WIEPRZE PRZED PERŁY, CZYLI O PRAWACH ZWIERZĄT
Transkrypt
WIEPRZE PRZED PERŁY, CZYLI O PRAWACH ZWIERZĄT
o kilkunastokomórkowe ludzkie embriony, ale nie o dorosłe szympansy, ani tym bardziej koty czy psy. Specyficznie polskie problemy ochrony zwierząt sprowadzają się do działalności dwóch instytucji, resortu rolnictwa i Kościoła, których wpływy nakładają się na polskiej wsi, gdzie też występują najostrzejsze problemy niehumanitarnego traktowania zwierząt (m.in. przerabianie psów na smalec). O ile reorganizacja nadzoru nad Ustawą o ochronie zwierząt wydaje się wykonalna (choć z dużym wysiłkiem i tylko przy sprzyjającej konstelacji politycznej), o tyle zmiana „rządu dusz” jest procesem międzypokoleniowym. Mam nadzieję, że proces ten będzie się przyśpieszał dzięki otwarciu Polski na świat, a szczególnie Maciej Brachowicz dzięki jej integracji w ramach UE. Prof. dr hab. Andrzej Elżanowski (ur. 1950): 120 WIEPRZE PRZED PERŁY, CZYLI O PRAWACH ZWIERZĄT zoolog i paleontolog kręgowców, zajmujący się także teorią ewolucji i bioetyką. Autor ponad stu publikacji, znany badacz morfologii i ewolucji ptaków, wybrany do zarządów międzynarodowych stowarzyszeń naukowych, a także Komitetu Biologii Ewolucyjnej i Teoretycznej PAN i kilku rad naukowych i redakcyjnych. Od lat działa na polu humanitarnej ochrony zwierząt, najpierw w USA a od 1999 r. w Polsce, m.in. jako członek Krajowej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach w jej pierwszej kadencji przyczynił się do ulepszeń w ustawach chroniących zwierzęta. S ytuacja prawna zwierząt jest jednym z najtrudniejszych poznawczo, choć bez wątpienia nie najbardziej doniosłych, problemów stojących przed współczesną teorią i praktyką prawa. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu mówienie o jakichkolwiek prawach odnoszących się do zwierząt, lub nawet o określeniu w prawie sytuacji zwierząt, przyjmowane było jako coś niewiarygodnego, choć już w XIX w. powstawały na ten temat uczone traktaty. Od lat 70. XX w. sytuacja się jednak radykalnie zmieniła. Powstało wiele ustaw i konwencji poświęconych zwierzętom, a do powszechnego języka weszło nawet pojęcie „praw zwierząt”. Czy takie określenie jest w ogóle uprawnione? Ostatnie lata stanowią dowód na wzmożoną aktywność zwolenników obdarzenia prawami (a może ich uznania?) niższych gatunków, choć jeszcze dwa lata temu, gdy pani Paula Stibbe starała się o uznanie praw osobistych jej szympansa przed austriackimi sądami, spotkała się głównie z kpinami. Ale, jak zauważył Bartłomiej Radziejowski, „odrzucając jej prośbę, austriackie sądy uzasadniły swoją decyzję brakiem podstaw prawnych, a nie – błędnością wniosku. Oznacza to, że wystarczy usunąć przeszkody formalne i szympansy będą mogły zostać uznane za osoby” („Gość Niedzielny” 26/09). Pytanie o prawną zasadność takiego podejścia do zwierząt zaprząta głowy najbardziej znanych etyków i teoretyków prawa na świecie. Zainteresowanie zwierzętami ze strony prawa przejawia się w dwóch głównych postaciach. Pierwszą jest model ochrony zwierząt – zwierzęta nie są w tym przypadku podmiotami prawa, lecz odpowiednie organy mają im taką ochronę zapewnić, a faktyczne podmioty prawa, czyli ludzie, zobowiązani są do poszanowania zwierząt, często pod groźbą sankcji karnej. Przykładem takiego podejścia może być polska Ustawa o ochronie