Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
REFORMA HANDKEGO Andrzej Waśko W 108 śród wielu najgorszych decyzji, jakie podjęto w III RP, za błąd godny specjalnego wyróżnienia uważam rozpoczęcie przez rząd Jerzego Buzka reformy oświaty, w kierunku, który wówczas przyjęto i który – niestety – jest kontynuowany przez rząd Donalda Tuska. Ze sprawą tą wiąże się splot wielkich nieporozumień. Intencje wielu inicjatorów reformy były z pewnością dobre. Nawet jeśli z perspektywy czasu dostrzegają oni błędy i absurdy obecnego systemu – np. obniżenie poziomu wiedzy maturzystów uczonych „pod testy” – to w ich świadomości nie pojawia się związek między problemami dnia dzisiejszego a charakterem procesu, który przed laty swoimi decyzjami uruchomili. Związku tego nie dostrzega też opinia publiczna. Były minister edukacji Mirosław Handke, co rusz zapraszany do mediów jako ekspert od oświaty, daje na każdym kroku publiczne pokazy samozadowolenia niezmąconego cieniem autorefleksji. Czołowi politycy PiS uważają, że sprawy oświatowe mają charakter branżowy i – wbrew politycznie poprawnym deklaracjom – nie interesują się nimi, w mylnym przeświadczeniu, że nie są one polem politycznej rywalizacji. Posłowie zajmujący się oświatą i dziennikarze piszący o szkolnictwie to przeważnie ludzie nierozumiejący państwowego wymiaru spraw oświatowych i sprowadzający je do problemów pojedynczej szkoły: czy sześciolatki będą miały w klasie dywaniki, ile godzin nauczyciel ma spędzić w świetlicy, czy rodzice mogą zwolnić dziecko z klasówki itp. Taki dyskurs buduje w opinii publicznej mylne wrażenie, że problemy oświaty sprowadzają się do spraw, o których toczy się przysłowiowa rozmowa Pani z małym Jasiem. Tymczasem za fasadą tej środowiskowej debaty kryją się istot- Wśród wielu najgorszych decyzji, jakie podjęto w III RP, za błąd godny specjalnego wyróżnienia uważam rozpoczęcie przez rząd Jerzego Buzka reformy oświaty, w kierunku, który wówczas przyjęto i który – niestety – jest kontynuowany przez rząd Donalda Tuska. ne decyzje zmieniające charakter państwa i modelujące przyszłe postawy społeczne. Żeby zrozumieć, jak poważne problemy dla Polski wykreowała w tym zakresie reforma Handkego, trzeba spojrzeć na oświatę nie wyłącznie jako na problem nauczycieli, dzieci i rodziców, tylko jako na obszar poli- tyki państwa, Unii Europejskiej oraz szczególnie aktywnych tu grup nacisku. Z tej perspektywy widać, że w oświacie co innego się mówi, co innego się robi, a rzeczywisty rezultat tego wszystkiego jest jeszcze inny. Naiwni reformatorzy z lat 90. byli jak uczeń czarnoksiężnika: uwolnili siły, nad którymi nie potrafili później zapanować, a które nam wszystkim dyktują teraz swoje warunki. W istocie owa reforma realizuje cele dokładnie odwrotne od deklarowanych i formalnie zadekretowanych. Wprowadzenie powszechnej matury, zamiast – jak obiecywano – upowszechnić w społeczeństwie średnie wykształcenie, okazało się w praktyce narzędziem realnego obniżenia poziomu wiedzy młodzieży. W istocie (nieświadomie?) podjęto polityczną decyzję o obniżeniu poziomu nauczania. Dlaczego? Na stronie internetowej MEN były już wiceminister, Zbigniew Marciniak, uzasadnia to w osobliwy sposób: „Przed reformą maturę zdawało 40% uczniów – po reformie zdaje ją 80%. Nie sposób wykształcić tej masy na dawnym poziomie, więc trzeba proporcjonalnie obniżyć wymagania”. Co w istocie znaczy ta deklaracja człowieka odpowiedzialnego za ostatnie zmiany programowe, skądinąd profesora matematyki? Dwie rzeczy – po pierwsze, że nauczanie jest dla reformatorów grą o sumie zerowej – jego wyniki zawsze są per saldo takie same ze względu na stały w populacji poziom wrodzonych zdolności. Skoro jednak poziomu nauczania nie można podnieść z istoty rzeczy, to czemu służą te wszystkie wydatki na reformę, na szkolenia nauczycieli, wymianę międzynarodową, nowe podręczniki? Skoro