akt pierwszy

Transkrypt

akt pierwszy
Tytuł serii: Dramaty Williama Shakespeare'a
Tytuł oryginału: Romeo and Juliet
Tłumaczenie z oryginału: Maciej Słomczyński
Projekt okładki: Elipsa Sp. z o.o.
Skład, łamanie i opracowanie tekstu: Horyzont
Druk: Drukarnia Perfekt S.A.
© Copyright by The Estates of Maciej Słomczyński
© Copyright for this edition by Elipsa Sp. z o.o.
A l i rights reserved
ISBN 9 7 8 - 8 3 - 6 0 4 4 6 - 3 6 - 2 (całość)
ISBN 8 3 - 6 0 4 4 6 - 1 5 - 6
978-83-60446-15-7
Wydawca: Elipsa Sp. z o.o.
0 1 - 6 7 3 Warszawa, ul. Podleśna 4
tel./fax +48 (22) 8 3 3 38 22
Dołączona płyta D V D stanowi integralną część z dramatem Williama Shakespearea
Maciej Słomczyński
(1922-1998)
jedyny przełożył wszystkie
soko
cenili
dzieła
najwięksi polscy
-pisarz
Wilłiama
znawcy
i
tłumacz
literatury
Shakespeare'a
angielskiej
na język polski. Jego
twórczości angielskiego
dramaturga:
(„narodził się szczęśliwie tłumacz kongenialny wielkiego poety ze Stratfordu')
pierwszy wielki i autentyczny Szekspirpo polsku ").
niejsi polscy reżyserzy: Jarocki,
Swinarski, Holoubek,
i amerykańskiej. Jako
tłumaczenia
wy­
Stanisław Helsztyński
i Jan Kott („po raz
Po przekłady Słomczyńskiego sięgali najwybit­
Grzegorzewski,
Wajda, Bradecki.
W I L L I A M SHAKESPEARE
Przekład
Maciej Słomczyński
BIBLIOTEKA G A Z E T Y W Y B O R C Z E J
OSOBY
książę Werony
miody szlachcic, krewny księcia
ESCALUS,
PARIS,
głowy dwu skłóconych rodów
MONTEKI
CAPULET
z rodu Capuletów
syn pana Monteki
M E R C U T I O , krewny księcia i przyjaciel Romea
B E N V O L I O , siostrzeniec pana Monteki i przyjaciel Romea
T Y B A L T , bratanek pani Capulet
B R A T W A W R Z Y N I E C , franciszkanin
B R A T J A N , z tego samego zakonu
B A L T A Z A R , sługa Romea
STARZEC,
ROMEO,
SAMPSON
słudzy Capuleta
GRZEGORZ
PIOTR,
sługa piastunki Julii
sługa Montekich
ABRAHAM,
APTEKARZ
TRZEJ
PAŹ
MUZYKANCI
Parisa; inny
PAŹ; OFICER
żona pana Monteki
żona Capuleta
J U L I A , córka Capuleta
P I A S T U N K A Julii
PANI M O N T E K I ,
PANI C A P U L E T ,
Obywatele Werony; Krewni obu rodów, Maski, Straż,
Pachołkowie i Służba
Miejsce: Werona, a raz w akcie piątym Mantua
PROLOG
Wchodzi CHÓR.
CHÓR
Dwa rody, równą odziane godnością,
W pięknej Weronie, gdzie przebiega sztuka,
Gniew dawny nową podsycają złością
I krew szlachetna dłonie szlachty bruka.
Z lędźwi dwu wrogów zrodziło się życie
Pary kochanków, przez gwiazdy przeklętych,
A wraz z ich śmiercią smętną, jak ujrzycie,
Zmarła nienawiść rodziców zawziętych.
Dzieje miłości, śmiercią naznaczonej,
I nienawiści dwu skłóconych rodzin,
Jedynie zgonem dzieci ugaszonej,
Ukaże scena ta w ciągu dwu godzin.
Słuchajcie zatem, a co umknie uszom,
Aktorzy sztuką swą nadrobić muszą.
5
AKT PIERWSZY
SCENA I
Werona. Plac miejski.
Wchodzą SAMPSON i GRZEGORZ, słudzy domu Capuletów, niosąc miecze i tarcze.
SAMPSON
Daję słowo, Grzegorzu, że nie będziemy siedzieli na rozżarzonych wę­
glach.
GRZEGORZ
Nie będziemy; musielibyśmy mieć kamienne zadki.
SAMPSON
Chcę rzec, że będąc w gniewie, przeszyję obnażonym mieczem jak żoł­
nierz.
GRZEGORZ
Tak, ale póki co, wystawiasz obnażoną szyję nad kołnierz.
SAMPSON
Gdy mnie co poruszy, uderzam prędko.
GRZEGORZ
Ale nieprędko poruszy cię coś tak, byś uderzył.
SAMPSON
Poruszy mnie nawet pies z domu Montekich.
GRZEGORZ
Poruszyć to wprawić w ruch, a waleczni stoją niewzruszenie; jeśli więc
poruszy cię, uciekniesz.
SAMPSON
Pies z tego domu poruszy mnie, każąc stać niewzruszenie. Oprę się
o mur, widząc mężczyznę lub dziewkę Montekich.
6
GRZEGORZ
Widać z tego, że jesteś osłabłym chłystkiem, gdyż tylko najsłabsi opie­
rają się o mur.
SAMPSON
To prawda; dlatego kobiety, jako słabsze, bywają przypierane do muru. - Tak
więc, odeprę mężczyzn Montekich od muru, a przyprę do niego ich dziewki.
GRZEGORZ
To spór naszych panów i nas, ich ludzi.
SAMPSON
Wszystko mi jedno: okażę się tyranem. Pozarzynam mężczyzn, a później
będę rżnął okrutnie dziewki, gdy oręż spocznie w pochwie.
GRZEGORZ
Będziesz rżnął orężem w pochwie?
SAMPSON
Przyjmij to tak, jak pojmujesz.
GRZEGORZ
Pojmie to ten, kto poczuje.
SAMPSON
Mnie poczują, póki stoję. Wiadomo, że kawał chłopa ze mnie.
GRZEGORZ
Dobrze, że nie ryby, bo byłbyś płotką. Obnaż swe narzędzie; oto nad­
chodzi dwóch z domu Montekich.
Wchodzą ABRAHAM
i BALTAZAR,
dwaj słudzy Montekich.
SAMPSON
Już obnażyłem oręż. Rozpocznij sprzeczkę, a ja za tobą stanę.
GRZEGORZ
Co? Za mną? Żeby uciec?
SAMPSON
Nie lękaj się o mnie.
GRZEGORZ
Nie, Matko Boża, lękam się ciebie!
SAMPSON
Prawo winno być po naszej stronie. Niechaj oni zaczną.
GRZEGORZ
Zmarszczę się, przechodząc, i niechaj uczynią, jak zechcą.
SAMPSON
Nie, jak się odważą. Zwrócę się ku nim i chwycę kciuk w zęby. Okryją
się hańbą, jeśli to zniosą.
7
ABRAHAM
Czy przeciw nam chwyciłeś kciuk w zęby, panie?
SAMPSON
Chwyciłem kciuk w zęby, panie.
ABRAHAM
Czy przeciw nam chwyciłeś kciuk w zęby, panie?
SAMPSON
na stronie do
Grzegorza
Czy prawo będzie po naszej stronie, jeśli powiem: „tak"?
GRZEGORZ
na stronie
Nie.
SAMPSON
Nie, panie, nie chwyciłem kciuka w zęby przeciw tobie, panie; ale chwy­
tam go sobie w zęby, panie.
GRZEGORZ
Szukasz sprzeczki, panie?
ABRAHAM
Sprzeczki, panie! Nie, panie.
SAMPSON
Jeśli szukasz, panie, jestem do usług jako sługa pana nie gorszego niż
twój, panie.
ABRAHAM
I nie lepszego.
SAMPSON
To prawda, panie.
GRZEGORZ
na stronie do Sampsona
Powiedz: „lepszego". Nadchodzi jeden z krewnych mego pana.
SAMPSON
Lepszego, panie.
ABRAHAM
Kłamiesz.
SAMPSON
Obnażcie miecze, jeśli jesteście mężami - Grzegorzu, pamiętaj, byś ciął
z rozmachem.
Walczą.
Wchodzi
BENVOLIO.
8
BENVOLIO
Rozejść się, głupcy!
Podbija ich miecze.
Oręż do pochew. Jest to szał bezmyślny.
Wchodzi TYBALT.
TYBALT
Co, z obnażonym mieczem wśród prostaków? Benvolio, obróć się;
spójrz na śmierć swoją.
BENVOLIO
Pokój przywracam tu; włóż miecz do pochwy
Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi.
TYBALT
Co? Gdy miecz nagi, mówisz o pokoju?!
Brzydzę się słowem tym, jak brzydzę piekłem,
Każdym z Montekich i tobą, ty tchórzu.
Broń się!
Walczą.
Wchodzą Stronnicy obu rodów i dołączają do walki;później wchodzi
trzech lub czterech Obywateli z palkami.
OBYWATELE
Bij ich berdyszem, pałką, partyzaną!
Bijcie Montekich! Bijcie Capuletów!
Wchodząstary
CAPULET w porannej szacie
i PANI CAPULET.
CAPULET
Cóż to za wrzawa? Miecz długi podajcie!
PANI C A P U L E T
Laskę, tak, laskę! - Czemu o miecz wołasz?
CAPULET
Mój miecz, powiadam! Już stary Monteki
Nadchodzi, godząc we mnie nagim ostrzem.
Wchodzą stary MONTEKI i
PANI MONTEKI.
MONTEKI
To łotr Capulet! - Puśćcie mnie do niego.
PANI
MONTEKI
Nie zrobisz kroku w stronę wroga swego.
Wchodzi KSLjŻĘ ESCALUS z orszakiem.
KSIĄŻĘ ESCALUS
Ludzie niesforni, wrogowie pokoju,
9
Którzy brukacie swą stal krwią sąsiada Co, nie chcą słuchać? - Pół ludzie, pół bestie,
Którzy zaciekłych sporów żar tłumicie
W żywych fontannach swej krwi purpurowej Pod grozą tortur wypuśćcie bez zwłoki
Z dłoni skrwawionych rozwścieczone miecze.
Oto co gniewny książę postanawia:
Trzy bójki z waszych błahych słów powstały,
Tak, z twych, Monteki, i z twych, Capulecie;
I trzykroć pierzchnął spokój z naszych ulic,
Każąc sędziwym mieszkańcom Werony
Odrzucić godne i dostojne laski
I dłonią starą ująć stary oręż,
By ostrzem rdzą nadżartym wśród pokoju
Rozdzielać waszą zajadłą nienawiść.
Jeśli raz jeszcze zechcecie zakłócić
Spokój tych ulic, zapłacicie życiem
Cenę pokoju. Teraz precz stąd, wszyscy Ty, Capulecie, pójdź niezwłocznie ze mną —
Monteki w sali dawnego ratusza,
Gdzie odprawiamy sądy, ma się stawić,
Byśmy swą wolę mogli mu objawić.
Powtarzam, precz stąd. Zginie, kto zostanie.
Wychodzą
wszyscy prócz
PANA MONTEKI,
PANI MONTEKI i
MONTEKI
Kto znów rozpalił tę starą nienawiść? Mów, mój siostrzeńcze; widziałeś początek?
BEIWOLIO
Kiedy nadszedłem, ludzie twego wroga
Już bój zacięty toczyli z twoimi;
Nagim orężem chciałem ich rozdzielić,
Gdy nagle nadszedł rozogniony Tybalt
Z wzniesionym mieczem i tchnąć w moje uszy
Wyzwaniem, począł powietrze nad głową
Ciąć; na co ono, zgoła niezranione,
Odpowiadało mu wzgardliwym świstem.
Gdy nastąpiła cięć i pchnięć wymiana,
Już ze stron obu tłum do boju pędził,
10
BENVOLIA.
Aż nadszedł książę i wszystkich przepędził.
PANI M O N T E K I
Ach, gdzie Romeo? Czyś widział go dzisiaj?
Jestem szczęśliwa, że go tu nie było.
BENVOLIO
Pani, godzinę wcześniej niźli słońce
Zerknęło z okna złotego na wschodzie,
Myśl niespokojna wygnała mnie z miasta;
I tam, gdzie rośnie na zachód od grodu
Sykomorowy gaj, ujrzałem twego
Syna. Pragnąłem się do niego zbliżyć,
Lecz gdy mnie dostrzegł, skrył się między drzewa.
Ja, mierząc jego uczucia własnymi,
Które kazały mi dążyć do miejsca,
Gdzie mnie najtrudniej mógłby ktoś odnaleźć,
I sam dla siebie będąc towarzystwem
Zbyt licznym, własny mój nastrój ścigałem,
Chcąc umknąć temu, który chciał mi umknąć.
MONTEKI
Nieraz widziano go tam o poranku,
Mieszającego łzy z poranną rosą
I chmury westchnień ślącego ku chmurom;
Lecz kiedy tylko słońce, szczęście świata,
Poczyna w dali na wschodzie rozsuwać
Firanki mroku przy łożu Aurory,
Mój syn markotny ucieka od świata
I w samotności, skryty w swej komnacie
Przed ślicznym blaskiem dnia, zamyka okna,
By sztuczną nocą tam siebie otoczyć.
Nastrój ów mroczne chwile zapowiada;
Musi przyczynę zwalczyć dobra rada.
BENVOLIO
Wuju szlachetny, czy znasz tę przyczynę?
MONTEKI
Nie znam, a on mi jej nie chce wyjawić.
BEIWOLIO
Czy próbowałeś go może wybadać?
11
MONTEKI
Sam próbowałem, próbowali inni,
Lecz on, jedyny powiernik swych uczuć,
Jest wobec siebie - nie powiem, tak szczery Lecz tak zamknięty, skryty, tak daleki
Od wyjawienia głębi swego wnętrza,
Jak pąk kąsany przez złego robaka,
Nim słodkie płatki rozwinie w powietrzu
I swej urody obraz prześle słońcu.
Wiedząc, skąd biorą się te jego smutki,
Można uleczyć je, ręcząc za skutki.
Wchodzi ROMEO.
BEIWOLIO
Oto nadchodzi; odejdźcie na chwilę;
Poznam ból jego, lub wielce się mylę.
MONTEKI
Obyś mógł poznać to, co zatajono;
Pozostań tutaj — a my pójdźmy, żono.
Wychodzą Pan i Pani Monteki.
BEIWOLIO
Dobrego ranka życzę ci, kuzynie.
ROMEO
Ranka? W i ę c słońce nie stoi wysoko?
BEIWOLIO
Biła dziewiąta.
ROMEO
Ach, jakże się wloką
Smutne godziny. Czyżby to mój ojciec
Odszedł tak szybko stąd?
BEIWOLIO
Tak, to on był. Jaki
Smutek wydłuża godziny Romea?
ROMEO
Brak tego, co by umiało je skrócić.
BEIWOLIO
Zakochany?
ROMEO
Nie-
12
BEIWOLIO
Niezakochany?
ROMEO
Nie; zakochany, ale niekochany.
BEfWOLIO
To źle, że miłość, obraz łagodności,
Szorstka i władcza jest w rzeczywistości.
ROMEO
To źle, że miłość, choć ślepa i głucha,
Idzie, gdzie zechce i czego chce słucha.
Gdzie jeść będziemy? - O! - walczono tutaj?
Nie opowiadaj mi, już wiem o wszystkim.
Tu jest nienawiść, lecz więcej miłości.
O zła miłości, nienawiści miła!
Nicość z niczego ciebie urodziła!
O ciężki blasku! Poważna próżności!
Kształtów powabnych bezkształtny chaosie!
Dymie świetlisty i piórko z ołowiu,
Płomieniu zimny i chorobo w zdrowiu!
O, niebędący sobą śnie na jawie! Łask mi udziela miłość niełaskawie.
Czy się nie śmiejesz?
BEIWOLIO
Płakałbym, kuzynie.
ROMEO
Nad czym, me serce?
BEIWOLIO
Nad sercem twym drogim.
ROMEO
Cóż, miłość bywa uczuciem złowrogim. Ból ciężki gniecie biedne serce moje;
Wzrośnie, gdy dodasz mu współczucie twoje.
Tak okazane twe uczucie wierne
Pomnoży troski me, i tak nadmierne.
Miłość to opar, co z westchnień uchodzi;
Rosnąc, w kochanków oczach płomień rodzi;
Cierpiąc, kochanek w łez morze ją zmienia.
Czymże jest więcej? Szaleństwem milczącym,
13
Dławiącą żółcią i lekiem kojącym. Zegnaj, kuzynie.
BEIWOLIO
Stój! Przykrość mi sprawiasz,
Gdy tak odchodzisz i mnie pozostawiasz.
ROMEO
Cóż, zagubiłem się. Nie stoję tutaj.
To nie Romeo. On gdzie indziej błądzi.
BEIWOLIO
Kogo miłujesz? Zawierz mi twe smutki.
ROMEO
Co, czy mam jęcząc powiedzieć ci?
BEIWOLIO
Jęcząc?
Nie, ale powiedz mi ze smutkiem, kogo.
ROMEO
Prosić chorego, by zrobił testament
Ze smutkiem? - Słowo to wzbudzi w nim lament!
Ze smutkiem: kocham kobietę, kuzynie.
BEIWOLIO
Niemal odgadłem to, myśląc, że kochasz.
ROMEO
Trafiłeś w środek tarczy! - Gdyż jest piękna.
BEIWOLIO
Ow piękny środek daje się ugodzić.
ROMEO
Pudło; ma ona Diany obyczaje:
Trafić Kupida strzałą się nie daje,
Jak w zbroi skryta żyje w swej czystości
I nie przebije jej strzała miłości.
Nie dba o słówek czułych oblężenie
Ani o szturmy natarczywych spojrzeń,
Ani o złoto, które kusi świętych.
Biedna jest jednak, choć w piękność bogata,
Gdyż skarb przepadnie, gdy zejdzie ze świata.
BENVOLIO
A więc w czystości życie pragnie strawić?
14
ROMEO
Tak oszczędzając, będzie marnotrawić.
Gdyż piękność dzięki takiej surowości
Odcięta musi być od potomności.
Zbyt piękna, mądra zbyt, zbyt mądrze piękna
By ją zbawiły mej rozpaczy piętna.
Przysięgła nigdy nie kochać, dlatego
Choć zmarłem, żyję, na świadectwo tego.
BEIWOLIO
Chciej mnie posłuchać, nie myśl o niej więcej
ROMEO
O, ucz mnie, proszę, jak nie myśleć więcej.
BEIWOLIO
Zwróciwszy wolność oczom, badaj inne
Piękności.
ROMEO
Jest to droga, by przywołać
Ponownie na myśl jej niezwykłą piękność.
Szczęśliwe maski na licach dam pięknych
Czarne są, każą więc sądzić, że jasne
Jest to, co kryją. Dotknięty ślepotą
Jak ma zapomnieć o straconym wzroku?
Ukaż mi damę o wielkiej urodzie;
Czym będzie ona? Jedynie stwierdzeniem,
Ze choć ta piękna, tamta jest piękniejsza.
Bądź zdrów. Me serce zapomnieć nie może.
BEIWOLIO
Niech skonam w nędzy, jednak się założę!
Wychodzą.
SCENA 11
Miejsce to samo. Ulica.
Wchodzą
CAPULET, HRABIA PARIS i Sługa.
CAPULET
Lecz jest podobną karą zagrożony
Także Monteki. Dwóm tak starym ludziom
Nietrudno pokój zachować, jak sądzę.
15
PARIS
Z równie szlachetnych rodów pochodzicie
I żal to wielki na spór wasz spoglądać.
Lecz o zalotach mych cóż powiesz, panie?
CAPULET
To samo, co ci już wcześniej mówiłem:
Jeszcze me dziecko nie poznało świata,
Nie ukończyło nawet lat czternastu;
Niech jeszcze dwakroć lato się rozśmieje,
A do małżeństwa, jak sądzę, dojrzeje.
PARIS
Młodsze niż ona matkami zostają.
CAPULET
Więdną, gdyż nazbyt szybko rozkwitają.
Ziemia połknęła wszystkie me nadzieje
Prócz niej, nadziei jedynej ziem moich.
Staraj się jednak o jej serca względy,
Do zgody mojej wiedzie droga tędy.
Jeśli się zgodzi, wówczas w tym wyborze
I zgoda ojca pomieścić się może.
Dziś wieczór ucztę u siebie wydaję,
Będą tam tańce dawnym obyczajem.
Jeśli i ciebie nie zabraknie przy tym
Wśród miłych gości, będzie to zaszczytem;
Ty, najserdeczniej z wszystkich zaproszony,
Będziesz wśród cennych najbardziej ceniony.
Tego wieczora w mej siedzibie biednej
Zejdą się gwiazdy; przyjrzyj się niejednej,
Bo choć stąpając, zdobią ziemię naszą,
Przecież blask świateł na niebiosach gaszą.
Uciechy, którą jurny młodzian czuje,
Gdy w pięknej szacie Kwiecień następuje,
A z pól umyka Zima, zła i chora,
Zaznasz w domostwie mym tego wieczora
Wśród świeżych pąków urody dziewczęcej.
Obejrzyj wszystkie, lecz patrz najgoręcej
Na najgodniejszą. Będzie między nimi
I moja, choć jej nie równam z innymi.
16
Pójdź.
do Sługi, dając mu papier
Chłopcze, obiegnij uroczą Weronę,
Znajdź każdą tutaj spisaną personę
I nie mieszkając, oświadcz wszystkim grzecznie,
Ze ja i dom mój witamy serdecznie.
Wychodzą Capulet i Paris.
SŁUGA
Odnaleźć wszystkie spisane persony! A napisano tu, żeby szewc zaj­
mował się swym łokciem, krawiec kopytem, rybak pędzlem, a malarz
sieciami. Wysłano mnie, bym odnalazł persony tu spisane, lecz nigdy
nie dowiem się, co wypisała persona, która je tu spisała. Muszę zwrócić
się do uczonych w piśmie: - oto nadchodzą w dobrej chwili.
Wchodzą BEIWOLIO
i ROMEO.
BEIWOLIO
Fraszka, człowieku, ogień w ogniu ginie;
Ból jeden mija, gdy drugi się zrodzi;
Spojrzyj za siebie, zawrót głowy minie;
Stara choroba przy nowej przechodzi;
Nowa zaraza do oka wpuszczona
Sprawi, że stary, zatęchły jad skona.
ROMEO
Listek bobkowy dopomaga świetnie.
BEIWOLIO
Na co pomaga?
ROMEO
Na złamany goleń.
BEIWOLIO
Czyś ty oszalał, Romeo?
ROMEO
Nie. Wpadłem w gorszy stan niźli szaleństwo:
Siedzę w więzieniu, pozbawiony jadła,
Torturowany, chłostany. - Człowieku
Dobry, dobrego popołudnia życzę.
SŁUGA
I tobie, panie. Lecz czy umiesz czytać?
ROMEO
Tak, los czytam z mojego nieszczęścia.
17
SŁUGA
Tego mogłeś się nauczyć bez książki. Lecz pytam
O to, czy możesz przeczytać to, co widzisz.
ROMEO
Tak, jeśli język ten znam i litery.
SŁUGA
Uczciwie rzekłeś; pozostańcie z Bogiem.
ROMEO
Czekaj, człowieku; umiem czytać.
Czyta.
Signor Martino z małżonką i córkami; hrabia Anselme ze swymi uro­
dziwymi siostrami; pani wdowa po Vitruviu; signor Placentio ze swymi
uroczymi siostrzenicami; Mercutio i jego brat Valentino; mój stryj Ca­
pulet z małżonką i córkami; moja piękna siostrzenica Rosalina; Livia;
signor Valentino i jego kuzyn Tybalt; Lucio i wesoła Helena.
Oddaje papier.
Piękne zgromadzenie. Gdzie mają przybyć?
SŁUGA
Tam.
ROMEO
Gdzie?
SŁUGA
Na wieczerzę do naszego domu.
ROMEO
Czyjego domu?
SŁUGA
Mego pana.
ROMEO
Powinienem był doprawdy wcześniej cię o to spytać.
SŁUGA
Powiem ci bez pytania: pan mój to potężny i bogaty
Capulet, więc jeśli nie jesteście z domu Montekich,
Przybądźcie, proszę, i wychylcie puchar wina.
Niech się wam szczęści!
Wychodzi.
