Cyfrowe archiwa lokalnych społeczności
Transkrypt
Cyfrowe archiwa lokalnych społeczności
1 Miejskie zakamarki cyfrowej pamięci Auorki: Ania Kalinowska i Agnieszka Matan (LokaLOVE) Nie są konkurencją dla muzeów, ale ich istnienie udowadnia, że można funkcjonować bez sztywnych reguł, grubych murów, zaryglowanych świątynnych drzwi ani silnej pozycji wśród najmodniejszych galerii. Co więcej, często tworzone spontanicznie, pod wpływem na impulsu, chęci zatrzymania czasu lub podzielenia się historiami z przeszłości, rozchodzą się w błyskawicznym tempie i bardziej zachęcają do „wejścia” niż miejskie instytucje. Cyfrowe archiwa lokalnych społeczności i formy, jakie przyjmują, wciąż zaskakują i inspirują, by zrobić coś na własnym podwórku. Cyfrowe archiwum może założyć każdy: instytucja (biblioteka/szkoła/urząd/wydział kultury), organizacja (nieformalna grupa mieszkańców/stowarzyszenie/ngo), a także pojedyncze osoby – miłośnicy historii swojego regionu lub osoby zainteresowane odkrywaniem swoich korzeni i „małej historii”. „Archiwum” kojarzy się z zatęchłymi urzędowymi piwnicami, wypełnionymi tomiszczami akt – skrzętnie strzeżonych albo o trudnych protokołach dostępu. Jednak dokumenty archiwalne w ostatnich latach wpłynęły do sieci, często nie dzięki pracy instytucji, ale z inicjatywy „zwykłych ludzi”. Na styku tradycji i technologii wyodrębna się pole alternatywnego działania, którego lokalny aspekt jest szczególnie interesujący w zglobalizowanym świecie. *** Oddolne działania polegające na dzieleniu się historiami z przeszłości określane są jako public history. Tego typu dzielenie się zyskało już miano szerowania, czyli udostępniania - terminu zaczerpniętego z estetyki internetu, co jednoznacznie wskazuje na wirtualne zakorzenienie procesu archiwizacji. Tę coraz popularniejszą praktykę można określić jako społeczny aktywizm o silnym wymiarze edukacyjnym. Blogerzy, współpracując z „obywatelskimi 2 historykami” (citizen historians), tworzą cyfrowe bazy danych dotyczące konkretnej, bliskiej im przestrzeni. Przy asyście ekspertów z zakresu historii, antropologii, etnografii mieszkańcy zdobywają – również od samych siebie – nie tylko wiedzę faktograficzną, ale i poszerzają swoje umiejętności komunikacyjne, analityczne, cegiełka po cegiełce wypracowując nową jakość społeczeństwa obywatelskiego. Wszystkiemu towarzyszy nieco rebeliancka zasada „do it yourself”: przynieś, pokaż, zdigitalizuj, podziel się. Cyfrowa archiwizacja świadectw lokalnej historii jest najbardziej rozpowszechniona w Stanach Zjednoczonych, gdzie obok inicjatyw prywatnych aktywne są również ośrodki publiczne. W 1979 roku powołano National Council on Public History, który wydaje kwartalnik The Public Historian oraz prowadzi portal portalem H – Public. Motto tego ośrodka zaczępnięto z tekstu Barbary J. Howe: „promowanie użyteczności historii w życiu społecznym poprzez profesjonalne działania praktyczne”[1]. Promocji cyfrowej archiwizacji zbiorów prywatnych pomagają inicjatywy takie jak Preservation Week czy Personal Digital Achiving Day. Preservation Week odbywa się pod auspicjami American Library Association. Opiera się na formule warsztatowej i jest zorientowany na budowanie sieci kontaktów między uczestnikami. Każda zainteresowana osoba może zaprezentować i