mlodzianki 261 - Kościół Akademicki św. Anny
Transkrypt
mlodzianki 261 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów nr 18 (261) 22.02.2009 KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ EWANGELII Gdy po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy. A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego. (Mk 2,1-12 ) Rozważając scenę uzdrowienia chorego, które dokonuje się na oczach wielu ludzi zebranych wokół Chrystusa, warto zwrócić uwagę na przykład gorliwości i zaangażowania tak dużej liczby słuchaczy, którzy bez zawahania zdecydowali się z Nim spotkać. Można zauważyć, że dla wielu dzisiejszych katolików taka postawa nie jest szczególnie bliska. Mając stosunkowo łatwy i dogodny „dostęp” do Chrystusa, ograniczamy się w kontakcie z Nim do absolutnego minimum, jakim staje się niedzielna Eucharystia. Przekładając to na codzienne relacje z Bogiem, okazuje się, że bardzo często ofiarujemy Mu wyłącznie to, co nam zbywa, starając się w pierwszej kolejności zaspokoić wszystkie inne potrzeby. Chrystus jest stopniowo marginalizowany, stając się z czasem tylko oryginalnym dodatkiem do codziennego życia w oderwaniu od wiary. Bez wiary trudno o uzdrowienie, a przecież każdy z nas takiego uzdrowienia i oczyszczenia bardzo potrzebuje. Wątek grzechu pojawia się w dzisiejszym fragmencie Ewangelii jako kompletny paraliż człowieka. Warto uświadomić sobie, że na stan owego zniewolenia grzechem nie jesteśmy bezwzględnie skazani. W Chrystusie istnieje niezawodna a przy tym ciągle nawracająca możliwość oczyszczenia, które jest tak naprawdę głęboko zakorzenionym pragnieniem każdej duszy. Ostatni i równie ważny element dzisiejszych rozważań odwołuje się do pełnego oddania przykładu czterech ludzi, którzy nie zrażając się przeciwnościami zrobili wszystko co było w ich mocy, aby doprowadzić sparaliżowanego przyjaciela do Chrystusa. Ta niezwykła scena uzmysławia, że w naszym otoczeniu znajduje się wielu ludzi wymagających Bożej interwencji, a jednocześnie zbyt słabych, aby samemu o nią zabiegać. Każde oczyszczenie z grzechów, niezależnie od ich „ciężaru”, dokonuje się dzięki wyznaniu wiary w Tego, który „ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów”. Świadomość tej możliwości powinna być jednocześnie silnym impulsem skłaniającym do podjęcia konkretnych działań na rzecz tych ludzi – naszych znajomych, czy bliskich – którzy sami nie są w stanie zbliżyć się do Boga bez naszej pomocy. Owi czterej mężczyźni niosący paralityka zadali sobie naprawdę olbrzymi trud, aby doprowadzić do jego spotkania z Chrystusem. Bardzo często osiągnięcie tego pozytywnego rezultatu nie wymaga od nas aż tak wielkich poświęceń i sprowadza się do odpowiedniego przykładu, uprzejmej zachęty, czy też samej modlitwy za drugiego człowieka. Marcin Stębelski 2 Reset - i zaczynamy od nowa Przerwa międzysemestralna dobiega końca i mury uczelni znów wypełniają się znajomym gwarem. Można mieć jedynie nadzieję, że przynajmniej większość z nas zdążyła odpocząć, bo niechybnie trzeba będzie skrócić poranne przeciąganie się w łóżku, przetrzeć szkła okularów, znaleźć zagubione w międzyczasie długopisy i notatniki, wymienić baterie w dyktafonie, oczyścić twarde dyski komputerów i kupić nowe zapasy kawy i cukru... Wszystko, co