SIMON SEBAG MONTEFIORE
Transkrypt
SIMON SEBAG MONTEFIORE
SIMON SEBAG MONTEFIORE PEWNEJ ZIMOWEJ NOCY Fragment pochodzi z: CZĘŚĆ I Klub niepoprawnych romantyków 4 [...] Benia Golden siedział w pokoju nauczycielskim. Był już spóźniony na lekcję o Puszkinie, ale człowiek, który tyle wycierpiał i dzięki serii cudów niedawno wrócił z piekła, powinien korzystać z życia, pomyślał. Miał wielkie szczęście, że mógł być tutaj, uczyć Puszkina, oddychać swobodnie. Nikt nie wiedział przez co przeszedł, ale on doskonale rozumiał, na jak cienkim włosku wisi jego los. Leżał wyciągnięty na skórzanej kanapie i przeglądał leningradzkie pismo satyryczne „Krokodił”. Młoda nauczycielka muzyki, Agrippina Biegbułatowa, którą (tylko w myślach) nazywał „Modrooką”, parzyła herbatę w chińskim czajniczku, rozstawiała na stole filiżanki i spodeczki. Dyrektor Miedwiediewa, wyglądająca jak sowa w okularach z rogowymi oprawkami, sprawdzała klasówki przy długim stole, od czasu do czasu postękując głośno – co, wraz z głośnym mlaskaniem podczas posiłków dowodziło, że kobieta ta od bardzo dawna żyje samotnie. Ale zatrudniając Goldena, podjęła duże ryzyko, więc Benia był jej bardzo wdzięczny. Zastępca Miedwiediewej, doktor Rimm, który przez cały czas starał się doprowadzić do zwolnienia Goldena, demonstracyjnie czytał książkę towarzysza Stalina Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików): krótki kurs – jakby ktokolwiek, choćby nawet tak niewolniczo posłuszny i nudny jak Rimm, mógł czytać te wierutne brednie. Rimm ciągle wiercił się na krześle, pociągając nosem i bacznie rozglądając się po pokoju, żeby sprawdzić, czy wszyscy widzą, co czyta. Apostołłon Szuba dopiero co przyszedł do pokoju nauczycielskiego. Najpierw pomstował gniewnie na lenistwo, tchórzostwo i mięczakowatość zepsutych bachorów uczących się w tej szkole, a teraz studiował wyniki meczów piłki nożnej w „Pionierskiej Prawdzie”, żując koniec sumiastego wąsa. – Herbata gotowa – oznajmiła słodko Agrippina. Rozlewała do filiżanek aromatyczny napar zgodnie z porządkiem starszeństwa. Patrząc na nią, Benia myślał o tym, jak zaledwie przed dwudziestoma minutami rozbierał ją, rozchylał jej długie nogi i pieścił ją palcami, językiem i członkiem, w swojej kawalerce tuż za rogiem. Mieli za sobą 49 minut oszałamiającej rozkoszy i Agrippina nawet nie zdążyła się umyć – na myśl o tym przechodził go dreszcz. Nikt oczywiście nie wiedział o ich romansie. Tajemnica sprawiała Beni wielką przyjemność, ponieważ jego koledzy z pracy byli typowymi przykładami sowieckich świętoszków. Agrippina była równie ładna, jak niewinna. Lubiła propagować tę sowiecką cnotę, mówiąc na przykład: „Nie lubię plotkowania o ludziach” i „Uważam, że sowiecka dziewczyna powinna poświęcić się mężowi i dzieciom”. Mówiła to z całym przekonaniem. Kiedy Benia nie czytał (a był molem książkowym) ani nie rozmawiał, rozpierała go epikurejska pasja do kobiet, poezji, jedzenia, zmysłów. Był kiedyś znanym pisarzem, relacjonował wydarzenia z hiszpańskiej wojny domowej, znał Picassa i Sartre’a. Stracił jednak dwa klejnoty swego życia: kontakt z córką, która wraz z matką wyjechała na Zachód, i jedyną kobietę, którą kiedykolwiek kochał, kobietę, na której wspomnienie jeszcze teraz czuł dojmujący ból. Była żoną dygnitarza, matką, starą bolszewiczką. I w 1939 roku wpadła w otchłań „sowieckiej sprawiedliwości”, pociągając go za sobą. Kiedy wróci, o ile wróci, będzie na nią czekał. Przyrzekł to sobie i chciał dotrzymać tej obietnicy za wszelką cenę. Doktor Rimm wyszedł na lekcję historii komunizmu. Benia spojrzał na zegarek. Pięć minut temu powinien rozpocząć zajęcia w swojej ulubionej klasie. Dopił herbatę i wybiegł z