Numer 2. - Jingle
Transkrypt
Numer 2. - Jingle
Spis treści 16:00 2c Upiór w kuchni 17:30 1a Żabusia 18:40 3e Pan Andrzej Kmicic zabija smoka 19:50 1b Sen nocy letniej 21:00 2a Alicja w Krainie Czarów Szef Marta Adamkowska Wiceszef Marcin Panek Redaktor naczelna Klaudia Mreńca Grafika i DTP Marcin Panek Jacek Zduńczyk WEB Jędrzej Kalisiak Korekta Agata Jakubowska Wstępniak 3 Punktówka 3 Zapowiedzi 4 Co najpierw widać 6 Historia Festiwalu 7 Wkładka 8 Wywiad z Konferansjerami 10 Absolwent 12 Nieudany Józef 13 Dla nas hit, dla innych kit? 14 Foto Marta Adamkowska Jakub Nowacki-Wiktor Miłosz Stępkowski Redaktorzy Gosia Hermanowicz Piotrek Messerszmidt Nina Lewandowska Asia Rudnicka Agata Machcewicz Marysia Skurzak NA POCZĄTEK 5 grudnia 1901 roku urodził się król naszego dzieciństwa Walt Disney, tego samego dnia 1984 roku odbyła się premiera filmu ,,Gliniarz z Beverly Hills”, a w 1992 roku wystartowała pierwsza prywatna, ogólnopolska telewizja Polsat. Dla nas, Czackiewiczów, 5 grudnia 2012 roku zapisze się w historii naszego Liceum jako rozpoczęcie jubileuszowego, dwudziestego piątego Festiwalu Teatralnego. Punktualnie o godzinie 16:00 sala gimnastyczna będzie po brzegi wypełniona przez naszą szanowną publiczność, a pierwszy Szef Witold Załęski, niczym znicz olimpijski, odpali naszą imprezę. Na pierwszy ogień idzie ,,Upiór w kuchni” klasy 2C, czyli spektakl zdobywców ubiegłorocznego Małego Grand Prix. W dzisiejszym numerze znajdziecie pierwsze zapowiedzi, a także pierwszy wywiad z pierwszą parą naszych nowych Konferansjerów – Danielem Potkańskim i Aleksandrem Czułowskim. Pojawi się również dalsza część podróży przez historię Festiwalu oraz kolejny list od naszego niezadowolonego Józefa. Mimo licznych komentarzy, dlaczego publikujemy jego wypowiedzi, postanowiliśmy wciąż dzielić z Wami jego spostrzeżeniami na temat naszej grudniowej imprezy. Uważamy, że listy Józefa są doskonałym pretekstem do dyskusji na temat mitów, hitów i kitów Festiwalu. Miłej lektury! Redaktor naczelna Punktówka -Dzisiaj wszystko oficjalnie się rozpocznie, a my już od kilku dni podziwiamy piękną oprawę Festiwalu w postaci płótna pod sufitem, światełek, choinki, ozdobionych szkolnych gablot, czy kurtyn i innych tego (po)kroju bajerów. Chapeaux bas, Sekcjo Plastyczna! Szkoła nigdy nie była taka piękna! -Jesteśmy zachwyceni ilością sprzedanych egzemplarzy pierwszego numeru Gazety. Oczywiście dla wszystkich spóźnialskich i gap ciągle do nabycia w kanciapie Informacyjnych w Sali nr 3, w kawiarenkach lub na korytarzu. -Nie szukajcie na korytarzach naszego Nieudanego Józefa ani nie gnębcie żadnego chłopaka o tym imieniu. Nasz czytelnik przyjął ten pseudonim, by zachować pełną anonimowość. -Prawdziwa gorączka przedfestiwalowa ogarnęła uczniów, powoli zdających sobie sprawę, że tak niewiele dzieli ich od ostatecznego zderzenia ze sceną. Klasy robią próby z częstotliwością trzech na godzinę i z całych sił bronią się przed załamaniami nerwowymi. Niektóre korytarze i schody były dzisiaj zablokowane przez grupy aktorów ćwiczących do ostatniego tchu. -Tegoroczne kawiarenki ostro sobie pogrywają. Poza zasłonami zwiniętymi dziś rano z „ósemki” skradziony został jeszcze worek ziemniaków!!! -Serdecznie gratulujemy Zuzannie Chromiec – szalonej zwyciężczyni konkursu na kierowcę betoniarki! Nasza laureatka wykazała się godną pochwały zręcznością wysłała trafną odpowiedź o treści TRANSPARENT w kilka minut po wydaniu numeru! Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów w podobnych konkursach! 5 grudnia 2012 3 ZAPOWIEDZI Upiór w kuchni Ciekawy, dowcipny tekst „Upiora w kuchni” Janusza Majewskiego opiera się na intrydze, z której widz na początku nie zdaje sobie sprawy. Pani Collins wraz z córką prowadzi mały pensjonat w angielskim miasteczku, jednak jego goście od jakiegoś czasu nie opuszczają go o własnych siłach, ze względu na straszącego w nim ducha. Nie przyzwyczajajcie się za bardzo do pierwszego męskiego bohatera(Karol Poddębski), bo jego los jest z góry przesądzony. Śledztwem zajmie się miejscowy komisarz, a następnie dociekliwy i cyniczny detektyw Fuddler (Marcin Grusz- ka) chcący na własnej skórze przekonać się, co takiego naprawdę dzieje się każdej nocy w pensjonacie. W rolach epizodycznych Janek Wnorowski i Wojtek Tymoszuk – zeszłoroczni nominowani do nagrody dla najlepszego aktora - jako pastor i przejezdny. Jednak czy na pewno? Czarna komedię reżyseruje Marcin Gruszka - doświadczony w pełnieniu tej funkcji reżyser „Rewizora”. Duży ukłon w stronę głównej aktorki (Ada Lewandowska), której wróżę udany występ. Nieźle wymyślona przestrzeń i podkreślająca napięcie muzyka, moim zdaniem warta jesz- cze