Zmysłowo-materialny czasowy transporter obecności

Transkrypt

Zmysłowo-materialny czasowy transporter obecności
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
to żeby skraść wszystkie skrz˛etnie skrywane tajemnice
i spostrzeżenia.
— Dok! — nagle usłyszał i wybudził si˛e z zawistnego transu. — Dok, otwórz no.
Dalej rozlegało si˛e dźwi˛eczne pukanie. Dok jednym
dynamicznym ruchem odsłonił ci˛eżka˛ zasłon˛e i wpuścił
do pokoju szeroka˛ wiazk˛
˛ e światła słonecznego.
— Kołek! — krzyknał,
˛ rozzłoszczony. — Zabieraj
palce z okna. Upaćkasz szyb˛e. . . — upomniał koleg˛e.
Otworzył okno i pomógł mu wgramolić si˛e do pokoju.
Spod pachy gościa wyszarpał tekturowe pudełko po budach. — Doskonale! Doskonale. . . — powtórzył, podekscytowany, i zasiadł z powrotem przy biurku. Przy
pomocy drucianego rusztowania i gumek recepturek
osadził zbudowany mechanizm w pudełku. Przyklasnał
˛
w dłonie. — Masz odpowiedzi?
Kołek z kieszeni wyciagn
˛ ał
˛ świstek papieru i wr˛eczył go koledze. — Naprawd˛e myślisz, że to w porzad˛
ku? — zapytał ostrożnie.
— Kołek, Kołek, Kołek. . . Mój ty ograniczony przyjacielu. . . Oczywiście, że to jest w porzadku,
˛
już to
przerabialiśmy.
— No bo. . . To wyglada
˛ tak troch˛e na oszukiwanie. . .
— Oszukiwanie! Dobre sobie. . . Nie zdradzamy
przecież poprawnych odpowiedzi, prawda? Jedynie te,
których nie powinniśmy zaznaczać. Ile razy nam powtarzano, byśmy wyciagali
˛
nauk˛e z własnych bł˛edów?
Milion, sto milionów? Ale żeby to zrobić, najpierw musimy poznać te bł˛edy, nie sadzisz?
˛
Jak inaczej możemy
si˛e czegoś nauczyć? Pomyśl. To byłaby dopiero improwizacja — uczyć si˛e z niepoznanych jeszcze bł˛edów!
— Dobrze, już dobrze. Niech b˛edzie. Ale czy jesteś
pewien, że ten twój wehikuł zadziała?
— Kołek, ty mój opóźniony towarzyszu. . . Ile razy mam powtarzać? Nie żaden wehikuł, a ZmysłowoMaterialny Czasowy Transporter Obecności. Jesteś
w stanie zauważyć t˛e wcale niesubtelna˛ różnic˛e?
— Nie do końca. . .
— Nieistotne. . . — przerwał Dok. Po kilku kosmetycznych poprawkach założył wieko na urzadzenie.
˛
Z
szuflady wyciagn
˛ ał
˛ niewielka˛ szklana˛ fiolk˛e z gumowym wieczkiem. Na małej kartce papieru zapisał drukowanymi literami: „Odpowiedzi bł˛edne. Nie zaznaczać! — Dok, 25 maja br.”. Złożył ja˛ razem ze świstkiem
otrzymanym od Kołka, zwinał
˛ w rulonik i wsunał
˛ do
Zmysłowo-materialny czasowy
transporter obecności
Michał Siedlaczek
C
hociaż na zewnatrz
˛
opadajace
˛ popołudniowe
słońce miało si˛e wciaż
˛ całkiem nieźle, w pokoju panował wieczorny półmrok. Grube, ciemne,
ci˛eżkie zasłony przepuszczały jedynie znikoma˛ ilość zewn˛etrznego blasku. Dodatkowej ponurości aurze nadawała zwisajaca
˛ nad biurkiem lampka, rzucajaca
˛ złowrogo i tajemniczo wiazk˛
˛ e stłumionego światła na zagracony blat. Płytki, śrubki, przewody, baterie, zwoje —
z poczatku
˛
chaotyczne, niepoukładane — z minuty na
minut˛e nabierały wspólnego kształtu, łacz
˛ ac
˛ si˛e ze soba˛ w nieskłócona˛ wspólnot˛e żelastwa. Brakowało jedynie domu — schronienia, w którym rzeczona wspólnota mogłaby stanowić ostateczna˛ istot˛e urzadzenia.
