MAREK BIELACKI SCENICZNY DYSKURS MIKOŁAJA

Transkrypt

MAREK BIELACKI SCENICZNY DYSKURS MIKOŁAJA
MAREK BIELACKI
SCENICZNY DYSKURS MIKOŁAJA GRABOWSKIEGO
– MIĘDZY DAWNYMI A NOWYMI LATY
Prace artystyczne Mikołaja Grabowskiego gościły dotychczas na
scenie Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi dziesięciokrotnie,
obejmując teksty powstałe w czasach dawnych i bliskich – teksty o
rozmaitej proweniencji, reprezentujące różnorodne formy podawcze;
teksty autorów urodzonych i żyjących w czterech ostatnich stuleciach
(od schyłku wieku XVIII do drugiej dekady wieku XXI). W
przeważającej części były to utwory autorów polskich, a wyjątek
stanowiła jedynie XIX-wieczna farsa francuska, reprezentowana przez
pisarski tandem: Eugene Labiche – Alfred Delacour w komedii
Polowanie na zięciów. Katalog owych inscenizacji wypełniły zarówno
adaptacje prozy, jak i sceniczne interpretacje oryginalnych utworów
dramatycznych, których nowatorstwo burzyło niekiedy zastane
konwencje i kanony. Mikołaj Grabowski w swym zamyśle
inscenizacyjnym sięgnął po teksty powstałe na przestrzeni ostatnich
dwóch stuleci, ale dotykające w swej historycznej perspektywie
niekiedy czasów jeszcze dawniejszych.
A zatem reżyser sięgnął:
po pamiętniki spisane przez Henryka Rzewuskiego (1791-1866),
urodzonego na początku ostatniej dekady XVIII wieku – w roku
uchwalenia Konstytucji 3 Maja;
po wierszowane baśnie zrymowane przez Jana Brzechwę (18981966), urodzonego u schyłku XIX wieku na Podolu – 22 lata po
śmierci onego Henryka Rzewuskiego, 10 lat po powstaniu świętującej
dziś swój jubileusz pięciu ćwierćwieczy pierwszej stałej sceny
teatralnej Łodzi – urodzonego 15 sierpnia 1898 roku, dokładnie 22
lata przed Bitwą Warszawską, określaną mianem Cudu nad Wisłą, a
zmarłego w roku 1966 – w roku Millenium Polski; (większość
publikacji podaje błędnie rok urodzenia Brzechwy: 1900, ale nawet
gdyby właśnie ta data była prawdziwa, to i tak Jan Lesman należałby
do grona twórców poczętych i urodzonych jeszcze w wieku XIX);
po powieść napisaną przez Witolda Gombrowicza (4 sierpnia 1904
– 25 lipca 1969), który przyszedł na świat w wieku XX, na rok przed
wypadkami 1905 roku (upamiętnionymi w Łodzi w nazwie dawnej
ulicy Południowej – obecnej ulicy Rewolucji 1905 r., położonej
nieopodal przestrzeni naszych obrad), jedenaście lat przed wojną
światową pierwszą, a zmarł ćwierć wieku już po zakończeniu
działań militarnych wojny światowej drugiej;
po miniatury dramatyczne nakreślone piórem Sławomira Mrożka
(1930-2013), dramaturga dwóch stuleci, urodzonego w środku
międzywojnia, a zmarłego 15 sierpnia 2013 roku, dokładnie w 93.
rocznicę Bitwy Warszawskiej i jednocześnie również dokładnie w 115
rocznicę urodzin wspomnianego już Jana Brzechwy; Mrożka
pochowanego w nowopowstałym panteonie zasłużonych Polaków w
Krakowie 17 września 2013 r. – w 20. rocznicę wyprowadzenia
sowieckich wojsk okupacyjnych z Polski;
po dramat wykreowany przez Ireneusza Iredyńskiego (4 czerwca
1939 – 9 grudnia 1985), urodzonego niespełna trzy miesiące przed
wybuchem II wojny światowej i czasem utracenia przez nią
niepodległości i jednocześnie dokładnie pół wieku przed
pookrągłostołowymi wyborami kontraktowymi do Sejmu i Senatu (4
czerwca 1989) – czyli do parlamentu odzyskującej swą suwerenność
Rzeczypospolitej;
po eksperymentalny dialog wygenerowany przez Bogusława
Schaeffera (ur. 6 czerwca 1929), lwowianina urodzonego w połowie
międzywojnia, starszego od Iredyńskiego o lat dziesięć;
po komedię uczynioną przez Ryszarda Latkę, podwadowiczanina
(ur. 7 lutego 1941), urodzonego już w czasie ostatniej wojny
światowej, pod niemiecką okupacją, nieopodal Wadowic – miejsca
urodzin innego dramaturga, Karola Wojtyły, w roku, w którym
przyszły papież, a dziś już święty, rozpoczął artystyczną działalność
jako aktor w podziemnym konspiracyjnym Teatrze Rapsodycznym
Mieczysława Kotlarczyka w Krakowie;
wreszcie po „smutną i pouczającą historię” spisaną przez mojego
rówieśnika Tadeusza Słobodzianka, urodzonego w 1955 w
rosyjskim Jenisejsku, daleko od granic Rzeczypospolitej.
