Dlaczego zawsze brakuje frytek?
Transkrypt
Dlaczego zawsze brakuje frytek?
ISSN 1897-4759 LEXU§ Czasopismo Studentów WPiA UW | nr 1 (25), październik-listopad 2011 Absolwent prawa zastępcą procesowym?! – Czy prawniczy świat wywróci się do góry nogami? Egzamin z języka obcego - musisz go zdać str. 12 str. 20 Dlaczego zawsze brakuje frytek? - pokaż mi swój talerz, a powiem Ci, kim jesteś str. 37 spis treści Spis treści WYDARZENIA Świąteczne Akcje Komisji Kultury 4 Odpowiedzialność instytucji finansowych - warto grać fair 4 Polacy numer JEDEN w Europie!!! czyli o sukcesie Reprezentacji Polski 5 na Warhammer European Team Championship Lepszy start 6 Noc Sushi-żerców 6 Money.pl 7 Studenci wybrali 8 Wachta UW 8 Słowa Mistrza 9 INFORMACJE Samorząd Studentów Wita na UW! 10 Zarząd Samorządu Studentów UW 10 Nowy „stary” gmach - Collegium Iuridicum IV „Szara willa” 11 Jak ominąć dziekanat. Wskazówka pierwsza. 11 Aby język nie był obcy! 12 Homo sapiens studentus 12 Wieści z Rady Wydziału 13 Klinika Prawa - know-how 14 PUBLICYSTYKA Buszujący w BUW-ie 15 Przestępstwo uporczywego nękania 17 Ustawa o zmianie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych oraz niektórych innych ustaw 18 Absolwent prawa zastępcą procesowym – To dobrze czy źle? 20 Obrażeni. Oburzeni 22 Byłego przewodniczącego żale powyborcze – list otwarty. 22 WYWIAD Sposób na laureata - wywiad z Miłoszem Kłosowiakiem i Markiem Żukowskim Wolność słowa a zniesławienie - wywiad z doc. dr. Piotrem Kładocznym W razie wątpliwości – na rzecz obywatela - wywiad z prof. dr hab. Adamem Zielińskim 24 25 28 KULTURA „O północy w Paryżu” 30 Szalone lata 80te, również w rajdach. 31 Habemus Papam – komedia wielkiej pomyłki 32 Opowieść o rodzie złodziei: „Pióropusz” Mariana Pilota 32 Tomas Tranströmer – „Tak mało wierszy, tak wiele poezji” 33 „Norwegian Wood” reż. Anh Hung Tran 33 Operowa celebracja. Recenzja „Prometeusza” w Warszawskiej Operze Kameralnej Co z tym teatrem? 35 35 MISZ-MASZ Powrót do Kica 35 Tygrys i kurze nogi 36 Dlaczego zawsze brakuje frytek? 37 Historia jednej nocy… 38 K Zaraza imbecylizmu Zaraza imbecylizmu ryzys, wybory, niedobory i potwory. Konflikt światłopoglądu i ciemnogrobu. Problem stypendialny i nowe złoża paliw kopalnych. To tylko niektórzy dręczyciele Rzeczypospolitej. Można być publicystą i udawać, że się z nimi walczy mądrym słowem; trzeba być politykiem, żeby wiedzieć, z którymi wojna przyniesie najwięcej chwały; księdzem, by spojrzeć na rzeczywistość z przymrużeniem oka; członkiem elity, by mieć wpływy;Kryzys, w końcuwybory, wystarczy być człowiekiem, miećiktdosyć. niedobory i potwory.byKonfl światłopoglądu i ciemnogrobu. Problem stypendialny i nowe złoża paliw kopalnych. To tylko nieTo przeciąża każdego. Stąd pod pozorami zdystansowania ata-że się którzy dręczyciele Rzeczypospolitej. Można być publicystąii ironii udawać, kuje z nimi każdej walczy stronymądrym kicz i miernota. słowem; trzeba Śmiejemy być politykiem, się z nieśmiesznych żeby wiedzieć, żartów,z któpoddajemy się wszelkim absurdom, w teleturnieju dmuchamy piłeczkę na pingrymi wojna przyniesie najwięcej chwały; księdzem, by spojrzeć rzeczypongową z miseczki do miseczki; udawać, na odreagowanie. wistość z przymrużeniem oka;lubimy członkiem elity,żebytomieć wpływy; w końcu Przecież wiemy,być że człowiekiem, to głupie, że jesteśmy inni i mamy swój sposób na rówwystarczy by mieć dosyć. nowagę. Tylko czy na pewno? Przyzwyczajeni do pewnego przekazu, retoryki, chcącTo nieprzeciąża chcąc zaczynamy każdego. myśleć Stąd pod uproszczonymi pozorami zdystansowania kategoriami. Gdzieś i ironii ataznikakuje prawdziwe z każdejpoczucie strony kicz humoru, i miernota. przenikliwość, Śmiejemywyważenie. się z nieśmiesznych żartów, poddajemy się wszelkim absurdom, w teleturnieju dmuchamy piłeczkę pingZastępuje system imbecylizmu, tolerowania głupoty podłości pongową je z miseczki do miseczki;czyli lubimy udawać, że to na iodreagowanie. pod pozorami inteligencji ambicji.żeTak przeżuty w stanie Przecież wiemy, że toi głupie, jesteśmy inniczłowiek i mamy nie swójjest sposób na rówreagować na problemy. momencie, gdy imbecylizm opanowałprzekazu, grupy wynowagę. Tylko czy W na pewno? Przyzwyczajeni do pewnego retorymienione wyżej, zostali zredukowani do tej ostatniej.kategoriami. Dbają tylkoGdzieś o ki, chcąc niewszyscy chcąc zaczynamy myśleć uproszczonymi siebieznika i w ten sposób tworzy sięhumoru, błędne koło. Zaraza rozprzestrzenia prawdziwe poczucie przenikliwość, wyważenie. się nie w brudzie i smucie, ale w blasku jupiterów i przez pustosłowie. Zastępuje je system imbecylizmu, czyli tolerowania głupoty i podłości Nie się zainfekować. studiach jest jeszczeczłowiek na to szansa. poddajmy pozorami inteligencji iNa ambicji. Tak przeżuty nie jest w stanie reagować na problemy. W momencie, gdy imbecylizm opanował grupy wyRedaktor mienionenaczelny, wyżej, wszyscy zostali zredukowani do tej ostatniej. Dbają tylko o Konrad siebie i Leszko w ten sposób tworzy się błędne koło. Zaraza rozprzestrzenia się nie w brudzie i smucie, ale w blasku jupiterów i przez pustosłowie. LEXU§ Wydawca: Samorząd Studentów WPiA UW Współpraca: Stowarzyszenie Absolwentów WPiA UW Redaktor Naczelny: Konrad Leszko Zastępca Redaktora Naczelnego: Karolina Dołęgowska Sekretarz Redakcji: Krystyna Stec DTP: Tomasz Klemt Szefowie działów: Wydarzenia: Marcin Szlasa- Rokicki | [email protected] Publicystyka: Piotr Sobczyk | [email protected] Informacje: Karolina Dołęgowska | [email protected] Wywiad: Magda Brodawka | [email protected] Kultura: Jakub Brzeski | [email protected] Misz-masz: Konrad Leszko | [email protected] Autorzy: Rafał Baranowski, Monika Cygan, Karolina Dołęgowska, Hanna Drzymalik, Joanna Fasula, Iga Gajos, Maciej Hawryłeczko, Paulina Kabzińska, Monika Kamińska, Adam Klimowski, Paweł Krzeski, Agata Kwapińska, Łukasz Kumkowski, Tomasz Kwiatkowski, Konrad Leszko, Anna Łapińska, Damian Noremberg, Krzysztof Olszak, Dominika Pietrzyk, Maciej Pleban, Agnieszka Poniecka, Magdalena Sadowska, Marek Skrzetuski, Marcin Szlasa- Rokicki, Maciej Terlik, Aleksandra Trzepałka, Patrycja Zawadzka, Marcel Zenowicz, Jakub Znamierowski Korekta: Paulina Faryn, Piotr Sobczyk, Agata Skorupka Okładka: fotografia: Laura Mazur opracowanie graficzne: Tomasz Klemt Nakład: 2000 sztuk Kontakt: [email protected] SAMORZĄD STUDENTÓW UNIWERSYTETU WARSZAWSKIEGO ul. Krakowskie Przedmieście 24 00-927 Warszawa Tel.: 22 552 26 12 Tel./fax.: 22 552 08 09 www.samorzad.uw.edu.pl Niniejszy numer powstał przy współpracy z Zarządem Samorządu Studentów UW oraz firmą Ernst&Young 3 wydarzenia Świąteczne Akcje Komisji Kultury Maciej Pleban ZNOWU i PO RAZ KOLEJNY. Te słowa cisną się niektórym na usta każdego dnia, a zdania typu „Znowu muszę wstać rano na zajęcia. Kolejny raz uciekł mi autobus” stają się powoli smutną codziennością. Taka rutyna, szczególnie przy obecnej, potrafi człowieka wpędzić w jesienną depresję. Ale przecież to słowo może mieć też pozytywny wydźwięk! W Komisji Kultury, pomimo tego, że faktycznie ta powtarzalność się pojawia, ponieważ znowu organizujemy swoje stałe akcje, to tego jesiennego zmęczenia jakoś nie widać. Rokrocznie może zdarzyć się coś niespodziewanego i wtedy każda z tych akcji, pomimo że są to ich kolejne odsłony, różni się od poprzednich. A co najważniejsze, sami walczymy z tą rutyną, nie dając się zwariować, dzień w dzień myślimy, co możemy zrobić lepiej. Idąc tym tropem faktycznie stwierdzamy, że po raz kolejny, na Uniwersytecie Warszawskim odbędzie się akcja Student Prawa Mikołajem (od 28 listopada do 12 grudnia), UNICEF na Gwiazdkę (w dniach 12- 18 grudnia) oraz znowu to my, studenci prawa już 8 stycznia 2012 roku tworzyć będziemy trzon Sztabu WOŚP Studenci Warszawy! Chronologicznie rozpocznę, więc od Studenta Prawa Mikołajem. Jest to autorska akcja Samorządu, organizowana od niepamiętnych już czasów rokrocznie na Wydziale. Przez dwa tygodnie, grupki wolontariuszy przemierzają kampus wzdłuż i wszerz, nie bacząc na trzaskający mróz i opady śniegu, dzielnie zbierają pieniądze. Zebrana kwota, pozwala nam sprawić dzieciom z domów dziecka świąteczne prezenty, takie, na które niekoniecznie Dom Dziecka mógłby sobie pozwolić w niedalekiej przyszłości bez naszej pomocy. Akcji towarzyszy zawsze impreza klubowa, z któ- rej cały dochód także przeznaczany jest na zakup prezentów. W tym roku odbędzie się ona około 9 grudnia, także już rezerwujcie sobie czas! UNICEF na Gwiazdkę po raz kolejny zorganizowany zostanie na naszym wydziale w kilku miejscach. Przez ponad tydzień w różnych budynkach zarówno na Kampusie Centralnym jak i w BUWie, znaleźć będzie można stoisko, z przeróżnymi gadżetami UNICEFU, a także cudownymi kartkami świątecznymi. Każdy znajdzie coś dla siebie, za rozsądną cenę. Co warte podkreślenia, kupując te produkty, to Wy pomagacie UNICEF realizować przedsięwzięcia ratujące życie dzieci wymagające zaangażowania dużych środków w najodleglejszych zakątkach świata. Wspomagacie programy szczepień, dostawy żywności do terenów dotkniętych głodem i nędzą, wspieracie także budowę szkół. Skupiając się jednak na potrzebach lokalnych pozostał nam do omówienia Sztab WOŚP Studenci Warszawy. Czym jest WOŚP to chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, zaznaczyć mogę jedynie, że z otwartymi rękoma czekamy na wszystkich chętnych wolontariuszy, by zarejestrowali się właśnie u nas! Sztab, mieścić się będzie jak zawsze w Sali 200 w Zarządzie Samorządu Studentów UW, a informacje o możliwości rejestracji podamy na początku grudnia, zarówno na Fan Page’u Samorządu, Komisji Kultury, stronie internetowej jak i przez wiele innych kanałów informacyjnych, do których mamy dostęp. Planujemy w tym roku także kilka eventów towarzyszących, na razie pozostanie to naszą tajemnicą, ale dalekosiężne plany już są. Zdradzić możemy, że na pewno, po raz kolejny, zaszczyci nas swoją obecnością grupa rekonstrukcyjna: Star Wars Artistic Team (SWAT). Czytając ten tekst, zapewne możecie zadawać sobie dwa proste pytania: „Ale po co my to robimy?” oraz „Po co JA mam się w to zaangażować?”. Odpowiedź jest bardzo prosta, ponieważ robiąc to, dając coś od siebie innym ludziom, czerpiemy z tego niepohamowaną niczym radość. Uwierzcie mi, najlepszą zapłatą za wasze trudy może być wtedy tylko uśmiech dziecka, no i poprawa waszego samopoczucia związana ze spełnieniem dobrego uczynku. Dlatego właśnie po raz kolejny nie zamierzamy spoczywać na laurach, znowu chcemy pobić rekord w ilości zebranych przez Sztab WOŚP pieniędzy (rok temu zebraliśmy więcej niż całe miasto Płock ;) ), po raz kolejny sprzedać wszystkie produkty UNICEF-u i znowu chcemy ujrzeć te pełne wdzięczności uśmiechy obdarowanych przez Św. Mikołaja prezentami dzieci. Kończąc już zachęcam gorąco wszystkich, do uczestnictwa w opisanych wyżej akcjach, a także do pomocy przy ich organizacji i podczas trwania. Śledźcie uważnie Fan Page Komisji Kultury na Facebooku, tam też lub mailem ([email protected]) możecie do nas pisać jeśli chcielibyście się w jakikolwiek sposób zaangażować w którąkolwiek z przeprowadzanych przez nas Świątecznych Akcji. Odpowiedzialność instytucji finansowych – warto grać fair! Monika Kamińska, Koordynator Projektu, Koło Naukowe Prawa Bankowego WPiA UW Z 4 astanawiałeś się czy w okresie spowolnienia gospodarczego i kryzysu, ogromnych problemów z długiem, zagrożeniem płynnością, ratowaniem banków przez państwa, instytucje finansowe nie powinny w jakiś sposób wziąć na siebie części odpowiedzialności za powrót na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarczego? Społeczna odpowiedzialność biznesu, dobre praktyki, odpowiedzialne inwestycje czy ład korporacyjny to pojęcia, które w obecnych czasach nie mogą być obojętne. wymaga nie tylko pokory i cierpliwości, ale także znajomości etykiety i zasad fair play. Koło Naukowe Prawa Bankowego przy Wydziale Prawa i Administracj Uniwersytetu Warszawskiego wraz z Królewskim Klubem Golfowym w Wilanowie zapraszają do udziału w cyklu warsztatów, akademii golfa, konkursie oraz konferencji. Golf to jeden z najpopularniejszych sportów w świecie biznesu – czy wiesz dlaczego? Tak jak inwestowanie i zarządzanie, Pierwsze spotkanie odbędzie już 19 października 2011 r., godz. 18.30. Tematem będzie społeczna odpowiedzialność Przyjdź i przekonaj się, że warto grać fair! biznesu, a gościem Magdalena Andrejczuk z Ligii Odpowiedzialnego Biznesu. Miejsce warsztatów to sala 308 w Starej Bibliotece UW przy Krakowskim Przedmieściu 26/28 w Warszawie. Czekamy na Ciebie! Zastrzegamy, że ilość miejsc jest ograniczona, dlatego pamiętaj żeby Zgłosić swój udział przedysłając email na adres oif.knpb.uw@gmail. com lub zapisz się na wydarzenie naszym profilu facebook.pl/oif.knpb.uw. Tam też możesz śledzić na bieżąco aktualności. Masz pytania? Napisz do nas. wydarzenia Polacy numer JEDEN w Europie!!! czyli o sukcesie Reprezentacji Polski na Warhammer European Team Championship Marcin Szlasa-Rokicki W połowie października w szwajcarskiej malowniczej miejscowości Montreux położonej nad jeziorem Genewskim odbyły się Mistrzostwa Europy w grach bitewnych Warhammer i Warhammer 40 000. Złożyło się tak, że reprezentacja mało docenianego w innych dyscyplinach państwa Europy Środkowo-Wschodniej te Mistrzostwa wygrała. Tak, tak, nie inaczej, Polska została Mistrzem Europy! War-co? Warhammer to jeden ze strategicznych systemów bitewnych, gdzie gracze wcielając się w rolę generałów swoich armii rozgrywają ze sobą bitwy. Jest to gra logiczna o elemencie losowości opartym na sześciościennych kościach, gdzie aby osiągnąć wygraną należy, poprzez różne skomplikowane, opisane w zasadach gry zabiegi, starać się zwiększyć prawdopodobieństwo wygranej swoich żołnierzy. Nie jest to ani gra komputerowa, ani fabularna, to gra w której używa się modelowanych ręcznie modeli. Krótko mówiąc to takie bardzo skomplikowane szachy. Być najlepszym Warhammer jest grą, którą przystosowano do gry turniejowej. W Polsce prowadzona jest ogólnopaństwowa liga warhammera (obecnie liczy 661 graczy), gdzie rozgrywając turnieje lokalne oraz ogólnopolskie gracze zmagają się o tytuł najlepszego, a także o możliwość reprezentowania naszego kraju na European Team Championship, czyli w skrócie – Euro. Euro to z kolei, jak nazwa wskazuje Mistrzostwa Europy. Na turnieju tym jednak możemy spotkać również państwa spoza granic starego kontynentu takie jak: USA, Australia, Nowa Zelandia czy Kanada. Euro to zatem turniej, na który co roku przybywa niespełna 500 zawodników z ok. 30 państw globu i tym samym jest to największa impreza z tej dziedziny na świecie. Do boju Polsko! W Polsce system dobierania kadry jest prosty. Spośród najbardziej doświadczonych graczy Lista Ligowa wybiera 2 selekcjonerów, którzy przez kolejnych kilka miesięcy obserwują naszych graczy i ich dokonania, a następnie wybierają ośmioosobowy skład i ponoszą za niego odpowiedzialność. Dziewiątą osobą w drużynie jest wybierany przez całość reprezentacji trener. Drużyna wykrystalizowała się ponad 3 miesiące przed turniejem. W jej skład weszli zarówno gracze doświadczeni (kilkakrotnie już reprezentujący Polskę na ETC) jak i debiutanci, którzy w czasie sezonu ligowego potwierdzili swój akces bardzo dobrymi wynikami – wspomina Piotr Dębkowski, absolwent WPiA oraz tego- Niemcami – komentuje Piotr – Na ETC nie ma już chłopców do bicia i żaden z faworytów nie może przyjechać nieprzygotowany. Wszystkie detale muszą być uwzględnione a przeciwnicy rozpracowani. Bez tego nie ma co liczyć na dobry wynik - na miejsce na podium. każdy z graczy reprezentujacych Polskę poświecił w tym celu część swojego życia osobistego i zawodowego. Można uznać, iż w tym roku zasłużyliśmy na pierwsze miejsce. Prawnik na polu bitwy Ciekawostką jest, że w tym roku ponad 1/3 reprezentacji, bo aż trzech z ośmiu graczy stanowili prawnicy (jeden student, jeden aplikant oraz jeden doktorant). Niewątpliwie, umiejętność logicznego myślenia i szacowania szans, dobra pamięć oraz pewnego rodzaju myśl strategiczna to cechy, które pomogą zarówno dobremu graczowi, jak i prawnikowi. Zasady Warhammera można porównać do prawa. To jest zbiór norm, zasad. – mówi nam Tomasz Szwedow, aplikant radcowski oraz tegoroczny reprezentant Polski - Prawnicy nie są bardziej inteligentni od innych zawodów, natomiast uczą się sprawnie poruszać w gąszczu różnych, często Danią, humory – nieprecyzyjnych zasad. Uważam że łu tu ty i am ńc ro Mimo meczu z ob daje to prawnikom pewną przewagę, co przekłada się na wyniki gry. W sprawach spornych, a takie w grach tak złożoroczny selekcjoner kadry nych jak warhammer zawsze się pojawiają, „Wymiana pokoleniowa” nastąpiła potrafią przeforsować i logicznie uzasadnić więc w sposób kontrolowany, gdyż nowi swoje stanowisko, ewentualnie pamiętają o członkowie musieli udowodnić, że są na jakichś niuansach zasadowych które mogą tę chwile lepsi od graczy, którzy we wczewykorzystać. śniejszych latach grali z bardzo dobrym skutkiem na ETC. Co ciekawe byliśmy Euro 2012 chyba najmłodszą drużyną na ETC (średnia wieku ok 26 lat)!!! Dla naszych graczy Euro2012 nie bęBatalia o tytuł Mistrza dzie się kojarzyło tylko ze zmaganiami naszych piłkarzy. W przyszłym roku bowiem Mistrzostwa Europy w Warhammera odbęW tym roku w ETC (European Team dą się w Polsce, która wygrała rywalizację Championship), w kategorii Warhammer o mianę gospodarza ze Słowacją. To do udział wzięło 28 państw. Polskę odbyła przygranicznego Gorzowa Wielkopolskiedługą drogę na szczyt pokonując po kolei go zjedzie się 500 graczy z nadzieją na wyIrlandię, USA, Anglię, obrońców tytułu – graną, a nasza kadra z dumą będzie bronić Danię, Grecję oraz Włochy. Droga ta nie wygranego w Montreux tytułu. Jeśli więc była jednak usłana różami. przypadkiem naszym piłkarzom w czerwcu Poziom rozgrywek stale się podnosi, powinie się noga, nie wyrzucajcie białoale zaledwie kilka krajów, wyznacza oboczerwonych szalików i gwizdków. Z pewwiązujące trendy, które podłapują inni. Nie nością przydadzą się w Gorzowie! przez przypadek co roku rywalizujemy o kolejność na podium z Danią, Włochami i 5 wydarzenia Lepszy start Damian Noremberg L ucień … Dla Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego to już legendarne miejsce. Większość uczestników obozów zerowych odbywających się w małej miejscowości pod Gostyninem nie potrafiłaby sobie wyobrazić studiowania bez tego miejsca… Te g o roczny obóz zmienił lokalizację. Czy oznacza to koniec legendy? Czy jest to zerwanie z historią na stałe już wpisaną w WPiA? Jest mi niezmiernie miło stwierdzić, że wszelkie obawy zostały rozwiane już w pierwszych dniach obozu. Jestem zwolennikiem teorii, że to ludzie, z którymi przebywamy tworzą atmosferę, o której nie da się zapomnieć. Uczestnicy obozu bezwzględnie rozpoczęli nowy rozdział w historii wydziału. Lidzbark to nie jest słaby „remake” Lucienia. Lidzbark to nowy etap życia. Początek nowej rodziny jaką tworzą uczestnicy. Dla osób, które nie miały przyjemności uczestniczyć w obozie moje słowa brzmią najprawdopodobniej abstrakcyjnie i górnolotnie. Postaram się wyjaśnić fenomen tego zjawiska, aby każdy, choć trochę mógł poczuć ducha Lidzbarka. Malowniczo położony ośrodek w pobliżu jeziora i lasu stwarza wspaniałe warunki do odpoczynku, rekreacji oraz oczywiście świetnej zabawy. Pomimo, iż uczestnicy zostali podzieleni na dwie grupy, gdyż zajmowaliśmy dwa budynki, nie dało się zauważyć żadnego rozłamu. W większości przypadków ludzie byli otwarci na nowe znajomości i starali się poznać jak największą liczbę nowych osób. Pierwsze spotkanie na zbiórce, na kampusie UW, początek podróży autokarem i przydział pokojów to najtrudniejsze chwile. Większość osób obawia się „nudziarzy” i „sztywniaków”. Po dotarciu do celu, podczas wspólnego spotkania, odbywa się coś w rodzaju wielkiego „rozpoznania”. Każdy stara się znaleźć pokrewną duszę. Początkowo zachowawczo odnosimy się do kadry. Z biegiem czasu staje się ona jednym z najważniejszych elementów wyjazdu. To właśnie oni, starsi koledzy, któ- Noc Sushi-żerców Sushi-żerców Agata Kwapińska Agata Kwapińska N oc. Na pustych, warszawskich ulicach nie uświadczycie miłośników japońskiej kuchni. To ten wyjątkowy wieczór, gdy wszyscy spragnieni sushiżercy opuszczają swoje kryjówki i udają się na łowy. Nie trudno ich wytropić. Wystarczy, że pójdziesz śladem jednego z nich, a już po chwili znajdziesz się w krainie mlekiem i miodem płynącej- a może powinnam była napisać sosem sojowym płynącej? Przekraczając próg azjatyckiej restauracji wkraczamy do miejsca, gdzie kulinarna pasja gwarantuje niesamowite, gastronomiczne doznania dla naszych kubków smakowych. Noc Sushi-żerców, bo oczywiście o niej mowa, już po raz X została zorganizowana przez azjatycką restaurację ToBaYa, mieszczącą się przy ul. Ogrodowej 58 w Warszawie w dniu 14 października 2011r. Wejściówkę na imprezę najlepiej zakupić przez Internet, jest taniej, wygodniej i szybciej. Przy wejściu 6 każdy sushi-żerca dostaje kartonik rozliczeniowy, którego musi pilnować jak oka w głowie. Idąc dalej zdejmujemy swoje ciuszki, by czuć się swobodniej oraz dostajemy swój talerzyk i wliczonego w cenę wejściówki welcome drink’a. Później nie pozostaje nam nic innego jak tylko jeść tyle, ile tylko jesteśmy w stanie zmieścić by samodzielnie wytoczyć się z restauracji. Całej nocy towarzyszy DJ, który wybiera kawałki idealnie odpowiadające panującemu w ToBaYa klimacie. Właściciele restauracji zadbali także o atrakcyjny wystrój inwestując w drzewa kawowe i herbaciane a całość dopinając na ostatni guzik stuletnimi, ręcznie malowanymi drzwiami. Wszyscy goście, z uśmiechem na twarzach, pałeczkami w dłoniach i pękatymi brzuszkami przeciskają się między sobą, by dostać się do jednego z dwóch stołów, uginających się pod ciężarem przysmaków kuchni japońskiej, tajskiej, a także indonezyjskiej. rzy chcą nam pomóc i ułatwić wprowadzenie na studia, stają się naszymi nowymi znajomymi i przyjaciółmi. Nie dajcie się jednak zwieść. Lidzbark to poza poznawaniem studiów i oczywiście USOSa, wspaniała zabawa. Sport? Jaki tylko chcecie. Siatkówka, koszykówka, piłka nożna. Wszystko rekreacyjnie oraz w postaci turniejów. Quady? Proszę bardzo. Dla osób potrzebujących adrenaliny - paintball. Dla wybrednych był także zorbing. W konsekwencji, czas na obozie był wykorzystywany maksymalnie. Nie wspomniałem jeszcze o dostępie do rowerków wodnych i kajaków, co było wyjątkowo przyjemną rozrywką w tak bajecznej scenerii. Dochodzimy tutaj do elementu magicznego. Molo. Ogromne wręcz kompleksowe. Fantastyczne, w y j ą t kowe , jedyne w swoim rodzaju. To tutaj odbywały się zacięte dyskusje na przeróżne tematy. Tutaj poznawaliśmy nowych przyjaciół. W tym miejscu odpoczywaliśmy i nabieraliśmy sił. W dużym stopniu jestem wdzięczny kadrze za tak liczne atrakcje. Hitem bez wątpienia była gra terenowa z kontrowersyjnymi zaTo, na co czekają z takim utęsknieniem wszyscy pasjonaci nie zawodzi naszych oczekiwań. Jedzenie jest doprawdy wyśmienite. Możemy obserwować w jaki sposób kucharz przygotowuje różnego rodzaju maki, nigiri czy california maki. Tuż obok kopiastych talerzy znajdziemy misy pełne chrzanu wasabi, marynowanego imbiru ,czy dzbany pełne sosu sojowego. Poza sushi czekają na nas także ciepłe dania upichcone z kurczaka, wołowiny, czy wieprzowiny. Od godziny 18:30 do 1:00 możemy jeść ,ile tylko dusza zapragnie popijając wszystko winem śliwkowym, zieloną herbatą czy, chociażby piwem. Jedynym minusem całej nocy jest stosunkowo mała powierzchnia w porównaniu do ilości osób. Na stoliki trzeba polować, a miejsca siedzące to przyjemność dla wytrwałych lub tych, którzy przychodzą najwcześniej. Noc sushiżerców to także idealna okazja, by spotkać znajomych, w tym wielu studentów naszego wydziału. Większość z nich przyznawała, że to nie ich pierwszy raz na nocy i choć z trudem łapali powietrze dzielnie, choć pazernie szli po kolejne porcje. wydarzenia daniami. Nawet nie domyślacie się jak długi sznur można utworzyć z przedmiotów, które mamy na sobie. Ale to jeszcze nie koniec! Teraz czas na wieczorne hulańce. Codzienne dyskoteki są wyczerpujące nawet dla studentów. A jeśli weźmiemy pod uwagę kreatywność uczestników to nie zdziwi nas Indianin uciekający przed kowbojem i grupa ślicznych kowbojek wypatrujących nowego celu. Była także okazja posłuchać i przyłączyć się do studentów śpiewających przy akordeonie albo też zmierzających na „kicz party”. W następny wieczór nie można było oderwać wzroku od pięknych kobiet towarzyszących przystojniakom w garniturach, mającym ochotę na hazard w kasynie. Zdaję sobie sprawę, że wszystko o czym piszę jest co najmniej dziwne. Jak można połączyć spotkanie z pracownikami uczelni i dziki zachód? Kasyno i USOS? Można to określić tylko w jeden sposób – Lidzbark. Jestem przekonany o tym, że uczestnicy Lidzbarka łatwiej przystosowują się do uczelni, biorąc pod uwagę ilu nowych znajomych poznali. Chciałbym jednak uświadomić tym, którzy nie doświadczyli obozu, iż „rodzina Lidzbarka” jest otwarta i chętna na nowe znajomości. Dodatkowo, jeśli poznacie kogoś z obozu to na pewno ułatwi wam to poznanie kolejnych „szaleńców”. Money.pl Hanna Drzymalik W listopadzie ruszy kolejna edycja Akademii Money.pl – programu stażowego prowadzonego przez największy portal biznesowy w Polsce. Przez trzy kolejne miesiące sześciu adeptów będzie zdobywać wiedzę i doświadczenie pod okiem specjalistów pracujących w Grupie Money.pl. Rekrutacja na staż właśnie ruszyła. Akademia Money.pl to trzymiesięczny program stażowy umożliwiający studentom zdobycie cennego doświadczenia w pracy w jednym z pierwszych w Polsce, profesjonalnych serwisów internetowych. Na chętnych czeka sześć miejsc w redakcji oraz w dziale IT. Najlepsi mogą liczyć na opiekę uznanych specjalistów z wieloletnim doświadczeniem w swoich branżach – staż będzie prowadzony pod kierunkiem Tomasza Bonka, redaktora naczelnego Money.pl i Tomasza Kabarowskiego, dyrektora działu IT i rozwoju umiejętności, aby podjąć pracę w portalu internetowym. Dowodem jest chociażby to, że kilku absolwentom zaproponowaliśmy już pracę w Money.pl – mówi Tomasz Bonek, redaktor naczelny Money.pl. Projekt skierowany jest do studentów kierunków dziennikarskich, ekonomicznych i informatycznych. Zimowa edycja rozpocznie się 2 listopada 2011 r. i potrwa do 31 stycznia 2012 r. Rekrutacja już trwa, a termin nadsyłania aplikacji upływa 16 października. Więcej informacji o projekcie pod adresem: www.akademia.money.pl. III edycja Akademii Money.pl: • Termin: 2 listopada 2011 – 31 stycznia 2012 • Nadsyłanie aplikacji do 16 października 2011 na adres [email protected] • Liczba miejsc: 6 (2 w dziale IT i 4 w redakcji) • Opiekunowie programu: Tomasz Bonek, redaktor naczelny Money.pl i Tomasz Kabarowski, dyrektor działu IT i Reasumując, wspomnienia, które posiadam zostaną ze mną na zawsze. Ludzie, których poznałem to mam nadzieję przyjaciele na całe życie. Z całego serca polecam wszystkim obóz zerowy. W przyszłym roku kolejna edycja. Może warto to przeżyć, a może warto przeżyć to jeszcze raz? Tuż po 1:00 kolejna Noc Sushi-Żerców dobiegła końca. Dla najwytrwalszych, na pocieszenie czekały małe zestawy sushi na wynos- tak na wypadek, gdyby jeszcze się nie najedli;) Podobno sushi można albo nienawidzić albo kochać. Z pewnością perspektywa jedzenia surowej ryby z ryżem owiniętej w glony nie należy do najbardziej zachęcającej i wielu z Was jeszcze się do tego nie przekonało, ale jestem pewna, że, kto raz spróbuje nie pożałuje. X Noc Sushi-Żerców już za nami. Nie pozostaje nam nic innego jak zarezerwować wejściówki na kolejną, już XI ucztę dla fanatyków sushi, która odbędzie się 18 listopada. Weźcie ze sobą znajomych, usiądźcie wspólnie i delektujcie się każdym, kolejnym kawałkiem rozpieszczającym wasze podniebienia… I ja tam byłam, miód i wino piłam, a co widziałam Wam opowiedziałam. fot. T. Barankiewicz Money.pl. Akademia Money.pl powstała z myślą o osobach ambitnych, zainteresowanych nowymi mediami oraz planujących przyszłość zawodową związaną z obszarem dziennikarstwa lub IT. – Program stażu został tak ułożony, aby nasi adepci mogli sprawdzić się na jak najszerszym polu. Przygotowaliśmy m.in. cykl autorskich wykładów i warsztatów. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że po trzech miesiącach stażu w Money.pl mają podstawową wiedzę i rozwoju Money.pl • Miejsce: Główna siedziba Money.pl we Wrocławiu • Wynagrodzenie miesięczne dla stażystów: 500 zł Dodatkowe materiały dostępne w biurze prasowym Grupy Money.pl: Hanna Drzymalik, Specjalista ds. Komunikacji Marketingowej i PR tel. +48 71 33 74 278, kom. 721 978 880 [email protected] 7 wydarzenia Studenci wybrali WYNIKI WYBORÓW Marcin Szlasa-Rokicki W dniu 20 października 2011 r. w godz. 9:00 – 17:00 odbyły się wybory przedstawicieli studentów Wydziału Prawa i Administracji UW do Zarządu Samorządu Studentów (7 mandatów), Rady Wydziału (20 mandatów) oraz Parlamentu Studentów (4 mandaty). Uprawnionych do głosowania było 5968 studentów, lecz ze swojego prawa skorzystało tylko 468, co stanowi frekwencję ok. 7,84%. W tym roku oprócz Listy Żółtej, która wystawiła swoich kandydatów w proporcji 1:1 w stosunku do liczby miejsc, startowało tylko 4 kandydatów niezależnych (trzy osoby do Rady Wydziału oraz jedna do wszystkich trzech organów). Po raz pierwszy od trzech lat nastąpiło pewnego rodzaju przełamanie hegemoni LŻ, gdyż nie wszyscy jej członkowie dostali się z listy. Rekordzistą w odbieraniu miejsc z listy został Mateusz Glinka-Rostkowski, który jako kandydat niezależny został wybrany do wszystkich trzech organów, do których kandydował. Co ciekawe Mateusz formalnie jest członkiem LŻ, jednak władze listy widocznie nie znalazły na niej dla niego miejsca, co zmusiło go do samodzielnego wystartowania w wyborach. Kolejną osobą, która zabrała miejsce Żółtym jest Adam Klimowski, dawny członek LŻ i wieloletni działacz również wywalczył miejsce w Radzie Wydziału, o które się starał. Część faktów z tegorocznych wyborów może zatem dziwić. Po pierwsze dziwi brak zorganizowanej opozycji oraz to, że osoby związane z Lista startowały przeciwko niej, ba, nawet miejsca swoim kolegom odebrały. „Gdyby była opozycja, to byśmy te wybory przegrali” – mówi jeden z członków LŻ. Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy to wiek niektórych kandydujących do Rady Wydziału, aż czwórka z nich jest już bowiem na piątym roku, co w poprzednich latach należało do rzadkości. Sam kandydat na przewodniczącego jest zaś na roku czwartym i to kolejna niespodzianka tegorocznych wyborów, czyli odstąpienie od formuły wyboru kandydata z roku trzeciego. Skąd takie pominięcie jednego całego rocznika? Czy może władze Listy nie znalazły na III roku żadnego dogodnego kandydata? Tego nie wiem i rozstrzygać nie będę. Lexuss nie jest bowiem gazeta polityczną, więc na ciekawostki tegorocznych wyborów tylko zwracam uwagę i wstrzymuję się od ich komentowania czy oceny. Wszystkim wybranym zaś gratuluję oraz życzę wiele wytrwałości w codziennej pracy. Wachta UW Iga Gajos L ąd rozpływa się. Kontury stromych klifowych wybrzeży powoli zacierają się, dal osnuwa mgłą skalne urwiska i zielone wzgórza. Znane niknie nam sprzed oczu. Pozostajemy tylko my i morze; to tutaj właśnie oswajamy – sążeń po sążniu, mila po mili; to przed nami wydaje się wciąż jednak bezkresne, nieodgadnione. Nawet chmurne niebo gdzieś tam daleko zatapia się w niewiadomych głębinach. Ciszę przerywa komenda oficera: Do brasowania! Odknagować liny! Luzujemy brasy marsli, brama i bombrama... A wy wybieracie.! Zadzieramy głowy, aby zobaczyć efekty naszej pracy. Łapiemy wiatr w żagle! Wachta UW w Tall Ships’ Races 2011, zlot największych i najpiękniejszych żaglowców, ludzie z kilkudziesięciu krajów Europy i całego świata, przeżycie niezapomnianych chwil na pokładzie Pogorii, udział w regatach- oto plakatowe hasła, które kilka miesięcy temu przykuły moją uwagę i zelektryzowały wyobraźnię. Skuszona wizją rejsu po morzach Północy postanowiłam wziąć udział 8 w konkursie Wachta UW organizowanym przez władze Uniwersytetu. O nagrodę – pokrycie znacznej części kosztów rejsu Szkocja – Szetlandy - Norwegia mogli ubiegać się ci, którzy osiągnęli wysoką średnią ocen oraz wyróżnili się aktywnością na rzecz Uniwerstetu. Spośród zgłoszeń komisja konkursowa w składzie prof. dr hab. Marta Kicińska-Habior Prorektor UW ds. studenckich, dr hab. Maciej Geller Dyrektor Festiwalu Nauki i organizator rejsu oraz Piotr Müller Przewodniczący Zarządu Samorządu Studentów wybrała 11 laureatów. Nasz wydział miał najmocniejszą, bo dwuosobową reprezentację – mnie, obecnie studentkę III roku i Adama Piotrowskiego z IV roku. Lepszego prezentu i to w przeddzień rozpoczęcia letniej sesji egzaminacyjnej nie mogliśmy sobie wymarzyć. Czekała nas prawdziwa wielka przygoda! 11 lipca w samo południe weszliśmy na podkład barkentyny zacumowanej w szkockim porcie Greenock. Mimo zmęczenia po autokarowej podróży przez Europę, ochoczo zabraliśmy się do przenoszenia bagaży, zajmowania kajut i koi, a przede wszystkim... Zarząd: Rada Wydziału: 1.Anna Wójcik 1.Jakub Chowaniec 2.Adrian Biały 2.Maciej Pleban 3.Paweł Śliwka 3.Mateusz 4.Marta Solarska Rostkowski 5.Mateusz 4.Marek Grzywacz Glinka- Rostkowski Glinka- 5.Łukasz Gembiś 6.Maja Gawrysiuk 6.Robert Wodzyński 7.Witold 7.Adam Klimowski Kowal- czyk 8.Aleksander Gra- becki 9.Marek Porzeżyński 10.Karolina Dołę- Parlament Studen- gowska tów: 11.Agata Czerniak 1.Marta Ilnicka 12.Kamil Czerepak 2.Adrian Biały 13.Tomasz Flakow- 3.Mateusz ski Glinka- Rostkowski 14.Łukasz 4.Jakub Wiśniewski kowski Hnat- 15.Barbara Kowalska 16.Adrian Pokrywczyński 17.Dominika Helios 18.Małgorzata Wysocka 19.Aleksandra Orzeł 20.Magdalena Gryboś poznawania Pogorii. Wiszący w mesie grafik nie pozostawiał złudzeń; czekało nas sporo pracy; w ciągu jednego 4-dniowego cyklu każda z grup zadaniowych miała do odbycia 6 czterogodzinnych wacht nawigacyjnych (także „psiaków” - wart od północy do 4:00 i „świtówek” - od 4:00 do 8:00), jedną całodniową wachtę gospodarczą oraz jedną wachtę bosmańską. Zaczęło ziszczać się, to wszystko, co do tej pory było tylko zapowiedzią z plakatu promocyjnego; nie byliśmy pasażerami, ale załogą; my- „UW-owski team”, studenci Politechniki i zaproszeni przez kapitana Adama Jassera ludzie świata kultury i nauki - mieliśmy wspólnie „prowadzić” Pogorię. 12 lipca w południe wypłynęliśmy z Greenock w kierunku Orkadów – archipelagu położonego na granicy Morza Północnego i Oceanu Atlantyckiego. Początkowo niełatwo było wdrożyć się w rytm pracy na statku; doskwierały wachty nawigacyjne wyrywające z błogiego snu, denerwowała poranna pobudka. Dość szybko jednak przywykliśmy do żeglarskiej rzeczywistości. Ci, którzy już wcześniej mieli okazję pływać po morzach chętnie szkolili takich jak ja – żółtodziobów żeglowania z reguł panujących na wodzie, elementów takielunku, wiązania węzłów. Spędzaliśmy czas współpracując i poznając się wzajemnie; opowiadaliśmy sobie anegdoty, żartowaliśmy, dzieliliśmy się swoimi doświadczeniami ze studiowania na różnych wydziałach. wydarzenia Słowa Mistrza Marcin Szlasa-Rokicki W dniach 12-16 października Warszawa była gospodarzem Mistrzostw Świata w najpopularniejszą grę słowną globu, Mistrzostw Świata w Scrabble. W tej edycji zawodów do stolicy naszego kraju zjechało 116 zawodników z całego świata, mi.in. obrońca tytułu z ostatnich mistrzostw w 2009 roku, Pakorn Nemitrmansuk z Tajlandii. Co ciekawe podobno m i st r z o st wa po raz pierwszy zostały rozegrane w kontynentalnej Europie, a Polskę wybrano z powodu popularności Scrabble na naszym rynku. Z racji międzynarodowego charakteru imprezy, gry rozgrywano w języku angielskim, co mogło stanowić pewne utrudnienie dla reprezentantów Polski. Tych jednak nie zabrakło i po długich przygotowaniach do Któregoś dnia również i delfiny zechciały się z nami „pointegrować”. Z zachwytem przyglądaliśmy się ich radosnym akrobacjom wokół dziobu Pogorii. 16 lipca dopłynęliśmy do portu w Stromness. Zatrzymaliśmy się tam na kolejne trzy dni. Okazało się, że przygotowano dla nas wycieczki w najciekawsze miejsca na Orkadach. Wieczorami daliśmy poznać się lokalnej społeczności jako wyjątkowo towarzyscy – pozwoliliśmy porwać się szkockiej muzyce, wdzięczniej i chętniej niż ktokolwiek inny oklaskiwaliśmy pubowe koncerty. Naszemu pożegnaniu z Orkadami towarzyszyła miejscowa ekipa telewizyjna . Choć dotarcie do niedalekich Szetlandów zajęło nam niespełna dwie doby, wielu podróż dała się szczególnie we znaki- „bujało”... Na stołach kładliśmy maty zapobiegające „ucieczkom” talerzy i szklanek, chodziliśmy znacznie ostrożniej, chcąc uniknąć zderzeń z innymi i ze sprzętem na Pogorii, koje zabezpieczyliśmy sztorm-deskami. 20 lipca zacumowaliśmy w porcie w Lerwick. To tu miały odbyć się główne imprezy tegorocznego Tall Ships’ Races - jednej z najbardziej znanych międzynarodowych żeglarskich imprez. Jeszcze przed rejsem ustaliśmy, że podczas parady załóg wystąpimy „na ludowo”. Ubrani w wyróżniające się czerwone koszulki, ze spódnicami z kolorowych pasów krepiny, z wiankami i ludowymi czapkami na głowach, tańczący i zdzierający gardło na głośnym Tak boju stanęło czterech Polaków: Bartosz Pięta, Wojciech Usakiewicz, Zbigniew Więckowski oraz Rafał Dominiczak. Ten ostatni okazał W tym roku tytuł Mistrza i 20 kawałków zgarnął Nowozelandczyk Nigel Richards, który w finale pokonał Australijczyka Andrew Fisher’a, w decydującej piątej partii 476 do 333. Nigel Richards został też pierwszym w historii zawodnikiem, który tytuł mistrza zdobył już drugi raz w karierze. Pierwszy raz mistrzem został cztery lata temu w Bombaju, dwa lata temu poległ w finale, co jednak zmobilizowało go do jeszcze większych treningów i przyniosło oczekiwany sukces w Warszawie. Ostatniego dnia mistrzostw pod Pałacem Kultury i Nauki miał miejsce Dzień Scrabble, czyli pewnego rodzaju open day, podczas którego każdy mógł spróbować swoich sił w turniejach scrabble, wziąć udział w konkursach z nagrodami, czy też podjąć ćwiczenia na warsztatach Polskiej Federacji Scrabble. Wieczorem rozegrano partię drużyn prowadzonych przez Marcina Prokopa oraz Sonię Bohosiewicz, w której wygrana 20 tysięcy złotych została przekazana Fundacji Spełnionych Marzeń. się najlepszym z Polskich zawodników i zajął 55. miejsce, a szkoda, bo główna nagroda była nie mała. W tym roku stawką, o którą walczono w pocie czoła było 20 000 dolarów i oczywiście zdobycie tytułu Mistrza Świata. się bawi, tak się bawi PO-GO-RIA !!! zostaliśmy zapamiętani jako jedna z najbardziej radosnych grup. Po wesołym przemarszu odbyła się wspólna impreza dla załóg żaglowców. Bawiliśmy się tańcząc, śpiewając i „łajemsiejsując” z Kubańczykami, Rosjanami, Holendrami... Laba trwała przez kilka kolejnych wieczorów. Sporym zainteresowaniem mieszkańców Szetlandów i uczestników Tall Shipu cieszyły się organizowane przez studentów Politechniki wieczorne pokazy eksperymentów fizycznych. Podobnie jak na Orkadach, zorganizowano dla nas kilka wypadów poza miasto. Na mnie największe wrażenie zrobiły szetlandzkie klify. Tego dnia, w którym je widziałam, wyglądały wyjątkowo; po opustoszałych zielonych wzgórzach hulał wiatr, wrzosy trzęsły się z zimna, a niebo chmurnie spoglądało na wzburzone fale z impetem rozbryzgujące się o strome skaliste wybrzeża. Taki obrazek miałam w głowie, gdy 25 lipca opuszczaliśmy Lerwick i Szetlandy. Lada moment miały rozpocząć się regaty; starcie największych i najpiękniejszych żaglowców z całego świata o laur najszybszego. Pogoria stanęła na linii startu obok najwspanialszych fregatowych sław – norweskiego Christiana Radicha, polskiego Daru Młodzieży, rosyjskiego Miru.... Mimo iż znacznie mniejsza, nasza barkentyna prezentowała się naprawdę znakomicie. Słusznie powiadają, że nic piękniejszego, jak statek z rozwiniętymi żaglami, W Polsce ok. 400 graczy rywalizuje ze sobą w Scrabble nie tylko w domowym zaciszu, lecz również turniejowo. Istnieje ogólnopolski ranking, mistrzostwa poszczególnych miast i lokalne klubu zrzeszające miłośników gry. Kto wie, czy może jeden z nich nie wychowa przyszłego Mistrza Świata? koń w galopie i kobieta w tańcu – pisał Balzac w Ojcu Goriot... i wierzcie – miał rację; widok statków przedzierających się przez rozsrożone fale, łopotanie żagli na wietrze, dumnie zadarty bukszpryt zapierają dech w piersi. Było nie tylko wielką frajdą, ale także odpowiedzialnością i zaszczytem móc wtedy, w czasie regat stanąć za sterem Pogorii. 27 lipca nad ranem przekroczyliśmy metę i choć do upragnionego podium sporo zabrakło, cieszyliśmy się z udziału w tak świetnej imprezie. Rejs nieuchronnie dobiegał końca, dobiliśmy do ostatniego portu – norweskiego Stavanger. Ostatnie trzy dni naszej przygody spędziliśmy aktywnie; wdrapując się na reje, by z wysokości podziwiać miasto, szalejąc na jachtach zaprzyjaźnionych załóg, przemierzając wspólnie uliczki Stavanger. Niezapomnianych wspomnień dostarczyła nam wycieczka na Preikestolen, klif położony nad fiordem Lysefjord. Te trzy tygodnie na Pogorii były dla mnie niezapomnianą przygodą. Z żalem opuszczałam żaglowiec, z łezką w oku żegnałam moich nowych znajomych. UW zafundowało mi fantastyczne wakacje. Naprawdę warto czytać uniwersyteckie ogłoszenia! 9 informacje ! Samorząd Studentów Wita na UW ersytetu Warszawskiego Zarząd Samorządu Studentów Uniw N a pytanie: „czym jest Samorząd Studentów?”, można odpowiedzieć: „są to wszyscy studenci Uniwersytetu był słyWarszawskiego”. By jednak nasz głos e pod iatan szalny, by problemy nie były „zam ej nasz e życi na w wpły y szafę”, by mieć realn widsta prze ich swo y ieram wyb Alma Mater, ezentują cieli, którzy w naszym imieniu repr elni. Ucz i zam wład sprawy studenckie przed ych To oni dbają o to, by nie łamano nasz awnopr rów jako praw i respektowano nas teckiej, nych członków społeczności uniwersy studioe nasz nić uczy się ją stara oni również ąo dbaj – ko wanie łatwiejszym, mówiąc krót . lemy prob e nas i rozwiązują nasz erZarząd Samorządu Studentów Uniw owyk nem orga jest sytetu Warszawskiego i elni Ucz eblu szcz na du orzą nawczym Sam ęgu ogólzasi o ń zada ch inny u wiel cz opró ółpracą nouniwersyteckim zajmuje się wsp ziałów, wyd dów orzą sam i wspomaganiem uszy fund iałem podz oraz dr kate i w instytutó orządu przeznaczonych na działalność Sam elni. Ucz j całe na w Studentó waDzięki działaniom Zarządu organizo erty, konc ia, enal Juw mi inny zy ne są międ e charyspotkania ze znanymi osobami i akcj a teleenck stud też tatywne. Prowadzona jest ach ram W .TV. erek Uniw – wa wizja interneto ne ywa zdob aty” Rab e dow orzą „Sam projektu , jach urac resta , są zniżki w wielu sklepach iejstotn Naji ych. gow usłu klubach i punktach ie o praszą funkcją Zarządu jest jednak dban entów stud tuje wa studenta. Zarząd reprezen temu ki dzię – tetu ersy przed władzami Uniw y któr m, nere part m ędny norz jesteśmy rów ć istoś zyw pomaga zmieniać akademicką rzec na lepsze. spoSamorząd jest miejscem, w którym czas j swó ięcić tykają się ludzie gotowi pośw m ento stud m inny óc pom i umiejętności, by ch zany zwią ch lema prob ych ienn w ich codz na całym ze studiowaniem. To głos słyszalny lekcewana moż nie ego Uniwersytecie, któr Zarząd Samorządu Studentów UW P oniżej znajdziecie kontakty do prze wodniczących poszczególnych sekc ji i komisji. Zapraszamy Was do kontaktu z nami i włączenia się w prace sam orządu. Oferujemy Wam wiele możliwości, dużo zabawy i jeszcze więcej satysfakcji! Przewodniczący ZSS UW [email protected] 10 żyć. ysły, pom łe ania wsp się ą rodz nie Tu właś projekty! przekuwane później na znakomite praca na że się, sz kona Dołącz do nas, a prze ć wienieś przy e moż w entó stud ch rzecz inny e zdobęktór e, zeni iadc dośw a cji, sfak saty le Samorządziesz podczas swojej przygody z przyszłej jej Two w enne bezc dem, okaże się pracy zawodowej. niach, Najświeższe informacje o wydarze teersy Uniw na h cjac eren konf i ach spotkani .pl .edu d.uw cie i nie tylko na www.samorza Sekcja Mobilności i Współpracy Zagr Sekcja Uniwerek.TV [email protected] .pl [email protected] Komisja Kultury [email protected] Sekcja Prawna [email protected] l Komisja Finansowa [email protected] .pl Sekcja Studencka [email protected] l Komisja Promocji i Informacji [email protected] anicznej .pl informacje Nowy „stary” gmach - Collegium Iuridicum IV „Szara willa” Monika Cygan Z apewne niewielu studentów naszego wydziału niecierpliwie czekając na rozpoczęcie upragnionych (szczególnie tych porannych) zajęć w Collegium Iuridicum IV, sumiennie powtarzając wyuczony materiał, wypatrując na korytarzach ulubionych ćwiczeniowców czy też podziwianych za tembr głosu wykładowców ma czas zastanowić się nad historią budynku, mieszczącego się przy ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 47. „Szara Willa” to dawny dom mieszkalny i kąpielowy Inspekcji Sieci Kanalizacyjnej i Wodociągowej. Został zaprojektowany w 1905r. przez Bronisława Brochwicza-Rogoyskiego. W czasie wojny gmach uległ znacznemu uszkodzeniu- utracił wieżyczkę, a jego dach zniszczono. Po wojnie podjęto wprawdzie próby odbudowania, jednak nie postarano się o dokładne odwzorowanie projektu, znacząco go uproszczając. Dopiero w latach 1994-1997 budynek został zmodernizowany. Zadecydowano o odnowieniu „Szarej Wili” według zamysłu Andrzeja Kicińskiego. Architekt zachował ocalałe partie willi, a poprzez użycie szkła i stali w rekonstruowanych wyższych partiach nawiązał do nowoczesnego budynku BUW-u . Za tę realizację otrzymał kilka prestiżowych nagród m.in. : Honorową Nagrodę SARP, Europejską Nagrodę Architektoniczną THE GREEN POINT, nagrodę Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji w dziedzinie architektury, a także nagrodę za Modernizację Roku. W efekcie, odnowienie gmachu okazało się jednym z sztandarowych realizacji w twórczości Andrzeja Kicińskiego-wykładowcy i profesora nadzwyczajnego na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Collegium Iuridicum IV dysponuje 4 salami wykładowymi oraz salą seminaryjną. Nosi imię Cezarego Berezowskiego, co stanowi hołd i dowód uznania dla tego wielkiego naukowca, który w latach 1951–1953 pełnił funkcję dziekana Wydziału Prawa i Administracji UW. Wykształcenie zdobywał Jak ominąć dziekanat. Wskazówka pierwsza. Patrycja Zawadzka D ziekanat jest super – jakieś wątpliwości? Nic tak bardzo nie zbliża ludzi jak wspólne, wielogodzinne oczekiwanie w niekończącej się kolejce. W dodatku niewielka odległość sprzyja podjęciu ciekawej rozmowy – „Byłem tu wcześniej” – „Pan tu nie stał” albo - „Zejdź ze mnie”, ale to ostatnie do usłyszenia jedynie w godzinach szczytu. Do tego niedziałająca klimatyzacja i mamy gwarancję powstania osobliwego mikroklimatu. Podobny obraz zna chyba każdy, kto w gorącym okresie składania podań o zmianę grupy ćwiczeniowej miał okazję odwiedzić dziekanat. Co można zrobić, aby ta wizyta nie wiązała się z parogodzinną kolejką? Wystarczy skorzystać z udogodnień, jakie oferuje nam USOS. Mowa tu o możliwości składania podań do Pani Dziekan drogą elektroniczną. W praktyce niewielu docenia tę opcję, a niewątpliwie płyną z niej wymierne korzyści. Po pierwsze oszczędność czasu, krótsze kolejki dla tych, którzy odwiedzają dziekanat w sprawach niezwiązanych ze składaniem podań i powszechna szczęśliwość Pań z Dziekanatu. Każdy z pewnością słyszał o tej opcji, nie każdy natomiast z niej korzysta. Dla przypomnienia krótki instruktaż. Aby złożyć podanie przez USOS – Uniwersytecki System Obsługi Studiów, logujemy się na stronie www.uso- sweb.wpia.uw.edu.pl, wybieramy zakładkę Moje Studia, a następnie Podania. Spośród kilkunastu rodzajów podań wybrać możemy adekwatne do interesującego nas przedmiotu. Drogą elektroniczną można przesłać między innymi podanie o rezygnację z zajęć nie z winy studenta, wniosek o warunkowe zaliczenie etapu, podanie o ulgi w płatnościach i chyba najbardziej popularne – dotyczące zmian w rejestracji wydziałowej. Pełna lista podań znajduje się na USOSWebie, z zastrzeżeniem iż podanie o praktykę w Komisji Stypendialnej / Odwoławczej Komisji Stypendialnej a także podanie o stypendium socjalne nie mogą być składane w ten sposób. Kiedy wybierzemy już konkretny formularz, wypełniamy pole przeznaczone na uzasadnienie prośby, gdzie do dyspozycji mamy 1500 znaków. Ostatnim krokiem jest wysłanie podania, przy czym jednocześnie deklarujemy, że jesteśmy świadomi konsekwencji wynikających z poświadczenia nieprawdy. I już! Podanie złożone bez odchodzenia od komputera, w dowolnie wybranym czasie. Pomimo tych zalet, to tradycyjny sposób dostarczania podań ma nadal najwięcej zwolenników. Dlaczego? Mamy po prostu pewność, że trafia ono we właściwe ręce. A co dzieje się z tym, wysłanym drogą elektroniczną? W tym miejscu należy rozwiać wszelkie wątpliwości – nie ginie gdzieś w otchłani Internetu! Jest drukowane, następnie on początkowo w gimnazjum w Odessie, następnie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Uzyskał docenturę po przedstawieniu pracy Powstanie Państwa Polskiego w świetle prawa narodów. Po wojnie kierował na UW Katedrą Prawa Międzynarodowego. W swojej pracy naukowej zajmował się problematyką suwerenności i roli państwa w obrocie międzynarodowym, a także genezą i strukturą Organizacji Narodów Zjednoczonych. Równocześnie z pracą na UW był związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, gdzie przewodniczył Katedrze Prawa Narodów KUL. Doceniony został również w Haskiej Akademii Prawa Międzynarodowego- w 1938 i 1964 prowadził tam wykłady z zakresu niesuwerennych podmiotów prawa międzynarodowego. Obecnie gmach spełnia funkcję siedziby Instytutu Prawa Międzynarodowego, odbywają się w nim zajęcia z prawa międzynarodowego publicznego, a także prawa Unii Europejskiej. Jej Magnificencja Rektor UW prof. dr hab. Katarzyna Chałasińska-Macukow, Dziekan Wydziału Prawa i Administracji UW prof. dr hab. Krzysztof Rączka oraz Dyrektor Instytutu Prawa Międzynarodowego prof. dr hab. Zdzisław Galicki dokonali uroczystego otwarcia budynku w dniu 27 czerwca 2011r. rozpatrywane w tym samym trybie co podania doręczone osobiście do Dziekanatu. Dodatkowym atutem jest możliwość sprawdzania na bieżąco statusu podania, dzięki temu wiemy, co aktualnie się z nim dzieje. Tak więc widzimy, czy podanie zostało już rozpatrzone, a jeśli tak, wiemy dokładnie, jaka jest odpowiedź Dziekana. Takiego komfortu nie mamy składając tradycyjne podanie. O pozytywnej odpowiedzi dowiadujemy się np. ze zmian jakie zaszły w naszym planie, jeśli tego dotyczyło podanie. Podanie elektroniczne – rozwiązanie prawie idealne! Prawie, ponieważ drogą elektroniczną nie można składać podań, które wymagają dołączenia dokumentów, zaświadczeń, ogólnie rzecz ujmując jakichkolwiek załączników. W takiej sytuacji trzeba osobiście dostarczyć je do Dziekanatu. Podobnie w przypadku podań o zmianę grupy ćwiczeniowej, pod którymi chcemy zamieścić podpis ćwiczeniowca. Ciężko natomiast stwierdzić, które są szybciej rozpatrywane, z doświadczenia wiemy, że odpowiedź i w jednym i w drugim przypadku uzyskamy czasem następnego dnia, a czasem za dwa tygodnie. Jedno jest pewne – złożyć podanie można szybko i w łatwy sposób, bez, często całodziennej, wycieczki do dziekanatu. Sposób jego rozpatrywania nie różni się niczym od tego tradycyjnego, tak więc nie martwmy się, że zniknie gdzieś po drodze i nie ujrzy światła dziennego. Korzystajmy z udogodnień jakie zapewnia USOS. Mniejsze ryzyko starcia na linii student – Pani z dziekanatu. Obopólne korzyści gwarantowane. 11 informacje Aby język nie był obcy! Karolina Dołęgowska „Bez znajomości języków obcych człowiek czuje się gorzej niż bez paszportu” twierdził Antoni Czechow. Władze Uniwersytetu Warszawskiego postanowiły więc zadbać o nasze dobre samopoczucie i zachęcić aby przynajmniej jeden język nowożytny nie był nam obcy. U czelnia proponuje bogatą ofertę lektoratów, gdzie można uczyć się zarówno języków najbardziej znanych jak angielski czy niemiecki, ale też zupełnie niszowych jak turecki czy litewski. Udział w lektoratach jest nieobowiązkowy i w związku z tym uznano, że my studenci potrzebujemy dodatkowego motywatora. Tym oto narzędziem motywującym stał się egzamin certyfikujący biegłość językową. Zgodnie z Uchwałą nr 119 Senatu UW z dnia 17 czerwca 2009 r.” Warunkiem ukończenia studiów pierwszego stopnia oraz jednolitych studiów magisterskich na Uniwersytecie Warszawskim jest opanowanie przed zakończeniem trzeciego roku studiów wybranego przez studenta jednego języka obcego na poziomie B2”. Oznacza to, że każdy student naszego Uniwersytetu jest zobligowany do zaliczenia języka obcego przynajmniej na poziomie B2. Zaliczenie to przyjmuje inną formę na administracji, a inną na prawie. Studenci administracji spełnią ten warunek uczestnicząc w lektoratach i zaliczając go na ww poziomie. Mogą oczywiście zrezygnować z tej możliwości i przystąpić do egzaminu certyfikującego. Zaliczenie w formie egzaminu jest obowiązkiem studentów prawa. Egzaminy certyfikujące biegłość językową są przeprowadzane zarówno w sesji zimowej jak i letniej oraz w sesjach poprawkowych. W tym roku akademickim do takiego egzaminu można przystąpić 23.01.2012 r. (poprawka 3.03.2012 r.) lub 11.06.2012 r.