Libracje humanistyki i fizyki – w sprawie przedmiotu filozofii
Transkrypt
Libracje humanistyki i fizyki – w sprawie przedmiotu filozofii
Libracje humanistyki i fizyki – w sprawie przedmiotu filozofii przyrody Mirosław Zabierowski I. Filozofia przyrody – humanistyka i fizyka. Nierówności relacji fuzji Filozofia przyrody ma być w jakimś stopniu i humanistyką i fizyką, ma się odnosić do fizyki i do humanistyki, i wykorzystywać fizykę i humanistykę. Tymczasem zachodzi jawna „niesprawiedliwość”. Fizycy nie wykorzystują wiedzy filozoficznej, humanistycznej (uważam, że realnie mogliby i tak się gdzieniegdzie dzieje, np. w odniesieniu do teorii Boltzmanna1, lecz szczegóły takiego projektu i takiej rekonstrukcji filozofii przyrody zostawmy na boku). Filozofowie przyrody postępują niejako odwrotnie (choć uważam, że nie czynią tego najlepiej). Może nawet zupełnie odwrotnie? Pierwsi błędnie rezygnują - całkowicie, aż przesadnie, z meritum humanistycznego, czyniąc to z ignorancji. Drudzy też błędnie, bo faktycznie, choć formalnie nie, kopiują, a nie korzystają z prac fizycznych2. Pogłębia się w ten sposób rozziew pomiędzy filozofią przyrody jako wiedzą humanistyczną, która jednak jest (tak twierdzę, wbrew fizykom i humanistom), a wyobrażeniem o tej wiedzy – fizyków, humanistów i skomercjalizowanej opinii. Na tym rozziewie traci nie fizyka, lecz humanistyka - filozofia, filozofia przyrody (filozofia przedmiotów ożywionych i nieożywionych). Fizyka i tak będzie się rozwijać, filozofia przyrody zaś nie. Filozofia przyrody potrzebuje nie tyle fizyki, fizyków i podręczników fizyki, ile specjalnego wglądu w obraz świata fizyki (czy innych nauk przyrodniczych). Owszem, wielu humanistów uznaje fizykę za najważniejszą wiedzę o przedmiotach nieożywionych - dla własnych badań i tworzonych przez siebie syntez rzeczywistości przyrodniczej jako przedmiotu filozofii przyrody. Nie ma jednak syntezy bez analizy, przeciwieństwem jest eklektyzm, czyli pseudonauka. Pseudonauka ma mozaikową strukturę – jest koktajlową mieszaniną. Do analizy zaś potrzebny jest wgląd w meritum fizyki, a to meritum, twierdzę, należy do kręgu ezoterycznego fizyki, którego humanista (nawet kształcony w zakresie fizyki) nie jest w stanie bez szczególnego wysiłku zgłębić. Toteż pomimo nazwy „filozofia przyrody”: 1 – filozofowie przyrody faktycznie stronią od przedmiotu obiektywnego humanistyki fizyki (nie widzą potrzeby jego konstrukcji), który to przedmiot, twierdzę, istnieje i nazywa się filozofią przyrody, 1 Np. K. Popper, „Unended Quest. An Intelectual Autobiography”, Fontana/Collins, Glasgow 1982, rozdz. 36; M. Zabierowski, „A Probabilistic Theory of Evolution and the Thermal Death of the Universe”, Africa Tomorrow 8 (1) (2006) 67-83. 2 Wysoki poziom prac na stopień naukowy gwałtownie spadł od około 1996 r., w drugiej połowie lat 90. Por. np. M. Zabierowski, „Kosmologia i humanistyka”, Forum Akademickie 7-8 (1998) 86-89. Humanista chce znać osiągnięcia fizyki, jest ich ciekaw, jak jest ciekawe świata dziecko, a fizycy dywagacje humanistów zwykle mają za nic nie wnoszące do nauki „opowiastki” o fizyce. 2 – filozofowie przyrody też, z przyczyn psychologicznych - łatwej bowiem jest powielać, popularyzować niż tworzyć - nie podejmują prób humanizacji fizyki, której wynikiem byłby przedmiot filozofii przyrody, 3 – prawie nie widać merytorycznego wykorzystania - ale nie w sensie popularyzowania treści ezoterycznych wiedzy szczegółowej, bo to jest warunek filozofii przyrody - osiągnięć nauk szczegółowych w ... filozofii, może z wyjątkiem pewnych systemów formalnych, w których fizyka uczestniczy jako motor początkowy (sprawczy psychologicznie i nawet przy błędnym rozpoznaniu treści fizykalnych, bo i to się zdarza w filozofii, na tyle jednak neutralnych, że błędy nie naruszają tej filozofii przyrody), 4 – jeszcze rzadziej uściślają nauki przyrodnicze3 ci, którzy się mienią filozofami przyrody, 5 - postawa zaś filozofów jest często nierealistyczna (w sensie prawidłowego rozpoznania stanu rzeczy) - nierealistycznie się odnoszą humaniści do znanych szeroko książek o fizyce, pisanych przez fizyków; innymi słowy filozofowie przyrody dobrowolnie się skazują na rozwijającą się od wielu lat - w ostatnim dziesięcioleciu szczególnie