Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania, [w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny

Transkrypt

Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania, [w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny
Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania,
[w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny, Apokryfy, Święci, Continuum zmienności obrazu:
Bartosz Posacki, 2010: Katalog wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu
5.01.2011-30.01.2011, s. 7-15.
Nie zamierzam tego ukrywać, nie ma to większego sensu. Twórczość Posackiego jest
mi bliska. Towarzyszy mi od pierwszego momentu, w którym zjawiłem się w Opolu. Jego wizje,
mające odniesienia do motywów drogich mi od zawsze, były odkryciem interesującym
i frapującym. Objawiły się w postaci mrocznych świętych, zaklętych miast, kakofonii szmerów,
złudnych powidokach ruchomych obrazów nasączonych sadzą i kurzem. Odnalezienie świata
twórcy i uczynienie próby przyswojenia go sobie, nie jest nigdy zadaniem prostym. Kłopotów
z dziełami Bartosza jest co niemiara. Indagowany, opowiada wiele, jego słowa żyją, ale na
szczęście nie zawsze mają moc rozjaśniającą. Więc śnię jego dzieła, podążając ich tropem. Nie
szukam odniesień, nie chcę badać źródeł, formalnych podobieństw, kręgów oddziaływań.
Czynię zapiski, szukam klucza.
o miasto cóż to za miasto powiedzcie jakie to miasto / pod jaką gwiazdą przy której
drodze [Zbigniew Herbert, Miasto Nagie]
Miasto, które mieszka w jego nabrzmiałych wizjach jest miastem bez nazwy. Szukanie
odpowiedników w świecie realnym może zakończyć się tylko połowicznym sukcesem. Miasto
konstytuują prototypy elementów stanowiących jego, różnie pojmowane, centra. Jest więc
kościół i choć sylwetka jego nad wyraz przypomina kształtem opolską katedrę, jest tylko
prototypem kościoła, świątyni. Tej, która w jakiś przedziwny sposób jest najbliższa autorowi.
Jest pociąg i dworzec, są kominy i kamienice. Ale to tylko prototypy kamienic, kominów,
dworca i pociągu. Te, które wrosły na zawsze w pamięć Autora. Elementy układanki składającej
się w kształt miasta. Ale niekoniecznie tego, w którym on żyje. Choć po wielokroć
przypominającego senne i piękne Opole.
I Judasz wziął trzydzieści monet srebrnych. I wyszedł o godzinie czwartej, znalazł
Jezusa o piątej, podczas gdy przechadzał się po ulicy. Ponieważ zapadał już zmierzch,
rzekł Judasz do Żydów: „Przyślijcie mi do pomocy żołnierzy z mieczami i kijami, a ja
wam go wydam”. [Apokryf: Opowiadanie Józefa z Arymatei]
Eksperymenty, które na ikonografii wykonuje Bartosz tylko pozornie mają charakter
zabawy. To gra dużo bardziej poważna, lecz nie obarczona konkretnością i celowością, której
moglibyśmy szukać. Nie należy domagać się egzegezy serii apokryficznych, ani jej tworzyć. Cykl
ten z rzadka będzie przywoływał konkretne miejsca i wydarzenia z kart świętej Księgi, które
ponownie interpretuje Posacki. Czasem skojarzenia są oczywiste, zazwyczaj jednak pod ich
pozorem ukrywają się momenty, których nie poznamy. Szukanie wytłumaczenia, dlaczego
akurat te postaci świętych, patriarchów, praojca, zostały wybrane do jednego z cyklów nie
muszą mieć odniesień, które wydawałyby się najprostszym wytłumaczeniem. Brzytwa
Ockhama nie działa w tym wypadku. To nie Posacki odgrywa ich role, ale każdy z nas. Bywamy
pogromcami smoków, wijemy się w męczarniach, składamy wielkie ofiary.
