Jeszcze o dygresjach w Beniowskim

Transkrypt

Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
ACTA UNIVERSITATIS WRATISLAVIENSIS No 3190
Prace Literackie XLIX
Wrocław 2009
HENRYK GRADKOWSKI
Akademia Jana Długosza w Częstochowie
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
Duma połączona z pokorą
stanowi wielkość człowieka
(Krasiński)
„Ostatni maleńki zły jest – ale był potrzebny, był konieczny, celu swojego
dopiął i więcej jeszcze, bo zwrócił wszystkich oczy i stał mi się teraz strażą”1.
Tak pisał o Beniowskim jego autor, kilka miesięcy po wydaniu pierwszych
pięciu pieśni poematu2. Poemat o Maurycym Kazimierzu Zbigniewie – nazywał
– eufemistycznie, ale i lekceważąco – „maleńkim” czy „malutkim” albo – „błazenkiem”, który wszakże spowodował „zajście nie z Ad[amem], ale z jednym mniejszym”3. Chodzi pewnie o Stanisława Ropelewskiego i niedoszły pojedynek.
Poemat, w pierwszym wydaniu zawierającym pięć pieśni (wraz z pierwszą
redakcją pieśni początkowych), ukazał się w Paryżu, w maju 1841 roku.
Jest to utwór o „typie kalejdoskopowym”4 z poręcznym do polemik bohaterem awanturnikiem, „który przechodził różne koleje – wesołe i smutne, który
bywał pod wozem i na wozie”5. A temat, wzięty z dziejów konfederacji barskiej,
odpowiadał ówczesnym zainteresowaniom, żeby nie powiedzieć – modzie pisania
o tych wydarzeniach. Zresztą, powiedzmy od razu: ani bohater, ani wątek fabularny – nie są to sprawy w tym utworze najważniejsze.
Przyjaciel Juliusza, partner przechadzek pod Willą Róż, nie rozumiał tego
poematu. Krasiński nie lubił bowiem bagatelizowania problemów, zamierzonej
1
J. Słowacki, Listy do matki, opr. Z. Krzyżanowska, Wrocław 1979, s. 332–333.
List z 10 listopada 1841 roku.
3 Ibidem.
4 I. Chrzanowski, „Beniowski” Juliusza Słowackiego. Wykłady w I i II trymestrze r. szk.
1926/1927, Kraków 1927, s. 9. W innym miejscu wykładu Chrzanowski nazywa Beniowskiego
utworem, który ma charakter „barwnej mozaiki” i „błyskotliwego kalejdoskopu” (op. cit., s. 24).
5 Ibidem, s. 9.
2
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 51
2010-02-08 13:50:45
52
HENRYK GRADKOWSKI
błazenady, choćby ona była nawet pozorna. Jarosław Marek Rymkiewicz tak wyjaśnia tę niechęć Zygmunta wobec Beniowskiego:
„Uprawniony wydaje się [...] domysł, że Krasiński, który był kompletnie pozbawiony poczucia humoru i w swych wierszach, przedstawiając życie »potężne,
szlachetne, święte«, przemawiał wyłącznie tonem poważnym (to go zgubiło), źle
znosił lekkość Beniowskiego, czyli to, co tam było dwuznaczne, śmieszne, ironiczne, nawet nonsensowne”6.
Beniowski powstał z poczucia pewności i siły twórczej7. Trzydziestoletni,
zdrowszy, po kuracjach choroby piersiowej, Słowacki dał upust swemu, tak rzadkiemu, optymizmowi. Odczuł potrzebę realizmu, który współgrałby ze stałym atrybutem jego pisarstwa – ironią. Poemat zaintrygował publiczność literacką. Przeciwnicy docenili, acz niechętnie, jego poetycką doskonałość. Idei nie docenił nikt.
Nie był to wszakże „malutki” tekst. My zajmiemy się głównie jego ładunkiem polemicznym, czytając wybrane dygresje.
Samo przejście od opowieści fabularnej, od „gadki” do dygresyjnych odwołań jest w Beniowskim tak świetne, że budziło zainteresowanie wnikliwych badaczy, np. Stefana Treugutta8 czy Aliny Kowalczykowej9. Treugutt w znakomitej
monografii poematu zwraca uwagę na fragment o „woźnych”, czyli „krytykach”.
Pisze: „Przyjacielskie »Kollego« – ma walor równorzędny z »Asindziejem«, to
jest ten czytelnik – słuchacz opowiadania, ów życzliwy i rozumiejący partner jednostronnego dialogu. [...] Woźni nawołują do porządku – nie będzie porządku
takiego, jakiego chcą oni. Nie będzie potulnego powrotu do historycznej powieści
[...], zmianie uległ temat opowiadania wobec tematu Beniowskiego i wszelkich
dygresyjnych dopełnień tamtego tematu. Możliwość takich zmian jest jedną z reguł obowiązujących w Beniowskim”10.
Najazd na „woźnych-krytyków” może zaskoczyć bezkompromisowością na
granicy inwektywy. Zastosowanie antytez: „Arkadia, Niebieska kraina”, a zarazem „kraina niczego, pełna wężowych ślin, pajęczych nici i krwi zepsutej”, finansowana przez „baby” (s. 12, I 218–224), wsparte ironiczną apostrofą do „Młodej Polski”, a zakończone pompatycznym napadem na papieża, jest chyba, poza
końcową, antymickiewiczowską dygresją, najmocniejszym wybuchem polemicz6
J.M. Rymkiewicz, Słowacki. Encyklopedia, Warszawa 2004, s. 31.