intensyfikowaną - igraszkę słowną, bo tak należy nazwać zawartość właśnie tych popularyzatorskich książek – mitologizujących obraz świata teorii fizycznych4, które, o dziwo, przemawiają do filozofów do tego stopnia, że się na nie (a nie na prace oryginalne) powołują w swych badaniach jakoby humanistycznych. Zauważyłem, że filozofowie przyrody przejęli pewną grę za dobrą monetę, za faktyczną myśl fizyki – i trzeba to wyraźnie sobie uzmysłowić w charakterze diagnozy. Zapytamy, dlaczego prace z filozofii przyrody są pozbawione nowatorstwa? - Można dziś powiedzieć, że przedstawiciele nauk szczegółowych przygotowali pułapkę filozofom przyrody, lecz to już wina filozofów, że tego nie rozszyfrowali. I tak fizykom, na przykład (weźmy jakiś konkretny przykładów, jest ich wiele), do pewnego momentu, było nie na rękę – z powodów powiedzmy trwałości paradygmatu i warsztatowych - przyjmować materię ukrytą, i dalsze konsekwencje np. „bąble wszechświatów” dla uniknięcia paradoksu kauzalnego5, ale filozofom już mogło odpowiadać wykrycie tych możliwości w fizyce z zupełnie innych względów, właśnie czysto filozoficznych. Tę grę fizyków w zdania i książki popularyzatorskie, z których korzystają filozofowie, ów scenariusz igraszek słownych mógł filozof rozbić, jakoś odsłonić, nawet wyregulować – dokonać syntezy, lecz tak się nie stało. Albo 3 M. Zabierowski, N. Smyrak, „O humanistyce nauk ścisłych jako zjawisku kulturowym”, Cosmos-Logos VI (2002) 135-144; M. Zabierowski, „Cosmology, natural philosophy, and pop-culture”, w: T. Grabińska, „Poznanie i modelowanie”, Ofic. Wyd. Pol. Wroc., Wrocław 1994, Dodatek C: „O przyczynach i rodzajach mitologizowania wiedzy astronomicznej”; M. Zabierowski, „Kosmologia jako filozofia przyrody nieożywionej”, Roczniki Filozoficzne LIII (2) (2005) 428-433; T. Grabińska, „Filozofia przyrody a metafizyka szczegółowa”, Roczniki Filozoficzne LIV (1) (2006) 329-224. 4 Por. rozróżnienie kręgu wiedzy ezoterycznej i kręgu wiedzy egzoterycznej w: L. Fleck, „Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym”, tłum. M. Tuszkiewicz, Wyd. Lubelskie, Lublin 1986. 5 Koncepcje te przedstawiłem na Szkole Metodologii Politechniki Wrocławskiej, Mirosławice 1976. Po latach opublikowałem w czasopismach polskich i zagranicznych. Redaktorzy uważali je za fantastyczne. „Niepokoje Stevena Weinberga”, cz. I, Sigma 107 (4) (1979/1980) 4; „Niepokoje Stevena Weinberga”, cz.II, „Kauzalny paradoks w modelu standardowym”, Sigma 109 (6) (1979/1980) 11; „Możliwa interpretacja WPW”, cz. III, Sigma 112 (9) (1979/1980) 11; T. Grabińska, M. Zabierowski, „On a possibility to close the Universe”, Lettere al Nuovo Cimento 28 (4) (1980) 139-140 i cykl poświęcony ekstynkcji fal elektromagnetycznych. powiedzmy tak: jeśli postępowanie fizyków jest konsekwencją nie tyle złej woli fizyków, co kulturowego ciśnienia, np. sprzedaży wszystkiego, czystej komercji5, to te same motywy (czynniki), które zadziałały w przypadku fizyków, mogły przecież pomóc tym razem filozofom przyrody. Ale tak się nie stało i wolno a nawet trzeba tu dostrzec poniekąd nieświadomość filozofów przyrody swego przedmiotu i metody, co zresztą dotyczy nauki na całym świecie. Gdybyśmy mieli powiedzieć też zupełnie roztropnie, choć może tu w pewnym skrócie, że fizycy piszący o fizyce są bardziej pod wpływem cywilizacji merkantylizmu niż troski o prawdę, to o filozofii przyrody musielibyśmy powiedzieć, że nie rozumie swych własnych możliwości i zadań. II. Fizyka i filozofia razem? Filozofia przyrody nie jest ani zwykłym humanistycznym opisem, ani fizyką (lub inną nauką przyrodniczą – będę pomijać to uzupełnienie o inne), ale dodam, nie spotkałem filozofa przyrody z prawdziwego zdarzenia, który nie ma własnych odkryć w fizyce. Żeby być filozofem przyrody, nie wystarczy być po prostu filozofem czy fizykiem żeby być filozofem przyrody nie wystarczy być tylko humanistą, który czyta popularyzacje fizyki i nie wystarczy być tylko fizykiem (przyrodnikiem). Czasami sam się zastanawiam, po co różni fizycy występują na konferencjach z pracami (referatami!), które nie są filozoficzne. Ani nie wnoszą niczego do filozofii, ani niczego do fizyki. Stawiając tak sprawę wykazujemy maksimum tolerancji – niechby fizyk przedstawił swe novum od strony fizyki