BEIWOLIO
Na tej dorocznej uczcie Capuleta
Wieczerzać będzie piękna Rosalina Którą tak kochasz - a z nią wszystkie inne
18
Podziwu godne piękności Werony.
Idź tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej lico z każdym innym, które wskażę.
Jeśli się uda, będzie odmieniona,
Ujrzysz, że nie jest to łabędź, lecz wrona.
ROMEO
Jeśli mych oczu spojrzenie nabożne
Stworzy fałsz taki, niechaj w ogniu tonie,
A że zatopić oka w łzach nie można,
Niechaj na stosie jak heretyk spłonie!
Inna piękniejsza? Słońce, które biegło,
Odkąd świat światem, równej nie dostrzegło.
BEIWOLIO
Fraszka! W twych oczach jej wdzięki ważyłeś,
Gdy ją jej samej w nich przeciwstawiłeś.
Lecz rzuć na owe szale kryształowe
Ją, a naprzeciw połóż liczko nowe,
Które ci podczas wieczerzy tam wskażę;
I tę najlepszą łatwo nim przeważę.
ROMEO
Pójdę nie po to, bym wierzył w twe słowa,
Lecz by mą wiarę umocnić od nowa.
Wychodzą.
SCENA III
Miejsce to samo. Komnata w domu Capulet&w.
Wchodzą
PANI CAPULET i PIASTUNKA.
PANI
CAPULET
Gdzie moja córka? Poproś ją tu, nianiu.
PIASTUNKA
Na me dziewictwo - mające lat tuzin Już ją wołałam. Hej, jagniątko! Ptaszku!
Boże uchowaj! - Gdzie ona jest? - Julio!
Wchodzi JULIA.
JULIA
Co? Kto mnie woła?
PIASTUNKA
Twoja matka.
19
JULIA
Pani, tu jestem; czego sobie życzysz?
PANI C A P U L E T
Jest pewna sprawa, - nianiu, wyjdź na chwilę,
Musimy w cztery oczy to omówić;
Nianiu, wróć, gdyż coś sobie przypomniałam;
Chcę, żebyś była przy naszej rozmowie.
Wiesz, że ma córka wchodzi w wiek prześliczny?
PIASTUNKA
Klnę się, że znam jej wiek, co do godziny.
PANI C A P U L E T
Nie skończyła jeszcze czternastu lat.
PIASTUNKA
Postawię w zakład czternaście zębów - choć z żalem trzeba przyznać,
że mam ich tylko cztery - nie skończyła jeszcze czternastu. Ile jeszcze
do Zielonych Świąt?
PANI C A P U L E T
Nieco więcej niż dwa tygodnie.
PIASTUNKA
Czy mniej, czy więcej, lecz w jednym dniu roku,
W wigilię Świąt Zielonych, skończy latek
Czternaście. Ona i Suzanna - Niechaj
Da Pan Bóg wszystkim duszom chrześcijańskim
Odpoczywanie wieczne! - Były w równym
Wieku; Suzanna jest teraz u Boga;
Za dobra była dla mnie - lecz, jak rzekłam,
Nocą w wigilię Świąt Zielonych skończy
Czternaście. Pewne to jest, Matko Boża,
Dobrze pamiętam. Od trzęsienia ziemi
Rok jedenasty mija; odłączyłam
Ją wtedy właśnie od piersi. - O, tego
To nie zapomnę nigdy; właśnie w dzień ten
Z wszystkich dni roku; bo natarłam sobie
Cycek piołunem, siedząc na słoneczku
Przy gołębniku, pod murem; pan z panią
Byli w Mantui; - no, czy złą mam pamięć?
Ale, jak rzekłam, kiedy to poczuło
Piołun na sutce i całą tę gorycz,
Jak nie zawrzaśnie. Zachwiał się gołębnik,
20
Nie było jednak z pewnością przyczyny,
By dalej pod nim siedzieć.
Lat jedenaście od dnia tego przeszło,
Bo stać umiała już, tak, na Krzyż Święty,
Umiała biegać i wędrować wkoło.
A o dzień wcześniej czoło sobie stłukła;
I wówczas mąż mój - Panie, świeć nad jego
Duszą! A był to człek wielce ucieszny Podniósł to dziecko. „Na wznak padasz?" - mówi
„Na wznak upadniesz, gdy będziesz mądrzejsza.
Nieprawda, Julciu?" I, na me zbawienie,
Śliczne biedactwo zaprzestało płaczu
I „Tak" odparło. Taki to żart wyszedł!
I choćbym miała tysiąc lat żyć, ręczę,
Ze nie zapomnę go. „Na wznak upadniesz,
Julciu?", a mały ów, śliczny głuptasek
„Tak" odparł.
PANI C A P U L E T
Dość już. Ucisz się już, proszę.
PIASTUNKA
Tak, pani, - ale muszę śmiać się, kiedy
Przypomnę sobie, że ten mały głuptas
Zaprzestał płaczu i „Tak" odpowiedział.
A przecież, ręczę, że miała na czole
Guza wielkiego jak kogucie jajo;
Ból był niemały i płakała gorzko.
„No" - mówi mąż mój - „na twarz padasz teraz;
Na wznak upadniesz, gdy będziesz mądrzejsza.
Czy nie tak, Julciu?" A ona ucichła
I „Tak" odparła.
JULIA
I ty ucichnij, nianiu; zamilcz, błagam.
PIASTUNKA
Milknę, skończyłam. Niech ci Bóg da zdrowie!
Z tych wszystkich dzieci, które wykarmiłam,
Ty najpiękniejsza byłaś. Gdybym mogła
Ujrzeć wesele twe na własne oczy;
Więcej nie pragnę.
21
PANI C A P U L E T
Ślub ten przedmiotem ma być tej rozmowy;
Wesele! Właśnie tu przyszłam, by mówić
O tym weselu. - Córko moja, Julio,
Powiedz, co sądzisz o swym zamążpójściu?
JULIA
Ze jest to zaszczyt, o którym nie marzę.
PIASTUNKA
Zaszczyt! Ach, gdybym nie była jedyną
Twą karmicielką, rzekłabym, że pewnie
Takie mądrości wyssałaś wprost z cycka.
PANI C A P U L E T
Cóż, pomyśl teraz o swym zamążpójściu;
Tutaj w Weronie panny z dobrych domów,
Młodsze niż jesteś ty, są już matkami,
A według mego obliczenia byłam
Już matką twoją w wieku, w którym panną
Ty jesteś. Tak więc, by rzec to pokrótce:
Waleczny Paris prosi o twą miłość.
PIASTUNKA
Panienko, oto człowiek! A równego
Świat nie zna! - Forma to żywa na posąg.
PANI C A P U L E T
To najwspanialszy kwiat lata Werony.
PIASTUNKA
Tak, tak, to kwiat jest; klnę się, kwiat nad kwiaty.
PANI C A P U L E T
Powiedz, czy możesz kochać tego pana?
Wieczorem ujrzysz go u nas na uczcie.
Lico młodego Parisa odczytaj
Jak księgę piórem piękna nakreśloną.
Przypatrz się rysom idącym w zawody,
By każdy wszystkim mógł dodać urody.
A co ta księga urocza ukryje,
Na marginesie oczu wnet ożyje.
Miłosna księga ta, kochanek prawy,
Wadę ma jedną, braknie jej oprawy.
Morze okrywa rybę, a uroda
22
W pięknej oprawie piękna sobie doda.
Dzieło tym większą okryje się chwałą,
Gdy treść wspaniała ma szatę wspaniałą.
Zostawszy twoim, ów mąż najpiękniejszy
Urodą swoją twojej nie umniejszy.
PIASTUNKA
Powiększy. Baby przez mężczyzn pęcznieją.
PANI
CAPULET
Mów krótko: spełni Paris twe marzenia?
JULIA
Zobaczę, jeśli dość na to patrzenia,
Lecz nie zapuszczę głębiej oka mego,
Niż to wynika z nakazu twojego.
Wchodzi Sługa.
SŁUGA
Pani, przybyli już goście, wieczerzę podają, ciebie wołają, panienkę
wzywają, piastunkę klną w kredensie, a wszystko to w największym
pośpiechu. Muszę iść stąd, by podawać. Błagam was, panie, ruszajcie
za mną bez zwłoki.
PANI
CAPULET
Tak.
Wychodzi Sługa.
Julio, czeka hrabia niecierpliwy.
PIASTUNKA
Szczęśliwe noce niech da dzień szczęśliwy.
Wychodzą.
SCENA IV
Miejsce to samo. Ulica.
Wchodzą
ROMEO,
MERCUTIO,
BEIWOLIO
i pięć czy sześć innych Masek oraz Ludzie niosący pochodnie.
ROMEO
Czy mamy mową się usprawiedliwić,
Czy też wejdziemy bez żadnych wymówek?
BEIWOLIO
Zbyt późna pora na taką rozwlekłość.
Wlec nie będziemy z sobą Kupidyna
23
Z oczyma szarfą zakrytymi, aby
Łukiem tatarskim z listwy malowanej,
Jak strach na wróble, trwożył damy wokół.
Nie trzeba także prologu z pamięci,
Wybąkanego za podpowiadaczem,
By umożliwił nam wejście. W i ę c niechaj
Mierzą nas taką miarką, jaką zechcą,
A my ich naszą miarką - i wejdziemy.
ROMEO
Daj mi pochodnię; nie dbam o zabawę.
Duszę mam w mroku, więc będę niósł światło.
MERCUTIO
Miły Romeo, nie, musisz zatańczyć.
ROMEO
Nie, uwierz. Macie buciki do tańca,
0 leciuteńkich podeszwach; ja w duszy
M a m ołów, który mnie tłoczy ku ziemi
Tak, że nie zdołam nawet kroku zrobić.
MERCUTIO
Kochasz, więc pożycz skrzydeł od Kupida
1 wznieś się ponad tłum zebrany w sali.
ROMEO
Zbyt ciężko ranił mnie swą śmigłą strzałą,
Bym lekko śmigać mógł na jego skrzydłach.
Na cal nie wzniosę się ponad cierpienie,
Brzemię miłosne gniecie mnie i tonę.
MERCUTIO
Tonąc w miłości, czynisz ją brzemienną;
Gdy ją naciśniesz, pęknie, tak jest krucha.
ROMEO
Czy miłość kruchą jest rzeczą? Przeciwnie,
Jest twarda, szorstka i jak cierń kłująca.
MERCUTIO
Gdy twarda, stwardniej i ty; gdy kłująca,
Ukłuj ją także, a zaraz upadnie.
Dajcie mi skrzynkę na moje oblicze.
Wkłada maskę.
24
Maska na maskę! - Nie dbam o to wcale,
Czy skazy ujrzy tam oko ciekawe?
Te brwi wypukłe niech się wstydzą za mnie.
BEIWOLIO
Pójdźmy, panowie, zapukajmy, wejdźmy,
Wewnątrz niech każdy zaufa swym nogom.
ROMEO
Dajcie pochodnię i niech lekkoduchy
Łaskoczą martwe sitowie wśród pląsów.
Ja, jak chce stare i mądre przysłowie,
Będę przyświecał, gdy tańczą panowie,
Zgubiony, szary na tych barwnych łowach.
MERCUTIO
Ej, szara myszko, jak rzekł majordomo.
Myszko, wyrwiemy ciebie z grzęzawiska
Tej twojej (uszy uczciwszy) miłości,
W którym po uszy zatonąłeś. - Pójdźmy!
Za dnia palimy tutaj światła. Naprzód!
ROMEO
Nie, to nieprawda.
MERCUTIO
Chcę powiedzieć, panie,
Ze marnotrawstwem jest takie zwlekanie.
Przyjm dobre chęci, gdyż od nich zawisły
Zarówno rozum nasz, jak nasze zmysły.
ROMEO
Są dobre chęci, lecz nic rozumnego
W tym, że tam chcemy wejść.
MERCUTIO
A to dlaczego
ROMEO
Śniłem tej nocy.
MERCUTIO
M n i e także sny mamią.
ROMEO
O czym dziś śniłeś?
MERCUTIO
Ze ci, co śnią, kłamią.
25
ROMEO
Śniąc; ale ów sen to ich prawda cała.
MERCUTIO
O, więc Królowa Mab cię napotkała.
Położna wróżek, która się pojawia
W kształcie nie większym niż agat w pierścieniu
Na wskazującym palcu rajcy grodu,
Ciągniona stworzeń maleńkich zaprzęgiem
Tuż ponad nosem pogrążonych we śnie.
Jej rydwan jest to łupina orzecha
Wydrążonego przez wiewiórkę albo
Larwę; od czasów niepamiętnych są to
Budowniczowie pojazdów dla wróżek.
Szprychy kół jego z długich nóg pajęczych,
Daszek ze skrzydeł konika polnego,
Lejce z najcieńszych splotów pajęczyny,
Popręgi z mglistych promieni księżyca,
Bicz z cienkiej żyłki na kosteczce świerszcza,
Woźnicą komar mały w szarych szatkach,
Na pół tak wielki jak krągły robaczek
Z palca leniwej dziewki wydłubany.
Z takim orszakiem co noc mknie galopem
Przez zakochanych umysły; a wówczas
Śnią o miłości; mknie nad kolanami
Dworaków, którym śnią się wnet pokłony;
Ponad palcami adwokatów, którzy
O honorariach swoich śnią sowitych;
Ponad wargami dam, które niezwłocznie
0 pocałunkach śnią, za co Mab gniewna
Często liszajem okłada ich wargi
Tchnące słodyczą. Czasem przelatuje
Galopem ponad nosem dworzanina,
A wówczas śni on, że wywęszył sprawę;
Czasem nawiedza śpiącego plebana
1 w nos ogonem dziesięcinnej świni
Łaskocze, każąc śnić o beneficjach.
Czasem po szyi żołnierza przejeżdża,
By śnił o wrogich gardeł podrzynaniu,
Wyłomach, klingach hiszpańskich, zasadzkach,
26
A także pitych na zdrowie pucharach,
Głębokich na pięć sążni; lecz po chwili
Bęben grzmi w uchu, zrywa się zbudzony
I klnąc, odmawia pacierz lub dwa, w trwodze,
Aby znów usnąć. Tak, to ta Mab właśnie,
Która zaplata koniom grzywy nocą
I włos ich wdzięczny zgniata w straszny kołtun,
A rozwikłanie go wróży nieszczęście.
Tak, to ta wiedźma, która na dziewczyny
Spoczywające na wznak lubi spadać
I gniotąc, uczy je znosić ciężary,
Czyniąc z nich krzepkie i dzielne niewiasty.
To ona —
ROMEO
Zamilcz, zamilcz już, Mercutio!
Mówisz o niczym.
MERCUTIO
Tak, bo o snach mówię,
A są to dzieci ospałego mózgu,
Poczęte w próżni z nietrwałej fantazji,
Tak pozbawionej ciała jak powietrze,
Bardziej nietrwałej niż wiatr, który pieści
Lodowe łono Północy, a kiedy
Gniew go ogarnie, odlatuje stamtąd
Wpatrzony w rosą spryskane Południe.
BENVOLIO
Ten wiatr twój już nas od siebie odwiewa;
Już po wieczerzy, wejdziemy zbyt późno.
ROMEO
Lękam się, czy nie zbyt wcześnie; mój umysł
Żywi przeczucie, że groźne następstwa,
Wiszące jeszcze pomiędzy gwiazdami,
Złowrogi marsz swój rozpoczną od chwili
Zabaw tej nocy i nakreślą koniec
Nienawistnemu życiu, zamkniętemu
W mej piersi, karząc mnie przedwczesną śmiercią.
Lecz niech ten, który trzyma ster mej łodzi,
Kieruje żaglem! - W i ę c naprzód, panowie!
27
BEIWOLIO
Uderzcie w bębny.
Maszerują wokół sceny i wychodzą.
SCENA V
Miejsce to samo. Wielka komnata w domu Capuleta.
Muzykanci przygrywają; Słudzy występują ku przodowi,
zbierając obrusy.
1. S Ł U G A
Gdzie się podział Garnkotłuk, że nie pomaga nam tego zbierać? Niech
zbiera misy! Niech czyści misy!
2. S Ł U G A
Jeśli dobre obyczaje złożone zostają w jedną lub dwie pary rąk, w dodat­
ku nieumytych,jest to brudna sprawa.
1. S Ł U G A
Wynieść rzeźbione zydle, odsunąć kredens, doglądnąć sreber. - Miły
mój, uratuj dla mnie kawałek marcepana, a jeśli mnie miłujesz, każ
odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzię Osełkę i Neli. - Antoni i Garnko­
tłuk!
2. S Ł U G A
Już załatwione, chłopcze.
1. S Ł U G A
Szukają was, wołają was, pytają o was i potrzebują was w wielkiej kom­
nacie.
3. S Ł U G A
Nie możemy być tu i tam naraz. - Z życiem, chłopcy; weźcie się do
roboty na chwilę, a później ten wygra, czyja wątroba więcej wytrzyma.
Wycofują sif w głąb.
Wchodzą
z
CAPULET, PANI CAPULET, JULIA,
TYBALT i inni Domownicy,
GOŚĆMI i MASKAMI
CAPULET
Witajcie, drodzy panowie! Te damy,
Które nie cierpią od plagi odcisków,
Zatańczą z wami. - Aha, moje panny!
Która z was teraz nie chce pójść do tańca?
Wszystkie kapryśne muszą mieć odciski;
Czy was przejrzałem? - Witajcie, panowie!
Ja także za mych dni wkładałem maskę
I opowiastkę przymilną umiałem
28
Wyszeptać w ucho pięknej damy. Dzisiaj
Wszystko minęło, minęło, minęło.
Witam, panowie! Muzykanci, grajcie.
I w koło, w koło! Miejsca! Ruszcie, panny. Muzyka gra,
rozpoczyna się taniec.
Światła, nicponie! Odwróćcie te stoły
I zalać ogień, zbyt ciepło jest tutaj. Ach, chłopcze, piękny ten ruch niespodziany.
Miły kuzynie Capulecie, siadaj;
M a m y już obaj za sobą dni tańca.
Kiedy ostatni raz wdzialiśmy maski?
DRUGI
CAPULET
Matko Najświętsza, przed trzydziestu laty.
CAPULET
Co mówisz, panie?! Nie tyle, nie tyle.
Było to przecież wesele Lucentia,
Więc choćby były już Zielone Święta,
To lat dwadzieścia pięć. Byliśmy w maskach.
DRUGI
CAPULET
Więcej, o więcej, syn jego jest starszy;
Ma lat trzydzieści.
CAPULET
Nie wmawiaj mi tego.
Przed dwoma laty był jeszcze młodzikiem.
ROMEO
do Sługi
Kim jest ta dama, której dłoń wzbogaca
Owego pana?
SŁUGA
Nie wiem, panie.
ROMEO
Ona pochodnie pozbawiła mocy,
Jej piękność zwisa u policzka nocy
Jak drogi klejnot przy uchu Etiopa;
Ziemi nie tknęła nigdy lżejsza stopa!
Jak gołębica śnieżna, zagubiona
Wśród wron, jaśnieje pośród innych ona.
Dotknę jej dłoni, gdy tańczyć przestanie.
29
Dłoń moja marna świętą niech się stanie.
Nie znało serce me dotąd miłości.
Oczy nie znały prawdziwej piękności.
TYBALT
Sądząc po glosie, to któryś z Montekich. Przynieś mój rapier, chłopcze. - Co, ten chłystek
Przyszedł tu, skryty za błazeńską gębą,
By uroczystość naszą lżyć wśród nocy?
Dopóki honor mego rodu żyje,
Nie będzie grzechu, jeśli go zabiję.
CAPULET
Cóż to, krewniaku? Czemu się tak chmurzysz?
TYBALT
Wuju, tam stoi wróg nasz; to Monteki;
Łotr, który przybył, by rzucić niesławę
Na dom ten, drwiną mącąc nam zabawę.
CAPULET
Młody Romeo?
TYBALT
Tak, ten łotr Romeo.
CAPULET
Miły kuzynie, zostaw go w spokoju.
Sprawuje się tu jak wytworny szlachcic
I, by rzec prawdę, wychwala go cała
Werona jako młodzieńca godnego,
Pełnego zalet. Za wszystkie bogactwa
Naszego miasta nie chcę mu wyrządzić
Żadnej zniewagi w moim własnym domu.
Bądź więc cierpliwy, nie zważaj na niego, To moja wola; jeśli ją szanujesz,
Ukaż pogodne lico i brwi nie marszcz,
Gdyż nie przystoi to wesołej chwili.
TYBALT
Przystoi, jeśli taki łotr jest gościem.
Nie ścierpię go tu.
CAPULET
Każę ci go ścierpieć.
Ty krnąbrny chłopcze! - Każę ścierpieć; zamilcz.
30
Kto tu jest panem, ja czy ty? Ach, zamilcz!
Ty go nie ścierpisz! Boże, zbaw mą duszę;
Czy pragniesz burdy wszczynać z mymi gośćmi?!
Zamęt tu czynić! Oto mąż dojrzały!
TYBALT
Wuju, to hańba! CAPULET
Zamilcz, mówię, zamilcz!
Bezczelny jesteś! - Czyżby? Rzeczywiście? Ten żart ci może zaszkodzić, mój chłopcze! Musisz sprzeciwiać mi się! Dość już tego! Prześlicznie, mili! - Zuchwały smarkaczu! Precz! Bądź mi cicho, albo - Więcej światła! Wstyd! - Więcej światła! - Już ja cię uciszę! Wesoło w koło, mili moi, w koło!
TYBALT
Wściekłość prawdziwa, spokój narzucony
Szarpią mym ciałem i stoję wzburzony;
Idę, lecz słodkie wasze rozbawienie
Długo nie potrwa, gdyż je w żółć przemienię.
Wychodzi.
ROMEO
Jeśli znieważam dłońmi niegodnymi
Relikwię, którą jest dłoń twoja, pani,
Me wargi jak dwaj spłonieni pielgrzymi
Zmazą mą winę przez ucałowanie.
JULIA
Dobry pielgrzymie, pragniesz dłoni swojej
Krzywdę wyrządzić, choć jest tak pobożna.
Świętym ów uścisk pielgrzymi przystoi;
Złączenie dłoni jest to rzecz niezdrożna.
ROMEO
Czy warg pielgrzymi i święci nie mają?
JULIA
Mają, pielgrzymie; modły nimi wznoszą.
ROMEO
O święta, w ślad za dłońmi niech zdążają.
Nie niszcz ich wiary, o łaskę cię proszą.
31
JULIA
Święty, choć sprzyja, stoi niewzruszony.
ROMEO
Stój więc, gdy zbiorę moich modłów plony.
Całuje ją.
Z warg twych na moje przeszło rozgrzeszenie.
JULIA
W i ę c wargom moim ów grzech przekazujesz.
ROMEO
Grzech z warg mych? O, to słodkie przewinienie!
Zwróć mi go znowu.
Całuje ją ponownie.
JULIA
Jak z księgi całujesz.
PIASTUNKA
Panienko, matka prosi cię na słowo.
ROMEO
Kto jest jej matką?
PIASTUNKA
Jak to, kawalerze!
Jej matka panią jest tego domostwa;
Dobra to pani, mądra i cnotliwa;
Byłam piastunką jej córki, tej, z którą
Mówiłeś. Zyska ten, który ją weźmie.
ROMEO
A więc Capulet? W r a z z duszą i ciałem
Wrogowi życie me w zastaw oddałem.
BEIWOLIO
Idźmy; do szczytu już doszła zabawa.
ROMEO
Tak, a w ślad za nią wzrosła ma obawa.
CAPULET
Ależ panowie, nie odchodźcie jeszcze.
Wkrótce nastąpi niewielka przekąska. Cóż, jeśli trzeba; dzięki składam wszystkim.
Dzięki, szlachetni panowie; dobranoc. Więcej pochodni! - Pójdźmy, czas do łoża.
do drugiego Capuleta
32
Ach, chłopcze, późno już. Czas na spoczynek.
Wychodzą wszyscy prócz Julii i Piastunki.
JULIA
Przybliż się, nianiu; kto to jest, ten szlachcic?
PIASTUNKA
Tb syn i dziedzic starego Tyberia.
JULIA
A tamten, który do drzwi się przybliża?
PIASTUNKA
O Matko Boża, to młody Petruchio.
JULIA
A tamten za nim, który nie chciał tańczyć?
PIASTUNKA
Nie wiem.
JULIA
Idź, spytaj. - Jeśli wziął już żonę sobie,
Niech ślubne łoże rozścielą mi w grobie.
PIASTUNKA
Zwą go Romeo i jest to Monteki,
Syn największego wroga twego rodu.