˛
Dok
spojrzał z niepokojem na zegarek, prawa˛ r˛eka˛ wciaż
˛
zr˛ecznie lutujac
˛ ze soba˛ mikroskopijne druciki. Ciagle
˛
brakowało mu kilku ostatnich elementów układanki.
Nie przejmował si˛e tym za bardzo, ale też nie mógł
zachować całkowitego opanowania. Mimo wszystko ła˛
czył ze soba˛ kolejne cz˛eści urzadzenia
˛
z chirurgiczna˛
precyzja˛ niczym wprawny i zdystansowany zawodowiec. Jednak w momencie, gdy usłyszał wołanie z sa˛
siedniego pokoju, r˛eka mu drgn˛eła; na szcz˛eście nie naruszyła skrupulatnie budowanej konstrukcji.
— Maciek! — doszedł do jego uszu niecierpliwy,
stłumiony głos kobiecy. — Maćku, obiad leży na stole
i stygnie!. . . Wi˛ecej nie b˛ed˛e powtarzać. Chodź teraz
albo b˛edziesz jadł zimny. . .
— Ha! — fuknał
˛ pod nosem. — Obiad! Mam na głowie sprawy o charakterze niezwykłym, przełomowym,
a oni tylko obiad to, obiad tamto; zawsze gdy ma nastapić
˛ jakiś przełom, oni wołaja˛ na obiad! Nic z tego,
nie tym razem — oświadczył przed samym soba˛ i zabrał si˛e za wkr˛ecanie kilku ostatnich śrubek. — Gdyby mieli jakiekolwiek poj˛ecie! Ale nie. . . Nie maja˛ żadnego poj˛ecia. . . — ciagn
˛ ał
˛ dalej pod nosem. Ze złości
zacz˛eło mu coś dudnić w głowie, stukać równomiernie, energicznie, jakby dobijajac
˛ si˛e do jego czaszki, po
1
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
fiolki, która˛ zamknał
˛ przy pomocy gumowego wieczka.
— Co to? — zapytał zmieszany Kołek.
— Czy to nie oczywiste? To fiolka materializujaca.
˛
Pomyśl czasem przed zadaniem pytania.
— Nie możemy po prostu włożyć kartek do kieszeni?
— I co ja przed chwila˛ mówiłem o myśleniu? Przecież my nie b˛edziemy materializować si˛e w przeszłości.
Przeniesiemy tam jedynie nasza˛ obecność zmysłowa.
˛
Przez czas działania urzadzenia
˛
b˛edzie tak, jakbyśmy
byli tam naprawd˛e, ale w momencie naszego powrotu
wszystko zniknie. Nikt o nas nie b˛edzie pami˛etał i nic,
co ze soba˛ zabraliśmy, nie pozostanie materialne, wi˛ec
nasza˛ kartk˛e papieru b˛edziemy mogli sobie co najwyżej
włożyć w. . .
— Maciek! — znowu rozległo si˛e wołanie. — Maciek, słyszysz? Jest obiad. . .
Dok, zniesmaczony, złapał si˛e za czoło. Podszedł do
drzwi i przekr˛ecił zamek. — Gotowa tu jeszcze wtargnać.
˛ . . — wyjaśnił w złości.
— Nie powinieneś iść? To z odpowiedziami możemy zawsze załatwić później. . .
— Po czyjej ty jesteś stronie, Kołek? Sa˛ pewne priorytety. Zreszta,
˛ jeśli wszystko pójdzie według planu, nawet nie zauważa,
˛ że mnie nie ma. Załatwimy to w trymiga. Podejdź no tutaj — polecił Dok, wziawszy
˛
urza˛
dzenie i włożywszy fiolk˛e materializujac
˛ a˛ do kieszeni.
