Pobierz pdf - Prószyński i S-ka

Transkrypt

Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
Mój
największy
błąd
Pau l a Da ly
Mój
największy
błąd
Przełożyła
Anna Kłosiewicz
Tytuł oryginału
THE MISTAKE I MADE
Copyright © Paula Daly 2015
First published in Great Britain in 2015 by Bantam Press
an imprint of Transworld Publishers
All rights reserved
Projekt okładki
Richard Ogle/TW
Zdjęcie na okładce
© Irene Lamprakou/Arcangel
Opracowanie graficzne okładki
Ewa Wócik
Zdjęcie na okładce
© Irene Lamprakou/Arcangel
Redaktor prowadzący
Monika Kalinowska
Redakcja
Lucyna Łuczyńska
Korekta
Mariola Będkowska
Grażyna Nawrocka
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-8069-414-9
Warszawa 2016
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
ul. Rzymowskiego 28, 02-697 Warszawa
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
Drukarnia POZKAL Spółka z o.o.
88–100 Inowrocław, ul. Cegielna 10–12
Grace
Lipiec
Rozdział 1
M
oja praca polegała na zajmowaniu się ciałami.
Żywymi, nie martwymi. Ciało leżące przede mną
twarzą do dołu w to upalne lipcowe popołudnie nie
wyróżniało się niczym szczególnym. Dwunasty pacjent
dzisiaj, więc plecy okropnie mnie bolały i coraz trudniej
przychodziło mi zachowanie dobrego nastroju.
–Jak to wygląda? – zapytał mężczyzna, gdy wbijałam
kciuki w jego napięte ciało wzdłuż kręgosłupa.
–Całkiem nieźle – powiedziałam. – Udało mi się
pozbyć zrostu wokół L4, tam, gdzie bolało najbardziej.
Kiedy pan wstanie, powinien pan odczuć ulgę.
Mężczyzna pracował w kamieniołomach. Tamtejsi
robotnicy byli jednymi z najtrudniejszych pacjentów.
Rzadko się odzywali, w przeciwieństwie do większości
klientów, więc mogłam przy nich odpocząć chwilę od
ciąg­łych pogawędek, ale fizycznie stanowili naprawdę
ciężkie przypadki. Mięśnie mieli zawsze napięte, a ich
9
tkanki stawiały opór, wymagający nacisku wręcz całego
ciała, siły kierowanej w dół za pomocą obolałych kciuków.
Bo właśnie one stanowiły podstawowe narzędzie
pracy, tak istotne w każdym aspekcie mojego zajęcia.
Pozwalały mi postawić diagnozę, wykryć i ocenić najdrobniejsze zmiany w strukturze tkanek, ale też przynieść cierpiącemu ulgę.
Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet, czy nie
powinnam palców ubezpieczyć, tak jak Betty Grable,
która ubezpieczyła nogi, ale tego nie zrobiłam.
–Kiedy skończy pani z plecami – odezwał się pacjent,
unosząc głowę – zerknie pani jeszcze na moje ramię?
Uśmiechnął się przy tym nieśmiało, zupełnie jakby
obawiał się, że sprawia mi kłopot.
–Oczywiście – odparłam, z trudem tłumiąc westchnienie.
W czasach, kiedy pracowałam jeszcze na własny
rachunek, zawsze starałam się jak najlepiej dbać o pacjentów, bo jeśli nie zdołałam im pomóc, nie dostawałam
zapłaty. Dlatego właśnie uwijałam się jak w ukropie, byle
tylko przyjąć ich jak najwięcej.
Wszyscy walczymy o równowagę między życiem
zawodowym a prywatnym. Bywało, że mogłam się nią
nawet cieszyć.
Ale już nie.
Kompletnie spłukana wylądowałam tutaj, w jednej
z placówek, która należała do całej sieci przychodni.
10
Harowałam pięćdziesiąt godzin tygodniowo w dusznej
klitce, pacjentów wciąż przybywało, lecz pieniądze trafiały do kieszeni kogo innego.
Byłam zdana na łaskę menedżera o imieniu Wayne.
Facet miał może najlepsze intencje, ale czasem
w swoim dążeniu do perfekcji zamieniał się w despotę.
Zdarzało się, że próbował nawet ze mną flirtować, choć
muszę przyznać, że nigdy nie posuwał się za daleko. Zapewne zorientował się, że nie jestem nim zainteresowana
i propozycja randki nie wchodzi w grę. Chyba zwyczajnie
czuł się nieco samotny.
