Edukacja z wyobraźnią czyli jak podróżować bez map

Transkrypt

Edukacja z wyobraźnią czyli jak podróżować bez map
Ryszard M. Łukaszewicz
„Edukacja z wyobraźnią czyli jak podróżować bez map”
Bajka o „Lokomotywie Tootle”, stanowi uroczy tomik, w którym pełno jest przestróg, choć
na pozór wydaje się jednym z wielu opowiadań ,o uczłowieczonych ciężarówkach, holownikach, wozach
straży ogniowej itp. , które mają udzielić dziecku pierwszej lekcji „prawdziwego” życia.
Tootle jest jeszcze mała i chodzi do szkoły, gdzie pobiera dwie podstawowe nauki: „Zatrzymuj się
na sygnał czerwony” i „zawsze trzymaj się szyn, bez względu na to, co się dzieje”. Pilność w nauce
wynagrodzona ma być przekształceniem się młodej maszyny w wielką aerodynamiczną lokomotywę.
Tootle przestrzega przez pewien czas reguł posłuszeństwa, po czym pewnego dnia odkrywa, jak cudownie
jest zboczyć z torów i zbierać kwiaty na pachnącej łące. To pogwałcenie przepisów nie da się jednak
utrzymać w tajemnicy, pozostają bowiem ślady na zderzaku. Niemniej jednak zabawa staje się coraz
silniejszą pokusą i pomimo ostrzeżeń Tootle powtarza swe wyprawy na kwietne łąki. Wreszcie kierownik
szkoły wpada w depresję. Szuka porady u burmistrza małego miasteczka, w którym mieści się szkoła,
burmistrz zwołuje zaś zebranie mieszkańców, o czym Tootle na razie jeszcze nie wie. Zebranie postanawia
przyjąć odpowiedni plan działania i gdy następnym razem Tootle podczas samodzielnej wyprawy zbacza
z toru, wjeżdża na czerwoną chorągiewkę i zatrzymuje się. Zwraca się w innym kierunku, ale zawsze
napotyka przed sobą czerwone sygnały. Gdziekolwiek się zwróci z trawy wyskakują czerwone chorągiewki,
gdyż mieszkańcy miasta dzielnie wzięli się do wspólnego dzieła. Zdumiona i przerażona Tootle spogląda
ku torom, gdzie dostrzega zapraszający do powrotu gest zielonej chorągiewki, dany przez czekającego tam
nauczyciela. Oszołomiona odruchową reakcją na czerwone sygnały, z radością biegnie za zielonym, wjeżdża
na tor i płacze ze szczęścia. Przyrzeka, że już nigdy się nie wykolei i powraca do parowozowni. Witana jest
okrzykami nauczycieli ,i mieszkańców oraz zapewnieniami, że na pewno zostanie wielką i aerodynamiczną
lokomotywą.
Zwycięzcami są dorośli, oni bowiem swoimi manipulacjami doprowadzają małą Tootle
do przystosowania się zgodnie z regułami, które ustalili sami. Wizja własnego sukcesu, gdy zostanie
wspaniałą lokomotywą, czyni ją szczęśliwą i pozwala zapomnieć o kwiatach; jakże dziecinne i niepoważne
są kwiaty wobec wielkiego, dorosłego, poważnego świata maszyn, sygnałów, torów. Czyżby?
Nasz sprzeciw dotyczy ukrytego wymiaru edukacji, który wyraża się w zakamuflowanym
mechanizmie „wdrukowywania” dzieciom reguł biernego i owiniętego w takie „bajki” przystosowania się
do warunków zastanych i uznanych. Jak w tej sytuacji ma się kształtować twórcza i spontaniczna,
samodzielna zdolność dziecka do przekraczania zadanego mu świata i jego porządku? Tylko proszę nas nie
częstować „dojrzałymi” uwagami, iż na to dzieci będą miały czas i okazję później. Czy wtedy, gdy po wielu
latach treningu w rodzaju „zawsze trzymaj się szyn...” zamiast otwierać się ku światu będą już „ustawione”?