A dziś jeszcze przed nami wieczorna jubileuszowa premiera
szczególnego rodzaju udramatyzowanej kontaminacji: obserwacji i
spostrzeżeń księdza Jędrzeja Kitowicza – XVIII-wiecznego
kronikarza czasów saskich – oraz spisanych w XIX stuleciu pamiątek
literackich (wskazanego już na początku) Henryka Rzewuskiego.
Ta – przypadkowa zdawać by się mogło, ale symboliczna i
metaforyczna zarazem niekiedy – przedstawiona wyżej koincydencja i
asocjacja dat, rocznic i historycznych wydarzeń oraz geograficznych i
topograficznych powiązań, mogąca się wydawać jedynie swobodną
grą rozmaitych skojarzeń, stanowi jednocześnie de facto specyficzne,
kulturowe tło dokonań scenicznych Mikołaja Grabowskiego i buduje
szczególnego rodzaju historyczno-literacki (czyli właściwy dla
badań zarówno z dziedziny historii, jak i z obszaru literatury), ale i
historycznoliteracki (czyli charakterystyczny dla badań z zakresu
historii literatury) klucz do estetycznych poszukiwań tego artysty
teatru.
Nie sposób oczywiście w krótkiej, okolicznościowej prezentacji w
sposób pełny i wyczerpujący prześledzić, zobrazować i zanalizować
całości wysiłku inscenizatora, który posiłkując się tekstami tak wielu
twórców, reprezentujących rozmaite epoki historyczne i różnorodne
kierunki artystyczne, na przestrzeni trzynastu lat: od czerwca 1978 do
maja roku 1991 (z dłuższą, ośmioletnią przerwą od 1981 do 1989
roku) próbował uobecnić estetykę przywołanych wyżej autorów na
scenach Teatru im. Stefana Jaracza. Można jednak przynajmniej
pokusić się – na użytek dzisiejszego spotkania – o porządkujące
skatalogowanie owych prac jako wyrazu teatralnego dyskursu
reżysera, adaptatora, aktora i inscenizatora z dziejami dawnymi i ze
współczesnością. Systematyzacja taka może zatem oczywiście
pretendować jedynie do miana przyczynku do zobrazowania
scenicznego dyskursu Mikołaja Grabowskiego w teatrze przy ul.
Cegielnianej, czyli w teatrze przy obecnej ul. Stefana Jaracza. Wydana
pod redakcją profesora Stanisława Kaszyńskiego przez Wydawnictwo
Łódzkie w roku 1980 książka poświęcona dziejom teatru w Łodzi
nosiła właśnie tytuł: Teatr przy ulicy Cegielnianej. Szkice z dziejów
sceny łódzkiej 1844-1978 (miałem wówczas także zaszczyt i
przyjemność brać udział w jej przygotowaniu1).
Pierwszą próbą reżyserską Mikołaja Grabowskiego w przestrzeni
Teatru im. Stefana Jaracza była komedia Ryszarda Latki Tato, tato,
sprawa się rypła, pokazana w Łodzi w dzień św. Jana, 24 czerwca
1978 roku. Ten debiut dramaturgiczny młodego, 37-letniego wówczas
autora, laureata I Nagrody na XV Konkursie Dramaturgicznym Teatru
Ateneum, był jednocześnie łódzkim debiutem reżyserskim jeszcze
młodszego, bo wówczas (czyli w roku 1978) 32-letniego Mikołaja
Grabowskiego. Ów pisany gwarą – właściwą dla okolic Wadowic –
dramat stał się w tamtych czasach przebojem scenicznym wielu
polskich teatrów, a zatem łódzki reżyserski debiut Grabowskiego był
od razu – jak mawia młodzież – teatralnym „hitem”.
