Między Nami nr 1 (135) - 30 wrzeœnia 2010

Transkrypt

Między Nami nr 1 (135) - 30 wrzeœnia 2010
Nr 1 (135) 30 września 2010 r.
EGZEMPLARZ BEZPŁATNY
ISSN-1233-5789
MIĘDZY NAMI
NIEZALEŻNA GAZETA MIESZKAŃCÓW REGIONU: NA PRAWO OD WISŁY I WIEPRZA
WYDANIE PRZYGOTOWANE PRZY WSPÓŁPRACY AUTORÓW BLOGA SZPINAKÓW
ANNA LIPNICKA
prezes Dęblińskiego
Stowarzyszenia
Gospodarczego:
Mam przyjemność zaprezentować Państwu
pilotażowy numer reaktywowanego po latach
pisma mieszkańców Dęblina, kierującego swą
uwagę tym razem na tereny całego powiatu
ryckiego. O współpracę w redagowaniu naszej
gazety poprosiliśmy autorów popularnego bloga
rodziny „Szpinaków”. Zapraszamy i zachęcamy
wszystkich naszych czytelników do przysyłania
artykułów dotyczących naszej okolicy. Jestem
pewna, że przy Państwa udziale, Dęblińskie
Stowarzyszenie Gospodarcze już niedługo
zaproponuje obszerniejszą, zawierającą więcej
informacji, formę publikacji.
Stokrotki zimą na trawie.
Proponujemy dzisiaj trochę inaczej spojrzeć
na przytulne wnętrza naszych mieszkań
opatulonych styropianem i nowoczesną stolarką
okienną.
Opłaty za mieszkanie w bloku dochodzić
mogą do 40 % wydatków domowego budżetu.
Opłata za ogrzewanie rozłożona jest na cały rok,
tak, że rachunki za ciepło przychodzą nawet
latem. Mieszkańcy szukają oszczędności
okładając bloki kolejną warstwą izolacji,
wymieniając okna na bardziej szczelne a także
instalując mierniki ciepła. Życie w bloku
zaczyna przypominać serial Alternatywy 4.
Zamiast jeździć na zagraniczne wycieczki lub
odrabiać
zaległości
życia
w
czytaniu
pasjonujących książek, polski emeryt poświęca
swój czas na zebrania lokatorów w piwnicznej
świetlicy, nie przestając myśleć na co dzień
o rachunkach za prąd, ogrzewanie, gaz oraz
ciepłą i zimną wodę. Lokatorzy bloków patrzą
sobie na ręce i komentują wysokie lub niskie
opłaty za media u swoich sąsiadów. Oszczędni,
którzy zużyli minimalne ilości ciepła i wody
wzbudzają
uzasadniony,
niestety
tylko
ekonomicznie, podziw.
Mieszkańcy wieżowców na osiedlu Lotnisko
długo nie robili nowej elewacji bloków, trochę
odstając
od
otaczającej,
kolorowej
rzeczywistości czteropiętrowych punktowców,
w których udało się dokonać termomodernizacji.
Wreszcie, zamiast dokładać do ścian kolejne
„ocieplenie”, w jednym z wieżowców wpadli na
pomysł odłączenia się od
pośrednika
sprzedającego im ciepło do kaloryferów
i kranów.
Woda
do
ogrzewania,
podgrzana
do temperatury 120*C pędzi w stronę osiedla
od ogromnej ciepłowni, która z powodzeniem
mogła by obsłużyć cały Radom. Na terenie
osiedla wpuszczona jest w betonowe kanały
podgrzewające zimą trawniki. Niedawno
mieszkańcy zauważyli, że na trawie nad
kanałami wyrastają zimą stokrotki, za które oni
nie mają zamiaru płacić ze swojej kieszeni.
Woda w kanałach ciepłowniczych nie nadaje
się
do
wprowadzenia
bezpośrednio
do kaloryferów i kranów, więc potrzebne
są urządzenia i ludzie obsługujący tzw.
„wymiennikownię” ciepła. Firma zajmująca się
przerabianiem energii na dostępną dla
gospodarstw domowych pobierała podobno 30
% opłat za ciepło. Żeby się od niej odłączyć,
trzeba było zrobić projekty techniczne
i budowlane, zatrudnić firmę instalacyjną
i zadłużyć mieszkańców dla pokrycia kosztów
inwestycji, sięgających 300 tys. złotych. Potem
można było już kopać rowy, pruć beton
a także… sądzić się z firmą uprzednio
obsługującą ciepło. W efekcie zimę mieszkańcy
wieżowca przy ul. Kowalskiego spędzą
z własnym wymiennikiem ciepła w piwnicy
i kredytem w banku.
