GALERIA >>> - MOTO
Transkrypt
GALERIA >>> - MOTO
Relacja nadesłana do publikacji w sezonie 2011 (01.04.2011 - 31.03.2012) Sponsor głównej nagrody dla Moto-Turysty Roku w postaci bonu na zakup towarów z oferty Sw-Motech o wartości 300 zł. Sławek (MT 137) AUTOR IRAN 2011 TYTUŁ 051 / 2011 / Turystyczne wojaże NR RELACJI 20.08 - 08.10.2011 * DATA WYPRAWY ok. 16 000 km * Data nadesłania relacji: 08.10.2011 DYSTANS Relacja przysłana z turystycznego szlaku (każdego dnia wyprawy, Sławek przysyłał wiadomości e-mail z meldunkami) GALERIA >>> 1 / 36 Moto-Turysta DZIEŃ 1 20.08.2011 Od wielu miesięcy przygotowywałem tą wyprawę, aż nadszedł dzień w którym plany postanowiłem zmienić w rzeczywistość . 20.08.2011 - godz.8.00 startuje, jeszcze tylko fotka na odjezdne… I wioooooo… Dzień zapowiada się super pogodnie, bez deszczu 15oC, czyli jest OK. Nawigacja ustawiona i jadę… Wszystko było fajnie do momentu jak nawigacja nie zaczęła głupieć, nagle się okazało, że nie wiedząc jak znalazłem się w zatłoczonej Wiśle. Mało tego w tym korku przyjezdnych, nagle z podporządkowanej wyjechał mi młodzieniec w starej skodzie -jakie było moje wkur..., jak przy ostrym hamowaniu zatrzymałem się, a w zasadzie dotykałem jego boku i mamusia do mnie wyskoczyła z pretensjami. Dopiero jak zobaczyła, że rozmawia nie z małolatem a ze starszym od niej, to grzecznie mnie przeprosiła i pojechałem dalej. Cóż życie płata figle, ale przeważnie na nasze życzenie, albo przez naszą nieświadomość ! Jadę drogą coraz węższą, gorszy asfalt, szuter, glina, a navi -jedź dalej, dobra glina, las, mokra glina, walka o życie, woda z gliną, woda i bagno co jest? Upierdzielony po kolana sam nie wiem jak, ale wyjechałem na super asfalt i wkurwie... ustapiło. Szybko sprawdzam jednak co się stało - i co? Całe życie człowiek się uczy, jak sam sobie nastawiałem na najkrótszą drogę to posłuszna bestia wybrała mi właśnie taką i przegnała mnie przez bagno. Po kawie, ciachu i przekonaniu żeby nie psuć sam sobie dobrego dnia, jadę dalej. Temperatura na Słowacji dochodzi miejscami do 25oC, słoneczko i byłoby super, gdybym od czasu do czasu nie patrzył na upierd... spodnie. Na wszystko znajdzie się jednak sposób: stacja, karcher i już jest czysto! Dobry stek w knajpie dla motocyklistów, którą w ubiegłym roku pokazał mi OKP (Moto-Turysta 107), na maxa poprawił mi humor. Keskecsemet, hotel, lulu i tak minął pierwszy dzień do Iranu. Noc do dupy! W mieście Kecskemét przy temperaturze 28oC o godz. 3.00, to nawet najbardziej wytrwały Moto-Turysta będzie miał kłopoty ze snem. Rano cztery kawy i trzeba się zbierać. O godzinie 8.00 jest już 30oC, Moto-Turysta DZIEŃ 2 21.08.2011 a co będzie dalej? Słońce, ciepełko wiatr we włosach (przy rozpięty rozporku), bo na głowie już dawno wywiało. Jadę, muza gra i Louis Armstrong z kawałkiem „What A Wonderful World” robi mi banana i kurde naprawdę fajny jest ten świat! 2 / 36 Granica z Serbią mija tak szybciutko, że nawet okularów nie ściągam. Jadę dalej bez problemów przejeżdżając całą Serbie ląduje w mieście Dimitrovgrad na końcu Serbii. Dokładnie wylądowałem w hotelu Amfora –co prawda nie jest to napój bogów, ale fajny klimat i menu jest po polsku! Polecam zupkę cieląca i grillowane mięso –smaczne. Jest Wi-Fi, wysyłam email z meldunkiem dla Moto-Turystów. Jutro Bułgaria i dalej do Turcji. Moto-Turysta DZIEŃ 3 22.08.2011 Po fajnej wyspanej nocy i fajnym serbskim omlecie, ruszam w drogę. Słoneczko, ciepełeczko -czego chcieć więcej? Granica serbsko - bułgarska przekroczona szybciutko bez żadnych problemów. Tamtejsze drogi się poprawiły chociaż momentami "autostrada" dziwna trochę, bo dziurawa. Robię szybki przelot przez bułgarską krainę tylko z jednym tankowaniem. Do tej pory nie wiem czy w Bułgarii dla motocykli potrzebne są winiety, czy nie. Pytałem dwóch policjantów i jeden stwierdził, że winieta jest potrzebna, a gdy chciałem ją kupić na stacji OMV, drugi powiedział, że nie potrzebna - i bądź tu mądry. Granica bułgarsko - turecka, cóż ... Turcy chyba chcą pokazać całej Europie jak bardzo im zależy, aby byli w UE. Cztery lata temu było to małe przejście, ale to co zobaczyłem powaliło mnie na kolana. Terminale wybudowane z ogromnym rozmachem, ich wielkość jest nie do opisania, ok 100 okienek do odpraw. Pamiętajcie, że wizy kupuje się na 90 dni z wielokrotnym przekraczaniem granicy za 15 Euro, bez kolejek, bez najmniejszego stresu -poza znalezieniem okienka nr 92. Uciąłem sobie także miłą półgodzinną pogaduchę z tureckim policjantem. Później tylko karta plastikowa na autostradę 25 Euro i wio… Będąc w Turcji 4 lata do tyłu - pamiętacie co niektórzy jak Brodaty Miś (MT 005), który mnie zrugał na zlocie, że pisałem i nagle przestałem - zepsuła mi się Trike przy syryjskiej granicy. Wówczas podał mi pomocną dłoń Heniek zwany OKP (MT 107), oraz pewien Turek, który pomógł mi przetrwać w Istambule. Chcąc zrobić niespodziankę temu ostatniemu, postanowiłem go odwiedzić. O kurw... pomysł dobry, ale realizacja debila. Po wjeździe do Istambułu zadzwoniłem do Remziego, ponieważ zapominałem jego adresu i co się okazało? Remzi z rodziną w Afryce w Senegalu! Najgorsze jednak dopiero mnie czekało - takiego korka, takiego cyrku i natężenia ruchu na autostradzie, to nawet w Tokyo nie widziałem! Zaczęła się naprawdę walko o przetrwanie, po prostu jaja i jeszcze raz jaja. Naprawdę trudno uwierzyć, jak ci kierowcy nie powodują wypadków skoro jeżdżą jak poje... Uwierzcie mi, że na widok motocyklisty ustępują, może z ciekawości, może z rozsądku. Przez 3 godziny jazdy tylko jeden turecki biker mi pokiwał. Nie będę opisywał mojego wkur... na siebie za brak logicznego myślenia z telefonem do znajomego Turka i władowaniu się na własną prośbę w korrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrek. Cóż gdyby głupota ludzka miała skrzydła, dzisiaj nie powinienem jechać tylko... LATAĆ! 3 / 36 Oczywiście zapominałem o zmianie czasu i szczęśliwy, że udało mi się dostać do NORMALNEJ autostrady zapominałem, że szybko się ściemnia. Zaczęły się poszukiwania hotelu. Oczywiście w navi jest ich tysiące, ale w ciemnej rzeczywistości nic mi tu nie pasowało. Po zagarażowaniu sprzętu i wypraniu się dotarto do mnie, że jest to jeszcze przemysłowy obwód Istambułu i pod oknami zapierdalają pociągi. Nie wiem jaka będzie noc, ale po rozmowie z obsługą hotelu i wynegocjowaniu 5 piw gratis, spożywam kolację i idę spać. Dzisiaj 780 km. Moto-Turysta DZIEŃ 4 23.08.2011 Po liczeniu do spania przejeżdżających pociągów, a w zasadzie nie spania, około godziny 3.00 zaczęły wypływać kutry rybackie na połów ryb i już było po spaniu. Nic więc dziwnego, że po takiej nocy nic ciekawego dzisiaj się nie działo. Po kilku próbach wymiany dolarów - Turcy dymają jak mogą (oficjalny kurs sprzedaży 1,78 TYL a wymieniają po 1,5 TYL), ok. godziny 17.00 trafiłem do hotelu. Myślę, że tym razem trafiłem na spokojny pokój i trochę odpocznę. Dzień zaczął się fajnie - równe i proste tureckie drogi, ciepło 28oC, aż się prosiło o odkręcenie manetki. Prawie Moto-Turysta cały dzień gnałem w tych cudownych warunkach, aż do momentu jak spaliła mi się żarówka. Niby nic takiego i zdarza się, jednak kupić w Turcji żarówkę H5 to jest już problem. Na kilku stacjach nie mogłem się z nikim dogadać, DZIEŃ 5 24.08.2011 aż w środku miasta Trabzon spytałem w salonie samochodowym o żarówkę tłumacząc na migi o co mi chodzi. Chłopak z którym rozmawiałem załapał i pilotował mnie do garażu, gdzie młodzi zapaleńcy motocyklowi składali starego osiłka R34 – BMW! 4 / 36 Jednak nowa technologia nie ma się nijak do starej, żeby wyciągnąć żarówkę rozmontowaliśmy całą lampę, bo nagle lampa nam wyskoczyła z zawiasów, rozwiązanie super! Robię kilka zdjęć i jadę z odkręcona manetką około 130 km i co ? Dup! Co by za fajny dzień nie był! POLIS TRAFIC i 130 $ poszło się dymać. Już wolniej dotoczyłem się do hotelu nad morzem czarnym i lulu. Jeszcze próbowałem zrobić zdjęcie kwiatka nad morzem i spać. Przejechane 620 km a do Gruzji pozostało 70 km, czyli jutro Gruzja… Moto-Turysta Rano prawie normalne europejskie śniadanie i w drogę. Jak się okazało wieczorem, przy porannym pakowaniu zapomniałem zabrać telefon, cóż zdarza się najlepszym! Został mi jeszcze telefon satelitarny, czyli kontakt z domem DZIEŃ 6 mam. Problem jest tylko jeden - jak rano wstać i o której? Zobaczymy jak to będzie… 25.08.2011 Granica turecko -gruzińska przebiegła super szybko i sprawnie, niecałe 10 min. Pstrykam fotkę dużego przejścia po stronie gruzińskiej i WELCOME GOEORGIA. Batumi koszmar, Turcy jeżdżą jak powalenie, ale Gruzini to już istny kosmos dla mnie. Dopiero po dwóch godzinach załapałem, że większa fura i bardziej ciemne szyby ma pierwszeństwo. Na ulicach przede wszystkim można spotkać albo nowe niemieckie samochody z ciemnymi szybami, albo bardzo stare ledwie się wlokące. 