Małgorzata Szwakopf GALERIA NIEWOLNIKÓW

Transkrypt

Małgorzata Szwakopf GALERIA NIEWOLNIKÓW
Małgorzata Szwakopf
GALERIA NIEWOLNIKÓW
czyli o kondycji współczesnego człowieka
na podstawie wybranych dramatów Miro Gavrana
Pstryk! Ktoś zgasił światło. Zbyt ciemno, by rozróżnić kształty. Wzrok nieporadnie
ślizga się po jednolitej, gładkiej ciemności próbując zaczepić się o jakąkolwiek formę poza
nieprzeniknioną czernią. Po chwili spojrzenie oswaja całkowity brak światła, zaczyna powoli
osiadać na przedmiotach przypominających bardziej nieforemne zagęszczenie mroku niż
znajome kształty. Nie sposób odgadnąć, co mamy przed oczyma – czy to tylko fatamorgana
zwiedzionej nieprzejrzaną czernią wyobraźni, narośl na grubym, puszystym ogonie nocy czy
też prawdziwe oblicze rzeczywistości ukrytej w ciemnościach. Zaczyna się badanie tego
niemego, ślepego świata. Jak się wydostać z tej ciemni? Kto i po co nas tu zamknął? Budzimy
się pewnego dnia, by z przerażeniem stwierdzić, że ktoś zawiązał nam oczy ciemnością po
chwili pojmując, że tak naprawdę nam je w tej chwili otworzył, byśmy dostrzegli w końcu
mrok wokół siebie i spróbowali się z niego wydostać. Na wolność.
Miro Gavran w swoich dramatach stara się jak najpełniej odmalować portret
współczesnego człowieka zdezorientowanego wewnątrz chaosu sprzecznych emocji i
pragnień, w natłoku dręczących pytań o cel i sens życia, uwikłanego w tragizm i piękno
konieczności dokonywania wyborów, przeklętego i pobłogosławionego samoświadomością i
darem myślenia. Choć niektórzy jego bohaterowie są jednocześnie pierwszoplanowymi
aktorami zamkniętych już, dawno minionych historii ze świata polityki czy literatury, potrafią
oddać całą złożoność istoty bycia człowiekiem także w XXI wieku. Jest to możliwe dzięki
mistrzowskiej charakteryzacji Gavrana, który ubiera swoje postacie w uniwersalne szaty
codziennych trosk i duchowych rozterek, skupiając się na prywatnej sferze ich życia, na
problemach nurtujących także i współczesnego czytelnika uzyskując w ten sposób wymiar
ogólnoludzki. Autor pokazuje, jak mało czuła na zmieniające się czasy, tradycje i obyczaje
jest istota człowieczeństwa i leżący u jej źródła sen o wolności. Gavran starając się ukazać
prawdę ludzkich uczuć nie mógł zatem uniknąć kwestii wolności jednostki, jej prawa do
samostanowienia, nie mógł pominąć kwestii zniewolenia, przedstawiając popadanie w
niewolę własnej natury - choć ułomnej – silniejszej niż myśl i boski dar rozumu. Autor
podkreśla także tragizm nieświadomości własnego niewolnictwa. Najczęściej bowiem, nie
zdając sobie z tego sprawy, człowiek sam skazuje się na kajdany, jednak forma niewolnictwa,
jaką sobie narzuca, może być bardzo różna.
Najbardziej chyba widoczną i oczywistą z nich jest uzależnienie od drugiego
człowieka. Bohater nie jest wówczas więźniem idei, abstrakcji, zjawisk tak nieuchwytnych i
nienamacalnych jak myśl czy pragnienie, ale staje się niewolnikiem konkretnej osoby
istniejącej w realnym świecie. Dlatego też łatwiej ją dostrzec i łatwiej się spod jej panowania
wyzwolić, łatwiej walczyć z widzialnym, dobrze znanym wrogiem. Szekspir, jakiego Gavran
kreuje na kartach swojego dramatu Szekspir i Elżbieta, z początku zafascynowany królową,
oszołomiony szczęściem człowieka, któremu spełniły się od dawna skrywane pragnienia,
marzenia pozornie niemające najmniejszych szans na zmaterializowanie się w rzeczywistość,
z czasem traci cały zapał i entuzjazm, zaczyna dostrzegać jakże klaustrofobiczną,
przytłaczającą przestrzeń swego więzienia, zaczyna rozumieć swoje beznadziejne położenie,
w którym wbrew zdrowemu rozsądkowi i deklaracjom złożonym Jane się znalazł. Zaczyna
rozumieć słowa przyjaciółki:
1
JANE: Wolność jest ważniejsza od wszystkiego innego, a na dworze jest wszystko prócz wolności.1
Szekspir dusi się w ramionach królowej, chce się od nich uwolnić czując wściekłość i
poniżenie człowieka, który dał się sprowadzić do roli przedmiotu, ozdobnego bibelotu,
zabawki, człowieka, który pozwolił się wykorzystać:
SZEKSPIR: Jane, ona całymi dniami nie wypuszcza jej ze swojej sypialni. Traktuje mnie jak
dziecko, jak zabawkę. Wydaje jej się, że jestem jej własnością, jej zwierzątkiem. Koniem,
którego może ujeżdżać cały dzień, nie pytając, co myśli i czuje. (...) Jestem zwykłym więźniem,
niewolnikiem, który przez jeden dzień stracił wolność. (...) Ona jest gorsza od najgorszej
wiedźmy, niezaspokojona i egoistyczna. Czuję się jak samiec, jak ogier, z którego wysysa siłe, bo
boi się starości i śmierci.