lub innej nauki przyrodniczej. Historia konferencji z filozofii przyrody jest dosłownie usiana takimi przypadkami, które wskazują, że fizycy (filozofowie zresztą także6) nie wiedzą, co to jest filozofia przyrody. Ktoś mógłby na takie sytuacje wskazać po to, aby i na tej drodze chybionych wystąpień i ich akceptacji przez filozofów - rozpoznać błędy rozumienia filozofii przyrody wśród fizyków (przyrodników) i filozofów7. Na pewno redaktorzy i wydawnictwa nie szanują prac z filozofii przyrody. Są fizycy, którzy stosują język jawnie niefilozoficzny i nigdy w filozofii niczego nie dokonali. Lecz są też niefizycy, którzy występują jako filozofowie zatrudnieni na etatach filozoficznych, a w rzeczywistości nie przedstawiają filozofii przyrody, lecz wyłącznie opisy pewnych odkryć w fizyce. Podstawową kategorią w filozofii przyrody jest np. ruch, zmiana, rozwój, przyczynowość, czasowość, przestrzenność, część i całość, ale zwykle ten fakt wykorzystują fizycy do pokazania się; ale także takim pretekstem mogą być inne kategorie wzięte wprost z fizyki, np. prędkość światła. Pod płaszczykiem filozofii przyrody ukazują się opisy odkryć w fizyce, które nie mają nic wspólnego z filozofią przyrody. Powstaje zatem pytanie o przyczyny tolerowania tego przez filozofów. 6 O trudnościach ustalenia przedmiotu i metody filozofii przyrody por. np. J. Maritain, „Filozofia przyrody”, w: idem, „Pisma filozoficzne”, tłum. J. Fenrychowa, Znak, Kraków 1988, 23-49. 7 Jak w przypadku równie słynnej co bałamutnej książki świetnego skądinąd fizyka Stevena Hawkinga „Krótka historia czasu”. Jak powiedziałem, nie tylko fizycy występują na konferencjach z filozofii przyrody choć nie mają niczego do powiedzenia. Pod płaszczykiem filozofii przyrody filozofowie opisują też zagadnienie rozwoju, kategorię ruchu, zmianę położeń i jest to często jeszcze najmniejsze wykorzystanie filozofii przyrody do pokazania się; filozofowie często sięgają po terminologię fizyczną dotyczącą innych, niż sądzą, odkryć. Dlatego jest sens pokazać, na czym polega ten najmniejszy błąd – w odniesieniu do ruchu. Na przykład, ruch uporządkowany jest wykorzystywany w tzw. big bangu („wielkim huku o nic”) jako węższa klasa zmiany, a węższa, ponieważ zmiana nieuporządkowana też jest zmianą, lecz w sensie szerszym. Literatura tego przedmiotu obejmuje tysiące wypracowań, które w zamyśle mają być syntetyczne, a w rzeczywistości tylko powielają, i to nieudolnie, osiągnięcia fizykalne, wykorzystują tylko słownictwo fizykalnej kosmologii, wielkiego wybuchu i wcale nie są znamienne dla rozpoznania treści pojęcia "rozwój". Powszechna jest praktyka pozornego uwzględniania osiągnięć fizykalnych kosmologicznej teorii big bangu i nie ma wyjaśnień, dlaczego jest powszechnie to postępowanie przyjęte w literaturze właśnie filozoficznej. Dodam od siebie pewne wytłumaczenie. W czasopismach, których tytuły jawnie wskazują, że są filozoficzne, teoria wielkiego wybuchu jest tak przedstawiana jakby byłaby filozoficzną teorią zmian uniwersalnych – jest to rzecz jasna „argument” psychologiczny; filozofowie przyrody tęsknią do uniwersalizmu, do teorii zmian uniwersalnych. Lecz czy osiągnięcia fizyki tu wystarczą? Jest też teoria „wielkiego huku” przedstawiana wyraźnie tak, jakby dotyczyła jakiejś upragnionej przez filozofów przyrody intelektualnej summy zmiany, jakiegoś traktatu filozoficznego o tym, czym jest zmiana. Może więc i tak usprawiedliwiać to, że „wielki hałas” przyciąga uwagę filozofów, nawet autentycznie poszukujących wyjaśnienia rozwoju, zwłaszcza w kategoriach teorii zmiany uporządkowanej, co jest też ważne z punktu widzenia badania języka filozofów przyrody. Zmiana uporządkowana odpowiada intuicyjnym a monolitycznym wyobrażeniom zmiany – właśnie w sensie węższym, uważanym za właściwe właśnie w sensie języka używanego przez adeptów filozofii, w którym podstawową rolę odgrywa zmiana postępująca, tzw. faktycznie bieg czasu, a nie np. jak u Mariana Smoluchowskiego, zmiana niemonolityczna, dwupierwiastkowa oraz pewne tego konsekwencje, których on jawnie nie umiał czy nie chciał podać. Na temat filozofii zmiany przeczytałem setki prac filozofów przyrody. Trzeba by postępowanie filozofów przyrody zrozumieć od strony emocjonalnej (czy psychologicznej).Wygląda