sapere aude - Zespół Szkół Ogólnokształcących im. Stanisława
Transkrypt
sapere aude - Zespół Szkół Ogólnokształcących im. Stanisława
S AP ER E AU DE S TR. 1 Gazeta Społeczności Szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie sapere aude Rok 10 Nr 1/56 październik 2010 Miesięcznik. Wydaje zespół „Sapere aude”. ZSO w Zambrowie W TYM NUMERZE PONADTO: To już następny rok szkolny! Wiem… Ja też się bardzo cieszę, ech. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Znowu się spotykamy ;). Jak zwykle Sapere dba o potrzeby swoich czytelników. Pierwszakom przypominamy, że istnieje coś takiego jak kupon na niepytanie (bardziej znane jako Jajo xD). W tym numerze jak zwykle porcja czegoś ciekawego, co umili wam spędzanie nudnych lekcji ;p, m. in. recenzja książek Pilipuka, wywiad z p. prof. Andrzejem Gniazdowskim, pamiętnik maturzysty i tradycyjnie opowiadanie z cyklu Love from Biedronka. Życzymy udanego roku szkolnego ;) Redakcja Sapere (Prawie) cała prawda o osiemnastce. Gdzie, co i za ile – strona 9. Moja przygoda z pożarnictwem 3 Smutny? Zagubiony? 4 Sposób na wakacje – praca 6 Rozmowa gazety 8 Zamiast komiksu 15 Uwaga! Odprawy Saperów odbywają się w każdy czwartek o 10.30 w sali 23, w razie konieczności (sprawy składu, dystrybucji) – także w poniedziałek o 8.00 w sali 29. Zapraszamy do zespołu! Nasza redaktorka w mieście, które nigdy nie śpi. Czytaj na stronie 10. Chwila zadumy przy Dębach Pamięci – 17 września. S. 2 S TR. 2 R OK 10 1/56 Kalendarz czerwiec - wrzesień 8 czerwca w naszej szkole odbyła się sesja historyczna dotycząca walk w okolicach Zambrowa w latach 1863- 1945. Na tę uroczystość przybyło wielu gości, którzy podzielili się z nami swoją wiedzą na temat tych czasów. Pan Jarosław Strękowski bardzo interesująco wprowadził nas w historię naszego regionu. Opowiadał o historii z pasją, czasem nieco ironicznie, dzięki czemu słuchaliśmy jego wykładu z zainteresowaniem. Poza tym doktor Krzysztof Sychowicz podzielił się z nami wiedzą zawartą w aktach Instytutu Pamięci Narodowej na temat ofiar II wojny światowej z regionu Zambrowa. Całą sesję zakończyło wystąpienie pana Kalisty ze Związku Sybiraków, który jako świadek historii przybliżył nam losy swoje i innych zesłanych w głąb ZSRR. Było to bardzo ciekawe doświadczenie. Nie można porównywać słuchania o historii od jej świadków i uczenia się suchych dat z podręczników. Więcej takich spotkań! br 1 września – uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2010/11, czyli po dwóch miesiącach nauki powrót do szarej rzeczywistości sprawdzianów, kartkówek, odpytywania i lekcji. Po mszy św. w kościele pw. Ducha Świętego o godz. 8 00 w hali gimnastycznej dyrekcja, nauczyciele, uczniowie oraz zaproszeni goście z panem starostą Stanisławem Rykaczewskim zainaugurowali nowy rok szkolny. Jednocześnie nie zabrakło akcentu historycznego, ponieważ 1 września przypadła 71 rocznica wybuchu wojny światowej, o czym w swoim przemówieniu wspomniał pan dyrektor, a delegacja młodzieży złożyła kwiaty przy dębach pamięci. em 16 września - organizacyjne spotkanie wychowawców i dyrekcji z rodzicami w gimnazjum. Tradycyjnie początek na sali gimnastycznej, kontynuacja w klasach. 17 września – organizacyjne spotkanie wychowawców i dyrekcji z rodzicami w liceum. em 17 września – uroczysty apel w związku z 71. rocznicą agresji ZSRR na Polskę w 1939r. Uroczystość odbyła się o godz. 1100 na parkingu przy ZSO. Przybyli na nią zaproszeni goście z panem starostą Stanisławem Rykaczewskim. Po przemówieniu pana dyrektora ZSO i pana starosty zambrowskiego miała miejsce krótka część artystyczna przygotowana przez klasę III A liceum z p. prof. Marią Dąbrowską. Punktem wieńczącym uroczystość było złożenie kwiatów pod dębami pamięci przez pana dyrektora Jana Pilcha i pana starostę Stanisława Rykaczewskiego oraz młodzież naszego Zespołu. em S AP ER E S TR. 3 AU D E Moja przygoda z pożarnictwem Pożarnictwo – dosyć nietypowa pasja dla dziewczyn. Moja przygoda z OTWP (Ogólnopolskim Turniejem Wiedzy Pożarniczej) rozpoczęła się w trzeciej klasie gimnazjum. Czy pożarnictwo może być ciekawym tematem? Ależ oczywiście Formuła konkursu opiera się na pytaniach testowych, ustnych, a także, w przypadku etapu centralnego, części praktycznej. Jest on bardzo emocjonujący, ponieważ składa się z wielu etapów, z których każdy przybliża nas do finału krajowego. Pytania teoretyczne opierają się na znajomości parametrów budowlanych, znajomości ustaw z zakresu ochrony przeciwpożarowej, sprzętu pożarniczego, ratownictwa medycznego, a także historii ruchu strażackiego. Wbrew pozorom nauka do turnieju nie jest bardzo wyczerpująca. W okresie zmagań turniejowych chętniej sięgam po materiały związane z pożarnictwem niż po zwykłe książki. Dopiero od etapu wojewódzkiego pojawiają się pytania, które wymagają regularnego wertowania ustaw dotyczących ochrony środowiska i przepisów budowanych. O przejściu do kolejnego etapu w dużej mierze decyduje też szczęście. Czasami nawet najlepsi zawodnicy odpadają, aby ustąpić miejsca tym, którzy trafili na pytania ze standardowej puli pytań. Każdy uczestnik OTWP chce dojść jak najwyżej. Droga do sukcesu jest jednak dość długa, ponieważ trzeba przebrnąć eliminacje szkolne, miejskie, powiatowe i wojewódzkie. Na każdym szczeblu wyłanianych jest kilku laureatów, którzy przechodzą dalej. Dodatkowym „motywatorem” są nagrody, które można dostać w przypadku zajęcia wysokiej lokaty. Ponadto organizatorzy turnieju sponsorują laureatom szczebla wojewódzkiego wyjazd na finał krajowy, który odbywa się w atrakcyjnych turystycznie miejscach związanym z ruchem strażackim. W tym roku gospodarzem turnieju była Centralna Szkoła Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie. Udział w OTWP sprawił, że poznałam wielu ludzi z różnych zakątków kraju, podzielających