JANE: Dostałeś się na dwór. Na sam szczyt. To był twój cel, marzenie twojego życia.
SZEKSPIR: Moim jedynym marzeniem jest wolność.2
Tęsknota za słodkim zapachem wolności kazała mu dostrzec w Elżbiecie swego największego
osobistego wroga i uwolnić się od niego nawet za cenę śmierci. Pod wpływem nagłego
impulsu, gdy miara się przebrała, zdecydował się zburzyć swe więzienie, choćby miał zginąć
pod jego gruzami. Sam opisuje związek, w który się uwikłał, jak najcięższe więzienie:
SZEKSPIR [do królowej]: (...) ty jesteś tą, która rozkoszuje się władzą i posiadaniem. Ty ukochaną
osobę traktujesz jak wazę z kwiatami, która istnieje tylko po to, by dekorować pokój.
Zapominasz, że jestem człowiekiem z krwi i kości, że nie mogę dwadzieścia cztery godziny na
dobę siedzieć w twoim pokoju, i jeszcze być szczęśliwym. Wciąż mówisz o miłości, ale sposób ,
w jaki mnie traktujesz, nie ma nic wspólnego z miłością. (...) Brakuje mi powietrza, dusisz mnie.
To już od dawna nie jest miłość, lecz męczarnia. Gra w kotka i myszkę. (...) Mam dość tego
więzienia.3
Podobnie o swoim małżeństwie myśli Edmund – bohater sztuki Mąż mojej żony. On jednak
nie potrafi podjąć tak radykalnych kroków jak Szekspir, gdyż krępują go o wiele mocniej inne
pęta - choć deklaruje swój pęd ku wolności, w praktyce wyrzeka się jej w imię przyzwyczajeń
stając się niewolnikiem strachu przed jakąkolwiek zmianą.
Codzienne nawyki, przyzwyczajenia konstytuują rzeczywistość człowieka,
cementują ją w konkretnym kształcie nie pozwalając się rozwinąć. Drobnostki, najmniejsze
szczegóły przywiązują nas do obecnego stanu rzeczy, każą trwać w miejscu nie dostrzegając
w zmianie szansy na rozwój. Paraliżuje nas lęk przed tym, że nasz oswojony, zastygły
wygodnie w sieci codziennych, znoszonych rytuałów świat mógłby przyjąć nieznany kształt,
pozbyć się starych ostrych zarysów, wyjść ze schematu, automatyzmu, monotonii
powtarzających się w nieskończoność takich samych ruchów, gestów i dni różniących się
jedynie kartką w kalendarzu. Gavran doskonale pokazuje to na przykładzie bohaterów
dramatu Mąż mojej żony, ludzi niezdecydowanych, czekających na kogoś, kto uwolni ich od
brzemienia podjęcia decyzji i zmagania się z jej konsekwencjami. Niewolnicy strachu. Wolą
utrzymać chory stan rzeczy za wszelką cenę niż dać się ponieść w nieznane. Ani Edmund, ani
Zeflik nie są uzależnieni od swojej żony, od uczucia tej jednej konkretnej kobiety, motorem
ich działania jest raczej wygodnictwo niż wielka, przebaczająca miłość czy namiętność do
Heli. Godzą się na jej utyskiwania, znoszą poniżenie, bo tylko w ten sposób mogą uniknąć
wysiłku i zaangażowania, jakiego wymaga od nas każda zmiana. Przeraża ich perspektywa
budowania, kształtowania swojej rzeczywistości na nowo, gdyż to wiąże się z ciężką pracą,
wymaga zastanowienia i podjęcia decyzji, za które trzeba wziąć odpowiedzialność. Próbują
znaleźć inne, wzniosłe wytłumaczenia, szukają argumentów, które pozwolę im zakamuflować
własne tchórzostwo, uczynić z niego cnotę, by utwierdzić się w przekonaniu, że bezruch i
1
Miro Gavran, Szekspir i Elżbieta. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty, Kraków 2003, s. 57.
Tamże, s. 75-76.
3
Tamże, s. 81.
2
2
bezwarunkowa kapitulacja, bierne poddanie się zastanej rzeczywistości jest jedynie słuszną
drogą:
EDMUND: (...) Jesteśmy istotami tragicznymi, gdyż w żadnej kombinacji nie będzie dobrze.
ZEFLIK: I nie ma wyjścia?
