Naturalna regulacja poczęć a antykoncepcja. Aspekt etyczny.

Transkrypt

Naturalna regulacja poczęć a antykoncepcja. Aspekt etyczny.
Naturalne planowanie rodziny
Naturalna regulacja poczęć a antykoncepcja. Aspekt etyczny.
Do zagadnienia wskazanego w tytule można niewątpliwie podchodzić w różny sposób czyli rozważać je
pod wieloma aspektami. Wyróżniając aspekt etyczny nie chcemy powiedzieć, że jest to ten punkt
widzenia, który całkowicie odróżnia się od innych, tak dalece, że już nie pokrywa się z nimi zupełnie.
Gdyby się przyjęło takie założenie, musiałoby się przyjąć jako wniosek, że aspekt etyczny nie ma nic
wspólnego na przykład z aspektem antropologicznym czy biomedycznym. Problem jest bardziej złożony,
ponieważ aspekt etyczny /wymiar etyczny ludzkiego postępowania/ przenika wewnętrznie całą
rzeczywistość ludzkiego działania i wyraża relację transcendentną tegoż działania do jego prawdy
normatywnej, będącej zarazem najgłębszą prawdą ludzkiego istnienia.
Może dziwić umieszczenie takiego tematu w cyklu konferencji pod ogólnym tytułem mówiącym o
„przemocy”. Jeżeli w niniejszym temacie należy uwzględnić odniesienie do przemocy, to
dlatego, że wiąże się ono z logiką antykoncepcji, która jest zaprzeczeniem miłości i odpowiedzialnego
rodzicielstwa. Natomiast naturalna regulacja poczęć jest jedyną formą postępowania, która chroni przed
przemocą człowieka przychodzącego na świat, jak też - trzeba pamiętać - eliminuje element siły z
kontekstu wzajemnego odniesienia męża i żony; bowiem i w tej relacji może się pojawić element siły, to
jest subtelnie zakamuflowanej przemocy, kiedy małżonkowie redukują swój wzajemny stosunek do
techniki wzajemnego „zaspokojenia popędu”, co ma miejsce przy antykoncepcji.
Antykoncepcja ujawnia istnienie w osobie ludzkiej brak podstawowej sprawności samo -władania w
wolności, czyli demaskuje taką sytuację moralną, kiedy człowiek nie działa w pełni jako osoba a jedynie
jako osobnik rozporządzający pewną energią biopsychiczną, nad którą właśnie nie panuje, ponieważ
pozwolił na to, by stać się jej niewolnikiem. Ta subtelna forma przemocy wprowadza w środowisko
prokreacyjne element siły, niemal niedostrzegalnej, ale realnej, która fałszuje postawę małżonków
zaszczepiając w niej duchowy gest odrzucenia nowego życia. Jest to gest przenikający całą ich
świadomość i psychikę, zatruwający ich osobowość /podmiotowość/ małżeńską elementem lęku, niechęci,
wrogości, w końcu fizycznej agresji wobec życia, które może się pojawić pomimo ich zabiegów
wykluczających płodność. Patrząc głębiej jest to gest wrogości wobec własnej płodności, stanowiącej
integralny składnik tożsamości antropologicznej i małżeńskiej.
Ta więc negacja własnej płodności i płodnego charakteru miłości małżeńskiej nieuchronnie owocuje
agresją wobec dziecka przychodzącego na świat, ponieważ w sposób podstawowy jest agresją wobec
tajemnicy płodności ukrytej w komunijnej jedności małżeństwa. Wziąwszy pod uwagę fakt, że człowiek
jako osoba a zwłaszcza małżeństwo jako przymierze sakramentalne, jest symbolem wskazującym na
swój Początek, którym jest tajemnica Stworzenia, trzeba powiedzieć, że agresja wyrażająca się w
antykoncepcji, zwraca się ostatecznie przeciw Bogu jako Stwórcy i Ojcu. Człowiek jest nie tylko jednością
bytową, ale także jednością sensu: dlatego człowiek sobą mówi o Bogu i objawia Go, lub sobą, to jest
swoim postępowaniem dotykającym jego tożsamości osobowej, odrzuca Boga. Opiera się to na
założeniach antropologii biblijnej, według której człowiek jest - jako obraz Boży - pierwszą mową Bożą
zwróconą do samego człowieka i dlatego sam człowiek jest pierwszym słowem, którym wyraża
/wypowiada/ swój stosunek do Boga: jest to albo stosunek posłuszeństwa i oddania w miłości, albo
stosunek niewiary i odrzucenia Boga /przez odrzucenie Jego darów/.
Nie tylko więc biologia płodności, ale cała rzeczywistość moralna i duchowa kształtowana przez
mężczyznę i kobietę w ich wzajemnym odniesieniu, buduje integralne środowisko prokreacyjne, które
powinno mieć charakter ludzki, życzliwy, otwarty dla życia, wyrażający bezwarunkowe przygarnięcie
nowego człowieka stwarzanego przez Boga. Skoro więc małżonkowie sami są tym środowiskiem, to
niszcząc je w jakikolwiek sposób nie tylko stają się wrogami własnych dzieci, ale także niszczą siebie
samych. Niszczą siebie, niszcząc swoją płodność, która jest ich bogactwem i powołaniem. Jest to głęboki
problem antropologiczny, etyczny i ekologiczny. Z punktu widzenia ekologii prokreacji należy podkreślić
głęboką wartość przemyśleń prof. Włodzimierza Fijałkowskiego, który koryguje różne nieścisłości i
stereotypy nagromadzone wokół problematyki naturalnej regulacji poczęć.[1]. Z wszystkich analiz prof.
Fijałkowskiego wynika, że jedynie wierność prawu miłości i życia, jakie wpisane jest w osobową strukturę
małżeństwa, chroni środowisko prokreacyjne przed wtargnięciem elementu przemocy i agresji. Te
ostatnie cechy są natomiast nieodłączne od antykoncepcji i technik manipulowania płodnością.
Zakładając już znajomość zasad ekologicznej prokreacji, chcemy się zająć ściśle etycznym aspektem
problemu wskazanego w tytule wykładu. W jaki sposób aspekt etyczny tkwi wewnętrznie w ontycznym
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
wymiarze ludzkiego działania, można pokazać na jakimkolwiek przykładzie wziętym z życia. Oto Kain
zabija Abla. Grzech tego zabójstwa nie wynika stąd, że Kain otrzymał szczegółowy nakaz: „nie
wolno ci zabijać Abla”. Bo w takim razie mógłby na przykład zabić kogoś innego i wtedy nie byłoby
grzechu: bo przecież Abla nie zabił. Może więc musiałoby być wydane przykazanie szczegółowe w
stosunku do wszystkich poszczególnych ludzi, jacy kiedykolwiek mieliby istnieć na ziemi? Byłoby więc tyle
przykazań, ile ludzi. Jakiż to absurd! Idąc dalej tym samym torem myśli, musiałoby się przyjąć, że
musiałoby być tyle szczegółowych przykazań, względnie zakazów, ile istnieje konkretnych możliwości
popełniania zła. Na przykład: Nie wolno ci palić papierosów, zażywać narkotyków, przyjmować tabletek
dopingowych, brać łapówek, produkować bomb atomowych, przedawkowywać morfiny osobom ciężko
chorym, handlować ludzkimi narządami, produkować kosmetyków z pomordowanych płodów, podpalać
lasów i pól, podkładać bomb pod szkoły i szpitale itd. Czy ktoś byłby w stanie wyliczyć wszelkie możliwe
grzechy, gdyby nawet pisał na komputerze do końca świata?