Co więc z bajkami? Są one w edukacji niezbędne, lecz nie po to, aby straszyć „płaską dydaktyką”,
pouczaniem i odwoływaniem się do „naturalnej” kolei rzeczy, do tego, że tak było najczęściej lub zawsze;
mają one być tworzywem jedynego, niepowtarzalnego kształtowania się wyobraźni każdego dziecka,
zawieszonego między marzeniami i tęsknotą za lepszym, innym królestwem ludzi. Z bajkami i w zabawie
dzieci poznają oraz tworzą świat dźwięków i ruchu, barw i kształtów czy słowa. Ideą przewodnią
jest stymulowanie ich różnorodnej aktywności, bez podsuwania wzorów działania, bez sugerowania
„poprawnych” wyborów i decyzji, liczą się przecież ciekawość, badanie, poznanie. Tu wielkim czynnikiem
rozwoju jest własna, twórcza aktywność dziecka, ujawniająca się w odkrywaniu i kreowaniu świata. I w tym
znaczeniu opowiadamy się za łąką pełną różnych, zaskakujących i nieznanych kwiatów - poruszających
wyobraźnię Tootle i niosących jej radość  a nie za torami tak zmyślnie ułożonymi przez świat ludzi
dorosłych.
Od najdawniejszych czasów człowiek zazdrościł ptakom. Marzył bowiem o tym,
aby jego poczucie niezależności, swobody i wolności - było właśnie niczym skrzydła.
Owe tęsknoty kołaczą się w nas po dzień dzisiejszy. Ale z tą zdolnością do szybowania
wiązało się coś jeszcze. Wierzył głęboko, że po prostu z lotu ptaka więcej i lepiej widać;
że z góry i z dystansu odkryje a jednocześnie ogarnie porządek rzeczy jasny i czytelny,
z którego będzie czerpał inspiracje dla swej egzystencjalnej wędrówki.
R. Łukaszewicz
Dawno, dawno temu, dorośli wymyślili, że dzieci będą chodziły
do szkoły. Potem uznali, iż to nie wystarczy - potrzebna jest “prawdziwa” szkoła.
Cóż ...
A gdy przyszedłeś tam pierwszego dnia, niepomni wszystkiego, robili wiele
dziwnych rzeczy; próbowali głaskania, uśmieszków, podnoszenia brwi, marszczenia
czoła, mrugania okiem, otwierania ust. Ty zaś pytałeś o to, jakie obrazy wisiały
na ścianach w miejscach, w których teraz widniały ciemne plamy niespłowiałej
farby? Kiedy i dlaczego je zdjęto ? Czy dostałeś odpowiedź?
Przesiedziałeś lata w szkolnej ławie skazany na tysiące godzin “trafnych
odpowiedzi”, ćwiczony wedle reguły “słuchać - zapamiętać - powtarzać”
i z gorliwością godną lepszej sprawy - uwalniany od pytań i wątpliwości .
Ta szkoła nie prowokowała nikogo sposobami “leczenia głupoty”, pomimo
że każdego dnia świat... Tam nauczyciele wiedzieli lepiej , czy “lasy mają uszy,
a pola mają oczy”, pomimo że każdego dnia świat ... Tam przecież dorośli każdego
dnia rozmawiali o kupowaniu i szaleństwie robienia szmalu, o “wozie siana” pełnym
zielonych,
pomimo
że
każdego
dnia
świat
...
Tam
władza
- wiedza “ślepców” zawsze triumfowała, pomimo że każdego dnia świat...
Tam ideologie i ukryte programy tylko z innych czyniły “synów marnotrawnych”,
pomimo, że każdego dnia świat... Tam tablica i podręcznik zastąpiły
“stół mądrości”, pomimo, że każdego dnia świat... Tam egoizm kołysał słodko
“statkiem głupców” pomimo, że każdego dnia świat...
Jeśli dzisiejsza edukacja jest ciągle najpewniejszą rzeczą dla tych, którzy nie
ufają sobie, którzy szukają na ślepo i w pośpiechu wzorów do naśladownictwa, to
edukacja przyszłości powinna tworzyć nadzieję na demokratyzowanie możliwości,
jakie tkwią w potencjale rozwojowym ludzi, jednocześnie oferować sposoby
i narzędzia dla ich spełnienia się, spełnienia w życiu, a nie tylko w edukacji.
Cała Droga Mleczna ze swymi 100 miliardami słońc była potrzebna,
aby narodziło się, to, co nas otacza
każdego dnia”.. Pozwólmy wybrzmieć
tej niezwykłej refleksji. Niech w ciszy wielkiej zadumy raz, drugi czy trzeci, powróci
do naszej świadomości, choć nie jest pewne, czy potrafimy się z nią oswoić
do końca? Czy będziemy umieli i chcieli odmienić swoje stereotypy
i przyzwyczajenia w rozumieniu świata oraz naszego w nim miejsca.