Mało co ci pozostaje. Żyj jak na górze! Wszystko to bowiem jedno, czy tu, czy tam,
jeżeli się żyje w każdym zakątku świata z poczuciem, że się jest obywatelem
wszechświata. [Marek Aureliusz, Rozmyślania]
Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania, [w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny, Apokryfy, Święci, Continuum zmienności obrazu: Bartosz
Posacki, 2010: Katalog wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu 5.01.2011-30.01.2011, s. 7-15.
W jednym z najświeższych cyklów Bartosz nawiązuje kolejny już raz do przestrzeni
sacrum. Sny jego biblijnych bohaterów niepokojąco identyfikujemy z ich – różnym rzecz jasna –
końcem. I to właśnie przeczucie, w połączeniu ze sposobem, w jaki eksponuje on swój senny
ciąg, może nas kierować do skojarzenia z nieodłącznym elementem wielu starych świątyń tej
części świata. Z leżącymi we wnęce podstawy ołtarza rzeźbami świętych. Te sepulcra intrygują
swoim mrokiem, niedopowiedzeniem, nieokreślonością ciemnej i martwej przestrzeni za
brudną szybą. Ta tajemniczość i głęboka świadomość kształtu naszej ludzkiej kondycji mogłyby
w „sakralnych” cyklach jego twórczości stanowić wielki plus, gdyby jeszcze ci, którzy powinni
takie dzieła oglądać i zamawiać, byli na nie przygotowani. Mimo deklarowanego oddalenia od
rytuałów, ceremonii i skodyfikowanych w świętych miastach prawd wiary, Posacki w tematyce
tej działa mądrze. Zadaje pytania zadawane przez wieki, w których kwitła sztuka sakralna. Czyni
to w postaci, która mogłaby dekorować nieliczne, inne od estetyki licheńskiej i teologii
spłaszczonej, świątynie.
Czyż, rozpatrując to wszystko, czym wyróżnia się człowiek, można powstrzymać się od
podziwu? W osobie swojej łączy człowiek stworzenia śmiertelne z nieśmiertelnymi i
wszelki element rozumy z bezrozumnym. Nosi w sobie odbicie wszystkiego, co jest
stworzone, i stąd mówi się o nim, że jest „małym światem”. [Nemezjusz, O naturze
człowieka]
To nie narcyzm każe Autorowi notować swój kształt, reprodukować się fotograficznie,
graficznie, ożywiać w animacjach. Istnienie konkretnych postaci, niektórych sylwetek być może
w nadmiarze, nie jest obarczone przesadą. Istnieje bowiem człowiek. Ów przedstawiciel
myślącego i genialnego gatunku, którego pochwałą i zadumą nad którym jest twórczość
Bartosza. Jest coś przerażającego w naszym życiu, coś co wyczuwamy w metaforze długo
zjeżdżającej w otchłań windy. Gdy, zatopieni w powtarzalności i monotonii, domagamy się
przerwania, zakończenia, puenty, zmiany. Przestaje nam wystarczać przestępowanie z nogi na
nogę, walimy pięścią, wygrażamy niewidzialnemu, który winien jest naszego losu. Ów człowiek
stoi w windzie, miarowo przechodzi przez korytarze obracającego się cylindra, wprowadza
w ruch maszynerię, za pomocą której przemierza bezkres chaosu. Ów człowiek stanowi jedną
z obracających się zębatek skomplikowanego mechanizmu, jaki wspólnie tworzymy. Klęka, pije,
naprawia, przechodzi, żyje – z rzadka tylko zwracając uwagę na bezkres możliwości i zdarzeń,
które wokół niego zbiegają się, mijają go, oddziałują - bądź nie. Ów człowiek zasługuje, obok
spojrzenia na całość ludzkiego świata, w którym żyje, na obserwację dokładniejszą. Tę, w której
jego los i postawy podlegają głębszej analizie. Stąd stworzone ostatnio serie hagiograficzne,
apokryficzne i senne. Człowiek istnieje i jest niezwykły. Ten humanizm twórczości Posackiego
potwierdza się i w szczegółach.