przemyślenia w niektórych miejscach. Ruch sceniczny i przerwy techniczne nie są jeszcze do końca dopracowane, ale od pisania tej zapowiedzi mieli na to jeszcze kilka dni. Przydałoby się mocno popracować nad dykcją. Mimo… hmm, „drobnych” problemów sztuka klasy 2c zapowiada się dość obiecująco. Po zdobywcach zeszłorocznego Małego Grand Prix spodziewam się oczywiście czegoś zapierającego dech w piersiach na 45 min, po czym będę mogła powiedzieć tylko ,,wow!” - Mam nadzieję, że po premierze ich spektaklu taka właśnie będzie reakcja całej widowni. Asia Klasa 1a zdecydowała się na własną interpretację krótkiego dramatu Gabrieli Zapolskiej. „Żabusia” jest klasycznym utworem krytykującym tzw. mieszczańską moralność, opartą na pozorach, obłudzie i zakłamaniu. Akcja dzieje się pod koniec XIX wieku w mieszkaniu państwa Bartnickich – głównych bohaterów sztuki. Tytułowa Żabusia (zbieżność imion i nazwisk z nauczycielami Czackiego jest zupełnie przypadkowa) to niedojrzała kobieta, która często i bez większego zastanowienia zdradza swojego męża. Jednak Bartnicki (w tej roli Konrad Ślizień-Kuczapski) jest zupełnie zapatrzony w swoją żonę, ubóstwia ją i jest przekonany o jej wierności. Ślepa naiwność mężczyzny irytuje jego siostrę, która szczerze nie znosi swojej bratowej i podejmuje się misji ujawnienia kłamstw ko- biety. Sprawa komplikuje się, gdy dowiadujemy się kim jest obecny kochanek Żabusi. Historia wydawałoby się idealna dla pierwszaków w swojej prostocie i możliwości interpretacji. Jednak po obejrzeniu kilku prób mam pewne wątpliwości, czy biol-chemy podołają takiemu przedsięwzięciu. Ich pierwsze próby na scenie były chaotyczne, aktorzy nie znali tekstu (wyręczać musieli ich Akustycy i Oświetleniowcy), a jako widz miałem poczucie, że twórcy są dopiero na samym początku przygotowań do premiery (w piątek!). W każdym razie przed 1A stoi bardzo trudne zadanie ogarnięcia zamętu panującego na scenie, a być może nawet wprowadzenie na tę scenę czegokolwiek, co mogłoby zainteresować widza. Proponuję z czystej ciekawości sprawdzić w środę o 17:30 , w jakim stopniu podołali oni temu zadaniu. Mesiu Żabusia 4 nr 2 środa 5 da ZAPOWIEDZI Tyle dobrej energii, ile było na próbie „Snu nocy letniej” nie widziałam od dawna. W porównaniu do prób wielu innych klas wszystko było zorganizowane, opanowane i... względnie zabawne! Biorąc pod uwagę ilość zaangażowanych aktorów i trudnych do opanowania elementów, jest to spore osiągnięcie. Wydaje mi się jednak, że to ja jedna odniosłam takie wrażenie – pierwszaki są bardzo samokrytyczne i pracują, pracują, pracują… W przeciwieństwie do klasy 1E („52 6F 6D 65 6F i Julia”), humany traktują scenariusz Szekspira w sposób klasyczny. Być może jest to ich siłą, że zamiast starać się szukać innowacyjnych rozwiązań pracują nad podstawowymi elementami przedstawienia – ruchem scenicznym, sposobem mówienia, gestami, scenografią. Dobry pomysł na swoją postać ma Puk (Rita Twardziak), który zasługuje na szczególną uwagę jako ożywczy element sztuki. W swojej roli odnajduje się również Jakub Załęski jako Demetriusz – odnoszę wrażenie, że wcale nie gra, tylko uwydatnia swoje własne cechy i zachowania. O ile reżyserki (w programie są aż cztery!) popracują z aktorami nad dynamiką gry, a aktorzy nie pójdą w stronę farsy i nie będą na scenie śmiali się sami z siebie, to możliwe że zaprezentują nam całkiem przyzwoity debiut. Przed humanami zawsze stawia się wysokie wymagania, a wygląda na to, że oni naprawdę zamierzają stanąć na wysokości zadania. Gosia Sen nocy letniej Pan Andrzej Kmicic zabija smoka Już dzisiaj, pierwszego dnia Festiwalu, będziemy mieli okazję zobaczyć farsę najstarszej spośród klas E. To ich autorskie dzieło, inspirowane „Potopem” Henryka Sienkiewicza. Myśl o tym panu nie u wszystkich wzbudza entuzjazm. W podziale na tych, którzy autora Trylogii kochają miłością bez- 5 grudnia 2012 warunkową oraz tych, którzy darzą go zupełnie odmiennym uczuciem (należę do tych drugich). Nietrudno wyobrazić sobie, z jakim nastawieniem wybrałam się na próbę klasy 3E. I zupełnie niespodziewanie trzy kwadranse, spędzone na przyglądaniu się im, były pasmem nieustającej radości. Aktorzy, bardzo dobrze nauczeni tekstu, uwijają się na scenie w zawrotnym tempie. Kmicic z przekonaniem sypie obelgami pod adresem szwedzkich najeźdźców (najbardziej soczystą spośród zapamiętanych przeze mnie jest chyba „umknął nam jak płastuga”). Oleńka wdzięczy się i ćwierka perlistym głosem w sposób niezwykle wiarygodny. Sceny batalistyczne potraktowano z nie mniejszym rozmachem - trup ścieli się gęsto. By uzupełnić tę zapowiedź o kilka uwag w tonie bardziej krytycznym, wspomnę o kilku moich