Stroker G., Teorie i metody w naukach politycznych, Kraków 2006. Marcuse H., Myślenie negatywne: zwyciężona logika sprzeczności, „Studia Filozoficzne” 1984, nr 7(224). Mannheim K., Człowiek i społeczeństwo w dobie przebudowy, Warszawa 1974. Rawls J., Wykłady z historii filozofii polityki, Warszawa 2010. Reichel P. [Hrsg.], Politische Kultur in Westeuropa. Bürger und Staadten in der Europäischen Gemainschaft, Bonn–Band 2009; Frankfurt/Main–New York 1984. 197 Teodor Filipiak, Nowoczesne wartości kultury politycznej w świetle nauki Maxa Webera o „rozumiejącej socjologii”... 198 Rosińska Z., Obecność intuicji, [w:] Kultura i metoda, red. naukowa J. Michalik, Warszawa 2011. Rosen S., Hermeneutyka jako polityka, Warszawa 1998. Rydlewski G. (red. naukowa), Decydowanie publiczne. Polska na tle innych państw członkowskich Unii Europejskiej, Warszawa 2011. Rydlewski G., Rządzenie w świecie megazmian, Warszawa 2009. Schaff A., Marksizm a jednostka ludzka, Warszawa 1965 Scruton R., Kultura jest ważna. Wiara i uczucia w osaczonym świecie, Poznań 2010. Scruton R., Kultura jest ważna. Wiara i uczucie w osaczonym świecie, Poznań 2010. Szczepański J., Uwagi o teoretycznych założeniach planowania kultury, [w:] Odmiany czasu teraźniejszego, Warszawa 1973. Tischner J., O człowieku – wybór pism filozoficznych, Wrocław–Warszawa–Kraków 2003. Tokarczyk R., Współczesne kultury prawne, Kraków 2000. Touraine A., O socjologii, Warszawa 2010. Vernant J. P., Źródła myśli greckiej, Warszawa 1969. Weber M., Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej, Warszawa 2002. Znaniecki F., Relacje społeczne i role społeczne, Warszawa 2011. Znaniecki F., Nauka o kulturze, narodziny i rozwój, Warszawa 1971. Jan Jachymek Wydział Politologii UMCS Filozofia Przewrót majowy 1926 roku i jego konsekwencje Przewrót dokonany 12–14 maja 1926 r. przez Józefa Piłsudskiego należy do najważniejszych wydarzeń w historii Polski XX wieku.1 Skutkiem jego była zmiana systemu politycznego państwa z demokratycznego na autorytarny – dyktatorski. Drugą – porównywalną datą – są postanowienia Okrągłego Stołu z 5 kwietnia 1989 r. na podstawie których także dokonała się zmiana systemu ustrojowego Polski – odejście od państwa dyktatury proletariatu i powrót do demokratycznego systemu rządów i rodziny państw suwerennych. W tych dniach Józef Piłsudski2 wyprowadził na ulice Warszawy wierne oddziały wojskowe i rozpoczął walki bratobójcze, które mogły doprowadzić do wojny domowej. Rozpoczął krwawe walki wbrew postanowieniom konstytucji marcowej z 1921 r. – o apolityczności armii i nieużywaniu oręża zbrojnego do walki politycznej. Piłsudski drogą puczu zbrojnego podniósł rękę na konstytucyjnie wyłonione władze Polski Odrodzonej – prezydenta, premiera i rząd. Nie liczył się z tym, że państwo jest młode – w ósmym roku odzyskania niepodległości – że jego osłabienie mogłoby zachęcić potężnych sąsiadów ZSRR i Niemcy do jego rozebrania jako „państwa sezonowego” bądź „bękarta traktatu wersalskiego”. Bieg wydarzeń potwierdził to układem Ribbentrop–Mołotow w sierpniu 1939 r. i wojną przeciw Polsce rozpoczętą 1 września przez Niemcy i 17 września przez ZSRR. PRZYCZYNY I PRZEBIEG Nie roszcząc sobie pretensji do ukazania wszystkich przyczyn, a były one wielorakie – które pchnęły Piłsudskiego do walk bratobójczych – zwrócę uwagę na, moim zdaniem, najistotniejsze. 1 S. Haller, Wypadki warszawskie od 12 do 15 maja 1926 r., Kraków 1926; A. Garlicki, Przewrót majowy, Warszawa 1987; A. Czubiński, Przewrót majowy 1926 roku, Warszawa 1989; Zamach stanu Józefa Piłsudskiego 1926 roku, red. M. Sioma, Lublin 2007; Majowy zamach stanu. W świetle dokumentów wywiadu, dyplomacji i organów bezpieczeństwa II Rzeczypospolitej, oprac. P. Kołakowski, A. Pepłoński. Słupsk 2008 r. 2 O J. Piłsudskim pisali: D. i T. Nałęczowie, Józef Piłsudski – legendy i fakty, Warszawa 1980; A. Garlicki, Józef Piłsudski 1867–1935, Warszawa 1987; J. Faryś, Piłsudski i piłsudczycy. Z dziejów koncepcji polityczno-ustrojowej (1918–1939), Szczecin 1981; A. Chwalba, Józef Piłsudski. Historyk wojskowości, Kraków 1993; T. Komarnicki, Józef Piłsudski i polska racja stanu, Londyn 1967; A. Kowalczykowa, Piłsudski i tradycja, Chotomów 1991; M. Król, Józef Piłsudski: ewolucja myśli politycznej, Warszawa 1985; W. Suleja, Józef Piłsudski, Wrocław–Warszawa–Kraków 1995; B. Urbankowski, Józef Piłsudski. Nauczyciel i strateg, t. 1–2, Warszawa 1998; W. Wójcik, Legenda Józefa Piłsudskiego w polskiej literaturze międzywojennej, Katowice 1986; J. C. Malinowski, Zarys myśli politycznej Józefa Piłsudskiego, Kraków 1989. 199 Jan Jachymek, Przewrót majowy 1926 roku i jego konsekwencje 200 Pierwsza zawiera się w banalnym stwierdzeniu, że nie byłoby przewrotu majowego gdyby nie było Piłsudskiego. Tu chodzi przede wszystkim o cechy osobowe i drogę, jaką przeszedł walcząc o niepodległość Polski i zrzucenie jarzma zaborców. Drugi zespół czynników, który zdecydował o podjęciu walki wypływał z oceny postrzeganej przez Piłsudskiego rzeczywistości w pierwszych latach Polski Odrodzonej. Uważał wszak, że ustrój demokratyczny jest szkodliwy dla Polski, tak jak daleko idąca atomizacja życia politycznego, stąd krytyka „partyjnictwa”. To wpływało na niestabilność rządów, stwarzało trudności w wyłonieniu większości parlamentarnej – stąd krytyka tzw. „sejmowładztwa” i „sejmokracji”. Stąd brutalne i wulgarne określenie wobec posłów jako „bandy wałachów”. Konstytucję jako ustawę zasadniczą, określał mianem „prostytuty” itp. Na etapie walki o niepodległość Polski Piłsudski wyrósł na bohatera narodowego. Na dowód tego został po powrocie do Polski tymczasowym Naczelnikiem Państwa, a następnie Sejm Ustawodawczy 20 lutego 1919 r. powierzył mu stanowisko Naczelnika Państwa, które sprawował do 1922 roku – tj. wyboru Gabriela Narutowicza pierwszym prezydentem Rzeczpospolitej. Był głównym organizatorem walki o kształt terytorialny i granice państwa, naczelnym wodzem w wojnie polsko-bolszewickiej (1920–1921). Gdy kierował państwem zostały w istocie ustalone granice i demokratyczny ustrój państwa – konstytucja 17 marca 1921 r. Wszystko to sprawiło, że J. Piłsudski niejako miał osobisty, prywatny stosunek do Polski, uważał, że jest jego własnością. Dlatego też pytał, czy w Polsce można rządzić bez bata. Po wyborze prof. Gabriela Narutowicza na pierwszego prezydenta 9 grudnia 1922 r. i jego zabójstwie 16 grudnia przez endeka Eligiusza Niewiadomskiego, Piłsudski ograniczył aktywność do sfery wojskowej. Ciężko przeżył śmierć prezydenta, który miał jego poparcie. Potęgowało to niechęć do polskich nacjonalistów, którzy będąc czołową siła polityczną obozu pasywistycznego w czasie I wojny światowej – stawiali na Rosję, której Piłsudski nienawidził już chociażby z racji represji jakich doznawał, organizując działalność niepodległościową. O całkowitym rozbracie z polityką zdecydowało utworzenie koalicji rządowej przez Związek Ludowo-Narodowy z PSL Piast i Chrześcijańską Demokracją oraz powołanie rządu 28 maja 1923 r. z Wincentym Witosem jako premierem. Następnego dnia Józef Piłsudski demonstracyjnie zrezygnował ze stanowiska Szefa Sztabu Generalnego, a 30 czerwca z ostatniej urzędowej funkcji przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej. Bankiet pożegnalny wydał 3 lipca 1923 r. w hotelu Bristol w Warszawie, przechodząc na „emeryturę polityczną” – jeszcze zanim osiadł w Sulejówku. Tam też często odwiedzali Piłsudskiego podkomendni z czasów legionowych wojskowi–pułkownicy: Walery Sławek, Aleksander Prystor, Józef Beck, Adam Koc, Bolesław Wieniawa-Długoszowski, Kazimierz Świtalski i inni. Komentowali i recenzowali życie polityczne. Tworzyli nieformalny obóz belwederski – wywodzący nazwę od siedziby Naczelnika Państwa – pałac Belweder w parku Łazienkowskim. Łączył ich kult Piłsudskiego, apoteoza obozu niepodległościowego, troska o państwo, wrogość do „sejmokracji i partyjniactwa” oraz przekonanie o konieczności sanacji życia publicznego w obawie przed „parcelowaniem” Polski. Piłsudski miał za złe Witosowi, że ten łączy się z jego przeciwnikiem politycznym Narodową Demokracją. Frustracje Piłsudskiego wzmogły: czołowa rola ciał ustawo- Filozofia dawczych w funkcjonowaniu władzy państwowej i często zmieniające się gabinety rządowe. Przypomnijmy, że w czasie funkcjonowania Sejmu od stycznia 1919 r. do maja 1926 r., czyli od rządu Jana Ignacego Paderewskiego do trzeciego rządu Witosa funkcjonowało 12 gabinetów – średnio około pół roku każdy – dlatego uznał, że nie może dłużej patrzeć na „parcelację państwa”. Gdy 10 maja 1926 r. Wincenty Witos utworzył trzeci gabinet (też rząd Chjeno-Piasta), to w dwa dni później, 12 maja, Piłsudski wyprowadził na ulicę Warszawy wierne oddziały wojskowe, dokonując puczu, siłowego obalenia legalnie wybranych władz. Po dwudniowych walkach, w których zginęło 379 osób a około tysiąca zostało rannych3, nie chcąc doprowadzać do wojny domowej na szeroką skalę abdykowali – z urzędu prezydenta Stanisław Wojciechowski i premiera Wincenty Witos, kierując się troską o świeżo odzyskaną niepodległość. Rolę mediacyjną między walczącymi stronami pełnił, w oparciu o postanowienia artykułu 40 Konstytucji, marszałek Sejmu Maciej Rataj – jeden z najbliższych premierowi liderów PSL Piast. Krwawy pucz wojskowy Piłsudskiego wsparły – o dziwo – dwa stronnictwa ludowe – PSL Wyzwolenie i Stronnictwo Chłopskie kierując się niechęcią do Witosa i PSL Piast i naiwnością, że Piłsudski wpłynie w polityce wewnętrznej na poprawę doli ludzi pracy – w tym chłopów. Socjaliści natomiast też mieli nadzieję, że poprawi się los robotników, skoro władzę obejmie bądź co bądź były działacz ruchu socjalistycznego – nic więc dziwnego, że zamach wsparli komuniści, wszak ci działali w myśl zasady „im gorzej tym lepiej”. Uznawali, że chaos i bezwład to wstępne etapy do rewolucji społecznej, dającej możliwość przejęcia władzy. Przewrót poparły też koła finansowo-przemysłowe: Centralny Związek Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, „Lewiatan” oraz ziemianie. KONSEKWENCJE Tak oto zostały położone podwaliny pod funkcjonowanie rządów dyktatury sanacyjnej. Piłsudski nie został ani prezydentem, ani też premierem tego rządu. Do tych godności wskazał profesorów Politechniki Lwowskiej – chemika Ignacego Mościckiego i matematyka Kazimierza Bartla. Tekę premiera IV gabinetu objął 2 października 1926 r. (do 27 czerwca 1928 r.) i ponownie IX rządu (25 sierpnia – 4 grudnia 1930 r.). Jak rychło dowiódł bieg wydarzeń, nie udało się Piłsudskiemu wydłużyć czasu funkcjonowania gabinetów rządowych. W ciągu 7 lat po przewrocie było ich 12 – tyle samo co przed przewrotem.4 Wskutek przewrotu ukształtował się nowy obóz polityczny zwany różnorako: pomajowym, piłsudczykowskim bądź sanacyjnym (od łacińskiego sanare – uzdrawiać). Poparcia sanacji udzieliły sfery wielkoposiadające, którym J. Piłsudski obejmując urząd premiera 2 października 1926 r. odpłacił się wprowadzeniem do rządu dwóch przedstawicieli konserwatystów: Aleksandra Meysztowicza (resort sprawiedliwości) i Karola Niezabytowskiego – ziemianina (jako ministra Rolnictwa i Dóbr Państwo3 A. Ajnenkiel, Od rządów ludowych do przewrotu majowego. Zarys dziejów politycznych 1918–1926, Warszawa 1997; A. Garlicki, Przewrót majowy... 4 Zob. „Rocznik Polityczny i Gospodarczy 1939” (Warszawa) 1939. 201 Jan Jachymek, Przewrót majowy 1926 roku i jego konsekwencje 202 wych). To podziałało na ludowców – zwłaszcza na PSL Wyzwolenie – otrzeźwiająco i zapoczątkowało opozycję wobec gabinetu Piłsudskiego, którego działania stały się sprzeczne z zapowiedziami „przyjaznej dla ludu wiejskiej polityki”.5 To nie jedyna niekonsekwencja Piłsudskiego. Walcząc z „partyjnictwem” doprowadził do utworzenia przed wyborami parlamentarnymi w marcu 1928 r. partii władzy o fałszywie i śmiesznie brzmiącej nazwie: Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem. Nie stanął na czele partii, lecz wskazał na płk. W. Sławka. Nie ogłosił dyktatury, mimo że odrzucił demokrację i był jej grabarzem. Najważniejszą konsekwencją przewrotu majowego była zmiana systemu politycznego Polski – z demokratycznego na autorytarny, czyli dyktatorski; z parlamentarno-gabinetowego na jednopartyjny, rządy elity sanacyjnej. Gdy jeden z czytelników pisma satyrycznego „Mucha” zapytał, jak należy rozumieć „autorytaryzm” – redakcja odpowiedziała: „To ni pies ni wydra – coś na kształt świdra”. Autorytarny system rządów był oparty na autorytecie Piłsudskiego i elity sanacyjnej. Był czymś pośrednim między demokracją a dyktaturą totalitarną, bolszewicką czy faszystowską, która np. likwidowała inne partie – znosiła wszelką konkurencję. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, który był rządzącą partią obozu pomajowego, posiadał strukturę organizacyjną od centrali po koła terenowe. Brał udział w wyborach parlamentarnych i samorządowych, miał własne kluby w Sejmie i Senacie. Z drugiej zaś strony sanacja uderzyła skutecznie w partie opozycyjne, pozbawiając je nowym prawem wyborczym z 8 lipca 1935 r. możliwości wystawienia własnych niezależnych list w wyborach parlamentarnych, eliminując je tym samym z ciał ustawodawczych i wpływu na rządy w państwie. Tak więc walka z partyjnictwem okazała się oszustwem J. Piłsudskiego, wszak wpływ na władzę miała tylko jedna partia – piłsudczykowska, a wybory parlamentarne miały też wymiar jednopartyjny – gdyż wszystkie partie opozycyjne bojkotowały je w 1935 i 1938 roku. Skutkiem przewrotu majowego było uwstecznienie ustroju Polski – od demokracji – do autorytaryzmu, w istocie do rządów dyktatorskich, ale nie totalitarnych. Nie zlikwidowano wszak partii politycznych, ale pozbawiono je udziału we władzy, w wyborach. Nie zlikwidowano ciał przedstawicielskich, ale miały one oblicze jednopartyjne. Zarządzanie państwem przeszło w ręce ludzi jednej orientacji politycznej. Ilustruje to wypowiedź kierownika sekretariatu wojewódzkiego BBWR w Lublinie kpt. Stanisława Lis-Błońskiego w czasie narady z kierownikami sekretariatów rad powiatowych 8 maja 1934 r.: „[...] tak jak w Niemczech urzędnikiem może być tylko hitlerowiec, we Włoszech faszysta, tak i w Polsce starostą musi być i jest na pewno »blokowiec«”.6 5 A. Chojnowski, Piłsudczycy u władzy. Dzieje Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, Wrocław 1986. O sanacji pisali: A. Garlicki, Od Brześcia do maja, Warszawa 1986; J. Majchrowski, Silni – zwarci – gotowi. Myśl polityczna Obozu Zjednoczenia Narodowego, Warszawa 1985; W. Paruch, Myśl polityczna obozu piłsudczykowskiego 1926–1939, Lublin 2005; W. T. Kulesza, Koncepcje ideowo-polityczne obozu rządzącego w Polsce w latach 1926–1935, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1985; T. Jędruszczak, Piłsudczycy bez Piłsudskiego. Powstanie Obozu Zjednoczenia Narodowego w 1937 roku, Warszawa 1963. 6 Zob. J. Jachymek, Oblicze społeczno-polityczne wsi lubelskiej 1930–1939, Lublin 1975, s. 155. J. Faryś, Piłsudski i Piłsudczycy. Z dziejów koncepcji polityczno-ustrojowej (1926–1939), Szczecin 1991. Zob. W. Paruch, Od konsolidacji państwowej do konsolidacji narodowej. Mniejszości narodowe w myśli politycznej obozu piłsudczykowskiego (1926–1939), Lublin 1997. Filozofia Marsz dyktatury – a w istocie jej legitymizmu – trwał kilka lat. W wyborach sejmowych 4 marca 1928 r. (pierwszych po przewrocie) sanacja uzyskała 122 mandaty poselskie, co stanowiło ledwie 27,4%. To za mało, by rządzić. Oto najważniejsze etapy drogi do dyktatury: zmiany w ustawodawstwie i przesuwanie punktu ciężkości władzy z legislatywy na egzekutywę, czego wyrazem była nowela 2 sierpnia 1926 r. wyposażająca m.in. Prezydenta w prawo rozwiązywania parlamentu przed upływem kadencji; rozwiązanie parlamentu w połowie kadencji (30 sierpnia 1930 r.) i przeprowadzenie wyborów „brzeskich” (16 i 23 września), w których sanacja drogą terroru politycznego (unieważnienie list kandydatów, zwłaszcza Centrolewu, fałszowanie wyników, tzw. „cuda nad urną”) uzyskała 247 mandatów poselskich – 55,6%; ustawodawstwo sanacyjne – ustawy o zgromadzeniach z 11 marca 1932 r., o stowarzyszeniach z 27 października 1932 r., zmiana samorządu terytorialnego z 22 marca 1933 r. i inne. Sanacja uderzyła w zasadę niezależności sądownictwa. Przykładem był sfingowany, o politycznym charakterze, proces „brzeski” (1931–1933), wytoczony przywódcom antysanacyjnej opozycji politycznej. Ciosem śmiertelnym dla wymiaru sprawiedliwości było utworzenie miejsca odosobnienia dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej. Kierowano tam ludzi nie na podstawie wyroku sądowego, a wniosku starosty zatwierdzanego przez wojewodę. Uwieńczeniem zmian ustrojowych sankcjonującym dyktatorski system rządów była konstytucja z 23 kwietnia 1935 r., która koncentrowała władzę w urzędzie prezydenta i wykluczała jakąkolwiek jego odpowiedzialność, jedyną była „wobec Boga i historii”. Nie było w niej słowa naród. Suwerenem – źródłem władzy – była osoba Józefa Piłsudskiego, chociaż expressis verbis tego nie pisano. Jego autorytet, charyzma, kult, wreszcie faktyczna – chociaż nieformalna – dyktatura. „Kropką nad i” ustawodawstwa sanacyjnego była nowa ordynacja wyborcza z 8 lipca 1935 r., odbierająca partiom politycznym to, co było dla nich najważniejsze – prawo wystawiania własnych list w wyborach parlamentarnych.7 Od śmierci Józefa Piłsudskiego (12 maja 1935 r.) obóz piłsudczykowski ulegał dekompozycji. Wyrazem tego było samorozwiązanie BBWR z końcem października tegoż roku. Władze nakazały zniszczenie akt partyjnych. Przez blisko półtora roku rządząca sanacja pozostawała bez partii. Dopiero 21 lutego 1937 r. płk A. Koc ogłosił deklarację ideowo-polityczną Obozu Zjednoczenia Narodowego z ciągłością wartości i symboli BBWR: państwo, armia, wódz – kult Piłsudskiego. Nowością było połączenie sanacyjnej „ideologii państwowej” z „ideologią narodową”8, tak bliską endecji. Otwarcie propagowano zasadę wodzostwa, co nolens volens nasuwało skojarzenie z partiami faszystowskimi: führer w Niemczech, duce we Włoszech, caudillo w Hiszpanii. Struktura organizacyjna OZN nawiązywała do wzorów wojskowych. Odrzucono zasadę wyborów a władze na poszczególnych stopniach organizacyjnych powoływane były drogą nominacji: instancje partii, ich przewodniczący lub kierownicy przez wyższe hierarchicznie gremia. Bezpośrednim przełożonym wszystkich był wódz. Jego 7 8 203 Jan Jachymek, Przewrót majowy 1926 roku i jego konsekwencje 204 pozycję i przysługujące dyrektywy sankcjonowała deklaracja OZN. Sytuacja pod tym względem była podobna do BBWR. Tam faktycznym numerem jeden był J. Piłsudski – mimo że formalnie W. Sławek zaś w OZN – marszałek E. Rydz-Śmigły, a formalnie płk A. Koc (od 1938 r. gen. Stanisław Skwarczyński). Jeszcze jedno podobieństwo jest godne uwagi między partiami sanacyjnymi – aktywne wspomaganie administracji państwowej do tego stopnia, że faktycznie postacią numer jeden w powiecie był staros ta a nie lokalny przywódca partyjny, podobnie w województwie – wojewoda. Czy nie przypomina to uchwały VI Zjazdu KPP z 1932 r. o tzw. „stopieniu władz”? Dyktatury, niezależnie od „kolorów”, mają wiele cech wspólnych, a co najmniej podobnych.9 Dyktatorskim rządom towarzyszy dążenie do funkcjonowania systemu monopartyjnego. W systemach totalitarnych jest to reguła – bolszewicy w Rosji czy faszyści w Niemczech po dojściu do władz likwidowali inne partie. De iure partie działały, de facto zaś – istniały formalnie, nie mając żadnego znaczenia lub bardzo ograniczone. Tak było pod rządami komunistów w PRL z ZSL i SD, podobnie za rządów sanacyjnych. Nie ulega wątpliwości, że sanatorzy mieli świadomość, że liczy się tylko partia rządząca. Istnienie innych nie miało znaczenia, czyli de facto – monopartia. Tendencje monopartyjne nasiliły się w OZN. Już w deklaracji A. Koca z lutego 1937 r. zasugerowano konieczność eliminacji partii politycznych w procesie budowy wielkiego ponadpartyjnego obozu. OZN był partią o hierarchicznej strukturze zawierającej elementy organizacji wojskowej. Szefowi partii podlegał sztab z płk. Janem Kowalewskim na czele. Sztab był podzielony na 7 problemowych oddziałów. Jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że OZN kierowali wojskowi – zwolennicy silnej władzy autorytarnej Prezydenta, wzrostu znaczenia armii i wodza w życiu państwowym, „dyscypliny społecznej” – to nie ulega wątpliwości, że był to proces wiodący ku monopartyjności nie tylko faktycznej, ale i formalnej.10 Sanacja – w sferze teoretyczno-koncepcyjnej nie formułowała zapisów o dyktaturze czy też monopartyjnym systemie, natomiast realizowała je. Dowodziła tego praktyka polityczna lat trzydziestych zarówno w wydaniu BBWR, jak i OZN. Negatywnym skutkiem przewrotu był proces brutalizacji życia i wzrost represyjnej funkcji państwa wobec obywateli oraz ograniczenie praw wolności obywatelskich. Wyrazem tego były pacyfikacje i używanie sił policyjnych do tłumienia sprzeciwu społecznego. Jesienią 1936 r. w czasie pacyfikacji Zamojszczyzny życie straciło 6 chłopów, zaś w dniach wielkiego strajku chłopskiego w sierpniu 1937 r. policja zastrzeliła 44 chłopów.11 Brutalizacja życia i ekspansja przemocy dotknęła także mniejszości narodowe. Wyraźnym przykładem była akcja burzenia cerkwi w 1938 r. na obszarze Chełmszczyzny. Sprzyjał jej wzrost nacjonalistycznych tendencji, zwłaszcza w ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej. Obóz Zjednoczenia Narodowego powstały w lutym J. M. Majchrowski, Silni – zwarci – gotowi...; zob. też T. Jędruszczak, Piłsudczycy bez Piłsudskiego... B. Poboży, Obóz piłsudczykowsko-sanacyjny, [w:] Polskie partie i ruchy społeczno-polityczne pierwszej połowy XX wieku, red. K. Przybysz, Warszawa 2010, s. 55–102. 11 Strajk chłopski 1937 r. Dokumenty archiwalne, t. I–II, Warszawa 1960; zob. W. Matuszewska, U źródeł strajku chłopskiego 1937 r., Warszawa 1962; eadem, Chłopski czyn w schyłku II Rzeczypospolitej, Warszawa 1973; J. Jachymek, Oblicze…s. 138–153. 9 10 Filozofia 1938 r. nieprzypadkowo miał w nazwie przymiotnik „narodowy”, z czego cieszyli się endecy. Wzrost tendencji nacjonalistycznych w obozie pomajowym znalazł wyraz nie tylko w egzekwowaniu zasady numerus clausus na wyższych uczelniach, ale i cichym przyzwoleniu na propagowanie haseł „Bij Żyda”. Dawały temu podbudowę niektóre sformułowania programu OZN; polonizacja rzemiosła, przemysłu i handlu, zagrożenie kultury polskiej przez Żydów itp. WNIOSKI 1. Przewrót majowy 1926 r. i jego konsekwencje domagają się obiektywnej oceny Józefa Piłsudskiego; z jednej strony bohatera narodowego w walce o niepodległość Polski, jej kształt terytorialny i granice, z drugiej zaś – nie umiejącego rządzić państwem twórcy obozu sanacyjnego i dyktatorskiego systemu bliższego państwom totalitarnym niż demokratycznym. 2. Negatywnymi skutkami przewrotu było niezrealizowanie założeń uzasadniających pucz wojskowy; walka z partyjnictwem została uwieńczona rządami jednej partii; wątpliwa była stabilizacja rządów, skoro średni żywot gabinetów sanacyjnych (16) trwał około 10 miesięcy podczas gdy wcześniej (13) – 5 miesięcy. 3. Atak na demokrację powinien być przestrogą dla współczesnych polityków mających ambicje „wodzostwa”, dążących do rządów monopartyjnych. L’Etat c’est moi – „państwo to ja” – słowa przypisywane Ludwikowi XVI, królowi Francji, skazanemu na gilotynę – powinny być wystarczającą przestrogą – jaki na ogół bywa los tych, którzy traktują państwo prywatnie. Pracę i służbę państwu – ojczyźnie powinno się uważać za zaszczyt. 4. Czas najwyższy by zmyć tę część „hańby domowej”, wiążącej się z oceną przewrotu majowego i roli Józefa Piłsudskiego. W dużej ilości miast Polski widnieją nazwy – ulic, placów, pomników imienia Józefa Piłsudskiego i innych miejsc. Wielkość tą powinna równoważyć analogiczna ilość ulic i placów imienia ofiar przewrotu majowego 1926 r., więźniów Brześcia, Berezy Kartuskiej, ofiar Wielkiego Strajku Chłopskiego 1937 r. Potrzebę taką uzasadnia obiektywizm w ocenie procesu historycznego oraz wezwanie naszego Wielkiego Rodaka – papieża Jana Pawła II: „Nie lękajcie się prawdy”. 205 Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post Wojciech Kaute Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post Uniwersytet Śląski 206 Wszelka refleksja nad prawem, etyką, polityką, odnosi się do życia istoty ludzkiej. I jest to truizm. Truizmem jest także konstatacja, iż racją bytu takiej refleksji jest fakt, iż każdy człowiek, każda konkretna jednostka (wszak kogoś takiego, jak człowiek „w ogóle” – nie ma) funkcjonuje obok Innego. Od momentu, kiedy przy boku Adama pojawiła się Ewa, powstało pytanie o życie jednostki obok jednostki, o Moje życie obok Twojego, o zbiorowość, społeczeństwo, państwo i prawo. I nie są to żadne odkrycia. Tu jednak wraz z tymi pytaniami powstała kwestia dla kultury i cywilizacji fundamentalna. Jest to zagadnienie rozstrzygnięcia takiego oto problemu: kim jest człowiek. Jeżeli spojrzeć na tę kwestię z dzisiejszej perspektywy, to, jak się wydaje, ujmując całą tę materię niejako „z lotu ptaka”, a więc siłą rzeczy w pewnym uproszczeniu, w autobiografii ludzkiego „ducha” da się wyróżnić kilka sposobów pojmowania istoty ludzkiej; ludzkiego rodu. Najbogatszą tradycję, przynajmniej pod względem rozpiętości czasu, w którym był on typem dominującym, przedstawia człowiek przed-nowożytny. Jest to istota wyrastająca z inspiracji sokratyczno-platońskiej, którą to koncepcję dopracowało, pogłębiło o wymiar religijny i upowszechniło w całej Europie i świecie, chrześcijaństwo. Kondycję moralną tego człowieka da się przedstawić w sposób stosunkowo przystępny. Jest życie tu, w „jaskini”, na ziemi. I jest świat transcendentnych „idei”, świat pozaziemski. Ten pierwszy ma prymat wobec tego drugiego; stanowi dla tego drugiego wzór, punkt odniesienia, kierunkowskaz. Rzecz w tym, iż my ludzie, żyjąc „tu”, a nie „tam”, kontaktu z tym światem nie mamy. To zaś w tej, przedstawianej tu logice, oznacza, iż musi istnieć jakiś autorytet, który przekazuje nam informacje na temat tego pierwszego, niedostępnego dla nas świata, daje nam tym samym mniej lub bardziej wyraźne i jednoznaczne wskazówki, wedle jakich reguł mamy funkcjonować w społeczeństwie, państwie. Ten ktoś, „pasterz”, „filozof–król”, ma, z racji szczególnych cech jego duszy, duszy „ze złota”, jakiś kontakt ze światem transcendentnych idei; uczy nas, „owce”, czym jest Dobro, Piękno, Prawda, Sprawiedliwość. Każdy z nas, konkretnych jednostek, błądzi. Należy to do ludzkiej, „grzesznej”, natury. Jeżeli jednak błądzimy – jest to istotny element tego sposobu myślenia – to każdy z nas ma jednocześnie świadomość, iż jest to błądzenie; czynimy zło, dopuszczamy się nie-sprawiedliwości. Człowiek przed-nowożytny, aczkolwiek, jak każda istota ludzka w każdej epoce, jest tą oto, konkretną jednostką, wpisuje się w taką koncepcję ludzkiego kosmosu, w którym jest on mniej lub bardziej udolnym odbiciem człowieka „godnego tego miana”; człowieka „w ogóle”. „Jeżeli chcę nareszcie coś pewnego i trwałego w naukach ustalić, to trzeba – pisze w pierwszych słowach Medytacji o pierwszej filozofii – raz w życiu z gruntu wszystko obalić […] i na nowo rozpocząć od pierwszych podstaw”.1 Filozofia Człowiek nowożytny podjął wysiłek zdefiniowania siebie na nowo. Za „ojca” tego przedsięwzięcia uchodzi Kartezjusz. Kartezjusz w punkcie wyjścia swoich rozważań deklaruje, iż w chaosie świata poszukuje tylko jednego: pewności. Nie jest to jednak nic niezwykłego. Starożytność i średniowiecze, wszyscy poszukiwali pewności, archimedesowego punktu oparcia. Tym, co zdecydowało o przełomowym znaczeniu wystąpienia Kartezjusza, jest jego odpowiedź na pytanie o to, co jest „pierwsze”. Od czego w ludzkim poznaniu wszystko się zaczyna. Ta odpowiedź brzmi: tym kimś (czymś) jest Ja. „Zwróciłem uwagę – pisze Kartezjusz w Rozprawie o metodzie – iż podczas gdy upieram się przypuszczać, że wszystko jest fałszywe, koniecznym jest, abym ja, który to myślę, był czymś; i spostrzegłszy, iż ta prawda: myślę, więc jestem, jest tak mocna i pewna, że wszystkie najskrajniejsze przypuszczenia sceptyków niezdolne są jej obalić, osądziłem, iż mogę ją przyjąć bez skrupułów za pierwszą zasadę filozofii, której szukałem”.2 „Ja myślę, więc jestem jest ze wszystkich pierwsze i najpewniejsze i uderza każdego, kto filozofuje jak należy”.3 Ego cogito, ergo sum, sive existo; je pense, donc je sui, ou existe. U podstaw kultury i cywilizacji czasów nowożytnych Kartezjusz dokonuje odkrycia, które określi oblicze kultury europejskiej na wieki. „Czymże więc jestem?” – zadaje pytanie. I odpowiada: „Rzeczą myślącą”.4 Czym zatem jest ta „rzecz myśląca”? Frederick Copleston zauważa: „Dla Kartezjusza to, co uchwytuje się w cogito ergo sum, to po prostu owo »ja«, które zostaje, gdy wszystko inne niż myślenie ulega zapoznaniu. Ujmuje się tu oczywiście konkretnie istniejące »ja« [...]; nie jest to jednak »ja« z normalnej rozmowy, to znaczy np. ów pan Kartezjusz, który rozmawia ze swymi przyjaciółmi i jest słuchany oraz obserwowany przez nich. [...] Nie jest to dokładnie »ja« ze zdania: »[Ja] poszedłem dziś po południu na spacer do parku«”.5 Ja to nie człowiek pojmowany dosłownie. Ja to nie „rzecz”. Ja to „rzecz myśląca”. Jest to „coś”, co myśli. Nie ma zatem rzeczy „po prostu”; nie ma świata „po prostu”. Jest jedynie „myślenie” o rzeczach. Jest to świat Ja; świat koherentny; i, z definicji, zamknięty. Kiedy zastanawiam się, pisze Kartezjusz, „nad sobą samym, o ile jestem rzeczą tylko myślącą, nie mogę rozróżnić w sobie żadnych części, lecz pojmuję, że jestem czymś najzupełniej jednym i całym. I chociaż wydaje się, że z całym ciałem jest złączony cały umysł, to jednak dowiaduję się, że po obcięciu nogi czy ramienia, [...] niczego przez to nie ubyło z mojego umysłu. A także nie można powiedzieć, jakoby 1 R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii, przekł. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, I. Dąbska, Kęty 2001, 1,17. 2 Idem, Rozprawa o metodzie, przekł. T. Żeleński-Boy, Warszawa 1980, s. 49. 3 Idem, Zasady filozofii, przekł. I. Dąbska, Kęty 2001, s. 10. 4 Idem, Medytacje..., 2,28. 5 F. Copleston, Historia filozofii, t. IV, Warszawa 1995, s. 98. 207 Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post 208 zdolność chcenia, odczuwania, rozumienia itd. były częściami umysłu, bo przecież to jest jeden i ten sam umysł, który chce, odczuwa i pojmuje”.6 Ja to Ja. Wraz z dokonaniami Kartezjusza odsłoniła się przed człowiekiem szczególna perspektywa. Jak zauważał przed laty Leszek Kołakowski, sformułowanie cogito ergo sum to „jedna z tych pseudotautologii, które ludzie odkrywają w nagłym, radosnym albo przerażającym, poczuciu objawienia”.7 Kartezjusz, przypomnijmy, szuka tylko jednego: pewności. I odnajduje ją. Ja może polegać na sobie; a jest tak dlatego, że każda inna sytuacja jest niewyobrażalna; logicznie niewyobrażalna. Kartezjusz, jak pisze Kołakowski, „odkrył wewnętrzny świat nie po to, by przemienić go w boskie podłoże bytu; miał on być etapem końcowym. Odsłaniał się ów jedyny świat samo-przejrzysty, a zatem równie samo-tożsamy co Absolut, ale inaczej niż Absolut dostępny wprost, a nie w wyniku abstrakcyjnego rozumowania. Kartezjańskie ego istotnie jest w tym sensie absolutem, że będąc zawsze jedynym i wyjątkowym, nieprzeniknienie i wsobnie moim, może zawsze powiedzieć, jak biblijny stwórca, „jestem, który jestem”. „Ja” jestem czystą aktualnością, ponieważ w każdym „teraz” jestem wszystkim, czym mogę być”.8 U progu nowożytności w kulturze Europy rodzi się nowy Bóg. Ja „z definicji” (o ile w ogóle w przypadku myślenia tautologicznego można o definicji mówić) jest jedyne; i konieczne. Kołakowski pisze: „Jedyne, bo w przeciwieństwie do wszystkich innych jestestw empirycznych nie sposób go ująć jako egzemplarz gatunku, jako »coś«, czego dwa czy więcej okazów podpadać może pod jedno pojęcie ogólne. [...] Dostępne tylko dla mnie samego, »ja« nie ma treści wspólnej z czymkolwiek innym, więc i żadnych środków do wytworzenia powszechnika, który obejmowałby zarówno mnie, jak alter ego. Absolut jest jedyny, ponieważ jest nieskończony, bezgraniczny, niewzruszony i bezczasowy. […] A konieczny jestem nie z tego powodu, że sama idea »mnie« wyklucza moje nie-bycie czy mój początek, lecz dlatego, że będąc znany tylko sobie, nie jestem w stanie pojąć ani mej nieobecności, ani przyczyny, która przywiodła mnie do istnienia”.9 Ja myślę. Jeżeli coś nie jest przedmiotem tego „myślenia”, to dla tego „myślenia” to coś nie istnieje. A to – w konsekwencji – oznacza, że nie istnieje „w ogóle”. „Ograniczając ego do epistemologicznego podłoża, poza którym nie ma nic Kartezjusz uczynił właściwie niemożliwym empatyczne zrozumienie alter ego; tylko niepewna, pośrednia indukcja przekonuje mnie o istnieniu ego innego niż ja sam. Zresztą wartość takiego indukcyjnego rozumowania jest wielce wątpliwa przy założeniu, że nie można czynić żadnych domysłów przez analogię, skoro alter ego jest niedostępne, chronione nieprzeniknionym puklerzem własnej wyjątkowości”– zauważa Kołakowski.10 I tak to w myśli Kartezjusza człowiek staje wobec sytuacji, która – aczkolwiek rozwiewa przekonania, którymi wcześniej żył przez setki lat – stwarza mu niebywałą R. Descartes, Medytacje..., 6,86. L. Kołakowski, Jeśli Boga nie ma, Kraków 1988, s. 231. 8 Idem, Horror metaphysicus, Warszawa 1990, s. 83. 9 Ibidem, s. 84. 10 Ibidem, s. 117. 6 7 Filozofia szansę, nadzieję na autentyczne zaistnienie. I to jest „radosny” aspekt Kartezjańskiego „objawienia”. I tym tropem rozumowania idzie Thomas Hobbes. Hobbes przejmuje od Kartezjusza koncepcję ego, rozumianego jako świat „sam w sobie”. I nie ma tu właściwie, wedle niego, nad czym debatować. Jeżeli pojawiają się tu jakieś problemy, to tylko w umysłach filozofów. Stan faktyczny zaś jest taki, iż, jak pisze: „[...] każdemu człowiekowi przyrodzona jest filozofia, to znaczy: rozum przyrodzony; każdy człowiek bowiem rozumuje w pewnych granicach [...]. Stąd też potocznie uważa się, i słusznie, że zdrowszy sąd mają ci, którzy zadowalając się codziennym doświadczeniem [...], filozofię bądź odrzucają, bądź się nią nie zajmują, niż ci, którzy przepojeni poglądami odbiegającymi od przeciętnych, [...], jak gdyby niespełna rozumu wiecznie dysputują i się kłócą”.11 Każdy człowiek myśli; rozumuje. I myśli poprawnie; rozumuje logicznie. Rozum przyrodzony to określenie pleonastyczne; nie ma rozumu nie-przyrodzonego; i nie ma nie-rozumnej natury. Co zatem składa się na istotę ego? Jest to, odpowiada Hobbes, „żądza mocy, bogactw, wiedzy i zaszczytów”.12 I dodaje: „Wszystko to można sprowadzić do pierwszej, a mianowicie do żądzy mocy (desire of power). Bogactwa bowiem, wiedza i zaszczyty to nic innego, jak różne rodzaje mocy”.13 Czym jest „żądza mocy”? Człowiek, jednostka chce żyć. I jest to oczywiste. Każdemu człowiekowi przysługuje wolność, jak pisze Hobbes, „używania swej własnej mocy wedle swojej własnej woli dla zachowania własnej istoty, to znaczy: swego własnego życia; i co za tym idzie, wolność czynienia wszystkiego, co w swoim własnym sądzie i rozumieniu będzie on uważał za najstosowniejszy środek do tego zachowania”.14 Życie to tyle, co nadawanie kształtu temu, co składa się na „świat” Ja. Ja, jego życie, to „otwarcie” na rzeczywistość. To, „na co” się „otwieram”, to znaczy to, co jest przedmiotem tego „otwarcia”, jest Moje. Cały czas pozostaję tu wszakże w Swoim „świecie”. I nie może być inaczej. Każda jednostka żywi, jak pisze Hobbes: „[...] bezzasadne pojęcie [...] o własnej mądrości, którą niemal każdy człowiek w swoim przekonaniu posiada w większej mierze niż człowiek pospolity, to znaczy: niż wszyscy inni ludzie, wyjąwszy jego samego i nielicznych innych, których on uznaje ze względu na ich sławę albo na to, że mają zgodne z nim cele. Taka jest bowiem natura człowieka, że choćby nawet uznawał, iż wielu innych ma większy dowcip, większą wymowę czy wiedzę, to przecież z trudnością wierzy, iżby było wielu ludzi tak mądrych jak on sam: swój własny rozum widzi on bowiem bezpośrednio, rozum innych ludzi zaś z pewnej odległości”.15 W efekcie takiego stanu rzeczy, jak pisze, „każdy człowiek jest zadowolony z tego, co mu się dostało”.16 I to jest powód do „radości”. A jednak, jak się okazuje, coś mąci T. Hobbes, Elementy filozofii, t. I, przekł. Cz. Znamierowski, Warszawa 1956, s. 11. Idem, Lewiatan, przekł. Cz. Znamierowski, Warszawa 1954, s. 64. 13 Ibidem. 14 Ibidem, s. 113. 15 Ibidem, s. 107–108. 16 Ibidem, s. 108. 11 12 209 Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post 210 ten nastrój. Tym czymś jest odkrycie, jakiego dokonuje Ja; absurdalne odkrycie. Jest to odkrycie Innego, nie-Ja. W ujęciu Hobbesa, „wolność, jaką ma każdy człowiek, używania swej własnej mocy wedle swojej własnej woli dla zachowania własnej istoty” jest, jak to określa, „uprawnieniem przyrodzonym (the right of nature)”.17 Utrzymanie istnienia jest możliwe pod warunkiem, iż „byt” może być ujęty tylko jako możliwy przedmiot a-percepcji Ja. Ja niejako świat „zjada”; w tym, siłą rzeczy, nie-Ja. Człowiek z natury jest egoistą; wilkiem. I nie ma w tym niczego złego. Ja bowiem nie ma na celu ograniczenia wolności nie-Ja. Ja chce być tylko „wolne”. Ja nie „spogląda” z zawiścią na to, co ma nie-Ja. Ja chce mieć tylko to, co chce mieć. „Natura dała każdemu prawo do wszystkiego”18, konstatuje Hobbes. W opisywanym tu świecie zatem dochodzi do „kwadratury koła”. Wilk chce wszystkiego. I jednocześnie każdy wilk chce wszystkiego. Ja, chcąc wszystkiego, wchodząc w świat nie-Ja, ten świat unicestwiam. Nie-Ja, chcąc tego samego, wchodząc w Mój świat – unicestwia mnie. Albo jest się Ja, którego przedmiotem jest nie-Ja; albo jest się przedmiotem nie-Ja, a więc podmiotem się nie jest; czyli nie jest się „w ogóle”. Nie-bycie egoistą jest równoznaczne z nie-bytem. I to jest „stan natury” (condition of nature); wojna „każdego z każdym innym”19; „wojna” Ja z Ja; Boga z Bogiem; tytanomachia. Rdzeniem tej „wojny” jest „strach”; „strach jednego przed drugim”.20 Co zatem można zrobić? Właściwie nic. A jednak zrobić trzeba. „Człowiek winien być gotów – odpowiada Hobbes – jeśli inni są również gotowi, zrezygnować z [...] uprawnienia do wszelkich rzeczy, jak dalece będzie to uważał dla pokoju i dla obrony własnej; i winien zadowolić się taką samą miarą wolności w stosunku do innych ludzi, jaką gotów jest przyznać innym ludziom w stosunku do samego siebie”.21 I tak dochodzi do „ugody” (covenant). „Gdy to się stanie, wielość ludzi zjednoczona w jedną osobę nazywa się państwem […]. I tak powstaje ten wielki Lewiatan, a raczej (mówiąc z większym szacunkiem), ten bóg śmiertelny, któremu, pod władzą Boga Nieśmiertelnego, zawdzięczamy nasz pokój i naszą obronę”.22 Dziedziną, która reguluje tę „kwadraturę koła” jest prawo. „Podobnie jak ludzie, by osiągnąć pokój, a przez to zachować swoje istnienie, utworzyli sztucznego człowieka, którego my nazywamy państwem – pisze Hobbes – tak również stworzyli sztuczne łańcuchy, zwane prawami państwowymi, które oni sami, mocą wzajemnych ugód, jednym końcem przywiązali do ust tego człowieka czy tego zgromadzenia, któremu dali moc suwerenną, drugim zaś końcem do własnych uszu. Te więzy z własnej swej natury są słabe, niemniej można uczynić tak, by trzymały dzięki niebezpieczeństwu, jakie jest związane z ich zerwaniem, choć nie dzięki temu, iżby je trudno było rozerwać”.23 Ibidem, s. 113. T. Hobbes, Elementy filozofii..., t. II, s. 212. 