Robotnik z kamieniołomów usiadł na brzegu leżanki,
a ja uklękłam za nim i kazałam wyciągnąć bolące ramię
w bok. Kiedy uniósł je prostopadle, z bólu aż wciągnął
powietrze i mimowolnie szarpnął ramieniem.
–Mięsień nadgrzebieniowy – wyjaśniłam.
–To źle?
–Może sprawiać problemy. Ale dzisiaj nie zdążę
się tym zająć, nie mamy już czasu. Postaram się jednak
zmniejszyć trochę ból za pomocą akupunktury. – Manipulując igłą, mimowolnie wsłuchiwałam się w głos
Wayne’a, próbującego w recepcji przekonać jakąś pacjentkę, by umówiła się na wizytę u któregoś z pozostałych fizjoterapeutów.
–To musi być Roz Toovey, nikt inny – upierała się
namolna kobieta.
–Roz ma zajęte wszystkie terminy aż do połowy
11
następnego tygodnia. Może jednak zdecyduje się pani
na Gary’ego Muira? – przekonywał Wayne. – Dzisiaj ma
akurat wolny termin. Mógłby panią przyjąć za dziesięć
minut.
Żadnej odpowiedzi.
–Rozumiem, w takim razie może Magdalena? – zaproponował Wayne.
Tak to właśnie zawsze wyglądało. Najpierw Wayne
próbował upchnąć ludzi u Gary’ego, który moim zdaniem nie potrafił odróżnić własnego tyłka od łokcia
i, o ile mi wiadomo, został przyjęty na kurs specjalistyczny tylko dlatego, że wówczas w całym kraju brakowało
fizjoterapeutów płci męskiej. Przed ukończeniem kursu
Gary był drugoligowym piłkarzem.
–Magdalena? – upewniła się pacjentka. – Ta Niemka?
–Austriaczka – sprostował Wayne.
–Ostatnim razem obchodziła się ze mną okropnie,
nieumiejętnie. Czułam się tak, jakbym wpadła pod autobus. Nie, tylko Roz.
–Ale jak już mówiłem – Wayne tracił cierpliwość
– Roz nie ma wolnych terminów.
A tak przy okazji, Roz Toovey to ja.
–Nie może pan z nią porozmawiać? – Kobieta się
nie poddawała. – Proszę jej powiedzieć, że przyszła Sue
Mitchinson, znowu bolą mnie plecy. Jako stałą klientkę
na pewno gdzieś mnie wciśnie. Naprawdę bardzo cierpię.
Tylko Roz może…
12
–Chwileczkę – rzucił Wayne poirytowany.
Usłyszałam zbliżające się kroki, a potem trzy krótkie
stuknięcia do drzwi.
–Roz, przyszła pani Sue Mitchinson, pyta, czy ją
przyjmiesz.
–Przepraszam na chwileczkę. – Odeszłam od pacjenta i wyjrzałam na korytarz.
Sue natychmiast ruszyła w moją stronę i zanim zdążyłam się odezwać, zaczęła przekonywać:
–Roz, naprawdę nigdy bym cię o to nie prosiła, gdybym nie znalazła się w podbramkowej sytuacji, chyba
o tym wiesz, prawda? Więc może zgodzisz się mnie
przyjąć? To potrwa dosłownie chwileczkę, a ja będę ci
dozgonnie wdzięczna.
Jak widać, byłam jedyną fizjoterapeutką w South
Lakeland zdolną pomóc Sue, ale znałyśmy się przecież
nie od dziś.
Zresztą wielu moich dawnych pacjentów przeniosło
się za mną tutaj. Kiedy pracowałam jeszcze na swoim,
dzięki nim zdobywałam kolejnych klientów, więc miałam
dług wdzięczności.
Na początku zamieściłam malutkie ogłoszenie w lokalnej gazecie, ale gdy tylko udało mi się uwolnić pierwszych pacjentów od czasem już chronicznego bólu (czego dotąd nie zdołali dokonać miejscowi fizjoterapeuci),
wieść rozeszła się lotem błyskawicy. Miałam wszystkie
terminy zajęte na kolejny miesiąc. Problem w tym, że
13
moi pierwsi pacjenci, ci, którzy zarekomendowali mnie
kolejnym osobom, nagle nie mogli umówić się do mnie
na wizytę. Dlatego właśnie często uciekali się do taktyki „wiesz, że nigdy bym cię o to nie prosił, gdybym nie
znalazł się w podbramkowej sytuacji”.