JULIA
Nienawiść moją pierwszą pokochałam!
Zbyt późno wiem to; zbyt wcześnie ujrzałam!
Dla mej miłości wróżba to złowroga,
Ze muszę kochać obmierzłego wroga.
PIASTUNKA
Cóż to jest? Cóż to!
JULIA
Rym, którego pewien
Tancerz nauczył mnie.
GŁOS
Julio!
PIASTUNKA
Ruszamy! Pójdź, goście poszli, zamykają bramy.
Wychodzą.
33
AKT DRUGI
PROLOG
Wchodzi CHÓR.
CHÓR
Oto zgon nadszedł dawnej namiętności;
W młodym uczuciu ma swego dziedzica.
Piękność, dla której chciał umrzeć z miłości,
Zgasła przyćmiona blaskiem Julii lica.
Miłuje znowu i jest miłowany
Romeo, czarem jej w niewolę wzięty;
Lecz choć przez wroga on został schwytany,
I ją złowiły miłosne przynęty.
On, wróg, dostępu do niej nie znajduje,
By mogła płynąć zaklęć mowa słodka,
Ona mniej jeszcze wie, choć go miłuje,
Jak i gdzie swego miłego napotka.
Siły - namiętność, czas - pory użyczy,
Trudności złamie, da wiele słodyczy.
Wychodzi.
SCENA I
Werona. Ogród Capuleta.
Wchodzi ROMEO, samotnie.
ROMEO
Czy mogę odejść, gdy tutaj mam serce?
35
Wróć, głupie ciało, i odnajdź swój środek.
Przeskakuje
mur ogrodu.
BEIWOLIO
Romeo! Bracie! Romeo!
MERCUTIO
Jest mądry
I, na me życie, śpi już w swoim łóżku.
BEIWOLIO
Biegł tędy, skoczył przez mur do ogrodu.
Wołaj, Mercutio.
MERCUTIO
Zaklinać też będę.
Romeo! Chory! Szalony! Namiętny!
Kochanku! Ukaż nam się jak westchnienie,
Choćby raz zrymuj, a będę spokojny;
Zawołaj „biada!", „miłość" i „zawiłość",
Do pięknej kumy mej Venus choć słówko
Urocze powiedz; rzuć jedno przezwisko
Na oślepłego jej syna, Adama,
Zwanego młodym Kupidynem, który
Strzelał tak celnie, gdy król Cophetua
Kochał żebraczkę! - Nie słyszy, nie piśnie
I nie drgnie nawet. Zmarł głupiec i muszę
Zaklęciem wezwać go. - W i ę c cię zaklinam
Na Rosaliny gorejące oczy,
Czoło wysokie i szkarłatne wargi,
Na piękne stopy jej i proste nogi,
Na kołyszące się biodra z wszystkimi
Przyległościami otaczającymi,
Byś w swej postaci zjawił się przed nami!
BEIWOLIO
Jeśli cię słyszy, może się rozgniewać.
MERCUTIO
To go rozgniewać nie może. W gniew wpadłby,
Gdybym duchowi wielce przedziwnemu
Nakazał stanąć w kręgu jego miłej
I stać pozwolił mu tak długo, póki
Nie chciałby opaść pod wpływem jej zaklęć;
36
Złośliwe byłoby to. Lecz zaklęcie
Moje jest piękne i uczciwe. Imię
Jego najmilszej użyte zostało
Jedynie po to, by się tutaj stawił.
BENVOUO
Chodź! Skryć się musiał pomiędzy drzewami
I tam zjednoczył z nastrojową nocą.
Ciemność przystoi oślepłym z miłości.
MERCUTIO
Oślepła miłość w cel nie może trafić.
Teraz zasiądzie pod dziką jabłonią
I będzie wzdychał, aby jego pani
W owoc zmieniła się, który dziewczęta
Zwą ulęgałką, gdy żartują same. O mój Romeo, gdyby się zmieniła
W otwarty owoc ten, a ty sam w gruszkę
Flamandzką! Dobrej nocy, mój Romeo. Idę do łoża; w tym łóżku polowym
Nie mógłbym usnąć, zbyt jest chłodne dla mnie;
Czy pójdziesz ze mną?
BEIWOLIO
Pójdę. Nadaremnie
Szukać takiego, który chce się ukryć.
Wychodzą.
ROMEO
Występuje ku przodowi.
Żartuje z blizny, kto nie zaznał rany.
JULIA ukazuje się nad nim w oknie.
Lecz cicho! Cóż to za jasność w tym oknie?
To świt się budzi, a Julia jest słońcem! Wstań, piękne słońce, zniszcz księżyc zawistny,
Który już osłabł i pobladł z boleści,
Że służka nad nim góruje pięknością.
Jeśli zawistny jest, nie służ mu więcej;
Jego przyblakłą, zielonkawą barwę
Jedynie głupcy noszą, więc ją zedrzyj. To pani moja. O, to moja miłość!
O, gdyby wiedzieć mogła, że ją kocham! -
37
Mówi, choć słowa nie padają. Cóż stąd?
Jej oczy mówią. W i ę c oczom odpowiem.
Jestem zbyt śmiały; to nie do mnie mówi.
Dwie najpiękniejsze gwiazdy całych niebios
Proszą jej oczy, by chciały migotać
W ich sferach, póki spraw swych nie załatwią.
A gdyby oczy jej lśniły w niebiosach,
A gwiazdy w licu? Jasność jej oblicza
Gwiazdy by owe zaćmiła, jak słońce
Zaćmiewa lampę. Jej oczy w niebiosach
Tak by powietrzny obszar rozjaśniły,
Że ptaki, widząc, jak wstaje dzień miły,
Pieśń swą by wzniosły. Spójrz, wsparła na dłoni
Lico. Być na tej dłoni rękawiczką
I dotknąć lica!
JULIA
Źle mi.
ROMEO
Przemówiła; O, przemów znowu, mój jasny aniele!
Nad głową moją tak jesteś wspaniała
Pośród tej nocy, jak goniec skrzydlaty
Niebios dla oczu śmiertelnych, pobladłych
I zadziwionych, gdy nań spoglądają,
Kiedy przebiega leniwe obłoki
W łonie przestworzy, żeglując wysoko.
JULIA
Romeo! Czemu ty jesteś Romeo?
Zaprzyj się ojca i wyrzecz imienia
Lub, jeśli nie chcesz, miłość mi przysięgnij,
A ja wyrzeknę się krwi Capuletów.
ROMEO
na stronie
M a m słuchać dalej czy zaraz odpowiem?
JULIA
Jedynie imię twe jest moim wrogiem. Ty jesteś sobą, nie jesteś Montekim.
Co to Monteki? Nie jest przecież ręką,
Twarzą ni żadną inną częścią ciała
38
Ludzkiego. O, weź sobie inne imię!
Czymże jest imię? To co zwiemy różą,
Słodko pachniałoby pod każdym innym
Imieniem. Także i Romeo, gdyby
Nie nosił wcale imienia Romeo,
Zachowałby swą drogą doskonałość
Bez niego. - Odrzuć swe imię, Romeo,
A za to imię, które nie jest tobą,
Zabierz mnie całą.
ROMEO
Biorę cię za słowo.
Zwąc mnie Miłością, ochrzcisz mnie na nowo
I nikt mnie odtąd nie nazwie Romeo.
JULIA
Kim jesteś, że tak nocą osłonięty
Wdzierasz się w moją samotność?
ROMEO
Kim jestem,
Tego nie umiem określić imieniem.
Me imię, święta, jest mi nienawistne,
Gdyż jest twym wrogiem. Gdybym je na karcie
Miał wypisane, podarłbym to słowo.
JULIA
Uszy me jeszcze stu słów nie wypiły
Z twych ust, a przecież głos twój jest mi znany.
Czy to ty jesteś, Romeo Monteki?
ROMEO
Żadnym z nich, święta, jeśli twój wstręt budzą.
JULIA
Jakże tu wszedłeś, powiedz, i dlaczego?
Niełatwo wspiąć się na ten mur wysoki;
I śmierć tu znajdziesz, zważywszy, kim jesteś,
Jeśli cię spotka któryś z moich krewnych.
ROMEO
Mur przefrunąłem na skrzydłach miłości,
Bo niczym dla niej kamienne zapory
I na co może, zawsze się odważy;
W i ę c krewni twoi mnie nie powstrzymują.
39
JULIA
Jeśli zobaczą cię tutaj, zabiją.
ROMEO
Twe oko więcej niebezpieczeństw niesie
Niż ich dwadzieścia mieczy. Spojrzyj słodko,
A żadna krzywda mnie od nich nie spotka.
JULIA
Za nic na świecie nie chcę, byś wpadł na nich.
ROMEO
Opończa nocy skryje mnie przed nimi,
Lecz, gdy nie kochasz mnie, niech mnie odnajdą.
Wolę tu umrzeć od ich nienawiści
Niż konać długo z braku twej miłości.
JULIA
Powiedz, kto pomógł ci znaleźć to miejsce?
ROMEO
Miłość; to ona tutaj mnie przywiodła;
Ona mi dała siły, ja jej - oczy.
Sterem nie władam, jednak gdybyś była
Na zagubionym mórz najdalszych brzegu,
Śmiałbym wyruszyć po taki ładunek.
JULIA
Wiesz, że na twarzy mam maskę ciemności;
Gdyby nie ona, ujrzałbyś rumieniec
Dziewczęcy po tym, coś słyszał tej nocy.
Powinnam zadbać o formy i przeczyć
Temu, co rzekłam, lecz zrywam z grzecznością!
Czy ty mnie kochasz? W i e m , że „Tak" odpowiesz,
A ja uwierzę twemu słowu, ale
Przysięga twoja może być fałszywa.
Mówią, że Jowisz zaśmiewa się z przysiąg
Kochanków; jeśli mnie kochasz, mój miły
Romeo, powiedz to szczerze; lecz jeśli
Sądzisz, że jestem zbyt łatwą zdobyczą,
Brwi zmarszczę, będę przewrotna i powiem
„Nie", abyś pragnął mnie, lecz tylko po to.
Jestem zbyt miła, o piękny Monteki,
W i ę c możesz sądzić, że jestem zbyt łatwa.
40
Lecz wierz mi, panie, będę bardziej wierna
Niż te przemyślne, które chłód udają.
Byłabym pewnie bardziej powściągliwa,
Gdybyś bez wiedzy mojej nie usłyszał
0 mym uczuciu szczerym i gorącym.
A więc mi wybacz, nie chcę, byś przypisał
Płochości skłonność nocą ujawnioną.
ROMEO
Pani, na księżyc ten błogosławiony,
Który wysrebrzą drzew korony w sadzie, JULIA
O, nie przysięgaj na niestały księżyc,
Który odmienia kształt swej krągłej tarczy;
W i ę c i twa miłość może być podobna.
ROMEO
Na co przysięgnąć?
JULIA
Nie przysięgaj wcale,
Lub na swą własną uroczą osobę,
Która jest bogiem mego bałwochwalstwa,
A ja uwierzę.
ROMEO
Jeśli serce moje JULIA
Nie, nie przysięgaj. Chociaż mnie radujesz,
Lecz nie radują mnie te ślubowania
Wśród nocy. Zbyt są gwałtowne, zbyt nagłe
1 zbyt pochopne; podobne też nazbyt
Do błyskawicy, która żyć przestaje,
Zanim powiedzieć zdążysz „błyskawica".
Dobranoc, miły! Ten pączek miłości
Niechaj dojrzeje pod powiewem lata
I w kwiat się zmieni przy nowym spotkaniu.
Dobranoc! Niechaj cię nawiedzą, miły,
Cisza i spokój, jak mnie nawiedziły!
ROMEO
O, czy mam odejść niezaspokojony?
41
JULIA
Jak zaspokoić mogę cię tej nocy?
ROMEO
Płacąc wyznaniem za moje wyznanie.
JULIA
Wyznałam wszystko, nim mnie poprosiłeś,
A przecież chciałabym to znów uczynić.
ROMEO
Znów, a dlaczego? Chcesz zaprzeczyć, miła?
JULIA
Szczerze bym chciała wyznać ci to samo.
A przecież tego chcę, co już posiadam.
Jest moja szczodrość jak morze szeroka,
A miłość moja głęboka jak morze;
Im więcej dam ci, tym więcej zostanie,
Gdyż nieskończone obie są. Tam wewnątrz Słyszę głos jakiś. Adieu, mój najdroższy.
Piastunka
woła
wewnątrz.
Już, nianiu! - Słodki Monteki, bądź wierny!
Zaczekaj jeszcze; powrócę niebawem.
Wychodzi, w górze.
ROMEO
0 nocy, nocy, ty błogosławiona!
Stojąc wśród nocy, lękam się, że wszystko
Snem jest o wiele piękniejszym niż życie.
Pojawia
się JULIA,
w górze.
JULIA
Trzy słowa, drogi Romeo, nim powiem
„Dobranoc". Jeśli uczciwie mnie kochasz
1 chcesz ożenić się ze mną, to przyślij
Słowo przez kogoś, kogo ja wynajdę,
Gdzie i o jakim czasie obrzęd spełnisz;
Wówczas mój cały los u stóp twych złożę
I pójdę, panie mój, przez świat za tobą.
PIASTUNKA
wewnątrz
Pani!
42
JULIA
Idę już, idę; - lecz jeśli mnie zwodzisz,
Zaklinam ciebie PIASTUNKA
wewnątrz
Pani!
JULIA
Zaraz przyjdę. Byś mnie porzucił i zostawił żalom.
Jutro wieść prześlę.
ROMEO
Na zbawienie duszy JULIA
Dobranoc tysiąckroć!
Wychodzi, w górze.
ROMEO
Tysiąckroć gorsza bez twojego blasku. Miły, chcąc miłą swą ujrzeć, nie zwleka
I niby uczeń ze szkoły ucieka.
Lecz gdy rozłączy go z nią los okrutny,
Znowu ku szkole kieruje wzrok smutny.
JULIA pojawia
się ponownie.
JULIA
Pst, pst! Romeo! - O, gdybym mieć mogła
Głos sokolnika, aby nim przywabić
Mego sokoła! Lecz niewola szepcze;
Inaczej grotę Echa bym rozdarła
I powtarzała tak uparcie imię
Mego Romea, że lotny głos Echa
Stałby się cichszy, niż mój jest w tej chwili.
Romeo!
ROMEO
To dusza moja tak mnie nawołuje.
Jakże srebrzystosłodki głos ma język
Kochanków nocą, jest najłagodniejszą
Nutą wśród nocy dla uszu spragnionych!
JULIA
Romeo!
43
ROMEO
Miła?
JULIA
O której godzinie
Posłać do ciebie gońca?
ROMEO
O dziewiątej.
JULIA
Tak; nie zawiodę. Lecz to lat dwadzieścia!
Czemu raz jeszcze ciebie przywołałam?
ROMEO
Zezwól mi zostać, aż sobie przypomnisz.
JULIA
Zapomnę o tym, że czekasz, gdyż będę
Rozpamiętywać, jak dobrze mi z tobą.
ROMEO
A ja zapomnę, że mam dom gdzie indziej,
I tu zostanę, byś mogła zapomnieć.
JULIA
Dzień się już budzi; trzeba, żebyś odszedł Nie dalej jednak niż ptaszek, którego
Kapryśne dziecko wypuściło z dłoni,
By mógł pobiegać na swych skutych nóżkach,
I znów przyciąga go nitką jedwabną,
Gdyż, choć go kocha, nie da mu wolności.
ROMEO
Chcę być twym ptakiem.
JULIA
I ja bym cię chciała;
Zginąłbyś, biedny, od nadmiaru pieszczot.
Dobranoc! Smutkiem słodkim jest rozstanie.
Dobranoc, miły, póki świt nie wstanie.
ROMEO
Spokój twej piersi i sen oczom twoim! Pragnąłbym snem twym być i twym spokojem!
Idę do celi ojca duchownego
Rzecz mu powierzyć, zyskać pomoc jego.
Wychodzi.
44
SCENA II
Miejsce to samo. Cela Brata Wawrzyńca.
Wchodzi BRAT WAWRZYNIEC, sam, niosąc koszyk.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Zegna noc gniewną ranek szarooki,
Blaskiem na wschodzie maluje obłoki;
Przed dniem ucieka ciemność poszarpana,
Jak pijak z drogi ognistej Tytana.
Nim na wędrówkę oko słońca ruszy,
Dzień rozweseli i rosę osuszy,
Muszę napełnić kobiałkę z wikliny,
Kładąc w nią zgubne i zbawcze rośliny.
Ziemia jest matką przyrody i zgonem,
A będąc grobem, jest zarazem łonem,
Z którego wszystko wyrasta i żyje,
I pokarm z piersi przyrodzonej pije.
Rośliny mają doskonałe cnoty,
A każda inne ukrywa przymioty.
O, moc spoczywa niezwykła łask wielkich
W ziołach, kamieniach, drzewach, kwiatach wszelkich;
Nie nosi ziemia rzeczy tak nikczemnych,
By nie składały jej darów tajemnych,
Ani tak dobrych, które, gdy źle użyć,
Wbrew powołaniu nie zaczęły służyć.
Z cnoty, gdy zbłądzi, powstaje występek,
Złu blasku przyda szlachetny postępek.
W tym pączku małym jednako się skryły
Trucizna groźna i lecznicze siły.
Jeśli powąchasz, nabierzesz wnet serca,
Jeśli skosztujesz, wnet serce uśmierca.
W ziołach i w ludziach podobne sprzeczności
Walczą zacięcie, dobro przeciw złości.
A tam, gdzie dobro zwyciężone pada,
Smierć-robak wchodzi i roślinę zjada.
Wchodzi ROMEO.
ROMEO
Dzień dobry, ojcze.
45
B RAT W A W R Z Y N I E C
O, benedkite\
Któż to tak słodko wita mnie przed świtem?
Synu mój, tylko ów, co chce się smucić,
Musi posłanie tak wcześnie porzucić;
Troska przesłania starych ludzi oczy
I tam, gdzie mieszka sen, nigdy nie wkroczy.
Lecz tam, gdzie łoże beztroskie młodości,
Niepokój ginie i złoty sen gości.
Wczesne przybycie twe każe mi sądzić,
Ze cię niepokój zbudził, każąc błądzić.
Jeśli tak nie jest, prawdę ci wyłożę:
Romeo nocy tej nie padł na łoże.
ROMEO
To prawda. Reszta jest mą słodką winą.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Wybacz grzech, Boże! Byłeś z Rosalina?
ROMEO
Nie z Rosalina, ojcze. Już imienia
Jej nie pamiętam i znikły cierpienia.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Dobrze, mój synu. Ale gdzie bywałeś?
ROMEO
Chciałem rzec, zanim pytanie zadałeś.
Wróg mi zgotował w swym domu przyjęcie,
Lecz w czasie uczty ktoś zadał mi pchnięcie.
Ja go zraniłem także i oboje
Wierzymy tylko w święte leki twoje.
Złości, jak widzisz, najmniejszej nie noszę,
Skoro o wroga jak o siebie proszę.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Mów jasno, synu, by spowiedź zawiła
Na rozgrzeszenie kręte nie trafiła.
ROMEO
Więc mówię szczerze: miłość ma prawdziwa
To Capuleta córka urodziwa.
Serce jej dałem, ona mi swe dała
I są złączone. A będzie rzecz cała
Wówczas skończona, gdy tyją zakończysz
46
I nas małżeńskim sakramentem złączysz.
Gdzie, jak i kiedy przyszło do spotkania,
Wymiany przysiąg i rozmiłowania,
Powiem ci później; błagam o twą zgodę,
By ślub połączył nasze serca młode.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Święty Franciszku, a cóż za odmiana!
Czy Rosalina, tak umiłowana,
Znikła tak prędko? W i ę c miłość młodzieży
Nie w głębi serca, ale w oczach leży?
Jesu Maria, ileż to łez spadło,
Płynąc strumieniem w dół przez twarz pobladłą
Dla Rosaliny! Ileż wody słonej
Tu zmarnowano dla tej porzuconej!
Słońce wciąż ślad twych westchnień w niebie suszy,
Nadal od jęków twych głuchną me uszy;
Spójrz, na policzku ślad; to łza osiadła,
A tak niedawna, że jeszcze nie spadła.
Ty i łzy twoje wraz z boleścią całą,
Do Rosaliny wszystko należało.
I jak się dziwić niewiast niestałości,
Jeśli w mężczyznach jest tyle słabości.
ROMEO
Ganiłeś miłość mą do Rosaliny.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Nie miłość; szał twój, uczniu mój jedyny.
ROMEO
Kazałeś miłość pogrzebać.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Nie w grobie,
Z którego inną wyciągnąłeś sobie.
ROMEO
Nie łajaj, proszę. W tej, którą miłuję,
Miłość wzajemną ku mnie odnajduję.
Nie tak jak w tamtej.
BRAT W A W R Z Y N I E C
O, nie miała chęci,
Bo o miłości mówiłeś z pamięci,
Liter nie znając. Lecz pójdź, lekkoduchu;
47
Pragnę okazać ci nieco posłuchu.
Może przemieni wasz związek szczęśliwy
W miłość spór waszych rodów niegodziwy?
ROMEO
O, idźmy, idźmy! Czas szybko umyka!
BRAT W A W R Z Y N I E C
Kto wolno idzie, rzadko się potyka.
Wychodzą.
SCENA III
Ulica.
Wchodzą
BENYOLIO
i MERCUTIO.
MERCUTIO
Gdzie, u diabła, jest Romeo? Czy nie wrócił w nocy do domu?
BEIWOLIO
Nie do domu swego ojca. Mówiłem z jego służącym.
MERCUTIO
Tb blade dziewczę o kamiennym sercu,
Ta Rosalina, tak go torturuje,
Ze musi popaść z pewnością w szaleństwo.
BENVOLIO
Krewny starego Capuleta, Tybalt,
Przysłał mu jakiś list do domu ojca.
MERCUTIO
Klnę się na życie, że wyzwanie.
BEIWOLIO
Romeo odpowie.
MERCUTIO
Każdy, kto umie pisać, może odpowiedzieć na list.
BEIWOLIO
Nie, odpowie nadawcy listu i zwyzywa go jako wyzwany.
MERCUTIO
Biada mu; biedny Romeo, już zginął przebity czarnym oczkiem białej
panny, z uchem przestrzelonym miłosną piosenką, z sercem rozpru­
tym w samym środku strzałą tego ślepego chłopca. I czy jest on czło­
wiekiem, który może się mierzyć z Tybaltem?
48
BENTOLIO
A cóż to takiego Tybalt?
MERCUTIO
Mogę ci powiedzieć, że więcej niż ów książę kotów. O, jest to mężny
mistrz pięknych obyczajów. Walczy jak z nut, utrzymuje czas, odległość
i proporcje; wykorzystuje najmniejszą nieuwagę, raz, dwa, a trzy masz
już w piersi. Prawdziwy rzeźnik jedwabnych pomponów na czapkach,
mistrz pojedynku, mistrz pojedynku; szlachcic jednego z pierwszych
rodów - i pierwszego oraz drugiego natarcia, ach, nieśmiertelne passado\ Punto reverso\ Pchnięcie ostateczne! BEIWOLIO
Pchnięcie, jakie?
MERCUTIO
Ach, franca na takich błazeńskich, sepleniących, afektowanych pomyleńców, tych stroicieli nowej wymowy! - „Ach, na Jezusa, jaka przewyborna klinga! - jaki przewysoki człowiek! - jaka przedobra kurwa!" I czy to nie żałosna sprawa, mój dziadku, że musimy być udręczeni przez
te przedziwne muchy, tych nowomodnych kramarzy, tych, pardonnezmoi, którzy stoją tak twardo przy nowych kształtach, że nie mogą usiąść
wygodniej na starej ławce? O ich bons, ich bons\
BENVOLIO
Idzie Romeo, nadchodzi Romeo.
MERCUTIO
Bez ikry, jak suszony śledź. - A ciało, ciało, rybą się stało! - Stał się teraz
czcicielem wierszy Petrarki; Laura była dziewką kuchenną w porównaniu
z jego panią - choć, Matko Boża, jej kochanek był twórcą lepszych ry­
mowanek; Dydona była przy niej brudasem, Kleopatra Cyganką, Helena
i Hera ścierkami i nierządnicami, aTysbe, choć szarooka, lecz do niczego. Wchodzi ROMEO.
Signor Romeo, bonjour! Oto francuskie pozdrowienie dla twych fran­
cuskich portek. Oszukałeś nas zeszłej nocy.
ROMEO
Dobrego poranka życzę wam obu. W jaki sposób was oszukałem?