Dlaczego o tym mówię? Bo wciąż zdarzają się ludzie, którzy twierdzą: „dlaczego w Piśmie
Świętym nie ma nigdzie powiedziane, że nie wolno używać nowoczesnych środków antykoncepcyjnych?
Widocznie to nie jest grzechem!”. Pomimo istnienia 20 wieków chrześcijaństwa wciąż są ludzie,
którzy zadają takie pytania. [2] Jest wiele powodów, które wyjaśniają w jakiś sposób fakt braku zmysłu
moralnego u współczesnych ludzi, o czym mówi bardzo wyraźnie Encyklika Evangelium Vitae Ten zanik
zmysłu moralnego daje znać o sobie nie tylko w przedmiocie antykoncepcji; dotyczy on wszystkich
dziedzin ludzkiego postępowania.[3]
Wróćmy do przykładu Kaina i Abla. Grzech nie polega na tym, że ten pierwszy to jest Kain a ten drugi to Abel. Istota zła leży w tym, że człowieka zabija człowieka, a czyniąc tak przekreśla duchową i moralną
prawdę człowieczeństwa, odcina się od tej prawdy, wyrzeka się jej i uważa ją za nieważną, tak jakby
chciał ją unicestwić. Ten zamach na człowieczeństwo następuje równocześnie w stosunku do obu
podmiotów, jednak bardziej przekreśla swoje człowieczeństwo zabójca w stosunku do samego siebie, niż
jest zdolny to uczynić realnie w stosunku do swojej ofiary. Istnieje więc w człowieku jakaś prawda
wewnętrzna, transcendentna, uniwersalna, która wyznacza kierunek spełnienia się człowieka przez czyn.
Prawda człowieczeństwa istnieje nie tylko w samym „esse” ale i w „agere”
człowieka; właśnie ta pierwsza stanowi miarę czyli normę drugiej, według której czyn człowieka ocenia
się jako prawdziwy, /=ludzki/, dobry, piękny, lub przeciwnie: fałszywy, zły, ohydny. Według tej prawdy
ocenia się czyn jakiegokolwiek człowieka, spełniony w stosunku do jakiegokolwiek człowieka, a przede
wszystkim w stosunku do samego siebie. Żaden człowiek nie może wymknąć się z tego kręgu prawdy i
tego łańcucha moralności, którego istotne ogniwo stanowi on sam.
Człowiek spełnia swój czyn mocą samostanowienia, w którym sam jest nie tylko podmiotem sprawczym
czynu, ale jest zarazem pierwszym „przedmiotem” ku któremu zwraca się jego czyn,
kształtując jego moralną tożsamość na mocy moralnej treści /zawartości/ czynu: człowiek staje się tym,
co zawiera się w treści jego czynu, określa swoje bycie człowiekiem poprzez utożsamienie się z tym
dobrem /lub złem/, które jest przedmiotem jego czynu. Jest nie do pomyślenia, aby wolne, świadomie
zadecydowane działanie, było neutralne moralnie, ponieważ uzyskuje ono wymiar moralny już przez to,
że przez to działanie - czy człowiek chce, czy nie, wyraża stosunek do samego siebie, afirmuje lub neguje
swoją prawdę i godność człowieczeństwa.
To jest istota prawa naturalnego, które jest zaszczepioną w samem bycie ludzkim iskrą Boskiej Mądrości
stwórczej, skierowującej wszelkie stworzenie do właściwej mu pełni i doskonałości. Człowiek poznaje to
prawo przez poznanie prawdy swego bytu /istnienia/. Poznaje, że jest darem, bo jego istnienie jest
darem bezinteresownym; poznaje, że jest osobą, bo doświadcza tego, iż nie może osiągnąć swojej pełni i
swego szczęścia poza Miłością; poznaje, że jest powołany, gdyż nie może przywłaszczyć sobie swego
istnienia i swego człowieczeństwa, lecz ma odnaleźć siebie przez bezinteresowny dar z siebie samego.
Jeżeli nawet swoim przyćmionym rozumem człowiek nie może tego wszystkiego poznać doskonale, to
Objawienie Chrystusowe pomaga mu w tym skutecznie. Bóg objawiając się w Jezusie Chrystusie, objawia
zarazem człowieka samemu człowiekowi /KDK 22/. W ten sposób człowiek korzysta z światła
otrzymanego z góry, aby zrozumieć to, czego domyśla się jego naturalny rozum i osiągnąć to, za czym
tęskni jego wolna wola, stworzona właśnie po to, by człowiek był zdolny miłować.
Podstawą działania jest prawda osobowego istnienia, zakorzeniona w samym bycie stworzonym, a
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
objawiająca się w działaniu, które jest potwierdzeniem i wyrażeniem tej prawdy już w postaci prawdy
moralnej /w postaci moralności czynu/ .Z punktu widzenia zgodności z prawdą bytu, czyn może być
dobry lub zły: wyraża prawdę bytu, czyli prawdę człowieczeństwa, lub ją neguje. Sformułowanie
odpowiednich nakazów czy zakazów jest problemem drugoplanowym i nie stanowi w żaden sposób
warunku moralności; stanowi najwyżej warunek czytelności prawa moralnego dla tych, którzy z jakichś
powodów nie są zdolni tego prawa odczytać z samego faktu, że są ludźmi. Działanie jest dobre nie
dlatego, że jest nakazane, przeciwnie, może być nakazane z jakiegoś dodatkowego powodu, zakładając,
że jest dobre samo przez się. Podobnie działanie jest złe nie dlatego, że jest zakazane, ale takie działanie
powinno być zakazane, ponieważ jest złe i taki zakaz stanowi dodatkową pomoc dla sumienia niezdolnego
rozpoznać wewnętrznej prawdy czynu /chodzi o ludzi niedojrzałych moralnie i duchowo/.
Ludzie, którzy nie rozumieją istoty prawa naturalnego, sądzą, że najpierw pojawiły się jakiś zakazy, a
potem etycy czy teologowie zaczęli się zajmować uzasadnieniem zakazów, czyli szukaniem argumentów
za lub przeciw[4]. Autor nie bierze pod uwagę oczywistego faktu logicznego, że zakaz jest tylko
odwróconą formułą „nakazu” czyli podstawowego imperatywu sumienia, że „należy
czynić dobro”. Zakaz czynienia zła wchodzi w integralną całość z nakazem czynienia dobra,
ponieważ odrzucanie zła jest już elementarną formą czynienia dobra i warunkiem jego integralności.
Zakaz czynienia zła jest więc logiczną i etyczną implikacją nakazu czynienia dobra, który to nakaz tkwi na
swój sposób w naturze człowieka oraz w naturze sumienia. Bez odrzucenia zła dobro nie może być
spełnione w sposób integralny a więc doskonały. Czyn bowiem powinien być dobry pod każdym względem
i dlatego jeżeli w jego strukturze pojawi się jakieś zło, nawet uchodzące za cząstkowe, cały czyn zostaje
skażony tym złem i dobro moralne przestaje się liczyć, nawet gdyby z tego czynu wynikało jakieś dobro
fizyczne.