19 Idem, Lewiatan..., s. 110. 20 Ibidem, s. 175. 21 Ibidem, s. 114. 22 Ibidem, s. 151. 23 Ibidem, s. 187. 17 18 Nie ma co tu zatem filozofować. Jest, jak jest. Jest Ja i jest nie-Ja; i jest prawo. A wszelkie rozważania w kategoriach, jak pisze Hobbes, „scholastycznych rozróżnień i trudnych do zrozumienia słów”, to „choroba, którą [...] można porównać z epilepsją”.25 Jest, jak jest, powtórzmy. I to jest wszystko, co możemy zrozumieć; i co możemy zrobić. I to jest, koniec końców, „dobre”. Koncepcja, jaką stworzył Hobbes, wytyczyła określoną perspektywę. Jest wilk i jest stado (o ile to słowo ma tu jakikolwiek sens) wilków… Ten opis kondycji ludzkiej, jest jednak wysoce abstrakcyjny, wbrew deklaracjom Hobbesa, filozoficzny. Tym autorem, który z kartezjańsko-hobbesowskiego punktu wyjścia wyciągnie ostateczne konsekwencje, będzie John Locke. Locke myśli „po prostu”. I Locke pisze „po prostu”. I istotę ludzką także rozumie on „po prostu”. Kim zatem jest konkretna jednostka ludzka, człowiek naturalny? W Dwóch traktatach o rządzie, w Traktacie drugim czytamy: Filozofia [A] [...] wszystkie te prawa zostały ściągnięte w jeden łatwy skrót, […] tym skrótem jest: nie czyń drugiemu tego, czego byś nie chciał, iżby ten drugi czynił tobie”.24 „Bóg, który nadał ludziom świat we wspólne władanie, dał im także rozum, by posługiwali się nim dla zapewnienia sobie w życiu jak największych korzyści i wygód. Ziemia i wszystko, co się na niej znajduje, zostały nadane im dla ich utrzymania i dobrobytu. Wszystkie owoce, będące jej naturalnymi płodami, wraz z pasącymi się na niej zwierzętami, wspólnie należą do rodzaju ludzkiego, tak jak zostały nadane hojną ręką natury. Pierwotnie, kiedy znajdowały się one w naturalnym dla nich stanie, nikt nie rozciągał nad nimi swego osobistego panowania ani nie wyłączał ich spod wspólnego władania pozostałych. Skoro jednak były one im nadane dla ich pożytku, to musiała pojawić się konieczność zawłaszczenia ich w taki czy inny sposób, zanim miały one jeszcze jakąkolwiek wartość i mogły być zużyte przez każdego człowieka. Dziczyzna i owoce, jakimi żywi się dziki i nieświadomy żadnych ograniczeń Indianin, który nadal jest użytkownikiem dóbr wspólnych, muszą należeć do niego, co więcej, tak do niego należą, że są częścią jego samego, do której nikt inny nie ma już żadnych uprawnień, ponieważ są to dobra służące do utrzymania go przy życiu”.26 Człowiek w ujęciu Locke’a chcąc żyć, musi jeść; i musi on zaspokoić wszystkie inne potrzeby służące przeżyciu. Jest to zawsze życie konkretnej jednostki; i całokształt potrzeb konkretnej jednostki. Jednostka, aby żyć, wykorzystuje i przetwarza to, co rodzi ziemia, natura; podejmuje ona zatem wysiłek, pracę. Świat jednostki zatem, to świat pracy; i efektów tej pracy. To wszystko stanowi jedność. W tym stanie rzeczy powstaje istotne pytanie o to, kiedy, w jakim momencie decyduje się kształt, żeby nie powiedzieć, „zawartość”, „wielkość” tego świata. „Ten, kto odżywia się zbieranymi pod dębem żołędziami bądź zrywanymi z drzew w lecie jabłkami, z pewnością je sobie przywłaszcza – twierdzi Locke. – Nikt nie może zaprzeczyć, że to pożywienie należy do niego. Pytam więc, kiedy stało się ono jego własnością? Kiedy je strawił? Kiedy je zjadł? Kiedy je ugotował? Kiedy przyniósł do domu? Czy też może kiedy podniósł z ziemi? Jasne jest, że jeśli pierwsze zebranie (the first gathering) nie uczyniło tych owoców jego własnością, to już nic nie mogło ich tym uczynić”.27 Ibidem, s. 139. Ibidem, s. 293. 26 J. Locke, Dwa traktaty o rządzie, przekł. Z. Rau, Warszawa 1992, s. 181. 27 Ibidem, s. 182. 24 25 211 W ujęciu Locke’a ten „moment”, kiedy konkretna jednostka dokonuje „pierwszego zebrania”, to w życiu tej jednostki „fakt” pierwotny. Od tego „faktu” zależy jej życie. To jednak oznacza coś więcej. Jeżeli bowiem przyjmie się, iż konkretna jednostka, a są tylko konkretne jednostki, to istota, która realizuje swoje człowieczeństwo podejmując wysiłek wykorzystania i przetworzenia dóbr natury, to, przyjmując, iż te dobra „należą do niej tak, że są częścią jej samej”, ta jednostka to tyle, co ona w efekcie swej pracy uzyskała. Ja to bez reszty świat habere. I tak oto, hobbesowski wilk, będący właścicielem (co jest w rzeczy samej tautologią) przedmiotu swojego „pierwszego zebrania” natrafia na takiego samego wilka-właściciela. I tak Locke próbuje dopowiedzieć Hobbesa, dopowiedzieć w duchu „optymizmu”. Wedle niego jednostka naturalna bynajmniej nie musi być uznana za wilka. Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post „Mamy – twierdzi Locke – wyraźną różnicę między stanem natury a stanem wojny, które jakkolwiek mogą być przez niektórych ludzi utożsamiane, różnią się jeden od drugiego tak dalece, jak daleki jest stan pokoju, dobrej woli, wzajemnej pomocy i zachowania, od stanu wzajemnej wrogości, niechęci, gwałtu i zagłady”.28 A co decyduje o tym, iż stan natury można uznać za „stan pokoju...” etc.? Odpowiedź jest bardzo prosta. Decyduje o tym rynek, wymiana. Ja upolowałem łanię, Ty zerwałeś owoce. Przy pomocy „małego kawałka żółtego metalu” wymieniamy jedno na drugie. I problemu nie ma; „dziczyzny i owoców” jest dosyć, dla każdego wystarczy. Problem tkwi jedynie w naszym indywidualnym wysiłku, w naszej pracy. Jak pisze Pierre Manent: „Hobbes zauważył, iż do wojny domowej dochodzi często z powodu niepewności czy kontrowersji na temat tego, co jest »dobre«, »uprawnione« czy »sprawiedliwe«; absolutna suwerenność jego Lewiatana czyni tę kontrowersję zbędną i »neutralizuje« ją przez utożsamienie tego co »sprawiedliwe« z tym co za takie ogłasza suweren. Locke »neutralizuje« tę samą kontrowersję w sposób bardziej »ekonomiczny« [...]: jeśli własność indywidualna stanowi podstawę wszystkiego, co sprawiedliwe, gdyż owa własność w swoim pochodzeniu nie zakłada żadnej relacji, a więc żadnego sporu między ludźmi, to odnośnie sprawiedliwości nie może istnieć jakaś rzeczywista niepewność, a więc jakiś rozumny spór. Jest ona zawsze czymś już zrealizowanym, o ile tylko własność podlega gwarancji i ochronie. Jeszcze inaczej: jedyny możliwy spór na temat sprawiedliwości pokrywa się z kontrowersją dotyczącą tego, kto ustala ceny wymiany własności na rynku, kontrowersją, która zawsze prowadzi do »sprawiedliwości«, ponieważ opiera się na ugodzie dwóch stron”.29 Locke „pozwala zrozumieć, dlaczego oraz w jaki sposób liberalna filozofia prawa naturalnego przekształca się spontanicznie i poniekąd nieuchronnie w całkiem inny typ myślenia: w ekonomię polityczną”.30 Jak się zatem okazuje, „pierwsze zebranie”, o którym była powyżej mowa, to „fakt” pierwotny nie tylko w życiu jednostki. Jest to „fakt” dla gatunku ludzkiego fundamentalny. Jest to „punkt zerowy” całej kultury i cywilizacji; wszystkiego. Jednostka to habere i każda jednostka to habere. I tak ludzki świat widzi doktryna liberalizmu. Ibidem, s. 175. P. Manent, Intelektualna historia liberalizmu, Kraków 1994, s. 73–74. 30 Ibidem, s. 73 28 29 212 Filozofia Istota ludzka wyzwolona z przekonania, iż istnieje świat transcendentnych wartości, które określają, tak czy inaczej, zawartość jej kosmosu, u progu czasów nowożytnych obdarzona zostaje pełnią autonomii i suwerenności. Rynek daje jej szczęście. Jest to jednak, jak się okaże, tylko jedna strona Kartezjańskiego „objawienia”. Jeżeli wszak przyjmie się, iż Ja to świat, z definicji doskonały i zamknięty, to tym samym trzeba uznać, iż jakiekolwiek rozprawianie o takim świecie nie ma sensu. Jest tu bowiem tak, iż jak pisze Kołakowski, „kartezjańskie ego jest rodzajem czarnej dziury: potrafi wessać wszystko (z wyjątkiem alter ego) i nic zeń się nie wymknie. Niewysławialne i niekomunikowalne, pojęciowo niekonstruowalne, zaiste może być zwane niczym (faktycznie, powiadają nam teraz w Oxfordzie, że słowo „ja”, choć ma znaczenie, pozbawione jest desygnatu)”.31 Poza Ja-myślenie nie ma wyjścia (i tak samo do Ja nie ma dojścia); nie ma tu bowiem żadnego „poza”. Nie ma tu miejsca na arystotelesowsko-tomistyczną teorię poznania, tezę, iż poznanie to adaequatio rei et intelectus. Jest jednostka, i tylko Ona. A ta ma na uwadze jedno: Siebie. Jeżeli tak, to umysł tej jednostki może, w rzeczy samej, poznawać tylko Samego Siebie. Jeżeli jednak założy się, iż Ja jest „tym, który jest”, to, siłą rzeczy, trzeba przyjąć, iż takie Samo-poznanie jest logicznie niemożliwe. Ja zatem traci swój desygnat. A to oznacza, iż znika. Kartezjusz próbuje z tej sytuacji znaleźć jakieś wyjście. Jest to jego koncepcja Boga. Jak czytamy w pracy pod wymownym tytułem Teodycea kartezjańska: „Bóg Kartezjański jest absolutnym suwerenem, który ustanowiwszy prawa w swoim królestwie, włada poddanymi nie musząc tłumaczyć im, dlaczego ustanowił takie prawa, a nie inne. Bóg Akwinaty […] rządzi jak monarcha konstytucyjny. Prawa w scholastycznym królestwie są niczym ślady, które władca pozostawił właśnie w tym celu, by poddani mogli dowiedzieć się, że On istnieje, oraz by się czegoś o Nim dowiedzieli. [...] Kartezjusz natomiast sądził, że im mniej poddani wiedzą o władcy tym lepiej”.32 „Do tradycyjnej Arystotelesowsko-scholastycznej koncepcji filozofii pierwszej, czyli nauki o bycie [...] Kartezjusz dodał istnienie Boga jako gwaranta prawdy”.33 Rzecz wszak w tym, że Kartezjusz mógł tego dokonać jedynie w ten sposób, iż „dodał” Boga–„absolutnego suwerena” do Ja–„absolutnego suwerena”. A to było zwyczajnie niemożliwe. Na gruncie „ducha” nowożytności jakakolwiek teodycea nie może się udać. Cogito, jak pisze Kołakowski: „[...] dostarcza nam jedynej bezpośredniej intuicji istnienia. [...] Jeżeli [jednak] [...] przyznamy, że [...] jest [ono] paradygmatycznym przypadkiem, który czyni istnienie zrozumiałym, to i tak nie jest stosowalne do rzeczywistości innej niż podmiotowa. A więc w końcu paradygmatyczne nie jest”.34 „Jeśli nic prawdziwie nie istnieje poza mną, ja sam jestem niczym”.35 „Absolut dostępny wprost”, powtórzmy, znika. A to, w konsekwencji, oznacza, iż cały świat znika. Oto „przerażająca” strona kartezjańskiego „objawienia”. L. Kołakowski, Horror metaphysicus..., s. 85. Z. Janowski, Teodycea Kartezjańska, Kraków 1988, s. 143. 33 Ibidem, s. 154. 34 L. Kołakowski, Horror metaphysicus..., s. 35–36. 35 Ibidem, s. 30. 31 32 213 Człowiek nowożytny, pomimo dwuznaczności sytuacji, w jakiej się znalazł, uznał swoją pozycję, pozycję autonomicznej i suwerennej jednostki, w ostatecznym rachunku za godną akceptacji. I ta akceptacja znajdzie wyraz w myśli proroka czasu post, w dziele Fryderyka Nietzschego. Dla Nietzschego chrześcijaństwo, to, jak to określa, „pożar”36 greckich „instynktów”, ludzkiej natury. Wznieciła go „tysiące lat licząca wiara, owa wiara chrześcijańska, która była też wiarą Platona, że Bóg jest prawdą, że prawda jest boska...”.37 Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post „Fanatyzm moralny (krótko mówiąc: Platon) zburzył poganizm, przemieniając jego wartości i pojąc trucizną jego niewinność. [...] – [...] To, co tu zburzono, było wyższe; w porównaniu z tym, co zapanowało! – Chrześcijanizm wyrósł z psychologicznego zepsucia, zapuścił on korzenie tylko na zepsutym gruncie”.38 214 Chrześcijańska „trucizna” to, wedle Nietzschego, wiara „w rzeczywistość najwyższych jakości moralnych, pojmowanych jako Bóg: przez to wszystkie wartości rzeczywiste zostały zaprzeczone i pojęte zasadniczo jako bez wartości. Tak wstąpiło na tron to, co jest przeciwne naturze. Z nieubłaganą logiką doszło się do absolutnego żądania zaprzeczenia natury”.39 „Zaprzeczenie” to ukazało życie ludzkie z odwróconej perspektywy. I tak „chrześcijańskie postanowienie uważania świata za szpetny i zły, uczyniło świat szpetnym i złym”.40 Nietzsche rysuje perspektywę „świata”, którego kształt mają wyznaczać wartości inne. I tak w jego refleksji pojawia się Kartezjusz. Księga trzecia Woli mocy, zatytułowana: Zasada nowego ustanowienia wartości, rozpoczyna się od refleksji nad cogito. Czytamy tam: „»Myśli się: istnieje tedy coś myślącego«: do tego sprowadza się argumentacja Kartezjusza. Lecz to znaczy, wiarę swoją w pojęcie substancji uważać za »prawdziwą a priori«: – albowiem, jeśli się myśli, musi istnieć coś, »co myśli«, jest po prostu sformułowaniem naszego przyzwyczajenia gramatycznego, które wszelkiej czynności przypisuje sprawcę”.41 Kartezjański punkt wyjścia jest sensowny, twierdzi Nietzsche. Jednocześnie niczego nie daje. Jest bowiem tak, iż „jeśli się zredukuje twierdzenie do »myśli się, przeto istnieje myśl«, otrzymuje się po prostu tautologię: i właśnie tego, co jest kwestią »realności myśli«, nie porusza się wcale”.42 Wedle Nietzschego zaś „myśl posiada nie tylko realność pozorną, lecz realność w sobie”.43 Rzecz bowiem w tym, iż „wszystko, co staje się świadomym, jest zjawiskiem końcowym, zakończeniem – i nie wywołuje nic”.44 Istotne jest to, co jest przed tym wszystkim; „na początku”. I to jest życie autentycznie ludzkie. Nie zmienia to jednak faktu, iż Nietzsche docenia dokonania kultury czasu F. Nietzsche, Wiedza radosna, przekł. L. Staff, Warszawa 1991 (reprint wydania z lat 1910–1911), s. 291. Ibidem. 38 F. Nietzsche, Wola mocy, przekł. S. Frycz i K. Drzewiecki, Warszawa 1993 (reprint wydania z lat 1910– 1911), s. 269. 39 Ibidem, s. 232. 40 F. Nietzsche, Wiedza radosna..., s. 173. 41 Idem, Wola mocy..., s. 291. 42 Ibidem. 43 Ibidem, s. 292. 44 Ibidem, s. 294. 36 37 Filozofia wystąpienia Kartezjusza; tak w płaszczyźnie myśli, jak i życia zbiorowego. Zainicjowany przez „ducha” nowożytności ruch, jak pisał, „wytworzył w Europie wspaniałe napięcie ducha, jakiego na ziemi jeszcze nie było: z tak napiętego łuku do najdalszych można strzelać teraz celów”.45 Nietzsche miał tu na myśli liberalizm, wolny rynek, demokrację. „Obecnie dopiero nastała epoka budowli cyklopowych!”46 – oznajmia Nietzsche. Bóg umarł! Niech żyje Człowiek! To jednak nie oznaczało dla Nietzschego, że budowa ta została zakończona. Jest wręcz przeciwnie. W jego przekonaniu wiele wskazuje na to, że ta wielka szansa, jaką stworzył dla jednostki przełom nowożytny, szansa na jej autentyczne zaistnienie, została zaprzepaszczona. I tak, jak „wolą, która przez osiemnaście wieków władała Europą, było szczytny dziwoląg uczynić z człowieka”, pisał, tak kultura nowożytna dochowała się „umniejszonego śmiesznego niemal gatunku zwierzęcia stadnego, czegoś dobrodusznego, chorobliwego, miernego, dzisiejszego Europejczyka...”.47 „Dzisiejszy Europejczyk” żyje w świecie namiastek. „Wskutek konkurencji [...] – zauważa Nietzsche – publiczność stała się sędzią rzemiosła: nie posiada ona jednak ścisłej znajomości rzeczy i sądzi według pozorów”.48 Współczesne wychowanie „stara się przez szereg ponęt i korzyści nakłonić jednostkę do pewnego sposobu myślenia i działania, który [...] osiąga władzę w niej i nad nią wbrew jej ostatecznej korzyści”.49 I tak dla Nietzschego wygląda dziś jednostka liberalizmu; Ja, Indianin, podejmujący wysiłek „pierwszego zebrania”. Jednostka, pojmowana jako świat habere, traktuje to habere całkowicie dosłownie, prostacko. Nadczłowieka, „instynktów” greckich, to nie przypomina. „Najpilniejsze ze wszystkich stuleci – nasze stulecie – pisze Nietzsche z goryczą, czy wręcz z zażenowaniem, nie umie nic zrobić ze swej wielkiej pilności i wielkich pieniędzy, tylko coraz więcej pieniędzy i coraz więcej pilności”.50 [I dodaje:] „Potrzeba właśnie więcej geniuszu do wydawania, niż do zarabiania! – Lecz będziemy mieli wnuków!”.51 Wedle Nietzschego istota człowieka nie może być sprowadzana do praktyki życia, jeżeli ta ostatnia pojmowana jest jako zwykła codzienność. A tak de facto jest. Jest to niegodne Człowieka. „Niefilozoficzna to rasa – ci Anglicy [...], pisze Nietzsche: Hobbes, Hume i Locke, obniżenie i poniżenie pojęcia »filozof« przeszło na całe stulecie. Przeciw Hume’owi dźwignął się i wydźwignął Kant; o Locke’u miał prawo powiedzieć Schelling: je méprise Locke. [...] Czego w Anglii nie ma i nie było nigdy, [...] [to] właściwej mocy duchowości, właściwej głębi duchowego wzroku, słowem, filozofii”.52 F. Nietzsche, Poza dobrem i złem, przekł. S. Wyrzykowski, Warszawa 1905–1906, s. 3. Idem, Wędrowiec i jego cień, przekł. K. Drzewiecki, Warszawa 1994 (reprint wydania z lat 1909–1910), s. 388. 47 Idem, Poza dobrem i złem..., s. 91. 48 Idem, Wędrowiec i jego cień..., s. 392. 49 Idem, Wiedza radosna..., s. 60–61. 50 Ibidem, s. 61. 51 Ibidem. 52 F. Nietzsche, Poza dobrem i złem..., s. 223. 45 46 215 I Nietzsche dodaje: Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post „Znamiennym rysem takiej niefilozoficznej rasy jest przywiązanie do chrześcijaństwa: potrzebuje ona jego karności gwoli »moralizowaniu« i uczłowieczeniu. [...] Dla tej trzody opojów i hultajów, która niegdyś pod wpływem metodyzmu, w nowszych zaś czasach jako »armia zbawienia« moralnie chrząkać się uczy, drgawki pokutne są snadź istotnie stosunkowo najświetniejszym popisem »uczłowieczenia«, do jakiego jest zdolna. [...] W [...] duszy i ciała [Anglika] nie ma taktu i pląsu [...]. Dość posłuchać, jak mówi; dość przypatrzyć się, jak najpiękniejsze Angielki chodzą”.53 216 Rzeczywiście, Bóg umarł! I wszystko wskazuje na to, iż wnuki niczego wielkiego, „cyklopowego”, nie doczekają. Współczesność to epoka określana mianem ponowożytności. Nie jest to jednak czas, w którym dorobek „ducha” nowożytnego uległ odrzuceniu. Epoka, o jakiej mowa, to, mniej lub bardziej krytyczna, kontynuacja tego „ducha”. Nietzsche, akceptując cogito, miał tej epoce, a była to druga połowa XIX wieku, do zarzucenia jedynie to, iż z tej szansy, jaką dawał kartezjański punkt wyjścia, nie wyciągnięto konsekwencji radykalnych. A nie miał tu na myśli bynajmniej tych konsekwencji, jakie złożyły się na idee „ojca” doktryny liberalizmu, J. Locke’a. Zrobi to współczesna myśl postmodernistyczna. Nawiązując do Nietzschego, pójdzie ona dalej. Będzie to jednak inny radykalizm, niż ten, z jakim mamy do czynienia u autora Wiedzy radosnej. W refleksji czasu post, co jest już dziś oczywiste, Ja zaczyna od Siebie. A zacząć od Siebie to, w ujęciu tej myśli, tyle, co zacząć od języka; Swojego języka. Ja, Jego „świat”, Jego język, to to samo. „Należy – pisze zmarły niedawno amerykański autor Richard Rorty – odróżnić twierdzenie, że świat jest na zewnątrz, od twierdzenia, że prawda jest na zewnątrz. Powiedzieć, że świat jest na zewnątrz, że nie wytworzyliśmy go, to tyle co stwierdzić, w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, że większość przedmiotów w czasie i przestrzeni jest rezultatem przyczyn różnych od stanów ludzkiego umysłu. Powiedzieć, że prawda nie jest na zewnątrz, to po prostu tyle, co stwierdzić, że tam gdzie nie istnieją zdania, nie ma prawdy, że zdania są elementami ludzkich języków, a języki ludzkie to twory człowieka. [...] Świat jest na zewnątrz, nie ma tam jednak opisów świata. Tylko opisy świata mogą być prawdziwe bądź fałszywe. [...] Świat nie mówi. Tylko my to robimy”.54 Ja ma Swój język. I nie-Ja ma swój język. Jak odróżnić prawdziwość jednego języka od drugiego, jakie jest kryterium tego odróżnienia? Tym kryterium jest, odpowiada Rorty, użyteczność. „Uprzywilejowanie pewnych języków jest konsekwencją użytku, jaki robią z nich ludzie”.55 Czy to oznacza, że takie słowa, jak Dobro, Prawda to słowa „puste”? Niekoniecznie, twierdzi Rorty. Oznacza to tylko to, iż w realnym życiu dla wyróżnienia desygnatów tych pojęć, „nie sposób podać koniecznych i dostatecznych warunków”.56 „Nikt np. nie sądzi, że da się znaleźć konieczne i dostateczne warunki pozwalające wyróżnić jedyny desygnat zwrotu »najlepsza rzecz, jaką mogła zrobić, gdy znalazła się w tej raczej kłopotliwej sytuacji«, choć z pewnością da się sformułować takie warunki, które ograniczą zasób wykluczających Ibidem, s. 223–224. R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność, Warszawa 1996, s. 21, 22. 55 Idem, Filozofia a zwierciadło natury, Warszawa 1994, s. 327. 56 Ibidem, s. 332. 53 54 I Rorty dodaje: „Powstały w ten sposób obraz świata pozbawiony mógłby być sensu, być obojętny moralnie. To, czy wydałby się komu nieobojętny, zależałoby od tego kogoś. [...] To, czy poznanie świata daje komu poczucie sensu, wskazówkę, co robić w świecie albo ze światem, da się samo w sobie przewidzieć, to jednak, czy tak być powinno, już nie”.58 Filozofia się, rywalizujących możliwości. Dlaczego inaczej miałoby być w przypadku [wyrażenia] [...] »Życie Godne Człowieka?«”.57 Ustalmy zatem: „Duchów nie ma”.59 Jednostka wypowiada zdania. Te zdania są dla niej prawdziwe (bądź fałszywe). „Skoro prawda – pisze Rorty – jest własnością zdań, skoro zdania zależą w swoim istnieniu od słowników, a słowniki stanowią wytwór istot ludzkich, to takim samym wytworem są prawdy”.60 Mój język, to Mój język; Twój język, to Twój język. To powiedzieć, to tyle, co powiedzieć: Ja to Ja, a Ty to Ty. A to oznacza, iż powiedzieć, że Mój język jest „obiektywny” czy „dobry”, a Twój – „subiektywny” czy „zły”, to nic nie powiedzieć. „Świat” istoty ludzkiej, to „świat” wielości języków. Język, Mój język, jest zależny ode Mnie; bez reszty. I to samo dotyczy Ciebie. I w tym wyraża się, jak to określa Rorty, „przygodność języka”.61 A od czego zależę Ja? Od niczego, odpowiada Rorty. Wszystko, co ludzkie, twierdzi, to „wytwór czasu i przypadku”.62 A to oznacza, iż wszystko jest tu możliwe. Wobec tego, jeżeli chcemy zrozumieć „świat”, jak to określa Rorty, „któregoś z naszych bliźnich”, to trzeba z całą powagą potraktować tego „bliźniego”, nie-Ja, „mruknięcia, zająknięcia, zabawne przejęzyczenia, metafory, tiki językowe, nagłe apopleksje, objawy szaleństwa, wierutną głupotę, wybuchy geniuszu i temu podobne”.63 A to, siłą rzeczy, trzeba rozumieć w ten sposób, iż de facto nie ma „mruknięcia” itp. lepszego, czy gorszego. Jest bowiem tak, iż „świat” Mój, jak i Twój, to świat „indywidualnej spontaniczności i osobistej doskonałości”.64 Jest to „spontaniczne”, gdyż „jaźń [...] bardziej jest plątaniną przygodności, niż [...] dobrze uporządkowanym systemem władz”.65 Jest to „doskonałe”, gdyż nie ma tu rozróżnienia „roztropności” i moralności. I to jest myśl Freuda. Dla Freuda, jak pisze Rorty, „nikt nie jest na wskroś nieciekawy, nie istnieje bowiem nieciekawa nieświadomość”.66 [Freud] „pomógł przezwyciężyć wyjątkowo oporne przypadki ślepoty [...]. Pozwolił nam [...] dostrzec [...] [to, iż światy] zboczeńca, sadysty czy wariata [...] [mogą być] równie bogato utkane [...], Ibidem. Ibidem, s. 344. 59 Ibidem, s. 343. 60 R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność..., s. 41. 61 Ibidem, s. 27. 62 Ibidem, s. 43. 63 Ibidem, s. 32. 64 Ibidem, s. 55. 65 Ibidem, s. 57. 66 Ibidem, s. 61. 57 58 217 co nasze własne życie. [...] [Pozwolił nam] widzieć ciągłość pomiędzy tym, co filozofia moralności określa jako krańcowe, nieludzkie i nienaturalne, a naszymi własnymi działaniami”.67 Jest jaźń; i tylko jaźń. A jaźń, każda jaźń, ma charakter „przygodny”.68 Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post „Życie każdego człowieka jest wypracowywaniem złożonej idiosynkratycznej fantazji [...], a ów proces nigdy nie zostaje ukończony […]. Nie może zostać ukończony, nie ma bowiem czego kończyć”.69 218 Świat, w jakim przyszło nam żyć, to przekształcenie myślenia o sobie – Rorty przywołuje tu określenia Nietzschego – z: „tak było” na „tak chciałem”.70 Rzecz wszak w tym, iż stanowisko Nietzschego nie jest bynajmniej przez przedstawicieli myśli postmodernistycznej powszechnie podzielane. Nie ma potrzeby, twierdzi ona, poszukiwania przez jednostkę jakiejś jej „ostatecznej korzyści”. Trzeba wystrzegać się, i to definitywnie, jak pisze Rorty, „nietzscheańskiego odwróconego platonizmu — jego przekonania, że życie poświęcone stwarzaniu samego siebie, może być równie dopełnione i równie autonomiczne, jak platońskie życie poświęcone kontemplacji”.71 Czas post stworzył nowy typ osobowości. Jak zauważono, współczesność zmusza: „[...] w sposób nieodparty nas, mężczyzn, kobiety, dzieci, »urodzonych, żyjących, umierających«, do stawiania sobie oszałamiających pytań na temat nas samych. Pytania te oczywiście zawsze towarzyszyły gatunkowi ludzkiemu, ale w naszym świecie zaczęły dręczyć istoty ludzkie otwarcie. Co znaczy należeć do jednej płci i co z tą drugą płcią, do której się nie należy? Czym jest dziecko, którym już nie jestem, ale które nadal nieodłącznie noszę w sobie? W innym sensie – co to znaczy stać się dorosłym? Na ile śmierć, ku której zmierzam, jest moja?”.72 Wtargnięcie tych pytań w sferę doświadczenia jednostki składa się na przełom końca dwudziestego wieku. W tym kontekście można mówić, jak twierdzi cytowany autor, o „trzech wiekach osobowości”.73 Pierwsza, to „osobowość tradycyjna”.74 Jest to „osobowość zorganizowana przez przyswojenie norm zbiorowych”.75 Drugi typ to „osobowość nowoczesna”.76 Jest to „jednostka burżuazyjna w swym złotym wieku”77 (między rokiem 1700 a 1900). Tu „z jednej strony de facto nadal uznaje się uprzedniość zbiorowości, z drugiej w obrębie owej uprzedniości uznaje się de iure prawo wyboru”.78 I typ trzeci. Jest to „osobowość współczesna”.79 Jej cechą jest to, iż jest ona: Ibidem, s. 65. Ibidem, s. 45 i nn. 69 Ibidem, s. 70. 70 Ibidem, s. 53. 71 Ibidem, s. 70–71. 72 M. Gauchet, Nowy wiek osobowości. Próba psychologii współczesnej, „Res Publica Nowa” 2002, nr 12, s. 42. 73 Ibidem, s. 46. 74 Ibidem. 75 Ibidem. 76 Ibidem, s. 47. 77 Ibidem. 78 Ibidem. 79 Ibidem, s. 48. 67 68 Filozofia „[...] pierwszą jednostką, która żyje, nie wiedząc, że żyje w społeczeństwie, pierwszą jednostką, która może sobie pozwolić [...] ignorować fakt, że żyje w społeczeństwie. Nie ignoruje go, rzecz jasna, w sensie powierzchownym [...]. Ignoruje je w tym sensie, że w najdalszych głębiach swej istoty nie jest ona uformowana przez uprzedniość żywiołu społecznego i przez przynależność do zbiorowości, wraz z tym, co przez tysiąclecia się z tym wiązało: poczuciem obowiązku i poczuciem długu. Jednostka współczesna byłaby jednostką symbolicznie i poznawczo odłączoną z punktu widzenia całości, jednostką, która nie widzi sensu w umieszczaniu się w punkcie widzenia całości”.80 Mając na uwadze to wszystko, co składa się na przeobrażenia osobowości czasu post, można przyjąć, jak pisze jeden z autorów, iż: „[...] przeważająca obecnie atmosfera intelektualna zdaje się sugerować, że świat nie składa się z sumy rzeczy, lecz znaczeń. Wszystko jest znaczeniem i znaczenie jest wszystkim [...] Podmiot stanowił niegdyś swego rodzaju azyl, redutę: nawet jeśli nie mieliśmy pewności co do świata zewnętrznego, byliśmy przynajmniej pewni swoich własnych odczuć, myśli i wrażeń. Teraz już nie: skoro zrodzone są dzięki znaczeniom nałożonym na początkowo nie nazwaną, surową materię, a znaczenia występują pod postacią wewnętrznie sprzecznych kulturowych pakietów, w takim razie o jakiejkolwiek pewności i znalezieniu azylu w nas samych nie może być mowy! Kartezjańska reduta zostaje zdobyta! Z nieufnością należy traktować naszą subiektywność, jak również nasze niegdysiejsze pretensje do poznania obcego”.81 A to oznacza to właśnie. Współczesna jednostka-nie-jednostka może „mruknąć” tak, może „mruknąć” inaczej. Dziś doszliśmy, jak piszą Gilles Deleuze i Felix Guattari, do punktu, „w którym mówienie bądź nie mówienie „ja” nie ma już żadnego znaczenia. Nie jesteśmy już sobą”.82 Na świat, twierdzą cytowani autorzy – posługując się pomocniczo rozważaniami na temat tego, jak można pisać książkę – da się spojrzeć na dwa sposoby. Można spojrzeć jak na „korzeń”, „drzewo”. „Drzewo jest tu obrazem świata albo raczej korzeń jest obrazem drzewa–świata”.83 I jest drugi sposób, właściwy dla współczesności: „Tym razem, korzeń zasadniczy zwiądł albo też jego stożek uległ zniszczeniu, zaszczepiła się na nim bezpośrednia wielość i jakiś z korzeni drugorzędnych; zaczynają się one rozwijać bardzo intensywnie. Tym razem, rzeczywistość naturalna objawia się niedorozwojem korzenia zasadniczego”.84 Nie „korzeń” zatem, a „wielość korzeni drugorzędnych”. Świat tych ostatnich „korzeni” cytowani autorzy nazywają „kłączem”.85 Czym jest „kłącze”? „Kłącze – odpowiadają – jako pęd podziemny, różni się wyraźnie od korzeni i korzonków. Kłączami się bulwy, cebulki. [...] Samo kłącze przybiera bardzo różne formy, od powierzchniowej rozciągłości rozgałęzionej we wszystkich kierunkach, aż po zgrubień w bulwach i cebulkach. Szczury, które wzajem przez siebie przełażą”.86 Ibidem. E. Gellner, Postmodernizm, rozum i religia, Warszawa 1997, s. 37–38. 82 G. Deleuze, F. Guattari, Kłącze, „Colloquia Communia” 1988, nr 1–3(36–38), s. 221. Jest to fragment pracy obu autorów, Mille plateaux. Capitalisme et schizophrénie II, Paris 1980. 83 Ibidem, s. 222. 84 Ibidem. 85 Ibidem, s. 223. 86 Ibidem. 80 81 219 „W kłączu nie ma punktów czy pozycji, jakie znaleźć można w strukturze, drzewie czy korzeniu. Są tylko linie. [...] Kłącze może zostać zerwane, złamane w dowolnym miejscu, ale podejmuje na nowo posuwanie się taką czy inną spośród własnych albo obcych linii. [...] Każde kłącze zawiera linie segmentacji, według których jest ono stratyfikowane, terytorializowane, organizowane, oznaczane, atrybuowane etc., ale również linie deterytorializacji, którymi bezustannie umyka. [...] Linie te nieprzerwanie wzajemnie się do siebie odnoszą. Dlatego też nie można nigdy narzucić sobie dualizmu czy dychotomii, nawet w rudymentarnej postaci dobra i zła”.87 Wojciech Kaute, Cogito, „Bóg umarł!”; „przygodność”. Wokół dyskusji nad kondycją jednostki czasu post Ja ma strukturę „kłącza”, która, w istocie, nie stanowi żadnej (trwałej) struktury. Badanie tego Ja-„kłącza”, jak twierdzą cytowani postmoderniści, „odrzuca wszelką ideę przekalkowanego fatum, jak by go nie nazwać – boskim, anagogicznym, historycznym, ekonomicznym, strukturalnym, dziedzicznym czy syntagmatycznym. Popędy i cele cząstkowe nie są ani stadiami na osi genetycznej, ani pozycjami w strukturze głębokiej”.88 220 „Pozwolą wam żyć i mówić – dodają G. Deleuze i F. Guattari, czyniąc aluzje do krytykowanej przez nich psychoanalizy – pod warunkiem jednak, że zatkają wszelkie wyjścia. Kiedy kłącze zostaje zatkane, kiedy nada mu się charakter drzewa, to koniec […]. Każdorazowo, gdy pożądaniu przydajemy charakter drzewa, mają miejsce wewnętrzne obsunięcia, które powodują jego upadek i prowadzą na śmierć; kłącze jednak działa na pożądanie przez wewnętrzne i produktywne parcie. Dlatego [...] tak ważne jest podjęcie innej operacji, odwrotnej, choć nie symetrycznej. [...] Zbliżyć korzenie czy drzewa do kłącza”.89 Oto obraz jednostki czasu post. „Duchów nie ma”. To co jest? Jeżeli dzisiaj podejmuje się refleksję nad istotą ludzką, to trzeba mieć świadomość, iż współczesna jednostka to szczególny rodzaj osobowości. To zaś decydować musi o kształcie refleksji nad relacjami pomiędzy tymi osobowościami, „kłączami”. Jak zauważa Rorty, dyskurs między ich „światami”, „musi być dyskursem nienormalnym”.90 Z tej racji bowiem, iż pojęcie „normalności” do Mojego świata, jak i Twojego, nie ma żadnego zastosowania, podejmując się rekonstrukcji „dialogu” między nimi, siłą rzeczy muszę się spodziewać odkryć, które ujawnią coś, co będzie stwarzało wrażenie czegoś „nienormalnego”. Jak jednak twierdzi Rorty, ten „dyskurs” jest taki także w swej „metawarstwie”.91 Rekonstruując relacje między tymi „światami”, trzeba „unikać posiadania poglądu [...] w kwestii posiadania poglądu”.92 „Ironiści”, jak nazywa współczesnych myślicieli postmodernistów, jak pisze, „nigdy nie są do końca w stanie traktować siebie poważnie, bowiem cały czas mają świadomość, że słowa, za pomocą których opisują siebie, podlegają zmianie, stale pamiętają o przygodności i kruchości swych finalnych języków, a przeto i swoich jaźni”.93 I nie widzą tu oni problemu; choć taki „tok rozumowania” można uznać za „odrażający”.94 Ibidem, s. 224, 225. Ibidem, s. 228. 89 Ibidem, s. 228–229. 90 R. Rorty, Filozofia a zwierciadło natury..., s. 320. 91 Ibidem, s. 329. 92 Ibidem. 93 R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność..., s. 108. 94 Ibidem, s. 109 87 88 Ja „jestem, który jestem”. Dziś oznacza to tyle, iż jestem „kłączem”. Jestem wieloś cią „kłączy”; zmiennym i zależnym tylko ode Mnie kalejdoskopem „kłączy”; koherentnym lub nie. I nie można powiedzieć, że błądzę; jak i że nie błądzę. I dotyczy to tak samo rekonstrukcji relacji pomiędzy tymi „kłączami”, czyli, w istocie, refleksji nad prawem, etyką, polityką. To jednak jeszcze nie wszystko. Jeżeli bowiem chce się być w tej sytuacji konsekwetnym, to, jak zauważa Rorty, „trudność [...] polega na tym, by ustrzec się poddawaniu myśli, iż owa propozycja poprawnie coś ujmuje, że [...] odpowiada rzeczywistemu stanowi rzeczy”.96 W tej filozofii, post-filozofii, absurd goni absurd; i nie może tu być mowy o jakiejkolwiek przystępności wywodu. To co jest? powtórzmy pytanie. Post-nowożytne Ja uświadamia sobie, iż… nie ma nic. Świat Ja„kłącza”, jak i opis tego „świata”, jak i koncept tego opisu, to „przygodny” świat pulp fiction, imagine, sen jednostki czasu post. M. Gauchet, Nowy wiek osobowości..., s. 49. R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność..., s. 25. 95 96 Filozofia „Skoro chcę – opisuje tę sytuację cytowany już wyżej autor – by nie było związku między tym, czym byłem wczoraj, a tym, czym jestem dziś, i tym, czym mógłbym być jutro, to powstaje w końcu radykalna niepewność co do mojej własnej ciągłości i spójności. Bo to podczas zmiany daję właściwe świadectwo swej ultranowoczesnej osobowości. Byłem tym oto, muszę więc się poprawić, by uczynić się czym innym, zanim jutro będę musiał przejść jeszcze gdzie indziej (poczynając od tego, że muszę sobie sprawić nową głowę). [...] Jestem sobą o tyle, o ile mogę się oddzielić od każdego możliwego modelu czy przynależności. [...] Czy poza tą zdolnością do mobilności jeszcze czymś jestem? Poczucie, że jest się niczym i znikąd, zawrót głowy od swej własnej pustki to cena, którą należy zapłacić za pewien sposób realizacji posiadania siebie”.95 Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu Jerzy J. Kolarzowski Uniwersytet Warszawski Jerzy J. Kolarzowski, Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu TWÓRCZOŚĆ GROTIUSA I POCZĄTEK SPORÓW XVII STULECIA 222 Filozofowie XVII-wieczni chcieli służyć rozumowi traktowanemu jako źródło prawomocnej wiedzy oraz szansy rozwoju nauki i w ten sposób rozszerzać dobro na rzecz innych ludzi. Jednocześnie uważali za słuszne nie wnikać zanadto w spory teologiczne i różnice pomiędzy wyznaniami. Pierwszym myślicielem tego dokonującego się przełomu w siedemnastym stuleciu był holenderski prawnik, dyplomata i filozof Huig de Groot, Grotius (1583–1645). Hugo Grotius przyszedł na świat pięć lat przed wielką bitwą morską czasów nowożytnych – pokonaniem przez Anglików i Holendrów niezwyciężonej Armady, co w dużym stopniu przesądziło o losach wieloletniej wojny prowadzonej przez Zjednoczone Prowincje przeciw okupującym ich Hiszpanom. Urodził się w bogatej kalwińskiej rodzinie holenderskiej, od pokoleń zamieszkującej w Delft. Grotius bardzo szybko zgłębił ogół wiedzy, którą jego rówieśnicy studiowali latami. W wieku piętnastu lat otrzymał tytuł doktora obojga praw na Uniwersytecie w Orleanie. Całe dzieciństwo i młodość filozofa upływała w okresie krwawego konfliktu. Grotius zajmował wysokie stanowiska w nowo odrodzonym państwie holenderskim. W związku z osobistym zatargiem z porywczym władcą Maurycym Orańskim został skazany na karę dożywotniego więzienia. Z pomocą rodziny małżonki zbiegł do Paryża, gdzie przyjął obowiązki ambasadora Szwecji we Francji. Mimo podjętych usiłowań do kraju rodzinnego nie udało mu się powrócić. Północne prowincje Niderlandów uzyskały niepodległość dopiero w roku 1609. Kilkudziesięcioletnia wojna spowodowała wielkie szkody, uczyniła ze społeczeństwa Holendrów naród obarczony traumatycznymi przeżyciami. Była to bardzo krwawa wojna, w której miały miejsce zarówno regularne bitwy, jak i trwające ponad dwadzieścia kilka lat działania podjazdowe i partyzanckie. Jeńców wziętych do niewoli likwidowano, a hiszpański namiestnik Alba przetrwał w pamięci pokoleń, jako niezwykle okrutny przedstawiciel okupanta1. Ten stan rzeczy w połączeniu ze światopo1 Hans W. Blom jeden ze znawców tej problematyki pisze: „Boska władza nad światem miała szczególne znaczenie dla Holendrów w drugiej połowie ich wojny o wyzwolenie spod ucisku papistów z Hiszpanii. W większości żyli w przekonaniu, że Bóg ich wybawił od hiszpańskiej tyranii, więc nie chcieli grzeszyć, by go nie zawieść przez nadużywanie Jego dobroci. Natychmiast jednak doszło do podziału wśród holenderskich reformatorów. Jedni utrzymywali, że Bóg swoim niezgłębionym i wiecznym edyktem już postanowił, kto zostanie zbawiony, a kto nie. Z jednej strony uważano Boga za pośredniego sprawcę zła, z drugiej jednak wierzono, że ukarze On za grzechy niewierzących, innowierców oraz heretyków, a także odszczepieńców i zaprzańców”; H. W. Blom, Grotius and Socinianism, [w:] Socinianism and Arminianism. Antitrnitarians, Calvinists and Cultural Exchange in Seventeenth-Century Europe, ed. by M. Muslow & J. Rohils, Ed. BRILL Brill Studies in Intellectual History, vol. 134, Leiden–Boston 2005, s. 121. 2 Okres represji religijnych miał miejsce w Zjednoczonych Prowincjach w latach 1618–1625, czyli do śmierci sprzyjającego tendencjom absolutystycznym Maurycego Orańskiego. Od 1626 roku, od tej akcji politycznej odstąpiono, co wielu emigrantom pozwoliło na powrót do ojczyzny. Wydarzenia polityczne z ostatnich siedmiu lat panowania Maurycego Orańskiego odcisnęły niebywałe silne piętno na społeczeństwie Holendrów, ucząc ich konieczności tolerancji i odwodząc od myślenia w duchu martyrologii i mesjanizmu. 