Chrześcijańska odpowiedź na traktat Kres religii fałszywej jest bliski!

Transkrypt

Chrześcijańska odpowiedź na traktat Kres religii fałszywej jest bliski!
Chrześcijańska odpowiedź na traktat Kres religii fałszywej jest bliski!
Niedawno, pod koniec listopada 2006 roku otrzymałem nowy, sensacyjny traktat wydany
przez Towarzystwo Strażnica. Na stronie tytułowej w czerwonej obwódce znajdujemy biały
napis na czarnym tle: „DO MIESZKAŃCÓW CAŁEGO ŚWIATA”. Na okładce widać także
gromy spadające na ziemię, zapewne życzeniem przynajmniej niektórych Świadków Jehowy
byłoby, by uderzyły one w kościoły chrześcijańskie. Widnieją tam również trzy pytania: „Jak
rozpoznać religię fałszywą?”; „Jaki będzie jej kres?” oraz „Jak się to odbije na tobie?”. W jaki
sposób do tej publikacji powinni ustosunkować się ewangeliczni chrześcijanie?
„Jak rozpoznać religię fałszywą?”
Na drugiej stronie wspomnianej ulotki znajdujemy powyższy tytuł i kilka ciekawych myśli.
Anonimowy autor stawia ważne pytania:
„Czy nie przerażają cię zbrodnie popełniane w imię religii? Czy można usprawiedliwić
wojny, terroryzm, korupcję i inne nadużycia, których dopuszczają się ludzie wierzący?
Dlaczego religia bywa zarzewiem tylu problemów?”.
Na pewno większość czytelników odpowie na pierwsze pytanie, że istotnie przerażają ich
zbrodnie popełnione w imię religii. Trudno pozytywnie oceniać działania inkwizycji, wojny
krzyżowe, pogromy, których ofiarami byli Żydzi, czy też obecne ataki fundamentalistów
islamskich na niewinnych ludzi. Stąd normalny człowiek uzna, że zgodnie z sugerowaną
odpowiedzią, zawartą w drugim pytaniu, nie można usprawiedliwić takich praktyk jak wojny,
terroryzm, korupcja i inne nadużycia, których dopuszczają się „ludzie wierzący”.
Oczywiście nic nie wspomniano tu o ogromie dobra, które czynią ludzie autentycznie
wierzący. Wspominanie o tym utrudniłoby osiągnięcie celu, do którego twardo i
bezpardonowo zmierza autor. Dlatego nic nie mówi o tym, że wiele misji chrześcijańskich na
całym świecie tłumaczy Biblię lub jej fragmenty na języki nawet najmniejszych plemion.
Przemilcza fakt, że wiele jest wspaniałych ośrodków chrześcijańskich, w których z ogromną
skutecznością leczy się ludzi uzależnionych od narkotyków i alkoholu. Nie na rękę byłoby
nawiązanie do tego, że wiele centrów chrześcijańskich pomaga sierotom i ubogim lub
chorym. Nie, autor ma mroczną wizję wszystkich religii znajdujących się poza organizacją
Świadków Jehowy. Jak mówi niejeden Świadek: „Lepszy jest najgorszy Świadek Jehowy od
najlepszego wyznawcy innej religii”. Nic dziwnego, że będąc tak zaślepionym, anonimowy
pisarz może podać następne myśli:
„Źródłem trudności nie jest religia sama w sobie, ale religia fałszywa. Jezus Chrystus
wskazał, że religia fałszywa skłania ludzi do złego postępowania. Przyrównał ją do
spróchniałego drzewa, które ››wydaje owoc bezwartościowy‹‹ (Mateusza 7:15-17). A
jakie owoce wydaje religia fałszywa?”.
Czy rzeczywiście Zbawiciel „wskazał, że religia fałszywa skłania ludzi do złego
postępowania” i „przyrównał ją do spróchniałego drzewa”? Przyjrzyjmy się tekstowi, na
który się powołano:
„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym,
wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają
winogrona z cierni albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe
drzewo wydaje złe owoce” (Mateusza 7:15-17, Biblia Warszawska).
Jak widać, Jezus Chrystus nie mówił tu nic o religii fałszywej! Ostrzegał przed fałszywymi
prorokami. Niestety, to właśnie Świadkowie Jehowy wielokrotnie głosili fałszywe proroctwa.
Oto kilka przykładów:
W książce The Time Is At Hand (Nadszedł czas), wydanej w 1889 roku zamieszczono m.in.
następujące proroctwo:
„W rozdziale tym przedstawiamy dowody Biblijne wykazujące, że zupełny koniec
Czasów Pogan, tj. ostateczny kres ich panowania w ramach dzierżawy, nastąpi R. P. 1914; że
ta data będzie ostateczną granicą panowania niedoskonałych ludzi” (ss. 76, 77 wyd.
angielskiego).
Tak więc w roku 1914 oczekiwano zupełnego końca panowania ludzkiego na ziemi.
Z kolei w opublikowanej w 1917 roku książce The Finished Mystery (Dokonana Tajemnica)
ogłoszono kolejne sensacyjne przepowiednie, a wśród nich:
„Również w roku 1918, kiedy Bóg będzie niszczył ogół kościołów i zabijał miliony
członków kościelnych, stanie się, że ci, co uciekną przed zniszczeniem, zbliżą się do dzieł
Pastora Russella, aby uczyć się o znaczeniu upadku ››chrześcijaństwa‹‹” (s. 484 wyd.
angielskiego).
Zatem kres religii fałszywej miał według starych przepowiedni Towarzystwa Strażnica
nastąpić już w 1918 roku. Skoro nie nastąpił wtedy, to może nie będzie miał miejsca w
najbliższej przyszłości?
W opublikowanej w roku 1920 broszurze, zatytułowanej Milions Now Living Will Never Die
(Miliony ludzi z obecnie żyjących nigdy nie umrą) podano kolejną datę:
„Główną rzeczą, mającą być przywróconą, jest życie ludzkie; a ponieważ Pismo Święte
stanowczo powiada, że nastąpi zmartwychwstanie Abrahama, Izaaka, Jakóba i innych
mężów starego Zakonu i że oni otrzymają pierwsi łaskę, przeto możemy spodziewać się
roku 1925-tym powrotu tych wiernych mężów Izraela ze stanu śmierci, gdy zostaną
wskrzeszeni do życia i przywróceni do doskonałego stanu ludzkiego, oraz uczynieni
widzialnymi, legalnymi przedstawicielami nowego porządku rzeczy na świecie.
[…] Możemy przeto z ufnością oczekiwać, że rok 1925-ty zaznaczy się powrotem
Abrahama, Izaaka, Jakóba i wiernych proroków Starego Zakonu, a mianowicie tych,
których apostoł wymienia w jedenastym rozdziale listu do Żydów – do stanu ludzkiej
doskonałości.
[…] Opierając się tedy na argumentach powyżej wyłuszczonych, że stary porządek
rzeczy, stary świat, skończył się, a zatem przemija, i że nowy ład nastaje, oraz że rok 1925-ty
zaznacza się zmartwychwstaniem wiernych i zasłużonych mężów starożytności i
początkiem odbudowy, słusznem będzie mniemać, że miliony ludzi z żyjących teraz na
świecie będą jeszcze znajdować się na świecie w roku 1925–tym. A wtenczas, opierając
się na obietnicach wymienionych w Słowie Bożem, musimy przejść do stanowczego i
niezaprzeczonego wniosku, że miliony z żyjących teraz na świecie ludzi nigdy nie umrą”
(s. 77-79 i 85-86 wyd. polskiego).
Z powyższego fragmentu wynika, że na 1925 rok stanowczo zapowiadano takie wydarzenia,
jak zmartwychwstanie starożytnych mężów wiary oraz przejście mieszkańców ziemi do
stanu nieśmiertelności.
Wiele lat później, bo w Strażnicy polskiej nr 18 z 1970 roku przepowiedziano, że w 1975
roku nastanie tysiącletnie Królestwo Chrystusa:
„Zupełnie niedawno poważni badacze Pisma Świętego ponownie przeanalizowali
chronologię biblijną. Według ich obliczeń sześć millenniów życia ludzkiego na ziemi ma
dobiec końca w połowie lat siedemdziesiątych. Zatem siódme millennium po stworzeniu
człowieka przez Jehowę Boga powinno się rozpocząć przed upływem bieżącego
dziesięciolecia. […]
Jeżeli Pan Jezus Chrystus ma być ››Panem i sabatu‹‹, to jego tysiącletnie panowanie musi
być siódmym w serii okresów tysiącletnich, czyli millenniów (Mat. 12:8, NT). Tylko pod
tym warunkiem będzie ono panowaniem sabatnim” (ss. 12 i 13).
Inne proroctwo głosiło, że nie przeminie pokolenie roku 1914, aż nastaną rządy Boże na
ziemi. W związku z tym ciekawie wypada porównanie stopki redakcyjnej Przebudźcie się! z 8
października 1995 roku z odpowiednim fragmentem stopki Przebudźcie się! z 8 listopada
1995 roku. W pierwszym z tych czasopism m.in. napisano: „Co najważniejsze, czasopismo to
umacnia zaufanie do obietnicy danej przez Stwórcę, że zanim przeminie pokolenie
pamiętające wydarzenia z roku 1914, nastanie nowy świat, w którym zapanuje pokój i
bezpieczeństwo”. Natomiast w następnym numerze czytamy: „Co najważniejsze, czasopismo
to umacnia zaufanie do obietnicy naszego Stwórcy, że obecny niegodziwy i pełen bezprawia
system rzeczy zostanie zastąpiony przez nowy świat, w którym zapanuje pokój i
bezpieczeństwo”. Nasuwa się wniosek, że Stwórca wycofał się z obietnicy dotyczącej
ustanowienia nowego świata za życia pokolenia pamiętającego wydarzenia 1914 roku.
Jakie są owoce takich fałszywych proroctw? Na pewno bezwartościowe. Wielkie
rozczarowanie ludzi, u których rozbudzano takie fałszywe nadzieje. Żal takich osób, że źle
ułożyły swe życie, dostosowując swe plany do złudnych obietnic Strażnicy. Niektórzy starsi
wiekiem ludzie ubolewają nad tym, że idąc za radą Towarzystwa Strażnica nie spłodzili dzieci,
tak, że teraz nie ma się kto nimi opiekować. Inni żałują, że nie wstąpili w związki małżeńskie i
borykają się z depresją wynikającą z uczucia samotności. Szereg osób chętnie cofnęłoby czas i
nie zrezygnowałoby z wyższego, czy nawet średniego wykształcenia. Są i tacy, którzy nie
podjęli wymaganego leczenia, gdyż liczyli na doskonałe uzdrowienie w Tysiącletnim
Królestwie. Jednak najgorsze owoce fałszywych przepowiedni, to kompromitowanie proroctw
Słowa Bożego w oczach słuchaczy przez tych, którzy przedstawiali się jako jedyni
reprezentanci Boga. Jest to rzucanie złego światła na samego Stwórcę! Tymczasem obecni
przywódcy Świadków nadal zapewniają nas, że jakieś wydarzenia są bardzo bliskie, choć
Chrystus ostrzegał:
„Baczcie, by nie dać się zmylić. Wielu bowiem przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Ja
jestem, i: Czas się przybliżył. Nie idźcie za nimi!” (Łukasza 21:8, BW).
Chyba trudno nazwać prawdziwą religię, która głosiła tyle fałszywych proroctw w imieniu
Boga? Niech czytelnik oceni to samodzielnie.
„Jakie owoce wydaje religia fałszywa?”
Pisarz przechodzi teraz do wyliczenia złych owoców „religii fałszywej”. Są one
zgrupowane w trzech akapitach.
1. „MIESZA SIĘ DO POLITYKI I UCZESTNICZY W WOJNACH”.
2. „PROPAGUJE FAŁSZYWE NAUKI”.
3. „TOLERUJE NIEMORALNE POSTĘPOWANIE”.
1. „MIESZA SIĘ DO POLITYKI I UCZESTNICZY W WOJNACH”.
Odnośnie pierwszego punktu podano następujące informacje:
„W czasopiśmie Asiaweek czytamy: ››W całej Azji i w innych częściach świata żądni
władzy duchowni cynicznie manipulują uczuciami religijnymi ludzi, by osiągać własne
cele‹‹. W rezultacie, jak dodano, ››świat jest bliski obłędu‹‹. Znany amerykański
kaznodzieja oświadczył: ››Żeby skończyło się zabijanie, trzeba najpierw pozabijać
terrorystów‹‹. Co proponuje? ››Zlikwidujmy ich wszystkich w imię Pana‹‹. Tymczasem w
Piśmie Świętym czytamy: ››Jeżeli ktoś twierdzi: ‘Miłuję Boga’, a jednak nienawidzi
swego brata, to jest kłamcą‹‹ (1 Jana 4:20). Jezus powiedział nawet: ››Miłujcie swych
nieprzyjaciół‹‹ (Mateusza 5:44). Czy znasz takie religie, których wyznawcy biorą udział
w wojnach?”.
Wzmianka o żądnych władzy duchownych, którzy „cynicznie manipulują uczuciami
religijnymi ludzi, by osiągać własne cele” jest mimo wszystko dość enigmatyczna. Nie
wiemy, o jakich duchownych chodzi i o jakich kościołach jest mowa. Najwyraźniej nie są to
zdrowe społeczności ewangeliczne, skoro celem ich przywódców jest zdobywanie władzy.
