Untitled - Koobe.pl
Transkrypt
Untitled - Koobe.pl
Magda Cel Co dalej, co potem... Copyright © by Magda Cel 2012 Virtualo Self-publishing 2012 ISBN 978-83-272-3492-6 Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora. Kulturalny poszukiwany Przyjechałam do Francji parę lat temu, z mężem, a właściwie to on przyjechał ze mną. Dostał propozycje pracy i to nawet w swoim zawodzie, jako architekt. Tadeusz od samego początku bardzo się o mnie martwił, a raczej o to czy się nie zanudzę bez wszystkich moich przyjaciół, podczas gdy on będzie w pracy. Zupełnie niepotrzebnie. Najpierw poszłam na kurs francuskiego, a potem bardzo szybko znalazłam sobie pracę, trochę pracy, czyli w sam raz, nie za dużo, tyle ile kobieta może znieść. Och przepraszam, taka kobieta jak ja. Szkoła nauki języków obcych, której Anne jest współwłaścicielką, zatrudniła mnie, jako lektora języka polskiego. W ten sposób poznałam Anne, która po rozwodzie ze swoim pięknym acz gburowatym mężem zainwestowała pieniądze z podziału majątku w ten biznes. Wcześniej pracowała w biurze, ale zdecydowała, że teraz chce się cieszyć całkowitą wolnością, w każdej dziedzinie życia. O byłym mężu Anne nic powiedzieć nie mogę, gdyż nigdy go nie widziałam, nie znam nawet jego imienia. Trudno też sprawdzić jak wielką dysponował urodą. Co prawda Anne ma z nim dwóch synów, ale obaj są podobni do matki. To nawet lepiej, bo podobno dziewczęta powinny być podobne do ojców, a chłopcy do matek, aby cieszyć się powodzeniem u płci przeciwnej. - Jeśli mają mieć takie powodzenie jak ja, to oby to się nie sprawdziło – powtarza często Anne. 3 Anne od czasu rozwodu czeka na kogoś specjalnego, a właściwie nie czeka tylko szuka. Niestety do tej pory jej poszukiwania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i troszeczkę zaczyna ją to martwić. Zaczyna nawet podejrzewać, że może mieć jakąś ukrytą wadę, bardzo ukrytą. Nawet jej samej nie udało się dotąd odkryć tej wady. - Anne, kogo ty właściwie szukasz, może masz za duże wymagania? - Możliwe. Mężczyźni w moim wieku nic nie mogą, albo impotent albo coś go boli albo się czegoś boi, po prostu nic ciekawego. I podkreślam, to nie jest wyłącznie moje zdanie. Byłam wczoraj u fryzjera, było nas tam kilkanaście i żadna nie miała nic dobrego do powiedzenia na ich temat. Ani rozwódki, ani mężatki. Panienek chyba tam wczoraj nie było. Anne należy do nowoczesnych kobiet, szuka przez Internet, dział: „ogłoszenia matrymonialne” - Wiesz, ja teraz o miłości postanowiłam zapomnieć. Mnie się należy trochę luksu „un peu de luxe”. Szukam mężczyzny przy pieniądzach, takiego, co jeszcze coś może, choćby do restauracji zaprosić. Na przykład tak jak ten ostatni, tylko on chyba nie wiedział, co chce. Owszem, był sympatyczny, ale za mało się mną interesował. List mu wysłałam żeby dał mi spokój, nie dzwonił, nie przychodził. Taki pożegnalny. - Ale po co? - No nie, ja cię przepraszam, takie sprawy trzeba elegancko załatwiać. 