3 Jednym z głośniejszych teologów niderlandzkich tamtego czasu był Conrad Vorst (Vorstius), protestancki Filozofia glądem kalwińskim, którego istotę stanowi idea predestynacji, odebrały na wiele lat radość z odniesionego zwycięstwa. Wnikając w psychikę społeczności składającej się z wieloletnich bojowników, można zrozumieć następujące w nim przewartościowania. Analizowaną na tym tle twórczość Grotiusa można podzielić na dwie gałęzie aktywności pisarskiej: prawno-filozoficzną i teologiczną. Współcześni znają przede wszystkim dziedzinę filozofii prawa. Składają się na nią dzieła: De iure praedae commentarius, napisane w latach 1604–1607, Wolność mórz wydane w 1609, napisany w ojczystym języku podręcznik prawa rzymsko-holenderskiego Inleidinghe tot de Hollandsche Rechts – gheleerdtheydt 1619–1620 oraz De iure belli ac pacis (Trzy księgi o prawie wojny i pokoju) opublikowane w Paryżu w roku 1625. Dziedzina pism teologicznych jest głównie badana przez teologów protestanckich oraz historyków Reformacji. Należą do niej traktaty: Ordinum pietas (1613 r.), cztery lata później napisał Defensio fidei catholicae de satisfactione Christi adversus Faustum Socinum Senesem (1617 r.). W swych pracach teologicznych holenderski myśliciel bronił autorytetu Biblii, chrześcijaństwa w swym najogólniejszym znaczeniu i zwalczał skrajności. Skrajnością dla niego była na przykład kalwińska nauka o predestynacji wiążąca powodzenie jednostki na ziemi z większymi szansami na zbawienie, była nią także herezja apokatastazy – głosząca powszechne zbawienie wszystkich na końcu świata. W każdej z kontrowersji reologicznych rozsadzających ówczesne życie intelektualne Grotius przychylał się do stanowisk umiarkowanych. Niedługo po uzyskaniu samodzielności w holenderskim społeczeństwie rozgorzał dyskurs „przebrany” w szaty teologiczne pomiędzy obozem umiarkowanym a ortodoksją kalwińską. Wraz z uzyskaniem najwyższej władzy duchownej na północy Koś ciół kalwiński wniósł swoje własne, szczególne pojęcie zagrożenia religijnego. Doktryna predestynacji bardzo szybko nabrała znamion ortodoksji i jak to jest z każdą wiarą, na której ufundowany zostaje system polityczno-społeczny, miała być chroniona przed atakami niewierzących. Następcy Arminiusa, profesora teologii w Lejdzie, odmówili przyjęcia tych tez doktryny kalwińskiej, które zdawały się być policzkiem dla rozumu, a w roku 1610 wydali Remonstrancję, w której przedstawiali swe rozłamowe opinie i zwracali się do Stanów Generalnych z prośbą o utrzymanie wolności wyznania i przekonań, zagwarantowanych przez unię utrechcką. Jednak namiestnik, książę Maurycy Orański, opowiedział się przeciwko Remonstrantom. Odtąd ci, którzy głosili swobody religijne, zaczęli odczuwać coraz silniejszy ucisk władzy. W 1619 r. synod w Dort określił Kościół holenderski jako „społeczność wybraną”, czyniąc tym samym ortodoksyjny kalwinizm oficjalnym wyznaniem republiki i przeprowadzając czystki na uniwersytetach i w innych wpływowych środowiskach.2 Rozpoczęty w tym okresie spór pomiędzy ortodoksją kalwińską a protestantami umiarkowanymi trwał kilkadziesiąt lat i przejawiał się w wielu kontrowersjach.3 Na 223 tym tle rozpatrywać można koleje losu Grotiusa, który zostanie narażony na niesłuszne oskarżenia, więzienie i emigrację.4 Powojennym następstwem zamykającym w północnych Niderlandach szerokie spektrum tolerancji była postawa, w wyniku której radykalni reformatorzy uczynili z walki z herezją rację stanu. Holenderscy reformatorzy uważali, że nikogo nie powinno się zmuszać do niczego, a pod tym względem zgadzali się ze sobą w całej rozciągłości, to jednak nie wolno nadużywać dobroci Boga nie przeciwstawiając się szerzeniu herezji. Grotius wiele uwagi poświęcał holenderskiej polityce wyznaniowej. Filozof ten całkowicie podważył koncepcję, według której sumienie jednostki jest sprawą państwa. Jego zdaniem za świadomość i postawę religijną współwyznawców bierze odpowiedzialność „Kościół powszechny”.5 Jerzy J. Kolarzowski, Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu PRAWO NATURY JAKO FUNDAMENT ZASAD ŁADU SPOŁECZNEGO 224 Czasy nowożytne dziedziczyły opisany przez stoików rozdział pomiędzy prawem natury a prawem pozytywnym w czasach rzymskich, kiedy jedno państwo zaczęło obejmować nieomal całość cywilizacji śródziemnomorskiej. Żyjący w ostatnich latach republiki Marek Tullius Cicero głosił, iż prawo pozytywne winno wywodzić się z naturalnego, które utożsamił z prawem wiecznym lex aeterna.6 Grotius, jak i wielu przed nim myślicieli renesansu zajmujących się kwestiami państwa i prawa, studiował pisma Cycerona. Jednak holenderski prawnik uważał zwyczaj praktykę polityczną oraz umowy za porównywalne ze sobą źródła prawa, a wszystkie one pomimo swej różnorodności mają swój początek w idei prawa natury. Grotius uznawał prawo naturalne za fundament władzy zwierzchniej i ostatecznego arbitra wszelkich ludzkich sporów. Prawo to wszczepione jest nam przez rozum, podlega mu nawet sam Bóg. Ludzie nie zawsze przestrzegają prawa naturalnego, wtedy gdy rozum nie w pełni zawiaduje ich zachowaniem. Celem systemu prawnego jest skutecznie zastępować rozum, gdy ludźmi kierują nierozumne motywy. Prawo naturalne jest nakazem prawego rozumu, który wskazuje w każdej czynności, zależnie od jej zgodności teolog wypędzony z Holandii w 1619 r. za swoje nie prawomyślne poglądy. Opublikował on Tractatus theologicus de Deo (1610), gdzie Boga przedstawia jako coś cielesnego i aby udowodnić, że Bóg jest substancją oraz osobą, przypisuje Mu określone miejsce – boski topos w świecie. Przypomina on w tej kwestii odkrytego w XX stuleciu myśliciela rodem z Walonii Dawida z Dinant, który głosił jedność Boga i materii. Zobacz na ten temat J. Kolarzowski Filozoficzna anty-gnoza: Dawid z Dinant, [w:] Filozofowie i mistycy. Na drogach neoplatonizmu, Warszawa 2005, s. 55–68. 4 Szczegóły oskarżenia Grotiusa o zdradę stanu, czy nawet przygotowywanie zamachu stanu skrywa patyna czasu. Informacji na temat swej ucieczki z więzienia z pomocą przyjaciół nie ujawnił nigdy i stanu wiedzy na ten temat nie powiększył. Do tej pory wznawiana jest wydana jeszcze w XIX stuleciu biografia filozofa. Zob. Ch. Butler Esq, The Life of Hugo Grotius with Brief Minutes of the Civil, Ecclesiastical, and the Literary history of Netherlands, Of Lincoln’s-Inn, John Murray Albemarle-Street, London 1826 [reprint Source Bebook 2004] Bibliotheuqe Nationale de France (BnF Gallica) http://gallica.bnf.fr. 5 H. W. Blom, Grotius and Socinianism..., s. 122. 6 Cyceron pisał: „Jego grecką nazwę (Nomos) uczeni wyprowadzają od czasownika, nemo który znaczy »przydzielić, co się należy«; ja natomiast rodzimy wyraz lex, czyli „prawo”, wywodzę od legere – »wybierać«. [...] Z prawa naturalnego powinno się wywodzić prawo stanowione. To pierwsze jest bowiem samoistną siłą, mądrością i rozsądkiem mądrego człowieka, kryterium prawości i bezprawia”. Cyceron, O państwie, o prawach, Kęty 1998, s. 105. H. Grotius, O prawie wojny i pokoju, Prolegomena, t. I, Warszawa 1957, s. 92. J. M. Kelly, Historia zachodniej teorii prawa, Kraków 2006, s. 253. 9 H. Grotius, O prawie wojny i pokoju..., s. 93. 10 R. Tokarczyk, Klasycy prawa natury, Lublin 1988, s. 176–177. 11 J. N. Figgis, Political Thought from Gerson too Grotius: 1414–1625: Seven Studies, Kitchener (Canada) 1990. 12 R. Tokarczyk, Klasycy prawa natury..., s. 178. Filozofia lub niezgodności z rozumną naturą człowieka, na moralne obrzydzenie lub moralną konieczność. W konsekwencji Bóg, który jest Twórcą natury, czynności takiej zabrania lub ją nakazuje.7 Grotius był prawdziwym inicjatorem koncepcji uprawnień wypływających z praw naturalnych. W pracy poświęconej prawom, w jego własnym kraju napisanej w ojczystym języku Inleidinghe tot de Hollandsche Rechts – gheleerdtheydt 1619–1620, zaproponował pierwszą rekonstrukcję rzeczywistego systemu prawa w terminologii uprawnień i w konsekwencji był faktycznie prekursorem nowoczesnych kodeksów, których ważną konstrukcją są różnego rodzaju uprawnienia.8 W dziedzinie prawa prywatnego głosił zasadę indywidualizmu w zakresie szerszym, niż dotychczasowi autorzy. Indywidualistyczne i prywatnoprawne w swej istocie są zasady leżące u podstaw jego koncepcji prawa natury. Ponadto kilkakrotnie podkreślał konieczność szacunku dla pojedynczej osoby. Dla Grotiusa źródłem wszelkiego ładu była społeczna natura człowieka, którą uważał za dzieło Boga. Jednak nawet gdyby założyć, że Boga nie ma, ciągle istniałyby wywodzące się z ludzkiej natury reguły i wzory postępowania, których należy przestrzegać. Hipoteza: etiamsi daremus non esse Deu (nawet gdyby Bóg nie istniał) podtrzymywała ideę obowiązywania prawa naturalnego nawet przy założeniu, że „Bóg nie istnieje lub, że nie troszczy się o sprawy ludzkie”.9 Myśliciel podkreślał, że wprawdzie prawo naturalne istnieje rzeczywiście, to jest czymś dostrzegalnym jedynie pojęciowo, a nie na wzór uchwytnych zmysłowo rzeczy materialnych. Tak rozumiana idea prawa natury podlega logicznej zasadzie niesprzeczności, której nawet Bóg nie może i nie pragnie zmienić. Grotius mimowolnie dążył do uniezależnienia obowiązywania prawa naturalnego zarówno od woli, jak i rozumu boskiego.10 Hipoteza etiamsi daremus non esse Deum przejęta została prawdopodobnie przez Grotiusa od scholastyków hiszpańskich, a może wypływała z lektury pism Jana Gersona – XV-wiecznego mistyka francuskiego.11 Zdaniem Gersona interpretującego pisma Dionizego Areopagity – niewidzeniu Boga winna towarzyszyć nam, ludziom, pewność o Jego istnieniu. Grocjusz wykorzystuje tę scholastyczną figurę retoryczną do podkreślenia niezależności prawa naturalnego od woli boskiej i wskazywał na jego pozateologiczny charakter. Niezmienność prawa naturalnego idzie w tej koncepcji w parze z jego powszechnością i świeckością. Nawiązując do charakterystycznej dla nowożytnych doktryn prawa naturalnego antynomii między wolą a rozumem, bytem a ideą, opowiadał się jednoznacznie po stronie rozumu i bytu. Każdy nakaz, każdy przejaw woli, każde orzeczenie sądowe poprzedza reguła wynikająca z ich natury tożsamej z ich istotą. Jest to tak oczywiste, jak prawda, że żadna rzecz ze swej natury (istoty) nie popada w sprzeczności z samą sobą.12 Utrzymywanie ładu społecznego jest 7 8 225 Jerzy J. Kolarzowski, Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu 226 źródłem każdego prawa, prawo zaś, pojmowane właściwie sprowadza się do realizacji swoich zobowiązań wobec innych w danym kontekście społecznym. Za pierwsze prawo naturalne uznaje Grotius obowiązki jednostki wobec siebie samej, która przede wszystkim ma zapewnić sobie ochronę i bezpieczeństwo. A zatem życie i instynkt samozachowawczy stanowi pierwszy filar prawa naturalnego wynikający z potrzeby człowieka. Zdobywanie dóbr i troska o nie, a więc prawo do prywatnej własności stanowi drugi filar prawa naturalnego. Potrzeby życiowe tworzą pierwsze dwa prawa naturalne. Działania innych mogą zagrażać tym dwóm fundamentalnym prawom, stąd też działania jednostek zorganizowanych w państwie muszą podlegać systemowi kar stojący na ich straży. Nie można mówić o bezpieczeństwie wewnętrznym poddanych bez silnej władzy wyposażonej w to wszystko, co służy karaniu przestępstw. Czy jednak to, co służy do zabezpieczenia wolności i własności wypływa z prawa naturalnego, czy z ziemskiego prawa władców? Czy władza królewska jest prerogatywą władzy bożej nad światem czy też wynika z podporządkowania się jednostek w imię ich wspólnego interesu? Pytanie to, nie zostanie przez holenderskiego myśliciela rozwiązane. Uwikłany w spory teologiczne, które przesłaniały walkę dwóch politycznych obozów w ówczesnych Niderlandach stworzył prawno-naturalne wytłumaczenie istnienia systemu kar. Karanie zbrodni wypływa z odczuwania potrzeby sprawiedliwości, które łączymy z indywidualną troską o siebie i swoje otoczenie, a które rozumiemy jako podstawę cnoty społecznej. Cnoty te są konieczne dla zachowania pokoju wewnątrz państwa. Oprócz prawa do chronienia siebie i prawa do zdobywania dóbr wymienia Grotius w życiu społecznym prawo do autonomii woli, z czego wynika przysługujące jednostce prawo wyboru przy przystępowaniu do umów i zobowiązań. Wypracował pogląd, że państwo powstało celem zapewnienia ludziom korzyści i bezpieczeństwa. Pogląd ten pojawił się w ostatnim jego dziele O prawie wojny i pokoju. Nadając poszczególnym państwom podmiotowość prawną rozciągnął zasady prawa na stosunki pomiędzy państwami, w ten sposób kładąc fundament pod prawo międzynarodowe, jak i na stosunki wewnątrzpaństwowe na które składają się różnorodne relacje pomiędzy jednostką a państwem. Myśl, która łączyła ideę prawno-naturalną z praktyką wewnątrz państwa polegała na oparciu stosunków społecznych na pozytywnych cechach człowieka. Grotius wymieniał za Cyceronem przede wszystkim takie wartości jak dbałość o dobro innych, braterstwo między ludźmi oraz elementy więzi między jednostkami powstające z zakorzenienia w stanie natury tego, co ludzkie.13 Rekapitulując, zdaniem holenderskiego prawnika, istnieją cztery główne zasady prawa naturalnego mające w życiu społecznym służyć za podstawę wewnętrznego i międzynarodowego porządku prawnego. Są to: obowiązek dotrzymywania umów (promissorum implendorum obligatio), zakaz naruszania cudzej własności (alieni abstinentia), obowiązek naprawienia szkody wyrządzonej z własnej winy (damni culpa dati 13 Refleksja ta służyła Cyceronowi po to, by apelować do jemu współczesnych o wykluczenie z praktyki politycznej Imperium Romana zarówno w stosunkach metropolii z prowincjami, jak i w stosunkach pomiędzy obywatelami podstępu, stosowania zasadzek i prowokacji. Na ten humanitarny aspekt uniwersalności relacji prawnych wskazywał Grotius, który uważał, że ten postulat powinien być stałym fundamentem moralnym każdej relacji prawnej, w tym także stworzonego przezeń prawa narodów. Filozofia reparatio) i zasada karalności przestępców (poenae inter homines merivum).14 Grotius mniemał, że taka treść głównych zasad prawa naturalnego narzuca się wręcz każdemu rozumnemu człowiekowi.15 Z chęci przezwyciężenia przeciwieństw wyznaniowych i ratowania jedności wynikała jego chęć szukania pomocy u wszystkich, nawet u radykalnych arian. Stąd poszukiwał pewności w zasadach i przykazaniach moralnych uznawanych przez wszystkich i w koncepcjach prawnych, do jakich dochodzić miał sam rozum, nie odwołujący się do Objawienia. To stanowisko Grotiusa wywoływało żywy oddźwięk w środowiskach intelektualnych Europy, gdyż wielkie cele moralne wymagały zgodnej współpracy wielu uczonych dążących do ich urzeczywistnienia. PRAWOMOCNOŚĆ KAR A GENEZA SPRAWIEDLIWOŚCI ZIEMSKIEJ Rozbudowana refleksja na temat kar za przestępstwa została także zarysowana w dziele Grotiusa O prawie wojny i pokoju, w którym autor definiował właściwą sferę prawa karnego.16 Chociaż holenderski prawnik wskazywał zemstę jako źródło sankcji karnej, to nie aprobował on wymierzania kar wyłącznie z tego powodu. Grotius przyswoił koncepcję trzech celów sankcji karnej autorstwa Seneki, zgodnie z którą funkcjami kary są: poprawa przestępcy, odstraszenie i pouczenie innych oraz zaprowadzenie bezpieczeństwa publicznego poprzez usunięcie winowajców. Twierdził, że kara nie powinna być wymierzana przez ofiarę przestępstwa w drodze osobistego odwetu.17 Grotius szukał legitymacji prawno-naturalnej dla podstaw prawa karnego. Karanie, jego zdaniem, miało być wolne od wikłania się w spekulacje teologiczne dotyczące takich aspektów jak kara za grzechy i zbawienie ukaranego. Owo szczególne uwikłanie pojęcia kary we wczesnym chrześcijaństwie np. u św. Augustyna i w całej średniowiecznej teologii wynikało, z uznawania kary za czynnik przywracający równowagę pomiędzy niebem a ziemią, a więc eschatologicznie uzasadnianą konsekwencję przestępstwa. Grotius sądził, że nie ma podstaw do karania aktów wewnętrznych, takich jak myśli choć mogą być one wzięte pod uwagę przy rozważaniu działań zewnętrznych, na które wpłynęły.18 Czyny, które ani bezpośrednio, ani pośrednio nie dotyczą społeczności ludzkiej, jak również żadnego innego człowieka nie mają być karane, lecz pozostawione Bogu. Nie istnieje też żadna podstawa prawna do karania grzechów – czynów, których nie sposób uniknąć z powodu ułomności ludzkiej. Jego zdaniem, stosowanie kar przez człowieka nie zależy od żadnej innej wyższości prócz wyższości moralnej. Każdy wierzyciel – pisał Grotius – ma prawo domagać się zwrotu długu i tak samo każdy zdradzony w naturalny sposób chce ukarać zdradę, nawet jeżeli zaistniała relacja nie miała podstaw w spisanym porozumieniu. Jednocześnie zauważał, że stosowanie kar przez człowieka ma charakter celowy. Następny krok wysiłku intelektualnego prowadził Grotiusa do konstatacji, że karanie jest wyH. Grotius, Prolegomena, [w:] O prawie wojny i pokoju..., s. 52. R. Tokarczyk, Klasycy prawa natury..., s. 181. 16 H. Grotius, O prawie wojny i pokoju..., [numeracja akapitów] 2. 20, także 2. 21,., , s. 75–77. 17 J. M. Kelly, Historia zachodniej teorii prawa..., s. 264. 18 H. Grotius, O prawie wojny i pokoju... [numeracja akapitów] 2.20.18, s. 74. 14 15 227 Jerzy J. Kolarzowski, Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu 228 znacznikiem sprawiedliwości i jest dostępne wszystkim uczciwym uczestnikom życia zbiorowego, a nie tylko prerogatywą władzy. Niderlandzki myśliciel podkreślał słabość moralną człowieka i niedoskonałość jego natury, kładąc nacisk na odpowiedzialność sądów polegającą na stosowaniu kar. W swoich rozważaniach nad aksjologią kary zauważał, że karanie jest bardziej osądem międzyludzkim niż nakazem władzy. Pogląd ten, jego zdaniem, da się wywieść z przekazu Ewangelii. Tak więc Grotius wyprowadził ideę sprawiedliwego karania z prawno-naturalnej teorii sprawiedliwości. Jego koncepcja sprawiedliwości jest zsekularyzowana, bo przenosi sprawę odkupienia naszych grzechów przez Chrystusa poza horyzont świata możliwego do poddania analizie rozumu i umieszcza tę problematykę w kręgu tajemnic Boga. Rozważał i ujmował karanie inaczej, niż czyni to Pismo Święte, gdyż kara nie ma być dla niego, ani odpłatą, ani aktem gniewu. Uważał, że ostatecznym celem karania jest przestrzeganie prawa. Przestrzeganie prawa miało dla niego wartość samą w sobie, czego społeczeństwo Holendrów, dbających o bezpieczeństwo powszechne a także o właściwy stan śluz, kanałów oraz urządzeń irygacyjnych doświadczyło w Europie w ogromnym stopniu. Grotius szczegółowo omawiał rozróżnienie pojęć „sfery prywatnej” i „publicznej”. Filozof ten sprzeciwiał się interpretacji sprawiedliwości, która zmierzałaby do apokatastazy, czyli do przekonania o zbawieniu wszystkich ludzi na końcu świata. Apokatastaza zmierzała bowiem do pomijania kary, a nie jej egzekwowania. W ten sposób w przebiegu zasadniczo teologicznego dyskursu nakreślony zostaje zarys nowatorskiej teorii politycznej. Można ją zrekapitulować następująco: to, co państwo uznaje w sferze publicznej za podporę ładu moralnego np. dana religia – stanowi kwestię publiczną. Natomiast sprawy wiary jednostek podejmujących studia teologiczne są dla władzy osobną płaszczyzną – sferą prywatną. Argumentacja czysto pragmatyczna miesza się w rozważaniach Grotiusa z filozoficznym idealizmem. W efekcie filozof ten nie uniknął podejrzenia o popieranie herezji, gdyż używał – zdaniem swych oponentów – niewłaściwej argumentacji. Argumenty prawno-polityczne włączone do dyskusji teologicznej nie mogły podobać się ortodoksyjnym teologom.19 Jednocześnie idąc z duchem czasu wielu myślicieli, w tym i Grotius, przestają uważać, że istnieje podobieństwo między Bogiem jako władcą nad światem a władcami panującymi w królestwach na ziemi. Holender zauważał przy tym, że Bóg nie karze celowo; inaczej mówiąc ludzkie rozumienie celów nie może być odnoszone ani do kar opisanych w Biblii, ani do sprawiedliwości bożej. Pojawiające się kontrowersje skłoniły go do diametralnego rozdziału pojęcia sprawiedliwości na ludzką i boską. Jego zdaniem ludzka, ziemska sprawiedliwość dotyczy w równej mierze stosunków między państwem a jednostką, jak i stosunków pomiędzy państwami. Nie może mieć ona nic wspólnego z terminem „sprawiedliwość” płynącym z przesłania i istoty wiary chrześ cijańskiej.20 19 H. W. Blom, Grotius and Socinianism... Autor w swym studium rozważa wzajemne zapożyczenia i korespondujące ze sobą pojęcia miedzy opublikowanym, anty-scyniańskim traktatem Grotiusa Defensio fidei catholicae de satisfactione Christi adversus Faustum Socinum Senesem, a pozostawionym w rękopisie, choć upowszechnianym wśród znajomych traktatem filozoficzno-prawnym De iure praedae commentarius, poświęconym głównie stosunkom wewnątrz państwa i relacjom jednostka–państwo. 20 Jest w tym widoczna istotna praca intelektualna podobna do tej jaką dokonał Mikołaj z Kuzy. Kuzańczyk przeszedł do historii myśli, jako twórca konstrukcji językowej, określającej Najwyższego terminem coincidentia oppositorum. U Mikołaja z Kuzy pojęcie koincydencji otrzymuje dwa sposoby rozumienia. Rozumienie pierwsze jest ściśle neoplatońskie – polega na zespalaniu się w nieskończoności Bożej najmniejszego z największym. Drugie rozumienie kładzie nacisk na to, że termin coincidentia obejmuje głównie sprzeczności. Prawo bowiem wyłączonego środka obowiązuje ludzki rozum, stosujemy je w logice i etyce. Nie ma ono natomiast zastosowania w odniesieniu do intelektu poszukującego Boga i woli ludzkiej, wgłębiającej się na drodze kontemplacji w nieskończoność Stwórcy świata. Możemy wówczas oddzielić niepojętego dla nas Boga od świata, z jego nieskończoną przestrzennie materią – nauczał Kuzańczyk – ale skończoną w czasie i przez to zdegradowaną na wszystkich stopniach bytu. Pojęcie „dobro” i „zło” należą tylko do ludzkiego świata i nie należy ich stosować do Istoty Najwyższej, która nie jest z tego świata. Por. J. Kolarzowski, Mistyka, neoplatonizm, teodycea, [w:] idem, Filozofowie i mistycy..., s. 44–47. 21 H. Grotius, Defensio fidei catholicae de satisfactione Christi adversus Faustum Socinum Senesem, ed. by E. Rabbie, Assen–Maastricht 1990. 22 Warto zwrócić uwagę na to, że w obrębie chrześcijańskiej tradycji istniał ważki nurt, który nie tylko, że nie rozdzielał sprawiedliwości Boskiej i ziemskiej, ale tej pierwszej przypisywał całkowitą arbitralność. Ten nurt myśli rozpoczął św. Augustyn w swoim traktacie De civitas Dei (Państwo Boże, przekł. W. Kubicki, Kęty 1998. Filozofia Dyskusje o karze, odczytywane z dzieł Grotiusa, należy zatem widzieć w perspektywie dążenia do ujęcia praktycznej strony sprawiedliwości. Myśliciel ten twierdził, że karanie powinno nade wszystko służyć dobru społeczeństwa.21 Uważał on kary za finalny etap wymierzania sprawiedliwości i pozwoliło to temu myślicielom postawić znak równości między wyegzekwowaniem kary a realizacją sprawiedliwości. Takie ujecie kary stało się łącznikiem pomiędzy różnymi uzasadnieniami idei sprawiedliwości i ładu społecznego łączonego z praktyką konieczną do ich zabezpieczenia. Całkowicie świecka teoria kary stworzyła dla Grotiusa możliwość oddzielenia sprawiedliwości bożej od sprawiedliwości ziemskiej. W ten sposób sprawiedliwość ziemska poddana została laicyzacji, choć to zeświecczenie oznaczało w pewnym stopniu brak transcendentalnego zabezpieczenia w aplikowaniu kar.22 Jednocześnie operacji tej towarzyszyły duże możliwości w dochodzeniu do prawdy rozumianej w sposób klasyczny. Ów zasadniczy rozdział religijnego od świeckiego pojęcia kary był możliwy dlatego, że renesansowi humaniści zaobserwowali powszechne zjawisko, polegające na dążeniu każdej odpowiedzialnej jednostki do usprawiedliwiania swojej aktywności. Cecha ta, zdaniem Grotiusa, znamionują każdy świadomy i jednocześnie moralny podmiot życia zbiorowego. Wynikała ona z pewności kresu każdej egzystencji, która jest pewna tego, że jej koniecznością będzie stanąć na krawędzi czasu – tu na Ziemi. W „mieście Boga” o jakim pisał św. Augustyn sprawiedliwość należy rozumieć jako wyrok całkowicie arbitralny i nie podlegający osądowi ludzkiego rozumu. „Nie unoś się radością jeden ze złoczyńców został na wieki stracony. Nie popadaj w rozpacz, jeden ze złoczyńców został wybawiony” – pouczał św. Augustyn. Do czasów Grotiusa uniwersytecka nauka prawa rozróżniała sprawiedliwość wynikającą z natury, która może jedynie służyć korzyściom osobistym, od innego rodzaju aspektów sprawiedliwości przejawiających się w życiu doczesnym. Ta druga sprawiedliwość, często określana jako społeczna, nie wynikała z prawa naturalnego choć miała być oparta na opinii ogółu lub aktualnie sprawujących władzę. Mamy zatem u Grotiusa w pewnym sensie przeformułowany spór odziedziczony po antycznych filozofach dotyczący antynomii pomiędzy ideą prawa natury a istotą prawa oficjalnego. Tymczasem według Grotiusa przy takim ujęciu następuje ważna luka, odbierająca pojęciu sprawiedliwości sens uniwersalny. Luka ta wynika z przeoczenia pośredniego aspektu 229 sprawiedliwości, jaki – zdaniem holenderskiego prawnika – jest charakterystyczny dla rodzaju ludzkiego. Ów pośredni sens sprawiedliwości, powinien godzić to, co wiąże uniwersalne idee prawno-naturalne z cechami natury ludzkiej, wynikającymi z dążenia jednostki do usprawiedliwiania się i bycia usprawiedliwionym. Bycie usprawiedliwionym ufundowało nowożytne odrodzenie prawa natury w świeckim polis. Od świadomości powszechnej śmiertelności i powszechnego pragnienia bycia usprawiedliwionym do idei równości wobec prawa upłynie kilkaset lat zmagań społecznych. Niemniej, zdaniem wielu badaczy, Grotius utorował drogę nowoczesnej aksjologii, która w jego pracach ma swój początek, a następnie rozwinęła się w epoce Oświecenia.23 Jerzy J. Kolarzowski, Huig de Groot – świeckie polis i krawędzie czasu () 230 Idea sprawiedliwości rozumiana w wymiarze świeckim obok idei wolności słowa dobitnie wyłożonej przez Johna Miltona w jego traktacie Aeropagitica z 1644 roku stała się fundamentem nowożytnego ładu społeczeństw demokratycznych.24 Z tych tez powodów Grotius z jednej strony zajął należne mu miejsce w galerii nowożytnych filozofów, prawników i budowniczych fundamentów nowoczesnej filozofii prawa. Natomiast wprowadzona przez holenderskiego myśliciela w traktacie Defensio fidei terminologia dotycząca stosunków społecznych między jednostką a państwem, z jej podziałem na sfery – „publiczną” i „prywatną” – odegrała istotną rolę w ideowym przeobrażeniu, jakie dokonało się w świadomości XVII-wiecznych elit intelektualnych Europy między innymi u Johna Miltona. Podział ogółu relacji społecznych na to, co „prywatne” i to, co „publiczne”, był przez długi czas przesłonięty przez spory dotyczące źródeł idei prawa naturalnego. Mógł on się przejawiać jedynie na marginesie toczonych przez filozofów dyskusji nad sensem prawa natury i jego związkach z prawem pozytywnym.25 Gdy zaś idea prawa naturalnego w okresie późnego oświecenia uznana została za zbędną i w końcu odrzucona26, rozdział ten zyskał na znaczeniu jako fundament ideologii liberalizmu. W historii filozofii istnieje spór o miejsce i znaczenie dorobku Grotiusa ze względu na cele, które postawił w swym pisarstwie. Jedni historycy uważają Grotiusa za twórcę prawa natury i założyciela filozofii prawa, a nawet za założyciela etyki współczesnej. Inni znów uznają go jedynie za słabego odtwórcę myśli starożytnych i scholastyka ze względu na stosowane metody. Prawda jest po środku.27 W programie swym Gro23 J. I. Israel, Radical Enlightenment Philosophy and the Making of modernity 1650–1750, Oxford University Press, Oxford 2002, s. 344. Zob. także: C. G. Roelosfen, Grotius and International Politics in Seventeenth Century; H. Suganami, Grotius and International Quality, [obydwa studia w:] Hugo Grotius and International Relations, ed. by H. Bull, B. Kingsbury, A. Roberts, Oxford 1990, s. 95–133 i 221–240. 24 W wymiarze prawnym znalazły te dwie idee pełne urzeczywistnienie w angielskim Bill of Rights z 1689 r. Szerzej na ten temat por. J. Habermas, Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej, Warszawa 2007, s. 104, 164 i 267. Zobacz też W. Wacławczyk, Idea wolności słowa Johna Miltona, Toruń 2008. 25 R. Tuck, The Rights of War and Peace. Political Thought and the International Order from Grotius to Kant, Oxford 1999, s. 78–109. 26 K. Sójka-Zielińska, Drogi i bezdroża prawa, Wrocław–Warszawa–Kraków 2000, s. 53–54. 27 J. Lande, Historia filozofii prawa 1929/1930, [w:] Studia z filozofii prawa, Warszawa 1959, s. 539 i 543. J. Lande w swoich ocenach w dużym stopniu powoływał się na naukę niemiecką, która nie mając zbyt wielkiego udziału w odnowie idei prawa natury, umniejszała rolę jego nowożytnych fundatorów. Filozofia tius wskrzeszał czysty racjonalizm etyczny starożytności, uwalniając się całkowicie od teologii. Grotius akceptował każdy ustrój, a sympatyzował z absolutnym ale w stosunkach między państwami był pionierem i wyrazicielem nowej dążności, by poddać tę dziedziną kryteriom etycznym i w ten sposób rozszerzyć zakres solidarności ludzkiej. Tendencja ta jest nowatorska i stanowi o wyjątkowości Grotiusa. Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa Jerzy Koperek, Adam Koperek Katolicki Uniwersytet Lubelski Społeczna Akademia Nauk w Łodzi Jerzy Koperek, Adam Koperek, Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa WSTĘP 232 Każde państwo prowadzi właściwą dla siebie politykę rodzinną, co oczywiście skutkuje dalekosiężnymi rezultatami dla funkcjonowania społeczeństwa, rodzina jest bowiem podstawową społecznością ludzką. Z punktu widzenia polityki państwa rodzina winna być w centrum zainteresowania tzw. szerszych społeczności jakimi są państwo, naród, społeczeństwo. Współczesna rodzina podlega wielorakim uwarunkowaniom filozoficzno-politycznym i społeczno-ekonomicznym. Z tego punktu widzenia polityka rodzinna państwa winna być ważnym aspektem polityki społecznej państwa. Zaprezentowane studium przedstawia możliwości kształtowania polityki rodzinnej państwa w kontekście podstawowych założeń społeczno-etycznych. Przeanalizowana problematyka została ukazana w świetle następujących zagadnień: 1) Współpraca różnych społeczności na rzecz ochrony praw rodziny; 2) Prawo rodziny do aktywnego udziału w życiu społecznym. Obrona godności człowieka stanowi element jednoczący działanie wspólnoty państwowej, samorządowej, lokalnej, religijnej itd. Człowiek jest podmiotem tych społeczności. Z tej relacji wynika, że jest nim zainteresowany zarówno państwo, samorząd, społeczność lokalna, jak i Kościół. Te aspekty życia społecznego wyznaczają również relacje na płaszczyźnie społeczno-etycznej.1 Charakterystycznym elementem dla analizy prezentowanego zagadnienia jest konstatacja o niezbędności istnienia społeczno-etycznych wartości w wymiarze życia publicznego każdego człowieka, jako chrześcijanina należącego do wspólnoty Kościoła i jako obywatela uczestniczącego w życiu konkretnego państwa.2 1 A. Koperek, Współpraca państwa i Kościoła w obronie praw człowieka, [w:] Człowiek – Kościół – Świat. Katolicka myśl społeczna u progu III tysiąclecia, Łódź 2002, s. 219–235; por. J. Krukowski, Konkordaty współczesne. Doktryna. Teksty (1964–1994), Warszawa 1995; „Konkordat” między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską, „Wiadomości AŁ” 1993, nr 7–8, s. 233-241; por. Konferencja Episkopatu Polski, Konkordat. Biskupi polscy o Konkordacie, „Wiadomości AŁ” 1993, nr 7–8, s. 231–233; Ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. Kodeks rodzinny i opiekuńczy, art. 1 (Dz.U. 1964, Nr 9, poz. 59 z późn. zm.). 2 Por. T. Styczeń, O etos dla prawa. Referat wygłoszony na Jasnej Górze podczas Dni Skupienia Prawników 4 X 1986 roku, [w:] idem, Solidarność wyzwala, TN KUL, Lublin 1993, s. 127–136; por. idem, Homo homini res sacra. W sprawie aksjologicznej zasady Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, [w:] idem, Solidarność wyzwala..., s. 137–141; por. E. W. Böckenförde, Prawo i wartości. O krytyce idei aksjologicznego ugruntowania prawa, tłum. P. Kaczorowski, „Znak” 1992, nr 11, s. 56–69; por. idem, Wolność – państwo – Kościół, tłum. P. Kaczorowski, Kraków 1994; por. „Konkordat” między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską..., art. 1, s. 234. Filozofia Rodzina jako podstawowa naturalna społeczność jest istotnym podmiotem życia społecznego. Przyjęcie tego fundamentalnego założenia pozwala zrozumieć konieczność ochrony jej praw ze strony szerszych społeczności: państwa, samorządu, społeczności lokalnej, Kościoła itd. Rodzina ze względu na swoje powołanie i misję społeczną jest godna wsparcia w jej zadaniach rodzicielskich i wychowawczych ze strony tych społeczności. To wsparcie winno odbywać się przy zastosowaniu zasady pomocniczości, czyli subsydiarności, w imię której szersze społeczności wspierają mniejsze, jednak nie na zasadzie zastępowania w ich funkcjach, ale uzupełniania w takim zakresie w jakim one same nie mogą sobie pomóc. Szczególnie jest to widoczne w wymiarze życia społecznego. Równocześnie istnieje oczekiwanie, iż rodzina korzystając ze swych praw zaangażuje się aktywnie w życie szerszych społeczności: politycznej, lokalnej, samorządowej i religijnej. WSPÓŁPRACA RÓŻNYCH SPOŁECZNOŚCI NA RZECZ OCHRONY PRAW RODZINY Analizując zagadnienie praw rodziny w szerszych społecznościach warto zwrócić uwagę na relacje istniejące między tymi społecznościami a rodziną. Jest to o tyle istotne, że wychowanie człowieka najdoskonalej dokonuje się właśnie w rodzinie. W tym zadaniu powinna ona być wspierana zarówno przez państwo, jak i społeczność lokalną, samorządową i religijną. Należy więc podkreślać, że rodzina jest wspólnotą ludzką, która dla swojej egzystencji potrzebuje współpracy i pomocy szerszych wspólnot społecznych i politycznych. Interwencja organizacji państwowych w życie rodziny jest dopuszczalna jednak tylko w tych płaszczyznach jej życia, w których ona sama nie może zaspokoić swoich niezbywalnych praw i potrzeb. Z tego względu można mówić, że rodzina jest wspólnotą „niedoskonałą”, jako że sama potrzebuje pomocy, ale równocześnie jest ona niezastąpionym ogniwem szerszych wspólnot społecznych i politycznych.3 Poszanowanie praw rodzicielskich i wychowawczych jest fundamentem rozwoju rodziny jako podstawowej społeczności naturalnej. Państwo jako społeczność wyższego rzędu stanowi natomiast gwarancję ekonomicznego i zarazem kulturowego rozwoju społeczności rodzinnej. Prawa człowieka winny być więc respektowane zarówno w wymiarze życia indywidualnych jednostek, jak i w wymiarze ich współistnienia w szerszych społecznościach ogólnoludzkich. Temu zadaniu poszanowania praw rodzicielskich i wychowawczych winno służyć państwo.4 W katolickiej nauce społecznej zagadnienie miejsca i roli rodziny w społeczności politycznej traktowane jest w świetle relacji do państwa jako wspólnoty społecznej i politycznej, której fundamentem jest wspólnota rodzinna.5 Przytaczając konkretny przykład rodziny chrześcijańskiej jako Kościoła domowego, warto zwrócić uwagę na fakt, że relacje rodziny chrześcijańskiej do wspólnot politycznych podlegają podobA. Koperek, Współpraca państwa i Kościoła w obronie praw człowieka..., s. 219–235. Idem, Poszanowanie praw rodzicielskich i wychowawczych w rodzinie, „Studia Podlaskie” 1996, nr 1(7), s. 63–75; por. idem, Godność człowieka a prawo do wolności w rodzinie, „Studia Podlaskie” 1996, nr 2(8), s. 145– 157. 5 Por. B. Sutor, Etyka polityczna, Warszawa 1994, s. 330–344. 3 4 233 Jerzy Koperek, Adam Koperek, Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa 234 nym zasadom jak relacja Kościoła Powszechnego do państwa. Pomimo fundamentalnych różnic między Kościołem a państwem, odnoszących się do dwóch niezależnych porządków, tj. nadprzyrodzonego i naturalnego, ich związek powinien koncentrować się na prawdziwym dobru osoby ludzkiej. Niezależność rodziny w stosunku do państwa winna ujawniać się w jej autonomicznym działaniu. Autonomia rodziny nie oznacza całkowitego jej odizolowania od życia społeczno-politycznego kraju. Osoba ludzka jest bowiem istotą społeczną. Wynika to z jej inclinationes naturales, które należą do różnych poziomów życia ludzkiego. Św. Tomasz z Akwinu wyróżnia wśród nich m.in. wrodzoną tendencję intelektu do poznawania, tendencję do utrzymania własnego życia, tendencję do prokreacji, a w końcu także tendencję do życia społecznego (homo homini amicus – „człowiek człowiekowi przyjacielem”).6 Na podstawie rozważań na temat roli rodziny w społeczności kościelnej i państwowej można uznać, że nie bez racji są nawet i takie propozycje, aby – ze względu na wielką rolę społeczną, którą wypełniają małżonkowie w rodzinie – ojciec i matka posiadali dodatkowy głos w wyborach politycznych (powszechnych i samorządowych) państwa. Jest to jeden z postulatów dowartościowania funkcji rodzicielskiej w społeczności politycznej. Rodzina bowiem – jak zaznacza Jan Paweł II – dana jest człowiekowi dla doskonałego rozwoju jego człowieczeństwa. W niej kształtują się postawy moralne i społeczne uwrażliwiając na dobro drugiego człowieka. Ten ogromny potencjał etyczno-kulturowy tkwiący w rodzinie winien być nie tylko dostrzeżony, ale i dowartościowany w społeczności politycznej.7 Z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej rodzina, która jest określana mianem Kościoła domowego, jest analizowana w kontekście teologicznej prawdy: Eucharystia tworzy Kościół, a Kościół tworzy Eucharystię.8 Z powyższego wynika, że wokół Eucharystii jednoczy się rodzina jako Kościół domowy i równocześnie uczestnictwo w Eucharystii jest źródłem solidarności rodziny z szerszymi społecznościami. Kościół podkreślając społeczno-etyczny charakter rodziny ukierunkowuje jej działanie i rozwój na poszanowanie praw godnościowych osoby ludzkiej. Ten personalistyczny wymiar rodziny znajduje swój ideał i fundament w religijnej tożsamości Kościoła domowego. Rodzina otwiera się w pełni na szerszą społeczność polityczną, broniąc równocześnie swych praw godnościowych, gdy jej świadomość jest pogłębiona przez doświadczenie religijnej wspólnoty kościelnej. Ten właśnie związek odsłania przed nią świat wartości etycznych opartych na godności osoby ludzkiej. Personalistyczne relacje w rodzinie są wspomagane przez społeczno-religijną działalność Kościoła.9 Mając na uwadze powyższe twierdzenia, należałoby uświadomić sobie ich praktyczne konsekwencje w życiu rodziny. Te konsekwencje dostrzega się zarówno na płaszczyźnie relacji poszczególnych osób do całej wspólnoty rodzinnej, jak również w kontekście relacji samej rodziny do instytucji społecznych i państwowych. Jeśli więc Por. Thomae Aquinatis, Summa Theologiae, I–II q. 94, a. 4. Por. J. Majka, Węzłowe problemy Katolickiej Nauki Społecznej, Polski Instytut Kultury Chrześcijańskiej, Fundacja Jana Pawła II – Rzym, Pallottinum II – Warszawa 1990, s. 206. 8 Por. Jan Paweł II, Encyklika „Redemptor Hominis”, n. 20, [w:] idem, Nauczanie Papieskie II, 1, 1979 (styczeń –czerwiec), Poznań 1990, s. 260. 9 W. Świerzawski, Eucharystia jako źródło i szczyt duchowości pracy, „Communio” 1984, nr 2, s. 91–111. 