biuletyn 3/2013 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST

Transkrypt

biuletyn 3/2013 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST
ang. gastrointestinal stromal tumors - nowotwory podscieliskowe
przewodu pokarmowego
´
ISSN 1898-1887
Rok VIII
NR. 1/2012
3/2013
2/2009
Nie gaś światła nadziei!
Stowarzyszenie jest członkiem: Europejskiej Koalicji Pacjentów Nowotworowych
- ECPC i światowej Organizacji Pacjentów chorych na GIST - GIST Global Network
STANISŁAW PIOTR KULISZ
Trzeciego lutego br., na cmentarzu
Wolskim, pożegnaliśmy Pana Stanisława KULISZA – naszego Przyjaciela, Założyciela i wieloletniego
Prezesa Stowarzyszenia Pomocy
Już wielkienieChorym na GIST, człowieka
mal truizmem
go serca i umysłu.
jest pisanie, na
że
Pamiętamy Jego wystąpienie
ubiegłorocznym «Walnym»,
to
kolejnakiedy
SielPan Stanisław, będąc już
wypia bardzo
przeszła
czerpany chorobą, zrezygnował
z akdo
historii.
tywnej działalności wPrawie
Stowarzyszedo saniu. Chciał zdążyć jeszcze
nacieszyć
mego
końca
się życiem, wzmocnićważyły
wyniszczony
się jej
postępującą chorobą organizm
i norlosy.
Coraz
malnie, po ludzku odpocząć.
powszechniej
Mimo „wolności” przeżywanej po
występujące
pozbyciu się Stowarzyszeniowych
kłopoty finanfunkcji, nadal korzystaliśmy
z Jego
dotknęły
doświadczenia, rad i sowe
dyskretnej
po-
mocy. Wspierał nasze inicjatywy,
udostępniał kontakty, zawsze życzliwie starał się służyć nam wszystkim.
Gdy Pan Stanisław zaczął chorować, wiedza pacjentów na temat
nowotworów przewodu pokarmowego (GIST) była niewielka. Nie
było tych wszystkich Stowarzyszeń,
Koalicji, publikacji, stron internetowych, facebooków, ulotek itp. Dzięki jego społecznemu zaangażowaniu
i gigantycznej pracy dziś, dzwoniąc
lub mailując do Stowarzyszenia,
uzyskujemy nie tylko pokaźną porcje wiedzy, lecz także psychiczne
wsparcie i nadzieję od tych, którym
udaje się z GISTem wygrywać. Nadzieja na kolejne lata życia i świado-
mość, że mamy szansę na wygranie
z chorobą, jest nie do przecenienia. Usłyszenie, że my, „weterani”,
postrzegamy GIST jako chorobę
przewlekłą, której, przy odrobinie
także
nasze Stowarzyszenie.
Nie wszyszczęścia,
główną niedogodnością
scy
Darczyńców
przekazywać
jest zpamiętanie
o mogą
codziennym
łykanam
na takie cele jak
zakwateniu środki
brązowo-rudawej,
tajemniczej
tabletki będącej
antidotumniezbędne
na „całe
rowanie
czy wyżywienie,
zło”,
stawia na nogi.spotkania
Dodatkowym
by
Stowarzyszeniowe
mogły
atutem
jest
wzorcowa
współpraca
się odbyć. „Obsłużyć” dwa spotkaniaz
rocznie jest coraz trudniej. Dlatego
tegoroczna Sielpia była skromniejsza
od swych poprzedniczek. Budujący
jest fakt, iż wielu z nas deklaruje chęć
większego partycypowania w kosztach
jej realizacji. Nie chcemy jednak, aby
brak środków wpływał na dostępność
do informacji o GIST, sposobach jego
SIELPIA A.D. 2013
naszym wspaniałym prof. Piotrem
Rutkowskim, dzięki której możemy
liczyć na najlepszą terapię, na jaka
stać nasz system opieki zdrowotnej.
Pan Stanisław miał bardzo dobre
kontakty z ludźmi, których spotykał.
Cieszył się sympatią i szacunkiem
nie tylko w swoim środowisku.
Działalność
międzynarodowa
EUPATI 2013 Conference
A vision innymi
for 2020
Pana Stanisława
to między
współzałożenie Europejskiej Koalicji
Chorych Onkologicznie ECPC oraz
Europejskiej Sieci Organizacji Chorych na Mięsaki. Był sygnatariuszem
leczenia
i ogólniez Bad
życiaNauheim”
z chorobą.tzw.
„Deklaracji
Stąd nasza ofensywakodeksu
informacyjna
w
międzynarodowego
działań
postaci broszur
i ulotek, których
realiorganizacji
skupiających
chorych
na
GIST,
mającego się
zapewnić
właściwe
zacja rozpocznie
w nadchodzącym
traktowanie
chorychżeniezależnie
kwartale br. Wiemy,
nie zastąpi od
to
ich
rasy,
narodowości,
wiary,
wiebezpośrednich kontaktów między nami
ku,
płci czy statusu
wszystkimi.
Zdajemyekonomicznego.
sobie również
Cichy,
pełen
wiedzy,
z
fantastycznysprawę, że tego typu kontakty
jak w
mi
relacjami
ze
wszystkimi,
których
Sielpii czy na Walnym dla wielu
z nas
spotykał,
był
twarzą
międzynarodosą jedyną szansą przedstawienia swowych konferencji „Nowe horyzonty
jej sytuacji chorobowej czy usłyszenia
w leczeniu nowotworów”.
odpowiedzi na nurtujące nas pytania.
Widzieliśmy, że odchodzi. ByliWiele razy bywało tak, że odpowiedź
śmy razem do końca. Pożegnaliśmy
prof.naRUTKOWSKIEGO
GO
sposób, jaki każdy zna
naspytanie
umiał,
w miarę posiadanych możliwości:
Ojczyzna – Srebrnym Krzyżem Zasługi, zaświadczając, że takich ludzi
ceni; my – modlitwami i łzami, wpisami na forach, nekrologami w gazetach (na kolejnej stronie przedstawiamy jedynie kilka z nich). Dla nas,
GISTowców, jest ważne, by podążać
Jego drogą – drogą łączącą chorych
i leczących we wzajemnie życzliwej
i pełnej oddania przedziwnej symbiozie, której celem jest lepsza przyszłość chorych onkologicznie.
Dziękujemy za wszystko.
Piotr FONROBERT
Strona 
kierowane przez jednego z nas „zaspakajała” także ciekawość wielu z
pozostałych. Wspomnieć muszę także
o samej chęci przebywania przez bodaj
kilka chwil z ludźmi, którzy nas rozumieją i którzy, w tych niełatwych czasach realnej służby zdrowia, dają nam
poczucie bezpieczeństwa.
Jak złagodzić problemy finansowe
radzić będziemy na przyszłorocznym
Walnym Zgromadzeniu. Dziś wydaje
się, ze opcja współpłacenia jest najrozsądniejszym i jednocześnie jedynym
rozwiązaniem problemu. Jednak nawet
obecnie realne, własne koszty uczestnictwa w Sielpii, np. koszty dojazdu, są
dla niektórych z nas nie do udźwignięcia – nie wszyscy, którzy pragną być w
Sielpii, mogą sobie na to pozwolić.
Jako Zarząd obiecujemy, że dokładać będziemy wszelkich starań by
indywidualny udział finansowy był
możliwie najmniejszy. Proszę jednak,
byśmy wszyscy, w miarę posiadanych
możliwości, myśleli i działali w obszarze zbierania środków na nasz stowarzyszeniowy byt.
Nie będę tu pisał na co dokładnie wydajemy pozyskane fundusze.
Wszystko to możemy znaleźć na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, gdyż jako organizacja pozarządowa właśnie tam upubliczniamy
sprawozdania finansowe.
Kwota jaką otrzymujemy w ramach
odpisu podatkowego, czyli tzw. 1%,
już się ustabilizowała na poziomie blisko 30 tys. zł. Patrząc na inne zaprzyjaźnione stowarzyszenia, wypadamy
całkiem dobrze. Jednak cud z roku
2011 już się nie powtórzył. Wszystkim, którzy nas wspomagają, po stokroć serdecznie dziękuję. Najczęściej
nie możemy zidentyfikować naszych
Dobroczyńców w informacjach przekazywanych z Urzędów Skarbowych,
lecz mimo że pozostają bezimienni, są
dla nas wielcy.
Wracając do Sielpii, to jest ona fantastycznym miejscem terapii, nie tylko
fundowanej nam przez zapraszanych
wykładowców, ale też wzajemnego
ubogacania. Cieszę się, że mamy siłę i
ochotę tu bywać. Często w posielpiow-
skich rozmowach, przemyśleniach
wracamy do klimatu tego miejsca,
dzielimy się nie tylko własnymi spostrzeżeniami, ale również zasłyszanymi plotkami, opiniami.
Jedną z takich posielpiowskich reminiscencji zamieszczamy w niniejszym numerze. Mimo że osobiście nie
ze wszystkimi stwierdzeniami Moniki
się zgadzam, a wręcz uważam ocenę
lekarzy i naukowców za niezasłużenie
krzywdzącą, jednak takie są jej przemyślenia i odczucia. Myślę, że w kolejnym numerze śladami Basi (w ubiegłym roku) czy obecnie Moniki pójdą
inni – i do tego zachęcam.
Dzięki jeszcze raz tym wszystkim,
którzy wykładali, szkolili, organizowali i realizowali, a także nam wszystkim,
słuchającym i cieszącym się z przebywania razem.
Piotr Fonrobert
KALENDARIUM
W dniach 5-7 czerwca w Miami na
Florydzie odbyła się tegoroczna konferencja New Horizons GIST. W jej
organizacji udział wzięli m.in. Anna
Costato z A.I.G. Associazione Italiana
GIST Onlus (Włochy), Barbara Dore,
GIST Support UK & Sarcoma Patients
Euronet (Wielka Brytania), Norman
Scherzer z The Life Raft Group (USA)
i Markus Wartenberg z Das Lebenshaus
(Niemcy).
Z 38 uczestników 22 reprezentowało organizacje pacjenckie. Główny
temat konferencji stanowiły badania
kliniczne. W celu zapewnienia wszystkim uczestnikom podstawowej wiedzy
w tej dziedzinie zorganizowano warsztaty, które poprowadzili Jerry Call
z LRG oraz Jim Hughes, koordynator
badań klinicznych. Wszyscy uczestnicy otrzymali ponadto przed spotkaniem
całą serię materiałów dotyczących procedur stosowanych w badaniach klinicznych oraz mieli za zadanie przygotować informacje o tym jak to wygląda
w ich kraju.
W pierwszym dniu z prezentacją
na temat stosowanych obecnie me-
tod leczenia GIST wystąpił dr Peter
Reichardt. Prezentacja wywołała wielkie zainteresowanie i dr Reichardt odpowiadał na liczne pytania. Następnie
w dyskusji panelowej na temat perspektyw badań klinicznych dla GIST
udział wzięli dr Peter Larson z firmy
Novartis i dr Ewa M. Matczak z firmy Pfizer. Poruszono takie tematy jak
najnowsze osiągnięcia w dziedzinie
opracowania leków na GIST, dostępność generyku imatynibu w różnych
krajach oraz zachęcanie organizacji
pacjenckich do aktywnego udziału w
procesie planowania prób
klinicznych.
W drugim dniu dr
Jonathan Trent przedstawił
informacje na temat nowych sposobów leczenia
GIST i badań klinicznych
omawianych na tegorocznej konferencji ASCO.
Strona 
Zwrócił uwagę na związane ze ciągłymi zmianami wymogów i regulaminu trudności w dostępie do badań,
jak również omówił procedurę selekcji ośrodków badań klinicznych. Po
nim prezentację wygłosił Jim Hughes,
który podzielił się swoim bogatym
doświadczeniem w dziedzinie prowadzenia badań klinicznych. W ramach
wymiany najlepszych praktyk Markus
Wartenberg z Das Lebenhaus poprowadził sesję pt. „Zaangażowanie pacjentów w badania kliniczne”.
Pozostały czas uczestnicy spotkania
spędzili na pracy w grupach i dyskusjach, deklarując na koniec swoje przekonanie: „My, New Horizons – globalna wspólnota GIST-owców – wierzymy, że każdy pacjent GIST, niezależnie
od swojej lokalizacji geograficznej i
posiadanych środków, ma do nas dostęp”. Określono również cele wspólnoty na najbliższe lata i przeanalizowano jej możliwości i zagrożenia pod
kątem zwiększenia zaangażowania w
proces badań klinicznych.
http://liferaftgroup.org/2013/08/
new-horizons-makes-a-splash-in-miami/#.Uj4kEtItyM4
12 czerwca w Brukseli odbyło się
zorganizowane przez IMI spotkanie z
udziałem pacjentów - Patient Focus
Meeting.
