Powrót Dobra

Transkrypt

Powrót Dobra
Powrót Dobra
Dawno temu, na świecie zapanował mrok. W ludzkich sercach zagnieździł się gniew.
Stali się bardzo ostrożni, podejrzliwi. Gdy ktoś podchodził do nich z wyciągniętą ręką,
uważali, że to jakiś podstęp. Widzieli tylko czubek własnych nosów, nie obchodził ich los
innych. Nie pomagali sobie. Przyjaźń, miłość, oddanie i pomoc zniknęły ze świata.
Zapanowała gorycz i szarość.
Nawet słońce nie ogrzewało ziemi jak dotychczas. Dawniej z dumą rozświetlało
największe mroki na Ziemi i rozjaśniało serce ludzi. Teraz, nawet gdy jego słabiutkie,
wąskie promienie jakoś dotarły do ludzi, były zimne. Zimne jak lód, wyniszczające.
Przyroda zamarła. Drzewa i rośliny uschły, strumienie i rzeki wyschły. Morza także cofały
się, dając ludziom więcej suchych lądów. Ptaki przestraszone gromadnie uciekały z tego
zimnego, ponurego świata. Nigdzie nie było słychać ich śpiewu. No, może w jednym
miejscu.
Tym miejscem była szklarnia pani Energii. Była to żywiołowa staruszka, która
uwielbiała kwiaty, rośliny, zwierzęta, całą otaczającą ją przyrodę. Miała dokładnie
dwieście trzydzieści cztery lata i jedenaście miesięcy, jeden tydzień i trzy dni. Była tym
typem człowieka, który nigdy się nie poddaje, zawsze idzie naprzód. Nawet jak nie może
już chodzić. Babcia Energia poruszała się na wózku inwalidzkim. Jednak to drobne
utrudnienie, jak zwykła mawiać, nie przeszkadzało jej w swoim ulubionym zajęciu, można
by powiedzieć „hobby”.
Pani Energia kochała rośliny. Jej dom przypominał istną dżunglę pełną roślin –od
fiołków, róż, storczyków, kaktusów i wiśni, po agrest, palmy, ananasy, bluszcz, bananowce,
drzewka pigwowe i morwowe. Tego, co nie mogła posadzić i hodować w domu z powodu
braku miejsca czy też odpowiedniego środowiska dla roślin, wynosiła albo do pięknego
ogrodu, albo do szklarni, która była jej chlubą. Och, ile tam było tych roślin!
Ale babcia Energia miała też małą piwniczkę zamykaną na klucz, który zawsze nosiła
na łańcuszku. W tajemnicy hodowała tam inne roślinki. Rosła tam i maleńka, wątła
roślinka o czerwonych listkach, która zwano Troskliwość. Była i nieco większa, podobna
do fasoli o niebieskich liściach – Pogoda Ducha. Nieopodal w wielkiej donicy, puściły
korzenie znalezione niedawno przez nią malutkie, wątłe nasionka Poczucia
Odpowiedzialności. A w małym słoiku z wodą kiełkowała Wiara w Lepsze Czasy. Te rośliny
rosły nie tylko dzięki staraniom pani Energii, ale także dzięki garstce ludzi, którzy tak jak
ona, nie stracili do końca swojej serdeczności i koleżeńskości. Nie było ich zbyt dużo.
Raptem piętnastu. Nie licząc dwunastu mędrców.
Tylko najstarsi pamiętali czasy, kiedy ludzie byli dla siebie uprzejmi, mili i serdeczni.
Kiedy śmiech dzieci rozbrzmiewał od rana do wieczora, a twarze dorosłych rozświetlał
uśmiech. Ale i starców dopadł mrok, który obezwładnił ich umysły. Tylko niektórzy, ci
1
najsilniejsi zdołali stawić mu opór. Reszta snuła się apatycznie i bez celu, spoglądając
wilkiem na każdego. Czasami wspominali swoją młodość pełną radości. Ale to wszystko
wydawało się bardzo odległe, nieprawdziwe. Jak sen. Piękny i cudowny, ale jednak sen.
Pewnej nocy dwunastu mędrcom przyśnił się ten sam sen. Oto byli znowu młodzi,
spędzali czas na dysputach, zabawach, ucztach i spotkaniach. Otaczali ich przyjaciele, czuli
się szczęśliwi. Ach, żeby ten sen mógł trwać wiecznie! W tej samej chwili podnieśli się ze
swoich posłań w zamku mędrców, Zamku Dwustu Tysięcy Pięciuset Dwu Ksiąg, i jak
zaczarowani ruszyli w stronę małej polany. Milcząc, usiedli w kręgu. Żaden na żadnego
nawet nie spojrzał. Ich wzrok wydawał się nieobecny, odległy. Zasnuty mgłą wspomnień.
Połączyło ich jedno niewytłumaczalne zjawisko – każdy słyszał myśli swoich towarzyszy.
A myśleli o tym samym... Tak dłużej być nie może! Każdy z osobna a jednak wszyscy razem
postanowili, że nie ruszą się z tego miejsca, dopóki na świat nie wróci radość, miłość,
zrozumienie.
Mijały dni, mijały tygodnie, miesiące. Wreszcie rok, drugi, trzeci.
Brody starców z siwych zrobiły się białe i sięgały już do ziemi. A oni siedzieli bez
ruchu jak posągi. Gdyby na ziemi żyły jakieś rośliny, z pewnością wyrosłyby na nich mchy.