na to, że za każdym razem ilekroć piszą o ruchu (tu są najmniejsze błędy, których się nigdy nie dostrzega) chcą coś odkryć, choć rezultat jest banalny. Cele, jakie stawiają sobie filozofowie to: a) rekonstrukcja rozwoju; rekonstrukcje – jakkolwiek ważne - mają tylko znaczenie metodologiczne, a więc pomocnicze w stosunku do nauk przyrodniczych i filozofii, b) stworzenie nowej teorii rozwoju; w tym przypadku na podstawie znajomości literatury wolno powiedzieć, że dokonania te w objętości powiedzmy 99.9% nie mają znaczenia ani dla filozofii ani dla fizyki (lub dla innych nauk przyrodniczych, np. dla ekologii, antropologii). c) pokazanie jak biegnie tok rozumowania fizyków, lecz wtedy relacjonują fizykę (i jako się rzekło inne nauki, wymieńmy np. optykę, mechanikę, elektrykę, metrologię, elektroenergetykę, elektronikę, sozologię) i wtedy prace drukowane w pismach z nazwy filozoficznych są niefilozoficzne, i powinny być prezentowane w literaturze popularnonaukowej, może młodzieżowej – jak kiedyś bywało. Zatem powiedzmy sobie szczerze, nie ma większej wagi to, że ktoś w kulturze tak na prawdę (lub nawet absolutnie) nie uznającej filozofii przyrody, przez przypadek zadekretuje nazwę i powie np. że coś jest filozoficzne lub występuje w filozofii przyrody. Od strony antropologicznej nadużyć w filozofii przyrody jest wiele lecz wszystkie jakoś dziwnie idą w kierunku umysłu, który w antropologii Andrzeja Wiercińskiego jest nazywany umysłem nadzorcy rynku bestii8. Można pokazać, że dla filozofów przyrody modelem zmiany uporządkowanej w filozofii jest coraz częściej literalnie przyjmowana ucieczka kosmologiczna galaktyk, którą filozofowie przyrody ideologizują wykorzystując język naturalny, np. termin rozwój, wszechświat. Ciekawe jest to, że humanistom odpowiada sytuacja, w której ruch galaktyk miałby ucieleśniać rozwój, a rozwój tzw. wszechświata opisywany zmianą globalną jest poważnie przyjmowany w humanistyce w nadziei odnalezienia uniwersalnej bazy dla zrozumienia zmiany, rozwoju. W literaturze filozoficznej, uważanej za naukową, „dyskutowana” jest ekspansja kosmologiczna9 na zasadzie raczej emocyjnego użycia takich słów jak ekspansja uniwersalna. – Byłaby to zmiana, która nosi w sobie znak globalności, o emocyjności zaś świadczy też fakt kompletnej jałowości „dokonań” tej literatury. Zwróćmy uwagę na kilka patologii w filozofii przyrody: - Przynajmniej w 99.9% prac z filozofii przyrody ani krytycznie ani dogłębnie, powiedzmy środkami innymi niż standardowej krytyki naukowej, nie analizowano standardowego (są możliwe scenariusze niestandardowe) kanonu ewolucji tzw. wszechświata, co najżyczliwiej mówiąc, mogłoby oznaczać, że filozofia przyrody żywi się błędnymi wzorcami jej uprawiania. Jan Żytkow, jako redaktor pisma filozoficznego, mówił w latach 70.10, że gdyby takie prace były przekazywane do pisma filozoficznego, to i tak miałby zawsze ręce związane powszechnie obowiązującą autorów i redaktorów zasadą powielania opinii kręgu pozytywistycznego, pragmatycznego i scjentystycznego (np. z centrum astronomicznego). To z tego powodu pisma filozoficzne w przytłaczającej ich większości nie mają ani krytycznych ani dogłębnych – w filozofii przyrody - analiz teorii fizykalnego standardowego kanonu ewolucji świata. 8 A. Wierciński, „666. Liczba imienia bestii”, Nomos 10 (1995) 5-29. O niestandardowych wyjaśnieniach tzw. redshiftu galaktyk, mającego uzasadniać globalna ekspansję por. np.: „Progress in New Cosmologies. Beyond the Big Bang”, H.C. Arp et al (eds) Plenum Press, New York 1993; „Frontiers of Fundemental Physics”, M. Barone and F. Selleri (eds) Plenum Press, New York-London 1994; M. Zabierowski, „Status obserwatora w fizyce współczesnej”, 1989, „Wszechświat i człowiek”, Politechnika Wrocławska, 1993; T. Grabińska, „Poznanie i modelowanie”, Ofic. Wyd. Pol. Wroc., Wrocław 1994, Dodatek D: „”Problemy interpretacji przesunięć linii widmowych galaktyk”. 10 Było to przy okazji starań o opublikowanie niestandardowej analizy wielkiego huku. Niestandardowa interpretacja redshiftu, por. „Modyfikacje praw fizycznych a kwestia wyjaśniania przesunięć prążków widmowych galaktyk”, Studia Filozoficzne 7 (1980) 105-113. 