Time is junk!

Transkrypt

Time is junk!
Pultusk24
Time is junk!
Przed tygodniem pisałem o tym, że sądy rodzinne stanowczo za często interweniują w sprawy rodziny. Może za mało
podkreśliłem, co jest tego (tak naprawdę) przyczyną: to mianowicie, że sędziowie (a także prokuratorzy, policja,
pracownicy socjalni...) itd. Chcą mieć pracę!
To nie jest świadome postanowienie: „Chcę, żeby było jak najwięcej etatów w sądach – i dlatego będę wtrącał się w
sprawy każdej rodziny”. Nie: taki sędzia jest wewnętrznie przekonany, że działa dla dobra społeczeństwa!
Nie chodzi tez tylko o pieniądze. W Stanach Zjednoczonych, gdzie od ponad pół wieku też rozbudowywany jest
socjalizm, jest wielu jego przeciwników. To nie tak, jak w Polsce, gdzie jedynymi pryncypialnymi wrogami
socjalizmu są ludzie z UPR. W USA poglądy takie, jak UPR ma około połowy Republikanów – i są to ludzie pewni
siebie, znajdujący oparcie w Konstytucji (gwałconej na każdym kroku, ale przecież istniejącej), mający instytuty,
poparcie tysięcy zamożnych ludzi, w tym i kilku miliarderów...
I opisują oni takie np. zjawiska. Pracownica socjalna pracuje za darmo. Opiekuje się Murzynem-górnikiem, który
stracił pracę w kopalni. Załatwia mu jakieś kursy, zasiłki – matkuje po prostu. Po dwóch miesiącach delikwent
przychodzi i mówi: „Niech Bóg Panią błogosławi, Missus, dziękuje za wszystko, znalazłem pracę jako drwal, to raz
jeszcze bardzo dziękuje...” A ona na to: „A ile Ci płacą? 60 tys rocznie? Jako górnik miałeś 73 tysiące! To nie idź do
tej pracy, masz jeszcze zasiłek, załatwię Ci jeszcze kursy komputerowe – o, i lekcje języka wietnamskiego...”.
Innymi słowy: ona robi co może, by być potrzebna.
Niemal żaden pracownik socjalny – a już na pewno płatny – nie potrafi znieść myśli, ze podopieczny mógłby sam
rozwiązać swoje problemy. Wtedy ten pracownik byłby NIEPOTRZEBNY. Czułby się ODRZUCONY.
Więc robi, co może, by być potrzebnym.
Powtarzam: to nie musi chodzić o pieniądze. Ludzie lubią czuć się pożyteczni. Obecnie jest za mało roboty dla
wszystkich – więc ludzie wynajdują sobie robotę choćby absurdalną...
Czasem podejrzewam, że te wszystkie kretyńskie dyrektywy płynące z Brukseli i Warszawy to nie jest idiotyzm, a
przemyślana strategia: by ludzie narobili się jak najwięcej, by mieli poczucie, że coś zrobili. Bo jednak pomysł tego
Czerwonego Lorda, śp. Jana Keyn'sa by zatrudniać ludzi do zakopywania i wykopywania pustych butelek ma tę wadę,
że ludzie się z'orientują.
A jeśli ludzie muszą wypełnić 40 kartek formularza, który ma iść do samej Brukseli – to mają trzy godziny Ważnych
Społecznie Zajęć. A i tworzą się miejsca pracy dla tych, co czytają te formularze.
Dziwimy się, że te formularze są bezsensowne. A dlaczego niby miałyby być sensowne? Przecież (wedle tej
hipotezy) nie można narzekać na to, że przy ich wypełnianiu traci się czas, bo one są tylko po to, by właśnie stracić
jak najwięcej czasu – co odsuwa groźbę bezrobocia. A co się w nich wpisze? A co za różnica?!?
Zalew nas stosami papierów, potworna biurokracja (przykład z sądownictwem i „opieką społeczną” to tylko drobna
ilustracja!) itd. dają się wytłumaczyć tylko na dwa sposoby:
1) Ci wszyscy „Europejczycy” i w ogóle wydający dziś ustawy i rozporządzenia to banda idiotów;
2) Jest to robione świadomie i celowo – z powodu, który wymieniłem.
Istnieje jednak trzecia możliwość. To wszystko jest robione wskutek PODŚWIADOMEJ chęci zajęcia na bzdury jak
najwięcej czasu. Ci ludzie tam, w Warszawie, Brukseli i Waszyngtonie, to nie są idioci, obwody logiczne w mózgach
działają im poprawnie – jednak podświadoma chęć, by zmarnować możliwie wiele czasu, jest tak potężna, że przestają
myśleć racjonalnie. I zamiast oszczędzać czas, robią co mogą, by go zmitrężyć.
CZAS dziś to nie jest jak dawniej (gdy się mówiło „Time is money!”) dobro cenne i rzadkie. Czas jest odpadem,
którego trzeba się pozbyć.
Wrak samochodu 40 lat temu byłby cennym magazynem części zamiennych – dziś jest śmieciem, za pozbycie się
którego trzeba jeszcze płacić.
Czyżby tak samo było z czasem?
Janusz Korwin-Mikke
n Ten adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć
strona 1 / 1

Podobne dokumenty