Osiem miesięcy później, 24 lutego 1979 r., młody inscenizator
zmierzył się z nowatorską propozycją Bogusława Schaeffera –
Kwartetem dla czterech aktorów, stanowiącym szczególnego rodzaju
eksperyment dramatyczno-muzyczny awangardowego kompozytora,
teoretyka muzyki i dramaturga w jednej osobie. Przygotowana na
Małej Scenie łódzka prapremiera, w której w role członków
tytułowego ansamblu wcielili się: Jacek Chmielnik (I skrzypek),
Wojciech Droszczyński (II skrzypek), Bogusław Semotiuk
(altowiolinista) i Paweł Kruk (wiolonczelista), była – jak się później
okazało – początkiem długiego aliansu Mikołaja Grabowskiego z
1
Tytuł książki Teatr przy ulicy Cegielnianej został zasugerowany przez ówczesnego dyrektora Wydawnictwa
Łódzkiego, Jacka Zaorskiego. Współtwórcy owego tomu – nauczyciele akademiccy z Uniwersytetu Łódzkiego –
zostali uhonorowani zespołową nagrodę naukową I stopnia Ministra Nauki.
niekonwencjonalną twórczością Schaeffera, którego teatralnomuzyczne partytury (ów Kwartet…, ale także Audiencja V, Scenariusz
dla trzech aktorów, Audiencja II, Próby), wielokrotnie odczytywane
były właśnie za sprawą tego samego inscenizatora i adaptatora w
teatrach Poznania (Teatr Polski); Krakowa (Teatr im. Juliusza
Słowackiego, Teatr STU); Torunia (Teatr im. Wilama Horzycy);
Katowic (Teatr Korez) i Warszawy (Teatr Szwedzka 2/4; Teatr
IMKA). Właśnie partytura – jako punkt wyjścia działań scenicznych i
asocjacji muzycznych – stawała się w łódzkiej inscenizacji symbolem
wizji artystycznej kreacji, w której oryginalne połączenie anegdoty
teatralnej z elementami muzycznymi i wizualnymi w szczególny
sposób eksplorowało kategorie dźwięku, rytmu i czasu. Teatralna
twórczość Schaeffera (korespondująca w istotnym stopniu z
koncepcją tzw. teatru instrumentalnego, reprezentowaną m.in. przez
Jana Gwalberta Miśka) od razu budziła znaczne zainteresowanie, ale i
liczne kontrowersje. Po latach wyrazem jej apoteozy stał się m.in.
opublikowany u schyłku roku 1986 na łamach miesięcznika „Dialog”
tekst2, znacząco przesuwający niestety w czasie i w przestrzeni
prapremierę Kwartetu dla czterech aktorów, a tym samym pomijający
pierwotny wysiłek inscenizacyjny Mikołaja Grabowskiego i pracę
wykonawców łódzkiego przedstawienia. Na szczęście jeden z jego
spektatorów – w osobie wypowiadającego obecnie te słowa –
zaniepokojony takim obrotem sprawy ruszył natychmiast (zgodnie ze
staropolską tradycją, wyraziście obecną w innych teatralnych pracach
Mikołaja Grabowskiego) na odsiecz reżyserowi i Schaefferowemu
Kwartetowi… oraz dzisiejszemu Jubilatowi, czyli Teatrowi im.
Stefana Jaracza, kierując do redakcji poczytnego miesięcznika
specjalny adres.
Szanowni Państwo!
W artykule Pana Krzysztofa Kopki «Dramaturgia Bogusława
Schaeffera», opublikowanym w grudniowym numerze „Dialogu” z
roku 1986, pojawiła się informacja wskazująca, iż «Kwartet dla
czterech aktorów» Schaeffera miał swą prapremierę we wrześniu
1981 roku w Teatrze Polskim w Poznaniu. Uprzejmie informuję, iż
2
Zob. Krzysztof Kopka, Dramaturgia Bogusława Schaeffera, „Dialog” 1986, nr 12.
sztuka ta wystawiona została po raz pierwszy znacznie wcześniej, bo
już 24 lutego 1979 roku na Małej Scenie Teatru im. Stefana Jaracza w
Łodzi – również w reżyserii autora inscenizacji poznańskiej, Mikołaja
Grabowskiego. Nie musiał zatem B.[ogusław] Schaeffer czekać na
premierę «Kwartetu» aż piętnaście lat – co podkreśla pan Krzysztof
Kopka w swym szkicu.
