2006 IV Mistrzostwa w Ratownictwie
Transkrypt
2006 IV Mistrzostwa w Ratownictwie
„Jesteśmy Pogotowiem Ratunkowym, możemy Ci pomóc.” To był piękny dzień. Spędziliśmy go nad brzegiem niewielkiego jeziorka gdzieś w Polsce. Pojechaliśmy tam w zgranej nurkowej paczce: Iwona, Kinga, Paweł, trzech Marcinów, Grzegorz oraz Maciek. Pierwsze nurkowanie 18 merów, 30 minut. Normalnie – zimna woda, kiepska widoczność, lubimy to. Potem zrobiliśmy sobie grilla i dobili butle małą sprężarką. Zeszło jakieś dwie godziny. W drugim nurkowaniu zeszliśmy na 20 metrów. Wszystko było dobrze do 11 minuty. W tym momencie jeden z nas stracił przytomność. Partner wyciągnął nieprzytomnego, ale na szczęście oddychającego jeszcze kolegę na powierzchnię, gdzie zaopiekowaliśmy się nim i podali mu 100% tlen, oczekując przyjazdu pogotowia. Jednak nie na darmo jesteśmy dziećmi szczęścia. Partner wyciągnął poszkodowanego nurka akurat pod nogi pierwszej grupy uczestniczącej w IV Mistrzostwach Polski w Ratownictwie Medycznym i Drogowym. Mieliśmy wielką przyjemność uczestniczyć w tych mistrzostwach (nie, nie jako ratownicy – trzeba było mieć karetkę), ale jako potencjalne ofiary wypadku nurkowego (tutaj wystarczyło mieć sprzęt nurkowy). Według powyższego scenariusza przygotowaliśmy dwa stanowiska do oceny sprawności działań 75 zespołów ratowniczych. Były to głównie ekipy Pogotowia Ratunkowego, ale również strażacy, zespoły ratownicze MSWiA oraz TOPR-u. Cała impreza, nasze scenariusze oraz sędziowanie było opracowane i prowadzone przez lekarzy, instruktorów ratownictwa - zaawansowanej pomocy medycznej. Pracowało przy tym 250 osób: organizatorów, sędziów i takich jak my pozorantów. 75 zespołów to sporo. Przez cały dzień co 15 minut przyjeżdżały dwie kolejne ekipy. Dla nas maratonik, dla zespołów ratowniczych jeden z przystanków na drodze po zwycięstwo. Dla nich nasz przypadek okazał się najwyraźniej nowym doświadczeniem. Dla nas oglądanie ich działań było nowym doświadczeniem również. Większość lekarzy czy ratowników nie ma na co dzień styczności z problemami nurkowymi, więc musieli improwizować. Na to nałożył się stres spowodowany zawodami oraz pośpiechem (zawody odbywały się w rytmie wyścigów samochodowych – kolejne punkty kontrolne z limitem czasu oraz określony czas na zadanie). Egzotyka zadania połączona ze stresem i pośpiechem wywoływała nieporozumienia oraz ciekawe sytuacje. Jedna z akcji wyglądała tak: Zespół biegnie z karetki - „Jesteśmy Pogotowiem Ratunkowym, możemy Panu pomóc.” Nurek – „Pomocy, on jest nieprzytomny.” Ratownik 1 pochylający się nad ofiarą w rękawiczkach, ale okulary, którymi powinien ochraniać twarz ma na czole – „Co się stało?” Nurek – „Nurkowaliśmy i kolega stracił przytomność. Wyciągnąłem go na brzeg i podałem tlen”. Ratownik 2 poprawiając sobie nerwowo okulary (ratownik 1 wyciera sobie w tym czasie oczy oplute przez ofiarę czerwonym kisielem sugerującym krew) - „Może koledze tlen się pod wodą skończył?” Nurek – „Nurkowaliśmy na powietrzu.” Ratownik 2 – „Nie na tlenie?” Nurek – „Nie.” Ratownik 1 odłącza podany ofierze przez nurka z zestawu Danowskiego tlen z maseczką z rezerwuarem i zaworkami zwrotnymi podający prawie 100% tlen. W zamian podłącza maseczkę bez zaworków zwrotnych, co powoduje zasysanie sporych ilości powietrza (oraz utratę wielu punktów). Ratownik 1 – „Halo dyspozytor” Dyspozytor – „Co tam macie?” Ratownik 1 – „Nurek z chorobą kesonową” Nurek – „Może by zadzwonić do komory?” Ratownik 2 – „Tak, musimy wezwać helikopter do Gdańska” Dyspozytor – „Łączę z komorą” Ratownik 2 