Wspólne przedsiębiorstwo IMI w
dziedzinie leków innowacyjnych (Innovative Medicine Inititiave – IMI)
jest partnerstwem publiczno-prywatnym zawiązanym między Komisją
Europejską a Europejską Federacją
Towarzystw i Przemysłu Farmaceutycznego (EFPIA), którego celem
jest usprawnienie procesu opracowywania leków dzięki bardziej wydajnej współpracy w obszarze badań
i rozwoju między ośrodkami akademickimi, małymi i średnimi przedsiębiorstwami i przedstawicielami
sektora biologicznych produktów
leczniczych.
Spotkanie zorganizowano w ramach programu UE „Horyzont 2020”,
którego kluczowym elementem jest integracja badań naukowych i innowacji
poprzez stworzenie jednolitego i spójnego systemu finansowania od etapu
koncepcji do wprowadzenia na rynek.
Celem spotkania było zwiększenie udziału pacjentów w projektach
IMI oraz ewaluacji wyników takich
projektów z perspektywy pacjenta.
IMI ponadto podjęła się dostarczenia pacjentom informacji na temat
działań podejmowanych w obszarze
leczenia poszczególnych schorzeń.
Pacjenci z kolei przedstawili swoje doświadczenia walki z chorobą.
Zaproszono zatem pacjentów oraz
ich reprezentantów, przedstawicieli świata nauki i przedsiębiorców.
Promocja zaangażowania pacjenta w
proces opracowania terapii i dostępu do leczenia oraz omówienie dobrych praktyk wraz ze wskazaniem
obszarów wymagających udoskonalenia znalazły się w centrum zainteresowania. Wielu pacjentów, w tym
cierpiących na schizofrenię, chorobę
Alzheimera, autyzm, choroby nowotworowe, choroby układu oddechowego i artretyzm reumatoidalny,
oraz ich opiekunów dzieliło się swoimi doświadczeniami i oczekiwaniami. Specjaliści z kolei prezentowali
aktualny stan badań naukowych w
zakresie danego schorzenia. Była to
bardzo ciekawa i nowatorska formuła organizacyjna.
Marek Szachowski, który brał
udział w tym spotkaniu, miał okazje
udzielenia wywiadu w którym przedstawił nasze Stowarzyszenie oraz problemy z którymi najczęściej borykają
się pacjenci.
Spotkanie pokazało, że należy popracować nad bardziej skutecznymi
metodami komunikacji, adekwatnym
określeniem roli pacjenta oraz dostosowaniem badań do potrzeb konkretnych
pacjentów. Główne wytyczne to:
• budowanie zaufania, współpraca;
• poświęcenie większej uwagi
badaniom nad patogenezą schorzeń,
wczesne diagnozowanie, poszukiwanie
nowych terapii;
• właściwy lek we właściwym
czasie i właściwej dawce;
• konieczność zwrócenia uwagi
na współwystępowanie u pacjentów
różnych schorzeń oraz uwzględnienia
takich aspektów jak wiek czy płeć pacjenta, badania skrzyżowane obejmujące jednocześnie różne choroby;
• podejście niefarmakologiczne,
np. zwrócenie uwagi na zdrowy tryb
życia;
• potrzeba większego zaangażowania pacjentów w badania oraz ich
planowanie;
• włączenie do badań konkretnych grup pacjentów, np. dzieci;
• zaangażowanie zainteresowanych stron, takich jak lekarze pierwszego kontaktu, organy regulacyjne
(jak np. EMA), firmy ubezpieczeniowe, instytucje oceny technologii medycznych biorące pod uwagę finansowo-ekonomiczne aspekty terapii;
• wskazanie i rozpowszechnianie najlepszych praktyk zaangażowania pacjenta, jak jest to się dzieje np.
w EUPATI.
Wyniki tego pierwszego spotkania
z udziałem pacjentów zostaną poddane ocenie i dyskusji w gronie rady
nadzorczej IMI. Było to nowe, ciekawe doświadczenie, które pokazało, że
należy odejść od schematu stosowania
„uniwersalnego rozmiaru” dla wszystkich – leczenie pacjentów to żywy i dynamiczny proces.
http://www.liaf-onlus.org/page.
php?id=119-progetti-di-ricerca-imi-una-riunione-di-pazienti-per-nuove-prospettive
ONKOBIEG 2013
Zgodnie z kilkuletnią już tradycją, w pierwszą niedzielę września
01.09.2013r. na terenie Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie oraz Instytutu Hematologii
i Transfuzjologii na warszawskim Ursynowie odbył się bieg charytatywny
na rzecz chorych na choroby nowotworowe (w szczególności mięsaki) pod
nazwą ONKOBIEG.
Bieg zgromadził prawie 1000 sympatyków aktywności ruchowej, którzy
w sumie pokonali pętlę o długości 1350
metrów aż 7822 razy. W przełożeniu na
Strona 
konkretną odległość daje to wynik
dość imponujący, bo aż 10.559
kilometrów. Dla porównania, w
ubiegłorocznej edycji uczestników
zarejestrowanych było 834, a przebyta przez nich odległość to 5.850
kilometrów. Po przekroczeniu linii
mety uczestnicy dostawali pamiątkowe medale.
Jak co roku, biegnącym towarzyszyło krótkie wystąpienie
Profesora Piotra Rutkowskiego,
kierownika Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków, w
którym profesor nie tylko podziękował
uczestnikom, ale też przypomniał inspirację do tego rodzaju imprez sportowych – chorego na mięsaka Kanadyj-
czyka Terrego Foxa.
Po skończonym biegu organizatorzy zaprosili wszystkich na jeszcze jedną atrakcję – koncert zespołu BliSS. Po zakończeniu imprezy
o godz. 16:30 teren Centrum Onkologii powoli opuszczały kolorowe grupy ubranych w pamiątkowe
koszulki i obdarowanych medalami uczestników. Wszyscy zgodnie
twierdzili, ze spotkają się na Onkobiegu za rok.
Źródło: http://www.sarcoma.pl/
onkobieg/2013/
ZADUMANA SIELPIA 2013
Kiedy byłem w liceum, mój zaprzyjaźniony i bardzo dobry ksiądz
Tadeusz Skrzypczyk zaprosił mnie do
Koniakowa w Beskidzie Śląskim na
Oazę, którą tam prowadził. Przyjechałem nie w charakterze uczestnika, ale
jako ktoś kto przez jeden dzień miał
tam sobie po prostu pobyć. Było to
pod koniec lat 70-tych. Jedną z rzeczy,
która była oczywista choć wtedy trudno było ją zauważyć, to bardzo skromne wyżywienie. Chleb z margaryną i
dżemem lub serkiem do smarowania i
herbata stanowiły główne dania śniadaniowe, kolacyjne a niekiedy również
obiadowe. Podobnie było z warunkami do spania itp. Miejscowi pomagali
jak mogli, były więc od czasu do czasu
dobre zupy, ziemniaki, jaja i biały ser,
ale ze względu na dość pokaźną liczbę uczestników oazy oraz fakt, że w
okolicy podobnych grup było sporo,
ich pomoc musiała być ograniczona
i - w przeliczeniu na każdego uczestnika - dość skromna. Wtedy nikomu
to nie przeszkadzało. Duch i atmosfera tych spotkań, jak i sama młodzież,
były niesamowite i wyjątkowe. Byłem
tam krótko, ale pamiętam to do dzisiaj.
Przyjaźniłem się też ze „starymi” oazowiczami, którzy o tych spotkaniach
wiele mi opowiadali. W Oazie nigdy
nie uczestniczyłem, ale to właśnie
osoby z tamtego środowiska zaprosi-
ły mnie na moją pierwszą pielgrzymkę do Piekar Śląskich i – tego samego roku – do Częstochowy. Ta forma
duchowości jakoś bardziej przypadła
mi go do gustu i sprawiła, że po kilku
innych pielgrzymkach w 1991 r. wyruszyłem w pielgrzymkę do Santiago de
Compostela i przeszedłem (z Logroño
do Santiago) 547 km.
Pamiętam też naszą pierwszą Sielpię, pierwsze wykłady, ognisko. Nie
mieliśmy jeszcze Stanisława – naszego muzycznego czarodzieja – i przy
ognisku próbowaliśmy śpiewać sami.
Na początku szło nam dość słabo, ale
wszyscy się dobrze bawili. W pierwszym i drugim roku byliśmy bardzo
Strona 
ściśnięci w pokojach, bo choć uczestników było wtedy mniej to w ośrodku
była jeszcze inna grupa. Na drugiej
Sielpii lało przez pełne cztery dni –
dzień i noc. Mimo tych niedogodności
wszystkim nam formuła tego naszego
spotkania bardzo odpowiadała.
W tym roku Sielpia powitała w
przeważającej części te osoby, które uczestniczyły w spotkaniu już po
raz kolejny, więc stanowiliśmy grupę
o wiele bardziej zintegrowaną niż 3
lata temu, jednak odniosłem wrażenie (może tylko ja), jakby czegoś nam
brakowało. I nie chodziło na pewno o
to, że forma tegorocznego spotkania
z oczywistych względów musiała być
trochę uboższa. Czy to tylko "podskórny" strach, że z powodu kłopotów finansowych to nasza ostatnia Sielpia?
Całe szczęście, że mamy teraz latarnię, którą zrobił dla nas nasz kolega
Włodzimierz Słaboński, wielokrotny
laureat konkursu szopek krakowskich
i pacjent zmagający się z agresywnym
GIST-em. Włodek zrobił nam wszystkim wspaniałą niespodziankę – zmaterializował logo naszego Stowarzyszenia. Skonstruował latarnię i umieścił na
niej napawający otuchą napis „Nie gaś
światła nadziei”. Latarnia jest piękna i
świeci wspaniałym światłem. Pomaga
trwać w nadziei.
Mimo że czasami jest nam smutno,
bo nie ma jak na razie nowych terapii,
nie ma ciągle dostępu do adjuwan-
tu, są wznowy, nie ma już wśród nas
tych, którzy kiedyś byli, to jest to nasze światło. Nie dajmy go sobie nigdy
zabrać. Stowarzyszenie powinno być,
bo jego światło jest potrzebne, bo Stowarzyszenie to nie tylko forma prawna,
ale przede wszystkim konkretne osoby,
które je tworzą.
W tym roku w Sielpii gościliśmy po
raz pierwszy prof. Małgorzatę Schlegel-Zawadzką, dzięki której w pierwszym dniu spotkania mieliśmy okazję
dowiedzieć się o sposobach odczytywania informacji zawartych na opakowaniach produktów żywnościowych.
Dowiedzieliśmy się też o roli ćwiczeń
fizycznych i ruchu w naszym codziennym życiu oraz o tym co jest dobre i
zdrowe w naszej tradycyjnej polskiej
kuchni. Pani Katarzyna Majka, dyplomowana pielęgniarka z COI, dala nam
wiele cennych i praktycznych wskazówek dotyczących opieki nad chorymi,
szczególnie przy zmianie opatrunków
po operacji. W tym samym dniu prezentację o opiece nad chorymi w trudnych momentach walki z chorobą wygłosiła Pani Małgorzata Grzejszczak
psychoonkolog.
W drugim dniu gościliśmy „naszego” Profesora i dr Monikę Jurkowską. Pani Monika po raz kolejny
w bardzo ciekawy sposób wprowadziła nas w tajniki pracy biologa
molekularnego oraz przybliżyła nam
stan obecnej wiedzy na temat dzie-
dziczenia naszych przypadłości i
talentów. Powtórzyliśmy też sobie
materiał dotyczący diagnostyki GIST
na potrzeby leczenia molekularnego.
Profesor Piotr Rutkowski tradycyjnie poświęcił nam wiele czasu – była
prezentacja i rozmowy. Prezentacja
pana Profesora przybliżyła nam temat nowotworów rzadkich i leczenia
oporności w GIST. Wszystkim naszym prelegentom wyrażamy szczere
podziękowania za ich udział w tegorocznym "sielpiowaniu".
Bardzo miło było nam poznać
wszystkich tych, którzy po raz pierwszy
do nas dołączyli. Chętnie wysłuchaliśmy ich historii i refleksji, ponieważ
każda z nich wzbogaca i „uodparnia”
nasz wszystkich.
Latarnia Włodka i głos Stasia, obecność każdego z nas, nasze rozmowy i
wspólne przebywanie to nasze terapie
wspomagające. Dobrze, że są i oby
były jak najdłużej.
Serdecznie dziękuję wszystkim,
którzy pomagali mi przy organizacji
tegorocznej Sielpii i przepraszam za
wszelkie niedogodności. A następna
Sielpia może mogłaby mieć trochę
inną formułę, np. pielgrzymkową lub
podróżniczo-pielgrzymkową.
