wykład prof.Chmielewski - Łączy Nas Kanał Elbląski

Transkrypt

wykład prof.Chmielewski - Łączy Nas Kanał Elbląski
Projekt finansowany ze środków Unii Europejskiej
Funduszu Orientacji i Gwarancji Rolnej – Sekcja
Orientacji w ramach Sektorowego Programu
Operacyjnego „Restrukturyzacja i modernizacja
sektora żywnościowego oraz rozwój obszarów
wiejskich, 2004-2006”, Działanie 2.7.”Pilotażowy
Program LEADER +”
Prof. Witold Chmielewski
WYKŁAD
na konferencji promującej ZSROW KE i LGD
„Na prowincji czy w środku świata?
Rola małych ojczyzn w rozwoju lokalnym”
Kultura nowoczesnej prowincji
Żyć w środku świata
Świadomość małej ojczyzny
objęty projektem
Związku Gmin Kanału Ostródzko – Elbląskiego
i Pojezierza Iławskiego w Ostródzie
pn. „Łączy nas Kanał Elbląski
– partnerstwo sposobem aktywizowania mieszkańców”
Pasłęk, 26 kwietnia 2006 roku
Konferencja promująca ZSROW i LGD realizowana w ramach projektu Związku
Gmin Kanału Ostródzko – Elbląskiego i Pojezierza Iławskiego w Ostródzie pn.
„Łączy nas Kanał Elbląski – partnerstwo sposobem aktywizowania
mieszkańców”.
Nadzór prowadzi Fundacja Programów Pomocy dla Rolnictwa w Warszawie
oraz Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Warszawie
1
prof. Witold Chmielewski
Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
Wykład na konferencji promującej ZSROW KE i LGD, Pasłęk, 26 kwietnia 2006 roku
Na prowincji czy w środku świata? Rola małych ojczyzn w rozwoju lokalnym
Kultura nowoczesnej prowincji
Pomiędzy wielkimi miastami a obszarami przyrodniczymi, wyłączonymi spod urbanizacji
(parki narodowe, obszary chronionej przyrody, tereny turystyczne) rozpościerają się obszary coraz
to nowocześniejszych i bardziej zurbanizowanych prowincji, które wchłonęły niezależne dotąd
organizmy peryferyjnych przedmieść wielkomiejskich, wsi i małych miast oraz terenów
użytkowanych rolniczo. Kultura obecnej, nowoczesnej prowincji (culture of modern provinces) to
mozaika wielu postaci kultur lokalnych, będących jednocześnie w ścisłym związku z kulturą
globalną. Niewiele ma ona już wspólnego z tradycyjną, wiejską czy małomiasteczkową kulturą
ludową i regionalną. W Europie, a także w innych, silnie zurbanizowanych i zaludnionych
obszarach świata, praktycznie już nie ma tradycyjnych wsi i małych miasteczek - dzisiaj, coraz
częściej, mówimy o obszarach rustykalnych (rural area).
Kultura nowoczesnej prowincji powstaje w wielu różnych miejscach równocześnie, dzieje
się to na naszych oczach, ale przez to, że posiada wiele różnorodnych postaci trudno jest ją
jednoznacznie rozpoznać. Jest ona następstwem formującej się od czasów renesansu kultury
europejskiej i tak żywych do niedawna kontrkultury i postmodernizmu. Kontrkultura, od schyłku
lat 60-tych, kontestowała kulturę i podważała jej sens, wiele energii przeznaczając na podważanie
wykreowanych przez nią namiastek: kultu dla sztuki, religii, nauki i polityki. Sama także
wytworzyła wiele oryginalnych wartości. Jednak, bez wątpienia, wartością samą w sobie było
odważne
zanegowanie
dotychczasowej
postaci
kultury,
uwięzionej
w
kapitalistyczno
-konsumpcyjnych więzach. Kontrkulturę zastąpił postmodernizm ze swoją swobodą w korzystaniu
z tego, co pozostawiły po sobie kultura i kontrkultura. Jego otwartość i charakterystyczna
eklektyczna demokracja, pozwalały na dowolne łączenie ze sobą różnych kultur i ich wytworów.
2
Łatwy dostęp do środków masowej komunikacji i coraz większa globalizacja naszego życia
potwierdzały przewidywania McLuhana o dążeniu ku kulturowej wiosce globalnej.