rozleniwiające zamienić na pobudzające… Tak, tak, nowy semestr, nowe wyzwania, nowy plan zajęć. Po chwilowej przerwie, gdy był czas na przymknięcie oczu, relaks przy muzyce, zimowe sporty, bujne życie towarzyskie i karnawałowe szaleństwo, trzeba znowu zakasać rękawy i powrócić na tor codziennej pracy, codziennych wyzwań i, mam nadzieję, codziennych sukcesów. Dla wielu była to zwykła przerwa międzysemestralna, dla niektórych skrócona o czas nauki do poprawek. Są jednak również tacy, którzy właśnie teraz wracają na uczelnie po dużo dłuższej przerwie. Są studenci po urlopach dziekańskich oraz tacy, którzy kiedyś z różnych powodów nie ukończyli studiów i po latach chcą to nadrobić. Dla tych osób to prawdziwy nowy początek. Powrót do konkretnego miejsca, które wiąże się z tyloma wspomnieniami i skojarzeniami. Powrót już niemal innego człowieka, w nowej sytuacji życiowej, z bogatszym bagażem doświadczeń. Młode mamy, młodzi tatusiowie, świeżo upieczeni małżonkowie, wszyscy ci po zabiegach i operacjach, ci, którzy kogoś pożegnali, ci, którzy byli potrzebni gdzie indziej, ci, którzy musieli coś przemyśleć czy posklejać to, co w kawałkach; wszyscy oni inaczej spojrzą na te same sale, ławki, półki z książkami – może nawet egzamin z logiki nie będzie już taki przerażający… W każdym 3 razie, jak napisał ks. Józef Tischner, „(…)W każdej chwili możemy wznieść się ponad siebie i zacząć wszystko od nowa.” Bez strachu, lecz z wiarą w sercu, że teraz wszystko musi się udać. Bez względu jak długą mieliśmy przerwę w nauce. Chyba każdy wie, jak trudne może być wciągnięcie się w wir zajęć po feriach czy wakacjach. Możemy więc sobie wyobrazić, jakie trudności i obawy mogą towarzyszyć osobom wracającym na studia po roku czy nawet po kilku latach przerwy. Sam fakt, że z wiekiem przybywa nam obowiązków i spoczywa na nas większa odpowiedzialność, może być przyczyną wahania i obawy, że nie da się rady podołać takiej ilości zadań jednocześnie; nasuwać się mogą pytania: jeśli wtedy, gdy byłem kawalerem i nie musiałem zarabiać na dom i poświęcać czasu żonie, nie było łatwo, to co dopiero teraz? Gdy jestem młodą mamą i nie mam czasu się wyspać, czy jest możliwe, bym znalazła czas na naukę? Czy też po operacji będę w stanie wysiedzieć tyle czasu w jednej pozycji na wykładach?... Takie i podobne pytania mogą niepokoić i ci, którzy po dłuższej przerwie decydują się na powrót na studia na pewno mają przynajmniej częściowe wyobrażenie o tym, ile pracy i poświęcenia będzie ich to kosztowało oraz wiedzą, że nie będzie łatwo. Myślę jednak, że nie chodzi o to, by było łatwo, w końcu samo życie proste nie jest, a każda droga, jaką wybierzemy, pełna jest zakrętów i wybojów, ale, jak wiemy, ten, kto nie posuwa się naprzód – cofa się. Nie można więc pozwolić, by nasz strach był silniejszy od pragnienia rozwoju, od chęci podążania za marzeniami, od potrzeby realizacji. I nie warto się przejmować, że może trochę wypadliśmy z obiegu, ulegać ułudzie, że różnimy się od innych studentów, choćby wiekiem. O takich rzeczach wiemy tylko my, inni naprawdę nie widzą tego na pierwszy czy nawet drugi rzut oka. Szczerze wierzę w to, że jeśli ktoś zdobędzie się na odwagę, zagryzie wargi i wróci do szkoły po dyplom, to na sto procent ten dyplom otrzyma. I nie ważne