opis
Transkrypt
opis
19-20 września 2014 Wyjechaliśmy z Poznania z opóźnieniem, trochę męcząca była podróż, ale przecież i tak dojechaliśmy do okolicy Dortmundu, konkretnie do Gelsenkirchen na nocleg. Hotel całkiem przyzwoity, więc nazajutrz wypoczęci przejechaliśmy przez Belgię do Paryża. Miasto jako takie nie jest wielkie. Otoczone wokół obwodnicą jest stricte Paryżem, a co jest za obwodnicą, stanowi podparyskie okolice. Stąd w Paryżu podobno mieszka 2,2 mln mieszkańców na powierzchni nieco ponad 100 km2, ale wielka paryska aglomeracja ma już ok. 10 mln mieszkańców. Ceny mieszkań są zróżnicowane, więc „podparyżanie” mieszkają w sypialniach Paryża taniej, ale tracą sporo czasu na dojazdy do pracy. Odczuliśmy to, korki bywają duże. Około 15-tej podjechaliśmy pod wieżę Eiffla. Tam był początek naszego zwiedzania. Pogoda była piękna, a więc po podróży w większości czasu w deszczu byliśmy zadowoleni i pełni werwy. Zanim wjechaliśmy, musieliśmy swoje odstać w kolejce. Nie była ona jednak taka, jaka bywa latem. Najpierw jedzie się windą na poziom 2-gi. Winda staje na pierwszym poziomie, ale najczęściej nikt tam nie wysiada. Na drugim poziomie oglądaliśmy i fotografowaliśmy Paryż. Jak widać na zdjęciach budowle są białe, a dachy czarne i nie jest to przypadek. W centrum nie ma też niebotycznych wieżowców. Po sesji zdjęciowej wjechaliśmy jeszcze na poziom trzeci, no gdzieś prawie na 3-setny metr. Widoki są piękne. Zanim pojechaliśmy do Paryża czytałem trochę i znałem pobieżnie plan Paryża, więc udało się wypatrzeć Notre Dame, Plac Inwalidów z kościołem, w którym pochowano Napoleona Bonaparte, Łuk Triumfalny, czy pobliskie Pola Marsowe. Z powrotem podobnie, kolejki do wind, ale już poszło szybciej. A gdy już byliśmy na ziemi, rozszalał się potężny deszcz. Jak z podziemi wyrośli Murzyni oferujący parasolki, ale prawie nikt nie kupował. Zanim by się sięgnęło do portfeli, już i tak zmokłoby się. Przypomniała mi się popularna piosenka z dzieciństwa. Odsyłam https://www.youtube.com/watch?v=j_duB59XsT4 W Paryżu jednak podobno pada i to wcale nierzadko. Po przygodzie na wieży Eiffla i niemniejszej u jej podnóża zdążyłem się trochę przebrać i pojechaliśmy na kolację do „ulubionej restauracji”, jak mówiła pani lokalna przewodniczka po Paryżu, pani Ewa, „Balcony”. Posiłek był naprawdę smaczny i obfity. Później jechaliśmy ok. 30 km do podparyskiego hotelu, gdzie dostaliśmy w bardzo spokojnym podparyskim rejonie pokoik, tak „wkurzający”, że trudno było o optymizm i spokój. „Uwierał” on bowiem w boki i przemieszczanie się między łóżkami było trudne.