niepokojach. Niektórzy aktorzy mają tendencję do wpadania w rytmiczność w mówieniu, czemu niewątpliwie sprzyjają rymy. Poza tym przy całym zaangażowaniu, aktorzy raz po raz wpadali w konsternację, nie wiedząc czy umknąć za kulisy po prawej czy też po lewej stronie (lub czy nie umykać wcale). Można jednak liczyć, że tego typu sprawy techniczne już dopracowali. Zdziwiło mnie oświetlenie. Reżyser postanowił, zdaje się, wykorzystać reflektory we wszystkich możliwych kolorach. W efekcie, odrobinę oszołomiona, oglądałam siedemnastowieczne harce oblane niebieskim blaskiem lub walkę ze smokiem - w szkarłacie. Żadna z tych wątpliwości nie powinna jednak odwieść Was od obejrzenia „Pana Andrzeja Kmicica…”. Przybywajcie tłumnie na widownię, rezerwujcie kawiarniane stoliki dziś o 18.40! Agata 5 ZAPOWIEDZI Alicja w Krainie Czarów Zakładam, że historia Alicji jest znana każdemu z nas, czy w oryginalnej, książkowej wersji, czy w jednej z licznych filmowych ekranizacji. Odnaleźć się w bajkowym świecie Lewisa Carolla jest ogromnym wyzwaniem dla każdego twórcy, szczególnie adaptacje teatralne tego dzieła wymagają ogromnego nakładu pracy, doskona- łego zmysłu organizacyjnego i kreatywności. Szczególnie ten ostatni aspekt jest w tym przypadku najważniejszy – na 40 minut powołać do życia Kota-Dziwaka z Cheshire, Szalonego Kapelusznika czy Królową Kier jest nie lada gratką. Jednak Weronika Rydlakowska oraz Alicja Garbacka, czyli reżyserki spektaklu klasy 2A, postanowiły zaryzykować i zabrać nas do tytułowej Krainy Czarów. Niestety próby, jakie widziałam, były przeprowadzone jeszcze w surowym stylu - bez wszelkich rekwizytów i kostiumów - które zgodnie z zapowiedzią mają nas urzec swoją barwnością. Szukałam, dla poparcia tych informacji, zdjęć z ich występu na Festiwalu w Kochanowskim (gdzie dziewczyny otrzymały zresztą wyróżnienie specjalnie za reżyserię), jednak nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Musimy wierzyć im na słowo, na weryfikację przyjdzie czas dopiero w dniu premiery. Pisząc tę zapowiedź, dostrzegłam też niezwykłą tendencję klas biologiczno-chemicznych, dla któ- rych powoli świecką tradycją staje się tworzenie spektakli niezwykle plastycznych, oddziałujących na przeżycia estetyczne (zwycięskie,,No” na XXIV FT), ale też ukazujących duszę dziecka (,,Najkrótsze, jakie istnieją” – zdobywcy II miejsca na XXIII FT albo zeszłoroczne,,Inni bez Bromby” na podstawie opowiadań Macieja Wojtyszki). Czy klasa 2A, łącząc te dwa elementy, powtórzy sukces swoich starszych kolegów? Przyznaję się, że już zazdroszczę mojej redakcyjnej koleżance możliwości siedzenia w dniu premiery na specjalnym krzesełku z karteczką „Recenzent”. Ja zrobię wszystko, żeby dostać się na salę. Klaudia Co najpierw widać O Festiwalu mowa przez okrągły rok. Kiedy więc możemy poczuć, że od tych kilku dni dzieli nas już naprawdę chwila? Co jest najwcześniejszym zwiastunem imprezy, wokół której toczy się całe szkolne życie przez parę jesiennych tygodni? Kilkanaście dni temu, nie wiedzieć jak i kiedy, jeden po drugim, zaczęły na ścianach wyrastać plakaty gorąco zapraszające na przedstawienia. Każdego dnia nowe, coraz bardziej zaskakujące różnorodnością form. Są klasyczne, namalowane farbami sceny ze „Snu nocy letniej”, a na nich podobizny Czackiewiczów o spiczastych, elfich uszach. Wykonany tą samą techniką, budzący u mnie skojarzenia z obrazami Chagalla, plakat „Alicji w Krainie Czarów”. Z innej strony 6 mnóstwo przerobionych na różne sposoby zdjęć. Wśród nich czarno-biały portret „Iwanowa”- bardzo prosty, ale dopracowany estetycznie i przykuwający wzrok. Na drugim biegunie plakaty w bardzo nowoczesnym stylu. Mroczne portrety trzech chłopaków z 3c, albo aktorki z „Muru” uderzyły mnie podobieństwem do afiszów teatralnych, jakie codziennie oglądam na ulicach. Zwłaszcza ten reklamujący „Mur” momentalnie przypomniał mi serię plakatów „Laboratorium Dramatu”- fotografii robionych z naprzeciwka ucharakteryzowanym dziwacznie postaciom. Ale to nie wszystko. W wyścigu o spojrzenia sięgnięto jeszcze dalej, poza plakaty. Powstała instalacja, przy której każdy z nas choćby raz przy- stanął. Chwila zastanowienia: „Co to takiego?”