reforma poziomu podnieść nie może, to znaczy, że już przed reformą szkolnictwo osiągnęło skuteczność optymalną. Czyli że już szkoła w PRL miała poziom najlepszy z możliwych. Jakoś nie zgadza się to ani z naszymi wspomnieniami, ani ze zdrowym rozsądkiem, ani z dy- Polska Wałęsy i Kwaśniewskiego wychowuje pokolenie galerianek. rektywą klasycznej pedagogiki: semper in altum („zawsze wzwyż”). Ale chodzi tu właśnie o pokrętne uzasadnienie projektu przeciwstawnego: politycznej decyzji o obniżeniu poziomu nauczania w Polsce. Jeszcze wyraźniej widać to w projektach ekspertów, zamieszczonych na stronach internetowych związanego z Platformą Obywatelską Polskiego Forum Obywatelskiego. Mówi się tam wprost o potrzebie ograniczenia dostępu do wykształcenia na wysokim poziomie do 10–15% populacji, podczas gdy pozostałym 85% szkolnictwo powinno przekazywać wyłącznie „podstawowe umiejętności społeczne”. Walka z tradycyjnymi zasadami wychowania w imię „przyjaznej szkoły” wydała owoce w postaci eksplozji przemocy i wulgaryzmu, zwłaszcza w gimnazjach gromadzących młodzież w wieku szczególnie trudnym wychowawczo. Polska Wałęsy i Kwaśniewskiego wychowuje pokolenie galerianek. Głębszą przyczyną klęski wychowawczej III RP jest splot dwóch głównych ideologii, które napędzają reformę. Pierwsza z nich to lewicowy projekt stworzenia „nowego człowieka”, który w rozlicznych formach i przebraniach wypiera ze szkoły jej Opressje: edukacja 109 110 właściwe zadanie, jakim jest socjalizacja i akulturacja młodzieży. Druga – to pseudoliberalny pogląd, że szkoła publiczna to biznes jak każdy inny, a system oświaty jest polem robienia indywidualnych interesów przez ludzi obrotnych i umiejących zorganizować się w skutecznie działające lobby. Wszystko, co od czasów Mirosława Hand- Warunkiem nadania społeczeństwu nowej tożsamości jest wymazanie tożsamości starej. Z tego powodu z podstawy programowej nauczania ogólnego znikają stopniowo systematyczny kurs historii Polski i systematyczny wykład dziejów polskiej literatury. Zamiast dawać młodemu człowiekowi poczucie zakorzenienia w histo- wizji i prasy rozrywkowej. Bez oporu ze strony systemu oświatowego rośnie więc masa zamkniętych w sobie monad ludzkich, niezdolnych do samodzielnego nawiązywania trwałych więzi społecznych, w tym rodzinnych, zdezorientowana, biorąca byle pozór za rzeczywistość, a więc dająca sobą dowolnie manipulować. kego dzieje się w polskiej oświacie, choć z zewnątrz wygląda na absurd, jest racjonalne i celowe z punktu widzenia tych dwóch ideologii oraz stojących za nimi grup nacisku, które całkowicie kontrolują sytuację. Nowy człowiek, o jakiego wyprodukowanie chodzi misjonarzom lewicy na etatach ekspertów od oświaty, ma mieć tożsamość, którą nazywa się różnie: otwartą na świat, europejską, związaną z demokratycznym społeczeństwem obywatelskim, pluralistyczną, tolerancyjną... Za tymi słowami, które brzmią szlachetnie i nie sposób się im oprzeć, kryje się plan wprzęgnięcia szkolnictwa w formowanie ludzi do potrzeb założonego z góry modelu społeczeństwa przyszłości. Charakter tego społeczeństwa określa ideologia wielokulturowości. W jej imię młodych usilnie zachęca się do „poszukiwania” własnej tożsamości wśród rozmaitych grup mniejszościowych i subkultur lub na ich przecięciu, w figurze postnowoczesnego turysty – obywatela świata, na co dzień wzorowego konsumenta dóbr oferowanych przez supermarket. Prawdziwe wykształcenie jest dla tego celu przeciwskuuteczne. „Kto czyta książki – jak pisze Aldous Huxley w Nowym wspaniałym świecie – kupuje mało”. rycznej wspólnocie, szkoła zreformowana ma go uczyć krytycznego dystansu do „mitów narodowych” i wszelkich innych autorytetów dotychczasowego społeczeństwa. W tym zwłaszcza do religii i rodziny. Odkąd w społeczeństwach nowożytnych zlikwidowany został masowy analfabetyzm, lektura książek formowała człowieka samodzielnego