Podobnie w innym artykule tego numeru ZNAK-u głosi się, że „Grzech stosowania sztucznych
środków regulacji poczęć nie aprobowanych przez władze Kościoła jest grzechem nieposłuszeństwa
przeciw dyscyplinie kościelnej lub też grzechem niewstrzemięźliwości płciowej”[5]. Autorka
sugeruje, że zakaz antykoncepcji jest arbitralnym aktem Kościoła, który krępuje wolność sumienia i że
Kościół powinien zliberalizować swoje stanowisko i pozwolić na stosowanie antykoncepcji w
„sytuacjach nadzwyczajnych”[6]. Z tego punktu widzenia należałoby pochwalić inicjatywę
Funduszu Ludnościowego ONZ oraz IPPF, zarzucenia uchodźców z Kosowa środkami antykoncepcyjnymi i
pigułkami poronnymi, o czym z oburzeniem donosi nasza prasa niezależna [7] Inni uważają, że tylko
„wykazanie faktycznej szkodliwości wobec jakiegokolwiek człowieka” mogłoby być
argumentem przeciw antykoncepcji[8]. Autor, jak wynika z artykułu nie ma jasnej koncepcji prawa
naturalnego i nie odróżnia porządku antropologicznego od fizycznego ani porządku mitologicznego od
sakramentalnego, stąd dwuznaczne u niego rozumienie pojęcia „sacrum”. Trudno na tym
miejscu wchodzić w dyskusję z wszystkimi sofizmatami wspomnianych artykułów.
Przybliżmy się do samego zagadnienia, które jest przedmiotem naszego wykładu. Gdzie leży sedno
problemu? Trzeba wyjść nie od narosłych w historii teorii i pseudo-rozwiązań, lecz od tego, co jest
pierwsze w doświadczeniu sumienia, które otwiera się na zrozumienie woli Bożej zawartej w samym
darze powołania małżeńskiego. Istota pytania pojawia się w kontekście małżeństwa a nie jakiegokolwiek
innego podmiotu zainteresowanego subiektywnie i utylitarnie wykorzystaniem potencjału płciowego.
Małżeństwo jest szczególnym podmiotem - wspólnotą osób, obdarzoną odpowiedzialną misją rodzicielską.
Jest to wspólnota osób ustanowiona jako komunia, czyli jedność oparta na absolutnie bezinteresownym,
bezwarunkowym i nieodwołalnym darze osoby, wzajemnym darze mężczyzny i kobiety. Jest to
przymierze duchowe i religijne, które Bóg sam ustanowił, aby było trwałym znakiem Jego Przymierza z
ludzkością, co znalazło swoje ostateczne objawienie i dopełnienie w Przymierzu Chrystusa z Kościołem.
To przymierze, którym jest małżeństwo, ma objawiać i uobecniać miłość Boga Stwórcy i Zbawiciela,
miłość, z jaką Bóg zwraca się do każdego człowieka „gdy na ten świat przychodzi” /J 1, 9/.
Tę tajemnicę Boga i Zbawiciela małżonkowie objawiają i uobecniają nie przy pomocy specjalnych
zabiegów liturgicznych , lecz przez miłość małżeńską, której istota duchowa i etyczna jest określona przez
swoje źródło, którym jest sakrament. Sakrament sprawia to, że dar miłości Boskiej uobecnia się i wyraża
przez miłość ukształtowaną w swej prawdzie osobowej i etycznej. Jak Bóg objawił się przez autentyczne
człowieczeństwo Jezusa Chrystusa, tak w małżeństwie Jego Miłość chce się objawić przez autentyczny
kształt osobowej miłości małżonków, którzy w akcie oddania się małżeńskiego wyrażają swoją gotowość
pełnienia woli Boga przez pełne oddanie się Jemu i całkowite zawierzenie Jego Miłości. Akt małżeński jest
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
dialogiem z Bogiem Stwórcą i Zbawcą a nie tylko dialogiem prywatnym męża i żony, ponieważ orędzie
sakramentu małżeństwa nieustannie głosi prawdę, że człowiek otrzymuje siebie od Boga będąc Jego
darem i dlatego mąż otrzymuje żonę od Boga a żona tak samo męża i w istocie są jednością tylko na
mocy czynu samego Boga, który ich „złączył” czyli uczynił jednością, jak o tym świadczy
Księga Rodzaju /1, 27; 2, 24;/ oraz Ewangelia /Mt 19, 4-6/. Są więc oboje darem na mocy daru Boga i są
jednością, aby objawić Boga w zjednoczeniu z Jego Miłością, w której zawiera się prawdziwa
„genealogia osoby ludzkiej” /List do Rodzin nr 9/.
Całą tę perspektywę daru List do Rodzin ukazuje jasno i głęboko zarazem w paragrafie 11. Wychodząc od
teologii sakramentu Papież pisze: „Ta sama logika bezinteresownego daru wkracza w ich życie,
kiedy mężczyzna i kobieta w małżeństwie wzajemnie się sobie oddają i wzajemnie przyjmują jako
„jedno ciało” i jedność dwojga. Bez tej logiki małżeństwo byłoby puste. Komunia osób na
tej logice zbudowana, staje się komunią rodzicielską. Małżonkowie dają życie własnemu dziecku. Jest to
nowe ludzkie „ty”, które pojawia się w orbicie ich rodzicielskiego
„my””. Dalej pisze Papież o tym, że ta droga, jaką Bóg zaplanował dla człowieka
przychodzącego na świat, ma świadczyć o tym, że człowiek od początku jest darem. „Nowo
narodzony człowiek oddaje siebie rodzicom przez sam fakt swojego zaistnienia. Istnienie - życie jest
pierwszym darem Stwórcy dla stworzenia” /tamże/.
W tekście tym zawiera się ważne stwierdzenie rzucające światło na nasze zagadnienie. Istnienie
człowieka pochodzi tylko od Boga, jest Jego darem, ponieważ zaistnienie nowego - każdego! człowieka
przekracza absolutnie moc sprawczą jakiegokolwiek stworzenia. Człowiek jest sługą wobec tajemnicy
powołania do bytu człowieka, a istota tej służby jest określona zarazem przez istotę przymierza
małżeńskiego i - konsekwentnie - istotę małżeńskiego daru. Wyrażenie popularnie stosowane, mówiące,
że „rodzice dają życie dziecku” jest wyrażeniem przenośnym i symbolicznym. W istocie
bowiem tylko Bóg daje życie. Rodzice zatem „dają” życie jedynie jako symbol i znak
miłości Stwórcy: dają o tyle, o ile objawiają sobą Boga - Stwórcę.
