Wywiad z Państwem Haliną i Henrykiem Siódmiakami, rodzicami
Transkrypt
Wywiad z Państwem Haliną i Henrykiem Siódmiakami, rodzicami
Wywiad z Państwem Haliną i Henrykiem Siódmiakami, rodzicami Artura Siódmiaka przeprowadzony przez uczniów Szkoły Podstawowej w Siennie 1. Czy pan Artur był grzecznym dzieckiem? Tak, był grzeczny. Był bardzo żywotnym, ruchliwym dzieckiem, ale grzecznym. 2. Czy pamiętają Państwo jakieś śmieszne zdarzenia, przygody z dzieciństwa pana Artura? Tak, takich śmiesznych zdarzeń było bardzo wiele. Artur był bardzo żywym dzieckiem, więc byliśmy na to przygotowani. Pamiętamy, jak ojciec mu mówił – to było chyba w drugiej klasie podstawówki: "Pamiętaj, żebyś nikogo nie zaczepiał, nie bił, ale jakby ktoś ciebie zaczepiał, to oddaj, żeby nie myśleli, żeś cielę". I miało kiedyś miejsce takie zdarzenie, że Artur długo nie wracał ze szkoły, więc wyszliśmy na balkon, a tu – to było zimą – nasz syn okłada wszystkich, bo go śnieżkami rzucali. Mąż musiał ratować, ale inne dzieci, bo Artur się nie dawał, zgodnie z zaleceniami :). A potem to już było tak, że nikt się w Artura nie zaczął. Ale muszę też powiedzieć, że z bójkami również był spokój. Od tego czasu zaczęło się przezwisko "Siódym" i gdy młodsi synowie poszli do szkoły, to w szkole mówiono: "To jest brat Siódyma, nie ruszać go". Więc byli w podstawówce i ogólniaku prawie nie do ruszenia, bo Artur pokazał swoją ważność. Zawsze mówiłam swoim synom – najpierw Arturowi, bo on był pierwszy: "Pamiętajcie, jak coś nawywijacie (bo w dziecięcych, młodych latach różnie to bywa), jeśli wiecie, że zrobiliście coś źle, trzeba przyjść do domu i powiedzieć mamie i tacie". Bo rodzic zawsze zaradzi, naprawi trudną sytuację, ponieważ ma doświadczenie. I muszę powiedzieć, że synowie mieli do nas zaufanie, czasami wiedzieliśmy nawet, co się w innych rodzinach, u kolegów synów wydarzyło, bo oni nie śmieli rodzicom do czegoś się przyznać. A my zawsze mówiliśmy stanowczo: "Przyznać się, nawet do najgorszej rzeczy i mówić prawdę. Bo w domu zawsze się zaradzi." No i tak było. 3. Czy pan Artur umie grać na pianinie? Bo widzimy, że w domu jest instrument. Jednym palcem. "Wlazł kotek na płotek". To pianino młodszego syna, Tomasza. 4. Z których przedmiotów pan Artur był dobry w szkole, a z których mu nie szło? Dobry był ze wszystkich, bo był bardzo zdolny, tylko nie wszystkie lubił i nie wszystkiego mu się chciało uczyć. Chyba wolał przedmioty ścisłe, np. biologię. Nie przepadał za polskim. Interesowała go historia, podobnie jak ojca. W podstawówce dobrze się uczył, bo miał świadectwa z paskiem. W szkole średniej, jak już trenował, było trochę słabiej. No, ale nie było źle. 5. Jakich kolegów miał w szkole pan Artur? Miał wielu kolegów, bardzo fajnych i grzecznych. Głównie tych, którzy grali z nim w piłkę, spotykali się po lekcjach i spędzali czas na boisku. W tych czasach, w których dorastał Artur, nie siedziało się przed komputerem ani przed telewizorem. Każdą wolną chwilę spędzało się na boisku czy na jakichkolwiek zajęciach związanych z ruchem, rozwój następował poprzez kulturę fizyczną. To nie były czasy, kiedy dzieci siedziały w domu. My zresztą też się wychowywaliśmy w ten sposób. 6. Jak się zaczęła kariera pana Artura? Najpierw trenował z tatą, od najmłodszych lat. Potem w Szkole Podstawowej nr 4 powstała klasa sportowa o specjalności piłka ręczna. Trener Stanisław Gąsiorek wybrał do drużyny najlepszych chłopców i tak to się zaczęło. 7. Ila lat miał pan Artur, kiedy zaczął grać w piłkę ręczną? 10 lat. To było w czwartej klasie. Ale musimy jeszcze nadmienić, że Artur na mecze jeździł, kiedy był w głębokim wózku, nie miał wtedy jeszcze roku. Mama chodziła wtedy do pracy i dopiero po czasie się dowiedziała, że wózek z Arturem na meczach ligi okręgowej stał za bramką. Tata go zabierał. Dlatego śmiejemy się, że wyrósł na boisku. 8. Kto był jego pierwszym trenerem? Stanisław Gąsiorek. 