umysłowo, który wraz z edukacją i awansem kulturalnym nabywał ambicji do udziału w życiu państwa. Miarą jego wykształcenia były zaś intelektualne kompetencje do oceny tego, co dzieje się w życiu społecznym i politycznym. Działania reformatorów oświaty wpisują się w te procesy społeczne, które pod wpływem kultury masowej pchają nas obecnie w przeciwnym kierunku. Nazywa się to dostosowaniem szkoły do współczesności. Skoro współczesna młodzież najbardziej lubi gry komputerowe, to nie zmuszajmy jej do czytania książek. Nie zmuszajmy jej – dajmy jej prawo wyboru: niech robi, co chce. Kto dziś zapyta polskich studentów o ich udział w życiu publicznym i jego ocenę, usłyszy najpewniej: „nie wiem”, „nie interesuję się”, „to mnie nie obchodzi”. Dostosowanie szkoły do warunków XXI w. jest w praktyce jej dostosowaniem do przekazu, jaki młodzież otrzymuje z tele- Zamiast wiedzy „encyklopedycznej” szkoła zreformowana uczy podobno umiejętności potrzebnych w znalezieniu dobrej pracy. Sens edukacji zdefiniowany tak wąsko i utylitarnie kłóci się z powszechnym w kręgach dawnej inteligencji przeświadczeniem, że wiedza, wyrobienie, znajomość kultury duchowej, dobry gust itp. są wartościami samymi w sobie, a ich zdobywanie powinno być samoistnym celem uczącej się młodzieży. Dla dzisiejszych reformatorów wykształcenie liczy się tylko o tyle, o ile da się wykorzystać jako środek w zarabianiu pieniędzy. Ale uczniowie i studenci, których system edukacyjny nastawia wyłącznie na znalezienie „dobrej pracy” jakoś potem w swojej masie tej dobrej pracy nie znajdują. „Dobra praca” nie polega bowiem na mechanicznym stosowaniu wyuczonych w szkole umiejętności. Na tym polegają tylko prace gorsze, słabiej płatne i drugorzędne w hierarchii społecznego prestiżu. Toteż w międzynarodowym podziale pracy młodym Polakom przypada rola narodu pielęgniarek i hydraulików ze znanej reklamy. Szczytem ambicji i sukcesu dla najlepszych jest posługiwanie obcym w roli lokalnego przedstawiciela polskiego oddziału zagranicznej firmy lub wyjazd do pracy w Londynie. Rzekome dostosowanie wiedzy i umiejętności absolwentów do potrzeb nowoczesnego rynku pracy sprowadza się już dziś do byle jakiego przyuczania taniej siły roboczej na potrzeby międzynarodowych korporacji. Oświata III RP służy więc przygotowaniu kadr do emigracji za- Zamiast wiedzy „encyklopedycznej” szkoła zreformowana uczy podobno umiejętności potrzebnych w znalezieniu dobrej pracy. Sens edukacji zdefiniowany tak wąsko i utylitarnie kłóci się z powszechnym w kręgach dawnej inteligencji przeświadczeniem, że wiedza, wyrobienie, znajomość kultury duchowej, dobry gust itp. są wartościami samymi w sobie, a ich zdobywanie powinno być samoistnym celem uczącej się młodzieży. robkowej lub do roli pośredników w gospodarczej penetracji polskiego rynku. Od czasów KEN Polacy mieli narodowy system szkolnictwa nastawiony na nasze własne potrzeby oraz nadrzędny interes narodowy. Od czasów ostatniej reformy mamy w Polsce szkołę postkolonialną, podporządkowaną realizacji strategicznych celów bogatych państw Zachodu. Te dwa główne, a ukrywane przed opinią publiczną, cele reformy: użycie szkoły do obróbki ideologicznej młodzieży oraz przygotowanie jej do emigracji zarobkowej realizowane są bardzo skutecznie przez lokalnych beneficjentów całej ope- Opressje: edukacja 111 112 racji. Są nimi grupy interesu lokujące się w bezpośrednim otoczeniu szkoły. To one realizują reformę i przechwytują większość kierowanych na nią środków publicznych. Wśród wielu takich podmiotów można wymienić pozakładane w l. 90. fundacje i inne organizacje pozarządowe, stale realizujące jakieś niepotrzebne programy edukacyjne watyzowanych wydawnictw zajmujących się drukiem podręczników. Rozbudowana wokół szkoły sieć struktur pasożytniczych korzysta z usług utytułowanych ekspertów, którzy za odpowiednią opłatą uzasadniają jej istnienie wobec