Nazywał się Bolek Kozłowski i był jednym z tzw. kredowaczy

Transkrypt

Nazywał się Bolek Kozłowski i był jednym z tzw. kredowaczy
Ciura
Nazywał się Bolek Kozłowski i był jednym z tzw. kredowaczy. Zadanie kredowacza: przejść
wzdłuż składu pociągu i na każdym wagonie oznaczyć kredą jego miejsce docelowe, a więc numer
toru lub nazwę bocznicy. Potem jeszcze należało te same oznaczenia wpisać do formularza i
zanieść świstek na górkę rozrządową. Odległość wynosiła dwieście metrów. Bolek wychodził za
próg budynku stacyjnego, stawał na schodkach i nie ruszał się dalej. Czekał. Nietrudno było
zauważyć, że na tę górkę udają się różni interesanci. Więc dorwać takiego.
– Idzie pan na górkę? Panie kolego, zanieś mi pan to, z łaski swojej – i podawał delikwentowi
papierek.
Czasem trzeba było i pół godziny poczekać na taką okazję, ale lepsze to niż fatygowanie się na
własnych nogach.
Dewizą tego człowieka było: skorzystać z okazji, wykorzystać bliźniego. Oszczędzić sobie
fatygi, uniknąć wydatku.
Przez pewien czas pracowałem z nim w jednym pomieszczeniu. Był już wtedy kancelistą, staż
kredowacza miał za sobą. Nowe jego zajęcie polegało na dyżurowaniu przy centralce telefonicznej
i prowadzeniu dziennika. Do zapisów w dzienniku używał wkładu długopisowego, tej cienkiej
rurki wypełnionej tuszem. A gdzie oprawka? Każdy kolejarz dostawał z magazynu taką oprawkę,
Bolek też. Ale on oddał oprawkę swemu brzdącowi, boć to zawsze darmocha i dzięki temu koszt
przyborów szkolnych, jakie trzeba sprawić dziecku – mniejszy.
Nie mógł oczywiście przeoczyć, że przychodzę do pracy z gazetą, i codziennie nudził mnie
prośbą o wypożyczenie.
Podobnie jak większość pracowników PKP Bolek mieszkał na wsi. Miał pod Skierniewicami
swoją chałupinę, jakieś tam gospodarstwo. Znano go jako hodowcę owiec. Wyróżniał się pośród
właścicieli świń, koni, krów i drobiu. W rozmowach tyczących wiejskich zajęć żaden z chłopówkolejarzy nie wspominał o owcach i baranach, to była wyłącznie specjalność Bolka. Otóż
podejrzewam, że nieprzypadkowe było owo zainteresowanie takim, a nie innym rodzajem żywego
inwentarza. Krowa to duże, ciężkie i raczej nieruchawe bydlę, zaganiać ją na czyjąś trawę, na obcy
ugór, zaganiać, wyganiać, manewrować, wszystko to rzeczą kłopotliwą. Barany, jako że mniejsze i
ruchliwsze, można zagonić na każdy skrawek w okolicy. Nie mając własnej łąki można wszelako
dostarczyć paszy zwierzakom. Niech żrą coś, co nic nie kosztuje. Dla hodowcy okazja, by
skorzystać z darmochy.
„Strzyc owieczki” to wyrażenie przysłowiowe, oznaczające coś, co w gruncie rzeczy jest
pasożytnictwem, żerowaniem. O Bolku można by powiedzieć, że strzygł owieczki dosłownie i w
przenośni. (Co się tyczy strzyżenia w sensie dosłownym, strzygł je bez pardonu, nie zważając na
porę roku. Chciwego na wełnę Bolka nie wzruszało, że ostrzyżoną do gołej skóry owcę kąsa
mróz.)
Zwalniając się z PKP czułem ulgę na myśl, że nie będę miał do czynienia z chłopamikolejarzami, a najbardziej cieszyło, że już więcej moje oczy nie będą oglądać owczarza.
Pół roku minęło od czasu, gdy zdjąłem kolejarski mundur, i oto pewnego dnia zdążam do
księgarni na Krakowskim Przedmieściu, swojego nowego miejsca pracy. Na ulicy Kopernika
mijam biurowiec z czerwonymi tabliczkami przy wejściu. Na jednej z nich napisane: Związek
Hodowców Owiec. I w tymże momencie w polu mego widzenia ukazuje się Bolek, opuszczający
właśnie biurowy budynek. Coś pewnie sobie załatwił w owym Z. H. O. Nie omieszkał z czegoś
tam skorzystać.
Przeszłość, od której chciałem się odciąć, odżywa. Idę do swojej księgarni, a przez głowę
przetaczają się wspomnienia. Przypomina mi się dzień, kiedy zobaczyłem Bolka
pokiereszowanego. Stawił się na służbę z ranami na twarzy i łysinie, ledwo co przyschniętymi. Nie
był to wynik porachunków rodzinnych lub sąsiedzkich. Bolka zaatakował baran, przywódca
stadka. Rozpędził się w kierunku gospodarza przekraczającego właśnie próg obory i grzmotnął go
w czachę swoim rogatym łbem.
Gospodarz rozsierdził się. Miało się zaufanie do swoich zwierząt, nie było wątpliwości, że się
jest kochanym. A tu raptem taka agresja, zamach na żywiciela. Niewybaczalne. W dwa dni później
baran był już wykastrowany.

Podobne dokumenty