Niewątpliwie wrzucanie do jednego worka wszystkich przywódców chrześcijańskich od
dawna jest specjalnością pisarzy literatury Świadków. Nic nie wspominają o tysiącach
wiernych pastorów i ewangelistów, którzy lojalnie i z oddaniem głoszą Ewangelię łaski
Bożej. Tacy bogobojni pasterze w ogóle nie dążą do zdobywania funkcji politycznych, gdyż
są zadowoleni ze swego duchowego powołania. Wcale nie mieszają się w politykę, lecz leży
im na sercu dobro ich kraju i narodu. Lecz o takich wspaniałych sługach Bożych traktat
milczy.
Natomiast wymieniono znanego amerykańskiego kaznodzieję, który podżegał do zabijania
terrorystów w imię Pana. Napiętnowano jego postawę wersetami mówiącymi o potrzebie
miłowania bliźniego, a nawet nieprzyjaciela. Co o tym sądzić? Wspomniany kaznodzieja jest
skrajnym przykładem niestosownego zaangażowania się w sprawy polityczne. Ponosi za to
osobistą odpowiedzialność. Jego postawa nie przekreśla jednak jego grupy wyznaniowej, jako
rzekomej „religii fałszywej”, ponieważ jego Kościół głosi wiele zdrowych i cennych nauk
biblijnych, a w skład tej denominacji wchodzi wielu ludzi szczerze oddanych Bogu. Kilka lat
temu nadgorliwy starszy zboru Świadków Jehowy z Polski centralnej zagroził, że zabije
pewnego byłego Świadka Jehowy, i usiłował pobić misjonarza należącego do ewangelicznego
zboru. Poza tym w grudniu 2006 roku usłyszeliśmy niepokojącą wiadomość, że młody
Świadek Jehowy z Wielkopolski został skazany za zamordowanie swej dziewczyny, która w
chwili śmierci była w dziewiątym miesiącu ciąży. Czy z takich doniesień wyciągamy
wniosek, że wszyscy Świadkowie Jehowy to ludzie agresywni i zabijacy? Biblia stwierdza, że
„każdy własny ciężar poniesie” (Galacjan 6:5).
Czy Świadkowie Jehowy są wolni od nienawiści? W Strażnicy z 1 października 1993 roku na
stronie 19, w akapicie 15 stwierdzono o tzw. odstępcach: „chrześcijanin musi owe
przesiąknięte złem osoby znienawidzić (w biblijnym tego słowa znaczeniu)”. Porównajmy z
tym wypowiedź apostoła Jana: „Każdy, kto nienawidzi brata swego, jest zabójcą, a wiecie, że
żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego” (1 Jana 3:15). Tak, nienawiść jest równa
zabójstwu. Poza tym Świadkowie nienawidzą wszystkich innych religii, zwłaszcza
chrześcijaństwa i niejako wysługują się Bogiem w celu wywarcia na nich swej złości.
Dowodzą tego dalsze fragmenty tego traktatu, znajdujące się pod nagłówkami: „Jaki koniec
czeka religie fałszywą?” i „Jak rozpoznać religię prawdziwą?”. Wynika z nich, że Bóg
zniszczy wszystkie religie poza Świadkami Jehowy, dlatego póki czas trzeba opuścić te
wyznania i przyłączyć się do jedynej prawdziwej religii, jaką rzekomo są Świadkowie
Jehowy.
Jak odpowiedzieć ma pytanie postawione w traktacie: „Czy znasz takie religie, których
wyznawcy biorą udział w wojnach?”. Można stwierdzić, że znamy wiele religii, które na
długo przed Świadkami nie brały udziału w wojnach i do dzisiaj nie zmieniły swego
stanowiska. Są to na przykład amisze, mennonici, kwakrzy i wiele innych grup.
Z drugiej strony problem udziału chrześcijanina w wojnach jest kwestią o wiele bardziej
złożoną niż mogłoby się to z pozoru wydawać. Jest to poważny dylemat moralny. Oczywiście
udział w wojnach agresywnych, mających na celu niesprawiedliwy podbój drugiego kraju lub
krzywdzenie niewinnych jest rzeczą zbrodniczą i złą. Co jednak powiedzieć o wojnach
obronnych? Czy nie mamy prawa bronić siebie i swych najbliższych przed napaścią wrogów?
Najwyraźniej sami Świadkowie Jehowy mają co do tego wątpliwości, gdyż w Przebudźcie
się! z 8 września 1988, na stronie 28 pojawiło się następujące pytanie czytelnika:
„Do napisania tego listu skłonił mnie fragment artykułu ››Powszechny pokój – kiedy i
jak?‹‹ (8 lutego 1988), gdzie powiedziano o Świadkach Jehowy: ››Wyrobili w sobie
pokojowe usposobienie i nigdy nie będą odbierać życia bliźnim‹‹. Czy to znaczy, że nam,
Świadkom Jehowy, nie wolno zadać śmiertelnego ciosu w obronie własnej lub rodziny?”.
A oto odpowiedź wydawców tego czasopisma:
„Wyrażenie ››odbierać życia bliźnim‹‹ dotyczy świadomych zabiegów, żeby kogoś
zabić. Prawdziwy chrześcijanin tego nie zrobi. Gdyby jednak został zaatakowany i nie
mógł uciec, a napastnik byłby zdecydowany go zranić bądź zabić, może spróbować
odparować ciosy lub nawet uderzać w obronie, ewentualnie używając do tego czegoś,
co akurat miałby pod ręką. Ale jego działania będą mieć tylko charakter obronny. Nie
będzie próbował zabić ani w jakiś sposób ukarać napastnika, tylko postara się odeprzeć
atak. Gdyby napastnik otrzymał cios śmiertelny, musiałby on być przypadkowy, a nie
zadany rozmyślnie. (Wyd.).”.
Jak widać, Świadkowie Jehowy są świadomi tego, że istnieje coś takiego, jak obrona
konieczna. W takim razie, czy istnieje różnica między obroną własnej osoby lub rodziny, a
obroną większej liczby osób – osiedla, miasta, województwa i kraju? Przecież rzecz
sprowadza się tylko do liczby osób, a zasada prawa do obrony koniecznej chyba pozostaje
niezmienna? A co powiedzieć o moralnym obowiązku obrony najsłabszych – starców, kobiet
i dzieci? Czy wolno się od tego uchylać pod płaszczykiem neutralności chrześcijańskiej? Te
pytania zostawiamy pod rozwagę pewnym swego stanowiska Świadkom Jehowy i ich
sympatykom. Podajemy te myśli, by wykazać, że potępianie chrześcijan za udział w wojnach
obronnych może być niesprawiedliwe, niekonsekwentne lub przedwczesne. Chrześcijanie,
którym zdarzyło się uczestniczyć w wojnie obronnej, nie robili tego z nienawiści do
bliźniego, lecz z miłości do własnych rodzin i rodaków. Wcale nie sprawiało im
przyjemności odpieranie ataku wroga, ale było to mniejsze zło w świecie, w którym ciągle
jeszcze nie panują rajskie warunki.
Rzecz jasna, wojna nie jest niczym dobrym i nie będziemy jej usprawiedliwiać. Dalecy
jesteśmy jednak od upraszczania tej kwestii i potępiania tych, którzy uznali za konieczne
bronić swego kraju przed atakiem agresora.
2. „PROPAGUJE FAŁSZYWE NAUKI”.
Co do drugiego zarzutu przedstawiono następujące argumenty:
„Większość religii uczy, że człowiek ma niewidzialną duszę, która żyje po śmierci ciała.
Duchowni często wykorzystują tę naukę, by wyciągać pieniądze od wiernych, którzy
proszą o modlitwy za dusze zmarłych. Biblia natomiast uczy czegoś zupełnie innego:
››Dusza, która grzeszy, ta umrze‹‹ (Ezechiela 18:4). ››Żyjący są świadomi tego, że umrą,
lecz umarli nie są świadomi niczego‹‹ (Kaznodziei 9:5). Jezus nauczał, że umarli zostaną
wskrzeszeni. A przecież, gdyby człowiek miał duszę nieśmiertelną, zmartwychwstanie
nie byłoby potrzebne (Jana 11:11-25). Czy twoja religia uczy, że dusza jest
nieśmiertelna?”.
To prawda, że większość systemów religijnych naucza, że dusza przeżywa śmierć ciała.
Warto rozważyć, na jakiej podstawie opierają to wierzenie Kościoły chrześcijańskie.
Uczynimy to później, lecz teraz ustosunkujmy się do oskarżenia, jakoby duchowni
posługiwali się doktryną o nieśmiertelności duszy, by wzbogacać się na wiernych, którzy
proszą o modlitwy za dusze ich zmarłych krewnych. Ponownie widzimy, że Świadkowie
Jehowy posługują się niesprawiedliwymi uogólnieniami, tak jakby wszyscy duchowni
wierzyli w czyściec lub skuteczność modlitw w intencji zmarłych. Trzeba powiedzieć
stanowczo, że jest to atak wyłącznie na księży rzymskokatolickich, którzy dołączają do mszy
modlitwy w intencji dusz znajdujących się w czyśćcu. Czy faktycznie jest to cyniczny zabieg
obliczony na wyłudzanie pieniędzy, czy też omawiana praktyka wypływa z wierzeń
katolickich? Niech czytelnik sam to oceni. Niech dowie się, jakie są opłaty za takie msze.
Niech zapyta zaufanego księdza, czy faktycznie kieruje nim i jego kolegami jedynie żądza
zysku. Jako ewangeliczni protestanci nie mamy celu bronić tej praktyki, gdyż nie wierzymy
w istnienie czyśćca. Wiara w nieśmiertelność duszy nie skłania naszych pastorów do
finansowego wykorzystywania naiwnych wiernych.
A teraz przeanalizujmy „dowody” biblijne rzekomo obalające naukę o nieśmiertelności duszy.
Pierwszy z nich, to tekst z Księgi Ezechiela 18:4. W Przekładzie Nowego Świata (dalej NŚ),
w Biblii Gdańskiej i w innych tłumaczeniach, czytamy w Ezechiela 18:4, 20, że „dusza, która
grzeszy, ta umrze”. Zdaniem Świadków Jehowy słowa te stanowią bezpośrednie zaprzeczenie
nauki o nieśmiertelności duszy. Jednakże w tym samym rozdziale czytamy: „A gdy
niegodziwy zawraca od swej niegodziwości, której się dopuszczał, i czyni zadość
sprawiedliwości i prawości, to taki zachowa swoją duszę przy życiu. Gdy widzi i odwraca się
od wszystkich swych występków, które popełnił, na pewno będzie żył. Nie umrze” (Ezechiela
18:27, 28, NŚ). Czy te wersety dowodzą z kolei nieśmiertelności duszy? Czytamy tu przecież,
że nawrócony grzesznik zachowa swoją duszę przy życiu i nie umrze.
Fakty są takie, że Ezechiel nie porusza tu wcale kwestii wiecznego zbawienia. W dziele
Zondervan NIV Bible Commentary, tom I, czytamy: „Życie i śmierć w tym kontekście nie są
wieczne, lecz fizyczne” (s. 1301). Należy też zwrócić uwagę na fakt, że słowo nefesz nie
występuje tu w znaczeniu niematerialnej duszy, lecz osoby, stąd inne przekłady tak oddają
omawiane wersety: „Umrze tylko [ta] osoba, która zgrzeszyła” (Ezechiela 18:4, Biblia
Tysiąclecia) „Ta osoba, która grzeszy, umrze” (Ezechiela 18:20, Biblia Poznańska). Co
ciekawe, uczony Gerhard von Rad przypisuje słowu nefesz znaczenie „to, co żywe” i zaleca:
„Ponieważ Hebrajczyk nie oddzielał funkcji duchowych od witalnych funkcji ciała (basar),
powinniśmy, kiedy tylko to będzie możliwe, odstąpić od zwyczaju przekładania tego terminu
przy użyciu naszego słowa ››dusza‹‹” (Teologia Starego Testamentu, s. 128).
Warto przeczytać cały 18 rozdział Księgi Ezechiela. Wówczas przekonamy się, że dotyczy on
następującej kwestii: Czy człowiek odpowiada przed Bogiem indywidualnie za swe czyny,
czy też obejmuje go odpowiedzialność zbiorowa? Ezechiel odpowiada, że każdy odpowiada
sam za siebie, bez względu na postępowanie jego przodków. Prorok w ogóle nie omawia tu
zagadnienia życia wiecznego ani zmartwychwstania.
Drugi fragment, na którym oparł się anonimowy autor traktatu, to tekst z Księgi Kaznodziei
9:5: „Żyjący są świadomi tego, że umrą, lecz umarli nie są świadomi niczego”.
Warto zbadać kontekst tej wypowiedzi: „Wszystko to rozważyłem w swoim sercu” (9:1);
znaczy to, że są to osobiste rozważania pisarza. „To jest najgorsze z wszystkich rzeczy, jakie
się dzieją pod słońcem” (9:3). Werset ten wskazuje na fakt, że mowa tu o ziemskim życiu.
Gdybyśmy mieli omawiany tekst brać w sensie absolutnym, to co zrobić z takimi zdaniami:
„Już nie ma dla nich żadnej zapłaty”, „gdyż ich imię idzie w zapomnienie” oraz „nigdy już
nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem” (9:5, 6)? Jak mają się one do
informacji o tym, że imiona niektórych ludzi zapisane są w księdze żywota Baranka
(Objawienie 3:5)? Jak pogodzić je z wypowiedzią skierowaną do Daniela, w myśl której
nastąpi powszechne zmartwychwstanie i sam Daniel powróci do życia (Daniela 12:2, 13)?