„Na konferencji poświęconej Słowackiemu, która odbyła się w Lublinie, w listopadzie
1999 r., prof. T. Skubalanka mówiła, że »Beniowski« nie jest poematem napisanym przeciwko krytykom, ani nawet poematem napisanym przeciwko Mickiewiczowi, lecz utworem o tym, czym jest,
a czym powinna być sztuka poetycka” (A. Fabianowski, O „Beniowskim” Juliusza Słowackiego,
Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza XXXIV/1999, s. 98).
8 S. Treugutt, „Beniowski”. Kryzys indywidualizmu romantycznego, Warszawa 1964, s. 146.
9 J. Słowacki, Beniowski. Poema, opr. A. Kowalczykowa, Wrocław 1966 (BN nr 13/14, seria I), s. 12. Z tej edycji cytaty z utworu, z podaniem w nawiasach numerów stron oraz pieśni (cyfra
rzymska) i wersetów (cyfra arabska).
10 S. Treugutt, op. cit., s. 146–147.
7
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 52
2010-02-08 13:50:45
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
53
nym, dodatkowo jeszcze podsyconym mesjanistyczną apoteozą Polski jako „córki
Boga i siostry Ukrzyżowanego” (s. 13, I 238–239)11.
Słowackiego rażą w sposób szczególny działania podstępne i zdradliwe.
„Mściwe bractwa, brud ruchomy, klątwy i zdrady” (s. 13–14, I 243–258) – nie
pochodzą nigdy z miejsc uświęconych. To grzech narodu, odrastający jak polip
„z urwanej głowy” (s. 13–14, I 261). Poeta nawiąże do tej kwestii i później, krytykując „wallenrodyczność” czy „wallenrodyzm”.
Polacy nie są zainteresowani rozważaniami o tragedii ojczyzny. Trzeba dla
nich obniżyć wysoki ton i wejść między „pijące gardła, wąsy, psy, kontusze”
(s. 14, I 271), podążając śladem bohatera i towarzyszącego mu Grzesia, giermka
mocno pociągającego z flaszy wódkę gdańską, której bulgot kojarzy się żarliwemu czytelnikowi z rechotem „poetycznej na Litwie ropuchy” (s. 21, I 416).
Autor z udaną naiwnością tłumaczy się z nieoczekiwanego dla miłośnika tekstów
romantycznych wyboru bohatera, sam się „dziwi”, że poświęcił uwagę postaci,
która ma się nijak do białego Anhellego czy zbrodniarki Balladyny. I zaraz potem następuje ironiczne wyznanie na temat proweniencji pomysłów literackich,
na ogół nieprzydatnych, jeśli chce się stworzyć poemat dla „szczerych polskich
dusz”, czyli właśnie – „narodowy” (s. 27, I 566)12.
Narratora poematu obowiązuje zasada wolnych skojarzeń. Dygresje nie są
bynajmniej chwilowym odbieganiem od tematu. Okazuje się, że to raczej główny
wątek fabularny je uzupełnia, staje się narzędziem do ich snucia i rozwijania.
Z żartobliwą ironią wylicza Słowacki np. zarzuty krytyków wobec konstrukcji
postaci Balladyny, Skierki, Aliny, Grabca, z udaną zgrozą sumituje się przed
oskarżeniami Anhellego, którego śmiał utworzyć, nie będąc zesłańcem... Na koniec obiecuje, że już pieśń druga będzie spójna, poprowadzi fabułę jednolicie,
„okręci się” ściśle wokół wybranego wątku „jak dawny, długi, lity pas Polaka”
(s. 37, I 784). Oczywiście wiemy, że to obietnica bez pokrycia...
W Pieśni drugiej bowiem temat rozpoczyna się od apostrofy do czytelników,
by nie lękali się „goryczy” tego przesłania, które będzie wiedzione nadal różnymi
drogami – od ody („do młodości”) po ariostyczny poemat. Świadomość własnych
11 O antyklerykalizmie Słowackiego pisał Ignacy Chrzanowski: „Słowa »Krzyż Twym Papieżem jest – twa zguba w Rzymie« – są po części aluzją do Młodej Polski, bo [...] czasopismo to
na karcie tytułowej miało winietę: krzyż na tarczy, spod której wystają klucze św. Piotra i potrójna
korona papieska” (op. cit., s. 100). Dalej tenże badacz przypomina, że pod względem religijnym
przeciwstawia się Słowacki grupie Zaleskiego i Witwickiego, zaliczając do tej „szkoły” – na wyrost – i Mickiewicza. Zdaniem Chrzanowskiego, Słowacki nie walczy z Kościołem, ale z tymi, co
nim kierują (chodzi konkretnie o Grzegorza XVI, który „rzucił klątwę na powstanie listopadowe”
(op. cit., s. 101)), a też z klerykałami, wypaczającymi obraz Boga.
12 Chodzi o to, że narrator przypomina w genialnym poetyckim skrócie romantyczne źródła
poezji, ale na potrzeby tego „poematu narodowego”, pozbawionego pompatyczności, niejako je
uchyla. Ma to być utwór integracyjny, ale nie dla miernot: „Poetów wszystkich mi uczyni braćmi,
Wszystkich – oprócz tych tylko – których zaćmi” (s. 27, I 567–568).