MERCUTIO
Wymknąłeś się, panie, wymknąłeś się. Czy nie pamiętasz?
ROMEO
Wybacz, miły Mercutio, była to sprawa wielkiej wagi; a w takiej sprawie
człowiek może przekroczyć nieco granice uprzejmości.
49
MERCUTIO
Tb tylko, jakbyś powiedział, że taka sprawa zmusza człowieka do wy­
pięcia tyłka.
ROMEO
Gdy pochyla się w ukłonie.
MERCUTIO
Uprzejmie utrafiłeś w sedno.
ROMEO
Bo wytwornie rzecz wyłożyłeś.
MERCUTIO
Bo noszę barwę wytworności.
ROMEO
Barwną jak kwiat.
MERCUTIO
Słusznie.
ROMEO
W i ę c mój trzewik jest pięknie ukwiecony.
MERCUTIO
Dobrze powiedziane, dąż teraz za mym dowcipem, póki ci się trzewi­
ki nie zedrą. Jeśli jedna cienka podeszwa się zedrze, dowcip pozosta­
nie, choć znoszony, lecz teraz już zupełnie przetarty.
ROMEO
O bosy dowcipie bez podeszwy, rzadki, gdyż i druga przetarta!
MERCUTIO
Wejdź między nas, miły Benvolio, bo dowcip mnie zawodzi.
ROMEO
Batem go i ostrogą, batem go i ostrogą, inaczej obwieszczę mój tryumf.
MERCUTIO
Jeśli twe zmysły biegną z tobą bezwolne jak barany, poddaję się, bo
głośniej beczy każdy z twoich zmysłów niż moich wszystkich pięć.
Czyżbym miał iść za tobą jak baran, towarzysząc ci?
ROMEO
Zawsze towarzyszysz mi jako baran.
MERCUTIO
Ukąszę cię w ucho za ten żart.
ROMEO
Przecież nie gryziesz, baranku.
50
MERCUTIO
Bardzo gorzko-slodki jest twój dowcip, przyprawiony ostrym sosem.
ROMEO
Czy niestosowna to przyprawa do słodkawej baraniny?
MERCUTIO
Oto dowcip z koźlej skórki! Był wąski na cal, a dał się rozciągnąć na
cztery stopy!
ROMEO
Rozciągnąłem go na cztery stopy, żeby ci dogodzić, czworonogu.
MERCUTIO
No, i czy to nie lepsze niż jęki miłosne? Znów jesteś towarzyski, znów
z ciebie Romeo; znów jesteś tym, czym jesteś z przyrodzenia i przymówienia; a nie otępiałym od żądzy półgłupkiem, który włóczy się bez
celu, marząc, żeby wsadzić kijek w jakąś dziurę.
BEIWOLIO
Stój, stój!
MERCUTIO
Cóż to, chcesz mój dowcip pozostawić w dziurze?
BEIWOLIO
Z obawy, abyś miotając się, nie rozszerzył jej zbytnio jego ostrzem.
MERCUTIO
Mylisz się, bo właśnie miałem zamiar ją opuścić: doszedłem do dna
i wylałem już z siebie prawie wszystko.
ROMEO
Dobra wieść nadchodzi!
Wchodzą PIASTUNKA i jej sługa PIOTR.
MERCUTIO
Żagiel! Żagiel! Żagiel!
BErWOLIO
Dwa, dwa! Koszula i kiecka.
PIASTUNKA
Piotrze!
PIOTR
Do usług.
PIASTUNKA
Mój wachlarz, Piotrze.
MERCUTIO
Mój dobry Piotrze, zakryj ją wachlarzem, bo jest piękniejszy niż ona.
51
PIASTUNKA
Dobrego poranka życzę warn, panowie.
MERCUTIO
Niech ci Bóg da dobre popołudnie, piękna szlachcianko.
PIASTUNKA
Czy nadeszło już dobre popołudnie?
MERCUTIO
Zaczyna się, ni mniej, ni więcej, bo oto rajfurczy kutas wskazówki ko­
łysze się nad szczeliną dwunastej.
PIASTUNKA
Precz z tobą! Cóż za człowiek z ciebie?
ROMEO
Jest to człowiek, pani, którego stworzył Bóg, by mógł się brukać.
PIASTUNKA
Dobrze powiedziane, na mą wiarę. - „Aby mógł się brukać", rzekłeś,
co? - Panowie, czy któryś z was mógłby mi powiedzieć, gdzie znajdę
młodego Romea?
ROMEO
Ja mogę, lecz młody Romeo będzie starszy, gdy go odnajdziesz, niż w
chwili, gdy zaczęłaś go szukać. Jestem najmłodszym z noszących to
imię - z braku gorszego.
PIASTUNKA
^
Słusznie powiadasz.
MERCUTIO
Tak, lecz czy gorsze może być słuszne? Słusznie powiedziane, na mą
wiarę; roztropnie, roztropnie.
PIASTUNKA
Jeśli ty nim jesteś, panie, pragnę pomówić z tobą na osobności.
BENVOLIO
Zwabi go gdzieś na wieczerzę.
MERCUTIO
Rajfura! Rajfura! Rajfura! Bierz go!
ROMEO
Co pragniesz złowić?
MERCUTIO
Nie zająca, mój panie; chyba że zająca wielkopostnego, nieco ususzo­
nego i stęchłego.
Obchodzi ich wkoło, śpiewając.
52
Ususzony śledź,
Ususzony śledź
To przysmak wielkopostny,
Ale stara rzyć,
Która chce się gzić,
To czysty dopust boski. Romeo, czy zajdziesz do swego ojca? Będziemy tam jedli obiad.
ROMEO
Ruszę za wami.
MERCUTIO
Zegnaj, sędziwa damo, żegnaj! Śpiewa.
Damo, damo, damo.
Wychodzą
MERCUTIO
i
BEIWOLIO.
PIASTUNKA
Matko Boża, żegnaj! - Powiedz, proszę, panie, kim jest ów zuchwały
nicpoń, tak pełen plugastwa?
ROMEO
Szlachcic, nianiu, tak rozmiłowany w dźwięku swego głosu, że wypo­
wie więcej w minutę, niż umiałby wysłuchać w ciągu miesiąca.
PIASTUNKA
Jeśli powie jeszcze coś przeciw mnie, powalę go, choćby był jurniejszy jeszcze niż jest, i miał dwudziestu takich Jasiów z sobą;
a jeśli nie dam rady, znajdę takich, co mnie wyręczą. Plugawy nic­
poń! Niech sobie nie myśli, że jestem jego ścierką-poniewierką!
- A ty {Zwraca się do swego sługi Piotra.) musisz stać na uboczu i znosić,
że każdy chłystek używa sobie na mnie, jak zechce?
PIOTR
Nie widziałem, aby se kto używał na tobie, jak zechce, pani; gdybym
widział, rychło obnażyłbym oręż, możesz mi wierzyć. Nie lękam się do­
być miecza równie prędko jak i drugi człowiek, jeśli widzę sposobność
do dobrej sprzeczki, a prawo jest po mej stronie.
PIASTUNKA
Klnę się przed Bogiem, takam rozjuszona, że cała dygoczę. Plugawy
nicpoń! - Proszę cię, panie, na słowo. Jak rzekłam, moja młoda pani
rozkazała mi cię odnaleźć; to, co mi kazała rzec, zatrzymam przy sobie,
lecz najpierw kazała, abym ci rzekła, że jeśli chcesz poprowadzić ją do
nieba głupców, jak to powiadają, byłoby to wielce nieokrzesane z twej
53
strony,jak to powiadają, gdyż jest ona młodą damą; a więc jeśli będziesz
wobec niej dwulicowy, byłby to z pewnością marny uczynek wobec ja­
kiejkolwiek damy, a także nikczemny postępek.
ROMEO
Poleć mnie swojej pani, dobra nianiu; oświadczam ci, że PIASTUNKA
Masz dobre serce i będziesz wierny. Tyle jej powtórzę. Boże, Boże, bę­
dzie szczęśliwą kobietą.
ROMEO
Co powiesz jej, nianiu? Nie słuchasz mnie wcale.
PIASTUNKA
Powiem jej, panie, że oświadczasz, co, jak pojmuję, jest szlachetne.
ROMEO
Powiedz jej, aby dzisiaj po południu
Do celi Brata Wawrzyńca przybyła,
Mówiąc, że idzie, aby odbyć spowiedź.
Ślub nas tam złączy. Masz tu za swe trudy.
PIASTUNKA
Nie, szczerze, panie; ani pensa.
ROMEO
Przestań, masz to przyjąć.
PIASTUNKA
Dziś po południu? Będzie tam. Tak, panie.
ROMEO
Pozostań, nianiu, pod murem klasztornym,
A za godzinę mój człowiek przyniesie
Sznur upleciony misternie w drabinkę,
Która mnie musi poprowadzić w górę,
Na maszt rozkoszy, skrytego wśród nocy.
Bądź zdrowa i bądź zaufania godna,
A wynagrodzę ci twe wszystkie trudy.
Bądź zdrowa. Poleć mnie znów twojej pani.
PIASTUNKA
Niech ci Bóg w niebie błogosławi! - Panie, ROMEO
Co mi rzec pragniesz, moja dobra nianiu?
PIASTUNKA
Sługa twój, panie, czy potrafi milczeć?
54
Bo powiadają, że do tajemnicy
Lepszy jest jeden niźli dwaj wspólnicy.
ROMEO
Ręczę, że wierny jak stal hartowana.
PIASTUNKA
Panie, moja pani jest najsłodszą damą - Boże, Boże! Kiedyś była
małym szczebioczącym stworzeniem! - O, jest pewien dostojnik
w mieście, pewien Paris, który walczyłby o nią na noże; ale ona, do­
bra duszyczka, wolałaby widzieć ropuchę, prawdziwą ropuchę niż jego.
Droczę się z nią czasem, mówiąc, że Paris byłby odpowiedniejszym
człowiekiem; lecz klnę się, że kiedy tak mówię, blednie jak najbielsze
płótno w świecie. Czy Róża i Romeo nie rozpoczynają się na tę samą
literę?
ROMEO
Tak, nianiu, lecz co z tego? Oboje na R.
PIASTUNKA
Ach, drwisz sobie ze mnie. Róża ma kolce, a Romeo jeden. Wymyśliła
sobie o was, myślę o tobie i róży, najśliczniejsze porzekadła; dobrze by
ci zrobiło, gdybyś je usłyszał.
ROMEO
Poleć mnie twej pani.
PIASTUNKA
Tak, po tysiąckroć.
Wychodzi Romeo.
Piotrze!
PIOTR
Do usług!
PIASTUNKA
Piotrze, weź mój wachlarz i ruszaj przede mną.
Wychodzą.
SCENA IV
Miejsce to samo. Ogród Capuleta.
WchodziJULIA.
JULIA
Zegar dziewiątą bił, gdy ją wysłałam;
Przyrzekła wrócić tu za pół godziny.
55
Być może spotkać go nie mogła? - Nie, nie;
O, jest ułomna! Gońcami miłości
Winne być myśli, dziesięćkroć lotniejsze
Niż promień słońca, spędzający cienie
Z mrocznych pagórków. Dlatego w rydwanie
Venus gołębie suną śmigłopióre,
Dlatego skrzydła ma lotny Kupido.
Słońce już wspięło się na szczyt swej drogi
I przeminęły trzy długie godziny
Między dziewiątą a dwunastą,-jednak
Nie wraca. Gdyby krew młodzieńczą miała
I trochę uczuć, mknęłaby jak pocisk.
Słowa me pchnęłyby ją ku miłemu,
A jego słowa - ku mnie.
Lecz ludzie starzy są na pół umarli,
Bladzi jak ołów, powolni, niezdarni. O Boże, idzie!
Wchodzą PIASTUNKA i jej sługa PIOTR.
Co tam, słodka nianiu?
Czyś go spotkała? Odpraw tego sługę.
PIASTUNKA
Piotrze, zostań przy furcie.
Wychodzi Piotr.
JULIA
No, miła nianiu, - O Boże, tyś smutna?
Choć wieść masz smutną, powiedz ją wesoło.
A jeśli dobrą, hańbisz jej harmonię,
Próbując śpiewać z taką kwaśną miną.
PIASTUNKA
Jestem znużona, daj odpocząć chwilę. Kości mnie bolą! Cóż za bieganina!
JULIA
Weź moje kości i daj mi swe wieści.
Mów, proszę! - Dobra, miła nianiu, przemów.
PIASTUNKA
Jezu, a cóż to za pośpiech? Nie możesz
Zaczekać chwilę? Przecież ledwie dycham!
56
JULIA
Ledwie? A przecież starcza ci oddechu,
By mi powiedzieć, że ledwie oddychasz?
Wymówka, którą pokrywasz swą zwlokę,
Jest dłuższa niż wieść, którą masz przekazać.
Dobra czy zła wieść? To tylko mi powiedz.
Czy zła, czy dobra? A szczegóły później.
Niech wreszcie dowiem się, czy zła, czy dobra.
PIASTUNKA
Cóż, nie najmądrzej wybrałaś. Nie umiesz wybrać sobie męża. Romeo!
Nie, nie jego. Choć lico ma piękniejsze niż inni ludzie, to przecież nogi
ma zgrabniejsze niż pozostali; a dłoń, stopa i ciało, choć nie o nich
mowa, są ponad wszelkie porównanie. Nie jest on kwiatem uprzejmo­
ści, lecz ręczyć mogę, że jest łagodny jak baranek. - Postępuj słuszną
drogą, dziewczę; służ Panu Bogu swemu. - Czy domownicy już po
obiedzie?
JULIA
Nie, nie. Lecz o tym wiedziałam już wcześniej.
Co o małżeństwie naszym mówi? Powiedz!
PIASTUNKA
Boże! Jak głowa mnie boli! Pulsuje,
Jakby się miała rozpaść na kawałki!
Mój grzbiet z tej strony - ach, ach, grzbiet mój, grzbiet mój! Jesteś bez serca, każąc mi tak biegać
I ścigać nagłą śmierć, to tu, to ówdzie!
JULIA
Bardzo żałuję, że zasłabłaś, nianiu.
Powiedz mi, słodka, co mówił mój miły?
PIASTUNKA
M i ł y twój mówił jak uczciwy szlachcic, uprzejmy, grzeczny, urodziwy
i - mogę ręczyć - cnotliwy. Gdzie twoja matka?
JULIA
Gdzie
Gdzie
„Miły
Gdzie
moja matka! - Jak to? Przecież w domu.
indziej ma być? Dziwnie odpowiadasz!
twój mówił jak uczciwy szlachcic, twoja matka?"
57
PIASTUNKA
O, na Boga, pani,
Takaś gorąca? Chciej się opamiętać.
To ma być lekiem na me chore kości?
Odtąd już sama będziesz swoim gońcem.
JULIA
Ileż tu zgiełku, - mów, co rzekł Romeo?
PIASTUNKA
Czy możesz udać się dziś do spowiedzi?
JULIA
Mogę.
PIASTUNKA
Do celi Brata Wawrzyńca idź zaraz,
Tam mąż twój czeka, który cię poślubi.
Powraca płocha krew na twoje lico;
W szkarłat wieść inna zmieni je za chwilę.
Spiesz do kościoła, a ja w inną stronę,
Przynieść drabinkę, po której twój miły
Musi po zmroku dostać się do gniazdka.
Trudzę się, męczę dla twojej radości,
Lecz i ty brzemię uczujesz w ciemności.
Pędź, ja jeść pójdę; niech cię Bóg zachowa!
JULIA
Pędzę po dobry los. - Nianiu, bądź zdrowa!
Wychodzą.
SCENA V
Cela Brata
Wawrzyńca.
Wchodzą BRAT WAWRZYNIEC i ROMEO.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Niech ten akt święty zyska uśmiech Niebios,
By przyszłość smutkiem nie chciała nas trapić!
ROMEO
Amen, lecz nawet największy ze smutków
Na szali unieść nie zdoła radości,
Którą mi daje chwila jej widoku.
58
Złącz tylko dłonie nasze świętym słowem,
A śmierć niech pożre miłość, jeśli może. Dość mi, że będę mógł ją nazwać moją.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Gwałtownie giną gwałtowne uciechy
W chwili tryumfu; jak proch i płomienie,
Które spalają się przy pocałunku.
Nawet najsłodszy miód może być wstrętny,
Gdy jego nadmiar zabija apetyt.
Kochaj statecznie; to miłość prawdziwa;
Pośpiech, jak zwłoka, nie na czas przybywa.
Idzie twa pani. - O, tak lekka stopa
Kamieni wiecznych nigdy nie wyżłobi;
Bo zakochani mogą iść swobodnie
Po pajęczynie rozpiętej w powietrzu
Płochego lata; tak lekka jest marność.
Wchodzi JULIA z pewnym pośpiechem i obejmuje Romea.
JULIA
Ojcze duchowny, dobry wieczór.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Córko,
Romeo za nas obu cię pozdrowi.
JULIA
A więc i jego pozdrawiam; inaczej
Nie mógłby oddać mego pozdrowienia.
ROMEO
Ach, Julio, jeśli skarb twojej radości
Równy jest memu, a umiesz piękniejsze
Nadać mu godło, osłódź swym oddechem
Powietrze wokół; jak muzyka niechaj
Szczęście spotkania tego nas otoczy.
JULIA
Uczucie w treści bogatsze niż w słowa
Dumne jest z siebie, a nie ze swych ozdób.
Skarby swe zliczyć może tylko żebrak,
Lecz miłość moja urosła tak bardzo,
Ze i połowy mych bogactw nie zliczę.
59
BRAT
W A W R Z Y N IEC
Pójdźcie, a sprawę wkrótce zakończymy;
Wybaczcie, lecz się was zostawić boję,
Póki ślub w jedno nie przemieni dwoje.
Wychodzą.
AKT TRZECI
SCENA I
Werona. Plac miejski.
Wchodzą MERCUTIO,
BENVOLIO,
Paź i Słudzy.
BENVOLIO
Proszę cię, dobry Mercutio, odejdźmy.
Dzień jest upalny, Capuleci wyszli;
Gdy ich spotkamy, musi dojść do zwady,
Bo w tak gorące dni krew się gotuje.
MERCUTIO
Jesteś jak ten, który wchodząc do gospody, rzuca miecz na stół
i powiada: „Spraw, Boże, abyś nie był mi potrzebny!", a pod wpływem
drugiego kielicha chce nim rozpłatać oberżystę, nie mając przyczyny,
by spełniać takie czyny.
BENVOLIO
Czyżbym był taki?
MERCUTIO
Daj pokój, daj pokój; jesteś największym Jasiem-zabijasiem w całej
Italii. A tak zaczepnym w każdym ruchu, jak ruchliwym w każdej za­
czepce.
BENVOLIO
Jakiej?
MERCUTIO
Gdyby było dwu takich, nie pozostałby nam wkrótce żaden, bo po­
zabijaliby się nawzajem. Ty! Ty byś wszczął burdę z człowiekiem
o to, że ma brodę o włos gęstszą lub rzadszą niż twoja; wszcząłbyś
61
burdę z człowiekiem o to, że tłucze orzechy, a ty masz orzechowe oczy:
- jakie oko, prócz twego, wypatrzyłoby w tym przyczynę do burdy?
Głowa twoja pełna jest burd jak jajko pełne jest białka i żółtka, a prze­
cież nieraz rozłupali ci za to głowę jak zgniłe jajko. Wszcząłeś burdę
z człowiekiem, bo zakasłał na ulicy i zbudził twego śpiącego w słońcu
psa. Czy nie napadłeś na krawca za to, że włożył nowy kaftan przed
Wielkanocą? A na kogoś innego za to, że przewiązał swe nowe trzewi­
ki starą tasiemką? A śmiesz pouczać mnie, żebym unikał burdy!
BENVOLIO
Gdybym był tak skłonny do nich jak ty, nikt by nie dał poręki za me
życie, nawet na godzinę i kwadrans.
MERCUTIO
Poręki! Co za męki!
Wchodzi TYBALT i kilku innych.
BENVOLIO
Na moją głowę, idą Capuleci.
MERCUTIO
Na moją piętę, nie dbam o to.
TYBALT
Idźcie tuż za mną; chcę pomówić z nimi. Witam, panowie; pragnąłbym zamienić
Z jednym z was słówko.
MERCUTIO
Tylko jedno słówko?
Dołącz do niego coś: na przykład pchnięcie.
TYBALT
Znajdziesz we mnie dość chęci, panie, jeśli dasz mi sposobność.
MERCUTIO
A nie mógłbyś znaleźć sam sposobności bez proszenia o nią?
TYBALT
Mercutio, ty i Romeo żyjecie w harmonii, MERCUTIO
W harmonii! Jeśli nas wziąłeś za muzykantów, nie usłyszysz niczego
prócz zgrzytu. Oto mój smyczek, który zmusi cię do tańca. Na rany
boskie, w harmonii!
BENVOLIO
Mówimy w miejscu publicznym; więc albo
W miejsce ustronne oddalcie się, aby
62
Urazy wszelkie rozważyć spokojnie,
Albo odejdźcie. Zbyt wiele tu oczu.
MERCUTIO
Po to są oczy, aby człowiek patrzył.
Nie zrobię kroku, by uniknąć gapiów.
TYBALT
Zostań w pokoju. — Nadchodzi mój człowiek.
Wchodzi ROMEO.
MERCUTIO
Niech mnie powieszą, panie, jeśli włoży
Twoją liberię. Na Boga, idź pierwszy
Gdzieś na ustronie, on ruszy za tobą;
Tak rzecz pojmując, zwij go swym człowiekiem.
TYBALT
Romeo, moją nienawiść ku tobie
Mogę wyrazić jednym słowem: łotrze!
ROMEO
Tybalcie, pewna przyczyna, dla której
M a m kochać ciebie, tłumi gniew wzbudzony
Twym powitaniem. - Nie jestem ja łotrem.
W i ę c żegnaj. Widzę, że mnie wcale nie znasz.
TYBALT
Chłopcze, nie zetrze ta wymówka zniewag,
Jakie zadałeś mi. Stawaj do walki.
ROMEO
Nie znieważyłem cię nigdy, oświadczam,
Lecz kocham bardziej, niż to możesz pojąć,
Póki miłości mej przyczyn nie poznasz.
Mój Capulecie miły— jest to imię
Drogie jak własne dla mnie - daj mi wiarę.
MERCUTIO
O nędzne, marne, nikczemne poddanie!
Alla stoccata natychmiast je zmaże. Obnaża oręż.
Ruszaj,Tybalcie; ruszaj, szczurołapie!
TYBALT
Czego chcesz ode mnie?
63
MERCUTIO
Niczego, miły królu kotów, prócz jednego z twych dziewięciu istnień,
którego mam chęć i czelność cię pozbawić, a jeśli zechcesz spotkać się
ze mną później, wytrzepać z ciebie do cna osiem pozostałych. Czy wy­
szarpniesz wreszcie za uszy oręż z pochwy? Spiesz się, aby mój nie
obciął ci uszu, zanim to nastąpi.
TYBALT
Obnaża oręż.
Służę ci.
ROMEO
Miły Mercutio, błagam, opuść rapier.
MERCUTIO
Pokaż, panie, twe passado.
Walczą.
ROMEO
Benvolio, obnaż rapier i rozdzielaj! Hańba! Tybalcie! Mercutio, dość tego!
Przestańcie! - Książę zabronił surowo
Burd na ulicach Werony! - Tybalcie,
Wstrzymaj się! - Miły Mercutio, TYBALT pod ramieniem Romea trafia pchnięciem Mercutia i ucieka.
MERCUTIO
Jestem raniony, - zaraza na wasze
Obydwa domy! - Skończył mnie. - Czy uciekł
Nietknięty?
BENVOLIO
Co się stało? Jesteś ranny?
MERCUTIO
Tak, tak, draśnięty, draśnięty; jak trzeba.
Gdzie paź mój? - Idź po chirurga, łotrzyku.
Wychodzi Paź.
ROMEO
Odwagi, człowieku. Rana nie może być groźna.
MERCUTIO
Nie jest głęboka jak studnia ani szeroka jak kościelne wrota, ale
dostateczna; spełni swoje zadanie. Odwiedźcie mnie jutro, a zobaczy­
cie, że mam grobową minę. Umrę na pewno, życie w zastaw kładę.
- Zaraza na oba wasze domy! - Rany boskie, żeby taki pies, szczur,
64
mysz, kot mógł człowieka śmiertelnie zadrapać! Chłystek, nicpoń,
łotr, walczący jak chłopczyk z książki do rachunków! - Dlaczego,
u diabła, wszedłeś między nas? Ranił mnie pod twym ramieniem.