9 - Pomimo zamierzeń czy deklaracji, w dobrze ponad 99.9% prac filozofowie przyrody nie przedstawili filozoficznego projektu (nie przeprowadzili filozoficznej analizy) jakiegokolwiek fragmentu tej nauki, która w gruncie rzeczy polega na badaniach zmian gwiazd i galaktyk w zmieniającym się świecie z uwzględnieniem początkowego wybuchu, o który jest tyle powierzchownego hałasu. Filozofowie przyrody w 99.9% prac nie zauważyli, że fizycy, fizycy naukowcy space science (różnie zresztą nazywani, czasami kosmologami, ostatnio bywa astrobiologami – dotychczas wystarczało ich nazywać fizykami, astronomami), nawet nie są zainteresowani takimi dogłębnymi lub krytycznymi badaniami wielkiego hałasu i zadowalają się trwałością uprawianego przez siebie paradygmatu, a nawet są zainteresowani właśnie nieobecnością krytyki lub dogłębnych analiz swego przedmiotu. Czy dlatego, że można by się było narazić fizykom? Powielanie w filozofii przyrody prac fizyków i nieobecność faktycznych dokonań filozofów przyrody utrwala przekonanie o trafności wyobrażeń humanistów o modelu ewolucji kosmologicznej, czyli naturalnych (tzn. potocznych, publicystycznych) wyrażeń językowych o teorii wielkiego wybuchu. Potoczny wtedy język filozofów przyrody niczym się nie różni od języka literatury np. beletrystycznej i wiąże ręce filozofom przyrody, bowiem filozof jest powołany do abstrahowania w wypracowanym w tym celu języku. Filozofia przyrody dryfuje na pozycje literatury popularnonaukowej lub literatury SF (science fiction), jak np. w tej, którą znajdujemy w tzw. „filozofii”, która ostatnio powstaje z „analiz” („analiz” w cudzysłowie naiwnego gdybania, uważanego za analizy), co to będzie z tożsamością osobową gdy się przeszczepi człowiekowi mózg lub część mózgu człowieka, zwierzęcia lub w różnych kombinacjach. Filozofia przyrody właściwie już nie tyle błędnie ocenia, ale kopiuje naukę, nawet nie kataloguje. Nikłe są szanse na rozwój filozofii przyrody skoro lansowane są wadliwe wzorce uprawiania filozofii przyrody. W pracach z filozofii przyrody mamy odpisywanie od fizyków (przyrodników). Gdy się szczerze porozmawia z filozofami przyrody, to przyznają, że od lat niczego nowego w filozofii przyrody nie ma i widać, że oni się niczego dobrego nie spodziewają po swej własnej dyscyplinie - filozofii przyrody – i zaczynają twierdzić, podobnie jak wydawcy i redaktorzy, że właśnie popularyzacja jest zadaniem humanistyki (zatem filozofa przyrody) i trzeba umacniać sprawczość (pozytywną „magiczność”) nauk fizykalnych (fizyki, chemii, ekologii, wszelkiego przyrodoznawstwa). To jawnie ogranicza możliwości tej dyscypliny. Prawdziwą nauką (nauką dojrzałą) byłaby tylko fizyka, ponieważ osiąga prawdy względne. Z tego powodu ateiści i marksiści, z którymi spotykałem się jako z filozofami w Politechnice Wrocławskiej w latach 70., w ogóle nie uznawali astronomii, kosmologii, tych dziedzin, w których też publikowałem i wygłaszałem za granicą lub w ATK, KUL. Brało się to z obowiązującej wtedy poprawności politycznej, czyli z koncepcji marksistowskiej (dialektycznej) nauk empirycznych, a mianowicie, że to fizyka nie rozwija się przez (dialektyczną) negację – chodziło o znoszenie starych teorii przez teorie istotnie nowe, zwłaszcza marksistowską krytykę Kuhna. Przeciwieństwem niedojrzałego stanu nauki byłaby taka nauka, która ewoluuje bez związku z negacją. (Negacją rzecz jasna dialektyczną – zachowuję tu dokładność wyrażeń ateistów. Dziś może się to wydawać zbytkiem, jednakże wystarczy zajrzeć np. do „Zasady marksistowskiej filozofii nauki”, „U podstaw dialektyki marksowskiej” lub innego wykładu I. i L. Nowaków, czy tekstów o rozwoju sprzed Wiosny Ludu’89). Fizyka zatem byłaby dojrzała, kosmologia zaś nie, ponieważ fizyka nie rozwija się poprzez (dialektyczne) negacje i nie potrzebuje znoszenia wcześniej ustalonych, powiedzmy, czynników głównych odpowiadających prawdzie absolutnej dla danego zjawiska, bo na tym polegała wtedy filozofia przyrody spod znaku marksistowskiego. Miało to skutki, np. realizm konwencjogenny Grabińskiej w fizyce w ogóle nie wchodził w grę. Gdybym miał powtórzyć poglądy ateistów, fizyka miałaby dochodzić do rzeczywistości – fizyka rekonstruowałaby ją w swym hipotetycznym końcowym lub prawie końcowym twierdzeniu, poprzez kolejne coraz bardziej trafne i się dialektycznie