. Otóż gilotyna o srebrnym, błyszczącym ostrzu i podpis: „Ścisły nadzór”. Nie sposób nie wspomnieć o karcianych girlandach, przewieszonych tu i ówdzie. Jak tu nie podejść i nie zobaczyć, co na tych kartach widnieje, skoro już nie dama pik. Teraz jest tam profil dziewczynki, oto „Alicja w Krainie Czarów”. Tutaj lekkie rozczarowanie, bo na pozostałych kartach doklejony został ten sam szablon. Co z Kapelusznikiem i Białym Królikiem? No trudno, pomysł wciąż urzekający. Czemu wobec tego nie postawić na piedestale kaloszy umazanych farbą? Stoją sobie, tuż pod srogim przykazaniem o zmianie obuwia w trosce o parkiet, a koło nich cytat : ,,Kalosze stoją tutaj” - tak to najmłodsze biol-chemy za- praszają na swoją „Żabusię”. Ale nie tylko tak! Na parapecie, w sąsiedztwie gilotyny, leży Mieszanka Wedlowska. Jak głosi napis, są to „cukierki dla Nabuchodonozora”. Nic nie szkodzi, poczęstuję się. Ustrzec nas przed poczuciem monotonii postanowili też absolwenci. To im zawdzięczamy wór kartofli na półpiętrze, który niezmiennie przypomina nam o ich „Schowku Parmentierze”. Moje spojrzenie pierwszoklasistki nie ma w sobie punktu odniesienia - po raz pierwszy przyglądałam się kampanii reklamowej Festiwalu. Myślę, że to nie szkodzi. Nie porównuję tegorocznych plakatów z innymi, za to z każdym nowym bawię się coraz lepiej. Agata nr 2 środa 5 da HISTORIA Pierwszy przystanek – dekada z Festiwalem Dwudziesty piąty numer przy nazwie naszego Festiwalu naturalnym biegiem rzeczy skłania do refleksji, łez i wspominania, jak to fajnie było kiedyś. Przed Wami kolejna część podróży przez poprzednie edycje naszej imprezy. Dziewiątą edycję Festiwalu rozpoczęła oficjalnie para konferansjerów: Agnieszka Wilczyńska i Marcin Wasilewicz. Na scenie pierwszego dnia można było obejrzeć między innymi „Kartotekę” w wykonaniu 3 C, „Wdowy” 1B czy „Poskromienie złośnicy” 1C. Jeden z uczestników, dziewiątą odsłonę określił jako „Pierwszy Festiwal Gastronomiczny”. Rzeczywiście, w czasie całej imprezy prężnie działały dwie kawiarenki – „KasaBLANKA” oferująca domowe ciasta, lody i frytki oraz „Polna 2” z ciastkami i kawą. W obu lokalach można było obejrzeć na wiekowych telewizorach bezpośrednią transmisję z przedstawień. Przeglądając wydania Gazety Festiwalowej z tamtego czasu 5 grudnia 2012 widać, że już ówcześni uczestnicy imprezy zwracali uwagę na niewystarczające gabaryty sali gimnastycznej. Wydarzenie przyciągało coraz większe zainteresowanie, a w związku z tym zaczęło brakować miejsca dla wszystkich chętnych. Pojawiły się pomysły przebudowania sali gimnastycznej, a nawet przeniesienia imprezy poza mury szkoły (domyślnie do pobliskiej Riviery). Nawet w jednym z ówczesnych wywiadów, Pan Bronisław Chodorowski mówił o planach budowy nowego pawilonu z aulą i zapleczem, gdzie mieściliby się wszyscy uczniowie. Mimo to, jak pisała w czasie jubileuszowego X FT jedna z redaktorek : „Festiwal rozwijał się z roku na rok – rósł tort, inni byli szefowie Festiwalu, poszczególnych sekcji, pojawiały się nowe twarze, tych, którzy Festiwalu jeszcze nie znają” Niezmiennie widzowie mieli możliwość zobaczenia sztuk na wysokim poziomie, do których próby rozpoczynały się już na początku roku. Wysiłki w największym stopniu opłaciły się klasie 4B, autorom sztuki o wiele mówiącym tytule: „Suche majtki na dnie morza, czyli Halo Tadeusz”. Po raz kolejny przyznane zostały nagrody prywatne, m.in. od Pani Dyrektor Anny Koszyckiej (dla aktorek ze sztuki „W małym dworku”) czy od Pani Profesor Alicji Zięby, która przyznała nagrodę za najbardziej zmasakrowany tekst literacki „Świętemu Graalowi” klasy 2e. Wydaję mi się, że to właśnie w tym okresie ukształtowała się formuła wydarzenia, niezmienna aż do dziś. Szef Sekcji Technicznej na XI FT (Michał Korolc) na pytanie o planowane innowacje odpowiedział: „Nie sądzę, by trzeba było zmieniać cokolwiek w organizacji Festiwalu… Ograniczymy się jedynie do szczegółowych kwestii – zakładamy transmisję na stałe, żeby już jej nie zdejmować za rok. Poza tym w tym roku musimy powiesić o wiele więcej reklam sponsorów”. Rok 1999 przyniósł znaczne zmiany nie tylko na Festiwalu, ale w historii całej naszej Szkoły. Na skutek reformy systemu oświaty wprowadzono 3-letnie licea ogólnokształcące. Tak więc na scenę wkroczył ostatni rocznik, mający spędzić na niej cztery lata. W tym samym roku udostępniono w Internecie Gazetkę Festiwalową - oprócz zawartości papierowej, w wersji sieciowej znaleźć można było artykuły, zdjęcia, filmy, muzykę i wiele więcej. Wszystko odbyło się przy wsparciu czasopisma PC WORLD COMPUTER, które wówczas było sponsorem Festiwalu. Mimo, że impreza przekroczyła już dekadę istnienia nadal cieszyła się dużym zainteresowaniem. Jednak czas gwałtownego rozwoju, został zastąpiony okresem powolnej ewolucji ku pełnemu profesjonalizmowi. Mesiu 7 WYWIAD Tym razem wywiad z kolejną parą. Konferansjerów. Przenosimy się prosto w lata 60. XX wieku, wchodzimy do pierwszego lepszego baru w Kanadzie, bądź też w Nowym Jorku i spotykamy… dwóch przystojniaków: Daniela i Aleksandra. Opowiedzą o tym jak w trzy dni stworzyć kasowe arcydzieło i jak poderwać dziewczyny, aby potem połamać im serca. Co chcecie nam powiedzieć? Daniel: Chcemy Wam powiedzieć, że wyglądamy już dobrze, mówimy już dobrze… To może standardowe pytanie – dlaczego się zgłosiliście? Było to Wasze marzenie? 