Na mocy Stworzenia i Odkupienia są Jego znakiem i sakramentem, z którego płynie szczególne
posłannictwo i właściwe uzdolnienie do współdziałania z Bogiem na tej płaszczyźnie, którą sam Bóg
określił i ustanowił w swoim Planie. Nie można więc sobie wyobrażać, że rodzice /małżonkowie jako
rodzice/ są równoległym czy równorzędnym źródłem daru życia: współdziałają z Bogiem jako jedynym
Dawcą życia, a współdziałają mocą sakramentu, który w Duchu Świętym, przez Jezusa Chrystusa stawia
ich w obliczu Boga - Ojca. Są więc znakiem daru Boga, o ile są zjednoczeni autentycznie z obdarowującą
miłością samego Boga. Tym więc, co ich łączy z Bogiem, jest ich autentyczna i bezinteresowna miłość,
otwarta bezwarunkowo na obdarowanie przez Boga, a więc wyrażająca całkowite i bez zastrzeżeń
zawierzenie Bogu. Wtedy małżonkowie działają w zgodzie z prawdą swego istnienia jako małżonkowie,, w
zgodzie z prawda Przymierza, którym się stali „w Chrystusie i Kościele” /Ef 5, 32/
We współdziałaniu z Bogiem nie wchodzą więc na miejsce Boga, ani nie są „partnerami”,
którzy na zasadzie równości ustalają warunki współpracy. Według Soboru Watykańskiego II są
interpretatorami /tłumaczami, interpretes/ Miłości Boga Stwórcy /KDK 50/, a więc mają w taki czytelny
sposób objawiać prawdę tej Miłości, aby nie było wątpliwości, kto posiada władzę i autorytet decydowania
o zaistnieniu nowego człowieka i aby było absolutnie jasne, że nowy człowiek rodzi się jako dar Boga, z
całkowicie bezinteresownej miłości i jest tak właśnie przyjmowany z rąk Boga, jak o tym mówi tenże
Sobór w KK 41. Akt miłości rodzicielskiej ma więc objawiać Boga, który „pragnie człowieka dla
niego samego” /KDK 24/ a więc stwarza go wyłącznie z miłości i dla miłości nieskończonej, która
jedyna jest zdolna zaspokoić głód prawdy i szczęścia człowieka zaszczepiony w jego sercu od początku.
List do Rodzin podkreśla, że „trzeba, ażeby w to chcenie Boga włączało się ludzkie chcenie
rodziców, aby oni chcieli nowego człowieka, tak jak chce go Stwórca... Już w samym poczęciu człowiek
jest powołany do wieczności w Bogu” /List do Rodzin nr 9/.
Wynika stąd, że decyzja rodzicielska dotycząca poczęcia człowieka, musi być wewnętrznie niezależna od
jakichkolwiek skończonych, przyziemnych motywacji jak też subiektywnych a zwłaszcza egoistycznych
rachub; przyjście na świat człowieka, w płaszczyźnie etycznej struktury decyzji małżonków, ma
potwierdzić całkowitą suwerenność istnienia i transcendencję powołania osoby ludzkiej, tak jak to jest
zagwarantowane w decyzji Boga, który stwarza z absolutnie bezinteresownej miłości. Decyzja
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
małżonków, która swoją logiką zwraca się ku Tajemnicy Stworzenia, jest tym samym aktem modlitwy o
dar życia, a zarazem jest aktem dziękczynienia za już otrzymane istnienie samych małżonków i każdego
człowieka, „który na ten świat przychodzi”. Jest tak, ponieważ akt modlitwy wynikający z
duchowej głębi sakramentu, ma charakter uniwersalny, uczestniczy bowiem - mocą samego symbolu =
sakramentu - w powszechnej liturgii Kościoła, której Jedynym Arcykapłanem jest Jezus Chrystus. On też przez Ducha Świętego jest źródłem i Autorem wszelkiej modlitwy godnej tego miana i wznoszącej się w
Jego Mistycznym Ciele do Ojca. Inaczej mówiąc, etyczno-symboliczna wymowa decyzji małżeńskiej ma
potwierdzić podstawową prawdę istnienia ludzkiego: że człowiek od Boga pochodzi, do Boga należy i do
Niego jest powołany, aby odnalazł się w Jego nieskończonej Miłości.
To wszystko, co powiedziano wyżej wyjaśnia pozytywną normę działania rodzicielskiego, a więc określa
istotę dobra, jakie ma się realizować /spełnić/ w samej treści działania małżeńskiego - jako działania
ludzkiego, to jest wolnego, świadomego i tym samym odpowiedzialnego. Z takiego też ujęcia normy
pozytywnej wynikają jej liczne implikacje negatywne, czyli konieczność odrzucenia takich działań, które w
jakikolwiek sposób fałszują czy zaprzeczają prawdę działania małżeńskiego. Zwracam uwagę na fakt, że
norma da się pojąć jako pewna prawda, lub jako określone znaczenie /słowo to łączy się z pojęciem
znaku a więc z kontekstem sakramentalnym/, albo także jako określony sens działania /słowo to a
związek z podmiotowym doświadczeniem treści działania w kontekście relacji międzyosobowej/. Wiadomo
już, że działanie człowieka z punktu widzenia normy /prawdy normatywnej/ da się rozpoznać jako
prawdziwe lub nie, jako ludzkie lub nie /to znaczy nie-ludzkie/, jako małżeńskie lub nie, jako rodzicielskie
lub nie-rodzicielskie czyli anty-rodzicielskie. Nie ma tu innej możliwości. Co nie jest prawdą, jest jej
zaprzeczeniem; co nie jest miłością małżeńską, jest jej negacją /jak Sobór mówi: jest jej
sprofanowaniem KDK 47/; co nie jest potwierdzeniem powołania rodzicielskiego, jest jego zaprzeczeniem
i odrzuceniem. To znaczenie pozytywne lub negatywne aktualizuje się w kontekście jedności małżeńskiej,
która z istoty swej /jak zawsze nauczał Kościół/ i z Bożego ustanowienia /w akcie stworzenia/ jest
jednością rodzicielską. Dotykamy tu punktu krytycznego etyki małżeńskiej: znaczenie jednoczące i
rodzicielskie jest czymś jednym i nierozdzielnym, tak, że niemożliwe jest aktualizowanie znaczenia
jednoczącego z równoczesnym odrzuceniem znaczenia rodzicielskiego - i odwrotnie, - nie ma możliwości
zaktualizowania znaczenia rodzicielskiego z pominięciem znaczenia komunijno -małżeńskiego w samej
decyzji rozstrzygającej o poczęciu.
Pozornie dotąd jeszcze nie powiedzieliśmy słowa o naturalnej regulacji poczęć; przynajmniej nie użyliśmy
tego terminu. Jednak rzeczowo biorąc określiliśmy właściwy kontekst etyczny, w ramach którego można
wydać ocenę o konkretnej postaci postępowania /działania/, które identyfikujemy jako „regulacja
poczęć”. Tego rodzaju działanie nie występuje bowiem jako kategoria odrębna i autonomiczna,
lecz jako konkretyzacja integralnej postawy odpowiedzialnego rodzicielstwa. Naturalna regulacja poczęć
jest antropologicznie i etycznie niezrozumiała poza obszarem odpowiedzialności rodzicielskiej,
wynikającej z powołania małżeńskiego. Podejmowanie pewnych działań, które określamy jako regulacja
poczęć, zakłada, że chodzi tu o podmiot etycznie odpowiedzialny za prawdziwość /prawidłowość etyczną/
działań wyrażających postawę rodzicielską. Istota tej odpowiedzialności jest określona przez istotę
powołania oraz samej miłości małżeńskiej, przez którą małżonkowie uczestniczą w zbawczej miłości
Chrystusa - i oczywiście - w stwórczej miłości Boga.