(poprawka 3.09.2012 r.). Student sam musi wybrać sobie termin w jakim chce zdawać egzamin i zarejestrować się w systemie rejestracji żetnowej (http://rejestracja.usos.uw.edu.pl/). Na egzamin w sesji zimowej zapisy ruszają już 21.11.2011 r. o godzinie 21 i będą trwały do 16.01.2012 r. do godziny 23.59. W czasie trwania rejestracji można ,oczywiście bez konsekwencji, wyrejestrować się z wcześniej wybranego terminu. Na egzaminy językowe przyznano po 2 żetony, tak aby każdy mógł ewentualnie przystąpić do poprawki. Przywoływana przeze mnie wcześniej uchwała Senatu mówi o zaliczeniu egzaminu do 3 roku – istnieje możliwość zdawania egzaminu na późniejszych latach studiów – w tym celu trzeba napisać podanie. Nie wszyscy muszą do egzaminu przystąpić. Jeżeli posiadacie certyfikaty językowe wystawione przez instytucje zewnętrzne, możecie uzyskać wpis do indeksu na podstawie tego właśnie certyfikatu. Np. zdaliście FCE Homo sapiens studentus Joanna Fasula N ie od dziś słowa takie jak „studia” i „student” kojarzą się z niewyobrażalną, wręcz kosmiczną rzeczywistością, która rządzi się swoimi prawami, zupełnie niezrozumiałymi dla przeciętnego obywatela. Wielu uczniów wyczekuje tego okresu z lekkim przerażeniem i niepewnością, traktując ten etap w swoim życiu jako mistyczne przejście w krainę dorosłości. Taki obraz dodatkowo wyolbrzymiają przekazywane z pokolenia na pokolenie stereotypy, tworzacy wizerunek nowego gatunku ludzkiego „homo sapiens student”. W dniu 28 października 2011 roku, po 12 latach nauki w szkolnych ławach i 5 miesiącach jakże intensywnego (i zasłużonego!) wypoczynku po maturalnych zmaganiach, dla mnie i wszystkich studentów I roku na Wydziale Prawa i Administracji Unwersytetu Warszawskiego rozpoczął się proces wnikania w tajemnicze studenckie struktury. Do nasze- 12 go życia brutalnie wtargnęły nic niemówiące pojęcia: kolokwia, egzaminy czy tajemniczy USOS . Nie ma wątpliwości - rozpoczął się czas diametralnych zmian. Zakochaj się w Warszawie Wielu studentów Uniwersytetu Warszawskiego (w tym moja skromna osoba) nie pochodzi z miasta stołecznego, lecz na studia przybyła z najróżniejszych regionów Polski. Pierwszym poważnym wyzwaniem, jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem studiów, było zaklimatyzowanie się w nowym miejscu i poznanie, niejednokrotnie bardzo zabawnych i zaskakujących zasad funkcjonowania w stolicy. Począwszy od znalezienia odpowiedniego lokum na czas studiów i przyzwyczajenia się do zupełnie abstrakcyjnego poziomu cen niektórych dóbr, skończywszy na utracie wiary w sens postępu cywilizacyjnego (po co komu samochód, skoro po Warszawie chyba szyb- na B – przynosicie oryginał certyfikatu i w zamian otrzymujecie do indeksu ocenę dobry. Listę instytucji a także przeliczniki ocen można znaleźć na stronie Szkoły Języków Obcych UW (www.szjo.uw.edu.pl w zakładce Dla Studentów). W roku akademickim 2011/2012 (poczynając od sesji letniej 2012) zostaną wprowadzone zmiany do dotychczasowego formatu egzaminu na poziomie B2. Proponowane modyfikacje nie zmienią zakresu sprawności językowych struktur i słownictwa oraz stopnia trudności testu w porównaniu z dotychczasowym modelem. Nowy format będzie sprawdzał rozumienie ze słuchu i czytanie ze zrozumieniem bardziej wszechstronnie, a ograniczeniu ulegnie część dotycząca znajomości struktur gramatycznych. Punkty za zadania sprawdzające rozumienie ze słuchu będą stanowić 15 %, za czytanie 20 %, gramatyka i słownictwo - 25 %, pisanie 20 % i mówienie 20 % całości. Dokładne informacje o typach zadań jakie występują na egzaminie a także przykładowe wersje można znaleźć na stronie Głównej Rady Koordynacyjnej ds. Certyfikacji Biegłości Językowej (www.certyfikacja.uw.edu.pl). Wielu studentów w wirze przygotowań do egzaminów kierunkowych zapomina o obowiązku zaliczenia języka obcego na poziomie (minimum) B2, błędnie zakładają, że jest to mało istotny dodatek. Tymczasem niezdanie takiego egzaminu może mieć bardzo negatywne skutki. Jest to warunek konieczny do ukończenia studiów. Dlatego też nie warto zaniedbywać tej kwestii ,aby podczas pisania pracy magisterskiej nie musieć zaprzątać sobie głowy zaliczaniem egzaminu językowego. ciej poruszamy się przy użyciu siły własnych nóg?). Najważniejszym celem stało się przeżycie, i odnalezienie w nowej rzeczywistości oraz punktualność.. Zadanie to już niejednokrotnie przerosło moje możliwości. Mimo regularnego zagłębiania się w bardzo szczegółowe plany miasta i zabierania ich nawet na wyprawę do hipermarketu, nie uniknęłam wielu zabawnych pomyłek. Wierzę, że nie tylko ja próbując dojechać na Pola Mokotowskie zupełnie nieoczekiwanie znajduję się… na Bielanach. Nie wspominając już o czterokrotnym zgubieniu drogi podczas spacerów w Parku Łazienkowskim. Mimo, że próbuję się zaaklimatyzować już od prawie dwóch miesięcy, poruszanie się po Warszawie, a przede wszystkim oszacowanie ile czasu potrzebuję na dotarcie do konkretnego punktu nadal stanowi dla mnie wyzwanie.Nieocenioną pomoc zapewnia portal www.warszawa.jakdojade. pl, który serdecznie polecam. Oczywiście sytuacji i zdarzeń, który mnie zaskakują, bawią i irytują jest o wiele więcej,chociaż musze przyanć, korzyści wynikających z mieszkania w Warszawie jest równie wiele. Mimo to, nadal nie potrafię stwierdzić, czy zgodnie z hasłem promocyjnym miasta kiedykolwiek „zakocham się w Warszawie”. informacje Wieści z Rady Wydziału Karolina Dołęgowska 10 października 2011r. odbyła się I Rada Wydziału w bieżącym roku akademickim. Po otwarciu posiedzenia i przyjęciu protokołu z poprzedniej Rady Wydziału, Dziekan wygłosił komunikaty. N agrody Jubileuszowe otrzymali: z okazji 45-lecia pracy – prof. dr hab. Andrzej Malinowski, prof. dr hab. Inetta Jędrasik-Jankowska, Stanisława Pytel-Gill; 40-lecia pracy -prof. dr hab. Małgorzata Korzycka-Iwanow, prof. dr hab. Mirosław Wyrzykowski, doc. dr Witold Konieczny, dr Andrzej Wiśniewski; 35-lecia pracy – prof. dr hab. Hanna Litwińczuk, prof. dr hab. Pietrzykowski, doc. dr Hanna Gajewska-Kraczkowska; 30-lecia pracy – dr Cezary Balasiński, dr hab. Andrzej Harla, prof. dr hab. Andrzej Zakrzewski, prof. dr hab. Adam Zieliński; 25-lecia pracy – prof. dr hab. Stefan Sawicki. Dziekan poinformował zebranych, że na stacjonarne studia doktoranckie w roku akademickim 2011-2012 zostały przyjęte następujące osoby: w ramach Nagrody Dziekana – Jagiełłowicz Łukasz – Instytut Prawa Karnego, Zmysłowska Magdalena – Instytut Prawa Cywilnego, w ramach rekrutacji – Jacek Kudła IPC, Adelina Prokop IPC, Stanisław Sołtysik IPC, Anne-Marie Weber IPC, Łukasz Dziamski INP-A, Alicja Jusiewicz INP-A, Maciej Sokołowski INP-A, Magdalena Śliwa INP-A, Aleksandra Ziętek INP-A, Filip Lu- Za bramą Uniwersytetu Od kiedy rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Warszawskim co raz częściej nasuwa mi się porównanie UW do samodzielnego organizmu. Takiego małego państwa w państwie, które łączy charakterystyczną zbiorowość studencką, funkcjonującą według własnych, określonych zasad i reguł. Cały zespół pałacowy, w którym mieści się Kampus Centralny jest naprawdę imponujący. Muszę przyznać, że jestem bardzo mile zaskoczona panującą tutaj atmosferą. Choć i tak największe wrażenie wywarła na mnie Biblioteka Uniwersytecka. Odchodząc od klasycznych zajęć, w których student ma obowiązek uczestniczyć (chociaż i tutaj wybór jest bardzo szeroki, a oferta ciekawa), jedną z największych zalet Uniwersytetu jest możliwość angażowania się w różne studenckie inicjatywy,jak na przykład współpraca z redakcją Lexussa :-) Zapewne dużym zaskoczeniem, dla wszystkich studentów I roku była swoboda w układaniu indywidualnego planu zajęć. Wiąże się to z o wiele większą, niż na dotychczasowych szczeblach edukacji, odpowie- dwin INoPiP, Marta Michałek INoPiP, Aleksandra Komar IPK, Łukasz Wiśniewski IPK, Marzena Wojtczak IHP, Oktawian Kuc IPM i Nikodem Rycko IPM. Poinformowano również o sukcesie studentów WPiA UW: Barbara Oralewska, Maciej Sancewicz i Marcel Pawlak, którzy zajęli drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej w pierwszych Otwartych Akademickich Mistrzostwach Polski Inwestorów (OAMPI 2010/2011) organizowanych przez Fundację „Fundusz Pomocy Studentom”. Dr Zbigniew Gromek – adiunkt w INPiP został powołany na Pełnomocnika Dziekana ds. Praktyk Studenckich. Rada Wydziału podjęła decyzję w sprawie otwarcia przewodów habilitacyjnych: dr Katarzyny Myszony – Kostrzewy oraz dra Andrzeja Wiśniewskiego. Wyrażono również zgodę na dopuszczenie do kolokwium habilitacyjnego dra Aleksandra Stępkowskiego i dr Monikę Całkiewicz oraz na wszczęcie przewodu habilitacyjnego dr Zuzanny Benincasa. Rada pozytywnie rozstrzygnęła sprawę nadania stopnia naukowego doktora nauk prawnych mgr Markowi Plisieckiemu, mgr Joannie Wegner, mgr Marcinowi Romanowiczowi, mgr Nataliyi Chapliyi, mgr Kamilowi Strzępkowi oraz mgr Robertowi Kochańskiemu. Wysoka Rada podjęła decyzję w sprawie zatrudnienia prof. dr hab. Pawła Czechowskiego na stanowisku profesora zwyczajnego w Zakładzie Prawa Rolnego (INP-A), dra hab. Roberta Jastrzębskiego na stanowisku profesora nadzwyczajnego w Zakładzie Historii Państwa i Prawa Polskiego (IHP), dra hab. Zbigniewa Jędrzejewskiego na stanowisku profesora nadzwyczajnego w Zakładzie Prawa Karnego (IPK), dra Macieja Taborowskiego w Katedrze Prawa Europejskiego na stanowisku adiunkta – ½ etatu oraz mgra Pawła Widawskiego w Zakładzie Administracyjnego Prawa Gospodarczego i Bankowego na stanowisku asystenta – ½ etatu. Ponadto, powołano prof. dr hab. Adama Brzozowskiego w skład Komisji ds. Programu Nauczania na Wydziale Prawa i Administracji. W dalszej części obrad, Rada podjęła uchwałę w sprawie obniżeniem pensum nauczycieli akademickich WPiA UW w obecnym roku akademickim oraz udzieliła urlopu habilitacyjnego dr Magdalenie Błaszczyk z IPK, dr Dorocie Dzienisiuk z INP-A oraz dr Janowi Winczorkowi z INoPiPe. Rada pozytywnie rozpatrzyła wnioski dotyczące przyznania Nagrody Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego za rok 2009/2010 prof. dr hab. Ludwikowi Florkowi. dzialnością za nasze decyzje i koniecznością pamiętania o wszystkich szczegółach, które są warunkiem zaliczenia roku, jak np kursy biblioteczne czyodpowiednia ilość punktów ECTS itp. W tym miejscu pojawia się konieczność nawiązania współpracy z Uniwersyteckim Systemem Olewania Studentów, znanym również jako USOS, który spędza sen z powiek wszystkim pierwszakom. Muszę przyznać, że dość szybko udało mi się zaaklimatyzować w tej rzeczywistości i uniknąć „wielkich USOSowych dramatów”. moje oczekiwania. W tej kwestiiwybór również jest bardzo szeroki. Nie chodzi tylko o różnorodną gamę warszawskich klubów organizujących imprezy z myślą o studentach i tym samym oferujących atrakcyjne zniżki, tak jak np Wielkie Otrzęsiny Warszawy, ale również imprezy organizowane przez Samorząd Studentów WPiA : Imprezę żółtodzioba czy Otrzęsiny wydziałowe. Świetną inicjatywą są spotkania integracyjne aranżowane przez samych pierwszaków. Warto więc z tej oferty skorzystać i poznać jaśniejszą stronę studiowania. Studencie, czas na imprezę!!! Teraz my! Kwestią, która nierozerwalnie wiąże się ze studiowaniem, jest niewątpliwie efektywne spędzanie wolnych wieczorów na „spotkaniach” wszelkiej maści. Wiele legend (choć jak wiadomo w każdej legendzie znajduje się ziarno prawdy) kreujących obraz polskiego studenta zwraca szczególną uwagę na potrzebę rozwijania swoich zdolności komunikacyjnych, tanecznych i towarzyskich. Nie zagłębiając się w szczegóły takiego wizerunku muszę przyznać, że organizacja tej części życia studenckiego na UW spełniła wszystkie Przez te kilka tygodni mojej obecności na wydziale mogłam się przekonać, że studia wcale nie są takie straszne, a status studenta przynosi wymierne korzyści na wielu płaszczyznach. Mam nadzieję, że moje lata studenckie okażą się świetną przygodą i najlepszym okresem w życiu i nigdy nie będę żałowała decyzji o wyborze Wydziału Prawa i Administracji UW. 13 informacje Klinika Prawa - know-how Marcel Zenowicz J ak obliczyć karę wymierzaną wyrokiem łącznym? W jakich sytuacjach pracodawca może rozwiązać umowę o pracę bez wypowiedzenia? Na czym polega dziedziczenie ustawowe? Może i pytania wyglądają jak te zadawane podczas egzaminów na naszym wydziale jednak w przypadku, który opiszę, nie padają z ust egzaminatora. Zamiast niego pojawiają się osoby, których stan majątkowy nie pozwala na opłacenie profesjonalnej pomocy prawnej. W miejscu pytanego pojawia się Klinika Prawa Uniwersytetu Warszawskiego a wraz z nią aż ok. 150 studentów naszego wydziału gotowych podzielić się swoją wiedzą. Klinika jest jedną z największych i najstarszych tego typu organizacji w Polsce. Począwszy od semestru letniego w 1998 roku studenci naszego wydziału mają możliwość udzielania w jej ramach porad prawnych.. „Klinika Prawa” jest to jeden z całorocznych przedmiotów dodatkowych na naszym wydziale. Jako fundacja zorganizowana jest w dziewięć sekcji. W aplikacji rekrutacyjnej studenci wybierają, w której z nich chcą uczestniczyć. Do wyboru są zarówno sekcje poświęcone danej gałęzi prawa (cywilna, pracy) jak i konkretnym problemom społecznym (redukcja szkód, ofiary przemocy). Na czele każdej sekcji stoi koordynator - osoba odpowiedzialna za ciągłość oraz prawidłowość jej prac. Udzielanie porad prawnych Raz w tygodniu studenci Kliniki,podzieleni w pary, zobowiązani są do godzinnego dyżuru w jej biurze w celu przyjmowania wcześniej umówionych klientów. Wyjątek stanowi sekcja „osadzeni”, której członkowie dyżurują w zakładach karnych na terenie Warszawy. Każdy klient zostaje przypisany do pary studentów, która prowadzi jego sprawę. Spotkanie podczas dyżuru ma na celu zebranie informacji o stanie faktycznym i problemie klienta oraz opracowanie wstępnego planu jego rozwiązania. Biuro zostało wyposażone w kilka pomieszczeń zapewniających komfortowe warunki spotkań. Klinika dostarcza każdemu studentowi „skrypt edukacji klinicznej”, w którym szczegółowo opisany jest standard jaki studenci są zobowiązani zachować w kontaktach z klientami. Do ich dyspozycji pozostaje także biblioteczka gromadząca materiały dotyczące udzielania porad prawnych, a także zbiór aktualnych kodeksów . Następnym etapem jest sporządzenie opinii prawnej i ewentualnie pisma procesowego. Projekt opinii trafia do koordy- 14 natora sekcji, który zatwierdza ją bądź udziela sugestii, jak powinna zostać poprawiona. Zaakceptowana opinia zostaje przedstawiona klientowi w jak najbardziej klarowny sposób. Opinię sporządzana się w dwóch egzemplarzach. Jeden przeznaczony dla klienta, drugi przechowywany jest w archiwum Kliniki. Oprócz osobistych spotkań z klientami, udzielanie pomocy prawnej odbywa się w formie korespondencyjnej. Każdy list przychodzący na adres Kliniki jest przydzielany do określonej sekcji oraz zakładana jest dla niego nowa „teczka”, jeśli jest on pierwszym wysyłanym w danej sprawie. W odróżnieniu od dyżurów, w tym przypadku studenci pracują samodzielnie. Odpowiedź listowna także wymaga zatwierdzenia przez koordynatora sekcji, a następnie przekazywana jest do biura Kliniki w celu jej wysłania. Tak samo jak spotkania z klientami tak i porady prawne muszą zachować profesjonalizm zarówno formy jak i treści. Doskonalenie warsztatu prawniczego Ponadto, dla swoich studentów, Klinika organizuje szkolenia psychologiczne i praktyczne. Mają one na celu doskonalenie technik komunikacji interpersonalnych. Ma to szczególne znaczenie w pracy w sekcjach „uchodźcy” oraz „ofiary przemocy i dyskryminacji” gdzie precyzyjność udzielanych porad zależy w dużym stopniu od opanowania tych technik. Do obowiązków studentów Klinki należy również uczęszczanie na seminaria kliniczne odbywające się dwa razy w tygodniu w dwóch formach: ogólnoklinicznej i sekcyjnej. Pierwsze z nich poruszają tematy wspólne wszystkim sekcjom takie jak metodologia i technika pracy w Klinice, problematyka zawodów prawniczych, a także działalność organizacji pozarządowych zaprzyjaźnionych z Kliniką. Gośćmi większości seminariów są osoby związane ze stosowaniem prawa w praktyce, m. in. sędziowie, adwokaci, przedstawiciele Rzecznika Praw Obywatelskich, Rady ds. Uchodźcow, Centrum Praw Kobiet, Niebieskiej Linii, a także wiele innych organizacji. Seminaria sekcyjne poświęcone są kształceniu warsztatu prawniczego w danej dziedzinie prawa. Wtedy też prowadzone są dyskusje na temat problemów pojawiających się w trakcie udzielania porad. Nierzadko również dyskutowane są potencjalne rozwiązania problemów przedstawianych przez klientów Kliniki, oczywiście z zachowaniem zasady poufności danych. Dlaczego warto wziąć udział? Uczestnictwo w Klinice Prawa jest jedną z nielicznych możliwości na studiach, gdzie studenci uczą się stosować prawo w praktyce. Nierzadko okazuje się, że kazusy z życia wzięte są bardziej skomplikowane, niż te prezentowane na ćwiczeniach, lecz satysfakcja z ich rozwiązania jest nieporównywalnie większa. Umiejętność skutecznej komunikacji z klientem, którą nabywa się poprzez udzielanie porad prawnych jest cenna na rynku pracy. Co ważniejsze praca w Klinice, stanowi przedsmak pracy zawodowej jako adwokatów lub radców prawnych. Poza tym, za zaliczenie przedmiotu „Klinika prawa” przyznawane jest 6 punktów ECTS. Jak aplikować? Co roku, w okolicach początku maja, organizowany jest nabór do Klinki Prawa na następny rok akademicki. Uczestnikiem Klinki można być najwcześniej na trzecim roku studiów, a zatem aplikacje należy składać pod koniec drugiego roku. Można je składać w zarówno formie elektronicznej jak i papierowej (w biurze Kliniki). Aplikacja składa się z CV i listu motywacyjnego. List powinien zawierać: powody wyboru określonej sekcji, wykaz ocen z nią związanych, średnią ocen ze studiów, potwierdzenie znajomości języków obcych (sekcja „uchodźcy”), mile widziane jest również doświadczenie w pracy z organizacjami pozarządowymi. Informacja o naborze pojawia się odpowiednio wcześniej na stronie internetowej naszego wydziału. W roku akademickim 2011/12 w pracę Kliniki włączyło się 154 studentów. informacje Buszujący w BUW-ie Iga Gajos S taję osamotniona przed bibliotecznymi regałami obciążonymi myślą stuleci. Tajemnicze oznaczenia tomiszczy DK4302.Z3 G79 , KKP528 E.56, BF1879. T2 P37165 napawają mnie przestrachem. Przedzieram się przez dżunglę symbolicznie zaszyfrowanych tytułów. Po godzinach męczącej przeprawy docieram wreszcie do celu. Niestety, grzbiet „Kuchni polskiej” sroży się ostrzegawczą czerwienią. Cóż... postaram się przeszmuglować książkę niepostrzeżenie. Mijam wypożyczalnię. Boczkiem, boczkiem, małymi kroczkami czmycham niepostrzeżenie. Umykam spojrzeniom czterech pomnikowych filozofów. Na palcach czym prędzej przemykam obok ochroniarzy. Zapamiętałe wycie zacietrzewionych barierek kontrolnych zatrzymuje mnie w przejściu. Przemyt udaremniony. Tak robić nie wolno i nie warto. Lepiej zawczasu, już na początku roku zapoznać się z regulaminem Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, aby pewnie poruszać się wśród książek i nie spłonąć wstydem pytając bibliotekarzy o rzeczy oczywiste. Nim przejdziemy do omawiania zasad korzystania ze zbiorów Biblioteki, przystańmy na moment przed jej gmachem. Zwróćmy oczy w dwuwiekową historię BUW-u... Chodźmy na Krakowskie Przedmieście. Biblioteka została utworzona w 1817 r. jako związana z Królewskim Uniwersytetem Warszawskim. Na jej siedzibę obrano już wówczas zabytkowy, bo blisko dwustuletni, Pałac Kazimierzowski, obecny rektorat UW. Ponieważ jednak zbiory rosły w bardzo szybkim tempie, konieczne okazało się wybudowanie gmachu w całości przeznaczonego na bibliotekę. Collegium Novum, dziś zwane raczej Starym BUW-em zostało oddane do użytku w 1894 r. Miało pomieścić - wówczas nie lada gratka - milion woluminów. Dziś zbiory Biblioteki liczą ponad 3 miliony egzemplarzy. Jest więc w czym wybierać! Zarządzenie budowy nowej siedziby i przeznaczenie na ten cel pieniędzy z wynajmu byłego gmachu KC PZPR było jedną z pierwszych decyzji rządu Tadeusza Mazowieckiego. W grudniu 1999 BUW przeprowadzono na Powiśle. Liczbę codziennych odwiedzin biblioteki szacuje się na ok. 3500. Założeniem projektantów siedziby BUW przy Dobrej i władz Uniwersytetu było stworzenie biblioteki otwartej – z jednej strony otwartej na poglądy, kultury, języki, z drugiej zaś strony biblioteki otwartej dla użytkowników, pozwalającej na swobodne korzystanie ze zbiorów. Pierwszy wymieniony przez mnie cel realizuje się poprzez systematyczne powiększanie zbiorów, współpracę z bibliotekami zagranicznymi, organizację przedsięwzięć kulturalnych na terenie Biblioteki. Jego sym- bolem są tablice tworzące fasadę BUW-u od ulicy Dobrej; znajdują się na nich fragmenty tekstów literackich w sześciu językach, notacja matematyczna i muzyczna. Zgodnie z zamysłem architekta Marka Budzyńskiego „fasada kulturalna” ma „mówić o związkach z przeszłością, z różnorodnością cywilizacji, z grecko-rzymskim i judeo-chrześcijańskim źródłem polskiej kultury”. Drugi, niemniej ważny cel – otwartość na czytelników - jest osiągany dzięki odpowiedniej organizacji Biblioteki, dostępności książek, czasopism, po które sięga się samemu. Biblioteka Uniwersytetu w Warszawie (…) jest biblioteką naukową o charakterze publicznym. Korzystanie ze zbiorów i usług Biblioteki jest bezpłatne; oto kluczowe punkty regulaminu. Do BUW-u może zapisać się każdy, kto ukończył 16 lat. My, jako studenci Uniwersytetu Warszawskiego, jesteśmy jednak o tyle uprzywilejowani względem osób spoza UW, że nie musimy korzystać ze zbiorów biblioteki na miejscu. Znaczna ich część jest udostępniona do wypożyczenia. Zapisanie się do BUW-u jest możliwe przez cały rok. Jako posiadacze Elektronicznej Legitymacji Studenckiej możemy to uczynić na jeden z dwóch sposobów: zdalnie aktywując konto czytelnika albo zgłaszając się osobiście do Biblioteki. Konto czytelnicze możemy sami aktywować w każdej chwili – należy w tym celu zalogować się na stronie katalogu online bibliotek UW wpisując swój numer PESEL oraz hasło, takie jak w USOSie. Jeśli zdecydujemy się na drugi sposób, powinniśmy udać się do BUW-u. Zapisy do Biblioteki odbywają się od poniedziałku do soboty, w godz. 9-20 przy stanowisku znajdującym się na poziomie 1, po lewej stornie od schodów głównych. Konieczne jest okazanie legitymacji studenckiej. Od bibliotekarza uzyskujemy hasło umożliwiające otworzenie swojego konta na stronie Biblioteki. W każdym z powyższych przypadków legitymacja studencka staje się także naszą kartą biblioteczną. Numerem karty koniecznym od tej pory do zalogowania na stornie internetowej BUW-u staje się jedenastocyfrowy numer naszej legitymacji umieszczony na jej odwrocie. Poprzez zapisanie się do BUW-u jednocześnie aktywujemy konto w Bibliotece Wydziału Prawa i Administracji. Jedną decyzją otwieramy dla siebie dwa znakomite źródła dostępu do wiedzy. Jeśli zdarzy ci się zapomnieć o wzięciu ze sobą legitymacji, nie martw się – możliwe jest uzyskanie biletu jednodniowego. W tym celu należy zgłosić się do Informatorium Biblioteki znajdującego się na poziomie 1 po prawej stronie. Warto wspomnieć, że ważność konta czytelnika jest automatycznie przedłużana na koniec każdego semestru nauki po wpisaniu do USOS-a zaliczenia etapu programu przez Dziekanat. Zostałeś już czytelnikiem? Pora pozwiedzać Bibliotekę! Zostaw płaszcz, kurtkę, parasolkę w szatni – raczej nie przydadzą ci się w Bibliotece. Zabronione jest również wnoszenie jedzenia i napojów. Nie oddaje się natomiast do przechowania w szatni plecaków, toreb, teczek. BUW jest otwarty od września do czerwca przez cały tydzień; od poniedziałku do soboty w godzinach 9-21, natomiast w niedzielę od 15 do 21 – tego dnia nie uda się nam jednak wypożyczyć książki, nie pracuje również magazyn. Przy każdym wejściu do Biblioteki i wyjściu z niej należy przyłożyć ELS do czytnika kart znajdującego się przy stanowisku ochrony. W tym miejscu znajduje się także półka przeznaczona na książki, które chce się zwrócić; nie trzeba więc stać w kolejce tylko po to, aby oddać wypożyczoną książkę – wystarczy położyć ją na tejże półce – pracownicy Biblioteki zajmą się „odhaczeniem” jej z Twojego konta. Jeśli jednak wchodzisz do Biblioteki z wcześniej wypożyczoną lekturą, której nie zamierzasz zwracać, powinieneś zgłosić to ochronie. Na poziomie pierwszym i drugim znajduje się otwarty magazyn z książkami i czasopismami, do których każdy ma swobodny dostęp. Nie oznacza to jednak, że wszystkie można wypożyczyć. Czasopism, gazet oraz druków z symbolem Cim. nie możemy wziąć do domu. Podobnie jeśli grzbiet książki oklejony jest na czerwono, z publikacji będzie można skorzystać wyłącznie na miejscu. Niebieska naklejka informuje o możliwości wypożyczenia książki do domu. Zbiory podzielone są dziedzinami zgodnie z klasyfikacją Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie. Na poziomie 1. znajdują się publikacje z dziedzin: język, literatura ( P), filozofia, psychologia, religia, oświata (B L), nauki historyczne (AM C D-F GN700-875), geografia nauki matematyczne, przyrodnicze i stosowane (G-GF Q R-V). Zbiory z różnych gałęzi prawa usytuowano na poziomie 2, po prawej stronie. Wraz z naukami politycznymi oznaczono je literami K oraz J. Sąsiadują z nimi książki i czasopisma z dziedziny nauk społecznych i antropologii (H GN1-673 GRGV). Na poziomie 2 znajdują się także zbiory z muzyki, architektury i sztuk pięknych (M N). Pierwszą i ostatnią literę alfabetu zarezerwowano dla dzieł treści ogólnej dostępnych w Czytelni na poziomie 2. Również na tym piętrze umieszczono Księgozbiór Dydaktyczny; książki wchodzące w jego skład mogą wypożyczać tylko studenci UW. Są to przede wszystkim podręczniki,lektury, skrypty, na których bazują poszczególne kierunki. Księgozbiór Dydaktyczny oznaczono literą W, a same książki - białą nalepką. Po skorzystaniu z lektury na miejscu, należy odłożyć ją nie na półkę, ale na wózek znajdujący się obok półki – Biblioteka chce w ten sposób uniknąć pomyłkowego ustawiania książek na niewłaściwych miejscach. Jeśli danego egzemplarza nie można wypożyczyć do domu, pozostaje nam skorzystanie z niego na miejscu lub skserowanie czy zeskanowanie fragmentów w Bibliotece. Aby skorzystać z kserografów, skanera należy zaopatrzyć się w kartę 15 informacje magnetyczną, którą można zakupić w automacie na poziomie 1, po prawej stronie od Informatorium albo w automacie znajdującym się w Czytelni. Koszt takiej karty to 3 zł. Z tego samego automatu korzystamy, chcąc doładować kartę. Niestety, kserowanie w BUW-ie jest droższe niż gdzie indziej – 1 kopia A4 kosztuje 40gr. Znacznie tańszy jest skan – 10gr – który należy zapisać na swoim pendrive. Ze sprzętu do kopiowania korzystamy samodzielnie; kserografów jest kilka w całej Bibliotece, skaner tylko jeden – na poziomie1, po prawej stronie. Książki można również fotografować własnym aparatem cyfrowym; wcześniej winno się jednak zgłosić do Informatorium w celu uzyskania odpowiedniego pozwolenia. Leniwi, zabiegani albo „nieogarniający tego całego kserowania” mogą skorzystać z usług Sekcji Kopiowania Zasobów. Zlecenia można składać od poniedziałku do piątku w godz. 1015 w pokoju 204. Na terenie Biblioteki znajduje się również kilkadziesiąt komputerów. Znaczna ich część ma dostęp do Internetu, natomiast tylko te w Czytelni, sali 139 i kabinach pracy indywidualnej na poziomie 2 mają zainstalowany pakiet MS Office. Aby z nich skorzystać, trzeba posiadać ważne konto biblioteczne i zalogować się wpisując numer swojej ELS i BUW-owe hasło. W przypadku komputerów bez pakietu MS Office sesja wygasa dość szybko, bo po 45 minutach. Jeśli planuje się dłuższą pracę na komputerze, winno się wcześniej zarezerwować dane stanowisko w Informatorium. Za pomocą komputerów w holu katalogowym na poziomie 1 można wyłącznie skorzystać z katalogu online BUW-u. Zachęcam jednak do korzystania z nich – w komputerowym katalogu szuka się znacznie szybciej i łatwiej niż w tym kartkowym. Poza tym informacje o dostępności konkretnych egzemplarzy są na bieżąco aktualizowane. Książki już przez kogoś wypożyczone można zarezerwować na przyszłość; należy na stronie internetowej BUW-u wybrać zakładkę „Katalogi”, a dalej „online bibliotek UW”, zalogować się na swoje konto czytelnicze, wyszukać pożądaną lekturę i wreszcie wybrać opcję „Zamów/Rezerwuj”. Gdy tylko książka zostanie oddana, będziemy mogli ją odebrać w Wypożyczalni Miejscowej. Podobnie zamawiamy książki, których lokalizacja jest oznaczona w katalogu jako 16 „BUW Magazyn”. Na ściągnięcie publikacji z magazynu czeka się zwykle od 30 minut do godziny. Można również zamówić książkę oznaczoną jako „magazynowa”, wypełniając rewers – bierzemy go z Informatorium albo z pudełek leżacych przy komputerach w holu katalogowym. Wypełnioną kartę wrzucamy do skrzyneczki umieszczonej w Wypożyczalni Miejscowej. Pracownicy biblioteki wybierają rewersy co pół godziny do godz. 19. Wypożyczalnia przechowuje zamówione książki przez 3 dni. Książki odnalezione w katalogu – czy to tym online, czy tradycyjnym, kartkowym – oznaczone są sygnaturą; pierwsze litery sygnatury oznaczają dziedzinę, z jakiej jest publikacja, dalsze notacje – cyfry i litery pozwalają na zidentyfikowanie konkretnego egzemplarzu. Aby wyszukiwanie przebiegało sprawnie, półki w BUW-ie są opisane. Jeśli w Wolnym Dostępie albo w Księgozbiorze Dydaktycznym znalazłeś książkę i chcesz skorzystać