Marek Szachowski
Strona 
PACJENT - SYSTEM
PROGRAMY LEKOWE
WEDŁUG USTAWY REFUNDACYJNEJ.
MINĄŁ PONAD ROK - PORA NA WNIOSKI
Czy można zrobić cokolwiek,
żeby leczenie innowacyjne było w
Polsce bardziej dostępne dla chorych? Na pewno tak. I nie chodzi tu
jedynie o zwiększenie środków przeznaczanych na ten rodzaj terapii.
Przede wszystkim należy od nowa
napisać programy lekowe, tak aby
były zgodne z obowiązującą wiedzą
medyczną i rekomendacjami towarzystw naukowych.
Zgodnie z ustawą refundacyjną od
1 lipca 2012 r. programy terapeutyczne
zostały zastąpione programami lekowymi. Ponieważ program lekowy jest
jedną z form refundacji leku jest on
powiązany z wykazem leków refundowanych - jest załącznikiem do obwieszczenia ministra zdrowia. Decyzja
refundacyjna wraz z załączonym programem obowiązuje 2 lata. Możliwość
wcześniejszego wydania kolejnej decyzji, czyli także zmian w programach,
jest możliwa tylko jeśli podmiot odpowiedzialny złoży nową, niższą ofertę
cenową.
W pierwszej połowie 2012 r., jak
to często bywa, z powodu braku czasu i wprowadzania ważnych zmian na
ostatnią chwilę, „nie było warunków”
aby nowe programy lekowe, ze zmienioną treścią, zostały ocenione przez
AOTM. To spowodowało, że „nowe
programy lekowe” są w rzeczywistości „starymi programami terapeutycznymi” po obróbce redakcyjnej, czyli
zmianie nazwy. Efektem tego jest także
to, że przez kolejne lata w części programów utrzymywane są niezgodne z
rekomendacjami towarzystw naukowych i dowodami naukowymi zapisy.
Pewnego rodzaju kuriozum jest
fakt, że na podmioty odpowiedzialne
przerzucono obowiązek przedstawiania ministerstwu treści programu lekowego, w ramach którego lek ma być
refundowany. Pozbawiono tego prawa
środowisko medyczne, eksperckie, w
tym konsultanta krajowego oraz towarzystwo naukowe.
Podmioty wzajemnie sparaliżowane
Jeszcze bardziej skomplikowało
sytuację dołączanie do decyzji refundacyjnej wydanej dla różnych leków,
różnych podmiotów, tego samego programu lekowego w jego wielolekowej
formie. Oznacza to, że każda z firm
jako załącznik otrzymała program, w
którym jednocześnie wymieniane są,
i na jego podstawie refundowane, leki
innych firm farmaceutycznych.
Taka sytuacja ma miejsce w programach reumatologicznych obejmujących terapię RZS, MIZS, ZZSK i ŁZS.
To z kolei powoduje, że niejako firmy
zostały wzajemnie sparaliżowane w
dalszych działaniach, bo nawet gdyby
chciały złożyć wniosek o zmianę w
programie, to nie wiadomo czy konkurencja zgodzi się na ich wprowadzenie.
Nawet w przypadkach składania
przez same podmioty programów w
zmienionej formie i treści, Ministerstwo Zdrowia już na wstępnym etapie
nakazuje dostosowanie treści do obowiązującego programu. Na kolejnych
etapach legislacyjnych, nawet w przypadku złożenia przez firmę programu
jednolekowego, AOTM rekomenduje
dołączenie nowej substancji do już istniejącego programu wielolekowego,
co oczywiście wiąże się z tym, że jego
treść musi być identyczna.
Sytuacja będzie się komplikować
Takie łączenie wielu leków w jednym programie tłumaczono tym, że
program wielolekowy umożliwia zawarcie jednej umowy pomiędzy NFZ i
świadczeniodawcą. To prawda. Ostrzeżenia przed mnogością umów płynęły
z naszego środowiska przed wejściem
ustawy w życie. Wtedy też patrzono
na problem z niedowierzaniem, ale po
wejściu w życie nowego programu lekowego w RZS widać, że tak właśnie by
było, gdyby dla każdego leku istniał oddzielny program w każdym wskazaniu.
Ale jak to się stało, że dwa nowe leki
nie zostały dołączone do już istniejącego
programu wielolekowego? Tym razem
ziściły się obawy, że podmioty odpowiedzialne, których leki są w takim programie refundowane mogą nie wyrazić zgody na zmianę polegającą na dołączeniu
nowych, konkurencyjnych cząsteczek.
W obecnym stanie prawnym trudno
wyobrazić sobie dobre wyjście. Wraz
z obejmowaniem refundacją kolejnych
leków biologicznych w tych samych
wskazaniach sytuacja będzie się jeszcze
bardziej komplikować.
Plusy, minusy
Na szczęście nie połączono różnych leków biologicznych we wspólną
grupę limitową, co pozwala szpitalom
na zakup każdego z nich bez względu
na występujące między nimi różnice
cenowe i dzięki temu daje możliwość
terapii każdym lekiem w zależności
od sytuacji klinicznej pacjenta. Oczywiście duże ograniczenia w wyborze
leku nakłada na lekarza treść programu
lekowego, a często interpretacja jego
zapisów przez regulatora i płatnika.
Niezgodne z rekomendacjami i aktualną wiedzą są chociażby sytuacje, w
których pacjent z ZZSK czy ŁZS nie
może skorzystać z drugiego leku bio-
Strona 
logicznego w przypadku nieskuteczności pierwszego, szczególnie jeśli jest
to nieskuteczność wtórna. Kolejnym
przykładem absurdalnych zapisów i
interpretacji jest ustalona przez regulatora sekwencyjna terapia w programie
RZS ograniczająca ilość możliwych do
zastosowania leków do 3 z 6 jakie są
dostępne oraz zupełnie niezrozumiała
interpretacja jakie leki mogą być zastosowane jeden po drugim, a jakie nie.
Dobrą stroną przejścia programów
lekowych pod skrzydła ustawy refundacyjnej jest to, że wniosek refundacyjny dla każdego leku musi zostać rozpatrzony w ciągu 6 m-cy, choć oczywiście
ustawodawca ma możliwość przedłużenia tego terminu o pewien czas. Nie
ma już zatem takich sytuacji jak były
w przeszłości, że wnioski spoczywały
w gabinetach urzędniczych czekając na
rozpatrzenia nawet ponad rok.
Ustawa daje też możliwość zawierania umów podziału ryzyka pomiędzy
firmami a regulatorem, ale jak na razie
wszelkie negocjacje ograniczają się do
walki o obniżenie ceny, a jeśli jakieś
dodatkowe umowy są zawierane to polegają one na „pay-backu” czyli zwrocie określonej sumy do kasy płatnika
przez co kwota ta nie zasila bezpośrednio budżetu na programy lekowe, a tym
bardziej budżetu konkretnego szpitala.
Co można poprawić?
Czy można zrobić cokolwiek, żeby
leczenie innowacyjne było w Polsce
bardziej dostępne dla chorych? Na
pewno tak. I nie chodzi tu jedynie o
zwiększenie środków przeznaczanych
na ten rodzaj terapii.
Przede wszystkim należy od nowa
napisać programy lekowe, tak aby były
zgodne z obowiązującą wiedzą medyczną i rekomendacjami towarzystw
naukowych. Za treść programów lekowych powinno odpowiadać środowisko medyczne, najlepiej nie jedna
osoba a zespół ekspertów powołany
przez konsultanta krajowego oraz prezesa Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego.
Takie programy powinny zostać
przedstawione do oceny AOTM i po
uzyskaniu pozytywnej decyzji stać
się podstawą refundacji leków biologicznych. Podmioty odpowiedzialne
składając wniosek refundacyjny będą
aplikowały o refundację w konkretnym
programie lekowym, a nie same ustalały jego kształt. Dla każdego wskazania
klinicznego powinien obowiązywać
jeden program lekowy. W przypadku
objęcia refundacją nowych cząsteczek
byłyby one dołączane do obowiązującego programu.
Decyzja refundacyjna jaką otrzymują firmy powinna zawierać program
jednolekowy, ale w obowiązującym
wspólnie kształcie. To umożliwi wprowadzanie nowych leków w przyszłości
do tego samego programu. Nie będzie
też powodowało konieczności dokonywania zmian w funkcjonowaniu aplikacji komputerowej SMPT dla każdego leku oddzielnie.
Na poziomie płatnika wszystkie
programy lekowe w różnych wskazaniach powinny zostać scalone w jeden
produkt kontraktowy - czyli programy
leczenia RZS, MIZS, ZZSK i ŁZS powinny być objęte jedną wspólną umową z jedną wspólną pulą środków. Taki
produkt może się nazywać „programy
lekowe - reumatologia”. Świadczeniodawca dysponując jedną, wspólną pulą
pieniędzy będzie mógł je wydawać
sprawniej i elastyczniej, a przez to z
korzyścią dla pacjenta. Zapewne wymaga to kolejnej nowelizacji ustawy
refundacyjnej, ale czy dobro pacjenta
nie jest warte tego trudu?
Oczywiście warunkiem zwiększenia dostępności do leczenia biologicznego jest także zwiększenie środków
przeznaczanych na ten cel. Nie może
się to jednak odbywać kosztem „tradycyjnej” reumatologii - ambulatoryjnej
opieki specjalistycznej oraz szpitalnictwa, w tym rehabilitacji reumatologicznej. Tylko efektywne finansowanie
reumatologii na różnych poziomach
może przynieść wymierne korzyści populacyjne.
dr Marcin Stajszczyk
Rynek Zdrowia, 10-09-2013
BÓL
Dzięki uprzejmości tygodnika „Polityka” przedstawiamy poniżej bardzo
naszym zdaniem interesujący tekst pani
Edyty GIĘTKI.
Świadomość, że jest się chorym onkologicznie, jest początkowo paraliżująca,
lecz po jakimś czasie następuje oswojenie się z „nieszczęściem”, normalniejemy. Potrafimy opowiadać o swojej przypadłości, nawet z niej żartować. Jedynie
nie opuszcza nas strach przed bólem, o
którym wiemy, że „w końcu” dopadnie
nas z całym swoim okrucieństwem.
Pamiętam odchodzenie mojej Babci. Ukojeniem dla niej było tracenie
świadomości, ordynowana pyralgina
nie przynosiła jakiejkolwiek ulgi. Płacz
i poczucie bezradności. Nie mieliśmy
pojęcia, że nawet w tamtych czasach
można było odchodzić bez bólu.
Niejednokrotnie umieramy, bo ani
NFZ-tu, ani tym bardziej nas, nie stać
na drogie, lecz wysoce efektywne leczenie. Póki co pieniędzy więcej nie
będzie. Róbmy jednak wszystko, by na
każdym etapie leczenia, a szczególnie
wówczas, gdy znajdujemy się na drodze bez powrotu, uszanowana była
godność i zapewnione prawa chorego.
Nie wymaga to przecież aż tak wielkich
środków finansowych. Szczęśliwie na
wielu z leczących możemy liczyć.
Cieszę się, że artykuł tak wiele znaczący w walce o naszą godność może
zagościć na naszych łamach.
Piotr Fonrobert
Rżnący, szarpiący, miażdżący
Zużywamy pięć razy mniej morfiny niż w Europie Zachodniej. Ale to
nie znaczy, że polski rak boli pięć razy
mniej.
Tym razem temat wywołała Chustka – Joanna Sałyga, lat 36, rak żołądka
z przerzutami. Uprzedzona, że umrze,
pisała błoga. Takie notatki z drobiazgów dla 6-letniego syna. Na przykład o
tym, jak przed snem grzeje mu piżamkę na kaloryferze. Też był uprzedzony,
że mama umrze. Chciał z nią kupić pieska. Miał mu przypominać mamę. Nie
kupili. Blog zatrzymał się 19 października 2012 r. Jeszcze udało się Chustce
rozśmieszyć syna. Zapytała: To znaczy,
że chcesz pudła w okularach? A potem
Strona 
zaczęła umierać, zaszczuta bólem.
Trwało to 10 dni.
Utkany w latach 90. kampanijny
slogan, że „rak nie musi boleć”, trochę podleczył morfinofobię. Nawet
urzędnicy z NFZ, kontrolujący algorytmy zużycia morfiny, wiedzą, że dzisiejsi narkomani odurzają się raczej
hedonistycznie, życząc sobie efektów
bardziej euforyzujących niż usypiających. A to nie działka morfiny. Ale na
polskim raku urósł nowy guz: enefzetowska obsesja formalizmu. Ma boleć
zgodnie z procedurami i załącznikami
do rozporządzeń.
Co trzeci chory na polskiego raka w
sondażu „Pain in Europę” opisał swój
ból jako tak silny, że chce się umrzeć.
Bardziej boli tylko ukraiński i białoruski rak. Tam mówią: Priwykli.