Z tytułu tego posłannictwa małżonkowie są odpowiedzialni za potrójny przedmiotowy krąg wartości: po
pierwsze -za godność i honor Stwórcy oraz Zbawiciela, w którego miłości uczestniczą sakramentalnie i
którego autorytet reprezentują jako powołani i posłani do udziału w przekazywaniu tej miłości /por. FC
17/; po drugie - za świętość samego małżeństwa jako znaku Przymierza Boga z ludzkością, a dokładnie
za świętość samego źródła życia, którym jest tajemnica „jednego ciała” ukryta w dłoniach
Bożych, w związku z czym Jan Paweł II głosi, że „w ludzkim rodzicielstwie Bóg sam jest
obecny” /List do Rodzin, 9/; po trzecie jest to odpowiedzialność za ludzki wymiar zrodzenia, czyli
za stworzenie takiego duchowego i moralnego kontekstu, w którym nowy człowiek może przyjść na świat
w sposób godny swego człowieczeństwa i może zostać bezwarunkowo włączony w pełną prawdę
„komunii osób”.
Aby sprostać ciężarowi tej odpowiedzialności małżonkowie są obowiązani zdobywać konieczne sprawności
moralne czyli cnoty; przede wszystkim cnoty teologalne, to jest wiarę, nadzieję i miłość, które to cnoty
kształtują prawidłową postawę wobec Boga, któremu małżonkowie służą. Z tymi cnotami ściśle
współpracują pewne cnoty moralne, które odznaczają się tym, że zawierają głęboki rys religijny; dzięki
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
nim człowiek jest zdolny dostrzegać i uszanować wymiar religijny w tajemnicy życia czyli stworzonego
istnienia ludzkiego: są to cnoty: religijność, pokora i czystość. Szczególne znaczenie -w świetle
wszystkich dokumentów Kościoła - posiada cnota czystości, która czyni męża i żonę zdolnymi do
prawdziwej relacji oblubieńczej i pozwala im przeżywać tajemnicę „jednego ciała” /Ef 5,
31/ w postawie „świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią poganie, którzy
Boga nie znają” /1Tes 4,5/.Tak określona postawa ma na uwadze przede wszystkim fakt, że
jedność małżeńska na mocy przymierza stwórczego jest ukrytym w dłoniach Bożych źródłem nowego
życia. Małżonkowie jako rodzice działają w Bogu a Bóg działa w nich, stąd św. Paweł nazywa ich świątynią
Bożą /1Kor 6, 19/, a Jan Paweł II mówi o rodzinie jako o „sanktuarium życia” /EV 6;
również Centesimus Annus 39/. Dzięki tym cnotom rodzina zdolna jest przeżywać prawdę, że jest
Kościołem, czyli mieszkaniem Ducha Świętego. Wreszcie potrzebna jest małżonkom autentyczna mądrość
chrześcijańska, pozwalająca całe budowanie rodziny widzieć i rozumieć w świetle Bożym i w aspekcie
ostatecznego powołania człowieka. Wszystkie te cnoty, a zwłaszcza mądrość wymagają także
dodatkowych cnót i umiejętności, o których trudno tu mówić bardziej szczegółowo.
Należy jednak osobno podkreślić znaczenie ludzkiej wiedzy na temat biologicznych, psychologicznych i
ekologicznych uwarunkowań życia ludzkiego i płodności, gdyż bez tej wiedzy małżonkowie zachowywaliby
się jak lotnik, który wsiadając do samolotu, nie znałby praw aeronautyki czy aerodynamiki. Posługując się
bliższym przykładem małżonkowie bez odpowiedniej wiedzy na temat płodności zachowywaliby się jak
ktoś, kto wybiera się na zakupy a nie wie, kiedy jakie sklepy są otwarte. Oczywiście, w sprawach
zakupów można liczyć na szczęście, ale w sprawach najważniejszych dla człowieka nie można zdawać się
na ślepy przypadek. Któż z nas, przychodząc na świat, chciałby otrzymać etykietkę „jesteś
dzieckiem przypadku”? Czy nie wolelibyśmy raczej usłyszeć od naszych rodziców takie słowo:
„Wiedzieliśmy, że Pan Bóg chce nam dać ciebie i bardzo tego pragnęliśmy”?. Wiedza o
płodności, zdobywana przy pomocy właściwych metod diagnostycznych, pozwala małżonkom przeżyć
własną decyzję rodzicielską przeżywać w sposób wolny, twórczy i odpowiedzialny.
Jednak wiedza na temat praw rządzących procesem płodności nie decyduje sama o moralnej jakości
decyzji rodzicielskiej. Wiedza ułatwia decyzję, pozwala świadomie powiedzieć Bogu „tak”,
ale wiedza ta jest warunkiem wstępnym i nie wchodzi do istoty czynu, nie rozstrzyga sama o kierunku
wyboru, a więc o etycznej jakości czynu. Istotne jest to, w jaki sposób małżonkowie wspólnie
„wobec Boga” /KDK 50/, czyli w modlitwie, starają się zrozumieć, czego od nich w danej
sytuacji pragnie Bóg i jaką odpowiedź mają Mu dać w postawie wiary, miłości, posłuszeństwa i
bezgranicznego zaufania. Istotne jest to, by zrozumieli, czy mają się znów otworzyć na przyjęcie nowego
życia, ponieważ Stwórca tego pragnie, czy też całościowo wzięta sytuacja życiowa przemawia za tym, by
w danym czasie nie pomnażać liczby potomstwa, ponieważ taka decyzja byłaby sprzeczna z
roztropnością, czy z innymi cnotami, które wymieniliśmy wyżej. Dokument soborowy pochwala
małżonków, którzy odważnie postanawiają wychować liczniejsze potomstwo /KDK 50/. Decyzja o
powstrzymaniu się od zrodzenia dalszego potomstwa nie może w żadnym razie wynikać z motywów
etycznie ujemnych, jak małoduszność, wygodnictwo, egoizm czyli szukanie osobistych korzyści, kariery
naukowej, społeczno-politycznej, nie mówiąc już o takich motywach, które wprost krzywdzą Boga i Jego
Miłość, jak tchórzostwo, czyli lęk przed ludzkimi względami, niedowierzanie Panu Bogu /brak ufności/ czy
wręcz podejrzewanie Boga o złe zamiary wobec małżonków.