6 7 Filozofia – zgodnie z wypowiedziami Jana Pawła II – rodzina jest szkołą myślenia i działania społecznego oraz najdoskonalszą szkołą samego człowieczeństwa, wobec tego jej wewnętrzne relacje międzyosobowe mają istotne znaczenie w relacjach rodziny do państwa, narodu i społeczeństwa.10 Przyjmując za oczywiste – w świetle personalizmu społecznego – powyższe rozumowanie, należy jednocześnie mieć świadomość, że z punktu widzenia myślenia kategoriami różnych ideologii ta oczywistość może być zakwestionowana. Ideologia materialistyczna, stawiając osobę ludzką poza nawias relacji społecznych, odbiera jej równocześnie prawa godnościowe do pełnej realizacji siebie we wspólnocie i społeczeństwie. Ten typ postępowania jest negacją samej rodziny ludzkiej, która zostaje pozbawiona w ten sposób istotnego elementu jakim są relacje interpersonalne wewnątrz wspólnoty rodzinnej, a tym samym podcięte zostają jej religijne i transcendentne korzenie. Powoduje to nieład moralny w samej rodzinie i odbija się w oczywisty sposób na relacjach rodziny do innych społecznych instytucji. Personalistyczny charakter relacji wewnątrzrodzinnych sprzyja relacjom rodziny ze społecznością polityczną. Negacja praw godnościowych osoby ludzkiej stoi w sprzeczności z dobrem rodziny oraz dobrem wspólnym społeczeństwa, którego rodzina jest społecznym fundamentem. Spojrzenie na rodzinę wymaga więc uświadomienia sobie jej ogromnej „siły przebicia” w całej wspólnocie społeczno-politycznej. Dla rozwijających się ideologii politycznych rodzina, będąc podstawową wspólnotą ludzką, jest celem walki politycznej. Dopiero, gdy jest osłabiona w swoich interpersonalnych relacjach, nie stanowi żadnego dla nich zagrożenia. Zniszczenie tych relacji jest więc często motywem walki ideologicznej. Katolicka nauka społeczna dostrzegając powyższe niebezpieczeństwa głosi prawdę o godności osoby ludzkiej. W tym kontekście poszanowanie praw człowieka ma ogromne znaczenie w odnowie interpersonalnych relacji wewnątrz rodziny i w całej społeczności państwowej. Promując prawdę o godności człowieka w jego relacjach interpersonalnych, w rodzinie i w społeczności politycznej, Kościół działa równocześnie na rzecz ochrony praw rodziny. W świetle analizy tych relacji ujawnia się znaczenie Kościoła zarówno w budowie życia społecznego, jak również w rozwoju świadomości i poszanowaniu praw człowieka.11 PRAWO RODZINY DO AKTYWNEGO UDZIAŁU W ŻYCIU SPOŁECZNYM Rodzina jest instytucją społeczną, która ze swej natury nie może zamknąć się we własnych problemach, ale ma moralny obowiązek przyjąć postawę otwartości na sprawy społeczne.12 Sprawy te, choć niekiedy wprost jej nie dotyczą, to jednak w konse10 Por. Jan Paweł II, Adhortacja Apostolska „Familiaris consortio”, [w:] idem, Nauczanie Papieskie, IV, 2, 1981, (lipiec–grudzień), Poznań 1989, s. 432–493; por. idem, List do Rodzin. Rok Rodziny 1994, Poznań 1994, s. 64–68. 11 Por. J. Tischner, Prawda i godność. Wprowadzenie do wyboru pism Ernsta-Wolfganga Böckenförde, [w:] E. W. Böckenförde, Wolność – państwo – Kościół..., s. 5-20; por. W. Świerzawski, Eucharystia jako źródło... 12 Problemy społeczne rodziny, które miały swoje źródło w Polsce w okresie jeszcze przed transformacją ustrojową, były także u źródeł analiz stanu polskich rodzin po dziesięciu latach przemian społecznych w ramach polityki prorodzinnej państwa, a także analiz Episkopatu Polski: por. Pełnomocnik Rządu do Spraw Rodziny, Raport o sytuacji polskich rodzin, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Rodziny, Warszawa 1998; por. Konferencja Episkopatu Polski, W trosce o nową kulturę życia i pracy. List społeczny Konferencji Episkopatu Polski, [w:] Człowiek – Kościół – Świat..., s. 421–437. 235 Jerzy Koperek, Adam Koperek, Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa 236 kwencji mogą na swój sposób warunkować i wpływać na jej życie. Znane jest powiedzenie polityków zaangażowanych w swoją działalność, że każdy człowiek powinien aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym kraju, bo w przeciwnym wypadku polityka sama wróci do niego jak bumerang, ale w formie zmienionej przez innych ludzi. Szczególnie w okresie wyborów politycznych twierdzą oni, że człowiek uciekający przed polityką i jej unikający za wszelką cenę, musi i tak z nią się spotkać. O ile sam nie podejmie trudu, aby na nią wpływać w miarę swoich możliwości, ona wpłynie na jego życie w formie jaką inni dla niego przygotują.13 Ten sam argument można zastosować w stosunku do rodziny, której powinnością jest wychowanie prawdziwych chrześcijan i aktywnych obywateli, otwartych na sprawy społeczne, narodowe i państwowe. Rodzina spełnia więc ważną rolę społeczną wychowując do postaw obywatelskich w życiu publicznym. Zadania rodziny chrześcijańskiej nie tylko wypełniają się w interioryzacji wartości etycznych i religijnych, ale w sposób szczególny urzeczywistniają się również przez postawę odważnego świadczenia o nich w życiu społeczno-polityczno-ekonomiczno-kulturowym państwa.14 Przyjęcie za obowiązującą postawę, zmierzającą do zagwarantowania spokoju i bezpieczeństwa własnej rodzinie, jest słuszne z punktu widzenia wychowawczego, gdyż tylko w takiej atmosferze można oczekiwać prawidłowych owoców wychowawczych. Człowiek, który marzy jedynie o sytuacji tzw. świętego spokoju, może jednak nigdy go nie doświadczyć, gdyż pokój nie jest wynikiem bierności, ale – jako dynamiczny proces – jest tworzony poprzez aktywne uczestnictwo w życiu społecznym. Jan Paweł II mówi w podobny sposób również o wolności, ujmując ją w kategoriach dynamicznego procesu, zmierzającego do jej ciągłego zdobywania. Twierdzi więc, że wolność nieustannie należy zdobywać, gdyż nie jest ona dana, ale przede wszystkim zadana człowiekowi do realizacji w życiu osobistym i społecznym.15 Przyjęcie zasady „świętego spokoju” jest więc aspołeczną postawą życia indywidualnego i rodzinnego. Świadomość tego jest jednym z warunków budowy właściwie rozumianego pokoju społecznego. Rodzina w sposób niezwykle szczególny uczestniczy w jego realizacji. Proces ten dokonuje się zarówno na płaszczyźnie małżeńskiej, jak również w wymiarze wychowania młodego pokolenia na aktywnych obywateli, realizujących w swoim życiu wartości duchowe i społeczno-moralne. Budowa pokoju społecznego w środowisku rodzinnym stanowi pierwszy etap otwartości rodziny na szerszą społeczność polityczną. Kolejnym etapem tego procesu jest świadome uczestnictwo w życiu samorządowym najbliższego środowiska oraz społeczno-politycznym całego państwa.16 13 Por. B. Sutor, Etyka polityczna, Warszawa 1994, s. 330–344; por. Pełnomocnik Rządu do Spraw Rodziny, Raport o sytuacji polskich rodzin... 14 Por. H. Skorowski, Być chrześcijaninem i obywatelem dziś. Refleksje o postawach moralno-społecznych, Warszawa 1994. 15 Por. Jan Paweł II, Musicie być silniejsi od warunków. Spotkanie Ojca Świętego z młodzieżą przed Kurią Metropolitalną. Kraków 10 VI, „Wiara i odpowiedzialność” 1987, nr 8, s. 94–95. 16 Por. H. Skorowski, Znaczenie sakramentu pokuty w życiu małżonków, „Studia Theologica Varsaviensis” 1991, nr 2, s. 209–219; por. idem, Problematyka praw człowieka, Warszawa 2006 (19961); por. idem, Wiara a etos chrześcijanina, „Communio” 1988, nr 3, s. 73–89; por. idem, Pokój a prawa człowieka, „Communio” 1989, nr 5, s. 71–83. 17 Por. Jan Paweł II, Encyklika „Laborem Exercens”, n. 20, [w:] idem, Nauczanie Papieskie, IV, 2, 1981, (lipiec– grudzień), Poznań 1989, s. 95–96. 18 Por. idem, Posynodalna Adhortacja Apostolska „Christifideles laici”, Poznań 1988. 19 Por. idem, Adhortacja Apostolska „Familiaris consortio”..., nn. 42–48, s. 461–465; por. idem, Encyklika „Laborem Exercens”..., n. 10, s. 80–81; por. idem, List do Rodzin. Rok Rodziny 1994..., s. 64–68; por. „Karta Praw Rodziny” przedłożona przez Stolicę Apostolską wszystkim ludziom, instytucjom i władzom zainteresowanym misją rodziny w świecie współczesnym, „L’Osservatore Romano” 1983, nr 10, s. 6–7. Filozofia Wychodząc z założeń katolickiej nauki społecznej należy stwierdzić, że przyjęcie przez małżonków współodpowiedzialności za utworzoną rodzinę prowadzi do zaangażowania się w problemy, którymi żyje państwo, naród i społeczeństwo. Odpowiedzialność jest pojęciem etycznym, związanym bezpośrednio z problematyką wolności. Człowiek został obdarzony wolnością, z której Stwórca nigdy się nie wycofa. Doświadczenie wolności w ramach wolnego wyboru partnera w małżeństwie, jako niezbędny warunek ważności i funkcjonowania tej szczególnej umowy społecznej, a tym samym podjęcie za niego współodpowiedzialności w życiu, stanowi istotny motyw zachowań moralnych współmałżonków także w kwestii postaw społecznych. Ten wymiar życia małżeńskiego i rodzinnego ma charakter wychowawczy w odniesieniu nie tylko do własnego potomstwa, ale również w relacjach z innymi rodzinami, poszukującymi przykładu i wzoru zrealizowanego w konkretnym życiu ludzkim. Polityczne zaangażowanie w skali rodziny jest przede wszystkim nastawione nie na dążenie do władzy, ale na roztropną troskę o dobro wspólne własnej rodziny oraz społeczeństwa, w którym ona żyje i funkcjonuje. Tego typu rozróżnienie pozwala lepiej zrozumieć zaangażowanie rodziny w sprawy społeczne, polityczne, ekonomiczne i kulturowe własnego narodu, państwa i społeczeństwa.17 Z tej racji zrozumienie zagadnienia relacji rodziny do społeczności politycznej nie musi budzić obaw o zbytnie upolitycznienie rodziny, która w ten sposób mogłaby zagubić istotne cele wynikające z jej natury. Jest to raczej próba zrozumienia miejsca i roli rodziny w społeczności politycznej zgodnie z nauczaniem społecznym Kościoła. Nauczanie to kładzie bowiem nacisk na aktywność społeczną ludzi świeckich, których rola w społeczeństwie nie może być zastąpiona przez hierarchię Kościoła.18 We własnym środowisku, a w szczególny sposób w społeczności zawodowej, rodzice mają prawo do takich warunków pracy i godziwej zapłaty, które zabezpieczałyby im utrzymanie i wychowanie potomstwa na poziomie godnym osoby ludzkiej. Trzeba jednak zauważyć, że do istotnych funkcji społecznych rodziców należy także troska o tworzenie takiego prawa rodzinnego i społecznego, na poziomie lokalnym i państwowym, które gwarantowałoby nie tylko godne życie, ale i wychowanie młodego pokolenia zgodnie z moralnymi i religijnymi przekonaniami rodziców. Prawo to wynika z zasad prawa naturalnego, którego motywację znajdujemy w godności osoby ludzkiej.19 W tym kontekście, na rodzicach spoczywa również odpowiedzialność z racji na opowiedzenie się w konkretnych wyborach politycznych za lub przeciw konstytucyjnym gwarancjom, odnoszącym się do ochrony życia od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci, jak również w odniesieniu do zapisu na temat wartości chrześcijańskich, wyrażonych np. w tzw. invocatio Dei w Konstytucji. Każda rodzina chrześcijańska z natury rzeczy winna opowiadać się w poczuciu rodzinnej, ale również obywatelskiej 237 powinności, za powyższymi gwarancjami w Ustawie Zasadniczej demokratycznego państwa prawnego. Obrona praw godnościowych osoby ludzkiej oraz własnych praw rodzinnych, jest klasycznym przykładem zaangażowania się rodziny w państwowe życie polityczne. Oznacza to bowiem w praktyce, że rodzina – tak jak i każdy obywatel – żyjąc w konkretnym kraju musi uwzględniać realia jego społecznego rozwoju. Rodzina nie może ograniczyć się jedynie do statycznej formy uczestnictwa w życiu społeczności politycznej. Kościół krytycznie odnosi się do takiej pasywności. Jan Paweł II ukazuje współczesnym obraz chrześcijaństwa pełnego wewnętrznego dynamizmu oraz zdolnego przemieniać świat w duchu podstawowych zasad społecznych. Jego zdaniem, rodzina chcąc być autentyczną wspólnotą społeczno-religijną powinna przyjąć i zrealizować w pełni wezwanie: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną”.20 Ten nakaz odnosi się także do obrony praw godnościowych osób ludzkich, zarówno w ramach rodziny, jak i we wszystkich sferach życia społeczno-polityczno-ekonomiczno-kulturowego państwa, narodu i społeczeństwa. Jerzy Koperek, Adam Koperek, Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa ZAKOŃCZENIE 238 Społeczno-etyczne założenia polityki rodzinnej państwa lokalizują się w nurcie opracowań z zakresu politologii i polityki prawa. Odnoszą się one do prawno-politycznych założeń w zakresie ochrony rodziny, a więc zmierzają do udzielenia odpowiedzi na pytanie, jakie prawo – z punktu widzenia aksjologicznych założeń – powinno być stosowane wobec ochrony praw rodziny. Polityka prorodzinna państwa ma na celu zapewnienie trwania i rozwój rodziny, umożliwienie rodzinie realizacji zadań, do których jest powołana, z poszanowaniem należnych jej praw, w tym np. prawa do samodzielności ekonomicznej oraz decydowania o wychowaniu dzieci. Kształtowanie życia społecznego zgodnie z zasadą pomocniczości i solidaryzmu polega na tworzeniu warunków do samodzielności i rozwoju i niezastępowaniu rodziny przez państwo w pełnieniu funkcji, które rodzina może w pełni realizować sama, gdy tylko ma po temu warunki. Tym, którzy mimo stworzonych przez państwo warunków z różnych przyczyn nie są w stanie funkcjonować samodzielnie, należy solidarnie pomóc. Państwo ma tworzyć warunki, w których rodzina będzie mogła samodzielnie podejmować decyzje i wybierać. Jest to niewątpliwie niełatwe zadanie dla państwa, które poszukuje – szczególnie w okresie transformacji systemowej, której Polska wciąż jeszcze podlega – własnego kierunku rozwoju pozostając w dylemacie prawno-politycznego wyboru między państwem opiekuńczym i solidarnym a państwem liberalnym. Obok administracji rządowej i samorządowej do działań na rzecz rodziny w coraz większym stopniu włączają się organizacje pozarządowe, Kościół katolicki, inne kościoły, związki wyznaniowe oraz osoby fizyczne i prawne. Koniecznym wydaje się podkreślenie, że podmiotem polityki prorodzinnej są wszystkie rodziny, nie mniej jednak rodziny dysfunkcyjne winny być objęte szczególną 20 Rdz 1, 28. Filozofia troską. To one bowiem często dotknięte są niekorzystnymi zjawiskami społecznymi. Najdotkliwszymi z problemów, które występują wśród tych rodzin są: bezrobocie, niepełnosprawność, bezradność w sprawach opiekuńczo-wychowawczych, alkoholizm i narkomania oraz przemoc w rodzinie i bezdomność. Sytuacja rodzin zależna jest od wielu uwarunkowań społeczno-gospodarczych, a także rozwiązań systemowych. Dlatego też z uznaniem i zadowoleniem należy zauważyć, że obok instytucji samorządowych do realizacji zadań w zakresie polityki prorodzinnej w coraz większym stopniu włączają się organizacje pozarządowe, w tym wspólnoty kościelne. Te ostatnie, oparte na wielowiekowej tradycji humanizmu chrześcijańskiego, służą pomocą nie tylko w organizowaniu i prowadzeniu różnorodnych placówek działających na rzecz rodziny, ale także pomagają kierować się tymi wartościami w tworzeniu trwałych związków rodzinnych. Przeprowadzone analizy prowadzą do wniosków w dwóch aspektach. Po pierwsze odnoszą się one do powinności państwa, administracji samorządowej oraz organizacji pozarządowych, w tym również Kościoła wobec ochrony i poszanowania praw rodziny, a po drugie do prawa rodziny do aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym. Właściwie ułożone relacje państwa do innych społeczności mają charakter współpracy i zaangażowania dla dobra rodziny i przynależnych jej praw. Poszanowanie praw rodziny służy integralnemu rozwojowi człowieka, dzięki czemu realizuje się on w pełni jako osoba ludzka. W rodzinie człowiek doskonali się moralnie na drodze wychowania i samowychowania. Ten wysiłek w pracy nad sobą winien być wspierany także przez szersze społeczności: lokalną, samorządową, państwową, religijną itd. Administracja państwowa i samorządowa wraz z organizacjami pozarządowymi poprzez swoją działalność na rzecz ochrony praw rodziny stają się aktywnymi uczestnikami budowania dobra wspólnego, bowiem dobro rodziny jako najmniejszej naturalnej społeczności stanowi fundament dobra wspólnego innych szerszych społeczności. Wszelkie reformy życia społecznego winny uwzględniać dobro rodziny i zabezpieczać jej prawa. Wzajemna współpraca państwa, samorządu i organizacji pozarządowych na rzecz ochrony praw rodziny zmierza więc do pokoju społecznego, a tym samym prowadzi do realizacji „cywilizacji miłości” w wymiarze narodowym, państwowym, jak i ogólnoludzkim. Z drugiej strony rodzina jako podstawowa naturalna społeczność winna korzystać ze swoich uprawnień do zaangażowania w życiu społecznym. Tego uprawnienia, a równocześnie powinności etycznej, nie może pozbawić rodziny żadna inna społeczność. Aktywny udział rodziny w życiu społeczności politycznej, lokalnej, samorządowej, religijnej itd. jest ważnym elementem zabezpieczającym jej podstawowe uprawnienia, bowiem aktywność społeczna prowadzi do kreowania rzeczywistości prawno-politycznej dla dobra własnej i innych rodzin. Unikanie tego obowiązku może w rezultacie obrócić się przeciwko samej rodzinie jako najmniejszej społeczności, a tym samym najbardziej narażonej na wszelkiego rodzaju niedomagania w życiu społecznym, politycznym, ekonomicznym czy kulturowym. Realizacja prawa do zaangażowania i aktywnego udziału rodziny w życiu publicznym jest więc gwarantem poszanowania praw rodzicielskich i wychowawczych rodziny. Zaangażowanie społeczne rodziny sprzyja wychowaniu i edukacji obywateli do aktywnego uczestnictwa w życiu publicznym. 239 Konkludując należy stwierdzić, że relacja państwa do organizacji pozarządowych, w tym wspólnoty Kościoła, oparta na współpracy i wzajemnym poszanowaniu ich własnej autonomii prowadzi w konsekwencji do ochrony praw rodziny w życiu publicznym, a tym samym do rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Marceli Kosman Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu Filozofia Między nuncjaturą a prymasostwem W ponad tysiącletnich dziejach Kościoła katolickiego w Polsce na jego czele przez czasy piastowskie stał metropolita gnieźnieński, którego sufraganami od zjazdu gnieźnieńskiego 1000 r. byli pozostali biskupi diecezjalni; do wykształtowania się faktycznego prymatu potrzeba było jednak pewnego czasu, co nastąpiło dopiero w okresie rozbicia dzielnicowego, na którego początku – w okresie konfliktu między seniorem (Władysław Wygnaniec) i jego przyrodnimi braćmi – juniorami (Bolesław Kędzierzawy i Mieszko później nazwany Starym) istotna rola przypadła arcybiskupowi Jakubowi za Żnina (1124–1148). Pośród jego następców spotykamy kilka wyróżniających się postaci, wśród nich dążącego do centralizacji nie tylko władzy duchownej ambitnego Henryka Kietlicza (1199–1219) i dobrze zapisanego w dziejach jednoczenia dzielnic piastowskich Jakuba Świnkę (1283–1314). Hierarcha i polityk o talentach męża stanu, był aktywnym świadkiem sukcesów Władysława Łokietka, zaś jego następcy nominatami i bliskimi współpracownikami obu ostatnich Piastów.1 Wśród metropolitów gnieźnieńskich powołanych przez Władysława Jagiełłę szczególne miejsce – ze względu na kompetencje, zasługi dla Królestwa i Kościoła oraz zalety charakteru – zajmuje Mikołaj Trąba (1412–1422), przeniesiony do Gniezna z Halicza, gdzie w monarchii Jagiellonów pojawiło się drugie arcybiskupstwo, odtąd z katedrą we Lwowie. By nie było nieporozumień co do pierwszeństwa w episkopacie, Trąba wrócił z soboru w Konstancji jako prymas i ten tytuł przysługiwał odtąd kolejnym jego następcom. Jeden nich, Jan Łaski (1510–1531) otrzymał na soborze laterańskim w Rzymie również godność legata papieskiego (legatus natus) w państwach jagiellońskich. A kiedy po wygaśnięciu w 1572 r. dynastii nastały czasy królów elekcyjnych, prymas stawał się na czas bezkrólewia interrexem. W dobie zaborów tak był niejednokrotnie tytułowany, kiedy zaś po odzyskaniu niepodległości doszło do rywalizacji między Warszawą i Gnieznem, ostatecznie wygrało to drugie, choć po pewnym czasie w unii personalnej ze stolicą.2 Zerwanie po drugiej wojnie światowej konkordatu z 1925 r. sprawiło, że Stolica Apostolska obdarowała prymasów specjalnymi pełnomocnictwami, co trwało do przybycia – po trwającej pół wieku przerwie – nowego nuncjusza w 1989 r. W trzy lata później zakończyła się unia personalna Gniezna z Warszawą, natomiast kardynał Józef Glemp (1981–2007), metropolita stolicy, aż do kończenia 80 roku życia zatrzymał tytuł prymasa jako kustosz relikwii św. Wojciecha. Był też do 2005 r. przewodniczącym 1 Na tym miejscu odwołuję się do charakterystyk kolejnych metropolitów gnieźnieńskich w mojej książce: Między ołtarzem a tronem, Poznań 2000. 2 Zob. M. Kosman, Interrex. Rola prymasów w kulturze politycznej dawnej i współczesnej Polski, Poznań 2011. 241 Konferencji Episkopatu. W 2009 r. godność prymasowska, która miała charakter bardziej honorowy niż realny, powróciła na stałe do piastowskiego Gniezna. Marceli Kosman, Między nuncjaturą a prymasostwem () 242 Lista nuncjuszy apostolskich w Polsce obejmuje 72 nazwiska i rozpoczyna się w roku 1519, czyli za panowania Zygmunta I Starego, by trwać do końca Rzeczypospolitej przedrozbiorowej, by zostać wznowioną w okresie międzywojennym (1918–1939) i na nowo w 1989.3 Przeważali na niej biskupi i arcybiskupi, nuncjusze zwyczajni lub nadzwyczajni; czas pełnienia misji wynosił od kilku miesięcy do kilku lat; kilku musiało w sytuacji konfliktowej wyjechać z niesławą jako persona non grata, najczęściej jednak byli zręcznymi dyplomatami, a niektórzy specjalistami od spraw trudnych. Spośród czterech osób czasu Drugiej Rzeczypospolitej pierwszy (Achilles Ratti) wyjechał z kapeluszem kardynalskim, a wkrótce potem zasiadł na Stolicy Piotrowej. Podobny awans spotkał pod koniec XVI wieku kardynała Ippolito Aldobrandiniego, a kilkadziesiąt lat później Antonio Pignatellego. Nuncjatura to oficjalne przedstawicielstwo Stolicy Apostolskiej w danym kraju, kierowane przez nuncjusza, protonuncjusza a czasem internuncjusza, czyli legata papieskiego. Byli oni wysyłani na różne dwory już od IV wieku, ale na trwałe pojawili się na początku XVI stulecia, a po Soborze Trydenckim zostali wyposażeni w szerokie pełnomocnictwa. Przybywali z przygotowanymi nad Tybrem instrukcjami, przy czym musieli poznawać miejscowe realia, a także uwzględniać tradycyjne uprawnienia prymasów, z którymi nierzadko popadali w konflikty. Czasami misja kończyła się, kiedy nuncjusz naraził się monarsze oraz społeczeństwu szlacheckiemu. Taki los w czasach burzy reformacyjnej spotkał biskupa Werony Alojzego Lippomano, który radził Zygmuntowi Augustowi zastosowanie terroru wobec kilku potężnych magnatów – propagatorów nowinek religijnych i skazanie ich na śmierć. Wykazał w ten sposób, że zupełnie nie zna polskich realiów. Ponieważ król, zwolennik tolerancji wyznaniowej, ujawnił jego zamiary szlacheckiej opinii publicznej, Włoch znalazł się na spalonej pozycji i musiał szybko opuścić Polskę wśród powszechnego oburzenia również tutejszych biskupów. Wtedy to Jan Kochanowski napisał fraszkę Na posła papieskiego.4 Szczególnie dotknięty był potężny kanclerz wielki litewski i wojewoda wileński Mikołaj Radziwiłł Czarny, czołowy protektor Reformacji nie tylko w Wielkim Księstwie Litewskim, ale i w całej Rzeczypospolitej, który miałby stać się jedną z ofiar włoskiego biskupa. W odpowiedzi na jego list ze stycznia 1556 r. zawierający surowe napomnienie z powodu porzucenia przez magnata katolicyzmu dokonał frontalnego ataku na Włocha i oba listy – jego i własny – opublikował i szeroko rozpowszechnił. W specjalnej broszurze znalazły się też komentarze teologów protestanckich i wiersze Andrzeja Trzecieskiego zawierające ostre ataki na poczynania nuncjusza w Polsce. Już po jego rychłym wyjeździe z Polski całość ukazała się również w przekładzie z łaciny na język polski dokonanym przez Mikołaja Reja.5 3 Pełen wykaz podaje H. D. Wojtyska, Nuntiorum series chronologia, [w:] Acta Nuntiaturae Polonie, t. I, Romae 1990, s. 191–339. 4 J. Kochanowski, Dzieła polskie, t. I, oprac. J. Krzyżanowski, Warszawa 1969, s. 154. 5 Szerzej M. Kosman, Reformacja i Kontrreformacja w Wielkim Księstwie Litewskim w świetle propagandy Filozofia Równie brakiem taktu dyplomatycznego wykazał się za czasów Władysława IV biskup Mario Filonardi, który obraził króla wkraczając w jego kompetencje podczas budowy na placu zamkowym w Warszawie pomnika jego ojca i poprzednika (słynna kolumna Zygmunta) i potraktowany przez monarchę jako persona non grata musiał w atmosferze skandalu opuścić Rzeczpospolitą po długim, bo niemal dziewięcioletnim sprawowaniu funkcji nuncjusza.6 W obronie honoru Rzeczypospolitej wystąpił nawet znany z bigoterii kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł, który w swym diariuszu pod datą 11 marca 1643 r. zanotował na temat posiedzenia tajnej rady z udziałem obecnych w stolicy najwyższych dostojników: „Nuncjusz postępował z królem niegrzecznie, bo gdy król żywił urazę do papieża z powodu odmówienia szat kardynalskich Viscontiemu7, ongi legatowi w Polsce, on ją powiększył; w listach, które zostały przejęte i przeczytane, nazywał króla protektorem i heretyków, i schizmatyków; pisał, że król nic w Polsce nie może, bo w najmniejszych rzeczach zależy od woli senatu i sejmu, że zaczęto rozmowy o zniesieniu annatów papieskich, czego nigdy nie było; ani nawet wzmianki o tym”.8 Król nie zauważał go do końca pobytu w Warszawie, został zaś na jego żądanie odwołany na początku października tego samego roku. Po dłuższej przerwie jego miejsce zajął biskup adrianopolitański Johannes de Torres (po 27 stycznia 1645 r.), który pełnił urząd w ciągu niemal ośmiu lat i był świadkiem zmiany na tronie oraz początku wielkich wojen nękających kraj za panowania Jana Kazimierza. Zakończył swą misję w dniu 4 października 1652 r.9 Oba te przykłady stanowią wyjątki od reguły, która oznaczała wysyłanie znad Tybru do Polski dyplomatów doświadczonych, którzy dosyć szybko zaznajamiali się z miejscowymi realiami, choć często trudno im było się przyzwyczaić do surowego klimatu i obyczajów dalekich od panujących w ich ojczyźnie. Trudności takich nie miał 71 nuncjusz apostolski, który nie tylko spędził na urzędzie rekordowo 21 lat, ale i pozostał w nowym charakterze po zakończeniu misji. wyznaniowej, Wrocław 1973, s. 87–90. Zob. I. Chrzanowski, Dwa listy łacińskie w przekładzie polskim Mikołaja Reja, [w:] Z wieku Mikołaja Reja, cz. 2, Warszawa 1905, s. 70–106. 6 Przybył on do Warszawy jako arcybiskup Awinionu (był nim od dwunastu lat) z zadaniem zorganizowania przez Władysława IV ligi antytureckiej oraz do wzmożenia restrykcji wobec innowierców. Jedno i drugie nie przysparzało mu wśród szlachty popularności, a kiedy w 1642 r. protestował przeciw uprzywilejowanej jego zdaniem pozycji dysydentów nie zyskał poparcia nawet ze strony katolików, w tym wpływowego kanclerza wielkiego koronnego Jerzego Ossolińskiego. Kiedy zaś następnego roku w związku z przygotowaniami do wystawienia przed zamkiem istniejącej tam do dziś kolumny poprzedniego monarchy zburzono z konieczności pobliskie domki benedyktynek, a przedstawiciel papieża w obronie zakonnic zaprotestował, wkraczając w kompetencje suwerennego władcy, miarka się przebrała. Szerzej na ten temat T. Chyczewska-Hennel, Nuncjusz i król. Nuncjatura Maria Filonardiego w Rzeczypospolitej 1636–1643, Warszawa 2006. 7 Honoratus Visconti, biskup tytularny Larissy, był bezpośrednim poprzednikiem Filonardiego na stanowisku nuncjusza w Polsce i pełnił swój urząd przez sześć lat, rozpoczął przed 26 IV 1639, zakończył zaś po 4 IV 1636 r. 8 A. S. Radziwiłł, Pamiętnik o dziejach w Polsce, t. 2: 1637–1646, przekł. i oprac. A. Przyboś i R. Żelewski, Warszawa 1980, s. 345 n. [podkr. moje – M.K.]. 9 Abp. J. Kowalczyk, Dojrzewanie czasu. Wybór dokumentów, przemówień i homilii 1989–1998, Poznań 1998: Dodatek II. Katalog nuncjuszy apostolskich w Polsce, poz. 35, s. 336 (data zakończenia misji M. Filonardiego). 243 Marceli Kosman, Między nuncjaturą a prymasostwem () 244 Obserwatorzy – oczekujący wiadomości o powołaniu następcy metropolity gnieźnieńskiego (od 1992 r.) i od niedawna prymasa Henryka Muszyńskiego, zostali zaskoczeni nie tyle osobą, co szybkim terminem komunikatu Stolicy Apostolskiej ogłoszonego przez nuncjaturę w Warszawie w sobotę 8 maja 2010 r. o nominacji arcybiskupa Kowalczyka. On sam przebywał w tym dniu w swej rodzinnej miejscowości, Jadownikach Mokrych pod Tarnowem (tam się urodził przed 72 laty), gdzie odprawiał mszę w intencji swego ojca, Stanisława. Dziennikarzy, którzy się tam natychmiast zjawili, zapewnił, że żadnych rewolucyjnych zmian w polskim Episkopacie nie będzie, a Kościół nie ma zamiaru stać się partią polityczną. Nazajutrz w Krakowie poprowadził na czele biskupów coroczną procesję ku czci patrona diecezji z katedry na Wawelu do kościoła ojców paulinów na Skałce, tradycyjnego miejsca męczeństwa św. Stanisława ze Szczepanowa. Przy tej okazji obecni tam hierarchowie dzielili się z opinią publiczną swymi uwagami o nowym prymasie. Zdaniem kardynała Stanisława Dziwisza „to świetna nominacja. Arcybiskup Kowalczyk ma wielkie doświadczenie, będzie znakiem jedności Kościoła”. Metropolita warszawski Kazimierz Nycz powiedział, że „dla Gniezna i dla Kościoła w Polsce to bardzo ważne wydarzenie, oby Bóg pozwolił mu jak najszybciej rozeznać problemy najstarszej diecezji w Polsce”. Pamiętajmy, że cały kraj pozostawał wówczas pod wrażeniem niebywałej katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym znakomici przedstawiciele świata polityki i kultury a także prezydent Rzeczypospolitej. Potrzeba było jedności w kraju, rola Kościoła była nie do przecenienia. Niewykluczone, że Papież Benedykt XVI podejmując szybko decyzję kierował się również tym względem. Ingres nowego arcypasterza przewidziano na sobotę 26 czerwca 2010 r. Dwa dni wcześniej przybył do Trzemeszna (tam miał być początkowo pochowany św. Wojciech), a w Gnieźnie przejął z rąk Henryka Muszyńskiego (przed 18 laty sam uczestniczył jako nuncjusz w podobnej jego uroczystości) pastorał przy udziale około 50 biskupów (Episkopat reprezentował metropolita poznański Stanisław Gądecki), dwóch byłych prezydentów (Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa) oraz pełniącego obowiązki Głowy Państwa marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego. Nowy metropolita urodził się w Jadownikach dnia 28 sierpnia 1938 r. i został tydzień później ochrzczony w Wietrzychowicach, ówczesnej parafii. Obecnie dzięki niemu rodzinna miejscowość posiada własny kościół, Ośrodek Opiekuńczo-Rehabilitacyjny dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej (2001) oraz muzeum Jana Pawła II (2008). Jego otwarcie miało miejsce w dniu 70-lecia urodzin ówczesnego nuncjusza. Regularnie bywał tam obecny, zwłaszcza od chwili powrotu do kraju w 1989 r. Po maturze wstąpił w 1956 r. do Wyższego Seminarium Duchownego Hosianum w Olsztynie, gdzie sześć lat później otrzymał święcenia kapłańskie (mszę prymicyjną odprawił w kościele parafialnym Niepokalanego Serca NMP w Jadownikach) i rozpoczął w styczniu 1962 r. pracę na stanowisku wikariusza w Kwidzyniu. Nauczał też religii w kilku pobliskich szkołach. Najwidoczniej władze kościelne wiązały z nim poważne plany, skoro po półtora roku został skierowany na Wydział Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, a stamtąd po kilkunastu zaledwie miesiącach Filozofia – lutym 1965 r. – wysłany do Rzymu, gdzie miał spędzić 24 lata i powrócić do kraju jako arcybiskup i przedstawiciel Stolicy Apostolskiej. Przyjeżdżał, ale na krótko, m.in. w związku ze śmiercią rodziców (ojciec zmarł w 1979, matka w 1988 r.) czy sprawami kościelnymi, w 1977 r. w Gietrzwałdzie jako prałat i kapelan Pawła VI uczestniczył w obchodach 100-lecia objawień Matki Boskiej, celebrowanych przez kardynała Karola Wojtyłę, dziesięć lat później w Jadownikach obchodzi 25-lecie kapłaństwa. Pierwszy etap pobytu nad Tybrem trwał sześć lat i obejmował gruntowne studia – najpierw w zakresie prawa kanonicznego, następnie kanonicznej praktyki administracyjnej przy Kongregacji Soboru, na studium przy Tajnym Archiwum Watykańskim uzyskuje dyplom archiwisty i w tym samym 1968 r. otrzymuje doktorat na podstawie rozprawy: Nadzwyczajny szafarz bierzmowania. Studium porównawcze między dyscypliną Kościoła łacińskiego i Kościołów wschodnich. Na koniec w Studium Rotalnym otrzymuje – po trzech latach – 20 października 1971 r. prestiżowy tytuł adwokata Roty Rzymskiej. Cały czas jest kapłanem przypisanym do diecezji warmińskiej i z tego tytułu uczestniczy w październiku 1968 r. w audiencji u papieża Pawła VI jej administratora apostolskiego (było to jeszcze przed normalizacją organizacyjną Kościoła na Ziemiach Odzyskanych) biskupa Józefa Drzazgi, który składał w Rzymie wizytę sprawozdawczą ad limina Apostolorum. Jego następca, biskup Edmund Piszcz, mianował w 1987 r. prałata Józefa Kowalczyka kanonikiem rzeczywistym kapituły katedralnej w Olsztynie. Drugi etap pobytu nad Tybrem zaczął się jeszcze w toku studiów, kiedy przybysz z Polski, rekomendowany przez prymasa Wyszyńskiego, został pod koniec 1969 r. zatrudniony na stałe w Kongregacji do spraw Dyscypliny Sakramentów. Dwa lata później powołano go do sekcji rzymskiej Ogólnopolskiego Komitetu Beatyfikacji Maksymiliana Kolbe (przewodniczył temu gremium biskup Szczepan Wesoly). Przez kilka lat towarzyszył w podróżach do Polski jako ekspert arcybiskupowi Luigi Poggi, nuncjuszowi papieskiemu do spraw specjalnych,. Pamiętajmy, że był to schyłek dekady Edwarda Gierka, kiedy też nastąpiło przełomowe wydarzenie w dziejach Kościoła i państwa, jakim stał się wynik konklawe z października 1978 r. Natychmiast – bo już w dniu 18 tego samego miesiąca – Jan Paweł II przeniósł prałata Kowalczyka z Kongregacji Sakramentów do Sekretariatu Stanu i zlecił mu zadanie utworzenia tam sekcji polskiej. Po kilkunastu latach pobytu w Rzymie był ceniony ze względu na swe wszechstronne kompetencje, odgrywał coraz większą rolę w dyplomacji watykańskiej. W 1979 r. towarzyszył Janowi Pawłowi II w podróżach apostolskich do Ameryki Łacińskiej i Polski, w 1980 r. do Afryki, w 1981 r. na Daleki Wschód oraz na Alaskę), w 1982 r. do Hiszpanii, w 1983 – ponownie do ojczyzny, 1984 – do Szwajcarii, Kanady, Hiszpanii, Dominikany i Portorico, 1985 – do Afryki, 1986 r. – Kolumbia i Santa Lucia, 1987 – Urugwaj, Chile i Argentyna, trzy miesiące później po raz trzeci Polska. Wkrótce po powrocie do Rzymu ksiądz prałat udaje się ponownie do kraju, do Jadownik, na wspomniany wcześniej jubileusz 25-lecia święceń, gdzie podczas spotkania wychowanków tamtejszej szkoły zostaje odczytany telegram od Jana Pawła II. Wcześniej z tej samej okazji papież odprawił mszę w swej kaplicy w Watykanie. Nadszedł przełomowy rok 1989. W dniu 11 kwietnia papież wysłał do kardynała Józefa Glempa jako prymasa i przewodniczącego Konferencji Episkopatu list z ofi- 245 cjalną informacją o wznowieniu stosunków dyplomatycznych między Watykanem a Warszawą. Od tego momentu miało minąć zaledwie kilka miesięcy do powołania nuncjusza apostolskiego w Polsce. Został nim nie cudzoziemiec, jak to było w zwyczaju, ale po raz pierwszy w dziejach duchowny wywodzący się z tego kraju, prałat Józef Kowalczyk równocześnie podniesiony do godności arcybiskupa tytularnego Heraklei (26 sierpnia). Miało to miejsce w 27 roku jego kapłaństwa. W wygłoszonej podczas udzielania święceń biskupich trzem nominatom papież przypomniał historyczną misję w Nuncjaturze Warszawskiej, „jednej z pierwszych założonych przez Stolicę Piotrową”.10 Decyzja Stolicy Apostolskiej wynikała z potrzeby wysłania do kraju w chwili gruntownych przemian politycznych przedstawiciela o wyjątkowych kwalifikacjach merytorycznych i doskonałym przygotowaniu dyplomatycznym. Sam zainteresowany dowiedział się o niej, oczywiście poufnie, ze sporym wyprzedzeniem: „Nominację przyjąłem z wielkim zaskoczeniem. Stało się to w ten sposób, że w którąś niedzielę lipca 1989 roku, była to pierwsza połowa lipca, zostałem zaproszony do Castel Gandolfo, gdzie Ojciec Święty przebywał na wakacjach. Praktykowano zwyczaj, że podczas wypoczynku wakacyjnego papież zapraszał wybrane osoby na spotkanie i na obiad. Tego dnia przed modlitwą Anioł Pański Ojciec Święty przekazał mi wiadomość o nominacji, a obecny przy tym był ks. Stanisław Dziwisz. Muszę przyznać, że wiadomość ta była dla mnie tak szokująca i zaskakująca, tym bardziej, że nie było to w zwyczaju i w praktyce dyplomacji watykańskiej, aby – poza Włochami – nuncjuszem zostawał obywatel danego kraju”. Marceli Kosman, Między nuncjaturą a prymasostwem Zauważmy, że nie było to odstępstwo od tej reguły: papieże – Włosi mianowali w swym kraju nuncjuszami Włochów. Papież – Polak postąpił podobnie, uzasadniając swą decyzję szczególną sytuacją w Polsce, które nie miała od pół wieku oficjalnych stosunków ze Stolicą Apostolską. 