Sześcioro Polaków zginęło w wypadku autokaru w Serbii
Transkrypt
Sześcioro Polaków zginęło w wypadku autokaru w Serbii
Sześcioro Polaków zginęło w wypadku autokaru w Serbii Utworzono: czwartek, 02 marca 2006 Tragedia pracowników kopalni „Ziemowit” i ich bliskich wracających z urlopu Sześcioro Polaków zginęło w wypadku autokaru w Serbii Autokar z 66 polskimi turystami wracającymi z Bułgarii w zeszły piątek o godz. 6.30 rano wpadł do rowu w okolicach miejscowości Indija, 20 km od Belgradu w Serbii. Zginęło sześć osób, w tym dwoje dzieci. Ze Złotych Piasków wracali górnicy kopalni „Ziemowit” i ich bliscy. Razem z nimi jechali uczestnicy młodzieżowego obozu, na którym część miejsc wykupił zakładowy związek „Solidarność 80”. Dzieci i młodzież mieszkały w hotelu Diana, w centrum Złotych Piasków nad Morzem Czarnym. Najmłodszy uczestnik obozu miał 10 lat, najstarszy 18. W Lędzinach, Tychach, Bojszowach i pobliskich miejscowościach liczyli godziny do ich powrotu. Cieszyli się na opowieści dzieci o tym, co zobaczyły, czekali na wspólne oglądanie zdjęć, pamiątek i drobiazgów, które przywozi się z wakacyjnych wojaży. Rano, niczym grom spadła wiadomość, że autokar, którym wracali ich bliscy miał wypadek. Wiadomo było, że są zabici i ranni. Najgorsze są niepewność i oczekiwanie. Nie można usiąść przy szpitalnym łóżku, przytulić, pogłaskać i uspokoić. Koszmar w Serbii, ale też strach w Lędzinach w kopalni „Ziemowit”, gdzie czekali na wiadomości o swoich bliskich. Pytanie, którego wszyscy się boją: Kto zginął? Kompania Węglowa, kopalnia „Ziemowit”, wojewoda śląski zaczęli organizować pomoc. Bliskimi ofiar i poszkodowanych zajęli się psychologowie. Wieczorem odlecieli do Belgradu prezydenckim samolotem. Następnego dnia niektórzy poszkodowani wrócili na pokładzie samolotu. Wśród 46 poszkodowanych było 27 dzieci. Wszyscy trafili na badania lekarskie do szpitali w Sosnowcu i Katowicach. W serbskich szpitalach pozostało 12 najciężej rannych osób. W najbliższych dniach mają wrócić do Polski. Serbska policja zatrzymała polskiego kierowcę, który prowadził autokar. Za nieumyślne spowodowanie wypadku i śmierć sześciu osób według serbskiego prawa grozi mu nawet 8 lat więzienia. Baw Trudny lot do Serbii Rozmowa z MIROSŁAWEM KUGIELEM, prezesem Kompanii Węglowej SA - Natychmiast po wypadku uruchomiono pomoc dla ofiar wypadku drogowego w Serbii. Czy nie miał Pan wątpliwości, że nie jest to zadanie dla kopalni i Kompanii, lecz dla organizatora wyjazdu wypoczynkowego? Nie chcę się wypowiadać na temat biura turystycznego, którego pracownicy ani raz podczas prowadzenia akcji pomocniczej nie skontaktowali się ani z nami, ani z biurem wojewody śląskiego. Rozmiar tej katastrofy oraz fakt, że wśród poszkodowanych byli pracownicy i dzieci górniczej załogi spowodowały, że podjąłem decyzję o rozpoczęciu akcji pomocy dla poszkodowanych i ich rodzin. Nie miałem wątpliwości, że niezależnie od kosztów i trudu organizacyjnego trzeba to zrobić. W takich właśnie chwilach przejawia się solidarność górnicza. Gdy w kopalni „Ziemowit” zorganizowano akcję krwiodawstwa dla ofiar tego wypadku, zgłosiło się tak wielu chętnych, że trzeba było skorzystać ze wsparcia szpitala. - Był Pan w serbskich szpitalach, kilka godzin po przewiezieniu do nich ofiar wypadku. Co było najtrudniejsze w prowadzonej przez Was akcji pomocowej? Dla mnie na pewno będzie niezapomnianym wrażeniem lot do Serbii z rodzinami poszkodowanych na pokładzie. Kilkadziesiąt osób na pokładzie i nikt nic nie mówił. Całą podróż odbyliśmy w milczeniu. To był najtrudniejszy lot w moim życiu. Słów brakuje, żeby opisać powitania dzieci z rodzicami i rozpacz tych, którzy w wypadku stracili bliskich. Poszkodowanych hospitalizowano w dwóch szpitalach w Nowym Sadzie, 120 kilometrów od Belgradu. Na lotnisku już czekały na nas samochody i konwój policyjny. To była zasługa życzliwości Serbów. Na miejscu był też ich wiceminister zdrowia. Lekarze i cały personel medyczny otaczał troskliwą opieką nie tylko poszkodowanych. Wszyscy ze zrozumieniem podchodzili do zgłaszanych przez nas spraw. - Logistycznie ta pomoc była dużym przedsięwzięciem, chyba nie na siły jednego przedsiębiorstwa, nawet tak wielkiego, jak Kompania Węglowa? Poradzilibyście sobie bez wojewody? Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o wypadku wyznaczyłem wiceprezesa Piotra Rykalę na koordynatora działań podejmowanych w kopalni „Ziemowit”. W pierwszej chwili sądziliśmy, że pojedziemy autokarami. Cały czas byłem w kontakcie z wojewodą śląskim Zygmuntem Łukaszczykiem, który powołał sztab kryzysowy i podjął działania dla pozyskania transportu lotniczego. Gdy okazało się, że jest możliwość wykorzystania samolotu rządowego, wszystkie czynności ukierunkowanie zostały na jak najszybsze przygotowanie rodzin do lotu. Okazało się wtedy, że 17 osób nie posiada paszportów. Urząd Wojewódzki wraz z innymi służbami wydał je w trybie awaryjnym. Zabezpieczono również transport na lotnisko w Pyrzowicach. Akcja pomocy koordynowana przez Pana wojewodę była perfekcyjnie zorganizowana. W ciągu niecałych 12 godzin od wypadku z Katowic do Serbii wyleciały rodziny poszkodowanych. Dodatkowe osoby z poszkodowanych rodzin równolegle wyjechały do Serbii autobusem podstawionym przez kopalnię „Ziemowit”. Po 24 godzinach wszyscy ci, których stan zdrowia na to pozwalał, zostali sprowadzeni do kraju. Dorośli są hospitalizowani w Szpitalu Wojewódzkim im św. Barbary w Sosnowcu, a dzieci w Górnośląskim Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Katowicach. Chciałbym z całego serca za okazaną nam pomoc podziękować wojewodzie śląskiemu, rządowi, polskim służbom dyplomatycznym oraz wszystkim Serbom, którzy w tych pierwszych, najtrudniejszych godzinach zaopiekowali się naszymi rodakami. W Serbii pozostało najdłużej ośmioro najciężej poszkodowanych, których transport ze względów medycznych nie był możliwy. Obecnie wszyscy są w stanie nie zagrażającym życiu. Samolotem sanitarnym przylecą do kraju. Ubezpieczyciel, który ma już swoich przedstawicieli w Nowym Sadzie, organizuje powroty rodzin poszkodowanych do domu. Z Katowic do domów odwiozą ich mikrobusy z kopalni „Ziemowit”. - Rodziny poszkodowanych podróżowały do Serbii w dwóch grupach. Dlaczego? Ustaliliśmy, że z każdej rodziny poszkodowanych poleci samolotem po jednej osobie. Liczba miejsc w samolocie była ograniczona. Z wojewodą i ze mną było na pokładzie w sumie 46 osób, a trzeba było też zabrać sześciu doświadczonych ratowników medycznych oraz trzech policyjnych psychologów mających kwalifikacje do udzielania pomocy ofiarom wypadków. Na miejscu ratownicy wspólnie z serbskimi lekarzami kwalifikowali osoby hospitalizowane do transportu do Polski. Ustalili, że 46 osób może wrócić, z tego pięć trzeba było karetkami dowieść na lotnisko. Na miejscu przekonaliśmy się, jak ważne dla poszkodowanych jest wsparcie psychologiczne. Dodatkowe osoby z każdej rodziny pojechały do Serbii zobaczyć się ze swoimi bliskim jeszcze tego samego dnia autokarem przygotowanym przez kopalnię. We wtorek, w dwóch grupach o 17.30 i 20.30 przylecieli do Pyrzowic, skąd zostali odtransportowani do swoich domów samochodami przygotowanymi przez kopalnię. Wylatując z Katowic nie mieliśmy dokładnego rozeznania o skali potrzeb. Dyrektor kopalni w kilka godzin po wypadku delegował na miejsce kilku pracowników, żeby zawieźli poszkodowanym niezbędne rzeczy i zebrali o nich jak najwięcej informacji. W punktach opatrunkowych kopalni „Ziemowit” uruchomiono całodobowe dyżury informacyjne, wzmocniono ich obsadę lekarską, by poszkodowani mogli uzyskać tam wszelką, niezbędną im pomoc. - W obliczu tragedii trudno mówić o pieniądzach, ale w takich chwilach są one bardzo potrzebne. Czy poszkodowani mogą liczyć także na wsparcie finansowe? Mamy zobowiązanie ubezpieczyciela, że wszystkie odszkodowania zostaną wypłacone poszkodowanym w możliwie jak najkrótszych terminach. Niezależnie od tego, po porozumieniu ze związkami zawodowymi, chcemy rozpocząć wypłacanie zapomóg z funduszu socjalnego. Leczenie i rehabilitacja po wypadku wiążą się z dużymi wydatkami, często przekraczającymi możliwości rodziny. Dlatego uruchomione zostało specjalne konto bankowe, na którym gromadzone będą datki górników i wszystkich osób, które chcą pomóc ofiarom wypadku. Rozmawiała Jolanta Talarczyk