— Chwyć pudełko, tak aby twój kciuk wpasował si˛e
w t˛e oto dziurk˛e — poinstruował i wskazał niewielki
otwór w bocznej tekturowej ściance. Kołek wykonał polecenie. — Na wszelki wypadek ustawiłem czas trwania
transportacji na 45 minut. W razie gdybyśmy uwin˛eli
si˛e dużo szybciej, przejdziemy si˛e nad jezioro i porzucamy kamienie do wody. . .
Dok sam złapał pudełko w analogiczny sposób.
Spojrzał na koleg˛e. Upewniwszy si˛e, że trzyma urza˛
dzenie prawidłowo, wolna˛ r˛eka˛ pociagn
˛ ał
˛ za przymocowana˛ u góry wajch˛e. Wewnatrz
˛ pudełka zacz˛eło coś
skrobać, świszczeć; ślina z trudem min˛eła przełyk Kołka; pokój zatrzasł
˛ si˛e i nagle — zgasło światło.
Całkowita ciemność ogarn˛eła chłopców. Mrok był
tyle przeraźliwy, ile był nieoczekiwany. Chwila grozy
trwała jednak krótko. Oczom podróżników ukazał si˛e
jesienny krajobraz leśny. Gdzie okiem si˛egnać
˛ rozrastały si˛e drzewa iglaste. Ptaki ćwierkały głośno, ale jakby
pod przymusem. Chłód drażnił końcówki uszu i palców.
Zmysłowo-materialny czasowy transporter obecności
— Gdzie jesteśmy? — zapytał zaniepokojony Kołek.
— W lesie. . . — odparł Dok i wzruszył ramionami.
— Widz˛e, że w lesie — rzucił stanowczo kolega —
ale dlaczego nie u ciebie w pokoju?
— Nie musisz si˛e unosić, wystarczy precyzyjnie formułować pytania. . .
— Dok. . . — zaczał
˛ Kołek spokojnie — Z jakiego powodu znaleźliśmy si˛e tutaj, zamiast znaleźć si˛e
w twoim pokoju, gdzie byliśmy jeszcze dwie chwile
temu? Myślałem, że mieliśmy si˛e przenieść w czasie,
a nie. . .
— To si˛e zdarza — przerwał mu Dok uspokajajaco.
˛
— Zdarza si˛e?
— Najwyraźniej. Nie wiem, to też i mój pierwszy
raz. . . Nie martw si˛e, zaraz wrócimy, tylko. . . Musimy
tylko. . . znaleźć. . . wiedzieć. . . znaleźć. . .
Kołek popatrzył z niepokojem na Doka klepiacego
˛
si˛e nerwowo po kieszeniach. — O co chodzi? — zapytał.
— Podaj mi, prosz˛e, fiolk˛e materializujac
˛ a.
˛
— Przecież to ty wkładałeś ja˛ do kieszeni.
— Czy aby na pewno? Wobec tego musiała wypaść
mi podczas nawiazywania
˛
połaczenia.
˛
..
— Chcesz powiedzieć, że zgubiłeś ja gdzieś mi˛edzy
wtedy a teraz?
— Spokojnie, Kołek. Tylko spokojnie. Nie ma żadnego mi˛edzy teraz a wtedy. Jest teraz i b˛edzie wtedy.
Ale mi˛edzy nimi nic nie ma, nie b˛edzie i nigdy nie było.
Fiolka musi być gdzieś w pobliżu. Wystarczy. . . tylko. . .
aha! — wykrzyknał
˛ triumfalnie i wskazał na szklana˛
fiolk˛e zatopiona˛ w kałuży przy pobliskim drzewie.