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 53
2010-02-08 13:50:45
54
HENRYK GRADKOWSKI
możliwości twórczych dochodzi tu do zenitu. Tu już mało powiedzieć „Oktawa
pieści, kocha mnie sestyna” (s. 43, II 96), tu trzeba sięgnąć do oceny wypowiedzianej przez Krasińskiego:
Gdyby Ojczyzną był język i mowa:
Posąg by mój stał, stworzony głoskami,
Z napisem „patri patriae”.
(s. 43, II 99–101)
Passus o „walenrodyczności” czy „wallenrodyzmie” (s. 49, II 210–245) –
jako „metodyzmie” zdrady – wzbudził szczególną dezaprobatę. Mamy tu bowiem
do czynienia nie tylko ze sprowadzeniem tego pojęcia do absurdu, kiedy Paszkiewicza nazywa się Wallenrodem – jakoby skruszonym, wspominając wcześniej
np. o Kossakowskim, Massalskim, Krukowieckim. Jakże można było Mickiewiczowskiemu Wallenrodowi dać twarz np. Gurowskiego, który okazał się apostatą
na sześć lat przed napisaniem Beniowskiego, a sprawa odbiła się głośnym echem
na emigracji i w kraju?
Początek Pieśni trzeciej przynosi rozmyślania o istocie sztuki poetyckiej,
odnoszące się w szczególności do dyskusji w „Tygodniku Petersburskim”. Nie
brak też zwrotów autoironicznych na temat piorunów w Balladynie i Lilli Wenedzie, pojawia się ponownie wyraz dezaprobaty z powodu obniżenia tonu,
czyli zejścia do „pospolitości” (s. 73, III 49), ale też zapowiedź ostrej walki
z krytykami, także w wymiarze pozaziemskim, jak hrabia Ugolino z Boskiej
komedii Dantego13.
Fascynacja niedawno odwiedzonym Wschodem przydaje się jako odskocznia
ku Koranowi; tu passus o oglądaniu w gruszce „czterech panien różnego koloru” (s. 75, III 81–85) jest jakby wstępem do kolejnego pognębienia zespołu redakcyjnego „Młodej Polski”, wraz z jego współpracownikami, w tym zwłaszcza
z panem Z.K., czyli znienawidzonym Ropelewskim14.
Nader często pojawiają się odniesienia do Mickiewicza; tak np. w parodystycznym nawiązaniu do Mickiewiczowskiego „czterdzieści i cztery” nagle słyszymy, że poemat jest zaplanowany na tyleż pieśni, co jest tylko kpiną ze zwrotu Adama, bo Słowacki myślał o opisaniu przygód pana Kazimierza najwyżej
w pieśniach kilkunastu.
Wiele goryczy wobec świata zawiera fragment potępiający „Heglów poznańskich, krakowskich purystów, [...] Kozako-powieściarzy i krytyków, którzy
poklaski im zamiast poświstów dają” (s. 86, III 321–325) etc. Na następnej stronie pojawia się nagle celna autocharakterystyka własnej metody twórczej: „Roję,
śnię, tworzę, harfy używam lub bicza” (s. 87, III 341–342), i zaraz potem – przez
13 Ten fragment Piekła (pieśń XXXII) tłumaczył, jak wiadomo, Mickiewicz. Jeśli przyjąć, że
pierwsze wydanie Beniowskiego jest kompleksową polemiką z autorem Pana Tadeusza, to i w tym
miejscu moglibyśmy się dopatrzyć aluzji do prac literackich Mickiewicza.
14 Chrzanowski sugeruje, że używany przez Ropelewskiego kryptonim Z.K. mógł przewrotnie sugerować, iż autorem wypowiedzi jest Krasiński (I. Chrzanowski, op. cit., s. 10).
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 54
2010-02-08 13:50:45
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
55
dwie oktawy – modlitwa, a raczej wyznanie na temat pozycji twórcy, zakończone
pompatycznym zwrotem: „Lecz z mego życia poemat dla Boga” (s. 87, III 344).
Bóg też ma być pierwszym świadkiem trudnej sytuacji poety, który nie znajduje
życzliwości u czytelników.
Obok Boskiej Opatrzności są jeszcze dwie dziedziny oparcia dla nieustannie
nękanego poety: niezapomniane obrazy przyrody z wyprawy wschodniej „i jedno
ludzkie serce”15.
W poemacie toczy się nieustanny dialog z czytelnikiem i to nie wirtualny,
lecz rzeczywisty. Dotyczy spraw przeróżnych, nie tylko poruszanych w dygresjach, ale też wynikających z poszarpanego wątku fabularnego. Słowacki często
– z ukrytym ładunkiem ironicznym – kokietuje czytelnika możliwościami epika, planowaniem olbrzymiego poematu i po wielekroć wycofuje się – i z zapowiadanych zestawień homeryckich, i z fantastycznego „poematu nowszego”
(s. 89, III 389).
W tym zaś miejscu poematu, do którego się teraz odwołujemy (s. 90, III 410–
419), przed sceną spotkania Beniowskiego ze Swentyną znów pojawia się cierpka
dygresja o sztabie powstańczym z roku 1831, który cudownie rozmnożył sławę, ale
własną, dla prostych zaś żołnierzy pozostawił zaledwie siedem koszów ułomków...
