Niewyklęci z pamięci

Transkrypt

Niewyklęci z pamięci
Niewyklęci z pamięci
Mała, pozornie nieznacząca łza
Jak początek bezkresnego oceanu.
Powoli, ledwie zauważalnie,
Cicho w całym hałasie myśli
Toczy się po zmęczonym policzku.
Oślepiający blask wspomnień…
Huk.
Ból, jakby miliona szpilek
Wbijanych głęboko,
Po kolei
W każdą część ciała.
Sowieckie mundury.
Niepokój.
Oczy wypełnione pustką.
Obojętne serce,
Jakby wyprane z emocji.
Kilka złudzeń,
W których za wszelką cenę
Chcesz pokładać nadzieję.
Wszędzie skrajności.
Koniec wojny.
Koniec zagłady.
Koniec zła.
Początek kłamstw.
Echo samotności.
Wszyscy obcy,
Wrogość ze wszystkich stron.
Karabin jako jedyny towarzysz.
Las jako jedyne schronienie.
Znikome ciepło.
Głód.
Pragnienie.
Chciał tylko prawdy.
Chciał wolności.
Chciał nadziei na lepsze jutro.
Bezsilność boli.
Boli bardziej niż wszystko inne.
Szukasz wyjaśnienia.
Chcesz znaleźć odpowiedź.
Może ona już dawno zatonęła?
Łatwo zginąć w oceanie kłamstw.
Patrzę pustym, beznamiętnym wzrokiem.
Szara rzeczywistość
Staje się jeszcze bardziej brutalna.
I zarazem rośnie obojętność
Na te wszystkie sprawy.
Szukam sensu istnienia.
Błądzę w labiryncie własnych myśli.
Nieustannie trafiam na ślepy zaułek.
Staję się więźniem swojego życia.
Ale co to za życie?
Bez celu.
Bez prawdy.
Bez niego.
Znika gdzieś
Prawo do szczęścia,
Prawo do wolności.
Tak jak znika on.
Gaśnie nie tylko uśmiech.
Gaśnie serce.
Gaśnie życie.
Gaśnie nadzieja.
Zrywałam kolejne kartki kalendarza.
Wisiał w naszej kuchni.
Taki mały, prosty kalendarzyk
Wyznacznik mijanych chwil.
Czekałam na wiadomość.
Wypatrywałam jego postaci.
I wtedy drgnęłam.
Już wiedziałam.
Czułam to każdym odcinkiem siebie.
Czas wyczekiwania minął.
Już bezpowrotnie.
I już nie zrywam kartek z kalendarza.
Dla mnie czas zatrzymał się w tym dniu,
To był dzień śmierci mojego serca.
Wszystko znika.
Ten beztroski śmiech,
Spokój o każdy dzień,
Radość z prostych rzeczy…
A człowieka już nie ma.
Pozostaje zaledwie jego cień.
Stań na chwilę.
Przymknij oczy.
Wycisz myśli.
Jedynie serce pozostaw żywe.
Znajdź drogę.
Zatrzymaj się.
Walcz o tę samą prawdę.
Pada strzał.
Zastyga ciało.
Z góry spogląda
Obca, wroga twarz.
Ale on już jej nie widzi.
Widzi Polskę,
Ukochaną Ojczyznę,
Najdroższą matkę,
Która koi wszelki ból.
Nie myśli o śmierci.
Tylko smutno się uśmiecha.
Ach, kochana Polsko!
Jego życie,
Jego poświęcenie
Są jej ratunkiem.
I widzi mnie.
Kobietę, która pokochała go
Każdym skrawkiem ciała,
Oddała mu duszę,
Wszystkie myśli,
Każde pojedyncze bicie serca.
Fala wspomnień.
Liczne spojrzenia.
Blask w oczach.
Skryte uśmiechy.
Kilka skradzionych pocałunków.
Byłam jego ostatnia myślą.
Wiem to.
Widziałam to.
Czułam to.
A gdy znów usłyszę
Absurdalne oskarżenia,
Wrogie kłamliwe słowa,
Krzyk rozdzierający moje serce
Uwolni się i wzniesie.
Gdzie braterstwo?
Gdzie służba?
Gdzie prawda?
Gdzie się podziali LUDZIE?
Jego już nie ma.
Została pamięć,
Para zniszczonych butów,
Wspomnienie jego uśmiechu
I zastygły w miejscu kalendarz.
Nie dam prawdzie zginąć.
Wyklęty nie znaczy zły.
Została tylko pustka.
I wszechogarniająca cisza.
Najgłośniejsza cisza
Jaka może brzmieć w człowieku.