zwierząt z 1997 r. oraz zdecydowana większość podobnych ustaw krajowych. Podobny model przyjmuje Europejska Konwencja Ochrony Zwierząt Domowych Rady Europy, choć z pominięciem przepisów karnych. Można w niej przeczytać m.in., że „każda osoba, która posiada zwierzę towarzyszące i zgodziła się nim opiekować, jest odpowiedzialna za jego zdrowie Repressje 121 i dobro”. Przepis ten, jak żaden inny, oddaje charakter uregulowania sytuacji zwierząt w tym modelu ich ochrony. Drugi model uznaje zwierzęta za podmioty prawa, a więc zgodnie z nim przysługują im uprawnienia. Jego typowym przykładem jest Powszechna Deklaracja Praw Zwierząt (PDPZ), przy czym zastrzec 122 trzeba, że nie jest to akt prawny. Właściwie jej prawnego znaczenia nie można porównać nawet z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka. PDPZ została napisana w 1977 r. przez Międzynarodową Federację na rzecz Praw Zwierząt i rok później proklamowana przez UNESCO. Już w jej preambule można przeczytać, że „wszystkie istoty żyjące mają prawa naturalne”, a w art. 1, iż „wszystkie zwierzęta rodzą się z równym prawem do życia i istnienia”, choć w przeciwieństwie do autorów odpowiedniczki deklaracji dotyczącej praw ludzkich, piszący deklarację z 1977 r. nie postarali się o próbę bliższego uzasadnienia takich rzekomych praw, poprzestając na wspomnieniu wspólnego pochodzenia (teoria ewolucji). Nic dziwnego, jest to bowiem raczej zbiór pobożnych życzeń i moralnych pouczeń niemających czasami nic wspólnego z językiem praw, np. „porzucenie zwierzęcia jest okrutną i hańbiącą praktyką”. Znaleźć tam można nawet coś na kształt socjalnych praw zwierząt: „Wszystkie zwierzęta pociągowe mają prawo do odpowiedniego ograniczenia czasu trwania i intensywności ich pracy, do odpowiedniego pożywienia i odpoczynku”. Podobny model przybrała ustawa hiszpańskich Balearów z 2007 r. (jako pierwszy akt prawny w historii) nada- jąca (pewnym) zwierzętom prawa będące twardym rdzeniem praw człowieka, tj. prawo do życia, wolności oraz zakaz tortur. Wkrótce podobną ustawę może przyjąć parlament całej Hiszpanii. Uzasadnienie dla pierwszego rodzaju gwarancji prawnych znaleźć można m.in. w doktrynie Kościoła Katolickiego i w etyce deontologicznej Immanuela Kanta. Według Katechizmu Kościoła katolickiego choć „Bóg powierzył zwierzęta panowaniu człowieka”, a co za tym idzie „uprawnione [jest] wykorzystywanie Dobroć wobec zwierząt rozwija dobroć człowieka w ogóle. zwierząt jako pokarmu i do wytwarzania odzieży” (2417), „sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie” (2418). Podkreślona jest także postawa, którą wobec zwierząt przejawiali święci Franciszek z Asyżu i Filip Nereusz. Niemiecki filozof z kolei podkreślał stanowczo, iż choć naganne moralnie jest znęcanie się nad zwierzętami, nie wynika to jednak z obowiązku człowieka względem zwierząt, lecz względem innych ludzi. Zachowanie wobec zwierząt wpływa bowiem na sposób, w jaki odnosimy się do ludzi. Dobroć wobec zwierząt rozwija dobroć człowieka w ogóle. Uzasadnienie dla drugiego podejścia należy rozpatrzyć w szerszym kontekście tzw. ruchu wyzwolenia zwierząt rozwijającego się od lat 70. Dzieli się on na dwa główne nurty: utylitarny i praw zwierząt. Głównym przedstawicielem pierwszego z nich jest Peter Singer, drugiego Tom Regan. Różnice między nimi są w gruncie