Otóż to, co nazywamy procesami edukacyjnymi nie stanowi continuum, lecz
wypadkową sporadycznych przemian, o których w rzeczywistości wiemy
po wielokroć mniej niż napisano we wszystkich podręcznikach pedagogiki.
To my, w naszych umysłach i w zgodzie z logiką kartezjańską, rozbijamy obraz
edukacji na rozmaite kawałki, po czym dla wygody analizowania przebiegów układamy w porządku linearnym, w związki przyczynowo - skutkowe, budując owo
wyobrażeniowe continuum. Rozkładając ją na części bądź właściwości prawie
zawsze wykazywano tendencję do ich wyolbrzymiania, do przesady
w pojmowaniu ich niezależności i do ukrycia zasadniczej niepodzielności edukacji
jako złożonej całości .
W tym kontekście szczególnie zasadne jest nasze wołanie “precz z książkami
kucharskimi”, albowiem książka kucharska - a zaraz potem tradycyjna szkoła - jest
klasycznym przykładem zbioru działań algorytmicznych; każdy przepis instruuje
krok po kroku, co należy robić, aby ... A przecież w życiu mamy do czynienia także
z takimi sytuacjami, gdy przeglądamy szafki, półki, lodówkę i stwierdzamy “nic nie
ma, co zrobić?”, wtedy zaczyna się improwizacja, którą wieńczy okrzyk radości
z rozwiązania trudnego problemu - eureka!
Dzisiejsza edukacja ciągle naśladuje i przypomina skrzyżowanie książki
kucharskiej z komputerem; ta pierwsza jest zbiorem zamkniętym przepisów
postępowania, ten drugi natomiast - stanowi “imponujący” pojemnik informacji,
z którym mają konkurować podręczniki i głowy uczniów. Tak dalej być
nie może.
Z lotu ptaka tradycyjna szkoła przypomina starannie i zmyślnie
skonstruowaną mapę, a jej legenda nie pozostawia ani złudzeń, ani nadziei
- “wielki kartograf” pamiętał bowiem o wszystkim!
Edukacja w szkolnej podróży wiedzie dzieci i młodzież po naniesionych na
mapę szlakach, lekcjach chemii, historii starożytnej, botaniki, ojczystego języka czy
geometrii, każdy punkt, każdy zakręt, każda nierówność - mają swoje ustalone
objaśnienia i interpretacje, a przedmiotem wielkiej dumy” wielkiego kartografa” jest
to, że jeszcze jedno kolejne pokolenie drepcze sprawdzonymi bezpiecznymi
drogami. Tyle dziesięcioleci były tylko słuszne drogi. Każde zdziwienie, każde
pytanie dziecka, mają już sprawdzone odpowiedzi, mapy przecież są po to, aby nie
błądzić, szkoły są po to, aby nie błądzić, choć błądzenie jest rzeczą ludzką. Tak więc
lekcja po lekcji, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, temat po temacie, rok po
roku, szkolne mapy porządkują ciekawość młodych, ryzyko odkrywania, radość
szukania, pasje samodzielnego myszkowania, odwagę eksperymentowania poza
dostarczonymi informacjami. I zdaje się nikomu nie przeszkadzać, że jest to tylko
schematyczny obraz, obraz z drugiej ręki, a nie świat, w którym żyjemy.
Tradycyjna edukacja wykazuje właśnie, nazbyt często, takie przejawy
"napuszonej głupoty" (określenie Benthama), gdy "mapami" wpisanymi
w podręczniki, programami, próbuje zastępować krajobraz - wyrazistość wizualną,
intymne doświadczenie miejsca czy jego kreowanie. W edukacji mapy mają przede
wszystkim sens metaforyczny, symboliczny, a sprzeciw wobec podróżowania z nimi
jest protestem wobec podróżowania wyłącznie za pomocą map. Coraz częściej
oczekujemy od edukacji spotkania nie z mapą, lecz z krajobrazem - w tym jego
dosłownym i przenośnym sensie; żadne bowiem dzieło kartografii nie zastąpi
rzeczywistego i poetyckiego obrazu terenu i jego związków z ludźmi.