Jeśli – powiedział mąż Chustki –
cierpienie uszlachetnia, chciałbym
umrzeć jak prostak.
Zabrakło morfiny
Ze szpitala wypuścili Chustkę z
jedną ampułką morfiny. W domu przyjmowała pochodną morfiny, podawaną
donosowo. Nowoczesną. Szybko uwalniającą się, z małym progiem przedawkowania. Ale drogą. Wyczerpała swoją
porcję za wcześnie, niezgodnie z algorytmem zużycia rozpisanym przez
NFZ. Chustce rozpadały się tkanki w
obrębie miednicy. Była świadczeniobiorcą terminalnym serwisu paliatywnego pod Warszawą. Lekarz hospicyjny policzył i odmówił wypisania
drugiej recepty. Nie będzie odpowiadał
przed funduszem, który monitoruje
rozchód zużycia.
Przedostatniego dnia życia Chustki
groźbą sądu wymuszono na serwisie
paliatywnym, żeby ktoś przyjechał i
podłączył pompę z morfiną. Przestała
jęczeć, przysnęła i umarła. Mąż, zamykając błoga, napisał, że to było wyjątkowe umieranie. Średniowieczne.
Przecież jest XXI w., robimy sztuczne
diamenty, latamy w kosmos, konstruujemy roboty. A gasła z obłędem w
oczach. Tak myślał. Tymczasem nadeszły listy. Takie: Tato nie chce już
żyć, ma raka prostaty z przerzutami do
kości. Lekarz przepisał ketonal. Miesiąc po operacji nowotworowej szwy
na udzie córki rozeszły się, ukazując
cuchnącą czeluść o długości 21 cm.
Została zaopatrzona w gaziki i rivanol;
W 2008 r. zmarł mój ojciec, obcinano
mu nogę po kawałku. Umierał długo i
boleśnie, przypięty pasami, bo wyrywał sobie wenflon; Rok temu znajomy
w środku nocy strzelił sobie w głowę
we własnym domu. Rak trzustki. Żona
skomentowała to tak: „do piątej rano
sprzątałam pokój”. Też miała dość.
Dziesiątki nocy zatrutych wyciem
człowieka wypełnionego bólem po
sam obłęd; Tato umierał na nowotwór
płuc z przerzutami do mózgu. Przez
dwa tygodnie pielęgniarki wiązały go
do łóżka. Potem odetchnęły. Mówiły,
że bardzo je wymęczył, czują się tak,
jakby to umieranie trwało co najmniej
miesiąc; Babcia topiła się we własnych
płynach, ale lekarzowi się spieszyło, bo
za 10 minut kończył dyżur i nie chciał
czekać, aż przyjdzie anestezjolog z
piętra wyżej; Mąż, lat 26, miał ziarnicę złośliwą, bolały go kości, mięśnie
i wnętrzności. Dostawał paracetamol.
Gdybym teraz to wiedziała, sprzedałabym samochód, by prywatnie osłonić
go przed bólem.
Zabrakło algorytmów
Choć Chustka pisała dla syna notatki z drobiazgów, podglądało je tysiące
– mówiąc stylem facebookowym – „lubiących to”. Zżyli się z nią. Żeby usensownić tę śmierć, zawiązali fundację
upominającą się o morfinę u świadczeniodawców odpornych na cudzy ból.
Agnieszka Olejnik, prezes, odbiera telefony od rodzin wyczerpanych
umieraniem. Czasem podczas rozmowy przebija się w słuchawce dochodzące z drugiego pokoju ni to buczenie, ni jęk. Takie: huuuu. Zwierzęce,
przetykane słowem Boże albo kurwa.
Dzwoni córka. Czekała z mamą na
ostrym dyżurze. Rak z przerzutami.
Po dwóch godzinach czekania złapała
kogoś za fartuch: mama chyba z bólu
zemdleje. Ktoś: przecież są tu lekarze,
ocucą.
Albo Marta, lat 36. Siedzi - bez
znieczulenia - dosłownie na raku, bo w
każdej chwili może jej rozsadzić miednicę. Czy znają kogoś, kto zna kogoś,
żeby nie bolało?
Dla kontrolera z NFZ - świadczeniobiorcy terminalni. Nihilistyczne
słowo.
Terminus – granica, kres. Przeciętna mediana życia od kilku miesięcy do
roku. Terminalni idą najniżej wycenianą procedurą. Bo idą bez powrotu. Po
co pompować w nich pieniądze? Należy założyć kaganiec na algorytm zużycia, morfiny, żeby fala nie rozlewała się
za szeroko.
Ekonomia bólu jest prosta – co z
tego, że zainwestuje się i przestanie
boleć, skoro świadczeniobiorca nie rokuje?
Do bólu ciągłego nierokujących
terminalnych dochodzi przebijający.
Krótki, okrutny i nigdy nie wiadomo,
kiedy nastąpi. Można przed nim zabezpieczyć, zostawiając receptę na morfinę. Żeby była pod ręką. Ale kontroler
z NFZ ma rozporządzenie nieprzewidujące bólów nagłych. Kontroler kwestionuje recepty, na których lekarz nie
rozpisał, jakie dawki morfiny świadczeniobiorca spożyje w ciągu 10 dni.
Cofa je jako trwoniące pieniądze podatnika. Kontroler jest zmotywowany.
Premiowany za odzyskanie środków z
powrotem do budżetu.
Świadczeniobiorca
terminalny
może być jeszcze leczony. Ale nie
musi. To zależy od wojewódzkich oddziałów NFZ. Prymusi chcący dobrze
wypaść w centrali kwestionują jednoczesne kojarzenie procedur onkologicznych (leczenia z choroby) z paliatywnymi (uldze w bólu), bo to naraża
NFZ na podwójne świadczenia. Więc
zanim otworzą procedurę paliatywną,
wymagają dokumentacji o zakończeniu onkologicznej.
Czuwają. Do każdej historii jeszcze
leczonego onkologicznie świadczeniobiorcy życzą sobie dostarczenia co 2-3
miesiące załącznika z oceną skuteczności chemioterapii, w tym aneksu co
do stanu odżywienia. Recenzują, czy
inwestycja rokuje. Nie pytają o ból.
Zgodnie z algorytmem NFZ, wchodzący w procedurę paliatywną powinien żyć trzy miesiące. W tym czasie nie może korzystać ze zwykłych
świadczeń lekarskich, bo to też naraża
NFZ na podwójne świadczenia. Jeśli
np. skręci nogę, zechce skorzystać z
rehabilitacji, pójść na RTG, należy go
na jedną osobodobę wypisać z tych paliatywnych. Więc niby-jeszcze-żyjący,
z nieopanowanym proceduralnie bó-
Strona 
lem, są zawieszeni w jakimś administracyjnym sudoku. Najczęściej gubią
się i spadają ze swoim umieraniem do
lekarzy POZ.
Zabrakło wyobraźni
Magdalena Kręczkowska to prezes
Fundacji Onkologicznej DUM SPIRO
- SPERO. Każdego dnia forum fundacji ma ponad 3 tyś. wejść. Czasem
jeden wątek trwa trzy lata. Prawie zawsze, gdy się kończy, jest wołanie: ratunku.
Np. z Jastrzębia-Zdroju. Od kilku
dni umiera matka. Ma wrażenie, że z
bólu zaraz ją rozerwie. Już nie połyka.
Wezwana lekarka szarpie matkę za ramię: Proszę się obudzić, ho chcę porozmawiać. Ma opory moralne przed
podaniem morfiny, Magdalena Kręczkowska wykonuje kilkadziesiąt telefonów. Tylko jeden anestezjolog dał się
ubłagać, przyjechał i zapisał morfinę
dożylnie. Córka oddzwania, że mama
umarła cichutko, w połowie uśmiechu.
Kobiety porównują swój ból do
przypalania żelazkiem. Mężczyźni - do
ściskania imadłem. Niektórzy szarpią
się z bliskimi przy oknach, bo wstają
z łóżek i chcą skakać. Częściej ateiści.
Głęboko wierzący odchodzą szybciej,
nie trzymają się życia tak kurczowo.
W latach 90. nastąpił 100-krotny
wzrost zużycia morfiny na świecie.
Terminalni na Zachodzie, ceniący sobie komfort życia, zaczęli domagać się
komfortu umierania. W 2004 r. WHO
uznało uśmierzenie bólu za prawo człowieka. Takie samo emergency, jak pomoc ofiarom wypadku, porażenia prądem itp. Ból skodyfikowano nawet w
tabelach. Kwestionariusz bólu według
Melzacka ma 99 polskich przymiotników: może być wiercący, parzący,
skręcający, rżnący, szarpiący, zatykający, miażdżący, ciągnący, rozsadzający.
Długo dojrzewaliśmy. Specjalizacja
paliatywna powstała u nas w 2002 r.
(w Anglii w 1990). Ponieważ nie bardzo jest u kogo terminować, zdążyło
się wyspecjalizować tylko 200 lekarzy, a rocznie na polskiego raka umiera
prawie 100 tyś, terminalnych. W październiku 2012 r. - w ramach programu naprawczego – zlikwidowano działający od lat przy Centrum Onkologii
na Ursynowie oddział leczenia bólu i
szpitalny system wsparcia, kształcący
pielęgniarki – liderki paliatywne.
Więc reszta terminalnych spada
do doktorów z POZ.
Nie muszą posiadać
bloczków morfinowych recept. To nie
jest
obowiązkowe,
jeżdżą gasić ból jak
strażak do pożaru,
który nie musi wziąć
ze sobą gaśnicy.
Od tego roku recepty nie są już napiętnowane różem.
Ale zmienił się tylko kolor. Żeby zdobyć bloczki, należy
złożyć
specjalny
wniosek do NFZ. I
posiadać
pancerny
sejf. Trzymać w nim
recepty na wypadek
kontroli. Zatem wysiłek. A skoro każdy,
kto się o nie ubiega,
jest potencjalnie podejrzany przez kontrolerów prymusów,
lepiej tego nie ruszać.
Z morfiną wiąże się i wiedza, i odwaga. Tu budzą się nowe demony. Wiedza, bo należy umieć ją dawkować, a na
medycynie zajęcia z uśmierzania bólu
są fakultatywne. Odwaga, bo pierwsza wypisana recepta na morfinę nasili
u chorego lęk przed umieraniem. To
skutek wieloletniej nieludzkiej praktyki zwlekania z podaniem morfiny do
ostatnich chwil życia. Chory zacznie
pytać. I trzeba będzie porozmawiać.
Badania pokazują, że świadczeniobiorcy terminalni wolą wiedzieć, jak to będzie wyglądała. Najczęściej pytają: czy
się uduszę?
Nie muszą. Chodzi o tzw. sedację
przedśmiertną. To zasada podwójnego
efektu morfiny: ulga w wielkim nieuśmierzonym cierpieniu, spowodowanym bólem i dusznością, okupiona
ewentualnym uśpieniem. Sedację – jak
wynika z badań – akceptuje ponad 70
proc. lekarzy. Łaskawie traktowana
jest nawet przez katolicką etykę. Etyka: choć życie otrzymaliśmy w darze
od Boga, stosując terapię proporcjonalną do uzyskiwanych celów, nie popełniamy grzechu. Doktorzy jednak wolą
tego nie ruszać.
Przyjeżdżając z wizytą, radzą pokroić w kostki ananasa, mrozić i zwilżać usta. A bliscy terminalnych sami
łatają ich ból, obdzwaniając fundacje.
Potem nie wytrzymują patrzenia na
umieranie i wzywają karetki.
Zabrakło pomocy
Maj 2012 r. Do szpitala w Gorzowie zostaje przyjęty Jan K. Z jego
epikryzy: „lat 83, stan pogarsza się,
zaburzenie oddychania/połykania, bez
kontaktu słownego, w kontakcie awerbalnym jest w sianie manifestować
swoją wolę”. Ze skargi do rzecznika
odpowiedzialności zawodowej: „Miał
oczy wytrzeszczone z przerażenia, zaczerwienioną twarz, a z rurki tracheotomijnej wydobywał się intensywny
charkot”. Po interwencji córki, żeby
zrobili coś, bo się dusi, Jan K. dostaje tramal. Rano córka zastaje go, jak
całym sobą próbuje zerwać się i podnieść. Wierzga prawą nogą i wyciąga
do niej lewą rękę. Oczyma błaga o litość. Lekarz nie wie, czy coś otrzymał
na noc, dopiero objął dyżur. Pielęgniarka patrzy w zeszyt. Wypisano zlecenie
podania pochodnej morfiny, ale nie ma
Strona 
potwierdzenia, że je przyjęto. Dyrektor
szpitala czuje się niezręcznie. Sugeruje
córce, że „być może ktoś wyprowadza
ze szpitala narkotyki”. Jan K. ciągle się
dusi. W szpitalu zgodę na każdorazowe podanie morfiny może wydać tylko
kierownik oddziału. Jest przechowywana w sejfie, a rozchód nadzorowany
w księgach narkotycznych. Ale kierownik skończył zmianę. Córka wymusza
na dyżurnym, żeby zadzwonił zapytał.
