malarza serce i oko
Transkrypt
malarza serce i oko
MALARZA SERCE I OKO 2012-09-27 W drugiej połowie XIX wieku zawód rysownika frontowego był w Europie szanowaną profesją. P od koniec lat trzydziestych XIX wieku panowie Joseph Nicéphore Niépce i Louis Jacques Daguerre opracowali w Paryżu rewolucyjną technologię uzyskiwania obrazów rzeczywistości, którą od nazwiska wynalazcy nazwano dagerotypią. Unikalne egzemplarze tworzono na metalowej płytce. Obrazy były świetnej jakości – zawierały mnóstwo szczegółów w dużej rozdzielczości. Wojskowi w Europie przyjęli ten wynalazek życzliwie, bowiem świetnie nadawał się do wykonywania fotograficznych portretów, na których każdy detal wiszącego na piersi orderu był doskonale widoczny. Niestety, do utrwalania obrazów bitew aparat dagerotypowy nie nadawał się – fotografowane obiekty przez dłuższy musiały być czas nieruchome. Rosnąca w siłę europejska prasa musiała więc nadal wysyłać na wojny rysowników i malarzy. Już jednak w latach pięćdziesiątych XX wieku wynaleziono nowe techniki fotograficzne, które umożliwiły wykonywanie niezłej jakości obrazów poruszających się obiektów. Czy oznaczało to koniec profesji prasowego rysownika frontowego i malarza wojennego? Nic z tych rzeczy! Wielkie dzienniki europejskie wysyłały teraz na front i fotografików, i rysowników. Fotografie wojenne publikowano jako ciekawostkę dokumentacyjną. I redaktorzy, i czytelnicy uważali jednak, że tylko artysta, przez tygodnie czy miesiące obserwujący z bliska front, jego zaplecze, potyczki, bitwy, krajobrazy oraz mieszkańców ogarniętej wojenną pożogą krainy, jest w stanie w swych dziełach zsyntetyzować i opowiedzieć kredką czy węglem całą prawdę o wojnie. Fotografia to tylko mechaniczne, przypadkowe odbicie rzeczywistości, najgłębszą prawdę i sens nadają obrazom wojny tylko ręka, oko i serce malarza. W drugiej połowie XIX wieku zawód rysownika frontowego był w Europie szanowaną profesją. Artyści na wojnie wiele ryzykowali – choć płacono im przyzwoicie, nie mieli żadnych ubezpieczeń w razie odniesienia ran, a lekarski i sanitarny poziom wojskowych lazaretów we wszystkich armiach świata wołał o pomstę do nieba. A jednak nawet utalentowani, znani malarze wędrowali Autor: Włodzimierz Kalicki Strona: 1 na wojny. Dla zarobku, ale przede wszystkim w celu zebrania artystycznych doświadczeń, zapełnienia notatników szkicami batalistycznymi. Jednym z takich artystów wojennych był Antoni Piotrowski, malarz nader utalentowany, wychowanek Szkoły Rysunkowej Wojciecha Gersona, akademii w Monachium i krakowskiej szkoły malarskiej Jana Matejki. Za namową polskiego dziennikarza i orientalisty Jana Grzegorzewskiego, który pracował jako korespondent wojenny dla paryskiego „Le Figaro”, w 1885 roku Piotrowski dogadał się z redakcjami kilku londyńskich i paryskich czasopism, że wyjedzie na Bałkany jako ich korespondent wojenny i będzie rysował sceny z kolejnego powstania Bułgarów przeciw Turkom. Gdy jednak Piotrowski dotarł do Płowdiwu, zamiast spodziewanego powstania antytureckiego wybuchła wojna serbsko-bułgarska. Piotrowski rysował scenki z frontu, które drukowały zachodnie pisma. Z czasem zaczął malować olejne sceny batalistyczne i portrety członków domu panującego. Gdy malarz wrócił już do Krakowa, bułgarski książę Aleksander zamówił u niego dziesięć wielkich płócien ilustrujących przebieg wojny. Po wielu perypetiach kupił je dopiero kolejny bułgarski monarcha – Ferdynand Koburg. Dziś znajdują się one w Narodowej Galerii Sztuki i uznawane są za pomniki bułgarskiej pamięci narodowej. Dzięki Antoniemu Piotrowskiemu spłaciliśmy symboliczny dług zaciągnięty u nieznanego niemieckiego malarza, którzy zostawił nam wspaniały obraz zwycięskiej bitwy wojsk polskolitewskich nad moskiewskimi pod Orszą w roku 1514. Autor: Włodzimierz Kalicki Strona: 2