Najprościej jest stwierdzić, że Salomon nie rozpatruje tych zagadnień w sensie spraw
ostatecznych, lecz w kontekście udziału w zwykłym, ziemskim życiu. W Strażnicy nr
13/1976, tom XCVI, na stronach 23 i 24, przyznano:
„Zapoznanie się z kontekstem pozwala nam stwierdzić, że Salomon, pisząc Księgę
Koheleta (Kaznodziei), dał w niej wyraz swemu poglądowi na życie takie, jakim ono
jest obecnie tu na ziemi, inaczej mówiąc ››pod słońcem‹‹, widziane – rzec by można –
ze ściśle ludzkiego punktu widzenia, z obiektywnego stanowiska obserwatora. Nie
bierze w tym miejscu pod uwagę zamierzenia Bożego co do zmartwychwstania…”.
„Salomon, przemawiając z pozycji obserwatora, wskazuje, iż ‘przeciętny’ człowiek na
świecie wie, że umrze, gdyż widzi, jak wszyscy inni umierają. Zdaje sobie sprawę z
czekającej go śmierci. Z obserwacji wie również, że gdy ktoś umrze, przestaje
cokolwiek docierać do jego świadomości. Drudzy ludzie nie mogą już nic dla niego
uczynić; pieniądz także nie ma dla niego znaczenia. Życie na świecie toczy się dalej,
nawet jego krewni i przyjaciele w szybko płynącym strumieniu powszedniego życia nie
mogą już go uwzględniać w swych planach i innych sprawach, toteż siłą rzeczy muszą
z czasem o nim zapomnieć. Nie znaczy to, by nie pamiętali, iż kiedyś istniał, ale
przestają liczyć się z nim, zanika jego rola czynnika znaczącego coś w ich życiu. Wiele
cech jego osobowości idzie w niepamięć, a następne pokolenie wcale go nie zna”.
„Zmarły nie jest już w stanie przejawiać miłości, nienawiści ani zazdrości. Bez
względu na to, jaką za życia posiadał władzę, jaki autorytet lub bogactwo, przechodzi
to w inne ręce, a on nie ma nic więcej do powiedzenia w tej sprawie (Kohel. 2:21). W
tym systemie rzeczy zakończył się jego udział w czymkolwiek i zniknąłby
bezwzględnie na zawsze z pola widzenia, gdyby nie postanowienie Boże co do nowego
porządku i zmartwychwstania”.
„Tak więc Salomon opisuje po prostu sytuację tak, jak by się przedstawiała, gdyby na
obecnym świecie wszystko się kończyło i gdyby tylko tyle można było oczekiwać od
życia”.
Autor tego artykułu zmuszony był przyznać, że konsekwentna interpretacja tego rozdziału
musiałaby prowadzić do wniosku, że dla zmarłych nie ma żadnej nadziei. Dlaczego
organizacja omawiając temat życia po śmierci zawsze odwołuje się do tej księgi, skoro
ewidentnie poznanie spraw ostatecznych przez jej pisarza było bardzo cząstkowe? Czyż nie
powinniśmy na te sprawy patrzeć przez pryzmat Nowego Testamentu i doskonałego dzieła
„Chrystusa Jezusa, który śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez
ewangelię” (2 Tymoteusza 1:10)? W kilku miejscach Nowego Testamentu słowo „dusza”
oznacza niematerialny element człowieka, na przykład w 1 Piotra 1:9 i 2:11. W Liście do
Hebrajczyków jest mowa o „duchach ludzi sprawiedliwych, którzy osiągnęli doskonałość”
(12:23). Księga Objawienia wspomina o duszach męczenników znajdujących się w niebie
jeszcze przed powszechnym zmartwychwstaniem; są one świadome i wypowiadają się (6:911). Apostoł Paweł mówi w sposób obrazowy o tym, że po śmierci nasze ciała się rozpadają,
a my mamy dom w niebie (2 Koryntian 5:1-10). Ten sam apostoł pragnął rozstać się z życiem
i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej (Filipian 1:21-24). Gdyby czekały go nieświadomość i
uśpienie, nie powiedziałby, że to daleko lepiej. Z powyższych wersetów wynika, że umarli
żyją i zachowują świadomość. Pamiętanie o tym, że w Biblii mamy do czynienia z rozwojem
objawienia Bożego i przyznawanie pierwszeństwa pełniejszemu światłu Nowego Testamentu
ustrzeże nas przed popadnięciem w błąd.
Omówmy kolejny zarzut: Czy wiara w duszę nieśmiertelną nie kłóci się z prawdą o
zmartwychwstaniu? Najpierw wyjaśnijmy, że teologia chrześcijańska odróżnia jakość
nieśmiertelności duszy ludzkiej od nieśmiertelności Boga. Ks. Wincenty Granat napisał:
„Tylko Bóg jest nieśmiertelny z całej istoty swego bytu, tj. nigdy nie może przestać istnieć;
wszystko poza Nim jest przygodne, może tedy zniknąć, a więc z tej racji jest śmiertelne.
Mówiąc o nieśmiertelności duszy ludzkiej mamy na uwadze jej naturę nie zawierającą w
sobie pierwiastków wewnętrznego rozkładu, czyli z tego względu nie podlegającą śmierci.
Mimo to dusza ludzka jako byt przygodny mogłaby przestać istnieć, jeśli Bóg nie
powstrzymywałby jej stale w bytowaniu i działaniu” (Eschatologia, s. 79).
Żaden kościół chrześcijański nie głosi, że życie wieczne sprowadza się do tego, że człowiek
będzie żył jako bezcielesna dusza. Taki pogląd głosiła filozofia grecka i taka jest idea religii
Wschodu. Przeciwnie, według nauki chrześcijańskiej ostatecznym celem jest połączenie
duszy z chwalebnym zmartwychwstałym ciałem (Filipian 3:20, 21; 1 Koryntian 15:35-58;
Rzymian 8:11). Zbawienie chrześcijańskie nie dotyczy tylko duszy (1 Piotra 1:9), lecz
obejmuje też ciało; Paweł wspomina o „odkupieniu ciała naszego” (Rzymian 8:23).
Na pytanie: „Czy twoja religia uczy, że dusza jest nieśmiertelna?”, musimy odpowiedzieć, że
to Jezus nauczał, że dusza jest nieśmiertelna. W Ewangelii według Mateusza 10:28
znajdujemy Jego wymowne słowa: „I nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić
nie mogą; bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle”. To prawda,
że niektórzy bibliści twierdzą, że grecki wyraz psyche w Mateusza 10:28 oznacza życie; inni
jednak twierdzą, iż odnosi się on do duszy. Zauważmy, że nawet, jeśli w tym wersecie słowo
„dusza” zastąpimy wyrazem „życie”, to i tak naucza on, że coś z człowieka pozostaje nadal;
istnieje jakieś życie, którego ludzie nie zdołają zabić. Zatem zmiana znaczenia słowa psyche
niewiele daje, a nawet czegoś pozbawia ową duszę. Czego? Tożsamości, bowiem staje się ona
jedynie bezosobowym życiem. I tu jest sedno sprawy i problem dla Świadków. Co jest jądrem
człowieka, jego osnową, na którą zostanie nałożone ciało w dniu powszechnego
zmartwychwstania? Osoby wierzące w nieśmiertelność duszy (ściślej, w to, że dusza ludzka
nie podlega rozkładowi i śmierci, a podtrzymuje ją przy życiu Stwórca), nie mają z tym
problemu. Świadkowie poradzili sobie z tą kwestią w ten sposób, że nauczają, iż pobożni
zmarli są w pamięci u Boga. A zatem w pewnym sensie żyją! Porównajmy z tym naukę
Mistrza, że „Nie jest On przeto Bogiem umarłych, ale żywych. Dla niego wszyscy żyją” –
Łukasza 22:37, 38.
Pozostaje nam tylko odpowiedzieć na typowy zarzut Świadków, że w drugiej części Mateusza
10:28 napisano: „Bójcie się raczej tego, który może i duszę i ciało zniszczyć w piekle”.
Świadkowie argumentują, że dusza podlega zniszczeniu w Gehennie, co ich zdaniem jest
równoznaczne z wymazaniem z istnienia. Czy mają rację? Występujące tu greckie słowo
apollumi znaczy m.in.: „niszczyć, gubić, zabijać, gładzić, tracić” (Wielki słownik greckopolski Nowego Testamentu, s. 64). Nie zawsze jednak jest równoznaczne z niszczeniem
czegoś lub kogoś w sensie unicestwienia. Na przykład w Ewangelii według Jana 6:39, NŚ
napisano: „A wolą tego, który mnie posłał, jest, żebym nic nie stracił ze wszystkiego, co mi
dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatnim”. Jak widać, słowo apollumi występuje tu w
sensie utraty lub zgubienia kogoś. Podobny sens ma Ewangelia według Jana 18:9. W innych
wersetach jest mowa, że człowiek, który z szacunku dla Chrystusa wyświadczy dobro Jego
uczniom, „na pewno nie straci swojej nagrody” (Mateusza 10:42, NŚ; Marka 9:41, NŚ).
Słowo apollumi występuje również w Jezusowym podobieństwie o zgubionej owcy i
zgubionej drachmie (Łukasza 15:4, 8, 9). Zgubiona owca ani zgubiona drachma nie przestały
istnieć, lecz po prostu zaginęły. Nasuwa to wniosek, że zgubienie grzesznika w Gehennie lub
piekle nie musi oznaczać, że przestanie on istnieć. Dlatego w innych przekładach użyto słowa
„zatracić” (Biblia Gdańska, Biblia Poznańska, Nowy Testament w przekładzie z greki ks.
Dąbrowskiego) lub „zgubić” (Nowy Testament. Przekład na Wielki Jubileusz Roku 2000).
Czytelnik może też rozważyć takie wersety, jak Objawienie 14:9-11 i 20:10, by przekonać
się, czy karą dla bezbożnych jest zagłada, czy wieczne męki.
Wobec tego zarzut, jakoby chrześcijaństwo propagowało fałszywe nauki jest bezzasadny i
niesprawiedliwy. To przywódcy Świadków Jehowy manipulują wersetami, by dowieść
błędnych poglądów, których nie ma w Biblii.
3. „TOLERUJE NIEMORALNE POSTĘPOWANIE”.
Kolejne oskarżenie „religii fałszywej”, uzasadniono w następujący sposób:
„W niektórych krajach kościoły udzielają święceń kapłańskich gejom i lesbijkom oraz
naciskają na władze, by zezwoliły na legalizowanie związków homoseksualnych. Nawet
kościoły, w których oficjalnie potępia się rozwiązłość, osłaniają księży oskarżanych o
molestowanie seksualne dzieci. A czego uczy Pismo Święte? Czytamy tam wyraźnie:
››Nie dajcie się wprowadzić w błąd. Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani
cudzołożnicy, ani mężczyźni utrzymywani do celów sprzecznych z naturą, ani mężczyźni
kładący się z mężczyznami (…) nie odziedziczą królestwa Bożego‹‹ (1 Koryntian 6:9, 10).
Czy znasz religie, w których przymyka się oczy na takie niemoralne postępowanie?”.
Co sądzić o tak poważnych zarzutach? Po raz kolejny spotykamy się tu z zamierzonymi
uogólnieniami, których celem jest wywołanie określonego wrażenia u czytelnika. Chodzi tu
o wmówienie mu, że wszystkie kościoły albo popierają albo tolerują niemoralność. A jakie
są fakty?
Prawda jest taka, że w pewnych krajach niektóre stare, tradycyjne kościoły protestanckie
istotnie uległy wpływom lobby homoseksualnego i „udzielają święceń kapłańskich gejom i
lesbijkom”. Mało tego, udzielają ślubów parom homoseksualnym. (W Stanach
Zjednoczonych istnieje nawet denominacja powołana do życia w celu popierania
homoseksualistów). Taką postawę trzeba otwarcie nazwać odstępstwem od Chrystusa i
Słowa Bożego. Takie kościoły przestały być oblubienicą Chrystusa, a stały się nierządnicą,
gdyż zerwały przymierze z Panem, a zawarły je ze światem. Czy to znaczy, że wyznania
dotknięte w pewnych sferach kompromisem ze zdemoralizowanym światem w całości
sprzeniewierzyły się Bogu?
Omówmy to na przykładzie Kościoła anglikańskiego, nazywanego w USA Kościołem
episkopalnym. Rzeczpospolita z 7 sierpnia 2003 roku, na stronie A2 doniosła, że Gene
Robinson, który rozwiódł się ze swą żoną i od lat żył z partnerem homoseksualnym, został
nominowany na biskupa Kościoła episkopalnego diecezji New Hampshire w USA.
Zaznaczono jednak, że „Konserwatywni członkowie Kościoła episkopalnego byli przerażeni.
– Jesteśmy przepełnieni żalem. Kościół episkopalny oddzielił się od milionów Anglikanów
na całym świecie – powiedział biskup Robert Duncan z Pittsburgha, który próbował nie
dopuścić do nominacji homoseksualnego kolegi”. Tygodnik Powszechny z 1 lutego 2004
roku zamieścił wzmiankę, z której wynika, że wspomniany biskup Duncan stanął na czele
Sieci Diecezji i Parafii Wspólnoty Anglikańskiej, które odrzuciły konsekrację biskupahomoseksualisty. Organizacja ta stała się „Kościołem w Kościele”.
