laguna w laguini to płaska, ciepła woda, czyli pływanie w szortach

Transkrypt

laguna w laguini to płaska, ciepła woda, czyli pływanie w szortach
| 14 | kite |www.h2o-magazyn.pl
LAGUNA W LAGUINI TO
PŁASKA, CIEPŁA WODA, CZYLI
PŁYWANIE W SZORTACH. COŚ,
O CZYM MARZYŁEM, SIEDZĄC
W DOMU I DŁUBIĄC PROJEKTY.
www.h2o-magazyn.pl
W
prezencie za to, że byłem grzeczny cały rok…
drugiego dnia świąt dostałem telefon od Świętego
Mikołaja. Poinformował mnie w charakterystycznym dla niego tonie, że za dwa dni wyjeżdżam do
Brazylii i jest to jedyny prezent, na jaki mogę liczyć
w tym roku. Nie zastanawiałem się, czy przyjąć ten
podarunek. Szybko spakowałem potrzebne rzeczy
i ruszyłem do Warszawy.
Druga miła niespodzianka spotkała mnie
na Okęciu. Zobaczyłem tam wielu znajomych,
z którymi okazało się, że będę trenował w ciepłych
wodach Oceanu Atlantyckiego. Po długim i grubo
opóźnionym locie w Fortalezie odebrał nas Slap,
który już przebywał w Brazylii od prawie miesiąca.
Po przyjeździe poszliśmy szybko spać, aby zregenerować siły. Bo zaraz czas ruszać na wodę...
Pierwszego dnia dostałem szansę na rozpływanie się na miejscowym spocie – Quebra Mar.
Mogłem potrenować zarówno tricki na lewym, jak
i prawym halsie. Charakterystyczne dla tego spotu
jest to, że przy odpływie woda wypłaszcza się,
a podczas przypływu pojawia się doskonały do zabawy bardzo miły wave. Przyznam szczerze, że po
dwóch miesiącach przerwy uczyłem się pływać od
nowa. Jednak codziennie postęp był zauważalny
i metodą małych kroczków dochodziłem do formy.
Grupa zadecydowała, aby odwiedzić możliwie
jak najwięcej spotów. Dlatego też już drugiego
dnia ruszyliśmy na słynną Taibę. Laguna była już
trochę wyschnięta i płytka, ale mimo to zaliczyłem
całkiem niezłą sesję. Spotkałem też wielu znajomych na wodzie, m.in. Tomasza Daktere.
Sylwestra świętowaliśmy podwójnie. Naszego
polskiego około godz. 20.00, a po czterech godzinach bawiliśmy się na głównym placu w Paracuru.
Tłok był niesamowity, gdyż z Fortalezy i najbliższych wiosek dotarły tłumy zarówno localesów, jak
i przebywających w Brazylii surferów. Rano trochę
chillowaliśmy. Maria zrobiła śniadanko, Carlos
umył auto i pocisnęliśmy na spot.
| kite | 15 |
Kolejnym ciekawym miejscem naszej
wyprawy było Cumbuco, a dokładniej laguna
Caupie. Zwiedziłem ją już wcześniej z Arkiem
i Grześkiem podczas mojej pierwszej wyprawy
kite’owej. Jest to naprawdę fajny spocik, tylko
bardzo zatłoczony. Niestety, tego dnia wiało trochę słabiej i nie mogliśmy poszaleć. Na szczęście
kolejny spot, który odwiedziliśmy, okazał się
mniej znany, a zatem prawie pusty. Laguna w
Laguini to płaska, ciepła woda, czyli pływanie w
szortach. Coś, o czym marzyłem, siedząc w domu
i dłubiąc projekty.
W Laguini spotkałem grupkę Włochów,
którzy katowali podobne tricki, jakich ja się
uczyłem. Razem więc nakręcaliśmy się na
wodzie. To było najlepsze pływanie tego wyjazdu!!! Jeszcze kilka razy jeździliśmy do Laguini.
Ostatniego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę do
ujścia pobliskiej rzeki, z którego podczas przypływu zrobiła się laguna z bardzo płaską wodą.
Naprawdę wypas!!!
Jeszcze innym miejscem godnym polecenia,
w którym mogłem poszaleć z innymi rajderami,
była ogromna laguna Guajiru. Na miejsce trzeba
jechać bardzo długo, ale wierzcie mi – opłaca się.
Spotkaliśmy tam kilku niemieckich zawodników
– było na co popatrzeć. Mogłem podglądać
elementy ich techniki.
Po dwóch tygodniach trzeba było niestety
pożegnać się z ekipą, która wracała do zimnej
i deszczowej Polski. I u nas pogoda nawalała
– przez prawie cały ostatni tydzień rano padał
deszcz. Pewnego dnia pożyczyliśmy więc od naszego kolegi Sebastiana surfa i poszliśmy na fale.
Trafiliśmy akurat na zawody surfingowe. Można
było popatrzeć na kilku wymiataczy. Surfing jest
bardzo trudny, więc następne dni spędziliśmy na
Qebra Mar, kajtując i podciągając skuteczność lądowań w nowych trickach. W przedostatni dzień
pobytu zajechaliśmy na wydmy spróbować jazdy
na sandboardzie. Kolejna fajna zajawka!!!
Ostatni dzień pakowaliśmy się i próbowaliśmy wysuszyć kite’y. Oczywiście trzeba było
kupić też prezenty. Na lotnisku przecisnęliśmy
100-kilogramowy bagaż Slapa do samolotu
i wszystko później odbyło się już bez problemów
– międzylądowanie na Cape Verde i szybka
przesiadka. W Warszawie byliśmy o czasie. Na
lotnisku czekała na mnie moja siostra Dominika.
Powrót do rzeczywistości okazał się trudny.
Miałem weekend na ogarnięcie nauki, bo w tygodniu mijał czas na oddanie wszystkich projektów
i zaliczenia większości przedmiotów.
Na szczęście po tak miłym wypoczynku praktycznie wszystko zaliczyłem z najwyższą średnią
ocen, jaką kiedykolwiek miałem na studiach.
Dziękuję za pomoc moim sponsorom Brunotti i Kiteloose za sprzęt, rodzicom za pomoc
w organizacji oraz www.kiterewa.pl. Za zdjęcia:
Igorowi i Marzence, Michałowi i Dominice,
Krzyśkowi i Marcie, Adamowi i Ewelinie oraz
Slapowi. ❚❚❚❚❚
Wojtek Streicher,
Mariusz Korlak