EDMUND: Nie ma.4
i w innym miejscu:
ZEFLIK: Ech, widzisz, przyjocielu mój, żebyśmy wszyscy pozostali szczynśliwi, wszystko musi zostać
tak jak było.5
Wciąż nie doceniamy potęgi przyzwyczajeń, drobnych nawyków, codziennych rytuałów, w
które wrastamy z każdym dniem coraz bardziej, a one tylko czekają aż pozwolimy usnąć
czujności, by mogły zupełnie i niepostrzeżenie nas pochłonąć. Edmund i Zeflik zgadzają się
na umowność rzeczywistości, w której prawdziwość nie zwątpili dotąd ani razu, która była
dla nich oczywista, jedyna. Gdy odkryli, że są jedynie marionetkami w teatrze iluzji, po
krótkim, pozornym wahaniu dobrowolnie przywdziali znów maski błaznów, gdyż jedynie w
nich spodziewali się znaleźć bezpieczne schronienie przed nieznanym światem poza sceną,
poza murami teatru stworzonego dla nich przez Helę. Postanowili zupełnie świadomie wejść
w rozpisane na nich role.
O wiele trudniej chyba nie wypaść z roli samemu sobie narzuconej. Poza, którą
świadomie się przybiera, wizja, obraz siebie, który samodzielnie, z wyrachowaniem kreuje się
dla obcych oczu, maska, którą samemu się wybiera, z czasem też staje się więzieniem, z
którego nie sposób wyjść z twarzą. Być może na początku maska przylega tak ściśle, że
niemal zrasta się z istotą tego, kim jesteśmy, z prawdą o nas samych tak, że nie sposób ich
odróżnić, tak, że nawet my sami możemy stracić orientację, ale z czasem szablon, który
przycięliśmy niby na swoją miarę, zaczyna uwierać, ograniczać ruchy, krępować myśli i
uczucia do tego stopnia, że nie sposób już tego znieść. Niewolnik autokreacji. Tołstoj i Sofia z
dramatu Czechow Tołstojowi powiedział „żegnam”. On – geniusz, pisarz świadomy swej
wielkości, więzień swojej sławy pragnący za wszelką cenę podtrzymać mit o swej
wyjątkowości, a w rzeczywistości starzejący się, wypalony artystycznie, zgorzkniały
człowiek żyjący w cieniu swej dawnej sławy. Jego żona tak wyraża się o jego księdze
rozmów:
SOFIA: (...) Teraz, kiedy zabrakło wielkich literackich pomysłów, teraz powinien z honorem
umilknąć. Ale on tak nie umie. On chce mówić za wszelką cenę i zamiast interesującej opowieści
da ludziom jałowe, starcze mędrkowania, destruktywny tekst, w którym będzie atakował
wszystko: od swojej żony począwszy, a na innych pisarzach, politykach i kościele skończywszy.
Dzięki tej książce znowu będzie w centrum uwagi, ale nie jako pisarz, lecz jako stara baba,
która bezkrytycznie i bezwstydnie oczernia każdego, kto jej przyjdzie do głowy.6
Tołstoj doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to już jego zmierzch, przeraża go pustka, brak
literackich pomysłów, ale nie chce pogodzić się ze swym upadkiem, broni się przed
świadomością swojego artystycznego końca, próbuje ocalić wiarę w siebie, w mit swej
wielkości w świadomości ogółu, ale przede wszystkim chce odzyskać godność we własnych
oczach. Pisarz w kreacji Gavrana jest niewolnikiem swej chorobliwej ambicji, źle pojętej
wielkości, swojego wizerunku, w którym było mu niegdyś tak do twarzy, a który z czasem
stał się pusty i fałszywy. Spragniony wciąż boskiej niemal czci, szacunku i poważania nie
4
Miro Gavran, Mąż mojej żony. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty, Kraków 2003, s. 183.
Tamże, s. 188.
6
Miro Gavran, Czechow Tołstojowi powiedział „żegnam”. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty,
Kraków 2003, s. 115.
5
3
dopuszcza myśli, że już od dawna nie dorasta do pomnika wystawionego mu przez
powszechne uwielbienie. Zamykając się w więzieniu przekonania o sobie jako o jednostce
wybitnej staje się postacią tragiczną, nieświadomą swej śmieszności. Pragnie ze wszech miar
udowodnić innym swoje racje, poniżyć ich, szuka okazji do ukazania im swej rzekomej
dominacji, by w ten sposób zbudować swą wielkość, by uznano jego wyższość, o której jest
święcie przekonany:
TOŁSTOJ: Pan nie jest Tołstojem. Ja mogę sobie pozwolić na dużo więcej niż zwykli ludzie.7
Pisarz u Gavrana zdaje się być niewolnikiem nudy małżeństwa, w którym uczucie już dawno
wygasło. Wraz z Sofią – zgorzkniałą, rozgoryczoną, starzejącą się kobietą, którą w
towarzystwie Czechowa i Olgi nieustannie obraża, rani i poniża tak zachowaniem jak i
słowami, którą traktuje poniekąd jak zło konieczne z czasem możliwe do zaakceptowania, czy
raczej pobłażliwego tolerowania – są przykładem pary uwięzionej w dogorywającym już
związku pełnym sprzecznych namiętności i emocji: od nienawiści i pogardy poprzez
wzajemne sobą znużenie aż do czułości i troski. Jakby sami gubili się już we własnej grze. By
zabić smak nudy nadgryzionej kromki wspólnej codzienności, bawią się uczuciem dwojga
niewinnych ludzi, którzy budzą ich zawiść swoją młodością, świeżością i wzajemnym
zapatrzeniem. Są zgorzkniali, przerażeni osaczającą ich starością, twórczą niemocą i
przygasłym blaskiem dawnej wielkości, nie mając już pomysłu na swą jałową teraźniejszość
bawią się cudzym życiem, rozpaczliwie szukają nowych podniet, bodźców, motywacji do
działania, by jeszcze choć przez chwilę poczuć, że żyją:
TOŁSTOJ: Wygląda na to, że wczoraj przesadziliśmy.