Krytyka niebawem dotknie też wszystkich politycznych działaczy emigracyjnych; żadna bowiem z tych rycerskich piersi nie była skrojona przez Fidiasza;
raczej... sporządzona na miarę krawca (s. 95, III 537–539). Wszyscy ci niegodni następcy Kościuszki zasługują na wzgardliwy śmiech, chociaż „serce pęka”16
(s. 96, III 544). Nie dają oni posłuchu słowom wieszcza, a jedynie – ustami krytyków – szarpią jego dzieła. Tu po raz kolejny poeta stawia się w sytuacji Ugolina,
który „odbył piekło” (s. 97, III 567–568), a pastwiących się nad nim nazywa „szakalami” (jw.). Jeden z nich został przywołany i pognębiony osobiście – niejaki
„Krakowczyk” (Franciszek Paszkowski), autor bezimiennie wydanych Pomysłów
do dziejów Polski, w których autora Kordiana „szarpie srogo, bije po ręku jak
rektorska linia” (s. 99, III 622–623) za nadmiar poetyckiej dumy...
W Pieśni czwartej zamieszczona została jedna z najsławniejszych dygresji
– wspomnienie Ludwiki Śniadeckiej, zamykające ten fragment poematu.
Zwróćmy uwagę na wprowadzenie do tej 72-wierszowej dygresji (s. 125–128,
IV 480–544). Rzecz zaczyna się refleksją przy kielichu i to dość szczególnym: jest
to bowiem „Platońska czara”, wspomagana bursztynową fają, wytwarzającą „kłę15 Może to serce matki, może Joanny Bobrowej, a może serce Zygmunta Krasińskiego. Zwraca na to uwagę Alina Kowalczykowa, op. cit, s. 88, przypis. Dodajmy, że motyw serca ma szczególne znaczenie w wierszu pożegnalnym Do Zygmunta.
16 „Szkoda tylko, że swoje pęknięte serce ofiarował Słowacki w tej strofie Kościuszce; przykro to powiedzieć, że jeśli głupia i podła (wymyślona przez Prusaków) legenda o »Finis Poloniae«
tak długo błąkała się i błąka do dziś w kraju i za granicą, to odpowiedzialność za to w niemałej mierze ponosi Słowacki” (I. Chrzanowski, op. cit., s. 97). Wydaje się, że w wypadku literalnej analizy
tekstu nie przypisze się tu Kościuszce zapowiedzi ostatecznej klęski kraju, ale właśnie przeczucie
o mierności przyszłych przywódców narodu.
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 55
2010-02-08 13:50:45
56
HENRYK GRADKOWSKI
by dymu”. Uderzające bezpretensjonalnością realia dotychczasowych polemik
ustępują miejsca wspomnieniu romantyka o „młodości” i „kochance pierwszych
dni”. Sarkastyczny polemista, dotknięty „kryzysem indywidualizmu romantycznego”17, zapada nieoczekiwanie w romantyczny sen. Mamy zatem i typowy sztafaż miłosnej opowieści, i wzorcowy model tego uczucia. Jest więc i „liść jesienny” (element pejzażu), nastrój melancholii niosący „smutki tęskne i prorocze”,
wreszcie pojawia się ona, kochanka o pachnących „warkoczach” i „oczach o promiennym blasku”, nieodłączna towarzyszka dawnych przechadzek wzdłuż „strumieni” ocienionych krzakami „jarzębiny” (pewnie w Jaszunach) i – tych „sennych” – „na skałach i nad morzami bez końca”, czy – „w gajach drzew oliwnych”.
Obraz to jednak tylko na początku sentymentalny, bo dramat snu-wspomnienia
narasta i tłumione uczucie wybucha na koniec przepowiednią – w duchu znanego tej epoce gotycyzmu. Skoro kochankowie zdecydowali się odrzucić myśl,
by „rozpacznym czynem skończyć żywot chory”, skoro „znaleźli życie – sercu
zadawszy śmierć”, to po latach „boleści” jedynym wybawieniem może być powtórzony „cud” powrotu – już nie w sennych marzeniach, ale na wieki – czy to
w „Elizejskich borach”, czy też – jak Heloiza i Abelard – we wspólnym grobie.
Ta eksplozja uczucia, nasycona motywami sennymi i eschatologią, ma przecież
w finale realistyczny akcent – trzykrotnie wypowiedziane pod adresem kochanki
życzenie – „Bądź zdrowa!”. To miara autoświadomości piszącego, trzymającego
na wodzy wszelkie marzenia, także senne, to kolejne świadectwo „kryzysu indywidualizmu romantycznego”18.
W Pieśni piątej, ostatniej z edycji roku 1841, nic na początku nie zapowiada
końcowej rozprawy z Adamem. Owszem, pojawiają się zwyczajne drwinki, czy
tylko humorystyczne aluzje do poematu Mickiewicza, o „Litwinie starej daty”
(s. 131, V 58), „boćwinie” czy „wieńcu z barszczowych uszów” (s. 132, V 73–
79), o poezjowaniu w ogóle, co tak irytowało Krasińskiego, zazwyczaj podnoszącego poezję na piedestał i nader rzadko uśmiechającego się do czytelnika. Kilka
wierszy później pojawia się ów bardzo znany pean na temat giętkości poetyckiego
języka i zestawienie siebie z Janem Czarnoleskim, a po kolejnych strzępach fabuły narracja nabiera niby tonu obrazoburczej modlitwy19, zawierającej wyznanie
wiary w wielką poezję Dantego, Homera, Szekspira, a dalej – już najzupełniej
parodystycznie – „w emigracyjnych wszystkich świętych” i „żywot wieczny”
(s. 146, V 420–428) „Sejmu” emigracyjnego.