Obaj chłopcy momentalnie ruszyli do przodu, ale
równie szybko stan˛eli jak wryci. Ni stad
˛ ni zowad
˛ wyrosła przed nimi obrzydliwa postać. Z wygladu
˛ pół żaba, pół bazyliszek; lepkie, gekonowate łapy wystukiwały rytm o podejrzanie ludzkie biodro; szeroki, cyniczny
uśmiech rozciagał
˛ si˛e od ucha do ucha na ropuszej twarzy stworzenia, które stan˛eło niechlujnie oparte o drzewo; zaraz pod jego pokryta˛ śluzem stopa˛ leżała upragniona zguba.
— Spokojnie, Kołek. . . — zaczał
˛ Dok drżacym
˛
głosem. — To. . .
— To si˛e zdarza? — wywnioskował drugi z chłopców, równie zmieszany.
— Oczywiście, że si˛e zdarza — przemówiło okropne stworzenie ludzkim głosem. — Kiedy obiera si˛e dro2
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
g˛e na skróty, należy spodziewać si˛e wszystkiego. Nigdy
nie wiadomo, co wyskoczy z ciemnego zaułka.
— Jeśli wolno zapytać — rzekł Dok, już troch˛e spokojniej — co wyskoczyło w tym przypadku?
Bestia obrzydliwie oblizała usta śliskim j˛ezorem. —
Czy to nie oczywiste, Dok? — odparła swym dystyngowanym głosem. — Pomyśl, nim zadasz pytanie. Jestem Stworkiem Czasoprzestrzennym: nieprzewidzianym efektem działania twojego wspaniałego urzadze˛
nia.
— I co tutaj robisz? — wnikał dalej chłopiec.
— I co ja przed momentem mówiłem o myśleniu?
— zapytał Stworek. Kołek pozwolił sobie na nieśmiały
uśmiech. — Jestem tutaj, by psocić, rozrabiać; aby igrać
z tymi, którzy igraja˛ — wyjaśnił. Ugiawszy
˛
nogi w kolanach, schylił si˛e nad kałuża˛ i dosi˛egnał
˛ szklanej fiolki.
— Co my tu mamy. . . Widz˛e, że nie ja jeden przybyłem
tu psosić.
Dok zrobił stanowczy krok do przodu i zaczał
˛ odważnie: — Słuchaj, Stworek czy jak ci˛e tam zwa.
˛ ..
To nasza fiolka materializujaca,
˛ w której znajduja˛ si˛e
ważne informacje. Musimy je jak najpr˛edzej dostarczyć
w miejsce przeznaczenia. Nie mamy czasu na pogaduchy z ropucha,
˛ wi˛ec zwróć nam fiolk˛e a ob˛edzie si˛e bez
draki. . .
— O, pardon!. . . — rzucił przepraszajaco
˛ Stworek.
— Nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji. Oczywiście. Oczywiście. . . Zwróc˛e wam fiolk˛e. . . — Dok
zrobił kolejny krok do przodu, ale zatrzymał si˛e, gdy
usłyszał: — Pod jednym warunkiem — rzucił gad. —
Musicie odpowiedzieć prawidłowo na jedno pytanie
z waszego testu. — Chłopcom momentalnie zrzedła mina. — Kaszka z mleczkiem, prawda? W końcu to test.
Wiecie już, jakich odpowiedzi nie zaznaczać. . .
— Aby szybko — odparł Dok bez przekonania.
— Jasna sprawa — zgodził si˛e Stworek Czasoprzestrzenny. — Podczas obl˛eżenia jakiego miasta miała
miejsce bitwa pod Bunker Hill z czerwca 1775 roku?
Filadelfii, Nowego Jorku, a może Baltimore?
Nastała niezr˛eczna cisza. Chłopcy wymienili niepewne spojrzenia. W końcu Dok zamknał
˛ oczy, skupił
si˛e, wział
˛ gł˛eboki oddech i odpowiedział. — Baltimore. . .
Przepytujacy
˛ milczał. Na twarzy chłopców pojawił
si˛e grymas niepewności. — Baltimore? Baltimore. . . —
powtórzył Stworek. — No cóż, tym razem wam si˛e
Zmysłowo-materialny czasowy transporter obecności
upiekło — oświadczył i rzucił fiolk˛e w stron˛e Doka, który niepewnie złapał ja˛ w dłonie. Z obu chłopców zeszło
powietrze w momencie, gdy odpowiedzi znalazły si˛e
z powrotem w kieszeni.