Dyżurny do kierownika: wyraża zgodę
czy nie? Jeszcze nie. Pielęgniarki na
silę dokarmiają dożylnie Jana K. workami z Kabivenem. Szarpie się, protestując awerbalnie. Mówią do siebie, że
taki żywotny.
Ponad 50 proc. terminalnych umiera w szpitalach. Pod względem algorytmu zużycia morfiny to dla NFZ tanie
umieranie. Dużo droższy jest świadczeniobiorca idący procedurą domowego hospicjum, gdy do mieszkania
raz na dwa-trzy tygodnie przychodzi
doktor, może wypisać (jeśli ma wiedzę i odwagę) receptę na refundowaną
morfinę, świadczeniobiorca wykupuje
ją w aptece, rozliczając się bezpośrednio z NFZ.
Medycyna szpitalna jest nastawiona na wyszarpywanie życia. Nierokującym paliatywnym położonym w
szpitalu NFZ kontraktuje tylko dobołóżko (ok. 200 zł). Żeby oszczędzić im
cierpienia, można by, jak pomaga się
chorym na zachodniego raka, przeciąć
nerwy obwodowe, którymi idzie do
mózgu sygnał bólu. Ale to jest zabieg,
czyli procedura. A idącym drogą bez
powrotu NFZ nie płaci za dodatkowe
procedury ani leki. Najbardziej opłaca
się nic przy nich nie robić, podać tylko
odbytnicze czopki z paracetamolu.
Morfina przestaje działać po czterech godzinach. Jeśli lekarz trzymający władzę nad sejfem z morfiną skończył dyżur, musi boleć do porannego
obchodu. Żeby terminalni nie sięgali
po przycisk alarmujący pielęgniarkę,
można odsunąć łóżko od ściany.
Silny ból końca jest spowodowany
rozdzieraniem zdrowych tkanek przez
rozrastającą się tkankę nowotworu.
Paradoksalnie, w okresie poprzedzającym umieranie, im bardziej odwodniony organizm, tym słabszy ból. Zmniejszają się obrzęki i łatwiej się oddycha.
Jednak najtańszą i taśmowo stosowaną
procedurą wobec idących bez powrotu
jest nawadnianie ich dożylnie. Nieważne, że się dusi. Etyka katolicka, życzliwie niemająca nic przeciwko sedacji,
zabrania odstawienia żywienia.
Gdy na forum DUM SPIRO - SPERO rodziny zamykają wątek, prawie
zawsze piszą: dobrze, że już nie cierpi.
Że był pojony jak indor. Że już nie mówił, wił się, wierzgał, a pielęgniarki natrętnie podawały kolejną kroplówkę na
wzmocnienie. Że odszedł mikroskopijny, przywiązany, bo próbował wstać,
wydawało mu się, że na siedząco się
nie udusi. Że jeśli chodzi o polskiego
raka, najlepiej mają ci z przerzutami
do wątroby. Zapadają w śpiączkę wątrobową i umierają sobie spokojnie we
śnie, nieupokorzeni żebraniem o morfinę. I że ci, co zostali, do końca życia
będą mieć pod powieką przedśmiertne
grymasy dziczejącego z bólu kochanego człowieka.
Patologiczna żałoba zostaje na lata.
Zabrakło szacunku
W Hospicjum Onkologicznym na
Ursynowie nie słychać bólu. Mediana
tutejszego życia to około miesiąca. Odchodzi się niezauważalnie, w salach po
dwóch stronach korytarza. W trakcie
gdy umiera sąsiad, ci, którzy jeszcze
żyją, kroją sobie jabłuszka na cząstki i
patrzą w podwieszone do sufitu telewizory plazmowe od sponsora. O śmierci
świadczy dopiero prześcielone łóżko i
parkujący samochód pogrzebowy.
Z powodu komfortu tutejszego
umierania hospicjum zadłuża się co
roku, przekraczając enefzetowskie algorytmy. Bo tu morfina jest szyta na
miarę. Niektórym zakłada się cewnik zewnątrzoponowy. Dobry w końcu. Wystarczy 10 razy mniej morfiny,
żeby nie bolało. Można nie przespać
końcówki życia i czas, który nie boli,
spędzić głęboko, powiedzieć sobie na
drogę coś ważnego. Tu rzeczy przyjemnych się już nie odkłada. Wolno
przyprowadzić psa, wypić ostatni kieliszek wódki albo zaciągnąć się papierosem.
Jaki kraj, takie umieranie. Są na
Zachodzie hospicja, gdzie o godz. 17
wjeżdża wolontariusz z wózeczkiem.
Na wózeczku, proszę bardzo: kawa,
herbata, alkohole świata. Leżą nawet
na pościeli z domieszką azbestu na wypadek, gdyby ostatni papieros wypadł
w trakcie.
Dr Jerzy Jarosz, lekarz ursynowskiego hospicjum, też odbiera telefony
od utytłanych z całej Polski: Mama się
dusi, rak zarasta jej tchawicę. Doktor
otwiera kalendarz z kontaktami: Proszę
zadzwonić do Centrum Onkologii, dziś
dyżur ma dr X. Proszę się powołać.
Najczęściej dzwonią w weekendy.
NFZ, kontraktując procedury paliatywne, nie przewiduje zaostrzenia bólu w
dni wolne i święta. Hospicja każą czekać na wpisanie do systemu do poniedziałku. Najwięcej z prowincji. Zgodnie z kontraktem NFZ, domowy lekarz
hospicyjny może dojechać z wizytą
do 30 km od miejsca, gdzie stacjonuje
serwis. Tam kończą się zwykle rogatki
miast. Rak prowincjonalny zjada żywcem.
Mamy 400 serwisów paliatywnych.
Dorabiający w nich lekarze są zobowiązani odbyć trzydniowy kurs z bólu.
Licząc je na głowę mieszkańca, plasujemy się w pierwszej piątce Europy. A
skoro posiadamy jeden z najniższych
algorytmów zużycia morfiny (Czesi
trzy razy większy, Niemcy - dziewięć),
to znaczy, że polski świadczeniobiorca
idący procedurą bez powrotu umiera
jak w przytułkach.
W marcu 2013 r. ONZ uznała, że
dopuszczanie do cierpienia pacjentów
jest torturą. Do krajów torturujących
zaliczyła Polskę.
Edyta Giętka
Polityka nr 27 (2914), 3.079.07.2013
Strona 
OPIEKA NAD PACJENTEM ONKOLOGICZNYM –
KRYZYSOWA SYTUACJA W USA
Jak informuje najnowszy raport Instytutu Medycyny IOM Amerykańskiej
Akademii Nauk, Stany Zjednoczone
dotknął kryzys w dziedzinie opieki onkologicznej. Problem jest złożony i wielowymiarowy: 315-stronicowy raport
podaje długą listę przyczyn zaistniałego
kryzysu, w tym rosnące zapotrzebowanie na opiekę onkologiczną, zmniejszenie liczby personelu medycznego na
oddziałach onkologicznych, wysokie
koszty leczenia, jak również jego złożoność. Leczenie staje się tak skomplikowane, że wielu lekarzom po prostu brakuje niezbędnych kompetencji. Lekarze
nie mają czasu na udział w konferencjach i czytanie pism naukowych, nie
nadążają za rozwojem wiedzy medycznej i nowych technologii wskutek czego
niekiedy ordynują pacjentom niewłaściwe leczenie, nie analizują wszystkich
możliwości, nie potrafią podać wad i
Pomimo tego, że ASCO opracowało wytyczne dotyczące postępowania
leczniczego praktycznie dla każdego
etapu rozwoju prawie wszystkich znanych chorób nowotworowych, lekarze
w lokalnych szpitalach często nie mają
wiedzy na temat konkretnego rodzaju
nowotworu na jaki cierpi pacjent, nie
postępują według wytycznych lub nawet ich nie znają.
Problemy pojawiają się również na
innych poziomach: wielu onkologów
nie wie jak postępować z pacjentami w
przypadku których leczenie zawiodło,
a nawet nie potrafi skierować ich do
ośrodków paliatywnych. W wielu przypadkach lekarze nie mówią pacjentom,
że opcje terapeutyczne się wyczerpały:
ok. 80% nieuleczalnie chorych całkowicie bezpodstawnie wierzy w skuteczność swojej terapii.
zalet dostępnych opcji terapeutycznych
lub uprzedzić o możliwych skutkach
ubocznych i w dużym stopniu pozostawiają pacjentów samym sobie.
Zmiany w sytuacji demograficznej
stawiają nowe wyzwania, gdyż gwałtownie wzrasta liczba osób po 65 roku
życia, w której to grupie wiekowej
diagnozuje się najwięcej pacjentów
onkologicznych. W USA co roku rejestruje się ponad 1.600.000 przypadków zachorowań, a do roku 2030 jest
przewidywany wzrost zachorowań do
2.300.000. Przy tak ogromnej liczbie
pacjentów niedługo zabraknie personelu medycznego, gdyż istniejące programy szkoleniowe są niewystarczające. Szacuje się, że w 2020 r. będzie
brakowało od 2500 do 4000 onkologów. Z kolei koszty leczenia chorób
nowotworowych w USA wzrosły z 72
miliardów w 2004 do 125 mld w 2010,
a do roku 2020 będzie to już 173 mld.
Dokument zawiera również strategię poprawy opieki nad osobami
cierpiącymi na choroby nowotworowe. Do rozwiązania problemu ma się
przyczynić zaangażowanie pacjentów
w podejmowanie świadomych decyzji medycznych, odpowiednio do ich
zróżnicowanych potrzeb. Specjalne
zespoły opieki onkologicznej, przy wsparciu
Narodowego Instytutu
Onkologicznego oraz
Ośrodków Usług Zdrowotnych Medicare i
Medicaid, będą miały
za zadanie dostarczyć
pacjentom oraz ich
bliskim zrozumiałej
informacji na temat
leczenia – możliwości, korzyści, skutków
ubocznych i kosztów,
a następnie pomóc w
planowaniu terapii. W
przypadku pacjentów
w
zaawansowanym
stadium choroby zespoły opieki powinny zapewnić opiekę
paliatywna, wsparcie
psychospołeczne oraz
opiekę w hospicjum.
Priorytetowe jest również zapewnienie dostępu do opieki
onkologicznej wszystkim pacjentom
cierpiącym na choroby nowotworowe,
niezależnie od ich statusu społeczne-
Strona 
go, rasy czy wieku. Pacjent powinien
znaleźć się w centrum uwagi.
Opieka onkologiczna powinna
opierać się na rzetelnych danych naukowych i medycznych. Obecnie jednak wiele decyzji o leczeniu pacjenta
podejmuje się „w ciemno”. Niezbędne
są zatem nowe badania kliniczne w
celu pozyskania wiarygodnej informacji na temat korzyści klinicznych bądź
szkodliwości różnych opcji terapeutycznych.
Inne zalecenia to:
• kształcenie wykwalifikowanych specjalistów i troska o to, by
opiekujący się chorymi osoby posiadały odpowiednie kompetencje.
• uwzględnienie potrzeb starszych pacjentów onkologicznych,
cierpiących też na inne schorzenia. W
tym celu członkowie zespołów opieki
onkologicznej powinni współpracować
z lekarzami innych specjalności oraz
geriatrami.
• stworzenie uczącego się systemu opieki zdrowotnej, posiadającego
zdolność poprawiania jakości swojego
działania poprzez zdobywanie nowych
doświadczeń. W przeciwieństwie do
tradycyjnych systemów, systemy uczące się wykorzystują informację w sposób twórczy, dokonując jej analizy.
System będzie gromadził i przetwarzał
dane pacjentów, wspomagając lekarzy
w diagnostyce i poszukiwaniu rozwiązań terapeutycznych.
• utworzenie programu narodowego do raportowania w zakresie jakości opieki onkologicznej.
Planuje się również opracowanie i
wprowadzenie nowych modeli płatniczych, które zmotywują zespoły opieki
onkologicznej do zapewnienia pacjentom najwyższej jakości opieki opartej
na aktualnej wiedzy medycznej.
Opracowanie: Hanna Szachowska
Źródło: http://www.reuters.com/
article/2013/09/10/us-usa-health-cancer-idUSBRE9891EI20130910;
http://www.medscape.com/viewarticle/810951; http://www8.nationalacademies.org/onpinews/newsitem.
aspx?RecordID=18359
LUDZIE PISZĄ
ALFABETYCZNIE POZYTYWNA FILOZOFIA
A – Ambicja każe nam się rozwijać, ale
też bardzo komplikuje życie - nam
samym lub naszym bliskim. Należy
ją wyważyć, aby nie złamać życia
sobie i innym. Może być A - jak
apetyt na życie.