4 - Przecież on i tak nie przychodził i nie dzwonił, po co mu ten list? - Ty jesteś taka niedzisiejsza. No właśnie Ja musiałam mu to uświadomić. - Aha. - Powiedział, że absolutnie się ze mną zgadza, że nie jest jeszcze gotowy. Rozumiesz? Czterdzieści lat i nie gotowy. - Ale do Egiptu z nim pojechałaś. Może nawet za swoje. Tylko ty i on, za twoje. Anne patrzy na mnie chłodno, bez zrozumienia. - Jak ty się gubisz w szczegółach, on akurat tam chciał jechać. To było jego marzenie, trochę kościołów zwiedziliśmy. Ah, zaraz jakich? A co tu opowiadać? Jeden do drugiego podobny, właściwie nawet jak już weszłaś do jednego to nie było co dalej włazić. Tyle tylko, że dla ochłody. Nawet mi to dało do myślenia, po co ty do Francji przyjechałaś, tyle kilometrów z tej Polski. No! Ile? - Nie tak dużo gdzieś 1700 km, zależy z jakiego miejsca. - Ja nie rozumiem, przecież wszędzie jest tak samo. Wiem, co mówię, byłam niedawno w Nicei. Zupełnie jak Paryż, i tu budynki i tu. - Ale wtedy bym ciebie nie poznała i nikt by mi tego nie powiedział. A poza tym nie denerwuj się Anne, musiałam przyjechać za mężem. Kto by mu obiady gotował? 5 - No tak, no tak. Pewnego dnia Anne doszła do wniosku, że Internet nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. - Zrozum Lena ja to wszystko przemyślałam i postanowiłam poznać tego kogoś w jakiś bardziej naturalny sposób. W momencie jak on się wcale tego nie spodziewa. Teraz wszystkie samotne wpatrują się w ten Internet jak w zbawienie. Ale ja już wiem, że to przestało działać, to już się przejadło, teraz trzeba bardziej radykalnych metod, trzeba ich czymś zaskoczyć. Tak jak to kiedyś bywało. Nic nie stoi w miejscu, świat gna do przodu. - No dobrze – powiedziałam - może będę miała parę skromnych pomysłów. Uprzedzam cię jednak, że to wszystko teoria. Nie zapominaj, że jestem mężatką. I tak się zaczęło. Od muzeów. Pierwszy pomysł był prosty: na pewno jakiś kulturalny samotny mężczyzna przechadza się samotnie po jakimś muzeum, tylko po jakim? Zrobiłyśmy plan, objeździłyśmy trochę muzeów i niestety po trzech miesiącach byłyśmy ciągle w punkcie wyjścia, czyli mówiąc wprost, karnecik Anne nadal świecił pustkami. - Lena proszę cię, odwiedźmy jeszcze to jedno muzeum, już ostatnie. Anne zauważyła, że te wyjazdy do muzeów trochę mnie w pewnym momencie znudziły. Zwłaszcza, że po pierwsze nie 6 przepadam za muzeami, a po drugie okazało się, że eksponaty, które interesują Anne nie są w nich dostępne. Mimo to koniecznie chciała mnie przekonać do jeszcze jednej wyprawy. - Już tyle czasu jesteś we Francji, kto wie może właśnie, kiedy wrócisz do Polski, rozpadnie się Unia. Teraz tyle o tym mówią. Znowu wprowadzą wizy, zamkną granice i będziesz żałować. A już najgorsze oczywiście byłoby gdyby ktoś cię zapytał: „byłaś w Luwrze?” - Anne, trochę już jestem zmęczona tymi naszymi wizytami w muzeach, sama widzisz, że to bez sensu. - Lena proszę cię, niech to będzie ostatni raz, a jeśli nie ja to przynajmniej moi chłopcy na tym skorzystają i jednak Luwr to nie byle co, to słowo zna cały świat. Pojechałyśmy więc razem z synami Anne, wczesnym rankiem, niewyspane, ale szczęśliwe, że zdobyłyśmy się na ten ostatni wysiłek, że nie tracąc niedzieli na pranie podjęłyśmy to ostatnie wyzwanie. W mieście wycieczka zamieniła się w polowanie na miejsce dla samochodu. Po długich poszukiwaniach wypatrzyłyśmy jedno i to nawet nie na drugim końcu miasta. Już z daleka widać było przezroczyste piramidy Luwru. - Kolejka jak kiedyś w Polsce po kiełbasę – jęknęłam. Ale trochę nie miałam racji, ta była taka kulturalna i międzynarodowa. Słychać było przeróżne języki, widać 7 przeróżne urody. Każdy coś mówił, mądrze. W końcu po chwili oczekiwania udało nam się dostać do Luwru. - Najwyższy czas