Dogmaty - nie absurdy

Transkrypt

Dogmaty - nie absurdy
Dogmaty - nie absurdy
Jan Turnau
2007-02-03, ostatnia aktualizacja 2007-02-02 00:00
Trzymam się katolicyzmu, bo wiem, czym on nie jest
Zacznę nie od Boga, lecz od siebie. Prof. Jacek Hołówka, autor artykułu "Ślepy zaułek wiary"
("Gazeta" z 2-3 grudnia 2006), operuje pojęciem katolika "skromnie wierzącego". To taki
facet, który "stoi gdzieś pośrodku między entuzjastą religijnym i ateistą". Dla tego faceta obaj
radykałowie są gruboskórnymi dogmatykami, którzy wiarę religijną traktują dosłownie. On
zaś "wygląda na ich tle jako zwolennik umiaru i dojrzałego namysłu, który kocha metafory
religijne i tylko czasami nadaje im dosłowny sens". Ale zdaniem Hołówki tylko tak wygląda.
Albowiem "skromnie wierzący" to w istocie oportunista, który dla własnej wygody i świętego
spokoju zgadza się na twierdzenia i postulaty w istocie sprzeczne.
Hołówka nie uŜywa tego porównania, ale ów wyobraŜony przez niego skromniś to ktoś w
rodzaju człowieka, którego opisał Władysław Witwicki (1878-1948) w sławnym eseju "Wiara
oświeconych". OtóŜ to taki facet, który twierdzenia doktrynalne uznaje za prawdziwe, ale
gdyby je przełoŜył na język świecki, musiałby je odrzucić jako niedorzeczności. Jeśli ich nie
odrzuca, to tylko dlatego, Ŝe się nie zastanawia - niby to inteligent, oświecony, ale myślenie o
swojej (?) wierze uwaŜa za zbyteczne.
Czytając tekst Hołówki, nabrałem wyrzutów sumienia: moŜe ja jestem takim katolickim ni to,
ni owo? Wiarę świętą katolicką deklaruję, ale na ateistów nie napadam - jeśli piszę o
nietolerancji, to raczej o katolickiej wobec róŜnych innowierców. Samą zaś wiarę
przedstawiam tak, Ŝeby się róŜnym odmieńcom podobała. MoŜe reprezentuję Kościół tak
otwarty, Ŝe wchodzi do niego kaŜdy, kto ma ochotę, a ja nie wychodzę, bo nie podejmuję
głębszej refleksji?
Po co Bóg stał się człowiekiem
Wróćmy zatem do Witwickiego. Wyśmiewając "wiarę oświeconych", zastosował on manewr
myślowy. Co jest podstawowym dogmatem wiary chrześcijańskiej? To, Ŝe Bóg zesłał swego
syna na Ziemię, aby zbawił jej mieszkańców poprzez swoją mękę i śmierć; a zbawienie było
potrzebne, poniewaŜ ludzkość odwróciła się od Boga juŜ u początku swego istnienia (grzech
pierworodny). Witwicki opowiada to mniej więcej tak: pewien wielki dostojnik został
obraŜony przez jakichś dwoje ludzi, a Ŝe godnością ludzi zwykłych przerasta, więc przebłagać
mógł go tylko jego krewniak. No i przebłagał, bo posłany do ludzi krewniak został przez nich
zmaltretowany. Krew się polała, więc sprawa załatwiona. Subtelne szyderstwo streściłem i
uprościłem - Witwicki dokładniej dopasował realia swego opowiadania do pewnej narracji,
która od czasów św. Anzelma z Canterbury (1033-1109) wykładana była jako doktryna
chrześcijańska.
I szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co odpowiedzieć Witwickiemu, dopóki nie przeczytałem
ksiąŜki pewnego teologa, który z czasem stał się papieŜem - "Wprowadzenia w
chrześcijaństwo" kardynała Josepha Ratzingera.