z niej w domu, musisz podejść do Wypożyczalni Miejscowej na poziomie 1. Ponieważ nierzadko wypożyczenie wiąże się z koniecznością odczekania swojego w kilkumetrowym wężyku czytelników, warto na wizytę w bibliotece zarezerwować sobie trochę więcej czasu niż tylko pięć minut i uzbroić się w cierpliwość – wielu jest spragnionych wiedzy! Studenci UW, zarówno dzienni, jak i wieczorowi mogą wypożyczyć do 6 woluminów na 30 dni. Studenci zaoczni, podyplomowi, doktoranci, magistranci oraz studiujący na dwóch kierunkach UW mogą zabrać ze sobą z Biblioteki 10 woluminów na 90 dni. Jeśli zbliża się termin zwrotu książki, a jest ci ona nadal potrzebna, możesz ją prolongować – po zalogowaniu na swoje konto albo w Wypożyczalni Miejscowej. Przedłużenie wypożyczenia nie jest możliwe, gdy inny czytelnik zarezerwował wcześniej wypożyczony przez ciebie egzemplarz. Każdy, kto przetrzyma książkę choćby chwilę dłużej obowiązany jest zapłacić karę – 25 gr za dzień. Jakby sama opłata nie była dość dotkliwą sankcją, dodatkowo do czasu zwrotu przetrzymanych woluminów zostaje się zawieszonym w prawach do korzystania z Wypożyczalni Miejscowej; niemożliwe okazuje się nie tylko wypożyczenie innych książek, ale także rezerwowanie ich i zamawianie z magazynu. Warto wiedzieć, że Biblioteka Uniwersytecka oferuje książki nie tylko z własnych półek. Aspirując do bycia dla nas „oknem na świat” umożliwia za swoim pośrednictwem wypożyczanie woluminów z bibliotek krajowych (o ile nie ma ich w innych bibliotekach warszawskich) i zagranicznych (jeśli takowych lektur nie ma w zbiorach bibliotek krajowych). Student chcący skorzystać z Wypożyczalni Międzybibliotecznej, powinien wcześniej postarać się o podpis opiekuna naukowego potwierdzający konieczność sprowadzenie danej publikacji. Pamiętajmy jednak, że BUW to nie tylko wypożyczalnia, i nawet nie tylko pracownia naukowa w sesji otwarta do 5 nad ranem, ale także miejsce naprawdę niezwykłe – to tu pasje są wprost na wyciągnięcie ręki. Wyjdź z działów KKP, KJ, KC i poszperaj w M, B, G, V; tu są książki, o które byś BUW nie podejrzewał. Chcesz dowiedzieć się czegoś o żeglarstwie, origami, tarocie, chcesz wróżbą cygańską rozkochać w sobie sąsiada i nauczyć się przyrządzania potraw kuchni myśliwskiej – pobuszuj w BUW-ie! publicystyka Przestępstwo uporczywego nękania Jakub Znamierowski D nia 6 października br. odbyła się na Uniwersytecie Jagiellońskim z okazji 200-lecia istnienia tamtejszej Katedry Prawa Karnego Konferencja „Czy istnieje Krakowska Szkoła Prawa Karnego”1 . Wzięło w niej udział wielu wybitnych polskich karnistów (m.in. Prof. Lech Gardocki z naszej Alma mater). Moją szczególną uwagę zwróciło wystąpienie Prof. Witolda Kuleszy z Uniwersytetu Łódzkiego, który podzielił je na dwie części: pierwsza zatytułowana „Bardzo serio” oraz druga nosząca miano „Pół żartem i pół serio”. W pierwszej części Profesor skupił się na rozważaniach nad doniosłością istnienia Krakowskiej Szkoły Prawa Karnego, natomiast w drugiej wykpiwał niektóre absurdy zawarte w przepisach prawa karnego, proponując także utworzenie pewnej niezwykle ciekawej instytucji… Niniejszy artykuł, poświęcony przestępstwu uporczywego nękania, w swojej strukturze nawiązuje do systematyki wprowadzonej przez Profesora Kuleszę. „Bardzo serio” Uporczywe nękanie lub, jak kto woli, z języka angielskiego, stalking, zostało wprowadzone jako przestępstwo do polskiego Kodeksu karnego2 ustawą z dnia 25 lutego 2011 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny3 , która weszła w życie w dniu 6 czerwca br. Zostało ono uregulowane w art. 190a dodanym przez art. 1 ust. 2 wymienionej przeze mnie nowelizacji. Oto brzmienie przepisu: Art. 190a. § 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Tej samej karze podlega, kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. § 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. § 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 następuje na wniosek pokrzywdzonego. Jak z powyższego wynika, uporczywe nękanie jest występkiem zagrożonym w swojej podstawowej postaci karą pozbawienia wolności do lat 3, a w postaci kwalifikowanej do lat 10. Jest to nadto przestępstwo materialne, ponieważ zachowanie sprawcy musi wywołać u pokrzywdzonego skutek w postaci, jak mówi przepis, „poczucia zagrożenia” lub „naruszać jej pry- watność”, a te z kolei muszą być „uzasadnione okolicznościami” (§ 1). Wymieniony w przepisie zwrot „poczucie zagrożenia” należy odnosić do sytuacji, w której typowe jest poczucie się przez człowieka w jakiś sposób zagrożonym. Wskazuje na to zwrot „uzasadnione okolicznościami”, implikujący, że realizuje znamiona przestępstwa uporczywego nękania osoba działająca w sposób, który, stosując obiektywne kryteria ocenne, można uznać za wzbudzający owo „poczucie zagrożenia”4 . Drugim typem podstawowym wymienionym w przepisie (§ 2) jest podszywanie się pod inną osobę lub wykorzystanie jej danych osobowym celem wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. Ten typ podstawowy przestępstwa dla wypełnienia jego znamion także wymaga wystąpienia skutku, tym razem w postaci szkody majątkowej lub osobistej. Obydwie postacie przestępstwa, jak stanowi § 4, są przestępstwami wnioskowymi. Oznacza to, że warunkiem sine qua non wszczęcia postępowania jest złożenie wniosku przez pokrzywdzonego, samo postępowanie zaś toczy się później tak, jak w przypadku przestępstw publicznoskargowych (przestępstwem wnioskowym jest również np. zgwałcenie kryminalizowane przez art. 197 KK). Sąd może w przypadkach obu typów podstawowych uporczywego nękania także warunkowo odstąpić od wymierzenia kary, orzekając równocześnie środek karny (art. 59 § 1 KK) albo nadzwyczajne złagodzenie kary (art. 60 KK), a także zastosować warunkowe umorzenie postępowania (art. 66 KK). Typem kwalifikowanym uporczywego nękania (uregulowanym w § 3) jest sytuacja, w której, na skutek zachowania określonego § 1 lub § 2, pokrzywdzony targnie się na własne życie (podobną postać kwalifikowaną przewiduje art. 207 KK dla sprawcy znęcania się). Warto tu podkreślić, iż skutkiem nie musi być „efektywne” targnięcie się na życie przez pokrzywdzonego, tj. zakończone śmiercią. Do zrealizowania znamion typu kwalifikowanego opisywanego przestępstwa wystarcza sama próba samobójcza, która wcale nie musi zakończyć się zgonem pokrzywdzonego. Warto także zaznaczyć, że postać kwalifikowana przestępstwa z art. 190a KK jest ścigana z oskarżenia publicznego. Jako że górna granica ustawowego zagrożenia kary przewidzianej dla sprawcy postaci kwalifikowanej uporczywego nękania przekracza 3 lata pozbawienia wolności, to sąd nie może w tym przypadku odstąpić od wymierzenia kary, orzekając jednocześnie środek karny, ani też zastosować warunkowego umorzenia postępowania; może natomiast, gdy zostaną spełnione przesłanki z art. 60 KK, nadzwyczajnie złagodzić karę. „Pół żartem i pół serio” W części drugiej swojego wystąpienia Prof. Kulesza postulował utworzenie, „obok istniejących szkół prawa karnego”, „przedszkoli prawa karnego” dla tych wszystkich, „którzy zamierzają uczestniczyć w czynnikach ustawodawczych po to, by ich twórczość nie nosiła charakteru, jak pisał Makarewicz, << nieostrożności >> czy też << niedbalstwa >>”5 . Zaproponował on także program zajęć dla uczniów tychże przedszkoli. W programie dla „starszaków przedszkolnych” zaproponował zadanie o następującej treści: „Określ, jakie zachowanie, w stosunku do Izabeli Łęckiej ze strony starającego się o jej uczucia Wokulskiego6 , realizować może znamiona uporczywego nękania, które właśnie ustawodawca wprowadził, jako znamię nowego typu rodzajowego przestępstwa do polskiego Kodeksu karnego?” Kierując się wyrażoną w art. 3 KK zasadą humanitaryzmu, postanowiłem pomóc „starszakom przedszkolnym” w rozwiązaniu powyższego zadania. Rozwiązanie: Strony: Stanisław Wokulski – potencjalny sprawca Izabela Łęcka – potencjalna pokrzywdzona Stan faktyczny: Stanisław Wokulski, lat około 45, kupiec, poznał Izabelę Łęcką, lat około 30, niewykonującą żadnego zawodu, w jednym z warszawskich teatrów. Rzeczony Wokulski zakochał się w rzeczonej Łęckiej od pierwszego wejrzenia. Jako że uczucie pozostało nieodwzajemnione, Wokulski postanowił doprowadzić do zbliżenia z Łęcką. Celem osiągnięcia owego zbliżenia, stosował następujące metody: 1. Wynajął swatkę, by ta informowała go o wszystkich ruchach Łęckiej, co umożliwiało mu śledzenie tej ostatniej. 2. Śledził Łęcką na spacerach w Łazienkach Królewskich, podczas mszy kościelnych, koncertów w operach, w czasie pobytu w teatrze. 3. Udzielał rodzinie Łęckich znacznej pomocy finansowej, licząc na zaskarbienie sobie łask Łęckiej poprzez: a) wykup weksli Łęckich; 17 publicystyka b) wykup kamienicy Łęckich; c) zostanie doradcą finansowym Tomasza Łęckiego, ojca Izabeli. 4. Wkradł się w łaski hrabiny Joanny Karolowej, ciotki Izabeli, licząc na jej wsparcie w swych dążeniach osiągnięcia zbliżenia z tą ostatnią. Wokulski tak opisywał swą nieodwzajemnioną miłość do Łęckiej swemu przyjacielowi Rzeckiemu: „Posłuchaj. Gdyby mi się ziemia rozstąpiła pod nogami… rozumiesz? Gdyby mi niebo miało zawalić się na łeb – nie cofnę się, rozumiesz? Za takie szczęście oddam życie…”7 . Łęcka natomiast tak przedstawiała swojej kuzynce Florentynie swe obawy odnoszące się do działań Wokulskiego: „On nie wzdycha, ale zakrada się do łask ciotki, ręce i nogi oplątuje ojcu, a mnie chce porwać gwałtem, jeżeli nie zmusić do tego, ażebym mu się sama oddała… Czy rozumiesz tę wyrafinowaną nikczemność?” 8 Łęcka nie próbowała popełnić samobójstwa. Stan prawny: Z racji tego, że Izabela Łęcka nie targnęła się na własne życie, wykluczone zostaje ewentualne zastosowanie § 4 art. 190a KK, podobnie jak wykluczone zostaje ewentualne zastosowanie § 2, gdyż nie stwierdzono podszywania się pod nią Wokulskiego. W grę może wchodzić odpowiedzialność z § 1. Nie wzbudza raczej wątpliwości fakt, iż za uporczywe nękanie można uznać wynajęcie osoby dostarczającej wnikliwych informacji na temat innej osoby połączone z śledzeniem tej ostatniej. Tym bardziej częste wizyty oraz okazywana nadmierna szczodrość wobec osoby niebędącej osobą najbliższą w myśl art. 115 § 11 KK może wypełniać znamiona art. 190a § 1 KK. Nadto wkradanie się w łaski osoby blisko spokrewnionej z potencjalną pokrzywdzoną rodzi podejrzenia co do intencji potencjalnego sprawcy. Wypowiedź Wokulskiego świadczy natomiast o jego desperacji w dążeniu do zbliżenia z Łęcką wszelkimi sposobami ( a więc nie wyłączając również tych niezgodnych z prawem ). Jego zachowanie może także wypełniać znamiona istotnego naruszenia prywatności. Wypowiedź Łęckiej z kolei dobitnie świadczy o „poczuciu zagrożenia”, które w świetle opisywanych okoliczności można uznać za usprawiedliwione. Jak z powyższego wynika, zachowanie Wokulskiego może wypełniać znamiona typu podstawowego uporczywego nękania z art. 190a § 1 KK . Według badań przeprowadzonych przez Instytut Wymiaru Sprawiedliwości niemal co dziesiąty Polak pada ofiarą uporczywego nękania9. Wspomniana nowelizacja KK z dnia 25 lutego 2011 r. wzbudziła jednak ogromne kontrowersje. Została ona poddana druzgocącej krytyce doktryny. Wskazywano m.in. na trudności w udowodnieniu uporczywego nękania, wielość pojęć nieostrych użytych w przepisie (co rodzi i rodzić będzie trudności interpretacyjne), na to, że przestępstwo uporczywego nękania może znacząco ograniczać wolność słowa10 oraz na to, że wprowadzenie art. 190a do Kodeksu karnego jest chwytem populistycznym, a także przejawem coraz większej kazuistyki polskiej ustawy karnej. Zdaniem Prof. Mariana Filara z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu zachowania obejmujące przestępstwo uporczywego nękania wypełniają również znamiona innych przestępstw i z powodzeniem można by je ścigać na podstawie odrębnych przepisów (np. art. 190 KK – groźba karalna; art. 191 KK – zmuszanie; art. 193 KK – naruszenie miru domowego)11. Moją własną krytykę wobec wprowadzenia przestępstwa uporczywego nękania do polskiego Kodeksu karnego pozwolę sobie wyrazić w dwóch zdaniach: 1mo: Wokulski mógłby mieć dzisiaj kłopoty. 2do: „Przedszkola prawa karnego” są rzeczywiście w Polsce potrzebne. Ustawa o zmianie usta oraz niektórych innyc Krzysztof Olszak P owyższa ustawa została uchwalona przez Sejm w ostatecznym brzmieniu 31 sierpnia, ogłoszona 12 października. Ratio legis tego aktu prawnego jest dostosowanie polskiego prawa do sytuacji jakie mogą pojawić się na EURO 2012 oraz skuteczniejsza walka z chuliganami stadionowymi. Znowelizowanych powyższą ustawą przepisów, między innymi w kodeksie postępowania karnego jest mnóstwo, dlatego skoncentruję się jedynie na wybranych. Sejm dopuścił spożywanie alkoholu o zawartości do 3,5 % na stadionach. Senat uchwalił poprawkę, która zakazywała obracania alkoholem i jego spożywania. Jednakże Sejm odrzucił powyższą poprawkę stając na stanowisku, iż na stadionach, w specjalnie do tego wyznaczonych miejscach, będzie można sprzedawać i spożywać alkohol. Jednakże, aby puste butelki nie leciały w kierunku boiska lub innych kibiców, alkohol nie będzie mógł być sprzedawany w opakowaniach twardych, w szczególności wykonanych ze szkła, metalu lub tworzywa sztucznego, które wykorzystane wbrew swemu przeznaczeniu mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia lub życia ludzkiego. W celu zapewnienia bezpieczeństwa na przyszłorocznych Mistrzostwach Europy, policja będzie miała uprawnienia, aby pobierać, uzyskiwać, gromadzić, przetwarzać, sprawdzać i wykorzystywać dane osobowe. Ustawodawca nakłada też nonszalancki i lekkomyślny obowiązek, aby wszystkie obiekty, na których będą prowadzone mecze piłki nożnej (dotychczas było to ograniczone tylko do rozgrywek Ekstraklasy i do pewnego stopnia I ligi) były wyposażone w kompatybilne elektroniczne systemy służące do: identyfikacji osób, sprzedaży biletów, kontroli przebywania w miejscu i w czasie trwania meczu piłki nożnej, kontroli dostępu do określonych miejsc oraz weryfikacji informacji o zastosowanych zakazach. Nietrudno sobie wyobrazić, iż koszty jakie z tego tytułu poniesie biedny, prowincjonalny i amatorski klub pasjonatów z IV ligi przewyższy jego dochody. Dla wielu niewielkich i niezamożnych klubów, na których mecze przychodzi garstka kibiców lub nawet nikt, oznacza to koniec funkcjonowania albo dalsze rozgrywanie meczów z łamaniem prawa. Zwłaszcza, że w wielu wypadkach same stadiony znajdują się w opłakanym stanie, gdyż nie ma środków na reparację miejsc siedzących, a co dopiero na wyposażenie tychże obiektów w elektroniczne systemy oraz ich utrzymanie oraz zabezpieczenie przed zniszczeniem. Kolejnym novum jest przepis, który do- 18 publicystyka awy o bezpieczeństwie imprez masowych ch ustaw zwala wojewodzie przerwać imprezę masową w drodze decyzji administracyjnej, jeśli dalszy jej przebieg może zagrozić życiu lub zdrowiu wielu osób, albo mieniu, a działania podejmowane przez jej organizatora nie gwarantują bezpieczeństwa i porządku publicznego. Również ten przepis wydaje się być kontrowersyjny, zważywszy, iż może być on nadużywany. Organizator nie jest w stanie zakazać kibicom wznoszenia danych okrzyków, co najwyżej może ich poprosić za pośrednictwem spikera o zaprzestanie ich wygłaszania. Podczas meczu może zaistnieć sytuacja, w której wojewoda za naruszenie porządku publicznego uzna wznoszenie haseł antyrządowych przez grupę kibiców. Przerwanie widowiska z takiego powodu spotkałoby się z dezaprobatą nie tylko grupy kibiców wznoszącej nieprzychylne hasła, ale i reszty widowni na stadionie, jak i widzów telewizyjnych. Niestety takiej nadinterpretacji przepisu nie da się wykluczyć, a paradoksalnie, dopiero przerwanie meczu mogłoby rozjuszyć osoby obecne na obiekcie sportowym i doprowadzić do realnego zagrożenia zdrowia lub życia. Również okrzyki gospodarzy nawołujące do opuszczenia stadionu przez kibiców gości wyrażane w wulgarny sposób mogłyby zostać zinterpretowane przez wojewodę jako zagrożenie życia lub zdrowia kibiców gości. Niestety, ale jeden człowiek miałby w majestacie prawa przemożną władzę, która może wyrządzić wiele szkód. Intrygującą instytucją wprowadzoną z okazji EURO 2012 są „rozprawy odmiejscowione”. Oznacza to , iż ujęty sprawca będzie mógł być sądzony na miejscu bez konieczności doprowadzenia go do sądu. Rozprawy będą się odbywać za pomocą urządzeń przesyłających dźwięk i obraz, a przewodniczącym składu sędziowskiego będzie sędzia dyżurujący w sądzie. Oskarżony zgodnie z założeniem ustawy ma mieć zagwarantowane uczestnictwo we wszystkich czynnościach procesowych, takich jak, np. składanie wyjaśnień. Jednakże „rozprawy odmiejscowione” budzą wiele wątpliwości. Można choćby podnieść zarzut naruszenia prawa do obrony, gdyż chyba trzeba by wprowadzić instytucję dyżurujących adwokatów z urzędu na stadionach w trakcie meczów, żeby mogli bronić oskarżonych. W sytuacji, do której doprowadzi ustawa, sprawca praktycznie nie może li- czyć na skuteczną obronę, gdyż nie zdąży jej przygotować, a i trudno sobie wyobrazić, aby adwokat z wyboru po jednym telefonie rzucił wszystkie swoje obowiązki i natychmiast pojechał na stadion i bez możliwości zaznajomienia się ze sprawą, spontanicznie pomógł oskarżonemu zrealizować jego prawo do obrony. Nie przewidziano stanu faktycznego, w którym oskarżony zgodnie z artykułem 78 § 1 Kodeksu Postępowania Karnego, który nie ma obrońcy z wyboru, - może żądać ustanowienia obrońcy z urzędu, jeżeli w sposób należyty wykaże, że nie jest w stanie ponieść kosztów obrony bez uszczerbku dla niezbędnego utrzymania siebie i rodziny. Trudno sobie wyobrazić, by mógł powyższe należycie udowodnić, gdy w kolejce do osądzenia będą czekać następni sprawcy, a czas będzie niemiłosiernie naglił. Trudno również spodziewać się, aby jakikolwi ek poważny sąd bez wer yfikacji sytuacji osobistej i majątkowej oskarżonego ustanowił obrońcę z urzędu albo go nie ustanowił. Taka weryfikacja na stadionie jest niewykonalna. Skoro ustawodawca miał tyle odwagi i środków finansowych, aby wprowadzić rozprawy odmiejscowione, to byłoby korzystne dla praworządności, gdyby na stadionach byli dyżurujący adwokaci jako potencjalni obrońcy sprawców stadionowych i to rozwiązanie przyjąłby racjonalny ustawodawca i zapewne tak się stanie. Znalezienie chętnych adwokatów nie byłoby żadnym problemem przy masowości obecnych aplikacji adwokackich i drastycznie rosnącej podaży na rynku usług prawniczych, a i państwo częściowo wzięłoby odpowiedzialność za całkowite otwarcie aplikacji . „Najdrobniejsza” kwestia to artykuł 42 Konstytucji, który stanowi, iż „ Każdy przeciw komu prowadzone jest postępowanie karne, ma prawo do obrony we wszystkich stadiach postępowania. Może on w szczególności wybrać obrońcę lub na zasadach określonych w ustawie korzystać z obrońcy z urzędu”. W szczególności wybranie obrońcy może okazać się niemożliwe, gdyż wybrany obrońca może w danych chwili przebywać na drugim końcu miasta lub pracować. Również kontakt z obrońcą bez udziału osób trzecich wydaje się nie do zrealizowania, chyba że architekci stadionów przewidzieli wprowadzenie rozpraw odmiejscowionych i w związku z tym zaprojektowali specjalne pomieszczenie przeznaczone do tego typu spotkań. Obawy co do tego, że osoby zasłaniające sobie twarz z powodu zimna, zostaną ukarane kara ograniczenia wolności lub grzywną są niesłuszne, gdyż art. 57a mówi o tym, że użycie elementu odzieży lub przedmiotu musi być w celu uniemożliwienia lub istotnego utrudnienia rozpoznania osoby. Znowelizowany art. 61 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych jest intrygujący, gdyż mówi o tym, iż „Kto w miejscu i w czasie trwania masowej imprezy sportowej prowokuje kibiców do działań zagrażających bezpieczeństwu tej imprezy, podlega grzywnie […] albo karze ograniczenia wolności”. Myślę, że decyzja administracyjna wojewody o przerwaniu meczu lub obraźliwe okrzyki kibiców przyjezdnych do kibiców gospodarzy może być za takie prowokowanie uznana. Natomiast ustawa stawia trudne zadania nie tylko przed sędziami i adwokatami, gdyż prokurator zgodnie z przepisami o postępowaniu przyspieszonym będzie w trakcie rozprawy opierał się na sporządzonym przez Policję wnioskiem o rozpoznanie sprawy. Wniosek ten zastępuje akt oskarżenia. Prokurator może odmówić zatwierdzenia wniosku o rozpoznanie sprawy, podejmując decyzję co do dalszego toku sprawy, tak więc, na całe szczęście ustawodawca nie wprowadza obowiązku rozpoznawania sprawy potencjalnych chuliganów stadionowych na odległość. Ustawa wchodzi w życie po upływie 30 dni od dnia ogłoszenia z wyjątkiem kilkudziesięciu przepisów, które wchodzą w życie po upływie trzech miesięcy od dnia ogłoszenia albo 1 stycznia 2012 roku. Jeżeli chodzi o przepis mówiący o tym, iż obiekty wykorzystywane do organizacji meczów piłki nożnej wyposaża się w kompatybilne między sobą elektroniczne systemy, służące do: identyfikacji osób, sprzedaży biletów, kontroli przebywania w miejscu i w czasie trwania meczu piłki nożnej, to wchodzi on w życie już 12 listopada 2011 roku. Źródła: • Ustawa z dnia 31 sierpnia 2011 roku o zmianie ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych oraz niektórych innych ustaw Dz. U. nr 217, poz. 1280 • Ustawa z dnia 20 marca 2009 r. o bezpieczeństwie imprez masowych Dz. U. nr 62, poz. 504 • Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks postępowania karnego nr 89 poz. 555 ze zmianami 19 publicystyka Absolwent prawa zastępcą procesowym – To dobrze czy źle? Czy projekt ustawy o państwowych egzaminach prawniczych zwiastuje katastrofę, jak twierdzi palestra, czy świeży powiew? A jak jest z punktu widzenia studenta prawa? Tomasz Kwiatkowski P rojekt opracowywany w Sejmie prawie rok, wywołał burzę wśród komentatorów. Przepisy ustawy wprowadziłyby instytucję doradcy prawnego, którym stawałaby się osoba spełniająca m. in. następujące warunki: ukończone studia prawnicze, pomyślne przejście przez specjalny egzamin państwowy i uzyskanie wpisu na specjalną listę (art. 48 projektu). Do uprawnień doradcy prawnego miałoby należeć dokonywanie „podstawowych czynności prawniczych”, czyli: „udzielanie porad prawnych, sporządzanie opinii prawnych, pism procesowych i umów oraz występowanie przed organami administracji publicznej i zastępstwo przed sądami powszechnymi w sprawach należących do właściwości sądów rejonowych, z wyłączeniem spraw z zakresu prawa karnego, karnego skarbowego, wykroczeń, rodzinnego i opiekuńczego” (art. 47). Przyznanie doradcy prawnemu takich uprawnień to najbardziej kontrowersyj- 20 na idea projektu, wywołała ona liczne komentarze zwłaszcza ze strony kręgów adwokackich i radcowskich. Ustawa taka bowiem uczyniłaby wyłom w obrębie ich wyłącznych kompetencji. Odzew na łamach prasy jest dość duży, między innymi: „List otwarty przywódców organizacji prawniczych całego świata do polskiego rządu i posłów na Sejm RP” 1 , artykuł adw. R.Nowosielskiego 2 czy artykuł adw. adw. J. Kondrackiego, K. Stępińskiego 3 . Niezależnie od obecnej tam sugestywnej erystyki, napastliwych uogólnień, insynuacji oraz chwytów ad personam (resp. Kondrackiego i Stępińskiego) – niezależnie od tego wszystkiego znaleźć tam i zbadać możemy solidne i niepokojące argumenty przeciwko projektowi. Studia czyli nic? Autorzy przeważnie zaczynają filipiki od wskazania trzech rzeczy: 1) absolwentów jest dużo, 2) większość z nich się nie przykładało do nauki – zwłaszcza ci płacący czesne, 3) nawet jeżeli ktoś się przykładał, posiada wiedzę jedynie teoretyczną. I stąd wyciągają konkluzję: taka liczba ludzi nie może być dopuszczona do wykonywania „podstawowych czynności prawniczych”. Pierwsza przesłanka jest truizmem (choć nie każdy absolwent chce być prawnikiem). Druga stanowi trudną do przedyskutowania i niezbyt – jak mi się wydaje – uprzejmą generalizację. Trzecia zaś pozwala zobaczyć, że konflikt między ustawodawcą a samorządami prawniczymi jest zasadniczy, ale przy tym nieskomplikowany. Posłowie dostrzegają, iż pięć lat jednolitych studiów magisterskich stanowi solidne zaplecze intelektualne i podstawę do choćby najprostszych działań i chce je w jakiś sposób umożliwić. Zaś samorządy temu przeczą odpowiadając, że tylko pod ich auspicjami można przygotować kogokolwiek do praktyki prawniczej. Przy publicystyka tym spór ten jest nierozwiązywalny. Bo albo się uzna, że pięć lat studiów pełnych egzaminów coś znaczy i że można po ich przebyciu choć w najmniejszej mierze służyć swoją wiedzą w praktyce – albo się takiego faktu nie uzna i zbagatelizuje się ową wieloletnią przygodę, niełatwą pracę wykładowców i studentów poprzez mianowanie wieloletniego cyklu nauczania uniwersyteckiego drobną wprawką do późniejszych aplikacji. Nie mogę zagwarantować, że każdy absolwent-doradca prawny napisze poprawnie umowę, czy że zawsze poprawnie doradzi każdemu. Jednakże wiem, że mądrej głowie dość po słowie, a tym bardziej po latach studiów i dyplomie. Stąd konkluzja powyższego rozumowania nie jest oczywista. Ale na pewno mam inne w tej mierze nastawienie, niż autorzy-adwokaci. Ustępy o nieetycznych nieukach i demonicznym lobby (znowuż: Kondracki i Stępiński) raczej nie wskazują z ich strony na domniemanie dobrej wiary. Natomiast ja zawsze uważałem, że spośród studentów prawa tylko ci, którzy się pilnie uczą, mają zamiar pracować w zawodach prawniczych. Bez względu na to, czy podchodzić będą do egzaminu na aplikację czy do nowego państwowego egzaminu prawniczego. A ci z braci studenckiej, którzy nie uczą się tak pilnie, najwyraźniej mają inne plany (mogą dostać zatrudnienie nie związane tak bardzo ze stosowaniem prawa, np. zostać przedsiębiorcami, znaleźć zawód w administracji czy policji). Tymczasem przygotowywane przepisy stanowią najlepszą motywację do nauki, jaką posłowie mogli dostarczyć studentom. Opracowywany projekt ustawy to przede wszystkim jednoznaczny sygnał dla nas: nie traćcie nic z tych lat studiów, bierzcie się do pracy jeszcze żywiej, bo to nie poczekalnia, ale furtka do pewnych realnych możliwości – możliwości, do których musicie być dobrze przygotowani. Korporacja rękojmią? Przeciwnicy projektu idą jeszcze dalej, wskazując sprzeczność projektowanych regulacji z Konwencją o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności 4 i ustrojową gwarancją obywateli do rzetelnego procesu (Nowosielski, List). Jest to raczej gruba przesada. Projekt dopuszcza występowanie doradców prawnych w procesie jedynie na poziomie sądu rejonowego i to z wyłączeniem ogromnych kategorii spraw. Poza tym, z usług adwokackich i radcowskich korzystać można w tym samym stopniu, co poprzednio. Ale tym razem (weźmy jakiś przykład) przedsiębiorca w procesie cywilnym za reprezentanta obrać może swojego syna lub córkę, którzy właśnie ukończyli prawo – wcześniej mógł jedynie występować osobiście lub poprzez adwokata albo radcę prawnego. Pamiętajmy dla jakich racji adwokaci i radcowie występują z tak zdecydowanym stanowiskiem. Splatają się tu gęsto różne motywacje: nie tylko ochrony dobra wspólnego, ale i ochrony własnych interesów. Ustawa, jeśliby została ogłoszona, definitywnie zmieniłaby sytuację na rynku usług prawnych. Wyrządziłaby srogą szczerbę w monopolu korporacji prawniczych, a tym samym wprowadziłaby w pewnej mierze mechanizmy wolnorynkowe. Klient zyskałby wybór – czy do danej sprawy potrzebuje gwarantowaną, ale słono opłaconą, fachowość adwokata lub radcy, czy jednak wykorzysta wiedzę doradcy prawnego, nieopatrzoną gwarancją cechu prawniczego, ale za to tańszą. I tu leży pies pogrzebany. Czy ustawa aby na pewno