Natomiast Tygodnik Powszechny z 26 kwietnia 2004 roku, na stronie 2 podał wiadomość:
„Wspólnoty anglikańskie Afryki zdecydowały o odrzuceniu pomocy finansowej od
tych diecezji anglikańskich, które zgadzają się na kapłaństwo homoseksualistów.
Zebrani w Nairobi arcybiskupi stwierdzili, że Kościół episkopalny (anglikański) w USA
powinien być ukarany za biskupią konsekrację jawnego homoseksualisty, chyba, że ››w
ciągu trzech miesięcy wyrazi skruchę‹‹. W przeciwnym razie Kościoły Afryki będą
zmuszone podjąć odpowiednie działania w ramach światowej Wspólnoty Anglikańskiej,
niemniej – jak powiedział abp Peter Akinola z Nigerii – rozbicie jedności Wspólnoty nie
jest brane pod uwagę. Amerykański Kościół episkopalny do tej pory był jednym z
głównych źródeł pomocy dla ubogich anglikanów z Afryki. ››Nie boimy się trudności –
stwierdził jednak abp Akinola. – Ważniejsza jest Ewangelia‹‹”.
Jak widać, choć dany Kościół bywa dotknięty złem w skali lokalnej, to jednak często w skali
kraju lub świata ma bezkompromisowych wyznawców, którzy sprzeciwiają się odstępstwu
od Ewangelii. Świadkowie Jehowy chętnie stosują wobec Kościołów zasadę
odpowiedzialności zbiorowej, podczas gdy według Biblii „każdy z nas za samego siebie zda
sprawę Bogu” (Rzymian 14:12). Oczywiście chrześcijanin faktycznie ma obowiązek opuścić
zbór, w którym toleruje się niemoralne praktyki, pod warunkiem, że nie ma nadziei, iż da się
naprawić lub wykorzenić zło.
Jednakże autor traktatu milczy o tym, że jest wiele wyznań i zborów, które zdecydowanie
odcinają się od wszelkich dewiacji i nie tolerują takich postaw u swych członków. W traktacie
nie wspomina się o prześladowaniach, które spotykają niektórych chrześcijan na Zachodzie za
to, że otwarcie występują przeciwko zagrożeniom związanym z propagowaniem
homoseksualizmu. Rozważmy kilka przykładów.
Ake Green, pastor ze Szwecji w dniu 20 lipca 2003 roku wygłosił w mieście Borgholm
kazanie, w którym wyjaśnił, co Biblia mówi na temat homoseksualizmu. Zwrócił przy tym
uwagę na to, jakie miejsce zajmuje ideologia homoseksualna w szwedzkim społeczeństwie.
W czerwcu 2004 roku sąd rejonowy uznał pastora winnym „nawoływania do nienawiści
przeciwko grupie społecznej w oparciu o jej orientację seksualną” i skazał go na miesiąc
więzienia. 11 lutego 2005 roku Sąd Apelacyjny uznał, że poglądy pastora są dyskusyjne,
jednak narzucanie przez państwo osobistej interpretacji Pisma Świętego jest nielegalne.
Krytyka homoseksualizmu nie może być karalna – uznał sąd. 9 maja bieżącego roku
prokurator generalny odwołał się od tego wyroku i sprawa toczy się przed Sądem
Najwyższym Królestwa Szwecji. Szwecja w ubiegłym roku uznała oficjalnie związki osób tej
samej płci i zezwoliła na adoptowanie przez nie dzieci. Pastor Green ocenia: „Szwecja
znalazła się […] w momencie, gdy nie chce już słuchać słowa Bożego. Chrześcijaństwo w
Szwecji dopasowało się do struktur państwowych. Wiele lat temu w kazaniach powszechnie
mówiło się, czym jest grzech. Obecnie to jest bardzo niepopularne”. […] Ponadto pastor
wskazuje na olbrzymie zagrożenie dla chrześcijaństwa: „Homoseksualiści są organizacją
globalną, która bardzo szybko i zdecydowanie idzie do przodu”. Gdy zapytano go, co jest
celem tej organizacji, odrzekł: „Zniszczenie rodziny. Wymazanie tego pojęcia”. (Na
podstawie Gościa Niedzielnego, artykuł z numeru 25/2005).
We wrześniu 2006 roku doniesiono, że walijska policja zatrzymała ewangelistę, Christiana
Stephena Greena za to, że rozpowszechniał ulotki zawierające biblijne wersety, potępiające
homoseksualizm. Green zdziwił się, że policja Południowej Walii ma specjalną jednostkę do
uciszania tych, którzy nie zgadzają się z homoseksualistami. Według brytyjskiego dziennika
Daily Mail jest to element akcji skierowanej przeciwko „incydentom homofobicznym”. W
ramach tej akcji udzielono ostrzeżenia Lynette Burrows, która na antenie BBC Radio Five
Live wyraziła opinię, że pary homoseksualne nie mogą być dobrymi rodzicami. Podobne
upomnienie spotkało parę małżonków, którzy skarżyli się na politykę lokalnej rady
zdominowanej przez homoseksualistów (Gość Niedzielny, 24 września 2006, s. 64).
A co sądzić o dalszym zarzucie postawionym w traktacie? „Nawet kościoły, w których
oficjalnie potępia się rozwiązłość, osłaniają księży oskarżanych o molestowanie seksualne
dzieci”. Oskarżenie to dotyczy głównie Kościoła rzymskokatolickiego, w którym
rzeczywiście miały w przeszłości miejsce praktyki osłaniania duchownych będących
pedofilami.
Rozpatrzymy to na przykładzie Stanów Zjednoczonych. Znana jest afera związana z diecezją
bostońską. W grudniu 2002 roku – jak doniósł Tygodnik Powszechny w wydaniu z 13 lipca
2003 roku na stronie 2 – kardynał odpowiedzialny za tą diecezję, „Bernard Law podał się do
dymisji, gdy dziennikarze ujawnili, że tuszował przypadki pedofilii wśród podległych mu
księży”. Na miejsce skompromitowanego kardynała Jan Paweł II mianował nowego
arcybiskupa, Seana Patricka O’Malleya. W powyższym czasopiśmie tak go opisano:
„W dwóch poprzednich kierowanych przez siebie amerykańskich diecezjach kapucyn
prowadził zdecydowaną politykę wobec księży-pedofilów: podejrzanych natychmiast
odsuwano od pracy duszpasterskiej, a diecezje ściśle współpracowały z policją i
opiekowały się poszkodowanymi”.
Na konferencji prasowej nowy hierarcha oświadczył:
„Niszczące skutki wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych zraniły
nas wszystkich, począwszy od ofiar i ich rodzin, które cierpią w wyniku szkodliwych
następstw tych nadużyć. Cały Kościół odczuwa ból z powodu tego skandalu i pragnie
ulżyć rodzinom i wspólnotom wstrząśniętym tymi smutnymi wydarzeniami oraz
niewłaściwym traktowaniem tych sytuacji przez władze kościelne”.
Nowy arcybiskup zadbał o wypłatę odszkodowań dla ofiar księży-pedofilów, lecz zarazem
podkreślił:
„Dotychczas zawsze powtarzałem diecezjalnym prawnikom, że odszkodowań nie należy
traktować jako pieniędzy wypłacanych w celu wyciszenia skandalu czy na skutek
wymuszenia przez ofiary – te pieniądze są słusznym zadośćuczynieniem dla tych, którzy
poważnie ucierpieli z rąk księży. Nawet gdy przekonywano mnie, że nie ma obowiązku
prawnego, zawsze odpowiadałem, że jeśli istnieje zobowiązanie moralne, wtedy musimy
stanąć na wysokości zadania. Życie ludzkie jest o wiele ważniejsze niż pieniądze”.
A zatem Kościół katolicki w przypadku diecezji bostońskiej przyznał się do błędu (w tym do
grzechu władz kościelnych tuszujących nadużycia) oraz dołożył starań, by naprawić zło i
zapobiec mu w przyszłości.
Jak wypada porównanie postawy Kościoła katolickiego z polityką organizacji Świadków
wobec przypadków molestowania seksualnego i pedofilii w jej szeregach?
W artykule przetłumaczonym przez Jana Lewandowskiego z języka angielskiego,
„Molestowanie seksualne – wierzchołek góry lodowej”, zamieszczonym w styczniu 2003
roku na stronie www.brooklyn.org.pl czytamy:
„Chociaż przywódcy Świadków Jehowy są w posiadaniu obszernych wewnętrznych
archiwów na temat swych przestępców seksualnych, nie ujawniają oni jednak tych
informacji publicznie a ponadto, w wielu przypadkach nie informują oni nikogo o
przestępstwie”.
„Organizacja jest na ››krawędzi kryzysu‹‹ – mówi wieloletni Świadek Jehowy. Zdaniem
lidera nowej ogólnonarodowej grupy wsparcia dla osób poszkodowanych przez
przywódców i członków wspólnoty Świadków Jehowy, proces cywilny w sprawie
molestowania seksualnego wniesiony wczoraj w Stanie Waszyngton przeciw organizacji
Świadków Jehowy w Nowym Jorku jest tylko ››wierzchołkiem góry lodowej‹‹.
››Dziesiątki osób poszkodowanych przez liderów organizacji może wnieść podobne
sprawy do sądu‹‹, powiedział, dodając również: ››Nasza wspólnota znajduje się teraz w
tym miejscu, w którym Kościół katolicki był 20 lat temu – wprost na krawędzi kryzysu‹‹,
powiedział William Bowen, z Calvert City w Kentucky.
Bowen, to były starszy w swym miejscowym zborze i Świadek Jehowy od 43 lat,
aktualnie przewodniczy w ››Silentlambs, Inc.‹‹, jedynej krajowej niedochodowej grupie
samopomocy mężczyznom i kobietom molestowanym przez Świadków Jehowy
(http://www.silentlambs.org/) (...).
W zeszłym roku zrezygnował on z funkcji nadzorcy przewodniczącego i zaczął
upubliczniać sprawę w celu wywarcia presji na organizację, aby traktowała ofiary
seksualnego molestowania bardziej po ludzku, a sprawy podejrzanych o molestowanie
przekazywała pod władze świeckiej jurysdykcji zajmującej się sprawami kryminalnymi.
››W ciągu zaledwie kilku miesięcy, na miarę naszych skromnych możliwości
finansowych i dzięki zaangażowaniu osób pracujących charytatywnie, nasze
stowarzyszenie skontaktowało się z prawie tysiącem Świadków Jehowy i byłych
Świadków Jehowy, którzy byli molestowani lub gwałceni przez członków
organizacji‹‹, powiedział Bowen.
Ofiary, co do których przypuszcza się, że były molestowane plasują się w skali wiekowej
od lat 2 do 15, zamieszkując na obszarze od Maine do Kalifornii na obszarze USA i kilku
innych krajów za granicą. Represyjna i wyizolowana polityka organizacji, sztywna i
surowa postawa jej hierarchii, wraz z położeniem silnego nacisku na posłuszeństwo
przywódcom grupy, daje w efekcie kombinację ››pułapki zamykającej ofiary w istnym
kulcie ciszy‹‹, uważa Bowen. ››Molestowani członkowie innych grup religijnych są o
wiele bardziej skłonni do mówienia na ten temat z prokuratorami lub zwracania się z tym
bezpośrednio na policję‹‹, sądzi Bowen.
››Zarówno oficjalnie jak i nieoficjalnie, Świadkowie Jehowy są pouczani, aby wszystkie
sprawy, zwłaszcza te kontrowersyjne kierować do starszych, unikając przy tym
sprowadzania hańby na organizację‹‹, powiedziała Barbara Anderson, inna z głównych
członków stowarzyszenia Silentlambs. Anderson przez 10 lat służyła w ››Betel‹‹, w
nowojorskim Biurze Głównym organizacji Świadków Jehowy. Tak jak Bowen, również i
ona straciła resztki złudzeń po tym, gdy została wyznaczona na badacza kwestii
traktowania przez starszych Świadków Jehowy przypadków oskarżeń o seksualne
molestowanie”.
Jak się przekonujemy, przywódcom Świadków łatwo przychodzi ferować wyroki pod
adresem nie lubianych Kościołów, choć sami postępują o wiele gorzej, gdyż do końca
zachowują pozory, że wszystko jest w porządku. Inne wyznania miały odwagę publicznie
przyznać się do strasznych grzechów, popełnionych przez ich duchownych, tymczasem
hierarchia Świadków tuszuje takie sprawy, gdyż chce, by organizacja uchodziła za
najświętszą na świecie, choć nią nie jest.
Pan Jezus ostrzegał przed osądzaniem innych te osoby, które same nie są w porządku:
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Albowiem jakim sądem sądzicie, takim was
osądzą, i jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą. A czemu widzisz źdźbło w oku
brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? Albo jak powiesz bratu swemu:
Pozwól, że wyjmę źdźbło z oka twego, a oto belka jest w oku twoim? Obłudniku, wyjmij
najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego”
(Mateusza 7:1-6).
