stona 6
Transkrypt
stona 6
W XIII wieku… w jakimś francuskim miasteczku stała potężna katedra. Spokojnie, ale zdecydowanie spoglądała wokół ze swoich wież. Widziała stamtąd całą okolicę i krzątające się ludzkie mróweczki. Podziwiała mądrość i zaradność człowieka, który zorganizował setki zabudowań w jeden wielki i sprawnie funkcjonujący system. Pomiędzy nimi przemykały wozy, toczyły się beczki, dreptały zwierzęta od czasu do czasu informując rżeniem lub szczekaniem o swojej obecności. Na jednym końcu miasteczka panował nieustający gwar – tam odbywał się targ. Na drugim ciągle szczękała stal i syczało rozgrzane do czerwoności żelazo. Wschodnią bramą dniami i nocami przybywali kupcy. Zachodnią myśliwi wyruszali na polowanie. Katedra czasem widziała kogoś ubranego w proste, praktyczne szaty, a czasem w uroczyste – balowe. Lecz raz w tygodniu wszyscy tłumnie ją odwiedzali. Wchodząc, opuszczali zwyczajne życie i trafiali nagle do świata ciszy i niewzruszonej zadumy. W tle unosił się harmonijny śpiew mnichów, a kadzidło zdawało się płynąć razem z nim we wszystkie strony świata. Rzeźby wskazywały na siebie i mówiły: „To ja – św. Michał Archanioł” lub „To ja – św. Paweł”, lub „To ja – wasz Zbawiciel”. A ludzie pokornie patrzyli i myśleli, i myśleli, i myśleli… Boże, jaki Ty jesteś wielki i wszechogarniający… Nasz cały kosmos jest tylko Twój. A my żyjemy w nim na Twoją chwałę… I tak stawali przed ołtarzem. A kiedy Hostia unosiła się w górę, bili się w piersi. Małe dzieci spoglądały na wszystko wokół i wiedziały, że to jest sprawa najwyższej wagi. Przecież nawet mój silny tato, który toporem ujarzmia dziki, jest jakiś zawstydzony… Wszystko takie bogate, wielkie i piękne. To jest dom mojego Pana. On zechciał w takim zamieszkać i pozwala mi być tutaj razem z nim. I tak stała katedra. A ludzie chodzili wokół niej i podziwiali. I mówili sobie: jak wiele Bóg nam dał, że potra- ye Leanto 2(16)2007 – st. 6 filiśmy ją zbudować… Jak wielka będzie nasza nagroda, skoro ziemskie rzeczy są tak piękne. Lecz gdzieś w historii, w XXI wieku, zapadła grobowa cisza w ciemności, a po niej ogłuszający ryk z czterech gardeł wspierany bombardowaniem szalonej perkusji. Gdy skończyli, zawyła gitara Katedra w Saint Pol de Leon i zaczęła szaleńczo zmieniać tony oraz tempo. Raz charczała, a raz miażdżyła dźwięk niczym zardzewiałą blachę. Nagle zamilkła i warknął jeden mężczyzna: to już koniec! Wtedy zapaliły się wszystkie światła i noc rozbiły zdziczałe snopy czerwieni oraz zieleni. Cztery czarne postacie skakały wymachując długimi włosami w rytm szybkiej perkusji i bulgoczącej gitary. Jeden potknął się i wpadł na głośnik rozcinając sobie czoło, ale nikt nie zatrzymał koncertu. Zaczęła się zwrotka. Wylewały się z niej najgorsze wulgaryzmy, jakie wymyślił człowiek. Z ust otępiałych muzyków sączyła się niezrozumiała nienawiść. Nagle spadło tempo i kolejny mężczyzna warczał pod nosem: „to ja, to ja, to ja…” I wtedy zagrały wszystkie instrumenty, a we wszystkie mikrofony uderzył przeciągany ryk: „twój pan, szatan, wygrałem raz i na wieki, ty znasz mą moc, będziemy razem najwięksi!” Setki ludzi zgromadzonych przed sceną rzucało się niczym psy na krótkim łańcuchu. Kiedy nie mieli już siły, wymachiwali tylko rękoma i błędnym wzrokiem przesuwali po rusztowaniu, na którym wisiały potężne plakaty przedstawiające rozkładające się głowy. Ktoś leżał nieprzytomny. Ktoś wychodził na słup oświetleniowy. Jeszcze ktoś polewał się czerwoną farbą. Skończmy już z tym obrzydliwym opisem. Oczywiste jest, że nie można pogodzić tych dwóch sytuacji. Obie są radykalnie różne. Możemy jasno powiedzieć, że pierwsza jest dobra, a druga zła. Chciałoby się być wśród tych spokojnych ludzi w katedrze. Ale nawet psa trzeba by trzymać z daleka od bandy z drugiego opisu. Tylko ktoś niezwykle zepsuty mógłby pragnąć znaleźć się pośród tej dziczy. Jednak czy chodzi tu tylko o prosty sąd ZŁE lub DOBRE? Czy, jeśli pominiemy aspekt satanistycznych treści i groźby utraty zdrowia, jest wszystko jedno, gdzie byśmy trafili? Nie. Istnieje głębsze znaczenie tych sprzecznych sytuacji. Pan Bóg w swojej nieskończonej dobroci i mądrości zechciał stworzyć kosmos. Stworzył więc nieskończoną ilość bytów. Jego zamiarem było, by odbijały Bożą doskonałość oraz by czyniły to we wszystkich możliwych stopniach. Zatem powstały liczne stworzenia, aby z jednej strony przez wielość, a z drugiej przez hierarchiczność odzwierciedlały odpowiednio Boską doskonałość. Powodem istnienia wszystkiego było dawanie chwały Bogu odbijając w sposób całkowity i pełny doskonałości, które w Nim istnieją. Mówiąc krótko, wedle Bożego zamysłu wszystko miało być takie, jakim