po opisaniu wypadku lekarzowi dyżurnemu w komorze w Gdyni– „Prosimy o helikopter do Starego Sącza” Dyżurny z komory – „Helikopter nie nadaje się do transportu na takie odległości – nie doleci. Musimy wezwać samolot. Proszę przewieźć nurka na najbliższe lotnisko, gdzie może dolecieć Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.” Podsumowując: Przyglądając się działaniom zespołów można było zauważyć pewne tendencje: • Zespoły profesjonalnych ratowników (bez lekarza) działały bardzo dobrze. Przy niewielkich naszych sugestiach (chętnie słuchali) uratowaliby nas wspaniale. • Zespoły strażaków lub jednostek MSWiA działały równie sprawnie jak ratownicy. Tracili jednak sporo czasu w pierwszych sekundach na zabezpieczanie sprzętu dla policji, pytania o atesty i uprawnienia nurkowe. Wiadomo, służbiści, jeśli więc nie masz nic na sumieniu, to dobrze trafić w ich ręce. • Część zespołów z lekarzem w grupie działało dobrze. Tracili trochę czasu na dzielenie włosa na czworo, słuchali jednak naszych sugestii. Jak wiesz, co powinni zrobić ratując ci partnera, to razem osiągniecie sukces. Z dialogów było widać, że lepiej poszło zespołom które miały w składzie nurka. ☺ • Część zespołów lekarskich łączyła entuzjazm z wiedzą na temat nurkowania rodem z „20000 mil podmorskiej żeglugi”. Dochodziło do zabawnych sytuacji, bo nam nie wolno było bez pytania podpowiadać. • Na 75 zespołów tylko dwa zaproponowały tlen partnerowi ofiary. Tyle jeżeli chodzi o udzielanie pomocy. Jeżeli chodzi o diagnozę, to nie było źle, tylko trochę archaicznie. Najczęściej rozpoznawano DCS (nazywany często chorobą kesonową), rzadziej barotraumę płuc (na którą wskazywały nie tylko przebieg nurkowania, ale również objawy ofiary podawane przez towarzyszących sędziów). Niektóre ekipy rozpoznawały urazy nie związane z nurkowaniem. A jak działali ci najskuteczniejsi - będzie to całkowicie subiektywny opis, bo nie byliśmy w stanie skupić się na obserwowaniu wszystkich zespołów (to robili sędziowie) i mogliśmy pominąć jakąś dobrą ekipę. Zapamiętaliśmy trzy ratowniczki; „Pinokio”, „Evelka” i „Mamba” (tak miały na koszulkach). Były bardzo sprawne, a ratowany kolega czuł się dobrze w ich rączkach. Całą akcję prowadziły w kontakcie z dyspozytorem i bardzo szybko połączyły się z Komorą. Bardzo dobrze wypadli strażacy z Krakowskiej Szkoły Aspirantów. Jako nieliczni rozpoznali uraz ciśnieniowy płuc i sami wiedzieli, że trzeba skontaktować się z komorą. Punktowo wypadli słabiej, bo wymienili naszą maskę na maskę bez zaworków zwrotnych, a ustawiona przez organizatorów punktacja traktowała to jako błąd krytyczny. Jednak czuliśmy się uratowani. Bardzo dobrze też czuliśmy się w twardych rękach ratowników TOPR-u. Dobrze ocenili stan ofiary, a wymieniając tlen pozostawili naszą maseczkę. Można z nimi jechać nie tylko w góry, ale jak widać i nad morze. Tak to było z tymi mistrzostwami. Nie znaczy to oczywiście, że lekarze nie umieją ratować ludzi. Świadczy to tylko o tym, jak egzotyczny jest na szczęście wypadek nurkowy dla lekarzy pogotowia i ratowników. Organizatorzy zastawili scenariuszem nurkowym pułapkę, która bezlitośnie zatrzaskiwała się na uczestnikach mistrzostw. Jednak dzięki doświadczeniu i późniejszemu omówieniu takiego wypadku na podsumowaniu mistrzostw, 75 zespołów ratowniczych w Polsce oraz na pewno wielu ich kolegów będzie świetnie wiedziało jak w przyszłości postąpić. Dodatkowo upowszechniona została wiedza na temat kontaktów z polskim ośrodkiem DAN czyli Krajowym Ośrodkiem Medycyny Hiperbarycznej. Sprawy nurkowe zostały