10 Daniel: Szczerze, to ja od pierwszej klasy chciałem zostać konferansjerem – Ania Migut mi to wywróżyła w pierwszej klasie! Aleksander: Daniel nie miał innej pary niż ja, więc tak już się ułożyło. Daniel: Musiałem Czułego wyciągnąć z sekcji za uszy! Aleksandrze, opowiedz nam o tej traumatycznej historii! Aleksander: Nie można jej przyrównać do przysłowia: ,,Zamienił stryjek siekierkę na kijek!” . Bycie konferansjerem to jest jednak pewien prestiż. Można się wykazać. Nie tylko przy mopie. Nie, że tam jest jakoś źle w tej sekcji… …ale współpraca z Danie- lem… Aleksander: Właśnie. Daniel. Krążą też plotki, że jako konferansjerzy podbijecie w tej Szkole wszystkie damskie serca… Daniel: No tak, to jest pewien sposób na zdobycie damskich serc. W naszym przypadku jedyny. Aleksander: Poza przeczytaniem Marqueza. Czytanie Marqueza to Wasz sposób na podryw? Daniel: Marquez w rękę do tramwaju i jedziecie, chłopaki. Polecamy. A nie Paulo Coehlo? Daniel: Na Paulo lecą tylko gimnazjalistki. Dziewczyny z naszego liceum znają się na li- teraturze! A macie jakiś sposób na dojrzałe kobiety? Aleksander: Na dojrzałe kobiety działa tylko jedno nazwisko: Julio Cortazar! Daniel: No słuchajcie, ja niestety popełniłem duży błąd bo przeczytałem Cortazara w gimnazjum. Wtedy to jakoś nie działało. Grasz w klasy? Daniel: Starałem się. Naprawdę chciałem. To znaczy: zrobiłem to, ale… grałem i grałem i nie dograłem do końca! Gracie w tylu przedstawieniach: klasowych, Ty Danielu grasz w „La Cosa Nostra”, po drodze jeszcze była „Hydrozagadka” na Festiwalu w Kochanowskim… Aleksander: No tak. W „La Cosa Nostra” nie dostałem angażu. Nie stać ich było na mnie. Ja bym mógł w „Boskiej” najwyżej. No właśnie! Gazeta skrupulatnie obserwuje Twoje postępy – od roli w „Traviacie” aż do roli rosyjskiego hrabiego w „Traviacie”! Bardzo nam się podoba praca nad rosyjskim akcentem. Od zera do milionera! Aleksander: Jaki akcent? Ja się tylko starałem mówić głośno i wyraźnie! Daniel: Aleksander - jednak geniusz. On to robi nieświadomie. Wyszła na jaw rosyjska dusza! Chcielibyśmy się dowiedzieć czegoś jeszcze o „Hydrozagadce”. Ta sztuka obrosła już legendą. Daniel: Wyniknęła taka sytuacja że… Aleksander: Z przyczyn technicznych… Daniel: Z przyczyn technicznych i czysto losowych, obiektywnych, niezależnych, prawda… Musieliśmy zrezygnować niestety z „Iwanowa” w Kochanowskim. Po prostu stwierdziliśmy, że była to tak wyborna sztuka, że postano- nr 2 środa 5 da WYWIAD Ciężko jest uciec, gdy w parze głupiec wiliśmy ją pozostawić Czackiewiczom. No więc trzeba było wymyślić coś w trzy dni. Trzy dni to jest akurat taki czas, żeby stworzyć „Hydrozagadkę” porównywaną często do „Dzikiego Borsuka”… (niecne porównanie). Fabuła – brak, charaktery – ciekawe (facet w leginsach biegający po scenie, szalony naukowiec, który chce wyparować całą wodę z Polski), takie sławy jak Kajetan Zakrzewski, Andrzej Siadkowski (w życiowej roli profesora Wilczarka). Dużo by opowiadać. Naprawdę polecam przeczytać sobie opis! A jaki był Wasz udział w „Hydrozagadce” oprócz tego, że wygraliście neseser? Aleksander: Wspólna reżyseria, wspólne łapanie żon maharadży… Daniel: No tak. Aktorzy byli z łapanki. Aleksander wcielił się w rolę legendarnego…karła. To dopasowana rola! Aleksander: No tak, ja się świetnie w niej odnalazłem. W końcu mogłem… rozwinąć skrzydła. Daniel odegrał podwójną rolę: pana Janka i Asa. Daniel: As nigdy nie odmawia! W obu wcieleniach udało mi się osiągnąć sukces! „Hydrozagadka” to było dużo dobrej zabawy – idealnie skrojona na społeczność Kochanowskiego. Nie wystawicie jej w Czackim? Daniel: Zrobimy wszystko, żeby jej nie wystawiać. Cho- 5 grudnia 2012 ciaż bywały takie głosy żeby ją powtarzać. Ale ja nie jestem fanem tego pomysłu. Raz wystarczy. Zresztą w Czackim już mamy Spartan… Radzę Wam wszystkim się zapoznać z twórczością mat-infów w tym roku. Wszystkich trzech mat-infów. W tym roku jest o trylogia zwieńczona „Potopem”! Epopeja narodowa! A w ogóle to dobrze Wam się współpracuje? Pewnie wybornie! Daniel: Fatalnie mi się z nim współpracuje! Aleksandrze, chcesz coś na ten temat powiedzieć? Aleksander: Mmm… Jest twórczo, ale, bardzo mi się to podoba, że Daniel ma takie… bardzo ludzkie podejście do życia. Wydaje mi się, że ja również takowe posiadam. Nie trzeba za wcześnie wstawać, za długo pracować, wszystko jest takie… niewymuszone. Rychło w czas. Daniel: Tak. Niewymuszone to jest słowo-klucz określające naszą współpracę. Wszystko jest niewymuszone. Piękne słowa. Macie jakieś marzenia? Aleksander: Wiele rzeczy chciałem… Daniel: Ja chciałbym pojechać na Alaskę! Tyle. No dobrze. To może jakiś cytacik na koniec? Aleksander zaczynają się wymieniać półsłówkami. Wygląda na to, że tych dwóch potrafi wymieniać się myślami bez potrzeby użycia słów. Nasze reporterki trochę wariują i nie wiedzą jak się zachować, gdy tak ku sobie spoglądają i porozumiewają się półsłówkami. Gazeta ma wątpliwości co do całego tego gadania o łamaniu serc. W tym momencie Daniel i Rozmawiały Gosia i Klaudia Aleksander: Przychodzi żaba do lekarza i mówi: coś mnie szczypie w stawie. To chyba nowotwór. Daniel: Tak. Ciężko jest uciec, gdy w parze głupiec. 