pojawiające prawdy względne. Dialektycznie pojmowane „prawdy względne” w marksistowskim kręgu były całkowitym przeciwieństwem falsyfikacji Poppera, popperowskiego odrzucania. Pomimo zwartego języka oddaję sens ówczesnej filozofii przyrody. Pozwalam sobie na krótkie tezy z tamtejszej filozofii przyrody, ponieważ z autopsji wiem dobrze o co chodzi - zajmowanie się Popperem i LSE stało się pretekstem lub powodem do wytoczenia mi przez uczonych z Politechniki Wroćławskiej sprawy o zwolnienie z pracy, a co porządniejsi byli łaskawsi i proponowali paszport w jedną stronę. Koncepcja Poppera odrzucania była dialektycznie niepoprawna. W języku politycznie poprawnym prawdy względne, osiągane w procesie dialektycznego zbliżania się do prawdy absolutnej w fizyce, były przeciwieństwem negowania (dialektycznego negowania) – czego? – powiedzmy jak u I. Lakatosa, twardego rdzenia (racjonalnego jądra – wyrażenie oryginalne). Prawdy względne miały ucieleśniać marsz fizyki ku prawdzie absolutnej - wyznawanej i docenianej we wszystkich bez wyjątku sposobach wydania marksizmu, np. na wszystkich konferencjach naukowych (z filozofii przyrody), organizowanych, dozwalanych i monitorowanych przez organy partyjne. Nie rozszerzam już dalej bogatego wątku filozofii przyrody sprzed 1989 r. – w sensie uznania okazywanego przez marksistowskich ideologów zwanych filozofami i zawsze w kooperacji do „Materializmu a empiriokrytycyzmu”. Wydaje się, całkowicie błędnie, że w takiej kopiowanej lub ideologizowanej filozofii przyrody, a innej w 99.9% nie ma, wystarczy język i aparat pojęciowy nawet ze szkoły, a od lat 90. – ze szkół wyższych, w których edukacja (nauczanie, kopiowanie, współczesny model zaliczania na kilku kierunkach, zbierania punktów, przepisywania itd.) wymusza usunięcie poziomu uniwersyteckiego - tak jak znikła uniwersyteckość w architekturze, internie, kardiologii, dermatologii, neurologii, chirurgii i tego procesu nie powstrzymują nawet znaczne obroty finansowe w danej dziedzinie. III Status naukowości filozofii przyrody Twierdzę, że filozofowie przyrody są niepotrzebnie w 99.9% zbyt ulegli, dostosowawczy. Nie mają jasno określonego przedmiotu ani świadomości metody badań. Toteż nie można powiedzieć, że ich prace są tak samo naukowe jak prace fizyków (albo prace w chemii, mechanice płynów, metrologii, matematyce finansowej). Jest w filozofii przyrody niefrasobliwość w popieraniu fizyki (nauk przyrodniczych), spowodowana wadliwym wyobrażeniem odnośnie do języka, którym posługują się filozofowie. Zapewne z tego powodu – upraszczania - przy omawianiu zmiany kierunkowej, utożsamianej z rozwojem, filozofowie odwołują się do nieskończonego procesu ekspansji jak w teorii wielkiego hałasu o nic, bez zastanowienia się nad własnymi tekstami, które są kopiowaniem fizyków. Ważne jest to, że ostatnio coraz częściej w związku z tym kopiowaniem na łamy pism jakoby filozoficznych trafia pojęcie materii ukrytej i inflacji (wytwarzania bąbli wszechświatów), przed czym pisma filozoficzne absolutnie się wcześniej wzbraniały11 - lecz skoro fizycy przejęli istnienie materii ukrytej i bąble, to nagle, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, a więc w połowie lat 90., filozofowie przestali się wzbraniać właśnie przed materią ukrytą, czyli przed analizami filozoficznymi, metodologicznymi, nad całokształtem fizyki kosmicznej, który się zjawia w zespole prac (o charakterze biblioteki), a nie w kilkuset pracach. W 99.9 % prac filozoficznych „z udziałem” materii ukrytej lub bąbli, a więc w pracach z filozofii przyrody, nie ma ani jednego novum - ani pod względem fizyki, ani filozofii przyrody. Nie ma udziału merytorycznego novum odnośnie do materii ukrytej lub bąbli w filozofii - ani przed dokonaniami fizyków, ani po ich zaakceptowaniu. To chyba źle, a nie dobrze, świadczy o filozofii przyrody, która chce pokazać (mieć) model rozumienia zmiany, ruchu czy ekspansji, a niczego nie jest w stanie od siebie dodać, ani z siebie wytworzyć. Znam na tyle literaturę z fizyki kosmicznej, sprzed lat 90., aby powiedzieć, że całe późniejsze, w latach 90., opisanie rzeczy fizycznych w pracach z filozofii przyrody – post factum - jest wręcz infantylne i nie powinno być wiązane z filozofią i w ogóle z nauką. Poważni