zdigitalizować prywatne zbiory, czemu towarzyszą różne grupowe działania i m.in. prowadzenie przez uczestników wykładów o ich kolekcjach. Z kolei funkcjonujący pod egidą Biblioteki Kongresu Personal Digital Achiving Day pozwala na bezpłatne skorzystanie w wybranych placówkach ze sprzętu pozwalającego na cyfrową archiwizację różnych materiałów. W Polsce jedną z najbardziej rozpoznawalnych inicjatyw tego typu jest Tydzień Otwartego Dostępu (Open Acces Week) – globalna inicjatywa, której promocją zajmowało się u nas Centrum Cyfrowe. Jednak najważniejszymi graczami public history w polskiej sieci są po prostu pasjonaci konkretnych tematów, które analizują z perspektywy historycznej, socjologicznej, czy etnograficznej. Zapraszamy zatem na naszą subiektywną wycieczkę szlakiem cyfrowych zakamarków. Archiwum nieoczywiste 3 Łatwo jest stworzyć archiwum miasta, wsi lub dzielnicy, która ma chociażby 100-letnią historię. Prawdopodobnie na jej terenach poległo wielu żołnierzy, przeszła przez nią armia napoleońska, a w małej kamieniczce na końcu ulicy Norwid stworzył swoje największe dzieło. Ale co, jeżeli urodziłeś się w miejscu, które jest nazywane sypialnią Warszawy, a jego historia rozpoczyna się w latach 50-tych XX wieku? Nie uświadczysz w nim ani jednej przedwojennej studzienki i Maryjki ukrytej w podwórku. Czy to oznacza, ze nie masz wspomnień z domów z betonu? Oczywiście, że nie. Udowadniają to między innymi mieszkańcy Bemowa, którzy od ponad roku tworzą Cyfrowe Archiwum Bemowa. Do założenia takiego archiwum nie są potrzebne wielkie środki. Wystarczy blog, poinformowanie kilku sąsiadów i udzielenie im dostępu do konta, żeby mogli czynnie współtworzyć Waszą wspólną historię. Koszty? Zero złotych. Profity? Budowanie tożsamości, integracja blokowego środowiska, nadzieja na wieczorek zapoznawczy wśród nowych mieszkańców. Wesołe miasteczko na osiedlu Bemowo I, w tle widoczny fragment bloku przy Secemińskiej (Bemowo Lotnisko – MSI). Rok 1992, fot. Teresa Bulkowska / cab.waw.pl Archiwum działające na zmysły 4 Podobno musimy być atakowani różnymi bodźcami. Sam tekst jest zbyt nudny, obrazek bez narracji ponoć mówi za mało. Samo zdjęcie raczej nas zainspiruje, odwoła do pewnych skojarzeń, ale dopiero osadzone w odpowiednim kontekście, dokładnie opisane, pozwoli nam zrozumieć, kto i dlaczego się na nim znajduje. Co z pozostałymi zmysłami? Warto byłoby przechować zapach piekarni, w której sprzedawano najlepsze bułki w dzielnicy czy dźwięk kolejki wąskotorowej, która przechodziła za nasza kamienicą. Dźwięki znalazły już swoje miejsce w niejednym archiwum. Prężnie działający na multimedialnym polu, lubelski Teatr NN stworzył Dźwiękową Mapę Lublina, o której pisze: Mapa dźwiękowa jest jedną z niematerialnych wartości krajobrazu kulturowego. Dźwięki tworzą krajobraz dźwiękowy, który jest jednym z elementów środowiska geograficznego. Dźwięki miasta odzwierciedlają zjawiska społeczne i kulturowe, są ściśle związane ze środowiskiem przyrodniczym, mogą być także przejawem zmian historycznych. Zarchiwizowano różne odgłosy, np. głos spikerki na dworcu autobusowym czy dźwięki, które można usłyszeć w miejscu, w którym stała kiedyś synagoga. Trudniej z zapachami, ale poczekajmy na komputery 5D. Cyfrowa Wieża Babel Technologia nośników multimedialnych