jest, jak długą mieliśmy przerwę w nauce, determinacja pomoże nam przypomnieć sobie jak pisać, robić notatki, czytać, by pamiętać, jak i gdzie szukać odpowiedzi na różne, oczywiście bardzo istotne pytania z danej dziedziny, której zagadnienia akurat poznajemy i jak się nie uśmiechać do zdjęcia, by później nie czerwienić się przy każdym okazaniu karty bibliotecznej. Powroty czy to na studia, czy do pracy, czy nawet po długiej nieobecności do domu, nigdy nie są proste (choćby znana nam wszystkim historia Odysa), ale szczerze wierzę, że wszyscy, którzy teraz zaczną semestr letni, ukończą go bez większych problemów, a tym, którzy mają za sobą naprawdę długą drogę powrotną, chcę życzyć powodzenia i zapewnić, że sam fakt, iż zdecydowali się wrócić na studia i podjąć nowe wyzwania, jest godny podziwu i powinien być traktowany jak sukces Bez względu jednak na to, po jak długiej przerwie wracamy teraz do szkoły, zanim znowu wpadniemy w wir pracy i zagrzebiemy się w książkach i notatnikach, powtórzmy (powiedzmy sobie) za Philem Bosmansem i Florianem Wernerem: „(…) Jesteś przecież kimś więcej niż maszyna skonstruowana dla oznaczonego celu i funkcji, kimś więcej aniżeli twój tytuł, praca, osiągnięcia. Jesteś, przede wszystkim, człowiekiem, aby żyć. Aby się śmiać i kochać, i być szczęśliwym. Aby być dobrym człowiekiem. To jest najważniejsze na tym świecie. (…)” i pamiętając te słowa, spakujmy nasze torby i plecaki - przerwa międzysemestralna dobiega końca. A więc reset – i zaczynamy od nowa. Klaudia Klamar-Marcinkiewicz Kościół, papieŜ, ekumenizm, media Te cztery pojęcia wybrałem jako klucz refleksji, nawiązującej do kontrowersji związanych z uchyleniem przez Watykan ekskomuniki wobec czterech biskupów stojących na czele Bractwa św. Piusa X, zwanego potocznie lefebrystami. Jak już pisałem dwa tygodnie temu, decyzja Stolicy Apostolskiej wywołała falę informacji, komentarzy i polemik. Wiele z nich dotykało rozumienia Kościoła. Świadomy chrześcijanin może wykorzystać tę okazję do zastanowienia się nad swoją postawą. Po pierwsze, czy słysząc lub mówiąc „Kościół” ma na myśli również siebie, czy też rozumuje według schematu „Kościół to oni”, albo „Kościół to instytucja”. Zapewne zetknęliśmy się z sytuacją, gdy nawet z ust ludzi wierzących słyszeliśmy takie właśnie dystansowanie się od Kościoła. Czasem wynika to z 4 błędnego rozumienia istoty Kościoła, czasem z niewiedzy, a czasem z obłudy. Kościół – od greckiego ekklesia – to zgromadzenie, czyli wspólnota wierzących, duchownych i świeckich. Kościół jest zarazem – używając języka teologicznego – mistycznym ciałem Chrystusa, czyli nie jakąś tam organizacją czy pospolitym ruszeniem, ale wspólnotą sakramentalną. Przynależność do niej nie może być zatem tylko formalna, a więzy winny być znacznie silniejsze i głębsze niż w innych, czysto ludzkich zrzeszeniach. W Kościele można więc być tylko całym sobą i taka konsekwencja wymagana jest również w obliczu kontrowersji i ataków. Gdy o Kościele mówi się w sposób jednostronny, kłamliwy lub agresywny, świadomi chrześcijanie winni nie tylko odczuwać przykrość, ale reagować – mówiąc prawdę, wyjaśniając nieporozu- mienia, broniąc racji swojej wspólnoty. Do tego potrzebna jest zarówno odwaga, jak i wiedza. Konieczne jest też szerokie