SOFIA: Na to wygląda. (...) Dość już mam tej twojej Jasnej Polany. Przypomina mi cmentarz.
Spokój, cisza i nuda!
TOŁSTOJ: (...) Przejrzę ostatni „Rocznik młodych rosyjskich pisarzy”. (...) Zaprosimy kogoś z nich,
żeby napisał ze mną księgę rozmów.
SOFIA: A kiedy on wyjedzie?
TOŁSTOJ: Wtedy zaprosimy drugiego.
SOFIA: A potem?
TOŁSTOJ: Potem trzeciego, czwartego, piątego. Nie bój się, nie będzie nam nudno.8
Za plecami swoich gości reżyserują komedię z ich udziałem nie widząc, jak się zdaje, że staje
się ona tragifarsą o żałosnych, rozpaczliwych próbach utrzymania korony i wskrzeszenia
dawnego życia. Niewolnicy przeszłości broniący się przed przyszłością, w walce tej za oręż
mając swoją grę ochraniającą ich przed przykrymi niespodziankami losu. Zdają się podzielać
zdanie Olgi:
OLGA: Na scenie czuję się lepiej niż w życiu. (...) Na scenie jest wszystko określone, pewne. (...) A w
zwykłym życiu wszystko jest takie nieprzewidywalne i niepewne, wiele nas zaskakuje.9
W realnym świecie dziewczyna ta daje się z łatwością zmanipulować Tołstojowi i Sofii,
wciągnięta w ich perfekcyjnie wyrachowaną grę jest w stanie uwierzyć, że Czechow ją
zdradził, choć nigdy wcześniej nawet nie pomyślała, że byłoby to możliwe. Czemu służy to
podżeganie młodych przeciw sobie, obserwowanie bez zmrużenia powiek, jaki ból sprawiają
sobie nawzajem oskarżając się o zdradę, jak cierpią zranieni utratą zaufania? Chora rozrywka
znudzonych sobą i życiem, odartych z nimbu wielkości, zawistnych, starzejących się ludzi,
którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że ich czas już minął. Nie potrafią zejść ze sceny
nawet, gdy wybrzmiały już wszystkie ważne słowa, wciąż czekają na oklaski w
7
Tamże, s. 105.
Tamże, s. 142.
9
Tamże, s. 124.
8
4
nieskończoność odwlekając moment opuszczenia kurtyny. Do genialnego tekstu, który stał się
ich wielkim tryumfem, dopisują banalne frazy bez siły i wyrazu czyniąc ze swego dzieła
męczący i niesmaczny cyrkowy numer.
Podobny lęk o własny wizerunek w cudzych oczach, o to, co pomyślą inni, staje się
często motorem działań współczesnego człowieka. Trzeba iść przebojem, trzeba umieć się
sprzedać, by dziś zaistnieć, by zdobyć szacunek i poważanie innych, żeby być „kimś” w
towarzystwie, żeby się w społeczeństwie liczyć. Trzeba umieć pięknie mówić, puste myśli
ubierać w przekonujące słowa zyskujące sympatię i zaufanie. Manipulacja jest coraz bardziej
pożądaną umiejętnością tak, że coraz trudniej odróżnić prawdę od pięknie opakowanej fikcji.
Stajemy się powoli więźniami cudzych słów roszczących sobie prawo do miana prawdy
obiektywnej, padamy ofiarą propagandy i manipulacji, powielamy cudze sądy przyjmując je
za własne, zmieniamy się w marionetki w ręku fałszywych proroków, którzy realizację
ambicji swego egoizmu nazywają naszym najwyższym, upragnionym dobrem. Bohaterowie
dramatów Gavrana również ulegają grze pozorów, dają się złapać w prestidigitatorskie sidła
tych, których prześladuje demon pychy i chęć dominacji. Kreon w sztuce Antygona Kreona
modeluje opinię publiczną wedle własnych potrzeb żonglując pojęciami takimi jak
Patriotyzm, Zdrada, Dobro ogółu czy w końcu Prawo i Sprawiedliwość, zyskuje sobie
przychylność poddanych i aprobatę dla swoich poczynań. Dobrze wie, że jego wersja historii
zostanie połknięta przez społeczeństwo, o ile tylko wystarczająco atrakcyjnie i wiarygodnie ją
przedstawi:
KREON: (...) Czyż to nie doskonałe? Uwolnię się od pięciu najbardziej niebezpiecznych wrogów, a
w oczach narodu będę tylko trochę i winny i bardzo nieszczęśliwy.
ANTYGONA: Wydaje ci się, że oszukasz cały kraj?