moją pasję. Pozwolił mi nie tylko na wymianę doświadczeń, ale także na oderwanie się od codziennej rutyny. Widok gmachu CS PSP, a także otaczające go korty tenisowe, stadion, poligon i mnóstwo zieleni zachęcał do wstąpienia w szeregi kadetów tej szkoły. Ponadto ogromna liczba strażaków na metr kwadratowy wyglądała bardzo imponująco. Spotkałam nawet kadeta, który jest absolwentem naszego liceum i nawet mnie skojarzył. Wszędzie sami swoi . violly Witamy w naszej szkole Od 1 września 2010 roku w naszej szkole rozpoczęli pracę nowi nauczyciele. Postanowiliśmy zdobyć parę informacji odnośnie ich pracy. P. Anna Brzozowska jest nauczycielką języka francuskiego. Jest to jej pierwsza praca w szkole. Pierwszą pracę rozpoczęli również p. Magdalena Skarzyńska i p. Fabian Dzieżyc - nauczyciele języka angielskiego. Angielskiego uczy też p. Kinga Łuniewska, która wcześniej pracowała w kilku szkołach w gminie Szumowo. Lekcje wychowania fizycznego i zajęcia artystyczne poprowadzi p. Natalia Fabian. Nasza szkoła jest pierwszą, w której podjęła pracę. Nowymi nauczycielkami religii są p. Anna Modzelewska i p. Ewa Grabowska. Obie panie pracują również w Miejskim Gimnazjum nr 1. Również p. Maria Lidia Lubowicka, którą niektórzy znają ze Szkoły Podstawowej nr 4 w Zambrowie naucza religii. Na lekcjach WOS-u i wychowania do życia w rodzinie spotkamy p. Marię Marzenę Cieplińską, która pracuje również w Bursie Szkolnej. Członkowie Kantyleny już wiedzą, że od września opiekuje się nimi p. Katarzyna Nita-Murawska – nauczycielka muzyki i wiedzy o kulturze. Pani Katarzyna pracuje również w Szkole Podstawowej nr 4. MB S TR. 4 R OK 10 1/56 Smutny? Zagubiony? Jest na to rada Oczywiście, nie jest to wizyta u psychologa. Na to przyjdzie czas przed maturą .:) Jeśli zaś jesteś pierwszakiem, dowiedz się, za co możesz w naszej zacnej szkole dostać po głowie, a za co być uwielbianym! Czerwona kartka i nara. Zacznę od tych rzeczy, które są u nas po prostu niewybaczalne. Nie siadaj na schodach. Nigdy! Grozi to wiecznym potępieniem nauczycieli, a także (co gorsza), samych uczniów. Znasz to – 10.30, na korytarze wysypuje się tłum ludzi chcących się przemieścić na górę lub dół, a tu… grupka roześmianych uczniów siedzi szczęśliwa na schodkach. Myślisz, że mamy nad wami przelatywać?! Numer dwa na naszej czarnej liście to ściąganie na korytarzu. Ktoś kiedyś mądrze stwierdził, że nawet ściągać to trzeba się nauczyć. Litości, nie pod klasą ani w szafkach... Od tego jest kawiarenka albo łazienka, ewentualnie okienko, kiedy to srogie oczy sorów chowają się do klas:) Do dziewczyn: choć po szkole krążą różne opinie na temat tego, co wolno, a czego nie w ramach szeroko pojętego "dbania o siebie", tak naprawdę wszystko zależy od nauczyciela. Nie oszukujmy się, połowie nie przeszkadzają wasze paznokcie, naszyjniki, czy nawet czerwone włosy. Ale jeśli farbować, to nigdy przed radą!! O, i zapomniałabym o najważniejszym: nigdy, nigdy, przeNIGDY! nie wchodź sam do pokoju nauczycielskiego. To niewybaczalne. Chyba, że zostaniesz o to poproszony przez nauczyciela. Mmm, jakiś ty mądry! Teraz powiem o tym, za co można złapać dodatkowe punkty u belfrów i u starszych kolegów. No, pominę to, co oczywiste, że trzeba się uczyć, odrabiać lekcje i nie wagarować. To się wie. Ale… Postaraj się zaangażować w życie pozalekcyjne. Naprawdę, to dużo daje. Gazetka, sekcje sportowe, chór, kabaret, wolontariat… Jest tego mnóstwo, wystarczy zapytać:). Zobaczysz, od razu zaczniesz być postrzegany jako ktoś pracowity, zdolny (mimo iż prawda może być inna:/), a i wychowawca spojrzy na ciebie łaskawszym okiem i przymknie je w obliczu jakiejś jedynki czy innego grzechu:). Kolejna dobra rada: ubieraj się jak człowiek, jeśli nie chcesz dostać łatki przygłupa. Dotyczy zwłaszcza 1LO. A, i nie pomyl dzwonków. Ten pierwszy sygnalizuje tylko, że masz być pod klasą, drugi jest bardziej "prawdziwy". Jeszcze jedna uwaga dotycząca, dla odmiany, naszej gazetki. Zwykle o nowym numerze można dowiedzieć się z… plotek. I ludzie rzucają się na ten tytuł nie dlatego, że są spragnieni wynurzeń redaktorów, tylko dla tzw. "jajka". To taki specjalny kupon, dzięki któremu możesz uniknąć odpowiedzi. Ale uwaga!!! Wiem o 3 nauczycielach, którzy nie honorują kuponu. No i tyle… Reszty nauczy cię nowa szkolna rzeczywistość. Trzymaj się, jeszcze tylko 3 lata :)) Justyna Chudzik Powiedział, co wiedział (na maturze) Straszną rzeczą jest iść spokojnie na śmierć, łatwiej jest zostać zastrzelonym. Śmierć z odstrzału była w pewnym stopniu łatwiejsza. Żadna śmierć nie jest czymś przyjemnym, ale każdy idący ma w strach. (z interpretacji fragmentu Zdążyć przed Panem Bogiem H. Krall) S AP ER E S TR. 5 AU D E Dowiedz się, jaki masz styl nauki Zakreśl stwierdzenia, z którymi się zgadasz. 1. Lubię grać w Scrabble lub rozwiązywać krzyżówki. 2. Często rysuję i bazgram na większości kartek. 3. Często przygotowuję listę rzeczy do zrobienia lub kupienia. 4. Jestem dobry w używaniu mapy i rzadko się gubię. 5. Lubię sport i taniec. 6. Łatwo liczę w pamięci. 7. Potrafię grać na instrumencie/-tach. 8. Piszę pamiętnik. 9. Łatwo zapamiętuję twarze. 10. Lubię grać w szachy lub gry planszowe. 11. Często używam gestów i mowy ciała. 12. Lubię słuchać muzyki, kiedy się uczę i nie tylko. 13. Czytam wszystko, co popadnie, np. menu, instrukcje, ulotki, odsyłacze 14. Kiedy mam problem idę na spacer lub sprzątam pokój. 15. Łatwo zapamiętuję dźwięki po ich usłyszeniu. 16. Często fotografuję i nagrywam. 17. Lubię dotykać, rozkręcać rzeczy, żeby zobaczyć jak pracują. 18. Lubię literaturę i języki obce. 19. Często nucę piosenki, czasami dodaję własne aranżacje. 