11 ABSOLWENT Wiktor Uhlig Co jemu się kojarzy z Festiwalem? ,,Jingle, gwoździe, pieńki, betony, Bolek… W ogóle to wszystko mi się kojarzy z Festiwalem! Kiedy się kończy listopad, to wszystko zaczyna kojarzyć mi się z Festiwalem. Czegokolwiek nie zobaczę na ulicy”. Historia, która kojarzy mu się z Festiwalem: „Nie mam takiej historii… Chociaż mogę powiedzieć, że było dwa lata temu tak, że brałem udział w spektaklu, który się narodził trzy dni przed wystawieniem go, chodzi oczywiście o „Amerykański Tydzień” i z tym mam bardzo miłe wspomnienia, jak również z tym, że rok wcześniej kroiłem mięso na scenie – tak naprawdę krojenie mięsa też mi się kojarzy z Festiwalem”. Który Festiwal był Twoim najlepszym? „Każdy jest najlepszy. XXI był najlepszy, bo był pierwszy, XXII był najlepszy, bo był drugi (kroiłem mięso i byłem księdzem! Sam z siebie nigdy bym nie kroił mięsa i bym nie był księdzem!), XXIII był najlepszy, bo grałem najwięcej sztuk, XXIV był najlepszy, bo byłem pierwszy raz jako absolwent, a XXV był najlepszy, bo jeszcze się nie odbył i tak mnie intryguje, że jest już najlepszy. No i jest jubileuszowy”. Żal, że to już minęło? „Żal… O tak. Ale kiedy tu przychodzę, to nie jestem smutny. Jestem nawet wesoły. Ale kiedy wyjdę, to jestem smutny, że już… że już mnie tutaj nie ma”. W tym roku oprócz tego, że WIKTOR jest członkiem jury, to występuje jeszcze w sztuce absolwentów „Schowek Parmentier” – tym razem obiera na scenie ziemniaki. To prawie jak krojenie mięsa. Sam zresztą mówi: „Najlepsi kucharze to mężczyźni, ja nie jestem najlepszym kucharzem, ale Festiwal pozwala mi nim być!”. Pawłoch i Wiktor Łodyga A co im się kojarzy z Festiwalem? ŁODYGA: „Jak myślę Festiwal, to przede wszystkim jest tak, że wchodzę do sali (gimnastycznej oczywiście), wchodzę i tam jest Pawłoch. On jest zawsze. Zawsze”. PAWŁOCH: „Jak czasem chcę powiedzieć - nie mogę teraz, bo idę na Festiwal - a mówię, że idę na Wiktora… Wynikła z tego cała seria nieporozumień. Więc to mi się nawet w głowie tak… ujednoliciło… Wiktor i Festiwal. Ciężko mi to rozgraniczyć, nawet sam już nie wiem, czy mówiąc Wiktor, mówię o Festiwalu. To już raczej jest jedno!” 12 ŁODYGA: „Ja na przykład mam tak, że zbliża się grudzień i mam sny, sny mam, i ta twarz, ta postać…” Macie jakąś historię, którą możecie się podzielić z Gazetą? Ulubione historie chłopaków to te, których nie można opisać w Gazecie. Przypomnieli sobie jednak swoje wkręty: PAWŁOCH: „Byłem w Sekcji Oświetleniowej i próbowali mnie posłać po sześciopolowe coś tam, nawet nie pamiętam już , co to było, teraz zmyślam… W każdym razie, tak się przejąłem swoją rolą, że w ogóle nie zauważyłem, że mnie wkręcają. Fakt, że z kolei Mariusz Chojnacki, późniejszy Szef Festiwalu też miał pojechać po coś dla Sekcji Technicznej. No i pamiętam taką rozmowę na schodach, gdy mówię: „Mariusz, no co ty, oni Cię wkręcają, wkręcają Cię jak nic!” , a on mówi: „Nie, nie, nie, na pewno to jest na poważnie, ale to Ciebie wkręcają!” . Więc obaj byliśmy wkręcani, ja wiedziałem, że jego wkręcają, ale nie wiedziałem, że wkręcają mnie i na odwrót. W końcu tam pojechałem, ale jak już się zorientowałem, że faktycznie mnie wkręcają, to zadzwoniłem do szefowej i powiedziałem, że nie mieli tego, ale kupiłem coś, co działa podobnie i wydałem na to 500 zł… Ale skończyło się to wszystko bardzo dobrze”. ŁODYGA: „Ja z kolei pamiętam jak w zeszłym roku wkręcaliśmy Krzysia Linke i chyba Stasia Wasilkowskiego i pamiętam, jak chłopaki nieśli od metra strasznie ciężkie gwoździe, które w efekcie były żwirkiem. Opowiadali, że jeden się przechylał w pół i kładli mu to pudło na plecach, a drugi od tyłu go popychał, bo nie byli w stanie tego nieść i tylko zmieniali się co słup, bo było tak ciężkie”. Najlepszy Festiwal? Na PAWŁOCHU największe wrażenie zrobił ostatni uczniowski, czyli XXI FT. Na ŁODYDZE jego pierwszy, czyli XXII FT (czyli pierwszy absolwencki Pawłocha) „Ten ostatni też był wyjątkowy, ale za pierwszym… chyba lubię być po prostu