rzeczy niewielkie i sprowadzają się do różnego podejścia do uzasadnienia zbliżonego traktowania zwierząt i ludzi przez prawo, a konsekwencje są niemal identyczne. Przedstawiciele obydwu ruchów nie tylko odrzucają wykorzystywanie zwierząt w eksperymentach lub dla rozrywki (np. ne uczyć się języka migowego, tak więc w cyrku), ale także proponują przejście na wegetarianizm oraz rezygnację z odzieży wytwarzanej ze zwierząt. Utylitaryści koncentrują obronę zwierząt na równych interesach przedstawicieli różnych gatunków. Dla utylitarysty równość gatunków bierze się stąd, iż posiadają one jedną cechę wspólną – zdolność do odczuwania cierpienia. Choć pewne jest, że założenie to jest stanowczo zbyt mocno sformułowane (nieprzypadkowo wiele ustaw chroniących zwierzęta ogranicza się do kręgowców posiadających najsilniej rozwinięty układ nerwowy), niektórzy autorzy podają w wątpliwość samą możliwość występowania u zwierząt świadomości, którą można by porównać do świadomości ludzkiej, a która to znacząco zwiększa natężenie cierpienia. Dla utylitarysty nieprzekonujące pozostają również próby odróżniania ludzi od pozostałych gatunków za pomocą takich cech, jak racjonalność, kierowanie się względami moralnymi oraz zdolność do komunikacji, gdyż według niego zawsze można wskazać na przypadki skrajne, czyli zawsze daje się znaleźć osoby o racjonalności lub zdolności do komunikacji bardziej ograniczonej (np. upośledzone), niż u niektórych zwierząt. (Dla porządku trzeba dodać, że pewne gatunki małp są zdol- może zrobić względem jednostki. Ludzie po- zdolność komunikowania się może rzeczywiście nie być cechą wyłącznie ludzką). Bardziej skomplikowane jest uzasadnienie teoretyków praw zwierząt. Prawa pełnią w społeczeństwie funkcję barier przed zakusami społeczności wobec jednostki. Są nieprzekraczalną granicą tego, co grupa siadają prawa, gdyż są „podmiotami życia”, tzn. są istotami zdolnymi do pamiętania, odczuwania bólu i przyjemności, posiadania interesów, dokonywania wyborów itp. Według Regana przynajmniej część zwierząt Interes człowieka dotyczący zaspokojenia preferencji kulinarnej nie może naruszać np. interesu kraba do niebycia gotowanym na żywo. ma rozwinięte takie cechy, choć w stopniu mniejszym niż ludzie. Z tego powodu można je zaliczyć do grona podmiotów moralnych, choć w tej grupie znajdują się w podkategorii pasywnych podmiotów moralnych, czyli można im przypisać uprawnienia, ale nie obowiązki, gdyż nie są zdolne do myślenia w kategoriach moralnych, a co za tym idzie, nie można od nich wymagać postępowania zgodnie z zasadami moralnymi, choć można wymagać od ludzi postępowania wobec zwierząt zgodnie z takimi zasadami. Zarówno utylitaryści, jak i zwolennicy teorii praw zwierząt dążą zatem do włączenia zwierząt (a przynajmniej ich części) do kategorii podmiotów moralnych, choć co trzeba zauważyć, większość z przedstawicieli Repressje 123 obydwu grup odróżnia jednak sytuację człowieka i zwierzęcia. Gdy interesy lub prawa przedstawicieli gatunku ludzkiego i jakiegoś gatunku zwierzęcego wchodzą w kolizję, pierwszeństwo ma mieć interes/ prawo człowieka. Ale muszą to być interesy równorzędne – interes człowieka dotyczący zaspokojenia preferencji kulinarnej 124 nie może naruszać np. interesu kraba do niebycia gotowanym na żywo. Tak rozumiane prawa zwierząt (pojmowane