5 / 36 Wpychanie się na czwartego to tutaj norma i taki dziwoląg jak ja naprawdę musi uważać. Nie wiem czy trąbiąc na mnie robią to chcąc zepchnąć mnie z drogi, czy tylko pozdrowić - totalne jaja. Dojechałem do Kutaisi i odwiedziłem katedrę Bagrati, opisywaną w przewodnikach jak spuścizna narodu, aktualnie w remoncie. Dojazdu do niej to już niestety żaden przewodnik nie opisuje, po prostu koszmar -mokra bazaltowa kostka i walka o życie z Gruzinami, którzy chcą wyprzedzić na prawie pionowym podjeździe. Fotki i zjazd, też fajne! Dalej następny opisywany w przewodnikach kościół w Gelati, też w remoncie, też stromo, ale za to słuchy asfalt i fajne winkle. Później jadę do Gori, tu się podobno pojeb Stalin urodził - zostawiam zwiedzanie na jutro. Teraz hotel i szok! Witamy ziomka - zgłupiałem, ten polski naród to po całym świecie chyba jeździ - ludzie z Kalisza! Po Kaukazie przylecieli pochodzić, fajnie dostać zimną wodę od Polaka, ale jak zobaczyłem trzech Irańczyków na rowerach to już zupełnie zgłupiałem. Poznali mnie po naklejce na kufrze i już nawiązała się fajna rozmowa gdzie ja jadę, gdzie oni. Jemy wspólnie kolacje i popychamy jak zwykle polityczne tematy. Oni nie cierpią swoich władz - jednak postanowiłem nie wypowiadać się, nie wiem, nie umie, zarobiony jestem, starałem się unikać tych "wspaniałych" tematów po paru WSPÓLNYCH piwach. W Iranie ponoć nie piją! Idziemy do naszego hotelu spać. Dzisiaj nakręciłem około 400 km 6 / 36 Moto-Turysta Po porannym pożegnaniu się z Irańczykami, odpalam sprzęta i wiooo do muzeum STALINA. Nie wiem jak mam Wam je opisać… Wchodzę do wielkiej budy z marmurów… W środku jeszcze kilka kroków po marmurowych schodach DZIEŃ 7 26.08.2011 i spełnia się moje wielkie marzenie - jestem w pobliżu… No właśnie, chyba największego pojeba na świecie! Nie potrafię zrozumieć jak taki ograniczony człowiek – tutaj opiszę jego styl: to nawet nie wieś tańczy czy wieś śpiewa, jego gust i poczucie dobrego smaku, cokolwiek to dla mnie znaczy, dookoła jest jeden wielki syf. Pomieszanie z poplątaniem, miniatury czołgów ze złota, samolociki, rakiety i setki zdjęcie z debilem i ludźmi, którym system wyprał mózg! To wszystko było śmieszne, ale już bardzo dogłębnie odczułem klimat tamtych lat jak pokazano mi pokój przesłuchań, tutaj kończyło sie wszelkie człowieczeństwo! W nienajlepszym nastroju jadę na Kazbegi. Oczywiście mylą mi sie drogi, ale dojeżdżam na gruzińską drogę wojenną. Jadę - asfalt, gorszy asfalt 1800 m n.p.m., dziury, szuter, aż w końcu nic na 2400 m n.p.m. i koszmar. NIGDY NIKOMU NIE POLECĘ JAZDY TĄ DROGĄ! Jak mi się udało przejechać odcinek około 10 km, to sam się sobie dziwiłem, że się udało. Dobra jadę na Kazbegi i nie wjadę - rozum się odezwał. Trzeba przecież jeszcze trochę w życiu zobaczyć, fotka kościołka i czym prędzej powrót. Nie będę pisał jak jeżdżą TIR-y tą drogą, pozostawiam to waszej wyobraźni. Wróciłem - wyglądam jak piekarz po wysypaniu na siebie worka mąki. Później deszcz, duży deszcz i leje. Dostrzegam jakąś knajpę, super mają sałatki z pomidorami - chyba najlepsze jakie do tej pory jadłem, po prostu samo słońce! 7 / 36 Polecają mi hotel Mtscheta PALACE! Dla nich prosta droga, dla mnie 1,5 godziny jazdy w kółko. W końcu jest i co? Same czarne samochodziki (ok. 20) i cena jak dla mnie 250 dolców. Szybka decyzja i jadę dalej. Leje -Tybilisi, tu już łapię pierwszy lepszy hotel i znowu… GOLDEN PALACE - hotel ok., ale gdzie jest wejście? Centralne zamknięte, więc chodzę i huraaaaaa, małe drzwi to hotel, pokój, pranie i restauracja, ja choczu kuszajet! W nagrodę dostaję rybę taką akwariową, tzn. pstrąga wielkości 10cm i mam być szczęśliwy bo tu pełno chinoli! Razem z obsługą wybuchamy śmiechem i co - Gruzin zaczyna mówić trochę po polsku. Znalazło się już czerwone wino i szef kitajec, który mówi że popróbujemy kitajskiego kuszania - ok., CZERWONE FINIO, CHIŃSKI HOTEL, CHIŃSKIE JEDZENIE, FRYTKI, PAŁECZKI, JEM! Gruzin oczywiście ma znajomych w Katowicach. Pytam gdzie to Wasze słynne gruzińskie jedzenie? Po 20 minutach jedziemy w miasto. Leje, leje, leje -deszcz, knajpa i jest fajnie, tylko zdycha bateria w aparacie. Żarełko super, FINO, samogon gruziński DOBRY i nocne pokazywanie miasta. Wciąż jednak leje, poza tym aparat padł i najwyższy czas wracać do hotelu. Film mi się pomału urywa. Oczywiście rano dotarło do mnie, że nie miesza się, nie miesza! Łeb mi pęka, natrysk i trzeba się zastanowić czy jechać, czy zostać. Czekam jeszcze 3 godziny, jest już lepiej i postanowiłem jechać dalej. Kierunek Armenia. Moto-Turysta DZIEŃ 8 Po pożegnaniu się z Gruzinem i podarowaniu mu polskich czapek 27.08.2011 made in China ruszam dalej. Mądra nawi kieruje mnie na objazd tranzyt, więc jadę tędy. Jest droga, asfalt i nagle oberwany asfalt i wielka dziura w ziemi. Chyba jakieś osuwisko i znowu koszmar przez szuter. Wszystko było by fajnie, tylko rano umyłem motocykl i po 30 km moja praca okazała się syzyfową. 8 / 36 Jadę, jadę, oznakowanie dużo zostawia do życzenia. Pytam policji i patrzą na mnie jak na zjawisko - pramo, pramo i pramo - tak jadę i ląduje ponownie w Tbilisi, na dodatek także ponownie z brudnym motocyklem! Kolejne 70 km dziwną obwodnicą, aż wreszcie udaje mi się wyjechać na właściwą drogę i lecę do granicy Armeńskiej. W końcu jest granica a tuż przed przejściem Gruzin na straganie sprzedaje owoce. Kątem oka zauważam dziwny jak dla mnie owoc, to granat - kupuję go za 1 lari i jem. Sprzedawca nie mówi mi jak mam go jeść, jest jednak smaczny słodki i ma duże pestki. Patrzę w lusterko, usta mam takie czerwone jak sztandary rewolucji i wyglądam komicznie. Gruzini załatwiają formalności na granicy szybko i bez problemów. Teraz Armenia i się zaczęło… Żołnierze bez problemów, celnicy też, ale wiza gdzie? Idę do wskazanego okienka i tu mądraliński hust wie kto, na mnie z mordą tak się domyśliłem, bo zaczął się wydzierać w sobie tylko znanym języku. Dopiero Ormianin pracujący w Anglii tłumaczy mi, że mam wypełnić kwity i wymienić w bankomacie dolary. Na drukach wszystko jest napisane w stylu rozrzuconego makaronu, czyli ormiańskiego i dlatego ponownie proszę go o pomoc. Jak się później okazało cała ta zadyma była o 7 dolarów - koszt wizy. Jestem w Armenii! Za przejście trzeba wykupić ponoć dodatkowe OC, naklejkę z papieru na szybę. Dookoła pełno ludzi, każdy robi jakieś interesy, wszyscy zaczepiają i o cos pytają -udaje mi się szybko uciec. Kurde jest zimno, zaledwie 13oC – nie przewidywałem takiej pogody, ale w końcu na co jest podpinka i wio... Pierwszy bar jem, dogaduje się po rosyjsku dostaje grilla z schabu i super surówkę. Jadę a tu kurde znowu pada, ale co tam w lewo i jest pierwszy kościół HAGHPAT. Już zamykają świątynie bo oczywiście tu 2 godziny do przodu, ale klucznik po rosyjsku mi opowiada historię i oprowadza. Tysiące lat tu budowali kamienne kościoły, a u nas drewniane szałasy w lesie -świat się zmienia. Po wyjściu z kościoła wołają mnie Ormianie, siedzą i piją. Wśród Ormian jest także Rumun –główny technolog DAINESSE! Swój klimat, a facet miał nie wesołą minę. Jak Włosi 4 lata temu z Tunezji przenieśli produkcje do Rumuni to było fajnie, ale teraz przenoszą do Armenii -wiecie o tym fakcie jako pierwsi! 9 / 36 Pytam o hotel i pilotują mnie do miasta VANADZOR do prywatnej kwatery. Jest OK, są ludzie z Hiszpanii i z Włoch, trochę rozmawiamy o Armenii z właścicielką, takie tam ble ble i idę spać. Moto-Turysta W nocy jeszcze zimniej, wstaje, śniadanie 11oC, jadę do pierwszego dzisiaj kościoła położonego wysoko w górach. Po drodze policaj robi sobie zdjęcia!!! Kościół w GOSHSVANK też stary, ale jakoś się trzyma. Robię fotki budowli DZIEŃ 9 a ormianie mnie - w ogóle to robię tu za małpkę do zdjęć. 28.08.2011 Jadę w kierunku miasta Sevan. Nagle temp spada do 9oC, a mgła jest tak gęsta, że nic nie widać i nawet Ormianie jadą spokojnie -koszmar. Podczas zjazdu w dół mgła stopniowo ustępuje i robi się coraz cieplej. Jadę nad jezioro SEVAN do następnego zabytku KHACHKARS. Fajne są tu czakeramy - takie krzyże wykute w kamiennych blokach. Kilka zdjęć i jadę do Erewania. Stolica jak stolica, każdy chce się pokazać. Spadam do miasta ECHMIADZIN - to taka ich nasza Częstochowa, tylko z 350 roku. Po drodze pilotuje ormiańskie wesele, jest wesoło, też jadą do katedry. Tutaj temp 34oC!!! Toż to siok termiczny!!!!! 