Biały Smok

Transkrypt

Biały Smok
KGF PRODUCTIONS
Biały Smok
Rozdział Trzeci
Wy, co istniejecie poza światem
KillerGirlFuria/Marq Mortis
2015-05-17
Ponowne spotkanie z Jackiem dało mnichom bardzo dużo do myślenia. To, że oni istnieją poza
światem nie znaczy, że świat istnieje poza nimi. A Chase, który nigdy się specjalnie tym światem nie
interesował, teraz stwierdził, że może jednak warto.
Biały Smok
17 maja 2015
Atmosfera w świątyni dzisiaj wyjątkowo różniła się od tej zwyczajowej, szczególnie po
powrocie młodych mnichów. Każdy z nich wydawał się czymś wyjątkowo poruszony i każdy
wyrażał to w zupełnie inny sposób. Fung nawet nie zdążył zapytać jak poszedł Pojedynek, kiedy
cała piątka rozpierzchła się po terenie. Nawet Dojo, wyjątkowo, był bardzo cichy i spokojny. Co
gorsza nikt nawet nie szepnął mu słowa o tym, co zaszło – czegokolwiek, co mogłoby
naprowadzić go na właściwy trop. I przez to Fung był bardzo zmartwiony. Jeśli nie wiedział, z
jakim problemem borykają się jego uczniowie to jak miał im pomóc? Siedział właśnie w
świątynnej kuchni przy stole, Rezem z świątynnym smokiem.
- Dojo? – zapytał stary mistrz podchodząc do miniaturowego smoka siedzącego na
drewnianej ramie okrągłego, otwartego okna. – Powiesz mi, co się stało?
- Później, mistrzu – westchnął smok, odwracając powoli nieproporcjonalnie dużą głowę w
jego stronę. – Sam sobie musze to najpierw poukładać.
- Dobrze. Nie naciskam.
- Wiem, że się o nas martwisz, ale to, co się dzisiaj stało… Ja nawet nie wiem, jak to
opowiedzieć. Muszę pomyśleć. Sam.
Fung kiwnął głową, wychodząc z pomieszczenia. Teraz wiedział, że stało się coś naprawdę
ważnego, ale nadal nie wiedział, co. Mimo to, na razie postanowił nie naciskać. Wierzył, że jeśli
dzieciaki lub Dojo będą chcieli mu powiedzieć, to powiedzą.
Kimiko kiwnęła tylko głową, kiedy mistrz Fung przeszedł obok niej, zajęta wystukiwaniem
czegoś na swoim tablecie. Spicer Corporations, mówił nagłówek pogrubionymi, wielkimi
literami. Od kiedy tylko wrócili, Kimiko szukała wszelkich informacji o nowej firmie Jacka i była
szczerze zaskoczona tym, jak wiele już znalazła. Musiała przyznać, że Jack naprawdę wziął się za
siebie w ciągu tych ostatnich pięciu lat. Tak bardzo, że osiągnął niemożliwe – dla zwykłego
człowieka – rzeczy. W jego środowisku nazywano go po prostu geniuszem. W ciągu tych pięciu
lat zdał trzy doktoraty na trzech najbardziej prestiżowych uczelniach świata, założył i rozwinął
firmę, przy czym stał się praktycznie jednym z najbogatszych ludzi na świecie, i jednym z
najbardziej liczących się w środowisku nie tylko biznesowym, ale i – co ciekawe – politycznym. A
to były tylko ogólno dostępne informacje o jego publicznych osiągnięciach. Po tym, co Kimiko
zaobserwowała, nie próżnował także jeśli chodziło o treningi.
Co ją najbardziej uderzyło to fakt, że główną siedzibę firmy – tę, której adres podał – miał
nigdzie indziej, niż w Szanghaju. Nie dość, że było to w Chinach, to jeszcze całkiem blisko od ich
świątyni. Przez te pięć lat Jack działał tuż pod ich nosami, a oni nie zauważyli absolutnie niczego.
- Masz coś? – zapytał cicho Raimundo, siadając obok dziewczyny i podając jej kubek ciepłej
herbaty. Kimiko westchnęła, biorąc naczynie w dłoń i upijając nieco bursztynowego płynu.
- Nic ponad to, co miałam pół godziny temu – odpowiedziała, odstawiając kubek na ziemię
obok swojej nogi. – Jakim cudem on się wybudował tuż pod naszym nosem, a my nic nie
zauważyliśmy? Przecież tyle razy byliśmy w Szanghaju! – syknęła dziewczyna.