odtąd szeroko, obejmując także poglądy utylitarystów) stwarzają kilka problemów. Pierwszym z nich może być dosyć niejasne określenie zakresu „podmiotowego” ich obowiązywania. Nikt raczej nie skupia się na obronie komarów lub much. Naszą wyobraźnię poruszają głównie (i słusznie) cierpienia zadawane zwierzętom w ubojniach (np. słynny film ze świnią wrzucaną żywcem do wrzątku), zwierząt eksperymentalnych lub cyrkowych, a także domowych czworonogów niemających szczęścia do swoich właścicieli. Im bardziej zwierzę takie podobne jest do człowieka, tym większą potrzebę jego ochrony odczuwamy. Dobrym przykładem problemów tu napotykanych jest Projekt Wielkich Małp (Great Ape Project, GAP), którego jednym z inicjatorów jest Peter Singer. GAP, będący natchnieniem dla twórców hiszpańskich ustaw o prawach małp, chronić ma małpy należące do rzędu naczelnych, a więc głównie szympansy, orangutany i goryle, którym przyznane ma być prawo do życia (można je zabić jedynie w skrajnych przypadkach, np. samoobronie) i prawo do wolności (gdy jednak są wolności pozbawione, należy im zapewnić warunki odpowiadające ich „godności”) oraz nad którymi nie można się znęcać. Inicjatorzy projektu nie ukrywają, że uznanie praw tych małp jest tylko początkiem na drodze do ogólnego wyzwolenia zwierząt, ale z drugiej strony Widać zatem, że choć „wszystkie zwierzęta są równe, to niektóre są równiejsze”. sposób uzasadnienia ochrony akurat tych gatunków przedstawiany jest czasami jako porażka koncepcji ochrony praw (wszystkich) zwierząt. Twórcy GAP wskazują bowiem, że te zwierzęta wykazują wiele cech uderzająco zbliżających je do ludzi, takich jak zdolność pamiętania i planowania, umiejętność posługiwania się narzędziami, możliwość nauki ludzkiego języka (migowego), czy nawet odczucia emocjonalne i kulturalne, które stanowią „moralnie znaczące cechy. Ale większość zwierząt, jak wskazują przeciwnicy GAP, takich cech nie posiada (co bardziej złośliwi nie mogą także zrozumieć, dlaczego obrona praw małp ma się odbywać akurat w Hiszpanii, gdzie nigdy one nie żyły w warunkach naturalnych). Przykład ten obrazuje problem z określeniem, jakie to konkretnie zwierzęta mają mieć prawo do posiadania praw. Widać zatem, że choć „wszystkie zwierzęta są równe, to niektóre są równiejsze”. Istotne problemy powstają także na gruncie praktycznym. Prawo, w swoich konkretnych przejawach, jest fenomenem społecznym. Zachodzi między jednostkami, które mają możliwość nim się posługiwać. Gdy człowiekowi przysługuje uprawnienie, może je wykorzystać w sporze z innym człowiekiem lub instytucją państwową. W jaki sposób z praw mogą korzystać zwierzęta? Czy są w stanie zrealizować swoje „uprawnienia”? Odpowiedź jest oczywista. Nic dziwnego zatem, że za realizację praw zwierząt odpowiadać mają ludzie, a próby podejmowane w tym kierunku często przypominają zaspokojenie dążenia do osiągnięcia władzy („Organizacje, które bronią praw zwierząt, powinny mieć swoich przedstawicieli w rządzie”, art. 14 ust. 1 PDPZ). Najważniejszy problem dotyczy jednak tego, co uznane zostało w ogóle za warunek umożliwiający obronę praw zwierząt, a mianowicie ich zdolności do cierpienia, czy nawet posiadania świadomości. W wersji słabszej argument ten jest uznawany za uzasadnienie prawnej ochrony zwierząt. Jak mówi polska ustawa w art. 