mamo, trochę już zmarzliśmy - powiedział Thomas. Nie wiem dlaczego, ale weszliśmy tam jakimś podziemnym wejściem, a w tych podziemiach sztuki sklepik na sklepiku dla kolekcjonerów odwiedzających znane miejsca. Towar za to jakiś zwyczajny, żadne tam Rembrandty tylko zwykłe t-shirty, kubki, długopisy, zupełnie jak na lotnisku. Anne spojrzała na mnie zdegustowana, od razu było widać, że pierwszy raz w Luwrze, chociaż Francuzka. - Zawsze ten, kto ma najbliżej, przyłazi ostatni - tłumaczyła się Anne. W pierwszej sali ujrzałyśmy same rzeźby rozrzucone po kątach. - Jakoś tu nie przytulnie - skrzywiła się Anne. Potem zaczęła ukradkiem czytać napisy na tabliczkach, żeby zaimponować synom, ale jedyne, co jej wpadło w oko to: kopia tego, kopia tamtego. - Aha. Ta głowa też kopia, chyba nie umiem odczuwać sztuki. Słowo kopia mnie bardzo dekoncentruje i daje do myślenia mm – zaczęła głośno myśleć Anne. Nagle gwałtownie stuknęła Thomasa, który się pokładał na jednej z tych kopii. 8 - No co tak skubiecie tę sztukę? Od razu widać brak męskiej ręki. - Chcemy ją poczuć mamo, sprawdzić czy materiał solidny. - Aa, chyba, że tak, to co innego. Jednak nie mogę się pogodzić – powiedziała oburzona Anne, - że każą nam płacić za oglądanie kopii. Tyle kilometrów, tyle kilometrów powtarzała w kółko – i tylko kopie. Za kogo oni nas biorą, już więcej ich nie odwiedzę, jednak miałam nosa, że wcześniej tu nie przyjeżdżałam. Przeszliśmy do następnej salki, jakby przejściowej, taki nieduży kwadracik z drzwiami po obu stronach. - Wenus z Milo, chyba – przyjrzałam się uważnie. - A skąd ty to wiesz? - Ze szkoły. - Taak, to oni was tam takich rzeczy w szkołach uczą? - Anne spojrzała na mnie dziwnie. - Nie wiem czy uczą. Uczyli, teraz to oni chcą do was dorównać, program szkolny zmieniają i zmieniają. Jakoś inaczej ją sobie wyobrażałam, a tu stoi taka biedna, zimna, w przeciągu, dookoła kręci się pełno gapiów w paltach. To nie jest miejsce do przeżywania. Przechodzą różne perfumy za kilka euro – zrobiło mi się szkoda tej biednej Wenus. - Nie, nie pasuje tu, widziałabym ją w jakimś innym miejscu, takim piękniejszym, ważniejszym. 9 - I te kopie – dorzuciła Anne. - Muszę stąd wyjść, denerwuje mnie to, ale kurde za bilet już wzięli. Nagle, zupełnie nie planowanie, znalazłyśmy się w dziale mumii, który cieszył się największym zainteresowaniem ze strony Japonii. - Po co im zdjęcia tych trupów? – Anne popukała się w czoło.Czy możesz mi wyjaśnić jak myśmy tu trafili? Dlaczego nie jesteśmy w obrazach? - Chciałyśmy zobaczyć starożytny Egipt, porównać z tym, który zwiedzałaś zeszłego lata z Paulem. Bardzo cię przepraszam nie wiedziałam, że zobaczymy tu szczątki ludzkie. Japońskie aparaty, a może i Chińskie, trzaskały w najlepsze. - Wyjdźmy już od tych mumii. Przypomnij sobie, że miałam zamiar zatrzymać się na dłużej przy obrazach, tam na pewno zatrzymują się kulturalni ludzie. - Patrz Anne, schodzimy do podziemi. - Mamo! Ale fajnie, tu muszą być jakieś skarby – zawołali chłopcy. - To musi być podziemne miasto – oznajmiła Anne. Spojrzeli na nią z podziwem, a właściwie tylko ja, bo jej synowie byli zajęci opukiwaniem jakiegoś starożytnego urządzenia. - Widzisz, to towarzystwo już od małego jest jakieś inne niż my. Gdybym miała dziewczynkę to by mnie zrozumiała, ale faceci są z tego no, no wiesz z jakiegoś tam Marsa czy 10