Wiktoria Borowska

Transkrypt

Wiktoria Borowska
Wiktoria Borowska
W pewnym mieście była sobie dziewczynka, która miała dziewięć lat i była chora na
białaczkę.
Lekarze dawali jej sześć miesięcy życia, a mimo to dziewczynka była pogodna.Kochała
zwierzęta, ale najbardziej bociany. Marzyła o zaprzyjaźnieniu się z bocianem, ale wszyscy
wiedzieli, że to nie możliwe, bo bocian jak każdy ptak jest płochliwy . Mijały tygodnie, a
Kasia czuła się coraz gorzej. Lekarze martwili się o dziewczynkę. Jej mama chciała aby jej
marzenie się spełniło, więc postanowiła zadzwonić do Fundacji ,, Mam marzenie ’’.
Opowiedziała o sytuacji swojej córki i poprosiła o pomoc. Minął kolejny tydzień wiosny.
Przez okno można bylo zobaczyc przylatujące ptaki. Mogłoby się wydawać, że Kasia była
najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Nagle do jej szpitalnego pokoju weszła kobieta i
dwóch mężczyzn. Byli kolorowo ubrani, a w rękach mieli balony:
- Czy to ty jesteś Kasia Kwiatkowska? – spytał jeden z panów.
–Tak, czy coś się stało? – odpowiedziała.
–Nie, nic się nie stało, wszystko jest w najlepszym porządku.
– Nazywam się Romek, a to jest Marta i Jurek, jesteśmy z fundacji ,,Mam marzenie’’.
– Miło nam Cię poznać – powiedziała Marta.
–Czy masz marzenia?
- No pewnie – odpowiedziała podekscytowana.
– A mogłabyś opowiedzieć nam o swoim największym marzeniu? – spytał uśmiechając się
Jurek.
– Oczywiście. Najbardziej na świecie chciałabym zaprzyjaźnić się z bocianem.
–To bardzo interesujące.
–Ale niemożliwe – powiedziała ze smutkiem Kasia.
–Wszystko jest możliwe, musisz tylko uwieżyć.
Po tym zdaniu pożegnali się i wyszli. Kilka dni później dziewczynka wyszła ze szpitala. W
domu poszła pobujać się na huśtawce . Gdy się bujała, zauważyła kilka lecących bocianów:
-Ale one są piękne, ale coś tu jest nie tak, jeden mały bocian leci niżej niż wszystkie. O nie,
on spada!!! – mówiła do siebie.
Bocian spadł na jej podwórko.
– Mamo, mamoo!!! – krzykneła
- Coś się stało? – wołała przez okno mama.
Kasia wskazała palcem na bociana.
–O Boże! Dzwonię po weterynarza – krzyczała mama.
W tym czasie dziewczynka zaczęła powoli zbliżać się do bociana. Podeszła i siedziała przy
nim mówiąc:
-Biedactwo, zaopiekuję się tobą.
Po dziesięciu minutach przyjechał weterynarz. Okazało się, że bocian miał złamane skrzydło.
Założył mu opatrunek i powiedział:
- Muszę go zabrać do mojej kliniki na obserwację.
– Czy mogę go później odwiedzić? – spytała.
– Oczywiście - uśmiechnął się weterynarz.
Następnego dnia dziewczynka wraz z mamą odwiedziła bociana.
– Chyba czuję się lepiej – powiedziała Kasia.
Oczywiście, już niedługo będzie mógł wrócić do przyjaciół – oznajmił weterynarz.
– A czy do tego czasu może u nas mieszkać?
- No nie wiem...
- Proszę.
– No dobrze, ale jakby się coś działo niedobrego, to dzwoń.
–Dobrze.
– Hurra – wrzasnęła z radości dziewczynka.
– Nazwę cię... Feliks.
– A teraz chodźmy – powiedziała mama, wzięła bociana na ręce i wyszła z córką z lecznicy.
– W domu damy mu pić i jeść. – Oznajmiła Kasia.
– Oczywiście.
Po drodze mama z Kasią kupiły w sklepie wędkarskim robaki dla bociana. Gdy bocian się
najadł, Kasia zabrała go na podwórko.
Minęły trzy dni, a oni byli najlepszymi przyjaciółmi. Wtedy przyjechał pan z fundacji,
zrobił im zdjęcie i powiedział, że Kasia jest pierwszym dzieckiem z ich fundacji, któremu tak
szybko udało się spełnić swoje marzenie.
–Chcę panu przedstawić Feliksa.
–Bardzo mi miło – odpowiedział pan, po czym się uśmiechną.
Nadszedł czas badań, dziewczynka z mamą poszły do szpitala.
– Cud, poprostu cud!!!
- Co się stało? – spytała zaniepokojona mama.
– Wyniki badań są bardzo dobre. Pani córka jest zdrowa. Niewiem jak to możliwe.
- To dzięki Feliksowi – krzyczała szczęśwa Kasia. Chodź mamo, szybko, muszę mu to
powiedzieć.
– Już dobrze, chodźmy.
Gdy weszły na podwórko, Feliksa nie było:
- Gdzie on się podział? – spytała Kasia.
I po chwili na niebie pojawiła się sylwetka bociana.
– Już się zaczynałam martwić – powiedziała dziewczynka do Felikasa.
– Kle - Kle – odpowiedział jej bocian.
– Wiesz co boćku, już jestem zdrowa – powiedziała Kasia.
A bocian zaczął biegać, jakby ze szczęścia. Dziewczynka zaczęła go naśladować.
– Jupi, jupi – wrzeszczała Kasia.
– Kle, kle, kle – klekotał Feliks.
I znowu cały dzień zleciał im na zabawie. Następnego dnia Kasia i Feliks poszli nad staw.
Bocian jadł, a dziewczynka robiła zdjęcia. Gdy wracali, wstąpiła do sklepu i kupiła zeszyt,
taki z dużymi kartkami. Zeszyt na okładce miał bociana. W końcu dotarli do domu. Cały
wieczór spędzili na wklejaniu zdjęć do nowego zeszytu.
Nadszedł koniec lata. Widać już było odlatujące ptaki. Pewnego dnia Kasia
wyszła na podwórko, a Feliksa już nie było. Dziewczynka nie była smutna tylko wesoła, bo
wiedziała, że Feliks odwiedzi ją za rok. Tak też się stało. Następnej wiosny Feliks odwiedził
Kasię wraz ze swoją żoną, którą dziewczynka nazwałaZosia. Odwiedzali ją co roku.
I co roku Kasia była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Feliks, Kasia, Zosia żyli długo
i szczęśliwie.
zdjęcie: http://plamkamazurka.blox.pl/resource/Bocian_Mat.jpg