Na pytanie autora traktatu: „Czy znasz religie, w których przymyka się oczy na takie
niemoralne postępowanie?”, trzeba odpowiedzieć, że znane są nam religie, które w całości
tolerują zło, lecz te należą raczej do wyjątków. Znamy też wspólnoty kościelne, które w skali
lokalnej lub krajowej są dotknięte odstępstwem, lecz nie w skali świata. Przede wszystkim
jest wiele Kościołów i zborów, w których w żadnym wypadku nie toleruje się niemoralności.
Wiele zborów ma mocniejsze i słabsze punkty, lecz Chrystus pragnie czystego Kościoła
(Efez. 5:25-27). Wszyscy wierni powinni wnosić swój wkład w pracę nad czystością
Kościoła. Taka praca jest procesem. Nie ma doskonałego zboru i nie będzie, aż do powrotu
Chrystusa. W Westminsterskim Wyznaniu Wiary czytamy: „Poszczególne kościoły […] są
bardziej lub mniej czyste zależnie od tego, czy bardziej lub mniej czysto wykłada się tam i
przyjmuje doktrynę ewangelii i sprawuje obrzędy oraz wykonuje publiczne nabożeństwa.
Najczystsze kościoły pod słońcem podlegają domieszkom i błędom, a niektóre tak się
zdegenerowały, że przestały być kościołami, lecz stały się synagogami szatana. Mimo
wszystko zawsze będzie na ziemi kościół wielbiący Boga zgodnie z Jego wolą”.
W podsumowaniu części o owocach religii fałszywej anonimowy pisarz stawia pytanie:
„Jaka przyszłość czeka religie, które wydają ‘bezwartościowy owoc’? Jezus ostrzegł:
››Każde drzewo nie wydające wybornego owocu zostaje ścięte i wrzucone w ogień‹‹
(Mateusza 7:19). Bądźmy więc pewni, że religia fałszywa zostanie obalona i zniszczona!
Ale kiedy i jak do tego dojdzie? Odpowiedź jest zawarta w proroczej wizji zanotowanej
w 17 i 18 rozdziale biblijnej Księgi Objawienia”.
O, gdyby Świadkowie zechcieli wziąć pod uwagę naukę moralną kryjącą się w tak często
cytowanych przez nich słowach: „Dusza, która grzeszy, ta umrze”! Przestaliby wówczas
posługiwać się zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Tymczasem Bóg osądzi
poszczególnych przywódców i członków Kościołów oraz przywódców i członków
organizacji Świadków. Faktem jest, że poszczególne zbory lub kościoły, które odstąpiły od
czystości należnej Chrystusowi mogą upaść i zaginąć. Może dosięgnąć je sąd Chrystusowy,
który w I wieku groził niewiernym członkom zborów w Efezie, Pergamonie, Tiatyrze lub
Sardes (Porównaj Objawienie 2:5, 14-16, 20-23; 3:1-3). Prawdą jest jednak i to, że
przywódcy organizacji Strażnicy po prostu bardzo sobie tego życzą, by Bóg osądził i
zniszczył wszystkie religie poza Świadkami Jehowy. Jest to ich nie pobożne życzenie.
Próbują zaszczepić takie przekonanie czytelnikom traktatu. Jak to czynią? Za pomocą
specyficznej interpretacji Księgi Objawienia. Przyjrzyjmy się kolejnej części omawianej
publikacji.
„Jaki koniec czeka religię fałszywą?”
Oto osobliwa interpretacja Księgi Objawienia, zamieszczona na 3 stronie traktatu, która ma
dowodzić, że „Kres religii fałszywej jest bliski!”:
„Wyobraź sobie taką scenę opisaną w Biblii: Nierządnica siedzi na grzbiecie
przerażającej bestii, która ma siedem głów i dziesięć rogów (Objawienie 17:1-4). Kim
jest ta nierządnica? Według opisu biblijnego ma ona wpływ na ››królów ziemi‹‹. Ubiera
się w purpurę, używa kadzidła i opływa w bogactwa. Poza tym przez swoje praktyki
spirytystyczne ‘wprowadza w błąd wszystkie narody’ (Objawienie 17:18; 18:12, 13, 23).
Pismo Święte pomaga nam zrozumieć, że owa nierządnica symbolizuje ogólnoświatowy
system religijny. Nie chodzi o jedną religię, ale o wszystkie religie wydające złe owoce.
Nierządnica – czyli religia fałszywa – dosiada bestii, która wyobraża światowy system
polityczny (Objawienie 17:10-13). Skoro siedzi na grzbiecie owej bestii, to usiłuje
wpływać na jej decyzje i wskazywać jej kierunek działania.
Jednak wkrótce wydarzy się coś zdumiewającego: ››Dziesięć rogów, które ujrzałeś, i
bestia – ci znienawidzą nierządnicę i sprawią, że będzie spustoszona i naga, i zjedzą jej
ciało, i doszczętnie spalą ją ogniem‹‹ (Objawienie 17:16). Tak więc nagle i
nieoczekiwanie przywódcy polityczni zwrócą się przeciwko religii fałszywej i całkowicie
ją zniszczą! Dlaczego to zrobią? Biblijna Księga Objawienia tak odpowiada: ›› Bóg
włożył to do ich serc, żeby wykonali jego myśl‹‹ (Objawienie 17:17). Istotnie, Bóg
pociągnie religię fałszywą do odpowiedzialności za wszelkie haniebne postępki
popełniane w Jego imię. Kierując się doskonałą sprawiedliwością, sprowadzi na tę
nierządnicę zagładę za pośrednictwem jej politycznych kochanków”.
Jak mamy ustosunkować się do tej interpretacji Księgi Objawienia? Przede wszystkim
musimy pamiętać o tym, że Apokalipsa była w pierwszym rzędzie adresowana do
prześladowanych chrześcijan z I wieku. Kim wówczas była nierządnica? Biblista, ks. Piotr
Ostański wyjaśnia:
„W Starym Testamencie m e t a f o r a prostytucji odnosiła się do kultów pogańskich i
do wchodzenia w związki z obcymi ludami. Biblia nazywa ››nierządem‹‹ i
››cudzołóstwem‹‹ chodzenie Izraela do cudzych bogów i oddawanie im czci. Wymowną
ilustracją mogą być słowa z Księgi Sędziów: Synowie Izraela opuścili Boga swoich
ojców, który ich wyprowadził z ziemi egipskiej i poszli za obcymi bogami, którzy należeli
do ludów sąsiednich […] uprawiali n i e r z ą d z innymi bogami, oddawali im pokłon
(Sdz 2,11-12.17; por. np. Ez 16,15-17.22; 23,1-20). Prorocy Izajasz i Nahum nazwali
nierządnicą miasta Tyr i Niniwę za ich bałwochwalcze kulty, czyli „nierząd” z bogami
pogańskimi (Iz 23,15-17; Na 3,4).
Rzym był centrum ogólnoświatowego bałwochwalstwa, gdyż cesarstwo stanowiło zlepek
wielu narodów i wielu różnych religii. Jednym z czynników spajających ten
zróżnicowany konglomerat był kult wspólnego boga. Rzym narzucał narodom podbitym
kult boskiego cezara siłą. O ile dla pogan przyjęcie kolejnego bóstwa do swego panteonu
nie stanowiło żadnego problemu, to dla chrześcijan taki kult był nie do przyjęcia i w
praktyce sprowadzał prześladowania religijne.
Symboliczna postać Wielkiej Nierządnicy doskonale ilustruje bałwochwalcze zapędy
Rzymu. Rzym jest Nierządnicą – napisał starołaciński autor Prymazjusz – ponieważ
odwrócił się od swego Stworzyciela, by cudzołożyć z diabłami” (Ks. Piotr Ostański
Objawienie Jezusa Chrystusa. Praktyczny komentarz do Apokalipsy. Apostolicum,
Ząbki 2005, ss. 278-278).
W takim razie według wykładni historycznej nierządnicą było Imperium Rzymskie,
narzucające fałszywy kult poddanym narodom. Kim jednak jest szkarłatna bestia o siedmiu
głowach i dziesięciu rogach? W tym samym dziele tak ją ukazano:
„Jest to symbol potęg doczesnych, które są tworami i narzędziami Szatana dla
zrealizowania jego zamierzeń (czyli walki z Bogiem)” (dz. cyt., s. 280).
W innym miejscu tej publikacji wytłumaczono, że siedem głów jest symbolem
skoncentrowanej i pełnej siły zła, zaś dziesięć rogów stanowi symbol mocy i uzurpacji
władzy (dz. cyt., s. 236).
Jakie znaczenie ma ujeżdżanie bestii przez nierządnicę?
„W obrazie Niewiasty siedzącej na Bestii możemy odczytać symbol Rzymu jako stolicy
całego świata oraz centrum władzy politycznej i ekonomicznej, które absolutyzuje swą
potęgę oraz narzuca swe zepsucie i wynaturzenie, zwodząc, usidlając i ››ujeżdżając‹‹ całe
Imperium” (dz. cyt., s. 280).
Powyższy komentarz jest tak trafny, że trudno coś do niego dodać.
Anonimowy pisarz traktatu o religii fałszywej pisze także wspomnianej nierządnicy: „Ubiera
się w purpurę, używa kadzidła i opływa w bogactwa. Poza tym przez swoje praktyki
spirytystyczne ‘wprowadza w błąd wszystkie narody’”. Ks. Ostański dowodzi, że „Purpura i
szkarłat oraz kosztowna biżuteria symbolizują przepych i władzę cesarskiego Rzymu” (dz.
cyt., s. 278). Co do kadzidła, to „Rzym bardzo kochał się w kosmetykach i dlatego
sprowadzał ogromne ilości jeszcze innych balsamów, pachnideł i kadzideł” (dz. cyt., s. 299).
Odnośnie bogactwa trzeba powiedzieć, że „Rzym był najpotężniejszym miastem
starożytnego świata śródziemnomorskiego. Po upadku przez wiele stuleci nie miał równego
sobie. Trudno nawet ocenić, czy kiedykolwiek jakieś mocarstwo dorównało mu w
przepychu” (dz. cyt. ss. 299, 300).
W świetle powyższego poważnego komentarza biblijnego, nierządnica opisana w Księdze
Objawienia wcale nie musi wyobrażać jakiegoś ‘ogólnoświatowego systemu religijnego’,
czyli ‘wszystkich religii wydających złe owoce’.
Jak jednak można skomentować zniszczenie nierządnicy przez bestię? „Historycznie
dokonało się to w V wieku, kiedy to hordy barbarzyńskie zalały Imperium i je zniszczyły”
(dz. cyt., s. 289).
Tak przedstawia się historyczne rozumienie Apokaliptycznej wizji nierządnicy i jej zagłady.
Zdaniem części komentatorów, proroctwo o zniszczeniu nierządnicy przez bestię wypełni się
w czasach ostatecznych, gdy na ziemi nastaną rządy antychrysta (bestii) oraz ustanowiona
zostanie na całej ziemi fałszywa religia. W pewnej chwili antychryst zwróci się przeciwko
zwodniczej religii i ją zniszczy. Jednak te wydarzenia ciągle należą do przyszłości i w tej
chwili nie istnieje na ziemi żadne ‘ogólnoświatowe imperium religii fałszywej’.
Pisarz prowokującego traktatu ciągnie dalej:
„Co powinieneś zrobić, żeby nie podzielić losu religii fałszywej? We wspomnianej wizji
Bóg poprzez swego posłańca wzywa: ››Wyjdźcie z niej, mój ludu‹‹ (Objawienie 18:4). A
zatem najwyższy czas uciekać z religii fałszywej! Ale dokąd? Czy trzeba się wyrzec
wszelkiej religii i stać się ateistą? Nie, ponieważ ateizm też nie ma przyszłości (2
Tesaloniczan 1:6-9). Jedynym pewnym schronieniem jest religia prawdziwa. Ale jak
możesz ją znaleźć?”.
Cytat z Księgi Objawienia 18:4 jest obliczony na konkretny efekt – wyprowadzenie
naiwnego czytelnika z jego Kościoła. Z kolei skierowanie go do „religii prawdziwej” ma na
celu powiększenie liczby Świadków Jehowy. Przyjrzyjmy się teraz rzekomej „religii
prawdziwej”.
„Jak rozpoznać religię prawdziwą”
Autor przechodzi teraz od oskarżeń, osądów i złowieszczych przepowiedni pod adresem
„religii fałszywej” do autoreklamy swej religii.
„Jakie dobre owoce powinna wydawać religia prawdziwa? (Mateusza 7:17)”.
Wymienia cechy „religii prawdziwej”, z których pierwsza jest taka:
1. „JEST ZNANA Z MIŁOŚCI. Jej wyznawcy ››nie są częścią świata‹‹; żyją ze sobą w
zgodzie bez względu na rasę czy pochodzenie i darzą się miłością (Jana 13:35; 17:16;
Dzieje 10:34, 35). Nie zabijają się nawzajem, przeciwnie – są gotowi oddać za innych
życie (1 Jana 3:16)”.