wywrze dodatni wpływ na ten specyficzny rynek? Prawnicy bronią dotychczasowego porządku prawnego, odwołując się do tradycyjnych argumentów. Władza po to daje korporacjom wyłączność, żeby zapewnić obywatelom fachową obsługę prawną. Są one też po to, by przygotować aplikantów do służby przyszłym klientom, dbać o wysoki poziom usług i stać na straży etyki prawniczej. Porządek prawny to nie zabawka, trzeba mieć odpowiednie przygotowanie, by móc się w nim swobodnie poruszać. To wszystko prawda – od czasów antycznych cywilizowane państwa pielęgnują korporacje prawnicze w tych celach. Ale gdyby spojrzeć na ową starożytną argumentację (może dość przewrotnie) z zupełnie innego punktu widzenia? Okaże się, że adwokatura nie bywa wypełniona tylko nobliwymi, biegłymi, odpowiedzialnymi obrońcami. Tych, mam nadzieję, nigdy nie zbywało, ale bądźmy sprawiedliwi – nie brakło też karierowiczów, rozlicznych kauzyperdów wyśmiewanych od wieków przez Rabelais’ego, Krasickiego, Balzaca, Dickensa i innych. Również dzisiaj standardy strzeżone przez samorządy nie zawsze chronią obywateli przed indolentnymi prawnikami, a jakość wielu usług adwokackich czy radcowskich pozostawia wiele do życzenia. Świadczą o tym przykładowe statystyki: 1. liczbie 59,01% 5 wszystkich skarg konstytucyjnych (do 2010 roku) odmówiono nadania dalszego biegu (przyczyny wg art. 36 ust. 1 uTK: oczywista bezzasadność, niespełnienie przesłanek formalnych); skarga sporządzana jest przez adwokata lub radcę prawnego (art. 48 uTK); 2. coraz niższy poziom skarg kasacyjnych (również objętych przymusem adwokackim) – SN odmówił w 2010 roku rozpoznania ich w liczbie 1441 6; 3. nieuwzględnienie przez SN 99,82% skarg o stwierdzenie niezgodności z prawem orzeczenia sądu (znowuż przymus adwokacki) 7. Liczby powyższe wprowadzają wręcz w zakłopotanie. Wskazują na bardzo niski poziom wykorzystania powyższych środków prawnych lub wręcz na ich nadużywanie. Ponadto doświadczenia pojedynczych ludzi co rusz dostarczają wyjątków od postulowanej zasady adwokackiego profesjonalizmu. Stosunkowo często słyszy się o przegranej sprawie, gdy adwokat czy radca prawny nie uwzględnił obecnego stanu prawnego. Nie biorą się znikąd takie dowcipy, jak ten, w którym na rozprawie w prowincjonalnym sądzie aplikant nachyla się do patrona: – Ależ panie mecenasie, przecież ten przepis objęła zeszłoroczna nowelizacja! – Tak, tak. Ale u nas się nie przyjęła... Tytułem pierwszego z brzegu przykładu przywołam odrzucenie pozwu zbiorowego poszkodowanych w katastrofie hali Międzynarodowych Targów Katowickich 8. Jeżeli ani Sąd Okręgowy, ani Sąd Apelacyjny nie są w stanie wyjaśnić mecenasowi, że pozew zbiorowy domaga się jednolitości rodzajowej roszczeń pojedynczych 9, a nawet aplikacja nie nauczyła go czytać przepisów, to SN też tego nie dokona. Jednak klienci zapłacą kolejne pieniądze za sporządzenie skazanej na porażkę skargi kasacyjnej (nb.: pozew zbiorowy również zakłada przymus adwokacki 10). Można się więc kłócić, jaki wpływ będzie miało poddanie rynku usług prawniczych prawidłom konkurencji. W opozycji do poglądów autorów-adwokatów da się też wysnuć pozytywną prognozę: 1) adwokaci i radcowie prawni do tej pory zabezpieczeni gwarancjami cechu, będą musieli wykazać więcej starań w celu osiągnięcia renomy; 2) aplikacje zostaną starannie usprawnione tak, by stanowiły realne poręcznie jakości usług i eksperiencji adwokata. Nowe czasy Do tego wszystkiego trzeba sobie zdać sprawę z jeszcze jednego aspektu związanego z tą dyskusją. Czas płynie do przodu i niektóre argumenty za wyłącznością kompetencji korporacji prawniczych dziś zyskują znamiona anachronizmu. Prawnicy nie są już przewodnikami po wiedzy tajemnej, jak to było kiedyś, gdy społeczeństwo nie było w pełni piśmienne, nakłady książek warunkowały ich małą dostępność i wysoką cenę, a kontakt z ustawami i rozporządzeniami raczej nie był bezpośredni. Dziś każdy obywatel, dzięki sieci ułatwiającej kontakt z aktami prawnymi, ma przepisy na wyciągnięcie ręki. Coraz lepiej zorganizowane i wyposażone biblioteki publiczne wzbogacają swój księgozbiór prawniczy i każdy obywatel może coraz bardziej samodzielnie odnajdywać się w świecie przepisów, które wszelako nie są jakimiś zaklęciami. Wreszcie coraz bardziej rozwijany 21 publicystyka dostęp do informacji publicznej rokuje postępy w poszerzaniu wiedzy, o tym jak działa system prawny. Jeżeli więc ustawodawca chce, by jego prawo było jak najszerzej recypowane wśród obywateli, a jednocześnie obywatele mają coraz dogodniejsze możliwości dla poznawania go, to trudno nie dostrzec pewnej tendencji do postulowanego i faktycznego rozszerzania się świadomości prawnej ludzi. Dostrzeżenie tej tendencji, związanej z ideą społeczeństwa obywatelskiego, pozwala zrozumieć, dlaczego ustawodawca chce zostawić obywatelowi swobodę uznania: czy z daną sprawą może się zgłosić do zwykłego doradcy prawnego, czy raczej powinien skorzystać z usług osoby o większym doświadczeniu i rewerencji – adwokata lub radcy. Natomiast zdecydowanie wbrew tej tendencji jest mówienie obywatelowi: ty o prawie nie wiesz zupełnie nic, musisz opłacić mecenasa i koniec kropka. Chciałbym zaznaczyć, że nietrudno było nabrać przekory podczas czytania powoływanej publicystyki. Rażąca jednostronność i niezupełna uczciwość obecnej tam argumentacji sprawiły jednak coś dobrego, bo sprowokowały ogląd z przeciwnego punktu widzenia. I jakby patrzeć właśnie z tej innej perspektywy (zwłaszcza oczami studenta), okazuje się, że projekt posłów pozwala żywić uzasadnione nadzieje: dowartościowanie i spożytkowanie pracy uczelni, realne możliwości działania dla absolwentów, otwarcie (może raczej uchylenie) rynku usług prawnych czy wreszcie danie ludziom wyboru. Oczywiście, po 9 października magiel musi się zacząć od początku (dyskontynuacja). Są nawet głosy, że cała ta nasza sprawa stanowiła tylko kiełbasę wyborczą 11. To się dopiero okaże. Jeżeli jednak pomysł wróci do Sejmu, będę z entuzjazmem oczekiwał zmian. Zapraszamy do polemiki! Obrażeni. Oburzeni Marcin Terlik W yobraźmy sobie rodzinę X. Klasyczne 2+2 – mama, tata, syn i córka. Państwo X prowadzą niedużą firmę. Pieniądze, które dzięki niej zarabiają wystarczyłyby na trzypokojowe mieszkanie, Skodę Octavię i tygodniowe wakacje raz do roku w Egipcie. Państwo X uznali jednak, że to im nie wystarcza, wzięli więc kredyt i zafundowali sobie dom z basenem, kupili Lexusa i zaczęli co trzy miesiące latać na karaibskie plaże. Widząc jak dobrze się żyje w ten sposób, pożyczyli jeszcze trochę, szarpnęli się na motor dla syna i kucyka dla córki, po czym czterokrotnie podwyższyli im kieszonkowe. Po pewnym czasie banki zaczęły domagać się zwrotu swoich pieniędzy. Państwo X zaciągnęli więc następne kredyty, a po nich następne i następne, płacąc coraz więcej coraz wyższych odsetek. W międzyczasie, ich obciążona narastającymi długami firma zaczęła gorzej prosperować. Pewnego wieczoru wzięli kartkę i ołówek, usiedli przy kuchennym stole, policzyli wszystkie swoje dochody i wydatki i doszli do wniosku, że jeśli niczego nie zmienią w swoim trybie życia, wkrótce zbankrutują. Postanowili więc na początek zrezygnować z planowanych nart w Saint Moritz, zwolnić ogrodnika i pokojówkę oraz obciąć nieco dzieciom kieszonkowe. Gdy dowiedzieli się o tym syn i córka, zareagowali płaczem, tupaniem i krzykiem, a następnie zaczęli okupować sypialnię rodziców. Uważacie pana i panią X za niezbyt rozsądnych ludzi, którzy jednak w końcu poszli po rozum do głowy, a ich dzieci za głupie, rozkapryszone bachory? Zatem mieścicie się w 1% społeczeństwa. Przynajmniej według tzw. Oburzonych. Ruch Oburzonych, obecnie obejmują- cy większość rozwiniętych krajów, narodził się 15 maja w Hiszpanii, państwie, które jak wiele innych zadłużało się na potęgę w czasach światowej prosperity i które wyjątkowo silnie odczuło związane z tym problemy, gdy koniuktura się skończyła. Młodzi ludzie, widząc pogarszającą się sytuację ekonomiczną i cięcia wydatków przez rząd, zainspirowali się arabskimi rewolucjami i postanowili okupować Puerta del Sol – centralny plac Madrytu. Ich myślą przewodnią było oburzenie na polityków, banki i finansistów, których obarczyli pełną odpowiedzialnością za kryzys. Wkrótce podobne akcje zaczęto organizować w innych miastach Hiszpanii. Masowość protestów i wytrwałość ich uczestników, zachęciła tak samo myślących ludzi w tonących w długach Europie i Ameryce do organizacji własnych „ruchów Oburzonych”, spośród których najgłośniejszy stał się projekt „99 procent” w USA (nazwa nawiązuje do 99% ludzi, którzy mają się sprzeciwiać się obecnemu systemowi gospodarczemu). Jego sympatycy nieprzerwanie od 17 września protestują na Wall Street w Nowym Jorku. Ruch szybko rozlał się po całych Stanach Zjednoczonych, nabrał też rozpędu w Europie, a jego szczytowym, jak do tej pory, momentem był dzień 15 października, kiedy to demonstracje odbyły się w 950 miastach w 80 państwach. Od tej daty przyjął też nazwę na razie raczkujący polski odłam akcji funkcjonujący jako Porozumienie 15 Października. Warto przyjrzeć się „postulatom” hiszpańskich Oburzonych, które stanowią wzór dla podobnych ruchów na całym świecie. Piszę „postulaty” w cudzysłowie, bo, gdy się im przyjrzeć okazuje się, że 5 na 9 z nich nie wyraża żadnego żąda- Byłego przewodniczącego żale powyborcze – list otwarty. Marek Skrzetuski D rodzy Czytelnicy Lexussa! Przyjaciele i sympatycy Komisji Kultury! W zeszłym miesiącu odbyły się na naszym wydziale kolejne wybory do organów samorządu studenckiego. Ich wyniki dostępne są już dla wszystkich zainteresowanych - zarówno na stronie samorządu, w gablotach, jak i zapewne w obecnym numerze Lexussa. Muszę powiedzieć, że wynik ten, choć sam w wyborach nie star- 22 towałem, dotknął mnie bardzo osobiście i skłonił mnie do podzielenia się kilkoma własnymi refleksjami. Zaznaczam przy tym, że wszystko, co tu napiszę, jest wyłącznie moim prywatnym i z nikim nie uzgadnianym zdaniem. Nie zamierzam zajmować się tu startującymi w nich frakcjami, oceną wygłaszanych programów czy wynikami zgłoszonych kandydatów. Z dwoma-trzema wyjątkami. Po pierwsze - gratuluję mojemu następcy na stanowisku przewodniczącego Komisji Kultury, Maćkowi Plebanowi, uzyskania drugiego wyniku w wyborach na studenckich przedstawicieli do Rady Wydziału. Fakt, iż zabrakło mu zaledwie 4 głosów aby prześcignąć takiego tytana samorządowej pracy jak Kuba Chowaniec (i jemu gratulacje za zajęcie po raz trzeci z rzędu pierwszej lokaty się należą!), świadczy sam za siebie. Na tym jednak optymistyczną część tekstu muszę zakończyć. publicystyka nia, ale jest po prostu stwierdzeniem pewnego, ich zdaniem, stanu faktycznego, jak np. siódmy: „Większość obywateli to tryby w maszynce do bogacenia się mniejszości, która nie zna nawet naszych potrzeb. Jesteśmy anonimowymi jednostkami, ale bez nas ten system nie mógłby istnieć, bo to my pchamy świat do przodu.” Można się z takim stanowiskiem zgadzać albo nie, ale na próżno szukać w nim jakiejś, choćby najbardziej nierealnej, propozycji poprawy tej sytuacji. Cóż zatem z pozostałymi czterema „postulatami”? Rozczaruje się ten kto chciałby w nich znaleźć konkrety. Weźmy na przykład „postulat” ósmy: „Jeśli jako społeczeństwo nauczymy się nie powierzać naszej przyszłości abstrakcyjnej rentowności ekonomicznej, Po drugie - chciałbym powinszować studentom naszego wydziału wyboru, jakiego dokonali. Spośród kilku kandydatów, będących reprezentantami Komisji Kultury, aż jedna trzecia nie otrzymała mandatu. Wśród nich znalazł się - popierany jak jeden mąż przez nas wszystkich w kultkomie działających - kandydat do Zarządu Samorządu Studentów i na następnego przewodniczącego Komisji. Jest to niewątpliwie piękny i wdzięczny prezent dla całej ekipy, która przez ostatnie 3 lata, ze szczególnym naciskiem na rok ostatni, tworzyła niemalże od podstaw jedną z najaktywniejszych i najbardziej zaangażowaną społecznie jednostkę wydziałowego samorządu. Trudno mi te wyniki zrozumieć. Czyżby miało być to wotum nieufności dla wszystkiego, co sobą w ramach Komisji która nigdy nie przynosi korzyści większości, będziemy mogli wyeliminować nadużycia i braki, z którymi spotykamy się na co dzień.” Załóżmy, że też jestem oburzony i zgadzam się z diagnozą społeczną moich hiszpańskich kolegów. Cóż zatem mam właściwie zrobić aby „nie powierzać mojej przyszłości abstrakcyjnej rentowności ekonomicznej”? Z tego manifestu się nie dowiem i obawiam się, że jego autorzy w zasadzie też tego nie wiedzą. Z „postulatów” wyziera ideowa pustka i brak zainteresowania prawami ekonomii. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Oburzeni to naiwne dzieci. Obrazili się na to, co im się nie podoba, a teraz czekają aż ktoś mądrzejszy wymyśli co z tym dalej robić. Dziwi więc, gdy na obrazkach z hiszpańskich demonstracji dostrzega się twarze ludzi wyglądających na pełnoletnich. W USA ruch „99%” większy nacisk kładzie na sprzeciw wobec polityki prywatnych banków. Oburzając się na „chciwość” finansistów, zapominają, że to właśnie ta cecha ludzi jest od tysiącleci czynnikiem skłaniającym ich do pracy, innowacyjności i podejmowania ryzyka – wszystkiego, co jest motorem rozwoju. Pod jednym warunkiem: że zaspokojenie tej chciwości wymaga od nich własnego wysiłku a nie przyjęcia pomocy od państwa. Obywatele kraju, który swoją potęgę zbudował na nieskrępowanej wolności gospodarczej, obracają się przeciwko fundamentowi ich dobrobytu, żądając większej ingerencji rządu w politykę bankierów, zwiększenia podatków dla najbogatszych i rozbudowy opieki socjalnej. Obwiniając prywatnych finansistów o pogarszającą się sytuację materialną obywateli, zdają się nie dostrzegać, że domagają się właśnie tego, co doprowadziło ich na skraj przepaści. Nie chcą przyjąć do wiadomości, że upadek Lehman Brothers jesienią 2008 r. (w którym skądinąd swój udział miała ingerencja rządu w politykę banków dotyczącą przyznawania kredytów hipotecznych) i związane z nim kolejne spadki na światowych giełdach, jedynie przyspieszyły nadejście problemów dla zadłużających się ponad miarę państw. A zadłużenie to wynikało właśnie z rządowej uległości wobec coraz dalej idących socjalnych roszczeń obywateli. Patrząc na światowy ruch Oburzonych nie sposób nie dostrzec ich bezradności oraz braku poszanowania dla praw ekonomii i zdrowego rozsądku. Wygląda na to, że Oburzeni są oburzeni, że nie można stale wydawać więcej niż się zarabia. Cóż, ja jestem oburzony, że ludzie się starzeją, a w Polsce nie chcą rosnąć banany. Też tak macie? Nie bójcie się o tym głośno mówić. Może nas też jest 99%. Kultury reprezentujemy? Czyżby była to krytyka olbrzymiej oferty zniżek i biletów do teatrów, kin, na festiwale, jakie proponujemy Wam tutaj niemal codziennie? Może to forma wyrażania dezaprobaty wobec gro akcji charytatywnych i społecznych, naszego zaangażowania w UNICEF, WOŚP, pomoc domom dziecka, projekty naszego wydziałowego, studenckiego wolontariatu? Odrzucenia naszych pomysłów wsparcia dla osób artystycznie uzdolnionych, organizacji ciekawych spotkań, konferencji? Marek Skrzetuski - były przewodniczący Komisji Kultury w roku akademickim 2009/2010 23 wywiad A może to po prostu wyraz tego, że większość studentów uważa, iż takie coś jak Komisja Kultury w ogóle potrzebne nie jest? Zdaje mi się, że problem leży jednak gdzie indziej. Choć obszar, jakim zajmowaliśmy się w kultkomie zawsze był obszarem niszowym, aż takiego rozstrzygnięcia się nie spodziewałem. Niestety, po raz kolejny okazało się, że poziom dojrzałości w wyborach do samorządu studenckiego niewiele odstaje od tego, jaki prezentowany jest np. w wyborach do samorządów szkolnych. Nie liczy się realność programu, ambicja, umiejętności ani nawet uprzednie zaangażowanie. Niewielkie znaczenie ma to, co uczyniło się dla całości studenckiej braci, tej naszej pewnej formy wspólnoty - choć są tu pewne chwalebne wyjątki, jak choćby wynik Kuby Chowańca czy Ani Wójcik. Wybory do samorządu okazały się jedynie plebiscytem popularności. Główne znaczenie miało to, kogo się zna, z jaką ilością osób przesiadywało się wieczorami w okołouniwersyteckich pubach, ile godzin przebawiło się na wydziałowych imprezach. Na palcach policzyć by można osoby, które zainteresowały się programem kandydatów, sprawdziły kto co w latach ubiegłych sobą reprezentował, co osiągnął i w jaki sposób dla dobra studentów działał. Kiepska to zachęta do ciężkiej i sumiennej pracy. Cóż, pozostaje mi tylko pogratulować wszystkim, którzy uzyskali mandaty. Oby zwycięstwo natchnęło Was do głębokiego zaangażowania, bezinteresownej działalności na korzyść nas wszystkich. Nam, jako Komisji Kultury, życzę zaś, byśmy dalej robili swoje. Pomimo wyjątkowego aktu honoru - zgłoszonej gotowości do rezygnacji - jestem przekonany, że Maciek Tomecki i tak na stanowisko przewodniczą- cego naszej Komisji zostanie przez nowy Zarząd powołany. Jest nie tylko najlepszą, ale i jedyną osobą, która jest w stanie nie tylko kontynuować, ale również rozwijać i tak niesamowicie obszerny zakres naszej pracy. Nie muszę mu życzyć powodzenia i sukcesów, bo wiem, że je w tym względzie odniesie. Tak samo jak wiem, że Piotrek Stradomski jeszcze niejedną akcją w ramach kultkomu pokieruje tak dobrze, jak uczynił to choćby rok temu z „UNICEFem na Gwiazdkę”. I na koniec chciałbym najszczerzej i najserdeczniej podziękować wszystkim, którzy na wybory poszli i dali działaczom Komisji Kultury swój głos, swój kredyt zaufania. Nie zawiodą Was. Dobrze o tym wiecie. Pozdrawiam, Marek Skrzetuski Sposób na laureata z laureatami Ogólnopolskiej Olimpiady Historyczno – Prawnej, Miłoszem Kłosowiakiem i Markiem Żukowskim rozmawia Agnieszka Poniecka A P : C o Wa s s k ł o n i ł o d o w z i ę c i a u d z i a ł u w o l i mp i a d z i e ? M i ł o s z K ł o s ow i a k : K i e r owa ł a m n ą ch ę ć z d o byc i a ko l e j nych d o ś w i a d c z e ń . Ro z w i ą z y wa n i e k a z u s ó w, o d p ow i e d z i u st n e , t o d o b r y t r e n i n g i s p r aw d z e n i e s a m e g o s i e b i e . Ro k t e m u u c z e st n i c z ył w n i e j m ó j ko l e ga , d z i ę k i n i e m u w i e d z i a ł e m , n a c o z w r ó c i ć u wa gę . M a r e k Ż u kows k i : S z c z e r z e m ó w i ą c , d e c y d u j ą c a był a m o ż l i wo ś ć z a l i c z e n i a d w ó ch p r z e d m i o t ó w n a k i l k a t ygodni przed sesją. AP: W jaki sposób i jak długo się d o n i e j p r z yg ot ow y wa l i ś c i e ? Miłosz Kłosowiak – ur. 1991 r., Student II roku prawa na UW II roku prawa na Marek Żukowski – ur. 1990 r., Student 24 i I roku w SGH UW M K : St a n d a r d owo , j a k d o e g z a m i n u . C z ę ś ć w i e d z y z z aj ę ć , s p o r o z p o d r ę c z n i k ó w, g ł ó w n i e d o t yc z ą c ych h i st o r i i Po l s k i . M Ż : C z a s owo j a k i e ś d wa t yg o d n i e z n o s e m w k s i ą ż k a ch p r z e d d r u g i m etapem i tydzień przed trzecim. A P : J a k w yg l ą d a o l i mp i a d y ? sam przebieg M Ż : Na p i e r ws z y m , i n aj faj n i e j s z y m , e t a p i e o l i m p i a d y m i e l i ś my w c i ą g u t yg o d n i a p r z yg o t owa ć r o z w i ą z a n i a t r z e ch k a z u s ó w – p o j e d ny m z k a ż d e g o p r z e d m i o t u h i st o r yc z n e g o . D r u g i wywiad – t o z w y k ł a , p r z y p o m i n aj ą c a z a r ó wn o fo r m ą , j a k i t r u d n o ś c i ą z w y k ły e g z a m i n u st ny, o d p ow i e d ź z d w ó ch w y b r a nych p r z e z s i e b i e p r z e d m i o t ó w. Na e t a p i e o g ó l n o p o l s k i m t r z e b a był o p r a c owa ć d r u ż y n owo . E k i py l o s owa ły p o j e d ny m py t a n i u z k a ż d e j d z i e d z i ny i m u s i a ły w c i ą g u 1 0 m i n u t p r z yg o t owa ć o d p ow i e d z i n a d wa z n i ch , a n a st ę p n i e z r e fe r owa ć j e wo b e c e g z a m i n a t o r ó w i ws z yst k i ch i n nych u c z e st n i k ó w. A P : C z y p o j aw i ły s i ę py t a n i a , k t ó re Wa s s z c z e g ó l n i e z a s ko c z yły ? M K : P y t a n i e d o M a r k a był o , we d ł u g m n i e , j e d ny m z t r u d n i e j s z ych , a p o n a d t o w y m a ga ł o myś l e n i a , a n i e j a k w i ę k s z o ś ć : p ow t a r z a n i a z p a m i ę c i rozdziałów książki. Brzmiało: państ wo w y z n a n i owe . O g ó l n i e p o z i o m py t a ń był n i e r ó w ny, o d t y p owo s z ko l nych , j a k z a s a d y ko n st y t u c j i m a rc owe j c z y p r o c e s i n k w i z yc y j ny, p o m a ł o ko m u z n a n e s z c z e g ó ły z d z i e j ó w ko l o n i a l i z m u . A P : J a k o c e n i a c i e p r z yg ot owa n i e i z d o l n o ś c i i n nych u c z e s t n i k ó w ko n kursu? M Ż : U c z e st n i c y f i n a ł u r ó ż n i l i s i ę zarówno posiadaną wiedzą, jak i s p r aw n o ś c i ą w j e j p r z e k a z y wa n i u . C o p o n i e k t ó r z y w y d awa l i s i ę m o c n o z a g u b i e n i . J e d n a k k i l k a g r u p p r z yg o t owa ł o s i ę n a p r aw d ę fa n t a st yc z n i e , w i ę c r y wa l i z a c j a był a o st r a . M K : Z aws z e s i ę m ó w i , ż e p o z i o m był w ys o k i , t e ż p o z o st a n ę p r z y t e j o p i nii. A P : N i e u wa ż a c i e , z e w i e d z a z z a k re s u p r awa r z y m s k i e g o i h i s t o r i i m o ż e n i e być p r z y d a t n a w k a r i e r z e p r aw n i c z e j ? M K : N i e o c e n i a m t ych p r z e d m i o t ó w j a ko z by t e c z n e , d o b r z e p r owa d z o n e p o z wa l aj ą p o z n a ć p o d st aw y p r awa , a p r z e d e ws z yst k i m n a być p i e r ws z e st r i c t e p r aw n i c z e u m i e j ę t n o ś c i . C h c i e l i byś my z t e g o p owo d u w y r a z i ć u z n a n i e d l a Pa n i P r o fe s o r Z a b ł o ck i e j i Pa n i D o c e n t Pa s z kows k i e j . W k a ż d y m z p r z e d m i o t ó w d a s i ę w ys z u k a ć wiedzę przydatną dziś, o czym przeko n a ł e m s i ę s a m , b ę d ą c n a p r a k t yk a ch . M Ż : Tr u d n o o t y m m ó w i ć st u d e n t ow i d r u g i e g o r o k u , k t ó r y n i e m a d o ś w i a d c z e n i a z awo d owe g o . J e ś l i j u ż m i a ł by m s i ę u st o s u n kowa ć , t o p ow i e d z i a ł by m , ż e w i e d z a z P r awa R z y m s k i e g o i H i st o r i i P r awa s ł u ż y r a c z e j e r u d yc j i n i ż p r a k t yc e . A l e k t o p ow i e d z i a ł , ż e n i e wa r t o być e r u d ytą? A P : J a k o c e n i a c i e , o p ró c z w i e d z y, i l e s z c z ę ś c i a p ot r z e b a d o w yg r a nej? M Ż : N i k t n i e w i e ws z yst k i e g o . Po z a t y m , n awe t j e ś l i z n a s i ę o d p ow i e d ź , t o n i e k t ó r e py t a n i a d aj ą w i ę c e j p o l a do popisu, a inne mniej. Szczęście j e st n i e z w y k l e wa ż n e . M K : M o ż n a ś m i a ł o p ow i e d z i e ć , ż e s z c z ę ś c i e g r a k l u c z ową r o l ę w w i ę ks z o ś c i p r z e d s i ęw z i ę ć . D owo d z i , ż e m n ó st wo r z e c z y j e st n i e z a l e ż nych o d c z ł ow i e k a . C z a s a m i – ch o ć a k u r a t n i e m ó w i ę t u c a ł kow i c i e o o l i m p i a dzie – dzięki szczęściu, a raczej O p a t r z n o ś c i , m o ż n a n a l a ć z p u st e g o . A P : C z y w z w i ą z k u z w yg r a n ą o b s e r w u j e c i e w z ro s t p owo d z e n i a u płci przeciwnej? M K : U c i e s z yły m n i e b a r d z o w y r a z y u z n a n i a o d k i l k u ko l e ż a n e k , a l e n i g d y n i e myś l a ł e m o s u k c e s a ch n a u kow ych j a ko s p o s o b i e d o s z u k a n i a p o k l a s k u , n awe t , j a k m ó w i s z , u p ł c i przeciwnej. M Ż : No n i e w i e m . C o p r aw d a z a c z e p i ł a m n i e j e d n a n a fa c e b o o k ’ u , a l e o k a z a ł o s i ę , ż e ch o d z i j e j t yl ko o w yw i a d d o ga z e t y � . A P : O p ró c z n a byc i a w i e d z y, j a k i e i n n e ko r z yś c i n i e s i e z e s o b ą u d z i a ł w o l i mp i a d z i e ? M K : Wi e d z a j e st d o ś ć u l o t n a , w i ę ks z ą wa gę p r z y k ł a d a m d o k s z t a ł t owa na umiejętności. Dzięki nim łatwiej odnaleźć się w niecodziennej sytua c j i i s p r o st a ć w y z wa n i o m . P r z e z t o c e n i ę s o b i e f i n a ł ko n k u r s u , k t ó r y d a ł m i s z a n s ę d ł u ż s z e g o w y p ow i e d z e n i a się przed szerszą publicznością. M Ż : N i e m o ż n a t e ż n i e ws p o m n i e ć o m o ż l i wo ś c i z a l i c z e n i a d w ó ch z t r z e ch p r z e d m i o t ó w h i st o r yc z nych p o z a s e s j ą . Po z a t y m we Wr o c ł aw i u d o st a l i ś my st e r t ę g r u bych k s i ą ż e k o r a z p l e c a c z k i i k u b e c z k i z l o g o i ch Un i we r k u . A P : Po d s u m ow u j ą c , c z y z c z ys t y m s u m i e n i e m m o ż e c i e p o l e c i ć p i e r ws z a ko m w z i ę c i e u d z i a ł u w o l i mp i a dzie? M Ż : J a s n e ! P r z yg o t owa n i e d o o l i m p i a d y, p r z y n aj m n i e j d o d w ó ch p i e r ws z ych e t a p ó w, n i e w y m a ga w i ę c e j p r a c y n i ż p r z yg o t owa n i e d o s e s j i , a m o ż n a s p o r o z ys k a ć . Na p r aw d ę wa rt o s p r ó b owa ć ! M K : M ó w i s i ę , ż e n aj d ł u ż s z e wa k a c j e s ą p o m a t u r z e . D z i ę k i t e m u ko n k u r s ow i , m ó j o st a t n i e g z a m i n z d a ł e m 1 8 m aj a . Wa k a c j e st a ły s i ę d ł u ż s z e o d p o p r z e d n i ch . C z y m o ż n a z a ch ę c i ć bardziej? Wolność słowa a zniesławienie z doc. dr. Piotrem Kładocznym o zniesławieniu, postaciach publicznych, Tańcu z Gwiazdami, kampanii „wykreśl 212 kk”, dziennikarzach, zniewadze Prezydenta RP oraz wolności słowa w Internecie rozmawia Krzysztof Olszak K r z ys z t o f O l s z a k : C z y m j e s t z n i e s ł aw i e n i e ? D r P i o t r K ł a d o c z ny: P ó k i c o z n i e s ł aw i e n i e j e s t p r z e s t ę p s t we m . P r z e s t ę p s t we m p r z e c i w ko c z c i i g o d n o ś c i , d o b r e m u i m i e n i u d a n e j o s o by f i z yc z n e j l u b p r aw n e j b ą d ź o r ga n i z a c j i . P r z e s t ę p s t wo t o p o l e ga n a t y m , ż e p o m aw i a s i ę d a n ą o s o b ę o t a k i e c e c hy l u b wł a ś c i wo ś c i , k t ó r e m o gą t ę o s o b ę p o n i ż yć w o p i n i i p u - b l i c z n e j . C z yl i wa ż n e j e s t n i e t yl ko t o , c z y u wa ż a s i ę z a z n i e s ł aw i o n e g o c z ł ow i e k p o m aw i a ny, a l e t a k ż e c o s ą d z ą o i m p u t owa n e j m u c e s z e i n n i l u d z i e , k t ó r z y g o p o s t r z e gaj ą i o c e n i aj ą w j e g o ś r o d ow i s k u . Powo d u je to tr udności w ustaleniu, czy to p r z e s t ę p s t wo m a r z e c z y w i ś c i e j a s n e znamiona i granice. KO : G d z i e w t a k i m r a z i e l e ż y g r a n i c a m i ę d z y wo l n o ś c i ą s ł owa , a więc wyrażaniem krytyki, a znies ł aw i e n i e m ? P K : No wł a ś n i e t u j e s t d u ż y p r o b l e m . I s t n i e j e k we s t i a o p i n i i i fa kt ó w. E u r o p e j s k i Tr y b u n a ł P r aw C z ł ow i e k a w St r a s b u r g u m ó w i , i ż o p i n i a n i e m o ż e p o d l e ga ć we r y f i kowa n i u , g d y ż j e s t wł a ś n i e o p i n i ą , a w i ę c n i e p o d l e ga t e s t ow i p r awd z i wo ś c i . W z w i ą z k u z t y m o p i n i e wyrażać można, natomiast co do 25 wywiad t w i e r d z e ń o fa k t a c h t r z e b a s i ę p o ws t r z y my wa ć , g d y ż t w i e r d z e n i a t e m o gą być p o m aw i aj ą c e i m o gą c z ł o w i e kow i w y r z ą d z i ć k r z y w d ę i p o z b aw i ć g o w i a r yg o d n o ś c i w d a ny m ś r o d ow i s k u . To p r owa d z i , m o i m zdaniem, do takiej dziwnej sytua c j i , w k t ó r e j m o ż n a p ow i e d z i e ć , ż e m a my ko g o ś z a d u r n i a , b o t a k u wa ż a my, a l e s t w i e r d z e n i e , ż e k t o ś j e s t d u r n i e m m o ż e być j u ż p o t r a k t o wa n e j a ko fa k t . W t e j s y t u a c j i j e d n o s t w i e r d z e n i e n i e był o by k wa l i f i kowa n e j a ko c z y n z a b r o n i o ny, b o był o by o p i n i ą , a d r u g i e j u ż t a k , b o m o ż n a by j e u z n a ć z a t w i e r d z e n i e o fa k t a c h . To j e s t t a k a g i m n a s t yk a s ł ow n a . S k u t e c z n o ś ć p r z e k a z u z a l e ż y o d p o m aw i aj ą c e g o , o d j e g o w i a r yg o d n o ś c i – c z y m u w i e r z y my c z y n i e – a n i e o d fo r my, w j a k i e j t o r o b i , c z y w fo r m i e o p i n i i , c z y w fo r m i e t w i e r d z e n i a o fa k t a c h . KO : Po l s k a z aj m u j e 3 2 . m i e j s c e w r a n k i n g u k r aj ó w p r z e s t r z e g aj ą c yc h wo l n o ś c i s ł owa p r owa d z o ny m p r z e z o r g a n i z a c j ę „ Re p o r t e r z y bez granic”.1 Czy można uznać t e n w y n i k z a s a t ys f a k c j o n u j ą c y ? P K : Z a l e ż y o d t e g o , d o ko g o r ó wn a my. D wa l a t a t e m u byl i ś my d u ż o dalej, na pięćdziesiątym którymś miejscu, ale, mam nadzieję, chciel i byś my być d u ż o w y ż e j . M i l e j ż y j e się w państwie, w któr ym można w y p ow i a d a ć s wo j e myś l i , b e z g r o ź by, ż e k t o ś n a s z a r a z b ę d z i e ś c i ga ł karnie. KO : C z y i s t n i e j e t a k i s a m z a k r e s k r y t y k i wo b e c o s ó b p ow s z e c h n i e z n a nyc h , d z i a ł aj ą c yc h p u b l i c z n i e j a k wo b e c p r z e c i ę t n e g o Kowa l skiego, czy może granica ta jest p ły n n a ? P K : N i ewą t p l i w i e m o ż n a w i ę c e j m ó w i ć o o s o b a c h b ę d ą c yc h p o s t a c i a m i p u b l i c z ny m i . P r o b l e m e m j e s t py t a n i e , k i m j e s t p o s t a ć p u b l i c z n a . Na s z u s t awo d awc a p o n owe l i z a c j i ko d e k s u k a r n e g o p o s ł u g u j e s i ę s fo rm u ł owa n i e m „ o s o b a p e ł n i ą c a f u n kcję publiczną”. Ale to dalece nie o d p ow i a d a t e m u , c o wg St r a s b u r ga u z n aj e my z a o s o b ę b ę d ą c ą o s o b ą publiczną, bo ta ostatnia nie musi pełnić funkcji publicznej. KO : N p . D o d a . P K : Ta k , D o d a . C z yl i ws z e l k i e g o r o d z aj u a r t yś c i , k t ó r z y n i e m u s z ą p e ł n i ć f u n k c j i p u b l i c z nyc h w r o z u m i e n i u ko d e k s u k a r n e g o . P r o b l e m p o l e ga n a t y m , ż e s ko r o k t o ś n i e pełni funkcji publicznej, to skąd wiadomo, że jest osobą publiczn ą . N i e c h p o s ł u ż y n a m z a p r z y- 26 k ł a d „Ta n i e c z g w i a z d a m i ” . J e ż e l i gwiazdą tego programu jest osoba, o k t ó r e j n i g d y w ż yc i u n i e s łys z a ł e m , t o p o j aw i a s i ę py t a n i e , c z y ona jest osobą publiczną, czy nie. Wys t ę p u j e w „Ta ń c u z g w i a z d a m i ” jest zatem gwiazdą. Nie można łat wo s t w i e r d z i ć , c z y k t o ś j e s t o s o b ą p u b l i c z n ą , c z y n i e . Na t o m i a s t j e ś l i k t o ś p e ł n i f u n k c j ę p u b l i c z n ą n awe t n a p o z i o m i e n i e o g ó l n o k r aj ow y m , n p . w o b r ę b i e p ow i a t u , c z y r e g i o n u , to jasne, że jest osobą publiczną. St r a s b u r g p o z wa l a o o s o b a c h p u b l i c z nyc h m ó w i ć w i ę c e j . KO : G ł o ś ny m e c h e m w m e d i a c h o d b ij a s i ę o s t a t n i o k a m p a n i a p r z e c i w ko p r z e s t ę p s t w u z n i e s ł aw i e n i a z a r t y k u ł u 2 1 2 p t . „Wy k r e ś l 2 1 2 kk”, której organizatorem jest m . i n . H e l s i ń s k a F u n d a c j a P r aw C z ł ow i e k a . C z y a r t . 