KREON: Oczywiście, że tak – jestem geniuszem.10
Przez lata nauczył się służy bożkowi władzy wprawnie i kreatywnie starając się zawsze
wyprzedzać jego rozkazy o krok, zanim ten zdąży zażądać ofiary. Lęk przed utratą korony stał
się jego obsesją. Wszędzie doszukuje się spisku, boi się każdego w swym państwie, strach nie
pozwala mu spać ani cieszyć się życiem:
KREON: (...) Nikomu nie wierzę, nikogo nie kocham, jestem wykończony, a sprawy państwowe
mnożą się niemiłosiernie (...) Nie wiem, co to znaczy mieć wolne, nie poluję, nie odpoczywam,
nie wolno mi chorować. Wszyscy czekają na moje potknięcie, na błąd, wszyscy chcą korony. (...)
Wszyscy stanowią zagrożenie. Wszyscy w jakimś okresie zadowalamy się jazdą konną, hazardem
i dziwkami, a potem ktoś stanie nam na odcisk, zaboli nas, ktoś nas wyśmieje, rozzłościmy się na
kogoś, ale nic mu nie zrobimy, bo jest silniejszy od nas. Z uśmiechem przełkniemy ból i
zrozumiemy, że świat się dzieli na królów i nie-królów – zapragniemy zostać królem, a wtedy
jazda konna przestanie się liczyć.11
Strach przed utratą tronu paraliżuje jego człowieczeństwo, ludzkie uczucia i odruchy, bo
mogłyby one sprowadzić go z jedynej słusznej drogi ku władzy i sławie, a jako skierowane na
drugą istotę Kreon uważa je za śmieszne i niepraktyczne, skazując się tym samym na
samotność:
KREON: (...) Jeśli chcesz, żeby ludzie myśleli o tobie bez przerwy, jeśli chcesz coś znaczyć w ich
życiu, muszą cię albo kochać, albo nienawidzić, a miłość jest taka niestała, więc zdecydowałem
się na nienawiść.12
Król nie szuka drugiego człowieka, jego dobra, ale jego hymnów pochwalnych, potrzebuje
martwych dusz do budowania swej wielkości. Opętany przez rządzę władzy i chęć posiadania
10
Miro Gavran, Antygona Kreona. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty, Kraków 2003, s. 28.
Tamże, s. 22-23.
12
Tamże, s. 23.
11
5
jawi się nam jako niewolnik strachu przed utratą korony i związanych z nią zaszczytów.
Zaszczuty przez własny lęk staje się człowiekiem wyrachowanym, fantastycznie i precyzyjnie
wykorzystującym swój nieprzeciętny intelekt, ale też człowiekiem zdolnym do największych
podłości, bezwzględnym tyranem. Niewolnik strachu i manii wielkości, genialny w swej
przebiegłości, gotowy na każdą ewentualność zręcznie wykorzystuje niedoświadczenie i
naiwność Antygony, jej podatną na wpływy, wrażliwą na patos wielkich słów i piękne idee
młodość, by po raz kolejny uciec przed lękiem.
Antygona początkowo przerażona wizją rychłej śmierci, młoda, beztroska
dziewczyna przywiązana do czerpania z życia pełną piersią, przyzwyczajona do wygód i
rozrywek stopniowo dojrzewa, zmienia sposób postrzegania własnej egzystencji, daje się
ponieść marzeniom o zwycięstwie świata ideałów nad marną rzeczywistością codziennych
trosk. Jednak okazuje się, że jej poświęcenie jest daremne, gdyż nie jest w stanie zmienić
biegu wydarzeń ani powstrzymać Kreona. Tragizm Antygony w sztuce Gavrana polega w
dużej mierze na tym, że jej z pozoru świadomy wybór, opowiedzenie się po stronie prawdy i
szlachetności, jej patetyczny, bohaterski gest jest tylko wynikiem manipulacji, zgodnie z jej
własnymi słowami:
ANTYGONA: (...) Zagraj bohatera, a staniesz się nim naprawdę.13
Uwierzyła ona, że myśli i czyny postaci stworzonej przez Kreona dla jego korzyści są jej
myślami, pragnąc stopić się, stać się tożsama z osobą wykreowaną przez króla w jego sztuce.
Zaimponował jej heroizm nieistniejącej postaci, jej męstwo i siła charakteru. Młodość wierzy
w ideały, szuka odpowiedzi na pytania o sens życia – często w książkach, w słowach
mędrców, którzy ją poprzedzali - tym łatwiej więc ją zwieść. Antygona nie zauważa nawet,
kiedy przedzierzgnęła się w osobę wymyśloną przez Kreona, w narzędzie potrzebne mu do
realizacji zbrodniczych zamiarów. Twierdzi, że jest wolna, że odrzuca wszelkie maski i role,
które do tej pory wypełniała pokornie i bez zarzutu:
ANTYGONA: Nie chcę grać – nie chcę dłużej żyć, brzydzę się tym światem, w którym wszystkie
dramaty zostały napisane, brzydzę się światem, w którym podzielono już role, tymi wszystkimi
brudnymi gierkami i spiskami – to wszystko jest takie męczące, takie odrażające (...) kiedyś
byłam ślepa i korzystałam z życia w mroku, ale teraz, kiedy przejrzałam na oczy, nie zgodzę się
na takie życie. (...) 14
Nie widzi, że cały czas gra, że dała się wtłoczyć w formę ulepioną dla niej przez Kreona, że to
on cały czas pociąga za sznurki tworząc jej przy tym iluzję samodzielności i suwerenności jej
odważnych decyzji. Liczyła na to, że dzięki swojej metamorfozie uda się jej zniweczyć plany
króla i choć nie pomogła w ich realizacji, nie zdołała mu przeszkodzić.