poniewierany. Byłem poniewierany. Lubię ten stan”. Pawłoch uzupełnia : „A ja robiłem co mogłem! Było przyjemnie. Poniewierałem go i tarzałem po ziemi. Starałem się. Muszę przyznać, że starałem się, zawsze się staram”. Jest żal, że nie jesteście uczniami? Będziecie wracać? Po chwili zastanowienia uznaliśmy, że PAWŁOCH nie musi na to pytanie odpowiadać. ŁODYGA mówi, że będzie wracał póki sił starczy - jak Pan Prezes Chodorowski. Gosia nr 2 środa 5 da OD CZYTELNIKA Nieudany Józef Droga Redakcjo, To znowu ja, Józef. Dziękuję za publikację mojego pierwszego listu. Z zimną satysfakcją słuchałem zjadliwych komentarzy wygłaszanych pod moim adresem. W kanciapie sekcyjnych aż zawrzało! „Kto napisał coś takiego? W dodatku na dwudziestopięciolecie Festiwalu! I to w pierwszym numerze!”. Mili oburzeni, lejecie miód na moje serce. Podbudowany reakcją, którą wywołał mój list, po raz kolejny postanowiłem się zrobić research, który udowodni ciemnotę sekcyjnych. Jak mniemam, jedno z wielu pytań, które zadaje sobie nowy sekcyjny brzmi: „Jakie są filary Festiwalu?”. To między innymi historia, spuścizna, tradycja... Wtajemniczani w prawa rządzące teatralno-szkolnym światkiem słyszą „Od zawsze… odwiecznie… z dziada pradziada”. Tak naprawdę pamięć sięga tam, gdzie kończą się wspomnienia najstarszego absolwenta, który zjawi się na Festiwalu. „Będzie pizza?” „Oczywiście, przecież pizza jest od zawsze!” Technicznie rzecz biorąc, to zwyczaj, który narodził się dwa lata temu. Ci, którzy rozpoczęli swą karierę podczas XXIII FT, są jednak 5 grudnia 2012 przekonani, że był on przekazywany przez pokolenia Czackiewiczów, a oni kontynuują dzieło przodków. Co więc dzisiaj wydaje się nieodłączną, ponadczasową częścią Festiwalu, podczas gdy wcale nie funkcjonowało kiedyś? Logo Festiwalu drukowane były na pleksi, teraz zalegające w kanciapie Porządkowych. Cudownie nowoczesny rzutnik, który dziś wyświetla logo nad sceną, pojawił się dopiero na XXII FT. Wraz z nim powstały szalone animacje oraz „karaoke” dla gawiedzi mającej trudności z zapamiętaniem tekstu jingla. Właśnie ten rzutnik wyświetlił Pana Krzemińskiego jako asa z Talii Kart Festiwalowych w ramach urodzinowego prezentu dla ulubionego wuefisty. Wielu jednak tęsknie spogląda na pamiątkowe plansze, zastąpione przez cyfrowe wersje. Dziś koncerty podczas Festiwalu ograniczają się do wykonania jingla na żywo. Onegdaj teatralne przedsięwzięcie kończyły występy zespołów. Przygotowanie sceny na ich wejście wymagało przestawiania i przełączania sprzętu, czemu towarzyszyły stres i pośpiech. W rezultacie koncerty wycho- dziły mało profesjonalne, a przecież perfekcja jest na Festiwalu najważniejsza. Wbrew powszechnie panującemu przekonaniu nad organizacją Festiwalu nie zawsze czuwało Dziewięć Wspaniałych Sekcji. Funkcję Sekretariatu pełnili, uwaga, Techniczni. Genezą powstania nowego odłamu elity było zapotrzebowanie na Sekcję Pięknych Pań. Transmisja natomiast wykształciła się z Sekcji Akustycznej i pojawiła się na XVIII FT z inicjatywy Michała Kłaczkowa. Do kawiarenek zaczęto transmitować galę wręczenia nagród, a z czasem wszystkie sztuki. Najświeższą nowością wśród sekcji jest powstała w czasie XXIII FT Sekcja Transportowa, czyli festiwalowi rozwoziciele pizzy. Nie zawsze czas festiwalowego szaleństwa przypadał na początek grudnia. W poprzednich latach odbywał się on na tydzień przed Świętami. Siedem dni „po” mijało pod znakiem pofestiwalowego kaca, nieróbstwa i laby. Chcąc tego uniknąć, przeniesiono Impre- zę na wcześniejszy termin. W rezultacie powstały dwa tygodnie roz…prężenia pomiędzy Festiwalem a Świętami. Niegdyś pierwszy numer Gazety zdobiła okrąglutka cyfra zero, a na miejscu Profesora Bielińskiego w Jury zasiadała Profesor Zięba. Festiwal podlega teorii ewolucji. Proces dziedziczności cech przodków nie jest absolutnie dokładny i wprowadza zmiany, czyli mutacje. Dopiero absolwent, który wraca do Szkoły, dostrzega ten proces i żali się: „Za moich czasów było lepiej!”. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje wywody nie przyniosą pożądanego skutku i każdy, kontynuując zwyczaje zapamiętane podczas swego pierwszego Festiwalu będzie pewien, że kultywuje odwieczną tradycję. Nie zdziwię się, jeśli na XXVI Festiwalu usłyszę głosy tegorocznych pierwszoklasistów: „Jak to nie będzie ciastek od Magdy Gessler? Przecież ciastka są od zawsze!”