50 min drogi, 40 km i różnica 25oC fajnie??? Powala mnie technika budowania Nagle dostrzegam olbrzymi platan, bardzo potężne drzewo i w myślach porównuje je ze swoimi - dużo muszą jeszcze rosnąc. Po fotkach zawijam i do Goris. Jadę autostradą i widzę po prawej stronie lekko w chmurach Ararat, święta góra Ormian, która leży w Turcji. Teraz mam widok ze strony Armenii, a 4 lata do tyłu miałem ze strony Turcji. 10 / 36 Po drodze zatrzymuje się w super barze, jem fajne żarcie naprawdę bardzo smaczny grill. Proponują mi nocleg, ale bez ciepłej wody więc jadę dalej. Nagle dostrzegam informacje NORAVANK i tu zgłupiałem - jestem w parku krajobrazowym! Potężne postrzępione skały – odlot. Do tego jeszcze kościół, dla mnie najlepszy jak do tej pory. Widoki powalają, czerwone skały, coś niesamowitego zjeżdżam na dół a tam widoki rozwalają. Na dole jest hotel, więc zostaje do jutra, bo chce jeszcze porobić więcej zdjęć. Jedzonko - oczywiście grill teraz z kurczaka i degustacja Armeńskiego koniaku 20 lat,15 lat i 6 lat - zdecydowanie polecam ten, co ma ...... lat. Moto-Turysta DZIEŃ 10 29.08.2011 Cóż, stare dobre przysłowie mówi nie chwal dnia do zachodu słońca - ja w nocy wymyśliłem inne: nie chwal miejsca do momentu odjazdu!! Poszedłem spać, świerszcze grają, cisza, spokój, miły sen - aż nagle o 3 w nocy wyrwała mnie ze snu muzyka, armeńskie disco! Wstaje wkur.. idę, opier..., kogo trzeba i staje jak wryty... W tej cichej restauracja o 3 w nocy imprezę zrobi sobie chłopaki z czarnych samochodów, więc próbuje się delikatnie wycofać i zostaje silą "zaproszony" na degustacje i nic nie pomogły tłumaczenia, że rano jadę, że zdjęcia - degustuj i już!!! Około 5, jak się zrobiło już jasno pojechali, a ja próbowałem złapać stracony sen - nie wyszło. 11 / 36 Pakuje manele i spadam góry wyżej, wyżej i jest 2650 m n.p.m. - zimno 5oC!!! Super, jadę do Zorac Karer - ormiańskie Stonhege, ktoś parę tysięcy lat temu pokładał dziwnie bloki skalne. Spotykam ludzi z Luxemburga, którzy są zdziwienie, że można się tutaj dostać motocyklem. Rozmawiamy o tym miejscu i wio dalej, cały czas jest ok 10-12oC. Postanawiam jechać już do granicy Irańskiej i w mieście Agarak znajduje fajny hotel, a pod hotelem stoi co??? BMW GS 1200 z Szwajcarii! Wspólna kolacja, pierdoły, Oni wracają z Iranu, wymieniamy się informacjami, dałem Chasperowi mapy do garmina, później po piwie i lulu. To Jego strona możecie popatrzeć: http://gaudenzreise.wordpress.com Jutro wreszcie Iran !!! Moto-Turysta DZIEŃ 11 30.08.2011 Dzień dzisiejszy nie należał do najlepszych. Po wczorajszym pożegnaniu Szwajcarów, jeszcze wieczorem „ja kuszał dyniu” -zjadłem melona. Kurde nigdy nie mieszajcie piwa i melona! Około 2.00 zaczęły sie moje gastralne dolegliwości i o 15.00 wylądowałem w „bolnicy ormiańskiej” – szpitalu. Podłączony pod kroplówki spędziłem tam sporo czasu, bo aż do 23.00. Coś strasznego, ale żyje i jurto planuję wyjechać do Iranu -drugie podejście… 12 / 36 Świeży i prawie mobilny jadę do granicy. Ormiański celnik poopowiadał o Polsce jak był 20 lat temu i trochę się Moto-Turysta pośmialiśmy. Dodał tylko „bud zdarow” i już podążam dalej przez przejście w stronę Iranu. Na granicy zatrzymał mnie rosyjski żołnierz, który pilnuje tutaj porządku. Jak zobaczył, że przypałętał się ktoś inny niż DZIEŃ 12 Irańczyk, to nie chciał mnie puścić i rozmawiał ze mną z 30 minut. Głupio i niezręcznie mi się zrobiło, bo tłum 31.08.2011 Irańczyków jechał na koncert do Erewania i bardzo się niecierpliwił. Na granicy Irańskiej jak już zobaczyli dziwoląga, to dostałem przydzielonego człowieka co biegał po placu, a ja za nim jeździłem. Trwało to wszystko może 15 minut i tylko sprawdzili CDP i welcome Iran mister. Droga do miasta Tebriz mnie rozwaliła pięknem górskiego krajobrazu – CUDO! Gdyby nie te wieżyczki wojskowe i patrole, to byłby to chyba inny kraj. Kilka razy mnie zatrzymywali tylko po to, aby się przywitać! W mieście szukam hotelu - to takie hotele jak u nas w latach dobrej komuny, ale coś tam jest i nie narzekam, przecież nie dla hoteli tu jestem. Okazało się, że dzisiaj koniec ramadanu i wszystko zamknięte - możne jutro otworzą. Powłóczyłem się trochę po mieście, coś zjadłem, pogadałem z młodymi Irańczykami od których dostałem tysiąc utworów muzycznych i umówiłem się z nimi jutro na zwiedzani. Zobaczymy co z tego wyjdzie… Długo nie mogłem zasnąd. Nocne życie w czasie zakooczenie Moto-Turysta Ramadanu jest w Iranie długą tradycją. Klimat przypomina nasze Boże Narodzenie z prezentami i rodzinną atmosferą. Wieczorem całe DZIEŃ 13 01.09.2011 rodziny ruszają w miasto, wtedy otwierają się sklepy, restauracje i zaczyna się życie. Już wiem jak to jest byd jedynym "białym"! Rano w restauracji podczas śniadania dziesiątki par oczu patrzą w tego "jedynego dziwnego" i tylko dzieciaki podchodzą bliżej. Kiedy zacząłem rozdawad dziecinne breloczki, zrobiło się już przyjemniej. O godzinie 10.00 w umówionym miejscy spotkałem się z poznanymi wczoraj Irańczykami. Zaczęliśmy od naprawy moich słuchawek w kasku. Niech nikt nie kupuje włoskiego syfu INTERPONE firmy Cellular, bo to totalna porażka. Chłopaki robili co mogli, ale ciągle zrywał się inny kabel i nawet Oni stwierdzili, że takiego złego dawno nie widzieli. Olałem sprawę i pojechaliśmy zwiedzać „Błękitny Meczet”. 13 / 36 Z tego co zrozumiałem - a tłumaczyli na migi – „Błękitny Meczet” dopadło trzęsienie ziemi i całe mozaiki spadły. Trochę je odrestaurowali, ale w oryginale musiało to wyglądać super - zadziałała wyobraźnia. Ratusz też jest bardzo stary i wyniosły, ale tam nas nie wpuścili. Podobno jest ciekawy ale jakaś gadającą głowa tam gościła i było pełno policji. Tak na marginesie, to zauważyłem trzy rodzaje policji: niebieska, zielona, czerwona. Wszyscy mieli jednak dodatkowy atut – młodzi Irańczycy bali się każdej z nich! Później już podziękowałem młodzieży i zacząłem się sam włóczyć po bazarze, aż tak się zapętliłem, że straciłem orientacje, jednak... Hello mister - woła straszy pan sprzedający antyki. Był to profesor historii, rozmawialiśmy chyba 2 godziny, dużo wiedział o Polsce międzywojennej, armii Andersa, która była w Iranie podczas II wojny. Dał mi nawet namiary na cmentarz polski w Teheranie! Dużo wiedział o Solidarności, więc na koniec dałem mu breloczek z Solidarnością. Facet się rozkleił, super rozmowa! Jest koniec Ramadanu i wypadałoby coś uroczyście przekąsić. Wszystko fajnie, dookoła ludzie jedzą a ja nie… Jak się okazało jedzenie mają swoje a właściciele restauracji tylko udostępniają lokale. Muzułmanin w podróży może jeść - fajnie nawet Koran można obejść! Coś w końcu znalazłem i już taryfą wróciłem do hotelu. Jutro dalej… 14 / 36 Po "wspólnym" śniadaniu i zdjęciach E.T. - czyli obcy, czyli ja, ruszyłem do miasta Kandovan. Dopiero po Moto-Turysta przyjedzie załapałem, że dzisiaj piątek, czyli niedziela muzułmańska i wszyscy maja wolne. Takiego spędu nie widziałem DZIEŃ 14 02.09.2011 - oczywiście dookoła sami Irańczycy. Na wstępie E.T. pozuje do zdjęci, ale sam z nimi robić nie mogę bo jest tam tak stromo, że ledwo trzymam sprzęta. Po zaparkowaniu jakimś cudem idę w górę. Ta miejscowość to taka turecka Kapadocja, tylko w wersji mikro i w zasadzie to zrobiona pod zwiedzających. Parę zdjęć i w drogę do miasta Ardabil. Droga jak droga, tysiące samochodów osobowych, ale też i ogromnie dymiące stare amerykańskie ciężarówki –koszmar! Jednak widoki na TEJ drodze to coś niesamowitego, tak pięknych i różnokolorowych: czerwonych, żółtych, zielonych, szarych, piaskowych, czarnych jeszcze nie widziałem. No może w Petrze w Jordanii tam też są fajne. Wszystko było by super, ale zerwał się tak mocny pustynny wiatr, że głowę mi chciało urwać. Dodając do tego suche gorące powietrze i jazda przestała być przyjemną. Na dodatek przed Ardabil zatrzymała mnie policja za prędkość 126km, fotka z policjantem i do hotelu ledwo co się dotelepałem. Chłodny natrysk zawsze postawi na nogi! Ruszyłem w miasto zobaczyć muzeum Safavidów. Budynek zrobił na mnie wrażenie, piękne mozaiki, drewniane bogato rzeźbione ornamenty - super. Dziewczyna pokazał mi piękny perski dywan, dodając, że oryginał jest w muzeum londyńskim. Anglicy i Francuzi nie jedną rzecz z tych terenów "chronią " w swoich muzeach - w Luwrze jest ich pełno. Irańczyk ze sklepu ze słodkimi ciastkami nasączanymi miodem, zaprosił mnie na degustacje. Takie to słodkie było, że zajadłem tylko dwa. Przykro mu się zrobiło, ale powiedziałem, że nie jadłem kolacji i zapakował mi cała torbę kilkadziesiąt sztuk, które później rozdałem ludziom w hotelu. Jutro dalej… Moto-Turysta DZIEŃ 15 03.09.2011 Dzień nie zaczął się ciekawie. W hotelu chcieli mnie dodatkowy wydymać za: Internet, bo mam swojego kompa, kawę do śniadania i mleko. Tak się wkur....., że przyjechała policja i zaczęła się jazda! Obsługa tłumaczyła, że wypiłem trzy kawy i siedziałem dwie godziny w necie. Na początku grzecznie tłumaczyłem, że jest to standard prawie na całym świecie, a oni stali na stanowisku, że taki standard nie obowiązuje w tym hotelu. Policjant trochę zgłupiał, nie znał żadnego języka oprócz farsi, ale pokazałem zdjęcie z policjantem z drogówki i okazało się, że to jego brat! Ten zaraz go wezwał i jak przyjechał to już tylko jak najszybciej chcieli mi wynosić torby. Polski E.T. nie dał się wydymać i wytłumaczyłem "koledze z drogówki" o co chodzi. 