pokoju nauczycielskiego, zauważając po drodze, że w jednej z przegródek na listy leży jakaś koperta. Przechodząc obok klasy Rimma, zajrzał do środka. – Towarzyszu Rimm, jest do was list – rzucił. Wszedł do swojej klasy i natychmiast otoczyła go atmosfera sympatii i szacunku uczniów. Ich ożywione szepty cieszyły go: Nikołasza pokazywał coś Władowi Titorence w swoim oklejonym aksamitem zeszycie. Obaj nosili bajronowskie fryzury na znak swego przywiązania do romantyzmu. To tylko kwestia czasu, pomyślał Benia, kiedy doktor Rimm ściągnie tu wojskowego fryzjera. Nowy, Andriej Kurbski, znał Puszkina jeszcze lepiej niż pozostali. I wreszcie Serafima – słuchająca go z przechyloną na bok główką, piękna, choć nie wierząca w to, przyciągająca spojrzenia chłopców, ale nie zdająca sobie z tego sprawy. Nawet teraz Nikołasza i Andriej przyglądali się jej. Ale Benia lubił ją z innego powodu: przypominała mu o jego utraconej miłości, o kobiecie, która zniknęła przed wojną. Kiedy dostał tę pracę, nie wierzył własnemu szczęściu, że może uczyć literatury dzieci, które kochały ją nie mniej od niego. Było to jego drugie życie, narodził się na nowo. Nie mógł już pisać, jego pióro zostało złamane, ale mógł uczyć – i to jak! Dręczyła go jednak myśl, że jego szczęście nie potrwa długo. Spieszył się więc, chciał przekazać uczniom wszystko, co wie, zanim zabawa się skończy. – Drodzy przyjaciele, kochani romantycy, smutni marzyciele! – Zaklaskał w dłonie i otworzył Oniegina. – Jest noc owego pamiętnego balu, który doprowadzi do pojedynku. Wyobraźcie sobie tylko to podniecenie. Wszyscy czekają na przybycie narzeczonej Leńskiego. Co czuje Tatiana, widząc Eugeniusza Oniegina? Blada jak księżyc z końcem nocy, Trwożliwsza od ściganej łani, Spuściła zamroczone oczy: Pali ją płomień namiętności, Duszno jej, słabo; czoło skłania Prawie nie słyszy powitania. Golden milknie, a potem wykrzykuje: – Och, jakże musi cierpieć! Ale kto nam powie, co przeżywa Tatiana? Andriej? – Trudno mi powiedzieć… A może miłość to tylko coś, o czym pisze się w powieściach i śpiewa w piosenkach? – Kto zgadza się z Andriejem? Nikołasza? Nikołasza wyprostował się w ławce. – Brak miłości to śmierć – oświadczył, a głęboki głos łamał mu się ze wzruszenia. – To jak Romeo i Julia. Antoniusz i Kleopatra. Na twarzy Goldena odbiło się zainteresowanie. – A więc twierdzisz, że miłość znajduje swą apoteozę w śmierci? Czyż nie ginie, kiedy kończy się życie? – Przeciwnie. Śmierć unieśmiertelnia miłość. Czy nie tego uczy nas pojedynek Puszkina? Jak być Rosjaninem, jak kochać, jak żyć i umierać? – Miłość to po prostu miłosna obsesja, czyż nie tak? – wyrwało się George’owi. – Liczy się tylko świadomość klasowa – oświadczył brat George’a, Marlen. Nosił jedno z tych bolszewickich imion – powstałe z połączenia pierwszych sylab nazwisk Marksa i Lenina – modnych w latach dwudziestych, pomyślał Benia, ale teraz miłosiernie wyrzuconych na śmietnik historii. – Reszta to tylko burżuazyjny sentymentalizm, rzecz bardzo niebezpieczna. – Z kim się zgadzasz, Serafimo? – zapytał Golden. Tak jak się spodziewał, spojrzenia wszystkich skierowały się na Serafimę. – Nie wiem, co powiedzieć… – Spróbuj, Serafimo Konstantinowna – nalegał Golden. – Oświeć nas. Serafima po swojemu przechyliła głowę na bok. – No, cóż… – zaczęła bardzo cicho, tak że Nikołasza i Andriej musieli pochylić się do przodu, żeby ją lepiej słyszeć. – Powiedziałabym, że w Onieginie Tatiana nie marzy o niczym innym. Nie może jeść ani spać. Skrywa swą tajemnicę. Nikt nie cierpiał z miłości tak jak ona, nikt nie przywiązywał do niej takiej wagi. Tylko miłość naprawdę się liczy. – Serafima rozejrzała się po klasie. – Tak uważam.