Końcową inwektywę przeciw Mickiewiczowi poprzedza piękny, utrzymany
w tonie starotestamentowym hymn do Boga („Jehowy oblicze błyskawicowe jest
ogromnej miary” – s. 148, V 463–464), widzianego w rozległych stepach Ukra17
Taki podtytuł, przypomnijmy, ma cytowana już praca Stefana Treugutta o Beniowskim.
Ibidem.
19 Tak ją skomentował Jan Koźmian w recenzji, na co zwróciła uwagę Kowalczykowa, op. cit.,
s. 146, przypis. Osobiście uważam, że było to tylko wykorzystanie formy „Składu Apostolskiego”,
a nie parodia tam zawartych wyznań. Wypowiedź Koźmiana zaprawiona jest aprioryczną niechęcią
do poezji Słowackiego.
18
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 56
2010-02-08 13:50:45
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
57
iny. To nie Bóg maluczkich, nie „robaków”, ale „olbrzymich ptaków” (s. 148,
V 469–471)20. To jest już zapowiedź finału Piątej pieśni, dopisanego po uczcie
u Januszkiewicza (s. 149–152, V 477–572). Pojawiające się na początku oktawy słówko „więc” („Gdzież więc ten człowiek, który jest zwiastunem pokory?”),
świadczy o tym nawiązaniu. Przypatrzmy się więc zarzutom wobec „wieszcza”.
Czy w istocie uczy on pokory? Czy miał prawo w swej wypowiedzi powoływać
się na Boga? To przecież poeta umarły, wszyscy to wiedzą, nawet „lud, co w niego wierzył”; wszak uczestnicy uczty byli świadkami jego wskrzeszenia, właśnie
przez autora tego poematu. Kolejna oktawa to autocharakterystyka improwizacji
Juliusza. Miała to być poetycka wypowiedź o kwestiach wagi najwyższej, sięgających Bóstwa, ale właściwy efekt został przez słuchaczów pominięty – uznali jedynie „męstwo” improwizatora. Zaraz potem pojawia się apostrofa do „narodu”,
a właściwie skarga na samotność i przypomnienie swego rodowodu spod „Krzemienieckiej góry”, który był mu oparciem w walce z Litwinami. Gorzko brzmi
następnie manifestacja świadomości, że pierwszy improwizator był właściwie niesłuchany, że nikt nie zachwyca się jego ojczyzną domową jak ojczyzną Mickiewicza, a przecież okolica Ikwy „krwią i mlekiem płynna” ( jak u Trembeckiego!)
nie ustępuje krainie Niemna. I od tego momentu (końcowa część piątej oktawy
finału) – zaczyna się napad na Mickiewicza. On przyznał wielkość polemiście, ale
natychmiast zakwestionował kierunek jego twórczości. „Niech idzie tam, gdzie
my idziemy” – nakazał Juliuszowi. Zaraz potem następuje pełna pasji polemika
z tym zaproponowanym przez wieszcza Adama kierunkiem poezji. W serii inwektyw rozlega się najpierw krytyka Mickiewiczowskiej drogi. Jakaż ona jest?
Jest „kłamna”. Oto i przejawy tych kłamstw: panslawizm, uległość wobec polityki papieża. Droga autora poematu jest inna. On porwie lud za sobą i usłuży mu
swym talentem w każdej sytuacji; więcej! – on będzie prawdziwym wieszczem,
bo wiernym przewodnikiem i przywódcą. Wypowiedź Mickiewicza była w tym
pojedynku niezręcznym odkryciem się rycerza, jej fałszywość posłużyła za pretekst do zadania mu ostatecznego ciosu. W tym miejscu następuje nawiązanie do
wygłoszonej przez Juliusza improwizacji, w której skłonił się przed sławą przeciwnika, ale to nie był gest uniżoności czy upadku, a tylko wybieg strategiczny.
Bo oto teraz rozpocznie się walka na śmierć i życie. Walka rycerzy, w której zwycięstwo jest przesądzone. Juliusz będzie Achillesem, a Adam Hektorem. Wraz
z nim polegnie cała jego szkoła – Witwickich, Zaleskich i im podobnych:
Legnie przede mną twych poetów Troja,
Twe Hektorowe jej nie zbawi męstwo.
Bóg mi obronę przyszłości poruczył: –
Zabiję – trupa twego będę włóczył! –
A sąd zostawię wiekom. –
20 I. Chrzanowski decyduje się porównać tę deklarację Słowackiego z zapisem Giordana Bruna: „Nie w ludzkich rzeczach z ich małością i poziomością trzeba szukać i czcić Boga [...], tylko
w niezmierzonym prawie natury” (op. cit., s. 103).
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 57
2010-02-08 13:50:45
58
HENRYK GRADKOWSKI
Juliuszowi udało się, jak sądzi, odsłonić wewnętrzne pęknięcie wieszcza, niespójność jego sił duchowych. Ów wieszcz jest tylko poetą przeszłości, o spróchniałej duszy, która już nie sięgnie laurów.