Obecnie jednak obserwujemy chyba wyczerpywanie się postmodernizmu i oczekujemy
czegoś nowego i innego. Niektórzy określają to, co nas czeka i to, co już daje się zauważyć,
mianem postkultury nadając temu pojęciu wiele różnych i często przeciwstawnych sobie znaczeń.
Bo postkultura, którą ja nazwałem kulturą nowoczesnej prowincji, jest rzeczywiście jednocześnie
i tradycyjna i bardzo nowoczesna. Jest globalna, gdyż pełnymi rękoma korzysta z globalnych
systemów komunikacyjnych a jednocześnie jest lokalna, często bardzo silnie osadzona
w kontekście konkretnego miejsca: domu, miejscowości, regionu. Powstaje tu zaskakujący
paradoks – coraz większa łatwość poruszania się po świecie: komunikowania za pomocą mediów
(przede wszystkim Internetu) oraz coraz tańszego i szybszego podróżowania (głównie samolotem)
budzi coraz większą potrzebę lokalizacji i identyfikacji z wybranym miejscem.
Kultura nowoczesnej prowincji nie jest skierowana przeciw kulturze ani kontrkulturze czy
postmodernie. Nie neguje ich wytworów, lecz je utrwala i stwarza nowe, własne. Wybiera uważnie
z tego, co pozostawiły. Sięga do korzeni kultury - wszechogarniającego sacrum kosmosu
i przyrody. Jest to jednocześnie przeobrażająca się kultura wielu rezygnacji. Nie jest to kultura
wielkich haseł i przedsięwzięć, lecz kultura idei i działań pozornie błahych i często rozproszonych.
Jest to spontaniczna samoobrona przed ostateczną utratą najcenniejszych zjawisk i ich źródeł. Nie
jest to efektowne burzenie dawnego ani błyskotliwe, tryumfalne budowanie nowego, lecz nie
zawsze zauważalne, delikatne i mozolne odgruzowywanie i odbudowywanie na zachowanych
fundamentach. Powstają nowe budowle - ale ich główne zarysy są nam bliskie i znane. Ich ujrzenie
nie jest szokiem, jaki przeżywamy na widok supernowoczesnych i potężnych konstrukcji, lecz ulgą
i uczuciem bezpieczeństwa, jakich doznajemy stając po wielu latach podróży ponownie przed
swoim domem rodzinnym. Będzie to - jak przewiduje Daniel Bell - kultura zwrotu ku przeszłości
i tradycji, odrodzenie pamięci, kultura rozrachunków i ograniczeń. Czeka nas powrót do, na nowo
odkrywanego i stwarzanego sacrum, które zaistnieć może w każdym, nie tylko wyznaczonym przez
tradycje religijne miejscu i w każdej, nieograniczonej żadnym dogmatem, postaci.
Kultura nowoczesnej prowincji wytworzyć może bardzo wiele różnorodnych zjawisk,
w zależności od gleb lokalnych, na których będzie się ona rozwijać. Powstawać będzie
samorzutnie, niezależnie i równolegle w wielu miejscach. Można by to porównać do powstawania
wielu regionów zróżnicowanych etnograficznie, ale ich różnorodność nie będzie już skutkiem
kulturowej izolacji, lecz konsekwencją tworzenia alternatywy wobec kulturowej unifikacji wioski
globalnej. W obszarze nowoczesnych prowincji powstanie wiele różnorodnych, często zupełnie
nowych, kultur lokalnych, które staną się na nowo kreowanymi małymi ojczyznami, posiadającymi
3
swoją lokalną odrębność i wyrazistość kulturową. Nie sądzę, aby to był proces nagły czy też
masowy, on zresztą już trwa w wielu różnych miejscach. Sam go współtworzyłem i doświadczałem
jego obecności.
