Laurence Freeman OSB Wirus perfekcjonizmu

Transkrypt

Laurence Freeman OSB Wirus perfekcjonizmu
Laurence Freeman OSB
Wirus perfekcjonizmu
Meditatio Talks 2010A
1. Wirus perfekcjonizmu
Spotykamy się w dniu, w którym mija 30 lat od złożyłenia moich ślubów zakonnych.
Bezpośrednią inspiracją, aby włączyć się w dzieło, które stworzył ojciec John Main,
była dla mnie jego wizja wspólnoty miłości. Kiedy mi o niej mówił, czułem w moim
sercu i wyobraźni dotknięcie czegoś głębokiego. Wydawało się to ideałem, dla
którego warto było poświęcić życie. Jestem przekonany, że ci z was, którzy są w
związkach małżeńskich i mają rodziny, rozumieją, co oznacza poświęcenie w
budowaniu relacji miłości. Kiedy widzicie waszą rodzinę wzrastającą w miłości i w
jej duchu pokonującą problemy, wybaczającą sobie nawzajem, to jest to obszar, gdzie
czujecie się najbardziej spełnieni i najbardziej żywotni. Wizja ojca Johna stanowiła
dla mnie wielką inspirację i podjąłem ją z zapałem młodego mnicha. Jak to w życiu
bywa, zdarzają się w nim wzloty i upadki, doświadczamy sukcesów i porażek, z
reguły więcej w nim niepowodzeń niż spektakularnych sukcesów. Sukces, owszem,
zdarza się. Jest wspaniale, kiedy się pojawia, kiedy wszystko się układa. Ale nie gości
zwykle długo. Musimy się z tym pogodzić i nie trzymać się go kurczowo. O wiele
częściej trzeba sobie radzić z jego brakiem. Dzięki niepowodzeniom możemy jednak
nauczyć się wzrastać. Dziś, po latach, sądzę, że moim największym sukcesem było
nauczenie się, że porażka jest ważniejsza niż sukces. Jeżeli uda ci się to zrozumieć,
możesz uzdrawiać życiowe sytuacje i podążać dalej w życie. To sztuka uczenia się na
błędach. O tym chciałbym z wami w tym cyklu konferencji porozmawiać.
Ostatnio, biorąc udział w pewnym spotkaniu, zostałem przedstawiony jako prelegent
przez jednego z kardynałów. Pozostał on też na prelekcji i medytacji. Zawsze chętnie
wspierał nasze działania. Kiedy już po wykładzie rozmawialiśmy na temat Wspólnoty
WCCMu, zapytałem, czy nie zechciałby zostać naszym patronem. Zastanowił się
przez chwilę i z całą powagą odrzekł: „Cóż, nie wiem, czy się do tego nadaję”.
Zapytałem, jak mam to rozumieć. Odpowiedział: „Medytuję sześć dni w tygodniu, ale
zazwyczaj tylko raz dziennie. Nie wydaje mi się, abym był wystarczająco dobrym
praktykiem medytacji, by zostać patronem WCCM.” Bardzo poruszyła mnie jego
szczerość. Nie udawał, jego słowa wypływały z bardzo prostego, skromnego, niemal
dziecięcego miejsca w nim samym. „Sądzę, że to bardzo dobre kwalifikacje na
patrona.” - odpowiedziałem z uśmiechem.
Kiedy coś rozpoczynamy, zazwyczaj odczuwamy entuzjazm. Składamy obietnice,
robimy wielkie postanowienia. Po pewnym czasie, nieuchronnie, wszystko co nowe
powszednieje, odkrywamy trudności, wkrada się rutyna. Być może docieramy do
etapu w naszej medytacji, kiedy staje się ona jałowa, trudno nam przejść dalej. Wtedy
wydaje się, że nic się nie dzieje i zwykle albo gubimy rytm praktyki, albo w ogóle
zarzucamy medytację. Tracimy poczucie zaangażowania i celu, które towarzyszyło
nam na początku.
Jak zatem zachować świeżość? Nasza motywacja musi pozostawać jasna i silna.