spojrzenie na Kościół. Gdy przez chwilę „rozejrzymy się” po naszej wspólnocie, zauważymy, że mimo jedności wiary jest ona wewnętrznie zróżnicowana. Kościół tworzą bardzo różni ludzie, i jest to stan normalny, co więcej – dobry. Oczywiście, tak długo, jak łączy ich wspólna wiara, poszanowanie fundamentalnych zasad moralnych i elementarnej dyscypliny kościelnej. Czasem pojawia się chęć ukształtowania całego Kościoła według swoich upodobań, co jest zarówno nierealne, jak i szkodliwe. Zbyt partykularne myślenie może „rozsadzać” Kościół. Takie przykłady widzimy ostatnio, gdy część wierzących, przekonanych, ze ich rozumienie Kościoła jest „lepsze”, nie chce pogodzić się z myślą o pełnej jedności z lefebrystami. Drugie pojęcie-klucz: kim jest dla mnie papież, szczególnie wtedy, gdy spotyka się z nie z rozu m ien ie m i a ta ka m i? C zy „pancernym konserwatystą, nie rozumiejącym współczesności” (jak określa go znaczna część mediów), od którego warto się zdy5 stansować? A może jednak następcą św. Piotra, pasterzem i ojcem? Namawiam do wyboru tej drugiej opcji. Nie chodzi tutaj bynajmniej o przyjmowanie wobec papieża postawy bezmyślnego potakiwacza. Wręcz przeciwnie – Kościół wymaga od swoich wiernych myślenia, również w odniesieniu do decyzji i wypowiedzi papieża. Jeśli papież jest dla mnie ojcem i następcą Apostoła Piotra, trzeba jego słowa traktować poważnie i zastanawiać się nad ich znaczeniem. Rozważać je staranniej niż wypowiedzi innych osób. Autorytet papieża w oczach wiernych wynikać powinien nie tylko z szacunku, ale również krytycznego myślenia. Skoro Benedykt XVI po długim namyśle i podając poważne przesłanki zgodził się na uchylenie ekskomuniki wobec biskupówlefebrystów, lekkomyślne byłoby łatwe przyjmowanie argumentów jego przeciwników. Na papieżu ciąży szczególna odpowiedzialność za zachowanie i rozwijanie „depozytu wiary”, za „umacnianie braci w wierze”, a także za kierowanie Kościołem i dążenie do jedności. Decyzja papieża wynika z jego misji, a od chrześcijan można chyba wymagać, aby zakładali, że następca Piotra działa w dobrej wierze. Dochodzimy do ekumenizmu, czyli dążenia do zbliżenia i jedności chrześcijan na gruncie fundamentów wiary. Docelowo ma to być jedność sakramentalna i wspólnota kościelna wszystkich, którzy uznają Chrystusa za Zbawiciela. Droga do tego celu jest długa i trudna, ale zobligowani jesteśmy, aby robić na niej kolejne kroki. Zniesienie eksko- muniki wobec wspomnianych czterech biskupów to pierwszy (a nie finalny) krok na drodze do jedności z lefebrystami. Podobnie jak prawosławni, ewangelicy czy też anglikanie, również lefebryści są naszymi braćmi i siostrami w wierze i powinno nam zależeć, by uczestniczyli w pełni w jedności Kościoła. Okazało się jednak, że nie tylko wśród przeciwników Kościoła, ale i w jego wnętrzu, jest bardzo wielu oponentów zbliżenia z lefebrystami. Posypały się gromy na papieża, że „wybiera sobie nieodpowiednich przyjaciół”. To przykład „ekumenizmu selektywnego”, czyli preferowania jednych chrześcijan, z którymi chcemy się jednoczyć, przy jednoczesnym dystansowaniu się od innych. Tymczasem ekumenizm powinien być integralny, a jedynym kryterium mają być zasady wiary i tradycji apostolskiej, a nie własne upodobania. Benedykt XVI działa na