Rzecz znamienna – poeta żegna wieszcza powtórzonymi słowami „bądź
zdrów”, podobnie jak w Pieśni czwartej „kochankę pierwszych dni”. Ale tu pożegnanie jest opatrzone motywem mitologicznym, przetworzonym przez wyobraźnię twórcy:
Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi,
Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi.
Beniowski, wydany za życia poety, to, jak wiadomo, nie całość poematu.
Dalsze pieśni, ich fragmenty czy formy wariantowe, zestawiane potem przez
uczonych, to kopalnia dygresji, w tym aluzji do Mickiewicza, a Pana Tadeusza w szczególności. Dygresje mają być elementem nowego stylu poetyckiego,
a miejsce w nich pierwszego wieszcza jest właśnie świadectwem tych poszukiwań. „Drwina i myśl serio nie są ze sobą w sprzeczności, przeciwnie, warunkują się wzajemnie. Poetycka zabawa, rozbicie pozoru stanowią wstępny warunek
kształtowania, właśnie od Mickiewicza wychodząc, nowej koncepcji poezji, nowej idei społecznego miejsca i powołania poety” – pisze Alina Kowalczykowa
(s. LIV).
W załączonej do pierwodruku pierwszej redakcji pieśni początkowych
(Pieśń V [A] i Pieśń VI [A] cytowanej edycji) pojawia się piękna dygresja – apostrofa do matki, obejmująca prawie 6 oktaw21. Mowa tam o nieustannym kontakcie z jej obrazem, we wszystkich podróżach (Słowacki eksponuje zwłaszcza
podróż na Wschód). Zacytujmy zakończenie tej dygresji:
Wszędzie... miłosne twoje oddychanie
Liczyło mi czas..., co upływał w ciszy;
W tych strofach jeszcze... kiedy rym ustanie –
Niechaj czytelnik – na końcu usłyszy
Moje, twych biednych stóp – pocałowanie...
Bo łez nie słyszał...
(s. 162, V [A] 217–222)
Apostrofę do matki poprzedza ów fragment, zamieszczony później, z woli
pierwszego marszałka Polski, na grobie „Matki i Serca Syna” na cmentarzu wileńskim na Rossie:
Kto mogąc wybrać, – wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła... niechaj umie
Spać – gdy zrennice czerwone od gromu,
I słychać... jęk szatanów w sosen szumie...
Tak żyłem...
(s. 160, V [A] 169–173)
21
Zdaniem Chrzanowskiego ta dygresja („rzewna apostrofa do matki”) miała pierwotnie zamykać Pieśń piątą, ale po uczcie u Januszkiewicza została wyparta przez inwektywę antymickiewiczowską (I. Chrzanowski, op. cit., s. 11).
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 58
2010-02-08 13:50:45
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
59
W Pieśni VII zastanawiająca jest dygresja „o poetach ruskich” (s. 193,
VII 329), aprobująca Puszkina, łaskawa dla Lermontowa, potępiająca zaś renegata
Sękowskiego i ostro krytykująca cara, pana życia i śmierci twórców, wciąż prześladowanych przez szefa tajnej rosyjskiej policji Benckendorffa. Przy okazji dostało się też Vaclavowi Hance za apoteozę „Kozactwa” i procarskiego panslawizmu.
Zwolenników tej ideologii nazywa Słowacki „hermafrodytami, Słowiano-Polakami” (s. 193, VII 359). Pojawia się też pośrednio odwołanie do Mickiewicza.
Pisząc bowiem o górach na Krymie, gdzie Słowacki nigdy nie był, wykorzystuje
on wiedzę na ten temat z Sonetów krymskich. W istocie więc – Kikineis, Czatyrdah i inne góry półwyspu – dla Juliusza „mają kształt sonetów” (s. 197, VII 448).
W Pieśni VIII do najsłynniejszych należy dygresja poświęcona ocenie Pana
Tadeusza, tym razem już dłuższa niż dotychczasowe, liczne i uszczypliwe na
ogół, aluzje do poematu, dla którego Beniowski miał być przecież jakąś przeciwwagą czy dokonaniem konkurencyjnym22. Cała ta poetycka, skondensowana tym
razem, ocena arcypoematu zasługuje na zacytowanie:
Jednak w tej cudnej epopei żyją23.
W ich lasach trąba gada... Boskie trąby
Odzywają się wnet w sosnach i wyją...
Patrzcie, jak ten żubr od pękniętej bomby
Cofa się... patrzcie, jakie wianki wiją
Z wiejskiego kwiatu wiejskie dziewosłęby...
Słuchaj... i patrzaj... bo jako zjawienie
Litwa ubrana w tęczowe promienie
Wychodzi z lasu. – Z taką chwałą
Potrącał lutnią... ten śpiewak Litwinów,
Że myślisz dotąd, że to echo grało,
A to anielskich był głos Serafinów;
Grzmotowi jego niebo odegrzmiało...
