Idzbark Mariaszkiem Znany

Transkrypt

Idzbark Mariaszkiem Znany
Idzbark Mariaszkiem Znany
Dawno, dawno temu – na północnych rubieżach Polski – tam
gdzie rozciągała się bezkresna puszcza znajdowała się osada.
Położona nad rybną, kapryśną rzeką, która każdego roku
zmieniała swoje koryto, nazywana przez ludzi „DRWIĄCĄ” oraz
blisko traktu wiodącego hen na północ, po morze zwanego
Baltikus i na południe do dalekich krain gdzie nigdy nie padał
śnieg, a ludzie w domach z kamienia mieli małe jeziora zwane
basenami i kąpali się codziennie. Traktem od czasu do czasu
przejeżdżali obcy ludzie mówiący dziwnymi językami. Ubrani
cudacznie przywozili ze sobą zupełnie nieznane rzeczy, które
wymieniali na skóry, solone mięso, ryby jak: sielawy, szczupaki,
węgorze, sumy, a z Baltiku zabierali jego złoto – czyli Jantar –
kamień
o
magicznym,
leczniczym
działaniu
–
bardzo
poszukiwanym w dalekich krajach. Trakt ten w przyszłości został
nazwany SZLAKIEM BURSZTYNOWYM.
Podróżni
zatrzymywali
się
często
w
osadzie,
gdzie
znajdowali nocleg i pożywienie. Korzystali również z kuźni,
w której pracował chłop na schwał znany ze swojej prawości
i sumienności. Cieszył się wielkim mirem w osadzie, zawsze
postępował roztropnie i uczciwie. Nazywano go Dobromir.
Życie w osadzie toczyło się spokojnie wedle rytmu przyrody.
Zimą sito ubrania z upolowanych zwierząt, tkano materiały,
zajmowano się hodowlą trzody, łowieniem ryb. Wiosną i latem
uprawą zbóż. Wartki nurt Drwiący później zwany Drwęcą był
1
wykorzystany do mielenia ziarna – dlatego osada miała
największy młyn w okolicy. Pobliskie wzgórze napawało
mieszkańców nabożnym lekiem, gdyż było to terytorium wielkich
jeleni, które każdej jesieni spotykały się gromadnie na rykowisku.
Z daleka i z ukrycia obserwowali ludzie zapasy tych dumnych
zwierząt, a znalezione później potężne poroża zamieniali na sól
i inne potrzebne rzeczy.
Pewnej wiosny wraz z grupą kupców, przywędrował drwal
o imieniu Maryjasz. Tak mu się spodobała okolica, że postanowił
osiedlić się na stałe. Szybko postawił solidny dom z bali, który
budził podziw wśród mieszkańców. Drwal często znikał w puszczy,
gdzie lubił szukać starych drzew z wielkimi dziuplami. Jak
głosiła legenda, w drzewach tych mieszkały psotne diabły.
Często podchodziły pod osadę i figlami szkodziły, ale także
rozśmieszały mieszkańców. A to zamieniały trzodę w zagrodach,
a to zaprószą tu ognisko, to znów chowały ludziom rzeczy, a to
straszyły konie, czy na krzyżówkach zamieniały drogowskazy.
Ludziska przyzwyczaiły się do harców i nawet je polubili. Ale nie
drwal Maryjasz, który ich nie cierpiał i zaciekle im dokuczał.
Dał się też we znaki mieszkańcom, bo był bardzo swarliwy
i zadziorny – skory do niezgody. Po pewnym czasie ludziska mieli
go dosyć i chcieli się go pozbyć – ale nie wiedzieli jak to zrobić.
Poszli po poradę do kowala. Długo myślał Dobromir, ale nic nie
przychodziło mu do głowy. Postanowił udać się do mędrca, który
od wieków mieszkał na wzgórzach – tam gdzie wiatr wiecznie
hulał i dylał – i od tego owe miejsce nazywane było Dylewskimi
2
Wzgórzami. Pod wieczór dotarł do sędziwego Lubawamira
i opowiedział o kłopotach swoich ziomków spod Góry Jeleniej.
Starzec słuchał, po długim namyśle rzekł: Skoro nie znajdujecie
rozwiązania sami – ułóżcie się z diablątkami i wspólnymi siłami
i fortelem wypędźcie drwala. Idź pod tysiącletni dąb, weź ze sobą
ich ulubiony mocny miód. Postaw garniec pod dębem, odczekaj,
aż najstarszy diabeł wypije i będzie miał w czubie – bo dopiero
wówczas straci swą moc, śmiało podejdź i razem uradźcie się
wspólnie.
Następnego dnia wziął Dobromir bochen chleba dla siebie
i garniec miodu dla diabła i poszedł. Pod wieczór odnalazł
wiekowy dąb, postawił przy nim garniec, a sam schował się
nieopodal za drzewo. O północy zjawił się diabeł. Od razu
zauważył garniec. Wypił go duszkiem do dna. Odczekał kowal
dłuższą chwilę, zebrał się w sobie i wyszedł z ukrycia.
Tamten, jak gdyby na niego czekał, od razu rzekł: Dobromirze
zrobiłeś dobrze, że wreszcie do mnie zawitałeś. Zarówno waszą
osadą, jak i moi pobratymcy mamy dosyć tego hultaja i nicponia –
drwala. Przyprowadź go do młyna, a resztę zostaw mnie.
Jak uradzili tak kowal zrobił.
Pod pozorem rozbudowy młyna ściągnął Maryjasza na
umówione miejsce. Czekał tam na niego bogato odziany
cudzoziemiec z cudnej urody białogłową. Był to diabeł ze swoją
starą żoną – diabelską mocą odmienieni. Hojnie częstowali
przybysza piwem i miodem. Potem zaproponował diabeł grę
3
w karty, pod warunkiem jeżeli drwal wygra – dostanie za żonę,
oto tę cudną białogłową, a jeżeli przegra będzie musiał opuścić
osadę i więcej w tych stronach się nie pokazywać.
Przystał Maryjasz na układ – pewny swej wygranej, a że już
mocno miał w czubie nie zauważył jak diabeł okpił go w grze. Tak
więc musiał jak niepyszny opuścić mieszkańców spod Góry Jeleniej
(należy dodać, że dzisiejsza nazwa osady to Idzbark).
Dla pewności rozstawił po dziuplach swoje diablątka, które
pilnują okolicy przed hultajem drwalem do dnia dzisiejszego,
nazywano ich na pamiątkę tamtych wydarzeń Mariaszkami
i również gra w karty, aż po czasy dzisiejsze nosi nazwę Maryjasz.
Dom po drwalu stał w miejscu dzisiejszej szkoły, niejedna deska
i belka pamięta tamte czasy.
Jeżeli w pobliżu znajdziecie dużą dziuplę, uważajcie!!!
Bo może w niej siedzieć psotnik – Marjaszek.
4

Podobne dokumenty