15 / 36 „Kumpel z drogówki” wezwał szefa hotelu, a szef oddał mi pieniądze i powiedział, że obsługa mi zafundowała nocleg. A co tylko białego dymad, - a biały ma się dawad ? Wsiadam na moto i dzisiaj do Fuman, Musuleh i Rudkhan. Oczywiście jak to w Iranie walka o życie na drodze i w pewny momencie jakiś wyjątkowy debil wyprzedzał na ósmego i tylko bezwarunkowe dobicie w prawo uratowało mnie przed kontaktem z przednią szybą. Stanąłem i musiałem się otrząsnąć, naprawdę jeżdżą tutaj jak nienormalni wg obowiązującej jednej zasady - braku jakichkolwiek zasad! Każdy tu uprawia wolną amerykankę i jeździ jak chce! Po przyjechaniu do miasta Masuleh, uderzyła mnie ogromna ilość samochodów irańskich. Masuleh to taka wioska, gdzie dach jednego domu stanowi drogę. Może i fajne ale nie moje klimaty, to takie nasze Zakopane. Zawijam i jadę do Rudkhan, a tu jeszcze więcej samochodów. Rudkhan to średniowieczny zamek zupełnie inny jak pozostałe budowle obronne w Iranie, takie nasze Chęciny i klimat potoku w Szklarskiej Porębie. Las piękny, ale strasznie zaśmiecony. Irańczykom to nie przeszkadza całymi rodzinami w tym lesie piknikują i się bawią - też nie mój klimat i czym prędzej zawijam do hotelu. Jutro Teheran i wymiana oleju w serwisie - zobaczmy, aż się boję jak tam będą jeździć… Po dziwnym śniadaniu, gdzie facet przywóz mi szaszłyk z miasta, ruszyłem na irańską autostradę do Teheranu. Dużo policji, dużo fotoradarów i niestety przy 140 km złapana E.T., jednak z uwagi na brak porozumienie puścili mnie - tak mi się bynajmniej wydawało. Niestety przy bramkach stoi wielki budynek policji drogowej i tam znów mnie Moto-Turysta DZIEŃ 16 04.09.2011 zatrzymano, a tu to już był ubaw po pachy… Chyba 20 policjantów i każdy umie jakieś słowo po angielsku. Po 20 minutach wszyscy zaczęli się śmiać! Rozdałem naszywki i z eskortą dwóch wozów wróciłem na autostradę. Wjazd do Teheranu okazał się być bardzo przyjemny i spokojny. Navi za rękę doprowadziła mnie do firmy Nouriani BMW na Iranshahr Avenue 91, a tutaj szybciutko mechanicy wymienili olej i klocki. Niestety bez diagnostyki komputerowej, bo takiego czegoś tutaj nie posiadają. Po ulokowaniu się w hotelu, ruszyłem w miasto w poszukiwaniu karty sim z irańskim numerem telefonu i dostępem do neta. Jak się okazało, był to wielki problem. Nawet dwie młode Iranki przejechały ze mną kawał miasta i nic. Później odźwierny w hotelu załatwi temat w 20 minut. Teheran to moloch nie dla mnie i dlatego jutro spadam stąd w spokojniejsze miejsce. 16 / 36 Moto-Turysta Tak wygląda blokada onet.pl Trochę za b ardzo podkręciłem DZIEŃ 17 klimę w nocy i niestety dostałem kataru. w Postanowiłem 05.09.2011 zostać Teheranie i "puściłem" się w miasto. Moloch ogromny, ale zaliczyłem byłą amerykańską ambasadę z graffiti na murach, oczywiście w stylu irańskim dla znienawidzonego imperialistycznego wroga. Później taxi pojechałem na drugi koniec miasta pod wieżę AZADI - wieżę wolności. Na koniec zaliczyłem jeszcze muzeum klejnotów szacha, których nie wywiózł jak uciekał do USA. Obłęd, nawet gdybym całego GS-a w brylanty, diamenty, rubiny, szmaragdy przyozdobił i z jednego z największych na świecie zrobił szkło do lampy, to jeszcze by zostało na małą ciężarówkę. W muzeum było nas tylko trzech: ja i para z Bułgarii, natomiast strażników z długą bronią było chyba z trzydziestu. Wszędzie bramki, kamery, szkło pancerne, a muzeum jest otwierane 4 dni i tylko 2 godziny dziennie. Takiego przepychu to nawet w filmach nie widziałem. Podobno jeszcze całego tego bogactwa nie wycenili, bo nie ma podobno na świecie firmy, która by była w stanie to określić – tak mi tajniak powiedział. Zaproponowałem, że ekipa Moto-Turystów szybko to wyceni, ale tylko się uśmialiśmy. Szkoda - byłoby fajnie, zlot by trwał do końca świata i jeden dzień dłużej. Jest tak fajnie cieplutko 38oC w cieniu. Mam dość na dzisiaj chodzenia. Moto-Turysta Czasami trzeba zmienić plany!! Rano udałem się do BMW po odbiór sprzęta, a tam czekała na mnie cała świta i od razu zaczęli mi mówić o tym, że Tulibowie przekroczyli granicę i podobno była walka z wojskiem Irańskim DZIEŃ 18 06.09.2011 w okolicach miasta Meshhed. Tak chciałem dzisiaj jechać, a oni stanowczo mi odradzili, nawet jakiegoś wojskowego ściągnęli i ten kategorycznie mi zabronił. Kilka lat temu, jak przeczytałem w necie, był tam zamach i zginęło kilka osób - odpuściłem. Szkoda może innym razem. 17 / 36 W serwisie BMW, Pan Elham Ghods / Personal assistant of Mr. Nouriani, był tak uprzejmy i przetłumaczył „Moto-Turysta” na język irański: Także w serwisie BMW polecili mi wioskę Abyaneh. Już sam dojazd do tego miejsca to istne CUDO - ok 20 km dobrej drogi i ja sam wokół gór, które w pewnym momencie zrobiły się czerwone. Takich nie widziałem nigdzie, może podobne były w Maroku -góry Atlas, ale te są bardziej czerwono – ceglasto – brunatne, taka orcha. Wioska bardzo fajna, cisza spokój, bez turystów, sami mieszkańcy. Oczywiście ja foto domów czerwonych, oni foto sprzęta. Jak zacząłem rozdawać breloczki, to dużo dzieciaków się zleciało z rodzicami. Fajnie się zrobiło, oni tylko lachestan, lachestan /Polska/, a ja się uśmiechałem. Jazda w miastach irańskich to naprawdę walka o życie, muszę się jakoś do tego przyzwyczaić. Esfahan to miasto prawie jak każde w Iranie, ale... plac Imama Chomeiniego, meczet piątkowy, meczet Imama to naprawdę dzieło architektury dawnych mistrzów! Przepiękne mozaiki i ogrom tych budowli robi wrażenie, to trzeba zobaczyć, trudno to opisać. Wspaniała akustyka w środku - jeden zaczął śpiewać to echo niosło tak jak w Panu Tadeuszu Moto-Turysta DZIEŃ 19 07.09.2011 - tylko dłużej. Podobno, jak mi wytłumaczył Irańczyk, jest tylko jedna tak budowla na świecie, gdzie tyle razy echo odbija się od murów -super wrażenie. Dookoła pełno ludzi jednak w tym miejscu zachowują się inaczej, spokojniej i o wiele wolniej -może to miejsce ma jakąś magie? Wokół meczetu bazar, a na bazarze jak na bazarze - wszystko. Bardzo mnie uwiodła praca tych rzemieślników, tak samo jak setki lat temu tak i dzisiaj nic się nie zmieniło. Młoteczkami robią prawdziwe dzieła sztuki i piękne ręcznie malowane talerze, dzbanki, wazony cuda. Po południu pojechałem na osławiony most 33 przęseł, most jak most. Wieczorami na plac Imama przychodzą setki rodzin i ... jedzą kolacje. Zaczepiło mnie dwóch Irańczyków, z których jeden twierdził, że wyjeżdża do Australii i chce szlifować swój angielski. Po krótkiej rozmowie okazało się, że to jego marzenie - chyba zresztą jak większości młodych w tym kraju. Jutro Jazd… 18 / 36 Rano po fajnym pożegnaniu się z obsługą hotelu, nic nie zapowiadało takiego dnia... Były pierwsze straty ! Moto-Turysta Po dość szybkim wyjechaniu z miasta Esfahan, wjechałem na autostradę i spokojnie sobie jadę… O godzinie 9.30 jest już DZIEŃ 20 08.09.2011 36oC. Nagle zerwał się tak silny wiatr i tak gorący, że zaczęła się walka o życie z... wiatrem. Coś strasznego kamienista pustynia, silny wiatr i gorąco. Uczucie jakbym suszarkę do włosów podstawił sobie bezpośrednio pod twarz, taki wiatr wysusza wszystko, śluzówkę, spojówki i siły. Przez całą drogę do Yazd wypiłem z camelbaga prawie 8 litrów wody! Zatrzymywałem się średnio co 50 km. W pewnym momencie zaświeciła się kontrolka paliwa i podjechałem na stację. Stacja jak stacja, ale gdybym cokolwiek przeczuwał, to NIGDY bym tam nie wjechał!!! Tankuje jak zwykle i nagle pistolet nie dobił i bummmmm, wyleciało "super irańskie" paliwo. Od razu spaliło mi uchwyt do kamery (może da się naprawić), deflektor boczny (do wyrzucenia), szybę (cała zmatowiała i wymiana po powrocie nieunikniona). No i kurwa mać największa strata - okulary - jestem w dupie przy tym słońcu! Całe szczęście na stacji pracował inżynier z Iranu, Behnam Sepahbodnia. Jak to wszystko zobaczył, to od razu opier... tankowacza