NP - MOK Legionowo

Transkrypt

NP - MOK Legionowo
NP
Co się zmieniło w redakcji tygodnika Tędy i Owędy przez ostatnie dwadzieścia lat? Kiedy
zadaję sobie to pytanie, przychodzi mi na myśl palenie papierosów. Początkowo było ono
dopuszczalne w pomieszczeniach redakcyjnych, wszędzie na biurkach stały popielniczki. Potem
kobiety jęły „ścigać” palaczy, palenie w pokoikach zostało wzbronione, zachowała się tylko jedna
popiołka, którą wyniesiono na klatkę schodową. Ile razy, odwiedzając redakcję, mijałem podest
między pierwszym a drugim piętrem, rzucała mi się w oczy zapełniona petami popielniczka; stała
na parapecie uchylonego okna. To była redakcyjna palarnia.
Minął pewien czas i przestało się w tym miejscu palaczy widywać, drogą ewolucji palenie
przeniosło się na ulicę. Na głównej ulicy miasta, ruchliwym deptaku, dwa kroki od rynku – zaczęto
widywać tego lub innego redaktora pętającego się po chodniku z papierosem. Przechadzał się od
niechcenia w tę i z powrotem, rozglądał się, zawodowym reporterskim wzrokiem obserwował
lokalne życie – i popalał.
Lecz zdarzał się czasem nawrót do pierwotnego okresu. Pamiętam pewien dzień: redaktor
naczelny po denerwującej rozmowie telefonicznej musi natychmiast zapalić, a że jest nas tylko
dwóch i nie grozi „ściganie” ze strony jednostek wrażliwych, w pomieszczeniu zaczyna rozchodzić
się dymek. Trzeba go jednak usunąć; szef włącza wentylator ustawiony przezeń odpowiednio,
dzięki czemu prąd powietrza zmierza w kierunku szeroko otwartego okna. Palacz tak wydycha
dym, aby go natychmiast porwał ów sztuczny wiaterek.
Palenie papierosów to również rodzaj gry aktorskiej, odgrywanie roli palacza lub palaczki.
Toteż wychodzenie z tym na ulicę jest właściwie bezsensowne. Mijając budynek, w którym mieści
się jakaś instytucja, widzę drżącą z zimna młodą kobietę. Sterczy pod drzwiami prowadzącymi do
jej biura. Wyszła właśnie stamtąd. W jednej ręce pudełko mentolowych i zapalniczka, w drugiej
tlący się papieros. Gdzie jest ta gra aktorska, gdzie teatr?
A najciekawsze, że w samym teatrze też się zdarza owo zaprzeczenie teatru. Oto próba w
Narodowym, kierowana przez namiętnego palacza Kazimierza Dejmka. On palił jednego za
drugim, bardziej niż ktokolwiek inny naruszał przepisy przeciwpożarowe. Aby zatem sprowadzić
zagrożenie do minimum, stawiał sobie przy fotelu wiadro z wodą. To była jego popielnica-gaśnica.
Niedopałek zanurzony w wiadrze stawał się zaiste nieszkodliwy. Dobrze, ale gdzie tu teatr, pytam.
Podnoszenie papierosa do ust, strzepywanie popiołu do popielniczki, gaszenie niedopałka – to
wszystko ma być piękne, nacechowane pełnym efektowności aktorstwem, tymczasem widok wiadra
obok fotela reżyserskiego nie jest piękny. Kobieta sztachająca się na progu swego biura także nie
nadaje się do sfilmowania.
Zwłaszcza zimą, gdy przyjemność palenia połączona jest z przykrością przebywania w
chłodnym powietrzu. Kobieta z papierosami przypomina Andersenowską dziewczynkę z zapałkami
– obie skulone z zimna.
Nie powiem, aby kupno zapałek było obecnie problemem, ale nie zawsze da się tę sprawę
załatwić gładko. W markecie chodzę między półkami w poszukiwaniu zapałek – nie widzę. Może
przy kasie, razem z papierosami? Zapytana o ten artykuł kasjerka spławia mnie mówiąc: „Proszę
zapytać na alkoholu.” Pani za ladą stoiska z alkoholem rozgląda się – nie ma. Bywają zapałki,
owszem, ale teraz brak. Wychodzę na ulicę bez jednej zapałki przy duszy. Do licha, nie miałbym
nic przeciw temu, by wróciły czasy Andersena. Napotkawszy przykucniętą w załomie muru
dziewczynkę z zapałkami, dałbym jej zarobić. Może dzięki mnie nie umarłaby z wyziębienia.
Dziewczynka z zapałkami, kobieta z papierosem, obie drżące z zimna, pierwsza budzi we mnie
litość, druga politowanie.
NP – symbol spotykany na obrazach Witkacego, oznaczający niepalenie, kilkudniową
abstynencję. On niekiedy malował „na NP”. Ponieważ jednak jego walka z nałogiem była
bezskuteczna, Witkacowe malowanie i pisanie przebiegało przeważnie „na P”.
W swoich Narkotykach ostrzega najpierw, że nikotyna niszczy rozum, po czym zwraca się ze