rzecz jedności Kościoła – mówiąc obrazowo – na wszystkich kierunkach, zarówno w odniesieniu do prawosławnych, ewangelików, jak i lefebrystów. Inną sprawą jest, na ile poszczególne wspólnoty chrześcijańskie chcą tworzyć jeden Kościół z papieżem. Trudno się dziwić, że postęp ekumenizmu jest szybszy na tych „kierunkach”, gdzie są silniejsze fundamenty wiary i pragnienie jedności. Fakty są takie, że większość lefebrystów jest bliżej Kościoła niż na przykład większość liberalnych ewangelików. Wreszcie media. W kręgach kościelnych można zetknąć się czasem z tendencją do narzekania na „złe”, „laickie” bądź „liberalne” media. Moim zdaniem takie podejście jest tylko częściowo słuszne. Media są zróżnicowane i stawiają sobie rozbieżne cele. Wiele z nich jest wrogo lub niechętnie nastawionych do Kościoła, bo taka jest „linia programowa” ich właścicieli i redaktorów. Są media przyjazne Kościołowi. I jest wreszcie sporo mediów, które są skłonne rzetelnie odzwierciedlać stanowisko Kościoła pod warunkiem, że jego przedstawiciele dostar6 czą im odpowiednich informacji i będą gotowi do współpracy. Wszystkie te postawy mediów można było zaobserwować podczas ostatnich debat dotyczących lefebrystów. Temat „media a Kościół” jest obszerny, więc jeszcze tylko dwie uwagi. Po pierwsze, jak chrześcijanin może odnaleźć się wobec mediów, które mówią o Kościele w taki sposób, że wprowadzają chaos informacyjny i zamęt w umysłach (dokładnie tak jest w żywej ostatnio kwestii lefebrystów)? Nie inaczej, jak będąc świadomym i krytycznym odbiorcą przekazu medialnego. Zarówno poprzez wybór mediów, które uzna za rzetelne i warte uwagi, jak również poprzez analizę tego, co czyta, słyszy i widzi. Druga uwaga dotyczy instytucji i osób reprezentujących Kościół publicznie, czyli także wobec mediów. Pytanie, które warto wpisać do ich rachunku sumienia, brzmi: czy najlepiej jak mogą prezentują i wyjaśniają stanowisko Kościoła? Czy wykazują się odpowiednim zaangażowaniem, wyobraźnią i rozumieniem potrzeb dziennikarzy? Symptomatyczna była niedawna wypowiedź rzecznika Stolicy Apostoskiej, o. Frederica Lombardiego, nawiązująca do zniesienia ekskomuniki wobec biskupów-lefebrystów. Przyznał on samokrytycznie: „W Kurii Rzymskiej nie wytworzyła się jeszcze kultura informacji”. Zwrócił uwagę, że często brakuje publikacji odpowiednich not wyjaśniających do decyzji papieskich. „Uniknęlibyśmy wtedy niepotrzebnych kilkudniowych polemik. Zwłaszcza w przypadku kwestii <palących> takie noty są bardzo przydatne" – ocenił o. Lombardi. Pozostaje mieć nadzieję, że z tej sprawy zostaną wyciągnięte wnioski. Bo czyż publiczne prezentowanie spraw Kościoła nie zasługuje na najwyższą staranność? „Zawodowych” przeciwników Kościoła w mediach pewno i tak nie przekonamy, ale warto „powalczyć” o postawę tych dziennikarzy, którzy chcą być rzeczowi i obiektywni. Bohdan Białorucki Katechezy nawrócenia W jutrzejszy poniedziałek rozpoczynają się w naszym kościele katechezy Zwiastowania, które prowadzić będzie grupa katechistów z pierwszej wspólnoty Neokatechumenalnej wraz z ks. Jackiem Siekierskim, rektorem. Od czterdziestu lat Droga Neokatechumenalna odkrywa charyzmat prowadzenia chrześcijan i osób nieochrzczonych do przyjęcia całego bogactwa Chrztu, będącego nie tylko jednorazowym