i wszystkich wokół. Pokazał mi wąż z wodą, umyłem tzn. ochlapałem sprzęta i spłukałem ten syf. Behnam wsadził mnie w samochód i zaczęliśmy szukać kleju. Niestety wszystko w przerwie zamknięte i podjechaliśmy do jakiegoś warsztatu samochodowego gdzie dostałem silikon. Po powrocie wspólnie zaczęliśmy coś tam próbować sklejać, ale nic nam nie wyszło. Benzynka irańska dobrze wszystko zżarła! Po obiedzie wymieniliśmy się adresami i dalej w drogę wkurwiony na maxa! Zatrzymałem się po następną wodę i spytałem o miasto Chak Chak, oczywiście jak to Irańczycy na migi. Drogi mi się pomyliły i skręciłem na pustynie, ale za to takiego piękna i potęgi przyrody to jeszcze w życiu nie widziałem! Jestem tutaj sam, motocykl, skały i jedno zielone drzewko. Nie potrafię tego opisać, będę jutro starał się naprawić kamerę i pojadę tam jeszcze raz! Do hotelu w Yazd dojechałem cały brudny pyłem z pustyni, ale zapomniałem o problemach i jestem pod wrażeniem tego co zobaczyłem. Jutro ruszam w miasto Yazd. Moto-Turysta Będąc pod wrażeniem wczorajszej pustyni od rana próbowałem usilnie naprawić ładowanie kamery, aby nagrać te widoki. Cóż nic mi z tego nie wyszło, bardzo się starałem. Ruszyłem w miasto >>> , obejrzałem plac Amir Chekhmag, inny meczet jak do tej pory widywałem w Iranie - podobno ma najwyższe wieże. Później pojechałem DZIEŃ 21 09.09.2011 do świątyni Zoroastarskiej – Atash Kadeh, gdzie od setek lat pali się święty ogień i jest on za szybą, aby nic nie zanieczyściło jego świętego płomienia -tak mi wytłumaczono trochę po angielsku, trochę na migi, tak bynajmniej zrozumiałem. 19 / 36 Pustynia nie dawała mi jednak spokoju. Wziąłem taxi i za ... dolców ponownie pojechałem do świątyni ChakChak >>> , ale z kamerą ręczną. Nagrałem prawie całą drogę - fajnie wyszło! Tym razem porozmawiałem z pielgrzymami, których w dniu wolnym w Iranie było dzisiaj sporo. Góry są super a widoki na pustynie bajeczne. Po powrocie w hotelu pogadałem trochę z ziomkami ze śląska i pojechałem z nimi oglądać wieże milczenia religii wyznawców ognia, gdzie składano zmarłych na górze, aby sępy się najadły. Cóż jeden woli to a drugi tamto, jeden córkę a drugi teściową! Nie chcę się tu rozpisywać na tematy religijne, każdy ma swoje zdanie. Wieczorem powłóczyłem się po meczecie piątkowym w trakcie ich modlitw. Idę spać -pa, pa. Rano jak rano szamanko w Silk Road Hotel w Yazd, szybciutko z miasta i znowu szczęka opada. Kurw......, że też Moto-Turysta się kamera popsuła! Tym razem jakbym jechał przez miniaturową wersję wielkiego kanionu. Takie fajne pomarszczone DZIEŃ 22 10.09.2011 góry, a później jeszcze fajniejsze pomarszczone góry z malutkimi krzaczkami. Oczywiście Irańscy rajdowcy też tu są i przez jednego kretyna bym miał ostatni ticke too the moon - tak debil jechał, a z 5 minut dachował - ale przeżył i inni też. Ciekawy naród - facet dachował ledwo co wyszedł, a inni jeszcze go opierdolili od góry do dołu. Jadę do miasta Abarkuh, gdzie podobno rośnie od 4000 lat cedr. Przy wjeździe do miasta zobaczyłem myjnie, umyje sobie rowerek - pomyślałem. Małolat dorwał się do karchera i zalał mi mój dyskotekowy alarm tak, że świeciło bez włączenia. Jakiś młodzieniec podprowadził mnie pod drzewo, kurde naprawdę imponujące, ogrodzone i trochę autochtonów. E.T. z ciekawości przeskoczył ogrodzenie i się kurde zaczęło. Jakiś tubylec zaczął się mocno drzeć. Tłumacze, że photo -nic drze się dalej, a za chwilę chłopcy w metalowych kaskach - wojsko i jedziemy. Oni na sygnałach, ja na sygnałach, czyli jaja. Dojechaliśmy na posterunek, wszyscy się drą a ja zachowuje zimną twarz. Tak naprawdę chce mnie rozerwać śmiech, do czasu jak się pojawił facet co trochę kumał angielski i opowiedział historie jak pewien "motocyklista" z Niemiec chciał podpalić to drzewo i stąd ich nastawienie. Facet teraz siedzi w irańskim pierdlu i chyba żarty się skończyły. Fakt widziałem osmolony kawałek drzewa, ale pomyślałem, że to autochtony małoletnie z nudów. Pokazałem zdjęcia, filmy, tłumacze, że nie było informacji w języku angielskim. Argumenty nie trafiają do nich a mnie już pot męskość oblewa. Perspektywa puszki – nie fajna sprawa. Przyszedł następny starszy jegomość, jak usłyszał, że z Polski to powiedział, że jego ojciec w czasie II wojny pomagał polskim żołnierzom. Coś tam do nich powiedział i cyk, cyk czarodziejska różdżka i E.T. , wolny! Zgłupiałem z radości. Okazało się, że to były komendant policji w tym mieście. Zaraz po tym zdarzeniu siadam na sprzęta szybciutko i maneta na maxa. 20 / 36 Spokojnie dojechałem do Pasargade pod grób Cyrusa Wielkiego. Pod grobem dwóch młodzieńców pismem klinowym jak za dynastii ahemnidów wyciskali na skórze imiona i co tam kto chciał, no to chciałem – klinikami MUTU TURYSTA , bo "O" podobno nie było. Zawijam w stronę Persepolis, trochę pobłądziłem, ale znajduje drogę i super hotel. Cena komiczna i z okna mam widok na antyczną stolicę państwa perskiego – PERSEPOLIS. Banan na pychu na maxa a jutro to co lubię – starożytna historia. Zostaje tu 2 dni i odpoczywam podziwiając w wyobraźni, imperium Dariusza Wielkiego. Moto-Turysta Persepolis > , nie wiem od czego mam zacząć, może od porannej zadymy z pastuszkowym strażnikiem, który kazał mi zostawić torbę, w której mam wszystkie najważniejsze rzeczy. Totalnie go olałem i tak staliśmy dobre 30 min naprzeciw siebie. Ludzie na niego i na mnie kwiczeli, a ja miałem DZIEŃ 23 11.09.2011 to gdzieś, bo byłem ciekawy jak się skończy ta przepychanka. Koleś zadzwonił po policje. Powiedziałem policjantom, że mogą mi skontrolować torbę jak będę wracał i oni też gościa totalnie olali. E.T. wkroczył dumnie na schody - a co znowu nasi górą. Wracając do tematu, to miejsce ma dla mnie szczególne znaczenie w czasie tego tourne. Jak pierwszy raz usłyszałem 30 lat temu o imperium perskim, to temat mnie szczególnie zainteresował. Wtedy widziałem małe zdjęcie z tego miejsca, a dziś chodzę wszędzie tu gdzie 2500 lat temu chodził król królów Dariusz I Wielki z dynastii Achemenidów. Stolica ówczesnego imperium perskiego musiała robić imponujące wrażenie i podobno tak została zaprojektowana, że każdy kto tu się zjawił musiał być przytłoczony potęgą władcy. Było to na ówczesne czasy ogromne imperium i bardzo bogate. Władca był dla poddanych jak bóg, który zstąpił z niebios, aby się małymi robaczkami opiekować i rządzić. Miał facet władzę absolutną i podobno korzystał na maxa – cysorz to mo klawe życie. Po wspaniałości niewiele zostało… Jak Aleksander Macedoński pogonił persów, to tak się towarzystwo napoiło, że prawie całe miasto zniszczyli. Cóż zwycięscy wolno wszystko – szkoda. 21 / 36 Reszty zniszczenia dokonał czas i ludzie. Sporo eksponatów wywieźli Francuzi i Anglicy, resztę co dało się unieść okoliczni za michę ryżu sprzedali. Tak to już jest na tym pojeb..... świecie, że każde imperium upada i po niektórych nawet piach nie pozostał. W Persepolis jak się trochę zna historię i widziało inne budowle w lepszym lub gorszym stanie, można sobie wyobrazić potęgę tego miasta. Brama narodów, gdzie witają dwa uskrzydlone byki, już rzuca na ziemię. Sala stu kolumn /zostało parę kikutów/, wspaniałe reliefy naskalne przedstawiające hołd podległych narodów, który składają ich królowie, królowi imperium. Każdy tu głupiał jak wchodził na audiencje. Wspaniałe ogromne posągi gryfów, koni, byków, lwów, walki lwów z bykami -to wszystko miało przestawiać potęgę władcy, który pokonuje wszystko i wszystkich. Z dawnego pałacu króla niewiele zostało, trzeba wysilić wyobraźnie. Z haremu zrobione jest dzisiaj muzeum, w którym są wspaniałe tablice opisujące /na wyrost/ wyczyny władców Perskich, bo przecież każdy z nich był jak my dzisiaj - tylko zwykłym ludzikiem! Tylko aby załapać punkty u niego wypisywano, zresztą jak w całej historii ludzkości, pierdoły na temat rządzących pasożytów i darmozjadów, nie ważne z jakiej opcji, tylko tu to jest napisane pismem klinowym. W roku 1971, ówczesny szach Iranu, zorganizował w tym miejscu jedną z największych imprez w historii współczesnego świata z okazji 2500 -lecia państwa perskiego. Nikt nie liczył wtedy ile to kosztowało, podobno duuuuuuuużo. Koniec nudzenia Was historią, bo mógłbym pisać i pisać… Fajny dzień na odpoczynek i jak dla mnie doskonała strawa duchowa. Jutro dalej historia. Tubylcy chyba tak do końca nie wiedzą co posiadają, bardziej interesowały ich – mister foto foto i breloczki z Polski. Moto-Turysta DZIEŃ 24 12.09.2011 Nie ciekawie, znowu zmiana planów. Rano przy pożegnaniu z ekipą w hotelu powiedziałem, że teraz jadę do miasta ZAHEDAN pod granicę z