1: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”. Obrońcy praw zwierząt idą dalej; ten sam argument, połączony z rzekomą świadomością u części zwierząt (osobiście brak mi wiedzy, żeby się na ten temat wypowiadać, ale przyjmuję na potrzeby argumentacji, że jest to prawda), staje się nie tylko podstawą ochrony zwierząt, ale także zaliczenia ich do wspólnoty podmiotów moralnych i w efekcie przyznania im praw. Jednocześnie cechy, które większość ludzi wskazałaby jako podstawowe różnice między ludźmi i zwierzętami, takie jak zdolność do kierowania się racjonalnym wyborem czy właśnie wymogami moralnymi, uznawana jest przez ideologów ruchu wyzwolenia zwierząt za kryteria arbitralne. Aby to udowodnić, zwolennicy tych teorii lubią posługiwać się argumentem ze skrajnych przypadków. Jedna z postaci takiego argumentu odwołuje się do przykładu hipotetycznego „superszympansa”, który nauczyłby się mówić, pisać czy postępować moralnie i racjonalnie (ze względu na mniejszą różnicę genetyczną między czło- Jak zauważa Bartłomiej Radziejowski, główni promotorzy praw zwierząt są często zapiekłymi ateistami walczącymi o wypchnięcie religii ze sfery publicznej. W tym również nie ma przypadku. wiekiem i szympansem niż między myszą a szczurem wielu teoretykom przykład ten przemawia do wyobraźni). Zwolennicy teorii praw zwierząt pytają, czy odmówilibyśmy takiej istocie np. wstępu na studia, gdyby tego zapragnęła? Nasuwająca się odpowiedź „nie” sugerować ma, że kryteria, które odruchowo stosujemy na odróżnienie ludzi i zwierząt, są przejawem szowinizmu gatunkowego i powinny być obalone, tak jak upadły kryteria rasy, narodowości i płci. Pytanie to jest w ogóle źle postawione. Gdyby takie stworzenie rzeczywiście powstało (co najpewniej zaszłoby przy pomocy manipulacji genetycznych), musielibyśmy się zastanowić, czy moglibyśmy je nazywać jeszcze szympansem? Czy można by je nazwać człowiekiem? Czy też może należałoby wymyślić zupełnie nową kategorię, pośrednią pomiędzy światem ludzkim Repressje 125 i zwierzęcym? Człowiek bowiem odróżnia się gatunkowo od najlepiej nawet rozwiniętych zwierząt właśnie takimi „arbitralnymi” cechami, jak zdolność do racjonalnego myślenia czy też kierowania się sądami moralnymi. Nie przypadkiem Powszechna Deklaracja Praw Człowieka podkreśla w art. 1, iż ludzie „obdarzeni są rozumem i sumie- 126 niem”, czego nie można powiedzieć o zwierzętach. Cechy te natomiast przesądzają o tym, że w ogóle urządzamy świat na podstawie zasad moralnych i prawa będącego ucieleśnieniem naszych cech ludzkich. Nie ma także znaczenia fakt, iż pewne grupy ludzi (nienarodzeni, niemowlęta, osoby głęboko upośledzone itp.) nie mają tych cech (jeszcze) rozwiniętych lub je zatraciły, gdyż są to cechy gatunkowe, a nie właściwości poszczególnych jednostek, w związku z czym jesteśmy szczególnie zobowiązani wobec przedstawicieli swojego gatunku. W tym miejscu dochodzimy do najbardziej niepokojącej cechy dyskursu o prawach zwierząt. Ich rozwój zagraża prawom ludzi i nie ma w tym żadnego przypadku, tak jak nie ma przypadku w tym, że to Peter Singer jest najbardziej znanym na świecie obrońcą mordu na niemowlętach, a także nie ma żadnego przypadku w tym, że to Hiszpania staje się obecnie głównym europejskim promotorem aborcji na żądanie. Fundacja praw zwierząt opiera się bowiem na arbitralnym