Łączę wyrazy szacunku
3
Marek Bielacki
Łódź, 24 kwietnia 1987
Trzy i pół miesiąca po łódzkiej prapremierze Kwartetu dla czterech
aktorów Bogusława Schaeffera, Mikołaj Grabowski sięgnął po teksty
innego znanego krakowianina, Sławomira Mrożka. Jego lisi tryptyk
(Serenada, Lis aspirant, Polowanie) ujrzał światło dzienne podczas
premiery 9 czerwca 1979 (ponieważ o tej porze roku wieczory są
długie, więc wieczór teatralny zapewne i tym razem zaczął się przed
zmrokiem, czyli właśnie jeszcze przy – iluminującym budynek na
zewnątrz – świetle dziennym). W napisanych w latach 1976-1977
Mrożkowych miniaturach dramatycznych Serenada i Polowanie na
lisa oraz w stanowiącym interludium całości scenicznym monologu
Lis aspirant, przeniesionych na scenę teatru, tytułowy leśny ssak z
długą rudą kitą, kreowany przez występującego w Łodzi gościnnie
Jana Peszka, stał się oczywiście symbolem, metaforą i alegorią, ale
także uosobieniem rozmaitych przywar, postaw, zachowań i
przypadłości. Udramatyczniony Mrożek – krańcowo różny od
awangardowych propozycji Schaeffera – jawił się jako klasyk
współczesnej literatury, przemawiający ezopowym językiem w
średniowieczu epoki totalitaryzmu w Polsce, wyraziście
spolaryzowany pod względem estetycznym z Kwartetem dla czterech
aktorów.
Pokazana pięć i pół miesiąca po Mrożkowej premierze Dacza
Ireneusza Iredyńskiego (23 listopada 1979 r.) stanowiła kolejną
odsłonę estetycznych poszukiwań Mikołaja Grabowskiego na łódzkiej
3
Marek Bielacki, Korespondencja, Szanowni Państwo!, „Dialog” 1987, nr 6, s. 174.
scenie Teatru im. Stefana Jaracza. Ów melodramat, osadzony w
scenograficznych realiach letniskowego domku (tytułowej daczy),
wskazywał na otwartość reżysera w eksploracji coraz to nowych
obszarów polskiej literatury. Tekst ten był jednocześnie
psychologicznym dramatem bezpośrednio antycypującym zwrot
inscenizatora ku dawnym czasom. Ich reprezentantem stała się proza
Henryka Rzewuskiego, przedstawiająca w XIX-wiecznych
Pamiątkach Soplicy obraz Polski szlacheckiej tuż przed rozbiorami w
drugiej połowie XVIII stulecia. Owa premiera z 28 marca 1980 roku,
wprowadzająca na teatralną scenę narrację szlacheckiej gawędy, w
sposób znaczący poszerzała spektrum literackich inspiracji reżysera,
który prozę innego miłośnika sarmackiej, a przede wszystkim chyba
jednak arystokratycznej tradycji, czyli Witolda Gombrowicza, miał
zamiar wkrótce pokazać łodzianom. Nim jednak to nastąpiło, reżyser
zmierzył się z tradycją francuskiej farsy, której prominentnego
przedstawiciela Eugene’a Labiche‘a (piszącego tym razem do spółki z
Alfredem Delacour) reprezentowało na scenie Polowanie na zięciów
(premiera 25 października 1980). Skoro w Teatrze im. Jaracza można
było wcześniej polować na lisa, to polowanie na zięciów stawało się
już tylko oczywistą formalnością i naturalną konsekwencją tych
pierwszych łowów.
Początek i schyłek dziewiątej dekady XX wieku stał pod znakiem
adaptacji prozy Witolda Gombrowicza. Jego powieść Trans-Atlantyk,
pokazana po raz pierwszy na łódzkiej scenie niedługo przed letnimi
wakacjami 1981 roku (23 maja lub 7 czerwca – te dwie daty podają
różne źródła), zdawała się jawić jako szczególnie wdzięczny materiał
dramaturgiczny, którego monologowa i dialogowa tkanka znakomicie
brzmiała w scenicznej narracji Mikołaja Grabowskiego i w tyradach
Jana Peszka, grającego postać Gonzalo. Ten sam materiał literacki
reżyser przedstawił półtora roku później w krakowskim Teatrze im.
Juliusza Słowackiego (premiera: 27 listopada 1982 roku) i powrócił z
nim (czyli z tekstem Gombrowicza) do Łodzi w marcu 1989 roku, by
w dniu św. Kazimierza, patrona Polski, rzecz o zamorskim bycie
emigranta i o Polsce widzianej z oddalenia ponownie unaocznić w
czasie zmieniającej się już wówczas diametralnie polskiej
rzeczywistości (czyli w okresie montowania w Henrykowie i
ustawiania w Magdalence okrągłego stołu). Trans-Atlantyk Mikołaja
Grabowskiego wg prozy Witolda Gombrowicza będzie miał też
jeszcze odsłonę telewizyjną, by poprzez medium elektroniczne
widowisko Teatru im. Stefana Jaracza mogło dotrzeć – w poniedziałek
4 marca 1991 roku (równo dwa lata po scenicznej premierze) – do
wielomilionowej widowni.