profesorowie filozofowie i fizycy nie rozumieją, czym jest filozofia przyrody, mogliby natomiast wnieść wiele nowego do teorii filozofii społeczeństwa, ekonomii, gospodarki. Tu z kolei na przeszkodzie staje też poprawność polityczna, dlatego filozof chce być filozofem przyrody, a nie marksistą. Filozofia marksistowska nagle wyparowała z nazw zakładów, filozofem marksistowskim nikt z marksistów nie chce być. Chcemy pojąć więcej - dlaczego filozofów przyrody praktycznie nie ma (lub jak filozofia przyrody jest trudna czy niedostępna – mniejsza o słowa). Powiedzmy tak: W filozofii przyrody substytutem staje się nie tyle fizyka, ile popularyzacja fizyki - bo przecież nie popularyzacja filozofii przyrody. Jest to przejaw autentycznej przegranej filozofii przyrody. Rzecz jasna mam na uwadze tę filozofię przyrody, którą odnajdujemy w 99.9% prac z filozofii przyrody i którą tu krytykuję - nie dla jakiejś satysfakcji osobistej z krytykowania, lecz dla polepszenia jej poziomu i umożliwienia osiągania w filozofii przyrody wyników naukowych. Cała smutna historia z użyciem materii ukrytej w pracach filozoficznych wskazuje, że filozofowie chcą naśladować fizyków. Gdy fizycy przyjęli do wiadomości istnienie materii ukrytej, to wtedy nagle i pisma filozoficzne (filozofowie) dostrzegły luki w tamtej poprzedniej wiedzy, która fizyce nie pozwalała przyjąć istnienia materii ukrytej. A to dowodzi niekrytyczności 11 M. Zabierowski, „Między inżynierią a kosmologią”, Experientia 16 (2004) 4-40. filozofów, niezdolności do dokonania oryginalnej oceny – nawet gdy już było to możliwe, czyli dowodzi nadmiernego polegania na wyposażeniu w umysł powielający, dostosowawczy, jak w kulturze walki o byt (dostosowany wszak przeżywa). IV Pułapka języka naturalnego W filozofii przyrody występuje pułapka stosowania języka naturalnego. Wobec lekceważenia precyzacji języka (która w systemowej filozofii ma miejsce na poziomie ontologii, ale w nowożytnej filozofii mało kto się przejmuje ontologią), język naturalny dotyczący zmiany - jakim się posługują filozofowie i humaniści na wydziałach filozoficznych i humanistycznych - wytwarza dotkliwe konsekwencje: znieczula samych filozofów, którzy nie przedstawiają ani językowej ani merytorycznej (filozoficznej, fizycznej) odkrywczości; stosują język potoczny – jako ten, w którym podobno prosto można rzecz wyrazić (nawet wtedy, gdy nie jest prosta?). Jak zauważyłem te prace z filozofii przyrody, np. o globalnej ekspansji, są cenione na rynku (nawet humanistycznym, wśród zawodowych humanistów, nie mówiąc o np. okulistach i innych przyrodnikach), które przedstawiają znamienny, już standardowy rysunek (rozwierających się nożyc) czy inny obrazek o nadymającym się balonie. Zauważyłem, że odwołanie się do tego planimetrycznego wyobrażenia rozwoju ma, w zamierzeniach wielu filozofów uznawanych za naukowców, a przynajmniej za badaczy (tytuły ich prac i nazwy zakładów i wydawnictw są filozoficzne i nie chcą oni uchodzić za popularyzatorów), postawić przysłowiową „kropkę nad i” w ich badaniach nad rozwojem. Rozwierające się nożyce ilustrują powszechne – w XX w. przekonanie, że ekspansja czyli "nożycowe" rozszerzanie się jest modelem rozwoju. Gdybym już miał sobie pozrzędzić na jałowość produktów filozofii przyrody, to powiedziałbym: Przynajmniej by zadali sobie filozofowie przyrody trud zastanowienia się nad tym czym są modele i pramodele12 skoro już tym „modelem” ma wedle nich być ekspansja, czyli owe rozwieranie się. Czy filozof może coś z takich rysunków dla filozofii wywnioskować? Wspominam o tym także w kontekście badania utartych poglądów na temat rozwoju, postępu, które można odnaleźć w jednak wadliwej literaturze filozoficznej deklaratywnie w odniesieniu do zmiany i rozwoju. Wielki huk (hałas o nic) nie jest żadnym modelem rozwoju, aczkolwiek aż tak proste wyobrażenia można odnaleźć między innymi w cywilizacji ciągłego zdobywania, ekspansji – np. w zamierzeniach psychologów czy psychologicznie motywowanej propagandzie kolekcjonowania tzw. partnerów seksualnych czy dyplomów. Rozwierające się nożyce najwyraźniej dobrze pasują do mózgowej matrycy ekstazy wulkanicznej ludzi młodych13 i obrazują nasze współczesne wyobrażenia cywilizacji ekspansji, aneksji, tzw. rozwoju – nawet przenoszonego do psychologii. Byłby to jeszcze nietknięty temat dla filozofa przyrody. Filozofowie przyrody uważają, że to rozwieranie się jest jakimś, a nawet jest 12 M. Zabierowski, „Pojęcie pramodelu w naukach empirycznych”, referat na konferencji „Pogranicza nauki”, KUL, Lublin XI 2007; T. Grabińska, „Teoria, model, rzeczywistość”, Ofic. Wyd. Pol. Wroc, Wrocław 1993; eadem, „Philosophy in Science”, Ofic. wyd. Pol. Wroc., Wrocław 2003. 