Dotyczy to zresztą każdej pracy, której podejmujemy się w życiu, , ale jest to
szczególnie ważne w przypadku pracy duchowej. Duchowy wymiar naszego życia
musi być wciąż na nowo uzupełniany zasobami świeżej energii. Jednym z większych
zagrożeń jest tu perfekcjonizm. Próbujemy być doskonali. Traktujemy to jako coś
oczywistego. Może to nasi rodzice zaszczepili nam, byśmy byli zawsze najlepsi.
Pragną, żebyśmy dobrze radzili sobie w szkole, dostali najlepszą pracę, zawarli
najlepszy związek małżeński, ... ta lista pragnień nie ma końca. Czujemy, że wciąż
powinniśmy zdobywać wysokie poprzeczki sukcesu, osiągnięć, słowem wszędzie
dążyć do perfekcji. Jest to obszar, na który powinniśmy zwrócić baczną uwagę i
dogłębnie go zrozumieć, ponieważ, jeśli niewłaściwie go zinterpretujemy,
rozminiemy się z samym celem chrześcijańskiego życia.
Czy naprawdę chodzi o to, aby być perfekcyjnym? Zadaję to pytanie, gdyż
prawdopodobnie jednym z powodów, dla których porzucamy duchową dyscyplinę,
taką jak medytacja, jest przekonanie, iż nie jesteśmy w niej wystarczająco dobrzy. Nie
osiągamy spodziewanych rezultatów. Musimy zatem uważnie przyjrzeć się idei
perfekcjonizmu i zapytać, czy Bóg chce abyśmy byli doskonali?
Nie ulega wątpliwości, że gdzieś głęboko w nas jest dążenie do porządku, chcemy by
wszystko było perfekt. Jeśli wchodzisz do pokoju i widzisz obraz wiszący na ścianie,
a on wisi krzywo, twój instynkt podpowiada ci, że tak nie jest doskonale, więc go
poprawiasz, czyż nie? Wiele innych podobnych przykładów wskazuje, że w jakiś
naturalny sposób wolimy, aby rzeczy zachowywały symetrię i równowagę. Jest w nas
instynktowna idea fizycznej perfekcji. Może instynkt ten bierze się z faktu, że
zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Jego obraz w nas jest kluczem,
dzięki któremu mamy dostęp do poznania Boga, mamy udział w Jego naturze. W
myśli chrześcijańskiej nasza prawdziwa natura jest z gruntu dobra. W istocie jest
boska, bo Bóg tchnął w nas swojego Ducha. Stąd, być może, pochodzi w nas to
głębokie poczucie perfekcyjności i dobra. I chociaż zasadniczo natura ludzka jest
dobra, to czasami oglądając wiadomości, czy widząc postępowanie ludzi można w
nią zwątpić. Jest to jednak fundamentalny element naszej wiary, a być może także
fundamentalne ludzkie przeświadczenie. Bez niego byłoby nam bardzo trudno
koncentrować uwagę na pracy, czy relacjach międzyludzkich. Szybko popadalibyśmy
w pesymizm lub cynizm.
Posiadanie zatem tego zmysłu perfekcji jest rzeczą dobrą i słuszną. Wróćmy jednak
raz jeszcze do postawionego pytania, czy Bóg chce, abyśmy byli doskonali? W
Kazaniu na Górze Chrystus wypowiada słowa: „Bądźcie więc wy doskonali, jak
doskonały jest Ojciec wasz niebieski.” (Mt 5, 48 ). To przykazanie Jezusa może nas
onieśmielać, dopóki nie zrozumiemy, jaki rodzaj doskonałości porusza Jezus. Mówi,
że Bóg jest wszechogarniającą miłością, w miłości Bóg nie zna żadnych granic. Św.