Przyszły Benedykt XVI przyznaje, Ŝe tak właśnie głosi się religię w niektórych poboŜnych
tekstach: nieskończenie obraŜona sprawiedliwość Boga została przejednana przez
nieskończonej wartości zadośćuczynienie. "I ze zgrozą odwracamy się od sprawiedliwości,
której ponury gniew czyni niewiarygodnym posłannictwo miłości". Ratzinger zdaje się więc
odpowiadać Witwickiemu: ma pan rację, ta interpretacja jest okropna - ale to nie
chrześcijaństwo!
No właśnie: to nie chrześcijaństwo, to nie katolicyzm. W kaŜdym razie - to tylko jedna z
moŜliwych interpretacji tego religijnego przesłania, tylko jedna z wielu teologii
ortodoksyjnych. Dziś teŜ ortodoksyjna? MoŜe tak, ale ortodoksja to w chrześcijaństwie
szeroki obszar myślowy (choć zawęŜany przez róŜnych "nieskromnych"), a zarazem jakby
ruchomy. Co kiedyś wydawało się oczywiste, dziś wcale oczywiste nie jest. Czasem nawet
budzi zgrozę u współczesnych.
A jak Ratzinger tłumaczy ofiarę KrzyŜa? UkrzyŜowany Chrystus, doskonale sprawiedliwy
człowiek, objawia, jacy my, ludzie, jesteśmy: takich sprawiedliwych mordujemy. Ale KrzyŜ
objawia takŜe Boga, który utoŜsamia się z człowiekiem. Przy czym najwaŜniejsze nie jest
samo cierpienie Chrystusa, ale BoŜa miłość.
Dogmat Trójcy to nie absurd
Podałem problem sensu KrzyŜa, ale to niejedyny przykład na zmianę interpretacji róŜnych
dogmatów chrześcijańskich. Wykładnia proponowana przez Witwickiego ma przynajmniej
legitymację średniowieczną. Inne i takiej nie mają. Czasem są to zwyczajne wulgaryzacje.
Zacznijmy od samego wierzchołka doktryny chrześcijańskiej. Wiara w Trójcę to równanie
3=1, czyli zakwestionowanie podstawowej zasady logiki? Nie, bo po jednej stronie tego
równania mamy trzy osoby, a po drugiej jednego Boga, jeden Byt Absolutny. Kto powiedział,
Ŝe to jedna osoba? Pojęcie "osoby" to w ogóle sprawa nieprosta - nie pochodzi od Adama i
Ewy, jest produktem historii myśli europejskiej i tej historii podlega. Znów polecam lekturę
świetnej ksiąŜki Ratzingera. Twierdzi on, Ŝe misterium Trójcy jest dla nas, ludzi, niepojęte,
jednak nie jako sprzeczność logiczna. Przyszły papieŜ odwołuje się tutaj do współczesnej
fizyki, do definicji materii jako "wiązki fal", do twierdzenia, Ŝe struktura korpuskularna i
falowa nie wykluczają się nawzajem, lecz są komplementarne. Jeśli takie dziwności moŜliwe
są w fizyce i nikt nie krzyczy, Ŝe to logiczny absurd, to tym bardziej nie trzeba wyśmiewać
teologii chrześcijańskiej.
Odwołałem się do autorytetu, Ŝeby nie wyglądało, Ŝe wymyślam własną interpretację
doktryny i ogłaszam, Ŝe rozwiązuje ona kaŜdy problem z wiarą ludzi oświeconych. Nie, takim
głuptasem nie jestem i bardzo nieśmiało proponuję własną teologię Trójcy: Ojciec, Syn i
Duch kochają się wzajemnie tak, Ŝe są jednością. Jest to dla nas, grzesznych ludzi, niepojęte,
bo nawet duŜo chłodniejsza miłość przekracza nasze moŜliwości.
Piszę o Bogu w Trójcy jedynym, ale jakby trochę nawiasowo, bo nie ma to być tekst
teocentryczny, ale egocentryczny! Ma tłumaczyć, Ŝe nie godzę wody z ogniem. śe trzymam
się katolicyzmu, bo wiem, czym on nie jest.