- Spicer miał rację – przyznał Raimundo. – Nie znamy świata poza świątynią.
- Nienawidzę, kiedy inni mają rację – stwierdziła dziewczyna, odkładając tablet i biorąc kubek
w dłonie. – Tak bardzo tego nienawidzę.
- Ja też nie. Chodź, sprawdzimy co u Claya może?
- Ta…
~(x)~
Clay siedział na wysokim, zimnym murze otaczającym świątynię pozornie bezpiecznym
kręgiem, twarzą zwrócony w stronę tego, co znajdowało się poza ‘bezpiecznym’ okręgiem, poza
ostoja, którą wszystkie smoki doskonale znały. Jego kowbojski kapelusz leżał obok, do połowy
wypełniony ziarnem, o całej powierzchni zajętej przez głodne ptactwo.
Blondwłosy kowboj siedział pochylony przed siebie, z rękami wspartymi na udach,
wpatrzony w błękitny horyzont na wschodzie. Słońce ogrzewało mu kark.
Strona 2
Biały Smok
17 maja 2015
Ptactwo nagle podniosło w piski i wszystkie, jak jeden poderwały się do góry omal nie
przewracając kapelusza, kiedy Raimundo i Kimiko bez trudu wskoczyli na wysoki mur, siadając
obok kowboja bez słowa.
- O czym tak myślisz? – zapytał Raimundo, łapiąc jeden z mniejszych, luźnych kamyczków i
rzucił go przed siebie.
- O świecie – odparł Clay. – Znaczy, ja lubię życie mnicha. Bardzo lubię. Ale to pojawienie się
Jacka dało mi do myślenia… Ile świata już nam uciekło przez te… Siedem lat w świątyni?
Kimiko już otwierała usta, żeby się odezwać, ale dopiero wtedy zorientowała się, że nie ma
pojęcia, co chce powiedzieć. Clay miał rację, nieważne jak poruszyć tę kwestię. Jack też miał
rację. To, że oni istnieli poza światem nie znaczyło, że świat istniał poza nimi. Co więcej, znaczyło
to, że ten świat im uciekał, oddalał się od nich, pomiędzy wiecznymi treningami, odszukiwaniem
Wu, pojedynkami ze złem, zamknięci w świątyni, ślepi na to, co było wokoło.
- Życie nam ucieka – wyszeptała nagle dziewczyna, unosząc blade, delikatne dłonie do góry,
oglądając je z każdej strony. – Ucieka, przecieka przez palce jak woda, przesypuje się jak piasek.
A my jesteśmy tu uziemieni, w tej świątyni, na zawsze.
Kimiko podniosła dłoń wysoko do góry, patrząc na błękit nieba między szeroko rozłożonymi
palcami z brzydkim grymasem na twarzy.
- Spotkanie Spicera naprawdę dało nam do myślenia – przyznał Raimundo. – Przynajmniej
naszej trójce, nie wiem, jak Omiemu i Ping Pongowi. Jeden nie zna prawdziwego życia, drugi nie
widzi jego sensu poza pierwszym. Masakra. Są jak syjamskie bliźniaki, zrośnięte mózgami.
- Rai, przestań – syknęła Kimiko, uderzając Brazylijczyka w ramię ze zgorszoną miną. Udając
zgorszona minę, bynajmniej, gdyż jej głos był rozbawiony.
- Musi być jakieś wyjście – zaczął nagle Clay, wstając na wąskim murze. – Jakiś sposób, żeby
pogodzić nasze ‘mnichowanie’ z życiem. Z życiem, z którego nas wyrwano, za którym tęsknimy.
- Kowboj mądrze gada – przyznał Raimundo. – Szkoda tylko, ze tak późno na to wpadliśmy.
- Pójdziemy jutro do Jacka, pogadamy, może coś wymyślimy – powiedziała Kimiko, również
wstając. – W końcu on jakoś musiał pogodzić życie z treningami, i tą nauką. Nie uwierzę, że to
wszystko wzięło się u niego znikąd.
- I twierdzisz, że rudy nam tak po prostu zdradzi sekret swojej zajebistości? – parsknął
Brazylijczyk, nadal siedząc.
- Zmienił się, wydoroślał. Może już nie jest po stronie zła? – zapytała Japonka.
- Zachowywał się jakby był neutralny – przyznał Clay, kiwając głową.