20. Lubią matmę i przedmioty ścisłe. Pamiętaj, że nie każdy ma jeden styl uczenia. Większość posiada dwa lub więcej, ale może się zdarzyć, że jesteś mieszanką wszystkich stylów. Jeśli wybrałeś w większości numery: 2, 4, 9, 16 to jesteś typowym wzrokowcem. Ucząc się twórz diagramy, wykresy, podkreślaj ważne informacje kolorami. Zapamiętuj układ tekstu w notatkach. 7, 12, 15, 19 jesteś typowym słuchowcem. Ucz się słuchając, jak opowiadają inni, przy muzyce. Języka możesz się uczyć oglądają angielskie filmy, słuchając zagranicznych piosenek. 1, 8, 13, 18 masz najlepiej rozwinięte zdolności werbalne – mówienie i pisanie. Ucz się na głos, powtarzaj najważniejsze słowa lub zdania. Ucz się referując komuś temat, np. siostrze, koleżance. 5, 11, 14, 17 najlepiej zapamiętujesz, gdy jesteś zaangażowany w naukę aktywnie. Bierna nauka to dla ciebie masakra. Ucz się odgrywając scenki, rysując, robiąc ściągi ;). Najlepiej ucz się w towarzystwie drugiej osoby lub w grupie. 3, 6, 10, 20 masz świetnie rozwinięte zdolności logiczne. Najważniejsze dla ciebie jest to abyś rozumiał dane zagadnienie. Dziel zagadnienia do nauczenie na grupy synonimiczne i przeciwstawne. Szukaj słów kluczowych, powiązań. em S TR. 6 R OK 10 1/56 Sposób na wakacje – praca Wakacje to dla jednych czas zabawy i swawoli, dla drugich – okres często pierwszej w życiu pracy. Ja, jako że sama pracowałam, postanowiłam podzielić się z czytelnikami swoimi doświadczeniami razem z przyjaciółmi z klasy, Myką, Ivo, Pawłem i Czajkowskim. Jak szukać? I gdzie? Jeśli wydaje wam się, że znalezienie pracy, nawet w naszym małym Zambrowie, to mission impossible, to jesteście w błędzie:) Często decyduje własna inicjatywa. Tak było w przypadku Ivo (i moim:)) Pracę znalazłam dzięki koleżankom z klasy, od których dowiedziałam się, że istnieje jednak w Zambrowie miejsce, gdzie przyjmują prawie wszystkich chętnych. Postanowiłam więc spróbować swoich sił we wciskaniu ogórów do provitusowych słoików:D. W przypadku Czajkowskiego zdecydowały, powiedzmy, rodzinne koneksje. Ojciec zadzwonił do wujka, ponieważ nie chciał, żebym leżał do góry brzuchem. Z kolei Myka i Paweł swoją pracę znaleźli przez… przypadek. Szedłem przez miasto i się potknąłem, tak znalazłem ulotkę "Zadzwoń!”, i już! Myka: Szukali kogoś do solarium, moja siostra pomyślała o mnie, zadzwonili, zgodziłam się i juz następnego dnia pracowałam. Zatem widzicie – chcieć to móc! :) E,synek , bo jak ja cie... Niezwykle ważnym elementem, sądzę, w każdej pracy jest panująca tam atmosfera i stosunki z innymi. Wszystko zależy od tego, z kim przychodzi nam "robić". Matko, ja ze swojej pracy nigdy nie zapomnę p.Bożenny, która non stop nas rugała ani miłej pani Tereski. Moi rozmówcy na wspomnienie atmosfery w pracy przytaczają naprawdę ciekawe historyjki. Na przykład Paweł: 2 dni zajęło mi dojście na szczyt hierarchii pracowniczej. Gdy 38-letni Adam rozkazał mi pójście po zaprawę, powiedziałem, że jestem zajęty czym innym. Postawiłem się, czym zyskałem jego szacunek. Piękna postawa, ja bym tak u siebie nie mogła… Już widzę te minki "are yoy fucking..." u co większych provitusowych wiedźm:P. Na przeciwległym biegunie pod tym względem plasuje się Myka, która staż wspomina znakomicie. Szefowa zachowywała sie jak dobra koleżanka. Czułam się jak w domu, a nie jak w pracy. Tak więc, wybierając wakacyjne zajęcie, możesz trafić zarówno na polanę pełną koniczyny, jak i na taką obsianą chwastami... Godzina piąta. Minut trzydzieści... Dzień pracującego licealisty znacznie różnił się od dnia odpoczywającego. Konrad: Pobudka 4.30, kanapki, herbata. O piątej byliśmy już na budowie. Pracowałem do 20. Ivo: Mój dzień zaczynał się róż- nie, w zależności od tygodnia, o 6 bądź 14.Zdarzało się też, że staliśmy bezczynnie nawet półtorej godziny, bo albo zabrakło ogórków, albo cos się psuło. Na tym tle znów pozytywnie wyróżnia się pracodawca Myki: Przychodziłam do pracy na 8 lub 15, sprzątałam, przyjmowałam klientów, siedziałam na necie – ogólnie obijałam się :D". A więc praca na wakacje nie musi być orką od świtu do nocy, jak to wielu sobie wyobraża. Nie tylko praca. Na pytanie o jakieś "akcje" w pracy, moi rozmówcy od razu stali się aktywniejsi. Ivo opowiada, jak urozmaiciliśmy sobie jedną z przerw. Koleżanki postanowiły zrobić "ciasto z głównej". Wcześniej oczywiście przyniosły produkty, i w 5 min zrobiły murzynka z wiśniami:)" Murzynek był pyszny. Potwierdzam :D Myka przytoczyła historię, która może i jest śmieszna, ale do druku się nie nadaje… Tak samo chłopaki. Przygody i wpadki zdarzały się codziennie, można by napisać oddzielny esej. Rada: sami idźcie do pracy, to zobaczycie:P. Czego nie nauczy matka... Kiedy pytam o to, czego moi przyjaciele nauczyli się w pracy, reagują trochę lekceważąco. Bo i czego można się nauczyć na budowie? Posługiwania się (Ciąg dalszy na stronie 7) S AP ER E AU D E łopatą, betoniarką, taczką – mówi Paweł. Ivo: Praca w Provitusie nauczyła mnie, jak wsadzać ogóry do słoika. BIAŁYM DO DOŁU!! Zapamiętaj:) To przynajmniej jest praktyczne. Mnie na ten przykład nauczyła, że można jeść surową paprykę. Mniam… S TR. 7 Polecam:) A tak poważnie, to sądzę, że dla każdego z nas praca była niezłą szkołą życia, tego, co wolno, a czego nie. No i oczywiście szkołą szacunku do pieniędzy, które do tej pory dostawaliśmy od rodziców. ***(i trochę o pieniądzach) I wreszcie nadchodzi moment, gdy nasz wakacyjny trud zostaje wynagrodzony. Nie jest to oczywiście dumne spojrzenie mamy, tylko wypłata:) Na czele naszego "rankingu" uplasował się Czajkowski, który wyciągnął z budowy ok.3000 złotych. Reszta klasy robotniczej mniej więcej po tysiąc. Myślę, że się opłaca:) A czy pójdziemy do tej samej pracy za rok? NIGDY W ŻYCIU!! – grzmi Ivo. Na pewno pójdę gdzieś na staż – mówi Myka. Tego samego zdania jest Czajkowski. A powalił mnie Paweł, który mówi: Za rok będę pracował jako model w surinamskiej wsi. Ambitne:D. Pierwsze koty za płoty, a potem to już tylko ciepłe posadki po studiach (albo Mc.Donald). Bo