Gavran ukazuje na tym przykładzie pewien mechanizm ideologicznego
kształtowania młodego, niedojrzałego umysłu, pozyskiwania jego zapału graniczącego
niekiedy z fanatyzmem do własnych celów na ogół dalekich od szlachetnych idei dobra ogółu
czy budowania lepszej rzeczywistości. Umysł zniewolony. Gavran pokazuje, jak wielką rolę
w życiu każdej jednostki odgrywa środowisko wokół niej, ludzie, którzy je tworzą, którzy
wydają śmiałe sądy i stanowczo bronią swoich przekonań. Człowiek tak łatwo ulega
manipulacji, wpływowi tzw. autorytetów, bez żadnej twórczej analizy wypowiada tzw. myśli
będące tylko chaotycznym zlepkiem zasłyszanych słów i opinii, bez zastanowienia wyrzuca z
siebie slogany, których sam nierzadko nie rozumie. Świetnym na to przykładem jest
wspominany już Zeflik z dramatu Mąż mojej żony bezkrytycznie przyjmujący racje Edmunda
za swoje własne. Nie jest w stanie zaproponować żadnego rozwiązania powielając jedynie
13
14
Tamże, s. 31.
Tamże, s. 45.
6
pomysły i argumentację swego gościa, który kilkakrotnie wyrzuca mu to w czasie rozmowy
jak np.:
EDMUND: Ukradłeś mój pomysł i przerobiłeś na swoją korzyść. Nie zgadzam się na to (...).15
Zeflik samodzielnie nie zastanawia się, czego oczekuje od życia, jak chce rozwiązać
zaistniałą sytuację ani nawet co uważa za szczęście, dopiero słowa Edmunda zmuszają go do
podjęcia decyzji. Lecz nawet wówczas nie stać go na wymyślenie niczego konstruktywnego,
wypluwa tylko słowa, które słyszał przed chwilą z ust swego konkurenta. Chce mieć to, co
mąż jego żony, gdy tylko zaczyna podejrzewać, że Edmund wybiera dla siebie lepsze
rozwiązanie niż to zaproponowane Zeflikowi zgodnie z jego wcześniejszymi deklaracjami i
życzeniami. Jeśli widzi, że pewien stan rzeczy daje komuś radość i satysfakcję, dąży do
wypracowania w swoim życiu sytuacji analogicznej bez względu na to, czy ta innowacja do
jego świata przystaje i choćby w najmniejszym stopniu odpowiada jego potrzebom.
Niewolnik niesamodzielności, cudzych sądów, ale też naiwności i prostoduszności, którą tak
sprytnie wykorzystała Hela.
Człowiek często nie uświadamia sobie wielkiego wpływu, jaki wywiera na niego
otoczenie, biernie, bez filtrów chłonie rzeczywistość, w której się znalazł. Jeśli choć trochę
zaangażuje w to świadomość, zyskuje wielką szansę na rozwój własnej osobowości,
samodzielne nadawanie formy swojemu istnieniu w określonym świecie wśród konkretnych
ludzi. Jednak niewielu zdobywa się na kreatywność i twórczo korzysta z otrzymanych
możliwości, bo wymaga to wysiłku i intensywnego myślenia. A ilu jest takich, którzy boją się
zastanowić nad sobą, nad swoim życiem, takich, których przeraża wizja, że oto mogliby
odkryć pustkę i jałowość swej egzystencji, dlatego bronią się przed samookreśleniem, przed
świadomością swoich marzeń i celów?... Gavran nie pomija także i tego problemu – Anita,
jedna z bohaterek sztuki Wszystko o kobietach, jest świetnym tego przykładem. Bez
najmniejszego oporu poddaje się wpływowi kolejno najpierw matki, potem Magdy i w końcu
Jolki, gdyż boi się wziąć odpowiedzialność za kształt swojego życia. Unika podejmowania
decyzji, całkowicie zdaje się na zdanie innych. Jako, że bardzo to wygodne, zapewne tak
samo też powszechne. Nie wychylać się, żyć według szablonu pospolitego małego szczęścia
skrojonego na miarę równie małych potrzeb i wymagań. Anita jak kameleon przejmuje
życiową postawę tej osoby, z którą akurat w danej chwili jest najbliżej, która zdaje się w pełni
ją akceptować. Nie potrafi już samodzielnie myśleć czy stanowić o sobie. Pada ofiarą
nadopiekuńczości matki, potem zaborczości Magdy i wbrew deklaracjom rzekomej
wybawicielki Jolki:
JOLKA: Halo, mała... tu Jolka... właśnie skończyłam rozmawiać z twoją była opiekunką [Magdą] –
nie będzie cię już więcej męczyć, od teraz jesteś wolna (...).16
staje się ich więźniem odizolowanym od zewnętrznego świata, a właściwie niewolnikiem
własnej emocjonalnej niedojrzałości. Natychmiast tę słabość wykorzystuje Magda szczelnie
oplatając życiową niezaradność Anity mackami swej pozornej przyjaźni, gdyż panicznie boi
się odrzucenia i samotności. Rozpaczliwie walczy z poczuciem osamotnienia, próbuje ukazać
Anicie, jak bardzo jest jej potrzebna, jak wiele dla niej zrobiła, chce ją do siebie za wszelką
cenę przywiązać:
MAGDA: To dzięki mnie [Anita] stała się tym, kim jest. Wcześniej ta jej podła matka zachowywała
się tak, jakby Anita była jej własnością. Anita nigdzie nie wychodziła, z nikim się nie spotykała –
a wszystko przez matkę. (...) Była nieśmiała, zastraszona. Mieszkała z matką, która planowała
jej każdy dzień, każdą godzinę. Dzięki mnie się przełamała. (...) kiedy mieszkała z matką (...)