Dopiero na drugim miejscu w omawianym problemie pojawia się pytanie „jak”, /pytanie o
sposób/, czyli jaki konkretny kształt przyjmuje decyzja, którą w sumieniu uznali za roztropna i moralnie
konieczną, by w danych okolicznościach powstrzymać się od urodzenia kolejnego dziecka. Niektórzy
Autorzy uważają, że jest to w ogóle jedyny problem i istotne pytanie, przez co cała zagadnienie regulacji
poczęć sprowadzają na płaszczyznę techniczną, na której „metoda” zastępuje etykę,
wskutek czego z góry zaciera się różnicę między działaniem rodzicielskim, a więc etycznie poprawnym, a
działaniem, które już rodzicielstwem nie ma nic wspólnego. Trzeba jednak stwierdzić, że decyzja o której
mówimy, decyzja powstrzymania się od poczęcia /zrodzenia/ kolejnego dziecka, ma pod każdym
względem charakter rodzicielski, ponieważ jest wyrazem odpowiedzialności wiążącej małżonków w
zakresie właściwych im działań. Jest bowiem zajęciem stanowiska wobec określonej sytuacji, która
dotyka małżonków jako rodziców i wyraża ich wolę nie dopuszczenia do czynu nieodpowiedzialnego, który
naruszyłby ów porządek wartości, o których powiedziano wyżej.[9]
Z samej istoty powołania wynika, że decyzja wyrażająca wolę zrodzenia i decyzja wyrażająca wolę nie
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
zrodzenia na podstawie moralnego imperatywu wynikającego z charyzmatu rodzicielstwa, jest etycznie
równoważna i równowartościowa, ponieważ w jednym i drugim przypadku małżonkowie afirmują swoją
płodność jako składnik osobowej tożsamości oraz poddają siebie Bogu wypowiadając w sumieniu akt
posłuszeństwa wobec Jego woli. Czynią to jako podmiot świadomy swej rodzicielskiej godności, a wiec
odpowiedzialny za otrzymaną misję. Jest oczywiste, że wola nie zrodzenia dziecka może się wyrażać
jedynie przez rezygnację z aktu małżeńskiego w czasie płodnym, co jest logiczne, ponieważ wola
uniknięcia pewnego skutku zawiera w sobie implicite /wewnętrznie/ decyzję nie aktualizowania
przyczyny, z której dany skutek może wyniknąć. Nie jest to jakaś metoda, lecz postulat etyczny
/poniekąd nakaz zdrowego rozsądku/, wynikający z istoty miłości małżeńskiej i odpowiedzialności
rodzicielskiej: małżonkowie nie mogą przestać się odnosić do siebie jako małżonkowie czyli podmiot
określony w swej tożsamości przez relację transcendentną do rodzicielstwa.[10]
Małżonkowie tworzą wspólnotę osób /komunię osób/ i odnoszą się do siebie w taki sposób, jak tego
domaga się ich istnienie czyli bycie komunią osób. Oznacza to, że odnoszą się do siebie na zasadzie
absolutnie bezinteresownego daru. Aby wyrażać swoją jedność i swoje wzajemne oddanie, dysponują z
daru Boga i na mocy własnej ascezy /ćwiczenia woli/ wewnętrzną wolnością właściwą osobie ludzkiej: jest
to podstawowo wolność działania i nie działania, wolność wyrażania miłości małżeńskiej aktem
małżeńskim i wolność wyrażania tej miłości przez rezygnację z danego aktu jako znaku. O ile
małżonkowie nie dysponowaliby wolnością etyczną, o jakiej tu mówimy, musiałoby się przyjąć, że
działają jako automaty w sposób fizycznie zdeterminowany i ich działanie nie miałoby żadnej wartości
etycznej. Zachowywaliby się jak „roboty seksualne”, którymi można jedynie sterować
elektronicznie, mechanicznie czy hormonalnie, ale gdzie nie ma już miejsca na wolność, dar, a więc
miłość. Byłaby to całkowita rezygnacja z człowieczeństwa i z istnienia na sposób osobowy, a w tej
sytuacji nie dałoby się w żaden sposób pojąć pojawienia się nowego człowieka jako zrodzenia. Może
dlatego niektórzy „uczeni” opanowani tym schematem myślenia próbują w procesie
„wyhodowania” człowieka postawić na równi z małżeństwem maszynę a nawet zwierzę, nie
dostrzegając już żadnej różnicy między światem ludzkim a światem rzeczy. Jest to tylko ujawnienie
logicznych implikacji, jakie tkwią w antykoncepcji.
Zło moralne antykoncepcji nie wynika jedynie z subiektywnych motywów, lecz z przekreślenia
obiektywnej prawdy czynu /aktu małżeńskiego/. Zło polega na przekreśleniu znaczenia małżeńskiego i
rodzicielskiego tego aktu - konkretnie na przekreśleniu znaczenia oblubieńczego /wzajemny dar osób/, w
którym, to jest w samej jego istocie, tkwi znaczenie rodzicielskie. Tak bowiem Bóg postanowił, co wyraża
się zarówno w naturze osoby ludzkiej /KDK 51/ jak w naturze małżeństwa jako oblubieńczego przymierza
osób mężczyzny i kobiety /HV 10./, aby dar życia objawiał się jako owoc miłości przyjmującej postać
oblubieńczego daru. Dzięki temu życie ludzkie przychodzące na świat może być od początku wpisane w
duchową przestrzeń komunii osób, gdzie wszystkie osoby bytują w relacji wzajemnego daru. Ponieważ
ten wymiar rodzicielski tkwi w samej istocie małżeństwa i istocie miłości małżeńskiej /KDK 50/,
małżonkowie nie mogą wyrzec się tego wewnętrznego odniesienia do płodności, jakie należy do istoty
aktu małżeńskiego; jeżeli tak czynią, niszczą samą miłość, która już nie ma postaci daru
bezinteresownego, lecz jest instrumentalizacją czyli uprzedmiotowieniem drugiej osoby używanej jako
narzędzie do celów sprzecznych z miłością małżeńską.
Zarówno antyrodzicielska intencja jak działanie o charakterze technicznym wykluczające płodność
wpisaną w samą prawdę męskości i kobiecości, przekreśla rodzicielskie znaczenie aktu małżeńskiego i
tym samym przekreśla jego znaczenie jako aktu miłości oblubieńczej. Obydwa znaczenia są nierozdzielne
i dlatego żadne z nich nie może się urzeczywistnić bez drugiego: jedynie oba zespolone wewnętrznie
wyrażają prawdę jedności małżeńskiej. Nie ma więc miłości przy odrzuceniu rodzicielstwa, ani
rodzicielstwa przy zafałszowaniu w jakiś sposób miłości, gdyż tylko w autentycznym wzajemnym darze
osobowym mężczyzna /mąż/ obdarowuje kobietę /żonę/ macierzyństwem a kobieta obdarowuje
mężczyznę ojcostwem.
Niektórzy autorzy przywiązywali przesadną uwagę do rozróżnienia „naturalne” i
„sztuczne” metody regulacji poczęć, sugerując z góry, że chodzi tylko o metodę, a więc o
aspekt wyłącznie techniki czy sposobu, w jaki unika się płodności w pożyciu małżeńskim. Jednak w istocie
chodzi o coś głębszego. Nieprecyzyjny język zaczerpnięty z rejestru publicystycznej debaty zaciążył na
pewnych określeniach przyjętych nawet w dokumentach Kościoła, w których mówi się o
„sztucznych środkach” zapobiegania ciąży. To prowokowało przeciwników nauki Kościoła
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
do zarzutu, że Kościół jest przeciwny nauce i postępowi, a po drugie, jeśli to, co „sztuczne”
jest złe, to można zaaprobować rzekomo „naturalne” środki oparte na bazie hormonów,
które istotnie próbowano przemycić jako tzw. „katolicką pigułkę antykoncepcyjną”.