- Postanowione! – Raimundo klasnął w dłonie, skacząc na równe nogi, bez problemu
zachowując równowagę na murze nieco węższym od jego stopy, ponad przepaścią ciągnącą się
setki metrów w dół. – Będziemy mili, to może nam powie.
Kimiko i Clay kiwnęli głowami w tym samym momencie. Spotkanie czerwonowłosego
geniusza po latach sprawiło, że w ich duszach zaiskrzyła tęsknota za byłym życiem. A teraz, kto
wie, może mieli szanse je odzyskać, choćby w niewielkim stopniu?
~(x)~
Omi siedział w ogrodzie, na gałęzi rozłożystego drzewa wyrastającego w samym centrum.
Siedział po turecku, ze splecionymi dłońmi i wydawał się medytować. Jednakże, były to tylko
pozory – Omi, jakkolwiek by nie próbował, nie potrafił odnaleźć spokoju by zapaść choćby w
pół-trans, nie mówiąc o pełnym stanie medytacji. Nie wiedział, jak poukładać sobie w głowie
zdarzenia z wcześniej, kiedy okazało się, że Jack Spicer jednak nie jest martwy. Wiązało się to
głównie z faktem, iż Omi miał bardzo twardą głowę i myślał strasznie schematycznie, oraz,
nawet teraz, naiwnie. Jego zakres pojmowania nie był na tyle szeroki, żeby faktycznie przyjąć do
wiadomości, że Jack Spicer przeżył i przez pięć lat się ukrywał. Znaczy, doskonale rozumiał to, ze
Jack przeżył, zawsze istniała taka szansa. To, że się ukrywał było poza pojmowaniem młodego
mnicha. To po prostu nie pasowało do osobowości Spicera…
Ale z drugiej strony, co Omi wiedział o owej osobowości?
Strona 3
Biały Smok
17 maja 2015
Parę razy walczyli, parę razy rozmawiali, parę razy mnisi napadli na Jacka w jego domu, kiedy
istniało podejrzenie, że znowu ukradł ich Wu. I to było, tak naprawdę, wszystko. To nie dawało
im prawa, by uważać, że znają Jacka, choć do Omiego wcale to nie przemawiało. Był święcie
przekonany, że wiedział o czerwonowłosym chłopaku – mężczyźnie – absolutnie wszystko, choć
nie wiedział nic. Nie dopuszczał jednak tego do wiadomości, przez co nic nie miało dla niego
sensu – bynajmniej nic z zachowania Jacka.
- Omi? – odezwał sie nagle głos spomiędzy wyższych liści.
- Tak, Ping Pong? – zapytał starszy mnich, kiedy młodszy zgrabnie zeskoczył na niższą gałąź,
siadając obok. Wyglądał niemalże jak kopia Omiego, tylko niższy, wątlejszej budowy, z wielkimi
okularami o zielonych szkłach na nosie.
- Kim był ten mężczyzna z wcześniej? Ten z czerwonymi włosami. Ktoś wam znany? –
zapytał młodszy mnich i Omi westchnął. Przecież Ping Pong nie wiedział o Jacku nic, w końcu
dołączył do nich ponad rok po ‘śmierci’ chłopaka.
- Stary znajomy – odparł starszy mnich, nadal tkwiąc w tej samej siedzącej pozycji. – Wszyscy
myśleliśmy, że został zabity pięć lat temu, ale jednak udało mu się przeżyć i teraz wrócił.
- Kim on dla was był? – drążył Ping Pong.
- Tak jakby przyjacielem – odparł Omi. – Często walczyliśmy z nim o Wu. Właściwie to z nim
chyba najczęściej ze wszystkich. To on uwolnił Wuyę i zaczął to wszystko.
- Czyli jest zły?
- Nie, Ping Pong. Wtedy był zagubiony, miał w sobie dobro, ale i zło. Z drugiej strony, bez
niego nie byłoby nas tu – powiedział Omi, otwierając oczy i unosząc dłoń, na której z cichym
trzepotem wylądował duży motyl. – Teraz jednak odnalazł swoją drogę, mam nadzieję.
- Czemu dopiero teraz się pokazał?
- Nie mam pojęcia. To zupełnie do niego niepodobne.
Omi tak naprawdę nie miał jednak pojęcia, co mogło być do Jacka podobne.