15
16
Miro Gavran, Mąż mojej żony. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty, Kraków 2003, s. 182.
Miro Gavran, Wszystko o kobietach. W: Miro Gavran, Antygona Kreona i inne dramaty, Kraków 2003, s. 236.
7
żyła zamknięta w swoim świecie. A ja do drzwi jej świata znalazłam klucz. To ja byłam przy niej
dzień po dniu. Chroniłam, jak mogłam, tę jej iskierkę niezależności, nowego życia. Nie było mi
łatwo, możesz mi wierzyć – ale czułam, że to dobra i wartościowa osoba. Czułam, że warto dla
niej poświęcić wolny czas. (...) Ona naprawdę wiele dla mnie znaczy. (...) 17
Miłość Magdy jest zaborcza, chce mieć swoją przyjaciółkę na wyłączność, zamknąć ją w
klatce swojego świata, by usunąć z niego przytłaczające poczucie pustki i rozpaczy
osamotnionego, niepotrzebnego nikomu, zbędnego istnienia:
JOLKA: Chodzi o to, że istnieje miłość bez chęci posiadania. Możesz mi wierzyć, że istnieje.
MAGDA: (...) Kiedy zobaczyłam jej krótkie włosy, wiedziałam, że wywierasz na nią wpływ. Kiedy
powiedziała mi, że chce popłynąć z tobą w rejs – zrozumiałam, że wymyka mi się z rąk.
Wszystko przez ciebie. Robisz wszystko, żeby usunąć mnie z jej życia. (...) Nie odbierzesz mi jej!
JOLKA: Nie odbierzesz?! Moja droga, to nie przedmiot, który można odebrać.
MAGDA: (...) Nie pozwolę, byś mi ją zabrała.18
Magda nie potrafi pogodzić się ze stratą, cierpi, odczuwa rozgoryczenie, żal i tępy ból jak
dziecko pozbawione zabawki, bez której nie potrafi już zasnąć. Jednak jej zachowanie nie
wynika z chęci posiadania czy władzy, lecz z głębokiej potrzeby dzielenia z kimś więzienia
swej samotności.
Inaczej sprawa się ma z królową w sztuce Szekspir i Elżbieta. Jest ona typowym
przykładem osoby skrępowanej pragnieniem dominacji, otrzymywania zawsze tego, czego
sobie zażyczy. Można ją uznać za symbol człowieka, który bez względu na wszystko folguje
swym zachciankom, który ma świadomość, że może sobie pozwolić na uleganie chwilowym
kaprysom i słabostkom, bo jest na samym szczycie władzy i potrafi z tego korzystać. Od
czasu do czasu znużona przewidywalną rzeczywistością dworskiej etykiety szuka rozrywki i
zapomnienia w ramionach kolejnych kochanków /kochanek, których bez skrupułów porzuca,
gdy i ta forma urozmaicania banalnego świata drobnych intryg i wielkiej polityki ją znudzi.
Bawi się uczuciami innych traktując ich jak swoją własność, dodatek do obecnego stanu
posiadania, co w cytowanym wyżej fragmencie w chwili rozstania wyrzuca jej Szekspir.
Nawet jej rozpacz po odejściu dramatopisarza wydaje się wynikać tylko stąd, że wydarzenia
nie potoczyły się po jej myśli, że ktoś śmiał przerwać jej zabawę w momencie, gdy ona
daleka jeszcze była od podobnego pomysłu. Nie wyobrażała sobie dotąd, by ktokolwiek mógł
odważyć się choćby pomyśleć o odmówieniu należnej jej czci i uwielbienia, by ona, królowa,
mogła zostać porzucona. To ona przecież rozdaje karty i dyktuje reguły gry! Nikt więcej! A
kto się waży stanąć na drodze jej walki ze strachem przed starością i śmiercią, sam poniesie
śmierć. Elżbieta okrutnie mści się na tych, którzy nie przedkładają jej królewskiej woli i
przyjemności nad swoją własną, przy czym do zemsty zdaje się popychać ją nie tyle rozpacz
złamanego serca, ale – co sugerować może jej uczuciowa przeszłość obfitująca w podobne
przypadki, jak i nader szybka i udana rekonwalescencja po trudnym, dramatycznym wręcz
rozstaniu – wściekłość urażonej dumy. Elżbieta z lęku przed starością i nudy staje się
niewolnikiem własnych zachcianek jak rozkapryszone dziecko złością reagujące na wszelkie
przeciwności.