Wymuszanie opłat na walkę z globalnym
ociepleniem
doprowadziło
nasze
życie
do absurdów. W piwnicach blokowych panują
ciemności bo moc instalacji elektrycznej, ze
względu na oszczędności oraz podłączanie
urządzeń AGD na dziko, ograniczona została do
minimum. Rodziny siedzą w swetrach przed
telewizorami będącymi, oprócz trupiego
świecenia energooszczędnych żarówek, jedynym
tolerowanym źródłem światła w mieszkaniach.
Budynki owijane są kolejną szczelną warstwą
styropianu i betonowego kleju, co przy super
szczelnych oknach i skąpym wietrzeniu,
upodabnia mieszkania do kanapek zawiniętych
w worek foliowy. By uniezależnić się od
wielkich kotłowni, w piwnicach instalowane są
nowoczesne piece gazowe, zapewniające energię
i ciepłą wodę dla gospodarstw, zwane
bezobsługowymi,
lecz
niestety
nie
bezawaryjnymi.
Na wszystko to potrzebne są pieniądze
i zgoda mieszkańców na zaciąganie bankowych
kredytów. Teoretycznie można zainstalować
w bloku własne źródło wody użytkowej a nawet
pokusić się o zakup spalinowych lub gazowych
generatorów prądu dla całego osiedla. Wciąż
trzeba pamiętać o walce z grzybami
i odpadającym tynku na nowych elewacjach.
Ciekawe jest życie mieszkańców dęblińskich
osiedli. p.r.
Dęblińska biblioteka cyfrowa?
AGNIESZKA RODAK:
Biblioteki
cyfrowe
bardzo
powoli,
lecz
systematycznie,
opanowują Polskę. Digitalizacja
zbiorów staje się coraz bardziej powszechna lecz
póki co, dotyczy ona bardziej dzieł naukowych
i edukacyjnych niż beletrystyki. Trochę szkoda.
Oprócz
popularyzacji
i
propagowania
innowacyjnych rozwiązań w gospodarce, od lat
jestem zwolenniczką wdrażania nowych trendów
i wykorzystywania zdobyczy techniki w polskiej
kulturze i edukacji. Wyobraźcie sobie, że
zamiast fizycznego grzebania w księgozbiorach
bibliotek publicznych, kilkoma kliknięciami
myszy uzyskujemy dostęp do wybranego dzieła.
Marzy
mi
się
taki
dostęp
także
do archiwalnych numerów najpopularniejszych
gazet. Jak w serialach kryminalnych, w których
detektywi dzięki elektronicznym gazetom sprzed
lat są w stanie odtworzyć kulisy zbrodni. Trochę
się zapędzam w swoich wizjach, bo w chwili
obecnej jedyne co mamy w większości do
dyspozycji to zasoby instytucji naukowych, jak
np. Biblioteki Uniwersyteckiej KUL czy
Uniwersytetu Wrocławskiego. Na początek
dobre i to, a sama inicjatywa wskazuje na
poważny krok w kierunku poszerzenia zbiorów
o literaturę popularnonaukową, już nie w ramach
placówek naukowych ale dobrze nam znanych,
miejskich bibliotek.
Samorządy niektórych województw także
pokusiły się już o elektroniczny księgozbiór, jak
Zielonogórska
Biblioteka
Cyfrowa
czy
Kujawsko – Pomorska Biblioteka Cyfrowa.
Dostęp do zasobów jest całkowicie darmowy
i nie ma problemu fizycznego oddawania książki
do placówki, co dla zapominalskich często
skutkowało karą pieniężną lub niecierpliwym
oczekiwaniem na książkową amnestię. Lubelska
Biblioteka Cyfrowa jest podobno w fazie
projektu.