~(x)~
Chase półleżał na jednym z wielu tapczanów znajdujących się w pseudo-gościnnym pokoju
jego zamczyska, jedną ręką ciągle masując swój splot słoneczny. Obecnie nie miał na sobie
swojej ciężkiej zbroi, tylko luźną, chińską koszulę z zielonego jedwabiu i proste, czarne spodnie.
Nawet butów sobie w ten chwili poskąpił – jego stopy i tak zostały w pewnym stopniu zakryte
przez niewielkiego, leżącego na nich, dzikiego kota, wiec chase nie mógł narzekać na zimno.
Drugą rękę miał wyciągniętą, jeżdżąc palcami po łbie mruczącego kota, na którego brzuchu
obecnie znajdowała się jego głowa. Już sam dźwięk mruczenia był dla Chase’a uspakajający, a
wywołane nim drżenie działało jak najlepszy środek przeciwbólowy. Chase zawsze bardzo lubił
koty, i nie krył się z tym – w końcu wszystkich pokonanych przez siebie wojowników zmieniał w
te zwierzęta – gdyż działały na niego bardzo relaksująco. Były szybkie, zwinne, mordercze, miały
miękkie futro, ich mruczenie generowało uspokajające fale i były inteligentne. Idealne.
- Chase! – mężczyzna niemal poderwał się do siadu, kiedy usłyszał wrzask Wuyi, jednakże
głowa leżącego obok tygrysa, obecnie ułożona na jego brzuchu, skutecznie mu to uniemożliwiła.
W zamian przyjął zirytowany wyraz twarzy i otworzył jedno oko, spoglądając na wiedźmę.
- O cóż ci znowu chodzi? – syknął. Wuya oberwała chyba nawet mocniej od niego, ale zamiast
wypoczywać, to od kiedy tylko wrócili latała po całym pałacu jak kot z pęcherzem. Wcześniej
dawała mu leżeć w spokoju. Wcześniej, czyli do teraz.
- W co ja mam się ubrać? – krzyknęła, wyrzucając ręce do góry, w odpowiedzi na co Chase
uderzył się z otwartej dłoni w czoło. – No weź pomóż!
- Masz całą szafę ubrań. Wybierz coś – prychnął lord, machając ręką.
- Właśnie na tym polega problem kobiety. Mam całą szafę i nie mam w co się ubrać, bo nie
potrafię się na nic zdecydować! – Wuya tym razem tylko głośno wygłosiła swoje myśli, zamiast
krzyku, ale nie obyło się bez założonych na pierś rąk, nadętych policzków i teatralnego
tupnięcia. – No weź mi pomóż!
Strona 4
Biały Smok
17 maja 2015
- Wybierz kilka proponowanych opcji i dopiero wtedy zawracaj mi głowę – prychnął Chase,
przewracając się na bok, plecami do wiedźmy, która tylko fuknęła coś w odpowiedzi. O tym, że
opuściła pokój poinformowały Chase’a jej oddalające się, głośne kroki. A skoro dał jej takie a nie
inne ultimatum, to był pewien, że ma spokój na całkiem długi czas. Czas idealny, żeby uciąć sobie
krótką drzemkę. Chase uśmiechnął się delikatnie, kiedy wielki tygrys, który wcześniej
powstrzymał go od wstania przyniósł w pysku duży, puchaty koc. Zagrzebany w materiał,
otoczony ciepłymi kotami, bezpieczny od wrzasków Wuyi Chase zasnął.
To nie tak, że nie obchodziło go spotkanie z Jackiem – po prostu teraz, w swoim leżu miał
okazję w spokoju wypocząć, śniąc o obrazie pokonanego, upokorzonego Hannibala. Musiał
przyznać, że była to jedna z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły u się ostatnio.
Więc Chase śnił, o głębokiej czerwieni.
~(x)~
Słysząc głośny, miarowy dźwięk uderzających o kamienną podłogę, twardych obcasów
wiedźmy, koci wojownicy pierzchali jej z drogi. Mimo tego, że wiedźma nie odzyskała nawet
ćwierci swojej dawnej mocy, zaklęci w koty ludzie wiedzieli, że z tą kobietą nie należy zadzierać.
Szczególnie, kiedy jest wściekła.
Ale Wuya nie była wściekła. Była po prostu poirytowana, obolała i nieco zagubiona. Mogłoby
się wydawać dziwne, że już teraz martwi się nad strojem, w którym pójdzie do Jacka – że w ogóle
się tym martwi – ale czuła, że w tak wielkiej firmie ludzie mogliby dziwnie patrzeć na bosą,
rozczochrana kobietę w podartej sukni. A co, jeśli przyjmowanie takiej obdartej kobiety
przyniosło Jackowi wstyd? W końcu w takim otoczeniu wszyscy zwracali uwagę na wszystko, a
Jack na pewno miał przeciwników czyhających na potknięcie.