wprowadzone do „lekarskiej świadomości ogólnej” i będą na pewno szeroko komentowane zarowno teraz, jak i przed następnymi mistrzostwami. To miłe, że autorytety lekarskie w sprawach ratownictwa rozumieją nasze problemy i postanowiły wzmocnić nasze bezpieczeństwo. Następne pouczające doświadczenie jest takie, że zespoły zawodowych ratowników, bez lekarza w swoim gronie, wypadały co najmniej tak dobrze jak te lekarskie. Jest to podobno regułą na takich zawodach, niezależnie od scenariuszy wypadków. To dobrze, ponieważ podobnie, jak to się odbywa na świecie i u nas coraz częściej będziemy ratowani przez zespoły bez lekarza. Pod opiekę lekarską dostaniemy się dopiero na odpowiednio wyposażonym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Ratownicy konsultujący się z takim odziałem a w przypadku wypadków nurkowych z KOMH w Gdynii otrzymają odpowiednie wsparcie. Dla nas nurków płynie z tej zabawy bardzo pożyteczna nauka. Dlatego między innymi (poza wspomnieniem świetnej zabawy) zdecydowaliśmy się na opisanie zdobytych doświadczeń. Wystarczy przypilnować kilku spraw i zwrócić uwagę na 2-3 krytyczne elementy i można współpracując uzyskać optymalny wynik takiej akcji ratowniczej. Te zespoły potrzebowały sugestii tylko w problemach nurkowych, ic pozostałe działania były przez sędziów oceniane bardzo wysoko. Musimy wiedzieć, co możemy i powinniśmy podpowiedzieć personelowi ratowniczemu: • Kiedy dajemy tlen sami, przypilnujmy, aby personel ratowniczy nie wymienił systemu na gorszy (podający mniej niż 100 % tlenu). Kiedy nasza butla z tlenem się kończy, przypilnujmy, żeby wymienił tylko butlę, naszą na swoją, pozostawiając naszą maseczkę jeżeli ich nie jest równie dobra. • Następnie zasugerujmy możliwość wystąpienia zarówno barotraumy płuc jak i choroby dekompresyjnej i poinformujmy o potrzebie jak najszybszego połączenia się z komorą w Gdyni dla konsultacji dalszego postępowania, w tym prowadzenia zaawansowanej pomocy medycznej (ALS). W KOMH-u (zawiadomionym przez nas wcześniej) dr Zdzisław Sićko i dr Jacek Kot przekażą najlepsze zalecenia zespołowi ratowniczemu i pomogą w dalszym postępowaniu. • Zasugerujmy, że ewentualny niedowład częściowy ciała z dużym prawdopodobieństwem spowodowany jest barotraumą lub chorobą dekompresyjną, a nie uszkodzeniem kręgosłupa (jeżeli wiemy że ofiara nigdzie nie spadła, itp.) • Przypilnujmy, aby z nurkiem pojechał jego komputer nurkowy i najlepiej opis zdarzenia (napisany na kartce, jeśli jest na to czas). • Bezpośredni świadek wypadku (partner) powinien też dodatkowo bezpośrednio skontaktować się z komorą, aby przekazać opis zdarzenia. W komorze nas świetnie zrozumieją, a ratownicy mają kłopot ze zrozumieniem zdenerwowanych nurków, bo nie zdajemy sobie sprawy, że mówimy nurkowym slangiem. Dziękujemy organizatorom za umożliwienie nam zdobycia tego typu doświadczeń. Dziękujemy też wszystkim lekarzom i ratownikom biorącym udział w mistrzostwach za duże zaangażowanie w ratowanie nas, nurków. Następnym razem, gdy się spotkamy w podobnych okolicznościach, my może naprawdę będziemy potrzebować pomocy, a wy będziecie świetnie wiedzieć jak jej udzielić. Podczas tych mistrzostw świetnie się bawiliśmy. To były prawdziwe zawody. Potknięcia i zabawne sytuacje są niezapomnianą częścią takiej zabawy. Jeszcze raz dziękujemy. Na koniec niech będzie nam wolno wyrazić nadzieję, że jeśli dane nam będzie się jeszcze spotkać w przyszłości, to tylko dlatego, że wielu z lekarzy i ratowników zapisze się na kurs nurkowania. Iwona Curzydło Maciek „Szczęściarz” Curzydło