Chociaż Gofredów nie miał i Baldwinów
Ani mógł morza wiosłami zamącić,
22
Alina Kowalczykowa pisze: „Przecież Beniowski miał być – takie intencje od początku są
w nim objawione – wielkim, po Panu Tadeuszu właśnie, podjęciem formy narodowego poematu,
wobec arcydzieła Mickiewicza był pisany, był propozycją nowego – ale po i wobec Pana Tadeusza
– potraktowania formy gatunkowej i polskiego tematu”, op. cit., s. LIII. Przytacza też świadectwo
Juliusza Kleinera z jego wielkiej monografii o Słowackim na temat relacji między początkiem akcji
poematu o Beniowskim a Panem Tadeuszem. Oto fragment tej konstatacji Kleinera: „Początek poematu przeciwstawia się początkowi Tadeusza – Mickiewicz zaczyna od powrotu w dom rodzinny,
Słowacki od wyjazdu, Mickiewicz od poznania Zosi, Słowacki od pożegnania Anieli. [...] W przeciwieństwie początków tkwi głębsza różnica; przyjazd do domu jest uwerturą sielanki domowej
– wyjazd, i to wyjazd bez powrotu – przygrywką do bogatego w przygody romansu” (J. Kleiner,
op. cit., t. III, s. 91; cyt za: A. Kowalczykowa, op. cit., s. LIII–LIV). Ignacy Chrzanowski podkreśla
związki kreacji osób w Beniowskim z postaciami Pana Tadeusza. Księdza Robaka uważa za duchowego ojca ks. Marka, prototypem dla Swentyny miałaby być Zosia, sam bohater tytułowy ma wiele
z Tadeusza, ale i z Jacka Soplicy (I. Chrzanowski, „Beniowski”..., s. 22 i nast.).
23 Chodzi o Litwinów, o czym dowiadujemy się z poprzedniej oktawy.
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 59
2010-02-08 13:50:45
60
HENRYK GRADKOWSKI
Ani księżyca z wież krzyżowych strącić...
Jednak się przed tym poematem wali
Jakaś ogromna ciemności stolica;
Coś pada... myśmy słyszeli – słuchali;
To Czas się cofnął – i odwrócił lica,
By spojrzeć jeszcze raz... na piękność w dali,
Która takiemi tęczami zachwyca
Takim różanym zachodzi obłokiem.
(s. 203–204, VIII 113–135
Ta pochwała nie wymaga komentarza. Może tylko warto podkreślić sposób
uwiarygodnienia epopeiczności arcypoematu. „Litwa ubrana w tęczowe promienie” okazała się, pod piórem mistrza, tematem godnym zestawienia z opowieścią
o Jerozolimie wyzwolonej, Torquata Tassa.
W Pieśni IX na uwagę zasługuje rozmowa dwóch Matek Boskich, a ze względu na właściwy temat tych rozważań skarga „matki czarnej” (s. 233, IX 202) na
spustoszenia uczynione przez wojnę. Jest to przejmujący protest przeciw gehennie każdej wojny. Pojawia się też, może bezwiednie przywołany, konterfekt Pani
Jasnogórskiej:
Tak się skarżyła siostrze, a zadana
Turecką szablą na twarzy obraza,
Po której... uśmiech pozostał i rana,
Stała się teraz widną, jako skaza
Nowo boląca.
(s. 235, IX 249–253)
Z wariantu C Pieśni VI warto zwrócić uwagę na dygresję bardzo krytycznie
obrazującą system kształcenia w dawnej Polsce. Podstawą nauczania była gramatyka Manuela Alvareza; młodzież układała własne teksty bez dostatecznej wiedzy
na temat poezji, wychodziły więc ramotki. Niepotrzebnie zakpił sobie Słowacki
z wzorów, z których i sam korzystał – z „pięknych ballad Świtezi lub Dziadów”
(s. 346, [VI C] 46–47), celnie natomiast scharakteryzował szlachciurów, absolwentów szkół jezuickich:
Szlachcic, co w domku pod lipami mieszka
I Panu Bogu czasem szablą służy,
A czasem rąbał łeb przy trybunale,
Że poetycznym był... nie wiedział wcale.
(s. 346–347, [VI C]53–56)
Przegląd dygresji zakończmy rzutem oka na domniemaną polemikę24
z Przedświtem Krasińskiego. Oto ów polemiczny fragment, pochodzący z wersji
„C” Pieśni VII poematu:
Któż słyszał – jakie tajemnicze słowo,
Na którem stanąć mogliby synowie?...
24 Zacytowany ustęp uważa za polemikę z Przedświtem Juliusz Kleiner, co odnotowała Alina
Kowalczykowa, op. cit., s. 365.
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 60
2010-02-08 13:50:46
Jeszcze o dygresjach w Beniowskim
61
Wszystko spi głucho pod deską grobową.
Kto co od trumien zasłyszał – niech powie,
A odbudujem całą Polskę nową
Na tym jedynym tajemniczym słowie.
Na tę myśl Anioł się we mnie uśmiecha
A razem pełny łez. – Cóż? – nigdzie echa –
Nigdzie... tylko ten rym tętniący bieży
Jakoby w rzymskiej ruinie kaskada,
Co skrzy, i błyska i dymi i śnieży
I płacze i grzmi – i jęczy i gada
I swój nimfowy włos tęczami jeży,
A spodem... głazy powoli wyjada
I tak przy słońcu... i tak w blask miesiąca.
Jak Chrystus... ciągle, w sobie pracująca.
Więc pod tym grzmotem... pod temi kolory
Jest dziwna, smętna praca – bo to nie to.
Że z myśli różne leją się upiory,
Że z pełną jestem wymyśleń kaletą,
Ale wierzajcie... żem rymu podpory
Podłożył sercem... i to moje veto
Przeciw fałszowi kiedy duch mój rzuca,
To więcej mnie to kosztuje – niż płuca...