B – bardzo twarde jest życie, ale ja
muszę być jeszcze twardsza. Wiem,
że jeżeli plan A nie zadziała, to są
jeszcze inne litery alfabetu.
C – Cudownie jest mieć przyjaciół,
a tych których poznałam pod
drzwiami gabinetu 29 i 30 oraz w
Sielpii są wierni do końca życia.
Gwarantowane!!
D – dusza. Czasami warto na chwilę
zamilknąć , aby się dowiedzieć
czego tak naprawdę pragnę. Trzeba
się wyciszyć i wsłuchać we własny
oddech.
E – ewentualnie posłuchać innych,
ich pragnień. I złożyć złamane
skrzydełko pisklęciu które wypadło
z gniazda.
F – fajnie byłoby iść z plecakiem gdzieś
przed siebie. A w plecaku tylko
niezbędne rzeczy. Żadnego ciężkiego
bagażu - życiowego także.
G – głupio jest śmiać się z innych, ale
dobrze jest się pośmiać z samego
siebie - to wielka umiejętność,
dodaje
pewności
i
uczy
pokonywania słabości.
H – 1. harówka, 2. harce, 3. humor.
Numer jeden bez numeru 2 i 3 byłby
nie do zniesienia.
I – ignorancja dla złych rzeczy. Ale tak
naprawdę to co jest dla jednych złe,
dla drugich może być dobre.
J – jutro przestanie padać deszcz.
Ludzie zaczną się do siebie
uśmiechać. Zza chmur wyjdzie
słońce, a ja wstanę rano i powiem:
to będzie dobry dzień.
K – krok po kroku próbuję budować
swój własny system wsparcia. A
jeżeli komuś zrobię coś dobrego
to wierzę, że to do mnie wróci.
Nie dzisiaj, może nie jutro, ale
kiedyś...
L – lubię ludzi, lubię lizać lody latem,
lubię „latające” liście jesienią,
mimo że to tylko krok do zimy. Ale
potem jest wiosna i kolejny rok za
nami.
Ł – łączność i innymi, więź z przyrodą
i ludźmi pozwalają przeżyć
niesamowite chwile. Chwytaj
okazje, napawaj się wszystkimi
porami roku. One są ciągle inne i
niepowtarzalne.
M – marzenia. Należy je na nowo
odkrywać, szczególnie te, które
zagrzebaliśmy głęboko gdy w drogę
weszło życie.
N – niespodzianki, które są
przygotowywane, nie zawsze są
miłe. Może warto postawić na
spontaniczność? A rutynę schować
głęboko w skrzyni?
O – otwórz oczy. Patrz i słuchaj uważnie.
Dzięki temu nie przepuścisz szansy,
która jest przeznaczona tylko dla
ciebie.
P – przyjaciele, przyjaźnie. Nikt nie lubi
być sam. Łatwiej jest kiedy obok stoi
drugi człowiek albo cała gromada.
Wtedy można góry przenosić, morza
przepływać, a i choroba nie jest
taka straszna. Lub P jak pociąg do
Warszawy (po Glivec) i pisanie w
przedziale co mi przyjdzie do głowy.
I przygodne spotkania z ludźmi.
Strona 
R – rutynie nie! Radości tak! Ale
rutyna wypiera radość, bo nam
tak wygodniej. Wiele czynności
domowych
wykonujemy
nie
myśląc, a potem zastanawiamy się
czy wyłączyliśmy żelazko albo
czy zamknęliśmy drzwi. I gdzie tu
miejsce na radość?
S – to najbardziej sympatyczna i
uczuciowa literka. „S” to serce,
słodycz, siła, satysfakcja, słuchanie
i szczęście. Bez „s” życie byłoby
smutne i samotne. Sensowne życie
może nieść radość, mimo że jest
styrane. Ale tylko takie ma sens.
Sklerozy nie bójcie się, bo ona
występuje w każdym wieku! Jest
też przypadłość fizjologiczna na
„s”, znana wszystkim mniej lub
więcej. Mnie dopada po podaniu
kontrastu, przed tomografem lub po
wypiciu kawy…
T – typowe uczucia: tęsknota za tymi,
których nie ma, troska o tych,
którzy są.
U – uczucie satysfakcji, gdy osiągnie
się cel. Wyznaczajmy sobie cele,
które są warte osiągnięcia. A
uczucia w ogóle? Potrafią dodać
skrzydeł albo złamać życie.
W – wiara czyni cuda. Nic nowego
nie odkryłam, wszyscy to znają, ale
gdyby nie ona, życie byłoby puste.
Wychyl się przez okno, pomachaj
ręką nieznajomym ludziom, wezmą
cię za wariata albo się do ciebie
uśmiechną.
Z – zdrowie. To jest coś co najczęściej
wymienia się przy składaniu życzeń.
Jest aż tak ważne? Chyba tak, bo
nie można go niczym zastąpić.
Ż – życie jest takie trudne i żmudne,
ale trzymamy się go uporczywie i
wszyscy go tak bardzo pragniemy,
że na stratę jest zawsze za wcześnie.
Ź – źle kiedy ciągle pada deszcz,
źle kiedy jest upał. A kiedy jest
dobrze? Wtedy kiedy jesteśmy
na urlopie. Ani deszcz, ani słońce
nam nie przeszkadzają, bo ważne
jest wewnętrzne nastawienie i
wykorzystanie każdej chwili. Mam
rację?
Barbara Chojnowska
sierpień 2013,
KODEŃ
W każdym domu są książki, zarówno piękne wydania jak i stare,
zakurzone, do których nie zagląda
się często. Mają swoją historię, są
pamiątkami lub podarunkami. Budzą
wyobraźnię, inspirują lub wywołują
wspomnienia.
Odkąd pamiętam, w moim rodzinnym domu była książka Zofii Kossak-Szczuckiej „Błogosławiona wina”
- prezent od Siostry zakonnej, która
wiele lat temu opiekowała się będącą
w szpitalu bardzo bliską mi osobą.
Powieść oparta jest na prawdziwej
historii kradzieży wizerunku Madonny Gregoriańskiej, zwanej również
Madonną z Guadalupe.
Zofia Kossak opisuje historię cudownego uzdrowienia wojewody
Mińskiego, senatora Rzeczypospolitej Polskiej Mikołaja Sapiehy, który
chorował na tajemniczą i nieuleczalną
chorobę.
Wydarzyło się to w roku 1631,
podczas uroczystej mszy w prywatnej
kaplicy Papieża Urbana VIII, przed
obrazem Matki Bożej Gregoriańskiej.
Poruszony tym wydarzeniem, książę
Sapieha poprosił Ojca Świętego o podarowanie mu cudownego wizerunku
Matki Bożej, a gdy Papież odmówił,
wykradł obraz i wywiózł go do Polski - do Kodnia, którego był właścicielem.
Nie chcę zdradzać całej fabuły,
może ktoś zdecyduje się sięgnąć po tę
lekturę.
Autorka fantastycznie oddaje atmosferę tamtych czasów, bardzo ciekawie
opisuje całe zdarzenie. Świetnie przedstawia niezwykłe akcje i przygody,
dramatyczne przeżycia Sapiehy, jego
rozterki i duchową przemianę, wreszcie piękną i wielką wiarę oraz oddanie
Pani Kodeńskiej.
Tak bardzo zaintrygowała mnie
opisana historia, że postanowiłam pojechać do Kodnia. Jest to mała malownicza miejscowość na Podlasiu,
położona nad Bugiem, przy granicy z
Białorusią. Miejsce pielgrzymek wiernych z całej Polski, Białorusi, Litwy. To tam króluje Matka Boża Kodeńska.
Wjeżdżając do Kodnia z oddali
widziałam piękną wieżę Bazyliki
św. Anny. Jak zakochana nastolatka czułam „motyle w brzuchu”, nie
mogłam doczekać się chwili kiedy
i ja - jedna z wielu tysięcy wiernych
- pokłonię się Królowej Podlasia,
dostojnej Pani w królewskiej szacie, trzymającej na ręku Dzieciątko
z twarzą dorosłego człowieka, a w
drugiej ręce berło.
Ujrzałam cudowny obraz z niezwykłą historią, w pięknym ołtarzu, który przywodzi tu ludzi chorych, samotnych, nieszczęśliwych i
zagubionych.
Ogromne wzruszenie i radość,
a jednocześnie spokój i skupienie.
Strona 
Szelest ukradkiem wyciąganych
chusteczek, cichy szept modlitw przerywały majestatyczną ciszę.
Wizerunek Matki Bożej Kodeńskiej
był trzecim obrazem na terenie Polski i
Litwy po Matce Boskiej Częstochowskiej i Trockiej (Troki k. Wilna) ukoronowanym złotymi koronami papieskimi.
Drugie ważne wydarzenie w historii obrazu miało miejsce po upadku Powstania Styczniowego w 1875 r., kiedy
to na rozkaz cara obraz został wywieziony na Jasną Górę.
Jednak w 1927 roku, po 52 latach
wygnania, powrócił do Kodnia. Historia cudownego wizerunku Matki Bożej
Kodeńskiej jest bogata i pełna wydarzeń.
W Sanktuarium znajduje się ok. 60
relikwii, z których najcenniejszą jest
głowa św. Feliksa, papieża i męczennika z III wieku.
Kaplica zamkowa pod wezwaniem Świętego Ducha na Kalwarii,
gdzie znajduje się krucyfiks Jezusa
Uśmiechniętego, dawna zbrojownia
Sapiehów, ogród zielny w kształcie
róży, muzeum misyjno-ornitologiczne, krypty pod bazyliką św. Anny,
kaplica cmentarna pod wezwaniem
św. Wawrzyńca, Brama Unicka oraz
Placencja – letnia siedziba Sapiehów
– to zabytki, które niewątpliwie warto zobaczyć.
Opiekę nad sanktuarium sprawują
Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Kodeń to miejsce rzeczywiście niezwykłe.
Ewa Patalas
MOJA REFLEKSJA PO SIELPII
Cudownie było spotkać wszystkich znajomych ze Stowarzyszenia.
Właściwie przyjaciół! A może towarzyszy niedoli?.. Wszyscy jak zwykle
uśmiechnięci, pełni życia i nadziei.
Spotykając tych ludzi na ulicy nie powiedziałabym, że są chorzy, ani nawet
że mają jakieś zmartwienia. Jednak
gdy przyjrzeć się im bliżej, można dostrzec na ich twarzach zmęczenie, smutek, a nawet przerażenie czy po prostu
bezradność…
Wszyscy boimy się tego, co może
nadejść jutro, za miesiąc czy za rok.
Tego co oznajmi zadrukowana kartka
z wynikiem kolejnego badania. Czarne
literki składające się w słowa, a te w
zdania, które w ułamku sekundy mogą
przenieść nas w otchłań przerażenia
lub do oazy spokoju. Jak zaskakująco
wiele od nich zależy!
Przez ten rok przeczytaliśmy wiele
takich opisów i niestety nie dla wszystkich były one ukojeniem skołatanych
nerwów. Coraz większa liczba przyjaciół bierze leki 2. czy 3. rzutu. Przechodzą kolejne skomplikowane operacje,
które ratują ich życie, lecz pozostawiają blizny. Niektóre z nich są widoczne
na ciele, ale większość łatwo ukryć pod
pogodnym uśmiechem i słowami: „Jest
dobrze!” Blizny te są o tyle groźne, że
nie goją się tak łatwo Rozrastają się i
kumulują. Często nie pozwalają realnie
ocenić sytuacji i z optymizmem patrzeć
w przyszłość.
Boli mnie to, że nie mogę pomóc
ludziom tak mi bliskim. Mogę służyć
ramieniem, w które czasem dobrze się
wypłakać, mogę poświęcić czas, wysłuchać, udzielić informacji, doradzić.
Jednak to wciąż za mało! Denerwu-
je mnie moja bezradność. Denerwuje
mnie niewiedza lekarzy i bezczynność
naukowców, którzy nie opracowali
leku 4. czy 5. rzutu. Denerwuje mnie
niesprawiedliwość i nierówność wobec życia. Najbardziej jednak to, że
geny jednych ludzi są „zmutowane” i
komórki dzielą się bez żadnej kontroli
tworząc guza, a innych nie! Czym sobie na to zasłużyliśmy? Czy mogliśmy
jakoś temu zapobiec? Zrobić coś, co
pozwoliłoby uniknąć choroby?
Pytania bez odpowiedzi dwoją się
i troją, ale wytchnienie dają spotkania
z przyjaciółmi. Spotkania w naszej
GIST-owskiej Sielpii. Zróbmy wszystko, by móc tam wracać co roku!