Pakistanem. Wszyscy dookoła pobledli, przyleciał menager hotelu i prawie przykuwając mnie do ściany kategorycznie zabronił tam jechać. Wojsko tam przeprowadza wielką operacje przeciwko handlarzom narkotyków i każdy jest tak bardzo szczegółowo kontrolowany. Jakby tego było mało w hotelu pojawili się ludzie z Luksemburga i właśnie powiedzieli, że wracają z tamtych stron. Facet jechał 100 km przez 2 dni. Był kilkadziesiąt razy kontrolowany łącznie z całkowitym wybebeszeniem zawartości samochodu. Byli tak wystraszeni, że tylko zobaczą Persepolis i wieją do domu – no fajnie co? Trochę mi się ciepło zrobiło i odpuściłem Pakistan. W zamian za namową załogi hotelu udałem się do Lost Paradise - Beheste Omshadeh. Dojazd cudo 2500 m n.p.m., zielone jeziorko po drodze. Obiecany "raj" to może i bardzo ładne miejsce, ale bez tysiąca Irańczyków piknikujących tam non-stop i wielkiego śmietniska dookoła. Na moje pytanie dlaczego nie sprzątają, tylko się uśmiechnęli. Dla mnie to rajowy śmietnik, zawijam i kieruję się nad Zatokę Perską. Navi tak wspaniałomyślnie mnie prowadzi drogą, której NIE MA - takie sobie enduro sprawiłem! Cud, że nie wywaliłem dzwona w ten pył z kamieniami. Przejechałem około 25 km 22 / 36 w jedną - koniec ścieżki i lecą głazy - i kolejne 25 km z powrotem. Ręce mi padły, jadę zdechnięty nad Zatokę Perska do Bandesre – Busher. Po drodze przepiękne góry, cudo 2800 m n.p.m. - nie potrafię tego opisać. Dookoła pełno starych dymiących ciężarówek. W hotelu dostałem dobrą rybę i lulu. Jutro planuję Shustar, stare młyny wodne. Moto-Turysta Nigdy więcej kurw..., takiej jazdy! Takie były moje myśli jak pokonałem podczas tej trasy różnice temperatur sięgające 44oC! Suszarka to pikuś, dzisiaj to palnik gazowy prosto w twarz i wiotyrek, wiotyrek, zaj... silny wiatr - koszmar! Nie potrafię już policzyć litrów wypitej wody, postojów. Dystans 600 km w 12 godzin - ja pierdziele, DZIEŃ 25 13.09.2011 tak w dupę jeszcze nie dostałem. Jednak E.T. się nie poddał i jestem w mieście Sushtar >>> . Poznałem fajnych Irańczyków żyjących na kocią łapę Naniego i Nazanin -narodowości Bakhtiari, jest to stare irańskie plemię. Nani prowadzi kino, ale odlot urządzenia z 1953 roku import z ZSRR, cyrk na kółkach jak oni jeszcze to oglądają. Jeden chłopak umówił się z dziewczyną i ok, ale ta przyszła z obstawą: babcia, mama i siostra. Trochę z niego łacha inni podarli, ale tak to już tu jest, mają dość totalitaryzmu i reżimu ajatollahów, każdy z nich chce się wyrwać z własnego kraju. Jeden, który śpiewa irański rap, ma marzenie aby śpiewać w Europie. Drugi chciałby tańczyć w Australii, ale ciężko będzie im chyba zrealizować marzenia. Poszliśmy na stare miasto zobaczyć stare młyny, coś wspaniałego. Na koniec zaprosił mnie do znajomego, który mieszka na samej górze i ma taki widok, że dach zapiera! Po tym wszystkim zaprosił mnie do domu na kolacje i jego przyjaciółka fajne zrobiła spagetii i nawet piwo NORMALNE się znalazło. Moto-Turysta Po przegadaniu z młodymi do prawie 3.00 - każdy z nich by wiał z Iranu najlepiej do Europy lub USA - jakoś szybko zasnąłem. Rano o 7.00 zrywka i jedziemy do miejsca starożytnej świątyni Chocha Zanbil >>> , jak dla mnie DZIEŃ 26 14.09.2011 fajne. W mury świątyni wkomponowano podobno 5000 cegieł z pismem klinowym sławiących dokonania władców perskich. Po pożegnaniu się z sympatyczna młodzieżą, na sprzęta i wio dalej do Kurdystanu. Jaka tu jest bieda! To wprost niewyobrażalne, coś jak cyganie na Słowacji -kto był wie o czym mówię. Gdziekolwiek bym się nie zatrzymał po wodę, paliwo lub coś "zjeść", natychmiast oblegał mnie tłum ludzi. Tu już naprawdę występowałem nie w roli E.T., tylko robiłem za prawdziwe UFO. Nie wyobrażam sobie jak można egzystować w tych warunkach, aż strach aparat było wyciągać. Wszechobecna bieda a dookoła piękne góry, góry, góry -nie będę opisywał, bo stwierdzicie, że góral ze mnie a nie motocyklista. Naprawdę mogę każdemu z czystym sumieniem polecić góry w Iranie! Powoli zaczęła się robić szarówka i trochę z niewyspania, zmęczenia, fascynacji górami, puściły mi mechanizmy obronne i wypier... centralnie w studzienkę bez dekla. Co prawda połowę mniejszą od naszych krajowych studzienek, ale pękła felga i dupa! 23 / 36 Załadowali mnie i sprzęta na pick-upa Sapia, zawieźli do hotelu i na razie jestem w dupie ciemnej. Dzwoniłem do Teheranu do BMW i chyba mi pomogą. Zaczyna się tu jakieś święto, nie wiem co dalej. Wkur... mi przeszło, widocznie tak musiało być. Całe szczęście nic mi nie jest, jestem cały - zobaczymy co dalej. Moto-Turysta Wstałem, zjadłem, poszwendałem się po "mieście", pospałem ,zjadłem i tak w kółko! Czekałem na info z Teheranu i zadzwonili, że koło będzie nie nowe i ze starą oponą. Dobrze, że w ogóle będzie... DZIEŃ 27 Moto-Turysta 15.09.2011 Zaczynam powoli doznawać coraz większego wkur..., jednak już wiem kiedy będzie koło! Przywiozą je w niedzielę! DZIEŃ 28 Moto-Turysta 16.09.2011 Teraz jem, śpię i się wkurzam i tak w zasadzie w kółko. Nic tu nie ma ciekawego, a co było to juz zobaczyłem. DZIEŃ 29 Moto-Turysta 17.09.2011 Moto-Turysta Koło jest i jest założone, ale jest już 23.00. DZIEŃ 31 Ja pierdziele, jutro jadę i może przez noc nie 19.09.2011 zgłupieje… Co ja mam pisać ? To samo co od paru dni, może DZIEŃ 30 z tą różnica, że koła dzisiaj nie 18.09.2011 będzie. Kurde, mam dość tej monotonii, chceee jechać dalej! Moto-Turysta Dupa nie pojechałem dalej. Z opony zrobił się balon, ale chłopaki z BMW DZIEŃ 32 w Teheranie szybko załatwili drugą, jednak znów jest wieczór i chyba 20.09.2011 mam dość!!!! Jeden tylko plus, że za hotel nie płacę już 3 dni. Udało się! Nawet jakoś to wszystko się trzymało i dojechałem do miasta Bisetun. Ogromna potężna góra, a na niej Moto-Turysta DZIEŃ 33 21.09.2011 inskrypcje Dariusza -mieli manie wielkości. Jednak muszę tu przyznać, że nasz MOTÓR to jest cicha woda i już ponad 2500 lat temu szykował się, aby przedstawić światu największe logo MT -ogrom 200m na 36m wygolonej skały. Chyba jednak brakło złotych monet, bo na tym się skończyło i robotnicy zwiali. Na następnym zlocie zrobimy ściepę i dokończysz dzieła, a tak poważnie to chyba szykowali się do następnych reliefów, fajnie to wygląda. Najważniejsze w tym wszystkim, że jadę dalej ! 24 / 36 Moto-Turysta Jaskinia ALI SADR>>> . Wiele widziałem miejsc DZIEŃ 34 22.09.2011 na świecie, jednak to co tutaj zobaczyłem, przerosło moje wyobrażenie piękna. Nie potrafię opisać piękna, które dała temu miejscu natura – trudno jest uwierzyć w to co człowiek widzi własnymi oczyma. Kontemplację piękna skutecznie zakłócali Irańczycy. Utwierdziłem się w przekonaniu, że jeszcze nie dojrzeli aby podziwiać piękno przyrody, bynajmniej te tysiące, które „oglądały” ze mną to miejsce. Oczywiście jeden wielki spęd piknikowy byle jak, byle gdzie, krzyki, śmieci, dużo śmieci i na koniec facet w hotelu przy jaskini chciał mnie skasować za 5 -miejscowy, 7 -gwiazdkowy pokój na minus 200S. Pojechałem do miasta Hamadan i tu też fajnie kazali płacić a jak nie to spadaj. Do tego brak wody i islamskie wesele, dla mnie cyrk zupełny! Mężczyźni siedzą w jednej sali przy talerzykach z owocami a kobiety w drugiej sali szczelnie zasłoniętej - przypominało mi to nasz ostatni zlot. Za rok tez proponuje tylko owoce i soki, jaja na całego… Moto-Turysta Tankuje „SUPER” benzynę i mówię „pastuszkowemu zalewaczowi” aby wolno lał tylko 10 l., a ten zagadał się z innym i ponownie nie odbił pistolet. Znowu benzyna się wylała, tak się wkurwiłem, że goniłem go po stacji, naprawdę DZIEŃ 35 chciałem mu wpier... !!! Nadjechała czerwona policja i się zaczęło ten swoje, ja swoje, a Ci chcą nas zawinąć chyba 23.09.2011 25 / 36 na komisariat. Dopiero jak im pokazałem zniszczoną kamerę i kiedy w innym samochodzie też nie odbił pistolet, to kazali mi jechać. Władowałem się na drogę w budowie i jechałem ponad 40 km w pyle - syf,syf,syf. Dojechałem do miasta Bijar, gdzie polewali jezdnie - ochlapałem sprzęta i siebie! Za 200 metrów to dopiero się działo! Trafiłem na kurdyjskie wesele i stałem się gościem honorowym. Super impreza, pozwolili mi nawet robić zdjęcia, filmy, po prostu super!!! Po 6 godzinach wspólnej zabawy, pożegnałem się z młodymi i wio do miasta Urmia. Jak na razie wszystko układa mi się OK., nawet wkurwie... przeszło. Nagle na drodze zobaczyłem, normalne motocykle - nie 125cm3 tylko normalne ścigacze! Myślałem, że to ludzie z zachodu, zawijam i co ??? Młodzi Irańscy pasjonaci motocykli, morda mi się roześmiała! Żaden nie rozumiał nic po angielsku, ale co tam, zaprosili mnie do miasta Naqadeh. Dumnie przejechaliśmy przez miasto, kawalkada ok 10 motocykli - super! Gdzieś zadzwonili i znalazł się chłopak dosyć dobrze znający angielski. Jeden zaprosił mnie do siebie do domu, zjechała się reszta z kolacją. Tak się chyba nie uśmiałem nigdy w życiu. Gadaliśmy o wszystkim, ale ani ja ich nie zrozumiałem, ani oni mnie, a przy tym było śmiechu co niemiara. Chyba najlepszy wieczór na tej wyprawie! 