Zamieszanie terminologiczne, prawdopodobnie celowo wzniecane, prowadziło do tego, że poważne
organa informacji społecznej potrafiły użyć sformułowania „katolicka antykoncepcja”, co
podobno funkcjonuje w kołach zachodnich w odniesieniu do tej praktyki, którą my nazywamy
„naturalną regulacją poczęć”. Takie zamieszanie jest następstwem pewnej apriorycznej
tendencji do pomijania etycznego wymiaru jaki tkwi w rodzicielstwie. Tymczasem osoba jest podmiotem
o naturze etycznej, działanie małżeńskie jest rzeczywistością o naturze etycznej, tak, że nie może być
zrozumiane poza tym wymiarem i dlatego, kiedy Kościół mówi o naturalnej regulacji poczęć, mówi o
etycznym postępowaniu, które wynika z natury małżeństwa jako komunii osób. Sprawa toczy się więc o
to, czy człowiek obroni swój osobowy charakter istnienia i działania, zaatakowany przez współczesną
antyosobową i antyludzką kulturę.
Warto przy okazji zwrócić uwagę na pewne milczące założenia filozoficzne warunkujące określony
kierunek refleksji /dyskusji/ na temat regulacji poczęć. Pierwsze założenie, z gruntu fałszywe, polega na
przekonaniu, że człowiek ma obowiązek kontrolować przyrost ludności w świecie. Stąd te ideologie
„kontroli urodzeń” i „kontroli przyrostu ludności” należące do tej samej
grupy logicznej co teorie „gospodarki ludnościowej” czy plany „zarządzania
materiałem ludzkim”. Jest to filozofia, która pojmuje człowieka jedynie jako byt przyrodniczy, a
ludzkość jako sumę /masę/ jednostek podległą kryteriom matematycznym i ekonomicznym, której rozwój
zależy wyłącznie od sumy surowców i poziomu produkcji środków konsumpcyjnych. W ramach filozofii
społecznej i politycznej panuje darwinowska teoria selekcji gatunków silniejszych i likwidacja słabszych,
nie przystosowanych do aktualnych warunków walki o byt. Stąd ideologia „kontroli
urodzeń” stanowi element światowej polityki ograniczenia płodności narodów niepożądanych czy
„niebezpiecznych” z punktu widzenia nowego totalitarnego imperium.[11] Interpretacja
władzy nad poczęciem i narodzinami oraz władzy nad narodami posiada wspólne przesłanki i wspólny
mianownik: jest to przyjęcie zasady dominacji siły czyli przemocy w całej przestrzeni
„zarządzania” życiem ludzkim. Aborcja, antykoncepcja i sterylizacja występują łącznie jako
elementy polityki „ludnościowej” zarówno na poziomie bytu jednostkowego jak na
poziomie zbiorowości ogólnoludzkiej.
Drugie założenie, logicznie związane z poprzednim polega na całkowitym zredukowaniu ludzkiej płodności
do płaszczyzny biologii, wskutek czego zrywa się więź między aktem woli osobowej a faktem poczęcia. W
następstwie tego zabiegu interpretacyjnego działanie człowieka ogranicza się do fizycznej manipulacji
„seksem” jak i samym „procesem płodności”, w który człowiek usiłuje
wkraczać aby go „kontrolować” przy pomocy metod technicznych i mechanicznych. W
rezultacie tego rozszczepienia natury ludzkiej i natury małżeństwa jest niemożliwe pojęcie zrodzenia i
konsekwentnie pojęcie rodzicielstwa traci wszelki sens etyczny i antropologiczny. Człowiek już nie jest
rodzicem, jest tylko „partnerem seksualnym”, który musi się „zabezpieczyć”
przez niepożądanym intruzem, czyli dzieckiem, które zakłóca jego spokojne konsumowanie
dobrodziejstwa seksu.
Trzecie założenie występuje tylko u niektórych autorów, którzy jeszcze wierzą -lub robią takie wrażenie,
że wierzą, -iż konsumowanie seksu w oderwaniu od antropologicznego sensu jedności małżeńskiej,
zasługuje na miano „miłości”; nie wszyscy bowiem dziś „bawią się” w
romantyzm i uważają, że liczy się tylko „konkret”, natomiast emocje i sentymenty należą
do minionej epoki mitów romantycznych. Odrzucając mit romantyczności przyjmują równocześnie mit
„spontaniczności” wynikającej z dynamizmu instynktu i krytykują Kościół, który narzuca
pęta tej „naturalnej spontaniczności” wymagając przestrzegania jakichś nakazów i
zakazów[12]. Byłaby to „miłość” nie różniąca się niczym od „miłości”
uprawianej przez zwierzęta, ponieważ one także nie kierują się w swoim działaniu popędowym żadnymi
wskazaniami czy nakazami moralnymi, lecz ulegają biernie konieczności instynktu. Jednak tego rodzaju
„miłość”, oderwana od osobowego fundamentu przymierza, oderwana od istotowej relacji
do potomstwa, oderwana całkowicie od etycznego fundamentu w postaci osobowej wolności samo
posiadania, - taka miłość nigdy nie ma szans, aby stała się wcieleniem postawy daru, taka miłość nie da
się zidentyfikować jako miłość małżeńska i rodzicielska i dlatego taka „miłość” nie może w
żadnym razie stanowić podstawy odróżnienia małżeństwa od cudzołóstwa i wszelkich form dewiacyjnej
eksploatacji popędu seksualnego. Taka hipoteza, która redukuje miłość małżeńską po prostu do poziomu
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
przeżywania „seksu”, znajduje się całkowicie poza ramami etyki, nie tylko chrześcijańskiej,
ale po prostu ludzkiej.
Można wskazać na jeszcze jedno założenie, które tkwi implicite we wszystkich powyższych supozycjach,
jako ich wspólny mianownik: jest to hipoteza, że Bóg nie ma nic do powiedzenia człowiekowi w sprawie
etosu płci i że człowiek jest absolutnym panem swej wolności, swego ciała i płci i może zrobić z
„tym” co chce. Jest to praktyczny ateizm tkwiący w samych postawach moralnych
człowieka, który usiłuje - wbrew rozsądkowi - postępować tak, jakby Bóg nie istniał. Człowiek,
przyjmując tego rodzaju założenie, nie tylko sam zrywa więź z Bogiem, ale uważa, że także fakt rodzenia
się nowych ludzi nie ma nic wspólnego z Bogiem i że zagadnienie regulacji poczęć to tylko sprawa
technicznej interwencji w dziedzinę bezdusznej i zdeterminowanej „natury”, gdzie rządzą
jedynie prawa materii. W tym paradygmacie antykoncepcja i ateizm są wzajemnie i niezwykle mocno
powiązane i uwarunkowane logicznie, metafizycznie i psychologicznie. Antykoncepcja jest praktycznym
protestem przeciwko tajemnicy stworzenia, a ateizm jest parawanem i szukaniem alibi dla postępowania,
w którym człowiek chce udowodnić, że jest absolutnym panem siebie i nie musi się wiązać żadnymi
normami. Ten ateizm najczęściej przyjmuje formę bałwochwalstwa, gdzie zdeprawowany seks staje się
bożkiem, a owocem tego stanu rzeczy jest upadek człowieka poniżej poziomu zwierząt, o czym bez
owijania w bawełnę pisze św. Paweł w Liście do Rzymian, a co komentuje szeroko Jan Paweł II w
encyklice Evangelium Vitae, nr 22-24.. Sam ten problem nadawałby się na osobny referat.