w końcu kiedyś mamy być elitą tego kraju… Już się boję:) Justyna Chudzik Pamiętnik maturzysty 3 września 2010, piątek Na wstępie wypadałoby się jakoś przywitać, przedstawić. Drogi Pamiętniczku! -,-' Na imię mam Konrad i jestem maturzystą. W tych kilku słowach zawarte jest chyba wszystko, co mogłoby mnie w ostatnim czasie charakteryzować, bo przecież MATURZYSTA (!) to twór osobliwy, rozpoznawalny mimo wszelkiej próby kamuflażu. Maturzysta śmierdzi nieprzespaną nocą, nie mówi, a chrypie głosem zdartym do ostatniej struny, oczy ma pięścią książki podkrążone i… chudy jest niemiłosiernie. Bo jak mawiają, nauka lepsza od każdej diety. Maturzysta! To nie człowiek, a człowieka wrak. Gęba trupia, niebieska, tuszem poplamiona. Skórę ma żółtą - słońca dawno nie widziała. A w oku obłęd. Wzrokiem błądzi po ludziach bo studniówka za pasem i panny każą szukać! Jakby biedak mało miał na głowie. Chociaż kończyny zwiotczałe, rodem u paralityka - biegnie w wiecznym maratonie - od klasy do klasy, od fakultetu do fakultetu, w tej jednej chwili przegryzając wczorajszą kanapkę. To już nie jest człowiek a - MATURZYSTA. Wystarczy. Kto mnie zna, ten wie, że żadna ze mnie ofiara nadmiernej edukacji i czytając te brednie, najpewniej puka się w czoło. Tak czy owak, nowy rok zaczynam pełen entuzjazmu, i o dziwo mocno - wierzę, że skończę jak ten biedaczyna opisany wyżej. Za dobrą maturę dam się pociąć! 6 września, poniedziałek Dzisiaj 6 września, batalię czas zacząć. Cholerną batalię, bo gdy przypomnę sobie pokrzepiające mowy mojej matki, którymi częstowała mnie przez ostatni miesiąc, mundur wyprasowany na kant już 1 września, nowy zestaw długopisów, które mają służyć mi raczej za bagnety, którymi dźgał będę wszystkich wrogów skłonnych przeszkodzić mi w nauce czy dzisiejszy plecak obładowany jak na desant pod plażą Omaha, to naprawdę skłonny jestem uwierzyć, że nie jestem w szkole, a na jakimś polu minowym. Na dokładkę otoczony pułkiem nieprzyjaciela, a nad głowa świstają mi pociski artyleryjskie. Cała szopka związana z maturą – jest porażką polskiej edukacji, i wie o tym każdy, kto w tym roku ma wątpliwą przyjemność zdawać ‘egzamin dojrzałości’. Który tak na dobrą sprawę jest czystą loterią. Albo trafię w klucz, albo nie. Albo trafię na to, co zapamiętałem (nie łudźmy się, wszystkiego nie zapamiętasz), albo nie. Od rzutu monetą jednej z szych układających mój arkusz maturalny zależy moja przyszłość. A codzienne słuchanie mateczki o tym, jak to – „od tych kilku dni zależy twoje życie, synu!” - przy śniadaniu, obiedzie czy kolacji, wcale do nauki mnie nie zagrzewa. Wiem, wiem, takie gadki może wysnuwać ktoś, kto konkretnie przykładał się do nauki, a ciągle nie jest pewny – czy akurat mu się uda. Powiedzmy, że staram się być głosem tych dobrych. S TR. 8 R OK 10 1/56 Humanista powinien być wszechstronny... Wywiad z Panem Profesorem Andrzejem Gniazdowskim Jest Pan bardzo wszechstronnym człowiekiem, wyróżniającym się działalnością zarówno w sferze edukacji, polityki, jak i sportu. Co sprawiło, że czynnie działa Pan na tak wielu płaszczyznach aktywności? Uważam, że humanista powinien być osobą, która rozwija się nie tylko pod względem ducha, ale też nauk ścisłych, dba o zdrowie i sprawność fizyczną, a także uczestniczy w życiu publicznym. Co przyczyniło się do tego, że zdecydował się Pan wziąć udział w wyborach do Rady Miasta? Czy tak zaszczytna funkcja nie koliduje z wykonywanym zawodem? Bezpośrednim zdarzeniem, które sprawiło, że zaangażowałem się w politykę miasta był upadek komunizmu w Polsce, a więc początek przemian ustrojowych. Jestem aktywny politycznie już od 1990 roku, w tym przez 10 lat pełnię funkcję Przewodniczącego Rady Miasta. Taka funkcja nie koliduje z moim zawodem, gdyż sesje Rady Miasta odbywają się raz w miesiącu, a wyjazdy w celach reprezentacyjnych to tylko kilka dni w roku. Jakie ciekawe doświadczenia wyniósł Pan dotychczas w związku z pełnieniem funkcji Przewodniczącego Rady Miasta? Poczucie, że mam realny wpływ na to, co dzieje się w mieście. Widzimy jak bardzo (zwłaszcza w ostatnich latach) Zambrów się zmienia. Projektem, w który najbardziej się zaangażowałem, była budowa hali sportowej przy ZSO. Aktualnie moim największym priorytetem jest rozbudowa szpitala, budowa Centrum Kultury i infrastruktury w mieście. Dlaczego wybrał pan kierunek studiów filologia polska? Znamy przecież Pana profesora także jako historyka i filozofa. Ukończyłem technikum elektroniczne w Otwocku. Gdy zrozumiałem już, na czym polegają tajemnice fizyki i elektroniki, po- czułem, że poza światem materialnym istnieje także przestrzeń duchowa. Bardzo interesowałem się literaturą, więc wybrałem filologię polską. A ponieważ w szkole byli uczniowie chcący wystartować w olimpiadzie filozoficznej, aby im to umożliwić, postanowiłem ukończyć studia podyplomowe z filozofii. Działa Pan także w sferze sportowej, między innymi posiada Pan uprawnienia sędziego koszykówki. Co przyczyniło się do tego, że oprócz aktywności naukowej stara się Pan rozwijać także fizycznie? W latach 80-tych prowadziłem tzw. SKSy. Jako trener żeńskiej reprezentacji koszykówki naszego Liceum zdobyłem 5 razy pod rząd mistrzostwo województwa łomżyńskiego. W szkole podstawowej i średniej uprawiałem lekkoatletykę, grałem w piłkę nożną i siatkówkę Również teraz staram rozwijać się fizycznie. Ukończyłem kurs żeglarski, interesuję się turystyką górską. Gdyby mógł Pan jeszcze raz stanąć przed wyborem drogi życiowej, czy ponownie wybrałby zawód nauczyciela? Chyba tak. Jak wspominałem, staram się łączyć rozwój sfery duchowej i fizycznej. Uważam, że humanista powinien być człowiekiem wszechstronnym. Dlatego w jego życiu powinno być miejsce na logiczne myślenie. Jako nauczyciel o sporym stażu, czy może Pan stwierdzić z którą młodzieżą lepiej się pracowało? Z