Nie chcę polemizować z kaŜdym twierdzeniem Hołówki. Pewne kwestie wymagają jednak,
by poświęcić im chwilę uwagi. Hołówka przypomina, Ŝe we Włoszech rozpoczął się proces
beatyfikacyjny kobiety, która zmarła, bo odmówiła aborcji. I pyta: dlaczego owa kobieta nie
zgodziła się na aborcję, stosując zasadę podwójnego skutku, uznawaną przecieŜ przez
katolików? "Zasada ta pozwala dokonać czynu dobrego nawet wtedy, gdy jego uboczne
skutki są złe. Zatem wolno usunąć raka macicy, by ratować Ŝycie kobiety w ciąŜy, nawet jeśli
w wyniku tej operacji płód straci Ŝycie". Dziwię się, czemu autor nie zakwestionował w takim
razie kanonizacji ojca Maksymiliana Kolbego. PrzecieŜ mógł on spokojnie nie pójść na
śmierć zamiast towarzysza niedoli. Zasada podwójnego skutku nie usprawiedliwia tak
dziwnego czynu jak poświęcenie własnego Ŝycia w zamian za Ŝycie innego człowieka.
Przepraszam, jednak "zapolemizowałem" - ale nie wytrzymałem: profesorowi nie podoba się
w katolicyzmie nawet heroizm jego wyznawców.
Hołówce nie podoba się teŜ kreacjonizm. To i dobrze, "słusznie i naukowo", jak mówili
bracia marksiści. Nie zdołałem jednak zgadnąć, co autor rozumie przez kreacjonizm: czy
teorię uwaŜającą się za naukową, konkurencyjną wobec ewolucjonizmu, czy po prostu inną
niŜ jego własna, teistyczną filozofię? Spór ateizmu z teizmem jest odwieczny, nie załatwi go
Ŝadna publicystyka. Niczego tu nie rozjaśnia bezmyślny kreacjonizm prof. Macieja Giertycha
i amerykańskich protestantów krytykowany przez autorytety katolickie na tyle powaŜne, Ŝe
nie muszę dodawać swoich trzech groszy. Nie będę się od kreacjonistów "odcinał", bo to
łatwizna.
Doktryny wielkie i małe
Czuję się natomiast w obowiązku powiedzieć, Ŝe nie cała doktryna katolicka pasuje mi jak
ulał. Kto czyta moje teksty, zauwaŜył, Ŝe nie jestem radiomaryjny, Ŝe nie podoba mi się
rodzimy konserwatyzm kołtuński. Lecz to nie wszystko. Nie akceptuję niektórych opinii
kościelnych, choćby stał za nimi najwyŜszy autorytet papieski. Od 40 lat nie mogę się
przekonać do watykańskiego potępienia antykoncepcji - które, nawiasem mówiąc, nie naleŜy
do zespołu niekwestionowanych dogmatów. Mam za sobą wielkich teologów (kardynał Yves
Congar) i własne przemyślenia skromnego teologa. Po prostu, jak napisałem, ortodoksja
zmienna jest.
Głupi, kto jej ufa? Ja ufam, ale rozróŜniam: wiara w Trójcę jest nieporównanie waŜniejsza od
minidoktryny zakazującej antykoncepcji. MoŜna róŜnie interpretować dogmat trynitarny, ale
nie moŜna go usunąć z chrześcijaństwa. Inaczej rzecz się ma z metodami regulacji poczęć.
Przyzwolenie jedynie dla metod zwanych dziś naturalnymi jest zresztą stosunkowo świeŜej
daty - zaczęło się wraz z encykliką "Casti connubii" (1930).
Nasza doktryna nie stoi w miejscu - dlatego liczę na jej zmianę w sprawie antykoncepcji i
będę na nią dalej cierpliwie czekał. PrzecieŜ w dziejach Kościoła zdarzały się duŜo większe
zmiany. Dość przypomnieć losy dogmatu o nieomylności i prymacie biskupa Rzymu.