246 „Wobec tego Ojciec Święty powiedział, że przywrócenie nuncjatury w Polsce wymaga znajomości sytuacji i umiejętnego działania. A ponieważ wielokrotnie uczestniczyłem w rozmowach i kontaktach Stolicy Apostolskiej z władzami polskimi, dlatego papież uznał, że mam dobre rozeznanie w polskiej rzeczywistości. Ponadto, według niego, moim atutem była wieloletnia praca w Rzymie, dzięki czemu miałem pewien dystans wobec spraw dziejących się w Polsce. Zadanie przywrócenia nuncjatury w Warszawie miało być procesem, w którym należało uniknąć niepotrzebnych nieporozumień”. Już podczas tej rozmowy papież miał ustalony termin konsekracji. Na dwa tygod nie przed nią (20 X) nastąpiła akredytacja ambasadora polskiego przy Watykanie w osobie Jerzego Kuberskiego. Rozmowa w Castel Gandolfo miała miejsce zapewne tuż po powrocie papieża z Madagaskaru, Reunion, Zambii i Malawi, gdzie prałat towarzyszył Janowi Pawłowi II (28 IV – 6 V), podobnie jak do Hiszpanii na IV Światowy Dzień Młodzieży (19 – 21 VIII). Sakrę wraz z nim w bazylice św. Piotra otrzymały trzy inne osoby, w tym Tadeusz Kondrusiewicz, administrator apostolski na Białorusi. W dniu 23 listopada nuncjusz opuścił Rzym i odleciał do ojczyzny, gdzie na Okęciu w Warszawie został powitany przez prymasa Józefa Glempa i sekretarza generalne10 J. Kowalczyk, Dojrzewanie czasu..., s. 17. Filozofia go Episkopatu arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego oraz przedstawicieli rządu. Na lotnisku odbył pierwszą konferencję prasową, po czym udał się do nuncjatury, która miała stać się jego siedzibą na 21 lat. Dnia 6 grudnia w Belwederze złożył listy uwierzytelniające na ręce prezydenta Rzeczypospolitej Wojciecha Jaruzelskiego w obecności ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego. Wcześniej w archikatedrze św. Jana odwiedził sarkofag kardynała Stefana Wyszyńskiego, w Pałacu Arcybiskupów Warszawskich spotkał się z biskupami stołecznej archidiecezji a na Jasnej Górze z Episkopatem Polski. W chwili rozpoczęcia misji dyplomatycznej w ojczyźnie liczył 51 lat. Przez długie lata jako przedstawiciel Jana Pawła II, a następnie Benedykta XVI, dał się poznać jako polityk łagodzący sprawy trudne, ale zarazem skuteczny i stanowczy. Imponujący jest wykaz udziału w uroczystościach kościelnych w poszczególnych diecezjach obok coraz silniejszego wpływu na prace episkopatu, zwłaszcza od chwili formalnego przejęcia od prymasa – po pięciu latach – znacznej części uprawnień przekazanych czasowo przez Stolicę Apostolską obu poprzednikom Józefa Glempa. W czerwcu 1990 r. uczestniczył w spotkaniu watykańskiego sekretarza stanu kardynała Agostino Casaroli z premierem Tadeuszem Mazowieckim i członkami jego gabinetu, jako dziekan korpusu dyplomatycznego występował na Zamku Królewskim, a później w Pałacu przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, nowej siedzibie Głowy Państwa, podczas spotkań noworocznych tego gremium z kolejnymi prezydentami Rzeczypospolitej – Wojciechem Jaruzelskim, Lechem Wałęsą, Aleksandrem Kwaśniewskim, Lechem Kaczyńskim i Bronisławem Komorowskim. Szczególne znaczenie miały prace związane z wizytami w kraju obu kolejnych papieży, zwłaszcza kilku pielgrzymek Jana Pawła II. Liczne spotkania miały charakter poufny i nie były nagłaśniane w środkach masowego przekazu. Do najważniejszych zadań nuncjatury w pierwszych latach jej funkcjonowania należało przygotowanie wraz z Episkopatem nowej kościelnej organizacji terytorialnej, ogłoszonej 25 marca 1992 r. bulli Totus Tuus Poloniae populus, na mocy której erygowano 8 nowych metropolii (Lublin, Przemyśl, Białystok, Olsztyn, Gdańsk, Szczecin – Kamień, Łódź, Częstochowa) oraz 13 diecezji oraz zakończenie unii personalnej między Warszawą i Gnieznem. Wiązały się z tym nominacje ich ordynariuszy oraz rozwiązanie wymagającej szczególnej dyplomacji sprawy prymasostwa: ponieważ kardynał Glemp pozostał przy metropolii warszawskiej, a nie chciano pozbawić go związanego od niemal sześciu stuleci, czyli od początku z Gnieznem tej funkcji, pozostawiono mu ją – ad personam – dodając tytuł kustosza relikwii św. Wojciecha. Nuncjusz uczestniczył od początku (1989 r.) w powołaniu i konsekracji biskupów w Tarnowie (Józef Życiński), ordynariusza polowego Wojska Polskiego (Leszek Sławoj Głódź), Przemyślu (Jan Martyniak – diecezja obrządku grecko-katolickiego), Drohiczynie (Władysław Jędruszuk), Koszalinie (Czesław Domin) oraz sufragana w Tarnowie (Jan Styrna). Szczególnie bogaty pod tym względem był, ze zrozumiałych względów, rok 1992, kiedy nowi pasterze obejmowali po reorganizacji swoje placówki. Początek dał w dniu 5 kwietnia ingres przeniesionego z Włocławka do Gniezna metropolity Henryka Muszyńskiego, opróżnione przez niego miejsce zajął Bronisław Dembowski, zasłużony podczas negocjacji między rządem a opozycją przed 1989 r. Do Szczecina został przeniesiony z diecezji chełmińskiej arcybiskup Marian Przykucki, dalsze ingresy miały 247 Marceli Kosman, Między nuncjaturą a prymasostwem miejsce w Zamościu (Jan Śrutwa), Sandomierzu (Wacław Świeżawski), Bielsku-Białej (Tadeusz Rakoczy), Elblągu (Andrzej Śliwiński), Pelplinie (Jan Szlaga). Nuncjusz też konsekrował biskupów pomocniczych – Stefana Siczka w Radomiu i Jana Chrapka w Drohiczynie. Wszystkie te uroczystości miały miejsce w ciągu zaledwie dwóch miesięcy. Kolejne nominacje następowały systematycznie, choć już nie w takim tempie, do końca pełnienia przez Józefa Kowalczyka obowiązków nuncjusza. Uczestniczył też w smutnych obrzędach pogrzebowych odchodzących ordynariuszy i sufraganów. Co pewien czas przychodziło mu też rozwiązywać trudne sprawy personalne, zwłaszcza te związane z osobami arcybiskupa Juliusza Paetza w Poznaniu i Stanisława Wielgusa w Warszawie. Wówczas i w innych wymagających taktu sytuacjach starał się doprowadzać do kompromisowych rozwiązań. W pełnych emocji czasach nie zabrakło też ataków na jego osobę. Do najgłośniejszych należała prowokacyjna próba pomówienia nuncjusza przez osławionego księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego o współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL. Ostatecznie okazała się ona całkowicie bezpodstawna, podobnie jak wiele innych tego rodzaju oskarżeń. Na zaproszenie biskupów ordynariuszy nuncjusz uczestniczył w różnych uroczystościach na terenie ich diecezji. Zabierał wówczas głos w sprawach nie tylko kościelnych. W pozdrowieniu skierowanym do wiernych podczas mszy z okazji 750-lecia bitwy pod Legnicą dnia 16 czerwca 1991 r. (gospodarzem był metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz) przypomniał słowa Jana Pawła II wypowiedziane zaledwie dwa tygodnie wcześniej w Warszawie o kilkudziesięciu latach zmagań o suwerenną podmiotowość i dodał: „Egzamin w przeszłości był trudny. Zdawaliśmy go, a wynik ogólny przyniósł nam uznanie. Potwierdziliśmy się. Jednakże w tym miejscu nie wolno się zatrzymać. Egzamin z naszej wolności jest przednimi. Wolności nie można tylko posiadać. Trzeba ją stale zdobywać. Zdobywa się ją, czyniąc z niej dobry użytek – czyniąc użytek w prawdzie, bo tylko »prawda czyni wolnymi«. Nasza Ojczyzna znalazła się znowu w szczególnym momencie historycznym, momencie pod wielu względami jedynym i może decydującym [...]. Ja kocham mój naród, nie były mi obojętne jego cierpienia, ograniczenia suwerenności i ucisk – a teraz nie jest mi obojętna ta nowa próba wolności, przed którą wszyscy stoimy”.11 Autorem tych słów mógł być tylko jeden z ponad sześćdziesięciu nuncjuszy apostolskich w Polsce, przy tym reprezentant rodaka stojącego od kilkunastu lat na czele Kościoła powszechnego. Głos rozwagi i odpowiedzialności za losy kraju jest widoczny również w wystąpieniu arcybiskupa Kowalczyka przed katedrą polową Wojska Polskiego w dniu 1 sierpnia tego samego roku, z okazji 47 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie spotkamy tam dywagacji na temat celowości tej walki, bo to kwestia wykraczająca poza sferę teologiczną, natomiast akcent został położony na oddaniu hołdu dla – użyję języka Henryka Sienkiewicza –wielkiej przeszłości i krwi ofiarnej.12 Z racji swej funkcji zaprezentował dnia 24 marca 1992 r. w Gnieźnie podczas specjalnie w tym celu zebranej plenarnej Konferencji Episkopatu nową strukturę organizacyjną Kościoła w Polsce, wprowadzoną bullą Jana Pawła II Totus tubus Poloniae 11 248 12 J. Kowalczyk, Dojrzewanie czasu..., s. 97 n. Ibidem, s. 99 i n. „Tytuł Prymasa Polski, który pozostaje związany z historycznym dziedzictwem, którego znakiem są relikwie św. Wojciecha w archidiecezji gnieźnieńskiej, będzie nadal nosił kardynał Józef Glemp, arcybiskup metropolita warszawski, jako kustosz relikwii św. Wojciecha w Katedrze Gnieźnieńskiej – ustanowiony przez Ojca Świętego. Obowiązkiem kardynała kustosza jest troska o kult relikwii św. Wojciecha i o sarkofag, w którym są przechowywane. Jako kustosz relikwii winien być godnie uhonorowany podczas liturgii sprawowanej w Katedrze Gnieźnieńskiej oraz liturgii związanej z uroczystościami św. Wojciecha. Tytuł ten w niczym nie ogranicza władzy jurysdykcyjnej nowego arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego pozostałych arcybiskupów metropolitów w Polsce”.13 Filozofia populus. W obszernym wystąpieniu poinformował m.in. o rozwiązaniu dawnej unii aeque principaliter archidiecezji gnieźnieńskiej i poznańskiej oraz istniejącej od ponad pół wieku unii ad personam archidiecezji gnieźnieńskiej i warszawskiej. Wyjaśnił też delikatną sprawę prymatu w Kościele polskim: Elegancko, krótko i precyzyjnie została przedstawiona sprawa dalszego związku Józefa Glempa z jego macierzystą archidiecezją. Odtąd on nie ingerował w jej wewnętrzne sprawy, natomiast był z pełnym respektem traktowany jako kardynał–kustosz. Nowy metropolita Henryk Muszyński pozostawił mu w archikatedrze gnieźnieńskiej tron biskupi, sam natomiast zasiadał na drugim, ustawionym po swoim ingresie. Można było się jednak spodziewać, że taka sytuacja ma charakter tymczasowy czyli ad personam. Kiedy spoglądamy na 21-letnią nuncjaturę arcybiskupa Józefa Kowalczyka, nieodparcie nasuwa się porównanie z czasami kardynała Stefana Wyszyńskiego. Powoli bowiem przejmował on historyczne funkcje prymasa, od samego początku swojej misji w Warszawie, a więc znacznie wcześniej zanim odbył ingres do Gniezna. Przez te lata najstarszą metropolię przygotowywał do powrotu prymasowstwa Henryk Muszyński. Rzecz jasna w tym czasie następowały zasadnicze zmiany kompetencyjne – zupełnie inaczej przedstawiała się rola prymasa przed 1981 r. i na początku XXI wieku. Wydaje się jednak, że dotychczasowy nuncjusz zachowa szczególną pozycję w polskim Kościele nie tylko jako członek ścisłego kierownictwa Konferencji Episkopatu, ale też jako rzeczywisty jego kierownik w ostatnich dwu dekadach i ten, który uczestniczył w powoływaniu wszystkich obecnych biskupów diecezjalnych. Podobnie jak niegdyś w ciągu trzech dekad Prymas Tysiąclecia. Inna też będzie nieco niż za jego urzędowania rola następcy, arcybiskupa Celestina Migliore, który przez trzy lata po przybyciu do Warszawy pierwszego po latach przerwy nuncjusza pracował w Polsce u jego boku. W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” (15–16 V 2010 r.) na miesiąc na miesiąc przed ingresem na pytanie „czym jest dobra polityka” – nowy prymas tak odpowiedział: „To umiejętność budowania kompromisów, a nie walka i wyszukiwanie przeszłych błędów przeciwnika. Z tej drogi musi Polska zejść, bo to doprowadzi do anarchii. Warto nauczyć się robić codzienny rachunek sumienia. To nie żadna »klerykalizacja«: jeśli komuś nie odpowiada sformułowanie »rachunek sumienia«, niech zastąpi je »rozliczeniem wewnętrznym«. Chodzi o to, żeby umieć 13 Ibidem, s. 128. 249 nazwać, co w moim zachowaniu było naganne. Ja też nie wstydzę się przyznać sam przed sobą, jeśli zdarzy mi się powiedzieć coś w emocjach, czego później żałuję”. To głos z tysiącletniego Gniezna... Tam też – jak poinformował „Tygodnik Powszechny” (nr 4 z 2012 r., s. 18) w dziale Kronika, w prymasowskiej katedrze dnia 14 stycznia jej gospodarz obchodził półwiecze otrzymania święceń kapłańskich i przy tej okazji przypomniał słowa ojca duchownego w olsztyńskim seminarium na początku konferencji z klerykami: Cur venisti? (Po coś przyszedł), które na trwałe pozostało w jego pamięci, tak je bowiem teraz skomentował: „To było mocne i zaskakujące pytanie, które pamiętamy i na które dawaliśmy odpowiedź przez całe pięćdziesiąt lat przeżytych w kapłaństwie”. Marceli Kosman, Między nuncjaturą a prymasostwem Z pewnością zastanawiał się nad nim jeden z ówczesnych słuchaczy, któremu dane było osiągnąć wyjątkowo w historii dwa najwyższe stanowiska w polskim Kościele, nuncjusza papieskiego oraz prymasa. Z tej samej okazji – a także dla upamiętnienia 20-lecia wprowadzenia przez Jana Pawła II nowej organizacji terytorialnej Kościoła w Polsce biskupi z całego kraju złożyli mu piękny dar – obszerną księgę jubileuszową, poprzedzoną pismami gratulacyjnymi papieża Benedykta XVI i prezydenta Rzeczypospolitej Bronisława Komorowskiego, która stanowi niezastąpione źródło do dziejów 21-letniej nuncjatury. Uczestniczą w niej autorsko biskupi ordynariusze wraz ze współpracownikami, a także seniorzy, następca na stanowisku nuncjusza i poprzednik na metropolii gnieźnieńskiej i prymas senior, Henryk Muszyński, który wnikliwie nakreślił rolę tego stanowiska w rozwoju historycznym oraz po ogłoszeniu bulli papieskiej z 1992 r. W pięknej rozprawie zaprezentował miejsce prymasostwa we współczesnej strukturze Kościoła polskiego, zakończył zaś syntetycznym zaprezentowaniem dokonań swego następcy w Gnieźnie na stanowisku wieloletniego nuncjusza papieskiego (był w tym względzie absolutnym rekordzistą!): 250 „Jego szczególne osobiste doświadczenie, rozległe kontakty na różnych płaszczyznach w Polsce i a granicą, a także bogata osobowość, przymioty umysłu i serca pozwalają przyjąć, że będzie potrafił jak najgodniej wypełniać posługę prymasa i nadać tej godności kształt, który dobrze przysłuży się Kościołowi, Polsce i Polakom w Ojczyźnie i za granicą”.14 Nieco wcześniej autor przypomniał, że prymas obok kardynałów diecezjalnych jest jedynym niewybieralnym członkiem Rady Stałej Episkopatu, a w procedencji członków jego Konferencji plenarnej jest wymieniany na pierwszym miejscu, nawet przed kardynałami.15 14 H. Muszyński, Rola prymasa Polski przed i po ogłoszeniu bulli „Totus Tuus Poloniae populus”, [w:] Progrediamur opportet In spe. 20-lecie bulli Jana Pawła II Totus Tubus Poloniae populus. Księga Jubileuszowa dedykowana Jego Ekscelencji Arcybiskupowi Józefowi Kowalczykowi Metropolicie Gnieźnieńskiemu Prymasowi Polski z okazji Złotego Jubileuszu Kapłaństwa, Warszawa 2012, s. 44–53. 15 Ibidem, s. 51. ks. Stanisław Kowalczyk Katolicki Uniwersytet Lubelski Filozofia Koncepcja reizmu Tadeusza Kotarbińskiego Tadeusz Kotarbiński (1886–1981) należy do najwybitniejszych myślicieli polskich XX wieku. Przedmiotem jego zainteresowań, refleksji i opublikowanych dzieł były głównie: metodologia, logika, filozofia teoretyczna, etyka, pedagogika i prakseologia.1 Na szczególną uwagę zasługują jego prace książkowe: Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk (Lwów 1929, Warszawa 19612, 19863); Traktat o dobrej robocie (Łódź 1955, Wrocław 19827); Wybór pism (t. I: Myśli o działaniu, Warszawa 1957; t. II: Myśli o myśleniu, Warszawa 1958); Medytacje o życiu godziwym (Warszawa 1966, 19865). W dzieje polskiej i światowej nauki wpisał się głównie poprzez: filozoficzną koncepcję reizmu, etykę „spolegliwego opiekuństwa” niezależną od religii i metafizyki oraz prakseologię. Przedmiotem dalszych rozważań będzie teoria reizmu semantycznego i reizmu ontologicznego prof. Tadeusza Kotarbińskiego, która jest jedną z form naturalistyczno-materialistycznej wizji rzeczywistości.2 Eksplikacja teorii reizmu wymaga odwołania się do tej koncepcji filozofii szkoły lwowsko-warszawskiej zainicjowanej przez Kazimierza Twardowskiego, która główny cel refleksji filozoficznej upatrywała w analizie języka naukowego. Poglądy Kotarbińskiego na filozofię uległy pewnym zmianom. W roku 1921 opublikował artykuł O potrzebie zaniechania wyrazów „filozofia”, „filozoficzny”, „filozof ” itp., w którym za neopozytywizmem proponował „rozparcelowanie” filozofii pomiędzy nauki szczegółowe.3 Później w miejsce likwidacji filozofii proponował jej unaukowienie, mianowicie „filozofię nauki” rozumiał jako „ogólną krytykę metodologiczną nauki”.4 Filozofia byłaby więc rodzajem encyklopedycznego i metodologicznego wprowadzenia do różnych dyscyplin naukowych. Ostatecznie Kotarbiński akceptował nawet termin „metafizyka”, charakteryzując ją jako „dyscyplinę, mającą za przedmiot całość wszechświata i to, co wspólne wszystkim rzeczywistym podmiotom i obiektom”.5 Było to empiryzująco-scjentystyczne rozumienie filozofii, charakterystyczne dla neopozytywizmu. Jej integralnym elementem była teoria reizmu występującego w dwu formach, jako reizm semantyczny i ontologiczny. Punktem wyjścia był reizm semantyczny, którego podstawą było pragnienie wyeliminowania pseudoproblemów i formułowanie w języku naukowym jedynie sądów zasadnych. J. Woleński, Kotarbiński, Warszawa 1990. Idem, Kotarbiński. Logic, Semantics and Ontology, Dordrecht 1990. 3 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II, Warszawa 1958, s. 435–445 4 Idem, Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, Wrocław–Warszawa–Kraków 1961, s. 453. 5 Ibidem, s. 596. 1 2 251 ks. Stanisław Kowalczyk, Koncepcja reizmu Tadeusza Kotarbińskiego „Reistą nazwiemy – pisał omawiany uczony – tego, kto tak interpretuje mowę zwykłą, iż wszelka nazwa z wyglądu, oznaczająca rzekomo przedmiot innej kategorii niż kategoria rzeczy, jest dlań nazwą pozorną. W szczególności pozornymi będą wszelkie tak zwane nazwy cech, stosunków, dyspozycji, treści lub zdań”.6 252 Zwolennik semantycznego reizmu jest „wyznawcą doktryny, iż spośród wszystkich kategorii nazw tylko kategoria nazw rzeczy (czyli nazw ciał) zawiera nazwy rzeczywiste, wszystkie zaś pozostałe kategorie nazw obejmują wyłącznie nazwy pozorne, obecne tylko we zwrotach zastępczych”.7 Sensowne nazwy rzeczownikowe i przymiotnikowe wskazują na konkretne desygnaty, tj. osoby czy rzeczy będące ciałami dostrzeżonymi poprzez zmysłowe poznanie człowieka. Wszelkie inne nazwy nie są ani prawdziwe ani fałszywe, pozbawione są jakiegokolwiek sensu. W języku potocznym mówi się np. o właściwościach, relacjach, treściach, procesach, faktach itp., lecz zdania zawierające powyższe wyrażenia są sprowadzane do wypowiedzi koncentrujących się na nazwach konkretnych. Tak np. zdanie „twardość skały” oznacza, że „skała jest twarda”. Reistyczna interpretacja języka nie ogranicza się wyłącznie do postulatu semantycznej precyzji i ścisłości, lecz zakłada nominalizm. Kotarbiński wyraźnie to potwierdza, podważając prawdziwość i nawet sensowność powszechników.8 Semantyczny reizm łączy on z tzw. realizmem radykalnym, który kwestionuje zasadność dotychczas przyjmowanych form realizmu: naiwnego, krytycznego i epistemologicznego fenomenalizmu.9 Naczelną tezą realizmu radykalnego jest twierdzenie, że „nie istnieją treści”.10 Nie istnieją więc: jakości zmysłowe, treści związane z kategorią gatunku czy klasy, relacje, właściwości itd. Tak rozumiany realizm radykalny jest powiązany z monistycznym rozumieniem rzeczywistości, a więc z materializmem. W powyższej interpretacji są realnymi jedynie konkretne rzeczy materialne, tj. ciała. Między poznającym podmiotem a poznawanym przedmiotem zachodzi jedynie różnica numeryczna, a nie jakościowa. Reizm semantyczny i realizm radykalny łączy się logicznie z nurtem monizmu materialistycznego. Prof. Kotarbiński z punktu widzenia semantycznego reizmu interpretował problem prawdy. Teoretyczne akceptował arystotelesowską definicję prawdy gnozeologicznej, lecz uważał ją za metaforę.11 Prawda w ujęciu klasycznym jest zgodnością ludzkiego poznania z obiektywnym stanem rzeczy. Jeżeli jednak kwestionuje się istnienie „treści poznawczych”, to pojęcie obiektywnej prawdy ulega zakwestionowaniu. Omawiany myśliciel negował istnienie uniwersalnego kryterium prawdy, proponując w zamian kryteria cząstkowe, np. intuicyjne, sytuacyjne czy strukturalne. Logicznym wnioskiem powyższego rozumienia prawdy jest opowiedzenie się za umiarkowanym sceptycyz mem.12 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II, s. 75. Ibidem, s. 90–91. 8 T. Kotarbiński, Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, s. 373. 9 Ibidem, s. 90–111. 10 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II, s. 97. 11 Idem, Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, s. 133 nn, 140–147. 12 Ibidem, s. 136 nn. 6 7 Filozofia Teorie semantycznego reizmu i radykalnego realizmu są inspirowane pragnieniem uściślenia języka naukowo-filozoficznego. Kotarbiński nawiązywał do filozofii Arystotelesa, a zwłaszcza do Franciszka Brentany. Stagiryta przyjmował istnienie substancji, przypadłości (cech, relacji, jakości) i zasadność pojęcia gatunku, teoria semantycznego reizmu uznaje sensowność jedynie nazw, których desygnatami są rzeczy – ciała materialne. Brentano był także zwolennikiem reizmu, ale uznawał istnienie bytów jednostkowych zarówno materialnych, jak i duchowych (Boga, ludzkiej duszy). Reizm semantyczny polskiego uczonego implikował materialistyczny monizm. Wiele elementów reizmu semantycznego i radykalnego realizmu Kotarbińskiego budzi wątpliwości oraz zastrzeżenia.13 Arbitralne jest twierdzenie, że jedynie sensownymi są nazwy konkretne sprowadzające się do jedynej kategorii semantycznej. Tego rodzaju postulat jest niezgodny z duchem języka potocznego, w którym – obok nazw rzeczownikowych i przymiotnikowych – znajdują się również inne wyrażenia, np. przysłówki, okoliczniki miejsca i czasu, liczebniki. W języku polskim termin „jest” posiada różne znaczenia, nie ma więc adekwatnej racji przemawiającej za jego stosowaniem w myśl propozycji reizmu semantycznego. Wątpliwości budzi również twierdzenie, że sama precyzja językowa jest wystarczająca dla rozwiązania trudnych problemów filozoficznych. Jest to złudzenie zwolenników neopozytywizmu i teorii konwencjonalizmu, których wpływ jest dostrzegalny u Kotarbińskiego. Analiza języka nie zastąpi badania rzeczywistości, gdyż język pełni rolę wtórną i instrumentalną w nauce. Spór między realizmem a idealizmem, podobnie jak między materializmem a personalizmem i spirytualizmem, nie da się rozstrzygnąć wyłącznie na płaszczyźnie lingwistycznej, tj. przez dobór właściwej semantyki. Innym poważnym mankamentem realizmu radykalnego jest odrzucenie sensowności uniwersaliów, mianowicie pojęć ogólnych, bez których nie są możliwe nauki przyrodnicze, humanistyczne i filozofia. Nominalistyczna interpretacja powszechników podważa pośrednio fakt istotnej różnicy, jaka zachodzi pomiędzy poznaniem zmysłowym i umysłowym człowieka. Sprowadzenie całej rzeczywistości do świata rzeczy konkretno-cielesnych ignoruje bogaty świat ludzkiej psychiki i jej wytworów. Epistemologiczny monizm radykalnego realizmu jest w gruncie rzeczy akceptacją materializmu mechanistycznego. Tadeusz Kotarbiński jest najbardziej znany w filozofii polskiej i światowej jako zwolennik reizmu ontologicznego. Oto jego podstawowe tezy: „1. Wszelki przedmiot jest rzeczą. 2. Żaden przedmiot nie jest cechą, stosunkiem, zdarzeniem ani w ogóle żadnym z rzekomych przedmiotów, należących rzekomo do którejkolwiek z innych kategorii ontologicznych niż kategoria rzeczy”.14 W myśl reizmu ontologicznego nie istnieją realnie właściwości rzeczy, relacje czasowo-przestrzenne, negatywne określenia ani „przebiegi psychiczne i treści umysłu”.15 W języku potocznym obok nazw rzeczownikowych używane są także inne nazwy, dla 13 K. Ajdukiewicz, „Elementy teorii poznania” Tadeusza Kotarbińskiego, [w:] T. Kotarbiński, Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, s. 610–615. 14 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II, s. 104–105. 15 Ibidem, s. 36. Por. s. 7–39. 253 zwolenników reizmu mają to być jedynie zastępcze skróty czy nawet terminy pozbawione sensu. Ontologiczny reizm prof. Kotarbińskiego jest zarazem somatyzmem, tj. doktryną, według której każda rzecz – przedmiot posiada charakter materialny. Osoba ludzka także ma być tylko rzeczą materialną. Reizm ontologiczny częściej określa się mianem pansomatyzmu (gr. soma – ciało, pan – wszystko), zgodnie z którym każda rzecz jest materialnym ciałem. Teoria pansomatyzmu obejmuje zarówno przyrodę, jak i świat człowieka. Zdaniem Kotarbińskiego: ks. Stanisław Kowalczyk, Koncepcja reizmu Tadeusza Kotarbińskiego „[...] konsekwentny pansomatysta zwalcza wreszcie spirytualizm, rozumiany jako uznawanie dusz różnych od ciał. Stawia dylemat: albo dusz nie ma, albo są one tożsame z pewnymi ciałami. Tu podeszliśmy do materializmu w sensie somatyzmu psychologicznego, czyli doktryny, że wszelka dusza jest ciałem”.16 254 W proponowanej interpretacji specyficzna natura człowieka została zakwestionowana , ponieważ dusza ludzka jest utożsamiana z ciałem względnie jego elementami: mózgiem czy systemem nerwowym. Tożsamość teorii pansomatyzmu z materializmem potwierdza inna wypowiedź myśliciela. „Ludzie, zwierzęta , rośliny, drobnoustroje , ciała martwe, pole magnetyczne” to „przedmioty cielesne”.17 Antropologiczny dualizm kwestionował Kotarbiński odwołując się do kilku argumentów. Przede wszystkim podważał naukowy walor introspekcji w badaniach psychologicznych. Wszelkie procesy psychiczne człowieka interpretował jako „przebieg ciał – organizmów naszych”.18 Taka eksplikacja natury ludzkiej jest echem materializmu mechanicznego, który negował jakościową różnicę między procesami fizyko-chemicznymi, biologicznymi, i psychiczno-umysłowymi. Zakwestionowana została także klasyczna argumentacja za niematerialnością duszy ludzkiej. Wypowiedzi tego typu „Jan myśli, Jan odczuwa, decyduje” itp. polski zwolennik ontologicznego reizmu interpretował jako: system nerwowy Jana reaguje w taki czy inny sposób.19 Psychologia została zredukowana do fizjologii, proces psychiczny człowieka jest identyfikowany z procesem fizjologiczno-neurologicznym. Z tego względu metodę introspekcji należy zastąpić metodą ektrospekcji analizując doświadczenie zewnętrzne człowieka. W zakończeniu swych rozważań prowadzonych w duchu ontologicznego reizmu Kotarbiński konkluduje: „Dla nas substancja jest to ciało. Substancja duchowa jest to dla nas ciało obdarzone życiem psychicznym, ciało uduchowione, ciało psychiczne. Jeżeli duszę nazywamy substancją duchową, w takim razie – wierzymy mocno – »dusza« istnieje i jest ona identyczna z ciałem”.20 Tadeusz Kotarbiński identyfikując reizm z pansomatyzmem, niewątpliwie opowiedział się za materialistycznym monizmem. Nie oznacza to jednak, aby solidaryzował Ibidem, s. 91–92. Ibidem, s. 161. 18 Ibidem, s. 37. 19 Ibidem, s. 53–55, 160 nn. 20 Ibidem, s. 56. Zob. s. 161–182. 16 17 Filozofia się on całkowicie z innymi formami materializmu w eseju Analiza materializmu z rezerwą ustosunkował się do twierdzenia „Wszystko jest materią”, głównie ze względu na wieloznaczność pojęcia materii.21 Rozróżnił kilka form materializmu: transcendentny, pansomatyzm, pankinetyzm, materializm mechaniczny i genetyczny. W pis mach okresu międzywojennego omawianego autora brakło wyróżnienia materializmu dialektyczno-marksistowskiego, pisał o nim dopiero po drugiej wojnie światowej. Expressis verbis nie akceptował jego podstawowych paradygmatów, ale uznawał jego walory humanistyczne i psychologiczne zachęcając do studiowania go.22 Dialektykę marksizmu ocenił krytycznie, widząc w niej reakcję na naiwne mity idealistycznej historiozofii marksistowskiej. W zakończeniu prezentacji reizmu Kotarbińskiego należy odnotować jego pogląd, że reizm lepiej rozumieć „nie ontologicznie, lecz raczej semantycznie”.23 Sformułowanie to nie jest wycofaniem się z teorii pansomatyzmu, lecz tylko pewną zmianą akcentów. Krytyczna ocena reizmu była przeprowadzona z różnych punktów widzenia.24 Oceniając go można uwzględnić różne aspekty: semantyczny, filozoficzny i logikę wewnętrznosystemową. W aspekcie semantycznym trafną ocenę reizmu przeprowadził Kazimierz Ajdukiewicz, zdaniem którego język reizmu jest niezbyt ubogi dla wyrażenia jakiegokolwiek światopoglądu. „Reista sądzi coś o rzeczywistości, czego powiedzieć z sensem nie może”.25 Zwolennik pansomatyzmu sugeruje, że cała rzeczywistość obejmuje wyłącznie materialne ciała. Stwierdzenie to jest absurdalne w oderwaniu od poznania umysłowego, form myślenia dyskursywnego i języka, a przecież konsekwentny reizm przeczy istnieniu tego wszystkiego traktując je jako logiczne hipotezy. Ubóstwo języka reistycznego jest szczególnie jaskrawe na terenie nauk psychologicznych i humanistycznych. Kotarbiński reizm ontologiczny opiera na reizmie semantycznym. Ten ostatni jest istotnym ograniczeniem języka filozofii Arystotelesa. „W języku Kotarbińskiego mamy poza kategoriami funktorów i kategorią zdań jedną tylko kategorię nazw. W języku Arystotelesa prócz kategorii funktorów i kategorii zdań mamy co najmniej dwie różne kategorie semantyczne nazw: kategorie nazw, nadających się na podmioty, i kategorie nazw, nadających się na orzeczniki”.26 Prof. Kotarbiński kwestionuje sensowność powszechników, uważając je za wyrażenia pozbawione sensu. Rzeczywiście w języku reistycznym powszechnik (np. pojęcie człowieka) jest nonsensem, ale język arystotelesowski jest znacznie bogatszy. Zawiera on między innymi dwa znaczenia terminu „istnieje”, mianowicie pojęcie istnienia może być rozumiane jako: Ibidem, s. 69–96. T. Kotarbiński, Sprawność i błąd, Warszawa 1960, s. 28 nn. 23 Idem, Wybór pism, t. I, Warszaw 1957, s. 10. 24 W. Gołembski, Krytyka reizmu, „Kwartalnik Filozoficzny” 1930, s. 3, s. 255–274; K. Ajdukiewicz, W sprawie „uniwersaliów”, „Przegląd Filozoficzny” 1934, s. 219–234: B. Baczko, O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych T. Kotarbińskiego, Warszawa 1951. 25 K. Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, Warszawa 1960, s. 85. 26 Ibidem, s. 200. 21 22 255 ks. Stanisław Kowalczyk, Koncepcja reizmu Tadeusza Kotarbińskiego „[...] funktor zdaniotwórczy od nazwy podmiotowej oraz jako funktor zdaniotwórczy od nazwy orzecznikowej. […] Wydaje się, że w języku Arystotelesa prawdą jest zdanie »człowiek jest gatunkiem«, a więc będzie też prawdą zdanie »universale istnieje«”.27 256 Sens pojęć uniwersalnych należy ujmować w kontekście całej epistemologii, między innymi w połączeniu z zagadnieniem realizmu, prawdy i jej kryteriów.28 Autor pracy Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk zupełnie dowolnie przeprowadził redukcję kategorii ontologicznych – ograniczając je do kategorii nazw rzeczy, dlatego doszedł do konkluzji reistycznej. Zafascynował się nadmiernie metodą aksjomatyzacji, którą pragnął zastosować na terenie filozofii. Jego celem było uwolnienie się od wieloznaczności terminologii filozoficznej i jasne sformułowanie problemów, zamierzenie to jest wykonalne tylko do pewnego stopnia. Język filozofii zawsze będzie się różnił od jednoznacznej terminologii nauk formalnych, gdyż jest językiem analogicznym. Prof. Ajdukiewicz zwrócił także uwagę na elementy konwencjonalizmu tkwiące w reizmie ontologicznym. Reguły ontologii S. Leśniewskiego i reguły mowy potocznej, do których odwoływał się Kotarbiński, są nie wystarczające dla uzasadnienia pansomatyzmu. Nie pozwalają one zasadnie rozstrzygnąć pytania: czy każdy przedmiot jest rzeczą. Odpowiedź może być dana bądź na drodze doświadczenia empirycznego, bądź przez wzbogacenie reguł języka. Przy obecnym stanie wiedzy „teza reistyczna »każdy przedmiot jest rzeczą« jest równie złą metafizyką, jak twierdzenie »istotą świata jest wola« lub itp., gdyż jest twierdzeniem, którego ani uzasadnić nie można, ani obalić”.29 Reizm jest więc stanowiskiem apriorycznie przyjętym, albo też sprawą konwencji. Nie posiada on uzasadnienia ani dedukcyjnego (z czego bowiem wynika?), ani empirycznego (wykracza bowiem poza przedmiot i metody stosowane w naukach przyrodniczych). Jest to rodzaj dogmatyzmu logistyczno-lingwistycznego, dekretujący dowolnie o problemach filozoficznych w imię subiektywnie pojmowanej ścisłości. Reizm jest nie do przyjęcia również z punktu widzenia realistycznej metafizyki. Jest on lingwistycznie zbyt ubogi, dając zdeformowany obraz świata. Podważa on sensowność kategorii zmian, jakości, relacji itp., które są przecież realnymi aspektami bytów materialnych i osób posiadających życie psychiczno-umysłowe. Kotarbiński w swych pismach także nie mógł obyć się bez wielu kwestionowanych przez siebie kategorii nazw, tak np. pisał o „splocie rzeczy”, „życiu psychicznym”, „sumieniu”, „doznaniach”.30 Na bazie jego reistycznej filozofii byłyby to jedynie hipostazy językowe. Nieporadność semantyki reistycznej jest szczególnie widoczna przy analizie natury ludzkiej. Trudno zinterpretować wiele wypowiedzi Kotarbińskiego. Raz pisał on, że „dusza jest ciałem”, a innym razem „dusza jest ciałem psychicznym, uduchowionym”. Jak to wyjaśnić? Czy byłby to rodzaj panpsychizmu, pararelizmu, czy też akceptacja materializmu mechanicznego? Jeżeli dusza jest realnie i całkowicie tożsama z ciałem będącym substancją materialno-rozciągłą, to wyraźnie „ciało uduchowione” jest tautologią (trudno sensownie mówić „ciało jest cielesne”). Jeśli natomiast życie Ibidem, s. 204–205. W. Gołembski, Krytyka reizmu, „Kwartalnik Filozoficzny” 1930, s. 258–270. 29 K. Ajdukiewicz, Język i metoda, t. I, s. 208. 30 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. II. s. 95 nn, 179 nn. 27 28 T. Kotarbiński, Sprawy sumienia, Warszawa 1956; idem, Medytacje o życiu godziwym, Warszawa 1967. 31 Filozofia psychiczno-umysłowe intelektu i wolnej woli jest fenomenem różnym od procesów fizjologicznych, to teza „wszelka dusza jest ciałem” jest fałszywa. W wypowiedziach Kotarbińskiego dostrzegalne jest wahanie między antropologią monistyczno-materialistyczną a uznaniem niematerialnego profilu ludzkiej psychiki (a więc i duszy). Najczęściej kwestionował on odrębność ontologicznego życia psychicznego człowieka, traktując je jako przejaw energii biologiczno-neurologicznych. Konsekwentny reizm ontologiczny utożsamiany z pansomatyzmem powraca do paradygmatów materializmu mechanicznego. Prof. Kotarbiński mówił o potrzebie psychologii, lecz w wyniku reistycznej interpretacji natury ludzkiej faktycznie podważał sensowność nauk psychologicznych i humanistycznych. Język pansomatyzmu jest nieadekwatny dla obiektywno-integralnego opisu osoby ludzkiej, której istotnymi współelementami są: życie psychiczne intelektu, woli, sumienia, wyższych uczuć, potrzeba prawdy, dobra, sprawiedliwości, miłości, ofiarności itp. Twórca teorii reizmu i pansomatyzmu był równocześnie głosicielem etyki odwołującej się do sumienia, ale niezależnej od idei Boga i metafizyki.31 Pojęcie sumienia implikuje jednak istnienie wolnej woli i wewnętrzną autonomię człowieka jako osoby, co jest nie do przejęcia dla logicznie myślącego i konsekwentnego zwolennika pansomatyzmu będącego formą materializmu. Tadeusz Kotarbiński był niewątpliwie humanistą uznającym potrzebę etyki w życiu człowieka i społeczności, lecz jego metafizyka reizmu – pansomatyzmu nie zapewnia racjonalnych podstaw dla uznania godności człowieka, etyki, norm moralnych, humanizmu i wartości personalnych. O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera Marek Maciejewski Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera Uniwersytet Wrocławski 258 W świetle bezmiaru krzywd doznanych przez Żydów z rąk niemieckich nazistów, a zwłaszcza ze względu na Holocaust truizmem wydaje się teza o szczególnej roli antysemityzmu w ideologii Hitlera i opartej na niej jego złowrogiej działalności politycznej. Choć na ten temat powstało już mnóstwo opracowań naukowych i wciąż przybywają nowe publikacje, warto jednak raz jeszcze odnieść się do rzeczonej problematyki. Antysemityzm oraz ksenofobia czy rasizm nie przeszły bowiem do historii wraz ze śmiercią przywódcy Trzeciej Rzeszy i upadkiem państwa nazistowskiego. Wciąż dają one o sobie znać w różnych miejscach kuli ziemskiej, przejawiając się m.in. w propagandzie i działalności rozmaitych ugrupowań neonazistowskich, które nierzadko wprost odwołują się do „duchowej” spuścizny po Hitlerze. W każdym razie groźba kolejnego ludobójstwa – może niekoniecznie dokonanego ponownie na Żydach, lecz na innych narodach czy grupach etnicznych – wcale nie wydaje się nierealna. Na wstępie tego artykułu pragnę zaznaczyć, że jego przedmiot stanowią nie wszystkie przejawy i aspekty antysemickiej ideologii Hitlera, lecz tylko niektóre uwarunkowania tej doktryny i jej elementy kształtujące się w okresie republiki weimarskiej, gdy rozwijały się również pozostałe składniki światopoglądu wodza nazistów.1 Po objęciu przez niego urzędu kanclerza Rzeszy założenia ideologii politycznej i społecznej Hitlera (antydemokratyzm, antyliberalizm, totalitaryzm, rasizm, nacjonalizm, szowinizm, imperializm) nie uległy w porównaniu z okresem sprzed 1933 r. żadnym zasadniczym przeobrażeniom, choć zapewne zostały jeszcze bardziej rozbudowane. Powyższe twierdzenie odnosi się w znacznej mierze także do jego antysemityzmu. Tak w okresie republiki weimarskiej, jak i w okresie Trzeciej Rzeszy antysemityzm stanowił jeden z głównych składników światopoglądu Hitlera, jeśli nie podstawowy i najważniejszy element doktryny przywódcy NSDAP. Na temat szczególnego znaczenia antysemityzmu i w ideologii, i w działalności politycznej Hitlera panuje wśród autorów naukowych rozpraw na ogół zgodność opinii.2 Przytłaczająca większość ba1 Świadomie posługuję się zamiennie określeniami „ideologia”, „doktryna” i „światopogląd” w odniesieniu do politycznych zapatrywań Hitlera, choć nie są one tożsame ze sobą, a w dodatku najbardziej adekwatne w tym przypadku wydaje się pojęcie światopoglądu, którym posłużył się E. Jäckel (Hitlera pogląd na świat, Warszawa 1974). W literaturze przedmiotu panuje pod tym względem pewna dowolność terminologiczna. 2 Por. m.in. A. Bullock, Hitler. Studium tyranii, Warszawa 1974, s. 47; E. Davidson, Wie war Hitler möglich?: Der Nährboden einer Diktatur, Dusseldorf–Wien 1980, s. 22; S. Haffner, Anmerkungen zu Hitler, München 1978, s. 104; W. Hofer, Stufen der Judenvernichtung im Dritten Reich 1933–1939, [w:] Antisemitismus. Von der Judenfeindschaft zum Holocaust, hrsg. von H. A. Strauss und N. Kampe, Bonn 1984, s. 175; W. Jochmann, Die Funktion des Antisemitismus in der Weimarer Republik, [w:] Antisemitismus. Von religiöser Judenfeindschaft zur Rassenide- ologie, hrsg. von G. Brakelmann und M. Rosowski, Göttingen 1989, s. 171–172; J. P. Stern, Hitler. Der Führer und das Volk, München 1978, s. 18; J. Toland, Adolf Hitler, Würzburg 1977, s. 145; W. Wippermann, Der konsequente Wahn. Ideologie und Politik Adolf Hitlers, Gütersloh–München 1989, s. 108. Z nowszych opracowań zob. M. Ferrari Zumbini, Die Wurzeln des Bösen. Gründerjahre des Antisemitismus: von der Bismarckzeit zu Hitler, Frankfurt a. M. 2003, s. 46 i n.; H. Junginger, Die Verwissenschaftlichung der „Judenfrage” im Nationalsozialismus, Darmstadt 2011, s. 143 i n.; F. R. Nicosia, Zionism and Anti-semitism in Nazi Germany, Cambridge 2008, s. 67 i n.; R. Vistrits, Hitler and the Holocaust, New York 2001, s. 36 i n.; O. Weinberger, Geistesgeschichtliche und philosophische Voraussetzungen für Hitlers radikalen Antisemitismus, „Geschichte und Gegenwart” 1988, nr 7, s. 313 i n.; A. Wolff-Powęska, A bliźniego swego… Kościoły w Niemczech wobec problemu żydowskiego, Poznań 2003, s. 32 i n.; E.