rocznikami XX czy XXI wieku? Jestem nauczycielem już od 1980 roku (z przerwą na służbę wojskową). Szczerze mówiąc, lepiej pracowało mi się z rocznikami XX wieku. Ci ludzie mieli bardzo dobry nawyk czytania książek i łatwiej było im się skupić na nauce. Dzisiaj szkoła traktowana jest jako miejsce zabawy, a nie intensywnej nauki. To właśnie z uczniami XX wieku są związane największe moje osiągnięcia. Warto wspomnieć o olimpijczykach. Moimi wychowankami byli między (Ciąg dalszy na stronie 9) S AP ER E AU D E S TR. 9 Ale osiemnastka! Generalnie mówi się, że druga klasa liceum to najcięższy okres w życiu ucznia. To w tym roku zawsze jest najwięcej nauki. Jednak jest to też rok zabawy- osiemnastek. Kiedyś osiemnastki nie były tak hucznie obchodzone jak teraz. Grupa przyjaciół spotykała się w domu i tyle. Klasycznym prezentem był duży misiek, który zazwyczaj trzymało się aż do ślubu ;). Teraz osiemnastka musi być zaplanowana w każdym calu. Najpierw trzeba podjąć decyzję czy w ogóle coś organizować. Nie łudźmy się, to jest całkiem spory wydatek, na który nie każdego stać. Zwłaszcza, że jest to czas, kiedy robi się prawka, którego sam kurs kosztuje bagatela ponad 1000 złotych (egzamin to ponad 100 zł, a najczęściej na jednym się nie kończy). Tak więc niektórzy poprzestają na przyniesieniu cukierków do szkoły. Inni albo robią małą domówkę, na którą zapraszają tylko samych najbliższych, godnych zaufania znajomych, albo zabierają ich na pizze lub do naszego słynnego Kairu ;) Jeśli jednak ktoś chce zorganizować coś większego musi się liczyć z dosyć dużymi kosztami. Jeżeli chcemy zaprosić ok. 30 osób, to robienie imprezy w bloku raczej nie wchodzi w grę. W ogóle robienie jej w domu jest dosyć ryzykowne (no chyba, że nie masz w domu zupełnie nic cennego i jest on cały ze stali ;p ). Dlatego bardzo modne stało się robienie 18 w lokalach. I tutaj jest także wiele możliwości: począwszy od remiz, po mniejsze sale (słynny bufet czy u Hajaszka;p ), aż do Malinowego Chruśniaka, gdzie podobno od osoby bierze się 90 zł ;). Jednak lokal i jedzenie to raczej spraw drugorzędna. Najważniejsza jest atmosfera. Dobre towarzystwo bawi się przy każdej muzyce i w każdych okolicznościach, ale trzeba je jakoś rozkręcić. No więc w wielu lokalach są wzmacniacze, światła itd. Więc jeżeli ktoś wie do jakiej muzyki mnie więcej się wszyscy bawią, to na osiemnastce gra Dj Winamp. Jeśli nie można wziąć profesjonalistę i nie martwić się już niczym. I zawsze najgorsze są dwie ostatnie kwestie, zwłaszcza dla rodziców. Pierwsza to wyperswadowanie im, że będę na sali przez całą imprezę (zwykle już po 2 godzinach im się nudzi). Zaś druga, najbardziej drażliwa to alkohol. Czy w ogóle, jaki i ile… Sposobów na świętowanie osiemnastych urodzin jest bardzo dużo. Każdy kto je organizuje chciałby, żeby wszystko się udało i wszyscy goście się dobrze bawili. (br) (Ciąg dalszy ze strony 8) innymi Wanda Kapica (pierwsza finalistka olimpiady języka polskiego i francuskiego), Robert Wiśniewski (finalista olimpiady języka polskiego) i Magda Tadeusiak (przyp. korespondentka „Wiadomości” z Francji), z którą dotąd mam kontakt. Pomagałem także Elizie Sarnackiej w przygotowaniach do Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, w której uzyskała tytuł laureatki. Wywiad przeprowadziła i opracowała Wioleta Kazimierska S TR. 1 0 R OK 10 1/56 Po drugiej stronie Atlantyku Wakacje, wakacje i po wakacjach. A teraz? Szara, szkolna monotonia... i wspomnienie letnich, upalnych dni. Tęsknicie już? Ja bynajmniej bardzo! Teraz mogę tylko z refleksją podejść do tematu wakacyjnej beztroski (która w tym roku trwała zdecydowanie za krótko), bo faktycznie mam co rozpamiętywać - ok. półtora miesiąca wolnego od szkoły spędziłam w Stanach. Dziś, z perspektywy ponad miesiąca czasu, który upłynął od mojego powrotu do Polski, nie mam żadnych wątpliwości odnośnie tego, że dobrze postąpiłam, decydując się na wyjazd - nie żałuję żadnej z chwil tam spędzonych, konstatując: wakacje marzeń! ;) 25 czerwca - kierunek Okęcie. Wylot odbył się z godzinnym opóźnieniem - dobrze pamiętam ten tłum lekko podenerwowanych podróżnych i dość częste pytania: jak długo jeszcze mamy czekać? Jednak kiedy już wzbiliśmy się w powietrze (moment startu jest ewidentnie najlepszym) atmosfera ogólnego podminowania momentalnie ustąpiła. W trakcie lotu zaserwowano nam gulasz, a do tego ryż z zielonym groszkiem (nie żebym narzekała.. ; d) Po upływie prawie 9h dolecieliśmy do Newarku. Jeszcze tylko kontrola dokumentów, odbiór bagażu, wyjście z budynku lotniska i... szok. Zmianę klimatu odczuwa się niemalże momentalnie temperatury wynoszące ponad 90°F w połączeniu z dużą wilgotnością powietrza doskwierają każdemu, kto wówczas przebywa na słońcu. Na szczęście klimatyzacja (popularne air conditioning) w większości obiektów jest podstawą, w związku z czym nie odczuwa się upału, który panuje na zewnątrz. ;) Pierwszy tydzień w USA minął mi błyskawicznie (jak zresztą i cały pobyt). Dużo wolnych dni spędzałam na zakupach. Ilość ogromnych centrów handlowych w okolicy sprawiała, że czułam się tam jak w zakupowym raju. Do Polski wróciłam obładowana masą ubrań w Stanach dużo markowych rzeczy można kupić na tzw. "SALE", a hasła typu: "buy one get one free" lub "buy one get one 50% off" przyciągają zainteresowanych. Poza tym, jak łatwo zauważyć już na wstępie, pracownicy tamtejszych sklepów są bardziej otwarci i przyjaźniej nastawieni do klientów w porównaniu do tych, którzy pracują u nas - w Polsce. Jednakże kiedy mijałam kolejny sklep i znowu, po raz x-nasty raz, słyszałam tekst w stylu "have a nice day", to odczułam taki zwyczajny przesyt nad wyraz dosadnej grzeczności^^. Fast foody. W Stanach jest ich pełno. McDonald's, Burger King, KFC (popularne Kentucky Fried Chicken), Taco Bell i można tak długo wymieniać