Najważniejszym doświadczeniem był eksperyment społeczno-artystyczny, realizowany
przez wiele lat (od 1977 do 1993 roku), wspólnie z grupą twórczą „111” (z Bogdanem
Chmielewskim i Wiesławem Smużnym) oraz mieszkańcami wsi Lucim koło Koronowa. Drugie
istotne doświadczenie to udział (w latach 1993 – 1997) w realizacji programu i konkursu Fundacji
Kultury pod nazwą Małe ojczyzny – tradycja dla przyszłości, którego byłem współtwórcą
i realizatorem. Programowi Fundacji Kultury towarzyszyła (w latach 1994-97) redakcja „Małe
ojczyzny" specjalnie powołana w 2 Programie TVP. Tam, dzięki determinacji prowadzącego ją
redaktora Michała Bogusławskiego, powstało wówczas i było emitowanych blisko 100 filmów
dokumentalnych! Są to filmy o ogromnej wartości społecznej (i często także artystycznej),
rejestrujące unikalne inicjatywy społeczne i kulturotwórcze w małych ojczyznach. Doświadczenia
te dopełnione zaś zostały intensywnymi wędrówkami po Polsce i nieco po Europie, odwiedzinami
wielu małych ojczyzn i bezpośrednimi kontaktami z działającymi tam lokalnie animatorami
kultury. Równolegle, od 1978 roku, pracuję nad własnym, autorskim projektem artystyczno
-społecznym pod nazwą W poszukiwaniu środka świata, który jest także próbą wpisywania się
w kulturę nowoczesnej prowincji.
Żyć w środku świata
Aby umieścić się w środku świata, aby żyć w świecie, trzeba go ustanowić – twierdzi Mircea
Eliade. Samemu, we własnej rodzinie i wśród najbliższych zbudować trzeba kosmiczny domdrzewo, mityczną oś świata (axis mundi), własny, niewielki, osobisty świat mieszkania, domu
i najbliższego otoczenia. Można to także uczynić w swojej małej ojczyźnie, wspólnie ze
społecznością lokalną. Nastąpić wówczas może rozwój specyficznych form kultury lokalnej
a nawet kultury domowej. Pozwoli ona każdemu, wspólnie z najbliższymi i dla najbliższych,
ujawniać i realizować swoją aktywność twórczą w każdej postaci i samodzielnie stwarzać własną
odrębność, tożsamość i godność.
Pojęcie środka świata jest ponad wszelkimi podziałami i jest przesłaniem równości dla
każdego człowieka albowiem każdy z nas jest środkiem świata i każde miejsce, w którym się
znajdujemy, nawet najbardziej prowincjonalne, mamy prawo nazwać naszym środkiem świata.
Wśród poznanych przeze mnie blisko 300 projektów działań lokalnych zgłoszonych do
konkursu Fundacji Kultury Małe ojczyzny – tradycja dla przyszłości bardzo była widoczna ich
4
ogromna różnorodność. Tyczyła ona samych projektów (treści, celów i form realizacji), autorów
(ich wieku, narodowości, profesji, wykształcenia, zainteresowań, zdobytych doświadczeń), zakresu
oddziaływania (od domu i dworu poczynając a na wsi, mieście, gminie i całym regionie kończąc),
skali przedsięwzięć (od działań skromnych, obliczonych na siły jednej lub kilku osób, po zadania
wielkie, wymagające wysiłku dużych grup społecznych i nakładu dużych pieniędzy) oraz
miejscowości, z których one pochodzą (małe i duże wsie, miasteczka i duże miasta z całej Polski).
Projekty te jednak miały też wiele wspólnych, bardzo satysfakcjonujących cech: ogromny szacunek
autorów do własnych małych ojczyzn, chęć dokonywania pozytywnych zmian i świadomość
ogromnej wagi kultury dla mieszkańców i wiara w jej siłę sprawczą. Cieszyło dążenie do
podniesienia poziomu życia, integracji społeczności lokalnej, wzrostu aspiracji życiowych,
wzmocnienia związków emocjonalnych i poczucia tożsamości ze swoim domem rodzinnym,
miejscowością czy regionem, świadomość znaczenia tradycji dla dnia dzisiejszego i czasów
przyszłych. Wszyscy animatorzy podkreślali brak występowania u nich kompleksu prowincji
i pojmowanie swojej małej ojczyzny jako bardzo dla nich ważnego miejsca, swoistego środka
świata (choć nie używali tego pojęcia).