pozwala obecnie na tworzenie metatekstu o dowolnej konfiguracji. Przestrzeń cyfrowa jest już otwarta na montaż obrazu, dźwięku i tekstu. Te możliwości wykorzystała Agata Ruchlewicz-Dzianach, autorka Subiektywnej mapy Valadares, która zaprezentowano podczas Międzynarodowego Festiwalu Architektury EME3 w Barcelonie. Autorka, podczas rezydencji w hiszpańskiej Galicji, współpracowała z kulturalnym laboratorium Arquitecturas Colectivas, co umożliwiło jej kontakt z lokalną społecznością. Istotą przedsięwzięcia była współpraca mieszkańców, wspólne odkrywanie przez nich niewidocznych na co dzień warstw miasta, rekonstrukcja nieistniejących już miejsc na podstawie wspomnień oraz pamięci indywidualnych uczestników i opowiadanych przez nich historii. Inspiracją dla tego działania była psychogeografia, idea inteligencji kolektywnej (…).W efekcie powstało 78 plików multimedialnych stanowiących mediatekę regionu. Przetłumaczono ją na kilkanaście języków. 5 Subiektywna mapa Valdares „Działajmy razem” Zakładając cyfrowe archiwa, nie musimy działać w pojedynkę. Istnieją organizacje wypracowujące mechanizmy, które mają ułatwić archiwizacje lokalnych wspomnień. Projekt Story Savers to międzynarodowe przedsięwzięcie realizowane w latach 2012-2014 przez organizacje z Czech, Grecji, Francji, Irlandii, Polski, Wielkiej Brytanii i Norwegii. Jego celem jest zbieranie opowieści ważnych dla społeczności lokalnych w różnych częściach Europy i zbudowanie na ich podstawie fragmentu wspólnej tożsamości kulturowej kontynentu. Podobieństwo doświadczeń, wyzwań, problemów i nadziei ma budować zrozumienie pomiędzy partnerami. Partnerem tej inicjatywy stała się warszawski Dom Kultury “Dorożkarnia, który od kilku lat prowadzi projekt “Korzenie Siekierek”, który rozrósł się już do tego stopnia, że możemy znaleźć w sieci całych rodzin, wirtualne wycieczki a nawet propozycje gier miejskich po okolicy. Polskim odpowiednikiem Story Saver może być program „Tu było”, realizowany przez Pracownię Badan i Innowacji Społecznych - Stocznia.. Na prostym i bardzo czytelnym blogu znajdziemy porady, jak krok po kroku zarchiwizować lokalną historię – gdzie szukać informacji, jak je nagrać, na co zwracać uwagę. Instytucja, zajmująca się na co dzień teoria partycypacji społecznej, postanowiła pochylić się nad tego typu działanością lokalną, która ma równie wazny wpływ dla rozwoju społeczności. Twórcy programu “Tu było” proponują lokalnym archiwistom 6 nie tylko czytanie, zbieranie informacji, nagrywanie ich lub kręcenie filmów, ale po zebraniu materiału - “wyjście w teren”. Jak piszą na swojej stronie: Z zebranymi materiałami warto wyjść w teren. Wariantów jest mnóstwo: można prezentować stronę lub same zdjęcia z rzutnika, można prezentować w przestrzeni nagrania i fotocasty (w tym przypadku być może nawet rzutnik nie jest konieczny; wystarczy komputer i słuchawki lub głośniki. Dużą atrakcją mogą być archiwalne dokumenty. Ciekawym pomysłem mogą być też działania animacyjne. W oparciu o materiały można urządzić fabularną grę terenową (gracze rozwiązują zagadki, przemieszczając się od punktu do punktu – oczywiście wszystko wokół tematyki historii lokalnej) lub warsztaty (np. przygotowywanie pocztówek ze starych i nowych zdjęć), spacer śladami wspomnień mieszkańców lub każdą