2 1 2 k k n a l e ż y u c hyl i ć ? P K : Tr z e b a z a c z ą ć o d t e g o , ż e i s t nieje w tym przypadku problem d w ó c h wa r t o ś c i : d o b r e g o i m i e n i a , n a k t ó r e c z ł ow i e k c z ę s t o c a ł e ż yc i e c i ę ż ko p r a c u j e i p r awa d o i n fo r m a c j i . M o ż e s i ę z d a r z yć t a k , ż e ktoś plotką zniszczy innej osobie to p i e r ws z e d o b r o . M o ż n a m ó w i ć w t e dy o ludzkiej krzywdzie. Z drugiej s t r o ny ż y j e my w d e m o k r a c j i , k t ó r a ż y w i s i ę i n fo r m a c j a m i , n a p o d s t a w i e k t ó r yc h l u d z i e w y r a b i aj ą s o b i e p o g l ą d y, ż e by p o t e m m ó c s e n s own i e g ł o s owa ć . J e ż e l i k t o ś n i e m a i n fo r m a c j i o o s o b a c h , k t ó r e m o ż e wybrać, to będzie wybierał w ciemno. Jeżeli ktoś kandyduje na jakieś s t a n ow i s ko , t o m u s i s i ę g o d z i ć n a fa k t , ż e b ę d z i e p r z e d m i o t e m z a i n t e r e s owa n i a . G d y d o c h o d z i d o s p o r u m i ę d z y t y m i wa r t o ś c i a m i , t o k t ó r a ś musi ustąpić. Helsińska Fundacja P r aw C z ł ow i e k a d l a t e g o p o s t u l u j e z n i e s i e n i e p r z e p i s u a r t . 2 1 2 ko deksu kar nego, że dobra osobiste m o gą , i s ą , c h r o n i o n e n a p o d s t aw i e ko d e k s u c y w i l n e g o . Ta k a o c h r o n a w y d aj e s i ę w ys t a r c z aj ą c a . N i e m a z a t e m p o t r z e by m i e s z a ć d o t e g o p r awa k a r n e g o . KO : I s t n i e j ą p r z e c i w n i c y u c hyl e nia art. 212 kk - prof. Marian Fil a r w y p ow i a d a ł s i ę o d n o ś n i e z n i e s ł aw i e n i a : „ C z e ś ć i g o d n o ś ć t o n i e j e s t b ł a h o s t k a . N i e w ys t a r c z a o k i m ś t yl ko c o ś p ow i e d z i e ć . Tr z e b a p ow i e d z i e ć k ł a m l i w i e i z e z ły m z a m i a r e m . Ta k t o p ow i n n o f u n k c j o n owa ć , c h o ć w i e m , ż e f u n k c j o n u j e r ó ż n i e . ” Tw i e r d z i ł r ó w n i e ż , ż e „ jednak gdzieś w tle ta kara musi i s t n i e ć . P r z e c i e ż t u t aj c h o d z i o d z i e n n i k a r z y. W s z ys c y p a m i ę t a my n a m i o t y t e l ew i z y j n e p o d S e j m e m . To w yg l ą d a s p e k t a k u l a r n i e , a l e n i e m o ż e my z a b a r d z o i m u l e g a ć . J e ż e l i k t o ś c h c e m i e ć c z wa r t ą w ł a d z ę , t o m u s i m i e ć t a k ż e c z wa r t ą o d p ow i e d z i a l n o ś ć ” . 2 J a k o d n i ó s ł by s i ę Pa n D o k t o r d o t yc h s ł ó w ? P K : P r o fe s o r a F i l a r a n a d z w yc z aj c e n i ę i t e ż u wa ż a m , ż e c z e ś ć i d o b r e i m i ę t o wa r t o ś c i b a r d z o wa ż n e . Tyl ko ż e , j a k j u ż ws p o m n i a ł e m , m a my t ę ko n k u r e n c j ę wa r t o ś c i . P r z e p i s d o t yc z y ws z ys t k i c h , n i e t yl ko d z i e n n i k a r z y. N i e w yo b r a ż a m s o b i e i n i e c h c i a ł by m , a byś my t wo r z yl i d wa o d r ę b n e p r z e p i s y: j e d e n d l a l u d z i „ z w y k łyc h ” , a i n ny d l a d z i e n n i k a r z y. Z wł a s z c z a , ż e S ą d Naj w y ż szy orzekł, że dziennikarzem może być k a ż d y, k t o z a ł o ż y b l o ga . M ó w i ą c k r ó t ko t r u d n o b ę d z i e o d r ó ż n i ć dziennikarza od niedziennikarza. Po n a d t o d z i e n n i k a r z e n i e s ą ś w i ę t y m i k r owa m i i n i e p ow i n n i p o n o s i ć łagodniejszej o d p ow i e d z i a l n o ś c i n i ż i n n e o s o by. Na t o m i a s t m o ż n a d o c h o d z i ć s wo i c h d ó b r n a d r o d z e cywilnej i zgodnie z zasadą subs y d i a r n o ś c i p r awa k a r n e g o , s ko r o m o ż n a z a ł a t w i ć s p r awę i n a c z e j , t o n i e m i e s z aj my d o t e g o p r awa k a rn e g o . Po n a d t o p r z e p i s t e n j e s t d o ś ć c z ę s t o n a d u ż y wa ny. C z ę s t o k r y t y k a j e s t t ę p i o n a p r z e z u ż yc i e a r t . 2 1 2 i p ows t aj e e fe k t m r o ż ą c y: „ l e p i e j n i c n i e m ó w i ć , b o n a s j e s z c z e o s k a rż ą ” . P r z y p a d k i t a k i e g o s t o s owa n i a a r t . 2 1 2 k k m o ż n a m n o ż yć . N p . ż e r o d z i c e z g ł o s i l i , ż e i c h d z i e cko w s z ko l e j e s t ź l e t r a k t owa n e p r z e z n a u c z yc i e l i . Na u c z yc i e l e o s k a r ż yl i i c h o z n i e s ł aw i e n i e . Na c a ł e s z c z ę ś c i e r o d z i c e w yg r a l i . Z n i e s ł aw i e n i e j e s t ś c i ga n e z o s k a r ż e n i e p r y wa t n e g o , c z yl i n i e m a we r y f i k a c j i p r o k u r a torskiej. Każdy samodzielnie może z ł o ż yć p r y wa t ny a k t o s k a r ż e n i a , a s ą d n i e m o ż e p ow i e d z i e ć „ N i e b ę d ę tego sądził”. W związku z czym dochodzi do absurdów – klient HFPCz u wa ż a ł , ż e u r z ę d n i k s k a r b ow y ź l e g o o b s ł u ż ył . Na p i s a ł o n s k a r gę d o z w i e r z c h n i k a t e g o u r z ę d n i k a . Te n że zwierzchnik – słusznie – pokazał s k a r gę s wo j e m u p o d wł a d n e m u , ż e by się do niej odniósł, a on oprócz t e g o , ż e s i ę o d n i ó s ł , o s k a r ż ył k l i e n t a o z n i e s ł aw i e n i e . KO : Fa k t yc z n i e , t o j e s t n i e z g o d n e z o r z e c z n i c t we m S ą d u N aj w y ż s z e g o z o k r e s u m i ę d z y wo j e n n e g o 3 , z g o d n i e z k t ó r y m p ew n e w y p o w i e d z i , k t ó r e s t a n ow i ą r e a l i z a c j ę u p r aw n i e ń n i e m o g ą być p r z e d m i o t e m z n i e s ł aw i e n i a , p o n i ewa ż s ą d z i a ł a n i a m i p r aw ny m i . I n t e rp r e t a c j a t a wg d o k t r y ny i j u d y k a t u r y j e s t wc i ą ż a k t u a l n a . 4 P K : A l e n i e s t e t y wc i ą ż s p o r o t a k i c h p r z y p a d k ó w j a k p ow y ż s z y s i ę wywiad z d a r z a . K i l k a l a t t e m u g ł o ś n a był a s p r awa , w k t ó r e j p o s e ł , p o t e m m i n i s t e r, był ł a s k aw ś c i ga ć z o s k a r ż e n i a p r y wa t n e g o p ew n ą p a n i ą , k t ó r a , j a k o n u wa ż a ł , g o z n i e s ł aw i a ł a . O n a był a o s o b ą n i e z a m o ż n ą , w i ę c w ys t ę p owa ł a b e z a d wo k a t a , n a t o m i a s t w imieniu tego posła, a później m i n i s t r a w ys t ą p i ł r ó w n i e ż p r o k u r a t o r, g d y ż u z n a ł , ż e w y m a ga t e g o i n t e r e s s p o ł e c z ny. I o t o w s p r awę , k t ó r a w y d awa ł a s i ę s p r awą p r y wa t n ą d wo j ga o s ó b , ws t ę p u j e Pa ń s t wo i u r e a l n i a z a g r o ż e n i e s k a z a n i a o s o by, k t ó r a b r o n i s wo i c h i n t e r e s ó w. KO : Te n m i n i s t e r zresztą sam był prokuratorem. P K : Ta k , t a k . Z t e j t r z e c i e j s t r o ny p a ń s t wo , j a k w i d a ć n a p ow y ż s z y m p r z ykładzie, z aws z e może znaleźć pow ó d d o ws t ą p i e n i a do procesu karnego po stronie potenc j a l n i e z n i e s ł aw i o nego. Istnieje taka o b awa , ż e p a ń s t wo b ę d z i e ws t ę p owa ć , ż e by b r o n i ć s wo i c h f u n k c j o n a r i u s z y, więc jednak narzuca s i ę py t a n i e , c z y n i e l e p i e j p o z o s t aw i ć w wypadku zniesław i e n i a t yl ko d r o gę cywilną. P K : Ta k . P y t a n i e t yl ko c z y, ws z ys t ko c o n i e n a r u s z a Ko n s t y t u c j i i u m ó w m i ę d z y n a r o d ow yc h , j e s t s ł u s z n e i dobre. KO : W z w i ą z k u z p ow y ż s z y m , c z y p r z e p i s o z n i ewa ż e n i u P r e z y d e n t a R P n i e j e s t z by t d a l e ko i d ą c ą i n ge r e n c j ą w wo l n o ś ć s ł owa ? P K : Tr u d n o p ow i e d z i e ć . Z j e d n e j s t r o ny c h c e my o p i s y wa ć r z e c z y w i s t o ś ć i n a d awa ć t e j r z e c z y w i s t o ś c i o d p ow i e d n i e s fo r m u ł owa n i a , k t ó r e t y k i , t o n i e m ó w i my o p r e z y d e n c i e , t yl ko m ó w i my o ko n k r e t n e j o s o b i e . J e s t t o fo r m a w y p ow i e d z e n i a s i ę o ko n k r e t ny m c z ł ow i e k u . Te n w y j ą t e k z e s z c z e g ó l ny m t r a k t owa n i e m p r e z y d e n t a m a t e ż m i e j s c e n a i n nyc h płaszczyznach – prezydent odpow i a d a k a r n i e t yl ko p r z e d Tr y b u n a ł e m St a n u , a n i e p r z e d s ą d a m i p o ws z e c h ny m i . KO : C o r a z c z ę ś c i e j p o r u s z a s i ę t e m a t wo l n o ś c i s ł owa w I n t e r n e c i e , gdzie wiele osób czuje się anonim ow yc h i b e z k a r nyc h . J a k i e s ą w p r a k t yc e m o ż l i wo ś c i p o ciągnięcia takich osób do odp ow i e d z i a l n o ś c i karnej? P K : N i e ws z ys t ko , c o z o s t a ł o p o wiedziane, musi nas obrażać. Ja by m r a c z e j d o radzał ludziom, ż e by m i e l i g r u b szą skórę, niż ż e by t o c z yl i spor y w sądach. Sam wpis anonim ow y, w m o j e j ocenie, osłabia s wo j ą wa r t o ś ć , bo jeżeli ktoś nie chce się podpisać s wo i m i m i e n i e m i nazwiskiem, t o p o j aw i a s i ę py t a n i e , c z y KO : J a k a j e s t wo b e c m u s i my się dr Piotr Kładoczny – Kierownik Studiów Prawniczych tego różnica między t a k b a r d zo WPiA UW, docent w Instytucie Prawa Karnego, praco wnik z n i e s ł aw i e n i e m a l i c z yć z t y m , Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. z n i ewa ż e n i e m ? co on mówi. Zwłaszcza, P K : Z n i ewa ż e n i e j e s t ż e c z ę s t o ko w p ew ny m s e n s i e c i ę ż s z y m p r z y p a d mentarze tak i e m . Fa k t , ż e k t o ś n i e o d p ow i a d a z a m o gą być d l a p r e z y d e n t a k r y t yc z n e . k i e s ą w t a k i m s a my m s t o p n i u o b z n i e s ł aw i e n i e , n i e o z n a c z a , ż e n i e Z d r u g i e j s t r o ny p r e z y d e n t t o e m a r a ź l i we , c o i d i o t yc z n e . Na t o m i a s t b ę d z i e o d p ow i a d a ł z a z n i ewa ż e n i e n a c j a p a ń s t wa p o l s k i e g o , p i e r ws z y należy zachęcać do zgłaszania taz e w z g l ę d u n a fo r m ę p o d n i e s i o n e g o o by wa t e l , r e p r e z e n t a n t p a ń s t wa . k i c h w p i s ó w a d m i n i s t r a t o r ow i t a z a r z u t u . J e s t t o p r z e s t ę p s t wo m n i e j C z yl i w j a k i m ś s e n s i e s y m b o l i z u kiego portalu lub miejsca, w którym p r z e c i w ko d o b r e j s ł aw i e d a n e g o j e p a ń s t wo , z wł a s z c z a w ko n t a ks i ę w p i s z n aj d u j e , ż e by z g o d n i e z o by wa t e l a , a l e b a r d z i e j p r z e c i w ko t a c h m i ę d z y n a r o d ow yc h . Ta k w i ę c regulaminem tego por talu został on jego samopoczuciu, temu co on sam prezydent jest to osoba, w której z d j ę t y, j a ko w p i s o b r a ź l i w y. M yś l ę , o s o b i e s ą d z i . J e ż e l i p ow i e m , ż e u o s a b i a s i ę m aj e s t a t R z e c z y p o s p o ż e t o j e s t l e p s z a m e t o d a n i ż wc h o d a ny u r z ę d n i k t o p a c a n c z y k r e t y n , litej. Ze względu na to można pod z e n i e n a d r o gę s ą d ową . t o b ę d z i e my m ó w i ć o z n i ewa d z e , b o w i e d z i e ć , ż e p ow i n n a m u p r z ys ł u s ą t o s fo r m u ł owa n i a p ows z e c h n i e g i wa ć s z c z e g ó l n a o c h r o n a , w i ę k s z a 1. http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly u z n a n e z a o b r a ź l i we . n i ż i n ny m o by wa t e l o m , g d y ż j e s t /544841,ruszyla_kampania_wykresl_212_ t o z a r a z e m o c h r o n a p a ń s t wa . J e ż e l i kk_przeciwko_wiezieniu_za_slowa.html KO : C z y p o d z i e l a Pa n z d a n i e T K , k t o ś o b r a ż a ko n k r e t n e g o o by wa t e l a , 2. http://www.rp.pl/artykul/661428.html?prini ż p r z e p i s y o z n i ewa ż e n i u p r e k t ó r y w d a ny m m o m e n c i e z aj m u j e t=tak&p=0 zydenta i grożącym zań pozbas t a n ow i s ko p r e z y d e n t a , t o t e ż j e s t 3. ZO IK 1934, poz. 185. w i e n i e m wo l n o ś c i n i e n a r u s z aj ą to inna sytuacja i nie jest to obra4. L. Gardocki, „Prawo karne”, Warszawa ko n s t y t u c j i a n i u m ó w m i ę d z y n a ż a n i e p r e z y d e n t a . J e ż e l i p ow i e my, 2010, s. 279. r o d ow yc h ? ż e o n w m ł o d o ś c i n i e p r z e s t r z e ga ł p r awa l u b , ż e m i a ł d w ó j ę z m a t e m a - 27 wywiad W razie wątpliwości – na rzecz obywatela z prof. dr hab. Adamem Zielińskim o pełnieniu funkcji i rozwoju instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich, jego realnych możliwościach działania oraz doświadczeniach w pracy w sądownictwie administracyjnym rozmawia Rafał Baranowski Rafał Baranowski: Pełnił Pan Profesor funkcję RPO w latach 1996-2000. Jak wspomina Pan tamten okres? Prof. dr hab. Adam Zieliński: Przede wszystkim jako okres niezmiernie pracowity. To był czas, w którym stopniowo rozwiązywane były problemy związane z postrzeganiem praw obywatelskich i politycznych. Wyraźniej zaś zarysował się problem praw społecznych, gospodarczych i kulturalnych, a więc to wszystko, co w znacznej mierze wiąże się z sytuacją ekonomiczną państwa. Tu stwierdzaliśmy ogromną ilość nieprawidłowości, także niesprawiedliwości. Pokazywało się także to, iż poważne zagrożenie dla jednostki może pochodzić nie tylko ze strony administracji publicznej, ale także wielkich organizacji gospodarczych, które choć w gruncie rzeczy działają w sferze prywatnoprawnej, to jednak wykonują różne funkcje użyteczności publicznej, które nie są bez znaczenia dla statusu jednostki. Ale mieliśmy też wiele innych problemów. Natomiast jeżeli mowa o pewnych generalnych problemach, to trzeba sobie zdawać sprawę z tego, iż był to okres „wchodzenia w Europę” - zarówno w ramach Rady Europy, jak i UE. Był to też czas, w którym przygotowywano nową konstytucję, pojawiał się więc problem dostosowania ustaw do wymagań konstytucyjnych. RB: Czy RPO działa także w stosunkach horyzontalnych, tj. między podmiotami prywatnymi? AZ: Nie ulega wątpliwości, że skoro RPO zajmuje się relacją między organem władzy publicznej a jednostką, to może także kontrolować sposób regulowania przez władze publiczne stosunków prywatnoprawnych. RPO bada więc, czy tworzone są właściwe ramy dla prawidłowego kształtu stosunków między podmiotami równorzędnymi z punktu widzenia prawa. Poza tym, dziś coraz częściej mówi się o tym, że prawa człowieka mają również skutek horyzontalny. Rozległym obszarem zainteresowań RPO są np. stosunki pracy – oparte na prawnej równości stron. Rzecznik bada, czy prawa pracownicze nie są łamane, tutaj elementy publiczne występują bardzo mocno, w szczególności jeśli chodzi o warunki i bezpieczeństwo pracy. W działalności Rzecznika zarysowują się problemy związane z funkcjonowaniem rodziny, a jest to prawo prywatne, Rzecznik musi się i tym obszarem interesować. Ważną funkcję w zakresie ochrony dzieci pełni Rzecznik Praw Dziecka, co nie wyłącza jednak potrzeby działań również RPO w tej sferze. 28 RB: Obywatele bardzo często przekonani są o omnipotencji ombudsmana i traktują go jako jeszcze jedną instancję lub „dobrego szeryfa”. Czy RPO, będąc pozbawiony kompetencji o charakterze władczym, jest tylko formalnym gwarantem realizacji praw obywatelskich, czy ma realny wpływ na sytuację prawną obywateli? AZ: Myślę, że ma. Zacząłbym jednak od tego, że nie dziwię się, że ludzie szukają pomocy u ombudsmana dlatego, iż może się okazać, że na drodze zwykłych procedur prawnych nie są w stanie uzyskać satysfakcjonującego rezultatu. Rzecznik nie ma oczywiście takich uprawnień, które by pozwalały żądać od sądu działań pozaprawnych tj. aby odłożył na bok zasady prawne i zastanawiał się, co jest sprawiedliwe, a co nie. Natomiast RPO może zwracać uwagę na kierunek interpretacji prawa. Oczekiwanie obywatela, że RPO może inaczej spojrzeć na sprawę jest konsekwencją tego, że jest on organem, który w założeniu ma udzielać pomocy. Natomiast to, jaka jest siła Rzecznika, zależy od bardzo wielu czynników. Po pierwsze, od charakteru Rzecznika i jego kompetencji. Po drugie, od tego, czy klimat polityczny w kraju sprzyja ochronie praw człowieka. Zależy też od tego, na ile RPO jest wspierany przez media, organizacje pozarządowe czy opinię społeczną krajową lub międzynarodową. Wówczas może mieć siłę, by zmusić organy władzy do innego spojrzenia na niektóre sprawy, a spojrzenie owo może wymagać zmiany prawa lub jedynie innej jego interpretacji. Bardzo istotny jest proobywatelski punkt widzenia – jako przeciwstawienie dla nadużywania tendencji do nadawania prymatu interesowi społecznemu, np. ochrony za wszelką cenę budżetu państwa, co ujmuje się czasami jako podejście „in dubio pro fisco” – w razie wątpliwości na rzecz Skarbu Państwa. RB: Które spośród dostępnych RPO środków działania uważa Pan prof. za najskuteczniejsze? AZ: Dla poczucia bezpieczeństwa konkretnego obywatela najistotniejsze są środki ochrony indywidualnej, tzn. występowanie o ochronę jego praw w jednostkowych sprawach, które go dotyczą. Natomiast z punktu widzenia funkcjonowania państwa znacznie ważniejsze są środki o charakterze generalnym, jak wnioskowanie o zmianę prawa lub o zmianę praktyki, co przybiera formę m.in. wystąpień do poszczególnych ministrów. Jest zresztą wiele przypadków, gdy Rzecznik nie może zarzucić organom złamania prawa, ale zwraca uwagę na jego zastosowanie w sposób nie do przyjęcia z punktu widzenia zasad sprawiedliwości. RB: Prokurator obecnie dysponuje szeregiem uprawnień, które przyznają mu przepisy, a które wykraczają poza funkcję ścigania przestępstw. Czy nie lepiej byłoby scedować te uprawnienia np. na RPO w celu zwiększenia przejrzystości systemu prawnego? AZ: Jest rzeczywiście pewien zakres wspólnego obszaru działania, ale pamiętajmy o tym, że nie tak dawno panował u nas carski model prokuratury z czasów Piotra I. Prokurator wówczas, jako instytucja omnipotentna był organem, który ściga naruszenia prawa, który broni obywatela i który w wielu przypadkach rozstrzyga sprawę. To są zaś funkcje różne. Wprowadzając urząd Rzecznika, doprowadziliśmy do tego, że ograniczono kompetencje prokuratora. Czy należy ograniczyć je jeszcze bardziej? To jest dyskusyjne, ponieważ prokurator, który bada sprawę karną, może przy okazji dostrzec, że zachodzi potrzeba zmiany prawa lub konieczność ochrony obywatela. W praktyce podział kompetencji jest widoczny. RPO koncentruje się na ochronie interesu obywatela, zaś prokurator – interesu państwa. Zdarza się jednak, że obszary te mogą się zazębiać. RB: Wróćmy do środków działania przysługujących RPO. Czy nie uważa Pan Profesor, iż ustanowiony w polskim prawie miesięczny termin wnoszenia przez RPO skargi kasacyjnej do NSA jest zbyt krótki, co ogranicza sens i zakres zastosowania tego środka? AZ: Problem jest dość złożony, dlatego, że mamy tu do czynienia z dwoma wartościami. Jedną z nich jest dążenie do tego, by orzeczenie sądowe było jak najwłaściwsze, a więc odpowiadało prawu i stanowi faktycznemu, czemu pomaga wielokrotna kontrola orzeczenia. Z drugiej strony, ważne jest bezpieczeństwo prawne. Orzeczenia sądowe tworzą stan, do którego obywatel powinien mieć zaufanie. Ustalenie właściwego terminu wzruszania wyroków sądowych jest bardzo trudne, gdyż zbyt długi okres może grozić stabilności wyroku. Jest jeden obszar, w którym to, że nie powinno być granic czasowych, jest bezdyskusyjny: to wyroki skazujące w sprawach karnych. Tu zawsze powinna istnieć możliwość naprawienia błędu. Natomiast w pozostałych sferach konieczne są ograniczenia. Warto przy tym podkreślić, że RPO powinien wywiad iale Prawa i nauk prawnych w Instytucie Prawa Cywilnego na Wydz Prof. dr hab. Adam Zieliński - profesor zwyczajny Nauk. Od emii odniczący Komitetu Nauk Prawnych Polskiej Akad Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Wiceprzew 1996latach W go. W latach 1989-1991 poseł na Sejm X kadencji. 