W konkursie Małe ojczyzny a także w innych, znanych mi lokalnych inicjatywach
kulturotwórczych, zawsze była wyraźnie widoczna, wiodąca rola lokalnej inteligencji, przede
wszystkim nauczycieli i artystów. Najczęściej były to osoby nie mające wcześniej żadnego
związku z obecnym miejscem zamieszkania i przybyłymi tam do pracy w szkole lub kupujące dom
po decyzji opuszczenia miasta. Druga część to osoby tu urodzone, które powróciły, po wielu latach
studiów i pracy w dużych miastach lub za granicą. Oznacza to potwierdzenie znaczącej i twórczej
roli inteligencji i odtwarzanie należnego jej miejsca w lokalnych strukturach społecznych.
Zwłaszcza teraz, po czasie zachwiań i manipulacji poprzedniego systemu i w okresie tak dotkliwie
często odczuwanych przez ludzi wrażliwych i mądrych (a przez to często niebogatych) efektów
kształtującego się obecnie ustroju kapitalizmu postkomunistycznego. Nowobogaccy, w krótkim
czasie dysponujący ogromnymi pieniędzmi i wynikającą z tego faktu pozycją społeczną,
aspiracjami i władzą, są najczęściej zupełnie nieprzygotowani kulturowo do bycia klasa średnią
(w odróżnieniu od wielopokoleniowych tradycji tej klasy w Europie Zachodniej), zwłaszcza
w wymiarze jej powinności na rzecz społeczności lokalnej. Po raz kolejny w historii Polski na
inteligencji ciąży ten obowiązek. Tacy ludzie są dla małych ojczyzn bezcenni, chociaż bardzo
często są tam, u siebie, niezauważani i niedoceniani (niestety, najtrudniej być prorokiem we
własnym kraju). Wymagają też oni wielorakiej pomocy: dostrzeżenia przez lokalne autorytety,
poczucia, że nie są osamotnieni, wsparcia w lokalnych strukturach samorządowych, także wsparcia
5
finansowego (np. poprzez organizacje pozarządowe); potrzeba im także bardzo propagacji
w środkach masowego przekazu.
Taką przecież rolę pełniliśmy we trójkę w Lucimiu – artyści plastycy (obecnie trzej
profesorowie) przybyli do wsi z odległego o 90 kilometrów uniwersytetu w Toruniu. Podobnie
zaistnieli artyści i aktorzy w podlubelskich Gardzienicach czy warmińskiej wsi Węgajty. Ciekawe,
chociaż bardzo kontrowersyjne jest nowe zjawisko wsi tematycznych, które powstają we wsiach
z okolic Koszalina. Na przykład wieś Sierakowo Sławieńskie buduje swoją tożsamość kulturową
i szansę ekonomiczną w oparciu o stworzenie tam krainy tolkienowskich Hobbitów. A dzieje się to
z inicjatywy socjologa, dr Wacława Idziaka, animatora przedsięwzięć społecznych.
Świadomość małej ojczyzny
Rzeczywista świadomość małej ojczyzny to docenienie jej odrębności, jako jedynej często
szansy na zachowanie swojej tożsamości i poczucia godności. Aby nie uciekając przed światem
i jego wielokulturowością, lecz w pełni w niej uczestnicząc i – mądrze, z rozwagą - korzystając
z osiągnięć ogromnie dynamicznej i wszechobecnej, globalnej cywilizacji „pośpiechu i sukcesu”
zachować własną twarz, swój nieco wolniejszy i odrębny rytm, swój system wartości, swoją
inność, swoją wiarę i narodowość. Warto traktować prowincjonalność jako wartość pozytywną,
będącą bardzo nośnym i znaczącym kulturowo zrównoważeniem (a nie wywołującym kompleksy
przeciwstawieniem się) wobec zunifikowanej kultury masowej, produkowanej w ogromnych
ilościach, w bardzo pociągającej i łatwostrawnej postaci.
Trzeba mieć odwagę uwierzyć w to, że stary kościółek i drewniana chata pod strzechą
w mojej wsi, co najmniej tyle samo mogą znaczyć, co największe i najbogatsze barokowe katedry
i nowoczesne ogromne kościoły z betonu czy też wielkie i lśniące banki i nowobogackie wille.
Lekceważone stare pieśni, lokalna gwara i dostojna pobożność dziadków tyle samo mogą znaczyć,
co największe światowe przeboje anglojęzycznych idoli nagrywanych na milionach płyt. Jakieś tam
roślinki i stare zwykłe drzewa tyle samo mogą znaczyć, co starannie strzyżone trawniki w ogrodach
pełnych egzotycznych drzew i krzewów przed rezydencjami miliarderów z telewizyjnych seriali.