Zupełnie inaczej swoją stratę przeżywa Nina w sztuce Wszystko o kobietach.
Zrozpaczona, złamana poczuciem bólu i krzywdy, podwójnej zdrady dwojga najbliższych jej
osób, które zdeptały jej miłość, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa, zamknęła się w więzieniu
ciągle żywej urazy i nienawiści, bojąc się wyjść z przeszłości i zacząć żyć ciągle
rozdrapywała stare rany:
NINA: (...) widzisz, moje życie wtedy jakby stanęło. Nie mogłam się już potem z nikim związać... po
prostu nie mogłam już zaufać, nie mogłam uwierzyć, a jeśli brakuje ci wiary, związek nie ma
17
18
Tamże, s. 230-231.
Tamże, s. 234-235.
8
sensu. Po prostu: przestałam chcieć. Stałam się typowym samotnikiem. Każdy mnie denerwuje.
Przyzwyczaiłam się do tego, że nikogo nie potrzebuję. Zamknęłam się w swoim świecie... a
wiesz, jak kiedyś lubiłam towarzystwo, lubiłam, żeby coś się działo. Teraz to dla mnie
nienaturalne – wszystko się zmieniło bez mojej woli.19
Pozwoliła się zniewolić nienawiści, chęci wzięcia odwetu przez długie lata odmawiając
siostrze swojej miłości:
NINA: Nawet nie mogę cię zranić tak, jak ty zraniłaś mnie, jak na to zasługujesz, jakbym chciała cię
zranić. 20
Szukała zemsty, ale samo życie okazało się być dużo tragiczniejsze i bardziej okrutne niż
wszystko, co była sobie w stanie wymyślić. Janka w ciszy, bez słowa skargi znosiła swoją
pokutę. Gardziła sobą za to, co się stało, tym bardziej, że wkrótce przekonała się, iż mąż
potraktował ją wyłącznie jako narzędzie do walki z Niną, do zadania jej bólu. Poczucie winy
napełniało ją obrzydzeniem do siebie samej:
JANKA: (...) Niedobrze mi się robi, kiedy o tym wszystkim pomyślę. Brzydzę się sama sobą, że
zgodziłam się tyle czasu żyć w taki sposób – w takim poniżeniu.
NINA: A ja przez te wszystkie lata ci zazdrościłam.
JANKA: Czego? Pogardy, która mnie otaczała? Mama się długo gniewała, kiedy jej powiedziałam,
że jestem z nim w ciąży. Ty mnie odrzuciłaś i aż do dziś nie chciałaś ze mną rozmawiać. A wiesz,
jak bardzo cię zawsze kochałam. A on przez te wszystkie lata traktował mnie jak szmatę. (...) 21
Nie czuła się godna choćby prosić o wybaczenie, przytłoczyły ją wyrzuty sumienia, poczucie
odrzucenia i wyobcowania. Rozgoryczona życiem, które uważała za przegrane, w samotności
zmagała się z konsekwencjami swych młodzieńczych wyborów, dźwigała brzemię winy stając
się z dnia na dzień niewolnikiem błędu, który popełniła przed wieloma laty.
Każdego z nas obciążają mniejsze czy większe grzechy przeszłości. Ograniczeni
swą ludzką naturą nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji naszych
decyzji, tym bardziej, że niejednokrotnie życie zaskakuje nas wartkim nurtem i wirami tam,
gdzie nikt się ich nie spodziewał. Zniewala nas ograniczoność możliwości naszego poznania,
zrozumienia tego, co już za nami i odcyfrowania zagadki tego, co dopiero nadejdzie. Osacza
nas strach przed nieznanym, przed przyszłością, której nie umiemy odgadnąć, przed potęgą
własnych uczuć i emocji, których głębi wciąż nie potrafimy pojąć ani zrozumieć sterujących
nimi mechanizmów, przed drugim człowiekiem, który nadal pozostaje dla nas rzeczywistością
pełną nieodkrytych tajemnic. Każdy bohater Gavrana jak i każdy z nas nosi w sobie ziarno
zniewolenia i w dużej mierze tylko od niego zależy, na ile pozwoli mu wyrosnąć, wybujać
zagłuszając odwieczny sen o wolności. Jedną z największych ludzkich tragedii jest
nieświadomość własnego zniewolenia, bo zmagać się z przeciwnościami można tylko wtedy,
gdy człowiek zda sobie sprawę z ich istnienia, gdy będzie potrafił je nazwać i określić, kiedy
zrozumie, że ciemność nie jest stanem naturalnym. Dlatego trzeba wytężyć wzrok i podjąć
walkę z upiornym demonem nocy, choć czasem jest zbyt ciemno, by rozróżnić kształty. Jakby
ktoś zgasił światło. Pstryk!
19
Tamże, s. 239.
Tamże, s. 217.
21
Tamże, s. 240.
20
9

Podobne dokumenty