–Sue, naprawdę nie mogę – powiedziałam twardo.
– Muszę odebrać George’a ze świetlicy, a w tym tygodniu
spóźniłam się już dwa razy.
–A gdybym zadzwoniła do mojej mamy i poprosiła
ją o odebranie George’a? – zaproponowała bez namysłu.
Ani ja, ani George nigdy nie widzieliśmy jej matki
na oczy.
–Mieszkamy teraz w Hawkshead – odparłam najtaktowniej, jak się tylko dało – więc to niemożliwe.
Sue, zmarszczywszy brwi, gorączkowo szukała
w myślach innego rozwiązania, natomiast Wayne obserwował tę sytuację z narastającą irytacją. Nie znosił,
gdy pacjenci nalegali na wizytę u mnie i nie chcieli nawet słyszeć o Garym czy innych fizjoterapeutach, bo to
zaburzało mu cały grafik. W rezultacie ja harowałam jak
wół, podczas gdy Gary zbijał bąki w recepcji.
Zresztą większość czasu spędzał tam na pogawędkach z Wayne’em, dyskutując o Premier League i zaletach adidasów Pumy. Przy czym obaj co drugie słowo
powtarzali „obowiązkowo”.
–Potrzebuję góra pięć minut – oświadczyła Sue
w akcie desperacji. – Albo nawet mniej.
14
–W porządku, pięć minut. – Poddałam się. – Ale
musisz zaczekać. Mam jeszcze jednego pacjenta, a już
jestem spóźniona.
Ale Sue już nie słuchała. Czym prędzej ruszyła z powrotem do poczekalni, żeby któreś z nas przypadkiem
nie zmieniło zdania.
–Dzwoniłaś do tego gościa od ubezpieczeń? – zapytał Wayne.
–Co? A nie, przepraszam. Znowu zapomniałam.
Westchnął teatralnie, przewracając oczami, a potem
przemówił tonem dorosłego, który łaja małe dziecko:
–Załatw to, Roz. Wszyscy poza tobą dostali już
ocenę – powiedział i zniżył głos: – Bez tego nie masz
ubezpieczenia. Klinika nie jest w pełni ubezpieczona,
dopóki…
–Załatwię to, obiecuję. W pierwszej wolnej chwili.
Słuchaj, Wayne. – Wyszłam na korytarz i zamknęłam
za sobą drzwi gabinetu, żeby pacjent nie mógł mnie słyszeć. – Pewnie nie ma szansy na drobną zaliczkę, co? Po
prostu krucho u mnie z forsą, nie wiem, czy dam radę
jakoś przeżyć do piątku.
Przechylił głowę i popatrzył na mnie z lekką przyganą.
–Przecież już ci tłumaczyłem – odparł łagodnie.
– Nie możemy robić wyjątków, nawet dla ciebie. Chciałbym ci jakoś pomóc, ale naprawdę mam związane ręce
– dodał jeszcze na odchodne.
15
Wróciwszy do gabinetu, wciąż doskonale słyszałam dobiegający z recepcji głos Wayne’a; tłumaczył Sue
ostrym tonem, że za wizytę trzeba zapłacić z góry pełną
kwotę, niezależnie od czasu trwania zabiegu.
Często tak robił, kiedy nie udało mu się przeforsować
swojego zdania w jakiejś kwestii, więc jego zachowanie
mnie nie zaskoczyło.
Kiedy zaczynałam własną praktykę wiele lat temu,
bardzo bałam się porażki. Zwierzyłam się nawet z tych
obaw jednemu z moich pierwszych pacjentów, Keithowi
Hollinghurstowi, a on powiedział mi wtedy:
„Ci, którzy nie mają innego wyjścia, zwykle jakoś
sobie radzą. Ci, którzy tylko bawią się w biznes, ponoszą
klęskę”.
Nadal zresztą pogardzał ludźmi, dla których prowadzenie firmy stanowi jedynie zabawę. Oni nie rozumieją,
co znaczy codzienna walka o przetrwanie.
„Dziewięć na dziesięć firm plajtuje”, zwykł powtarzać. „Dopilnuj, żeby twoja się wśród nich nie znalazła”.