Czy faktycznie Świadkowie Jehowy są znani z miłości? Autor niniejszego artykułu spędził w
organizacji Świadków blisko 20 lat. Muszę przyznać, że są wśród Świadków Jehowy osoby
przejawiające życzliwość i gościnność oraz zainteresowanie dobrem bliźnich. Sam zaznałem
wiele dobra od takich wspaniałomyślnych osób. Trzeba tu jednak zgłosić pewne
zastrzeżenia. Wiele jest wśród nich przypadków, gdy otacza się szczególną opieką jedynie
osoby rokujące nadzieję na to, że zostaną Świadkami. Gdy potem ci ludzie mają poważne
wątpliwości co do doktryny Świadków i potrafią wykazać im jakieś błędy, porzuca się ich i
zabrania się głosicielom kontaktować z nimi. Z kolei osoby, które trzymano „pod kloszem”
dużej opieki do chrztu, niejednokrotnie są po chrzcie pozostawiane samym sobie i boleśnie
się przekonują, że zbór Świadków nie jest taką idylliczną społecznością, jak to mówiono im
przedtem. Pewien mój przyjaciel, który nadal jest Świadkiem tak opisał jedną z wad tej
wspólnoty: „Jednym z największych mankamentów organizacji Bożej jest plotkarstwo”. Inni
długoletni Świadkowie ubolewają nad tym, że w niejednym przypadku starsi zboru
zaniedbują się w opiece duszpasterskiej nad osobami starszymi, ułomnymi i chorymi, które
niegdyś całym sercem angażowały się w działalność organizacji (Porównaj Jakuba 1:27).
Stawia się na młodych i dynamicznych, którzy mogą być użyteczni w „dziele głoszenia”.
Wbrew twierdzeniom traktatu wielu Świadków wcale nie żyje ze sobą w zgodzie. Jako
starszy pamiętam, jakie kłopoty miałem przy tworzeniu nowego podziału grup domowych.
Na przykład nie mogłem umieścić w jednej grupie dwóch rodzin, gdyż od lat panowała
między nimi nienawiść. Nie był to odosobniony przypadek, bowiem również innych rodzin i
jednostek nie sposób było przyporządkować do jednej grupy. Osoby te tak bardzo się nie
lubiły, że nawet nie mówiły sobie „dzień dobry”, gdy spotykały się na ulicy. Nie podawały
też sobie ręki na zebraniach w Sali Królestwa. Znałem też rodziny Świadków Jehowy, w
których od lat panowały takie konflikty, że na przykład dwaj bracia i ich żony nigdy się nie
spotykali. Pamiętam, jak zajadle krytykowali się krewni będący Świadkami, którzy tworzyli
odrębne rodziny. Oczywiście było też wiele dobrych przykładów, ale z przykrością
przytaczam te negatywne, by wykazać, że obraz nakreślony w traktacie jest nieautentyczny.
Raymond Franz, który był członkiem Ciała Kierowniczego i spędził w organizacji Strażnicy
blisko 60 lat, tak opisał rzekomą miłość Świadków:
„Z pewnością jednym z najboleśniejszych przeżyć dla wielu spośród tych, którzy starali
się pozostać wierni sumieniu, jest przekonanie się, jak szybko może skończyć się
długoletnia przyjaźń, jak nagle atmosfera pozornej miłości może przerodzić się w zimną
nieufność. Pewna siostra z jednego z południowych stanów, należąca do
najaktywniejszych członków swego zboru, zaczęła rozumieć, jak daleko organizacja
odeszła od nauki Pisma Świętego. Powiedziała swej znajomej, że pomimo tego nie myśli
o wycofaniu się z organizacji. Wyraziła się w następujący sposób: ››Jest tylu ludzi w
naszym zborze, z którymi osobiście studiowałam Biblię i którym pomagałam przyłączyć
się do zboru. Czuję głęboką miłość do tych ludzi i do innych, i z tego powodu myślę, że
powinnam pozostać w zborze. Nie mogę odejść od ludzi, których kocham‹‹. Niedługo
potem starsi, dowiedziawszy się o jej wątpliwościach co do pewnych nauk, zaczęli
kwestionować jej ››lojalność‹‹. Prawie z dnia na dzień nastawienie ludzi wobec jej osoby
uległo zmianie. W wyniku insynuacji i plotek, które pojawiły się w zborze uznano ją za
winowajczynię. Jak później powiedziała: ››Stwierdziłam, że głęboka miłość, o której
myślałam że istnieje, właściwie wypływała tylko z jednej strony. Nawet bez
przeprowadzenia ze mną rozmowy i zorientowania się co do moich uczuć, ludzie,
których szczerze kochałam, stali się nagle dla mnie zimni‹‹.
Gdy zostaje zakwestionowana twoja cześć dla Boga, twe oddanie dla Niego oraz twa
wierność wobec Stwórcy – jest to największa z możliwych obelg – wówczas przejmują
dreszczem następujące słowa kogoś, kogo uważało się dotąd za wiernego przyjaciela:
››Nie wiem, co się stało i wolę nie wiedzieć‹‹. Podobnie się dzieje, gdy dowiadujemy się,
że taka osoba powiedziała: ››Nie znam faktów, lecz cokolwiek organizacja zrobiła,
musiała mieć ku temu słuszny powód‹‹.
Zbyt często miłość, którą organizacja chlubi się jako elementem ››duchowego raju‹‹,
okazuje się całkiem powierzchowną. Pewna siostra, będąca Świadkiem z pobliskiego
stanu i pozostająca nadal członkiem organizacji, powiedziała mi w rozmowie
telefonicznej, że jej mąż – cieszący się dobrą opinią starszy zboru w ich mieście –
znajdował się przez pewien czas pod silną presją ze strony lokalnych starszych. ››Jeśli
znaleźliby coś przeciwko niemu – powiedziała – powiesiliby go na najwyższym
drzewie‹‹. Odpowiedziałem wtedy, że przypomina mi to powiedzenie: ››Któż potrzebuje
wrogów mając takich przyjaciół?‹‹. ››Gdybyś wiedział, jak często powtarzaliśmy sobie
to przysłowie‹‹ – usłyszałem głos w słuchawce.
Moje odczucia przypominają te, które wyraża poniższy fragment listu. List ten
otrzymałem od osoby, którą potraktowano zimno i odtrącono. Napisała ona:
››Nawet rana spowodowana tym, że wielu moich dotychczasowych, długoletnich
przyjaciół wolało uwierzyć w te opowieści, zamiast przyjść do mnie i dowiedzieć się
prawdy, nic nie znaczyła wobec mojej radości […] jak również świadomości, że
powodem ich postępowania względem mnie był mieszkający w nich strach.
Naprawdę mogę przebaczyć im z całego serca, wiem bowiem, co czują. W
najlepszym wypadku myślą, że porzuciłam Jehowę (poprzez porzucenie Jego
organizacji), w najgorszym zaś, że zostałam oszukana i sprowadzona na manowce
przez Szatana. Tak czy inaczej nie wolno im się do mnie zbliżać. Jest mi naprawdę
przykro, jeśli zraniłam kogokolwiek w organizacji. Naprawdę kocham ich i gotowa
byłabym zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby dotrzeć do nich i starać się wyjaśnić
prawdę o tym, co się ze mną stało‹‹.
Moje odczucia zbiegają się z wyrażonymi wyżej dlatego, iż uważam, że zdolność
gaszenia miłości z taką łatwością, z jaką gasi się światło w pokoju, jest produktem
organizacyjnej indoktrynacji, nie jest czymś normalnym w sferze naturalnych uczuć
większości ludzi” (Kryzys sumienia, wydanie drugie, KONCEPT Design 2006, ss. 451,
452).
Trzeba przy tym powiedzieć, że choć Świadkowie na ogół nie zabijają bliźnich fizycznie, to
niejednokrotnie dopuszczają się tzw. zabójstwa charakteru drugiego człowieka. Potrafią
zepsuć opinię zwłaszcza byłych Świadków, którzy odeszli ze względu na sumienie. W tym
celu niektórzy Świadkowie posługują się najohydniejszymi oszczerstwami, czego
doświadczyło wiele osób w kraju i na świecie. Jak już czytaliśmy w 1 Jana 3:15, nienawiść
jest równa zabójstwu. Niektórzy starsi zboru i inni przywódcy organizacji stosują też
przemoc psychiczną wobec swych członków, wywierając na nich czasami bardzo silny
nacisk i presję oraz ingerując w życie prywatne współwyznawców.
Zatem wśród Świadków nie ma takiej miłości, jaką rzekomo się odznaczają. Nie jest to
żadnym zaskoczeniem, gdyż miłość Boża jest rozlana w sercach jedynie tych osób, które są
narodzone na nowo (Rzymian 5:5). Tymczasem według doktryny organizacji Strażnicy
większość Świadków nie jest narodzona z wody i z Ducha. I tak jest rzeczywiście.
Przejdźmy do drugiej cechy „religii prawdziwej”:
2. „OPIERA SIĘ NA SŁOWIE BOŻYM. Religia prawdziwa nie opiera swych nauk na
››tradycji‹‹ czy ››nakazach ludzkich‹‹, lecz na Słowie Bożym, Biblii (Mateusza 15:6-9).
Dlaczego? Ponieważ ››całe Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne do nauczania,
do upominania, do prostowania‹‹ (2 Tymoteusza 3:16)”.
Okazuje się jednak, że pomimo odrzucenia przez Świadków niektórych pozabiblijnych
tradycji kościelnych, wytworzyli oni własne, tradycyjne nauki. Te nowe doktryny są tylko
pozornie oparte na Biblii, lecz tak naprawdę są z nią całkowicie sprzeczne. Mimo to,
organizacja strzeże ich jako swej ukochanej tradycji i wyklucza ze swych szeregów osoby,
które mają odwagę wykazać nowinkarski i niebiblijny charakter tych nowych teorii.
Jedną z nich jest nauka o dwóch klasach zbawionych, która była nieznana pisarzom Nowego
Testamentu, ani chrześcijanom późniejszych wieków. Jej wynalazcą był Joseph F.
Rutherford. W 1935 roku ogłosił nowy dogmat, jakoby „wielka rzesza” z Objawienia 7:9-17
była klasą ziemską. Zgodnie z późniejszym rozwinięciem tej teorii „nowe narodzenie”,
Nowe Przymierze, usprawiedliwienie z wiary, usynowienie, udział w Wieczerzy Pańskiej,
nadzieja niebiańska i wiele innych teraźniejszych oraz przyszłych dobrodziejstw dostępnych
jest jedynie dla 144 000 wybranych. Natomiast większość Świadków, tzw. „wielka rzesza”
musi się zadowolić nadzieją ziemską i niedostępne są dla niej powyższe przywileje „klasy
niebiańskiej”.
Rozważmy pokrótce, czy Apokalipsa rzeczywiście przedstawia to grono zbawionych jako
rzeszę znajdującą się na ziemi. Zacznijmy nasze badania od stwierdzenia prostego faktu, że w
wersetach 9 i 15 czytamy, że znajduje się ona „przed tronem”:
„Potem ujrzałem, a oto wielka rzesza, której żaden człowiek nie zdołał policzyć, ze
wszystkich narodów i plemion, i ludów, i języków, stojąca przed tronem i przed
Barankiem, ubrana w białe długie szaty, a w rękach ich gałęzie palmowe… Właśnie
dlatego są przed tronem Boga i dniem i nocą pełnią dla niego świętą służbę w jego
świątyni; a Zasiadający na tronie rozpostrze nad nimi swój namiot” (Objawienie 7:9,
15, NŚ).
W ustaleniu prawdy pomoże nam porównanie tych wersetów z innymi, które mówią o
osobach i przedmiotach znajdujących się przed tronem.
1. Lampy ogniste symbolizujące siedem duchów Bożych: „a przed tronem płonie siedem
lamp ognistych i one oznaczają siedem duchów Bożych” (Objawienie 4:5, NŚ).
2. Morze szklane: „A przed tronem jest jak gdyby morze szklane podobne do kryształu”
(Objawienie 4:6, NŚ).
3. Dwudziestu czterech starszych: „dwudziestu czterech starszych upada przed
Zasiadającym na tronie i oddaje cześć Żyjącemu na wieki wieków, i rzuca przed tron
swoje korony” (Objawienie 4:10, NŚ).
4. Aniołowie: „A wszyscy aniołowie stali wokół tronu i starszych, i czterech żywych
stworzeń i upadli przed tronem na twarze swoje i oddali cześć Bogu” (Objawienie 7:11,
NŚ – proszę zwrócić uwagę, że werset ten występuje w urywku o „wielkiej rzeszy”).
5. Złoty ołtarz: „I przybył inny anioł, i stanął przy ołtarzu, mając złote naczynie kadzielne; i
dano mu dużo kadzidła, aby wraz z modlitwami wszystkich świętych ofiarował je na
złotym ołtarzu, który był przed tronem” (Objawienie 8:3, NŚ).
6. 144 000: „I ujrzałem, a oto Baranek stojący na górze Syjon, a z nim sto czterdzieści
cztery tysiące mających napisane na swych czołach jego imię i imię jego Ojca… I
śpiewają jak gdyby nową pieśń przed tronem i przed czterema żywymi stworzeniami, i
starszymi; i nikt nie zdołał opanować tej pieśni oprócz stu czterdziestu tysięcy kupionych
z ziemi” (Objawienie 14:1, 3, NŚ).
Skoro wszystkie te podmioty będąc przed tronem są w niebie, to czy wielka rzesza może
stojąc przed tronem znajdować się na ziemi? Odpowiedź jest oczywista. Mamy tu do
czynienia ze scenerią niebiańską. I nic tu nie pomogą naciągane komentarze autorów
publikacji Towarzystwa Strażnica, że będąc na ziemi, również jesteśmy przed Bogiem.
Chociaż są teksty biblijne mówiące o gromadzeniu się przed Bogiem na ziemi, to „wielka
rzesza” najwyraźniej widzi swego Stwórcę, bowiem wysławia Go słowami: „Wybawienie
zawdzięczamy naszemu Bogu, który zasiada na tronie, i Barankowi” (Objawienie 7:10, NŚ).