dalej. Co prawda proponują nam bardzo kaloryczne jedzenie, ale za to jakie dobre. Chodzące przykłady spożywania posiłków w takich właśnie barach szybkiej obsługi można bez problemu zauważyć na ulicy. Mimo to taki widok nie odstrasza potencjalnych klientów. Amerykanie są niezwykle przywiązani do tradycji. Jak zawsze bardzo uroczyście, obchodzą w lipcu Święto Niepodległości, tzw. ''4th of July''. Wszędzie parady, pikniki, festiwale i spotkania rodzinne, a wieczorem pokazy sztucznych ogni - to trzeba po prostu zobaczyć. Poza tym są ludźmi bardzo tolerancyjnymi. Mieszanka ludzi różnych ras i narodowości to codzienność, którą można zaobserwować wszędzie - na ulicach, w sklepach, w kościele. Przed wyjazdem odczuwałam małe obawy odnośnie tego, czy będę potrafiła się dogadać, np. w sklepie lub w pizzerii. Jednakże nie odczułam jakiegokolwiek dyskomfortu językowego - w razie problemu z doborem jakiegoś słowa wystarczy odpowiednia gestykulacja i pracownik zazwyczaj wie, o co chodzi.. ;-) Podczas pobytu miałam okazję zwiedzić Waszyngton. To miasto sławne z wielu pomników m.in. Waszyngtona, Lincolna, II wojny światowej, a także muzeów, których eksponaty można (Ciąg dalszy na stronie 11) S AP ER E AU D E (Ciąg dalszy ze strony 10) oglądać bezpłatnie - mi osobiście najbardziej spodobało się Narodowe Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej. Poza tym mogłam na własne oczy zobaczyć Biały Dom (tak, tak, niecodziennie bywa się tak blisko^^ Obamy;d ) i Kapitol. Aczkolwiek większe wrażenie wywarła na mnie metropolia, jaką jest bez wątpienia Nowy Jork, zwany potocznie "Wielkim Jabłkiem" albo "Miastem, które nigdy nie śpi". Potężne i liczne drapacze chmur, wspaniałe restauracje, jak i tętniące życiem o każdej porze doby nowojorskie ulice, przemierzane przez słynne żółte taksówki - to wszystko tworzy niesamowity klimat, zwłaszcza nocą. Kiedy spojrzałam na panoramę miasta z 86 piętra tarasu widokowego znajdującego się w Empire State Building (wieżowiec znany dobrze przez wszystkich, nie tylko fanów Meg Ryan i filmu pt. "Bezsenność w Seattle") to szczerze mówiąc poczułam ulgę, że nie wjechałam na 102 piętro, bo już przy tej wysokości, na jaką dotarłam, coś we mnie tak po prostu 'zamarło' - do tego jeszcze, jakże budujące podsumowanie pani przewodnik na temat historii budynku, która skonstatowała, że ponad 30 osób popełniło samobójstwo skacząc z owego drapacza chmur.. ;P Razem z ekipą spacerowaliśmy po Broadway'u, Wall Street czy 5th Avenue (czyli 5 Alei będącej słynnym centrum mody). Ujrzeliśmy też wielką liczbę jaskrawych neonów na Times Square. Nie obyło się oczywiście bez rejsu na Wyspę Wolności po to, by móc z bliska ujrzeć Statuę Wolności i zrobić sobie z nią pamiątkowe zdjęcie. Jednakże gdybym miała możliwość zamieszkania na stałe w Nowym Jorku to nie skorzystałabym z niej - olbrzymi ruch, specyficzny hałas, rozgrzany bruk, mało zieleni, czyli uroki życia w wielkim mieście... Atrakcją, której nie można pominąć, jest na pewno wizyta w Six Flags lub czymś na kształt tego. W Stanach funkcjonuje wiele parków rozrywki, a w nich m.in. mnóstwo najróżniejszych kolejek górskich (takich wielkich jak w tych amerykańskich filmach;d), w S TR. 1 1 czasie przejażdżek którymi można usłyszeć donośny krzyk: "aaaaa" i zobaczyć nie na żarty przestraszonych amatorów zabawy. Część początkowo odważnych nie wytrzymuje napięcia kiedy tylko wysiądą z kolejki, pędzą do najbliższego kosza na śmieci (chyba że wcześniej zaopatrzyli się w jakąś foliową torebkę..);P Warto też wybrać się w podróż nad Niagarę. Rejs małym stateczkiem, który podpływa prawie pod same kaskady i widok na wodospadbezcenne. Obok tego zwiedzanie Jaskini Wiatrów, podczas którego spienione masy wody spływające z amerykańskiej części spadają niemalże kilka metrów od tarasu, po którym wędrujemy - przemoczenie gwarantowane!;D Do Niagara Falls wybrałam się z wycieczką, co okazało się genialnym pomysłem. Zanim dotarliśmy na miejsce, urządziliśmy sobie w jedenastoosobowym busie imprezkę, której hitem został nieoceniony przebój Boney M "Rivers of Babylon" - ekipa okazała się być bardzo zgraną, a co najważniejsze obdarzoną dużą dozą humoru.;P Bardzo długo będę wracać pamięcią do tegorocznych wakacji - wszystko, co sobie zaplanowałam, udało mi się zrealizować. Ponadto poznałam wielu nowych ludzi, za którymi już teraz tęsknię. Co prawda myślałam, że zobaczę palmy... i nie zobaczyłam - na Florydzie niestety nie byłam, bo tam na pewno miałabym okazję je ujrzeć. Aczkolwiek opaleni turyści byli! gCh S TR. 1 2 R OK 10 1/56 Koniec świata. I co dalej? Andrzej Pilipiuk i „Oko Jelenia”. Recenzja Andrzej Pilipiuk już dawno zasłynął jako polski twórca porządnej gawędy. „Przygody Jakuba Wędrowcza”, okraszone mocnym cmentarnym humorem, czy fantastyczne zbiory opowiadań, jak chociażby, ciągle ciepły „Rzeźnik Drzew”, dały niezłą radochę całej rzeszy fanów - „fantastyki z jajem”. Pilipiuk – dla jednych grafoman, dla innych karmiący łopatą pomysłów żywiciel spragnionych innowacji czytelników – wydaje „Oko Jelenia”. Cudowną opowieść zaczynającą się na pozór nie tak jak powinna. A dlaczego? Już zaczynam. Cała historia kręci się wokół warszawskiego informatyka – nauczyciela, który pewnego dnia dowiaduje się od swojego przełożonego, że w ciągu godziny.. dojdzie do apokalipsy. I tutaj zaczyna się cała zabawa. Już po chwili nasz bohater ratuje jakiegoś uczniaka spod pięści kilku dresów którym przed śmiercią zachciało się pooglądać ludzkie organy, już po chwili oglądamy radioaktywny deszcz i apokaliptyczne niebo. Raczymy się lampką przedśmiertnego bimbru i czekamy na finalny koniec. Z tym, że zostało nam jeszcze jakieś 300 stron i 6 kolejnych tomów! Z opresji ratuje nas dziwaczny glut, który przemierza galaktykę i zbiera całą wiedzę cywilizacji, które właśnie się kończą. Dziwaczny