Ale Chase, oczywiście, wolał leżakować na tapczanie, zakokoniony w puchatym kocu,
otoczony przez koty niż jej pomóc. Typowe.
Wuya wpadła do swojego pokoju, podeszła do szafy, otworzyła drzwi z rozmachem i…
I tu pojawił się problem.
Szafa wielkości pokoju, po brzegi wypełniona ubraniami. I co ona ma niby założyć?
~(x)~
Chase mruknął coś niewyraźnie przez sen, kiedy ktoś energicznie potrząsnął jego ramieniem,
odganiając niechcianego ktosia machnięciem ręki. Ów ktoś postanowił być jednak zawzięty,
skutecznie wybudzając Chase’a poprzez energiczne potrząsanie.
- Co do…? – warknął lord, przecierając oczy.
- Pobudka, królewiczu – rozbrzmiał nad nim głos Wuyi. – Wybrałam kilka kombinacji
strojów, teraz ty pomóż mi wybrać ten jeden.
Chase spojrzał na nią jak na idiotkę z czystym zamiarem zignorowania wiedźmy, jednak ta
nadęła policzki, skrzyżowała ręce na piersi i tupała głośno obcasami w ziemię dopóty, dopóki
Chase wreszcie nie zdecydował się ruszyć swego jestestwa z ciepłej kanapy. Kiedy się podniósł
do siadu, Wuya najpierw umilkła, wpatrując się w niego, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Czego się śmiejesz? – prychnął mężczyzna, przeczesując włosy dłonią.
- No bo wyglądasz, jakbyś miał afro! – wydukała wiedźma pomiędzy kolejnymi salwami.
Chase tylko wywrócił oczami i pstryknął palcami, a jego włosy natychmiast znów wróciły do
swojej zwyczajowej, nieco oklapniętej, dokładnie rozczesanej formy.
- Idziemy – warknął, nadal nieco zaspany, i wyprzedził wiedźmę. Znał drogę do jej pokoju
bardzo dobrze. Znał cały swój pałac. Wuya tylko syknęła cicho, wchodząc za nim do
pomieszczenia. Łącznie udało się jej wybrać pięć proponowanych strojów. Dwa wisiały na
otwartych drzwiach szafy, pozostałe trzy zaczepione o ramę baldachimu łóżka. Wuya już miała
się odezwać, kiedy Chase uniósł dłoń i podszedł do pierwszego stroju. Popatrzył chwilę, poszedł
dalej, to samo było z następnym. Przy trzecim zatrzymał się na dłużej, w końcu biorąc go w dłoń,
Strona 5
Biały Smok
17 maja 2015
po czym poszedł obejrzeć pozostałe dwa. Czwarty niemal rzucił na ziemię i przy piątym znów się
zatrzymał, zastanawiając się pomiędzy nim a trzecim. W końcu jednak wybrał ten trzeci –
prostą, chińską sukienkę bez rękawów w brązowym kolorze, przeplataną błyszczącą, złotą nicią,
tworzącą wzory liści.
- Masz, kobieto – mruknął, wciskając Wuyi sukienkę w dłonie. – I daj mi się wyspać.
- Jasne, jasne – parsknęła wiedźma, ale po chwili złagodniała. – Dzięki.
~(x)~
Jack ziewnął, przecierając oczy. Był nieco zmęczony, do czego też miał święte prawo.
Nieprzespana noc, praca, pojedynek, praca. Ale to wszystko było zaplanowane, specjalnie po to,
by mógł wreszcie się ujawnić i przyjąć swoich nietypowych gości w spokoju, bez góry papierów
na biurku i setek telefonów, których nawet rzesza sekretarzy i sekretarek nie potrafiła ogarnąć
w godzinach szczytu. Oraz po to, by nareszcie mógł się wyspać.
Wygiął się do tyłu na krześle, rozprostowując nieco zastałe kości i mruknął coś pod nosem.
Już prawie skończył, i to było jedyne, co go pocieszało. Jack nienawidził papierkowej roboty, ale
skoro chciał mieć jutro specjalnych gości, musiał się specjalnie przygotować.
Strona 6

Podobne dokumenty