Dopiero tak pojmowana świadomość swojej małej ojczyzny staje się szansą na zachowanie
równowagi i możliwości normalnego i pełnego życia, także w świecie „wielkiej” ojczyzny
- globalnej wioski.
To jest bardzo trudne i trzeba dużej wiary w siebie i orientacji w tym, co naprawdę jest
znaczące w kulturze. A zmierza ona przecież dwiema równoległymi drogami: wielopasmową
autostradą, pełną pędzących tam mód, błyskotliwych karier robionych za ogromne pieniądze,
6
a także wielkich tłumów oczekujących na coraz to nowe i łatwiejsze doznania oraz zwykłą, boczną
szosą, drogą wśród lasów, pól, wsi i miasteczek, po której ludzie idąc przystają i mówią sobie
„dzień dobry” i „szczęść Boże”. Wiemy wszyscy, że autostrady są bardzo potrzebne i bardzo
trudno nam się bez nich żyje, lecz jednocześnie są złem koniecznym, które musimy tolerować.
Jednak równie potrzebne są boczne drogi, wiodące z autostrad do wybranych przez nas miejsc.
Życie z kompleksem prowincji jest okropne i ogromnie uciążliwe. Ilu z nas uważa, że tutaj,
gdzie mieszkam to nic nie ma ciekawego i nic się już nie zmieni, to jest dziura bez żadnych szans, tu
nie ma sensu żyć, jak najszybciej i jak najdalej trzeba stąd uciec. Bo tam - w dużym mieście,
w innym kraju - jest dopiero prawdziwy świat, tam jest raj na ziemi. Jeśli nie ceni się swoich
najbliższych, swojego domu i miejscowości i nie ceni, w konsekwencji, także siebie to może
rzeczywiście lepiej stąd odejść? By może wrócić kiedyś, po długim czasie i może dopiero tam,
w „dużym świecie”, zrozumieć, co się utraciło? A może na nasze miejsce przyjdzie ktoś, kto
wszystko to, co zlekceważyliśmy i odrzuciliśmy zauważy, doceni i pokocha? Uzna za najwyższą
wartość i z ogromnym wysiłkiem będzie czynić jeszcze wspanialszym? Przekaże swoje odkrycia
i pasje innym, którzy to zrozumieją i w to uwierzą? Uzna, że to właśnie miejsce jest
najpiękniejszym i najbardziej wartościowym miejscem na świecie i że jest dla niego środkiem
świata?
Na koniec chciałbym przytoczyć fragment tekstu autorstwa Zbigniewa Czarnucha,
emerytowanego nauczyciela historii z przygranicznego miasteczka Witnica koło Gorzowa Wlkp.
Jest to jeden z projektów nagrodzonych w konkursie Małe ojczyzny:
Witnica jest miastem młodym, bez zabytków wysokiej klasy i ginącym w masie podobnych
miejscowości ze względu na swą bezbarwność, brak czegoś osobliwego, pozwalającego na
zaistnienie na mapie krajoznawczej Polski. Ta konstatacja wyzwoliła potrzebę szukania pomysłu na
wybicie się z tłumu miejscowości nijakich. Nasz pomysł opiera się na nawiązaniu do historii, kiedy
to Witnica leżała przy starym niemieckim trakcie łączącym Akwizgran przez Berlin z Królewcem.
Tędy prowadziła trasa królewskiej poczty i królewskiej kolei. Szlak był wyrazem niemieckiego
parcia na wschód. W zmienionej rzeczywistości staje się szlakiem turystycznym i handlowym, trasą
podróży sentymentalnych i symbolem pojednania. Zachowało się w gminie Witnica kilka podstaw
milowych słupów oraz domek dróżnika, gdzie pobierano opłaty za przejazd szosą. W okolicy
mieścił się pocztowy zajazd, gdzie zmieniano konie w dyliżansach. To dało nam impuls do
poszukiwania naszej kulturowej odrębności w oparciu o ideę drogi, która łączy, i tak wykształciła
się koncepcja Parku Drogowskazów i oparta na nim koncepcja dorocznych imprez kulturalnych.
7