13 To nie jest „określenie nieanukowe”, jak czasem oceniają je niezbyt znający się na rzeczy; to jest dobrze zdefiniowany termin z antropologii Andrzeja Wiercińskiego, por. idem, „Magia i religia. Szkice z antropologii religii”, Zakł. Wyd. Nomos, Kraków 1997; Pec Man 2000. szczególnie poprawnym, sposobem mówienia (unaocznienia) treści rozwoju, który ich zdaniem byłby modelowany na kanwie jednej z nauk ścisłych - współczesnej nauki o wielkim huku, przyjętej zresztą przez fizyków i właśnie to przyjęcie ma sakralizować niemal rysunkowe, dosłowne, obrazkowe pojmowanie rozwoju, który jest aż nadto zrozumiały (dydaktyczny), aby go reprodukować w pracy filozoficznej. Jest zagadką filozoficzną – filozofii przyrody – dlaczego i dlaczego aż w takim stopniu ten obraz z książek fizyków oddziaływa na umysł filozofów, wytrawnych humanistów w końcu niekoniecznie pozytywistów scjentystycznie zorientowanych. Wyobraźnia filozofów przyrody wyraźnie koreluje z wyobraźnią popularyzatorów fizyki – a nie z fizyką. Dlaczego filozofowie fizyki aż tak przywiązują się do psychologicznych książek - prezentacji fizyków, terminów i zdań, do słów, dlaczego w gładkich wyrażeniach, lansowanych w artykułach popularnonaukowych upatrują oni sposobności zrozumienia głębi dziedzin fizyki, zresztą różnie nazywanych (np. kosmobiologią). Ma to ich przywiązanie swoje konsekwencje w literaturze przedmiotu opisującej ewolucję świata i w ogóle problemy ewolucji i zmiany w przyrodzie, o czym pojęcie powinna mieć filozofia przyrody. Istnieje wiele zewnętrznych anomalii, które każą się domyślać, że tkwimy w pewnym oszustwie. W licznych przedstawieniach ewolucji świata, prezentowanych niestety bo na zasadzie odtwórczej, bez merytorycznego filozoficznego novum - przez filozofów, wyrażenie wielkiego huku jest traktowane jako coś tak plastycznego i co tak jakoby humanistycznie (filozoficznie) przemawia, że z zachwytu i „poznawczego” rozpędu w ostatnich czasach wyraźnie emablowano de facto filozofów „odkryciem” racy końcowej. Wprowadzono do literatury przedmiotu nad rozwojem termin „wielkiej zapaści”, na użytek i zamówienie tych, którzy wiedzę o świecie fizykalnym czerpią z omówień, z wyrażeń językowych. Korzystający filozofowie przyrody mają wszystkie strony ewolucji świata (jako oczekiwanej ewolucji syntetycznej) za już im „wyjaśnione”. Osiągnięcia w fizyce rozwoju świata są często przedstawiane tak, jakby się one zjawiły w fizyce zupełnie niedawno. Sprzyja temu tworzenie specjalnego języka, wykorzystywanie wyrazów, pomijanie problemów otwartych, np. propagacji błędów. „Organizuje” się rzekomo nowe odkrycia - słowami, samymi wyrazami wziętymi z fizyki (takimi jak np. „odpączkowywanie wszechświatów”), które niczego nie wyjaśniają14 w sensie ścisłym, tak jakby humanista satysfakcjonował się tym (a może i tak jest?), że w słowie wyjaśnić, chcemy podkreślić, że coś jest jasne. To po co filozofować, jeśli wszystko jest jasne i się da sprowadzić do gry słów, efektownych wyrażeń czy banalnych rysunków? Humaniści dają się uwieść pewnej magii słów - jest to nowe zjawisko kulturowe, jakby byli we władzy magicznych zabiegów Harrego Pottera, i nie słyszeli o Pracowni Rozpoznawania Obrazów w Instytucie Metrologii Elektrycznej i uprawianej w niej filozofii, bez zbędnych zapewnień, że coś jest filozofią. Broniąc filozofii przyrody, 14 O wyjaśnianiu na bazie modelu teoretycznego i metafizyce szczegółowej świata modelowanego w : T. Grabińska, „Teoria...”, op.cit.; eadem, „Od nauki do metafizyki”, PWN, Warszawa-Wrocław 1998. powiem, że to nie filozofia przyrody dała wielki zawał myśli wyższej. Jakiś tajemny nacisk oczekiwań kulturowych spowodował, że słownik kosmologii współczesnej wypełniono nowymi obrazowymi terminami takimi jak np. Big Crunch, a te już wystarczają nie do końca zorientowanym humanistom.