-M. Ziege, Mythische Kohärenz. Diskursanalyse des völkischen Antisemitismus, Konstanz 2002, s. 68 i n. 3 P. Johnson, Historia Żydów, Kraków 1993, s. 502. Zob. też W. Jochmann, Gesellschaftskrise unii Judenfeindschaft in Deutschland 1870–1945, Hamburg 1988, s. 347 i n.; F. L. Carsten, Faschismus in Österreich. Von Schönerer zu Hitler, München 1977, s. 27; L. Poliakov, Geschichte des Antisemitismus, t. 2, Worms 1988, passim; H. Greive, Geschichte des modernen Antisemitismus in Deutschland, Darmstadt 1983, passim; B. Hamann, Wiedeń Hitlera. Lata nauki pewnego dyktatora, Warszawa 1999, s. 301 i n. 4 Por. N. Cohn, Die Protokolle der Weisen von Zion. Der Mythos von der jüdischen Weltverschwörung, Berlin 1969, s. 11 i in.; J. Tazbir, Protokoły Mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat, Warszawa 1992, s. 66 i n. 5 Hitler był wtedy leczony przez neuropsychiatrę E. R. Forstera i to on miał w nim jeszcze bardziej zaszczepić nienawiść do Żydów. R. Binion, Hitler among the Germans, New York 1976, s. 72. Por. też D. Lewis, Człowiek, Filozofia daczy uważa, że w antysemityzmie wyrażał się niemal cały światopogląd przywódcy narodowych socjalistów, który opierał się na przyjętej przez niego koncepcji procesu historycznego jako przejawu nieustannej walki między poszczególnymi jednostkami, narodami i rasami. Według brytyjskiego historyka Paula Johnsona drugą charakterys tyczną cechą antysemityzmu Hitlera, odwołującego się do prymitywnej interpretacji teorii Darwina, było połączenie ze sobą dwóch odmian antysemityzmu: austriackiego i niemieckiego.3 Z tego pierwszego nurtu myśli politycznej, bujnie rozwijającego się jeszcze przed I wojną światową, Hitler miał zaczerpnąć nienawiść do tzw. Ostjuden, która już podczas jego pobytu w Wiedniu (1906–1913) przerodziła się – jak utrzymuje m.in. inny wybitny historyk brytyjski Alan Bullock – w antysemityzm o podłożu seksualnym. Z niemieckiej odmiany antysemityzmu, kształtującego się jako ideologia polityczna od około połowy XIX w., przejął Hitler natomiast skłonność do utożsamiania tzw. kwestii żydowskiej (Judenfrage) z bolszewizmem, szerzej zaś z internacjo nalizmem oraz antyżydowską wykładnię Protokołów Mędrców Syjonu. Choć rzekome tajne postanowienia I Kongresu Syjonistycznego w Bazylei (1897) w sprawie zapewnienia Żydom hegemonii w świecie okazały się ostatecznie apokryfem, to jednak przez wiele lat stanowiły jedną z ważniejszych inspiracji antysemityzmu, nie tylko zresztą w Niemczech.4 Wprawdzie uczeni z różnych państw na ogół podobnie oceniają szczególną rolę antysemityzmu w ideologii Hitlera, nie są jednak zupełnie zgodni ze sobą co do genezy tego podstawowego składnika światopoglądu przywódcy nazistów. Niektórzy autorzy upatrują źródeł antysemityzmu Hitlera w jego własnej psychice. W opartej niewątpliwie na spekulacjach opinii Rudolfa Biniona i Davida Lewisa istniał związek między pogłębiającą się jeszcze przed I wojną światową wyraźną niechęcią Hitlera do Żydów i chemicznym zatruciem jego organizmu, któremu uległ na polu bitwy pod Werwick, na południe od Ypres, podczas ataku gazowego wojsk brytyjskich w październiku 1918 r. Wydarzenie to miało w umyśle przyszłego wodza NSDAP łączyć się z bolesnymi przeżyciami towarzyszącymi śmierci jego ukochanej matki, bezskutecznie leczonej jedenaście lat wcześniej przez pewnego lekarza żydowskiego.5 Hitler ponoć starał się 259 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 260 uwolnić od tych przykrych wspomnień poprzez przeniesienie w ogóle na Żydów poczucia winy za śmierć matki. Jeszcze głębiej niż Binion i Lewis analizował znaczenie czynników psychicznych w kształtowaniu się antyżydowskiej obsesji Hitlera amerykański uczony Robert G. Waite, wskazując na kompleks Edypa i rozmaite mechaniz my obronne, jako na przesłanki odgrywające istotną rolę w osobowości przywódcy narodowych socjalistów. Według tego autora Hitler mógł nawet uwierzyć w pogłoski o swym częściowo żydowskim pochodzeniu. Przypomnę, że ojciec Adolfa Hitlera był nieślubnym dzieckiem Marii Anny Schicklgruber, którą posądzano o utrzymywanie kontaktów seksualnych z pewnym Żydem. W związku z tym Waite utrzymuje, że nie jest zatem wykluczone, iż Hitler pragnął sobie samemu i innym dowieść, jakoby nie został skażony krwią żydowską.6 Z powodu braku pewności co do swego pochodzenia stał się największym w dziejach prześladowcą Żydów. Poglądy Waite’a opierają się jednak na zbyt wątpliwych przesłankach, by mogły one stanowić przekonujące wytłumaczenie przyczyn nienawiści Hitlera do Żydów. Inaczej niż wyżej wymienieni autorzy na genezę antysemityzmu Hitlera zapatrują się Ernst Nolte i nawiązujący do ustaleń tego znanego badacza niemieckiego Otto Dov Kulka. W przekonaniu Kulki, u źródeł antyżydowskiej ideologii wodza NSDAP legł jego „sprzeciw” wobec chrześcijańskich koncepcji jedności gatunku ludzkiego. Koncepcje te począwszy od filozofii okresu oświecenia w XVIII w. (skądinąd niechętnego chrześcijaństwu) stały się podstawą doktryn demokratycznych i socjalistycznych.7 Odpowiedzialność za upowszechnienie się tych, niekiedy tylko z pozoru humanis tycznych idei, mieli ponosić Żydzi, szczególnie zainteresowani (ze względu na dążenie części z nich do asymilacji z innymi nacjami) w „rozmyciu” naturalnych różnic rasowych i kulturowych między poszczególnymi jednostkami i narodami. Od oceny ideologicznych składników światopoglądu Hitlera wyszedł w swej analizie przesłanek jego antysemityzmu również Eberhard Jäckel. Według tego cenionego znawcy pro blematyki narodowego socjalizmu, niekiedy występującego jednak z nader kontrowersyjnymi twierdzeniami, Hitler wyodrębniał trzy czynniki, które uważał za ważne ze względu na dbałość o wartości rasowe każdego narodu, tj. jego poczucie tożsamości, rodzaj przyjętego przez niego przywództwa oraz zdolność do prowadzenia wojen. Przełożone odpowiednio na hasła nacjonalizmu, zasadę wodzostwa (Führerprinzip) i ideę militaryzmu, wymienione czynniki przenikały wszystkie koncepcje Hitlera. Łącznie występowały one – według Jäckela – w ideologii przywódcy NSDAP zawsze wtedy, gdy oceniał on umiejętność określonego narodu do zapewnienia sobie przez walkę przetrwania i rozwoju.8 Dlatego też Hitler krytykował w Mein Kampf i licznych przemówieniach trzy przeciwieństwa tych cech, a mianowicie internacjonalizm, który stworzył Hitlera, Warszawa 2005, s. 9 i n.; T. Weber, Pierwsza wojna Hitlera. Adolf Hitler, żołnierze pułku Lista i pierwsza wojna światowa, Poznań 2011, s. 355 i in. 6 R. G. Waite, The Psychopatie God: Adolf Hitler, New York 1978, s. 448. Por. też W. C. Langer, The Mind of Adolf Hitler, London 1972, s. 36 n.; A. Pfahl-Traughber, Der antisemitisch-antifreimaurerische Verschwörungsmythos in der Weimarer Republic und im NS-Staat, Wien 1993, s. 45 i n.; J. Y. Gonen, The Roots of Nazi Psychology. Hitler’s Utopian Barbarism, Lexington 2000, s. 62 i n.; Y. Gutman, The Character of Nazi anti-Semitism, „Antisemitism through the ages” 1988, s. 352. 7 O. Kulka, Major Trends and Tendencies in German Historiography on National Socialism and the „Jewish Question” (1924–1984), Leo Baeck Institute Year Book, t. 30, 1985, s. 234. Por. E. Nolte, Der Faschismus in seiner Epoche. Die Action française – Der italienischeFaschismus – Der Nationalsozialismus, München 1963, s. 321 i in. 8 E. Jäckel, op. cit., s. 59 i n. 9 Ibidem, s. 49 i n. Por. też A. Kuhn, Hitlers aussenpolitisches Programm. Entstehung und Entwicklung 1919– 1939, Stuttgart 1970, s. 93; W. Maser, Hitlers „Mein Kampf ”. Änderungen, Quellen, Quellenwert, kommentierte Auszüge, München 1966, s. 159; W. Meyer zu Uptrup, Kampf gegen die „jüdische Weltverschwörung”. Propaganda und Antisemitismus der Nationalsozialisten 1919 bis 1945, Berlin 2003, s. 143 i n.; M. Venter, Der Antisemitismus in der nationalsozialistischen Propaganda zwischen 1928 und 1930, Berlin 1998, s. 44 i n. 10 Na ten temat odsyłam m.in. do już powołanej we wcześniejszych przypisach literatury, a także do książek J. Weissa, Der Lange Weg zum Holocaust. Die Geschichte der Judenfeindschaft in Deutschland und Österreich, Hamburg 1997, s. 233 i n.; C. Hecht, Deutsche Juden und der Antisemitismus in der Weimarer Republik, Bonn 2003, s. 87 i n.; M. Mayer, NSDAP und Antisemitismus 1919–1933, München 2002, s. 10; F. R. Nicosia, Zionism and Anti-semitism in Nazi Germany, Cambridge 2008, s. 35 i n. W tej kwestii por. ponadto mój artykuł U źródeł antysemityzmu Adolfa Hitlera, ,Śląski Kwartalnik Historyczny »Sobótka«” 1994, nr 1–2. 11 Por. A. G. Whiteside, The Socialism of Fools. Georg Ritter von Schönerer and Austrian Pan-Germanism, Berkeley 1975, s. 185 i n.; J. Hawlik, Der Bürgerkaiser. Karl Lueger und seine Zeit, Wien–München 1985, s. 195 i n. Filozofia demokrację i pacyfizm. Za nosicieli owych „zgubnych herezji” uznał Żydów. Czyniąc z tego twierdzenia bezpodstawnie własne „odkrycie” w sferze prawidłowości historycznych, wyraźnie powiązał w 1928 r. w drugim tomie Mein Kampf zasady polityki zagranicznej z antysemityzmem.9 Syntezę koncepcji dotyczących walki o byt oraz stosunków międzynarodowych zawarł w swych poglądach na temat dziejów ludzkości. W ten sposób światopogląd Hitlera osiągnął – w opinii Jäckela – ten rodzaj wewnętrznej spójności, do której wódz narodowych socjalistów dążył od początku drugiego dziesię ciolecia XX w., gromadząc przez lata „brakujące ogniwa zamkniętego systemu myśli politycznej”. Należy zgodzić się z Jäckelem, że bez tzw. kwestii żydowskiej (Judenfrage) jako klamry spinającej ten system, ideologia Hitlera nie byłaby w pełni koherentna, choć antysemityzm wcale nie uczynił z niej przejrzystej doktryny. Przedstawione przykładowo poglądy na temat genezy antyżydowskiej ideologii Hitlera skłaniają do postawienia kilku pytań istotnych dla oceny omawianej w tym artykule problematyki. Pierwsze z nich brzmi: kiedy stał się on antysemitą? Kolejne związane z tym pytanie: czy był nim już od dzieciństwa – jak utrzymują nieliczni badacze i niektórzy jego biografowie? Czy stał się wrogiem Żydów niedługo przed I wojną światową, w okresie pobytu w Wiedniu – na co wskazuje więcej autorów.10 Czy też antysemitą w znaczeniu wyznawcy ideologii antyżydowskiej został dopiero po przystąpieniu do miniaturowej Deutsche Arbeiterpartei w 1919 r., z której wyrosła następnie NSDAP? Zwolenników ostatniej z wymienionych tez jest równie niewielu, jak pierwszej z tych trzech hipotez. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że zręby antysemityzmu Hitlera ukształtowały się właśnie podczas jego pobytu w stolicy monarchii habsburskiej w latach 1906–1913, gdzie – jak pisze Bullock – przesiąknął on „filozofią domów noclegowych” i bogatą literaturą antyżydowską. W literaturze naukowej zostało już udowodnione, że inspirujące dla Hitlera okazały się w Wiedniu zwłaszcza nacjonalistyczne i rasistowskie poglądy znanych w stolicy imperium habsburskiego polityków Karla Luegera i Georga von Schönerera.11 Choć w późniejszym okresie przywódca NSDAP wzbogacił swe antysemickie zapatrywania nowymi elementami dotyczącymi m.in. wspomnianej koncepcji polityki zagranicznej, to jednak do końca życia pozostał w zasadzie wierny „naukom” wyniesionym w tej dziedzinie ze stolicy Austro-Węgier. Jeszcze przed 1914 r. Hitler chłonął także inną literaturę, z reguły raczej przypadkowo dobieraną przez siebie, czytając wtedy i w późniejszych latach dzieła Friedricha Nietzschego, Heinricha Classa, Arthura de Gobineau, Houstona Stewarta Chamberlaina, 261 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 262 Heinricha Treitschkego i jeszcze innych autorów.12 Można przyjąć, że niedługo przed wybuchem I wojny światowej stał się on na tyle świadomym antysemitą, a nie tylko zwykłym przeciwnikiem Żydów, by po 1918 r. móc uczynić ze swej niemal paranoidalnej nienawiści do nich fundament własnego światopoglądu. W związku z tymi ustaleniami warto również postawić jeszcze co najmniej jedno pytanie: czy antysemityzm stanowił chronologicznie pierwszy składnik ideologii Hitlera? Odpowiedź na nie wydaje się niejednoznaczna, choć za pewnik można uznać, że Hitler rozpoczynając karierę polityczną po I wojnie światowej był już antysemitą. Powyższe spostrzeżenie nie oznacza jednak, że wszystkie elementy doktryny Hitlera – kształtującej się przecież w dłuższej perspektywie czasowej – wynikały wyłącznie z antysemityzmu. Niewątpliwie poszczególne komponenty jego rozwijającej się przez lata ideologii wzajemnie się warunkowały i uzupełniały. Przypomnę, że na doktrynę Hitlera składały się prócz antysemityzmu jeszcze rasizm, nacjonalizm, militaryzm, antyliberalizm, autorytaryzm, socjalizm o cechach narodowych itp.13 Choć każdy z tych elementów zawierał akcenty świadczące o wrogości Hitlera do Żydów, nie został jednak wyłącznie przepojony antysemityzmem, który odgrywał wprawdzie decydującą rolę w światopoglądzie wodza narodowych socjalistów, a następnie również przywódcy Trzeciej Rzeszy, lecz nie zawsze był przez niego wyraźnie eksponowany ze względu na taktykę polityczną. Antyżydowskich akcentów zabrakło na przykład w przemówieniu Hitlera wygłoszonym pod koniec lutego 1926 r. do przemysłowców zrzeszonych w hamburskim „Nationalklub von 1919”.14 Część członków tego elitarnego stowarzyszenia – mogącego przyczynić się do finansowego wsparcia poszukującej wtedy funduszy NSDAP – była bowiem pochodzenia żydowskiego. Skoro już mowa o posługiwaniu się przez Hitlera hasłami antysemickimi, to warto wskazać na zasięg społecznego oddziaływania wrogiej Żydom propagandy nazistowskiej. Z przeprowadzonych badań naukowych wynika, że antysemickie założenia ideo logii NSDAP bynajmniej nie stanowiły ani w okresie republiki weimarskiej, ani też po hitlerowskiej „Machtubernahme” głównego czynnika przyciągającego do tej partii nowych członków i sympatyków. Jak ustalił Peter Merkl, co trzeci spośród 581 ankietowanych w 1933 r. przez socjologa Theodora Abela członków NSDAP nie przejawiał żadnych uprzedzeń antysemickich, niemal połowa respondentów nie okazywała zainteresowania kwestią żydowską, a tylko 13% objętych badaniami narodowych socjalis tów określiło się jako zagorzali antysemici.15 W nowszej literaturze naukowej można 12 T. W. Ryback, Prywatna biblioteka Hitlera. Książki, które go ukształtowały, Warszawa 2010, passim; H. Grebing, Der Nationalsozialismus. Ursprung und Wesen, München 1959, s. 23 i n.; W. Maser, Adolf Hitler. Legende – Mythos – Wirklichkeit, München 1973, s. 176 i n. 13 Por. m.in. E. Jäckel, op. cit., s. 17 i n.; M. Maciejewski, Od piwiarnianego klubu do organizacji wywrotowej. Nazizm w latach 1919–1924, Toruń 2005, s. 319 i n.; E. Grodziński, Filozofia Adolfa Hitlera w „Mein Kampf ”, Warszawa–Olsztyn 1992, passim; K. Grünberg, Adolf Hitler. Biografia Führera, Warszawa 1988, s. 55 i n. 14 W. Jachmann, Kampf um die Macht. Hitlers Rede vor dem Hamburger Nationalklub von 1919, Frankfurt a. M. 1960, s. 109. Przy innej okazji (1930) Hitler dopuścił nawet możliwość pozostawienia Żydom nieograniczonych praw w wypadku dojścia nazistów do władzy w Niemczech. Por. H. R. Knickerbocker, Niemcy na rozdrożu, Warszawa 1932, s. 270 i n.; J. Zischka, Die NS-Rassenideologie. Machttaktisches Instrument oder handlungsbestimmendes Ideal?, Frankfurt a. M. 1986, s. 46 i n. 15 P. Merkl, Political Violence under the Swastika: 581 Early Nazis, Princeton, New York 1975, s. 498 i n. Merkl poddał krytycznej analizie wyniki badań T. Abela zawarte w jego rozprawie The Nazi Movement. Why Hitler Came to Power (New York 1966). Do podobnych jak Merkl wniosków doszła następnie S. A. Gordon w monografii, Hitler, Germans and the „Jewish Question” (Princeton, New York 1984). 16 D. J. Goldhagen, Gorliwi kaci Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust, Warszawa 1999, passim. Już wcześniej zbliżony, choć znacznie bardziej wyważony pogląd wyraził I. Arndt w artykule Antisemitismus und Judenverfolgung, „Das dritte Reich” 1986, s. 209 i n. O polemice innych autorów z tezami Goldhagena pisze m.in. E. C. Król, Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919–1945. Studium organizacji, treści, metod i technik masowego oddziaływania, Warszawa 1999, s. 673. 17 Z już dość obszernej literatury na ten temat por. m.in. prace: S. Baranowski, Conservative Elite Anti-semitism from the Weimar Republic to the Third Reich, „German Studies Review” 1996, nr 4, s. 525 i n.; G. G. Iggers, Academic Anti-semitism in Germany 1870–1933, „Tel Aviver Jahrbuch für die Deutsche Geschichte” 1998, s. 473 i n.) ; G. Michalski, Der Antisemitismus im deutschen akademischen Leben in der Zeit nach dem I. Weltkrieg, Frankfurt a. M. 1980; K. Schönwälder, Akademischer Antisemitismus die deutschen Historiker in der NS-Zeit, „Jahrbuch für Antisemitismusforschung” 1993, s. 200 i n.; H. Ströhle-Bühler, Studentischer Antisemitismus in der Weimarer Republik. Eine Analyse der Burschenschaftlicher Blätter 1918–1933, Frankfurt a. M. 1991. 18 J. Noakes, The Nazi Party in Lower Saxony 1921–1933, Oxford 1971, s. 206 i n. Do pouczających wniosków w tej dziedzinie prowadzi również lektura publikacji W. S. Allena, The Nazi Seizure of Power. The Experience of the Single German Town 1930–1935 (London 1965), opisującej proces nazyfikacji niemieckiego społeczeństwa Filozofia jednak znaleźć odmienną od wyżej wskazanej interpretację postaw Niemców wobec Żydów w okresie Trzeciej Rzeszy. Kilkanaście lat temu ożywioną dyskusję i polemikę wywołały kontrowersyjne tezy amerykańskiego historyka Daniela J. Goldhagena, według którego nie tylko członkowie partii nazistowskiej, ale również „zwyczajni” Niemcy ponosili odpowiedzialność za złowrogie skutki rozwoju antysemityzmu prowadzące do Holocaustu.16 Uczony ten uznał nawet „antysemityzm eliminacyjny” za „kanon wiary” niemieckiego społeczeństwa w tamtym okresie. Nie sądzę, by należało w tak kategoryczny sposób określić in gremio stosunek Niemców do Żydów. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeszcze przed 1933 r. antysemityzm zakorzenił się w niektórych grupach niemieckiego społeczeństwa. W literaturze naukowej zasadnie wykazano, że w znacznej mierze były nim przesiąknięte zwłaszcza środowiska akademickie, i to zarówno korporacja uczonych, jak i studentów.17 Trudno jednoznacznie stwierdzić, dlaczego właśnie wskazane grupy – niezbyt zresztą liczne – wykazywały się szczególną skłonnością do antysemityzmu. Zapewne złożyło się na kilka czynników i okoliczności, m.in. raczej wysoka pozycja społeczna Żydów w niemieckim społeczeństwie, rodząca niechęć do nich ze strony części nie-Żydów. Z tego też powodu Żydzi (nierzadko silnie zasymilowani z resztą niemieckiego społeczeństwa) bywali negatywnie odbierani również przez przedstawicieli innych grup społecznych, w tym przez drobnomieszczaństwo, które dotkliwie odczuwało skutki powojennego kryzysu gospodarczego, usilnie poszukując winnych tego stanu rzeczy. Pewną rolę w upowszechnianiu antysemickich postaw odegrała w Niemczech jeszcze przed ustanowieniem rządów nazistowskich rozwijająca się od schyłku XIX w. ideologia volkistowska o cechach nacjonalistycznych i właśnie antyżydowskich. Można by się jeszcze zastanawiać, czy istniał wyraźny związek między sukcesami wyborczymi NSDAP u schyłku republiki weimarskiej i głoszoną przez Hitlera i innych nazistów propagandą antysemicką. Nie wydaje się, by rzeczywiście występowała w tym przypadku taka korelacja. Bardziej od antyżydowskich haseł mógł na potencjalnych zwolenników NSDAP oddziaływać jej program społeczny i gospodarczy. Według obserwacji poczynionych jeszcze przed 1933 r. w Dolnej Saksonii przez Jeremy’ego Noakesa wyborców partii nazistowskiej bardziej interesowały jej propozycje uporania się ze skutkami kryzysu ekonomicznego niż postulaty dotyczące rozwiązania tzw. kwestii żydowskiej.18 Nie należy jednak na tej podstawie sądzić, że hasła antysemickie 263 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 264 – głoszone nie tylko zresztą przez NSDAP – wcale nie były popularne wśród Niemców po I wojnie światowej. Co prawda wielu należących do organizacji nazistowskiej lub sympatyzujących z nią Niemców pociągał antysemityzm, lecz wyznawali oni antyżydowską ideologię przede wszystkim dlatego, że związali się z ruchem narodowosocjalistycznym, nie zaś odwrotnie. Można zatem przychylić się do opinii Geoffreya Pridhama, odbywającego przed hitlerowską Machtübernahme studia w Bawarii, że antysemityzm był wtedy znacznie silniejszy wśród aktywistów NSDAP niż wśród jej szeregowych członków i zwolenników.19 Wśród działaczy tej partii ani przed, ani po 1933 r. nie przeważał jednak typ zaciekłego wroga Żydów. Zdecydowanie antysemicką postawą i poglądami odznaczało się zaledwie kilku wysokich funkcjonariuszy NSDAP, a wśród nich Hitler, Alfred Rosenberg, Heinrich Himmler i Julius Streicher. Pozostali prominentni i inni naziści bynajmniej nie odżegnywali się od oficjalnej propagandy antyżydowskiej; przeciwnie – opowiadali się za nią, co jednak nie musiało oznaczać, że zawsze w pełni utożsamiali się z jej założeniami. Antysemityzm został przecież w Trzeciej Rzeszy podniesiony niemal do rangi państwowej religii, wyznawanie której było po prostu powinnością każdego Niemca. Powyższa konstatacja bynajmniej nie podważa wcześniej wyrażonej opinii o niemałym zasięgu oddziaływania haseł antyżydowskich na społeczeństwo niemieckie. Wracając do kwestii znaczenia antysemityzmu w kształtowaniu się ideologii Hitlera po I wojnie światowej: wrogość do Żydów jako element jego światopoglądu pojawiła się u wodza nazistów jeszcze zanim stał się on teoretykiem rasizmu. Podstawowe dla rozwoju swego antysemityzmu przemówienie wygłosił bowiem – zdaniem Reginalda H. Phelpsa – już w połowie sierpnia 1920 r., koncepcję rasy wyłożył zaś dopiero w napisanej w 1924 r. pierwszej części Mein Kampf.20 Wcześniej tak wyraźnie, jak w tej „biblii” narodowego socjalizmu, Hitler nie kojarzył ze sobą spraw rasowych z tzw. kwestią żydowską. Co prawda dopiero w Mein Kampf zawarł, niepełny zresztą, wykład na temat założeń antysemityzmu, lecz już w swych wystąpieniach publicznych przed 1924 r. nieustannie „doskonalił” argumenty przeciwko Żydom, zaczerpnięte zwłaszcza ze wspomnianej ideologii volkistowskiej.21 Można zatem założyć, że antysemityzm w znacznej mierze warunkował rasistowskie koncepcje Hitlera. Takiej pewności nie na przykładzie małego miasta Northeim w Dolnej Saksonii, oraz pracy L. D. Stokesa, Kleinstadt und Nationalsozialismus. Ausgewählte Dokumente zur Geschichte von Eutin 1918–1945 (Neumünster 1984), przedstawiającej ten sam problem w odniesieniu do małego miasta w Szlezwiku-Holsztynie. Por. też O. Heilbronner, The Role of Nazi Anti-semitism in the Nazi Party’s Activity and Propaganda. A Regional Historiographical Study, „Leo Baeck Institute Yearbook”, t. 35, 1990, s. 395 i n. 19 G. Pridham, Hitler’s Rise to Power: The Nazi Movement in Bavaria 1923–1933, New York 1974, s. 237 i n. Por. też E. Reichmann, Diskussionen über die Judenfrage 1930–1932, [w:] Entscheidungsjahr 1932. Zur Judenfrage in der Endphase derWeimarerRepublik, hrsg. von W. E. Mosse, Tübingen 1966, s. 503 i n.; I. Kershaw, Ideology, Propaganda and the Rise of the Nazi Party, [w:] The Nazi Machtergreifung, ed. by P. D. Stachura, London 1983, s. 168. 20 R. H. Phelps, Hitlers „grundlegende” Rede über den Antisemitismus, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1968, nr 4, s. 416 i n. Por. idem, Hitler als Parteiredner im Jahre 1920, „Vierteljahrshefte fur Zeitgeschichte” 1963, nr 3, s. 308 i n. 21 Por. G. L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej. Rodowód intelektualny Trzeciej Rzeszy, Warszawa 1972, passim; idem, Die Nationalisierung der Massen. Politische Symbolik und Massenbewegungen in Deutschland von den Napoleonischen Kriegen bis zum Dritten Reich, Frankfurt a. M. 1976, s. 153 i n.; O. Heilbronner, Wohin verschwand der nationalsozialistische Antisemitismus? Zum Charakter des Antisemitismus der NSDAP vor 1933 und seinem Bild in der Geschichtswissenschaft, „Menora” 1995, nr 6, s. 23. M. R. Marrus, Holocaust. Historiografia, Warszawa 1993, s. 34. Ibidem. Por. też K. Jonca, „Noc kryształowa” i casus Herszela Grynszpana, Wrocław 1992, s. 25 i n.; H. Olszewski, Nauka historii w upadku. Studium o historiografii i ideologii historycznej w imperialistycznych Niemczech, Warszawa–Poznań 1982, s. 198 i n. 24 I. Kershaw, Mit Hitlera. Wizerunek a rzeczywistość w III Rzeszy, Zakrzewo 2009, s. 217 i n. 25 Zob. m.in. publikacje: L. Dawidowicz, The War against the Jews 1933–1945, NewYork 1975; G. Fleming, Hitler and the Final Solution, Berkeley 1984; T. Mason, Intention and Explanation: A Current Controversy about the Interpretation of National Socialism, [w:] Der Führerstaat. Mythos und Realität, hrsg. von G. Hirschfeld und L. Kettenacker, Stuttgart 1981, s. 21 i n.; S. Taylor, Prelude to Genocide. Nazi Ideology and Struggle for Power, London 1985. Filozofia można mieć natomiast w odniesieniu do innych wymienionych wyżej składników ideologii przywódcy NSDAP. Stąd też odpowiedź na pytanie o współzależność między nimi a antysemityzmem nie wydaje się jednoznaczna. Nie ulega jednak wątpliwości, że antysemityzm stał się ostatecznie głównym elementem światopoglądu Hitlera, odgrywając w nim od początku kariery politycznej wodza nazistów kluczową rolę, co niekoniecznie oznaczało antyżydowskie uwarunkowanie wszystkich pozostałych składników jego doktryny. Można przychylić się do opinii Michaela R. Marrusa, że po pierwsze, bezsprzecznie cechowała Hitlera głęboka nienawiść do Żydów, datująca się co najmniej od okresu jego pobytu w Wiedniu przed I wojną światową i trwająca nieprzerwanie do śmierci przywódcy Trzeciej Rzeszy w 1945 r.; po drugie zaś – że to przede wszystkim Hitler był „podstawowym napędem” antysemityzmu w ruchu narodowosocjalistycznym.22 Z pierwszego założenia wynika uznanie przez Hitlera samego faktu istnienia Żydów za śmiertelne zagrożenie dla jego planów geopolitycznych, a w konsekwencji – wskazanie przez niego na celowość takiego rozwiązania kwestii żydowskiej, by przestała ona stanowić poważne niebezpieczeństwo. Drugą z wymienionych okoliczności Marrus uzupełnił twierdzeniem, że właśnie Hitler nie tylko nadał antysemityzmowi narodowych socjalistów szczególny „ton ideologiczny”, lecz również wyniósł swą zawziętą osobistą nienawiść do Żydów do rangi sprawy państwo wej.23 Jeszcze przed objęciem urzędu kanclerza Rzeszy uczynił z celowo wyolbrzymianej kwestii żydowskiej problem „być albo nie być” narodu niemieckiego. Już w tamtym okresie, a jeszcze bardziej od 1933 r. stała się ona – w opinii cenionego znawcy nazizmu Iana Kershawa – jedną z przesłanek kształtowania się wśród narodowych socjalistów, z czasem zaś także niektórych innych Niemców, mitu Hitlera jako charyz matycznego wodza.24 Doktrynę antysemicką w okresie Republiki Weimarskiej prócz Hitlera rozwijali wprawdzie jeszcze inni ideologowie z NSDAP (m.in. D. Eckart, G. Feder, J. Goebbels, A. Rosenberg, J. Streicher), żaden z nich nie wycisnął jednak tak silnego piętna na założeniach antyżydowskiej ideologii tej partii, jak sam Hitler. Nie jest przy tym istotne, ilu wyznawców zyskała w Niemczech za sprawą wodza nazistów doktryna antysemicka, istotny jest fakt, że Hitler był nią całkowicie owładnięty. Na tej podstawie nie powinno się wszakże uważać za wyłącznie słuszne stanowiska reprezentowanego w nauce historii przez tzw. intencjonalistów (L. Dawidowicz, G. Fleming, E. Jäckel, E. Nolte i in.), według których Hitler był siłą napędową narodowosocjalistycznej polityki antyżydowskiej opartej na spójnej ideologii i konsekwentnie pod jego kierunkiem urzeczywistnianej.25 Przypomnę, że intencjonaliści traktują Hitlera jako jedynego w Trzeciej Rzeszy polityka i stratega dysponującego dostatecznie silną władzą i wolą 22 23 265 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 266 działania, by podjąć się realizacji ostatecznego rozwiązania (Endlösung) kwestii żydowskiej. Ponieważ brak wiarygodnych danych dotyczących konkretnych planów wodza Trzeciej Rzeszy wobec Żydów, prócz jego raczej mglistych zapowiedzi w tej sprawie, reprezentanci wspomnianego kierunku w historiografii różnią się między sobą co do kwestii, kiedy dokładnie zostały określone zamiary Hitlera. Z kolei według tzw. funkcjonalistów (m.in. M. Broszat, I. Kershaw, H. Mommsen) Endlösung wyłoniło się podczas II wojny światowej jako „improwizacja”, a nie nastąpiło w rezultacie celowego planowania działań przeciwko Żydom. Zgodnie z tą interpretacją Hitler wprawdzie pragnął pozbyć się Żydów jako problemu wymagającego rozwiązania nie tylko w skali Niemiec, lecz do końca swego życia wyraźnie nie określił sposobu osiągnięcia tego dalekosiężnego celu.26 Niezależnie od przyszłych rozstrzygnięć w sporze naukowym między intencjonalistami i funkcjonalistami skłonny jestem przychylić się do opinii tych autorów, którzy uważają, że obsesyjny antysemityzm Hitlera nie pozostał co najmniej bez wpływu na podjęcie próby „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej w okresie II wojny światowej. Trudno jednak w sposób przekonujący udowodnić tezę, że gdyby nie Hitler, nie byłoby Holocaustu, jak napisał Milton Himmelfarb w artykule opublikowanym w czasopiśmie „Commentary” z marca 1984 r.27 W antysemickiej doktrynie wodza NSDAP w okresie Republiki Weimarskiej można wyodrębnić kilka kwestii o zasadniczym znaczeniu dla określenia przejawów jego wrogości do Żydów. Z licznych enuncjacji Hitlera sprzed 1933 r. wyłania się – po pierwsze – nader stereotypowy wizerunek Żyda jako demonicznej siły destrukcyjnej, z premedytacją działającej zwłaszcza na szkodę rasy germańskiej.28 W kształtujących się po I wojnie światowej założeniach ideologii przywódcy narodowych socjalistów Żydzi stopniowo zaczynali uchodzić – co uwidoczniło się głównie w Mein Kampf – za symbol absolutnego zła, odpowiedzialnego za wszystkie niemal „nieszczęścia”, które spadły na Niemców i inne narody aryjskie od początku dziejów ludzkości. Można zatem przyjąć, że odgrywali oni w światopoglądzie Hitlera rolę kozła ofiarnego, a zarazem wroga obiektywnego – według określenia zaproponowanego przez Hannah Arendt i przyjętego przez innych autorów (m.in. F. Ryszkę).29 Kolejną cechą anty semityzmu wodza NSDAP było traktowanie Żydów jako ludności pod każdym względem obcej i gorszej od narodu wspólnie z nią zamieszkującego określone państwo czy obszar. Tendencyjny i wypaczony wizerunek Żyda, nabierający w koncepcjach Hitlera od czasu napisania Mein Kampf coraz bardziej uniwersalnych cech (tzw. Weltjude), 26 Zob. M. Broszat, Hitler and the Genesis of the „Final Solution”. An Assessment of David Irving’s Thesis, „Yad Vashem Studies” 1979, t. 13, s. 73 i n.; I. Kershaw, The Nazi Dictatorship. Problems and Perspectives of Interpretation, London 1985, s. 136 i in.; H. Mommsen, Die Realisierung des Utopischen. Die „Endlösung der Judenfrage” im „Dritten Reich”, „Geschichte und Gesellschaft” 1983, t. 9, s. 397 i n 27 Tezie tej przeczy wielu autorów, m.in. Y. Ilsar w artykule Der Nationalsozialismus als Religion. Judenmord als „Erlösungsantisemitismus”, „Trübine” 2002, nr 41, s. 155 i n. Ten izraelski badacz wskazuje na długą historię niechęci, a nawet nienawiści do Żydów jako na źródło antysemityzmu prowadzącego do „ostatecznego rozwiązania” tzw. kwestii żydowskiej. Odsyłam też do artykułu A. Hillgrubera, Die „Endlösung” und das deutsche Ostimperium als Kernstück des rassenideologischen Programms des Nationalsozialismus, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1972, nr 4, s. 133 i n. 28 Por. M. Maciejewski, Żydzi w doktrynie nazistowskiej w latach 1919–1933, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” (dalej: SFZH) 1992, t. XV, s. 5 i n. 29 H. Arendt, The Origins of Totalitarianism, London 1958. Por. też monografię F. Ryszki, Państwo stanu wyjątkowego. Rzecz o systemie państwa i prawa Trzeciej Rzeszy, Wrocław 1974 (lub inne wydania). A. Hitler, Mein Kampf, München 1933, s. 60 i n. Ibidem, s. 332 i n. Por. też E. Jäckel, op. cit., s. 74. 32 A. Hitler, op. cit., s. 97 i n. 33 Ibidem, s. 329 i n. Por. też D. Eckart, Der Bolschewismus von Moses bis Lenin. Zwiegespräch zwischen Adolf Hitler und mir, München 1924, s. 45; A. Rosenberg, Schriften aus den Jahren 1917–1923, t. 1: 1917–1921, München 1943, s. 348; idem, Die Spur derJuden im Wandel der Zeiten, München 1937, s. 123 i n. Filozofia dopełniały hasła, które wyrażały potrzebę przeciwstawienia się przez nie-Żydów niebezpieczeństwu pochodzącemu od tego narodu w różnych dziedzinach życia (polityki, gospodarki, kultury, nauki itp.). Z tych trzech ogólnych przesłanek antysemityzmu wynikały bardziej szczegółowe założenia doktryny Hitlera odnoszącej się do Żydów. Jak już wspomniałem, w miarę kompleksowy sposób zostały one – jako przejaw swoistej historiozofii przywódcy nazistów – wyłożone w obu częściach Mein Kampf. Głównie zatem na podstawie tego „dzieła” zostaną prześledzone poszczególne elementy antysemickiej ideologii Hitlera. Zawarte w Mein Kampf poglądy na temat Żydów można ująć w kilka wzajemnie powiązanych ze sobą zagadnień. Punktem wyjścia wywodów Hitlera było uznanie Żydów za całkowite przeciwieństwo Aryjczyków, uważanych przez niego za najlepszą i najszlachetniejszą rasę ludzką. W odróżnieniu od Aryjczyków mieli Żydzi kierować się w swym postępowaniu wyłącznie popędem samozachowawczym, obłudą, wyrachowaniem, przewrotnością i innymi nagannymi cechami charakteru.30 Kreśląc taki wizerunek Żyda, Hitler nie zawahał się nawet odmówić mu miana człowieka, choć nie przeczył, że jest on przedstawicielem określonej rasy, wprawdzie podrzędnej, lecz mimo to niebezpiecznej dla innych ras. Nie tylko w Mein Kampf chętnie sięgał w związku z tym do słownictwa z zakresu parazytologii, by jeszcze bardziej krytycznie wyrazić swój stosunek do Żydów. Dla przywódcy NSDAP byli oni zatem trutniami, pijawkami, bakcylami, zarazą itp.31 W celu totalnego zdyskredytowania tej rasy posługiwał się również innymi argumentami. Do często powtarzanych przez Hitlera opinii o Żydach należało twierdzenie, że nie są oni zdolni do stworzenia własnej kultury, jedynie do marnego naśladownictwa wzorów w tej dziedzinie pochodzących od innych narodów. Jako nieproduktywni kulturowo, nie mogli zatem Żydzi wnieść do historii ludzkości żadnych pozytywnych wartości. Wszystko zaś, co stworzyli bądź do powstania czego walnie się przyczynili (według Hitlera były to: marksizm, pacyfizm, liberalizm i wiele innych procesów i zjawisk) miało negatywnie wpłynąć na rozwój dziejów, przynosząc niepowetowane szkody, nieszczęścia i tragedie.32 Długa lista „przewinień” Żydów stanowiła dla wodza NSDAP ważny argument służący do ukazania zasadniczej odmienności między nimi i Aryjczykami. Na zasadzie przeciwieństwa obu tych ras opierał się kolejny element antysemityzmu Hitlera. Przywódca narodowych socjalistów starał się mianowicie udowodnić, m.in. w Mein Kampf, że Żydzi – w odróżnieniu od Aryjczyków – nie posiadają „prawdziwej” religii, jedynie marny jej surogat w postaci Starego Testamentu i Talmudu. Pozbawiona metafizycznych właściwości wiara mojżeszowa miała Żydom służyć głównie do oszukiwania i okradania innych narodów.33 Hitler nie uważał zatem Żydów za wspólnotę wyznaniową, lecz tylko za odrębną rasę. Należy nadmienić, że do końca Trzeciej Rzeszy teoria i praktyka narodowego socjalizmu nie zdołały wypracować jednoznacznej definicji 30 31 267 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 268 Żyda, choć posługiwały się kryterium rasowym.34 Co się tyczy antysemickiej ideologii Hitlera, to prócz pojęcia „Żyd” występowały w niej – podobnie jak w poglądach innych twórców doktryny NSDAP —jeszcze takie określenia, jak „duch żydowski” (jüdischer Geist) i „zażydzenie” (Verjudung), mające wskazywać na wszechobecność kwestii żydowskiej w świecie. Przywódca nazistów w związku z tym wielokrotnie przestrzegał przed zgubnymi skutkami zażydzenia życia publicznego i wzywał do wytępienia ducha żydowskiego w narodzie niemieckim. W Mein Kampf zadawał retoryczne w swym odczuciu pytanie, czy jest jakiś „bezwstyd” lub „plugastwo” na świecie, w którym nie maczałby palców choćby jeden Żyd.35 Kolejnym składnikiem antysemickiej doktryny Hitlera było uznanie Żydów za naród żerujący niczym pasożyty na osiągnięciach innych narodów. Wódz NSDAP nie twierdził już w Mein Kampf, jak wcześniej we wspomnianym przemówieniu z sierpnia 1920 r., że Żydzi są koczownikami. Nomadów bowiem – w przeciwieństwie do Żydów – miał cechować pozytywny stosunek do pracy, która stanowiła dla nich podstawowy warunek egzystencji.36 Nie przebierając w epitetach i oskarżeniach w stosunku do Żydów, Hitler starał się wykazać, że nigdy nie będą oni posiadać własnego państwa. Twierdzenie to stanowiło logiczną konsekwencję przyjętego przez przywódcę narodowych socjalistów założenia o pasożytniczym trybie życia Żydów. Mimo niezdolności do stworzenia własnego państwa „przestrzennie określonego”, Żydzi zdołali w ciągu stuleci posiąść szczególną umiejętność asymilowania się z innymi narodami, by wskutek tego procesu osiągnąć jeden ze swych najważniejszych celów, który polegał na zdobyciu władzy w państwach „uniwersalnie w przestrzeni nieograniczonych”. Hitler powielał w tym poglądzie utarty już w XIX-wiecznym antysemityzmie niemieckim szablon dotyczący istnienia żydowskich państw w państwach, a nawet państw ponad państwami. Z tego względu za jeszcze jedno żydowskie „oszustwo” uważał syjonistyczne tendencje datujące się od drugiej połowy ubiegłego stulecia do stworzenia w Palestynie własnego państwa przez żyjących w diasporze Żydów.37 Nie miał jednak nic przeciwko emigracji Żydów z Niemiec do Palestyny lub gdzie indziej, upatrując w niej jeden ze sposobów rozwiązania w Rzeszy tzw. kwestii żydowskiej. Jako naród znany wszędzie z „bezprzykładnej niezmienności swego charakteru”, Żydzi posiadając nawet własne „przestrzennie ograniczone” państwo nie przestaliby stanowić śmiertelnego zagrożenia dla innych narodów. Według kolejnego „odkrycia” Hitlera w odniesieniu do polityki Żydów celem tej rasy zawsze bowiem było i będzie dążenie do zapanowania nad światem.38 Jak wiele innych spostrzeżeń przywódcy nazistów dotyczących istoty charakteru żydowskiego, tak i ta myśl nie stanowiła novum w niemieckim antysemityzmie spod znaku völkische Z licznych opracowań naukowych na temat tej nacjonalistyczno-rasistowskiej doktryny przełomu XIX i XX w., w tym i ze studium Karola 34 F. Celniker, Pojęcie Żyda w doktrynie i hitlerowskim prawodawstwie, „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” 1985, t. IX, s. 207 i n. 35 A. Hitler, op. cit., s. 60. 36 Ibidem, s. 333 in. Por. R. H. Phelps, Hitlers „grundlegende” Rede..., s. 406; A. Bein, „Der jüdische Parasit”. Bemerkungen zur Semantik der Judenfrage, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 1965, nr 2, s. 128. 37 A. Hitler, op. cit., s. 165. 38 Ibidem, s. 139 i in. Por. też A. Rosenberg, Der Mythus des 20. Jahrhunderts. Eine Wertung der seelisch-geistigen Gestaltenkämpfe unserer Zeit, München 1931, s. 87 i n. 39 K. Jonca, Ze studiów nad ewolucją antysemityzmu w Niemczech (do 1914 r.), „Studia nad Faszyzmem i Zbrodniami Hitlerowskimi” 1993, t. XVI, s. 5 i n. Warto również wskazać na inne ważne ustalenie tego autora, że w Trzeciej Rzeszy na ogół wystrzegano się używania pojęcia „antysemityzm” jako godzącego nie tylko w Żydów i starano się zastąpić to określenie terminem „wrogość wobec Żydów” (Judengegnerschaft). Ibidem, s. 9. Por. też M. Zimmermann, Aufkommen und Diskreditierung des Begriffs Antisemitismus, [w:] Das Unrechtsregime. Internationale Forschungen über den Nationalsozialismus, t. 1, hrsg. von U. Büttner, Hamburg 1986, s. 72. 40 Por. A. Bullock, op. cit., s. 48; R. Wistrich, Hitler’s Apocalypse. Jews and the Nazi Legacy, London 1985, s. 17; J. C. Fest, Hitler. Eine Biographie, Frankfurt a. M. Berlin–Wien 1973, s. 76. 