1982 do 1992 Prezes Naczelnego Sądu Administracyjne 1997 1996latach 1988 członek Komitetu Praw Człowieka ONZ, a w 2000 Rzecznik Praw Obywatelskich. W latach 1985kim ndors Koma z ramienia Rady Europy. Odznaczony m.in. Krzyżem członek Izby Praw Człowieka w Bośni i Hercegowinie z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. przede wszystkim zachęcać obywateli do podejmowania działań we własnych sprawach. Społeczeństwo demokratyczne jak powietrza potrzebuje aktywności obywateli, gdyż system prawny będzie działał prawidłowo tylko wtedy, jeśli będą oni sami dopominali się ochrony własnych praw. Jest to kolejny obszar działalności Rzecznika: edukacja prawna i zachęcanie obywateli do korzystania ze środków, które im przysługują. Bo przecież łatwiej obywatelowi wnieść środek odwoławczy, gdyż to on dysponuje dokumentami, innymi dowodami oraz wiedzą o sprawie. Gdy sygnał dociera do RPO wszystko trzeba zaczynać od początku, najczęściej od zażądania akt z sądu i zapoznania się z nimi. A na to wszystko trzeba czasu. RB: Co zmieniło się w instytucji RPO po wstąpieniu Polski do UE? Jaka jest relacja RPO do Europejskiego RPO? AZ: Europejski ombudsman został pomyślany jako organ, który zajmuje się prawidłowością funkcjonowania organów UE, nie jest zaś jakimś nadzorcą nad ombudsmanami krajowymi. Natomiast ciałem, które odgrywa większą rolę w zakresie ujednolicania działalności ombudsmanów krajowych jest ombudsman Rady Europy, czyli Komisarz Praw Człowieka Rady Europy. Jego rola głównie sprowadza się do koordynowania działalności tych rzeczników działających w poszczególnych państwach, umożliwiania im okresowej wymiany doświadczeń oraz dzie- lenia się dorobkiem i spostrzeżeniami. RB: Co sądzi Pan Profesor o postulowanej od dawna dekryminalizacji zniesławienia i wprowadzenia w tym zakresie wyłącznie odpowiedzialności cywilnej? AZ: Byłoby to bardzo pożyteczne. Wydaje mi się zresztą, że zmieniamy w tej materii punkt widzenia. Okres PRL to czas, gdy nie doceniało się roli sankcji prywatnoprawnej, m.in. z tego względu, że społeczeństwo było uboższe, a trudno operować sankcją majątkową, jeżeli trudno ją wyegzekwować. W związku z tym wytworzył się usus, że idziemy do prokuratora, gdy ktoś naruszył nasze dobra osobiste. To zostało jeszcze np. niektórym politykom, a jest niepotrzebnym zawracaniem głowy organom prokuratury – na całym świecie podstawową formą ochrony dóbr osobistych jest forma procesu cywilnego. Trzeba powiedzieć, że nasze sądy orzekają obecnie coraz wyższe sankcje majątkowe, co wzmaga także skuteczność ochrony. Dodajmy, że w Ameryce sankcje w postaci odszkodowań i zadośćuczynień potrafią sięgać milionów dolarów, potrafią też doprowadzać do tego, że redakcja, która publikuje nieprawdziwe wiadomości, musi zbankrutować. RB: Przez 10 lat – od 1982 do 1992 r. pełnił pan Prof. funkcje prezesa NSA. Jak wspomina Pan okres pracy w sądownictwie administracyjnej? AZ: Kto wie, czy nie był to najciekawszy okres w historii tego sądu - dlatego, że najciekawsze są zawsze początki. To było formułowanie pierwszych poglądów, pierwszych myśli na temat funkcjonowania administracji w demokratycznym państwie prawnym. Po pewnym czasie bowiem, gdy zasady, wedle których powinny działać organy władzy publicznej zostają ustalone, pojawia się pewna sztampa, analogiczne stosowanie wzorców w podobnych sprawach. W tym czasie zaś wszystko było nowe. Dodajmy, że NSA w czasie mojej kadencji działał zarówno za czasów PRL, jak i w okresie po przełomie roku 1989. Działalność w czasie PRL-u stwarzała wiele problemów. Z jednej strony, był to ustrój o charakterze totalitarnym, z drugiej - istota sądownictwa administracyjnego nakazywała chronić publiczne prawa podmiotowe jednostek zgodnie z prawem. Wydaje mi się, że ten okres przeszliśmy w miarę dobrze, spotkałem się nawet z poglądem, iż był to wówczas najbardziej niezawisły pion sądownictwa. Było tak może także dlatego, że NSA powstał wtedy, gdy ustrój socjalistyczny się już chwiał i władza polityczna nie mogła działać w pełni arbitralnie. RB: Czy zdarzały się takie interwencje władzy, które naruszały niezawisłość sędziowską? AZ: Wobec mnie bezpośrednio - nie. Zawsze tylko prosiłem sędziów, by informowali mnie, jako Prezesa, o sprawach, którymi mogą interesować się politycy, aby wiedzieć o nich i w razie potrzeby bronić niezależności sądu przed ingerencją polityczną. Sygnały takie nie docierały jednak do mnie. Gdyby były, zrezygnowałbym z pracy. Chociaż muszę powiedzieć, że przed 1989 ogniwa partyjne skarżyły się nieraz, iż sądownictwo administracyjne „przeszkadza” im w realizowaniu określonych celów wyznaczonych przez partię. Bezpośrednich nacisków jednak nie doświadczyłem. Okres PRL zresztą czym innym się charakteryzował – przede wszystkim ograniczeniami wynikającymi z prawa, którego przecież nie można było całkowicie pominąć, a także ogólnym klimatem, który w pewnym stopniu oddziaływał na świadomość sędziów. Paradoksem jest może to, że po 1989 roku pewien organ wyższego rzędu „zainteresował się” sprawą prowadzoną przez NSA, krytykując wydany w jakiejś sprawie wyrok. Wtedy oddałem się do dyspozycji, bo uważałem, że niezawisłość w sądownictwie jest czymś tak ważnym i tak delikatnym, że jakiekolwiek próby wpływania na treść orzeczeń sędziowskich przez władzę nie powinny mieć miejsca. RB: Jako RPO podpisał Pan porozumienie United Nations Development Programme w ramach ONZ. Jak ocenia Pan obecną rolę tego programu we współczesnym świecie a także jego skuteczność? AZ: Umiarkowanie, choć nie całkowicie negatywnie. W tej chwili mamy już więcej organizacji zajmujących się promocją idei 29 kultura praw człowieka, w szczególności na terenach byłych państw tzw. realnego socjalizmu. Tu trzeba powiedzieć, że rola polskiego RPO w tym względzie jest bardzo duża, gdyż jest to ombudsman o najdłuższym stażu i największym dorobku w tej części świata – jego urząd powstał jeszcze przed obaleniem komunizmu. Jest więc uważany za dobrego „nauczyciela”, instruującego, jak powinna wyglądać organizacja i działalność tego typu instytucji w okresie transformacji ustrojowej. Stąd RPO nieustannie uczestniczy w różnego rodzaju spotkaniach i seminariach. W czasie mojej kadencji bardzo to rozwinęliśmy. Polegało to m.in. na przyjmowaniu delegacji innych ombudsmanów po to, by im pokazać jak to wygląda w praktyce. Można powiedzieć, że spełniło to swą rolę, bowiem w wielu instytucjach, które powstały później, odnajdujemy wpływy polskiego RPO. RB: Jak instytucja RPO zmieniła się przez ostatnie lata? Czy dzisiejsze wyzwania stojące przed RPO są inne niż dawniej? AZ: Ta instytucja zmieniła się w tym sensie, że dostosowała się do zmieniających się okoliczności zewnętrznych. To, co jest niezmiernie charakterystyczne w tej chwili, to podwyższanie się poziomu standardów ochrony praw człowieka. Dziś rozmawiamy o znacznie bardziej wyrafinowanych kwestiach, niż wtedy, gdy ja byłem Rzecznikiem. Wtedy dochodziło do naruszeń praw zupełnie podstawowych. Dziś mówimy o kształcie ochrony praw człowieka charakterystycznym dla wysoko rozwiniętych państw demokratycznych. To są już rozważania takie, które podejmuje się niejako „równolegle” także w innych krajach UE. Z czasu swojego urzędowania pamiętam sytuację, w której w obliczu komercjalizacji stacji telewizyjnych stanąłem przed koniecznością zapewnienia dostępu w ramach telewizji publicznej do najważniejszych wydarzeń sportowych. Co ciekawe, okazało się, że te problemy w tym samym czasie zostały podjęte w Niemczech i Francji. Rozważano je tam także w ramach konstrukcji prawa człowieka do informacji. Zwróćmy bowiem uwagę, że prawo obywatela do oglądania widowisk sportowych w ramach stosunkowo niezbyt wysokiego abonamentu jest prawem ważnym dla ludzi niezamożnych, których nie stać na telewizję komercyjną. Nie jest to wprawdzie prawo porównywalne z takimi prawami, jak prawo do życia, do opieki społecznej czy do właściwych warunków pracy. Ma jednak znaczenie dla statusu obywatela we współczesnym państwie. To jeden z przykładów podnoszenia się standardów praw człowieka na wyższy poziom. „O północy w Paryżu”, czyli powrót do przeszłości wg Woody’ego Allena Magdalena Sadowska Chyba każdy z nas ma swoje „magiczne” miejsce, w którym zatrzymał się czas. A jeśli tak można było go cofnąć? Gdybyście mogli wybrać epokę, w której chcecie żyć, czy zostalibyście w XXI wieku? A może - jak bohater filmu „O północy w Paryżu” - urodziliście się w nieodpowiednim miejscu i czasie? N arzeczeni - Inez (Rachel McAdams) i Gil (Owen Wilson), przylatują z Ameryki na kilka dni do Francji aby zwiedzić Paryż. Już na początku wyjazdu, ku rozczarowaniu bohatera, okazuje się, że para przyjechała do miasta nad Sekwaną z rozbieżnymi oczekiwaniami: on, niepoprawny romantyk, marzy o nocnych spacerach w deszczu; ona pragnie dobrze się bawić i przy okazji kupić „kilka niezbędnych drobiazgów” do ich nowego domu. Sytuacja dodatkowo się komplikuje, kiedy parze zakochanych zaczyna towarzyszyć przyjaciel Inez ze studiów, przemądrzały Paul (Michael Sheen). Pewnego wieczoru zmęczony Gil postanawia odłączyć się od szukających rozrywki towarzyszy i pójść na samotny spacer po mieście. Po wybiciu północy zatrzymuje się przed nim auto z początków XX wieku. Kiedy zafascynowany jego pięknem podchodzi bliżej, aby sprawdzić, czy widok nie jest jedynie omamem spowodowanym zbyt dużą ilością wypitego wina, jeden z pasażerów zaprasza go do środka. I tak zaczyna się niezwykła przygoda Gila, w trakcie której spotka takie sławy jak Salvador Dali (Adrien Brody), Gertrude Stein (Kathy Bates), Zelda Fitzgerald (Alison Pill), F. Scott Fitzgerald (Tom Hiddleston). Czy narzeczony Inez pozostanie z nową towarzyszką - Adrianą (Marion Cotillard) w poprzednim stuleciu, czy może powróci do rzeczywistości? A może postanowi ponownie cofnąć się w 30 czasie do jeszcze innej epoki? Jak przeżyta przygoda wpłynie na treść pisanej przez niego książki? Nie dajcie się zwieść mało oryginalnej fabule. Film zawiera wiele ciekawych wątków ( z a r ó wno miłosnych, jak i krymin a l nych) oraz piękn e widok i Paryża nocą. Na uwagę zasługuje też bardzo melodyjna, typowo francuska muzyka, która towarzyszy akcji filmu. „O północy w Paryżu” nie wpisuje się w kanon dotychczasowej twórczości Woody’ego Allena. Co prawda, film zawiera wiele żartów, zarówno słownych, jak i sytuacyjnych, jednakże nie jest to film typu „łatwa komedia do uśmiania się”. Nie jest to też film moralizatorski, mimo iż zawiera niewątpliwie istotną, aczkolwiek mało oryginalną puentę. Zawsze, gdziekolwiek jesteśmy wydaje nam się, że gdybyśmy żyli w innych czasach i w innym miejscu byłoby nam lepiej. Jest to produkcja warta polecenia, chociażby ze względu na dobrą grę aktorów. W ogólnym podsumowaniu postawiłabym mu piątkę. No, może z małym minusem za „nie-allenowość”. kultura Szalone lata 80te, również w rajdach. Paweł Krzeski L ata osiemdziesiąte były niezwykłym okresem - przepełnionym zabawą, szaloną muzyką, efektownymi marynarkami, niekończącą się rozrywką, biały proszkiem etc. Jednocześnie był to przełomowy czas, tuż przed powszechną komputeryzacją z lat 90tych. Dla Polaków była to dekada stracona gospodarczo, zakończona jednak transformacją ustrojową. W światowej popkulturze królował wtedy Michael Jackson. Na początku dekady do historii przechodziła legendarna ABBA, natomiast u schyłku dziesięciolecia zaczynała grać Nirvana. Swoją działalność rozwijali Bill Gates i Steve Jobs. W Stanach królował serial ,,Miami Vice” z niezapomnianą kreacją Dona Johnsona jako detektywa Sonny’ego Crocketta. U nas zaś na ekranie rządził porucznik Sławomir Borewicz w legendarnym ,,07 zgłoś się” oraz ,,Zmiennicy”, serial o warszawskich taksówkarzach jeżdżących Dużym Fiatem. Również w rajdach był to czas niezwykły, wspominany do dzisiaj z nostalgią i trwogą zarazem, ponieważ niektóre doświadczenia okupione zostały ceną najwyższą, a mianowicie ludzkim życiem. Dzięki zmianie przepisów FIA powstała tzw. rajdowa grupa B, gdzie można było homologować najbardziej zaawansowane technicznie rajdówki. Chociaż na dobrą sprawę lepiej pasuje do nich określenie ,,potwory”, gdyż były to nawet 500 - konne maszyny, piekielnie szybkie, budowane tylko do startów w rajdach. Przy nich dzisiejsze auta klasy WRC to naszpikowane elektroniką potulne baranki dla zwykłych kierowców. Na niezwykłość aut z tamtych lat wpłynęły dwa czynniki. Pierwszym z nich było powstanie w latach 70 - tych Lancii Stratos napędzanej silnikiem Ferrari, która była pierwszym w historii motoryzacji samochodem zbudowanym głównie do startów, a nie jedynie przerobioną wersją auta drogowego dla zwykłych klientów. Od tego czasu zaczęto budować samochody specjalnie po to, aby startował w zawodach. Ciekawostką jest fakt, iż silnik Ferrari trafił do tego samochodu przez przypadek. Jednocześnie Lanciami Stratos startował w Polsce Andrzej Jaroszewicz, syn byłego premiera PRL, Piotra Jaroszewicza. Z jednej z rozbitych Lancii Stratos wyjęto silnik i napęd, które włożono następnie do Poloneza, tworząc słynnego Stratopoloneza. Można go dziś obejrzeć w Muzeum Motoryzacji w Warszawie. Drugą ważną kwestią było pojawienie się w roku 1980 na salonie samochodowym w Genewie Audi Quattro, które było pierwszym samochodem osobowym z napędem 4x4. Sa- mochód ten zrewolucjonizował świat zwykłych użytkowników, jak i rajdowe trasy. Nie byłoby dziś Subaru Imprezy czy Mitsubishi Lancera, gdyby nie pomysł niemieckich inżynierów i wnioski, jakie wyciągnęli z obserwacji zimowych testów, gdzie terenowe auto z napędem 4x4 było szybsze od sportowego z napędem na jedną oś. Połączenie tych dwóch czynników spowo- dowało nieznany dotąd rozwój w motoryzacji i zmieniło oblicze współczesnych sportów motorowych. Bardzo pobłażliwy regulamin grupy B pozwalał na budowanie maszyn z napędem 4x4 wyposażonych w podwójne doładowanie, kompresor oraz turbosprężarkę, przez co auta te dysponowały ogromną mocą. Wtedy właśnie powstały tak legendarne konstrukcje jak Audi Quattro E2, Peugeot 205 T16 czy Lancia Delta S4. Do historii przeszli też kierowcy tych maszyn: Walter Rohl, Stig Blomqvist, Ari Vatanen. O fenomenie rajdowej grupy B najlepiej świadczy fakt, iż swoje konstrukcje przedstawiły wtedy też takie firmy jak Nissan, Toyota, Mazda czy nawet Citroen, który zbudował rajdowe auto na bazie rodzinnego modelu BX... Chociaż szaleństwo to trwało raptem cztery lata (od 1983 do 1986 roku), najbardziej zaskakuje fakt, iż wszystkie te nieziemsko szybkie maszyny były jak na dzisiejsze czasy ,,surowe”. Nie miały znanych nam dziś dodatków - aktywnego zawieszenia, elektronicznych dyferencjałów, komputerów pokładowych etc. Była to czysta mechanika, bez udogodnień oferowanych przez układy scalone. Jak bardzo niezwykłe były to auta, najlepiej świadczy fakt, iż na tym samym odcinku asfaltowym samochód B - grupowy pozostawał w tyle za ówczesnym bolidem Formuły 1 zaledwie o 3-4 sekundy! Dzisiaj jest to kilkadziesiąt sekund. Rajdowa grupa B to także największe sukcesy kobiet w rajdowych startach. Michele Mouton wraz z Fabrizią Pons wywalczyły tytuł Wicemistrzów Świata w sezonie 1982. Przegrały tylko z zespołowym kolegą z Audi, Walterem Rohlem, uznawanym do czasów Sebastian Loeba za najlepszego kierowcę rajdowego wszechczasów. Jednocześnie Francuzka jest jedyną kobietą, która wygrała rajd zaliczany do cyklu WRC. Zwyciężyła w dwóch takich imprezach, chociaż niektórzy podpinają pod cykl Mistrzostw Świata również dwa inne rajdy, w których zajęła pierwszą lokatę. Nie byłoby to może istotne, gdyby nie fakt, iż stała się ona inspiracją dla kolejnych pokoleń kobiet startujących w motosporcie. Najlepszym przykładem jest piękna Szwedka, Ramona Karlsson, startująca wraz z Miriam Walfridsson w pomarańczowym Mitsubishi Lancer Evo X w tegorocznym Rajdzie Polskim, która otwarcie przyznaje, iż wzorem dla niej jest Mouton. Niestety B - grupowe auta, choć bardzo szybkie, były też niezwykle trudne w prowadzeniu. Mocno eksploatowały kierowców, którzy przez cały czasy musieli być maksymalnie skupieni, ponieważ nawet najmniejszy błąd mógł skończyć się tragedią. Niestety, do tragicznych wydarzeń doszło, ale wina nie leżała tylko i wyłącznie po stronie zawodników. Można wręcz powiedzieć, iż to nie oni zawinili. Zabezpieczenie tras w latach 80 - tych było praktycznie żadne. Kibice nie tylko stali wzdłuż trasy, lecz w modzie było także stanie na trasie! Tak, aby kilka sekund przed przejazdem auta odskoczyć w bok. Czarę goryczy przelały dwa wydarzenia. Pierwszym z nich była tragedia podczas Rajdu Portugalii w 1986 roku, kiedy to jeden z zawodników wjechał w tłum kibiców, zabijając niektórych z nich. Po tym wydarzeniu z rajdów wycofał się fabryczny zespół Audi. Zakończyła się zarówno historia legendarnego Quattro, jak i Waltera Rohla w WRC. Drugim tragicznym wydarzeniem był wypadek młodego, świetnego fińskiego kierowcy Henri’ego Toivonena, startującego w fabrycznej Lancii Delta S4 podczas Rajdu Korsyki. Kierowca oraz pilot zginęli na miejscu, a auto spłonęło. Po tych zdarzeniach zlikwidowano rajdową grupę B i zaczęto startować bardziej cywilizowanymi, wolniejszymi i bezpieczniejszymi maszynami. Po dziś dzień auta z grupy B pozostają zakazanym owocem, który z jednej strony kusi i przyciąga, a z drugiej strony sprawia, że samo publiczne poruszanie tematu nie należy do dobrego tonu. Niemniej jednak dzisiejsze rajdówki nie mają już tej magii, co B - grupowe potwory. Jak powiedziała sama Michele Mouton o swoim Audi Quattro S1 - jego dźwięk jest niepowtarzalny i pozostaje do końca życia w pamięci… 31 kultura Habemus Papam – komedia wielkiej pomyłki Maciej Hawryłeczko I nteresującym fenomenem jest zjawisko, gdy ludzie powszechnie uważani za przedstawicieli środowisk lewicowych angażują się w swojej twórczości w tematykę religijną, a zwłaszcza chrześcijańską. Nanni Moretti, poprzedzony chociażby przez P. P. Pasoliniego, jest jego odzwierciedleniem. Do kin właśnie wchodzi najnowszy film włoskiego reżysera – Habemus Papam. Film dociera nad Wisłę w atmosferze umiarkowanego skandalu. Jedną z głównych ról gra polski aktor, Jerzy Stuhr, znakomicie wcielający się w postać Rajskiego, rzecznika prasowego Stolicy Apostolskiej. Kilka miesięcy temu, w wywiadzie dla Newsweeka, Stuhr wypowiedział się na temat tego filmu. Mówił wtedy: Włosi umieją kpić ze świętych rzeczy i to wcale nie osłabia ich wiary. Sceny, w których rozgrywa się turniej siatkówki kardynałów, są naprawdę śmieszne. [...] Oni mają głębokie wyczucie komizmu, sacrum i herezji.1 Cały wywiad jest utrzymany w pogodnym tonie, źródła zamieszania można upatrywać więc w celowym wyrwaniu wypo- wiedzi aktora z kontekstu, czego konsekwencją była okładka z wielkimi literami: Nie zależy mi na opinii biskupów. Drugą stroną kontrowersji jest tematyka dzieła. Habemus Papam opowiada o wybranym na papieża kardynale Melville’u, który w obliczu powagi sprawowania urzędu papieskiego traci wewnętrzny spokój i popada w depresję. Sytuacja jest o tyle trudna, że wybór dokonany w trakcie konklawe jest traktowany jako uczyniony z natchnienia Ducha Świętego – świadomość działania wbrew woli Bożej jest szczególnie trudna dla papieża-elekta. Na pomoc kardynałowi przybywa psychiatra będący ateistą (w tej roli przezabawny Nanni Moretti), jednakże pacjent wymyka się z Watykanu i doświadcza codzienego życia wśród obywateli Rzymu. Widziałem ten film na przedpremierowym pokazie w kinie Muranów; potem odbyła się interesująca dyskusja, w której strony nie mogły się zdecydować, czy Habemus Papam jest dziełem o Kościele czy o słabości wybitnej jednostki. Trudno powiedzieć, że to jest film o tematyce eklezjalnej – hierarchia została tam odwzorowana dość niewiernie, wizerunki kardynałów są karykaturalnie przerysowane, ale dzięki temu obraz obfituje w niezwykle śmieszne sytuacje. Protestancka teolog obecna na sali kinowej oceniła Habemus Papam jako obraz Kościoła przechodzącego z modelu zarządzania przez hierarchię do znacznie większego demokratyzmu i angażowania świeckich w procesy decyzyjne. Właściwszym tropem jest według mnie człowiek – to film głęboko humanistyczny. Mamy okazję, by towarzyszyć Melville’owi w czasie jego zmagań z samym sobą. Nie powiedziałbym, że ten proces został dobrze odwzorowany – jest bardzo uwewnętrzniony, ponadto zupełnie pozbawiony strony duchowej; Melville zdaje się nie uciekać do Boga, trudno o scenę szczerej modlitwy. Podsumowując: Habemus Papam to film o ludzkiej słabości, o niespełnionych marzeniach i umiejętności stawania w prawdzie przed samym sobą. Nie jest to dzieło wybitne; nie jest też antykatolickie. Z pewnością ma znaczny potencjał. No i można się po prostu uśmiać. http://www.newsweek.pl/wydania/1270/habemus-stuhr,73316,1,1 1 Opowieść o rodzie złodziei: „Pióropusz” Mariana Pilota Aleksandra Trzepałka M arian Pilot zapytany o swoją prozę bez wahania sklasyfikował ją jako sowizdrzalską, awanturniczą literaturę chłopską. Nurt czerpiący z powojennego folkloru polskiej wsi ostatnio stał się popularny dzięki Nike dla Wiesława Myśliwskiego, czołowego przedstawiciela gatunku. Narratorem powieści „Pióropusz” jest chłopiec mieszkający w małej wiosce, lecz wielkim garncu kulturowym. Mieści Polaków, Niemców i Kresowiaków - ludzi anachronicznej mentalności w powojennej, komunistycznej rzeczywistości. Głównym tematem opowieści jest ojciec: nieobecny, więziony, symbol oporu przed totalitaryzmem, człowiek ostentacyjnie niepiśmienny i zupełnie nieudolny w złodziejskim fachu. Pierwsze, co zrobi po wyjściu z komunistycznego więzienia, to podaruje synowi skradzione pióro. Tym młodzieniec zostanie zobowiązany do pisania „prawdy” na usługach służby bezpieczeństwa. Pilot ukazuje proces, w którym człowiek z nizin - wyrzutek nawet w gronie społeczności lokalnej, staje się niewolnikiem systemu. Swoje marzenia o zmianie otaczającego 32 go świata we wzorcowy kołchoz główny bohater dzieli z przyjacielem, którego traci w tragicznych okolicznościach. Chłopcy, karmiąc się propagandowymi historyjkami, wierzą, że tylko wyśniona wspólnota złodziei (żeby nie było zbyt wzniośle) zapewni sprawiedliwą równość. Autor z niezwykłym talentem kreuje świat brutalny, wulgarny, pełen przemocy, głupoty, nienawiści i niespełnionej namiętności. Jednocześnie jest to obraz żywy, humorystyczny i groteskowy. Pilot opowiada o tragicznych wydarzeniach lekko i porywająco. „Pióropusz ” nie przytłacza ciężką treścią polityczną, zapewne dzięki temu, że pisarz powierzył narrację nastolatkowi. Zaskakująco zabawne komentarze skutecznie przełamują powagę opisywanych zdarzeń. Czytelnik zostaje zarzucony bogactwem językowym: nieprzebranym zasobem słów, gwarą i licznymi neologizmami. Autor tworzy własną mowę - wyszukaną grę z językiem polskim, skłaniającą do skupienia i czerpania z kontekstu. Uważam, że jest to lektura zarówno dla osób spragnionych rozrywki, jak i dla tych, którzy poszukują niebanalnej prozy o powojennej Polsce. Obok Myśliwskiego i Janusza Krasińskiego, Marian Pilot plasuje się w czołówce prozy „piekącej”. kultura Tomas Tranströmer – „Tak mało wierszy, tak wiele poezji” Maciej Hawryłeczko T egorocznym laureatem Literackiej Nagrody Nobla został szwedzki poeta, Tomas Tranströmer. Chociaż był wymieniany na listach kandydatów do tego wyróżnienia przynajmniej od czasu uhonorowania Wisławy Szymborskiej, nie oznacza to, że Tranströmer jest twórcą powszechnie w Polsce znanym. Cóż, nawet wiersze wspomnianej noblistki lub Czesława Miłosza nie przebiły się do powszechnej świadomości, a co tu dopiero mówić o szwedzkim autorze, którego nazwisko bywa złośliwie przekręcane na „transformer”, a portale informacyjne (jak odniosłem w ostatnich tygodniach wrażenie) dysponowały tylko jednym zdjęciem Tranströmera, na którym wydaje się bardziej obcy niż jest polskim odbiorcom w rzeczywistości. Niewiedza o Tranströmerze i jego twórczości to strata dla tych, którzy cenią sobie poezję najwyższej próby. Nie bez powodu wplotłem powyżej nazwisko Szymborskiej – gdy czytamy jej utwory oraz liryki Szweda, podobieństwa są dostrzegalne. Występują jednak pewne różnice, które scharakteryzował zresztą sam Tranströmer: Najsilniej łączy nas chyba humor, który w moich wierszach jest jednak nieco bardziej stonowany. [...] Jej metodą jest drobiazgowa analiza, podczas gdy ja ujmuję rzeczywistość bardziej intuicyjnie. Myślenie abstrakcyjne nie jest moją mocną cechą, a to dlatego, że od razu mam skojarzenia wzrokowe 1. Obrazy i zmysłowość w ogóle to w istocie znacząca cecha jego poezji. Trudno czytać liryki Tranströmera i nie zostać zaangażowanym przez życie wewnętrzne podmiotu lirycznego. I tak, w wierszu Szyny, istotna treść nie jest podana wprost, ale doświadczenie odseparowania się od świata zewnętrznego, oddalenia, izolacji jest dojmujące: Druga w nocy, księżyc. Pociąg przystanął / pośrodku równiny. Daleko światełka miasta / mrugają, zimne, na horyzoncie. / Jak kiedy ktoś zabrnie tak daleko w sen, / że, wróciwszy do pokoju, / już nigdy sobie nie przypomni, że był tam. / [...] Pociąg stoi zupełnie nieruchomo. / Druga. Pełnia księżyca, parę gwiazd2. Tranströmer konstruuje tekst opierając się na krótkich wyrażeniach i umiejętnie dobranych powtórzeniach, które swoją obecnością przypominają dźwięki dzwonu, powtarzające się w symfonii. Szwedzki poeta podkreśla znaczenie bycia częścią rzeczywistości – jego wiersze mają charakter bardzo realny, są konsekwencją odnalezienia się w danej przestrzeni i w danym czasie. Kiedyś, przywołując tę myśl, napisał: jestem w tym miejscu, gdzie całe stworzenie nad sobą pracuje. Utworów Tranströmera nie ma wiele – on sam przez całe życie był psychologiem, w ostatnich latach cierpi ze względu na skutki częściowego paraliżu i afazji. Jednakże, podobnie jak u Harry’ego Martinsona (innego szwedzkiego znakomitego poety noblisty) i Wisławy Szymborskiej, jego utwory bardzo dobrze określa sformułowanie wyrażone przez Stanisława Balbusa: Tak mało wierszy, tak wiele poezji3. 1 Sen, który budzę do życia, [w:] „Tygodnik Powszechny”, nr 42 (3249), 16 X 2011, s. 41. 2 Tłum. Czesław Miłosz 3 http://tygodnik.onet.pl/33,0,69266,3,artykul.html Norwegian Wood reż. Anh Hung Tran Anna Łapińska P roza Harukiego Murakamiego cieszy się zarówno w naszym kraju, jak i na całym świecie niesłabnącą popularnością - jego kolejne książki nie schodzą z list najlepiej sprzedających się tytułów. Dlatego też ekranizacja jednej z jego powieści wyświetlana w kinie Muranów w ramach 5. Festiwalu Pięciu Smaków przyciągnęła rzesze fanów pisarza. Zainteresowanie filmem było tak duże, że zdecydowano się na zorganizowanie dodatkowego nocnego seansu. W istocie była to gratka nie tylko dla miłośników Murakamiego, lecz też filmu w ogóle, bowiem ekranizacji „Norwegian Wood” podjął się wybitny wietnamski reżyser Anh Hung Tran (twórca „Rykszarza”, laureata Złotego Lwa z 1995 roku). Powieść w zeszłym roku została nominowana do tej prestiżowej nagrody – wszystko wskazywało na to, że jest na co czekać i poświęcić spokojny sen na rzecz kinematograficznej rozkoszy. Niestety, film wzbudził we mnie mieszane odczucia. „Norwegian Wood” to smutna historia o dojrzewaniu, rozgrywająca się na tle studenckich strajków wstrząsających uniwersytetami w latach 60’. Główny bohater, Toru Watanabe, studiuje w Tokio, gdzie stara się uporać ze swoją samotnością i traumatycznymi wspomnieniami o przyjacielu Kizukim, który jako nastolatek popełnił samobójstwo. Życie Watanabe zaczyna obracać się wokół dwóch kobiet - melancholijnej Naoko, dziewczyny Kizukiego, która nie może poradzić sobie z tragiczną przeszłością, oraz pełnej życia i bezczelnej Midori. Anh Hung Tran podszedł bardzo selektywnie do powieści, wybierając oderwane od siebie sceny i uzupełniając je narracją Toru. Tracą na tym postacie, w zasadzie pozbawione przez to emocjonalnego podłoża i głębi. Groteskowe wrażenie sprawiają wypowiedzi bohaterów, żywcem wyjęte z powieści – o ile świetnie się je czyta, to usłyszane w kinie, pozbawione kontekstu opisów, wywoływały śmiech. Spowodowało to niemiłe odczucie pastiszu i spłaszczenia znanej już czytelnikom historii. Największą siłę oddziaływania w filmie zdecydowanie ma obraz. Anh Hung Tran opowiada historię poprzez zmysłowe światło, scenografię, przyrodę, zjawiska pogodowe. Emocje poszczególnych scen kreuje bogatą kolorystyką, odgłosami natury; otoczenie definiuje nawet samych bohaterów – rozdartej Naoko towarzyszy wręcz huraganowy wiatr, niebieskości i zielenie, na Midori częściej pada złota poświata zachodzącego słońca. Każde ujęcie jest mistrzowsko dopracowane, nie ma w nich nic przypadkowego. Te jedyne w swoim rodzaju wrażenia estetyczne pozwalają wybaczyć reżyserowi wady filmu i docenić jego poetyckie w istocie dzieło. Podsumowując, „Norwegian Wood” to wymagający film, który z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu. Nie jest typową ekranizacją, a osobistą i indywidualną interpretacją świetnego twórcy. Ci, którzy będą szukali w niej Murakamiego, mogą być rozczarowani. 33 kultura Operowa celebracja Recenzja „Prometeusza” w Warszawskiej Operze Kameralnej Marek Skrzetuski Specyficzna to forma widowiska - opera kameralna. Skromna w zamierzeniach, wstrzemięźliwa w pretensjach - w tym tkwi cała jej siła, cała jej wyjątkowość. W pełni przeznaczona dla tych, którzy chcą wybrać się „na operę”, a nie „do opery”. Nie pokażemy wyjątkowego wysublimowania ani nonszalancji swoją obecnością na niej; ale za to uzyskamy szansę, by wczuć się w spektakl prawdziwie, pojąć go wraz z całą warstwą wokalno-muzyczną… a nawet, choć może to zabrzmieć dziwnie, polubić tę formę. „P rometeusz”, oparty na oryginalnej tragedii Ajschylosa, a opracowany przez kompozytorkę Bernadettę Matuszczak, nie jest operą zbyt długą ani zbyt prostą w treści. Skutecznie broni się przed pretensjonalnością romantycznych XIX-wiecznych oper. Więcej jest tu rozważań o fatum, filozoficznych odwołań do greckiej mitologii i antycznego sposobu postrzegania świata. Całość ubrana w wokalną i orkiestrową szatę przybiera postać uatrakcyjniającą starożytny dramat. Nie sposób wyzbyć się tu wrażenia odwołań do ich utraconych, autentycznych wykonań, w dźwięcznych i głęboko oprawianych formach celebracji. Jak z zadaniem zaprezentowania tego wszystkiego poradził sobie zespół Warszawskiej Opery Kameralnej? Najkrócej odpowiedzieć można – klasycznie. I bardzo dobrze, bo obronił się tym samym przed notoryczną obecnie manierą uwspółcześniania, przeobrażania na siłę tego, co na nadmiernej modyfikacji więcej traci, niż zyskuje. Nie znaczy to, że wszystko jest tu statyczne lub konwencjonalne. Owszem, wysłańcy bogów zstępują z wysokości dzierżąc w rę- kach akcesoria od wieków im przypisane literacko. Prometeusz, przykuty do skały, stanowi centralny punkt scenografii – jakby na antycznym ołtarzu jakaś specyficzny substytut tabernakulum. Okryty kamieniami, z krwawiącą wątrobą, ma klasycznie grecką posturę, szaty, brodę nawet. Nie stoi jednak pasywnie. Targany emocjami, walczy duchowo z tym, co nachodzi spokój jego cierpienia i zniewolenia. Chór, antynomicznie podzielony na dwie części – męską, lojalną wobec Zeusa oraz współczującą żeńską – nie komentuje jedynie zdarzeń, ale jest ich czynnym uczestnikiem, podobnie jego Przodowniczka. Wciąż jednak zachowana jest zasada jedności w liczbie bohaterów na scenie. To, co każde z wykonań operowych wyróżnia – oprawa muzyczna – stoi na dobrym i dostosowanym do uszu większości słuchaczy poziomie. Na pierwszy plan wybija się tu oczywiście doskonały wokal występującego w tytułowej roli Dariusza Górskiego. Chór grecki jest chórem w pełnym tego słowa znaczeniu. Konstruuje akcję nie tylko słowami, ale i tembrem głosu: modulacyjnym śpiewem, szeptem. Pierwotny dramatyzm potęgowany jest przez grę orkiestry, szybko i na Co z tym teatrem? Dominika Pietrzyk D awno, dawno temu, w czasach bezwzględnej supremacji bogów olimpijskich, w krainie ambrozją i nektarem płynącej, z obrzędów ku czci boga wina i płodności, Dionizosa, narodził się teatr. Od czasów pierwszych greckich tragedii oblicze teatru gwałtownie się zmieniało i - co dla nas najważniejsze - zmienia się nadal. Dokąd prowadzi ewolucja teatru w XXI wieku? Co rozumiemy przez teatr awangardowy i czy spełnia on nasze oczekiwania? Gdzie jest miejsce reżysera, a gdzie aktora we współczesnym widowisku teatralnym? Wszystkie te problemy, jak i wiele innych, zostaną poruszone w ramach cyklu esejów i recenzji „Co z tym teatrem?”