Najprostsze wyjaśnienie brzmi: „Wielka rzesza” znajduje się w niebie, przed tronem Bożym i
wysławia Tego, który zasiada na tronie.
Jakie miejsce przewidział Bóg dla wszystkich zbawionych?
„Jeśli kto chce mi służyć, niech idzie za mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa mój będzie;
jeśli kto mnie służy, uczci go Ojciec mój” (Jana 12:26).
„Ojcze! Chcę, aby ci, których mi dałeś, byli ze mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali
chwałę moją, którą mi dałeś, gdyż umiłowałeś mnie przed założeniem świata” (Jana
17:26).
„W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział.
Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu
i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem i wy byli” (Jana 14:2, 3).
Chrystus chce, żebyśmy znaleźli się przy Nim, tam, gdzie On jest. On pragnie ukazać nam
Swoją chwałę. Zapewnia, że w niebie nie ma ograniczonej liczby mieszkań, na przykład
jedynie dla 144 000. Podkreśla, że gdyby było inaczej – gdyby faktycznie jedynie niewielka
grupa mogła znaleźć się w niebie – wówczas na pewno by nam o tym powiedział.
Pamiętajmy o tym, że od początku i przez wszystkie wieki znakomita większość chrześcijan
żywiła tylko jedną nadzieję i nie wierzyła w jakieś dwie klasy zbawionych. Dopiero z
nastaniem Russella i Rutherforda pojawiło się dzielenie zbawionych na klasy, chociaż Słowo
Boże mówi o „jednej nadziei” dla wszystkich wierzących (Efezjan 4:4).
Mimo to organizacja karci i wyklucza ze swego grona tych, którzy nie chcą trwać w
tradycyjnej nauce o dwóch klasach. Usuwa ze swego grona także tych, którzy kwestionują
takie niebiblijne, tradycyjne nauki Świadków, jak: wymysł, jakoby Chrystus był archaniołem
Michałem, nauka o niewidzialnym powrocie Chrystusa w 1914 roku, teoria o niewidzialnym
zmartwychwstaniu „klasy niebiańskiej” w 1918 roku, dogmat o klasie „niewolnika wiernego
i roztropnego”, itp. ludzkie podania. (Porównaj Strażnicę nr 10/1987 r., tom CVIII, ss. 27,
28, „Pytania czytelników”: „Dlaczego Świadkowie Jehowy wykluczają ze społeczności
(ekskomunikują) za odstępstwo pewne osoby, które w dalszym ciągu podają się za wierzące
w Boga, Biblię i Jezusa Chrystusa?”).
Tak więc, wbrew twierdzeniom autora traktatu, organizacja Świadków w gruncie rzeczy
głosi mnóstwo ludzkich nauk, opartych na wersetach wyrwanych z kontekstu i naciągniętych
do z góry przyjętych założeń. Zarzut z 2 strony traktatu, że „religia fałszywa propaguje
fałszywe nauki”, świetnie pasuje do postępowania organizacji Świadków. Nie starczy tu
miejsca, by opisać, jak bardzo zmienne i chwiejne były te doktryny w historii tego wyznania.
Tymczasem teologia większości biblijnych Kościołów jest niezmienna i stabilna, gdyż ich
przywódcy oraz członkowie ufają Chrystusowi i Jego łasce. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś,
ten sam i na wieki. Nie dajcie się zwodzić przeróżnym i obcym naukom; dobrze jest bowiem
umacniać serce łaską…” (Hebrajczyków 13:8, 9).
Omówmy trzecią i ostatnią cechę „religii prawdziwej”:
3. „UMACNIA RODZINY I ZACHĘCA DO PRZESTRZEGANIA WYSOKICH
NORM MORALNYCH. Religia prawdziwa uczy mężów ››tak miłować swe żony, jak
własne ciała‹‹, pomaga żonom ‘mieć głęboki respekt dla swych mężów’, a dzieci
zachęca, żeby ‘były posłuszne rodzicom’ (Efezjan 5:28, 33; 6:1). Poza tym każdy, kto w
gronie jej wyznawców sprawuje odpowiedzialne funkcje, musi być bez zarzutu pod
względem moralnym (1 Tymoteusza 3:1-10)”.
Czy rzeczywiście religia Świadków umacnia rodziny? Jest prawdą, że Towarzystwo
Strażnica opublikowało szereg wartościowych książek i artykułów na temat życia
rodzinnego. Wystarczy jednak przejść się do księgarni chrześcijańskiej lub zajrzeć do
internetowych księgarni chrześcijańskich, by przekonać się, że istnieje wiele dobrych
publikacji na temat małżeństwa, rodziny i wychowania dzieci. Znakomita większość
Kościołów i zborów „uczy mężów ››tak miłować swe żony, jak własne ciała‹‹, pomaga
żonom ‘mieć głęboki respekt dla swych mężów’, a dzieci zachęca, żeby ‘były posłuszne
rodzicom’”.
Mimo pozytywnych działań podejmowanych przez religię Świadków na rzecz rodzin, są też
dowody na to, że wywiera ona również destrukcyjny wpływ na niektóre rodziny. Chodzi tu
zwłaszcza o rodziny, w których jeden ze współmałżonków w trakcie trwania małżeństwa
zmienił poglądy i został Świadkiem Jehowy. Oto fragment świadectwa pani Gizeli z
Bytomia:
„Otóż byłam mężatką przez 15 lat i mam troje dzieci. Byliśmy bardzo szczęśliwym
małżeństwem, dopóki mój mąż nie stał się świadkiem Jehowy. Przed 5 laty przystąpił do
organizacji ‹‹Strażnica››, która go całkowicie pochłonęła z duszą i ciałem, niszcząc tym
samym nasze szczęście. Mój mąż pod wpływem ‹‹Strażnicy›› zmienił się ‹‹o 180
stopni››, ale na gorsze w stosunku do całej rodziny.
Wywierał on na mnie i na dzieciach drastyczne i bardzo gwałtowne presje, pragnąc nas
uczynić świadkami Jehowy. Bił nas za chodzenie do kościoła, a dzieci za chodzenie na
religię. Połamał i zdeptał wszystkie obrazy oraz krzyże i zabronił nam modlitwy. Złościł
się, gdy klękaliśmy do modlitwy, przeszkadzał, urągał. Zabronił także obchodzenia świąt,
urodzin i pozrywał wszelkie kontakty rodzinne, bo nauczyciele ‹‹Strażnicy›› tak go
uczyli. Odmówił dofinansowania dzieci, a kiedy zobaczył, że nie staliśmy się świadkami
Jehowy – wyprowadził się z domu, nie zostawiając nam swojego adresu.
Kilkakrotnie zwracałam się do jego zboru z prośbą o pomoc, o zrozumienie i tolerancję,
ale bezskutecznie. Zasądziłam męża o alimenty, starszy zboru Z. C. przyszedł do sądu,
aby popatrzeć, jak zrozpaczona żona i matka prosi sąd o przyznanie alimentów. Ponieważ
awanturom i bójkom wszczynanym przez męża nie było końca, a zbór nie reagował,
również zwróciłam się do sądu o pomoc w tej sprawie. Ostatecznie mąż został uznany za
fanatyka doktryn ‹‹Strażnica››, otrzymując wyrok 3 lata w zawieszeniu.
Obecnie nasze dzieci są bez ojca, a ja bez męża z powodu straszliwej, pełnej nienawiści
do drugiego człowieka doktryny organizacji ‹‹Strażnica››” (Effatha 1994 nr 2, cytat za
książką: Grzegorz Fels, Świadkowie Jehowy bez retuszu, Wydawnictwo Ojców
Franciszkanów, Niepokalanów 1996, ss. 153, 154).
Takie sytuacje nie należą do wyjątków. Pełnomocnik do spraw ofiar przemocy w rodzinie w
jednym z większych miast centralnej Polski odnotował bardzo wiele przypadków przemocy
w rodzinach, w których mąż został Świadkiem Jehowy. Oczywiście, nie każdy mąż, który
zostaje Świadkiem gnębi swą rodzinę, ale powyższe fakty przeczą twierdzeniom organizacji,
jakoby umacniała ona rodzinę.
Poza tym w rodzinach, w których wszyscy są Świadkami pojawia się wiele kłopotów
wywołanych negatywnym wpływem organizacji. Zapędzanie przez organizację członków
rodzin do aktywnego uczestnictwa w działalności Świadków w niejednym przypadku
pozbawia rodziców czasu, który mogliby spędzić ze współmałżonkami i dziećmi. Sprawdza
się to zwłaszcza w przypadku starszych zboru, którzy niejednokrotnie znajdują się pod silną
presją mnóstwa obowiązków oraz są kontrolowani i rozliczani przez wymagających
nadzorców obwodu. Organizacja często dokłada nowe zadania, tak że żyją jak w kieracie. Ich
cenny czas pochłania także zajmowanie się problemami współwyznawców. Pewna żona
starszego powiedziała z ubolewaniem o swoim małżonku, będącym starszym: „Kiedy on
złoży mi wizytę pasterską?”. Jej mąż poświęcał dużo czasu na pomaganie innym rodzinom,
dlatego jego żona czuła się zaniedbana. Takie przykłady można mnożyć.
Co więcej, fakt, że organizacja wielokrotnie zniechęcała swych członków do wydawania na
świat dzieci też nie przemawia na korzyść twierdzenia zawartego w traktacie. Na przykład w
Strażnicy nr 10 z 1988 roku, tom CIX, ss. 24-28, ukazał się artykuł: „Poczucie
odpowiedzialności przy wydawaniu na świat dzieci w obecnym czasie końca”. Znajdujemy w
nim następującą przestrogę:
„Każde małżeństwo samo musi rozstrzygnąć, czy w obecnym czasie końca wyda na
świat dzieci; jest to sprawa osobista. Ponieważ jednak ››pozostały czas jest skrócony‹‹,
mąż i żona zrobią dobrze, gdy starannie rozważą z modlitwą wszystkie za i przeciw (1
Kor. 7:29). Jeśli zdecydują się mieć potomstwo, to powinni być w pełni świadomi nie
tylko związanych z tym radości, ale i obowiązków; muszą też zdawać sobie sprawę z
trudności, w jakie mogą popaść zarówno oni, jak i dzieci, które im się urodzą” (s. 27,
akapit 14).
Najwyraźniej apokaliptyczna mentalność przywódców organizacji skłoniła ich do
zamieszczenia w naczelnym jej organie powyższego artykułu. Czytamy w nim dalej:
„Czy mężowie zawsze pamiętają o tym, że troszczenie się o niemowlę lub małe dziecko
często nie pozwala żonom odnosić pełnego pożytku ze zborowego studium książki,
zebrań na Sali Królestwa oraz większych zgromadzeń?” (s. 25, akapit 7).
Skąd taka troska o młode matki u autora artykułu? Czy chodziło mu tylko o zdrowie
duchowe takich niewiast? Nieco dalej ujawnia on swe cele:
„Jeżeli w zborze wszystko należycie się zorganizuje, to młode matki mające małe dzieci
mogą pełnić pomocniczą służbę pionierską. Niektóre są nawet pionierkami stałymi. Tak
więc dzieci wcale nie muszą być przeszkodą” (s. 26, akapit 9).
Jak widać, organizacji nie chodziło jedynie o umacnianie rodzin, lecz martwiła się ona o to,
że zabraknie jej darmowych pracowniczek pełniących tzw. służbę pionierską. Trzeba
pamiętać, iż w owym czasie pionierka pomocnicza musiała spędzać w służbie co najmniej 60
godzin w miesiącu, a pionierka stała musiała się wykazać przynajmniej 90 godzinami.
Dobrze pamiętam, że osoby, które były pionierami pomimo wielu obowiązków rodzinnych,
były stawiane na piedestale i przeprowadzano z nimi wywiady na zebraniach i większych
zgromadzeniach. Pewna żona starszego tak skomentowała wywiad przeprowadzony z siostrą,
która miała kilkoro małych dzieci, niewierzącego męża, a mimo to była pionierką stałą: „Na
pewno coś zaniedbuje”. Niejedna osoba pełniąca stałą służbę pionierską zaniedbywała swą
rodzinę. Starsi nie ośmielali się jednak interweniować w takich sprawach, gdyż tacy
pionierzy byli promowani i popierani przez ambitnych nadzorców obwodu, którzy chcieli się
wykazać jak najlepszymi wynikami. (Niektórzy nawet twierdzili, że nie wolno przerwać
służby pionierskiej). Owocem takiej polityki było popadnięcie niektórych dzieci pionierów w
bezbożność, konflikty pioniera z zaniedbanym współmałżonkiem, a nawet rozpad rodzin.
Zastanawiający jest także fakt, że organizacja praktycznie zabrania posiadania dzieci pewnej
grupie swych pełnoczasowych pracowników. Rozważmy dalszy cytat z omawianej Strażnicy:
„Na całym świecie wiele małżeństw, które zrezygnowały z radości rodzicielskich, ma
możność służyć Jehowie pełnoczasowo w obwodzie, okręgu lub w Betel.
Współmałżonkowie ci również z zadowoleniem spoglądają wstecz na swe życie, które
dzięki tym szczególnym przywilejom wypełnia praca dla Jehowy i dla braci. Niczego nie
żałują. Wprawdzie nie zaznali radości wydania na świat dzieci, ale w różnych
dziedzinach wydatnie przyczynili się do popierania spraw Królestwa” (s. 26, akapit 11).