Kontrapost jest zatem – raz jeszcze podkreślmy – probierzem klasycyzmu i
humanizmu, probierzem o tak konkretnej sile dowodowej, jak porządek kolumnowy
czy kanon rzymski w architekturze. [Antoni Maśliński, Humanizm w sztuce]
Jeden z mistrzów moich profesorów byłby zachwycony widząc prawidłowość, którą
sam dostrzegł i ogłosił światu w jednym ze swoich mądrych tekstów: Pozy, które przyjmuje
w swoich nieruchomych dziełach Posacki, wielokrotnie kojarzą się z wiekami przeszłymi,
z majestatyczną rzeźbą klasyczną, z ekspresją gotyku czy baroku. Kontrapost pojawia się tu
w postawie tak stojącej jak i leżącej. To postawa, która – skodyfikowana w zamierzchłej
przeszłości – cechowała znakomitość okresu klasycznego, zaś potem była zawsze cechą sztuki
humanistycznej. Więc proszę, prócz człowieka w centrum zainteresowania, mamy go
upozowanego w konkretny sposób. W progu kolejnego, antyhumanistycznego stulecia
zatrzymujemy się, jak od wieków, nad człowiekiem, jego wielkością i niezwykłością, zarazem
marnością i nudą.
Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania, [w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny, Apokryfy, Święci, Continuum zmienności obrazu: Bartosz
Posacki, 2010: Katalog wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu 5.01.2011-30.01.2011, s. 7-15.
Animacje rozpraszają naszą uwagę. Są bardzo wymagające: trudno skupić się na
bezliku szczegółów. Wzrok męczą niezliczone, ruchome, obracające się, przechodzące wciąż
podobne ścieżki, elementy. Ta organiczna struktura wydaje się drżeć niczym gniazdo os,
dodatkowo męcząc naszą percepcję niezliczonymi zadrapaniami i okruchami na „kliszy”, które
tylko pozornie postarzają dzieła Bartosza. Są kurzem nie starości, a świata; przesłoną, która
przeszkadza - jak niezliczone elementy naszego życia i otoczenia. Ci, z którymi oglądałem
twórczość Posackiego, wielokrotnie przyznawali, że od animacji łatwiejsza była dla nich lektura
pojedynczych grafik. Mieli czas i możliwość spokojnego delektowania się bogactwem
i strukturą tych dzieł. Animacje wymagają przy pierwszym kontakcie zbyt wiele. Nie
pozostawiają czasu, trwają krótko. I uświadamiamy sobie przy nich całą niedoskonałość
naszego oka i mózgu. Ten niedosyt i świadomość, że nie dostrzegliśmy wszystkiego, są
irytujące. Potrzeba czasu i powrotów, by wychwycić smaczki, często tylko lekko ukryte, jak
cienie przypominające sylwetki podkairskich piramid gdzieś daleko, za miastem.
Mało kto, nie uprzedzony, spostrzegał dziwną osobliwość tej dzielnicy: brak barw, jak
gdyby w tym tandetnym, w pośpiechu wyrosłym mieście nie można było sobie
pozwolić na luksus kolorów. Wszystko było tam szare jak na jednobarwnych
fotografiach, jak w ilustrowanych prospektach. [Bruno Schulz, Ulica Krokodyli]
Nie pozostajemy jednak do końca bezbronni w naszym, rozpraszanym skupieniu.
Akcenty, które koncentrują nas na elementach ważnych i znaczących, objawiają się w postaci
charakterystycznych wskazówek dawanych nam przez Autora. Te strzałki i zakreślenia od kilku
lat stają się mniej lub bardziej dyskretnym przewodnikiem naszej uwagi. Napełniająca się
błękitną wodą wieża ciśnień rozbłyska grotem strzałki, ów wektor załamuje się, przemieszcza,
drżąc na naszej siatkówce, a my w swej bezsilności, patrzymy na zimną ciecz, tracąc z pola
widzenia wszystkie inne, żyjące elementy.
