35 tysięcy od „Biedronki” Fotoradary kłamią
Transkrypt
35 tysięcy od „Biedronki” Fotoradary kłamią
a4123.qxd 2004-10-01 20:40 Page 1 Pierwszy w Polsce wygrany proces z supermarketem 35 tysięcy od „Biedronki” Walczyła o każdą godzinę Nr 229 (29.IX.). Cena 1,30 zl Pięć lat trwał koszmar Bożeny Łopackiej, pracownicy supermarketu „Biedronka”. – Dzwonili do mnie w nocy, to jechałam do sklepu. Spałam na stołach warzywnych. Koleżanka, nosząc ciężkie towary, poroniła – wspominała w sądzie. Wczoraj jej cierpienia zostały wynagrodzone. Sąd Pracy w Elblągu nakazał wypłacenie jej 35 tys. zł odszkodowania. Bożena Łopacka najpierw była kasjerką w „Biedronce” w Pasłęku, potem została zastępcą kierownika w tym sklepie, następnie awansowała na kierownika „Biedronki” w Elblągu. I wyrok sądu dotyczy właśnie jej pracy w Elblągu. Łopacka żądała od właściciela sklepów „Biedronka”, spółki z portugalskim kapitałem Jeronimo Martins Dystrybucja, 35 tys. zł za 2600 nadgodzin, bo tyle mogła udokumentować przed sądem. Wczoraj po 18 miesiącach procesu Okręgowy Sąd Pracy w Elblągu nakazał Jeronimo Martins Dystrybucja wypłatę swojej byłej pracownicy odszkodowania w żądanej wysokości. Wyrok nie jest prawomocny. Bożena Łopacka wyroku wysłuchała ze spokojem. Jednak gdy czytano uzasadnienie, nie potrafiła ukryć radości. – Co mam powiedzieć? Jasne, że bardzo się cieszę – mówiła po wyjściu z sali rozpraw. – Teraz będę pomagała innym poszkodowanym przez „Biedronkę”. Pod historią pani Bożeny z pewnością mogłoby się podpisać wiele osób zatrudnionych w super- i hipermarketach zachodnich sieci handlowych. – Nie miałam życia prywatnego, w końcu nie wytrzymałam tego psychicznie i fizycznie i zwolniłam się z pracy. Wstawiałam się za swoimi pracownikami. Przy mojej stawce – dwa tysiące – jeszcze dało się żyć, ale kasjerzy zarabiali po 460 złotych. W „Biedronkach” nie było sprzątaczek, magazynierów – wszystko robili kasjerzy. To obozy pracy. Dzwonili do mnie w nocy, że transportu nie ma, to wsiadałam w samochód i jechałam do sklepu. Spałam na stołach warzywnych. Moja koleżanka z Morąga, nosząc ciężkie towary, poroniła – opowiada. Pracy dużo, kasy mało – Pracowałyśmy po 320 godzin w miesiącu. Tymczasem, zgodnie z kodeksem pracy, powinnyśmy pracować po 42 godziny tygodniowo, czyli niewiele ponad 170 godzin w miesiącu – opowiada Renata Jankowska, była pracownica „Biedronki”. W sprawie poszkodowanych pracowników supermarketu interweniował u generalnego inspektora pracy i u ministra sprawiedliwości poseł Stanisław Gorczyca (Platforma Obywatelska). – Ile i kogo kosztują niskie ceny z „Biedronki”? – pyta Gorczyca. – „Biedronka” to drapieżny chrząszcz, bez naturalnych wrogów. Mają Fotoradary kłamią Nr 186 (22.IX.). Cena 1,20 zł Pomiar dokonany przez fotoradar był błędny – orzekł Sąd Rejonowy w Rzeszowie. W głośnej sprawie kierowcy obwinionego o to, że wywrotką jechał z prędkością 125 km/godz., zapadł wczoraj wyrok uniewinniający. – Nie można stwierdzić, dlaczego fotoradar dokonał błędnego pomiaru – wyjaśnia przewodniczący rozprawie asesor Krzysztof Jucha. – Mogło to być dodanie się prędkości dwóch pojazdów jadących w przeciwnych kierunkach lub zarejestrowanie szybkości innego auta jadącego przed ciężarówką. Biegli stwierdzili, że wywrotka obwinionego nie może jechać szybciej niż 90 km/godz. Zbadano również tachograf tego samochodu. Jego 23 A TO POLSKA WŁAŚNIE ANGORA nr 41 (10.X.2004) wskazania były prawidłowe. Zgromadzone w toku procesu dowody świadczą jednoznacznie, że Kazimierz Prucnal nie mógł popełnić zarzucanego mu przez policję czynu i nie jechał jelczem wywrotką z prędkością 125 km/godz. Dlatego wyrok uniewinniający jest w pełni uzasadniony. Producent fotoradaru twierdzi, że jego urządzenie jest w pełni sprawne. – Ten fotoradar poddaliśmy gruntownym badaniom na stanowiskach pomiarowych oraz próbom eksploatacyjnym na drogach – pisze w liście do „Super Nowości” Andrzej Konarzewski, główny specjalista ds. marketingu i rozwoju Zakładu i Urządzeń Radiolokacyjnych z Ostrowi