glut może ocalić naszego bohatera wraz z jego nowym koleżką – uczniakiem, nad którego mózgiem o mały włos, jeszcze kilka stron wcześniej nie kontemplowało kilku dresów. Zrobi to w zamian za dozgonne posłuszeństwo. Jak się domyślamy, nasi bohaterowie zgadzają się od razu, i... wskakują – od tak, ni stąd ni zowąd – do XVI wieku, z zadaniem odnalezienia tytułowego Oka Jelenia. Wszystko to brzmi jak wyrwane z jakiegoś taniego szmatławca. Groteskowy wręcz natłok wydarzeń, istny mętlik i ten międzygalaktyczny glut. To brzmi co najmniej śmiesznie. Jednak później już nikomu nie jest do śmiechu. Nasi bohaterowie trafiają przecież prawie do średniowiecza, do czasów, gdzie za polarową bluzę na plecach, adidasy, czy po prostu wszystkie zęby można trafić na stos. Zmagania naszych towarzyszy, kompletnie nieprzystosowanych do istniejących warunków, za oręż mających tylko swoje głowy i wiedzę, którą wynieśli z XXI wieku – są opisane mistrzowsko. Autor przez całą historię częstuje nas smrodem miejskich rynsztoków, pluskwami w każdym łachu, okrutnymi egzekucjami, gwałtem na niczemu winnych dziewkach i… postępującą techniką, którą przynoszą nasi bohaterzy. Trup ściele się tutaj gęsto, przez całą historię jesteśmy po kostki ubroczeni w czerwonej posoce. Bezlitosność czasów daje o sobie znać na każdym kroku, a nawet z naszą wiedzą, na temat najprostszych bodajże lekarstw, sytuacja jest beznadziejna. W całej opowieści nie zabrakło miejsca na wątek miłosny. Znajdzie się tutaj coś dla panien głodnych uczuć wyższych, a przecież miłość i śmierć to mieszanka niesamowita. Andrzej Pilipiuk odwalił kawał naprawdę dobrego rzemiosła. Oko Jelenia nie jest dziełem wyższych lotów, nie znajdziemy tu filozoficznych rozmyślań godnych mistrzów literatury, ale mamy dobry pomysł i ciekawą historię. Miłość i śmierć. Seks i walające się dookoła kończyny. Przyszłość i przeszłość. Komputer i młyn wodny. Mnóstwo kontrastów przenikających się na wskroś, pozwalających w jednej chwili przeskakiwać z uwznioślającego uczucia po odruch wymiotny. Wszystko jest zgrabnie wykonaną historią, którą mógłbym polecić każdemu. Nawet do okładki nie mogę się przyczepić! ;) Czajkowski S AP ER E S TR. 1 3 AU D E WTF? – I tak nie ogarniesz!!! Cz.1 Blanka, Julka i Owsik to główni bohaterowie cyklu "Love from Biedronka". Jakimś cudem dotarli do 3 klasy liceum o profilu… właściwie nikt nie wie, jakiego. Mają swoje miłostki, kłócą się, przeżywają niesamowite przygody. I o tym właśnie są te opowiadania, o tym są one. O tym one są. "Było ciepłe lato, choć czasem padało, dużo wina się piło i mało się spało...". Dokładnie według słów kultowej piosenki przebiegły wakacje naszym bohaterom. Blanka, Julka, Owsik i reszta "gamoni" tworzyła swego rodzaju kulturowy tygiel. Owsik – rodowity mieszkaniec Rutek, Julka i Blanka – dumne zambrowianki. Już 2 września naszej paczce przyjaciół zamarzyło się pojechać na biwak do zacnej miejscowości X.W tym celu rozentuzjazmowana młodzież ruszyła do wychowawcy. – Wy leserzy, tłumoki i legaty!! Nie uczyliście się 2 lata, a w trzecim chcecie biwaku? Żeby więcej wróciło, niż pojechało? – z pianą na ustach wydarł się nauczyciel, osławiony "samotny biały żagiel". – Ale sorze, my się będziemy uczyć… Naprawdę… – z miną zbitego psa rzekł Owsik. Ku radości uczniów Samotny się ugiął i z miną "are Y fucking kidding me?" poszedł do dyrekcji. Ta z chęcią wyraziła zgodę na wyjazd. Tak więc grupa przyjaciół z szaloną klasą 3f, uprzednio kupiwszy "zaopatrzenie", ruszyli w daleką, 20-kilometrową drogę. Od początku coś im śmierdziało. Dosłownie, w automobilu coś cuchnęło tak jak salceson, którego w starej zamrażarce nie dopadł ludzki wzrok. I został tam do świąt. Jednak niemiły zapach miał być dopiero początkiem przygody młodych ludzi. Na górce prowadzącej do X, usłyszeli najpierw pfff, potem jak coś odpada, a potem to już tylko stek przekleństw kierowcy. Jakoś w tej kolejności. Wszyscy, jak jeden mąż, w spazmatycznym ataku paniki wybiegli z pojazdu. – Wtf?? – krzyknęła Blanka. – Ja się nie znam na motoryzacji, ale chyba odpadła opona – stwierdziła Julia. – Na co czekacie, siakie owakie, ruszyć się i jazda!!Popychać!! – władczym tonem rozkazał kierowca. Młodzież wraz z Samotnym posłusznie wykonała polecenie swego pana i władcy. A ten z kolei miał nie lada ubaw z grupy 18-latków. Szedł z boku, żując Orbit dla dzieci, w przepoconym podkoszulku "King of disco" w markowych dresach z 4 paskami. Czuło się, jakby oglądał "Dlaczego ja?" – Nie ogarniam, nie ogarniam… – szeptali do siebie uczniowie 3f. – Czuję się jak w jakimś bułgarskim centurm… – zaczęła Julka. – Nie kończ – szybko ucięła Blanka. Czy uczniowie dotrą na biwak??Czy przeżyją coś, co filozofom w pale się nie mieści??Czy kierowca zmieni podkoszulek?? Odpowiedzi na te i inne pytania szukajcie w 2. części opowiadania. Już w następnym numerze!! S TR. 1 4 R OK 10 1/56 Dydaktyczne monstra Wydawać by się mogło, że szkoła jest całkowicie bezpieczna. Nic bardziej mylnego. Na biednego ucznia czeka tutaj więcej niebezpieczeństw niż w amazońskiej dżungli. Pierwszym sukcesem jest przebicie się przez gąszcz lian [tutaj; uczniów rozkładających się na korytarzach, rozsiadających się na już i tak załadowanych schodach]. To są trudności w czasie teoretycznego odpoczynku [nazywa się to przerwa, czy jakoś tak…]. Nadchodzi dzwonek. Nikt tego nie lubi, ani uczniowie, ani nauczyciele. Jednak są tacy mieszkańcy pokoju nauczycielskiego, którzy tylko czekają, aby wylecieć ze swej jamy z księgą prawdy [dziennikiem]. Co się dziwić, że na ich biedne ofiary pada blady strach. Wśród nich znajdują się tacy jak Samo Zuo. Niby nic nie robią. Niby człowiekowi nie szkodzą. Ale sama ich obecność sprawia, że ziemia trzęsie się w posadach, a wszystkim uczniakom włosy stają dęba. Aż strach się bać. Mistrzowie Ciętej