Warto mimo wszystko przytoczyć z tej encykliki pewne myśli, rzucające światło na cały problem. Oto w
paragrafie 8-ym czytamy: „U korzeni wszelkiej przemocy skierowanej przeciw bliźniemu leży
ustępstwo na rzecz „logiki” Złego, to znaczy tego, który „od początku był
zabójcą” (por. J 8, 44)” /EV 8/. Szatan jest także od początku kłamcą, jak o tym świadczy
Słowo Boże i zamiarem szatana było zawsze zafałszować to, co odnosi się do Boga i co jest w człowieku
najszlachetniejsze: prawdę o stworzeniu i miłość. Niewątpliwie owocem wpływów szatana jest
wytworzenie się w społeczeństwie tzw. „struktur grzechu”, w wyniku których energia
społeczna zostaje zmobilizowana w kierunku „spisku przeciwko życiu” /EV 12/. Ten spisek
przeciwko życiu polega między innymi na rozpowszechnieniu się mentalności antykoncepcyjnej.
Kłamstwo i zamach na życie ukrywające się za parawanem antykoncepcji polega na tym, że
antykoncepcja pociąga za sobą zamach na życie poczęte jako z góry odrzucone poza obszar miłości i
odpowiedzialności. W mentalności antykoncepcyjnej karmiącej się hedonizmem seksualnym i egoistyczną
koncepcją wolności, „życie, które może się począć ze współżycia mężczyzny i kobiety, staje się
...wrogiem, którego trzeba bezwzględnie unikać, zaś przerwanie ciązy jest jedyną możliwością w
przypadku niepowodzenia antykoncepcji” /EV 13/. Ta „ścisła więź łącząca na płaszczyźnie
mentalności praktykę antykoncepcji z przerywaniem ciąży staje się coraz bardziej oczywista” w
przypadku zastosowania preparatów wczesno-poronnych, które są propagowane cynicznie jako
„środki antykoncepcyjne” /tamże/. W rezultacie „Wiek XX zapisze się jako epoka
masowych ataków na życie/.../ stoimy tu w rzeczywistości wobec obiektywnego „spisku przeciw
życiu”, w który zamieszane są także instytucje międzynarodowe, zajmujące się propagowaniem i
planowaniem prawdziwych kampanii na rzecz upowszechnienia antykoncepcji, sterylizacji i
aborcji” /EV 17/. Mentalność antykoncepcyjna odgrywa istotną rolę w tworzeniu się całościowo
wziętej cywilizacji śmierci.ks. prof. dr hab. Jerzy Bajda
Przypisy:
[1] Zob. zwłaszcza Włodzimierz Fijałkowski, Odpowiedzialność za miłość i życie w kontekście ekologii, Ethos nr 5, 1989, str. 85-94; tenże, Prokreacja w świetle encykliki Evangelium Vitae, w: Życie - dar
nienaruszalny. Wokół encykliki Evangelium Vitae, Wrocław 1995, str.117-120; tenże, Prokreacja
ekologiczna w świetle encykliki Evangelium Vitae, w: W stronę życia, Kielce 1996, str.53-60.
[2] Przykładem formalistycznego podejścia do zagadnienia moralności małżeńskiej jest kilka artykułów
zamieszczonych w 483 numerze „ZNAK-u” /sierpień 1995/, szczególnie Andrzeja
Paszewskiego, Mariana Grabowskiego, Jerzego Strojnowskiego, Stanisławy Grabskiej. .
[3] Paweł VI reprezentuje pogląd raczej optymistyczny, twierdząc, iż „ludzie naszej epoki są
szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka jest zgodna z ludzkim rozumem”
/HV 12/. Chodzi oczywiście o naukę o kryteriach etycznych naturalnej regulacji poczęć.
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41
Naturalne planowanie rodziny
[4] Na przykład Marian Grabowski, Zakaz i wyznawcy, -ZNAK /nr cyt./ str.31 nn.
[5] Stanisława Grabska, Uszanować wolność sumienia, ZNAK /nr cyt./ str. 41.
[6] Tamże, str. 44.
[7] Marek Czachorowski, Samopomoc? - Nasz Dziennik 17-18 kwietnia 1999, str. 10.; zob, także artykuł
prof. Włodzimierza Fijałkowskiego Pigułka zamiast aborcji?, Nasz Dziennik 14 kwietnia 1999, str. 8; także
w „Głosie” z 9-11 kwietnia 1999 ukazała się notatka ostro krytykująca posunięcie ONZtowskiej agendy, z która zresztą blisko współpracuje Unia Europejska. Brak słów aby w pełni ukazać
ohydę takiego postępowania władz międzynarodowych, angażujących przecież honor wszystkich
narodów!.
[8] Jerzy Strojnowski, Antykoncepcja - świętokradztwem? - ZNAK /nr cyt./ str. 47. Autor odwołuje się do
dzieła amerykańskiego kanonisty Johna T. Noonana pt. Contraception. A History of its treatment by the
catholic theologians and canonists, Harvard University Press, Cambridge Mass. 1966.
[9] Zagadnienie to zostało definitywnie rozstrzygnięte w encyklice Humanae Vitae, co komentuje Jan
Paweł II w swoich Katechezach Środowych, „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”, Watykan
1986, str, 470. Wspomniane dokumenty Kościoła zwracają uwagę na fakt, że małżonkowie respektujący
etyczny ład małżeństwa i inni małżonkowie stosujący antykoncepcję, mogą w pewnym przypadku
kierować się podobnymi motywami /subiektywną intencją/, jednak słuszne motywy nie są w stanie
zmienić moralnej kwalifikacji czynu, który w swej strukturze obiektywnej jest zaprzeczeniem prawdy aktu
małżeńskiego. Inna rzecz, że ujemne etycznie motywy małżonków praktykujących naturalną regulację
poczęć mogą skazić ich postępowanie, gdyż zły cel /np. egoizm, hedonizm/ odbiera wartość moralną
nawet obiektywnie dobremu postępowaniu, podczas gdy dobry cel nigdy nie „uleczy”
obiektywnie złego czynu. Zagadnienie to z kolei zostało przypomniane w encyklice Veritatis Splendor.
[10] Prof. Fijałkowski kładzie silny nacisk na pozytywne znaczenie okresów milczenia seksualnego,
których nie można przeżywać jakby okresów nacechowanych pustką i biernością. Przeciwnie Autor
akcentuje charakter pozytywny i twórczy tego czasu, kiedy dokonują się głębokie duchowe przemiany,
wzbogaca się międzyosobowy dialog, a cała sfera napięć i poruszeń w sferze płci ulega głębokiej
transformacji w kierunku pogłębienia i oczyszczenia emocjonalnego wymiaru miłości. Por.
Odpowiedzialność za miłość i życie, Ethos, /art. cyt./ str. 89.
[11] Zob. Michel Schooyans, Aborcja a polityka /tłum. Pol./ Lublin, 1991; Prof. Carl A. Anderson,
Evangelium Vitae na tle współczesnej polityki światowej i międzynarodowych układów społecznych. W:
Evangelium Vitae - ocaleniem rodziny, Częstochowa 1997, str.217-225.
[12] Dotyczy to niektórych „ekspertów” z epoki Soboru Watykańskiego II, a tezy takie są
ustawicznie wznawiane, jak widać to choćby u cytowanych Autorów ze ZN
Źródło: www.isr.org.pl
http://npr.pl/
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 05:41

Podobne dokumenty