Miasto jest dalekim dudnieniem w głębi ucha, szmerem głosów, turkotem kół. Kiedy
w pałacu wszystko nieruchomieje, miasto wiruje, koła toczą się po ulicach, ulice
przebiegają promieniście jak szprychy kół, płyty obracają się w gramofonach, igła
skrobie po starej płycie, muzyka przepływa i odpływa falami, kołysze się w dole, w
huczącej czeluści ulic, lub wznosi się wysoko z wiatrem, który obraca wywietrzniki
kominowe. [Italo Calvino, Nasłuchujący król]
Dodatkowo istnieje świąt dźwięków. Te, które żyją w wytworach Posackiego są
dopełnieniem jego przebogatych wizji. Kakofonia atakujących nas z jednoczesną żarliwością
osy i dostojeństwem pszczoły tonów, dźwięków, trzasków przez moment może przerażać.
Po chwili staje się tym wszystkim, co nasz umysł odsiewa w codziennej percepcji. Światem
dźwięków pomijanych, wszelako istniejących. Tupot nóg, szum tłoka, niewyraźne rozmowy,
stękanie zatrzymującego się autobusu, komunikaty na dworcu, majestatyczny dźwięk
kościelnych dzwonów. Wszystkie wymieszane jak w najbardziej niezwykłych kompozycjach
muzyki dawno przeszłej, karmazynowej i drażniącej niczym dziewięciocalowy gwóźdź.
To dźwięki w dużej mierze przez niego nagrane lub stworzone; przetworzone, zwolnione,
rozebrane na części. Jego dzieła nie mogą bez nich istnieć.
I coś jeszcze zwraca uwagę. Zwłaszcza teraz. Charakterystyczne dla malarstwa
Posackiego tytuły, operujące bardzo często rzeczownikiem połączonym z określającym kolor
przymiotnikiem, wyznaczały okres sprzed kilku lat, gdy autor zatrzymał się przy kompozycjach
typowych w tym czasie dla niego, pełnych wewnętrznych podziałów, odtwarzających nasze
uporządkowane mniej lub bardziej skupiska i miejsca człowieczego działania. Od pewnego
czasu kolor wraca. Nieśmiało. Powoli. Jego tony rozwijają się majestatycznie, jak dostojny
taniec. Po latach, w których nie miał większego znaczenia, dziś tłumione gaśnicą płomienie na
świętym krzewie – jak i wybiegające z niego, gorące i żywe skry – hipnotyzują i zdumiewają.
Kazimierz S. Ożóg, Próba opisania, [w:] Apokryfy 2, Animacje, Sny, Apokryfy, Święci, Continuum zmienności obrazu: Bartosz
Posacki, 2010: Katalog wystawy w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu 5.01.2011-30.01.2011, s. 7-15.
ongiś wynurzony z szarości nocy / potem ciężki i drogi / i silny jak ogień / wieczorem
pełen Boga i schylony / teraz eterycznie w rozedrganym błękicie / odpływa pod firnami /
do mądrości pod gwiazdami / [Paul Klee]
Istnieje kilka ról społecznych, które stają się udziałem artystów. Są ci, którzy wieszczą,
ostrzegają. Są tacy, których twórczość stara się reformować świat, zmuszając do zadumy,
zmiany postaw, dyskusji z przyzwyczajeniami. Są artyści dekorujący i upiększający szarość
naszej rzeczywistości. Są artyści mierni, którzy żadnej roli nie mogą, bądź nie zamierzają
odgrywać. Są w końcu demiurgowie i mędrcy. Ci pierwsi kreują nowe światy i nowe poziomy
patrzenia na nasz mikro- i makrokosmos. Odsłaniają przed nami przestrzenie
nieuświadamiane, zachęcają do niecodziennych skojarzeń, odkurzenia wspomnień. Ci drudzy
nauczają. Stają się przewodnikami dociekającymi prawdy, badającymi naszą kondycję. I to
badanie, połączone z odkrywaniem zapominanej prawdy o nas jest od lat udziałem Bartka.

Podobne dokumenty