wydzieleniu pewnych właściwości, które można spotkać zarówno u zwierząt, jak i u ludzi, ale w konkretnym momencie nie u wszystkich przedstawicieli swoich gatunków, w związku z czym ci, którzy tych cech nie przejawiają, wypadają poza nawias podmiotów moralnych, którym przysługuje ochrona prawna. I żebyśmy nie myśleli, że nas to w Polsce nie dotyczy: Komisja Europejska pracuje nad prawnym zagwarantowaniem „alternatywy” dla testowania środków chemicznych Bez wątpienia zwierzęta nie są i nie powinny być obojętne z punktu widzenia prawa, a ludzie, którzy się nad nimi znęcają, powinni być surowo karani. Bez wątpienia także należy jeszcze wiele zrobić, aby system ich ochrony działał sprawnie. Ale mówienie o „prawach zwierząt” pozostaje nonsensem. tylko różnica ilości, tak jak trąba słonia przewyższa ludzki nos jedynie długością. Człowiek w zdechrystianizowanym świecie nie jest już człowiekiem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Jest tylko kolejną podkategorią w biologicznej systematyce”. Prawa zwierząt wpisują się również we właściwą „postępowym” elitom XX w. mizantropię, nic dziwnego, gdyby nie to, że stało się to w kraju, w którym orzeczenia sądowe uznały, że państwo nie ma interesu w obronie wczesnych płodów, gdyż nie są one „osobami w rozumieniu Konstytucji”. Myślę, że to również nie jest przypadek. Jaki z tego wniosek? Bez wątpienia zwierzęta nie są i nie powinny być obojętne która uznaje człowieka za główną przyczynę nieszczęść jego planety i wszelkich pozostałych istot ją zamieszkujących, a jedyną możliwością rozwiązania tego problemu jest redukcja liczby ludności. Przypomina mi się w tym kontekście zasłyszana (lub przeczytana) historia orzeczenia amerykańskiego sądu, który uznał, że kradzież jaj chronionego gatunku żółwia spełnia przesłanki prawa chroniącego ten gatunek. Niby z punktu widzenia prawa, a ludzie, którzy się nad nimi znęcają, powinni być surowo karani. Bez wątpienia także należy jeszcze wiele zrobić, aby system ich ochrony działał sprawnie. Ale mówienie o „prawach zwierząt” pozostaje nonsensem. W przywoływaniu argumentacji obrońców „praw zwierząt” opierałem się na opracowaniu Tomasza Pietrzykowskiego pt. Spór o prawa zwierząt, Sonia Draga, Katowice 2007. na zwierzętach, którą to „alternatywą” ma być testowanie takich środków na embrionach ludzkich. Propozycja ta znajduje mocne poparcie w Parlamencie Europejskim. Warto także zwrócić uwagę na głębszy kontekst tej sprawy. Jak zauważa Bartłomiej Radziejowski, główni promotorzy praw zwierząt są często zapiekłymi ateistami walczącymi o wypchnięcie religii ze sfery publicznej. W tym również nie ma Maciej Brachowicz (ur. 1980): absolwent Akademii Ekonomicznej w Krakowie i prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek Klubu Jagiellońskiego i Word Youth Alliance. Przygotowuje rozprawę doktorską nt. współczesnych tendencji rozwojowych praw człowieka. Stażysta Parlamentu Europejskiego w 2006 r. przypadku. Taki obrót spraw możliwy był bowiem jedynie dzięki oderwaniu doktryny praw człowieka od wszelkich kategorii duchowych, a przede wszystkim od wpływu chrześcijaństwa. Człowiek, „wykorzeniony z tworzącej go duchowości, nie różni się już jakościowo od zwierzęcia. Bo czy szczególna inteligencja człowieka może stawiać go wyżej od małpy albo krokodyla? Nie – to Repressje 127