9. Czy zachęcali Państwo synów do gry w piłkę? Nie było takiej potrzeby. Przeciwnie – trzeba było ich z dworu ściągać. 10. Dlaczego pan Artur zaczął trenować właśnie piłkę ręczną? Ponieważ w szkole, do której chodził, powstała klasa sportowa i trener Gąsiorek go do niej wybrał. 11. Czy jeździli Państwo na mecze pana Artura? Oczywiście, wiele razy! W Wagrowcu chodziliśmy na wszystkie mecze, potem wielokrotnie jeździliśmy do Gdańska na mecze ekstarklasy. Kibicowaliśmy mu bardzo. Bo rodzic zawsze musi doceniać wysiłek i pracę dziecka. Wtedy ta praca jest bardziej owocna. 12. Z czego są Państwo najbardziej dumni, jeśli chodzi o syna? Z tego, że pozostał takim, jakim był. Bo musimy powiedzieć, że zawsze stawał po stronie sprawiedliwości. W szkole często zdarzały się sytuacje konfliktowe, bywało, że ktoś został niesłusznie oskarżony, źle osądzony (sami wiecie, jak to w szkole bywa) i Artur zawsze wtedy stawał w obronie prawdy i tego pokrzywdzonego, i mówił, jak było faktycznie. Musimy to pochwalić, że do dzisiaj pozostał takim, jaki był, nie zmienił się. Woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Wiadomo, ze teraz ma dużo więcej obowiązków, ale jest normalnym człowiekiem. 13. Czy pamiętają Państwo pierwszy ważny mecz, pierwszy sukces pana Artura? To było w Nielbie, jak weszli do drugiej ligi. A potem – powołanie do kadry narodowej. Pierwszy ważniejszy turniej to były Mistrzostwa Świata w Argentynie. To było w II klasie liceum, pojechał wtedy na 2 tygodnie do Buenos Aires. 14. Jakie relacje mial pan Artur z kolegami z drużyny? Wszyscy byli bardzo zgodni, zgrani ze sobą, byli przyjaciółmi. Dlatego gra wychodziła im tak dobrze. Oni jeden za drugim w ogień by poszli. Tak zresztą jest do dzisiaj. Trzymają się razem i w większości pozostali przyjaciółmi. 15. Czy mogą Państwo opowiedzieć nam o rodzinie pana Artura? Mieszkają w Gdańsku. Żona Magada jest nauczycielką wuefu w gimnazjum i byłą koszykarką. Mają dwójkę dzieci. Filip ma 11 lat, gra w koszykówkę i piłkę ręczną. Lena ma 8 lat i trenuje gimnastykę. Dobrze, że jego dzieci rozwijają się poprzez sport, bo muszę wam powiedzieć, na podstawie naszych własnych doświadczeń, że trzeba kłaść nacisk na rozwój poprzez kulturę fizyczną. 16. Czym zajmuje się obecnie pan Artur? Artur promuje właśnie rozwój przez sport. Powiem wam, że to jest bardzo ważne – żeby odsunąć dzieci od komputerów i kłaść nacisk na rozwój fizyczny. Obecnie możecie oglądać Artura w Polsacie, komentuje tam mecze. Założył też swoją fundację – Akademię Piłki Ręcznej. Otworzył w Polsce szkółki dla dzieci w wieku 5-12 lat, bo dla dzieci w tym wieku nie ma programów w Polsce. Związek Piłki Ręcznej obejmuje treningami dopiero dzieci od 12-13 roku życia. A Artur objął opieką te młodsze dzieci. Kiedy grał w Niemczech, zauważył, jak tam działa system szkoleń dla dzieci w tym wieku. Tam dba się o to, by sportowy rozwój dzieci rozpoczyna się bardzo wcześnie, by miały one szanse poznać różne dyscypliny i może wybrać coś dla siebie. Dlatego Artur organizuje imprezy sportowe – campy, w których bierze udział nawet po 500 dzieci, w Warszawie było aż 1500. Na campach dzieci mogą spróbować swych sił w różnych dyscyplinach, to nie tylko piłka ręczna. Hala jest podzielona na sektory, dzieci przechodzą przez kolejne stanowiska. To może być wioślarstwo, piłka nożna, tenis stołowy. Być może coś im się spodoba i wybiorą coś dla siebie. Imprezy te ukierunkowane są na całość sportową. Wszystkie dzieci dostają stroje sportowe i nagrody i doskonale się bawią. . To są 4-godzinne imprezy, w tym trening z Arturem. Campy odbywają się w dużych miastach – największe w Warszawie, Płocku, Chorzowie, były też w Gdańsku czy Poznaniu. My byliśmy na takim campie w Płocku i bardzo nam się spodobało. Wy też bylibyście zachwyceni. Bardzo dziękujemy za udzielenie wywiadu. Wywiad przeprowadzili: Marta Radkiewicz, Paulina Siódmiak, Adrian Andrzejewski, Michał Tyl, Agata Grabowska.