ROMEO
Chciałem jak najlepiej.
MERCUTIO
Benvolio, wprowadź mnie gdzieś, bo omdlewam. Zaraza na te oba wasze domy!
One mnie dały na pastwę robaków!
Zdrowo dostałem. - Oba wasze domy!
Wychodzi, podtrzymywany przez Benvolia i Sługi.
ROMEO
Szlachcic ten, krewny księcia, a mój szczery
Przyjaciel, za mnie przyjął cios śmiertelny;
Cześć moją Tybalt zniewagami zbrukal Tybalt, mój krewny niemal od godziny. O słodka Julio, twa piękność sprawiła,
Ze zniewieściałem i hart utraciłem!
Wchodzi BENVOLIO.
BENVOLIO
Romeo! Mężny Mercutio nie żyje!
Waleczny jego duch uszedł w obłoki,
Przedwcześnie gardząc pobytem na ziemi.
ROMEO
Mroczne zdarzenia tego dnia zawisną
Na nadchodzących dniach. Ten rozpoczyna
Boleść następnych, jako ich przyczyna.
Wchodzi TYBALT.
BENVOLIO
Gnany wściekłością Tybalt znów nadpłynął!
ROMEO
Żywy, w tryumfie! A Mercutio zginął!
Precz stąd do Nieba, korna łagodności!
Płomiennooka furio, ty mnie prowadź!
Tybalcie, odbierz sobie tego „łotra",
Którego dałeś mi niedawno, bowiem
Dusza Mercutia krąży nad głowami
65
Naszymi; czeka tam na twoją duszę.
Ty, ja, lub obaj, musimy pójść za nią.
TYBALT
Nieszczęsny chłopcze, tu był twym kompanem,
W i ę c i tam będzie.
ROMEO
Niechaj to rozstrzygnie.
Walczą. TYBALT pada.
BENVOLIO
Romeo, prędzej! Uciekaj!
Mieszczanie idą, a Tybalt nie żyje Nie stój jak wryty. - Książę cię ukarze
Śmiercią, gdy tu cię schwytają. - Uciekaj!
ROMEO
O, jestem błaznem losu!
BENVOLIO
Pędź, nie zwlekaj!
Wychodzi Romeo.
Wchodzą Mieszczanie i Żołnierze.
1. Ż O Ł N I E R Z
Którędy uciekł zabójca Mercutia?
Morderca Tybalt, w którą uciekł stronę?
BENVOLIO
Tam leży Tybalt.
1. Ż O Ł N I E R Z
Wstań, panie. W imieniu
Księcia każę ci pójść ze mną.
Wchodzą KSLjŻĘ, stary MONTEKI, CAPULET, ich ŻONY i inni.
KSIĄŻĘ ESCALUS
Gdzie znikli sprawcy tej nikczemnej zbrodni?
BENVOLIO
O mój szlachetny książę, odkryć mogę
Losy tej sprzeczki nieszczęsnej złowrogie;
Tam zabitego dostrzegasz mordercę,
Którego młody Romeo pchnął w serce,
Bowiem pozbawił on życia krewnego
Twego, Mercutia najwaleczniejszego.
66
PANICAPULET
Tybalt! Bratanek mój! Syn mego brata!
Książę! Bratanku! Mężu! Niech zaplata
Za krew krwią wrogów będzie uiszczona!
Z wyroku księcia niech Monteki skona!
O bratanku, bratanku!
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Któż odpowiada za to krwawe dzieło?
BENVOLIO
Tybalt, którego tu zgładził Romeo.
Romeo grzecznie do niego przemówił,
Prosząc, by chciał się zastanowić, jaka
Błaha przyczyna ciągnie go do zwady,
Przypomniał, panie, twój stanowczy rozkaz A wszystko głosem łagodnym i cichym,
Pełen spokoju, nieomal pokorny Lecz zawziętości Tybalta nie stłumił;
Ow, nie chcąc nawet słuchać o pokoju,
Mierzy swą stalą w mężną pierś Mercutia,
Który podobnie rozogniony zwraca
Ostrze zabójcze przeciw jego ostrzu
Z waleczną wzgardą i odpędza jedną
Ręką śmierć, drugą kierując ją w stronę
Tybalta; który z podobną zręcznością
Oddaje cios za cios. Romeo woła:
„Stać, przyjaciele! Rozejdźcie się! Stójcie!".
Szybsza niż język dłoń jego opada
Na zgubne ostrza, kiedy on sam wchodzi
Między nich obu. Wówczas cios nikczemny
Tybalt zadaje pod jego ramieniem
1 gasi życie dzielnego Mercutia,
Po czym ucieka. Lecz po chwili wraca
Do płonącego już zemstą Romea.
Tak błyskawicznie starli się, że zanim
Ująłem oręż, aby ich rozdzielić,
Tybalt padł martwy, a Romeo uciekł.
Gdy to, co rzekłem, kłamstwem się okaże,
Niech je Benyolio swoją śmiercią zmaże.
67
PANI
CAPULET
Jest on Montekich krewnym; musi kłamać,
Aby wierności swym bliskim nie złamać.
Dwudziestu ludzi napadło go skrycie,
Dwudziestu wzięło tylko jedno życie.
O sprawiedliwość błagam, a ty, książę,
Sprawisz, że wyrok twój sprawę rozwiąże.
Romeo zabił, a Tybalt nie żyje;
Niechaj twój wyrok Romea zabije.
KSIĄŻĘ ESCALUS
Romeo jego, on Mercutia stracił;
Któż będzie teraz za krew jego płacił?
MONTEKI
Nie mój Romeo, był on przyjacielem
Mercutia. W i n y w nim widzę niewiele.
Przyspieszył tylko, co by wyrok sprawił,
Który by życia Tybalta pozbawił.
KSIĄŻĘ ESCALUS
Za to przestępstwo, dla nas niebezpieczne,
Dziś go skazuję na wygnanie wieczne,
By waśni waszych mój gniew nie ominął;
W bójce nikczemnej mój krewny tu zginął;
Lecz wam odpłacę tak za moją stratę,
Ze z bólem wielkim przyjmiecie zapłatę.
Nie proście więcej, nie kłamcie, niegodni,
Łzy ani prośby nie odkupią zbrodni.
Romeo musi odejść w tej godzinie,
Jeśli ktokolwiek spotka go tu, zginie.
Zabrać stąd zwłoki. Słuchać naszej woli.
Pomaga zbrodni, kto zabić pozwoli.
Wychodzą.
68
SCENA II
Miejsce to samo. Ogród Capuleta.
Wchodzi JULIA.
JULIA
Cwałujcie, konie ognistokopytne,
Ku miejscu, które Febus zamieszkuje;
Umiałby taki woźnica jak Faeton
Batem was pognać na zachód, by przyszła
Noc chmurna zaraz. Rzuć niską zasłonę,
O sprzyjająca zakochanym Nocy,
Aby zbieg usnąć mógł, a mój Romeo
W ramiona moje padł niedostrzeżony,
Bezgłośnie. Mogą przecież kochankowie
Spełniać obrządki miłosne przy blasku
Własnej urody; miłość, będąc ślepą,
Najlepiej czuje się wśród nocy. - Przybądź,
Łaskawa Nocy, matrono odziana
Statecznie, cała w gęstą czerń spowita,
I naucz mnie, jak ulec, zwyciężając
W grze, której stawką podwójne dziewictwo
Ciał nieskalanych. Osłoń swym kapturem
Mnie jak sokoła, który nie znał pana,
A krew mą, która wschodzi na policzki,
Okryj opończą swą, póki nieznana
Miłość nie stanie się bardziej zuchwała
I nie uwierzy, że ów akt miłosny
Może dokonać się prosto i skromnie.
Przybądź, o Nocy; przybądź, mój Romeo;
Przybądź jak dzień wśród nocy; spoczniesz bowiem
Na skrzydłach nocy, bielszy niż śnieg świeży
Na grzbiecie kruka. - Przybądź, miła Nocy,
Przybądź, miłosna Nocy czarnowłosa;
Daj mi Romea mego, a gdy umrze,
Weź go i potnij na maleńkie gwiazdki;
On lico niebios uczyni tak pięknym,
Ze świat się cały rozmiłuje w nocy,
Nie chcąc czcić dalej jaskrawego słońca. O, zakupiłam sobie dom miłości,
69
Lecz w nim nie mieszkam. Choć jestem sprzedana,
Nabywca mną się nie nacieszył. Jakże
Dłuży się dzień ten, jak noc przed zabawą
Małemu dziecku, które ma już nową
Sukienkę, lecz mu nie wolno jej włożyć Oto nadchodzi niania z nowinami;
A język każdy, który choć wymówi
Imię Romea, przemawia niebiańsko.
Wchodzi PIASTUNKA, załamując ręce, w których trzyma drabinę sznurową.
Jakie nowiny, nianiu? Co tam niesiesz?
Czy to Romea sznur?
PIASTUNKA
Tak, tak, Romea.
Rzuca drabinę na ziemię.
JULIA
Biada mi! Co to? Załamujesz ręce?
PIASTUNKA
Ach, dniu okrutny! Nie żyje, nie żyje!
Pani, jesteśmy zgubione, zgubione!
Straszny dniu! Odszedł, zabity, nie żyje!
JULIA
Czy Niebo może być tak nienawistne?
PIASTUNKA
Romeo może, choć Niebo nie może.
Ach, ach, Romeo, Romeo! - I kto by
Pomyślał, że tak być może? - Romeo!
JULIA
Czemu na męki mnie wystawiasz, diable?
Takie tortury winny zostać w piekle.
Czy życie sobie odebrał Romeo?
Powiedz: „Tak"; jedno „Tak" tak mnie zabije,
Jak śmiercionośne oko bazyliszka.
Jeśli „Tak" żyje, musi umrzeć Julia,
I zamkniesz oczy, które o „Tak" proszą.
Jeśli zabity, powiedz: „Tak", a jeśli
Nie, powiedz tylko: „Nie". Te krótkie dźwięki
To zmartwychwstanie me lub wieczne męki.
70
PIASTUNKA
Widziałam ranę, tak, na własne oczy Ach, Boże, zbaw go! - tu, na piersi mężnej.
Żałosne zwłoki, żałosne i krwawe;
Szare jak popiół i krwią umazane,
Całe w posoce - spojrzałam, omdlałam.
JULIA
O pęknij, serce! Pęknij, mój bankrucie!
Precz do ciemnicy, oczy! Blask nie dla was!
Obróć się, prochu, w proch, stańcie, zegary!
Romeo ze mną będzie dzielił mary!
PIASTUNKA
Tybalcie miły, drogi przyjacielu!
Tybalcie grzeczny, poczciwy szlachcicu!
Czemu dożyłam, by widzieć śmierć twoją?!
JULIA
Cóż to za dmąca z dwu stron nawałnica?
Tybalt nie żyje, Romeo zabity?
Mój miły kuzyn i mój pan najmilszy? Niech więc dmie trąba na Sąd Ostateczny!
Bo któż pozostał, gdy oni zginęli?
PIASTUNKA
Tybalt nie żyje, Romeo wygnany.
Romeo zabił go i jest wygnany.
JULIA
Boże! Czy Tybalt padł z ręki Romea?
PIASTUNKA
Padł, padł, o straszny dniu, padł z jego ręki.
JULIA
O serce węża, skryte w barwnym kwiecie!
Czy miał smok kiedyś tak piękną jaskinię?
Śliczny tyranie! O diable anielski!
Gołębi kruku! Jagnię z wilczą duszą!
Ohydna treści boskiego obrazu!
Jesteś pozorów twoich przeciwieństwem,
Przeklęty święty, łotrze tak uczciwy! Naturo, po cóż ci piekło potrzebne,
Skoro przelałaś diabelskiego ducha
71
W raj ziemski ciała pełnego słodyczy?
Czy oprawiono kiedyś wstrętną książkę
Z takim przepychem? O, że podstęp może
Żyć w tak wspaniałym pałacu!
PIASTUNKA
Bo nie ma
Honoru, prawdy i wiary w mężczyznach;
Wszyscy są podli, przewrotni, kłamliwi,
Obłudni. - Gdzie mój człowiek? Daj mi wypić
Łyk okowity mały. - Te cierpienia,
Łzy i zgryzota skracają mi życie.
Romeo, hańba ci!
JULIA
Niechaj twój język
Zaraza stoczy za takie życzenie!
Nie jest zrodzony do hańby i nigdy
Hańba na czole jego nie osiędzie;
Jest ono tronem, na którym cześć może
Przyjąć koronę monarszą nad światem.
O, byłam bestią, gdy mu złorzeczyłam!
PIASTUNKA
Czy chcesz wychwalać zabójcę kuzyna?
JULIA
A czy o mężu moim mam źle mówić?
Biedny mój panie, czyj język oczyści
Imię twe, jeśli ja, od trzech już godzin
Twoja małżonka, tak je poraniłam?
Lecz czemu, łotrze, zabiłeś kuzyna?
Gdyż łotr, mój kuzyn, męża by mi zabił.
Precz, wy łzy głupie; precz, wróćcie do źródła.
Krople ofiarne należą do żalu;
Omyłka wasza dala je radości.
Żyje mąż, choć go pragnął zabić Tybalt;
Nie żyje Tybalt, choć chciał zabić męża.
Jest to pociecha, więc dlaczego płaczę?
Słowo straszniejsze niźli śmierć Tybalta
Padło i cios mi zadało śmiertelny.
Zapomnieć o nim chcę, lecz pamięć moją
Przygniotło jak zły czyn umysł grzesznika.
72
„Tybalt nie żyje, Romeo - wygnany";
„Wygnany", jedno to słowo „wygnany"
Zabiło dziesięć tysięcy Tybaltów.
Dość smutku byłoby z śmierci Tybalta,
Gdyby poprzestać na niej lub — jeżeli
Mieć towarzystwo musi kwaśna boleść
I chce z innymi smutkami się równać Czemu nie rzekła po „Tybalt nie żyje",
Twój ojciec lub twa matka, lub oboje?
Opłakiwałabym ich, choć z umiarem.
Lecz za Tybalta śmiercią w tylnej straży
Poszło „Romeo wygnany". - Te słowa
Ojca i matkę, Tybalta, Romea
I Julię ścięły. - „Romeo wygnany!" Jest śmierć bez kresu, bez granic w tym słowie;
Język boleści tego nie wypowie.
Nianiu, gdzie ojciec mój i moja matka?
PIASTUNKA
Łzy przelewają nad ciałem Tybalta.
Jeśli chcesz pójść tam, to cię zaprowadzę.
JULIA
Niech obmywają łzami jego rany,
Łzy me otrzyma Romeo wygnany,
Gdy ich łzy wyschną. Zabierz stąd te sznury,
Po nich Romeo miał się wspiąć do góry,
Lecz oszukane tak jak ja zostaną,
Gdyż będąc panną, umrę wdową-panną.
Odejdź stąd, nianiu, i zabierz te sznury.
Czas mi już spocząć, ślubne łoże kusi.
Śmierć, nie Romeo, wziąć mój wianek musi!
PIASTUNKA
Idź do komnaty swej. Znajdę Romea,
By cię pocieszył. - W i e m , gdzie go odnajdę.
Nocą sprowadzę tu Romea twego;
W Brata Wawrzyńca celi się ukrywa.
JULIA
Znajdź go! W e ź pierścień dla rycerza mego;
Na pożegnanie niechaj tu przybywa.
Wychodzą.
73
SCENA III
Cela Brata
Wchodzi
Wawrzyńca.
BRAT
WAWRZYNIEC.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Wejdź, wejdź, Romeo, nieszczęsny człowieku.
Zguba miłuje wszystkie twe uczynki,
A zaślubiony jesteś klęsce.
Wchodzi ROMEO.
ROMEO
Ojcze,
Jakie nowiny? Jaki wyrok księcia?
Jaki znów smutek, jeszcze mi nieznany,
Chce dłoń uścisnąć moją?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Syn mój drogi
Wszedł ze smutkami w zbyt wielką zażyłość.
Niosę ci wyrok ostateczny księcia.
ROMEO
Czy łagodniejszy niż Sąd Ostateczny?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Tak, łagodniejszy. - „Wygnanie" - z ust jego.
Nie śmierć dla ciała, lecz ciała wygnanie.
ROMEO
Wygnanie! Okaż miłosierdzie, powiedz:
„Śmierć!", gdyż wygnanie ma straszniejsze lico
Niż śmierć; więc błagam, nie mów, że wygnanie.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Jesteś wygnany z Werony, lecz okaż
Cierpliwość; świat jest długi i szeroki.
ROMEO
Świat nie istnieje za murem Werony,
Lecz tylko czyściec, udręka i piekło.
Być stąd wygnanym to zostać wygnanym
Ze świata; a być wygnanym ze świata
Jest to śmierć właśnie. - A więc być wygnanym
To śmierć, lecz innym słowem określona.
Złotym toporem uciąłeś mi głowę
I na morderczy cios patrzysz z uśmiechem.
74
BRAT W A W R Z Y N I E C
Grzechu śmiertelny! Nędzna niewdzięczności!
Za błąd twój śmiercią karzą nasze prawa;
Lecz dobry książę ujął się za tobą,
Obszedłszy prawo, i zmienił śmierć mroczną
W wygnanie. Czyżbyś nie dostrzegł tej łaski?
ROMEO
Nie jest to łaska, lecz tortura. Niebo
Jest tam, gdzie Julia. Pies każdy, kot każdy
I mała myszka, najlichsze istoty
Żyją tu w niebie, mogąc patrzeć na nią,
Lecz nie Romeo; - większą wartość bowiem,
Godność i możność szlachetnego życia
Ma mucha, która na ciało opada,
Niźli Romeo. Może ona usiąść
Na białym cudzie ręki mojej Julii
I nieśmiertelne skraść błogosławieństwo
Z jej warg, co chociaż czyste i dziewicze,
Płoną, jak gdyby wierząc, że zgrzeszyły,
Całując siebie nawzajem; Romeo
Nie może tego czynić, jest wygnany.
Mucha tam lata, skąd odlecieć muszę. A ty wygnania nie nazywasz śmiercią?
Nie miałeś noża, trucizny czy innych
Środków niosących nagłą śmierć, mniej podłych
Niż to „wygnany", którym chcesz mnie zabić? „Wygnany"? Ojcze, potępieńcy w piekle
Znają to słowo i łączą je z wyciem.
Czy miałeś serce, ty, będąc kapłanem
I spowiednikiem grzech odpuszczającym,
I, jak powiadasz, moim przyjacielem,
Tak mnie rozszarpać tym słowem „wygnany"?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Szaleńcze, daj mi powiedzieć choć słowo.
ROMEO
O, znów mi będziesz mówił o wygnaniu.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Chcę ci dać tarczę przeciw temu słowu,
75
Słodki lek przeciw troskom, filozofię,
Która pocieszy cię na twym wygnaniu.
ROMEO
Znowu „wygnanie"? - O, śmierć filozofii!
Jeśli nie stworzy filozofia Julii
I nie przeniesie miasta lub nie zmieni
Wyroku księcia, nie wspominaj o niej.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Jak widzę, uszu nie mają szaleńcy.
ROMEO
Na co im uszy, gdy mędrcom brak oczu?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Daj mi omówić twoje położenie.
ROMEO
Nie możesz mówić, gdy tego nie czujesz.
Gdybyś był młody jak ja, kochał Julię,
Zabił Tybalta w godzinę po ślubie,
Jak ja miłował i został wygnany,
Mógłbyś przemówić, mógłbyś paść na ziemię,
Rwąc włosy z głowy, jak ja rwę je teraz,
Biorąc mym ciałem miarę na grób przyszły.
Piastunka puka.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Powstań, Romeo: ktoś puka! Masz skryć się!
ROMEO
O nie, nie, chyba że opar mych jęków
Jak mgła mnie skryje przed okiem pogoni.
Ponowne
pukanie.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Słyszysz? Pukają! - Kto tam? - Wstań, Romeo!
Schwycą cię. - Czekaj! - Wstań, skryj się w mym studium.
Zaraz podejdę! - Głupiec! Boże! - Idę!
Pukanie.
Kto tak łomocze? Czego chcesz? Skąd idziesz?
PIASTUNKA
Na
zewnątrz
Wpuść mnie, a poznasz moje posłannictwo.
Od pani Julii idę.
76
BRAT W A W R Z Y N I E C
Witaj, witaj!
Wchodzi
PIASTUNKA.
PIASTUNKA
O świątobliwy bracie, powiedz, powiedz,
Gdzie jest mąż pani mej? Gdzie jest Romeo?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Tu, na podłodze, zalewa się łzami.
PIASTUNKA
O, jak podobny w tym do mojej pani,
Jakże podobny!
BRAT W A W R Z Y N I E C
Nieszczęsna bliskości!
Stanie żałosny!
PIASTUNKA
Ona też tak leży,
Szlochając, łkając; łkając i szlochając. Wstań, wstań! Wstań, panie, gdy jesteś mężczyzną
Dla Julii, dla niej, dźwignij się i powstań!
Czemu popadasz w tak głęboką żałość?
ROMEO
wstaje.
ROMEO
Nianiu! PIASTUNKA
Ach, panie, panie! - Śmierć wszystko zakończy.
ROMEO
Mówisz o Julii? I cóż się z nią dzieje?
Czy sądzi o mnie, że jestem mordercą,
Ja, który chwilę narodzin miłości
Krwią tak jej bliską zbryzgałem? Gdzie ona?
Co mówi moja skrzywdzona małżonka
O krzywdzie, która niszczy naszą miłość?
PIASTUNKA
Milczy, o panie, lecz szlocha i szlocha.
Pada na łoże i zrywa się znowu,
Wzywa Tybalta i woła: „Romeo!",
A później pada znów.
77
ROMEO
Jakby to imię
Było pociskiem śmiercionośnym z działa
I w nią godziło jak przeklęta ręka,
Która zabiła jej krewnego. - Ojcze,
Powiedz mi, błagam cię, gdzie w tym przeklętym
Ciele spoczywa imię, bym mógł zniszczyć
Ten nienawistny przybytek?
ce się przebić; Piastunka wyrywa mu sztylet.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Powstrzymaj
Rękę szaloną! Czy jesteś mężczyzną?
Powłoka twoja mówi, że nim jesteś.
Łzy twe niewieście są, a dzikie czyny
Mówią, że jesteś nierozumną bestią.
W silnym mężczyźnie bezsilna niewiasto!
Lub silna bestio w bezsilnych obojgu!
Zdumienie budzisz. Na mój zakon święty,
Wierzyłem, że masz więcej odporności.
Czy nie zabiłeś Tybalta? Czy pragniesz
Zabić też siebie w nienawiści wściekłej,
A także żonę swą, której istnienie
Od twego życia zawisło? Dlaczego
Lżysz imię swoje, ziemię i Niebiosa?
A że to imię, ziemia i Niebiosa
Są tobą właśnie, chcesz je zniszczyć w sobie?
Wstyd, wstyd, powłokę swą hańbisz, swą miłość
I rozum! Wszystko masz w nadmiarze, jednak
Jak lichwiarz kryjesz to, co winno zdobić
Powłokę twoją, twą miłość i rozum.
Kształt twój szlachetny jest formą woskową,
Skoro wyzułeś go z męskiej dzielności.
Choć poprzysiągłeś swojej ukochanej,
Krzywoprzysięzcą jesteś, gdyż chcesz zabić
Swą miłą, której przyrzekłeś opiekę.
Twój rozum, który powłokę i miłość
Twą winien zdobić, źle wiedzie oboje,
I jest jak gdyby prochem w ładownicy
Złego żołnierza. Twa własna głupota
78
Rzuca nań iskrę, powodując wybuch,
I proch rozrywa cię, choć miał cię bronić.
Zbudź się, człowieku! Twoja Julia żyje,
Choć chciałeś dla niej umrzeć. A więc ciesz się!
Nie żyje Tybalt, który chciał cię zabić,
Gdyż ty zabiłeś Tybalta. Więc ciesz się!
Prawo ci sprzyja, choć groziło śmiercią,
I przemieniło ją w wygnanie. Ciesz się!
Błogosławieństwa idą z tobą stadem,
Szczęście przybrane świątecznie cię wabi,
Lecz ty jak krnąbrna i posępna dziewka
Boczysz się na swój los i swoją miłość. Ocknij się, ocknij albo zginiesz marnie.
Idź do twej miłej, tak jak ułożono,
Wejdź do komnaty, spróbuj ją pocieszyć.