Centralizacja władzy papieŜa osiągnęła szczyt na Soborze Watykańskim I (1870) - dziś z
wolna schodzimy z tego szczytu. Lecz jeszcze niedawno papieŜ był niemal czwartą osobą
Boga: dopiero Jana XXIII (1958-62) nie całowało się... w stopę.
Teiści nie są głupi
Tak oto wracam do mojej głównej tezy, którą teraz formułuję nieco inaczej: moŜna twierdzić,
Ŝe Boga nie ma, ale nie twierdźmy, Ŝe ateizm jest mądry, teizm zaś w istocie głupi. Prof.
Hołówka nie twierdzi tego wyraźnie, ale z jego wywodów na to właśnie wychodzi.
Co nie znaczy, Ŝe odwracam tezę Richarda Dawkinsa i ogłaszam, Ŝe to ateiści prześladują
teistów. UwaŜam wszystkie głosy w "Gazecie" wywołane tekstem brytyjskiego uczonego - z
jego głosem na czele - za bardzo cenne: wreszcie jakaś ciekawa dyskusja!
śaden z tych głosów nie obraził moich uczuć religijnych. JuŜ pomijając wszystko inne,
przywykłem do gwałtownych ataków na dogmaty chrześcijańskie. Mam bowiem swoisty
przywilej wczesnego urodzenia: byłem dorosły juŜ w czasach Bieruta. Dlatego cieszę się, Ŝe
doŜyłem czasów, gdy moŜna miło dyskutować o sprawach najwaŜniejszych. Amen!
(((
Czy ateiści są dyskryminowani - debata "Gazety"
Religia zajmuje nieproporcjonalnie uprzywilejowaną pozycję w naszych świeckich
społeczeństwach, a powołanie się na przekonania religijne przebija kaŜdy argument
racjonalny - pisał słynny zoolog Richard Dawkins („Gazeta Świąteczna” z 10 listopada
2006). Dla Dawkinsa kaŜda religia jest groźnym urojeniem odpowiedzialnym za wiele zła.
Dlatego wzywa do „ujawnienia się” niewierzących. Bo być ateistą - pisał - to Ŝaden wstyd.
Dawkinsowi odpowiedział pisarz i publicysta Jerzy Sosnowski (nr z 25 listopada 2006). Jego
zdaniem rozmowa wierzących z ateistami przypomina dialog ślepego z głuchym: ci pierwsi
traktują ateistów jak inwalidów, którzy nie dostrzegają waŜnego wymiaru rzeczywistości; ci
drudzy traktują wierzących jak „inteligentnych inaczej”. Skoro nie da się rozstrzygnąć, kto
ma rację, bo „Duchowi Świętemu nie robi się zdjęć” - to lepiej trzymajmy się tego, co mamy,
czyli chrześcijaństwa.
Filozof Jacek Hołówka pisał (nr z 2 grudnia 2006), Ŝe wiara co prawda wprowadza do Ŝycia
społecznego wyŜsze wartości, ale koszt tego uszlachetnienia jest wysoki - musimy przyjąć mit
za prawdę. Krytykował Sosnowskiego za to, Ŝe jest „skromnie wierzącym”, i próbuje stanąć
gdzieś pośrodku między entuzjastą religijnym i ateistą. Taki kompromis jest jednak złudny,
bo oba punkty widzenia nie przystają do siebie - nauka chce brać wszystko dosłownie, religia
woli brać wszystko metaforycznie.
W debacie głos zabrali teŜ: Jacek Kowalczyk (30 listopada 2006), Tadeusz Sobolewski (9
grudnia 2006), Jan Andrzej Kłoczowski OP (16 grudnia 2006), Stanisław Obirek (6 stycznia
2007).
Wszystkie artykuły i forum czytelników - www.gazetawyborcza.pl

Podobne dokumenty