Paweł rozwija ten temat pisząc, że Bóg nie ma ulubieńców. Bóg kocha wszystkie
swoje dzieci tak samo mocno i każde na jemu tylko wyjątkowy sposób. Jezus
porównał miłość Boga do słońca, które świeci bez różnicy na dobrych, jak i złych, a
nawet niewdzięcznym i występnym okazuje taką samą dobroć. I to w tym kontekście
Chrystus zdefiniował perfekcjonizm: pełną oraz wszechogarniającą miłość. Kieruje
nas to ku czemuś, co jako chrześcijanie, a być może szczególnie jako katolicy,
powinniśmy dobrze zrozumieć: Bóg nie wymaga od nas byśmy byli doskonali w
powszechnym sensie tego słowa. Bóg jest realistą i nie oczekuje od nas rzeczy
niemożliwych.
Jeżeli przyjrzeć się prawdziwym żywotom świętych, a nie tym z lukrowanych
obrazków, dostrzeżemy, że byli oni bardzo ludzcy, mieli wiele niedoskonałości, lecz
jednocześnie posiadali przemożne, wszechogarniające doznanie miłości Boga oraz
poczucie misji, którą ta miłość obdarowała ich w życiu. Ta prawda dotyczy także nas.
Chociaż nigdy nie osiągniemy doskonałości, to jednak możemy doświadczyć wzrostu
w miłości. A zatem to raczej wzrastanie ku pełni, a nie doskonałość powinna być
naszym programem.
Naszym celem jest więc pełnia. Pełnia to potencjał danej chwili. Mamy swoje lepsze i
gorsze dni, doświadczamy konfliktów i wewnętrznych rozterek. Pełnia jest jednak
potencjalnie zawsze obecna. I im głębiej, dzień po dniu, w kontemplacyjnej podróży
codziennej medytacji schodzimy ku centrum naszego istnienia, tym bardziej
odkrywamy, że pełnią jest sam Bóg. Ostatecznie nie chodzi wcale o moją pełnię.
Właśnie takie jej rozumienie, jak sądzę, otwiera przed nami Jezus. W tym sensie
również nie istnieje moja modlitwa, czy moja medytacja. Jest tylko modlitwa
Chrystusa we mnie, w którą mogę się całkowicie włączyć.
Jako osoba jesteśmy jednością ciała, umysłu i ducha i nie można tych trzech aspektów
w nas rozdzielić. Musimy zatem próbować utrzymywać je w harmonii. Odkrywamy
wtedy, że praca, którą wykonujemy na jednym poziomie nie pozostaje bez wpływu na
pozostałe dwa poziomy. Ponieważ stanowimy system naczyń połączonych, więc to co
fizyczne będzie oddziaływać na stronę umysłową i duchową, a przeżycie duchowe
odciśnie swój ślad na naszym ciele i umyśle. Wszystko, czego doświadczamy jest
częścią naszej podróży ku Bogu, częścią naszej pełni, częścią naszego wzrastania.
Św. Ireneusz, mistyk żyjący w II wieku, powiedział zdumiewające zdanie: „Chwałą
Boga jest żyjący człowiek” - i dalej –„życiem zaś człowieka jest oglądanie Boga”.
Czasami sądzimy, że wychwalanie Boga to wyśpiewywanie Mu wielbiących
hymnów, ale tak naprawdę w rozumieniu chrześcijańskim, uwielbienie Boga oznacza
ludzkie wzrastanie. Chwała Boga ukazuje się wtedy, gdy każdy z nas staje się coraz
bardziej żywotny, bardziej ludzki, czyli bardziej kochający, bardziej hojny, bardziej
szczery... To wzrastanie ku pełni na którymkolwiek z trzech poziomów ciała, umysłu
czy ducha podczas naszej podróży kontemplacyjnej staje się w istocie „oglądaniem
Boga”. Moim zdaniem, jest to sedno chrześcijańskiej duchowości. Czyli
perfekcjonizm, rozumiany jako poczucie słuszności swego postępowania, czy
nienaganności wobec wszystkich zasad, nie znajduje tu żadnego zastosowania i
potwierdzenia. Taki perfekcjonizm jest obcy duchowości chrześcijańskiej.
Przekład: Janina Suchocka
Copyright: wccm.pl

Podobne dokumenty