Praca 5

Transkrypt

Praca 5
Mateusz Zamojski, IVb
Szkoła Podstawowa w Ruścu
WYPRAWA
W NIEZNANE
Pewnego dnia mama obudziła mnie i z przerażeniem w oczach zakomunikowała, że w radio podano informację z ostatniej chwili o rychłym końcu Ziemi.
Włączyliśmy telewizor na wiadomości i rzeczywiście dowiedzieliśmy się, iż za kilka lat w Ziemię uderzy ogromny meteoryt niszcząc wszelkie życie. Wszyscy byliśmy przerażeni.
Cały świat zaczął poszukiwać rozwiązania tej sytuacji. Ustalono, że ludzkość nie dysponuje żadnymi środkami umożliwiającymi zniszczenie meteorytu.
Broń jaką dysponowaliśmy nie była w stanie go rozbić tak, aby nie był groźny dla
Ziemi. Jedynym rozwiązaniem było opuszczenie planety. Postanowiono wybrać
przedstawicieli ludzkości zajmujących się różnymi profesjami a także ludzi młodych, aby móc odtworzyć życie na innej planecie nadającej się do życia. Ja jako
osoba młoda ciesząca się doskonałym zdrowiem dostałem możliwość uczestnictwa w tej misji i przez to ocalenia swego życia. Nie chciałem rozstawać się z moimi rodzicami i moją siostrą, ale rodzice nakazali mi wzięcie udziału w wyprawie.
Miałem lecieć jedną z rakiet razem z grupą innych ludzi. Wysłano nas do tajnego
ośrodka wojskowego w Stanach Zjednoczonych, gdzie przygotowane były dla nas
rakiety kosmiczne, które miały wyruszyć w kosmos w poszukiwaniu nowej Ziemi.
Na miejscu ułożono nas w kapsułach i zostaliśmy zahibernowani, a następnie
wystrzeleni w kosmos. Obudziłem się w statku kosmicznym i z niepokojem stwierdziłem, że jestem sam. Brakowało pozostałych kapsuł. Zacząłem przeszukiwać
statek. Bez rezultatów. W centrum sterowania dowiedziałem się z komputera, że
pozostali członkowie załogi musieli opuścić statek w pojeździe ratunkowym ze
względu na zbliżające się do statku asteroidy, które miały go uszkodzić. Moja
kapsuła nie została wystrzelona ze względu na jej uszkodzenie. Szczęśliwym trafem asteroidy ominęły moją rakietę, przez co mogłem kontynuować moją misję.
Zostałem sam. Kurs statku został wprowadzony do komputera jeszcze na Ziemi
i kierował maszynę do galaktyki zeta centaur, gdzie wysłana przed 30-tu laty sonda kosmiczna znalazła planetą podobną do Ziemi. Tam też kierowała się rakieta. Podróż miała trwać 3 lata. W tym czasie mieliśmy być w stanie hibernacji
tak, aby nie zużywać niewielkich zapasów powietrza, wody i żywności. Jednakże
moja kapsuła została uszkodzona i nie mogłem zostać zahibernowany ponownie.
O ile tlen można było regenerować, o tyle żywność kończyła się w zastraszającym
tempie. Musiałem zdobyć pożywienie inaczej skazany byłem na pewną śmierć
z głodu. Po 2 latach wszystkie zapasy skończyły się zupełnie, a ja zacząłem głodować. Wtedy właśnie komputer pokładowy zauważył na radarze jakiś obcy obiekt
dryfujący w pobliżu. Nakazałem komputerowi zmianę kursu. Miałem nadzieję, że
to któraś z pozostałych wystrzelonych z Ziemi rakiet. Jednak po dotarciu na miejsce okazało się, że jest to obcy statek kosmiczny. W niczym nie przypominał
2
tych budowanych na Ziemi. Postanowiłem dostać się na ten statek. Jakież było
moje zdziwienie, gdy po wejściu na pokład okazało się, że w środku znajdują się
obce istoty. Nie były to jednak straszne złowrogie potwory, lecz byli dość podobni
do rasy ludzkiej. Mieli co prawda bardziej wydłużone ciała, dłuższe ręce i nogi,
ale wyglądem przypominali ludzi. Mogłem się z nimi porozumiewać poprzez ich
translatory, które na bieżąco tłumaczyły mowę. Nazywali się Kortonitami i pochodzili z planety Korton w gwiazdozbiorze eta centaur. Okazało się, że ich statek
uległ awarii i nie mogą dostać się na swoją planetę. Mieli jednak ogromne zapasy
żywności. Postanowiliśmy, że skorzystamy z mojej rakiety, aby dostać się na Korton, która nadawała się do życia dla ludzi. Po uzupełnieniu zapasów ruszyliśmy
w drogę. W przeciągu miesiąca dotarliśmy na miejsce. W tym czasie zdążyliśmy
się dobrze poznać i zaprzyjaźnić. Planeta okazała się bardzo podobna do Ziemi.
Była nieco większa i posiadała trzy słońca, przez co było na niej nieco cieplej niż
na Ziemi. Nie było zim, tylko cały czas panowało lato. Opowiedziałem Kartonitom
o problemach na mojej planecie i o tym, że reprezentanci ludzkości zostali wysłani
w kierunku planety FH 84 w gwiazdozbiorze zeta centaur, aby tam odtworzyć cywilizacje. Ku mojemu przerażeniu dowiedziałem się, że co prawda planeta ta nadaje się do życia jednakże zamieszkują ją zdziczałe i zbuntowane roboty, które są