Lecz wyjdź, nim w mieście staną dzienne straże,
Mogące odciąć drogę do Mantui,
Gdzie będziesz mieszkał, póki nie nadejdzie
Czas, by ogłosić o twoim małżeństwie,
Pocieszyć bliskich i przebłagać księcia,
A ciebie wezwać na powrót z radością
Dwieście tysięcy dziesięćkroć mocniejszą
Niż twe lamenty, kiedy odjeżdżałeś. Idź pierwsza, nianiu. Poleć mnie twej pani;
Niech sprawi, aby dom usnął czym prędzej;
Ich smutek ciężki będzie w tym pomocą.
Romeo ruszy za tobą.
PIASTUNKA
0 Boże, mogłabym tu stać noc całą
1 słuchać dobrych rad. Jakaż uczoność! Panie mój, powiem pani, że nadejdziesz.
ROMEO
Uczyń tak; niech mnie najsłodsza wyłaje.
Piastunka chce odejść, ale zawraca.
PIASTUNKA
To pierścień, który mam ci oddać, panie.
Pospiesz się, panie, bo już bardzo późno.
Wychodzi.
79
ROMEO
Dar ten nadzieję nową mi przynosi.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Idź; dobrej nocy. Tak się mają sprawy:
Albo wyjdź z miasta, nim zaciągną straże,
Albo przed brzaskiem musisz ujść w przebraniu.
Mieszkaj w Mantui. Znajdę twego sługę
I on, od czasu do czasu, przekaże
Wieści pomyślne o tutejszych sprawach.
Daj rękę. Późno już. Zegnaj, dobranoc.
ROMEO
Wzywa mnie teraz radość nad radości,
Inaczej wiele odczułbym żałości,
Żegnając ciebie. Bądź zdrów.
Wychodzą.
SCENA IV
Miejsce to samo. Pokój w domu Capuleta.
Wchodzą
STARY CAPULET, PANI CAPULET
i HRABIA PARIS.
CAPULET
Sprawy przybrały tak nieszczęsny obrót,
Ze brakło czasu, by pomówić z córką.
Kochała swego kuzyna Tybalta,
Ja także. - Człowiek się rodzi, by umrzeć.
Bardzo już późno; nie zejdzie dziś wieczór.
W i e r z mi, że gdyby nie twe towarzystwo,
Już przed godziną poszedłbym do łoża.
PARIS
Gdy czas doświadcza, nie czas się oświadczać. Pani, dobranoc. Poleć mnie swej córce.
PANI C A P U L E T
Zrobię tak; myśli jej poznam o świcie;
Nazbyt zbolała jest dzisiaj wieczorem.
Paris chce odejść, lecz Capulet powstrzymuje go.
CAPULET
Hrabio, spróbuję złożyć ci w ofierze
Miłość mej córki. Wierzę, że pozwoli,
80
Bym mógł stanowić o wszystkich jej sprawach.
Nie wątpię wcale, że tak jest naprawdę. Zono, nim pójdziesz do loża, idź do niej
I powiedz, jak ją kocha syn nasz, Paris.
Każ - słuchaj pilnie - aby w przyszłą środę Lecz zaraz! Jaki dziś dzień?
PARIS
Poniedziałek.
CAPULET
Ha! Poniedziałek! W i ę c w środę za wcześnie —
Niech będzie czwartek. - Powiedz jej, że w czwartek
Szlachetny hrabia zostanie jej mężem. Czy będziesz gotów? Sprzyja ci ten pośpiech? Lecz bez przepychu - jeden, dwu przyjaciół,
Bo, jak pojmujesz, skoro tak niedawno
Zabity został Tybalt, ludzie mogą
Pomyśleć, że śmierć bliskiego krewnego
Nas nie obeszła, jeśli to wesele
Będzie zbyt huczne. Tak więc pół tuzina
Przyjaciół można zaprosić, nie więcej.
Lecz cóż powiadasz o czwartku?
PARIS
Mój panie,
Chciałbym, by czwartek nastąpił już jutro.
CAPULET
Cóż, idź już. - A więc niechaj będzie czwartek. Ty idź do Julii, nim pójdziesz do łoża.
Na dzień wesela przygotuj ją, żono.
Bądź zdrów, mój panie. - Hej, światła! Idź przodem Do mej sypialni; późno tak, że można
Powiedzieć „wcześnie". - Zegnaj, dobrej nocy.
Wychodzą.
81
SCENA V
Komnata
Julii.
ROMEO IJULIA pojawiają
się
w
oknie.
JULIA
Pragniesz już odejść? Dzień jeszcze daleko,
To słowik wtargnął w twoje trwożne ucho,
A nie skowronek. Co noc śpiewa na tym
Drzewie granatu. Wierz, miły, to słowik.
ROMEO
To był skowronek, który dzień obwieszcza,
Nie słowik. Miła, spójrz, jak blask złowrogi
Chmury otacza koronką na wschodzie;
Już zgasły świece nocy; dzień wesoły
Stanął na palcach, na gór mglistych szczycie.
Chcąc żyć, odejdę; pozostając, umrę.
JULIA
Ten blask to nie blask dnia, tak, wiem na pewno.
Jest to meteor zrodzony przez słońce,
By swą pochodnią świecił ci wśród nocy
I mógł rozjaśnić drogę do Mantui.
A więc pozostań - nie musisz iść jeszcze.
ROMEO
Niech mnie pochwycą, niech mnie na śmierć skażą;
Jestem szczęśliwy, jeśli ty chcesz tego.
Powiem, że to nie szara dnia źrenica,
Lecz blady odblask bije z czoła Cyntii,
To nie skowronek, którego głos wzlata
W niebo sklepione ponad naszą głową.
Bardziej chcę zostać, niźli odejść mogę Witaj mi, śmierci oblicze złowrogie!
Julia chce tego - pójdź, noc jeszcze zwleka.
JULIA
Nie, to dzień! - Uchodź stąd, zniknij, uciekaj!
To ten skowronek śpiewa tak fałszywie,
Głosem ochrypłym, piszcząc przeraźliwie.
Niektórzy ludzie mówią, że skowronek
Śpiewa jak dzwonek. Ten mi jak dzwon bije,
Bo dzień witając, ciebie żegnać każe.
82
Niektórzy ludzie mówią, że skowronek
Zamienił oczy z ohydną ropuchą.
O, gdyby głosem mogły się zamienić!
Bo głos ten nasze ramiona rozrywa,
Mnie pozostawia, a ciebie porywa.
O, idź już! Rośnie dzień pośród światłości!
ROMEO
Światłość! Z światłością rośnie mrok żałości!
Wchodzi
PIASTUNKA.
PIASTUNKA
Pani!
JULIA
Co, nianiu?
PIASTUNKA
Matka się zbliża do twojej komnaty.
Wstał ranek. Strzeż się. Panie, uchodź skrycie.
Wychodzi.
JULIA
Więc, okno, ranek wpuść, a wypuść życie!
ROMEO
Zegnaj! Pocałuj raz! Już trzeba schodzić.
JULIA
O mój kochanku, więc tak pragniesz odejść?
Mój przyjacielu, panie mój! Chcę słyszeć
O tobie co dnia, a w każdej minucie
Ileż dni będzie! Gdy tak liczyć zacznę,
Będę staruszką, kiedy ujrzę znowu
Mego Romea!
ROMEO
Bądź zdrowa!
Wierz mi, nie stracę żadnej sposobności,
Aby pozdrowić cię, moja miłości.
JULIA
Czy wierzysz, że się jeszcze zobaczymy?
ROMEO
Nie wątpię. Smutki te będą nam służyć
Do rozmów słodkich w czasie, który przyjdzie.
83
JULIA
0 Boże, jaką mam złowróżbną duszę!
Tak mi się zdaje, gdy jesteś tam w dole,
Jak gdybyś umarł i był w głębi grobu;
Albo mnie myli wzrok, albo pobladłeś.
ROMEO
1 ty pobladłaś. To żałość wypiła
Krew naszą. Zegnaj, żegnaj, żegnaj, miła!
Wychodzi, w dok.
JULIA
0 losie, losie! Ludzie zwą cię zmiennym.
Jeżeli jesteś zmienny, co cię łączy
Z tym najwierniejszym? Lecz bądź zmienny, losie,
Bo wówczas długo tam go nie zatrzymasz
1 tu odeślesz.
PANI
na
CAPULET
zewnątrz
Hej, córko? Czy nie śpisz?
JULIA
Kto woła? Czy to moja pani matka?
Czy nie śpi późno tak? Czy wstała wcześnie?
Jaka przyczyna dziwna ją sprowadza?
Wchodzi PANI CAPULET.
PANI
CAPULET
Co, nie śpisz, Julio?!
JULIA
Źle się czuję, pani.
PANI
CAPULET
Nadal kuzyna swego opłakujesz?
Czy chcesz, by łzy twe rozmyły grobowiec,
Który go kryje? Jeśli ci się uda,
Przecież nie wskrzesisz go. W i ę c przestań płakać.
Mały żal miłość wielką ukazuje,
Lecz żal zbyt wielki jest znakiem głupoty.
JULIA
Pozwól mi płakać nad tak wielką stratą.
PANI
CAPULET
Tak płacząc, własną opłakujesz stratę,
Nie przyjaciela.
84
JULIA
Skoro tak odczuwam
Mą stratę, płaczę też nad przyjacielem.
PANI C A P U L E T
Pewnie śmierć jego nie tak opłakujesz
Jak to, że żyje łotr, który go zabił.
JULIA
Jaki łotr, pani?
PANI C A P U L E T
Nędzny łotr, Romeo.
JULIA
na stronie
Niech go od łotra dzielą całe mile. do matki
Wybacz mu, Boże! Jak ja mu wybaczam
Z serca całego; a przecież nikt z ludzi
Tak mi boleścią nie wypełnia serca.
PANI C A P U L E T
Gdyż ten morderca i zdrajca wciąż żyje.
JULIA
Tak, pani, z dala od tych rąk uścisku. Za śmierć kuzyna sama chcę się pomścić!
PANI C A P U L E T
Nie bój się o to; zemścimy się na nim
I łzy twe wyschną. Poślę do Mantui Gdzie ten wyrzutek wypędzony mieszka —
Kogoś, kto da mu lek tak nadzwyczajny,
Ze wkrótce zechce spotkać się z Tybaltem.
To cię, jak sądzę, musi zadowolić.
JULIA
Nigdy Romeo mnie nie zadowoli,
Póki nie ujrzę go w końcu - martwego Tak biedne serce me za bliskim tęskni.
Pani, gdy tylko wynajdziesz człowieka,
Który truciznę poniesie, ja sama
Chcę ją przyrządzić, aby mógł Romeo
Po jej wypiciu zapaść w sen spokojny.
O, jak me serce wzdryga się, gdy słyszę
To imię — dopaść nie mogąc człowieka,
85
By całą moją miłość dla Tybalta
Móc rozpłomienić na ciele zabójcy!
PANICAPULET
Znajdź tylko środki, ja znajdę człowieka;
M a m radośniejsze nowiny dla ciebie.
JULIA
Radość potrzebna bywa w takim czasie.
Co za nowiny? Proszę, powiedz, pani.
PANI
CAPULET
Masz, dziecko, bardzo troskliwego ojca,
Który od smutku pragnąc cię wyzwolić,
Dzień najszczęśliwszy dla ciebie obmyślił,
A mnie podobnie jak ciebie zaskoczył.
JULIA
Kiedy ta radość ma nastąpić, pani?
PANI
CAPULET
Mój Boże, dziecko, rankiem w przyszły czwartek.
Wytworny, młody, prawy hrabia Paris
Uczyni ciebie swą szczęśliwą żoną
W kościele Piotra Świętego.
JULIA
Na kościół
Piotra Świętego i samego Piotra,
Szczęśliwą żoną swą mnie nie uczyni!
Dziwi mnie pośpiech ten. Czy mam wyjść za mąż,
Nim mąż mój przyszły rozpocznie zabiegi?
Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu,
Ze jeszcze za mąż nie pójdę, a jeśli,
To prędzej wyjdę za Romea, który,
Jak wiesz, przedmiotem jest mej nienawiści,
Niż za Parisa. - Oto mi nowiny!
PANI
CAPULET
Nadchodzi ojciec; powiedz mu to sama;
A jak to przyjmie, rychło się przekonasz.
Wchodzą
CAPULET i PIASTUNKA.
CAPULET
Rosa opada po zachodzie słońca,
Lecz po zachodzie syna mego brata
86
Spadla ulewa. Czy jesteś rynną, panno? We Izach nadal?
Powódź nie mija? W jednym drobnym ciele
Jest wizerunek łodzi, morza, wiatru;
Gdyż oczy twoje, które nazwę morzem,
Wzbierają łzawym przypływem; a łodzią
Jest ciało twoje, płynące po słonej
Głębinie; wiatrem są westchnienia dmące
W twe żagle; one to - w zmaganiu z łzami Zatopią ciało twe miotane burzą,
Jeśli pogoda nie nastąpi. Zono!
Czy wyjawiłaś me postanowienie?
PANI C A P U L E T
Tak, panie, ale nie chce i dziękuje.
Oby ją, głupią, własny grób poślubił!
CAPULET
Zaraz! Usłyszeć chcę raz jeszcze, żono.
Co? Nie chce? Czyżby nie była nam wdzięczna?
Czy nie jest dumna? Czy nie jest szczęśliwa,
Ze dla niegodnej znalazłem szlachcica
Tak dostojnego, aby ją poślubił?
JULIA
Nie dumną, ale wdzięczną macie córkę.
Nie ma w tym dumy, co jest nienawistne,
Lecz wdzięczna będę za to nienawistne,
Skoro z miłością jest ofiarowane.
CAPULET
A cóż to? Cóż to? Logika w okruchach!
Cóż to? „Dziękuję" - „Nie, dziękuję" - „Dumna"
I znów „Nie dumna". - Ty przekorna dziewko,
Nie dziękuj ty mi, jeśli nie dziękujesz,
I nie bądź skromna, gdy jesteś zbyt dumna;
Ale przygotuj swe powabne członki,
By w przyszły czwartek spotkać się z Parisem
W Świętego Piotra kościele, lub każę
Zawlec cię w pętach. Precz, ty ladacznico,
Wymoczku, ścierwo!
87
PANI
CAPULET
Wstyd! Czy oszalałeś?
JULIA
Ojcze mój dobry, błagam na kolanach,
Osuwa się na klęczki.
Okaż cierpliwość; chcę rzec tylko słowo.
CAPULET
Powieś się, młoda, niesforna nędznico!
Powiem ci tylko - w czwartek do kościoła,
Lub nie waż mi się więcej spojrzeć w oczy;
Nie odpowiadaj, milcz i ani słowa;
Palce mnie świerzbią - myśleliśmy, żono,
Ze jedno tylko dziecko nam zsyłając,
Pobłogosławił nas Pan Bóg zbyt skąpo.
Dzisiaj dostrzegam, że i tego było
Zbyt wiele, bowiem jest dla nas przekleństwem.
Precz stąd, niecnoto!
PIASTUNKA
Boże jej błogosław! Źle czynisz, panie mój, tak jej złorzecząc.
CAPULET
Czemu, paniusiu moja przemądrzała?
Trzymaj roztropnie język za zębami.
Do swych kumoszek będziesz mówić. Precz stąd!
PIASTUNKA
Nie kłamię przecież.
CAPULET
O, Bóg daj ci zdrowie.
PIASTUNKA
Mówić nie wolno?
CAPULET
Milcz, głupia bełkotko!
Swą mądrość powierz kumoszkom przy dzbanie;
Tu jej nie trzeba.
PANI
CAPULET
Zbyt się rozjątrzyłeś.
CAPULET
Na Hostię Świętą! W szał wpaść można przez to!
Za dnia i w nocy, wieczorem, o świcie,
88
W domu, w podróży, sam i w towarzystwie,
We śnie, na jawie, troszczyłem się o to,
Jak mam ją wydać. A dziś, gdy zyskałem
Pana, którego ród się z książąt wiedzie;
O wielkich włościach, młodego, szlachetnie
Ułożonego; pełnego, jak mówią,
Zalet czcigodnych; o powierzchowności,
Jakiej by sobie mógł życzyć mężczyzna, Nagle ta głupia, zasmarkana beksa,
Skomląca lalka, los taki odrzuca
I odpowiada: „Nie pragnę iść za mąż,
Nie mogę kochać, jestem nazbyt młoda Proszę cię, wybacz". - Lecz jeśli nie zechcesz
Iść za mąż, ja ci wybaczę i możesz
Paść się, gdzie zechcesz, lecz nie w moim domu.
Rozważ to, przemyśl; nie zwykłem żartować.
Czwartek już blisko, połóż dłoń na sercu
I przemyśl wszystko. Jeśli moją jesteś,
Przyjacielowi cię oddam. Lecz jeśli
Nie jesteś moją, możesz się powiesić,
Zebrać, głodować, umrzeć na ulicy,
Gdyż, na mą duszę, nigdy cię nie uznam,
A dobra moje nie będą ci służyć.
Uwierz w to, przemyśl, gdyż nie złamię słowa.
Wychodzi.
JULIA
Czy nie ma żadnej litości w obłokach,
Która wejrzałaby w głąb mego bólu?
O słodka matko, ty mnie nie odrzucaj!
Opóźnij ślub ten o miesiąc, o tydzień,
Lub jeśli nie chcesz, przygotuj łożnicę
W mrocznym grobowcu, gdzie Tybalt spoczywa.
PANICAPULET
Nie mów już do mnie; nie odpowiem słowem.
Uczyń, co zechcesz, gdyż skończyłam z tobą.
Wychodzi.
JULIA
O Boże! - Nianiu, jak temu zaradzić?
Mój mąż na ziemi, a przysięga w Niebie.
89
Jakże przysięga ma wrócić na ziemię,
Jeśli nie przyśle mi jej mąż mój z Nieba,
Kiedy opuści ziemię? - Pociesz, poradź!
Biada mi, biada! Jak mogą Niebiosa
Tak twardo karać tak miękką istotę?
Co powiesz? Nie masz wesołego słowa?
Pociechy, nianiu!
PIASTUNKA
Oto jest. Romeo
Został wygnany i stawiam świat cały
Przeciw niczemu, że się nie odważy
Nigdy powrócić, aby cię oskarżyć.
Jeśli powróci nawet, to ukradkiem.
A że twe sprawy stoją, tak jak stoją,
Najlepiej będzie dać rękę hrabiemu.
O, to prześliczny pan!
Romeo przy nim to zwyczajny galgan.
Orzeł, panienko, nie ma tak zielonych,
Bystrych i pięknych oczu, jak ma Paris.
Przeklnij me serce, lecz wierzę, że będziesz
Szczęśliwsza z drugim, gdyż wielce przerasta
Tego pierwszego, a jeśli nie nawet,
To pierwszy umarł, lub jest jak umarły;
Bo cóż masz z niego, skoro mieszkasz tutaj?
JULIA
Czy mówisz z serca?
PIASTUNKA
I z duszy. Przeklnij mnie, jeżeli kłamię.
JULIA
Amen!
PIASTUNKA
Co?
JULIA
No cóż, cudownie mnie tym pocieszyłaś.
Idź, powiedz matce, że poszłam do celi
Ojca Wawrzyńca, by się wyspowiadać
I rozgrzeszenie otrzymać, gdyż ojcu
Przykrość sprawiłam.
90
PIASTUNKA
Matko Boża, pójdę!
Oto roztropny uczynek!
Wychodzi.
JULIA
Przeklęta
Starucho! O ty diable potępiony!
Spogląda za
Piastunką.
Czy twe namowy do krzywoprzysięstwa
Są cięższym grzechem, czy twe wyszydzanie
Pana mojego tym samym językiem,
Którym tysiące razy go chwaliłaś
Nad porównanie? - Odejdź, mój doradco;
Ty i me serce już się nie spotkacie.
Idę do mnicha, niech temu zaradzi;
Jeśli nie, własna ma dłoń niech mnie zgładzi.
Wychodzi.
AKT CZWARTY
SCENA 1
Werona. Cela Brata Wawrzyńca.
Wchodzą BRAT WAWRZYNIEC i PARIS.
BRAT W A W R Z Y N I E C
We czwartek, panie? Niezwykły to pośpiech.
PARIS
Mój teść Capulet pragnie, by tak było.
A ja nie będę nalegał na zwłokę.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Mówisz, że nie znasz uczuć narzeczonej;
To kręta droga; nie cieszy mnie wcale.
PARIS
Mało mówiłem jej o mej miłości,
Gdyż opłakuje ciągle śmierć Tybalta,
A uśmiech Venus gaśnie w domach smutku.
Jej ojciec, widząc, że ów żal przemożny
Jest groźny dla niej, chce w mądrości swojej
Małżeństwo nasze przyspieszyć, by wstrzymać
Jej łez potoki, które w samotności
Wzbierając, wyschną pewnie w towarzystwie.
Znasz więc przyczynę naszego pośpiechu.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Na stronie.
Obym nie poznał przyczyny dla zwłoki. Spójrz, panie, oto nadchodzi ta dama.
93
Wchodzi JULIA.
PARIS
W i t a m z radością, pani ma i żono!
JULIA
Tak będzie, panie, gdy zostanę żoną.
PARIS
To „będzie" stanie się już w czwartek rano.
JULIA
Będzie, co będzie.
BRAT W A W R Z Y N I E C
To rzecz pewna, panie.
PARIS
Przyszłaś do ojca, by się wyspowiadać?
JULIA
Odpowiedź będzie spowiedzią przed tobą.
PARIS
Nie chciej zaprzeczać przed nim, że mnie kochasz.
JULIA
Mogę ci wyznać, że jego miłuję.
PARIS
Wyznasz z pewnością przy tym, że mnie kochasz.
JULIA
Jeśli tak zrobię, wyżej cenić trzeba,
Ze za plecami to powiem, nie w oczy.
PARIS
Ślad łez tak bardzo twe lico odmienił.
JULIA
Łzy te odniosły marny tryumf, bowiem
Dość było liche, nim mu zaszkodziły.
PARIS
Słowami krzywdzisz je bardziej niż łzami.
JULIA
Nie jest oszczerstwem, panie, szczera prawda.
A powiedziałam to sobie wprost w oczy.
PARIS
Zelżyłaś lico należące do mnie.
94
JULIA
Być może; bowiem do mnie nie należy. Czy masz czas teraz, świątobliwy ojcze,
Czy też wieczorem mam przyjść, po nieszporach?
BRAT W A W R Z Y N I E C
Mogę ci służyć teraz, smętna córko. Hrabio, bądź łaskaw zostawić nas samych.
PARIS
Niech mnie Bóg strzeże, abym miał zakłócić
Sprawy nabożne! - Julio, w czwartek rano
Zbudzę cię. Zegnaj aż do owej chwili
I ten nabożny pocałunek przyjmij.
Wychodzi.
JULIA
O, drzwi te zamknij! A gdy to uczynisz,
Wróć i płacz ze mną. Znikąd już nadziei,
Znikąd ratunku, znikąd zmiłowania!
BRAT W A W R Z Y N I E C
Ach, Julio, znam już twą straszną rozterkę;
Sama myśl o niej odbiera mi zmysły.
Słyszę, że musisz zostać zaślubiona
Temu hrabiemu w nadchodzący czwartek
I nic nie może odwlec tych obrządków.
JULIA
Nie mów mi, ojcze, że słyszałeś o tym,
O ile nie wiesz, jak temu zapobiec.
Jeśli twa mądrość mi nie dopomoże,
Nazwij choć mądrym me postanowienie,
A ja wspomogę je wnet tym sztyletem.
Bóg złączył serce moje i Romea,
Ty - nasze dłonie; więc zanim ta ręka,
Którą związałeś ty z ręką Romea,
Będzie związana z innym; a me wierne
Serce zdradliwie skłonię ku innemu,
Ten sztylet serce i rękę zabije.
W i ę c niechaj twoje wielkie doświadczenie
Zechce poradzić mi teraz, lub ujrzysz,
Jak nóż ten krwawy rozstrzyga zmaganie
95
Moje z tym strasznym położeniem, będąc
Sędzią w rozprawie, której twoja mądrość
I wiek nie mogły rozstrzygnąć z honorem.
Mów i nie zwlekaj, gdyż chwila zagłady
Nadejdzie dla mnie, gdy nie znajdziesz rady.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Wstrzymaj się, córko; jest pewna nadzieja,
Lecz ją poprzedza czyn tak rozpaczliwy,
Jak rozpaczliwe jest twe położenie.