wydarzeniem, ale nade wszystko drogą życia. Początków tej nowej rzeczywistości kościelnej należy szukać na ubogich przedmieściach Madrytu, gdzie w drugiej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku młody malarz, Francisco Jose Arguello Wirtz, zwany przez przyjaciół Kiko, zamieszkał wśród ludzi zmarginalizowanych przez mieszczańską społeczność. Obecność Kiko w zakazanej dzielnicy budziła wiele pytań: Czego tu szuka? dlaczego wszędzie chodzi z Biblią? kim właściwie jest? W niezliczonych rozmowach Kiko opowiadał o swoim doświadczeniu wiary, które doprowadziło go do przekonania, że Bóg obecny jest wśród najuboższych. W tym czasie niejaka Carmen Hernandez, członkini jednego z misyjnych instytutów życia konsekrowanego, poszukiwała zapaleńców, którzy zechcieliby wyjechać do ubogich rejonów Boliwii, by tam pracować. Skierowana przez znajomych, spotkała się z Kiko i jego przyjaciółmi. Ogromne wrażenie zrobiło na niej to, że bardzo prości ludzie wydawali się odmienieni wspólnotą, która właśnie się rodziła pośród nich: Człowiek o twarzy degenerata, który z wiarą modlił się przy stole, alkoholik, który podjął pracę, żeby zadbać o byt swojej rodziny… 7 W centrum tej wspólnoty znajdowało się Słowo Boga i Misterium Paschalne – zwycięstwo Jezusa Chrystusa nad przemocą grzechu, który niewoli ludzkość. Stąd właśnie rodziły się owoce – nawrócenie. Działalnością Kiko i Carmen zainteresował się arcybiskup Madrytu Casimiro Morcillo, który polecił im organizowanie rekolekcji w parafiach Madrytu, by tworzyć wspólnoty prowadzące do odnowy życia chrześcijańskiego. Po jakimś czasie doświadczenie to zostało przeniesione do Rzymu, gdzie zaczęły również powstawać wspólnoty. Nazwa „neokatechumenat” narodziła się spontanicznie i padła z ust Ojca Świętego Pawła VI, opisującego proces wtajemniczenia w całe bogactwo Chrztu w odniesieniu do osób ochrzczonych. Neokatechumenat nie jest zatem efektem szczegółowo zaplanowanych projektów duszpasterskich, ale spontanicznie zrodzonym darem, jaki otrzymał Kościół w dobie odnowy Soboru Watykańskiego II. Katechumenat, którego przebieg w stosunku do osób nieochrzczonych opisany jest w księdze „Obrzędy Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych”, także we wspólnotach neokatechumenalnych odbywany jest według starożytnego rytmu i kończy się uroczystym odnowieniem obietnic chrzcielnych całej wspólnoty. W czerwcu ubiegłego roku z polecenia Papieża Benedykta XVI Papieska Rada do spraw Świeckich zatwierdziła definitywnie Statut Drogi Neokatechumenalnej. Decyzję tę poprzedził pięcioletni okres zatwierdzenia Statutu ad experimentum, kiedy to Papieska Rada do Spraw Świeckich uważnie przyjrzała się licznym owocom, które daje Droga Kościołowi już od swego powstania. Zaliczyć do nich należy odnowę życia parafialnego – dostrzeganą szczególnie tam, gdzie Droga była otoczona należytą troską duszpasterzy; zrodzenie się charyzmatu katechistów wędrownych, zarówno świeckich jak i kapłanów, którzy pozostawiają zabezpieczenia uporządko- wanego życia i zdani na Opatrzność głoszą Ewangelię tam, gdzie posyła ich Kościół oraz charyzmatu rodzin w misji, które posłane przez Ojca Świętego przeprowadzają się do najbardziej zsekularyzowanych rejonów świata, by wraz z kapłanami i celibatariuszami