41 Por. E. Jäckel, op. cit., s. 64 i n.; E. Grodziński, op. cit., s. 74 i n. Filozofia Joncy wynika, że jej twórcy świadomie wyolbrzymiali problem zagrożenia ze strony Żydów, by wzmóc propagandowe oddziaływanie swych poglądów na politycznie zróżnicowane warstwy niemieckiego społeczeństwa w okresie Rzeszy Wilhelmińskiej i Republiki Weimarskiej.39 Hitler bardziej jednak niż antysemici z kręgu doktryny volkistowskiej uwypuklał znaczenie i konsekwencje rzekomego dążenia Żydów do hegemonii w świecie. Aby uświadomić nie-Żydom zgubne dla nich skutki ewentualnego osiągnięcia przez Żydów tego dalekosiężnego celu politycznego, wskazywał na nieustannie rosnące wpływy tej rasy w życiu publicznym. Snując nie tylko w Mein Kampf apokaliptyczną wizję zagłady ludzkości w wypadku urzeczywistnienia przez Żydów swych planów, podkreś lał zwłaszcza negatywne następstwa pohańbienia rasy germańskiej w wyniku przebiegłej działalności „żydowskich uwodzicieli kobiet aryjskich”.40 Przeświadczenie o coraz większej groźbie skażenia czystości tej rasy przez podstępnych Żydów stało się jedną z najpoważniejszych obsesji Hitlera jeszcze przed 1933 r., wskazując na doniosłe znaczenie seksualnego kontekstu jego antysemityzmu. Choć wódz narodowych socjalis tów z góry nie zakładał zwycięstwa Aryjczyków w śmiertelnej walce z Żydami o uratowanie ludzkości przed zagładą, był jednak przekonany o wyższości rasy germańskiej jako najbardziej twórczej i wojowniczej ze wszystkich ras. Osiągnięcie zwycięstwa nad Żydami uważał mimo to za nader trudne zadanie, wymagające mobilizacji wszystkich dostępnych sił i środków. W celu zapanowania nad światem mieli oni bowiem zorganizować międzynarodowy spisek przeciwko Aryjczykom, wykorzystując również wszystkie swe siły i możliwości, by zniszczyć rasę germańską z Niemcami na czele. Upatrując w Żydach zagorzałych wrogów tego i innych narodów, Hitler chętnie rozpatrywał „antygermańską” działalność Żydów w kategoriach szeroko rozumianego internacjonalizmu. Jak udowodniono już w literaturze naukowej, do wytworów „międzynarodowego żydostwa” zaliczał on wiele zjawisk, procesów i ideologii, by wymienić tylko najważniejsze z nich: handel, banki, giełdę, rewolucję burżuazyjną i socjalistyczną, demokrację parlamentarną, liberalizm, komunizm i masonerię.41 Tzw. żydowski internacjonalizm miał w Niemczech po I wojnie światowej przybrać rozmaite formy, ujawniające się m.in. w polityce „zdrajców listopadowych” 1918 r., w ustanowieniu rządów republikańskich, „zażydzeniu” ówczesnych władz Rzeszy (casus W. Rathenaua i in.), ich uległości wobec byłych państw Ententy (wypełnianie zobowiązań wynikających z traktatu wersalskiego z 1919 r.). Jeszcze przed napisaniem Mein Kampf Hitler często odwoływał się w związku z tym do rozpowszechnionej w nacjonalistycznej propagandzie niemieckiej po I wojnie światowej „legendy ciosu nożem w plecy” (Dolchstosslegende), rzekomo zadanego Rzeszy wspólnie przez międzynarodowe żydostwo, 269 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 270 niemieckich socjaldemokratów i państwa Ententy.42 Jak już wspomniałem, w drugim tomie Mein Kampf przywódca NSDAP powiązał problem żydowski również z założeniami przyszłej polityki zagranicznej Niemiec, która powinna opierać się na taktyce sojuszy z Wielką Brytanią, Włochami i ZSRR, o ile w państwach tych zostaną wyeliminowane znaczne –w jego opinii – wpływy Żydów na dyplomację i na inne sfery życia publicznego. Poglądy Hitlera na zadania niemieckiej polityki zagranicznej stanowiły ważne uzupełnienie dokonanej przez niego na początku lat dwudziestych interpretacji tzw. kwestii żydowskiej w kategoriach internacjonalizmu. Rozwiązanie tego problemu stałoby się zatem jednym z elementów urzeczywistnienia dalekosiężnego celu wodza NSDAP, jakim były podboje terytorialne służące zdobyciu przestrzeni życiowej (Lebensraum) dla Niemców, a w konsekwencji zapanowaniu tego narodu na znacznych obszarach Europy. W okresie republiki weimarskiej Hitler zajmował niejednoznaczne stanowisko w sprawie sposobów rozwiązania tzw. kwestii żydowskiej. Gdy wypowiadał się wtedy na ten temat, to jego propozycje dotyczyły przede wszystkim Żydów w Niemczech, rzadziej zaś całej tej rasy na świecie. Choć koncepcja globalnego uporania się z prob lemem żydowskim pojawiła się w umyśle przywódcy nazistów już przed 1933 r., rozwinięta została jednak w późniejszym okresie, przy czym naukowcy zajmujący się zagadnieniem eksterminacji Żydów przez narodowych socjalistów spierają się ze sobą, kiedy dokładnie Hitler podjął odnośną decyzję.43 Co się tyczy elementu jego doktryny sprzed 1933 r., zawierającego praktyczne wskazówki rozwiązania tzw. kwestii żydowskiej, to należy zauważyć, że do puczu monachijskiego nazistów w listopadzie 1923 r. wódz NSDAP skłaniał się ku zastosowaniu wobec Żydów w Niemczech głównie metod represji i restrykcji prawnych przewidzianych w programie partii narodowosocjalis tycznej z 1920 r.44 Warto w związku z tym przypomnieć, że program ten zakładał pozbawienie Żydów w bliżej nieokreślonej przyszłości niemieckiego obywatelstwa, a nawet wydalenie ich z Rzeszy, jeśli wymagałyby tego względy ekonomiczne, przede wszystkim zaś konieczność „wyżywienia całego narodu niemieckiego”. Obligatoryjnie natomiast powinno się usunąć z Rzeszy tych Żydów, którzy przybyli tu po wybuchu I wojny światowej. Twórcy programu NSDAP postulowali również wprowadzenie zakazu piastowania przez Żydów w Niemczech wielu funkcji i urzędów publicznych (pkt 23).45 Antysemicka była wymowa żądania zastąpienia w Rzeszy prawa rzymskiego przez „powszechne prawo niemieckie” oraz upaństwowienia koncernów, trustów, syndykatów i wielkich domów towarowych. Głównie do Żydów spekulujących gruntami odnosił się postulat programu NSDAP (pkt 17) przeprowadzenia w Niemczech 42 Na ten temat zob. monografię byłego historyka z NRD, J. Petzolda (Die Dolchstosslegende. Eine geschichtsfälschung im Dienst deutsche Imperialismus Und Militarismus, Berlin 1963), który znany był z typowo marksistowskich ujęć nazizmu, lecz na ogół trafnie ujął istotę owej legendy 43 Por. M. R. Marrus, op. cit., s. 52 i n. 44 W literaturze naukowej brak zgodności opinii co do tego, czy Hitler był jednym ze współautorów tego programu. Por. G. Franz-Willing, Die Hitlerbewegung. Der Ursprung 1919–1922, Hamburg 1962, s. 79; W. Maser, Der Sturm auf die Republik. Frühgeschichte der NSDAP, Stuttgart 1973, s. 20; J. Banaszkiewicz, Powstanie partii hitlerowskiej. Studium socjologiczne genezy faszyzmu niemieckiego 1919–1923, Poznań 1968, s. 234. 45 G. Feder, Das Programm der NSDAP und seine weltanschulichen Grundgedanken, München 1933, s. 19 i n. Zob. też A. Rosenberg, Wesen, Grundsätze und Ziele der Nationalsozialistischen Deutschen Arbeiterpaitei, München 1923, s. 20 i in. 46 Program NSDAP stanowił niemal dosłowne powtórzenie tez zawartych w publikacji przywódcy Alldeutscher Verband – Heinricha Classa, wydanej pod pseudonimem D. Frymanni zatytułowanej Wenn ich der Kaiser war. Politische Wahrheiten und Notwendigkeiten (Leipzig 1913). 47 R. Wistrich, op. cit., s. 31 i n.; P. Johnson, op. cit., s. 514. 48 A. Hitler, op. cit., s. 738. Por. też E. Deuerlein, Der Aufstieg der NSDAP 1919–1933 in Augenzeugenberichten, Düsseldorf 1968, s. 92; J. Petzold, Die Demagogie des Hitlerfaschismus. Die politische Funktion der Naziideologie auf dem Wege zur faschistischen Diktatur, Frankfurt a. M. 1983, s. 170. Filozofia reformy rolnej, zniesienia renty gruntowej i ustanowienia prawa o konfiskacie bez odszkodowania terenów przeznaczonych na cele publiczne. Zawarte w omawianym dokumencie i jego późniejszych uzupełnieniach (m.in. z 1930 r.) surowe restrykcje i represje wobec Żydów sprowadzały się do pozbawienia tego narodu niemal wszystkich publicznych i wielu prywatnych praw w Rzeszy, łącznie z możliwością deportacji z Niemiec. Nie przewidywano natomiast jeszcze takiego rozwiązania rzekomej kwestii żydowskiej, które polegałoby na fizycznym unicestwieniu Żydów. Pod tym względem program NSDAP zasadniczo nie różnił się od antysemickich deklaracji innych ówczes nych organizacji nacjonalistyczno-rasistowskich w Niemczech, w tym zwłaszcza od koncepcji Alldeutscher Verband (1913), stanowiących wzór dla narodowych socjalis tów.46 Niemniej Hitler na samym początku lat dwudziestych domagał się w odniesieniu do Żydów w Niemczech „uchwycenia zła od korzeni i wyplenienia go doszczętnie” oraz przewidywał możliwość osadzenia przynajmniej niektórych z nich w obozach koncentracyjnych, a w rozmowie z majorem Josefem Hellem (1922) mówił o potrzebie unicestwienia Żydów w Rzeszy przez skazanie na szubienicę wszystkich członków tego narodu.47 Na podstawie tych wypowiedzi trudno jednak bezspornie stwierdzić, że już wtedy świadomie planował masowe ludobójstwo Żydów jako jedynie skuteczną metodę rozwiązania tzw. kwestii żydowskiej. Niewątpliwie opowiadał się natomiast za przymusową deportacją tego narodu z Rzeszy. W ten sposób należy – jak sądzę – przede wszystkim rozumieć używane już w 1919 r. (w liście do A. Gemlicha z Ulm) określenie „usunięcie” (Entfernung) Żydów. Poglądy Hitlera na skuteczne uporanie się z problemem żydowskim uległy radykalizacji od czasu pobytu wodza NSDAP w więzieniu po nieudanym puczu monachijskim. Pisząc w 1924 r. pierwszą część Mein Kampf miał on sobie uświadomić konieczność zastosowania „najostrzejszych środków walki” z Żydami.48 Jeszcze silniej niż we wcześniejszym okresie zaczął Hitler akcentować znaczenie tzw. antysemityzmu rozumowego (Antisemitismus der Vernunft), polegającego na „planowym, ustawicznym zwalczaniu” Żydów, które powinno zastąpić przejawy bezładnego i nieefektywnego „antysemityzmu uczuciowego” (pogromy antyżydowskie i inne niekontrolowane ekscesy wobec członków tego narodu). Choć zapewne jeszcze nie w połowie lat dwudzies tych XX w. Hitler ostatecznie zdecydował się na zastosowanie w przyszłości środków oznaczających ludobójstwo Żydów, to jednak już wtedy mogła się w nim zrodzić myśl o fizycznej eksterminacji tej rasy. W Mein Kampf pisał bowiem, że nie ma innego sposobu na pozbycie się Żydów jak tylko przy użyciu miecza. Obok wcześniej występującego w jego ideologii pojęcia „usunięcie” pojawiło się w tej pracy jeszcze bardziej złowieszcze określenie „wytępienie” (Ausrottung) Żydów. Co prawda niekoniecznie oznaczało ono jedynie biologiczną zagładę tego narodu, lecz nie można również wykluczyć, że 271 Marek Maciejewski, O roli antysemityzmu w światopoglądzie Adolfa Hitlera 272 taki właśnie cel już w okresie republiki weimarskiej przyświecał Hitlerowi.49 Na zajęcie przez wodza nazistów bardziej „zdecydowanego” niż w początkowym okresie swej kariery politycznej (do 1924 r.) stanowiska w sprawie stosunku do Żydów mogła zaważyć rysująca się perspektywa zdobycia przez NSDAP władzy w Niemczech po wyborczym sukcesie tej partii we wrześniu 1930 r. Jakkolwiek by oceniać przyczyny radykalizacji poglądów Hitlera na problem żydowski od drugiej połowy lat dwudziestych, należy zauważyć, że w Mein Kampf nie został wprawdzie expressis verbis wyrażony postulat wymordowania Żydów, lecz explicite mowa w tym dziele o potrzebie zgładzenia, jeśli nie wszystkich członków tego narodu, to przynajmniej jego znacznej części.50 Od czasu napisania Mein Kampf przywódca narodowych socjalistów był coraz bardziej przeświadczony o swej misji dziejowej w doprowadzeniu do uniwersalnego rozwiązania kwestii żydowskiej. Wciąż jednak otwartą sprawą dla niego pozostawał wybór środków technicznych i organizacyjnych, które służyłyby realizacji tego celu. Jak wiadomo, ostatecznie zdecydowała o „ostatecznym rozwiązaniu” tzw. kwestii żydowskiej dopiero tajna konferencja przedstawicieli najwyższych władz Trzeciej Rzeszy pod przewodnictwem Reinharda Heydricha w berlińskiej dzielnicy Wannsee w styczniu 1942 r. Nie zachował się jednak żaden dokument bezpośrednio potwierdzający podjęte na tej konferencji ustalenia w sprawie zagłady Żydów. W zakończeniu warto nadmienić, że po definitywnym uporaniu się z Żydami Hitler zamierzał również unicestwić chrześcijaństwo. Jego stosunek do tej religii był zresztą – co niedawno wykazał ceniony znawca tej problematyki Michael Hesemann – przynajmniej częściowo pochodną antysemickich zapatrywań wodza NSDAP i Trzeciej Rzeszy.51 Przypomnę, że w planach Hitlera i innych prominentów nazistowskich leżało także doprowadzenie może nie do zupełnej likwidacji fizycznej, ale na pewno do ograniczenia liczebności narodów słowiańskich. Zanim doszłoby do realizacji tego dalekosiężnego celu, miały one stanowić rezerwuar taniej siły roboczej dla Trzeciej Rzeszy. Natomiast podobny jak Żydów los spotkał podczas II wojny światowej wielu Romów w Europie. 49 Por. S. Friedländer, Vom Antisemitismus zur Judenvernichtung. Eine historische Studie zur nationalsozialistischen Judenpolitik und Versuch einer Interpretation, [w:] Der Mord an den Juden im Zweiten Weltkrieg, hrsg. von E. Jäckel und J. Rohwer, Stuttgart 1985, s. 21 i n. 50 E. Grodziński, op. cit., s. 82 i n. Na ten temat piszę również w artykule Nazistowskie założenia polityki wobec Żydów do 1933 r. na tle antysemickiej ideologii NSDAP, [w:] Z historii ludności żydowskiej w Polsce i na Śląsku, red. K. Matwijowski, Wrocław 1994, s. 143 i n. 51 M. Hesemann, Religia Hitlera, Warszawa 2011, passim. Jerzy Oniszczuk Filozofia Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment Szkoła Główna Handlowa w Warszawie UWAGI OGÓLNE Sytuacje skrajne wyostrzają problemy, ale też umożliwiają dostrzeżenie sytuacji deprawowania człowieka, jak i marginalizowania przez niego moralności. W przypadku wspólnot państwowych pojawiają się różne jej interesy i potrzeby. Bywają one ubierane w formułę przyjmującą brzmienie: racja stanu, żywotny interes ludu, narodu. Te zwroty pojawiają się jakby nazywały jakieś siły wyższe, jakby odpowiadały zjawiskom o charakterze vis maior, były swoistymi kontratypami. Ich cechą miałaby być zgoda na swoiste zwolnienie z podążania za ogólną sprawiedliwością czy nawet słusznością w konkretnych przypadkach. Myślenie typu „wielka sprawa wymaga ofiar ludzkich”, nawet ofiar w ogromnych liczbach, ma stanowić usprawiedliwienie. Jeszcze dalej to „usprawiedliwianie” postępuje, gdy zabijanie uznawane jest za coś chwalebnego i przyjmuje ogromną skalę ze względu na industrialne zorganizowanie państwa do czynienia zła. W opisie poety-noblisty Czesława Miłosza odnajduje się wagę wpływu przymusu na moralność człowieka, na jego poczucie sprawiedliwości bycia nieprawym, zwłaszcza gdy wspólnota poddawana jest różnym opresjom i wartościom zmieniających się okupantów, gdy walczy o przeżycie wobec ogromnej przemocy. Dlatego też doświadczenia wojen XX wieku (zwłaszcza II wojny) mają powodować, że zachodnie krytyczne oceny, zwłaszcza amerykańskie, dotyczące postaw moralnych zwykłych, grzecznych ludzi, którzy w warunkach „nieludzkich”, niszczących okupacji ulegają ogromnym przemianom, nie są traktowane przez człowieka z Polski poważnie.1 KŁAMSTWO JAKO ŹRÓDŁO ZŁA. PROBLEM PATOLOGICZNEGO KŁAMANIA Uwagi dotyczące niegodziwości można rozpocząć od refleksji nad kłamstwem, które staje się źródłem różnych krzywd. To kłamstwo, które służy złu nie jest zwykle przedmiotem rozważań, które dotyczą państwa, zwłaszcza o ustroju demokratycznym. W filozofiach etycznych kłamstwo i chciwość pojawiają się jako źródła zła, które dotyka człowieka. Współcześnie dostrzega się bardziej „tolerancyjny” niż w przeszłości sposób traktowania nieprzestrzegania wartości prawdy czy uczciwości. Powszechnie zwraca się uwagę na cechujące społeczeństwa podwójne wymiary moralne. Ma miejsce 1 A. Applebaum, Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje, „Rzeczpospolita”, 20–21 listopada 2010, s. P18. 273 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment 274 moralność prywatna (dotyczy osobistego życia), ale także zewnętrzna (publiczna, biznesowa).2 W sytuacji, gdy społeczeństwo toleruje chciwość, nie odrzuca postępowania nieetycznego, łatwiej niż w przeszłości znosi kłamstwo, pojawia się kwestia przyczyn tych swoistych „tolerancji” i ich zagrożeń dla państwa, zwłaszcza demokracji. Wobec tezy, że ludzie bardzo często kłamią, albowiem stan ten jest skutkiem procesów ewolucyjnych i służy przetrwaniu ludzkiemu, to np. prawda i uczciwość nie pojawiają się jako wartości absolutne nawet w ustroju demokratycznym. Co ważne, „wbudowana” w ludzi łatwowierność, która jest bardziej „opłacalna” (ekonomiczna) niż powątpiewanie (nieufność), ułatwia funkcjonowanie kłamstwa. Nadto dostrzega się, że większość ludzi cechuje ufność co do szczerości innych. Ważną cechą nieetyczności, a zwłaszcza kłamstw, nawet drobnych, jest spłycanie relacji między ludźmi. Akceptacja nawet „niewinnych” kłamstw charakteryzowana jest jako stwarzanie „klimatu, który zwiększa ryzyko, że przyjmiemy większe kłamstwo”. Ignorowanie kłamstw interpretowane bywa jako uczestniczenie w oszukiwaniu.3 Dowodzi się, że w ujęciu czasowym prawdomówność ciągle zmniejszała się w miarę zbliżania do współczesności, której kultura sprzyja wykształcaniu mitomanów charakteryzowanych jako patologiczni kłamcy. Świat polityki, reklamy czy prezentacja własnej osoby w CV okazują się być podporządkowane prawom marketingu i „ery opakowań”. Rzeczywistość „opakowań” powoduje, że rośnie liczba ludzi, którzy mają wysoką samoocenę, czemu towarzyszy samooszukiwanie, któremu sprzyja dążność do jak najlepszego zaprezentowania się. Powyższa tendencja bywa tłumaczona jako konsekwencja poziomu zindywidualizowania kultury (prof. antropologii Maria Flis). Im bardziej rozwinięta, zindywidualizowania kultura, tym większa jest skłonność do projektowania fantazji dotyczących własnej osoby, która wytwarza swoje „ja” w odniesieniu do samego siebie, a więc inaczej, niż w odległej przeszłości, gdy jego rola była z góry wskazana. Tożsamość okazała się ważnym dobrem kultury Zachodu, a równocześnie z uwagi na ogromny wzrost informacji dotyczących jednostki ma miejsce ciągłe zmienne określanie pozycji człowieka. Stan ten powoduje, że trudne jest utrzymanie spójnego wizerunku, spójności poglądów, co jest żądaniem społecznym. To są warunki procesu adaptacji człowieka do zmieniających się sytuacji, zaś wspomniane przystosowanie wyraża rozwój różnych sposobów myślenia i aktywności. Wzrastający poziom patologicznych kłamców nie jest zatem pochodną jakiejś choroby psychicznej, ale dowodzi się, że wykształca się w okresie dziecięcym, i później staje się składnikiem życia mitomana. Co więcej, już w latach 70. XX w. wykazywano, że kłamstwo jest składnikiem procesu komunikacji międzyludzkiej (Robert Wolk i Artur Hanley).4 2 W sprawie spadku płac zarządów światowych firm zob. A. Błaszczak, Kryzys zdusił premie prezesów oraz opinię prof. Wojciecha Gasparskiego, „Rzeczpospolita”, 25 września 2009, s. B5. 3 Kłamstwo jest w cenie. Rozmowa z psychologiem prof. Robertem Feldmanem, „Wprost”, 20 września 2009, s. 60. 4 Na podstawie praktyki psychiatrycznej wyrażany jest pogląd, że na początku XXI w. patologiczne kłamanie cechuje co dziesiątego pacjenta, podczas, gdy jeszcze kilkanaście lat wcześniej był to co setny przypadek (I. Redlińska, W nałogu kłamstwa, „Rzeczpospolita”, 10 marca 2005, s. A10 i powołane prace: T. Witkowski, Psychologia kłamstwa, Wyd. UNUS 2002; J. Antas, O kłamstwie i kłamaniu, Kraków 2000). We wspomnianym artykule przedstawiono pogląd Polaków z 2000 r. o profesjach najczęściej kłamiących: politycy (73 proc.), adwokaci (40), akwizytorzy (40), dziennikarze (28), biznesmeni (24), księża (19), policjanci (11), lekarze (7), nauczyciele (2), naukowcy (1). Filozofia Do powyższych uwag można też dodać, że pochodna patologicznie traktowanej tzw. politycznej poprawności nie sprzyja prawdomówności. Najważniejsze pytanie dotyczy tego, w jakich warunkach człowiek mówi prawdę. Literackie ujęcia nie dostrzegają, aby prawda towarzyszyła ludziom aspirującym do dóbr, przywilejów itd. Wedle takiego też ujęcia zwykle dopiero człowiek „zepchnięty” w społeczeństwie na przysłowiowe „samo dno” pojawia się jako dostarczający prawdy. KŁAMSTWO I WIELE PRAWD Problem kłamstwa pojawia się też w kontekście możliwości istnienia różnych prawd, nie tylko jakiejś jednej obiektywnej. Z jednej strony wyrażane są poglądy o konieczności dochodzenia do jednej ostatecznej, prawdziwej prawdy. Wyraża się wiarę, że tylko w takiej prawdzie nastąpi swoiste wyzwolenie człowieka od życia w kłamstwie. Z drugiej strony zgłaszana jest wątpliwość w możliwość istnienia takiego swoiście idealnego stanu. Zauważa się też ogromną szkodliwość takich prawd, które „zniewalają lub potęgują krzywdę”. Formułowane są więc obawy przed szkodami, do których prowadzi dążenie do odkrycia prawd, bez względu na koszty. Wreszcie pewne „mądrościowe” podejście, wynikające z doświadczenia i wieku sprzyja ocenie o możliwości współistnienia ze sobą wielu prawd, zwłaszcza, gdy chodzi o charakteryzowanie przeszłości.5 Na prawdę traktowaną jako wielkie zagadnienie dla głębokiego myślenia i zdehumanizowane traktowanie prawdy za pomocą np. hasła „Prawda was wyzwoli” w odniesieniu do odkrywania prawd historii próbuje spojrzeć T. Gadacz. W ocenie filozofa w przypadku przeszłości problem przyjmuje postać „wiedzy lub niewiedzy”, a jako trudno odróżnialną traktuje np. „prawdę, która obiektywnie istnieje, ale jest nam tylko częściowo dana, od wiedzy, którą posiadamy”.6 Prawda i wiedza nie pojawiają się jako pojęcia równoznaczne. Zdobywanie wiedzy może służyć dążeniu do prawdy. Ale, jak zauważa filozof, często występuje wiele koncepcji objaśnienia sensu jakiegoś zjawiska. I każde jest równoprawne innym. Decyzja człowieka będzie więc nie tyle pochodną jakiejś zdeterminowanej pewności, ale wyboru wizji, do której jest bardziej przekonany. KŁAMSTWO JAKO MECHANIZM ZDOBYWANIA DÓBR. NADUŻYWANIE AUTORYTETU NAUKI Kłamstwo pojawiało się jako źródło dążenia przez ludzi do różnych dóbr, uznania, stanowisk itd. Różne fałszerstwa służb publicznych (np. wywiadu), naukowców stanowiły też podstawę decyzji politycznych o doniosłych następstwach dla demokracji, jak w przypadku inwazji na Irak w okresie prezydentury G. W. Busha (USA) czy wpływania na różne decyzje gospodarcze na świecie, jak w przypadku upowszechniania nie tylko prawdziwych, ale i fałszywych informacji o zagrożeniach przemysłu dla biosfery. Pod koniec 2009 r., przed i po szczycie ekologicznym w Kopenhadze, ujawniono szereg nieuczciwych stwierdzeń naukowych związanych z wpływem róż5 W. Osiatyński w wywiadzie: Polityka żyje awanturą, my życzliwością i dobrocią, „Przegląd”, 20 września 2009, s. 8. 6 T. Gadacz, [w:] Nie ma szczęścia bez myślenia, „Dodatek do Polityki” 2010, nr 6, s. 130. 275 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment 276 nych przedsięwzięć ludzi na ocieplenie klimatu (climatgate). Wkrótce potem wykazano zwłaszcza, że brytyjscy badacze7 zmian klimatu manipulowali różnymi danymi, aby wykazać, iż pojawiły się istotne zagrożenia wywołane wzrostem średnich temperatur na świecie. Na przykład wykorzystali odpowiadające im dane tylko z 25 proc. rosyjskich stacji meteorologicznych. Na nieuczciwość naukowców angielskich wskazywała też ujawniona treść e-maili, które między sobą wymieniali badacze z ośrodka Climate Research Unit na University of East Anglia, a z których wynikało, że aby potwierdzić teorię o zmianach klimatycznych fałszowali rezultaty badań.8 Podobne rozminięcie się z prawdą zarzucono Międzyrządowemu Zespołowi ds. Zmian Klimatycznych ONZ (IPCC) dowodzącemu m.in. ogromnych globalnych zmian klimatycznych (ocieplenia) i szybkiego stopienia lodowców w Himalajach do 2035 r. Zespół ten razem z Alem Gorem (byłym wiceprezydentem USA) w 2007 r. otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Na wspomnianej konferencji klimatycznej w Kopenhadze teoria zmian klimatycznych służyła za podstawę podejmowania wielu decyzji związanych z ograniczaniem emisji gazów cieplarnianych, co może wpłynąć na konieczność zmiany technologii produkcji przemysłowej w wielu państwach i zakup nowych „zielonych” technologii w krajach przemysłowo najbardziej rozwiniętych. Niecałe dwa miesiące po szczycie kopenhaskim IPCC przepraszała za mylne dane z raportu z 2007 r., którego ustalenia miały znaczenie dla nagrodzenia organizacji. Jednocześnie dowodził, że mimo wspomnianego błędu, to jednak ocieplenie na świecie postępuje.9 W przypadku prób rozważania problemu globalnego ocieplenia w kontekście różnych niejasności, zwraca się uwagę na okoliczność częstego przerywania prób debat nad ocieplaniem pod pretekstem, że panuje naukowy konsensus dotyczący tego ocieplenia i jego skutków, tak, iż w efekcie nastąpiło już zamknięcie debaty naukowej. Wątpliwości co do naukowości konsensualnej prawdy i zamknięcia sporów towarzyszy spostrzeżenie, że krzykliwe zamykanie tej dyskusji jest „metodą zagłuszania, wykluczania, potępiania i demonizowania kwestionujących” szereg „prawd” globalnego ocieplenia. Dowodzi się, że uzasadnieniem tego postępowania jest fakt politycznego i biznesowego charakteru ideologii globalnego ocieplenia. Zatem chodzi o „stanowiska, prestiż i duże pieniądze nie tylko pracowników naukowych, lecz nawet całych instytutów; o posady tysięcy biurokratów i organizacji pozarządowych”, ekspertów i systemu propagandy. Niebezpieczeństwo globalnego ocieplenia pojawia się jako część ogromnego przemysłu strachu. Za tym wielomiliardowym przemysłem stoją także interesy pośredników (np. w handlu „kredytami” związanymi z tzw. „kompensowaniem” emisji węglowych), przedsiębiorstw (np. produkujących farmy wiatrowe, czy ogniwa słoneczne) i ogromnej liczby organizacji pozarządowych uzależnionych od funduszy z UE. Dowodzono, że powyższe okoliczności spowodowały niemerytorycz- 7 Związani z Hadley Center for Climate Change (HadCRUT) działającym przy Brytyjskim Biurze Meteorologicznym. Raport Centrum używany był jako dowód na globalne ocieplenie. 8 P. Zychowicz, Rosjanie ujawniają nowy szwindel brytyjskich naukowców, „Rzeczpospolita”, 18 grudnia 2009, s. B3. 9 M. Kozmana, Szczyt klimatycznej niezgody, „Rzeczpospolita”, 18 grudnia 2009, s. B2–3; R. Korzycki, Grzechy półboga od klimatu (Kłamstwa nie są w stanie złamać kariery Rejendry Pachauriego), „Dziennik Gazeta Prawna”, 29–30 stycznia 2010, s. M7. ZŁO W DEBACIE INTELEKTUALNEJ. LUDOBÓJSTWO JAKO „PROBLEM ZŁA”. NISZCZENIE SPOŁECZNEGO HUMANISTYCZNEGO KODU NORMATYWNEGO W powyższych uwagach pojawiły się różne opisy zjawiska ogólnie określonego jako zło. Jest ono charakteryzowane w różny sposób. Zło bywa przedstawiane jako coś stałego, niezmiennego przypisanego naturze ludzkiej, ale bywa ujmowane również jako coś zmiennego, czy też w sposób ewolucyjny. Zło pojawia się w rozważaniach nad charakterem poszczególnych ludzi – jednostek (indywiduów), jak i w związku z życiem zbiorowym (społecznym). Rozważania nad złem przybierają też postać abstrakcyjną. Kapitalną częścią rozważań nad złem jest źródło jego pochodzenia. Na przykład winą za wykształcanie zła obciążana bywa np. niedoskonała natura ludzka, władza, czy nawet religia.11 Często mówi się o złej naturze człowieka albo jego podatności na zło, wówczas tym mechanizmem sprzyjającym złu ma być egoizm każdego człowieka. Zło przedstawiane bywa w ujęciu deterministycznym, np. jako rzeczywistość społeczna, zderzenia z którą ludzie nie mogą w żaden sposób uniknąć. Zatem ta interpretacja dowodzi, że ani najlepsza wola, ani wielka zdolność przewidywania nie ustrzeże ludzi przed konfrontacją ze złem. Nadto wyrażane są poglądy, że wzrastającej ostrożności towarzyszy większe prawdopodobieństwo zderzenia się ze złem. Także literackie opisy dowodzą powszechności występowania zła, nawet pod postacią dobra. Trafnie zauważa Josif Brodski, że „Nigdy nie zdarza się tak, że puka do drzwi i woła: »Otwórz, to ja, Zło«”. Co więcej, poeta wypowiada myśl, że wiele cech, które poszczególni ludzie mają i w stosunku do siebie uważają je za pozytywne, równocześnie odnajdują je we wrogach i stawia pytanie, czy wróg nie jest przypadkiem odbiciem lustrzanym przeglądającego się, albowiem „w złu najciekawsze jest to, że jest ono całkowicie ludzkie”. Wobec tego poeta uważa, że „niczego nie można łatwiej wywrócić na nice niż poczucia sprawiedliwości społecznej, obywatelskiego sumienia, wizji lepszej przyszłości itd.”, zaś w sytuacji tej najpewniejszym kryterium zagrożenia „jest liczba ludzi, którzy wyznają podobne poglądy, nawet nie dlatego, że jednomyślność często przepoczwarza się w jednolitość, lecz ze względu na prawdopodobieństwo – zawsze kryjące się w wielkich liczbach – że szlachetne uczucie jest grą”. Masa stojąca za złem sprzyja ocenie, że obroną przed złem jest „indywidualizm, oryginalność myślenia, nawet może ekscentryzm”, gdyż „[z]ło uwielbia perfekcję. Pociągają je wielkie liczby, pewność niezbita jak granit, czystość ideologii, wymusztrowane armie i idealnie zgadzające się bilanse”. Poeta-filozof pod koniec XX wieku oceniał, że zło triumfuje i kwestią jest nie tylko jego wielki rozmiar geograficzny, ale także jego dominacja w poszczególnych ludziach. Wielki problem odnajdywał więc Brodski w tym, że doszło do wycieńczenia tych, którzy stawiali złu opór.12 Państwo odrzucające wartość jednostki, dążące do masowego A. Kołakowska, Kto się nabrał na pogróżki Ala Gore’a, „Polska”, 23–25 lipca 2010, s. VII. Z. Mikołejko, Ateizm jako nowy przesąd, „Europa. Dodatek do Dziennika”, 30–31 maja 2009, s. 15. 12 Poeta, laureat Nagrody Nobla z 1987 r. Josif Brodski w eseju: Strategia obrony, „Rzeczpospolita”, 21–22 stycznia 2006, s. 8. Filozofia ne potępianie zastrzeżeń sceptyków jako „zaślepionych szaleńców, którzy chcą przeszkodzić ludzkości w harmonijnym dążeniu do szczęścia”.10 10 11 277 uporządkowania pod jakimś hasłem typu „ład ponad wszystkim”, pojawia się zatem jako sprzyjające złu. Powszechne w dzisiejszej świadomości po Holokauście i Auschwitz jest przekonanie, że zło może być banalne, ale może też być następstwem ogromnego resentymentu. Jednak nie dominuje już myśl o deterministycznej naturze zła. Jej źródła odnajdowane są w decyzjach ludzi, co tłumaczone jest i w ten sposób, że bez woli człowieka zło nie utrzymałoby się. Na przykład Ksawery Pruszyński (W czerwonej Hiszpanii) u źródeł zła rewolucji umieszcza nagromadzone przez setki lat nierówności społeczne, a także „wpół niewolnicze położenie hiszpańskich chłopów, którym dopiero rewolucja przyniosła wolność i godność”. Ale zadawanie bezpośredniego zła przez ludzi okazywało się też „zwykłe”, nierefleksyjne i bez empatii, i tak opisuje je wspomniany pisarz wskazując na zabijanie bez sądu i cytując wypowiedzi członków plutonów egzekucyjnych: Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment „Nie było dla mnie strasznym, że tak zabijano. Że zabijano, wiedziałem. Strasznym było, że zabijali tacy właśnie, najlepsi, szczerze patrzący chłopcy, nie tylko nie zbrodniarze, nie tylko nie ludzie zwyczajni, ale najpewniej dobrzy, idealiści, najlepsi […] Cobos-Sanchez wierzył głęboko, że zło na świecie sprowadza się do tego, że istnieje wadliwy ustrój. Zmiana złego ustroju była dlań równoznaczna ze zwycięstwem dobra na świecie. Cobos-Sanches zmieniał zły ustrój, ale zapomniał o jednym: że tymczasem człowiek, on sam, setki tysięcy i miliony jemu podobnych, stawali się gorsi, sami o tym nieraz nie wiedząc”.13 278 Ale nawet takiego prymitywno-idealistycznego uzasadnienia nie można doszukać się w liście Irmfrieda Eberla (austriacki lekarz i pierwszy komendant obozu w Treblince) do żony, w którym twierdził, że jest „zadowolony i dumny ze swojego osiągnięcia”; dodawał też: „[s]prawy idą dla mnie bardzo dobrze. Jest tu dużo do zrobienia i to daje mi dużo radości”. W jego postawie dostrzegana jest nie tylko obojętność, ale i okrucieństwo.14 Refleksja nad zakresem zła, które wyznacza państwu granice działania pojawiała się dosyć dawno w rozważaniach filozofów. Ale zło, w postaci zabijania całych narodów, jako coś mało ważnego pojawiło się jako źródło refleksji nad kłamstwem po zbrodniach II wojny światowej. Hannah Arendt w 1945 r. napisała, że „problem zła stanie się fundamentalną kwestią powojennego życia intelektualnego” na Starym Kontynencie. Można też odnotować późniejsze spostrzeżenie, że w Europie po II wojnie zniknął kult przemocy. W trakcie wojny przemoc w przeważającym stopniu dotknęła ludność cywilną. Dlatego wycieńczeniu narodów europejskich towarzyszyło pytanie, dlaczego doszło do wyrządzenia tylu krzywd, zwłaszcza ze strony Niemców, i jak możliwe było eksterminowanie przez nich innych narodów, zwłaszcza Żydów (Holokaust).15 Ta sytuacja została opisana jako „problem zła”, przy czym zauważa się, że wojenna P. Osęka, Podróżnik po Polsce, „Polityka”, 19 czerwca 2010, s. 64. A. Leszczyński, Historyk patrzy na rzeźnię, „Gazeta Wyborcza”, 4–5 grudnia 2010, s. 30. 15 Holokaust według Elie Wiesela był w dziejach ludzkości zbrodnią o charakterze wyjątkowym, w obozach ginęli ludzie za to, że należeli do określonego narodu (ich „winą” była narodowość). Zauważa się pewne podobne dążenie do likwidacji całego narodu wobec Polaków (Hitler), tureckich Ormian (Turcja), Burów (Anglicy), Chińczyków i Koreańczyków (Japończycy, lata 30. XX w.), Koptów (średniowiecze w muzułmańskim Egipcie). Zob. R. A. Ziemkiewicz, I ty zostaniesz antysemitą, „Rzeczpospolita”, 28 lutego – 1 marca 2009, s. A11. A. Glucksmann 13 14 Filozofia trauma narodów spowodowała wieloletnią słabą obecność wspomnianego problemu w debacie europejskiej, jednak współcześnie historia tego „zła” znalazła się w centrum refleksji intelektualnej Europy. Podstawowa kwestia etyczna po II wojnie światowej nawiązała więc do Auschwitz, zaś jako ważną dla uchwycenia sensu uczynionego tam zła wskazuje się okoliczność, że naprawdę w tej eksterminacji Żydów okropne było zbanalizowanie zła (Arendt). Zatem kwestią moralną okazał się nie tyle rozmiar, gigantyczność ludobójstwa, ale wprost przeciwnie – sensem tego zła okazało się to, jak bardzo eksterminacja była nieważna, nieistotna. Po okresie uświadomienia ogromu zła w Europie (i nie tylko) na początku XXI w. ocenia się, że problem zła, nawet wielkiego, blaknie. Przede wszystkim jest to sprawa nadużywania pojęcia zła np. dla celów politycznych („oś zła”), co oznacza jego instrumentalizację, a także zbyt łatwe, bezrefleksyjne szafowanie pojęciem zła na oznaczenie różnych szaleństw ludzkości, jej głupoty, czy różnych wykroczeń. Za to rozmywanie sensu zła obciążana jest więc banalność sytuacji użycia (nadużywania) tego słowa, nadmierne i nachalne posługiwanie się Holokaustem prowadzące do spłaszczenia pojmowania zła i jego spłycenia, a w rezultacie również do znieczulenia na to pojęcie. Zauważa się przy tym np., że wyłączne skupienie się na krytyce antysemityzmu i zwalczaniu zła w postaci np. terroryzmu, przy pomijaniu setek wykroczeń, grzechów przez zwalczających to zło, wywołuje sprawę kolejnych cierpień i krzywd. W tej sytuacji uzasadnione jest sięgnięcie do wypowiedzi Arendt, że: „[...] największym zagrożeniem uznania totalitaryzmu za przekleństwo tego stulecia jest obsesja na jego punkcie – aż do zaślepienia na liczne drobne zła, którymi droga do piekła jest wybrukowana”. Szczególnie ważne pytanie dotyczy sposobu uniknięcia zagubienia prawdziwego, głębokiego sensu zła, którego problem w przeszłości przybrał postać niemieckiej eksterminacji Żydów, zaś współcześnie problem zła to problem ludobójstwa, które ma charakter uniwersalny. Wobec przekonania o ciągle słabnącej sile oddziaływania Shoah o wymiarze uniwersalnym, stawiana jest kwestia, w jaki sposób zachować zasadniczą wiedzę dostarczoną przez doświadczenie Holokaustu, płynącą z: „łatwości, z jaką naród – cały naród – może zostać odczłowieczony i unicestwiony”. Zaznaczono, że na początku XXI wieku słabnie zrozumienie tej uniwersalnej przestrogi płynącej z symbolu Auschwitz u wielu ludów na świecie, a zwłaszcza Azji i Afryki.16 Upływający czas nie spowodował więc, aby logika Auschwitz, opętanie ludobójstwem przeszło do historii, ale przynależy do teraźniejszości. Stąd szczególne znaczenie ma przywołana przez Glucksmanna, a zapomniana w belle époque wypowiedź Carla von Clausewitza: „Kiedy padną granice możliwego, istniejące, by tak rzec, jedynie w naszej podświadomości, trudno je ustawić z powrotem”, i stosownie do tego filozof zaznacza, że Auschwitz pozostaje wciąż możliwe, a ujawniony w ubiegłym wieku instynkt śmierci trwa”.17 Zagadnieniem jest zapobieganie uspokojeniu, że XX-wieczne doświadczenie (W nieskończoność rozciąga się bagno, „Rzeczpospolita”, 20–21 lutego 2010, s. A17) dostrzegł m.in. w ludobójstwie Tutsi w Rwandzie z końca XX kolejne „ujawnienie się logiki Auschwitz – logikę celowej i totalnej destrukcji narodu, podczas gdy świat trwał bezczynny w swej nielogicznej obojętności”. 16 T. Judt, Problem zła w powojennej Europie, „Rzeczpospolita”, 29–30 marca 2008, s. A20. 17 A. Glucksmann, W nieskończoność rozciąga się bagno, „Rzeczpospolita”, 20–21 lutego 2010, s. A17. 279 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment zła absolutnego – Auschwitz jest już za ludzkością, bowiem mamy XXI wiek. Stawiane jest więc pytanie (J. Judt) o to, jak spowodować, aby problem prawdziwego zła zachował swoje podstawowe miejsce w życiu umysłowym ludzi. Dopuszczenie do przypadku Auschwitz stanowiło ogromne zagrożenie dla moralności, ale kolejne akty obojętności na akty ludobójstwa mogą nawet prowadzić do oceny, że wiele społeczności zapadło w nicość moralną, a nawet, iż ten nihilizm nie tylko oznacza zanikanie sumienia indywidualnego, ale i sumienia ludzkości. W każdym razie obojętność na zło, przejawiająca się np. we współpracy z opresyjnymi rządami, ruchami społecznymi, czy grupami nie może nie oznaczać jakiegoś współudziału w dokonywaniu wielu aktów nienawiści współcześnie. Powyższe uwagi wymagają głębszego odniesienia do źródeł zła. Podawane są różne wyjaśnienia. Na przykład dowodzi się, że u źródeł Holokaustu znajdował się antysemityzm, mentalność ludobójców w postaci pewnej woli sprawców, ich „zezwierzęcenie” (Daniel J. Goldhagen). Akceptując myśl, że antysemityzm jest podstawowym składnikiem wyjaśnienia Holokaustu Timothy Snyder odrzuca jednak myśl, że to tylko wolna wola może uzasadniać ludobójstwo18, albowiem np. w ludobójstwie brały udział tysiące ludzi, którzy byli pozbawieni „momentu decyzyjnego”, nie mogli dobrowolnie wybrać roli morderców (np. żydowscy policjanci, „jeńcy sowieccy pod niemieckim dowództwem obsługujący ten obóz” – Treblinkę). 280 „Więźniowie ci ocaleli z innego niemieckiego programu masowego zabijania – głodzenia sowieckich jeńców wojennych […]. Dzięki kolaboracji z nazistami ocalili życie. Zwerbowano ich do zadania, którego nie przewidzieli ani nie wybrali, kiedy przebywali w obozach jenieckich, gdzie przed uruchomieniem komór gazowych Treblinki zmarły dwa miliony radzieckich żołnierzy. Podobnie, jak żydowscy policjanci, nie byli wolnymi podmiotami realizującymi swoją wolę w »przychylnych eliminacjonizmowi środowiskach«”. Przy uznaniu poglądu Goldhagena o dehumanizowaniu swoich ofiar przez nazis tów (zwłaszcza Żydów), krytykę wzbudziło jego ujęcie ludzi w wymiarze zwierzęcym jako znaczącego uzasadnienia jego stanowiska. Wobec tego wyłącznie wydobycie wolnej woli, zjawiska propagandy i zwierzęcości uczestniczących w ludobójstwie spotkało się z oceną, że w takiej charakterystyce nie ma analizy czasów ludobójstwa, ale jest „gniewnym produktem” tej epoki. Snyder przeciwstawia więc temu opisowi ujęcie ludzkiego problemu moralnego z Holokaustem w przedstawieniu Yehudy Bauera, a mianowicie, że ten problem „nie polega na tym, że sprawcy byli nieludzcy, tylko że 18 Termin ludobójstwo (genocide) zaproponował prawnik Rafał Lemkin (1900–1959) w 1933 r. w związku z informacjami o masakrach Ormian w państwie otomańskim oraz Asyryjczyków w Iraku. Początkowo R. Lemkin proponował pojęcie „zbrodni barbarzyństwa”. W jego rozumieniu byłoby przestępstwem w rozumieniu prawa międzynarodowego zabójstwo dokonane „z nienawiści do wspólnoty rasowej, religijnej czy społecznej”. To pojęcie ludobójstwa było obecne podczas procesów norymberskich, chociaż nie pojawiło się w wyrokach sądu (R. Lemkin był doradcą oskarżyciela amerykańskiego R. H. Jacksona). Wspomniany prawnik przygotowywał też projekt Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r. o zapobieganiu i karaniu ludobójstwa. Ostatecznie Konwencja przyjęła wąską definicję wspomnianego przestępstwa, a mianowicie, że są to „czyny popełnione z zamiarem zniszczenia grupy narodowej, etnicznej, rasowej lub religijnej”. W tym ujęciu zabrakło rozszerzenia o grupy społeczne i polityczne, co było następstwem zabiegów dyplomacji radzieckiej. Przyjęcie szerszej wersji oznaczałoby np. odpowiedzialność ZSRR za zamordowanie np. arystokracji czy trockistów. Zob. A. Applebaum, op. cit., s. P19 i powołany: N. Naimark (Stalin’s Genocides). 