Dzieje człowieka, długie dzieje - pełne są kodeksów przepisów, wskazówek,
sprawdzonych sposobów, kulinarnych reguł, zaklętych, niewzruszonych
i niezmiennych porządków baśni i legend, książkowych czy życiowych
drogowskazów, dróg sprawdzonych przez matki i ojców, przejrzystych, czytelnych
rodowodów oraz tradycji, żeby już więcej nie wymieniać. Są one "mapami", które
wskazują człowiekowi drogi dojścia do różnych celów. Człowiek posługuje się nimi
od zarania. Uznaję to, nie protestuję, chciałbym jednakże, aby uczył się on również
"podróżować bez map". Tylko tyle.
Idea szkoły jako miejsca przerabiania materiału z poszczególnych
przedmiotów, zdobywania i piętrzenia zasobów wiedzy, pamięciowego
kolekcjonowania długich łańcuchów faktów przegrała.
Wszystkie dzieci potrafią rysować i malować, w zaskakujący sposób
demonstrować wielką siłę wyobraźni, potrafią komponować bajki i własne światy,
dopóki szkoła tych zdolności bezlitośnie nie wyeliminuje.
Dwa i dwa równa się cztery
Cztery i cztery to osiem
Osiem i osiem to szesnaście
Powtórz mówi nauczyciel
Dwa i dwa równa się cztery
Cztery i cztery to osiem
Osiem i osiem to szesnaście
Ale oto ptak pojawia się na niebie
Ptak gra na swej lirze
A dziecko śpiewa
A nauczyciel krzyczy
Kiedy wreszcie przestaniesz się wygłupiać?
Ale wszystkie inne dzieci słuchają muzyki I ściany klasy
Rozlatują się spokojnie...
Dzieje człowieka, długie dzieje - pełne są kodeksów przepisów, wskazówek,
sprawdzonych sposobów, kulinarnych reguł, zaklętych, niewzruszonych
i niezmiennych porządków baśni i legend, książkowych czy życiowych
drogowskazów, dróg sprawdzonych przez matki i ojców, przejrzystych, czytelnych
rodowodów oraz tradycji, żeby już więcej nie wymieniać. Są one "mapami", które
wskazują człowiekowi drogi dojścia do różnych celów. Człowiek posługuje się nimi
od zarania. Uznaję to, nie protestuję, chciałbym jednakże, aby uczył się on również
"podróżować bez map". Tylko tyle. (...)
Edukacja w szkolnej podróży wiedzie dzieci i młodzież po naniesionych
na mapę szlakach, lekcjach chemii, historii starożytnej, botaniki, ojczystego języka
czy geometrii, każdy punkt, każdy zakręt, każda nierówność - mają swoje ustalone
objaśnienia i interpretacje, a przedmiotem wielkiej dumy wielkiego kartografa” jest
to, że jeszcze jedno kolejne pokolenie drepcze sprawdzonymi bezpiecznymi
drogami. Tyle dziesięcioleci były tylko słuszne drogi. Każde zdziwienie, każde
pytanie dziecka, mają już sprawdzone odpowiedzi, mapy przecież są po to, aby nie
błądzić, szkoły są po to, aby nie błądzić, choć błądzenie jest rzeczą ludzką. Tak więc
lekcja po lekcji, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, temat po temacie, rok po
roku, szkolne mapy porządkują ciekawość młodych, ryzyko odkrywania, radość
szukania, pasje samodzielnego myszkowania, odwagę eksperymentowania poza
dostarczonymi informacjami. I zdaje się nikomu nie przeszkadzać, że jest to tylko
schematyczny obraz, obraz z drugiej ręki, a nie świat, w którym żyjemy.
Tradycyjna edukacja wykazuje właśnie, nazbyt często, takie przejawy
"napuszonej głupoty" (określenie Benthama), gdy "mapami" wpisanymi
w podręczniki, programami, próbuje zastępować krajobraz  wyrazistość wizualną,
intymne doświadczenie miejsca czy jego kreowanie. W edukacji mapy mają przede
wszystkim sens metaforyczny, symboliczny, a sprzeciw wobec podróżowania z nimi
jest protestem wobec podróżowania wyłącznie za pomocą map. Coraz częściej
oczekujemy od edukacji spotkania nie z mapą, lecz z krajobrazem  w tym jego
dosłownym i przenośnym sensie; żadne bowiem dzieło kartografii nie zastąpi
rzeczywistego i poetyckiego obrazu terenu i jego związków z ludźmi.

Podobne dokumenty