tworzyć Kościół – czytelny znak komunii, otwarty na każdego człowieka; powstanie ponad siedemdziesięciu diecezjalnych seminariów misyjnych Redemptoris Mater, formujących do prezbiteratu w duchu nowej ewangelizacji; a także najnowszy z nich – misja ad gentes, czyli tworzenie zupełnie nowych ośrodków duszpasterskich w środowiskach całkowicie wyzutych z chrześcijaństwa w Europie, Azji i Ameryce. Sekretarz Papieskiej Rady do Spraw Tekstów Prawnych, bp Juan Ignacio Arrieta tak przestawił wyniki wspólnych prac: „W nowym Statucie zatwierdza się Drogę Neokatechumenalną jako model katechumenatu pochrzcielnego, służący biskupom diecezjalnym, lub też, jak ujął to papież Jan Paweł II w słowach wpisanych w artykuł 1. Statutu, jako itinerarium formacji katolickiej, program formacji osób do życia chrześcijańskiego, bazujący na katechezie i liturgii, urzeczywistniany we wspólnocie według określonego rytmu i metod (…). Kościół zatwierdził nie to, co można by nazwać zrzeszeniem osób, lecz metodę formacji katolickiej”. Opublikowanie dekretu zatwierdzającego Statut Drogi Neokatechumenalnej miało miejsce 13 czerwca 2008 r. w Auli Wielkiej budynku Papieskiej Rady do spraw Świeckich. Jej Przewodniczący, Kardynał Stanisław Ryłko wręczył inicjatorom Drogi Neokatechumenalnej dekret noszący datę 11 maja, czyli uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Owoce Drogi są dostrzegalne i w naszej Archidiecezji. Obecnie w Warszawie i okolicach działa ok. 200 wspólnot skupionych w 60 parafiach. Szczególnym rysem wspólnot neokatechumenalnych jest ponadprzeciętna otwartość na życie. Badania statystyczne wśród małżeństw zaangażowanych w Drogę ukazały średnią dzietność na poziomie ok. pięciorga dzieci na rodzinę. Od czerwca 1990 roku działa Archidiecezjalne Seminarium Misyjne Redemptoris Mater, które od 13 lat wydaje na świat prezbiterów dla nowej ewangelizacji. Wielu z nich posługuje w parafiach Archidiecezji, a znaczna już część z nich realizuje swoje powołanie misyjne, ewangelizując w Rosji, Kazachstanie, na Białorusi, Ukrainie, na Litwie, Słowacji, w Austrii, Słowenii, we Włoszech, Francji, Hiszpanii, w Afryce, Ameryce a także w posłudze katechisty wędrownego w wielu diecezjach naszego kraju. Prócz kapłanów, w działalność misyjną Kościoła zaangażowanych jest wiele osób świeckich, w tym rodzin, z terenu archidiecezji warszawskiej. Innym szczególnym skarbem, którego Bóg udziela przez Drogę Kościołowi jest obfitość powołań do życia konsekrowanego, zarówno w zakonach kontemplacyjnych, jak i czynnych. Katechezy będą odbywały się w poniedziałki i czwartki o godz. 20.00 w kościele. Zapraszam. Kościół Akademicki św. Anny w Warszawie Zapraszamy do współredagowania naszego pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres: [email protected] Redakcja spotyka się w poniedziałki o 17.30 ul. Krakowskie Przedmieście 68, www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91 Msze św. niedzielne: 8.30; 10.00; 12.00; 15.00; 19.00; 21.00. Msze św. w dni powszednie: 7.00; 7.30; 15.00; 18.30. (w I piątki miesiąca i 2. dnia miesiąca: 21.00) Ks. Michał Muszyński Sakrament Pokuty i Pojednania: pon.-piąt. 7.00-8.00; 15.00-19.00, sobota: 7.00-8.00, 1516, 18.30-19; niedziela: w czasie Mszy świętych. Chrzty dzieci w niedzielę o godz 12.00 8