Z przykrością informujemy, że odeszli od nas:
Adolf Buczek
Tadeusz Buczek
P i o t r W o j ta l a
Żegnamy Ich z żalem i polecamy Bogu.
Monika Lewoniec
Strona 
NAUKOWCY I LEKARZE W WALCE Z NOWOTWORAMI
NADSZEDŁ JUŻ CZAS NA WYLECZENIE GIST?
Nowotwór zbyt szybko uodparnia się
na jeden lek. Z tego właśnie powodu
konieczne jest leczenie skojarzone, z
zastosowaniem wielu produktów leczniczych. Niezbędne jest jednak dokładniejsze zbadanie różnych preparatów
złożonych w celu lepszego zrozumienia w jaki sposób leczenie skojarzone
działa ma komórki GIST. W naszym
laboratorium prowadzimy badania na
różnych liniach komórkowych GIST,
obserwując działanie i interakcje różnych leków skojarzonych. Wyniki tych
badań są interesujące i dają spore szanse na wynalezienie nowej terapii, która
pokona GIST.
Większość mojego życia zawodowego poświeciłem poszukiwaniu leku
na GIST – praca ta fascynowała mnie
i dawała satysfakcję. Pamiętam jak w
1999 r. potwierdziliśmy występowanie
mutacji KIT w większości GIST-ów –
był to nasz pierwszy znaczący krok do
przodu. Następnie odkryliśmy, że substancja STI-571 (znana obecnie jako
Glivec) jest skuteczna w hamowaniu
aktywności zarówno kinazy BCR-ABL
jak i KIT. Już wtedy spodziewaliśmy
się, że okaże się to pomocne w leczeniu
GIST, ale rzeczywisty sukces przekroczył nasze najśmielsze oczekiwania.
Pierwsze badania kliniczne dały wspaniałe rezultaty: u większości pacjentów z GIST nastąpiła nagła stabilizacja
strasznej choroby nowotworowej. Następnie zauważyliśmy pierwsze niepokojące objawy rozwoju oporności
na lek. Pacjenci mieli progresję i wyglądało na to, że wielu z nich przegra
walkę z opornym na Glivec GIST-em.
Sytuacja niewiele się zmieniła nawet
po wprowadzeniu leków drugiego i
trzeciego rzutu – Sutentu i Sorafenibu.
Wiele się nauczyliśmy w ciągu ostatnich 15 lat, lecz niestety wciąż nie wiemy jak pokonać GIST.
Dla wszystkich specjalistów w
dziedzinie GIST jedna rzecz jest oczywista: tej choroby nie da się pokonać
czy osiągnąć jej długotrwałą stabilizację za pomocą jednego preparatu.
Białko a
Białko c
Białko b
Białko d
Jądro
komórkowe
rys. 1
By lepiej sobie uzmysłowić to o
czym mówię, przyjrzyjmy się pokrótce
podstawowym sieciom szlaków sygnałowych w komórkach GIST (zob.
rys. 1). Wyobraźmy, że sieci te działają
jak obwody elektryczne. KIT pełni tu
funkcję wyłącznika. Należy pamiętać,
że KIT to zmutowane białko, z którym
mamy do czynienia w większości przypadków GIST, a mutacja ta powoduje,
że wyłącznik pozostaje zawsze „włączony”. W zdrowych komórkach KIT
zazwyczaj jest „wyłączony” a „włącza
się” jedynie w wyjątkowych sytua-
cjach. Włączenie KIT sprawia, że do
jądra komórki GIST wędruje polecenie podziału. Podział komórek GIST
powoduje wzrost guza. KIT jednak nie
potrafi komunikować się z jądrem komórki bezpośrednio, używa zatem pośredników: przekazuje „wiadomość”
innym białkom, które z kolei przekazują ją dalej, aż wreszcie informacja dociera do jądra komórkowego. Funkcjonowanie szlaków sygnałowych można
też sobie wyobrazić jako swoisty „bieg
sztafetowy” z udziałem białek, mający na celu przekazanie jądru komórki
polecenia inicjacji podziału. Białka te
tworzą siec szlaków sygnałowych. Ponieważ KIT wykorzystuje różne szlaki sygnałowe, ma wiele sposobności,
żeby przekazać swoje polecenie do jądra komórkowego. Leczenie skojarzone ma na celu uniemożliwienie KIT komunikacji z jądrem i w tym celu musi
zablokować jak największą liczbę białek biorących udział w tej komunikacji.
Znamy dwa główne szlaki sygnałowe
kinaz, jakie najczęściej wykorzystuje
KIT: PI3K (kinaza fosfatydylo-inozytolowa 3) oraz MAPK (kinaza białkowa aktywowana przez mitogeny), ale
są jeszcze inne, mniej znane.
Leki wielocelowe stwarzają duże
możliwości terapeutyczne nie tylko
w przypadku GIST. Dla przykładu
BRAF, najczęściej zmutowane białko w czerniakach, jest składową szlaku sygnałowego kinaz MAPK. Jeśli
uczynimy celem terapii molekularnej
samo białko BRAF, uzyskamy jedynie
krótkotrwałą stabilizację choroby nowotworowej, gdyż stosunkowo szybko
rozwija się oporność na leczenie, natomiast w połączeniu z inhibitorem MEK
– innego białka uczestniczącego w tym
samym szlaku sygnałowym – rezultaty terapeutyczne są znacznie lepsze. W
trakcie współpracy nawiązanej pomiędzy wybitnym specjalistą w dziedzinie
onkologii, dr Bertem Vogelsteinem z
Johns Hopkins University, a matematykami ewolucji zastosowano modele
matematyczne w celu lepszego zrozu-
Strona 
mienia zachowania komórek czerniaka
z mutacją BRAF po leczeniu Vemurafenibem, którego celem molekularnym
jest BRAF1. Naukowcy odkryli, że leczenie wielocelowe, z zastosowaniem
dwóch preparatów leczniczych, daje
długoterminową kontrolę nad chorobą
w przypadku większości pacjentów, o
ile nie występują u nich pojedyncze
mutacje powodujące oporność krzyżową na obydwa leki. Niektórzy pacjenci potrzebują leczenia skojarzonego z
udziałem aż trzech różnych preparatów.
Znając główne szlaki sygnałowe z
udziałem KIT, zdecydowaliśmy się na
podjęcie prac nad stworzeniem terapii
łączącej inhibitory KIT oraz inhibitory
szlaków PI3K i MAPK. Inni specjaliści
w dziedzinie GIST oczywiście również
pracowali nad tym, w związku z czym
obecnie zapoczątkowano kilka nowych
badań klinicznych testujących kombinacje Gliveku z inhibitorami PI3K i/
lub MAPK/MEK.
Spójrzmy na niektóre wyniki, żeby
lepiej sobie uświadomić jak to dzia-
runkach laboratoryjnych przez miesiąc
poddać komórki GIST działaniu leku
a następnie usunąć go i sprawdzić co
zostanie wyhodowane. Na płytce „a”
widać mnóstwo czarnych plamek, co
oznacza, że komórki GIST nie poddały się działaniu Gliveku. Na płytce
„b” czarnych plamek jest mniej i mają
mniejsze rozmiary, ponieważ do tej
hodowli dodaliśmy 2 leki: Glivec oraz
inhibitor PI3K. Na płytce „c” mamy
Glivec wraz z inhibitorem MAPK i
chociaż jest tu mniej czarnych plamek niż na płytce z samym Glivekiem,
kombinacja Glivec-MAPK jest nieco
gorsza od Glivec-PI3K. Dzieje się tak
dlatego, że sygnały KIT wędrują głównie szlakiem PI3K i żeby skutecznie
leczyć GIST powinniśmy kontrolować
ten szlak albo za pomocą inhibitora
PI3K, albo pośrednio poprzez kontrolę
nad KIT, jak ma to miejsce na płytce
„b”. Na płytce „d” jest bardzo mało kolonii komórek, co świadczy o tym, że
kombinacja inhibitorów PI3K i MAPK
wykazuje się największą skutecznością
w kontrolowaniu opornych na Glivec
rys. 2
ła (rys. 2). Na rys. 2 ukazane są płytki z komórkami GIST. Do hodowli
komórek dodawano różne preparaty
lecznicze. Przedstawiono tu linię komórkową znana jako GIST-T1-T670I,
która zawiera „tradycyjną” mutację
KIT kontrolowana przez Glivec ale
– podobnie jak w wielu przypadkach
GIST przez dłuższy czas leczonego
Glivekiem – obecna jest tu również
inna mutacja, T670I, oporna na Glivec.
Eksperyment polega na tym, by w wa-
komórek GIST. Jednak kombinacja
Glivec + inhibitor MAPK + inhibitor
PI3K jest jeszcze lepsza, jak widać na
płytce „e”.
Gdy mamy do czynienia z komórkami GIST, których aktywność jest
bardziej związana ze szlakiem MAPK,
różnice są jeszcze bardziej uderzające.
Na płytkach „f”-„j” mamy komórki
GIST-T1-10R, które preferują ścieżkę
sygnałową MAPK znacznie bardziej
od KIT-PI3K. Przeprowadziliśmy
identyczny eksperyment jak poprzednio: do hodowli komórek GIST-T110R dodaliśmy preparaty lecznicze,
a po miesiącu usunęliśmy je i zostawiliśmy komórki na 1-2 tygodnie. Na
płytce „f” do hodowli komórek został
dodany tylko Glivec, który – jak widać
– nie był zbyt skuteczny. Na płytce „g”
mamy inhibitor PI3K i niewiele lepsze
rezultaty. Z kolei komórki na płytce „h”
potraktowaliśmy inhibitorem MAPK i
zaobserwowaliśmy znaczne zahamowanie ich wzrostu. Na płytce „i”, gdzie
mamy kombinacje inhibitorów PI3K i
MAPK, wyniki są zbliżone do tych na
płytce „h”. Jednak rezultat widoczny na
płytce „j” jest niesamowity, a pozyskaliśmy go za pomocą kombinacji trzech
preparatów: Glivec + inhibitor PI3K +
inhibitor MAPK. Wzrost i przeżycie
komórek na tej płytce są minimalne.
To nowe podejście daje podstawy
do optymizmu: możemy spodziewać
się, że będziemy w stanie zapewnić
skuteczne leczenie w krótkim okresie czasu (np. terapia trwająca przez
1 miesiąc) i że leczenie skojarzone z
zastosowaniem trzech preparatów potrafi nawet całkowicie wyleczyć wielu
pacjentów z GIST. Minusem takiej potrójnej terapii jest jej wysoka toksyczność – o wiele wyższa niż toksyczność
Gliveku. Nie mamy pewności, że kombinacja aż trzech inhibitorów będzie
dobrze tolerowana przez pacjentów.
Jednakże podchodzimy entuzjastycznie do projektowania leków wielocelowych, ponieważ taka terapia uwzględnia wszystkie znane nam mechanizmy
rozwoju oporności na Glivec, a jej skuteczność jest naprawdę ogromna.
Dr. Brian Rubin,
sierpień 2013
Źródło: http://liferaftgroup.
org/2013/08/is-it-time-to-cure-gist/
Tłum. Hanna Szachowska
Strona 
ASCO 2013
Tegoroczna, 49. konferencja ASCO
odbyła się w Chicago, w dniach 31
maja – 4 czerwca i zgromadziła ponad 25 tys. specjalistów: onkologów,
chirurgów, patomorfologów, biologów
i naukowców z całego świata, którzy
dzielili się swoimi odkryciami i postępami w dziedzinie biologii i medycyny
klinicznej. Podobnie jak w poprzednich latach sporo uwagi poświecono
mięsakom, w tym również GIST-om,
które były przedmiotem licznych prezentacji.
Poruszono wszystkie główne tematy związane z GIST: od określenia
nowych celów terapeutycznych do najbardziej zaawansowanych badań molekularnych. Jedną z głównych innowacji
w dziedzinie biologii molekularnej jest
wykrywanie krążących w krwi obwodowej komórek nowotworowych by za
ich pomocą określić pierwotne mutacje,
nowe mutacje wtórne oraz ewentualnie
dokonać porównania genotypu ustalonego na podstawie zaobserwowanej
odpowiedzi na leczenie. W przypadku
GIST brak biomarkerów wskazujących
na sukces bądź niepowodzenie terapii,
można jednak potraktować wykryte we
krwi zmutowane fragmenty DNA jako
swoiste markery nowotworowe, co pomaga w lepszym monitorowaniu przebiegu choroby i podjęciu właściwego
leczenia.