Dwa i pół miesiąca po reinkarnacji powieści Gombrowicza w roku
1989, na scenę Teatru im. Stefana Jaracza ponownie wkroczyła
historia – tym razem najnowsza, bo ta z marca 1968, w osobie
Obywatela Pekosiewicza Tadeusza Słobodzianka, który poprzez
pryzmat tragicznych uwikłań postaci tytułowego bohatera, ukazał
walkę o władzę w obozie partyjnego establishmentu tamtego czasu
(premiera 28 maja 1989). Spektakl ów – podobnie jak Trans-Atlantyk
– będzie miał też swoją realizację telewizyjną z oryginalną obsadą
aktorów Teatru Jaracza (z Mariuszem Saniternikiem w tytułowej roli).
Twórczością Słobodzianka Mikołaj Grabowski zajmie się także na
pobratymczej scenie łódzkiego Teatru Nowego (noszącego dziś imię
Kazimierza Dejmka), poprzez inscenizację Proroka Ilji (12 listopada
1999).
Nota bene z nazwami teatrów i z imionami ich patronów – zwłaszcza
przy okazji dzisiejszego jubileuszu – musimy być bardzo ostrożni,
jako że w specjalnym, poczwórnym numerze „Pamiętnika
Teatralnego” z roku 2006, zatytułowanym Kronika Witolda
Gombrowicza, kilkakrotnie pojawia się wysoce oryginalna nazwa
łódzkiego (którego?) teatru: Teatr Powszechny im. Stefana Jaracza
(np. na stronie 293). Być może o fuzji obu scen (Teatru
Powszechnego i Teatru im Stefana Jaracza) ich dyrekcje jeszcze nie
wiedzą, a sugestia (zapewne przypadkowa i niezamierzona)
zasłużonego kwartalnika naukowego jest jedynie profetyczną
antycypacją zdarzeń z nieokreślonej bliżej przyszłości4.
Dwadzieścia dwa lata po Mrożkowym tryptyku o lisie reżyser
skierował swą uwagę na lisa innego autora, by 18 maja 1991 roku
pokazać na scenie Szelmostwa lisa Witalisa Jana Brzechwy.
Znakomitą zabawę z tym związaną zachował w pamięci także
4
Zob. „Pamiętnik Teatralny” 2006, z. 1-4.
wygłaszający te słowa, gdy oglądając ów spektakl wraz z przybyłym
ze Szkocji gościem Uniwersytetu Łódzkiego, starał się brytyjskiemu
teatrologowi (wcześniej prezentującemu na łódzkiej uczelni m.in.
wykład o londyńskich występach Heleny Modrzejewskiej u schyłku
XIX wieku) starać się na żywo tłumaczyć teatralną akcję.
Tak było dotychmiast w scenicznej peregrynacji Mikołaja
Grabowskiego przez lata jego artystycznej obecności w Teatrze im.
Stefana Jaracza i w czasie wędrówki przez literaturę twórców czterech
stuleci w nim pokazywaną – między dawnymi a nowymi laty.
A co czeka nas dziś? Dziś, już za kilka godzin, Mikołaj Grabowski
postawi nam zapewne elektroniczną «kapliczkę.pl…», by poprzez
tytułową parafrazę informatycznego adresu poczty e-mailowej
ponownie skierować naszą uwagę ku szlacheckiej tradycji opisanej w
księgach Jędrzeja Kitowicza i w pamiątkach Henryka Rzewuskiego.
A dlaczego to Mistrz sceny już dziś, zaraz, teraz ma zamiar nam to
uczynić? A dlatego, bo ponoć jednak: wszystko dawniej szło lepiej jak
teraz.
Wygłoszone w przestrzeni Małej Sceny Teatru im. Stefana
Jaracza w Łodzi, w sobotę, 19 października 2013 roku, w dniu
obchodów Jubileuszu 125-lecia tego Teatru, w obecności
Mikołaja Grabowskiego, na kilka godzin przed polską
prapremierą widowiska: «kapliczka.pl czyli wszystko dawniej
szło lepiej jak teraz» – w reżyserii, ze scenografią i w
opracowaniu muzycznym Mikołaja Grabowskiego