Artykuł nie wspomina o tym, że często osoby takie w starszym wieku cierpią z powodu
braku należytej opieki ze strony dzieci, których po prostu nie mają. Czy taka taktyka umacnia
rodziny i przyczynia się do ich szczęścia?
A co powiedzieć o polityce organizacji w kwestii rozwodów i ponownych małżeństw?
„Zdarzyło się już parę razy, że ktoś popełnił cudzołóstwo, przeprowadził rozwód, a
potem wstąpił w nowy związek małżeński i został wykluczony, ale gdzieś po roku wrócił
do zboru. Zapewne starsi rozpatrujący dane sprawy oparli swoje orzeczenie na tym, co w
Słowie Bożym napisano o okazywaniu miłosierdzia. Prawda, że Jehowa Bóg jest
miłosierny i tacy też muszą być starsi. Jednakże każdemu mężczyźnie i każdej kobiecie,
którzy chytrze obmyślili takie działanie, aby się pobrać, można śmiało powiedzieć, że
choćby starsi przyjęli ich z powrotem, sprawa bynajmniej się na tym nie kończy. Starsi
podejmują decyzje, mając za podstawę widoczne na zewnątrz przejawy skruchy, ale nie
są w stanie dokładnie wyczytać, co się mieści w sercu. Ponieważ nie potrafią sądzić na
podstawie pobudek, mogą przyjąć do zboru takie nowo skojarzone małżeństwo. Ale
niech ci dwoje nie zapominają słów Pawła, że ››rozpustników i cudzołożników osądzi
Bóg‹‹ (Hebr. 13:4)” (Strażnica nr 10/1982, tom CIII, s. 11, akapit 15).
Z powyższego cytatu wynika wniosek potwierdzony w praktyce, że Świadek może zdradzić
swą żonę, rozwieść się i po kilku latach wrócić do zboru z nową żoną, a może i dziećmi.
Starsi – jak czytamy w artykule – „mogą przyjąć do zboru takie nowo skojarzone
małżeństwo”. Wiele przykładów dowodzi, jak wielkie są cierpienia zdradzonych partnerów
małżeńskich i ich dzieci. Jak takie osoby się czują, gdy np. niewierny mąż i ojciec wraca do
organizacji z nową rodziną? Jak to odbierają, gdy – zgodnie z zaleceniem Ciała
Kierowniczego – taki niewiarygodny człowiek natychmiast po przyłączeniu go do zboru
podejmuje działalność głoszenia od domu do domu? Ponownie organizacji chodzi o
zatrudnienie w głoszeniu jak największej liczby osób, a nie o rzeczywiste dobro jednostek i
rodzin. Dobrze to świadczy o większości Świadków Jehowy, że nie obierają tak wątpliwego
trybu postępowania i starają się być wiernymi swym współmałżonkom.
Czy prawdą jest twierdzenie autora traktatu na temat „religii prawdziwej”, że „każdy, kto w
gronie jej wyznawców sprawuje odpowiedzialne funkcje, musi być bez zarzutu pod
względem moralnym (1 Tymoteusza 3:1-10)”? W Strażnicy z 1 września 1990 roku, na s. 24,
w akapicie 6, tak przedstawiono jedno z wymagań zawartych w przywołanym fragmencie z 1
Tymoteusza 3:1-10:
„Mąż jednej żony (1 Tymoteusza 3:2, 12; Tytusa 1:6). […] może mieć tylko jedną żyjącą
żonę i musi być jej wierny (Hebrajczyków 13:4)”.
Co jednak powiedzieć o tym, że oprócz wiernych mężów wśród Świadków Jehowy funkcje
starszych i sług pomocniczych sprawują rozwiedzeni mężczyźni, którzy żyją w drugim
związku? To prawda, że w większości wypadków rozwiedli się oni zanim zostali Świadkami.
Jednakże to nie czyni ich godnymi kandydatami do piastowania odpowiedzialnych funkcji w
zborze. Dlaczego? Z uwagi na wyraźne myśli biblijne, z których wynika, że małżeństwo jest
związkiem dozgonnym i nie można wstępować w drugi związek za życia pierwszej żony.
Oto te świadectwa:
„I rzekł im: Ktokolwiek by rozwiódł się z żoną swoją i poślubił inną, popełnia wobec
niej cudzołóstwo. A jeśliby sama rozwiodła się z mężem swoim i poślubiła innego,
dopuszcza się cudzołóstwa” (Marka 10:11, 12).
„Każdy kto opuszcza żonę swoją, a pojmuje inną, cudzołoży, a kto opuszczoną przez
męża poślubia, cudzołoży” (Łukasza 16:18).
„Albowiem zamężna kobieta za życia męża jest z nim związana prawem; ale gdy mąż
umrze, wolna jest od związku prawnego z mężem. A zatem, jeśli za życia męża
przystanie do innego mężczyzny, będzie nazwana cudzołożnicą, jeśliby jednak mąż
zmarł, wolna jest od przepisów prawa i nie jest cudzołożnicą, gdy zostanie żoną
drugiego męża” (Rzymian 7:2, 3)
„Tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan, ażeby żona
męża nie opuszczała, a jeśliby opuściła, niech pozostanie niezamężna albo niech się z
mężem pojedna; niech też mąż z żoną się nie rozwodzi.
[…] Żona związana jest tak długo, dopóki żyje jej mąż; a jeśli mąż umrze, wolno jej
wyjść za mąż za kogo chce, byle w Panu” (1 Koryntian 7:10, 11, 39).
Powyższe wersety wskazują na fakt, że małżeństwo jest związkiem nierozerwalnym,
dozgonnym, toteż wiązanie się z innym partnerem za życia współmałżonka jest
cudzołóstwem. Fragmenty z Mateusza 5:32 i 19:9 nie przeczą temu, gdyż podany w nich
wyjątek najwyraźniej dotyczy nieformalnego, niemoralnego związku. W takim razie
niektórzy ludzie sprawujący odpowiedzialne funkcje u Świadków są cudzołożnikami! Wynika
to z błędnego rozumienia kwestii rozwodu i ponownego małżeństwa.
W tym miejscu stwierdzam z ubolewaniem, że w niektórych kościołach również nie stoi się
na straży nierozerwalności małżeństwa. Przywódcy, którzy nauczają swych podopiecznych,
że rozwody i powtórne małżeństwa są dopuszczalne, prowadzą tych ludzi do cudzołóstwa, a
„cudzołożnicy […] Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Koryntian 6:9, 10). Nie twierdzę
dogmatycznie, że każdy człowiek, który znalazł się w cudzołożnym związku zostanie
potępiony, gdyż to Bóg jest Sędzią. Stwórca przebaczył królowi Dawidowi, może też – ale nie
musi – przebaczyć innemu człowiekowi, który szczerze pokutuje za wejście w niedozwolony
związek. Niemniej jednak stoję na stanowisku, że osoby będące nauczycielami Słowa Bożego
ponoszą wielką odpowiedzialność za głoszenie błędu w tej kwestii (Jakuba 3:1). Narażają
swych współwyznawców na zawarcie nieszczęśliwego małżeństwa (Bóg nie błogosławi
cudzołożnikom), a w przyszłości na wieczną zgubę.
Można by także wymienić inne czynniki osłabiające rodzinę w społeczności Świadków, jak
obowiązek poświęcenia życia własnych dzieci w imię absurdalnego zakazu transfuzji krwi,
negatywny wpływ zakazu obchodzenia urodzin i innych biblijnie dopuszczalnych świąt na
dzieci Świadków, czy też zabranianie spotykania się z wykluczonymi krewnymi
mieszkającymi oddzielnie. Biorąc to wszystko pod uwagę, dochodzimy do wniosku, że
również trzecia cecha „religii prawdziwej” nie jest tak doskonale reprezentowana przez
Świadków, jak się to utrzymuje.
Następnie autor zadaje pytanie, na które sam udziela odpowiedzi:
„Czy któraś religia spełnia te wymagania? W książce Holocaust Politics (Polityka
holocaustu), wydanej w roku 2001, John K. Roth napisał: ››Gdyby więcej ludzi żyło tak,
jak głoszą i postępują Świadkowie Jehowy, nie byłoby holocaustu, a na świecie już nigdy
nie doszłoby do zbrodni ludobójstwa‹‹.
Rzeczywiście, w 235 krajach Świadkowie Jehowy nie tylko głoszą innym o
biblijnych zasadach moralnych, ale też trzymają się ich w życiu. Jeśli zwrócisz się do
nich, na pewno chętnie pomogą ci zrozumieć, czego wymaga od ciebie Bóg. Dzięki
temu będziesz mógł Go czcić zgodnie z Jego wolą. Pora działać. Nie zwlekaj! Koniec
religii fałszywej jest już bliski! (Sofoniasza 2:2, 3)”.
Osobiście znam więcej wyznań, o których można powiedzieć, że „Gdyby więcej ludzi żyło
tak, jak głoszą i postępują […], nie byłoby holocaustu, a na świecie już nigdy nie doszłoby
do zbrodni ludobójstwa”. Wcześniej wymieniałem już pacyfistyczne Kościoły, jak amisze,
czy mennonici. Jest też bardzo wielu chrześcijan z różnych innych denominacji, którzy
kierując się dobrym sumieniem nie wyrządzają krzywdy bliźnim.
Podobnie jest wielu dobrych uczniów Chrystusa, którzy „nie tylko głoszą innym o biblijnych
zasadach moralnych, ale też trzymają się ich w życiu”. Ludzie dobrze znający Świadków
wiedzą, że oprócz osób, które naprawdę szczerze starają się trzymać biblijnych mierników,
są wśród nich i takie, które robią to jedynie pozornie, „dla oka”. Przy bliższym poznaniu
okazuje się, że są oni wzorowi tylko na pokaz, lecz ich życie odbiega od tego ideału. Nie
powinno to nas dziwić. Dlaczego?
Ponieważ ludzie, którzy nie są zrodzonymi z Ducha Świętego dziećmi Bożymi nie są w
stanie podobać się Bogu i pełnić Jego wolę.
„Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją
według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci,
dążność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu,
nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. A ci,
którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według
ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma
Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy” (Rzymian 8:5-9, BT).
Według doktryny Świadków tylko 144 000 są dziećmi Bożymi namaszczonymi Duchem
Bożym. Pozostali członkowie organizacji muszą się zadowolić drugorzędną pozycją. Według
Biblii istnieje tylko następująca alternatywa:
1. Albo jesteś dzieckiem Bożym i masz Ducha Świętego umożliwiającego pełnienie woli
Bożej, dlatego zmierzasz do życia i pokoju.
2. Albo jesteś człowiekiem nieodrodzonym, nie masz Ducha Bożego, żyjesz w zgodzie z
ciałem (grzeszną naturą), nie możesz podobać się Bogu i zmierzasz do śmierci wiecznej.
Tu nie można się pocieszać myślami Strażnicy, że ma się „pewną miarę” Ducha Świętego lub
korzysta się z niektórych dobrodziejstw Nowego Przymierza. Każde dziecko Boże wie, że ma
pokój z Bogiem przez Jezusa Chrystusa (Rzymian 5:1). Każdy odrodzony ma pewność, że
został przyjęty do Bożej rodziny, jak o tym mówią dalsze wersety 8 rozdziału Listu do
Rzymian:
„Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie
otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale
otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam
Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli
zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa,
skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale. […] Wiemy
też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi,
którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał,
tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był
pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a
których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył
chwałą” (Rzymian 8:14-17, 28-30, BT).
Parafrazując treść końcowego apelu zawartego w traktacie, nawołuję: Jeśli ze skruszonym
sercem nawrócisz się do Chrystusa, na pewno On cię odrodzi i przemieni twoje życie (Jana
6:35, 37; 2 Koryntian 5:17). Nie wierz żadnej organizacji, która twierdzi, że tylko w niej jest
zbawienie i tylko ona jest religią prawdziwą (Jeremiasza 17:5, 6; Izajasza 8:12, 13). To Jezus
ma słowa życia wiecznego, to do Niego musimy się udać (Jana 6:67-69). Samo badanie
Biblii nie wystarczy, trzeba przyjść do Zbawiciela, do którego Słowo Boże nas kieruje (Jana
5:39, 40). Dopiero, gdy zwrócisz się do Jezusa, Bóg zdejmie z twych oczu zasłonę błędnej
doktryny i rozjaśni twój umysł (2 Koryntian 3:14-17). Otrzymasz Ducha Świętego, który
pomoże ci zrozumieć, czego wymaga od ciebie Bóg (Jana 14:26; 1 Jana 2:27). Dzięki temu
będziesz mógł czcić Boga zgodnie z Jego wolą. Poszukaj Kościoła, w którym głosi się
Ewangelię łaski Bożej, a nie dziwne teorie ograbiające wiernych z Nowego Przymierza i jego
dobrodziejstw (Dzieje 20:24; Efezjan 2:8-10). Ludzie biblijnie wierzący na pewno udzielą ci
serdecznego wsparcia. Pora działać. Nie zwlekaj! Życie nie trwa długo. Śmierć lub powtórne
przyjście Chrystusa mogą cię nagle zaskoczyć! Pojednaj się z Bogiem póki czas!
Opracował: Szymon Matusiak

Podobne dokumenty