Po niedawnym zatwierdzeniu Regorafenibu jako leku III rzutu w leczeniu zaawansowanego GIST opornego
na leczenie imatynibem/sunitynibem
zaprezentowano analizę skuteczności terapii. Regorafenib wykazał się
skutecznością we wszystkich badanych podgrupach, wyodrębnionych z
uwzględnieniem podstawowych cech
pacjentów, takich jak pleć, wiek, indeks mitotyczny, czas trwania leczenia oraz liczba terapii. Przeprowadzona analiza mutacyjna wykazała, że u
84% pacjentów występuje zgodność
obecności pierwotnej mutacji KIT w
komórkach guza i w DNA z surowicy
krwi obwodowej. Obecność wtórnych
mutacji KIT wykryto w większej mierze w surowicy (47%) niż w tkance
guza (12%). Zaobserwowano związek
między wystąpieniem wtórnych mutacji a krótszym przeżyciem wolnym od
nawrotu. Pacjenci z mutacją w eksonie
9 otrzymywali imatynib przez krótszy,
a sunitynib przez dłuższy okres czasu
w porównaniu do innych genotypów
GIST. Odpowiedzi kliniczne pacjentów z mutacją PDGFRA były zróżnicowane, a w 1 przypadku mutacji KRAS
nie odnotowano pozytywnej odpowiedzi na żadną z terapii.
Przedstawiono również wyniki
II fazy trwającego 2 lata badania klinicznego EORTC/AGITG/FSG/GEIS/
ISG, którego głównym celem było
określenie czasu leczenia imatynibem
wolnego od nawrotu (IFS) rozumianego jako czas pomiędzy rozpoczęciem
podawania imatynibu adjuwantowego
a rozpoczęciem leczenia innym inhibitorem kinazy tyrozynowej wynikającego z wtórnej oporności na imatynib.
Badanie z leczeniem uzupełniającym
imatynibem 1 x 400 mg/d (grupa 444
pacjentów) w porównaniu z obserwacją (435 pacjentów) chorych po resekcji GIST o pośrednim i dużym ryzyku
potwierdziło korzyść w odniesieniu do
poprawy wskaźnika przeżyć wolnych
od nawrotu choroby oraz tendencję w
kierunku poprawy wskaźnika przeżyć
bez niepowodzenia leczenia imatynibem w grupie o dużym ryzyku nawrotu
choroby.
W dziedzinie nowych terapii pojawiających się na scenie leczenia GIST
jednym z najbardziej obiecujących
leków wydaje się ponatynib (Iclusig)
– silny inhibitor kinazy tyrozynowej
ABL oraz kinaz FLT3, RET, KIT, a
także kinaz z rodziny FGFR i PDGFR, aktywny również wobec komórek
białaczkowych, w których doszło do
powstania mutacji kinazy ABL typu T
315I i dlatego zatwierdzony niedawno we wskazaniu leczenia przewlekłej
białaczki szpikowej (Ph+). Badania
przedkliniczne in vitro wykazały skuteczność tego preparatu w hamowaniu
wzrostu komórek GIST o odmiennym
spektrum mutacyjnym, zarówno pierwotnym jak i wtórnym. Oczywiście
były to jedynie wstępne wyniki domagające się dalszego potwierdzenia,
mimo to są szanse na opracowanie nowej terapii.
Wyniki randomizowanego badania
porównującego ponowne zastosowanie
Gliveku do placebo u 70 pacjentów z
zaawansowanym GIST wykazującym
się nabytą opornością na imatynib/sunitynib wykazały dłuższe PFS wśród
pacjentów otrzymujących Glivec.
Pacjenci otrzymujacy placebo miali
mozliwość przejścia do grupy leczonej Glivekiem w przypadku progresji
i u nich odnotowano lepszy wskaźnik
kontroli choroby (DCR). Pomimo braku wyraźnej poprawy, wskazane jest
stosowanie imatynibu w przypadku
braku innych opcji terapeutycznych.
Jak widzimy, również w tym roku
zaprezentowano wiele interesujacych
kierunków badań otwierających nowe
perspektywy w leczeniu GIST. Osiągnięcie jednak wyników umożliwiających wdrożenie nowych metod oraz
ich powszechne zastosowanie w praktyce klinicznej wymaga czasu i trwałej współpracy wszystkich specjalitów
zajmujacych sie badaniem i leczeniem
tej choroby.
Opracowanie: Hanna Szachowska
Źródło: http://www.gistonline.it/
Default.aspx?c=647;
https://liferaftgroup.org/2013/08/
lrg-at-asco-2013/#.UkHJg9ItyM7
Strona 
NASZE ŻYCIE, NASZE ZDROWIE
POŻYTECZNA AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA
Okazuje się, że regularna aktywność fizyczna korzystnie wpływa na
organizm, funkcjonowanie umysłu, a
jednocześnie zmniejsza ryzyko zapadalności na choroby przewlekłe.
Główne korzyści wynikające z
uprawiania sportu i regularnej aktywności fizycznej to:
• Zmniejszenie ryzyka otyłości
• Zmniejszenie ryzyka chorób
serca
• Obniżenie profilu lipidowego,
w tym cholesterolu
• Zmniejszenie ryzyka zachorowania na raka
• Zapobieganie rozwojowi nadciśnienia tętniczego
• Wzmocnienie mięśni i kości
• Zdrowie umysłowe i lepsze samopoczucie
niska, wysiłek fizyczny należy wprowadzać stopniowo. Zaczynając od
krótszego czasu jego trwania lub 2–3
razy w tygodniu powoli zwiększając
częstotliwość. Można także podzielić
30 min na trzy 10-minutowe cykle w
ciągu dnia.
Osoby, które nigdy nie odpoczywały aktywnie, powinny zacząć od spacerów (do pracy, po zakupy), pokonując
krótkie dystanse pieszo, rezygnując z
przemieszczania się samochodem czy
autobusem. Najbezpieczniejsze są ćwiczenia aerobowe (ćwiczenia wykonywane kosztem metabolizmu tlenowego
o niskiej intensywności i długim czasie
trwania), o umiarkowanym natężeniu
(gdy częstość serca wzrasta do około
50–70% maksymalnej częstości serca). Przykładem jest spacer, jazda na
rowerze, jogging, pływanie. Ten rodzaj
Aby aktywność fizyczna przynosiła
korzyści, musi być wykonywana regularnie przez większość dni w tygodniu
i przez minimum 30, a najlepiej 60 minut dziennie. W przypadku osób, których aktywność fizyczna jest skrajnie
ćwiczeń zwiększa wydolność sercowo-oddechową.
Wartość tętna maksymalnego (HR
max) oblicza się odejmując od 220
wiek w latach, czyli dla osoby 40-letniej HR max będzie wynosić 180/min.
Dla takiej osoby umiarkowane ćwiczenia aerobowe będą oznaczały wysiłek,
który spowoduje przyspieszenie czynności serca do 90–126 uderzeń na minutę. Ćwiczenia powinny dąć poczucie
wysiłku fizycznego, nie mogła jednak
powodować dyskomfortu, odczucia
bólu czy wyczerpania.
Dobrym sposobem pomiaru poziomu aktywności fizycznej jest zastosowanie krokomierza. Jak wykazują
badania, wykonywanie w ciągu dnia
7500 kroków (umiarkowana aktywność fizyczna) zmniejsza ryzyko rozwoju chorób układu sercowo-naczyniowego.
Czasami przed rozpoczęciem regularnych ćwiczeń fizycznych konieczna
jest konsultacja lekarska.
Dotyczy to szczególnie osób:
• po 50. roku życia, które nie
uprawiały żadnej aktywności fizycznej,
palą papierosy;
• chorujących na cukrzycę, ciężką chorobę wieńcową, po niedawno
przebytym zawale serca;
• ze źle kontrolowanym nadciśnieniem tętniczym, z wywiadem rodzinnym występowania chorób serca
we wczesnym okresie życia;
• przyjmujących przewlekle leki
(niektóre z nich mogą wpływać na reakcje organizmu podczas ćwiczeń).
Strona 
Na podstawie prezentacji prof. M. Schlegel Zawadzkiej
Strona 
NASZA KSIĄŻKA KUCHARSKA
Kabaczki faszerowane mięsem i ryżem
Składniki: 1 kabaczek, 2 szklanki ugotowanego ryżu, 25 dag chudego ugotowanego mięsa, 2 cebule, 1 łyżka oleju
sojowego lub oliwy z oliwek, 3 ząbki czosnku, 1 szklanka wywaru z warzyw, 1 szklanka jogurtu naturalnego, 1
łyżka bułki tartej, po 1 pęczku natki pietruszki i koperku, pieprz, sól
Kabaczek obrać, przekrajać wzdłuż na pół, wydrążyć miąższ z nasionami, oprószyć pieprzem. Cebulę pokrajaną w kostkę udusić w niewielkiej ilości wody i oleju, połączyć z pokrajanym w paseczki mięsem, ugotowanym
na sypko ryżem, zmiażdżonym czosnkiem, posiekaną zieleniną, doprawić do smaku, wymieszać. Przygotowanym nadzieniem wypełnić połówki kabaczka, skropić pozostałym olejem, ułożyć w brytfannie, wstawić do piekarnika. Po 10 min. podlać wywarem z warzyw, przykryć i upiec do miękkości. Pod koniec odkryć, zrumienić.
Następnie polać jogurtem, posypać bułką tartą, zapiec. Przed podaniem posypać posiekaną natką pietruszki.
Podawać z ziemniakami, surówkami. Zamiast ryżu można użyć gotowanej pszenicy.
Surówka z buraków i jabłek
Składniki: 2 małe buraki, 3 średnie jabłka, 1 cebula, 2 łyżki tartego chrzanu, miód, mielony kminek, sok z
cytryny, 1 łyżka oleju sojowego, sól.
Buraki zetrzeć na tarce o średnich, a jabłka na tarce o dużych otworach, cebulę pokroić w kostkę. Wszystkie
składniki połączyć, dodać przyprawy do smaku, wymieszać. Zamiast oleju można użyć majonezu, jogurtu lub
śmietany.
Budyń z sera twarogowego na słodko
Składniki: 20 dag świeżego sera twarogowego, 2 białka lub 1
jajko, 2 łyżki cukru, 2 łyżki kaszy manny, 1 łyżeczka masła, 1
łyżka bułki tartej, cukier waniliowy, otarta ze skórki cytryna,
sól.
Ser zemleć w maszynce lub przetrzeć przez sito. Z białek
ubić pianę, usztywnić cukrem. Do sera dodać kaszę mannę,
przyprawy, pianę, wymieszać. Masę włożyć do formy wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą, szczelnie zamknąć,
wstawić do naczynia z wrzącą wodą i gotować ok. 45 min.
Podawać ze słodkimi sosami lub posypany cukrem pudrem.
wiednie materiały.
STOWARZYSZENIE POMOCY CHORYM NA GIST
STOWARZYSZENIE
POMOCY
CHORYM
Stowarzyszenie jest Organizacją
Pożytku
Publicznego NA GIST
KRS
Warszawa,
ul 0000217673
Potocka 14, domofon nr. 8
01-652
Warszawa,
ul.
Potocka
14,kom:
lok. nr+48
8, pn.-pt.
9-14
tel./fax: +48 22 832 21 03,
503 158
624
tel./fax +48 22 832 21 03, kom. +48 503 158 624
www.gist.pl e-mail: [email protected]
www.gist.pl, e-mail: [email protected]
numer
konta:
21 1240
numer
konta:
21 1240
10371037
11111111
00100010
04160416
45784578
NIP 525
231 25015836020
00
NIP: 525-23-12-500,
REGON:
Redakcja i tłumaczenia: Hanna i Marek Szachowscy
Dziękujemy Piotrowi Fonrobertowi, prof. Małgorzacie Schlegel-Zawadzkiej, Hannie WróblewskiejFonrobert, Edycie Giętce, Barbarze Chojnowskiej, Ewie Patalas, Monice Lewoniec.
Redakcja zastrzega sobie prawo niewykorzystania materiałów nie zamówionych, a także prawo do skracania i redagowania tekstów oraz zmiany ich tytułów.

Podobne dokumenty

biuletyn 4/2012 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST

biuletyn 4/2012 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST ten Nowy Rok, który tak dobrze się ubiegłorocznym «Walnym», kiedy to tabletki będącej antidotum na „całe GIST, mającego zapewnić właściwe no minionych, zapowiada. Pan Stanisław, będąc już bardzo wy...

Bardziej szczegółowo

biuletyn 3/2014 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST

biuletyn 3/2014 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST BIULETYN STOWARZYSZENIA POMOCY CHORYM NA GIST ang. gastrointestinal stromal tumors - nowotwory podscieliskowe przewodu pokarmowego

Bardziej szczegółowo

biuletyn 2/2014 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST

biuletyn 2/2014 - Stowarzyszenie Pomocy Chorym na GIST BIULETYN STOWARZYSZENIA POMOCY CHORYM NA GIST ang. gastrointestinal stromal tumors - nowotwory podscieliskowe przewodu pokarmowego

Bardziej szczegółowo