Riposty nie są wcale lepsi. U nich boisz się czegokolwiek zrobić, powiedzieć nawet oddychać. Potrafią ośmieszyć lepiej niż Szymon Majewski i Kuba Wojewódzki razem wzięci. Pomyślcie sobie; co za wstyd… zostać zdisowanym przez nauczyciela [pokolenie Hannah Montanah i Justina Biebera skomentowałoby to jednym, krótkim, treściwym; żal … lub Lol]. Jednak najgorsi nauczyciele są ci typu Robocop i David Copperfield. U nich wszyscy się uczą. A właściwie nie. Oni ryją podręczniki i zeszyty. Tutaj nie ma zmiłuj się. Ten pierwszy to perfekcjonista w każdym calu. Nie zbędziesz go jakimś zaimprowizowanym frazesem, że kolaż to osoba jeżdżąca na rowerze. U niego musisz każdą regułkę [te z podstawówki też] umieć wyrecytować słowo w słowo o 24 w sobotę! Robocop wszystko ma poukładane jak w zegarku. Nigdy się nie spóźnia. Zawsze skończy temat. Sprawdziany przynosi już następnego dnia. Copperfield można powiedzieć, że jest bardziej niebezpieczny. Bo on oprócz tego, że wymaga od was nadludzkiego wysiłku, to jeszcze wierzy, że zrobi z was, bandy największych głąbów świata, profesorów Oxfordu. To idealista. A tacy są najgroźniejsi. Olbrzymią rodzinę stanowią Saperzy. Wśród nich najbardziej niebezpieczny jest typ Oko Jastrzębia. On kołuje się nad uczniami i wypatruje potencjalnej ofiary. Oko Jastrzębia widzi nawet to, co jest niewidzialne. Brak blaszeczki czy mundurka dostrzeże z szybkością ponaddźwiękową. Kiedy robisz coś podejrzanego, ani się obejrzysz, już stoi za twoimi plecami. Jest jak twój cień, ale sam nie ma cienia. Hmmm, może jest wampirem? Niełatwo jest uczniom w szkole. Zagrożenie czyha na każdym kroku. Na całe szczęście, oprócz tych dydaktycznych monstrów istnieją nauczyciele mili, sympatyczni, którzy przez szkolne mroki prowadzą nas jak Samwise Gamgee Froda w drodze do Mordoru. W sumie szkoła to nie przedszkole, ale przecież zabawa może być przyjemna i pożyteczna. br Pamiętnik maturzysty 17 września, piątek Jakoś przebrnąłem te prawie 3 tygodnie. Chociaż to dopiero początek - pisząc szczerze - mam już dość. W tym roku do domu miałem wracać wcześniej, a wracam później. Miały być smaczne obiady o bożej godzinie 15.00, a są o 18.00. Miałem przychodzić ze szkoły z głową pełną wiedzy, zachęcającej wręcz swoją pożytecznością do dalszej nauki a wracam, rzucam plecak w kąt, włączam muzykę/gram coś swojego, gaszę światło i zanurzam się w cholernej melancholii. Fakt, dochodzą do tego przeróżne czynniki pozaszkolne, o których nie warto się rozpisywać, ale jednak matura mnie przytłacza. Wpadła pierwsza dwója, na lekcjach czuję że mam braki z przeszłości, a chociaż wykupiłem sto milionów dodatkowych podręczników, to nie mam siły do nich zajrzeć. Ale najbardziej brakuje mi schabowego o 15… S AP ER E AU D E S TR. 1 5 S TR. 1 6 R OK 10 1/56 Ta k i e ta m . . . Powiedział, co wiedział Jego broda była dla niego formą godności, którą Niemcy mu obcięli. Tylko śmierć z klasą zasługuje na uznanie. W czasie wojny nawet Żydzi ginęli. Niektórzy chcieli śmierć przeżyć w spokoju. (z interpretacji fr. Zdążyć przed Panem Bogiem) Szare komórki zawiodły? Jest na to rada! 1– 2010/2011 ważne do 5.11.10 Drodzy czytelnicy! Wakacje… Czas nieziemskich imprez, spania do południa i robienia tego, na co ma się ochotę. Wszystko cacy, ale… „tego” ze szkołą połączyć się nie da. Z autopsji wiadomo, że młody człowiek potrzebuje „chwili” rozrywki. Mądra prasa małego formatu wie, że po takiej „chwili” przygotowanie się do lekcji jest absolutnie niemożliwe. I co wtedy? Wtedy mądra prasa nie drukuje poradników „jak pozbyć się worków pod oczami”, a ratuje życie. Umieszczone niżej JAJO jest czymś więcej niż reklamą Kinderniespodzianki. Jest właśnie tym, co zapewnia „Sapere” błyskawiczny zbyt nakładu i tym, za co niektórzy są gotowi zapłacić nawet 10zł – jak mówi artykuł o „Czarnym rynku jajecznym” z marca 2007r. Warto wiedzieć, że JAJO z pierwszej ręki, czyli zakupione wraz z gazetką, to tylko 2zł. A można z nim zrobić dokładnie to, co z wolnym czasem w wakacje, czyli wszystko. My, jako redakcja, polecamy dać je od razu po wejściu nauczyciela do klasy z wyjaśnieniem, że Czytelnik nie przygotował się do lekcji i pragnie dać je pani/panu profesor, aby ta/ten potraktował je jako „nieprzygotowanie”. Najlepiej zrobić to po wykorzystaniu przysługujących (z tytułu ucznia) Czytelnikowi „nieprzygotowań” notowanych w dzienniku – tak na wszelki wypadek, żeby coś się komuś nie pomyliło. JAJA nie można wykorzystać przed zapowiedzianą kartkówką czy sprawdzianem. Uratuje ono skórę Czytelnikowi tylko w przypadku spontanicznej formy sprawdzania umiejętności ucznia (odpowiedź ustna bądź niezapowiedziana kartkówka). Czujna redakcja wie również, że są nauczyciele, którzy JAJ nie honorują. Aby dowiedzieć się o kogo chodzi, należy grzecznie zapytać (najlepiej pod koniec lekcji lub na początku takiej, na którą Czytelnik się akurat przygotował), co sądzi o JAJU. Redakcja będzie uradowana, gdy uczniowie będą dokonywać zakupu „Sapere” nie tylko ze względu na JAJO, ale także na interesujące artykuły;) sapere aude, Gazeta społeczności szkolnej Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Zambrowie Redakcja: B. Rykaczewska, J. Dąbrowska, W. Kazimierska, K. Dąbkowski, K. Czajkowski (IIIa LO), K. Piechocińska, E. Mendalka, M. Bartnicka (IIbLO), M. Chrostowska (IIa LO). W poczekalni: Alan Rashid (Ib). Kontakt z redakcją: 18 - 300 Zambrów, ul. M. Konopnickiej 16, tel. 086 271 27 08, Opieka redakcyjna: Joanna Mrozowska Skład i księgowość: Robert Mrozowski Nakład: 120 egz.
Podobne dokumenty
sapere aude - Zespół Szkół Ogólnokształcących im. Stanisława
dyrektor Danuty Żyznowskiej, p. dyrektora Krzysztofa Wasiulewskiego, p. prof. Haliny Kozłowskiej, p. prof. Wiesławy Iwanickiej, p. prof. Zbigniewa Rębisia, p. prof. Anny Średnickiej, p. prof. Małgo...
Bardziej szczegółowo