19 s. 15. Filozofia byli ludźmi takimi, jak my i że człowiek jest istotą ulegającą morderczym instynktom, które oni przejawiali”.19 Powyższe uwagi podejmują m.in. kwestię zła, które ujawnia się w normalnie porządnych ludziach nie podlegających ideologicznej obróbce o wyższości rasowej czy o konieczności ogólnoświatowej rewolucji wyzwolenia uciemiężonych ludów, ale poddanych ogromnym opresjom zmieniających się okupantów i ich systemów wartościowania podbijanych ludów. Ponownie sięgając do uwag Arendt (Myślenie i zło) można też u podstaw zła odnaleźć bezmyślność, przyjmowanie różnych prawd i rozkazów bez żądania uzasadnienia20. Nie mówiąc już o resentymencie czy robieniu „dobrych” interesów gospodarczych, kosztem wartości moralnych. Wśród przyczyn zła sytuuje się zatem nie tylko obszar intencjonalnych działań wywołanych nienawiścią, ale unikanie samodzielnego myślenia i odpowiedzialności, swoiste wygodne rezygnowanie z rozważań nad słusznością postępowania, bezrefleksyjne pozostawanie posłusznym cudzym nakazom. Ślepe posłuszeństwo autorytetowi będzie mogło doprowadzić do uczynienia zła, jeżeli nie będą konkurowały aktywnie z nim zasady określane np. jako życzliwość powszechna, miłość bliźniego, konieczna empatia dla krzywdzonego, nakazu postępowania zgodnie ze swoim sumieniem czy kantowskiego imperatywu kategorycznego. Zatem, jak zaznaczono, warunkiem korzystania z tych różnych zasad o wymiarze moralnym, które wywołają żądanie uzasadnienia nakazów różnych autorytetów, jest potrzeba własnego myślenia i odwagi zadawania istotnych pytań. Takiej odwagi nie odnajdywano zwłaszcza wśród ludzi mających coś do stracenia, np. z grup aspirujących do ekonomicznej klasy średniej. Co ważne źródłem zła czy raczej osłabienia zdolności do wytwarzania nastawienia promoralnego, jest pozostawienie sprawców zła bez osądzenia. Brak stałego przekonania, że dobro zatriumfuje, powoduje destrukcję stosunków społecznych. W przypadku zaś demokracji jest symptomem rozkładu ustroju i nieobecnością zaufania do państwa. W każdym razie sprzyja rozwojowi cynicznych nastawień. Niekiedy u źródeł zła wyrządzonego przez Niemcy umieszczany bywa głównie Hitler. Dowodzi się np., że uzyskując wielkie zaufanie Niemców w związku z sukcesem gospodarczym mógł rozpętać wojnę i popełnić wielkie zbrodnie.21 Inne zaś rozważania podejmują skutki wizji Volksgemeinschaft (wspólnoty narodowej), która oznaczała zasypanie podziału między „zwolennikami dawnych kajzerowskich Prus a proletariatem, który kontestował dawne porządki i jego nieprzekraczalne bariery społeczne. Po zdobyciu władzy przez Hitlera nazistowska idea wspólnoty narodowej dowartościowała klasy niższe”. Owo „dowartościowanie” czystych rasowo Niemców ponad podziałami społecznymi było efektem wykluczenia innego, zwłaszcza Żyda, czy niepełnosprawnego. Jeszcze później miało dojść do schwytania Niemców w moralną pułapkę, T. Snyder, Co musimy wiedzieć o Holokauście, „Europa. Dodatek do Newsweeka” (listopad) 2010, nr 11, 20 SS-Obersturmbannführer Adolf Eichmann, współtwórca projektu eksterminacji niepożądanych elementów takich, jak Żydzi czy Słowianie, podczas procesu okazał się nad wyraz „pospolitym” czy „zwyczajnym” człowiekiem, który podkreślał swoją niesamodzielność i posłuszeństwo: „Byłem posłuszny. Bez względu na to, jaki otrzymałbym rozkaz, i tak byłbym posłuszny”. 21 Francuski politolog i historyk E. Todd w rozmowie: Żyjemy w przegranym świecie, „Europa. Dodatek do Dziennika”, 4–5 lipca 2009, s. 3. 281 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment gdy „ugrzęźli we współwinie za podpalenie świata”. Jednak ukazanie Hitlera jako symbolu fenomenu zła ma niewystarczające podstawy. W opisie kuratora wystawy berlińskiej z 2010 r. Hitler i Niemcy – idea wspólnoty narodowej i zbrodnie wspomniane przedstawienie kwestionowało tezę o dojściu Hitlera do władzy w rezultacie uwiedzenia ogromnych mas ludzkich, albowiem był on „osobą raczej niepozorną i mało charyzmatyczną. Jedyne, co potrafił, to wygłaszanie przemówień i agitacja. Jego siła wynikała z tego, że inni przypisywali mu charyzmę, że jest wybawicielem narodu”. Skoro Hitler był, jak dodał P. Semka, „kiepski, a wszystko było tylko chciejstwem Niemców, którzy potrzebowali silnego człowieka i w Hitlerze go sobie ucieleśnili”, to pojawia się pytanie o motywacje Niemców, o to jakich oczekiwali korzyści. Wobec tego, że wystawa nie wyjaśniła wystarczająco „gdzie tkwił czar, który towarzyszył terrorowi. To coś, co wyjaśni, dlaczego Niemcy szli za Hitlerem jak zahipnotyzowani”, autor zaznacza literacko, że „do brutalnego tanga trzeba było dwojga”. To coś, tj. wrośnięcie nazistowskiej ideologii nienawiści w „mentalność »zwykłych Niemców«” próbowała wykazać wystawa w Jenie (Turyngia) Obcy w obiektywie przedstawiająca zdjęcia z albumów żołnierzy niemieckich z okresu II wojny. Na tym tle sformułowana została kwestia, jak posłuszeństwo w stosunku do ideologii i nakazów wodza przełożyło się „na setki tysięcy małych i większych świństw, jakie Niemcy popełniali, bo nagle wolno im było bezkarnie skrzywdzić tych, których reżim wykluczył ze wspólnoty narodowej czy szerzej – wyzuwał z wszelkich praw”. Na te świństwa składały się tysiące donosów niszczących konkurencję, zdobywanie na hasło „aryzacji” cudzej własności, poddawanie niepełnosprawnych członków rodzin eutanazji, powszechne rabowanie „w myśl hasła Aus Polen ist alles zu holen (z Polski wszystko jest do zabrania)” itd. itd. Zatem to z milionów takich mniejszych i większych „łajdactw utkane były dzieje III Rzeszy”. I wielką kwestią są też źródła i warunki nazizmu, która to ideologia mogła z takim zbrodniczym skutkiem się zrealizować w Niemczech.22 Stawiane są przy tym pytania o inspiracje praktyki III Rzeszy rewolucją bolszewicką, a także terrorem stalinowskim. Powyższe uwagi wskazują, że przy poszukiwaniu tego, co wpływa na zło, a jeszcze bardziej na wykształcenie totalnego zła nie wystarczy wskazać tylko na indywidualne niedoskonałości jednostki. Dostrzega się, że pozostawanie np. na poziomie indywidualnych doświadczeń ogranicza, a nawet usuwa wagę wydarzeń historycznych. Takie podejście powodowałoby niedostrzeganie zbiorowej moralnej i prawnej odpowiedzialności za zło, za kapitulację przed tradycyjnymi nakazami moralności, przed prawami człowieka. Z tego punktu widzenia zauważa się, że Niemcy jako odpowiedzialne za wywołanie dwóch wojen w XX wieku i realizację koncepcji eksterminacji całych narodów i kultur jako zbiorowość „ewidentnie nie zdali egzaminu”, chociaż ocenia się przy tym, iż było wielu indywidualnych Niemców, którzy zdali egzamin z praw człowieka. W tym podejściu narody jako podmioty historii postrzegane są jako również jako wspólnoty decydujące i z tego powodu ponoszące odpowiedzialność.23 Zrozumiałe, że ocena przeszłości nie może być bez ważnych uzasadnień bezrefleksyj22 23 282 s. 24. P. Semka, Wiecznie groźny, wiecznie niewyjaśniany?, „Rzeczpospolita”, 20–21 listopada 2010, s. P20. Marek Cichocki w rozmowie: Kto zdał egzamin z XX wieku, „Gazeta Wyborcza”, 27–28 października 2007, Filozofia nie przenoszona w przyszłość, na obraz kolejnych pokoleń. Kolejne pokolenia mogą posługiwać się już innymi wzorcami moralno-normatywnymi. Rozważania nad mechanizmem wykształcania warunków do tworzenia zła w postaci ludobójstwa (zła masowego) i samo to zło pojawiają się w kontekście analizy procesu zmiany kodu normatywnego w społeczeństwie. Zło okazuje się być także rezultatem zmiany tego kodu. Inaczej mówiąc u źródeł zła i jego akceptacji jest „edukacja” na rzecz zmiany kodu aksjologicznego. W ocenie profesora psychologii społecznej Haralda Welzera nowoczesne społeczeństwa tylko pozornie wydają się moralnie stabilne, a zmiana normatywnego kodu może nastąpić bardzo szybko. Ten proces polega na „systematycznym przekraczaniu kolejnych progów” zła. Sięgając do przykładu nazistowskich Niemiec uczony dowodzi, że ludzie najpierw obserwują, „[...] jak z zakładu pracy wyprowadza się kolegę, który jednak następnego dnia, wprawdzie pobity, ale znowu zjawia się na swoim stanowisku. Odczuwamy odrazę, ale w sumie nic się nie stało. Następnym razem ktoś zostaje pobity na naszych oczach: ponieważ już przezwyciężyliśmy własną odrazę, teraz łatwiej sobie wytłumaczyć, że pewnie musi tak być, albo że gorzej już nie będzie. Kiedy dwa lata później ktoś na naszych oczach zostaje zabity, wytłumaczymy sobie, że pewnie sobie czymś zawinił. Dostosowywanie własnego obrazu moralności do zmieniających się okoliczności to klucz do zrozumienia »zwykłych« morderców”. W tym procesie dochodzi więc stopniowo do „przeformatowywania tego, co się uważa za oczywiste i moralne”, a jako znaczący H. Welzer przywołuje taki oto moment: „ci, którzy w 1941 r. w Berlinie-Grunewald stoją na poboczu drogi i obserwują, jak deportuje się Żydów, na których mieszkania już się zgłosili i wzięli udział w aukcji pochodzących z niego przedmiotów, wcale nie muszą przezwyciężać moralnych oporów. Uważają się za tak samo moralnych, jakimi byli w 1933 r., kiedy takie rzeczy nie mieściły im się w głowie. Standard tego, co dobre lub złe, zmienił się całkowicie”. U podstaw tego procesu przemian znajduje się obok czynnika w postaci dojścia do władzy dyktatorskiego reżimu, który „dysponuje moralizatorską ideologią”, także mechanizm rozróżnienia na „my” – „oni”, a więc „na tych, którzy do wspólnoty należą, i tych, którzy są z niej wykluczeni. Żydzi byli sukcesywnie wypierani ze społeczeństwa niemieckiego, przez co zmieniła się perspektywa ich postrzegania. Ich wykluczenie stawało się stopniowo nie tylko czymś normalnym, lecz także – to najważniejsze – moralnym standardem. A tych nienależących do wspólnoty traktuje się inaczej niż jej członków. Oznacza to możliwość istnienia różnych systemów moralności i prawa w stosunku do swoich i obcych. Ta wizja nie godzi się z poglądem, że wystarczy uwolnić jakieś prymitywne instynkty człowieka (jego naturę), aby możliwe były okrutne zbrodnie. Uczony nie dostrzega takiej zbrodniczej natury człowieka, albowiem jej „zwierzęca” część w postaci zabijania służy zasadniczo konieczności zaspokojenia głodu albo obronie. W słabym stopniu człowiekiem kierują jakieś pierwotne emocje, np. bicie innego, gdy jest wściekły, a który to typ bezpośredniej przemocy wcześniej występował częściej. Świat ludzi to nie tylko ewolucja biologiczna, ale jeszcze bardziej społeczna. Szczególną cechą człowieka jest to, że wymyśla on swój świat. Oznacza to, że emocje ludzi są kształtowane przez kulturę z jej normami. To tylko społeczności 283 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment 284 ludzkie mają swoje symbole, języki i instytucje. Pojawienie się zła tak wielkiego, jak Auschwitz, nie oznaczało uwolnienia czegoś prymitywnego co przykrywała kultura, gdyż tą drogą nie doszłoby do zidentyfikowania jakiejś grupy jako innej, którą należy „metodycznie” zlikwidować. Zatem zbrodnicze zło nazizmu nie jest pochodną powrotu do barbarzyństwa, ale pochodną „racjonalnego myślenia”, tyle, że sprzecznego z tradycją humanizmu. Ten racjonalizm oznacza dochodzenie ludzi „do wniosku, że zabijanie innych jest sensowną działalnością, i przestaje im to spędzać sen z powiek”. Ten zbrodniczy kierunek przemocy mimo różnych kontekstów politycznych opisywany jest jako mający cechę uniwersalności. Sprzyja mu, jak wspomniano, przeformułowywanie moralnego klucza normatywnego, w kierunku negującego reguły humanizmu, a zwłaszcza zasad chroniących wolności i prawa mniejszości.24 Jakże znaczącym argumentem na rzecz racjonalizmu zła, symbolicznie ujmowanego jako Auschwitz, jest okoliczność, że nawet wydawałoby się tak odległe od zła Reichsfinanzministerium (ministerstwo finansów Rzeszy) włączone było w finansową eksterminację Żydów, a także w zracjonalizowanie łupienia okupowanych terytoriów. Prawo zaprojektowane przez urzędników „w zarękawkach” tego ministerstwa w 1933 r. najpierw określało, że Żydzi, którzy opuszczają Niemcy, muszą zrzec się 90 proc. majątku, a później objęło także tych wywożonych do obozów zagłady. Konfiskowane mienie i podatki dostarczały pieniędzy do prowadzenia wojny oraz do inwestowania w gospodarkę.25 Jeżeli chodzi zaś o planowaną zagładę całego narodu żydowskiego, to zauważa się, że u jej podstaw znajdowało się wcześniej przyjęte prawo antysemickie, natomiast realizacja nastąpiła dopiero po napaści Niemców na ZSRR w czerwcu 1941 r. Wyrażało się to w tym, że za Wehrmachtem zdobywającym terytorium podążały „specjalne komanda SS, dokonujące masowych egzekucji (w największej z nich w Babim Jarze w Kijowie 29–30 września rozstrzelano ponad 30 tys. osób). Następnym etapem eksterminacji było uruchomienie obozów zagłady. W grudniu 1941 roku rozpoczął »pracę« pierwszy taki obóz w Chełmnie nad Nerem, gdzie mordowano Żydów pochodzących z Wielkopolski. W marcu 1942 roku rozpoczęto akcję Reinhardt, czyli masową zagładę Żydów z Generalnego Gubernatorstwa. Większość z nich zamordowano w komorach gazowych Treblinki, Sobiboru i Bełżca, część rozstrzelano. Wraz z rozpoczęciem w lipcu 1942 roku deportacji warszawskich Żydów do Treblinki dla największych niedowiarków stało się jasne, że Niemcom chodzi o wymordowanie całego narodu”.26 Tu kryterium ludobójstwa oparło się o przynależność narodową. Do opisu sytuacji społeczeństw środkowo-wschodniej Europy (zwłaszcza Polski, Ukrainy, Białorusi, krajów bałtyckich i zachodnich terenów Rosji), na tle masowych mordów zorganizowanych przez totalitarne Niemcy i Związek Radziecki podczas II wojny, przedstawionym przez Timothy’ego Snydera (Bloodlands, Krwawe pola), dochodzi pewne uzupełnienie Czesława Miłosza, dlaczego „zwykły” człowiek ze wspomnianego obszaru wojny dokonywał głęboko niemoralnych czynów. Otóż, na tym teH. Welzer, Każdy może być mordercą, „Gazeta Wyborcza”, 29–30 maja 2010, s. 20 i 21. S. Rajewski, Ministerstwo szabru pod lupą historyków, „Dziennik. Gazeta Prawna”, 10–11 listopada 2010, s. A11. 26 G. Motyka, Polacy wobec zagłady, „Europa. Dodatek do Newsweeka” (luty) 2010, nr 2, s. 14 i powoł. praca Adama Puławskiego, W obliczu zagłady. 24 25 Filozofia renie wielokrotnie zmieniającym okupantów (nawet trzykrotnie), za przechodzącymi armiami dochodziło do wielkich zmian etnicznych, aksjologicznych i politycznych. Względy polityczne i etniczne legły u podstaw masowego zabijania. Ale na atmosferę tych „krwawych pól”, ich przyszły nastrój i tragiczny wymiar, wpłynęły uzasadnione racjami politycznymi masowe mordy w postaci „ukraińskiego głodu” (1933 r.). Na obszarze wspomnianych państw między Rosją i Niemcami zginęło 14 mln ludzi nie w walce, ale zostali zamordowani w rezultacie realizowania wizji Berlina (Lebensraum) i Moskwy dotyczących wspomnianych terenów. Zginęli oni też w następstwie programowego głodzenia „Polaków i ludzi sowieckich, aby uzyskać żywność dla niemieckich żołnierzy”). W powyższej liczbie znalazło się 4 mln Żydów (na ogólną liczbę 5,4–6 mln zamordowanych). W ocenie Anne Applebaum analiza historyka T. Snydera pozwala potraktować jako aspekty tego samego zjawiska takie fakty, jak: „[...] ukraiński głód, Holokaust, stalinowskie masowe egzekucje, planowane zagłodzenie sowieckich jeńców, powojenne czystki etniczne”. Na to zjawisko złożyły się działania dwóch systemów totalitarnych, a ich interakcje sprzyjały masowości zbrodni o rozmiarach większych, niż gdyby zostały dokonane osobno. W tej sytuacji pojawia się też możliwość pełniejszego spojrzenia na zbrodnie ludobójstwa i nie wiązania ich wyłącznie np. z niemiecką kulturowo uwarunkowaną wizją „rozprawy” z Żydami. Przyjęcie wspomnianej oceny o „współzależności”, związane jest z pytaniem o uzasadnienie uznawania zbrodni Hitlera i Stalina jako różnych zjawisk. W sytuacji poglądu, że zbrodnie każdego z wspomnianych dyktatorów nie stanowią odrębnych całości, ale że na wzrost rozmiaru czynów każdego z nich wpływał drugi, to kwestią jest, jak to jest możliwe, że wyrażane są poglądy, że „jeden z nich dopuścił się ludobójstwa [Hitler], a drugi nie?”. Wspomniana autorka zauważa, że z punktu widzenia ofiar nazizmu i stalinizmu nie mają znaczenia definicyjne i prawnicze spory o termin „ludobójstwo”. Proponuje ona wrócić do szerszego znaczenia terminu ludobójstwo, co oznaczałoby, że objęłoby ono „nie tylko komory gazowe, ale i świadome spowodowanie śmierci głodowej, masową likwidację grup społecznych, a nie jedynie etnicznych”. To pojęcie inaczej układałoby np. niemiecką pamięć o ludobójstwie, a mianowicie, że nie kończyłaby się ona na Holokauście, ale obejmowałaby np. 3 mln jeńców radzieckich.27 Jeżeli chodzi zaś o wspomniane głodzenie, to z opisu Snydera wynika, że totalitaryzmy – hitlerowski i stalinowski – posługiwały się świadomą polityką likwidowania więźniów i jeńców wojennych za pomocą głodu i sił natury (przetrzymywanie więźniów na otwartej przestrzeni, bez dachu nad głową). Doprowadziło to do wielomilionowych strat ludzkich.28 Do uwag o „współzależności” reżimów nazistowskiego i stalinowskiego można dodać pytanie postawione przez Ernesta Nolte w ramach sporu historyków niemieckich z lat 80. o „rolę, jaką w radykalizacji Hitlera odegrał przykład rewolucji bolszewickiej”.29 Kwestia ludobójstwa rozszerzana jest zwłaszcza na tle różnych programów stalinowskich. W ramach polityki industrializaA. Applebaum, op. cit., s. P19. Ibidem, s. P18. 29 P. Semka, Wiecznie groźny, wiecznie niewyjaśniany?, „Rzeczpospolita”, 20–21 listopada 2010, s. P21. 27 28 285 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment 286 cji i kolektywizacji rolnictwa miało zginąć od 8–15 mln obywateli państwa (głównie z głodu), represje na Ukrainie wraz z Wielkim Głodem (1932–1933) i Wielką Czystką (1937–1938) spowodowały śmierć od 3 do 6 mln ludzi. Łącznie najliczniejszą grupę represjonowanych stanowili Rosjanie, zaś w kategoriach mniejszości narodowych „nadreprezentowani” byli Polacy, po „przeciwnej” zaś stronie byli – Żydzi; dowodzi się (np. Yuri Slezkine), że w okresie 1937–1938 w grupie osób aresztowanych za tzw. przestępstwa polityczne Polacy stanowili 16 proc. a Żydzi – 1 proc.30 W rezultacie Wielkiej Czystki i „polskiej operacji NKWD” z tego okresu zostało zabitych ponad 100 tys. Polaków, a wiele setek tysięcy wywieziono z miejsc zamieszkania. Polacy stanowili ok. 10 proc. „wszystkich ofiar czystek skierowanych przeciwko mniejszościom narodowym”, zaś „na początku 1939 r. 16 860 Polaków w łagrach stanowiło 1,28 procent wszystkich więźniów, podczas gdy Polacy stanowili zaledwie 0,37 procent ludności Związku Sowieckiego”. O poziomie wrogości w stosunku do mniejszości polskiej mają świadczyć m.in. ustalenia amerykańskiego uczonego Terry’ego Martina31 twierdzącego o Polakach, że „stali się przedmiotem najostrzejszej oddolnej i miejscowej wrogości komunistycznej podczas kolektywizacji” i wprost im mówiono, że są rozkułaczani nie dlatego, że są kułakami, ale dlatego, że są Polakami; a np. w okręgu leningradzkim byli ok. trzydziestokrotnie częściej narażeni na zabicie, niż inne grupy narodowościowe. Od 1917 r. obowiązywało kryterium klasowe zabijania, a w okresie wojny polsko-bolszewickiej doszło jeszcze wyraźniej kryterium narodowościowe.32 Na tle powyższych opisów pojawił się pogląd (np. T. Snyder), że Holokaust nie jest niezrozumiałym zjawiskiem kultury Zachodu, ale, że okazał się jakąś „kulminacją his torii regionu, w którym dwa totalitaryzmy zabijały ludzi masowo za to, kim byli – czy to Żydami, czy rosyjskimi jeńcami wojennymi, czy wreszcie domniemanymi »wrogami klasowymi« ZSRR”. Jeżeli chodzi zaś o filozoficzne źródła Holokaustu, to trafna jest myśl Timothy’ego Snydera, aby nie poszukiwać ich w projekcie oświeceniowym. Dla tej filozofii w obszarze środkowoeuropejskim szczególnie reprezentatywny jest Kant. Snyder nie podążył drogą Zygmunta Baumana uznającego, że wspomniane ludobójstwo wyrażało szczytowe „osiągnięcie” modernizmu, ale dowodził, że totalitarni zbrodniarze (Hitler i Stalin) nie reprezentowali cech oświecenia w postaci zaufania do postępu i optymizmu. Ich wizje ideologiczne wykazywały bowiem inspirację dziewiętnastowiecznymi projektami postdarwinowskimi (spenceryzm) i imperialnymi. Holokaust w tym ujęciu przedstawiony jest jako ogromna zbrodnia ludobójstwa, ale z tą zbrodnią Snyder zrównuje inne ludobójstwa z obszaru skrwawionych czy krwawych ziem (Bloodlands), takie jak: zagłodzenie jeńców rosyjskich, mordowanie chłopów polskich, białoruskich i ukraińskich, zarówno przez Niemców, jak ZSRR i różne tzw. partyzantki, wymordowanie cywilnej ludności w okresie powstania warszawskiego 1944 r. Ofiary zbrodni są sobie równe, bez względu na uzasadnienie ich zabicia np. narodowościowe, rasowe czy klasowe. Takiego znaczenia równości Snyder nie przypisuje 30 W ocenie Y. Slezkine (Wiek Żydów, Warszawa 2006) niewielki procent Żydów w łagrach w 1939 r. był pochodną tego, że nie byli prześladowani jako grupa etniczna. Stanowili „jedyną większą sowiecką narodowość bez swego »narodowego« terytorium, która nie padła ofiarą terroru podczas wielkiej czystki”. 31 T. Martin, The Affirmative Action Empire: Nations and Nationalism in the Soviet Union, 1923–1939, Cornell University Press 2001. 32 M. J. Chodakiewicz, Nieopłakane ludobójstwo, „Rzeczpospolita”, 15–16 stycznia 2011, s. P22. Filozofia „wypędzonym” Niemcom po II wojnie.33 Jeżeli chodzi zaś o techniki zabijania, to także one słabo dowodzą, aby różne ludobójstwa od 1932 r., wraz z Holokaustem, realizowano wyłącznie w „przemysłowy sposób”. Zabijanie w ogromnej większości nie miało wspomnianego charakteru, a nadto nie cechowało go zdepersonalizowanie i mechaniczność. Najczęściej zabijano „na wyciągnięcie ręki”, gdyż obserwowano głodujących, rozstrzeliwanych czy katowanych.34 Kwestią są symptomy, jakieś przesłanki ludobójstwa; otóż odnajdywane są one zwłaszcza w wyraźnie ukierunkowanych wypowiedziach nazywanych np. tekstami nienawiści. Jako przykład podawane są nie tylko wystąpienia A. Hitlera, ale także różne mowy, wystąpienia w Rwandzie przed wielkimi masakrami. Zatem sygnałem i przyczyną ludobójstwa były projekty ideologiczne zawierające nienawiść do innego, czy „wyprowadzanie” niektórych grup osób ze świata ludzi poprzez wprowadzanie ich w obszar podludzi czy robaków, a którym to wypowiedziom nie przeciwdziałały rządy. Bierność rządów w odniesieniu do tekstów nienawiści pojawiła się więc jako szczególnie znacząca zapowiedź ludobójstwa.35 Wspomniana konstrukcja tzw. inności (innego) jako źródła niechęci, która „hodowana” ideologicznie (racjonalizowana) itd. może spowodować nienawiść, a dalej zbrodnię, dostarcza w znacznym stopniu odpowiedzi na pytanie o źródła pogardy dla innego, którego można nawet zabić. Zwłaszcza zbrodnie ludobójstwa wywoływały kwestię źródeł pogardzania innym. Pogarda może być zaraźliwa. W dużej zgodzie z poglądem Haralda Welzera pozostaje ocena powstańca w getcie warszawskim, Marka Edelmana, zastanawiającego się nad podstawami pogardy do innego, tu Żyda. Uznał on bowiem, że pojawiła się ona u ludzi obserwujących (będących świadkami), że „[...] zabija się trzy miliony ludzi bezkarnie, to każdy myśli, że im się to należy […]. A jak już się widzi, jak ich zabijają, jak to robactwo ginie, to trzeba ich wykorzystać”.36 W pierwszym dziesięcioleciu XXI w. często dostrzega się, że nowoczesne techniki, np. informatyczne, wchodzą w relacje między ludźmi, sprzyjają mechanizowaniu i „rozrywaniu” tych stosunków, wykształcają postrzeganie i traktowanie realnych ludzi na podobieństwo postaci świata wirtualnego. Stąd „odczłowieczona” jednostka łatwiej staje się przedmiotem agresji, zła. Podobnie reguły gry globalnej, na czele z instrumentarium wolnej czy też dzikiej konkurencji i maksymalnego zysku niszczą tradycyj33 W pierwszym dziesięcioleciu XXI w. powszechnie oceniano (poza Niemcami), że polityka historyczna czyniąca z przemieszczonych Niemców wypędzonych jest wyrazem zamazywania pamięci i zdejmowania z Niemców i ich państwa odpowiedzialności, a nawet „dzielenia się” odpowiedzialnością za Holokaust z ofiarami zbrodni (M. Bem, Nie dajmy zamazać pamięci o wojnie, „Dziennik. Gazeta Prawna”, 29–30 sierpnia 2009, s. 6; S. Korn, Wypędzeni nie rozgrzeszą Niemiec, „Dziennik. Gazeta Prawna”, 29–30 sierpnia 2009, s. 7). 34 A. Leszczyński, Historyk patrzy na rzeźnię, „Gazeta Wyborcza”, 4–5 grudnia 2010, s. 30. 35 A. Szyłło, Śmiech po ludobójstwie, „Gazeta Wyborcza”, 31 stycznia 2011, s. 17. 36 „Stoi kilkaset osób, żeby za dwa złote kupić prześcieradła, ręczniki, co tam jeszcze Żydzi sprzedają, kiedy wychodzą do pracy na aryjską stronę. Wśród tych dwustu osób stoi dwóch bandziorów, którzy biorą żydowskiego chłopaka, rozbierają do naga, zabierają mu wszystko. A tych dwieście osób odwraca głowy, nikt mu nie pomaga. Pewien inżynier zaprowadził do Niemców dwoje żydowskich dzieci – trzy i pięć lat – które jadły u niego chleb pod werandą. A potem spokojnie wrócił do żony. Później ten inżynier został jednym z naczelnych budowniczych Warszawy. Nikt mu nigdy nic nie powiedział, choć byli świadkowie tego, co zrobił. Kurtyna milczenia, przyzwolenie!” (M. Edelman, Czy „Strach” nas wyleczy z nienawiści, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 stycznia 2008, s. 19). 287 ne relacje, wartości umożliwiające godzenie potrzeb indywidualnych ze zbiorowymi, likwidują odruch empatii, umożliwiają bezrefleksyjne myślenie o milionach i miliardach tzw. wykluczonych, jakby chodziło o liczby i dane techniczne. Nie są to jednak symptomy ludobójstwa, ale mechanika ułatwiająca je. Różnienie „my–oni” i niekorzystne warunki środowiskowe jako umożliwiające zbiorowe zło nie tłumaczy wystarczająco zła popełnianego przez pojedynczych ludzi. Ono pojawiło się bowiem w sytuacji uzyskania przez człowieka świadomości, rozumianej jako „zdolność do odnoszenia się do samego siebie, do modelowania samego siebie”.37 Można powiedzieć, że świadome zło ma u swoich korzeni rozróżnienia z uwzględnieniem –gramatycznie rzecz ujmując – zaimków osobowych: ty, on, my, wy, oni. Zło okazuje się mieć wymiar zbiorowy i indywidualny. I jego źródła są zróżnicowane. Także naprawianie zła jednostkowego i zbiorowego jest różne. Spojrzenie na zło z perspektywy ludzkiej niezdolności na zbudowanie doskonałego społeczeństwa prowadzi Leszka Kołakowskiego do akceptacji upadku wiary w możliwość zbudowania utopii doskonałego świata na ziemi. Wizji doskonałości społeczeństwa towarzyszyło przekonanie o możliwości stworzenia jednostki pozbawionej zła. To przekonanie zostało przez filozofa ocenione jako złuda, albowiem stanął on na stanowisku, że zło nieodłącznie towarzyszy ludzkiej Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment „[...] zdolności kierowania czynami. Zło jest w nas i to jest jeden z powodów […], dlaczego świata doskonałego nie można zbudować, dlaczego te nadzieje okazały się próżne”. Stanowisko to nie odrzuca dążności do poprawiania różnych rzeczy, ale nie uznaje możliwości osiągnięcia doskonałego świata, w którym nie będzie nie tylko zła, a także smutku czy cierpienia. Jako utopijna została potraktowana nadzieja Marksa (unikającego wprost problemu złej natury człowieka), że uda się zlikwidować cierpienia ludzi, gdy dojdzie do przemian w obszarze własności prywatnej (likwidacja tego źródła nieszczęść). Próżność, w ocenie Kołakowskiego, kieruje ludźmi wierzącymi we własny sukces, którego ostatecznie nie ma. Posiłkując się zaś poglądem Leibniza w sprawie ludzkiej możliwości wyboru między dobrem a złem, wykluczył taką możliwość, ale tylko w sytuacji zamieszkania świata przez maszyny. Natomiast najlepszy z logicznego punktu widzenia boski świat uwzględnia swobodę wyboru, co oznacza też zdolność ludzi (nie automatów) do powodowania zła. W tej sytuacji pojawia się interpretacja Boga, który nie zmienia swoich norm, „ale uznaje, że zło jest nieuchronną konsekwencją tego, co jest dobre, mianowicie wolności człowieka”. Ta wolność została określona jako coś bardzo kruchego, wymagającego ochrony przed niszczycielskimi siłami; zwłaszcza chodzi o wolność określoną przez prawo. Wartość tej stałej ochrony filozof odnajduje nie tyle w tym, że „wolność pojedynczego człowieka oznacza wolność wyboru zła”, ale że „wolność jest społeczną formą życia, którą niezwykle łatwo jest zniszczyć”.38 S. Lloyd, Ja, wszechświat, „Polityka. Wydanie specjalne” 2010, nr 6, s. 13–15. L. Kołakowski w wywiadzie: „Niewierzący są nieudacznikami. Tu, na ziemi, nie ma sukcesu”, „Dziennik”, 18–19 lipca 2009, s. 6. 37 38 288 39 40 H. Welzer, op. cit., s. 20–21. A. Szyłło, op. cit., s. 17. Filozofia Kwestią są mechanizmy zapobiegania złu. Powszechnie dostrzega się niezbędność poprawiania kodu moralnego, co nie jest łatwe w świecie zróżnicowanych systemów wartości, kultur. Powszechnie podkreśla się znaczenie odpowiednio wysokiego poziomu edukacji, ale sama wiedza nie chroni człowieka przed „upadkiem”. Potrzebny jest odpowiedni poziom pewności życia, ale w świecie głębokich zróżnicowań i niedbałości o obszary niedostatku jest to ciągle postulat. Zapewne można wydobyć jeszcze inne warunki, spełnienie których umożliwiałoby zmniejszanie zła. Jednak na początku XXI w. nadal tym, co stanowi podstawowy mechanizm zapobiegania złu jest państwo, a precyzyjniej mówiąc nowoczesna konstrukcja państwa prawnego i demokratycznego – pewien kompleks jej zasad oraz praw człowieka, na czele z regułami równości i ochrony mniejszości; odstępowanie od tych zasad bez względu na uzasadnienie, traktowane jest jako niosące wielkie niebezpieczeństwo39 umożliwiające pojawienie się ogromnego zła. Do tych mechanizmów zaliczane jest także istnienie pamięci o zbrodni. Na pojawienie się takiej pamięci wpływa przegrana wojna; jako przykład bywają podawane Niemcy. Taka sytuacja nie pojawiła się w Związku Radzieckim czy Turcji. Zabrakło warunków do zniszczenia fałszywych mitów, zakłamania o zbrodniach; książki historyczne unikały tego wątku (K. Gebert).40 Jeżeli chodzi o zatrzymanie zła totalitaryzmu racjonalnego, faszystowskiego, to można tu dostrzec paradoks, albowiem o ile zbrodni służyła racjonalność państwa prawa dla niektórych (przynależnych do narodu), to przywracaniu humanistycznego wzorca służył powrót do naturalności traktowanej jako jakieś ludzko-zwierzęce prag nienie przeżycia (czy też nakaz ewolucji ochronienia jakiejś puli genów), wspierane nie tylko przez państwa prawne, i nie tylko demokratyczne. Można powiedzieć nawet, że swoista „barbarzyńskość” człowieka nakazała mu zwrócić się przeciwko racjonalizmowi przemysłowego likwidowania innych jako gorszych gatunków ludzi. Wizja „inny jako gorszy” gatunek nie służący ewolucji społeczeństw nie uzyskała obiektywizacji i uzasadnienia z punktu widzenia ewoluującej natury. Możliwe, że ewoluująca natura „dostrzegła” ogromną niespójność w tym, iż lepsze społeczeństwo miała wytworzyć cywilizacja wsparta na populistycznym resentymencie i obawie przed innym. Można zatem spekulować, że próba nadania kierunku ewolucji społeczno-kulturowej przez wyłącznie przemysłowo-ekonomiczną racjonalizację przydatności człowieka spotkało niepowodzenie. Przemysłowo-ekonomiczna optymalizacja (modernizacja) świata ludzkiego została odrzucona przez mechanizmy ewolucji społeczno-kulturalnej, żądającej jak największej różnorodności, jako warunku zmian. W połowie XX w. zostało skompromitowane wyłącznie cywilizacyjno-rasowe i techniczno-ekonomiczne podejście do znaczenia, jakie ma człowiek w odniesieniu do przyrody i kultury. Możliwe, że biologiczna i społeczno-kulturalna ewolucja sprzeciwiły się tendencji odchodzącej od ewolucji człowieka i społeczeństwa, podążających traktem humanizmu. Inaczej mówiąc, ludobójczej kulturze Niemiec i ZSRR sprzeciwiła się ewolucja człowieka i ludzi. 289 Jerzy Oniszczuk, Niegodziwości w państwie. Zło, kłamstwo, nienawiść, resentyment INNE NIEGODZIWOŚCI. PLOTKA, POMÓWIENIE W ŻYCIU POLITYCZNYM. URABIANIE OPINII PUBLICZNEJ 290 Od antycznych Aten do współczesności działalności politycznej (i nie tylko) towarzyszą różne niegodziwości w postaci pomówień czy plotek. W wielu dokumentach czy katalogach wartości religijnych od najstarszych czasów niegodziwości te były potępiane. Można znaleźć stosowne normy w rzymskiej ustawie dwunastu tablic czy odpowiedni zakaz w Dekalogu. Historia dowodzi, że plotki uczestniczyły w „grze” politycznej. U ich podstaw leżały różne motywacje, wywoływały je różne sytuacje Jednakże ich celem było uzyskanie wpływu na władcę, zdobycie władzy, osłabienie czy zniszczenie konkurentów itd. Miały wymiar wewnątrzdworski, są wewnątrzpartyjne, parlamentarne, ogólnospołeczne itd. Bliskość plotki i pomówienia przy władzy może dowodzić „niskiego” rodowodu władzy politycznej. Tym bardziej, że dowodzi się, iż u podstaw plotek znajdowały (i znajdują) się mało złożone okoliczności. Plotki i pomówienia powstawały przypadkowo, ale także intencjonalnie, pojawiały się jako element złożonej intrygi („polityki”). Jeżeli chodzi o zakres podmiotów wywołujących plotki, „intrygantów” itd., to zauważa się, że są to nie tylko środowiska czysto polityczne. W formie biernej, ale i czynnej uczestniczą w ich kreowaniu także środowiska dziennikarskie, urzędnicze, a wreszcie służby specjalne dokonujące tzw. wrzutek (czarny PR). Największy udział jednak w generowaniu czarnego bądź niekiedy białego PR-u przypisuje się samym politykom. Co ciekawe, poszczególne partie dysponują specjalistami od „wpuszczania do obiegu różnych wieści”, które zwykle uderzają w tzw. „nie-swoich”. Wiele z puszczanych plotek, zwłaszcza w środowisku dziennikarskim służy „urobieniu” opinii publicznej o kimś. Mogą polegać np. na „miłej konwersacji” z dziennikarzem, w trakcie której politycy „wplatają anegdoty o swoich rywalach”, przy czym treść tych opowieści „jest niewinna, tyle że ludzie ci [rywale] jawili się jako skrajnie niepoważni”, a ostatecznie niewiarygodni. Podważaniu wartości różnych osób służą też różne mity na ich temat np. o określonych ambicjach, podleganiu „hakom obyczajowym” czy niejasnych powiązaniach.41 NIENAWIŚĆ. ŹRÓDŁA RESENTYMENTU. FANATYZM. GLOBALNE GENEROWANIE NAPIĘĆ PRZEZ NOWOCZESNOŚĆ Dowodzi się, że na istnienie społeczeństwa obywatelskiego wpływa poziom jego egalitaryzacji. Realizowanie zasady równości ma sprzyjać bowiem osłabianiu uczuć resentymentu wielkich grup ludzi włączanych do życia publicznego czy zawodowego. Znaczenie ma tu zatem dążenie do osiągania w społeczeństwie różnych kompromisów. Współcześnie dowodzi się też, że różne społeczno-prawne mechanizmy wyrównywania nie gwarantują społeczeństwa obywatelskiego ani uznania dla demokracji. Wykazuje się, że np. u podstaw odhierarchizowanych, demokratycznych społeczeństw, jest zazdrość i naśladownictwo, co wywołuje ciągłą rywalizację (mimetyczną konku41 P. Zaręba, Słowa ostre niczym miecz (Preparowanie i puszczanie w obieg plotek i anegdotek to nieodłączna część polityki), „Dziennik”, 31 grudnia 2007, s. 14. Filozofia rencję), wielokrotnie absurdalną. Także wysoka kultura poszczególnych społeczeństw w warunkach, gdy inne społeczeństwa nie osiągnęły pewnego poziomu rozwoju, może być źródłem problemów. W historyczno-kulturowych przesłankach odnajdywane są np. źródła nihilizmu szeregu przedstawicieli islamu. Na rozwój resentymentu wpływa też model kultury, który ukierunkowuje jednostki wyłącznie na własny sukces, interes. Model ten zakłada bowiem ciągłe wzajemne porównywanie własnej pozycji między ludzi i wytwarzanie stanów zazdrości, frustracji, a nawet nienawiści. Niezadowolenie i zawiść pogłębia niechęć do podzielania z innymi członkami społeczności wspólnej interpretacji zjawisk przeszłych i współczesnych, do wytwarzania wykładni np. ogólnych wartości czy dobra powszechnego. Sytuacja ta, osłabiająca wspólne życie społeczne, potrzebę współdziałania, przekłada się na destrukcję państwa traktowanego jako organizacja społeczna. Na przykładzie bardziej współczesnych zjawisk, populistów opisuje się jako „zwracających się do społeczeństwa ponad głowami elit” i twierdzących, „że bez elit (łże-elit, samozwańczych, samolubnych i głupich) ludzie wiedzą, co dla ich kraju jest dobre”. W ujęciu tym populizm charakteryzowany bywa jako „żywiący się szczuciem jednych przeciw drugim”, przy czym populiści najczęściej „dezawuują swoich przeciwników (których uważają za wrogów), zarzucając im działanie z niskich, egoistycznych pobudek.42 Do tego opisu przylegają charakterystyki ludzi kierujących się resentymentem, którzy np. dążą do usuwania „poza obręb danej społeczności” jednostek wybijających się ponad przeciętność, jako podejrzanych „o nieuczciwość, ukryte zamiary, o przygotowywanie zamachu na niezróżnicowane w niczym prawa innych ludzi”.43 Wyrażany jest pogląd, że zazdrość, nienawiść nie ma charakteru grupowego, ale indywidualny, tj. w stosunku do konkretnej osoby, której się powiodło. Stanowisko to przeciwstawia się poglądowi, że „złość społeczna” czy poczucie krzywdy kształtuje powiązania warstwowe czy klasowe (D. Ost) i dowodzi, iż zawiść, niezadowolenie, nawet wspólnie podzielane, nie buduje „więzi i wspólnoty”.44 Zastanawiając się nad nienawiścią filozof Barbara Skarga oceniła, że to uczucie odnosi się do wszystkiego tylko z perspektywy negacji: „Nawet w tym, co innym wydaje się cenne, ważne, dostrzega wyłącznie podstępne działanie, upadek, oszustwo, bo takim jest dla niego naturalny stan ludzkiej kondycji. Nienawiść bynajmniej nie zmierza do ulepszenia, przeciwnie, zastana sytuacja jej odpowiada, z satysfakcją stwierdza każdy błąd potwierdzający słuszność jej nastawienia, każde nieudane przedsięwzięcie. Przede wszystkim zaś tym nastawieniem chce zatruć wszystkich dookoła. I zaczyna się sączyć, aż ogarnia społeczeństwo. Nienawiść bez podstaw, bez wyjaśnienia dlaczego, nienawiść szukająca przedmiotu, by się na nim skupić, by ten przedmiot zniszczyć, choć najczęściej ten przedmiot na jej ataki nie zasługuje. Rodząca się nienawiść jeszcze nie wie, w jaką s