— Kaszka z mleczkiem — rzucił Dok z duma˛ i satysfakcja˛ w stron˛e Stworka. — Nie wiesz przypadkiem,
któr˛edy. . .
— Musicie iść w tamta˛ stron˛e. . . — przerwał Stworek i wystawił gekonowate łapsko, wskazujac
˛ drog˛e. —
Wszystkiego dobrego, chłopcy. Wszystkiego dobrego. . .
— Uśmiech nie schodził z jego ropuszej twarzy.
Chłopcy przedarli si˛e pr˛edko przez las i biegiem
wpadli mi˛edzy bloki znajomego osiedla. Bez zb˛ednych
ceregieli dotarli do mieszkania Doka. Wspi˛eli si˛e przez
uchylone okno do środka.
— Co teraz? — zapytał Kołek.
Dok wyjał
˛ z kieszeni fiolk˛e i położył ja˛ na biurku.
Spojrzał na zegarek. — Zostało kilka minut. Spadamy
stad.
˛ Zrobiliśmy swoje. Dobra robota — pochwalił kompana i pomógł mu zejść na podwórko.
— Myślisz, że przynajmniej wrócimy w dobre miejsce? Nie chce mi si˛e znowu biegać po lesie.
Dok spojrzał krzywo na koleg˛e. Sprawdził godzin˛e.
— Zaraz si˛e przekonamy. Pi˛eć sekund. . .
Obaj wbili wzrok w tarcz˛e zegarka. Po pi˛eciu sekundach zapanował mrok. Po kilku nast˛epnych chłopcy
wynurzyli z ciemności si˛e w pokoju Doka.
— I co? I już? — zastanawiał si˛e Kołek.
— No chyba już. . . — wtórował mu Dok. Wtedy
spostrzegł na biurku znajomy przedmiot. Szklana fiolka leżała otwarta na biurku. Kawałek papieru wetkni˛ety był niechlujnie do środka. Dok wyjał
˛ kartk˛e. Rozwinał
˛ ja˛ i przeczytał treść. — Co?! Nie. . . To nie może. . .
— rzucił błagalnie i dopadł do szuflady. Przewertował
stos kartek. Wyciagn
˛ ał
˛ jedna˛ z nich. Popatrzył na nia˛
z rozczarowaniem i przekazał Kołkowi.
— Jedynka?! A wi˛ec istota˛ całego przedsi˛ewzi˛ecia
było otrzymanie lepszej oceny, ale zamiast tego dostałeś jeszcze gorsza?
˛
— Jestem pewien, że ty też si˛e nie poprawiłeś. . .
— wyznał Dok, przekazawszy koledze świstek wyj˛ety
z fiolki. Na kartce widniał koślawy napis: „Poprawne
odpowiedzi do testu — psotnik Dok, 25 maja.”.
— Psotnik?
— Cholerna ropucha! — krzyknał
˛ rzekomy autor notatki, złapał kartk˛e, zmiał
˛ ja˛ i rzucił ze złościa˛
3
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
na podłog˛e. Zapanowała kilkunastosekundowa cisza.
Ochłonawszy,
˛
przerwał ja˛ Dok: — Wszystko na nic.
— Spójrz na to z innej strony — rzucił optymistycznie Kołek — możemy z tej sytuacji wyciagn
˛ ać
˛ nauk˛e na
przyszłość. . .
— O, nie, nie! — zaprotestował Dok. — Z nauka˛
Zmysłowo-materialny czasowy transporter obecności
na własnych bł˛edach koniec! Już raz ten bład
˛ popełniłem. . . — Usiadł bezradnie na krześle. Na chwil˛e zanurzył si˛e w myślach. Skrzywił si˛e zauważalnie i podrapał
si˛e po nosie. — Ten obiad to już pewnie całkiem zimny,
co nie? „
4

Podobne dokumenty