(s. 365, [VII C] 173–196)
Zderzmy to poetyckie veto ze swoistym świadectwem pozostawionym w korespondencji Juliusza do Zygmunta. Oto fragmenty listu z 1 czerwca 1843 roku25,
pisanego z Paryża do Drezna. Interesujące są tu uwagi o Przedświcie, przypisanym Gaszyńskiemu; Słowacki od razu rozpoznaje autora i w sposób zakamuflowany swadą poetycką zgłasza pretensję co do formy, nieprzystającej do podniosłej treści:
„Okładka tego dzieła czyni na mnie wrażenie Atlasa, który siedział i nosił na
sobie rzecz za ciężką dla swych barków..., a książeczka zupełnie wewnątrz jest
banią błękitu, wymalowaną przez jakiegoś niebieskiego Rafaelka..., który dopiero
jest w pierwszej manierze [...] (s. 433). O, karm się, mój drogi, twardym powietrzem, które owiewa grób Danta..., zrób się ojcem, nie synem ani rówiennikiem...,
bo rówiennicząc się z dziećmi, trzeba zdziecinnieć [...] Są jednak w poemaciku
Gaszyńskiego błyski cudowne – przelot światła – prawdziwe rozwidnienie duszy..., element nowej komedii chrześcijańskiej – to jest rozweselenie niebieskie,
które gdyby nie przez liryzm sprawione, byłoby cudem nowości w sztuce. Zostaje
nareszcie w duszy przeświadczenie jakieś o prawdzie przepowiedni, która jest
dobrodziejstwem dla epoki... szczęśliwi ci, którzy z taką mocą świadczą o Bogu,
że muszą urodzić wiarę. Błogosławieni!” (s. 434).
Ocena Przedświtu znajdzie się i w liście z 3 lipca tegoż roku. Zastosował tu
Słowacki dość kurtuazyjną metodę – jakby wiedział i nie wiedział, kto jest au25 Z. Krasiński, Listy do różnych adresatów, opr. Z. Sudolski, Warszawa 1991, t. II. Po cytatach podaje się w nawiasach numery stron.
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 61
2010-02-08 13:50:46
62
HENRYK GRADKOWSKI
torem poematu. Zarzuca tedy „Gaszyńskiemu”, że zgrzytliwie zabrzmiała rozbieżność między prozą filozoficzną przedmowy a liryzmem samego poematu,
dalej – że czytelnik zniechęcony jest nadmiarem pouczeń i to podanych w formie pompatycznej. Wyraża to Słowacki (tu już wyraźnie sugerując, że dobrze
wie, kto jest autorem Przedświtu) metaforycznie w końcowej fazie epistoły:
„Autor Przedświtu był olbrzymim poetą [...], ale wstąpił na ambonę i zaczyna nauczać, [...] sława jemu, że ten kościół zbudował... i te echa przez siebie
zamknięte w sklepieniach ma gotowe do odpowiedzi, lecz niech nie zapomina
o architekturze” (s. 439). Zakończenie listu to jakby skrzyżowanie zaleceń człowieka Sprawy Bożej i przyjaciela: „Bądź więc spokojny... i czyń wszystko podług
miłości i wiary. Ja Cię miłuję i wierzę w Ciebie” (s. 439).
Otóż ten „dydaktyzm romantyczny”26 był dla Słowackiego nie do przyjęcia
i wzbudził zastrzeżenia, wyrażone – i w przekazie poetyckim, i w epistolarnym.
Ogrom problematyki dygresji w Beniowskim, różnorodność formuły ich
przekazu wykracza, rzecz jasna, poza ramy niniejszej analizy. Przyjdzie zatem na
koniec przywołać cenny passus z pism I. Chrzanowskiego o istocie tego wyjątkowego w dziejach literatury polskiej poematu:
„Można mieć wrażenie, że cały poemat jest owocem wirtuozerii wielkiego
poety, któremu chodziło nie o przedmiot, nie o fabułę powieściową, tylko o artystyczny wyraz wszystkich towarzyszących twórczości zmiennych uczuć i nastrojów”27.
More on digressions in Beniowski
Summary
The author of the article tries to explore the “kaleidoscopic” nature of the poem, focusing his
attention on digressions and deliberately pushing the story to the background. He analyses various
digressions, generally respecting the linearity of the text, though not giving up a problem-related
classification.
The wide scope and intentional variability of the digressions reflect, as the author emphasises,
the “crisis of Romantic individualism” (Stefan Treugutt’s term), which was expressed in the need to
look for realism matching a permanent attribute of Słowacki’s writing – irony. The article ends with
a coda in the form of a reference to a remark by Ignacy Chrzanowski that the poem is “an artistic
expression of all changing feelings and moods accompanying the creative process”.
Translated by Anna Kijak
26
„Dydaktykiem romantycznym” nazwał Krasińskiego Ignacy Chrzanowski (vide: idem,
Poezja Krasińskiego. Próba syntezy (Z wykładów w Uniwersytecie Jagiellońskim. Odbitka z „Pamiętnika Literackiego”) Lwów 1928, s. 29).
27 I. Chrzanowski, „Beniowski”..., s. 26.
Prace Literackie 49, 2009
© for this edition by CNS
Prace-Literackie-49.indb 62
2010-02-08 13:50:46