Keith Hollinghurst należał do starej gwardii. Prowadził skup złomu, zawsze miał w kieszeni plik zwiniętych dwudziestek i nigdy nie wzdragał się przed
powiedzeniem komuś prawdy prosto w oczy. Nadal
był moim pacjentem, a teraz, kiedy leżał przede mną
twarzą do dołu, z owłosionymi plecami całymi w igłach
do akupunktury, cierpliwie słuchałam jego narzekań
16
na niekompetencję rady okręgu South Lakeland, pełnej najrozmaitszych formalistów, którym oczywiście
musiał pokazać, gdzie ich miejsce, i od czasu do czasu
pomrukiwałam przy tym ze współczuciem albo wtrącałam jakieś pytanie na dowód, że słucham uważnie.
Wyjęłam igły wbite w jego ciało i kazałam mu zmienić
pozycję, żeby zająć się lędźwiową częścią kręgosłupa.
Kiedy wykonał polecenie, poprawiłam mu poduszkę
pod głową. I wtedy zauważyłam dużą plamę zaschniętego moczu na jego slipach.
–Skoro już skończyłaś z moimi plecami, mam dla
ciebie propozycję – zaczął, mrugając mocno powiekami.
–Nie zamierzam patrzeć, jak się masturbujesz, Keith.
Co proponował mi już niejeden raz.
Nie odzywał się więcej, kiedy poleciłam mu oddychać
miarowo, a potem uniosłam jego zgiętą w kolanie nogę
i docisnęłam do piersi, by uważnie nasłuchiwać charakterystycznego pstryknięcia.
Pacjenci błędnie zakładają, że to odgłos wydawany
przez wpychany na swoje miejsce krążek międzykręgowy, ale tak naprawdę jest to efekt rozchodzenia się
powierzchni dwóch kości stawu i uwolnienia w mazi
stawowej banieczek gazu albo też, co znacznie częstsze,
rozciągania przykurczonych mięśni wokół stawu, jak
było właśnie w tym przypadku.
Nigdy jednak nie prostuję tego, co mówią o dysku,
bo zwyczajnie szkoda mi czasu.
17
Godzę się w milczeniu na powtarzane chyba przez
wszystkich pacjentów osteopatów stwierdzenie, że mają
jedną nogę dłuższą od drugiej, na irytujące założenie,
że niewidomi fizjoterapeuci czynią cuda, mają uzdrawiającą moc, jak sam Jezus Chrystus, no i na fałszywe
przekonanie większości kobiet w średnim wieku, jakoby
miały wyjątkowo wysoki próg bólu.
–Posłuchaj – odezwał się Keith – wiem, że krucho
u ciebie z forsą, a przecież masz dzieciaka na utrzymaniu. Możesz zarobić sześćdziesiąt funciaków żywej gotówki, jeśli się zgodzisz. Nie musisz się nawet do mnie
zbliżać. Uwinę się migiem.
–Koniec tematu, nie.
–A pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy zaczynałaś?
–Nie bardzo.
–Że trzeba się naprawdę przyłożyć, żeby przetrwać
na rynku. Ci, którzy robią wyłącznie to, co konieczne,
przegrywają… Jeśli nie przykładają się ekstra, żeby klient
był zadowolony.
–Moja firma już splajtowała, więc chyba za późno
na takie rady.
–Jasne, ale, Roz, jeśli masz z powrotem stanąć
na nogi, nie możesz się ograniczać do absolutnego minimum. Ludzie oczekują więcej, w dzisiejszych czasach
chyba nawet bardziej niż kiedyś. Zresztą trudno się dziwić. Wszyscy gonią za pieniędzmi, pracy coraz mniej,
a w ogóle…
18
Popatrzyłam na niego twardo.
–Keith, chyba nie zamierzasz mnie przekonywać
do robienia takich rzeczy argumentami o rosnącym poziomie bezrobocia?
Odwrócił wzrok i przygryzł dolną wargę.
–Osiemdziesiąt funtów – nie rezygnował. – Osiemdziesiąt, z ręki do ręki. Tu i teraz. Nie musisz nawet
udawać, że ci się podoba.
–Bo mi się nie podoba.
–Stówa.
–Nie ma mowy, Keith – powiedziałam stanowczo.
– Wkładaj spodnie.

Podobne dokumenty