wrogo nastawione do wszelkich organizmów żywych. Postanowiliśmy, że ruszymy
z pomocą ludziom, którzy zapewne wkrótce dotrą do wrogiej planety. Jako, że
dysponowaliśmy znacznie szybszymi pojazdami kosmicznymi, istniała niewielka
szansa, że dotrzemy tam przed rakietami ludzi. Wyruszyliśmy więc na wyprawę
ratunkową.
Tymczasem rakiety, które wystrzelono z ziemi przygotowywały się właśnie
do manewru lądowania na nowej planecie, nie przeczuwając grożącego im niebezpieczeństwa. Ludzie zostali odhibernowani po prawie trzech latach snu. Sondy wysłane na planetę potwierdziły istnienie atmosfery zdatnej do życia. Postanowiono, że najpierw wysłane zostaną oddziały wojska oraz naukowców w celu
potwierdzenia tego faktu. Niewielkie pojazdy transportowe wyruszyły na planetę.
Z początku wszystko szło bardzo dobrze, jednakże wkrótce kontakt z grupą zwiadowczą urwał się. Zaniepokojeni ludzie postanowili sprawdzić, co się stało i wyruszyli rakietą w misję ratunkową. Po znalezieniu odpowiedniego miejsca rakieta
wylądowała na powierzchni planety. Od razu z jej „brzucha” wyjechały pojazdy
techniczne potrzebne do ustawienia pola siłowego wokół rakiety. Należało zachować wszelką ostrożność. Było to dobre posunięcie, gdyż okazało się, że poprzedni
oddział został zaatakowany przez wrogo nastawione grupy robotów i doszczętnie rozbity. Niedobitków udało się uratować, jednak straty były ogromne. Wkrótce
i sama rakieta została zaatakowana przez zbuntowane roboty zamieszkujące pla-
3
netę. Gdyby nie pole siłowe ochraniające rakietę ludzie już dawno zostaliby pokonani. Sytuacja była bardzo trudna, gdyż kończyły się zapasy na pokładzie rakiety,
a wszelkie pojazdy zdalnie sterowane, które wyruszały w poszukiwaniu żywności
były niszczone i przejmowane przez złe roboty. Wkrótce obce formy życia przypuściły zmasowany atak na statek ludzi. Pole siłowe zaczęło słabnąć i wydawało
się, że bitwa jest przegrana, gdy niespodziewanie pojawił się jakiś obcy statek kosmiczny, który pomógł w walce Ziemianom. To właśnie był mój statek, który dotarł
do planety, aby ostrzec ludzi przed grożącym im niebezpieczeństwem. Co prawda
bitwa została wygrana, ale nie oznaczało to końca walki. Należało się spodziewać
kolejnych jeszcze gorszych ataków. Po naradzie ludzi z Kortonitami postanowiono
pozostawić roboty samym sobie i odlecieć na planetę Korton. Obcy zaofiarowali
się przyjąć ludzi na swoją planetę, a nawet pomóc im w zniszczeniu meteorytu
zbliżającego się do Ziemi. Dysponowali bowiem bronią o wystarczającej mocy,
aby tego dokonać. Jako, że rakiety ludzi nie posiadały już ani paliwa, ani zapasów postanowiono, że Kortonici wyślą swoje statki, które przetransportują ludzi
na planetę, tak aby obie rasy mogły lepiej się poznać. Moja rakieta miała polecieć
czym prędzej w kierunku Ziemi, aby zniszczyć meteoryt. Czasu było niewiele a ja
bardzo chciałem uratować swoją rodzinę przed niechybną śmiercią. Z pełną mocą
silników wyruszyliśmy więc i po dwóch miesiącach podróży dotarliśmy na orbitę
Ziemi. Ogromny meteoryt był już bardzo blisko. Nasz statek przyleciał w ostatniej
chwili. Ze swych dział jonowych wystrzelił wielką wiązkę energii, która rozsadziła
na drobne kawałeczki meteoryt. Jego resztki albo ominęły Ziemię albo spaliły się
w jej atmosferze. Ziemia i ludzie na niej byli uratowani a ja szczęśliwy, że moja
rodzina była bezpieczna. Ludzie oraz Kortonici zaprzyjaźnili się i od tego czasu
podróżowali między swoimi planetami. Jako, że ich cywilizacja była bardziej rozwinięta, znali wiele lekarstw na choroby, które do tej pory były nieuleczalne dla
ludzi. Posiadali także niesamowitą technologię, która pozwoliła uczynić na Ziemi
ogromny postęp i skok cywilizacyjny. Ludzie zaczęli lepiej dbać o swoją planetę
i stali się lepsi dla siebie. Można było bez przeszkód podróżować po całym kosmosie. Nie trzeba było także chodzić do szkoły, gdyż wiedzę zdobywało się dzięki
specjalnemu urządzeniu i to podczas snu.
Nasza rodzina postanowiła, że zamieszka na stałe na planecie Korton. Aby
podróż się nie nużyła mieliśmy zostać zahibernowani na czas lotu. Byłem bardzo
zdziwiony, gdy po przebudzeniu oczom moim ukazał się mój stary pokój i uśmiechnięta twarz mamy budzącej mnie do szkoły! Jakże szkoda, że to był tylko sen….
4

Podobne dokumenty