Niektóre kraje, jak np. Francja, stworzyły
elektroniczne biblioteki narodowe. Oglądając
stronę biblioteki Gallica szczerze żałowałam, że
nie znam francuskiego. Projekt Narodowej
Biblioteki Francuskiej polegał na umieszczeniu
w internecie zeskanowanych najstarszych
czasopism z XVII, XVIII, XIX i pierwszej
połowy XX wieku ze wszystkich dziedzin
wiedzy. Naszą krajową namiastką ma być chyba
Polska Biblioteka Internetowa.
Teraz kolej na lokalne samorządy. Zamiast
utrzymywać etaty i gmachy miejskich bibliotek
należy kupić dobry skaner, postarać się
o zewnętrzne fundusze i stworzyć elektroniczny
księgozbiór posiadanych dzieł. Odważna wizja,
która jak sądzę, za kilka lat ma szansę się
urzeczywistnić. Pytanie, czy w Dęblinie?
Można przypuszczać że, jak to miało to miejsce ostatnio, wyprzedzi
nas np. Stężyca… Kilka lat temu nikt nie chciał słuchać
o turystycznym zagospodarowaniu naszych terenów nadwiślańskich –
skutek jest taki, że teraz to nie my a nasi sąsiedzi realizują odważny
projekt, który niewątpliwie pobudzi gospodarczo tamten obszar.
Zobaczycie, że podobnie będzie z biblioteką cyfrową. Obym tym
razem się pomyliła.
i dzieci. Przez większość dnia kontaktują się ze sobą wyłącznie
telefonami. Wreszcie, na wysokim piętrze szklanego biurowca,
dochodzi do przełomu i głowa domu, który praktycznie nie istnieje,
doznaje objawienia i postanawia zmienić swoje życie. Lubelszczyzna
jest tylko symbolem sielskiego miejsca, gdzie czas płynie wolniej
i pozwala na ponowne zjednoczenie będącej w rozsypce rodziny.
Sukces, samotność i „twoja praca ważniejsza ode mnie” odchodzą
w przeszłość, a „prawdziwe szczęście to być razem.”
Sobota pracująca.
Podczas jednego z
minionych weekendów
pracowaliśmy
intensywnie w naszym
biurze
w Rykach.
Dopiero po jakimś
czasie, gdy już dobrze
zmarzliśmy,
zorientowaliśmy się, że
lato odeszło na dobre
i
pora
włączyć
ogrzewanie. Po pracy w Rykach trzeba było jeszcze coś załatwić
w Dęblinie a ponieważ zrobiliśmy się głodni, jedyną żywieniową
alternatywą tego dnia wydawał nam się tylko „Kebab pod Psem”, albo
pod Rykami, jak kto woli. Ponieważ to druga nasza tam wizyta warto
by było opisać to miejsce czytelnikom. Wewnątrz lokalu powitało nas
przyjemne gorąco rozchodzące się po całym pomieszczeniu od dwóch
potężnych grilli. Nasze wychłodzone w Rykach organizmy zaczęły
przeżywać szok termiczny, a po chwili rozgrzaliśmy się do
czerwoności. Mi pomógł w tym palący sos czerwony, który nałożyłem
sobie niepotrzebnie do swojej bułki z kurczakiem i sałatką. Moja żona
skusiła się na tortillę z baraniną, którą ja wypróbowałem poprzednim
razem i chyba lepiej na tym wyszła. Wszystko było sprawnie i pięknie
podane a samo miejsce, dzięki wygodnym kanapom i pięknemu
widokowi za oknem powodowało, że nie chciało się wychodzić na
jesienną niepogodę.
Kebab pod psem urządzony jest w stylu amerykańskiego diner’a,
służącego właśnie do przesiadywania tam ze znajomymi w wolnym
czasie. Często widzimy na tzw. filmach drogi takie właśnie bary
z rzędem kanap przysuniętych do okna i wkomponowanych między
nimi stolików. Diner to także tytuł ulubionego przeze mnie filmu ze
świetną obsadą aktorską, puszczanego kiedyś bardzo często na kanale
TNT. Niestety tak, jak nigdy nie mieliśmy zbytniej ochoty na to by
wreszcie odwiedzić to miejsce, tak teraz niespecjalnie chciało nam się
tam zostać na dłużej. Może ta dziwna choć na pewno chwytliwa
marketingowo nazwa nas odstraszała? Mamy w Rykach swój
ulubiony, tani lokal, który zawsze poratuje nas z obiadem tak, że
wychodzimy z niego w 100 % zadowoleni. Kebab pod Psem to
nowoczesne, ładnie urządzone miejsce z autentycznymi marmurami
wszędzie. Niestety wrażenie tego dnia popsuła łazienka bez mydła
i ręczników. p.r.
