Drugie życie biznesmena
Transkrypt
Drugie życie biznesmena
http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/sekcja-strategie/drugie-zycie-biznesmena,1387,1 Drugie życie biznesmena 10.03.2009 , dostęp w dniu 31.03.2015 Palikot, Grabski, Tyczyński oraz kilku innych, którzy nasycili się sukcesem w biznesie i właśnie spieniężyli swoje firmy, znów podejmują nowe wyzwania. Ciągnie wilka do lasu inShare Ciśnienie jest duże. Największa w historii globalna fala fuzji i przejęć nie mogła ominąć naszego kraju. Jako że prywatyzacja została całkowicie zahamowana (w ubiegłym roku MSP wykonało tylko 10 proc. planu, sprzedając spółki za 455 mln zł), inwestorzy nawet nie mieli wyboru: musieli kupować od prywatnych właścicieli. Zaoferowali tak duże pieniądze, że potrafili przeciąć tradycyjne w biznesie relacje na linii przedsiębiorcaprzedsiębiorstwo. Pierwszy raz na szerszą skalę pojawiła się w Polsce grupa biznesmenów bez biznesu, ale za to z kieszeniami pełnymi pieniędzy. Ta nowa sytuacja skłania ich do postawienia pytania: co zrobić z tak miło rozpoczętym życiem? Część mimo że sprzedała firmy, pozostała na swoich stanowiskach, kilku w ogóle porzuciło biznes, większość zdecydowała się na tworzenie całkiem nowych przedsięwzięć. Organizowana w styczniu konferencja dotycząca Web 2.0 zgromadziła młodych entuzjastów internetu, którzy szukają szczęścia w nowym biznesie. Co kilka minut każdy z nich prezentował własny projekt. Pośród młodych ludzi, odzianych w dżinsy i sztruksowe marynarki, stał Maciej Grabski, były udziałowiec Wirtualnej Polski, który swoje akcje sprzedał już ponad rok temu. Kiedy przyszło jego pięć minut, ogłosił ze sceny, że prowadzi teraz fundusz, który inwestuje w innowacyjne przedsięwzięcia, i czeka na propozycje. - Facet zarobił grubo ponad 100 mln zł i jeszcze chce mu się pracować skomentował głośno ktoś z publiczności. - Dlaczego nie siedzi gdzieś na Seszelach? - Seszele, a gdzie to jest? - pyta Jan Kościuszko, który zaraz po sprzedaży sieci restauracji Chłopskie Jadło wziął się do nowych projektów. Podobnie jak wielu innych bohaterów naszych tekstów, którzy najpierw ogłaszali odejście z biznesu, by potem - najczęściej po cichu - do niego wrócić. Niektórzy sprzedali firmę, ale nadal w niej pracują. - Szef naprawdę nie ma wolnych nawet dziesięciu minut - cały styczeń powtarzała asystentka Henryka Mielewczyka, który wraz z żoną Żanetą sprzedał swoją rodzinną firmę Koral, produkującą przetwory rybne, giełdowemu konkurentowi, Graalowi. Mimo że zainkasował 38 mln zł w gotówce i kolejne 6 mln w akcjach Graala, nadal w niej pracuje jako doradca nowego zarządu. Podobnie projekty ubrań marki Simple nadal przygotowują siostry Maja Palma i Lidia Kalita, które swoją firmę odzieżową Simple Creative Products odsprzedały za 32 mln zł, z czego 23,5 mln złotych w gotówce, producentowi butów Gino Rossi. - Taka sytuacja jest korzystna nie tylko dla kupującego, który zatrzymuje w firmie dobrego menedżera i neutralizuje potencjalnego konkurenta, ale także dla sprzedającego. W ten sposób ma on czas, aby oswoić się z nową sytuacją - wyjaśnia Sławomir Horbaczewski, doradca gospodarczy pracujący m.in. dla takich przedsiębiorców jak Mariusz Książek, Michał Sołowow czy Mariusz Świtalski. W minionym roku nie brakowało też przypadków, gdy przedsiębiorcy zupełnie porzucali biznes. Antoni Kubicki swoją firmę produkującą zderzaki kolejowe Kamax po 13 latach zdecydował się sprzedać funduszowi private equity Advent International. Firmę opuścił z dnia na dzień i poświęcił się swojemu hobby - myślistwu. Twórcy prężnego Dominet Banku - Sylwester i Dorota Cackowie - też myślą raczej o emeryturze. Dopóki transakcja sprzedaży ich udziałów Belgom z Fortis Banku nie zostanie zamknięta, nie wypowiadają się na temat przyszłości. Dwa miesiące temu mówili jednak dziennikarce "Forbesa", że rozważają sprawę kupna domu w Toskanii i osiedlenia się tam na stałe. - Po kilkunastu latach ciężkiej orki ludzie dostrzegają, że życie im się wymknęło. Kiepskie kontakty z rodziną, mało czasu dla siebie, dużo permanentnego stresu. Decydują się więc na radykalny krok i odmieniają całe życie - tłumaczy Zuzanna Celmer, psycholog-terapeuta zajmująca się ludźmi biznesu. Zgadza się z nią Przemysław Schmidt, szef i współwłaściciel butiku inwestycyjnego Trigon, który