politycznych decydentów, którzy – paradoksalnie – w całej tej sprawie mają najmniej do powiedzenia. dla szkół, szkolenia dla nauczycieli i dyrektorów, opracowujące (za pieniądze podatnika) najróżniejsze projekty reformy, badania, monitoringi i pilotaże. Z tymi podmiotami pozarządowymi, zwykle należącymi do jakichś międzynarodowych sieci, współpracują w dziele permanentnej rewolucji powołane w ramach reformy publiczne instytucje oświatowe oraz przytłaczająca większość państwowych i samorządowych ogniw administracji. Tam są bardzo potrzebne stanowiska i pieniądze, tam są szkolenia, kontrola i sprawozdawczość. Inne eldorado tworzy kartel największych, prywatnych lub spry- Obok nawiedzonych ideologów reformy i twardych graczy działających na pograniczu administracji i biznesu w dziele destrukcji polskiej oświaty uczestniczą też rzesze szeregowych wykonawców. Czynią to zazwyczaj nieświadomie, z naiwnej wiary, z wrodzonej gorliwości, z ambicji. Widząc, że reforma nie przynosi oczekiwanych przez nich efektów, narzekają i załamują ręce. Ale wówczas słyszą od swoich autorytetów, że lekarstwem na błędy reformy jest więcej reformy. Tylko nie należy tego już nazywać reformą, bo to słowo ludziom źle się kojarzy. I tak błędne koło kręci się dalej. Andrzej Waśko (ur. 1961): historyk literatury, kulturoznawca, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego i WSFP „Ignatianum” w Krakowie, Publicysta związany z dwumiesięcznikiem „Arcana” i „Gazetą Polską”. Kierując pracami stowarzyszenia Inicjatywa Małopolska, prowadził od 2004 r. kampanię przeciwko handlowi pracami magisterskimi w Internecie. W 2007 r., krótko pełnił funkcję wiceministra oświaty. Obecnie jest wiceprezesem Towarzystwa Nauczycieli Szkół Polskich. Ostatnio opublikował książkę Demokracja bez korzeni (2009). CO NIE WYSZŁO PRZY REFORMIE OŚWIATY? Michał Dulak R eforma systemu oświaty była jedną wadzonych innowacji. Nie miejsce tu jed- z pakietu czterech wielkich reform realizowanych w 1999 r. przez rząd Jerzego Buzka, które dotykając najważniejszych dziedzin życia, głęboko zmieniły polską rzeczywistość. Oprócz tej reformy od 1 stycznia 1999 r. weszły w życie także reformy systemu ochrony zdrowia, systemu ubezpieczeń społecznych oraz reforma samorządowa. W niniejszym artykule chciałbym przyjrzeć się jednak tylko zmianom w oświacie głównie z tego powodu, że rocznik 1986 – mój rocznik – był „królikiem doświadczalnym” dla tego eksperymentu, a obecnie zbliżając się do końca ścieżki edukacyjnej, zamyka pewien etap tej reformy. Podświadomie wiemy, że najtrudniej mają ci, którzy idą jako pierwsi, bo to oni przecierają szlak pozostałym. W omawianym przypadku zaryzykowałbym stwierdzenie, że to my – „króliki doświadczalne” – mieliśmy łatwiej niż roczniki przychodzące po nas. Zmiany w systemie oświaty w ciągu minionej dekady doczekały się niejednego opracowania w postaci raportu, książki i konferencji poświęconej ocenie celów oraz rzeczywistych następstw wpro- nak na szczegółową analizę omawianego problemu. Chciałbym natomiast podzielić się bardzo subiektywnymi odczuciami co do sensowności owej reformy oraz zarysować obszary, których dysfunkcjonalność według mnie prowadzi do problemów na dalszej drodze edukacji. Pamiętam, że kończąc szóstą klasę szkoły podstawowej, jako pierwszy rocznik nowego gimnazjum ja i moi rówieśnicy byliśmy podekscytowani nowościami, które czekają Zajęcia miały być prowadzone w taki sposób, że zrezygnuje się z bezmyślnego „wkuwania na pamięć”, a postawi na rozwój kreatywnego myślenia. nas po wakacjach. Mnie osobiście fascynowało w gimnazjum to, że tak jak było napisane w informatorze gimnazjalnym dostarczonym nam przez MEN, nowa szkoła będzie kłaść szczególny nacisk na zmienioną formę nauczania. Zajęcia miały być prowadzone w taki sposób, że zrezygnuje się z bezmyślnego „wkuwania na pamięć”, a postawi na Opressje: edukacja 113