. Prezentowane tu teksty nie będą miały nic wspólnego z obiektywizmem. Wielu osobom moje stanowisko może wydawać się błędne, a wygłasza- 34 ne opinie dyletanckie. Mimo to zapraszam wszystkich tych, których nie odstraszy kwiecisty styl, emocjonalne podejście i śmiałość wygłaszanych sądów do śledzenia cyklu „Co z tym teatrem” i być może (na co liczę) do szerszej debaty. Wraz z nastaniem końca wakacji rumieńców nabiera życie kulturalne w stolicy, czego przejawem jest rozpoczęcie sezonu 2011/2012 w większości teatrów. Repertuary uginają się pod ciężarem sztuk najróżniejszych, a miłośnicy „kultury wysokiej” zacierają ręce z zadowolona. Inną sprawą jest to, czy obfitość tytułów figurujących w repertuarach, przekłada się na obfitość treści prezentowanych przez afiszowe hity. Nie jest moim zamiarem analizowanie rozbieżności pojawiających się miedzy jakością wystawianych sztuk ani między poziomem prezentowanym stałe wpadającą w tło inscenizacji. Wszystko to – wraz z aktywną, jak na operę, grą sceniczną oraz brakiem tak groźnych dla gatunku dłużyzn – czyni z „Prometeusza” spektakl niewątpliwie dobry. I – co więcej – potrafiący obeznanych z operą widzów zaintrygować i zainteresować. przez poszczególne placówki, bo przecież widownia coraz bardziej „demokratyczna”, a zapotrzebowanie na kulturę różne. W cyklu „Co z tym teatrem?” pragnę pochylać się nad ofertą teatrów, których „produkty” zwykło się uważać za wymagające większego zaangażowania od widza. Ósmego października w Teatrze Rozmaitości miała odbyć się premiera nowego spektaklu Grzegorza Jarzyny „Nosferatu” inspirowanego powieścią Brama Stokera „Dracula”. Oczekujących w kolejce po bilety (w tym mnie…) spotkało jednak rozczarowanie - z powodu nagłej choroby aktora odwołano zarówno premierę jak i planowane na miesiąc październik spektakle popremierowe. No cóż, na pióro sama spływa mi refleksja, że minęły już czasy, w których aktorzy pojawiali się na scenie bez względu na wszystko (wypadki samochodowe, choroby, śmierć bliskiej osoby, złamane serca – a wtedy gra się najtrudniej, przytaczając opinię Krystyny Jandy , nie mówiąc już o archaicznym przeświadczeniu, że aktor, który nie stawił się do pracy, zostaje misz-masz uznany za zmarłego. Zastanówmy się jednak, czego możemy się spodziewać po nowej sztuce Grzegorza Jarzyny, uznawanego za jednego z wielkiej trójcy reżyserów krajowych (Lupa-Jarzyna-Warlikowski). Nauczona doświadczeniem wyniesionym ze sceny przy ulicy Marszałkowskiej mogę napisać: na pewno nic łatwego i „lekkiego”. Nie oznacza to oczywiście, że czeka nas pot, krew i łzy (chociaż co do tego pierwszego można mieć wątpliwości, biorąc po uwagę brak klimatyzacji i ciasnotę w Sali Bogusławskiego). Grzegorz Jarzyna znany jest ze swojego nowatorskiego podejścia do, wydawałoby się, całkowicie wyeksploatowanych obszarów sztuki, a także z interesujących parafraz kultury. Niemniej jednak nie ukrywam, że martwi mnie tendencja Jarzyny do zapętlania i „utrudniania” widowiska teatralnego do granic możliwości. Reżyserom teatralnym wydaje się chyba, że sztuka im mniej zrozumiała i bardziej „awangardowa”, tym lepsza, co niekoniecznie jest prawdą. Niepokoi mnie także pojawiająca się zwłaszcza wśród młodych ludzi moda na „kulturę wysoką” (jakże relatywne jest to pojęcie), która przejawia się głównie uczęszczaniem na psychodeliczne spektakle i udawaniem, że wszystko się zrozumiało. Ja sama przyznaję się do tego, że zazwyczaj po dwóch, a czasami czterech godzinach przebywania na widowni, kiedy moje komórki nerwowe zaczynają trawić dostarczone im bodźce, dochodzę do wniosku, że niewiele z tego wszystkiego zrozumiałam. Zawsze wtedy stawiam sobie pytanie, czy teatr nie wchodzi w fazę schyłkową, skoro reżyserowie prześcigają się w najróżniejszych dziwactwach, żeby tylko przyciągnąć bardziej wymagającego widza. Czy sztuka nie stała się polem do popisu dla rozpasanych indywidualności reżyserów? Najlepszym przykładem podobnej rozpasanej indywidualności jest według mnie Krzysztof Warlikowski, który ma ambicję fizycznego wykończenia widowni (swoją drogą zawsze licznej) swoimi scenicznymi tasiemcami. Żeby była jasność, jestem pełna podziwu dla gry aktorskiej, dla wkładu i zaangażowania zespołu, dla oprawy muzycznej widowiska, która częstokroć powala na kolana (niech za przykład posłuży tutaj „(A)pollonia” tegoż Warlikowskiego), ale na miłość Boską - niech łamanie form i odchodzenie od starych schematów nie odbywa się kosztem moich czterech liter! W jakim celu chodzę na tego typu spektakle? Dlaczego poddaję się aurze wyjątkowości otaczającej teatr „awangardowy”? Otóż Powrót do Kica Łukasz Kumkowski J adąc autobusem linii 188 w kierunku Szaserów nieustannie myślałem o tym, co czeka mnie gdy pojawię się w akademiku po tak długiej, ponad trzymiesięcznej przerwie. W cuda nigdy nie wierzyłem, więc nic nie mogło mnie zaskoczyć. Akademik nie mógł ulec przeobrażeniu z dnia na dzień, a wcześniej nic nie wskazywało na zmiany. Po opuszczeniu pojazdu, skręciłem w ulicę Kobielską, aby, po przejściu kilkuset metrów, znów stanąć twarzą w twarz z Domem Studenckim, kryjącym się pod adresem Kickiego 12. „Mariott”, bo tak go pieszczotliwie nazywa gremium „localsów”, stał dumnie wpatrzony w swojego konkurenta po przeciwnej strony ulicy. Przez moment silnie zapragnąłem znaleźć się w swoim starym pokoju na II piętrze tego żółtościennego molocha. Wszedłem więc do środka, aby po raz pierwszy w nowym roku akademickim spotkać wesołe twarze Pań Portierek. Wnętrze, dobrze skądinąd znane, wyglądało tak, jakby czas się w tym miejscu zatrzymał. Nic się nie zmieniło i nie będę udawał zaskoczenia. Spodziewałem się obrazu, który w tej chwili materializował się przed moimi oczyma. O ile na mnie widok ten nie robił specjalnego wrażenia, nie sposób było nie zauważyć rozczarowania w oczach młodszych studentów. Jedna z dziewczyn spytała z przerażeniem jak można tu wytrzymać na dłuższą metę. Nie dałem po sobie poznać, iż poczułem się lekko urażony tą uwagą. W końcu mijał właśnie czwarty rok od kiedy wprowadziłem się do tego właśnie akademika. Niemniej rozumiałem doskonale, co kieruje emocjami tej miłej dziewczyny. Musiała przeżyć szok, gdy po odebraniu kluczy po raz pierwszy zajrzała do swojego pokoju, gdzie czekały na nią stare meble, stojące na sfatygowanym gumolicie. Łazienki, która swoją aparycją potrafiłaby wzruszyć największego twardziela, a standardami znacząco odbiegającej od… jakichkolwiek standardów. Odmienionej (wybielono ściany), ale nadal przykrej dla oka. Na pierwszorocznym z pewnością robiło to nie lada wrażenie, zwłaszcza gdy wcześniej nasłuchał się opowieści o najlepszym akademiku w Warszawie, który również należy do Uniwersytetu. Tamten doczekał się kompleksowego remontu, na który czekają pozostałe domy studenckie. Stary poczciwy „Kic”, w którego murach mieszkały oczekuję, że któregoś pięknego dnia, (czy raczej któregoś pięknego wieczoru) dane mi będzie w pełni zaangażować się w to, co dzieje się na scenie, a nie tylko żerować na zaangażowaniu cudzym. Być może chodzi o to niedookreślone katharsis, którego pragnie doświadczyć każdy miłośnik teatru. A może, abstrahując od widowisk autorskich, chodzi po prostu o to, żeby zobaczyć dobrą adaptację klasyki dramatu, której reżyser wyzbędzie się zakusów uwspółcześniania fabuły (co kończy się odgrzewaniem kotletów, jak to się dzieje przy entej metamorfozie kochanków z Werony w Romka i Julkę z podwórka pod blokiem) i podejmie się wyzwania zrealizowania tradycyjnej, acz porządnej interpretacji. Tak czy inaczej, kończąc, mam nadzieję, że w listopadzie (bo na ten miesiąc przewidywania jest premiera „Nosferatu”) będę miała okazję do wypowiedzenia sakramentalnego veni, vidi, vici, co będzie oznaczało, że przybyłam, zobaczyłam i… podobało mi się. Ewentualnych polemistów, których oczekuję, z niecierpliwością odsyłam na adres mailowy: [email protected] takie osobowości jak Muniek Staszczyk czy Ernest Bryll, czeka równie cierpliwie, dając schronienie kolejnym rocznikom studentów. Ludzie przychodzą, mieszkają tu przez długie lata (niektórzy nienaturalnie długie), po czym nadchodzi czas ich rozstania i zawsze jest to moment trudny. Dlaczego tak jest? Odpowiedź może wydawać się trywialna, ale ten „staruszek” po prostu ma coś w sobie. Jest częścią pewnej legendy. Gdy koledzy z roku pytają mnie gdzie mieszkam, ja z dumą w głosie odpowiadam, że w „Kicu”. Nie muszę już nic dodawać. Niemal powszechna wiedza o jego istnieniu wiąże się z jego bardzo długą obecnością w zakamarkach Grochowa. Nie wiem, na ile jest to potwierdzona hipoteza, ale niektórzy twierdzą, iż został on zbudowany z materiałów pochodzących z placu budowy PKiN. Rok jego powstania, czyli 1955, zdaje się to potwierdzać. Historia historią, ale dla mieszkańców liczy się rzeczywistość. Akademiki na Kickiego potrzebują interwencji ekipy remontowej, która wprowadziłaby je w XXI wiek. Głęboko wierzę, że jeszcze w trakcie mojej kariery studenckiej, będę zmuszony wyprowadzić się z „Mariotta”, gdy rozpoczną się tu prace budowlane. Pisząc te słowa w swoim starym pokoju na II piętrze tego żółtościennego molocha bardzo na to liczę. 35 misz-masz Romantyzm - polski grzech pierworodny Dominika Pietrzyk P olski sen, polskie marzenie, polski los – wszystko co streszcza „polski szlachetny idealizm”, etos, który XIXwieczny romantyzm stworzył dla przyszłych pokoleń. Światopogląd oparty na micie powstańczym, mesjanistycznym kulcie walki za wolność ojczyzny i świata, świadomym wyborze ofiary czyli śmierci. Romantyzm jest niejako zakodowany w polskim DNA i chodź traktujemy go współcześnie jako gen recesywny, to możemy być pewni, że ujawnia się on i ujawniać będzie, mimo odprawianych nad nim egzorcyzmów. Pytaniem zasadniczym jest w jakim wymiarze romantyzm funkcjonuje dzisiaj wśród młodych ludzi, a w jaki sposób funkcjonował niegdyś? Przeciętnemu zjadaczowi chleba w Polsce, któremu z romantyzmem przyszło zetknąć się ostatni raz w traumatycznych latach edukacji szkolnej, bohater romantyczny jawi się (zgodnie z kanonem podręcznikowym) jako „rozumny szałem” patriota, na poły bohater na poły szaleniec, egzaltowany marzyciel składający swe życie pod zastaw idei. Nie ma w tym nic dziwnego – wyobrażenie to jest częścią wykształconego w kulturze polskiej modelu romantyzmu, który zyskał daleko idącą aprobatę społeczeństwa w XIX wieku. Model ten przyniósł poważne konsekwencje pod postacią niebywałego wręcz rozwoju religii patriotyzmu. Nad problemem tym, jak i nad wieloma innymi problemami dotyczącym polskiego romantyzmu, pochyliła się Maria Janion, wskazując na ciemną sferę ówczesnego patriotyzmu, graniczącą z obłędem. Jak słusznie zauważa badaczka, dla ówczesnych patriotów ojczyzna stawała się świętością, ale bez uzasadnienia moralnego, postrzeganą jako demoniczna i okrutna rywalka innych uczuć. Jak możemy się tylko domyślać - uznanie się kapłanem tak bezwzględnego bóstwa, wymagało ofiary 36 ze zdrowych zmysłów. Nic więc dziwnego, że szaleńcy romantyczni spalali się w ogniu poświęcenia (dlatego w XIX wieku na nowo odżył rejtanizm). Idea poświęcenie dla ojczyzny stała się odtąd podstawowym kanonem wychowania przyszłych pokoleń. Tragiczne poczucie obowiązku wobec ojczyzny mieli zarówno powstańcy styczniowi jaki i powstańcy ’44. Ci ostatni, choć karmieni „Herostratesem” Lechonia i „Czarną wiosną” Słonimskiego, choć odchowani w atmosferze wietrzenia zatęchłego grobowca ojczyzny, nie zdołali stłumić w sobie potrzeby wpasowania się w konwencję ukształtowaną przez mit bohaterski, który notabene okazał się najbardziej trwałym polskim mitem. Mit bohaterski daje o sobie znać zawsze, gdy w jakiś sposób zagrożony zostaje niepodległy byt narodu. Polacy ulegają wówczas dziwnej pokusie, żeby masowo i irracjonalnie, acz w blasku patosu, udawać się na pewną śmierć. Inną sprawą jest to, że jako naród nie potrafią radzić sobie z niepodległością i sami niejako prowokują stan swojej najwyższej aktywności, jakim jest niewola. Innymi słowy jesteśmy narodem, który doskonale radzi sobie z historyczną rolą uciskanego, lecz nieco gorzej w misją budowania państwa już niepodległego. Jak podobne myślenie o ojczyźnie wpływa na „świadomość romantyczną” Polaków? Otóż współczesny romantyzm daje się, moim zdaniem, zaobserwować w dwóch odsłonach. Pierwsza z nich jest nieodłącznie związana z epigonizmem, rozbuchanym patriotyzmem zahaczającym o populizm, płytką miłością ojczyzny objawiającą się wzruszeniem na dźwięk pieśni legionowych czy wreszcie z przeświadczeniem, że Polak dobry a Rusek i Niemiec źli. Drugi nurt, czy raczej anty-nurt, jest ukryty głębiej i nie chce mieć z romantyzmem niczego wspólnego. Czy nie jest tak, że młodzi ludzie wyzbywają się idealizmu, za punkt wyjścia biorąc przekonanie, że należy się wpasować we współczesny model społeczeństwa „bez serc bez ducha”, że „idealizm nie jest w modzie”, a funkcjonowanie w zbiorowości jest możliwe tylko wówczas, gdy okrasić je pragmatyzmem i relatywizmem moralnym? Wobec tego jak wytłumaczyć fakt, że każdy, bliżej poznany młody Polak deklaruje, że jest romantykiem (najczęściej mimo woli) i zawstydzony szybko dodaje, że stale mocuje się z resztkami idealizmu, które mogą okazać się szkodliwe w przyszłości, czy też z podobnymi demonami już się rozprawił? Podobne rozdwojenie jawi się w moich oczach jako gwałt na naturze polskiej. Pojawiający się stan rezygnacji zahaczający częstokroć o dekadentyzm, czy żeby użyć słów o mniejszej sile wyrazu, rodzący się w niektórych młodych Polakach eskapizm, przypomina w swym zarysie raczej neoromantyzm. Czy przy wszystkich problemach, jakie Polacy mają z interpretacją dziedzictwa romantycznego, ten nie jest najpoważniejszy? Wzrost nastrojów „moralnej bierności” oznaczać może, że nadal wybieramy z romantyzmu to co najgorsze tzn. koncentrujemy się na sferze rozważań wewnętrznych, które częstokroć hamują romantyczny aktywizm. Niegdyś zaprowadziło to romantyzm polski w ślepy zaułek ofiarniczej bierności. Gdyby zaistniały ku temu przesłanki, stalibyśmy się zapewne nowym pokoleniem Kolumbów, które zostało postawione przed problemem wyboru między dobrem własnym a dobrem ojczyzny. I choć pierwsze pokolenie Polski niepodległej wykarmione zostało Awangardą, Skamandrem i szeroko rozumianą nowoczesnością (tak jak i my teraz), to jego przedstawiciele nie uniknęli wtłoczenia w formę, którą narzucała tradycja XIX-wieczna. Wobec tego, co należy uznać za warte wyłowienia z kotła romantyzmu? Jakie prezentowane przezeń wartości, są godnymi reinterpretacji i przekształcenia (co jest bardzo ważne w chwili nawrotu romantyzmu o zabarwieniu mesjanistycznym)? Innymi słowy - jak twórczo wykorzystać tradycje romantyczne? Jednej z wielu prób odpowiedzi na to pytanie podjął się Stanisław Brzozowski. Pojął on do końca daleko idące konsekwencje bierności mesjanizmu (przejawiającej się przede wszystkim zamiłowaniem do straceńczego gestu) dla literatury i kultury polskiej. Brzozowski uważał, że myśli polskiej brakuje odpowiedzialności za samą siebie, za czyn przez nią stworzony. „Bo nie ma w tej kulturze ani prawdziwej, walki ani prawdziwej pracy”. Za niezwykle twórczy uznał Brzozowski romantyzm angielski, który nie zatracił swego pierwotnego impetu, potrzeby nieustannego przekraczania tego co jest. Autor „Legendy Młodej Polski” dostrzegał potrzebę wykształcenia w społeczeństwie nawyku samodoskonalenia, ciągłego ruchu, aktywizmu - CZYNU. Potępiał postawę biernej ofiarniczości i „barankowości”, którą uznawał za największe zło jakie romantyzm, w swym powolnym zastyganiu w postument narodowej chluby, wyrządził Polakom. Zapytasz może drogi czytelniku, jak ma się to do sytuacji obecnej? Otóż rady Brzozowskiego wydają się nadal niezwykle cenne, a punkt widzenia na romantyzm zadziwiająco trafny – nie potrzeba nam bowiem dzisiaj ani mesjanistycznych uniesień, ani (powodowanej drapieżnością cywilizacji) bierności moralnej, lecz pełnego zaangażowania w otaczającą nas rzeczywistość i w zmieniający się świat. I taką właśnie konkluzją, zaczerpniętą z rozważań jednego ze sztandarowych krytyków romantyzmu, pragnę zakończyć mój i tak już przydługi miszmasz. misz-masz Dlaczego zawsze brakuje frytek? Konrad Leszko L udzie na tym świecie dzielą się na rozmaite kategorie. Tak odważna teza już na początku wywoła reakcję alergiczną wśród wielu słusznie czczących równość czytelników. Nie obchodzi mnie tu wszak wcale podział dokonywany według oczywistych, często fałszywych i nieprowadzących do żadnych pożytecznych wniosków kryteriów jak płeć, rasa, religia czy zasobność. Tym zajmują się rozmaici socjologowie i insi badacze, których prace nie służą najczęściej niczemu więcej, jak szerzeniu ko m p l e ksów lub fo r s o w a n i u z myś l o nych argumentów pod pozorami n a u kowo ś c i . Czuję potrzebę przeprowadzenia podziału u t yl i t a r n e g o , pozwalającego odróżnić człowieka pożytecznego i wartego uwagi od tego, który na nic się nigdy ambitnej osobie nie nada. Wiedziony poczuciem misji, przeprowadzę Cię przez ten trudny proces. Aby móc dokonać podziału, potrzebujesz znaleźć sięw konkretnym środowisku. Musisz także albo (co wątpliwe) cieszyć się sami pewną estymą w społeczeństwie, albo po prostu wykazać się odrobiną sprytu. Idzie w każdym razie o to, by dostać się na konferencję, względnie galę lub sympozjum branżowe, koniecznie z darmowym kateringiem. Jeżeli spełniasz pierwsze kryterium (estyma), możesz się w ogóle tym etapem nie martwić, bowiem wejdziesz na pożądane spotkanie okazując zaproszenie czy posługując się innymi podobnie cywilizowanymi metodami. Pozbawiony tej możliwości możesz podjąć się następujących środków: a) podać się za dziennikarza niszowego pisma, np. miesięcznika „Ty i Twój żółw błotny” lub kwartalnika „Przegląd Koronkarstwa Łowickiego”; b) ubrać się w najlepsze ubranie i wypić setkę czystej; tak przygotowany miniesz każdego portiera, ponieważ, o ile ten dysponuje choćby minimalnym doświadczeniem, uzna Cię automatycznie za głównego lektora. Będąc już wewnątrz, należy zorientować się, kiedy wypadają dłuższe przerwy, najlepiej obiadowe i zająć pozycję z dobrym widokiem na stoły z poczęstunkiem. Najlepsze wyniki osiągniesz na konferencjach kilkudniowych lub bogatych galach, gdzie różnorodność poczęstunków może być dla gości dużym pro- blemem. Tym lepiej wtedy zarysują się między nimi drobne różnice. Pierwsi przy stole będą dziennikarze. Tym samym możliwe stanie się zdemaskowanie tych oszustów, którzy posłużyli się metodą a), gdyż będą oni czekali na okazję konsumpcji do pojawienia się gęstszego tłumu. Są oni dla Ciebie zupełnie nieistotni. Wśród przedstawicieli mediów natomiast zarysują się następujące różnice. Dziennikarze prasowi zaatakują główne dania, szczególnie te aromatycznie czosnkowe lub z cebulą. Radiowcy postarają się nie wybierać ryb. Aspirujące gwiazdy dziennikarstwa zjedzą tylko odrobinę sałaty; jako jedyni z szansą na prawdziwy wywiad, kierując się doświadczeniem pożywili się tylko przy okazji poszukiwań pieczystego i frytek. Niżej zostanie wyjaśnione dlaczego. W razie problemów z kategoryzacją na tym etapie, zyskamy drugą szansę później, gdy mniej zasobni żurnaliści będą ganiali za goścmi krztusząc się z twarzą pełną fasolki, kontrastując tym samym ze spokojnie wymierzającymi pytania między kęsy rozmówców poważnymi dziennikarzami. Gdy nadejdzie właściwa pora posiłku przeżyjesz szok. Warto skorzystać przedtem z usług jadłodajni dla ubogich lub trenować zen. Wszyscy branżowi eleganci zjednoczą się w apetycie. Ostrożni, stojący w każdej osobno kolejce po sztućce, przystawki, zieleń, danie główne i dodatki, dawkujący sobie po jednej przyjemności ze zgrabnie ułożonego menu, będą to najpewniej ludzie prawdziwie kulturalni i niechciwi. Bliscy emerytury profesorowie lub Ci najbardziej pracowici i ascetyczni z całego towarzystwa. Z natury swej uczciwi i nieprzydatni, korzystający tylko z tego, co profesjonalny zjazd oferuje podług broszury. Kolejną grupę stworzą niespełnieni architekci i artyści z talerzami uginającymi się pod ciężarem skomplikowanych konstrukcji z mięs i podrobów, ozdobionych kolorowym zimnym ryżem i sałatą ze spodów pater. Ci niewidoczni zza potraw zjadacze, to zwykle asystenci, ludzie na dorobku. Wdzięczni za możliwość uzupełnienia rocznych braków w konsumpcji krewetek królewskich. Warto podpatrzeć dla kogo napełniają, prawda że skromniej, ale już jakby z gracją innej osoby, drugi talerz. Będzie to może ktoś bardzo wpływowy, zbyt zajęty lub zblazowany, by tracić czas w kolejkach po średniej jakości dania z blaszanych hotelowych pojemników. Pierwszą wartą uwagi troszczącego się o swą karierę młodego człowieka grupą jest trzon każdej branżowej zbiórki; świeżo upieczeni doktorzy habilitowani względnie członkowie zarządów małych i średnich firm, działacze samorządowi co najmniej powiatowego szczebla, itp. Poznać ich po tym, że jako jedni z nielicznych wiedzą, po co przyszli i że nie jest to darmowy katering. Zjedzą cokolwiek, jeżeli kolejka będzie nieduża, może być nawet na zimno. Interes życia jeszcze przed nimi, stres zaciska gardła, gdy przy galarecie muszą myśleć o pierwszych słowach do potencjalnego inwestora w ich karierę. Warci uwagi są dlatego, że o ile nie przedstawiasz sam wartości handlowej lub naukowej, nie podchodź pod żadnym pozorem, bowiem są to jedyni ludzie, którzy uznają za konieczne zadenuncjowanie 37 misz-masz ochronie Twojego nielegalnego pobytu na terenie konferencji. Wreszcie po wyselekcjonowaniu z masy powyżej opisanych grup, widoczni staną się pojedynczy osobnicy, poruszający się pięknymi susami między grupkami rozmawiających. Wydawać się będzie, że każdego znają; będą się kłaniać, zagadywać, omijać kolejki nieścigani przez słowa protestu. Zawartość ich talerzy będzie cechować elegancja i prostota. Dwa rodzaje ciepłego mięsa w całości, bez sosu, odrobina prostej surówki i góra frytek. To zjawisko daje odpowiedź na odwieczne, metafizyczne niemal pytanie, spędzające sen z oczu lekarzom, naukowcom czy inżynierom, „dlaczego zawsze na publicznych spotkaniach ze szwedzkim stołem brakuje frytek?”. Jak dochodzi do tego wrogiego przejęcia, nie wiem. Po tych cechach poznasz w każdym razie bywalca; człowieka, który opanował darmowe stołowanie się do perfekcji, który jest w stanie dokonać odczytu na każdy temat, brylować w każdym towarzystwie i z każdym zrobić inte- res. Jest to osoba niezwykle pożyteczna i doprawdy trudno wyobrazić sobie kogoś lepszego do spółki. Przenikliwość swojego umysłu przejawia dobierając świeże i bezpieczne, sycące dania, bez po- Historia jednej nocy… Paulina Kabzińska P ośród zabawek siedzi lalka z p o r c e l a n y. C z e r w o n o b i a ł a suknia w koronki ją zdobi. Cudna, piękna, twarz anioła. Rzęsy - heban, usta pełne. Lico róż maluje. Nos zadar ty lekko. Oczy błękit nieba kryją. Lok złocisty twarz oplata. Perły szyję rozświet l a j ą , c h o ć p o l i c z k i w i n n y. P a t r z ą wszyscy na nią, wszyscy lalę podziwiają. Przyszedł misio, chciał przytulić. Lalka jednak z pluszu n i e j e s t . Tw a r d a , z i m n a , t w a r z choć piękna bez grymasu. Misio pyta „Czy przez chwile misiem b ę d z i e s z ? ” L a l a n a b o k g ł ową k i w a . M i s i o s m u t e k m a n a t w a r z y. Lalka tylko w lustro zerka. Misio t e ż s i ę w n i m o d b ij a . St o i z t ył u i wc i ą ż c z e k a . No c s i ę s k r a d a p o m a l u t k u . K s i ę ż yc w ko ń c u w o k n o zerka. Przed zwierciadłem lalka stoi. Misio zniknął już z odbicia. Zasnął przy bucik u złotym. Nagle trzask i półka pęka. Lecą w dół 38 zabawki wszystkie. Na dęb o w e d r e w n o s p a d ł y. M i s i o cały war tko wstaje. Szuka, k r z y c z y. W n e t c o ś w i d z i . C o ś s i ę b ł y s z c z y. W z r o k p r z yc i ą ga . Pe rły ws z ę dzie rozrzucone. Pod stopami ceramika. Lala pękła, z nią marzenia. Futerkiem łzy miś ociera. K s i ę ż yc ś w i a d e k obserwuje. Skulił się w kłębuszek miś. „Misiu, misiu co się dzieje?” - „Nie i s t n i e j ą bez uczuć p r z y j a c i e l e ” . śpiechu, ale i bez straty czasu. To za nim naprawdę wypatrują oczy dziennikarze, licząc na spotkanie z tajemniczą szarą eminencją konferencyjnego światka; myślą nad rozwiązaniem tajemnic tej miejskiej legendy. Jeśli go spotkasz, zapoznaj, pozyskaj i już przez resztę życia będziesz żył zasobnie, a w każdym razie dobrze odżywiony. Jaki jest i czy jest w ogóle jakiś prawdziwy cel bywalca? Nie wiem, ale Ty właśnie postawiłeś pierwszy krok na drodze do stania się nim i uzyskania odpowiedzi. Wypowiadając się zawsze z szacunkiem o każdym prawdziwie zgłębiającym podziały, chcę popisać się oryginalnym podejściem do sprawy. Ośmieliłem się więc wprowadzić tę kolejną typologię, wpisując się w retorykę dzielenia. Myślę, że jest w końcu pierwszą pożyteczną, dlatego tak bezwstydnie może służyć prywatnym interesom, nie oglądając się na szerszy kontekst społeczny. Skupiając się na tym podziale, umkną Ci inne i sam możesz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to bardzo dobrze czy może nie. Teza o równych żołądkach w każdym razie jednak upada. Samorządowe Rabaty to projekt mający na celu pozyskiwanie zniżek dla studentów Uniwersytetu Warszawskiego. 17 maja 2010 r. ruszyła jego nowa wersja - teraz podstawą zniżki jest legitymacja studencka UW. Krótko mówiąc – w miejscach, które znajdują się w naszym katalogu, po okazaniu ważnej legitymacji studenta Uniwersytetu Warszawskiego, korzystasz z rabatów! W tym serwisie będą pojawiały się najnowsze zniżki. Cały czas zdobywamy dla Was nowe oferty! Mamy też swój profil na facebooku’u, gdzie również zachęcamy Studentów do korzystania z Samorządowych Rabatów. Szukajcie miejsc oznaczonych naklejką: Jesteś przedstawicielem firmy? Chcesz znaleźć się w naszym serwisie? Napisz na: [email protected] Uniwerek. TV www.uniw erek.tv Uniwerek.TV – studencka telewizja Uniwersytetu Warszawskiego powstała w maju 2010 roku. Wystarczyło kilka miesięcy przygotowań, w ciągu, których szukaliśmy chętnych do współpracy i kompletowaliśmy sprzęt, aby wcielić projekt Samorządu Studentów UW w życie. Zadebiutowaliśmy podczas jUWenaliów Uniwersytetu Warszawskiego i to z nich zrobiliśmy nasze pierwsze relacje. Uniwerek.TV to telewizja studencka, o studentach i dla studentów. W naszych materiałach poruszamy interesujące tematy, takie jak: polityka, kultura, społeczeństwo. Ponadto, chcemy wyjść naprzeciw Waszym problemom i rzucić światło na nurtujące Was sprawy. Nie boimy się podejmować także trudnych tematów. Poza rzetelnym przekazywaniem informacji naszym priorytetem jest zaktywizowanie studentów UW i stworzenie miejsca, gdzie będziecie mieli możliwość rozwijania Waszych pasji i zainteresowań. Zapraszamy na stronę internetową i życzymy miłego seansu! 39