26 / 36 Po przejechaniu z chłopakami kawalkadą przez miasto, pilotowali mnie do miasta Urmina. Po pożegnaniu Moto-Turysta pojechałem do tureckiej granicy. Po stronie irańskiej formalności poszły szybko i bardzo sprawnie, a po tureckiej poprawiają drogę i koparka przerwała kabel. W wyniku działań koparki zdechł graniczny system operacyjny i dupa! DZIEŃ 36 Jak cię nie zameldują przy wjeździe, to nie wypuszczą motocykla przy wyjeździe. Upał i wielki syf, ale jednak 24.09.2011 motocykle zbliżają ludzi! Po 3 godzinach czekania pojawił się naczelny policjant, który jeździ na CBR i zrobili xero moich dokumentów i puścili. Droga do miasta VAN to droga przez mękę, jest w budowie i jeżdżą samochody, koszmar. Przez 10km oglądałem czołgi, wozy wojskowe i pełno żołnierzy, ale co tam z uśmiechem podaje paszport i chłopak próbuje mnie spisać -śmiechu co niemiara. Na koniec chce zdjęcie z młodymi żołnierzami i w tym momencie przyjechał samochód, z którego wyskoczyło dwóch cywili. Mnie za klapy, aparat zabrali i zaczęła się bardzo szczegółowa kontrola, łącznie z wyskoczeniem z ciuchów. Jednego z nich tak zainteresował mój komputer, że siedział przy nim godzinę. Klepał w nim a ja nie zwracałem uwagi co robi, bo nie ukrywam, że byłem trochę wystraszony. Kazali mi się szybko pakować i spadać. Na następnych posterunkach już przejeżdżałem bez problemu. Zrozumiałem, że tu jest prawdziwa wojna partyzancka! Dojechałem do miasta VAN i w hotelu tragedia. Komputer nie chce odpalić, komunikat system nie pracuje i zacząłem szukać o 21.00 sklepu ze sprzętem komputerowym. Znalazłem, ale stwierdzili, że to dysk twardy padł! Opowiedziałem im na migi, przy pomocy googole translator, co się stało, a oni stwierdzili, że może celowo mam uszkodzony dysk. Zainstalowali mi nowy a stary zostawili do odzysku danych. Jestem złamany, nie mam nic - zdjęć, filmów, map - kurwa nic! Na dodatek system mam po turecku, jestem w ciemnej dupie! 27 / 36 Moto-Turysta Rano spotykam się z kurdyjskimi informatykami. Zwoływali ludzi z całego miasta, nawet wykładowcę z miejscowego uniwersytetu i po całym dniu pracy, po 14 godzinach stwierdzili, że nie są wstanie nic zrobić. Przerażenie DZIEŃ 37 jakie mnie ogarnęło uświadomiło mi, że straciłem prawie wszystko co nagrałem w Iranie. Nie było to miłe uczucie. 25.09.2011 Po kontakcie z informatykiem w Polsce trochę się uspokoiłem, bo stwierdził, że odzyska wszystko. Rano utwierdzony w przekonaniu, że należy robić Moto-Turysta kopie dwa razy, wyjeżdżam z miasta VAN. Po drodze dowiaduje się o kościółku Ormiańskim na wyspie, DZIEŃ 38 ale trzeba tam popłynąć łodzią. Znajduję przystań, ale 26.09.2011 jestem sam - jest 9.00 rano i każą mi czekać na więcej ludzi. Czekam a w międzyczasie przyniesiono mi kota, który pływa. Są to jedyne koty na świecie co pływają - koty z jeziora VAN. Mają fajne oczy, każde ma inni kolor i romantycznie zanuciłem: "Gdy Ci czarny kot przebiegnie drogę, nie mów, że to pech. Wyrwij kotu z dupy ogon, żeby szybciej zdechł.” Po 4 godzinach czekania odjeżdżam i 5km dalej jest następna przystań, a tam bez czekania i prosto na wyspę. Kościół ładny, ale wiele takich widziałem w Armenii. Robię zdjęcia i w drogę do miasta Diyarbakar. Dotarłem do celu wieczorem - duuuuuuuuże miasto! 28 / 36 Poszwendałem się godzinę po mieście Diyarbakir i nie mogąc znaleźć informacji turystycznej. Pakuje się i jadę Moto-Turysta DZIEŃ 39 27.09.2011 do miasta Sanliurfa, tutaj po wizycie w Info.Tur. udaje się do dzielnicy Golbasi - ble, ble, ble to z netu: „Legenda o Abrahamie mówi, że za panowania asyryjskiego króla Nimroda prorok potępiał i zwalczał kult pogańskich bożków. W efekcie król Nimrod rozkazał spalić go na stosie. Gdy stos został podpalony nagle ogień przemienił się w wodę, a płonące u stóp Abrahama węgielki przeistoczyły się w ryby. Silny podmuch wiatru rzucił nim na krzaki róż. Meczet Halilur Rahman Camii został wzniesiony na miejscu, w którym spadł prorok. W dwóch stawach pływają święte karpie, a znaczną część terenu pokrywa ogród różany. Przesąd mówi, że kto złowi karpia natychmiast oślepnie” Şanliurfa – Miasto Proroków / opublikowane przez Maćka > Mały być wielkie ryby a zastałem małe rybki. Połaziłem po ogrodzie, nawet ładny i w pewnym momencie podszedł facet w turbanie i rozpoznał we mnie brata duchowego, bardzo chce mnie zaprosić do Dubaju, gdzie mieszka, ale muszę być muzułmaninem. Dopiero jak mu wytłumaczyłem, że jaja sobie ze mnie robi, a ja z niego, to skończyło się na wspólnym zdjęciu i pa, pa... 29 / 36 Zapuściłem się gdzieś w dziwny rejon miasta. Patrzyli na mnie jak na zjawę i zgubiłem się zupełnie, wsiadłem do jakiegoś busa i przejechałem tak z 5 km, a jak kierowca i pomocnik załapali, że chodzi mi o postój taxi, to wsadzili mnie do innego, ten zatrzymał sie pod meczetam, złapał mi taxi i dopiero późnym wieczorem jestem w hotelu. Jutro do serwisu BMW na kontrole sprzęta. Moto-Turysta Raniutko z Sanliurfy na autostradę i do serwisu BMW w Adanie. Wreszcie normalny serwis, kawa jedna, kawa druga, trzecia i już DZIEŃ 40 28.09.2011 dziękuję. Silnik musi ostygnąć, więc postanawiam zostać w Adanie. Zawożą mnie pod hotel, wszystko sprawnie i super. Po obiadku idę w miasto oglądać ogród, nawet ładny i pod meczet - jest to chyba imitacja meczetu sułtana w Istambule . Ogrom, 10 lat budowy - widocznie też chcieli mieć wielki meczet. U nas też jest przerost formy nad treścią i też mamy kopie wielkich światowych kościołów z takim lub innym efektem. Cóż nie tylko Motór chciał mieć „coś” wielkiego… Moto-Turysta DZIEŃ 41 29.09.2011 Po miłym i słodkim pożegnaniu z ekipą Borusan Oto w Adanie, ok 13.00 wjeżdżam na autostradę do Ankary i spokojnie jadę. W pewnym momencie niebo zrobiło się prawie czarne i rozpętała się tak silna burza, że trudno było mi utrzymać motocykl, aby było jeszcze fajniej działo się to w szczerym polu i zanim dojechałem do jakiegoś mostu byłem cały mokry. Cóż zaczynam powrót do domu, a w kraju podobno już jest jesień. 30 / 36 Zmoczony i zziębnięty wyciągam podpinkę do ciuchów i już trochę cieplej ubrany jadę dalej. Po drodze wielka ciężarówka z kapustą przewróciła się na środku autostrady, korek, policja i ja boczkiem, boczkiem jadę dalej. Dojazd do miasta Aksaray minął szybko i sprawnie. Dalej jadę remontowaną drogą, w lusterku widzę za sobą patrol policji, więc grzecznie jadę 50 km/h. Policja mnie wyprzedza a chwilę później debil w starym Oplu próbuje mnie zepchnąć z drogi – drzwiami uderza w gmole silnika i spycha mnie na pobocze. Ostre hamowanie i już jest ok, ale widziałem w oczach wielką glebę. Po otrząśnięciu się wyprzedam jego i policję, każe się zatrzymać i tłumaczę policjantom co zaszło. Oczywiście ci spanikowali, bo to obcy i wkurwienie moje przekłada się na tego debila i w znanym sobie języku sprzedaje mu parę dorodnych ......, i spadam dalej. Jest już ciemno, dojeżdżam do miasta Sereflikochisar do hotelu. Okazało się, że na niebie są nocne manewry samolotów, będę więc miał super sen… Moto-Turysta Kolejny dzień nie przyniósł nic ciekawego, no może poza jednym zdarzeniem… W okolicach Ankary rozpętała się tak silna burza z gradobiciem, że wszystkie samochody stanęły i tylko ja pomalutku się wlokłem. Cztery rzazy wysychały DZIEŃ 42 30.09.2011 na mnie ciuchy taką fajną pogodę miałem w środkowej Turcji. Najważniejsze, że od dziś jestem mistrzem świata w jeżdżeniu po tureckim Istambule, od wjazdu do wyjazdu tylko 2h - czas dla innych nieosiągalny! Goodbye AZJA - Welcome EUROPE ! Moto-Turysta Rano spadam do granicy z Bułgarią. Prawie pusta autostrada, odprawa przebiegła szybko i sprawnie. W międzyczasie próbowałem kilka razy umyć motocykl, bo po wczorajszej burzy wyglądam jakbym po kopalni jeździł. DZIEŃ 43 01.10.2011 Na którejś ze stacji tankuje i widzę, że olej z mostu coraz bardziej mi wylatuje. Akurat tu jest WiFi i szybko odnajduje BMW w Sofii. Dzwonie ale dzisiaj serwis nie pracuje, a jutro niedziela i znowu czekam w hotelu dwa dni do poniedziałku. Niech mi sprawdzą co to jest, tak abym dojechał do kraju. 