A tymczasem pod troskliwym okiem i ręką staruszki Energii zakwitła właśnie
Troskliwość. Wiara w Lepsze Czasy już dawno oplotła swoimi pędami całą piwnicę, ba!,
nawet tu i ówdzie rozkwitły maleńkie żółte kwiatuszki. Energia spoglądała na to
z uśmiechem i sadziła kolejne kwiatki; Oddanie, jakieś malutkie i słabe pędy Honoru,
drzewko Tolerancji i jakieś, których nie umiała nazwać. Wyglądało to jak Chęć Niesienia
Pomocy, ale było trochę za małe. Może to jakaś zła roślina?- zastanawiała się.
Pewnego ranka anemiczny promień słońca przedarł się z trudem przez gęstwinę
puszczy i zajrzał w oczy najdostojniejszego z mędrców. Było to coś takiego, jak delikatne
trącenie struny. Spod powiek starca potoczył się łzy. Nie wiadomo dlaczego promyk
zatoczył koło nad głowami mędrców i w oczach wszystkich zaszkliły się łzy. Nie były to
jednak łzy słone, ale też nie łzy słodkie.
Płakali tak długo, aż z ich łez utworzył się strumień. Był jeszcze słabiutki i mały,
z trudem przedzierający przez suchą, spragnioną ziemię. Mimo to stawał się coraz większy,
bo ludzie zasilali go swoimi emocjami. Wiele ludzi usłyszało jakieś dziwne wołanie
i powtarzające się miarowo słowo, którego znaczenia nikt nie mógł sobie przypomnieć.
Była w nim jakaś moc. Ruszali więc w drogę, czując, że gdy są bliżej celu – małej polanki
i źródła strumyka, słowo nabiera jeszcze więcej mocy, jest dobitniejsze, silniejsze. A gdy
docierali - zaczynali płakać, nad sobą i innymi, nad światem - i wkrótce ze strumyczka
utworzył się strumień. A ze strumienia rzeka.
Były jednak jeszcze osoby, które patrzyły na ten widok niechętnym wzrokiem.
Usiłowali przegonić stamtąd ludzi, bo nie mogli znieść widoku ludzi wesołych, bez smutku
2
na obliczu. Ale gdy tylko podchodzili bliżej, strumyk ochlapywał ich. A wtedy oni, pod
wpływem tej magicznej wody, włączali się do wspólnej radości.
A tymczasem koło rzeki zaczęła zielenić się trawa. Ludzie patrzyli zdezorientowani,
i zastanawiali się, co to takiego? Trawa pełzła powoli, ale skutecznie, wkrótce zazieleniła
małą polankę, i tereny dookoła rzeki. Zaczęły też wyrastać kwiaty. Drobne, słabiutkie,
nieśmiało chowały kwiatki w ramionach, to jest, liściach i patrzyły wyczekująco. Wtedy
pojawiła się babcia Energia ze swoim kotem, Pankracem, który ciągnął za wstążkę wózek
z roślinkami. Był to niesamowity kot o niebieskim futrze i pięknych, mądrych oczach.
Staruszka zebrała ludzi i zaczęli sadzić kwiaty. Z początku nie wiedzieli jak posługiwać się
łopatą, ale babcia na wózku wszystkim udzielała spokojnych, mądrych rad i sama zasadziła
piękną wiśnię o białych listkach i pięknych, czarnych kwiatach. Niedługo potem cały brzeg
rzeki, którą ludzie postanowili nazwać Dobro, zazielenił się. Przybyły owady, siadając na
kwiatach. A trawa pełzła dalej. Weszła już do szarych, okolicznych miast.
Nagle w środku kręgu, który nadal stanowili mędrcy, coś zaszemrało. Spod ziemi
wyrósł w okamgnieniu piękny kwiat. Miał on niebieskawo-szarą, grubą jak noga człowieka
łodygę, metrowe listki koloru granatu i piękne kwiaty, które mieniły się różnymi kolorami
tęczy, zależnie jak padało światło, które grzało teraz z siłą dwunastu słońc. Gdy zaglądało
ciekawie, były one czerwone i pomarańczowe, gdy odbiegało zajrzeć gdzie indziej, mieniły
się odcieniami fioletu, gdy zaglądało za las – były zielone, a gdy zachodziło – białe jak
śnieg. A poza tym wydobywało się z niego jakieś światło, które rozświetlało serce każdego
człowieka i wyganiało stamtąd mrok. Ale mrok nie uciekł. O nie.
Mrok skupił się w jednym miejscu, naprzeciw koła mędrców i zamienił się
w roślinę. Ludzie zdrętwieli na jej widok. Była cała czarna i nie miała kwiatów. Rosła
w strasznym tempie, zagarniając wszystko dookoła. Mrok chciał najprawdopodobniej
dotknąć roślinę Światła. Ale ta się nie dała. Chlasnęła go raz i krótko liściem a Mrok cofnął
się. Ludzie odetchnęli. Wszystko wróciło do normy, ale ta druga roślina była
zastanawiająca. Raz, po raz próbowała zgładzić Światło, jednak to nie udawało się. Ludzie
byli wtedy bezpieczni. Ale gdy słońce znikało, by poświecić tym po drugiej stronie kuli
ziemskiej, opierało się słabiej, było mniej czujne. Mimo to Mrok nie wygrywał. Gdy babcia
Energia odkryła to, z ulgą wróciła do tajemnej piwniczki i zasadziła na polanie wokół
Dobra swoje roślinki; Wiarę w Lepsze Czasy, Troskliwość, Opiekuńczość, Chęć Niesienia
Pomocy, Poczucie Odpowiedzialności, Tolerancję i Pogodę Ducha. A niedługo potem na
czerwono wykiełkowała Miłość. Później Przyjaźń, bijąc po oczach swą żółtością. Ludzie się
odmienili. I znów na świecie zagościło dobro. Dzieci śmiały się od rana do wieczora,
a ludziom oczy lśniły radością. Co prawda nie tak jak dawniej, ale…
3