Jeżeli wolisz odjąć sobie życie
Niż zostać żoną hrabiego Parisa,
Zapewne zechcesz, by uniknąć hańby,
Dokonać czegoś, co śmierć przypomina,
Ale jest tylko ucieczką przed śmiercią.
Dam ci lekarstwo, jeśli się odważysz.
JULIA
O, każ mi skoczyć ze szczytu tej wieży,
Bym nie została małżonką Parisa;
Lub ruszyć drogą, gdzie mordują zbójcy;
Lub każ, bym pośród węży przebywała;
Przykuj mnie pośród ryczących niedźwiedzi
Lub zamknij nocą w kostnicy, gdzie leżą
Szkielety zmarłych, potrzaskane czaszki
I trupi zaduch wznosi się z piszczeli;
Lub każ, bym weszła do świeżego grobu
I zawinęła się w całun z umarłym;
Wszystko to kiedyś wstrząsało mnie dreszczem,
Lecz dziś nie trwoży; uczynię to wszystko,
Aby wierności miłemu nie splamić.
BRAT W A W R Z Y N I E C
A więc posłuchaj: idź teraz do domu.
Wesoło zgódź się na ów ślub z Parisem.
Jutro jest środa, więc jutrzejszej nocy
Spij sama; niech się piastunka nie kładzie
W twojej sypialni. Zabierz ten flakonik,
A kiedy znajdziesz się już w łożu, wypij
Jego zawartość; natychmiast obejmie
Całe twe ciało chłód i ociężałość,
96
Puls twój zakończy przyrodzone bicie,
Ustanie oddech, ciało twe ostygnie
I nic nie będzie świadczyło, że żyjesz.
Róże na wargach i policzkach zbledną
I szarą barwę popiołu przybiorą;
Na okna oczu opadną zasłony
Jak okiennice, które śmierć zamyka,
Gdy wieczór życia dobiegnie już kresu.
A wszystkie członki, pozbawione władzy,
Zimne i sztywne, stworzą obraz śmierci.
To podobieństwo do istot umarłych
Trwać będzie w ciągu czterdziestu dwóch godzin;
Później się zbudzisz jak ze snu miłego.
Kiedy pan młody przybędzie o świcie,
Aby przebudzić cię, będziesz umarła.
Później, jak każe obyczaj ojczysty,
W sukni najlepszej, odkrytą, na marach
Poniosą ciebie do grobowca, w którym
Ród Capuletów spoczywa. Tymczasem
Romeo listem mym powiadomiony
Pozna nasz zamysł i przybędzie tutaj,
By czekać ze mną twego przebudzenia;
Tej samej nocy weźmie cię Romeo
Stąd do Mantui. I tak się uwolnisz
Od hańby, jeśli niestałość czy płochość,
Lub lęk niewieści, nie złamią twojego
Męstwa, wstrzymując cię przed tym uczynkiem.
JULIA
Daj mi to, daj mi! Nie mów mi o lęku!
BRAT W A W R Z Y N I E C
Weź; idź już; dzielna bądź; życzę ci szczęścia
W twym zamierzeniu. Wyślę brata z listem
Do męża twego w Mantui.
JULIA
Pomocy
Miłość udzieli i doda mi mocy!
Bądź zdrów, drogi ojcze!
Wychodzą.
97
SCENA 11
Sień w domu Capuleta.
Wchodzą
CAPULET, PANI CAPULET, PIASTUNKA i dwaj lub
trzej Słudzy.
CAPULET
Zaproś tych gości, których tu spisano. Wychodzi 1. Służący.
Sprowadź dwudziestu najlepszych kucharzy.
2. S Ł U Ż Ą C Y
Nie będziesz miał złych, panie; gdyż wypróbuję, czy umieją palce li­
zać.
CAPULET
Jak możesz ich w ten sposób wypróbować?
2. S Ł U Ż Ą C Y
Matko Boża, panie, dobry kucharz to taki, że palce lizać! W i ę c takiego,
który nie umie tego, nie wezmę.
CAPULET
Idź, idź już. Wychodzi 2. Służący.
Niczego na czas nie przygotujemy. Czy Julia poszła do Brata Wawrzyńca?
PIASTUNKA
Tak, z pewnością.
CAPULET
Cóż, może uda mu się ją przekonać.
Jest to uparta, zakuta lajdaczka.
PIASTUNKA
Spójrz, jak wesoła wraca od spowiedzi.
WchodziJULIA.
CAPULET
Co, uparciuchu! Gdzie to się włóczyłaś?
JULIA
Tam, gdzie pojęłam, jak za grzech żałować
Nieposłuszeństwa i krnąbrnej przekory
Wobec rozkazów twych. Ow świątobliwy
Ojciec Wawrzyniec kazał mi tu runąć
Do nóg twych, prosząc wybaczenia. - Błagam,
Wybacz mi! Odtąd już będę posłuszna.
98
CAPULET
Słać do hrabiego! Niech się dowie o tym.
Węzeł ten pragnę związać jutro rano.
JULIA
W celi Wawrzyńca napotkałam tego
Młodego pana. Okazałam tyle
Miłości, ile dozwoliła skromność.
CAPULET
Tb dobrze; cieszy mnie to, - powstań, córko, Tak być powinno. - Chcę ujrzeć hrabiego;
Tak, Matko Boża, przyprowadźcie go tu! Świadczę się Bogiem, że cała Werona
W i n n a poważać wielebnego brata.
JULIA
Nianiu, pójdź ze mną do mej gotowalni
I pomóż wybrać stosowne ozdoby,
Które, twym zdaniem, jutro winnam włożyć.
PANI C A P U L E T
Dopiero w czwartek. - Jest jeszcze dość czasu.
CAPULET
Idź, nianiu, idź z nią. - Jutro do kościoła.
Wychodzą Julia
i Piastunka.
PANI C A P U L E T
Przygotowania jeszcze nieskończone,
A noc nadchodzi.
CAPULET
Ja będę się krzątał
I wszystko będzie dobrze, ręczę, żono.
Ruszaj do Julii, pomóż jej strój wybrać;
Nie będę kładł się dziś - dajcie mi spokój.
Raz panią domu będę. - Hej tam, służba! Wysłałem wszystkich. No cóż, więc sam pójdę
I przygotuję hrabiego Parisa
Na jutro. Serce mam lekkie od chwili,
Gdy ta dziewczyna się opamiętała.
Wychodzą.
99
SCENA III
Sypialnia Julii.
Wchodzą JULIA
i
PIASTUNKA.
JULIA
Tak, to najlepsza suknia. - Ale, nianiu
Miła, pozostaw mnie samą tej nocy;
Muszę odmówić niejedną modlitwę,
Aby uzyskać przychylność Niebiosów
W tym położeniu mym, tak pełnym grzechu
I powikłanym, jak wiesz dobrze sama.
Wchodzi PANI CAPULET.
PANI
CAPULET
Zajęta jesteś, co? Chcesz mej pomocy?
JULIA
Nie, pani; mamy wszystko, co potrzebne,
Aby wystąpić jutro uroczyście.
Proszę więc, dajcie mi pozostać samej
I niechaj niania spędzi tę noc z tobą,
Gdyż pewna jestem, że masz pełne ręce
Pracy w tej sprawie tak nagłej.
PANI
CAPULET
Dobranoc.
Połóż się wkrótce i dobrze wypocznij.
Wychodzą Pani Capulet i Piastunka.
JULIA
Zegnajcie! - Bóg wie, kiedy się spotkamy.
Zimny dreszcz trwogi przebiega me żyły
I ścina całe niemal ciepło życia.
Wezwę je znowu, by mnie pocieszyły. Nianiu! - Lecz cóż by miała tutaj robić?
Mą smętną scenę muszę zagrać sama Pójdź, flakoniku. A jeśli wywar ten nie poskutkuje?
Czy mnie wydadzą siłą za hrabiego?
Nie, nie; - to stanie na drodze; - leż tutaj. Kładzie sztylet obok siebie.
A jeśli jest to zabójcza trucizna,
Którą podsunął mi ten brat podstępnie,
100
By dzięki śmierci mej uniknąć hańby,
Gdyż wcześniej wydał mnie już za Romea?
Lękam się tego, nie wierzę w to jednak,
Wiadomo bowiem, że to człowiek święty.
Nie chcę rozważać tak niedobrej myśli. A jeśli złożą mnie w owym grobowcu
I się przebudzę, nim przyjdzie Romeo,
By wyswobodzić mnie? Oto myśl straszna!
Czy nie zaduszę się w lochu, gdzie żaden
Podmuch powietrza świeżego nie dotrze?
I czy nie skonam, nim Romeo wejdzie?
Lub, jeśli będę żyła, czy ów widok
Straszliwy nocy i śmierci naokół,
I przerażenie, które one wzbudzą, Ciemny grobowiec; starożytne miejsce,
Gdzie od stuleci gromadzą się kości
Mych wszystkich przodków; gdzie ów krwawy Tybalt,
Świeżo złożony, gnije pod całunem;
A powiadają, że w godzinach nocy
Duchy się schodzą tam. - Ach, biada, biada,
Czy niemożliwe, że wcześniej zbudzona? A zaduch wstrętny; wrzaski przeraźliwe,
Jak gdyby pokrzyk wyrywano z ziemi?
Słysząc je, żywy wpada w obłąkanie.
O, gdy się zbudzę, czy nie oszaleję,
Mając dokoła lęk tak przeraźliwy?
Czy zacznę w szale igrać kośćmi przodków
I spod całunu wyciągnę Tybalta?
A w szale kością jednego z mych wielkich
Przodków, jak pałką, głowy swej nie strzaskam? O, spójrz! Czy to nie duch mego kuzyna
Szuka Romea, który jego ciało
Przebił rapierem.- Stój! Ach, stój,Tybalcie!
Idę, Romeo! Piję za twe zdrowie.
Pada na łóżko osłonięte firankami.
101
SCENA IV
Sień w domu Capuleta.
Wchodzą
PANI
PANI
CAPULET i
PIASTUNKA.
CAPULET
Masz klucze, nianiu, przynieś więcej przypraw.
PIASTUNKA
Kuchnia o pigwy prosi i daktyle.
Wchodzi
CAPULET.
CAPULET
Ruszać się, ruszać; już drugi kur zapiał,
Poranny bije dzwon; minęła trzecia. Dojrzyj pieczeni, dobra Angeliko,
Nie żałuj kosztów.
PIASTUNKA
To rzecz babska, panie.
Powróć do łóżka albo, na mą wiarę,
Jutro bezsenność taką odchorujesz.
CAPULET
Nie, ani trochę! Dla mniejszej przyczyny
Umiałem spędzić całą noc bezsennie
I nigdy tego nie odchorowałem.
PANI
CAPULET
Tak, bo łowiłeś myszy w swoim czasie,
Lecz teraz strzegę cię, byś strzegł się tego.
Wychodzą Pani Capulet i Piastunka.
CAPULET
Zazdrosny czepek; o, zazdrosny czepek!
Wchodzi trzech lub czterech Służących, niosących rożny, bierwiona i koszyki.
Hej tam, człowieku, co masz w tym koszyku?
1. S Ł U Ż Ą C Y
Coś dla kucharza, lecz nie wiem co, panie.
CAPULET
Spieszcie się, spieszcie.
Wychodzi 1. Służący.
- Chłopcze, nanieś tutaj
Suchych kłód; Piotr ci powie, gdzie ich szukać.
102
2. SŁUŻĄCY
M a m głowę, panie, z klepkami jak kłody
I niepotrzebny jej Piotr w takiej sprawie.
Wychodzi.
CAPULET
Na sakramenty, wesoły skurwysyn!
Dobrze powiedział, chociaż brak mu klepek. Na Boga, dzień już! W n e t nadejdzie hrabia
Z muzykantami, tak jak zapowiedział. Słyszę ich chyba. Odgłos instrumentów.
Nianiu! - Zono! - Prędzej!
Wchodzi
PIASTUNKA.
Idź, przebudź Julię; ubierz ją niezwłocznie,
A ja Parisa zabawię rozmową, Idź, spiesznie, spiesznie! Pan młody już czeka.
Prędzej, powiadam!
Wychodzą.
SCENA V
Sypialnia Julii.
Wchodzi
PIASTUNKA.
PIASTUNKA
Panienko! - Julio! - Panienko! - Jak mocno! Hej, jagnię! - Pani! - Wstydź się, wielki śpiochu!
Miła, nie słyszysz? - Serce! - Panno młoda!
Co? Ani słowa? - Widzę, że odsypiasz
Za cały tydzień z góry, bo tej nocy
Ręczę, że hrabia nie spocznie i nie da
Chwili spoczynku ni tobie, ni sobie, Odpuść mi, Boże, Panno Święta, amen.
Jakże śpi! Muszę ją przecież obudzić. 0 pani, pani, pani! - Chcesz, by hrabia
W łożu cię zastał? Już on cię wystraszy! Czy się nie zbudzisz? Co, włożyłaś suknię?
1 znów usnęłaś? Muszę cię obudzić. Hej, pani, pani, pani! - Biada, biada! -
103
Ratujcie! Moja panienka nie żyje! O dniu żałosny! Czemu na świat przyszłam!
Dać okowity, hej! - Panie mój! Pani!
Wchodzi PANI CAPULET.
PANI C A P U L E T
Cóż to za wrzawa?
PIASTUNKA
O dniu opłakany!
PANI C A P U L E T
Co tu się stało?
PIASTUNKA
Spójrz, spójrz, o dniu grozy!
PANI C A P U L E T
Och! - Dziecko moje! Całe moje życie!
Odżyj, spójrz na mnie albo umrę z tobą!
Na pomoc! - wzywaj ratunku. - Na pomoc!
Wchodzi
CAPULET.
CAPULET
Wstydźcie się! Julio, pan młody już czeka.
PIASTUNKA
Zmarła! Nie żyje! Dniu najżałośniejszy!
PANI C A P U L E T
Biada; nie żyje, nie żyje, nie żyje!
CAPULET
Ha! Dajcie spojrzeć. - Niestety, jest zimna.
Krew już ostygła, zesztywniały członki.
Wargi te dawno rozstały się z życiem.
Śmierć ją okrywa jak przedwczesna zima,
Która zabiła kwiat łąk najpiękniejszy.
PIASTUNKA
O dniu żałosny!
PANI C A P U L E T
O nieszczęsna chwilo!
CAPULET
Śmierć, która wzięła ją ku mej boleści,
Pęta mi język, nie dając przemówić.
Wchodzą
BRAT WAWRZYNIEC
i PARIS z Muzykantami.
104
BRAT W A W R Z Y N I E C
Pójdźmy; czy panna młoda już gotowa?
CAPULET
Tak, aby odejść i już nie powrócić. O synu, w noc tę przed twoim weselem
Do łoża żony twej Śmierć się wślizgnęła. Spójrz, oto leży mój kwiat, pozbawiony
Kwiatu dziewictwa przez nią. M o i m zięciem
Jest Śmierć. I będzie Śmierć dziedzicem moim,
Gdyż moją córkę poślubiła. Umrę
I pozostawię jej wszystko; me życie,
Wszystko, co żyje, co mam, Śmierć zabierze.
PARIS
Długo pragnąłem ujrzeć ten poranek
I oto taki widok mi ukazał!
PANI C A P U L E T
Dniu nienawistny, nieszczęsny, ohydny!
Najgorsza chwilo, jaką czas zobaczył
W swej nieskończonej, mozolnej pielgrzymce!
Jedyne, biedne, kochające dziecko,
Jedyną radość, jedyną pociechę
Porwała Śmierć okrutna sprzed mych oczu!
PIASTUNKA
O, co za żałość! O dniu tak żałosny!
Najopłakańszy, najbardziej żałosny
Ze wszystkich, wszystkich, wszystkich, jakie znałam!
O dniu, o dniu! O ty dniu nienawistny!
Nikt czarniejszego dnia nigdy nie widział;
0 dniu żałosny! O ty dniu żałosny!
PARIS
Tak pokrzywdzony, zabity, zelżony
1 rozwiedziony podstępnie! Ohydna
Śmierci, to ty mnie podeszłaś ukradkiem
I powaliłaś okrutnie, okrutnie! Miłości moja! Zycie moje! - O nie,
To już nie życie, to jest miłość w śmierci.
CAPULET
Najżałośniejszy, zbity, udręczony,
Znienawidzony i zamordowany! -
105
Czasie niedobry, czemu dziś nastałeś,
By zabić, zabić naszą uroczystość? O dziecko, dziecko! - Duszo ukochana! Wraz z tobą radość ma jest pogrzebana!
BRAT W A W R Z Y N I E C
To wstyd! Zamilczcie! Zamęt to, nie lament;
W tej pięknej pannie miało udział Niebo
Wraz z wami. Teraz Niebo ma ją całą,
Co jest z korzyścią dla owej dzieweczki.
Część waszą Śmierci musieliście oddać;
Niebo da swojej życie wiekuiste.
Chcieliście dla niej tylko wywyższenia,
Jej wywyższenie było dla was niebem.
Czemu płaczecie, widząc, że się wzniosła
Ponad obłoki, aż do samych Niebios?
O, źle kochacie dziecko, tak szalejąc,
Skoro widzicie, że jest już szczęśliwa.
Nie ta szczęśliwa, która długo żyje
Ze swym małżonkiem, lecz ta, która młodo
Umiera, zaraz po ślubie. Otrzyjcie
Łzy i okryjcie zwłoki rozmarynem,
Tak jak chce zwyczaj; nieście do kościoła
W szaty godowe pięknie ustrojoną.
Bo choć natura skłania do żałości,
Rozum z tych żalów ma wiele radości.
CAPULET
Wszystkie wesela radosne ozdoby
Niech się przemienia w oznaki żałoby.
Muzyka nasza - w dzwon melancholijny;
Uczta weselna - w pogrzebową stypę;
Hymny radosne - w smętne zawodzenia,
A kwiaty ślubne złożymy na zwłokach;
I wszystko stanie się swym przeciwieństwem.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Odejdź stąd, panie - a ty pójdź z nim, pani Ty także odejdź stąd, hrabio Parisie. Bądźcie gotowi, aby odprowadzić
Te piękne zwłoki i złożyć do grobu.
106
Zło jakieś sprawia, że Niebiosa grożą;
W i ę c nie spierajcie się już z wolą Bożą.
Wszyscy, prócz Piastunki i Muzykantów, występują ku przodowi i obrzucają Julię kwiatami roz­
marynu.
1. M U Z Y K A N T
Trzeba schować fujary i odejść.
PIASTUNKA
Tak, tak, poczciwcy, ach, trzeba je schować;
Widzicie, jaka to nieszczęsna strata.
Wychodzi.
1. M U Z Y K A N T
Strata stratą, ale co z zapłatą?
Wchodzi PIOTR.
PIOTR
Muzykanci, o muzykanci, zagrajcie mi Wesołe serc/uszko, wesołe serdu­
szko] O, jeśli chcecie, żebym nie skonał, zagrajcie mi Wesołe serduszko]
1. M U Z Y K A N T
Dlaczego Wesołe serduszko}
PIOTR
O muzykanci, bo serce moje gra Serce w rozterce. Zagrajcie mi na jakąś
wesołą nutkę, żeby mnie pocieszyć.
1. M U Z Y K A N T
Żadnej nutki, kochanie; to nie pora na granie.
PIOTR
Nie chcecie?
1. M U Z Y K A N T
Nie.
PIOTR
Dam ja wam za to.
1. M U Z Y K A N T
Co nam dasz?
PIOTR
Nie pieniądze, na mą wiarę, ale żart - nazwę cię nagusem muzykusem.
1. M U Z Y K A N T
A ja cię sługusem.
PIOTR
A ja cię tym żelazem będę dźgał raz za razem. Żadnych półtonów, tyl­
ko dołożę ci re, a później fa. Czy podoba ci się moja nuta?
107
1. M U Z Y K A N T
Jeśli dasz nam re i fa, będą to nasze nuty.
2. M U Z Y K A N T
Błagam cię, opuść sztylet i wznieś swój dowcip.
PIOTR
A więc ugodzę was dowcipem! Chowam mój stalowy sztylet, by was
przebić stalowym dowcipem. - Odpowiedzcie jak mężczyźni:
Gdy w sercu masz cierpienie,
A umysł z żalu taje,
Muzyki srebrne brzmienie Dlaczego „srebrne brzmienie"? Dlaczego „muzyki srebrne brzmienie"?
- Co ty na to, Szymonie Struno?
1. M U Z Y K A N T
Pewnie dlatego, panie, bo srebro ma słodkie brzmienie.
PIOTR
Pięknie! - A ty co powiesz, Hugonie Skrzypku?
2. M U Z Y K A N T
Powiem, że „srebrne brzmienie", bo muzycy grywają za srebro.
PIOTR
Także pięknie! - A ty co powiesz, Jakubie Pudło?
3. M U Z Y K A N T
Na mą wiarę, nie wiem, co powiedzieć? PIOTR
O, błagam cię o wybaczenie, jesteś śpiewakiem, więc odpowiem za cie­
bie. „Muzyki srebrne brzmienie", gdyż tacy jak wy rzadko brzmią za
złoto. Muzyki srebrne brzmienie
Pomoc nam szybką daje.
Wychodzi.
1. M U Z Y K A N T
Cóż to za francowaty łotrzyk!
2. MUZYKANT
Niech go obwieszą, Jakubie! - Pójdź, wejdźmy tam. Zaczekamy na ża­
łobników i zostaniemy na obiedzie.
Wychodzą.
AKT PIĄTY
SCENA I
Mantua.
Ulica.
Wchodzi ROMEO.
ROMEO
Jeśli mam wierzyć oczom snu pochlebnym,
Czeka mnie wkrótce jakaś wieść pomyślna.
Serce zasiadło lekko na swym tronie
I przez dzień cały osobliwy nastrój
Wznosi nad ziemią moje lekkie myśli.
Śniłem, że pani moja mnie znalazła
Umarłym - dziwny to sen, który daje
Myśleć zmarłemu! - i pocałunkami
Tak wiele życia tchnęła w moje wargi,
Ze zmartwychwstałem i byłem cesarzem.
Ach, jakże słodka jest miłość prawdziwa,
Gdy cień miłości daje tyle szczęścia!
Wchodzi jego sługa BALTAZAR w butach z ostrogami.
Wieści z Werony! - Witaj, Baltazarze!
Czy nie przywiozłeś listów od braciszka?
Co z moją panią? Czy zdrów jest mój ojciec?
Jak się ma Julia? Pytam po raz drugi,
Źle być nie może, jeśli jej jest dobrze.
BALTAZAR
W i ę c jest jej dobrze i źle być nie może.
Śpi w Capuletów grobowcu jej ciało,
A dusza pośród aniołów przebywa.
109
Byłem tam, gdy ją składano do grobu
I wnet przybyłem tu, zmieniając konie,
By zawiadomić cię. O, wybacz, panie,
Ze tak złe wieści przynoszę, lecz przecież
Taką kazałeś mi spełniać powinność.
ROMEO
Czy to możliwe? Gardzę wami, gwiazdy! Wiesz, gdzie mieszkanie moje się znajduje,
Przynieś atrament i papier; idź, zamów
Konie pocztowe. Wyjeżdżam wieczorem.
BALTAZAR
Błagam cię, panie, zachowaj cierpliwość.
Pobladłeś, dziko spoglądasz; to wróży
Jakieś nieszczęście.
ROMEO
Zamilcz. Jesteś w błędzie.
Odejdź i uczyń tak, jak rozkazałem.
Czy nie masz dla mnie listu od braciszka?
BALTAZAR
Nie, miły panie.
ROMEO
Nie ma to znaczenia.
Idź, najmij konie. Powrócę za chwilę.
Wychodzi Baltazar.
Julio, tej nocy usnę tam przy tobie.
Pomyślmy o tym. — O szkodo, jak szybko
Zagarniasz myśli zrozpaczonych ludzi!
Pamiętam, że był tu pewien aptekarz, Mieszka w pobliżu, — widziałem ostatnio,
Jak pełen troski, odziany w łachmany
Przebierał zioła; nędznie się przedstawiał,
Bieda zmieniła go w skórę i kości;
W jego sklepiku ubogim żółw wisiał
I aligator wypchany, a także
Innych skór kilka zdartych z ryb dziwacznych.
Wkoło na półkach żebracze bogactwo
Pustych pudełek, zielonych kamiennych
Garnków, pęcherzy, pęczki ziół spleśniałych,
110
Kawałki sznurka, zatęchłe olejki
Różane; wszystko rzadko rozstawione,
By stworzyć pozór. Patrząc na tę nędzę,
Rzekłem do siebie: „Gdyby jakiś człowiek
Zechciał truciznę kupić tu, w Mantui,
Gdzie dzisiaj śmiercią karzą za jej sprzedaż,
Tu mieszka nędzarz, który mu ją sprzeda".