31 / 36 Moto-Turysta Siedzę w hotelu pod Sofią jak dupa i czekam na poniedziałek. Chciałem sam dolać oleju, ale korek tak się zassał, że nie chce puścić. Nie kombinuje więc nic - jutro w serwisie myślę, że mi pomogą. Moto-Turysta DZIEŃ 44 02.10.2011 Raniutko na sprzęta i wioooo… Zimno się robi powoli i ja także powoli gnam do serwisu BMW KAMOR w Sofii. Na miejscu kawusia, ciacho, crosant, czekoladki, DZIEŃ 45 03.10.2011 czekoladki, kawusia, bombonierka, ciacho , i nie ma mechanika od motocykli. Szybka narada w serwisie i jest mechanik od samochodów. Jeden, drugi, doradca serwisowy, drugi doradca i konsylium jak odkręcić korek by dolać oleju i co ? Klucze, klucze, i klucze, i nic - tzn. dupa WIELKA, oleju mało. Znalazł się jednak bułgarski „pomysłowy Dobromir” z przecinakiem, kątówką i młotkiem w ręku. Tniemy, kurwa przerażenie moje osiąga apogeum i „Dobromir” jest górą! Odkręcił łyżką do opon - jaja wielkie, ale sukces jest! DO BELGRADUUUUUUU, bo jednak z dyfra kapie, kapie ,kapie. Kazali wolno jechać i zamówić serwis natychmiast w kraju. Po drodze zajebiaszcza knajpa z takimi samymi pyszczkami jak my, czyli knajpa motocyklowa www.route80.bg - polecam ET wędrowniczek!!! Poważnie fajny klimat i dobre śniadanko. Moto-Turysta DZIEŃ 46 04.10.2011 Belgrad - zawsze to miasto tylko przejeżdżałem i objeżdżałem. Teraz z uwagi na zmianę planów podyktowaną wolną jazdą, postanowiłem zobaczyć co to naprawdę za miasto. Poszedłem na ruiny fortecy Kalemegdan - stare ruiny rzymskiej fortecy, ale bardzo zadbane. Na wejściu kolekcja armat czołgów i wszelakiego wojskowego badziewia. Trochę tam posiedziałem, ładny widok na Belgrad. Po paru godzinach udałem się na stare miasto. Po drodze odwiedziłem Kościół Prawosławny, aby porobić zdjęcia dla naszego kolegi, chociaż było to kategorycznie zakazane przez popa. Myślę, że kolega okaże kompletne podziękowanie w postaci zawiesiny gastrologicznej. Zacząłem się włóczyć po ulicach… Miasto jak miasto, wszędzie to samo w całej europie, sklepy, kawiarnie, knajpy i całe to cyrkowisko wielkomiejskie. Nie wiem czy mam na czole napisane E.T. , ale gdy usiadłem na kawę przy grupie młodzieńców, Ci od razu mnie zagadali i wciągnęli w rozmowę o polityce bałkańskiej. 32 / 36 Wystartowali z wielkimi pretensjami do polaków o to, że stacjonują w Kosowie i pilnują tego burdelu aby się nie powybijali tam wszyscy. Po tym jak im powiedziałem, że w ubiegłym roku byłem w Kosowskiej Mitrowicy na tym słynnym pojebanym moście nienawiści, zaczęli się studenci użalać, że UE traktuje Serbie jak piąte koło. Młodzież urodzona po ostatniej wojnie bałkańskiej, ale strasznie obciążona grzechami swoich rodziców i dziadków, rozgoryczeni i mający żal do świata, że ich wszyscy olali. Stwierdziłem, że naprawdę fajnie jest się raz w roku spotkać z takimi samymi pasjonatami -czubami motocykli, niż żyć w ciągłym poczuciu winy i rozgoryczenia za nie swoje postępowanie. Niemen dobrze śpiewał „dziwny jest ten świat” , dodam od siebie pojebany na maxa jest ten świat, ale ja to se moge jeno zagwizdać cieniutko fiu, fiuu, fiuuu. Wolę zwiedzać mimo wszystko ten poj... świat z pozycji siodła swojej hulajnogi i jest mi z tym zajebiaszczo fajniuchno! Moto-Turysta Rano zasuwam na parking na równoległą ulice i podjeżdżam pod hotel. Stawiam motocykl i idę po torbę, gdy wyszedłem to czekała na mnie serbska policja i uśmiechnięte chłopaki chcą mi wręczyć mandacik za nieprawidłowe DZIEŃ 47 05.10.2011 parkowanie. Oczywiście zgadzam się z nimi tłumacząc, że nie ma miejsc aby normalnie zaparkować i zapakować motocykl. Dodaje, że byłem gościem w tym „spirytysowym hotelu Royal”, ale moje argumenty ich nie przekonują i uparcie chcą mi wręczyć 200 Euro w postaci mandatu. 33 / 36 Ja uparcie stoję przy swoim, że nie i tak stoimy. „Mili” serbscy policjanci coś tam gadają, dzwonią więc ja też gadam do nich czule i wkur… już do granic bezpieczeństwa odpalam kompa. Znajduje ambasadę i z hotelu dzwonie, mówiąc „miłym” policjantom, że za godzinę przyjedzie ktoś z ambasady i sprawę wyjaśni. Oczywiście obsługa hotelu spirytusowego mnie olała i tylko potwierdzili, że byłem w „Royalu”. Po dwóch godzinach nic się nie dzieje, jest już 13.00 i ruch na ulicy jest skutecznie blokowany. W pewnym momencie zatrzymał się jakiś terenowy samochód, wysiadł z niego człowieczek, coś im pokazał i chłopaki zwątpili. Mnie się przedstawił jako chyba ktoś z naczalstwa, więc grzecznie mu tłumacze co zaszło. Facet chyba trochę jeździł po świecie, bo natychmiast załapał co ja tu robię i pogonił „miłych i upierdliwych swoich kolesi”. Najwyższy czas na rowerek i wio do granicy Węgierskiej. Już teraz wiem, że Serbie zawsze ominę z daleka, z daleka! Wszystko fajnie, przejście dla UE, przejście dla innych i mówię celnikowi o podstemplowaniu CDP, a ten zrobił oczy i wysyła mnie do kolesi dalej. Tu już celnikowa sielanka, czyli olanie totalnie gościa z polski, więc mówię im, że mają zajebiście miłą obsługę i tym samym wkurwi... celników i chłopcy robią kontrolę. Wykładam wszystko z kuferków, a oni po włosku sprawdzają kabelki od ładowarek i inne duperele i tak skutecznie to sprawdzają, że robi się ciemno i oni do domu, a ja do hotelu i tak minął mi kolejny dzień życia. Do dupy z tymi pajacami! Moto-Turysta Rano chcąc nadgonić drogi do domeczku, zapierdzielam 1,5 km i dup radarek, zero dyskusji, może poza tym, że E.T. nie ma forintów i dyskusja jest bezprzedmiotowa. Nic nie rozumiem w języku Madziarów. Panowie po angielsku, DZIEŃ 48 06.10.2011 ale na migi każą mi jechać wymienić walutę, zabierając dowód rejestracyjny i paszport, w zamian dając jakiś papier. Jeżdżę jak głupi po Budapeszcie i kiedy w końcu zamieniam pieniądze i wracam na umówione spotkanie - a tu co nie ma nikogo w domu! Ciśnienie mi wzrosło do granic wyładowania pioruna i szukam teraz swojego dowodu i paszportu, udając się na pierwszy lepszy komisariat. Tam zaczyna się szukanie moich dokumentów i wieczorem już je mam i mandatu nie dostałem, bo nie wypisali i przeprosili, że zapomnieli o mnie - fajnie? Znowu hotel i znowu dzień do dupy, i znowu wymieniam kasę, i znowu wkurwi... idę spać! Do pracy i z pracy, do pracy i z pracy, do pracy i z pracy – o kur....., jak długo tak można rodacy??? Moto-Turysta Zgodnie z obowiązującymi przepisami drogowymi na Węgrzech, Słowacji i Czechach dojeżdżam do granicy, biorę karnet CDP i panie z urzędu celnego robią wielkie oczy co to jest. Grzecznie więc tłumaczę, a panie, że rejonizacja, DZIEŃ 49 07.10.2011 że dupa zbita, więc E.T. na przywitanie całemu urzędowi celnemu sprzedaje wiązankę pt. nieroby za moje podatki. Przychodzi naczelny komediant UC i ten chyba nie chcąc zrobić z siebie idioty zupełnego, wykonuje ogrom czynności związanych z 1 stempelkiem (słownie jednym). 34 / 36 Jednak jak się okazuje system operacyjny tzw. Celina, padł i z uśmiechem na twarzy stwierdza, że stempelek będzie jutro rano i muszę zostać w Cieszynie. Serwis BMW, kontrola sprzęta, niby wszystko jest ok, ale coś tam niedomaga - muszę sam dokładnie się przyjrzeć. Później następuje pożegnanie z OKP-em, który nie wytrzymał i pilotował mnie od kilkuset kilometrów - dzięki i tak się opijemy zimą. OKP spada do domu a ja zostaje czekając na stempelek. Wbicie stempla zajmuje 15 min. Jaki byłby ten świat inny, gdyby ludzie byli dla siebie tylko bardziej normalni – 15 min a czekania dwa dni, po co ? Moto-Turysta E.T. in home DZIEŃ 50 A teraz to już tylko zostaje mi .........The World Is Not Enough - świat to za mało. 08.10.2011 Jazda na motocyklu jest widzialnością obcowania człowieka z naturą! Idę się napić, bo człowiek nie wielbłąd i 50 dni bez płynów nie wytrzyma… PS. Niestety polscy informatycy nie odzyskali zdjęć. Miał być fajny dzień, ale... spieszmy się kochać… Nie zdążyłem niestety do Piekar na pogrzeb Andrzeja, straszna pogoda i naprawdę bałem się jechać szybko. >składam kondolencje< 35 / 36 Co dała mi ta wyprawa: Chciałem się sprawdzić na co mnie stać, co potrafi facet, który praktycznie na co dzień siedzi za biurkiem i kieruje firmą. Czy w trudnych sytuacjach też będę umiał sam o siebie zadbać? Czy nie przerosną mnie trudne zdarzenia i nie ukażą moich miernych cech charakteru, osobowości? Czy w tak odległym zakątku ziemi, będę umiał sobie poradzić, nie mając całego sztabu ludzi do pomocy jak mam to na co dzień? Podróż do Iranu wewnętrznie mnie przekonała, że pomimo iż mam już swoje 50 na karku, to mogę jeszcze dużo. Bycie sam na sam ze sobą utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeszcze zrealizuje to co zawsze chciałem zrealizować. Wielu z nas marzy aby wyruszyć w jeszcze dłuższą wyprawę … Dziękuję Wam wszystkim, którzy z uporem maniaka czytali moje wypociny i byli ze mną „tam”. Do zobaczenia na następnym zlocie Moto-Turystów. 36 / 36