specjalną apostrofą do kobiet: „A wy, baby, o rozum może wam nie chodzi tyle co nam, ale o skórę,
tak.” Przyrównawszy damską skórę do aksamitu ostrzega czytelniczki, iż pod wpływem życia „na
P” zmieni się on w szarą, wyschłą szmatę.
O Witkacy, jak ty wspaniale przesadzasz. Toć baby wcale pod względem rozumu nie ustępują
nam, a to, że spotyka się kobiety o aksamitnej skórze – czy ma coś wspólnego z NP? To cecha
wrodzona, sprawa genów.
Witkacego mimo wszystko, mimo głębokiego przekonania o katastrofalnych skutkach
nikotynizmu, dziwiłaby obecna wrażliwość na wydechy z ust palaczy. Dzisiejsza alergia na zapach
dymu papierosowego – jakież to niepodobne do dawnego stoickiego spokoju wobec tego samego
zjawiska.
Dmuchnęła mu dymem w twarz:
– Zobaczysz, co potrafię.
Tak się zabawiano w latach trzydziestych. Jest to cytat z Dróg wolności Sartre'a. Chełpliwe
odezwanie się kokoty, której hojny klient wsunął trzy tysiącfrankowe papierki. Dmuchnięcie
dymem w twarz było niemal wstępem do łóżkowych rozkoszy. Obecnie palący musi wykręcać
jadaczkę w przeciwną stronę, wstydliwie wypuszczać dym, kierując jego strumień jak najdalej od
nozdrzy abstynentów, najlepiej w kierunku uchylonego okna. Czasem i to nie wystarcza i biedny
amator nikotyny czuje się zmuszony do wyjścia z pomieszczenia. Niechby pozwolił sobie na
dmuchnięcie komuś w twarz – no! Nawet z własnego mieszkania, ściskając w garści paczkę
szlugów i zapalniczkę, wymykają się na klatkę palacze. Pewna kobieta przy tej okazji straszyła
sąsiadów. I może wzbudza strach w dalszym ciągu? Kolejność wykonywanych przez nią czynności
jest następująca: wyjście z mieszkania wieczorową porą, naciśnięcie włącznika elektryczności,
zejście na półpiętro, trwające minutę palenie przy świetle. Jedną minutę, dopóki nie zadziała
automatyczny wyłącznik, trwa oglądanie wypuszczanych z ust kółek dymu. Potem już tylko jarzy
się w ciemnościach ognik papierosa, tajemniczy czerwony punkcik, który straszy innych lokatorów,
co akurat schodzą lub pną się po schodach.
Owa kobieta nie rozumiała, że palenie papierosów powinno być czynnością piękną. Powinno
wyglądać tak jak w filmie Znikający punkt. Barry'ego Newmanna widzimy przeważnie z rękami na
kierownicy auta pędzącego z zawrotną szybkością w siną dal. Ale zdarzają się chwile postoju – i
spokoju. Wówczas obserwujemy nieśpieszne ruchy ręki unoszącej efektownie papierosa do ust.
Było to palenie pięknie wyreżyserowane. Lepiej wyreżyserowane niż palenie Dejmka, reżysera
marnie reżyserującego własne palenie. Mam na myśli owo zastępujące popielnicę wiadro z wodą.
Goście w moim domu mają do dyspozycji wspaniałą kryształową popielnicę. Zapraszam ich do
palenia swobodnego, bez wstawania z fotela, bez wychylania się poza próg balkonu. Z dwojga
złego wolę zadymione powietrze niż to całe zamieszanie z wędrówką na balkon.
Powiedziało mi się: z dwojga złego. O tym, że tkwi we mnie przekonanie o złym wpływie
tytoniu na zdrowie, przekonałem się podczas lektury Londona.
Tom King, bokser wagi ciężkiej, bohater opowiadania Befsztyk, był palący. Widzimy go przed
walką, w jego domu. Zjadł już pajdę chleba (na befsztyk nie było go stać), usiadł, aż jęknęło pod
nim krzesło, wydobył fajkę i zaczął ćmić. Czytając przemawiam do niego: „Nie pal, chłopie, bo to
osłabia.” Ale Londonowi, który tę fajkę wcisnął, rzec można, swemu bohaterowi do rąk, nie
zaświtało, iż zaciąganie się dymem może zmniejszać kondycję. Nie mógłby także przewidzieć, że
po stu latach, jakie minęły od napisania utworu, taka oto będzie reakcja czytelnika: „Nie pal, Tomie
King, bo dostaniesz na ringu zadyszki!” I chyba całkiem do rzeczy było to ostrzeżenie, jeśli wziąć
pod uwagę finał noweli: Tom został znokautowany.
Żyję na NP. Do kiosku podchodzę wyłącznie z zamiarem kupienia gazety.
Raz podszedłem nieświadom, że kioskarka pali papierosa i wydmuchuje dym przez okienko.
Ona z kolei nie zauważyła, że nadchodzi klient. Moje pochylenie głowy zbiegło się dokładnie z jej
wydechem. Damska dłoń jęła rozgarniać dym na boki. Za późno. Kłąb dymu wionął mi prosto w
gębę.

Podobne dokumenty