sam przeżył podobną sytuację, kiedy w roku 1999 wraz z amerykańskimi inwestorami sprzedał firmę telewizyjną @entertainment i dostał całkowicie wolną rękę. - Intensywna praca wyjaławia i mocno ogranicza. Można się jednak z nią rozstać. Wtedy trzeba sobie znaleźć nową, całkowicie pochłaniającą pasję, taką jak chociażby uprawa winnicy gdzieś na południu Francji - mówi Schmidt. Sam jednak wrócił do biznesu i stworzył właśnie Trigon, który szybko wszedł do akcji jako doradca przy tak dużych transakcjach, jak przejęcie Polfy Kutno przez Ivax, sprzedaż akcji PTC Deutsche Telekom. Cóż, jestem trochę zakładnikiem swojego stylu życia - dodaje Schmidt. Nie on jeden. Gołym okiem widać, że większość ubiegłorocznych transakcji była tylko fazą pośrednią prowadzącą do stworzenia nowego biznesu. Znamienny jest przypadek Janusza Palikota. Kiedy jesienią ubiegłego roku sprzedawał swój udział w Polmosie Lublin, zamierzał zmienić resztę życia w długie wakacje z nową żoną u boku. Starczyło jednak kilka miesięcy, aby wycofał się z tego postanowienia. - Przyznaję, zmieniłem zdanie. Ale to będzie coś zupełnie innego. Sam firm prowadzić nie będę. Chcę inwestować i wspierać przedsięwzięcia społecznie odpowiedzialne - mówi Palikot, który powołał właśnie fundusz inwestycyjny swojego imienia. Ten sposób na powrót do przedsiębiorczości oddaje jego nowe credo życiowe. Zarówno w polityce, działalności społecznej, jak i w biznesie nie chce być osobą pierwszej linii, ale raczej swego rodzaju demiurgiem, kimś, kto bez rozgłosu sprawia, że sprawy idą do przodu. Taka postawa jest w biznesowym życiu po życiu najczęstsza. Janusz Tchórzewski po sprzedaniu firmy windykacyjnej Ultimo szybko założył własny fundusz inwestycyjny - Global Credit Development Fund - i za jego pośrednictwem realizuje nowe projekty. Maciej Grabski inwestuje obecnie w nieruchomości, spółki innowacyjne i przedsiębiorstwa, które popadły w tarapaty finansowe. Stanisław Tyczyński sprzedał udziały w Radiu RMF, ale ze 170 mln zł niewiele uszczknął na kilkutygodniowy urlop: chce robić telewizję i już szuka partnera. Jan Kościuszko znowu otwiera jakieś restauracje. - U nas w domu często opowiadało się historię, jak to mój dziadek zmarł w dzień po przejściu na emeryturę. Naszą cechą rodzinną jest to, że musimy działać - mówi Grabski. W ten sam ton uderza Kościuszko: - To już Weber mówił, że ludzie dzielą się na tych, co pracują, i na tych, co konsumują. Ja należę do pierwszej grupy - kwituje. Ale choć nie skusiło ich dostatnie leniuchowanie do końca dni, coś w życiu zmienili. - Teraz skupiam się na pilotowaniu inwestycji, a nie na codziennym prowadzeniu firm. Na pracę poświęcam więc o połowę mniej czasu niż wcześniej - mówi Tchórzewski. Taką postawę chwali Zuzanna Celmer. - Prowadzenie firmy wymagało od tych ludzi pełnej koncentracji, po sprzedaży mogą wreszcie nauczyć się równoważyć zainteresowania pracą i życiem prywatnym - mówi. Grono przedsiębiorców w drugim wcieleniu może wkrótce powiększyć się o kolejne osoby. Dołączą do nich zapewne ci, którzy - jak siostry Palma i Kalita oraz małżeństwo Mielewczyk - przejściowo zostali w świeżo sprzedanych firmach. Tak było z Bernardem Afeltowiczem, który w 2000 r. swoją sieć kredytów ratalnych CLA sprzedał grupie AIG. Część pieniędzy dostał od razu, na drugą ratę płatności musiał czekać kilka lat, wciąż szefując CLA. Kiedy AIG zwolniło go wreszcie z wszelkich zobowiązań, Afeltowicz szybko się wyniósł. Dziś wspólnie z Leszkiem Czarneckim stara się budować banki w Rosji i na Ukrainie. Nie jest też wykluczone, że do biznesu, wzorem Janusza Palikota, wrócą inni "dezerterzy". W tym względzie pouczające są wspomnienia Przemysława Schmidta. - Po wyjściu z @entertainment pierwszy tydzień był dla mnie świetny. Mogłem czytać, uprawiać sporty, odzyskiwać formę. W drugim tygodniu wciąż było nieźle. W trzecim zaczęło mi się przykrzyć, a po miesiącu musiałem już coś ze sobą zrobić - wspomina prezes Trigonu. Weberowski etos pracy przyjął się w Polsce na poważnie. I bardzo dobrze, tym bardziej że rutyniarze, jak Palikot, Grabski czy Tchórzewski, wracają do biznesu po to, by finansować pomysły ambitnych, rzutkich przedsiębiorców, niedysponujących jeszcze dużymi kapitałami. A to pomoc, której w polskim biznesie nigdy nie było w nadmiarze. Źródło: Forbes