. Xoxo, Józef Nieudany 13 Dla nas hit, dla innych kit? Siedząc pewnego dnia w kanciapie i przeglądając stare numery Gazet natrafiłam na jeden, który szczególnie mnie zszokował. Gazetka (nie Gazeta i nie jest to nasze przeoczenie) XII Festiwalu z roku 1999 opublikowała na pierwszej stronie artykuł „redaktorów niezależnych”- Weroniki P. i Marcina B. Dla nas, Czackiewiczów, Festiwal jest najwyższą wartością, czymś ponadprzeciętnym, pozwalającym oderwać się od codziennego życia ucznia. Odnoszę wrażenie, że trzynaście lat temu panowała podobna opinia. Czy jednak zastanawialiśmy się jak wygląda nasz najukochańszy Festiwal oczami innych? Po przeczytaniu wzmiankowanego artykułu z 1999 roku nie jestem pewna jakie są te opinie. Marcin i Weronika nie wypowiadają się o Festiwalu pozytywnie, stawiają nam mnóstwo zarzutów, wytykają błędy… Kiedy przybyli na ulicę Polną, żeby wziąć udział w „tym nieomalże kolejnym cudzie świata” spotkało ich wiele nieprzyjemnych niespodzianek. Szatnia okazała się płatna, aczkolwiek niestrzeżona. Tak samo sytuacja wyglądała z parkingiem. Bolejąc udali się na sale, jednak tu czekał na nich „kolejny kubeł zimnej wody”. Stojący przy drzwiach 14 kulturalnie ubrany kolega poinformował ich, że nie mogą wejść na salę. Mocno już zdenerwowani, Weronika z Marcinem, w oczekiwaniu na inną sztukę, postanowili przejrzeć program i dowiedzieć się trochę więcej o poszczególnych przedstawieniach. Tu spotkał ich równie niemiły zawód. Okazało się, że nie dysponujemy programami… Kiedy po długim czekaniu udało im się dostać na salę, pojawiła się kolejna płaszczyzna do krytyki. Z ich strony padają dość mocne słowa: „Ludzie! Czyżbyście nigdy nie byli w teatrze?! Nawet na teksańskich farmach jest ciszej niż w Czackim w trakcie przedstawienia”. Ponadto para chyba nie zajmowała się oglądaniem sztuki. Ich uwaga skupiła się na interakcji między reżyserką a kulisami. Z politowaniem komentują: „Organizatorzy z pewnością starają się jak mogą, ale nie do końca im to wychodzi”. Oświetlenie nie znało swoich zadań, a reżyser podczas trwania przedstawienia bezcelowo machał rękami w stronę Oświetleniowca, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Konferansjerów również nie ominęło zgryźliwe słowo Weroniki i Marcina. Nie wiedzieli kiedy powinni wejść na scenę, a ponadto „zadaniem konferansjera płci żeńskiej jest nie tylko ozdabianie konferansjera płci męskiej swoją osobą, ale też sensowne odzywanie się w odpowiednim momencie”. Aby nie pozostawić na konferansjerce suchej nitki, skrytykowana została również jej kreacja, choć nie podano znaczącego powodu. Kiedy po obejrzeniu sztuki Gocie postanowili zwiedzić wernisaż, stwierdzili, że większość prac jest godnych uwagi i zainteresowania, jednak efekt psuje miejsce i sposób ich wyeksponowania. Na końcu zaskakująco stwierdzają jednak, że „wszystko jest fajnie i w ogóle, sztuki bardzo im się podobały… Największe jednak wrażenie zrobił na nas konsumpcyjny charakter imprezy- ilością kawiarenek dorównuje Czackiemu tylko Rynek Starego Miasta” . Jak widać trzynaście lat temu Festiwal nie był odbierany aż tak pozytywnie jak się nam wydaje. Pozostaje pytanie… Co mówi się o nim teraz? Kilkoro uczniów innych szkół podzieliło się z nami swoimi opiniami. Te na szczęście mocno odbiegają od tych, którymi trzynaście lat temu uraczyli nas Weronika z Marcinem. Nie spotkałam się z żadnym negatywnym komentarzem. Wszyscy twierdzą, że to niesamowita inicjatywa i bardzo chcieliby móc uczestniczyć w podobnych eventach w swoich szkołach. Imponuje im profesjonalizm z jakim organizowane jest całe przedsięwzięcie. Wszystko, przynajmniej teoretycznie, dopięte jest na ostatni guzik, sekcje są wzorowo zorganizowane, sztuki wystawiane niczym w prawdziwym teatrze. Jednak to niemożliwość zadebiutowania na scenie czy napisania artykułu do Gazety jest dla innych obiektem zazdrości i marzeń. Chodzi o atmosferę, która towarzyszy Festiwalowi. Zwolnienia z lekcji już tydzień przed sztukami, nabory do sekcji, ściany obklejone od podłogi do sufity różnokolorowymi plakatami, czterogodzinny sen… „Ta nie chodzi o to, że chcielibyśmy oglądać i przygotowywać sztuki, choć to też jest niesamowite przeżycie. Każda klasa przygotowuje jakiś występ na Dzień Nauczyciela, inscenizację bożonarodzeniową, ale nigdy nie było czegoś na tak wielką skalę. Czegoś w co zaangażuje się cała Szkoła, o czym mówi się już od początku roku szkolnego, do czego dni odlicza każdy uczeń. Miałam okazję znaleźć się rok temu w Czackim podczas tych kilku magicznych dni i taki właśnie jest wasz Festiwal. Mamy czego zazdrościć…”. Mary nr 2 środa 5 da BETONIARKA Kokurs na kierowcę Betoniarki! Ponownie zapraszamy Was do wzięcia udziału w interpretacji naszych betonów. W każdym numerze Gazety ukaże się jeden, specjalny, NIEPODPISANY beton. Jak w poprzednim roku nagrodą za trafną interpretację będzie wysokojakościowe zdjęcie w Punktówce. Odpowiedzi prześlijcie na [email protected]. Powodzenia! 5 grudnia 2012 15