inną formę dotarcia do społeczności lokalnej z zebranymi materiałami. Wszystkie z tych działań można zrealizować przy minimalnych kosztach. Kazdy zebrany materiał może być pretekstem do dalszych działań w swojej okolicy. Nie jest to jednak aż tak proste, jak opisuje Stocznia, ale na pewno nie stoi na przeszkodzie, aby wziąć dyktafon, aparat lub kamerę i zapukać do sąsiadów. Mogą na początku być trochę zdziwieni, ale jak widać, np. w Multimedialnej Kronice Opolszczyzny niektórzy po prostu kochają kamerę z wzajemnością. Polska Insta(nt) Poza masą świetnych, oddolnych projektów społecznych, które zachwycają innowacyjnością oraz coraz wyższym poziomem merytorycznym, można u nas zaobserwować od 2 lat całkiem istotną zmianę w sferze technologicznych przyzwyczajeń kulturowych. Tym zjawiskiem stał się Instagram. Kiedyś mówiło się z przekąsem - “jeśli nie ma cię na fejsie, to znaczy, że nie istniejesz”. Teraz całkiem śmiało można powiedzieć “jeśli nie wrzucasz na Insta, to znaczy, że nie widzisz”. I nie chodzi tu tak naprawdę o estetykę tych zdjęć. Nie chodzi też o to, który filtr jest najlepszy i jaka poza selfie jest teraz cool. Ten etap mamy za sobą, wyczerpał się w epoce facebooka. Sęk w tym, że ludzie zaczęli mówić obrazami. Stało się to, o co niejeden pokruszył kopię od czasów wprowadzenia aparatu cyfrowego. Możemy fotografować wszystko i wszędzie, ale zaczęliśmy wracać do myślenia o tym, co chemy przekazać. 7 Indywidualne archiwa cyfrowej pamięci, czyli nasze konta na Instagramie, rosną w siłę, obnażają też naszą tożsamość - sentymentalne, melancholijne, ciepłe, miękkie, bajkowe spojrzenia na miejsca, w których przyszło nam życ. Pokazują codzienność “klatka po klatce”. Co jemy, gdzie bywamy, jakie wartości najbardziej nam przyświecają - wszystkie te informacje znajdują się w instagramowych tagach. Polska w smartfonie jeszcze nigdy nie była tak dosłowna. Wraca do łask w najlepszych wydaniach społecznego czarno-białego fotoreportażu - jest detalem, krajobrazem, człowiekiem. Nie wszystko tu jest ładne, ale to te ulice, które codziennie mijamy, przypadkowi ludzie, których spotykamy, których jesteśmy ciekawi, którzy w archiwum naszej pamięci są NN, ale pozostali w kadrze na zawsze. fot. Michal Matraszek / Instagram: michalmatraszek *** W momencie powstawania tego artykułu, startuje również projekt Witryna: Grochów w ramach którego powstanie cyfrowe archiwum Grochowa, poszerzone o inne dodatkowe funkcjonaności. Jak widać, nurt public history nie jest u nas tylko sezonowym zauroczeniem oraz próbą kopiowania globalnych trendów. Społecznościom lokalnym zaczęło zależeć na pozostawieniu po sobie śladu w przestrzeni wirtualnej. O cyfrowych archiwach nie myślimy jedynie futurystycznie. One już są - tu i teraz. 8 Jak długo to potrwa? Nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Pewne jednak jest, że archiwa te są chętniej odwiedzane i dużo łatwiej udostępniane - tak właśnie realizują swoją podstawową rolę. Co nam pozostaje? Zamykamy laptopy i wyruszamy w teren, bo tutaj każdy jest częścią historii! ____________________________________________________________________________ [1] Reflections on an Idea: NCPH’s First Decade by Barbara J. Howe, Chair's Annual Address, The Public Historian, Vol. 11, No. 3 (Summer 1989), pp. 69–85