Mazowieckiej. – Ani razu nie został zanotowany przypadek nieprawidłowego pomiaru. Po cyklu prób fotora- ogromne dochody. Ale czyim kosztem? Żadne instytucje czy urzędy nie pomagają poszkodowanym tak, jak powinny. A z naszych wyliczeń wynika, że właściciel „Biedronki” powinien wypłacić swoim pracownikom około 125 milionów złotych za nadgodziny. – Umowy w „Biedronce” są zawierane na 3/4 etatu, ale tak naprawdę pracuje się na cały etat – dodaje Lech Obara, adwokat Bożeny Łopackiej. – Pracownik „Biedronki” z góry musi liczyć się z tym, że będzie pracował dużo i za małe pieniądze. Przesłali oświadczenie Podczas ogłaszania wyroku w elbląskim sądzie nie było nikogo z poznańskiej centrali Jeronimo Martin Dystrybucja. Anna Sierpińska, dyrektor ds. komunikacji poznańskiej firmy, przesłała do naszej redakcji jedynie oświadczenie. Napisała w nim, że JMD „nie akceptuje i nigdy nie akceptowała zachowań, które naruszałyby przepisy prawa”. Poza tym firma zapewnia, że Bożena Łopacka „otrzymywała wynagrodzenia za przepracowany czas, zgodnie z prowadzoną dokumentacją. (?) Odnośnie naszych dalszych kroków w sprawie wyroku sądu w Elblągu, decyzję podejmiemy po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia wyroku. W dalszym ciągu bowiem stoimy na stanowisku, że obowiązki JMD jako pracodawcy były i są wypełniane należycie i z poszanowaniem prawa”. INGRID HINTZ Nazywają mnie drugim Wałęsą Rozmowa z BOŻENĄ ŁOPACKĄ, byłą kierowniczką sklepu „Biedronka” w Elblągu – Jak pani gardło? – Słyszy pan, panie redaktorze, ledwo chrypię. To było szaleństwo, setki telefonów dziś odebrałam. – Sama pani chciała, aby numer pani komórki – 503 925 855 – opublikowały gazety. – Tak, bo chcę pomóc wszystkim wykorzystywanym pracownikom hipermarketów w Polsce, chcę im udowodnić, że z tymi bezdusznymi molochami można wygrać. (...) – Kto najczęściej dzwoni dziś na pani komórkę? – Pracownicy supermarketów, różnych. Gratulują wygranego procesu. Nazywają mnie nawet drugim Wałęsą, co mnie bawi. Pewien pan powiedział, że Wałęsa przeskoczył płot, a ja rozwaliłam mur milczenia. – A proszą o rady? – O tak, zaraz po gratulacjach mówią, że u nich w marketach jest to samo i proszą o porady prawne, o wzór pozwu sądowego. Najczęściej podają tylko imiona, jeszcze się boją. (...) dar został zbadany przez Okręgowy Urząd Miar i ponownie uzyskał świadectwo legalizacyjne. Sprawa Kazimierza Prucnala dowodzi, że fotoradar nie zawsze mierzy zgodnie z rzeczywistością. Wyrok rzeszowskiego sądu jest precedensowy i może stanowić dla kierowców oręż w walce o prawdę. – Sprawa Kazimierza Prucnala jest wyjątkowa – mówi mec. Bogna Wais-Przybyło. – Zdjęciu z fotoradaru mógł on przeciwstawić wykres legalizowanego tachografu. Udowodnił też, że jego pojazd nie może jechać z prędkością zmierzoną przez fotoradar. Samochody osobowe nie mają rejestratorów prędkości i mogą jechać z dużymi szybkościami. W takiej sytuacji wykazanie niewinności może być trudne. – Kazimierz Prucnal pokazał, że można skutecznie walczyć o prawdę – dodaje Jacek Romanow, radca prawny. – Jeżeli kierowca jest pewien swojej niewinności, może próbować udowodnić to przed sądem. Trzeba się jednak liczyć z obowiązkiem pokrycia kosztów sądowych w razie przegrania. Sprawa nie zawsze musi trafić do sądu. – Kilkakrotnie otrzymywaliśmy z różnych komend policji w Polsce zdjęcia naszych ciężarówek z przekroczoną znacznie prędkością – mówi proszący o anonimowość szef jednej z rzeszowskich firm transportowych. – Porównywaliśmy zdjęcie z zapisem tachografu i jeżeli były różnice, to pisaliśmy policjantom wyjaśnienie. Zawsze było uwzględniane i sprawę umarzano. Okazuje się więc, że policjanci z innych województw wiedzą, iż fotoradary kłamią. Wczoraj sąd udowodnił to rzeszowskim funkcjonariuszom w białych czapkach. Może wreszcie przestaną święcie wierzyć w nieomylność kosztownej elektroniki i zaczną odwołania kierowców rozpatrywać zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Rozmawiał: KRZYSZTOF ZYZIK („NTO” nr 231) KRZYSZTOF ROKOSZ