Media informują o małym skandaliku wywołanym rzekomym
plagiatem australijskiego scenariusza. Trochę hałasu jest także wokół
sumy 1,4 mln zł z czego 85 procent to środki unijne. Niezaprzeczalnie
obie te sprawy kierują uwagę publiczności na Lubelszczyznę, zgodnie
zresztą z zamierzeniami autorów zamieszania. Obejrzałem także film
australijski. Bez względu na okoliczności związane z produkcją
polskiej „wersji”, oba filmy potęgują wrażenie ogromnego
osamotnienia mieszkańców wielkich miast. p.r.
Jak palenie śmieci wpływa na nasze zdrowie.
Mimo nawoływań ekologów i wzrastającej świadomości naszego
społeczeństwa o szkodliwości spalania śmieci wciąż dochodzi do
takich incydentów w naszym najbliższym otoczeniu.
Mało kto wie, że w trakcie spalania odpadów komunalnych
wytwarza się cichy zabójca, który ma istotny wpływ na nasze zdrowie
i życie. W wyniku spalania substancji zawierających chlor i węgiel,
do których należą między innymi: polichlorek winylu, polietylen,
polipropylen, polistyren, niektóre pestycydy, rozpuszczalniki,
z których wytwarza się opakowania do wielu produktów, w tym także
produktów spożywczych, powstają dioksyny. Dioksyny ze względu na
swoją aktywność biologiczną uważane są w toksykologii za
najgroźniejsze trucizny, są 10000 razy bardziej toksyczne od cyjanku
potasu. Zarówno ludzie, jak i zwierzęta znoszą bez uszczerbku
jednorazową uderzeniową dawkę dioksanu, ale jeżeli te substancje
trafiają do ich organizmów przez kilka lat w znacznie mniejszych
ilościach, kumulując się w organizmie, mogą wywoływać raka
wątroby, krwi i skóry, uszkodzić płód, działać mutagennie, zniszczyć
system hormonalny i odpornościowy, spowodować bezpłodność.
Do naszego organizmu dioksyny dostają się bezpośrednio przez
skórę, są wchłaniane przez płuca a także wraz z pokarmem
zawierającym tłuszcze zwierzęce. Trucizny te są nierozpuszczalne
w wodzie co powoduje, że nie są usuwane z organizmu ludzkiego
i dlatego w wyniku wieloletniej kumulacji w ostateczności
doprowadzają do zachorowania na raka.
I tu nasuwa się pytanie? Czy warto tak narażać swoje zdrowie za
kilka złotych miesięcznie, bo tyle nas kosztuje jednorazowy wywóz
śmieci zamiast pod osłoną nocy palić je w ogródku za domem i truć
siebie i najbliższe otoczenie.
Dominika Borowska
Dla wszystkich, którzy zapomnieli,
co w życiu jest naprawdę ważne.
Pracowałem ostatnio z córką w ogrodzie praktycznie cały ranek
i popołudnie, robiąc nowe i remontując stare ścieżki. Wieczorem
siadam do internetowej prasówki i zaintrygowany uruchamiam nowy
wideo spot mający, wraz z billboardami, promować Lubelszczyznę
m.in. na telebimach w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu i Krakowie. Na
pewno stojący na przystankach i w samochodowych korkach zabiegani
mieszkańcy wielkich miast przyjmą ten obraz ciepło, tęskniąc za
innym życiem.
Filmik ma tytuł „Chwilo trwaj”. Wyścig szczurów pozwala myśleć
tylko o karierze. Pracujący do późna warszawiacy mijają się w domu,
zostawiając na lodówkach krótkie, pisemne komunikaty dla siebie
Blog o Dęblinie: www.szpinaktak.wordpress.com.
Między Nami – Niezależna Gazeta Mieszkańców Regionu „Na prawo od Wisły
i Wieprza”; Nr 1 (135), rok 2010, ISSN 1233-5789
Wydawca: Dęblińskie Stowarzyszenie Gospodarcze, Dęblin ul. Stężycka 11
Redaktor Naczelna: Agnieszka Rodak
Redagują: Wojciech Ziółkowski, Paweł Rodak
E-mail: [email protected]