O, myśl ta moją potrzebę ubiegła,
W i ę c mi ją sprzeda ten człowiek w potrzebie.
To chyba ten dom, o ile pamiętam.
Święto, więc żebrak ten zamknął swój sklepik. Hej, aptekarzu!
Wchodzi
APTEKARZ.
APTEKARZ
Kto woła tak głośno?
ROMEO
Zbliż się, człowieku. - Dostrzegam, że jesteś
W nędzy. Weź; oto czterdzieści dukatów,
Zechciej mi za nie dać szczyptę trucizny;
Niechaj tak szybka będzie, że bez zwłoki
Po wszystkich żyłach w ciele się rozbiegnie,
By padł nieżywy ktoś znużony życiem,
A ciało jego z taką gwałtownością
Straciło tchnienie, jakby po wybuchu
Prochu, co wypadł z groźnej paszczy działa.
APTEKARZ
Lek śmiercionośny taki mam, lecz prawo
Mantui śmiercią karze jego sprzedaż.
ROMEO
Będąc tak biednym i tak wynędzniałym,
Lękasz się śmierci? Głód widać na licach,
A z oczu bije bieda i niedola;
Wzgarda żebracza wiesza się u grzbietu,
Nie chce ci sprzyjać świat ni prawa świata.
Świat praw nie stworzył, byś mógł być bogaty;
W i ę c złam je, weź to i przestań być biedny.
APTEKARZ
Ubóstwo zgadza się wbrew mojej woli.
111
ROMEO
Płacę ubóstwu twemu, nie twej woli.
APTEKARZ
Możesz to zmieszać z jakim chcesz napojem,
A później wypij. I choćbyś miał siły
Dwudziestu ludzi, umrzesz w jednej chwili.
ROMEO
Zabierz twe złoto; to gorsza trucizna
Dla duszy ludzkiej; popełniła więcej
Zbrodni na świecie tym nędznym niż marny
Proszek, choć prawo wzbrania ci go sprzedać.
Nie ty mnie; ja ci sprzedałem truciznę.
Bądź zdrów; kup jadła i utyj troszeczkę. Pójdź, nie trucizną jesteś, lecz kordiałem;
W grobowcu Julii zawładniesz mym ciałem.
Wychodzą.
SCENA II
Werona.
Cela Brata Wawrzyńca.
Wchodzi BRAT JAN.
BRATJAN
Bracie Franciszka świątobliwy, otwórz!
Wchodzi
BRAT
WAWRZYNIEC.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Musi to chyba być głos brata Jana. Witaj z Mantui. Co rzekł ci Romeo?
Jeśli napisał, oddaj mi list, proszę.
BRATJAN
Gdy wyruszyłem, by znaleźć pewnego
Bosego brata z naszego zakonu,
Który miał być mym towarzyszem w drodze,
A wracał z miasta, gdzie odwiedzał chorych,
Straż miejska, żywiąc mocne podejrzenie,
Ze wszedł wraz ze mną do domostwa, w którym
Wybuchło właśnie ognisko zarazy,
Pieczęć na domu owym położyła
I nie puściła nas. To powstrzymało
M n i e i nie mogłem ruszyć do Mantui.
112
BRAT W A W R Z Y N I E C
A więc kto zaniósł mój list do Romea?
BRATJAN
Nie mogłem wysłać go, - weź go, jest tutaj, I nie znalazłem gońca, by go zaniósł,
Tak przerażeni byli tą zarazą.
BRAT W A W R Z Y N I E C
O, na mój zakon, cóż za traf nieszczęsny!
Nie był to zwykły list, lecz pełen treści
O wielkiej wadze; a niedoręczenie
Może być groźne. Ruszaj, bracie Janie,
Po łom żelazny i przynieś go zaraz
Do mojej celi.
BRATJAN
Zaraz przyniosę go, bracie.
Wychodzi.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Sam teraz muszę spieszyć do grobowca.
Za trzy godziny Julia się obudzi.
Będzie się gniewać na mnie, że Romeo
Nie wie niczego o tych wydarzeniach.
Lecz do Mantui napiszę ponownie,
Ją zaś w mej celi ukryję do chwili,
Gdy się Romeo zjawi. - Nieszczęśliwa!
Leży wśród zmarłych umarła, lecz żywa!
Wychodzi.
SCENA III
Miejsce to samo. Cmentarz, na nim grobowiec należący do Capuletów.
Wchodzą HRABIA PARIS i jego Paź, niosący kwiaty i wodę zmieszaną z pacbnidlami.
PARIS
Daj mi pochodnię, chłopcze; stań w oddali. Nie, jednak zgaś ją; nie chcę być widziany.
Połóż się pośród tych cisów i przyłóż
Ucho do ziemi głuchej, aby żadna
Stopa nie mogła stanąć na cmentarzu.
Ziemia obsuwa się, zryta grobami;
113
Jeśli usłyszysz coś, zagwiżdż niezwłocznie.
Podaj mi kwiaty. Rób, jak nakazałem.
PAŹ
na stronie
Drżę cały z trwogi, zostając samotnie
Na tym cmentarzu; odważę się jednak.
Wycofuje się.
PARIS
O kwiecie, kwiaty na twe łoże znoszę,
Okrywa grobowiec
kwiatami.
Skryte pod stropem z prochu i kamienia,
Które w noc każdą wonną wodą roszę,
A z nią niech płyną łzy me i westchnienia.
Ów hołd pośmiertny pragnąc złożyć tobie,
Wodą spryskuję grób, płacząc w żałobie.
Paź gwiżdże.
Chłopiec przestrzega, że ktoś tu nadchodzi;
Czyja przeklęta stopa tutaj gości,
Mącąc obrządek smętny mej miłości?
Co? Ma pochodnię? - Skryję się wśród nocy.
Wycofuje się.
Wchodzą
ROMEO
i BALTAZAR,
z pochodnią, oskardem i łomem żelaznym.
ROMEO
Podaj mi oskard i ten łom żelazny.
Weź list; a rankiem oddaj memu ojcu.
Podaj pochodnię; jeśli kochasz życie,
Każę ci z dala stać i nie przeszkadzać,
Cokolwiek tutaj usłyszysz lub ujrzysz.
Pragnę to łoże śmiertelne odwiedzić,
Po części, aby ujrzeć twarz mej pani,
Lecz głównie po to, by z martwego palca
Zdjąć drogi pierścień - pierścień, który musi
Spełnić zadanie swe w najdroższej sprawie;
W i ę c odejdź. - Jeśli cię jednak ciekawość
Przygna z powrotem i każe podglądać,
Aby dowiedzieć się, co jeszcze czynię,
Wówczas, na Boga, rozszarpię twe ciało
114
I rzucę w mroki głodnego cmentarza.
Chwila i zamiar dzikie są i straszne,
A bardziej wściekłe i nieubłagane
Niźli ryk morza lub głodne tygrysy.
BALTAZAR
Panie, odejdę; nie będę ci wadził.
ROMEO
Przyjaźń okażesz mi swą. - Weź to sobie;
Żyj, bądź szczęśliwy. Żegnaj, miły chłopcze.
BALTAZAR
Choć śmiercią grozi, skryję się tu w cieniu.
Coś niedobrego jest w jego spojrzeniu.
Wycofuje się.
ROMEO
Paszczo ohydna, brzuchu śmierci wzdęty
Najdroższym kąskiem, jaki miała ziemia,
Rozerwę teraz twe spróchniałe szczęki
Otwiera
grobowiec.
I nową strawą nasycę cię z wzgardą!
PARIS
To ów wyniosły, wygnany Monteki,
To on kuzyna zabił mej najmilszej,
Która zapewne zmarła z żalu po nim; A oto przybył tu łotr, by zbezcześcić
Ciała umarłych. Muszę go tu ująć. —
Dziki Monteki, porzuć trud bezbożny!
Czy zemsta może aż poza grób sięgać?
Skazany łotrze, pojmałem cię teraz;
Ruszaj posłusznie ze mną. Musisz umrzeć.
ROMEO
Tak, muszę. Właśnie po to tu przybyłem. Dobry i miły młodzieńcze, nie drażnij
Zrozpaczonego człowieka; uciekaj
I zostaw mnie tu. - Niechaj cię przerazi
Myśl o tych zmarłych. - Błagam cię, młodzieńcze,
Nie ściągaj nowych grzechów na mą głowę,
Budząc mą wściekłość. - O, odejdź stąd zaraz!
Na Boga, kocham cię bardziej niż siebie,
115
Gdyż tu przyszedłem zbrojny przeciw sobie;
Nie czekaj, odejdź, by życie zachować,
Którym szaleniec chce cię obdarować.
PARIS
Na nic twe prośby, którymi pogardzam.
Jesteś złoczyńcą i masz odejść ze mną.
ROMEO
Chcesz mnie rozwścieczyć? A więc broń się, chłopcze!
Walczą.
PAŹ
O Boże, walczą! Biegnę, by straż wezwać!
Wychodzi.
Paris pada.
PARIS
Jestem zabity! - Okaż miłosierdzie;
Otwórz grobowiec, złóż mnie obok Julii.
ROMEO
Tak, na mą wiarę. - Niechaj mu w twarz spojrzę. Krewny Mercutia, dzielny hrabia Paris! Co rzekł mój sługa, gdy byliśmy w drodze,
A nie słuchała ma zgnębiona dusza?
Czy rzekł, że Paris miał poślubić Julię?
Rzekł tak, czy może mi się to przyśniło?
A może jestem szalony i słysząc,
Ze wypowiedział teraz imię Julii,
Tak pomyślałem? - O, daj mi twą rękę;
Jesteś wpisany ze mną w księgę nieszczęść
Gorzkiego losu! Pochowam cię w grobie
Wspaniałym; - W grobie? O nie, nie! W latarni,
Zabity chłopcze, bo leży tu Julia,
A jej uroda zmienia to podziemie
W radosną salę wypełnioną blaskiem.
Umarły spoczniesz tutaj, przy umarłym.
Składa Parisa do grobu.
Jak często ludzie bywają radośni,
Gdy śmierć się zbliża! Dozorcy więzienni
Stan ten nazwali błyskawicą śmierci.
O, jakże mogą to zwać błyskawicą?
116
0 moja żono! O najmilsza moja!
Śmierć, która tchnienia twego miód wypiła,
Nie zwyciężyła jeszcze twej urody.
Szkarłatny sztandar piękna wciąż powiewa
Na wargach twoich i na twoim licu,
A biała Śmierci chorągiew nie mogła
Dotrzeć tam jeszcze. Czy to ty, Tybalcie,
Jesteś złożony tam w krwawym całunie?
O, jak przysłużyć mogę ci się bardziej
Niż dłonią, która przecięła twą młodość,
Przeciąć dni tego, który był twym wrogiem?
Wybacz, kuzynie! - Ach, najdroższa Julio,
Czemu tak piękna jesteś? Czy mam wierzyć,
Ze bezcielesna Śmierć jest zakochana
1 ów wychudły, przeraźliwy potwór
Ukrył cię w mroku jako swą kochankę?
Lękam się tego, więc zostanę z tobą
I nie odejdę już z tego pałacu
Zamglonej Nocy. Tu, tu pozostanę
Pośród robaków, kładących cię do snu.
O, tutaj znajdę wieczny odpoczynek
I strząsnę jarzmo gwiazd niesprzyjających
Z mojego ciała znużonego światem. Oczy, ostatni raz spójrzcie! Ramiona
Po raz ostatni niech obejmą ciebie!
Wargi ostatnią pieczęć niech położą
Na wiekuistym pakcie z chciwą Śmiercią.
Do dzieła, smętny sterniku, poprowadź
Steraną barkę na zębate skały!
Za moją miłość!
Pije.
Dobry aptekarzu!
Szybki jest lek twój! - Całując, umieram.
Umiera.
W drugim końcu cmentarza pojawia sie BRAT WAWRZYNIEC
z latarnią, łomem i łopatą.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Święty Franciszku, spraw, abym szedł prędzej!
117
Ileż to razy tej nocy me stare
Nogi potknęły się na grobie. - Kto to?
BALTAZAR
Przyjaciel, który zna cię dobrze, ojcze.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Błogosławieństwo Boże z tobą! Powiedz,
Mój przyjacielu, co to za pochodnia
Użycza blasku swego bezowocnie
Czaszkom bezokim i robakom? Płonie
Przy Capuletów grobowcu, jak sądzę?
BALTAZAR
Tak, świątobliwy ojcze; jest tam pan mój,
Którego kochasz.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Kto taki?
BALTAZAR
Romeo.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Jak długo jest tam?
BALTAZAR
J u ż od pół godziny.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Zejdź tam wraz ze mną.
BALTAZAR
Nie ważę się, ojcze;
Pan mój jest pewien, że już stąd odszedłem.
Śmiercią straszliwą zagroził mi, gdybym
Pozostał, aby ujrzeć, co tam czyni.
BRAT W A W R Z Y N I E C
W i ę c zostań; pójdę sam. - Lęk mnie ogarnia,
O, lęk, że stało się coś niedobrego.
BALTAZAR
Kiedy usnąłem pod tym tutaj cisem,
Śniłem, że pan mój walczył z kimś nieznanym
I że go zabił.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Romeo! Romeo! O biada, biada, cóż to za krew plami
118
Kamienne wejście do tego grobowca?
Pochyla sic, spoglądając na krezo i na porzucony oręż.
Co znaczą miecze bezpańskie i krwawe,
Leżące w miejscu wiekuistej ciszy?
Wchodzi do grobowca.
Romeo! Blady! -1 kto? Paris także?
W krwi unurzany? - Jaka zła godzina
Przyniosła z sobą taki traf żałosny?!
Dama się rusza.
JULIA budzi się.
JULIA
0 dobry ojcze! Pociecho! Gdzie mąż mój? Dobrze pamiętam, gdzie miałam się znaleźć,
1 jestem tutaj. Gdzie jest mój Romeo?
Zgiełk na zewnątrz.
BRAT
WAWRZYNIEC
Słyszę zgiełk jakiś. Pani, opuść zaraz
To gniazdo Śmierci, zarazy i twego
Snu niezwykłego. Moc większa niż nasza
Zamiarom naszym stanęła na drodze.
W i ę c odejdź, odejdź stąd! U twego boku
Leży małżonek twój zmarły, a przy nim
Paris. Pójdź ze mną, umieszczę cię zaraz
U świątobliwych sióstr. Nie pytaj o nic,
Nie zwlekaj więcej, bo straż się tu zbliża.
Pójdź, dobra Julio. Nie śmiem dłużej zwlekać.
Wychodzi.
JULIA
W i ę c idź czym prędzej. Nie będę uciekać.
Cóż to? Flakonik ukrywa dłoń miła?
W i ę c cię trucizna w wieczność wyprawiła. O skąpcze! Wszystko wypiłeś, a dla mnie
Nie zostawiłeś nawet jednej kropli? W i ę c ucałuję twe wargi, być może
Trochę trucizny na nich pozostało,
Bym mogła umrzeć i wrócić do zdrowia.
Całuje go.
Masz ciepłe wargi!
119
P I E R W S Z Y ZE S T R A Ż Y
na
zewnątrz
Prowadź, chłopcze - którędy?
JULIA
Głosy, - czas na mnie, - o dobry sztylecie!
Chwyta
sztylet
Romea.
Tu wejdź; zardzewiej, a mnie pozwól umrzeć.
Przebija sie i pada.
Wchodzą STRAŻ i Paź Parisa.
PAŹ
Tam, w owym miejscu, gdzie płonie pochodnia.
1. S T R A Ż N I K
Krew jest na ziemi. Przeszukajcie cmentarz.
Chwytać każdego, kogo napotkacie.
Wychodzi kilku
Strażników.
Żałosny widok! Tu zabity hrabia. A oto Julia; krwawi, jeszcze ciepła,
Choć ją przedwczoraj tutaj pochowano. Idźcie do księcia, - i do Capuletów, Zbudzić Montekich, - inni niech szukają. Grunt dostrzegamy, gdzie leżą nieszczęśni,
Ale na jakim gruncie się zrodziły
Owe nieszczęścia, nie możemy stwierdzić,
Póki nie znamy ich okoliczności.
Wchodzą
Strażnicy, prowadząc Baltazara.
2. S T R A Ż N I K
Oto Romea służący, schwytany
Tu na cmentarzu.
1. S T R A Ż N I K
Pilnować go dobrze,
Póki sam książę tutaj nie przybędzie.
Wchodzi BRAT WAWRZYNIEC
z
innym
Strażnikiem.
3. S T R A Ż N I K
Oto mnich, który drży, wzdycha i płacze;
Miał z sobą oskard ten i tę łopatę
I chciał z cmentarza umknąć boczną furtą,
i. S T R A Ż N I K
Zatrzymać mnicha. Wielce podejrzany.
Wchodzi KSIĄŻĘ z orszakiem.
120
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Cóż za nieszczęście tak wcześnie dziś wstało,
Ze przebudziło nas ze snu przed świtem?
Wchodzą
STARY CAPULET,
PANICAPULETi
inni.
CAPULET
Jaka przyczyna tych okrzyków w mieście?
PANI C A P U L E T
Ludzie w ulicach wołają: „Romeo!",
A inni: J u l i a ! " , jeszcze inni: „Paris!"
I biegną z krzykiem tu, gdzie nasz grobowiec.
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Skąd ów wrzask trwożny, który szarpie uszy?
i. S T R A Ż N I K
Władco mój, tutaj leży hrabia Paris
Zabity, przy nim umarły Romeo
I zmarła Julia, ciepła, znów nieżywa.
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Szukać i badać, aż się nie dowiecie,
Jak popełniono te ohydne zbrodnie.
1. STRAŻNIK
Jest tu mnich pewien i sługa Romea;
A mieli z sobą narzędzia stosowne
Do otwierania grobów.
CAPULET
Niebo! - Spójrz, żono! Nasza córka krwawi!
Zbłądził ów sztylet, - jego pustą pochwę
Monteki ma u boku, - a on spoczął
W piersi mej córki!
PANI C A P U L E T
O, biada mi, biada!
Ten widok śmierci jest jak dzwon żałobny,
Który mą starość przyzywa do grobu.
Wchodzą
STARY MONTEKI i
KSIĄŻĘ
inni.
ESCALUS
Podejdź, Monteki; wcześnie się zbudziłeś,
Lecz wcześniej usnął dziś twój syn i dziedzic.
MONTEKI
Niestety, książę, tej nocy ma żona
Zmarła, zabita tęsknotą za synem.
121
Jakiż cios jeszcze spadnie na mą starość?
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Podejdź i spójrz.
MONTEKI
O nieuprzejmy synu, jakże mogłeś
Wyprzedzić ojca u wejścia do grobu?
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Pieczęć połóżcie na wargach wzburzenia,
Aż zawiłości tych nie rozwikłamy,
Poznając źródło, cel ich i przyczyny.
Wówczas sam żałość waszą będę dzielił,
Przyczyny zgonów tych dając wam poznać.
Do owej chwili wstrzymajcie się; niechaj
Nieszczęście będzie sługą cierpliwości.
Wprowadźcie tutaj wszystkich podejrzanych.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Ja z nich najbardziej jestem podejrzany,
A choć niezdolny do strasznego mordu,
Chwila i miejsce to mnie oskarżają.
Chcę się oskarżyć tutaj i oczyścić.
KSIĄŻĘ
ESCALUS
W i ę c mów bez zwłoki, co wiesz o tej sprawie.
BRAT W A W R Z Y N I E C
Opowiem zwięźle, gdyż me krótkie tchnienie
Mogłoby końca słów mych nie doczekać.
Zmarły Romeo był małżonkiem Julii,
A ona, zmarła, jego wierną żoną.
Ja im ślub dałem, a dzień ich zaślubin
Był równocześnie sądnym dniem Tybalta.
Jego przedwczesną śmierć spłacił pan młody
Wygnaniem z miasta. To on, a nie Tybalt,
Stał się przyczyną łez żałosnych Julii.
Wy, chcąc z boleści objęć ją wyzwolić,
Zaręczyliście ją, aby przemocą
Uczynić żoną hrabiego Parisa. Przybiegła wówczas do mnie i błagała,
Bym znalazł środki, które jej pomogą
Uniknąć tego drugiego małżeństwa,
122
Lub życie sobie w mej celi odbierze.
Dałem jej wówczas nasenną miksturę,
Którą umiałem, dzięki mojej sztuce,
Tak przygotować, że przyniosła skutki
Oczekiwane, nadając pozory
Śmierci; wysłałem też list do Romea,
By przybył tutaj tej straszliwej nocy
I ją wyzwolił z przedwczesnego grobu
W chwili gdy leku działanie przeminie.
Lecz Brat Jan, który miał zawieźć me pismo,
Został przypadkiem w drodze zatrzymany;
Wrócił wieczorem, aby mi je oddać.
Kiedy nadeszła oznaczona pora
Jej przebudzenia, sam poszedłem, aby
Zabrać ją z sobą z rodzinnego grobu
I skryć w mej celi, póki się nie zdarzy
Sposobność, aby posłać po Romea.
Lecz gdy przybyłem - nim się przebudziła Leżeli tutaj już, zmarli przedwcześnie,
Szlachetny Paris i wierny Romeo.
Gdy się zbudziła, błagałem ją, aby
Znosząc cierpliwie to zrządzenie Niebios,
Odeszła ze mną, lecz hałas na zewnątrz
Tak mnie zatrwożył, że wybiegłem z grobu.
Ona w rozpaczy nie chciała wyjść ze mną
I, jak się zdaje, gwałt sobie zadała.
To wszystko, panie, co wiem. O małżeństwie
W i e jej piastunka, a jeśli zbłądziłem
W tej sprawie, niechaj mój sędziwy żywot
Będzie skrócony o chwil niezbyt wiele
Wyrokiem prawa najbardziej surowym.
KSIĄŻĘ ESCALUS
Znana nam była twoja świątobliwość. Gdzie jest Romea sługa? Cóż on powie?
BALTAZAR
Przyniosłem panu wieść o śmierci Julii;
Wówczas z Mantui pocztowymi końmi
Przybył w to miejsce, do tego grobowca.
123
Wcześniej mi kazał list ten oddać ojcu,
A nim do grobu zszedł, zagroził śmiercią,
Jeśli zostanę i go nie opuszczę.
KSIĄŻĘ
ESCALUS
Podaj mi list ten, pragnę go przeczytać. Gdzie paź hrabiego, który wezwał straże?
Chłopcze, dlaczego pan twój tutaj przybył?
PAŹ
Przybył, by kwiaty złożyć na jej grobie;
Kazał mi z dala stać, więc usłuchałem,
Lecz zaraz przybył ktoś, by grób otworzyć
W blasku pochodni; pan mój dobył miecza,
Wówczas pobiegłem, aby wezwać straże.
KSIĄŻĘ
ESCALUS
List słowa mnicha potwierdza. Zawiera
Dzieje miłości i wieść o jej śmierci.
Pisze on tutaj, że kupił truciznę
Od ubogiego aptekarza; przyszedł
Do tego grobu, by leżeć przy Julii.
Gdzież ci wrogowie? Spojrzyj, Capulecie,
I ty, Monteki! Taka klątwa ściga
Waszą nienawiść, że Niebo znalazło
Sposób, by miłość zabiła wam szczęście!
A ja, że sporom waszym pobłażałem,
Straciłem krewnych dwu. Wszystkich skarano.
CAPULET
Bracie Monteki, podaj mi dłoń swoją;
Niech to posagiem będzie mojej córki.
Nie żądam więcej.
MONTEKI
Lecz ja dam ci więcej,
Bowiem jej posąg wzniosę w szczerym złocie,
By przed oczyma Werony potomnej
Lśnił posąg Julii, wiernej i niezłomnej.
CAPULET
Przy niej niech złotem lśni Romeo młody,
Biedne ofiary ojców swych niezgody!
124
KSIĄŻĘ ESCALUS
Idźmy, by sprawy te smętne rozpatrzyć,
Ukarać jednych, a innym przebaczyć.
Posępną zgodę ten ranek nam wieści.
Słońce z żałości skryło się, choć dnieje;
Bo nie słyszano dotąd opowieści
Smętnej jak Julii i Romea dzieje.
FINIS
Spis treści
PROLOG
AKT P I E R W S Z Y
AKT DRUGI
AKT TRZECI
AKT C Z W A R T Y
AKT PIĄTY
5
6
35
61
93
109

Podobne dokumenty